Zbliżamy się do końca... tej części. :D Dla osób, które nie chcą się tak szybko rozstawać z wilczkami będę mieć za jakiś czas małą niespodziankę. I zapewniam, że klimat urbanfantasy będzie w niej o wiele bardziej wyczuwalny.
Ksenofobiczne wilki
Leżeliśmy
na łóżku. Moim, bo było znacznie szersze niż to w pokoju
gościnnym. Gdzieś na podłodze walał się karton z resztkami
niedojedzonej pizzy, a na stoliku obok stały szklanki z niedopitą
colą (mama naprawdę by nas zabiła, gdyby zobaczyła co zjedliśmy
i wypiliśmy na kolację).
–
Więc... – zacząłem i przewróciłem się na bok, podpierając
głowę na ręce. Oliwer popatrzył na mnie uważnie, a ja musiałem
szybko odegnać od siebie sprośne myśli. Co jak co, ale
znajdywaliśmy się przecież w łóżku, moglibyśmy naprawdę
dobrze wykorzystać ostatnią wspólną noc... Ale nie byłem
potworem. Oliwer jeszcze niedawno nie mógł sam dojść do toalety,
wciskanie mu rąk pod ubranie byłoby więc przejawem wyjątkowego
sadyzmu. – O co chodzi z tymi dwoma matkami, co? – zapytałem w
końcu.
– No,
mam dwie matki. – Wow. Błyskotliwa odpowiedź.
Przewróciłem
oczami.
– To
już wiem. Ale która jest twoja... i dlaczego masz je dwie?
–
Obie są moje. – Oliwer zamrugał, kompletnie nie łapiąc, o co mi
chodzi. Sapnąłem z irytacją, już wiedząc, dlaczego tak długo
odwlekałem tę rozmowę. Najprawdopodobniej podskórnie czułem, że
nie będzie należała do najłatwiejszych. Zresztą, jak wszystko co
tyczyło się Oliwera.
–
Okej, ale która cię urodziła?
– A
czy to ważne? – On naprawdę nie łapał. Dobry Boże, w którego
nawet nie wierzę, czemu pokarałeś mnie tak tępym chłopakiem?
– No
raczej ważne, nie?
–
Obie mnie wychowywały.
– Ale
tylko jedna jest twoją prawdziwą matką. Tylko jedna mogła cię
urodzić. – O dziwo mówiłem całkiem spokojnie. Cierpliwość
nigdy nie była moją mocną stroną, ale chyba przy Oliwerze będę
musiał się jej nauczyć.
–
Jagoda – powiedział po chwili. – Ale to naprawdę nie ma
znaczenia – dodał z uporem godnym dziecka, na co ja tylko
westchnąłem. Chyba nie zrozumiem sposobu myślenia tych całych...
zmiennokształtnych.
– I
to dla ciebie normalne? Że twój ojciec ma dwie baby? I dla nich to
też normalne? – zapytałem, wciąż ciągnąc ten temat.
Oliwer
wzruszył ramionami, a później poprawił okulary, które zdążyły
się przekrzywić na nosie. Tylko gdzieniegdzie na ciele zostały mu
blade zasinienia po wypadku, a wszystkie zadrapania, jakich nabawił
się na twarzy, zdążyły już się zagoić. Gdyby więc teraz na
niego spojrzeć, nikt nie mógłby odgadnąć, że jeszcze kilka dni
temu był w naprawdę poważnym stanie.
– Nie
żyjemy w monogamii – odpowiedział swoim cichym, monotonnym
głosem. – Mamy w sobie też krew wilka, a one żyją przecież w
stadach. Nasza rodzina i tak jest dość mała.
Z ust
wyrwało mi się parsknięcie. Oliwer posłał mi zdziwione
spojrzenie.
–
Wasi... rodzice – zawahałem się – mają ósemkę dzieci, tak?
Oliwer
kiwnął głową.
– To
raczej nie jest mała rodzina – parsknąłem.
–
Wujek ma cztery su... kobiety. – Jęknąłem cierpiętniczo, sam
nie wiedząc czym bardziej zaskoczony. Tym, że Oliwer chciał nazwać
partnerki wujka sukami, czy może przez ich ilość. To, cholera
jasna, nie było normalne! To było kurewsko popieprzone! Wszystko,
co tyczyło się Oliwera, było popieprzone! Normalny człowiek dawno
już by zwiał!
Podniosłem
się do siadu, zupełnie jakbym nie mógł przetrawić tych
wszystkich informacji na leżąco. Zaraz jednak zdałem sobie sprawę,
że zmiana pozycji w niczym nie pomagała, bo dalej miałem do
czynienia z wilkołakami i ich pokręconym światem.
–
I... wam to nie przeszkadza? Znaczy, twoim mamom i... – zawahałem
się. Prawie użyłem słowa „suki”, cholera jasna! – Kobietom
wujka – powiedziałem wreszcie, przełykając to zezwierzęcone
określenie. – Naprawdę im nie przeszkadza, że nie są jedyne?
Ja
pieprzę, jeśli usłyszałaby to jakakolwiek kobieta z chociażby
zalążkami feministycznych poglądów, już pewnie toczyłaby pianę
z ust. Nawet dla mnie śmierdziało to obleśnym męskim
patriarchatem na kilometry.
–
Nie... Tak jest i już. – Wzruszył ramionami, patrząc na mnie z
niezrozumieniem. Natrafiliśmy w tym momencie na ścianę. Niemal
czułem jej chłód na czubku własnego nosa, bo rzeczywiście ani ja
nie rozumiałem Oliwera, ani on mnie. Pomiędzy nami wyrósł więc
olbrzymi mur dzielący nasze, kompletnie różne, światy.
– Tak
jest – powtórzyłem za nim niczym echo. – Dla ciebie to
normalne. – Nie zapytałem, stwierdziłem fakt, a Oliwer nawet nie
przytaknął, bo rzeczywiście [i]tak było i koniec kropka. Świat
ludzi był bardziej monogamiczny i tu też mogłem postawić kropkę
– taki wzór życia był dla mnie oczywisty. – I ty też chcesz
mieć dwie... – Błagam, proszę, tylko nie „suki”. –
Partnerki?
Oliwer
zaprzeczył zaraz prędko, na co ja popatrzyłem na niego uważnie.
– Nie
chcę partnerek.
Och,
więc nawet wśród zmiennokształtnych trafiały się osobniki
całkowicie homoseksualne?
– A
partnerów? – zapytałem przez ściśnięte gardło. Jakoś niezbyt
podobało mi się samo wyobrażenie Oliwera z kilkoma mężczyznami.
Podniósł
się powoli, siadając tuż przede mną. Patrzył na mnie uważnie,
jakby chciał się czegoś doszukać w mojej twarzy, aż nagle
uśmiechnął się z rozbawieniem.
On.
Uśmiechnął się. I to z rozbawieniem!
–
Jesteś zazdrosny – stwierdził, wciąż badając mnie zielonymi
patrzałkami tak uważnie, że aż zrobiło mi się goręcej.
Prychnąłem jednak z wymuszoną irytacją, bo ciężko było mi
ukryć przed samym sobą, że rzeczywiście – byłem zazdrosny. Tak
trochę.
– No,
a ty byś nie był? – burknąłem, jednak zaraz zrozumiałem, że
popełniłem błąd. – Och, jasne, że byś nie był. Dorastałeś,
obserwując związki poligamiczne – prychnąłem niemal urażony
tym, że moje wartości nie nakładały się na wartości Oliwera.
Okularnik
jednak wzruszył ramionami.
–
Może i tak. Ale nie lubię się dzielić – powiedział spokojnie,
wciąż patrząc mi tak głęboko w oczy, że niemal czułem dotyk
tego spojrzenia. Po plecach przebiegły mi dreszcze, ale nie
potrafiłem zaklasyfikować ich do konkretnej kategorii – nie
wiedziałem, czy były przyjemne czy wręcz przeciwnie.
Przypomniałem
sobie jednak o niedawnym wydarzeniu pod uczelnią, z Łukaszem i
Oliwierem w rolach głównych... i o tych wszystkich docinkach, że
„śmierdzę” bo właśnie wracałem od Łukasza i musiałem
przesiąknąć jego zapachem. W okolicach piersi momentalnie rozlało
mi się coś przyjemnie ciepłego. Tak, Oliwer też był o mnie
zazdrosny.
– Ale
może powinienem brać przykład od was, hm? – zapytałem,
pochylając się do Oliwera i patrząc na niego prowokująco. –
Może powinienem znaleźć sobie kogoś jeszcze, żeby bardziej
zrozumieć wasz świat?
Oliwer
zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony. Ledwo co stłumiłem pełen
zadowolenia uśmiech, jaki cisnął mi się na wargi.
–
Spróbuj tylko – warknął.
–
Och, więc przeszkadzałoby ci to?
Pochylił
się do mnie momentalnie i jednym, stanowczym ruchem złapał za mój
kark, żeby zaraz do siebie przyciągnąć.
–
Jesteś mój – powiedział tak pewnym tonem głosu, że aż
zadrżałem niekontrolowanie. Na moment każda myśl, jaka do tej
chwili krążyła w mojej głowie, zniknęła, pozostawiając po
sobie pustkę, a ja mogłem tylko wpatrywać się w iskrzące
złością, zielone oczy. – Nie pozwolę ci z nikim innym – dodał
i chociaż zabrzmiało to cholernie niepokojąco, w tamtej chwili
naprawdę mi to pasowało. Nie zdążyłem w żaden sposób
zareagować, kiedy ręka Oliwera złapała mnie za włosy i
pociągnęła moją głowę w bok, odsłaniając szyję. Syknąłem,
czując na delikatnej skórze najpierw usta Oliwera, a po chwili też
i jego zęby.
–
Ludzie... – sapnąłem, ale przymknąłem oczy z przyjemności,
kiedy poczułem ciepły język przesuwający się na jeden z
obojczyków. – Nie są przedmiotami – wydusiłem, a Oliwer
wreszcie odsunął się ode mnie.
Skłamałbym,
że nie pociągała mnie ta jego dzikość i zaborczość. Podobało
mi się, że nazywał mnie swoim, ale z drugiej strony, jako
człowiek, chyba nie powinienem się godzić na sprowadzenie mnie do
roli rzeczy.
– Ja
też mogę być twój – powiedział całkowicie poważnie i bez
skrępowania, cały czas patrząc mi w oczy. Zrobiło mi się
goręcej.
Nie
byłem w stanie niczego z siebie wydusić, więc jedynie kiwnąłem
głową.
Poczucie,
że zarówno ja byłem czyjś, jak i ten ktoś był mój, dawało
ukojenie.
***
Oliwer
wrócił do siebie, a nasz dom nagle opustoszał. Znów było tu
przytłaczająco cicho, jedynie Prezes mógł wyjść ze swojej
kryjówki (za którą obrał sobie parapet w salonie) i wreszcie bez
strachu zaglądać do każdego pomieszczenia. Wcześniej niczym ognia
unikał Oliwera, wystarczyło tylko, że ten pojawił się w pokoju,
a Prezes nagle magicznie się ulatniał.
Leżałem
na łóżku, bez zastanowienia scrollując Facebooka i jednocześnie
czekając na jakąkolwiek wiadomość od Oliwera. Pisanie z nim na
Messengerze wciąż było dla mnie dziwne... ale chyba już
przyzwyczaiłem się do tego uczucia. Musiałem przywyknąć – w
końcu nie każdy się dowiaduje, że jego chłopak jest wilkołakiem.
Bo
chyba byliśmy parą. Myślę, że deklaracja „jesteś mój” i
„ja jestem twój” całkiem nieźle wpisuje się w ramy deklaracji
dotyczącej chodzenia ze sobą. Może to nie to samo co proste „bądź
moim chłopakiem”, ale musiałem przyznać, że Oliwer całkiem
nieźle sobie poradził. Aż uśmiechnąłem się na samo wspomnienie
jego wczorajszych słów. Z Oliwerem nim nic nie było normalne.
„Wpadniesz
do mnie jutro?” – napisał obiekt moich rozmyślań, nie racząc
odpisać na wcześniejszą wiadomość, w której narzekałem mu na
projekt z filozofii, bo oczywiście nawet nie tknęliśmy go palcem.
„Żeby
pochylić się nad Platonem i rozwikłać jego pedalskie
przemyślenia?” – odpowiedziałem mu zaraz, na co po chwili w
dymku rozmowy pojawiły się trzy kropeczki. Jak głupi wpatrywałem
się w nie, czekając, aż wreszcie Oliwer wyśle to, co tak
namiętnie skrobał.
„Moja
mama cię zaprasza.”
Uniosłem
brwi. Rany boskie, to już ten moment, w którym poznajemy
rodziców...? To znaczy, nie, żebyśmy ich już nie zdążyli poznać
wcześniej, ale... no, chyba zaproszenie do domu ma się trochę
inaczej do pyskowania im w klinice, kiedy ich dziecko znajduje się
na stole operacyjnym, czy śledzenie matki tego dziecka, bo ubzdurało
się sobie, że własny ojciec ma z nią romans...?
„Która
mama?” – odpisałem, nie mogąc się powstrzymać.
„Jagoda.
Ale Sylwia też jest za tym, żebyś przyszedł na obiad.”
Okej,
czyli mamy błogosławieństwo dwóch mam... to chyba bardzo duża
karta przetargowa, co nie?
Zwilżyłem
wargi, sam nie wiedząc, co odpowiedzieć. Mogłem nie być gotów na
wejście w sam środek wilkołaczej watahy, a już z pewnością nie
chciałem stać się jej częścią... Ujmijmy to jasno i klarownie –
zmiennokształtni byli cholernie popieprzeni. Musiałbym się nieźle
spalić, żeby móc dobrze się czuć w ich towarzystwie.
Z
drugiej strony, warto przekonać się na własnej skórze, jak
działała rodzina Oliwera, prawda? No i nie oszukujmy się, jakoś
tam, gdzieś bardzo, bardzo głęboko we mnie, trochę mi się to
podobało. Wreszcie nie czułem się tak przeciętny jak zazwyczaj.
„Na
którą?”
„Piętnastą.”
„Okej.”
Rozmowy
z Oliwerem były krótkie, ale treściwe. Uśmiechnąłem się pod
nosem, kiedy jeszcze napisał mi surowe „dobranoc”. Cały Oliwer.
Jeszcze
chwilę przesuwałem Facebooka ze znużeniem, a gdy już miałem
odłożyć telefon na bok i położyć się spać, mignęło mi
jakieś polubione zdjęcie. Nic szczególnego, na pierwszy rzut oka,
tylko tyle, że zdjęcie polubił Łukasz.
Zamarłem
na kilka chwil, żeby zaraz wejść na jego profil, z zamiarem
usunięcia go ze znajomych. Bo po co niby dalej mielibyśmy być
połączeni na Facebooku, skoro na dobre chciałem wyrzucić go ze
swojego życia?
Zawahałem
się. Nie. Miałem go przecież gdzieś, w żadnym stopniu więc nie
przeszkadzało mi posiadanie go w znajomych na jakimś durnym portalu
społecznościowym. Szybko więc wyłączyłem aplikację i odłożyłem
telefon na bok.
Łukasza
nie było już w moim życiu, ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę,
że praktycznie o nim nie myślałem. Należał do przeszłości i
stanowił ten element układanki, który doprowadził mnie do
znacznie większego i o wiele bardziej potrzebnego – do Oliwera.
Po
kilku dłuższych chwilach udało mi się zasnąć.
I
rzeczywiście moich myśli nie zaprzątał już Łukasz.
***
Niedzielny
poranek rozpoczął się jak każdy inny – wstałem koło
dziesiątej, wyjrzałem za okno, żeby nie móc dojrzeć drugiego
końca ulicy, bo oczywiście wszystko niknęło we mgle vel smogu, a
później zszedłem na śniadanie. Dałem się namówić mamie na
owsiankę, a później kilka godzin przeleżałem bez ruchu w łóżku
z laptopem na brzuchu. Ruszyłem się dopiero gdy wybiła trzynasta
trzydzieści – jeśli chciałem zdążyć (sam jeszcze nie
wiedziałem, czy rzeczywiście pragnąłem tego obiadu wśród
wilkołaków), musiałem podnieść swoje zasiedziałe cztery litery.
Ubrałem
się całkiem normalnie, w końcu to zwykły obiad, prawda? Biały
T-shirt, ciemne joggery, szara bluza i dżinsowa kurta. Stanąłem
przed lustrem i aż obejrzałem się z każdej strony. Albo doznałem
złudzenia optycznego, albo trochę schudłem? Nie dużo oczywiście,
bo wciąż pewnie jadłem za dwóch, ale moja twarz wydawała się
jakby szczuplejsza, a i gumka od spodni nie wpijała się w brzuch.
Uśmiechnąłem się do swojego odbicia, zadowolony. Odgarnąłem
jeszcze włosy z twarzy i nasunąłem na głowę czarną czapkę z
daszkiem – mogłem wyjść.
– Tak
idziesz na obiad do rodziców Oliwera? – skrytykowała mnie mama,
kiedy tylko znalazłem się na dole.
– A
jak mam niby iść? W garniturze? – burknąłem.
–
Nie, ale koszulę mógłbyś założyć – powiedziała, mierząc
mnie jeszcze niezadowolonym spojrzeniem, na które ja odpowiedziałem
niechętnym grymasem. Przeszedłem szybko do przedpokoju i zaraz
złapałem za moje ciemne najki. – I jeny, te buty – sapnęła,
wyglądając zza ściany dzielącej przedpokój od kuchni. –
Przecież one są do biegania!
Parsknąłem.
No oczywiście, do biegania... w szczególności, że ja nigdy ich do
tego nie wykorzystałem.
–
Pochwaliłabyś mnie chociaż, że schudłem – zaburczałem, kiedy
już założyłem swoje sneakersy. Wyprostowałem się i posłałem
jej urażone spojrzenie, na co ona odpowiedziała dokładnie mnie
lustrującym wzrokiem.
–
Może trochę... tak na twarzy?
Uśmiechnąłem
się szeroko. No, skoro dostałem potwierdzenie, że trochę mnie
ubyło, mogłem wreszcie ruszyć podbić świat...
…albo
chociaż serca pewnej wilkołaczej rodziny.
***
Drzwi
otworzył mi Oliwer, a ja, już trochę zdenerwowany, kiedy
dostrzegłem jego minę, zdenerwowałem się jeszcze bardziej.
– Co
jest? – zapytałem od razu, nim jeszcze zdążyliśmy wymienić
słowa przywitania.
– Nie
miałem kiedy ci napisać... mój dziadek przyjechał –
odpowiedział tak grobowym tonem, że po moich plecach momentalnie
przebiegł chłodny dreszcz.
–
Czyli... mam wracać? – Zmarszczyłem w niezrozumieniu brwi.
Wystarczyłoby jednak tylko, żeby Oliwer kiwnął głową, a mnie
już dawno by tu nie było i co więcej – wcale nie miałbym do
Oliwera pretensji. Jeszcze nie znałem pana dziadka, ale już
przeczuwałem, że to nie może być przyjemny typ – w innym
wypadku Oliwer nie wyglądałby tak, jakby właśnie miał ochotę
popełnić harakiri.
–
Och, Wiktor! – Zza Oliwera wychyliła się ni z tego, ni z owego
Sylwia. – Już jesteś. No, Oliwer, zaproś chłopaka! –
powiedziała jakby nigdy nic. Jakby już dawno przyjęła do siebie,
że jej syn (no, może nie do końca jej) gustował w swojej płci.
Może u wilkołaków to przychodziło znacznie prościej, niż u
ludzi? Może z racji tego, że w połowie byli wilkami, mieli
zupełnie inne spojrzenie na świat? W końcu homoseksualizm w
świecie zwierząt występuje w większości gatunków...
– Um,
jeśli przeszkadzam, to sobie pójdę – wydusiłem z siebie,
wyraźnie się denerwując.
–
Och, nie, nie! Przecież cię zaprosiliśmy!
– Ale
mamo, dziadek – zaczął Oliwer i posłał Sylwii porozumiewawcze
spojrzenie, które mi mówiło tyle co: „lepiej wróć dzisiaj do
domu”.
–
Dziadek przecież go nie zje – rzuciła żartem, jednak dla mnie
zabrzmiało jak najprawdziwsza groźba. Oliwer nie zdążył jej już
odpowiedzieć, bo z wnętrza mieszkania dobiegło nas głośne
warknięcie, a następnie niezadowolone słowa jakiegoś mężczyzny.
Szybko zrozumiałem, że należały do pana dziadka.
–
Długo jeszcze będziecie tak tam sterczeć? Pokażcie mi to ludzkie
szczenię, no. Nie macie już co ukrywać, i tak czuję ten smród. –
Zadrżałem, jakbym naprawdę miał zaraz stracić życie. Nie, nie,
nie! Nie było opcji, żebym miał teraz przekroczyć próg i stanąć
oko w oko z podstarzałym, apodyktycznym wilkołakiem! Szybko
odwróciłem się i już miałem dać nogę, gdy w ostatniej chwili
wokół mojego nadgarstka zacisnęła się dłoń Oliwera.
–
Załatwimy to szybko – mruknął, przyciągając mnie do siebie.
Popatrzyłem spłoszony najpierw na niego, a później na Sylwię,
która wciąż uśmiechała się dobrotliwie.
– Nie
będzie tak źle. – Pokiwała głową, a ja, z sercem na ramieniu,
przekroczyłem próg mieszkania. W przedpokoju, jak za ostatnim
razem, walała się cała masa dziecięcych butów, a wieszak uginał
się pod ciężarem kurtek. Teraz jednak ledwo to zarejestrowałem,
wystraszony spoglądając w stronę salonu, w którym bawiły się
dwie, niemal identyczne dziewczynki. Wyglądałyby całkiem
normalnie, a ich zabawa lalkami Barbie też nie budziłaby moich
zastrzeżeń, gdyby nie para wilczych uszu zdobiących ich głowy.
Musiałem zamrugać, żeby przekonać się, że to nie żaden majak,
a już na pewno nie mokry sen zboczonego Azjaty.
– No
pokażże się. – Nie mogłem dłużej przyglądać się
dziewczynkom, bo po chwili przede mną wyrósł ogromny facet. Jeśli
to miał być pan dziadek, to ja spasuję. Wolałem swoich dziadków,
którzy przynajmniej jak dziadkowie wyglądali. – Chuchro takie –
prychnął, marszcząc z niezadowoleniem nos, a ja szybko
zlustrowałem jego sylwetkę. Wyglądał na bardzo wysportowanego, w
dodatku mierzył sobie jakiś metr dziewięćdziesiąt parę, więc
przewyższał nawet mnie. Jedynym, co świadczyło o jego wieku, to
zmarszczki na twarzy, duże zakola i siwe włosy.
Wyciągnął
w moją stronę swoją olbrzymią łapę, a ja odruchowo cofnąłem
się do tyłu. Łapa była jednak silniejsza, pan dziadek złapał
mnie za brodę i obrócił moją twarz, oglądając jak jakiegoś
konia na targu.
–
Słabe, jak to człowiek. I strachliwe.
–
Przestań – warknął nagle Oliwer, łapiąc mężczyznę za
nadgarstek i odciągając jego rękę ode mnie. Naprawdę zapragnąłem
zniknąć, a cała moja buńczuczność, której przecież miałem
nadmiar, wyparowała nie wiadomo gdzie. Odpyskować mogłem równemu
sobie, ale ten facet, gdyby tylko chciał, naprawdę mógłby mnie
nieźle poturbować.
–
Tato, prosiłam cię przecież – sapnęła Sylwia, posyłając
mężczyźnie karcące spojrzenie.
– Jak
możecie na to pozwalać?! – prychnął, marszcząc groźnie brwi,
a ja już wiedziałem, że takiemu facetowi nie chciałem wchodzić w
paradę. – Nie dość, że to człowiek, to jeszcze mężczyzna!
Och, a
więc jednak wśród wilkołaków również występowało takie
zjawisko, jak ksenofobia. Gdybym nie był tak cholernie przerażony,
może odważyłbym rzucić jedno czy dwa słowa na ten temat. Nie
miałem jednak ochoty na narażanie się temu potworowi, więc
milczałem.
–
Mamy inne czasy... – zaczęła Sylwia, próbując jeszcze jakoś
załagodzić ten spór, kiedy do moich uszu dobiegł przerażający,
jakby ostrzegawczy warkot. Spojrzałem na Oliwera, który stanął
między mną a swoim dziadkiem. Tylko przez moment dojrzałem jego
obnażone zęby. Wyglądał jak najprawdziwsze zwierzę zamknięte w
ludzkim ciele.
Na
ułamek sekundy w po moim ciele rozlało się coś przyjemnie
ciepłego. Oliwer mnie bronił, a ja, mimo że wciąż nie czułem
się bezpiecznie, doceniałem to.
– To
nie twoja sprawa, z kim się spotykam. Zwalasz się najpierw na nasze
mieszkanie, bez żadnego uprzedzenia, a teraz jeszcze obrażasz
mojego chłopaka. – Wbiłem zdziwione spojrzenie w napięte plecy
Oliwera, zupełnie jakby zaraz szykował się do ataku. Nic takiego
jednak nie nadchodziło. – Nie masz prawa mówić mi, z kim mam się
wiązać, a z kim nie. To moje życie – dodał jeszcze, a dziadek,
z każdą chwilą, wydawał się być coraz bardziej poirytowany.
Niczym balon, który, bezustannie pompowany, miał wreszcie
wybuchnąć. Zrobiłem krok w tył, dochodząc do wniosku, że
naprawdę nie chciałem być świadkiem tego wybuchu.
–
Jestem głową tej rodziny – powiedział tak nieludzkim głosem, że
przez moment aż zapomniałem, jak się oddycha. Nie pamiętam już,
żebym kiedykolwiek tak się bał, jak wtedy, gdy stałem w
przedpokoju, mając przed sobą broniącego mnie Oliwera i
rozwścieczonego, prawie dwumetrowego potwora... bo w tamtym
momencie, chociaż wciąż przybierał postać człowieka, nie
przypominał już go. Warkotliwy głos, ostre spojrzenie i napięta
sylwetka nie zwiastowała niczego dobrego.
– Tej
już na pewno nie – zasyczał Oliwer, robiąc krok w stronę
mężczyzny.
–
Widzę, że ojciec za bardzo wam pobłaża. Gdybyście tylko zostali
u mnie, wiedzielibyście, gdzie wasze miejsce w rodzinie –
powiedział i złapał nagle Oliwera za ramię, żeby zaraz cisnąć
nim o ścianę. Aż krzyknąłem, nie wierząc w to, co widzę.
Dziadek rzucił się na własnego wnuka! Przecież to czysta
patologia!
Oliwer
nie był mu dłużny – nie wiedziałem nawet kiedy, ale jego dłonie
przybrały nieludzkiego wyrazu: pazury wydłużyły się, a pod skórą
przebijały się spore żyły – zadrapał dziadka w okolicy piersi,
rozcinając mu koszulę.
I wtedy
między nich wkroczyła Sylwia. Z trzech gardeł wydobywały się
przeróżne zwierzęce odgłosy, a ja naprawdę miałem ochotę
zniknąć.
–
Gryzą się! – Do przedpokoju zajrzały dziewczynki, a na schodach
pojawił się jakiś chłopiec. Nikt jednak nie zareagował na tę
scenę przemocy. Co więcej – dzieci nawet nie wyglądały na
przestraszone, bardziej na zaciekawione.
I nagle
wszystko dobiegło końca. Powarczeli jeszcze przez chwilę, aż
wreszcie odsunęli się od siebie.
–
Rozpieszczony gnojek – fuknął pan dziadek, zmierzył swojego
wnuka krytycznym spojrzeniem, odwrócił się i ruszył do salonu,
mijając zaciekawione dziewczynki.
–
Chyba nie mam co liczyć na spokojne popołudnie – sapnęła
Sylwia, poprawiając swoją wysoką kitkę. Patrzyłem to na nią, to
na Oliwera, nie mając pojęcia, czego tak naprawdę byłem
świadkiem. Kłótnia wyglądała na bardzo poważną, dziadek
wydawał się pałać czystą chęcią roszarpania Oliwera, tymczasem
ten nie miał na sobie nawet zadraśnięcia. – Przepraszamy –
zwróciła się do mnie z zawstydzonym uśmiechem. – To... dla
ciebie pewnie dziwne. – Och, i to jak! – Jesteśmy dość...
porywczy.
–
Porywczy – powtórzyłem, mając ochotę roześmiać się z żalu i
zdezorientowania w jednym. To było chore! Miałem wrażenie, jakbym
nagle znalazł się w jakimś krzywym zwierciadle.
Oliwer
patrzył na mnie uważnie, a ja czułem, że to wszystko już dawno
temu mnie przerosło. Nie miałem ochoty zostawać w tym miejscu ani
chwili dłużej, szybko więc odwróciłem się na pięcie i
wyszedłem z mieszkania, cały czas trzęsąc się z nerwów. Serce
waliło mi w piersi, krew szumiała w uszach, a ja nie potrafiłem
zapanować nad mętlikiem, jaki powstał w mojej głowie. Chłopak
wilkołak i jego wilkołacza rodzina były dla mnie chyba zbyt dużym
wyzwaniem.
Zdążyłem
tylko zejść na półpiętro, kiedy dopadł mnie Oliwer.
– Idę
z tobą – powiedział, patrząc na mnie z uporem.
–
Nie. Wiesz co... zostań z dziadkiem, czy coś – mówiłem
nieskładnie. Język plątał mi się od zbyt dużej dawki emocji,
więc nawet nie zdziwiłbym się, gdyby Oliwer nic z tego nie
zrozumiał. – Ja wrócę do domu... i ten.
– Idę
z tobą – powtórzył z jeszcze większym uporem. Spojrzałem na
niego zdziwiony, początkowo nie spodziewając się takiej
zaciętości, ale wtedy do mnie dotarło – to przecież Oliwer.
Prosty, ale stanowczy chłopak, kierujący się nieskomplikowanymi
emocjami.
Nagle
większość zdezorientowania, które swoim ciężarem niemal wbijało
mnie w ziemię, zniknęło. Uśmiechnąłem się mimowolnie, zdając
sobie sprawę, że nie chciałem być teraz sam.
–
Tylko wrócę po kurtkę – dodał jeszcze, patrząc na mnie z
obawą. – Poczekasz? – zapytał, jakby myślał, że zaraz
ucieknę. Może i miał rację, bo zaledwie pół minuty wcześniej
dokładnie to bym zrobił.
–
Poczekam – kiwnąłem tylko głową, żeby zlustrować jego
sylwetkę wzrokiem. Nie był tak wysoki jak ojciec i dziadek, ale
zdecydowanie odziedziczył po nich przysadzistą budowę ciała. –
Ale oprócz kurtki nie zapomnij też o butach – dodałem
żartobliwie. – Mogą okazać się przydatne.
Oliwer
spuścił wzrok na swoje stopy w skarpetkach. Kiwnął głową.
– Ale
poczekaj – zastrzegł jeszcze.
–
Poczekam.
–
Pojedziemy poza miasto – dodał, nim odwrócił się i szybko
pokonał partię schodów dzielącą go od mieszkania.
–
Poza miasto? – zdziwiłem się. Oliwer kiwnął głową.
– Tam
będzie spokojnie. Pokażę ci, jak naprawdę wygląda mój świat.
Nasz główny bohater ma niski poziom instynktu samozachowawczego. Ewidentnie nie przejmuje się tym że może stać się przekąska niczym Bella ze zmierzchu. XD Oliwer jest mega sympatyczny taki prosty w tym wszystkim. Szanuję
OdpowiedzUsuńNo i gdzie podziały się takie porządne wilkołaki jak Oliwer? On szalenie kocha Wiktora i sam chyba jest szalony bo kto normalny rzuciły się na takie agresywne homofobistyczne monstrum jak ten kochany dziadzio...
OdpowiedzUsuńPAN dziadek, no nie mogę :D <3 Fajna "kłótnia rodzinna", like.
OdpowiedzUsuńOliwer taki zaborczy i troszkę prymitywny <3
podoba mi się postawa Oliwera, ta jego zaborczość i ciekawa jestem jak Wiktor odnajdzie się w wilczym świecie
OdpowiedzUsuńCiekawe czy jest w planach wycie do księżyca ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny odcinek i niecierpliwie czekam na kolejny.
Dołączam się do czekania...
UsuńWreszcie udało mi się coś naskrobać pod rozdziałem, a oczywiście przeczytałam go super dawno :D
OdpowiedzUsuńTo tak abyś pamiętała, że zapewne nie tylko ja ale pewnie i inni, niczego nigdy co publikowane u Ciebie nie pomijam :D
Ten dziadek mnie rozbroił, sprzeczka godna wilków. Jednak oni dalej z mojego punktu czytelniczego wydają się super słodcy:D jako para.
Widziałam już nowy post, oczywiscie mało obiektywny ze mnie czytelnik jeśli chodzi o wszystko co napisane przez Ciebie :D
Także czekam na wydanie :))))
Ściskam ciepło,
Elda
Strasznie się przestraszyłam tego dziadka 😅 nie dziwię sie Wiktorowi. Zachowanie Oliwera bylo po prostu jak zwykle urocze
OdpowiedzUsuń