sobota, 9 lutego 2019

Rozdział 16. (Co z Oliwerem nie tak?) - KONIEC


Oto i ostatni rozdział Oliwera. 
Jeśli ktoś czuje niedosyt, to przypominam, że w ebooku (który można zakupić tutaj) znajduje się dodatkowy, bardzo długi rozdział 17 i epilog, zamykający całą historię dziwnego Okularnika oraz Wiktora-malkontenta. 
Zaglądajcie jeszcze na bloga, już niedługo opublikuję fragment najnowszego tekstu, który wiosną będziecie mogli zdobyć w formie książki. 
No i oczywiście może w międzyczasie znajdę też czas na McDonald ;) 
Trzymajcie się!


Kłótnia i jej zażegnywanie



Droga do domu minęła nam bez większych ekscesów, oczywiście gdyby nie liczyć ciągłych spojrzeń na siebie, przez które raz moglibyśmy stracić życie. No dobra, nie stracilibyśmy, bo droga była pusta i lekkie zboczenie na drugi pas nie kwalifikowało się do momentów, kiedy śmierć patrzy ludziom w oczy (w szczególności, że przekroczył linię zaledwie jednym kołem), ale i tak nie mogłem nie opieprzyć Oliwera.
Zaparkowaliśmy tuż pod domem, pamiętając jednocześnie o tym, żeby nie zastawić ojcu wyjazdu z garażu. Można więc jasno stwierdzić, że działanie marihuany powoli opuszczało nasze ciała.
Kładziemy się grzecznie do łóżka – zastrzegłem, kiedy stałem pod drzwiami i przeszukiwałem kieszenie. Była już dwudziesta druga, trochę więc zabawiliśmy w tym lesie i oczywiście, jak to w takich momentach bywa, nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy z upływającego czasu. – Nie mam już sił na nic.
Spojrzenie, jakim obdarzył mnie Oliwer, powaliłoby każdego zwierzoluba na kolana. Dokładnie tak patrzy Prezes, kiedy ma nadzieję, że sypniemy mu coś dobrego do miski. Całe szczęście, że ja zwierząt nie lubiłem, więc wielkie, proszące oczka nie zrobiły na mnie najmniejszego wrażenia.
Nie – powtórzyłem. – Dupa mnie boli. – Dodałem, posyłając mu jeszcze pełne wyrzutu spojrzenie, na co Oliwer tylko westchnął ciężko, jak zwykle nie paląc się do odpowiedzi. A mógłby chociaż przeprosić, drań jeden. Sam sobie w tyłek nic nie wsadzałem.
Otworzyłem drzwi i gdy tylko przekroczyliśmy próg, na schodach dosłownie mignął nam puchaty, koci ogon. Prezes, jak to miał w zwyczaju, na widok Oliwera ulotnił się najszybciej jak to możliwe, prychając jeszcze pod nosem z niezadowoleniem.
Naprawdę cię lubi – rzuciłem i pokiwałem głową z uznaniem.
Dla kotołaków podobno śmierdzimy, więc może dla nich też – odpowiedział tak poważnie, jak się tylko dało, a mnie na moment wryło w ziemię.
Kotołaki. Super.
A dla myszołaków?
Nie bądź głupi – skarcił mnie, pochylając się jednocześnie, żeby rozwiązać buty. – Coś takiego przecież nie istnieje.
Uniosłem brew, patrząc na niego pobłażliwie i jednocześnie notując sobie w myślach, że kotołaki, owszem, istniały, a myszołaki to już totalna abstrakcja, która nie miała prawa egzystować. Wszystko logiczne, prawda?
Przeszliśmy przez ciemny przedpokój, rodzice musieli już dawno spać, gdyż w domu nie paliło się żadne światło, a u podnóża schodów stały równo ułożone kapcie. Mama dostawała szału, kiedy wchodziło się w nich na górę, więc wszyscy potulnie ściągaliśmy je, żeby nie skalać dywanów na piętrze swoimi niegodziwymi podeszwami papci.
Chcesz się jeszcze umyć? – zapytałem półszeptem, gdy staliśmy pod moimi drzwiami. Oliwer kiwnął głową, więc zamiast wejść do mojego pokoju, zajrzałem do łazienki. – Dam ci ręcznik, umyj się, a później przyjdź do mnie. Wytrzasnę coś do spania. – Zająłem się nim niczym najlepszy gospodarz pod słońcem, którym przecież zawsze byłem.
Oliwer, jak to Oliwer, nie odpowiedział zbyt wylewnie, tylko poczekał, aż mu przekażę ręcznik i podam szczoteczkę, którą jeszcze niedawno niemal codziennie mył u nas zęby podczas swojej rekonwalescencji, a następnie ulotnię się z pomieszczenia. Od razu poszedłem do siebie i gdy tylko stanąłem w progu, ucieszyłem się, że nie wpuściłem tu Oliwera.
Kilka godzin temu miałem przecież poważny dylemat, co założyć na siebie, żeby nie wyglądać jak idiota na obiedzie w domu rodzinnym mojego wilkołaczego chłopaka. Nic więc dziwnego, że podłogę zdobiły teraz ubrania, które uznałem za niepasujące. Nie myśląc wiele, szybko zacząłem sprzątać.
Wilkołak czy nie, Oliwer może mieć też jakieś poczucie estetyki, prawda? A już tak od samego początku pozwolić na doklejenie sobie łatki bałaganiarza? Nie, nie. Jak w każdym porządnym związku, niech takie brudy wyjdą po jakimś czasie.
Oliwer wszedł do pomieszczenia, a ja właśnie kończyłem ścielić łóżko.
Znalazłem spodnie dresowe, mogą być dla ciebie nieco za długie, ale... – W tym momencie odwróciłem się do niego przodem i mnie zamurowało. W progu stał Oliwer. Nagi. Zamrugałem, przez chwilę chłonąc widok jego idealnie wyrzeźbionego ciała, kiedy zrozumiałem, że ten debil paradował po moim domu tak, jak go matka natura stworzyła. Jeszcze brakowało, żeby Alicji zachciało się siku, czy czegoś w tym stylu!
Momentalnie doskoczyłem do drzwi i przez pośpiech, nie zapanowałem nad łoskotem, jaki towarzyszył przy ich zamykaniu. Moi rodzice mieli ze mną naprawdę przekichane.
Co ty robisz? – syknąłem i jakby na przekór swoim słowom, omiotłem jego sylwetkę dokładnym spojrzeniem.
Kąpałem się – powiedział, kierując na mnie swoje spojrzenie z kategorii „ale o co chodzi?”. Musiałem odetchnąć ciężko i odsunąć się na stosowną odległość, gdyż w tamtej chwili nie mogłem zaufać własnemu ciału. Najchętniej przyciągnąłbym Oliwera do siebie, a później...
Idę się kąpać – rzuciłem szybko, wybiegając na korytarz i znów trzaskając drzwiami. Jak Boga nie kocham, gdybym miał kiedyś dzieci (co jest raczej mało prawdopodobne) oraz gdyby były tak samo niewdzięczne jak ja, sprzedałbym je na organy.
W mgnieniu oka znalazłem się w łazience, a ledwie chwilę później – pod prysznicem. Od razu puściłem zimną wodę, żeby jakoś okiełznać szalejące myśli, którym nawet nie pomagał wciąż bolący tyłek. Oliwer kiedyś naprawdę doprowadzi mnie do zawału. Czy wszystkie wilkołaki w jego wieku były tak cholernie seksowne?
Nie wiem ile tak stałem pod prysznicem, ale wyszedłem z kabiny dopiero, kiedy całe podniecenie ze mnie opadło i wtedy zauważyłem, że nie zabrałem ze sobą piżamy. Świetnie. Na Oliwera nakrzyczałem, a sam zaraz będę świecił golizną. Nie mając więc innego wyboru, owinąłem się ręcznikiem i wróciłem do pokoju, w którym już od progu powitało mnie uważne zielone spojrzenie.
Oliwer siedział na łóżku, a ja szybko zarejestrowałem, że miał na tyłku spodnie, które mu dałem. Teoretycznie mogłem więc odetchnąć z ulgą i nie martwiąc się o nic, sięgnąć do szafy po ciuchy do spania. Praktycznie jednak nie miał koszulki, a jego nagi tors był równie rozpraszający, co nagi tyłek.
Jeżeli ten wieczór był zapowiedzią katuszy, jakie będę przeżywać przez kolejne miesiące naszego związku, już wiedziałem, że mogę tego nie wytrzymać. Jak nic wykituję w końcu na zawał od tego ciągłego wysokiego ciśnienia, serwowanego mi przez słodko nieświadomego Oliwera.
Starając się nie zerkać w stronę Oliwera (co w sumie nie miało większego sensu, w końcu zaraz i tak znajdę się z nim w łóżku, a wtedy walka ze sobą rozpocznie się na nowo), złapałem za piżamę, żeby po chwili w naprawdę ekspresowym tempie ją na siebie nałożyć. Udawałem jednocześnie, że wcale nie widzę tego uważnego wzoku, którym mierzył mnie Oliwer, upuściłem na moment ręcznik i przez – dosłownie – ułamki sekund świeciłem mu przed oczami gołym tyłkiem. Zapewne obwisłym i niezbyt apetycznym, ale Oliwer, jak już przekonałem się nie raz, oceniał mnie innymi kategoriami. Gdy podszedłem do łóżka, jasno mogłem odczytać jego emocje – i z pewnością żadną z nich nie było obrzydzenie. Podobało mu się to, co widział, a ja wciąż nie mogłem w to uwierzyć.
Gotowy do spania? – zapytałem, udając, że nie ruszają mnie te jego maślane oczka. Kiwnął głową i przesunął się w głąb łóżka.
Teraz dopiero rozpocznie się walka ze samym sobą, pomyślałem jeszcze nim zgasiłem światło, po czym położyłem się tuż obok Oliwiera. Ciepło jego ciała i fakt, że leżał obok bez pieprzonej koszulki (jak mogłem mu jej nie dać?!) niczego nie ułatwiał.
Wiktor? – Cichy głos Oliwera przebił się przez nocną ciszę.
Hmm? – odmruknąłem, leżąc sztywno na wznak, wpatrując się w zaciemniony sufit i myśląc jednocześnie o największych obrzydliwościach tego świata.
Nie zrobiliśmy jeszcze prezentacji – stwierdził, a ja poczułem się tak, jakbym szedł ulicą i ni stąd, ni zowąd wyrósłby przede mną słup, w który przypieprzyłbym czołem.
Naprawdę myślisz teraz o takich rzeczach? – prychnąłem, momentalnie markotniejąc. To ja, do cholery, wyobrażam sobie ogromnego pieprza z włosami mojej wychowawczyni z podstawówki, bylebym tylko trzymał rączki przy sobie, kiedy on ma w głowie pedalskie przemyślenia Platona? Cholera, żeby to jeszcze był ktoś, kto nie umarł tysiące lat temu, wtedy chociaż miałbym prawo być zazdrosny!
Mhm, bo to przecież na wtorek – przypomniał, na co ja westchnąłem sfrustrowany.
Okej, to zrobimy jutro – odpowiedziałem, odwracając się do niego plecami. – A teraz śpij, jutro wykłady – przypomniałem mu jeszcze, okrywając się kołdrą. Wiedziałem jednak, że szybko nie zasnę. Oliwer nie dość, że grzał jak piec, to jeszcze zaczął się wiercić. Przewracał się to na wznak, to na plecy, żeby zaraz usiąść, poczekać chwilę i znów się położyć. Wytrzymałem kilkanaście minut, jednak gdy poziom mojej irytacji dosięgnął stanu krytycznego, nie wytrzymałem.
Możesz leżeć spokojnie? – fuknąłem, samemu podnosząc się do siadu i gromiąc go spojrzeniem.
Zielone oczy jak zwykle lśniły w ciemności i jak zwykle nie mogłem oderwać od nich spojrzenia. Przez moment nawet pożałowałem, że tak go okrzyczałem.
No bo... – zaczął Oliwer, siadając naprzeciwko mnie.
No bo? – ponagliłem, zakładając ręce na piersi.
Oliwer odetchnął ciężko. Jeszcze przez moment wiercił się na miejscu, aż wreszcie zamarł, żeby znów wlepić we mnie swoje zielone ślepia. Byłem pewny, że nawet w nocy mógł mnie dojrzeć o wiele lepiej, niż ja jego.
Naprawdę cię boli? – wypalił, a ja uniosłem brwi. Oliwer jak zawsze całkowicie mnie rozbroił. Miałem ochotę parsknąć śmiechem i pocałować go jednocześnie.
No... boli – przyznałem, uznając, że nie będę kłamać.
A gdybyśmy tak... inaczej? – zapytał, przysuwając się do mnie blisko. Zdecydowanie zbyt blisko. Czułem ciepły oddech owiewający moje usta, a gorąco bijące od jego ciała zaczęło stawać się nieznośne.
Jak... inaczej? – Sam już powoli traciłem opanowanie. To przecież niemożliwe, żeby para dwudziestoletnich gejów trzymała rączki przy sobie, kiedy spała w jednym łóżku. A przynajmniej tak to sobie tłumaczyłem, gdy Oliwer w końcu mnie pocałował. Zrobił to całkowicie po Oliwerowemu: mocno, chaotycznie, ale przy tym tak cholernie zmysłowo, że mógłbym dojść od samego całowania się.
Wylądowałem na łóżku i nawet nie zdziwiłem się, kiedy znów byłem nagi. Tym razem jednak musiałem pamiętać o niewyrażaniu aprobaty głosem. Dzików może i w promilu najbliższych metrów nie było, jednak mama i tata mogliby się nieco zdziwić, jeśli nie wystraszyć.

***

Obudziłem się, czując ogarniające mnie rozkoszne ciepło i nieznane do tej pory poczucie bezpieczeństwa. Świat mógłby się w tamtym momencie walić i palić, a ja i tak nawet bym się tym nie przejął, bo miałem wrażenie, że uścisk szerokich ramion obroni mnie przed całym złem. Uśmiechnąłem się do swoich myśli i przycisnąłem bardziej nos do rozgrzanej skóry, pachnącej lasem.
Musimy wstawać – padło tuż nad moim uchem, na co odpowiedziałem tylko cierpiętniczym jękiem. Jak Oliwer mógł być takim bezdusznym dupkiem, każąc mi podnieść rozleniwione cztery litery? W szczególności, że poza łóżkiem było tak zimno. – Wiktor, naprawdę musimy wstawać. Mamy wykłady – przypomniał, całkowicie wyrywając mnie już z sennego zawieszenia, w jakim na moment się znalazłem.
No i? – sapnąłem, odsuwając się od niego. Doskonale już wiedziałem, że ze snu nici. A tak dobrze mi się spało z tym przenośnym piecem – Oliwer był naprawdę dobrym rozwiązaniem na chłodne, jesienne wieczory. Taka farelka, która nie narażała cię na olbrzymie rachunki. Szkoda tylko, że miała funkcję gadania.
Powinniśmy iść – powiedział całkowicie poważnie, chociaż jeszcze przez moment miałem nadzieję, że żartuje. Zupełnie jakbym zapomniał, że przecież Oliwer nigdy nie żartował, poczucie humoru omijało go szerokim łukiem, no chyba, że trochę się upalił.
Serio? – jęknąłem, przewracając się na wznak i przecierając z ciężkim jękiem twarz. – Z samego rana powinieneś mi powiedzieć, że chcesz mnie przelecieć, czy coś, a nie marudzić o wykładach! – zarzuciłem mu.
Chcę cię przelecieć – padło całkowicie poważne stwierdzenie. Zamarłem na chwilę, posyłając Oliwerowi uważne spojrzenie i walcząc ze swoim przyspieszonym tętnem. – Ale musimy iść na wykłady – dokończył, dobijając mi gwoździa.
Jesteś najgorszy – warknąłem, wstając szybko z łóżka i szukając spodenek od piżamy. – Powinienem się za to śmiertelnie obrazić – ostrzegłem go, kiedy nagle odpowiedziało mi parsknięcie śmiechem. Aż obejrzałem się na Oliwera, patrząc na jego rozbawiony wyraz twarzy.
Wczoraj mówiłeś mi coś innego. – Uśmiechnął się szeroko, a ja poczułem, że nie mam już nawet sił się na niego gniewać. Pokręciłem tylko głową i gdy już nasunąłem spodenki na tyłek, wyszedłem z pokoju, uśmiechając się przy tym głupio.
Oliwer był niemożliwy.

***

Zjedliśmy spokojnie śniadanie, dochodząc do wniosku, że odpuszczamy sobie pierwszy wykład. Musielibyśmy się naprawdę spiąć, żeby na niego zdążyć, a że to tylko wykład, nie widziałem sensu, aby gnać na złamanie karku.
Wyszedłem z łazienki i skierowałem się od razu do swojego pokoju, w którym był Oliwer. Mama spotkała go rano w kuchni i o dziwo nie wyglądała na zdziwioną. Wręcz przeciwnie, jakby nigdy nic wypytała o jego preferencje żywieniowe, po czym zabrała się za przygotowywanie dla nas jednej z tych swoich obrzydliwych owsianek. Szybko jednak się okazało, że kuchnia mamy tylko dla mnie jest niejadalna, Oliwerowi smakowało, nawet poprosił o dokładkę, punktując Alicji jak jeszcze nikt nigdy.
Stanąłem w progu pomieszczenia i już miałem rzucić do Oliwera tekst, że teraz już się od mojej mamy nie odgoni, kiedy dostrzegłem go siedzącego na łóżku z moim telefonem w ręku. Zmarszczyłem brwi, zbyt zaskoczony, aby zareagować od razu.
A Oliwer? On tylko popatrzył na mnie, rejestrując moje pojawienie się w pokoju, po czym, jakby nigdy nic!, wrócił spojrzeniem do ekranu smartphona. Zagotowało się we mnie, to mało powiedziane. Coś po prostu wybuchło, a ja już nawet nie myślałem, co robię. Doskoczyłem do niego, wyrywając mu komórkę z dłoni.
Co ty robisz?! – fuknąłem, gromiąc go zirytowanym spojrzeniem.
Oliwer jednak nie wydawał się spłoszony, wręcz przeciwnie, zmarszczył groźnie brwi, nie wykazując przy tym żadnej skruchy. To tylko dolało oliwy do ognia, bo jak tak mógł bezprawnie przeglądać czyjąś własność?!
Pisał do ciebie – oznajmił grobowym tonem, do którego przedarły się jednak nutki rozdrażnienia.
Co? – Nie zrozumiałem, ale gdy zerknąłem na wyświetlacz, zobaczyłem otwarte okienko rozmowy z Łukaszem. – Nawet jeśli, kto ci pozwolił dotykać mój telefon?!
Powiedziałem ci już, że jesteś mój. On nie ma prawa do ciebie pisać. – Oliwer ciągnął jednak swoje dalej, zupełnie nie rozumiejąc istoty problemu, co tylko bardziej mnie wkurzało. Jak można być tak tępym, egoistycznym dupkiem sięgającym po cudze rzeczy osobiste?! Istnieje przecież coś takiego jak prywatność!
A ty nie możesz tak po prostu czytać moich wiadomości! – Gotowało się we mnie.
Gdybym nie przeczytał, to bym nie wiedział. – Wstał z łóżka, a ja dopiero teraz po raz pierwszy zobaczyłem go w takim stanie. Jego mięśnie były napięte do granic możliwości, zupełnie, jakby zaraz miał coś rozwalić, a rysy twarzy wyostrzyły się. W oczach natomiast dostrzegłem dziki, przerażający błysk, który każdemu normalnemu człowiekowi podpowiadałby, żeby się wycofać.
I nie musisz wiedzieć! – Ale ja nie byłem normalny. Ja byłem magnesem na kłopoty.
Czyli nie zaprzeczasz? – prychnął, podchodząc do mnie bardzo, bardzo blisko. Aż czułem jego gorący oddech na szyi i tym razem wcale nie było w tym nic erotycznego.
A po co mam zaprzeczać? – prychnąłem, zakładając ręce na piersi i patrząc na niego pobłażliwie z góry. Widziałem, jak Oliwer się gotuje. Zapewne marzył, aby w jakiś sposób rozładować kumulujące się emocje, a ja obserwowałem to z dziką satysfakcją, bo oczywiście byłem debilem nieprzejawiającym czegoś tak istotnego, jak instynkt samozachowawczy.
O dziwo, nic mi się nie stało. Z kłótni wyszedłem bez szwanku. Oliwer mierzył mnie przez chwilę sfrustrowanym spojrzeniem, żeby zaraz wydać z siebie gardłowy, całkowicie nieludzki dźwięk, a później wyminąć mnie i ruszyć w stronę schodów.
Stałem przez chwilę na środku pokoju, nie mając pojęcia, co się właśnie wydarzyło, kiedy usłyszałem trzask drzwi frontowych.
O Boże, czy właśnie odbyliśmy jedną z naszych pierwszych związkowych kłótni?

***

Po wyjściu z domu od razu zauważyłem brak czarnego golfa. Oliwer musiał się już więc zmyć, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Byłem tak zły, że gdybym miał jechać z nim w jednym samochodzie, któryś z nas z pewnością by zginął.
Łukasz faktycznie do mnie napisał. Nie, żebym w jakikolwiek sposób był tym zainteresowany, bo facet zaliczał się już do odległej przeszłości. Nie wiem, co miałoby się stać, abym mógł na niego znów spojrzeć, jak na obiekt westchnień. Zresztą, Łukasz raczej nie chciał nim być, może wciąż dręczyły go wyrzuty sumienia – chyba nie był tak złym gościem, jak początkowo uznałem. Zachował się nie w porządku, jednak teraz, gdy miałem Oliwera, całkowicie już o tym zapomniałem, nie czułem się nawet pokrzywdzony.
Wysłał mi zwykłą, niewinną wiadomość z kolejnymi przeprosinami, wyjaśnił, że jeszcze nigdy nie zrobił nikomu czegoś tak chamskiego, po czym dodał, że jak coś, to mogę na niego liczyć. Tyle, naprawdę nic więcej. Żadnych podtekstów, żadnego „a może w ramach pojednania kolacja ze śniadaniem w pakiecie?”. No nic, na co Oliwer miałby prawo się tak wściec.
Za to ja miałem powód i to poważny. Do cholery, nawet matka nie grzebała w moich prywatnych wiadomościach! Jemu też ufałem, dlatego zostawiłem przy nim telefon i nie przyszłoby mi do głowy, że mógłby po niego sięgnąć.
Na przystanek doszedłem w wisielczym nastroju, klnąc w myślach na nieprzystosowane społecznie wilkołaki, nieszanujące cudzej własności i nawet nie wiedząc kiedy, a już byłem pod brzydkim budynkiem mojego wydziału. Wszedłem przez te ohydne, pomarańczowe drzwi prosto do holu, minąłem portiernię i poszedłem dalej, schodami w górę, ku sali wykładowej.
Wiktor! – Nie minęła chwila, a obok mnie już znalazła się Elka. Zdusiłem w sobie niechętne skrzywienie, które cisnęło mi się na usta, po czym odpowiedziałem jej mało wylewnym kiwnięciem głowy. – Dobrze, że nie przyszedłeś na pierwszy wykład, odwołali – prychnęła, zakładając ręce na piersi, przez co cycki niemal wypłynęły jej z mocno wydekoltowanej bluzki.
Mhm, super – odpowiedziałem mało wylewnie, błądząc wzrokiem gdzieś ponad jej głową i wyłapując zielone, tak znajome spojrzenie. Oliwer stał kilka metrów dalej, przy drzwiach do sali wykładowej oraz mierzył mnie uważnym wzrokiem. Zmarszczyłem brwi, wciąż buzując od złości. Udałem jednak, że nic sobie nie robiłem z jego obecności i popatrzyłem z powrotem na Elkę. – A ty przyjechałaś na ten wykład? – zapytałem, chociaż prawdę mówiąc, wcale mnie to nie obchodziło.
Przyjechałam. Nie wracałam z powrotem, bo pół godziny w jedną, pół w drugą, nie było sensu. – Wzruszyła ramionami. – O takich rzeczach powinni nas szybciej informować – dodała z oburzeniem, na co jej potaknąłem. – A w ogóle – zaczęła konspiracyjnym szeptem, przysuwając się do mnie tak, jakby chciała podzielić się ze mną informacjami o składnikach bomby atomowej. – Pokłóciłeś się z Oliwerem?
Sapnąłem. Serio, nawet na uczelni nie miałem spokoju? Fakt, że ostatnimi czasy ciągle kręciliśmy się obok siebie, więc ta nagła zmiana w zachowaniu musiała rzucać się w oczy, ale nie bardzo miałem ochotę o tym rozmawiać. I to jeszcze z Elką. Wzruszyłem więc ramionami, w międzyczasie drzwi do sali otworzyły się, a na korytarz wylała się fala studentów, znudzonych półtoragodzinnymi zajęciami. Ludzie z naszego roku ustawili się tuż obok, pod ścianą i gdy to tylko było możliwe, weszli do pomieszczenia, w którym wciąż znajdował się wykładowca.
Tylko dziesięć minutek, dobrze? – zapytał nas Blechta swoim cieniutkim głosikiem, wkładając swojego notebooka do torby. – Dziesięć minut i wracam, rozsiądźcie się państwo. – Popatrzył na nas prosząco, jakbyśmy to my zarządzali jego przerwą, po czym szybko ruszył do drzwi, w akompaniamencie śmiechu Patrycji. Dziewczyna śledziła wykładowcę rozbawionym wzrokiem, a ja, chociaż Blechta kompletnie mnie nie obchodził, miałem ochotę wepchnąć jej coś do gardła. Co jak co, ale, cholera, facet był wykształcony. Był doktorem, więc, jakby nie patrzeć, wciąż miał kilka stopni więcej niż jakieś puste dziewczę z Nowej Huty ledwo po liceum.
Usiadłem z frustrowany tuż obok Elki, nawet nie myśląc o tym, żeby zakręcić się gdzieś koło Oliwera, który właśnie wszedł do sali. Popatrzył na mnie przez chwilę, ale zaraz ruszył na tyły i zajął miejsce po drugiej stronie pomieszczenia.
Przesuń się – dobiegł mnie znów głos Patrycji, ale nawet nie spojrzałem w jej stronę, zbyt zajęty szukaniem w torbie czegokolwiek, co nadawałoby się do pisania, bo najwyraźniej o długopisie mogłem pomarzyć. Ostatnio nie zaprzątałem sobie głowy takimi pierdołami. – Nie słyszysz?
Masz miejsce. – Podniosłem spojrzenie na Oliwera, który wpatrywał się w Patrycję tym swoim całkowicie wypranym z emocji wzrokiem. Widziałem, jak w dziewczynie się zagotowało, nawet mnie kiedyś te puste oczy doprowadzały do szału.
Ale przecież coś mówię, nie? Możesz się przesunąć pod ścianę, czy po ludzku nie rozumiesz, autystyku? – fuknęła, a ja, chociaż jeszcze niedawno słałem pod adresem Oliwera same przekleństwa, poczułem, że miarka się przebrała. Już kiedyś Patrycja doprowadziła mnie do konkluzji, że mogłem obrażać Oliwera na wszystkie sposoby, jednak nikt inny nie miał prawa tego robić.
To masz problem, bo on tam siedzi – odezwałem się, nim zdążyłem pomyśleć. – I może warto uderzyć do lekarza? Widać, że masz poważne kłopoty ze sobą – powiedziałem na głos to, co chyba dręczyło połowę grupy, a przynajmniej miałem taką nadzieję. Patrycja momentami stawała się nieznośna, jednak jedni albo jej w tym wtórowali, chcąc być fajni (serio, jak za czasów gimnazjum), a inni po prostu się bali. Ja z kolei miałem jej zachowanie głęboko gdzieś, póki mnie ono nie dotykało. Mogła gadać i robić co chciała, ale od Oliwera niech lepiej trzyma się z daleka.
Na odpowiedź nie czekałem długo. Spojrzała na mnie z miną srającego kota, cała skrzywiona ze złości.
A ty co, jego adwokat? – prychnęła, wyraźnie niezadowolona z tego, że postanowiłem się odezwać. – No chyba, że chodzi o coś innego, hm? – zapytała nagle, a jej twarz ozdobił szeroki, wyjątkowo koński uśmiech. – Wyglądasz mi na takiego. Jarają cię wolnomyślący?
Uniosłem brwi, starając się zachować spokój. Dzisiaj jednak ktoś z samego rana wyprowadził mnie już z równowagi i o dziwo właśnie tego kogoś teraz broniłem.
Nie, ty mnie zdecydowanie nie jarasz. Mogłabyś się wreszcie ogarnąć i zostawić przedszkole dawno za sobą – prychnąłem, zaczynając pakować to, co chwilę temu wyciągnąłem na ławkę. Nie miałem już ochoty być dzisiaj na uczelni, wszystko mnie tak strasznie denerwowało, że najlepiej zamknąłbym się w pokoju i wegetował do wieczora albo przynajmniej do momentu pogodzenia się z Oliwerem (który, mam nadzieję, nastąpi znacznie szybciej).
Podoba ci się – powiedziała z wyrazem mściwej satysfakcji na twarzy. Przewróciłem oczami, czując na sobie spojrzenie wszystkich ludzi w sali.
Podoba mi się, bo to mój chłopak – odparłem takim tonem, jakbym właśnie mówił komuś, że ziemia jest okrągła, śnieg zimny, a woda mokra. – Bawcie się z nią sami – rzuciłem jeszcze na odchodnym do ludzi z mojego roku i machnąłem ręką na pożegnanie, autentycznie przekonany, że już do tego kurwidołka nie wrócę. Nie zależało mi na tych studiach, więc z wielką chęcią zakończyłbym karierę studenta kulturoznawstwa po niecałym pierwszym semestrze.
Z nową energią wyszedłem z budynku i aż odetchnąłem pełną piersią, czując się o wiele lżejszy. Już chciałem pomachać wszystkim środkowym palcem, kiedy nagle drzwi otworzyły się, a ze środka wypadł Oliwer. Spojrzałem na niego zdziwiony, nie podejrzewając, że za mną pójdzie. Chociaż, gdy dłużej się nad tym zastanowiłem, to było całkiem przewidywalne.
To... – zaczął, stając przede mną.
Czekaj. – Uniosłem dłoń, przerywając mu. – Nie tu, okej? – zapytałem, ruchem głowy wskazując na budynek. – Jeśli mamy w planach godzenie się, zróbmy to w przyjemniejszym miejscu, bo ten wydział przyprawia mnie o mdłości.
Oliwer kiwnął głową, raz po raz jeszcze na mnie zerkając, gdy ruszyłem chodnikiem przed siebie.
To... gdzie?
Na Zakrzówku.

***

Naprawdę lubiłem to miejsce w Krakowie i myślę, że nie tylko ja. Dla wielu mieszkańców było czymś szczególnym; można tu porządnie odpocząć od zgiełku miasta, tak naprawdę nawet z niego nie wyjeżdżając.
Wspięliśmy się na górkę, skąd rozpościerał się idealny widok na cały zalew i otaczające go klify. Wciągnąłem zimne powietrze nosem, czując przedziwną lekkość. A ponoć nie powinno się wylewać frustracji na osoby postronne, jak widać, mnie to nie zaszkodziło.
Więc? – Odwróciłem się do Oliwera przodem. Stał na sporym kamieniu, dlatego też, chyba po raz pierwszy, byliśmy sobie równi i nie musiałem pochylać głowy, aby móc mu spojrzeć w oczy.
Nie powinienem przeglądać twojego telefonu – wypalił natychmiastowo, bez chociażby momentu zawahania, a ja zmarszczyłem brwi.
Okej – odparłem powoli, kiwając głową.
I co? I tyle? Już po kłótni?
Kocham cię – padło chwilę później, niemal zwalając mnie z nóg. Otworzyłem szeroko oczy, wpatrując się w Oliwera, jak w jakieś zjawisko paranormalne. Spodziewałem się po nim wszystkiego, może nawet kolejnej kłótni o Łukasza, jednak nie tak prosto wypowiedzianego wyznania. Zupełne, jakby mówił mi coś oczywistego.
Uchyliłem usta, żeby coś powiedzieć, jednak zaraz zdecydowałem się je zamknąć. Chrząknąłem, czując rozpierające od wewnątrz zawstydzenie, przenikające do każdej komórki mojego ciała. Co miałem mu odpowiedzieć? Że go też kocham? Oliwer był prostym człowiekiem, miał proste myśli i uczucia, nie musiał się nad nimi godzinami zastanawiać, tak jak ja. Na pewno coś do niego czułem, ale czy to była miłość? Z drugiej strony, gdyby nie była, to czy przejmowałbym się, że jakaś raszpla z roku go obraża? I czy czułbym się tak lekko, za każdym razem, kiedy obdarzał mnie czułym spojrzeniem, tak jak teraz?
Oliwer chyba jednak nie czekał na odpowiedź, z czego zdałem sobie sprawę w momencie, w którym złapał mnie za poły mojej jesiennej kurtki i przyciągnął do siebie bliżej, wpijając w usta. Sapnąłem, nieprzygotowany na taki ruch, jednak kiedy zaczął całować mnie z coraz większym zapałem, mogłem mu się tylko poddać.
A ja – wysapałem, gdy już się od siebie oderwaliśmy – nie piszę z Łukaszem. To on do mnie napisał, nie mam z nim żadnego kontaktu.
Oliwer kiwnął głową i uśmiechnął się lekko, sprawiając, że nogi się pode mną ugięły.
Odpuszczamy resztę wykładów? – zapytał, na co ja parsknąłem śmiechem.
Jakbyś kazał mi tam wrócić, uznałbym cię za niezłego sadystę – parsknąłem i pod wpływem chwili, wtuliłem się w jego gorące ciało, które zareagowało od razu, obejmując mnie ciasno ramionami.
Trzeba zrobić prezentację – powiedział jednak, burząc cały nastrój. Jęknąłem w jego pierś, mając przez chwilę ochotę zrzucić go z klifu, prosto w toń zbiornika.
Zamknij się – burknąłem, a kiedy Oliwer zaśmiał się w głos, coś aż połaskotało mnie od wewnątrz. Odsunąłem się lekko, żeby móc dojrzeć jego rozbawiony wyraz twarzy i doszedłem do wniosku, że kłótnie w gruncie rzeczy były fajnie. Albo raczej godzenie się było fajne, chociaż miałem nadzieję, że to dopiero pierwszy etap tego godzenia.
Pod wpływem chwili pocałowałem go mocno, nie przejmując się otaczającym nas zimnem. Oliwer odpowiedział i już po kilku sekundach toczyliśmy zaciekłą walkę, a nasze ręce utorowały sobie drogę pod ubrania.
Masz tu gdzieś... – wysapałem, jednak moje słowa zniknęły w kolejnym pocałunku, zainicjowanym przez Oliwera – samochód? – dokończyłem, kiedy udało mi się na moment uwolnić usta.
Mam – odparł, a jego wargi nie wiadomo kiedy znalazły się na mojej szyi. Jęknąłem gardłowo, odchylając głowę i pozwalając się zatracić obłędnym doznaniom. Zaraz jednak oprzytomniałem. Odepchnąłem go od siebie szybko, rozumiejąc, że jak tak dalej pójdzie, będziemy pieprzyć się jak króliki gdzieś tu, na trawie, na oczach akurat przechodzących ludzi.
To do samochodu – zarządziłem, poprawiając sobie koszulkę i zasłaniając odkryty brzuch. – Możesz wywieźć mnie nawet do pieprzonego lasu, byle szybko.
Oliwer znów się zaśmiał. Pokiwał głową i zeskoczył z kamienia, żeby złapać mnie jeszcze za rękę i pociągnąć ku ścieżce prowadzącej do asfaltowej drogi. Uśmiechnąłem się głupio, dając mu się prowadzić. Popatrzyłem na nasze splecione dłonie, a lekkość, która ogarnęła mnie chwilę wcześniej, wciąż nie odpuszczała.
Byłem szczęśliwy, cholera. Tak naprawdę szczęśliwy i nic nie mogło tego zakwestionować. Chociaż przez ostatnie dni wydarzyło się tyle popieprzonych rzeczy, miałem swojego autystycznego wilczka, on miał mnie i wszystko wydawało się jak najbardziej w porządku.
No i chyba też go kochałem... ale na moje wyznanie przyjdzie jeszcze odpowiedni moment. W końcu miałem troszkę bardziej pokręcony umysł niż Oliwer.

3 komentarze:

  1. Całkiem uroczy koniec, jak zreszta całe opowiadanie, choć nie przesłodzone i to chyba najbardziej mi się podoba w twoich tekstach.
    Chociaż prawde mówiąc wymęczył mnie ten rodziła - sama nie wiem czemu zabierałam się do niego chyba cztery razy, ale dałam radę dobrnąć do końca i całkiem mi się podobało.
    Może mój dystans bierze się z tego, że jestem fanka McDonalda.
    Życzę weny i czekam na dalsze losy Teodora ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowneeee. Uwielbiam Oliwera ❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne opowiadanie. Zabawne, urocze, momentami pełne cringu przez który wyłączałam wyświetlacz, tylko po to żeby po paru sekundach go włączyć xD Świetna robota <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.