Pisane przy piosence Halsey - Sorry. Możecie sobie włączyć ;). Jak dla mnie to powinien być hymn Andrzeja.
Czarne, białe i szare
Pomimo
lekkiego ćmienia w skroniach, było mu przyjemnie. Ciepło i
wygodnie, czego chcieć więcej? Zamruczał z zadowoleniem, wtulając
się w czyjeś ramiona jeszcze bardziej, zupełnie jakby chciał się
z tą osobą stopić. Początkowo nawet nie zastanawiał się, kim
ten ktoś jest, zresztą, nie miał nawet pojęcia, gdzie się
znajduje. Z każdą jednak chwilą, gdy jego umysł zaczął się
rozbudzać, docierały do niego coraz to bardziej świadome myśli.
Nie wrócił wczoraj do swojego mieszkania, pierwsza myśl. Zobaczył
Andrzeja całującego się z jakąś dziewczyną, druga. Pojechał do
Rafała, trzecia.
Momentalnie
otworzył oczy.
Cholera
jasna.
Podniósł
spojrzenie wyżej, na wciąż uśpioną twarz Rzepy. Coś na ten
widok ścisnęło go w gardle, a kiedy dotarło do niego, jak wiele
wydarzyło się wczorajszej nocy, miał ochotę zniknąć. Boże,
naprawdę musiał być pijany, skoro do tego wszystkiego doszło!
Nie
myśląc wiele, podniósł się ostrożnie do siadu, tak, aby nie
obudzić Rafała. Wysunął się z łóżka i rozejrzał w
poszukiwaniu swoich ubrań – chciał jak najszybciej stąd uciec.
Na samo wspomnienie tego co wyrabiali zaledwie parę godzin temu,
paliły go policzki. Wmawiał sobie jednak, że to wszystko przez
alkohol, a każdą myśl, która podpowiadała mu, że przecież
udało mu się trochę wytrzeźwieć, nim poszli ze sobą do łóżka,
spychał na samo dno umysłu. Tak, to zdecydowanie wina alkoholu!
–
Zawsze tak uciekasz? – Dobiegł go ochrypły, wciąż zaspany głos
Rzepy. Drgnął, zastanawiając się jeszcze przez krótką chwilę,
czy nie złapać swoich rzeczy i nie czmychnąć z mieszkania, ale
ostatecznie uznał, że to byłoby naprawdę żałosne. Obrócił się
do Rafała, a kiedy natrafił wzrokiem na jego rozespane, zaskoczone
spojrzenie, a później skupił swoją uwagę na wciąż opuchniętych
od wczorajszych pocałunków wargach. Zrobiło mu się niebezpiecznie
gorąco.
–
N-nie, j-ja chci-chciałem... – urwał. Wyartykułowanie czegoś w
stanie, w jakim się teraz znajdował, mijało się z celem. Zrobi z
siebie tylko pośmiewisko. Zacisnął dłonie na materiale swoich
spodni, nie wiedząc co zrobić. Stał więc, jak ta ostatnia
sierota, mierząc się ze swoim zawstydzeniem, sfrustrowaniem i
resztkami kaca.
– Już
żałujesz? – zapytał Rafał, a w jego głosie pobrzmiewało
rozgoryczenie. Zaalarmowany tym Teodor popatrzył na chłopaka i coś
znów złapało go za gardło. Nawet gdyby chciał, pewnie i tak nic
mądrego nie opuściłoby jego ust. Nie, kiedy znajdował się w
takim stanie. Znów czuł się jak gimnazjalny Teo-jęczybuła.
Zabawne, że kiedy sobie popił, nie miał takich problemów z
artykułowaniem swoich myśli.
Rafał
uniósł się powoli do siadu, cały czas obserwując Teodora, niczym
drapieżnik swoją zwierzynę. Kamiński miał ochotę zaśmiać się
do siebie, bo rzeczywiście tak właśnie się teraz czuł – jak
zwierzyna. Spłoszony, zdezorientowany i mający ochotę uciec.
Wychylił
się i złapał go za nadgarstek. Drapieżnik dopadł zwierzyny,
przemknęło Teodorowi jeszcze przez głowę, ale tu urwały się
jego głupie rozważania, bo już po chwili został pociągnięty w
stronę łóżka. Nie opierał się, kiedy silne ramiona zmusiły,
żeby najpierw się na nim położył, a później zamknęły go w
uścisku.
–
N-nie wiem co mam p-powiedzieć – burknął cicho Teodor, musząc
jednak przyznać, że podobało mu się, kiedy Rafał go obejmował.
Naprawdę czuł się wtedy bezpiecznie... O ironio, gdyby jeszcze
siedem lat temu ktoś mu powiedział, że będzie beztrosko wtulać
się w Rzepę, wyśmiałby go.
– To
nic nie mów.
***
Reszta
południa również nie była zbyt rozmowna, minęła im pod znakiem
wymownych spojrzeń, gestów, pocałunków. Rafał, tak jak i Teodor,
również nie wiedział, co powinien mówić, więc obaj uznali, że
w takim wypadku lepiej po prostu się nie odzywać. Teodor nie chciał
się błaźnić swoim jąkaniem, a Rzepa z kolei bał się, że powie
coś niestosownego i cały czar, który utrzymywał się od
poprzedniego wieczora, pryśnie.
O
trzynastej, gdy Rzepa uznał, że może już wsiąść za kierownicę,
więc zgodnie z ich zwyczajem, odwiózł Teodora pod sam blok.
Kamiński nie oponował, chociaż w prawdzie nie chciał wracać do
swojego mieszkania – u Rafała, chociaż było niezręcznie, to
przynajmniej czuł się bezpieczny. Przeczuwał co (albo raczej kogo)
może zastać u siebie, więc wolałby odroczyć moment powrotu, z
drugiej strony czuł, że nie powinien uciekać. Całe życie był
tchórzem, ten jeden, jedyny raz mógł wreszcie wygarnąć wszystko,
co tak bardzo go dręczyło.
–
Dziękuję – powiedział, spoglądając nerwowo na okno. Rafał
wyłączył silnik, więc w samochodzie panowała teraz absolutna,
dość niezręczna cisza. Rzepa nie odpowiedział, mierzył go tylko
tymi swoimi małymi, świńskimi oczkami, które, od jakiegoś czasu,
straciły na swojej świńskości. Teraz wydawały się Teodorowi po
prostu męskie, jak cały Rzepa.
– Nie
ma za co – odpowiedział, a wtedy Teodor poczuł, że zanim
wysiądzie, musi zrobić coś jeszcze. Pochylił się do mężczyzny
i nie bacząc na to, że stali przed blokiem w samym środku dnia i
że każdy mógłby ich teraz zobaczyć, pocałował Rzepę. Najpierw
musnął go delikatnie ustami, a kiedy poczuł, że całowanie Rafała
coraz bardziej mu się podobało, pogłębił doznanie. Wsunął mu
język do ust, obejmując go przy tym mocno za kark, a kiedy poczuł
ciężki oddech na swoim policzku, zadrżał.
Odsunął
się, nie mogąc ukryć rozbawionego uśmiechu.
– Co
za dużo, to niezdrowo – rzucił tylko i szybko wyskoczył z
samochodu. Kiedy spojrzał na zaskoczonego Rzepę, zaśmiał się w
duchu i żwawym krokiem ruszył do klatki.
Jezus
Maria, on i Rafał... Teodor-jąkała i Rzepa. Życie naprawdę lubi
być przewrotne, pomyślał, wpisując kod do mieszkania i nie
oglądając się już na czarnego golfa, wszedł do bloku.
Z
każdym pokonanym stopniem czuł się jednak coraz gorzej. Odczuwana
jeszcze chwilę lekkość, zdawała się rozpłynąć w powietrzu, a
gdy wreszcie dotarł na swoje piętro i zobaczył to, co spodziewał
się zobaczyć, zamarł.
Andrzej
siedział na schodach z głową opartą o ścianę. Miał przymknięte
oczy, ale kiedy usłyszał tuż obok siebie ruch, otworzył je
momentalnie. Teodor poczuł nieprzyjemny ciężar zwalający mu się
na barki i niemal wgniatający go w podłogę. Wiedział, że tym
razem nie może uciec, chociaż naprawdę tego chciał. Najchętniej
odwróciłby się na pięcie, a później pobiegł do ciepłego
wnętrza Rafałowego golfa i jego szerokich ramion. Powinien jednak w
końcu szczerze porozmawiać z Andrzejem, jeśli pragnął, żeby
wszystko wróciło do chociażby pozornej normalności. A przecież
nie chciał tracić przyjaciela z dzieciństwa.
–
Jesteś – rzucił odkrywczo Andrzej, zbierając się powoli z
podłogi. Teodor zdusił w sobie pełne niechęci prychnięcie, w
zamian sięgnął jedynie po klucze i zabrał się za otwieranie
drzwi.
–
Długo już tu siedzisz? – zapytał jakby nigdy nic, starając się
ukryć drżenie swoich dłoni.
– Od
wczoraj – powiedział, a Teodor na moment aż zamarł. Zerknął z
niedowierzaniem na Andrzeja, szukając jakichkolwiek oznak kłamstwa.
Ale Andrzej wydawał się mówić poważnie.
– Od
wczoraj tu siedzisz? – Kiwnięcie głową. – I nie... nie spałeś
u t-tej... – Cholera jasna, że też załączyło mu się jąkanie.
– T-tej laski?
Andrzej
westchnął ciężko i podrapał się nerwowo w bok głowy, burząc i
tak już niezbyt ułożone włosy.
–
Wejdźmy do środka, co?
Teodor
zawahał się. Otworzył zamki, ale nie otworzył jeszcze drzwi.
Odwrócił się do Andrzeja przodem i posłał mu najbardziej
nieugięte spojrzenie, na jakie było go w tamtej chwili stać.
–
Chcę, żebyś zabrał ode mnie swoje rzeczy.
Andrzej
nie wyglądał na zaskoczonego. Spodziewał się takiego obrotu
sprawy i możliwe nawet, że już się na niego przygotował, bo
jedynie posłusznie przytaknął, nawet nie próbując wylicytować
kilku kolejnych dni pod dachem Teodora.
Weszli
do przedpokoju, a Kamiński miał ochotę zakląć na widok butów
Bartka. Akurat teraz jego współlokator, który całe dnie spędzał
poza mieszkaniem, musiał mieć wolne. Westchnął ciężko, już
czując, że dzisiaj szczęście zdecydowało się go opuścić.
Bez
słowa ściągnęli kurtki i buty, żeby zaraz przejść do sypialni
Kamińskiego. Teodor od czasu do czasu zerkał na Andrzeja, jednak
ostatecznie, mimo kilku podjętych prób zebrania się w sobie i
rzucenia czegoś, nic nie powiedział. Uznał, że najpierw powinni
znaleźć się w jego pokoju, nie chciał odstawiać przedstawienia
dla Bartka.
–
Masz gdzie w ogóle się podziać? – zapytał, kiedy w końcu
znaleźli się w czterech ścianach Teodorowej sypialni. Andrzej
zerknął na niego krótko, aż wreszcie pochylił się do swojej
walizki. Jego ruchy były spokojne, nie wykazywał nawet cienia
zdenerwowania czy rozdrażnienia.
– Mam
– odparł krótko, na co w Teodorze aż coś zawrzało. Tylko tyle
mu się należało? Za te tygodnie trzymania tyłka Andrzeja pod
swoim dachem, karmienia go i ostatecznie nieproszenia nawet o grosz
zapłaty? Tylko tyle po tym, co między nimi zdążyło się
wydarzyć? Naprawdę stał tak nisko w hierarchii znajomości i
wartości Andrzeja?
–
Na-naprawdę nic dla ciebie nie zna-czyłem? – zapytał, nim zdążył
pomyśleć. Od razu znienawidził się nie tylko za paplanie bzdur,
ale też za drżący, pełen żalu ton głosu, którym te bzury
wypowiedział.
Andrzej
zamarł, aż wreszcie wcisnął swoją pogniecioną koszulkę do
walizki, nawet nie zaprzątając sobie głowy złożeniem jej.
Odwrócił się do Teodora, który już walczył z cisnącymi mu do
oczu łzami. Na ten widok przez jego twarz przebiegł trudny do
zinterpretowania wyraz.
–
Teo... – powiedział miękko i podniósł się z kucków. –
Wiedziałem, że tak będzie – sapnął, rozkładając ręce w
wyrazie bezradności. – Od samego początku, wiedziałem, więc
próbowałem trzymać się z daleka.
–
Słabo próbowałeś – prychnął Teodor, przypominając sobie te
wszystkie pocałunki znienacka, czułe gesty i spojrzenia, którymi
obdarzył go Andrzej, zanim między nimi zrobiło się poważnie. Jak
mógłby być im wtedy obojętny?
Wargi
Andrzeja zacisnęły się w wąską linię, a on sam milczał przez
chwilę, aż wreszcie, po zebraniu myśli, odezwał się:
–
Myśl co chcesz. – Wzruszył ramionami. – Że się tobą bawiłem,
że się znudziłem, cokolwiek, co będzie ci łatwiej przyjąć. –
Posłał mu uważne spojrzenie, pod którym Teodor zadrżał. – Ale
prawda jest taka, że znaczysz dla mnie dużo. Więcej, niż ci się
wydaje. Już w gimnazjum byłeś moim najlepszym kumplem, a później
jak cię spotkałem – sapnął, aż nagle zaśmiał się gorzko i
pokręcił głową, przeczesując nerwowo włosy. Teodor zamrugał,
dawno już nie widział Andrzeja w takim stanie. – Wiesz co myślę?
Że byłeś moją pierwszą miłością, taką prawdziwą, z której
sobie wtedy nie zdawałem sprawy...
–
Przestań – zaprotestował zaraz Teodor, czując, jak znów pod
powiekami zbierają mu się łzy. Nie to chciał usłyszeć! Wolałby,
żeby Andrzej zaśmiał mu się w twarz, powiedział, że to była
dobra przygoda, ale że się znudził! Wolał, żeby Andrzej na końcu
okazał się tym złym, tym, na którego mógł zrzucić winę za
całe zło świata... Ale Andrzej znów był tylko Andrzejem –
pokręconym chłopakiem, niedającym zamknąć się w żadnych
ramach. Nie prezentował się tylko jako czarny albo jasny charakter
tej historii, był synkretyczny i to właśnie tak irytowało
Teodora... bo jak niby mógł przestać go kochać i zacząć
nienawidzić?
– Nie
– zaczął Andrzej i zrobił krok w jego stronę. – Byłem z tobą
szczęśliwy. Brzmi jak łzawy tekst rodem z harlequina dla starych,
niewyżytych bab, ale pieprzyć to. Nie wiem czemu wtedy poszedłem w
długą, nie dając ci znać. Nie wiem czemu powiedziałem to, co
powiedziałem później i nie wiem, kurwa mać, czemu wczoraj
wyrwałem tę laskę. Właśnie o to chodzi! – Zaśmiał się
gorzko, niemal obłąkańczo, a Teodor aż musiał zamrugać,
pierwszy raz widząc Andrzeja w takim stanie. – Ja sam siebie, do
jasnej cholery, nie rozumiem. Za każdym razem rozpierdalam to, na
czym mi zależy. Jak wtedy wróciłem z imprezy i się przespaliśmy,
byłem w chuj szczęśliwy, serio, ale jednocześnie wiedziałem, że
to spierdolę. Nie ma innej opcji, moje całe życie to jedna wielka
spierdolina. Nawet hamburgerów w Macu nie mogę wydawać! –
prychnął z krzywym, pełnym żalu uśmiechem. – Jestem żałosny.
Z
każdym słowem Wrońskiego, w gardle Teodora narastała gula, aż
wreszcie stała się tak wielka, że aż niemożliwa do przełknięcia.
Nie wiedział, co ma o tym myśleć, ale za to wiedział, że Andrzej
był z nim szczery. Po raz pierwszy powiedział mu wszystko, co tak
naprawdę cały czas mu ciążyło. Nie wytrzymał, w jednej chwili
jeszcze stał kilka kroków dalej, a w drugiej już był przy
Andrzeju, przytulając jego drżące z emocji ciało.
– Nie
– wyrwało się Andrzejowi, ale na przekór temu, objął Teodora,
niemal się w niego wczepiając. Zacisnął swoje chude, tak różne od Rafała ramiona dookoła Kamińskiego i zamarł na kilka dłuższych chwil, jeszcze dotkliwiej odczuwając, że naprawdę wszystko spieprzył. – Dlatego stwierdziłem, że
lepiej będzie ci z Rafałem – szepnął, przerywając ciszę. Teodor
drgnął, aż wreszcie odsunął się, żeby spojrzeć Andrzejowi w
twarz. – Wiedziałem to od początku... bo wiesz – uśmiechnął
się krzywo – on naprawdę nie jest zły. Miałbyś w końcu kogoś,
kto by na ciebie zasługiwał – dodał, patrząc mu głęboko w
oczy.
–
Chciałbym zacząć cię nienawidzić – powiedział Teodor zgodnie
z prawdą.
– To
zacznij.
Uśmiechnął
się krzywo, wsuwając dłoń w ciemne, szorstkie od farbowania
włosy. Andrzej zerknął na niego zdziwiony, ale Teodor na to nie
zareagował. Zsunął rękę najpierw na jego policzek, a po chwili
wahania w końcu odsunął się od niego.
Andrzej
nie był ani czarny, ani biały, ani nawet szary, był każdym z tych
kolorów po trochu, właśnie dlatego Teodor nie mógłby go tak po
prostu skreślić i zacząć nienawidzić.
–
Żeby to było takie ł-atwe. Serio jesteś popierdolony – dodał,
odwracając spojrzenie na ścianę, na której wciąż widniały
plakaty Andy'ego Biersacka. Najwyższa pora, aby się ich wreszcie
pozbyć.
Wroński
zaśmiał się gorzko.
–
Wreszcie i ty to widzisz.
Teodor
zerknął na niego, nie przypominał już tego samego, pewnego
siebie, krnąbrnego dzieciaka z gimnazjum. Prędzej zgubionego
chłopca, stojącego w samym środku zrobionego przez siebie bałaganu
– w przenośni i dosłownie, w końcu dookoła walały się jego
rzeczy. Bił się z myślami tylko przez moment, aż zaczął pakować
wszystko niedbale do walizek.
–
Masz gdzie się zatrzymać? – zapytał. Wciąż się o niego
martwił.
–
Mam, nie przejmuj się – odpowiedział krótko, a coś ścisnęło
Teodora w przełyku, kiedy dostrzegł jego drżące ręce.
Musiał
wyjść z pokoju, bo bał się, że zrobi jakieś głupstwo, którego
będzie później żałować. Przeszedł do kuchni, postanawiając tu
przeczekać pakowanie się Andrzeja.
Drzwi
do ich wspólnego rozdziału, który nim zdążył się na dobre
rozpocząć, już dobiegł końca, wreszcie się zamknęły. Teodor
nie miał już złudzeń, że wszystko się wyjaśni i zostaną
cudowną parą – Andrzej nie był tego typu osobą, a sam Kamiński
miał dość okłamywania samego siebie. Różnili się diametralnie,
tego nie dało się pogodzić.
Zresztą...
Teodor już nawet nie chciał. Po raz pierwszy mógł szczerze
powiedzieć, że był Andrzejem zmęczony i musiał od niego
odpocząć.
***
Mieszkanie bez Andrzeja, bez jego wszędzie walających się rzeczy i
ogromnych walizek rozłożonych na samym środku Teodorowego pokoju,
wydawało się nagle opustoszeć. Stało się ciche i wyraźnie
czegoś w nim brakowało... do tego stopnia, że nawet Teodor nie
potrafił znaleźć sobie miejsca. Snuł się od kuchni do swojej
sypialni, to raz otwierając lodówkę, to parząc sobie kolejną
herbatę, mimo że poprzedniej jeszcze nie zdążył wypić. Gdy po
raz kolejny zrobił bezsensowną rundkę kuchnia-przedpokój-pokój,
aż sapnął z irytacji. Odstawił z hukiem kubek na biurko,
dochodząc do wniosku, że dłużej już tak nie da rady. Złapał za
telefon i tu nastąpił moment wahania.
Chciał
pisać do Rafała? Chciał się teraz z nim kontaktować?
Odpowiedź
przyszła natychmiastowo. Nie.
„Wpadnij
do mnie. To pilne” – napisał, ale nie wysłał tego Rzepie. Po
wczorajszym wieczorze i dzisiejszym dniu nie miał ochoty na
oglądanie ani Rzepy, ani Andrzeja, ani w ogóle nikogo, kogo poznał
za czasów gimnazjum. Wiadomość trafiła więc do Natalii, jego
najlepszej koleżanki ze studiów i zarazem jedynej osoby, której
towarzystwo Teodor by teraz zdzierżył.
„Coś
się stało?” – brzmiała niemal natychmiastowa odpowiedź.
„Dużo.”
„Daj
mi pół godziny.”
Teodor
westchnął ciężko i odłożył telefon na biurko, tuż obok
rozlanej herbaty, którą wylał podczas zbyt nerwowego postawienia
kubka. Wpatrzył się chwilę w ciemną plamę, zdobiącą blat,
czując jednocześnie ulgę i złość – ulgę, bo Natalia jak
zwykle okazała się prawdziwą przyjaciółką, a złość, bo... bo
był cholernie beznadziejny.
Jak
mógł jednocześnie czuć coś do Andrzeja i Rafała? Jak mógł, po
tym wszystkim, wciąż czuć coś do Andrzeja? Zresztą, to samo
pytanie mógłby zadać sobie podmieniając tylko „Andrzeja” na
„Rafała”. Rzepa nie wyrył się w pamięci Teodora niczym
przyjemnym, przynajmniej nie za czasów gimnazjum, a jednak Kamiński
lgnął do niego jak ćma do światła... No ale ludzie się przecież
zmieniali, Rafał był tego koronnym przykładem.
Tylko
czy Andrzej się zmienił, skoro Rzepa przeszedł tak drastyczną
przemianę? Właśnie – Andrzej nie zmienił się wcale. Był wciąż
tak samo Andrzejowaty jak siedem lat temu, zapatrzony jedynie w
czubek swojego prostego, cholernie seksownego nosa.
Teodor
sapnął z frustracją, a gdy jego spojrzenie zatrzymało się na
jednym z największych plakatów Biersacka, jaki zdobił ściany
pokoju, zareagował automatycznie. Nawet nie zdążył się dłużej
zastanowić, a już zrywał go z furią ze ściany. Po nim przyszedł
czas na kolejne i kolejne, aż wreszcie podłogę upstrzyły kawałki
pogniecionych papierów, a ściany świeciły pustkami.
Usiadł
na kanapę, zrezygnowany. W mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk
wpisywanego kodu, informujący go, że Natalia najprawdopodobniej już
tu była.
I wtedy
tego pożałował. Bo nie chciał Natalii... Nie chciał też
Andrzeja. Chciał kogoś, na kogo nigdy nawet nie powinien w ten
sposób spojrzeć. Brakowało mu jego szerokich ramion, nieco tępego,
ale za to seksownego spojrzenia, a nawet cholernego bałaganu w
sypialni.
Drzwi
do mieszkania otworzyły się. W korytarzu zapanowała chwila
szamotaniny, Natalia ściągała kurtkę i buty, aż wreszcie
zajrzała do pokoju Teodora, od razu omiatając wzrokiem szczątki
Andy'ego Biersacka walające się na podłodze.
– Wow
– wydusiła, najwidoczniej nie spodziewając się takiego widoku. –
Coś się stało? Andy przefarbował włosy, zdjął kolczyki i
oznajmił prasie, że wstępuje do zakonu? – wysiliła się na
żart.
–
Gorzej – wydukał Teodor przez ściśnięte gardło. – Moje życie
jest totalnie pojebane...
Natalia
westchnęła ciężko, aż wreszcie ruszyła przez pokój, stąpając
po pozostałości plakatów Biersacka. Odsunęła krzesło od biurka
i odwróciła je w stronę Teodora, żeby na nim przysiąść.
–
Opowiadaj. Coś na to wszystko zaradzimy.
Teodor
uśmiechnął się krzywo, posyłając dziewczynie pełne
wdzięczności spojrzenie. Często jej nie doceniał, ale Natalia
była naprawdę świetną przyjaciółką.
Chyba pierwsza jak raz w życiu
OdpowiedzUsuńJak dla mnie trochę smutny rozdział ( może przez tą piosenkę w tle albo przez to że Andrzej znowu dał plamę... Ale może to jeszcze naprawi) Czemu ten Teoś tak sie z nimi trochę bawi? Rzepa jest spoko jednak ja jestem #teamandrzej i to za niego trzymam kciuki.
UsuńŻyczę weny i czekam na rozwój akcji oraz na mojego ukochanego okularnika;-)
Rozdział może i smutny, ale myślę, że nie zawiodę ludzi z #teamandrzej :D Oczywiście jeśli gdzieś po drodze nie stracę całej swojej motywacji do pisania.
UsuńTępe spojrzenie Rzepy <3
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że będzie zmieszany PO. ;)
Zaskoczyło mnie, że Teo kazał Andrzejowi się wynosić. To dobrze, że próbuje ułożyć sobie życie, a wyznania Andrzeja były urocze :3
Świetnie, że ma przyjaciółkę, która podtrzyma go na duchu.
To zmęczenie kimś takim jak Andrzej jak najbardziej rozumiem.
Ale to chyba dobrze, że nie bzyknął tej laski.
Ciekawe, kogo wybierze :D a może nikogo?
Zostało juz tylko parę rozdziałów do końca, więc niedługo wszyscy się dowiecie :D
UsuńDziękuję za komentarz <3
Dreaaaam, szkoda, że zostało tylko parę rozdziałów do końca :/ czytałabym.
UsuńPrzypomnę, że to opowiadanie miało początkowo mieć 3 rozdziały. Będzie dwadzieścia parę xD. Cóż.
Usuńbędzie po nim kolejne opowiadanie?
UsuńJuż jedno piszę ;)
UsuńJak ty to chciałaś zmieścić w 3 rozdziałach? <3 :D
UsuńCzekamy więc na nowe opo :)
Hej a ja tam jestem zadowolona. A Andrzej nie robi na mnie wrażenia. Myślę, że tacy ludzie się nie zmieniają i mimo wielkich chęci nie potrafią się zmienić. Trzymam kciuki za Rzepe by on był miłością Teodora. A Andrzej tak nie zniknie z IC życia i będzie zawsze ich kumplem od browara. Pozdrawiam i mam nadzieję, że nikogo nie zdenerwujectm komentarzem.
OdpowiedzUsuńAndrzej to Andrzej, Teo musiałby uzbroić się w ogromną cierpliwość, jeśli chciałby z nim być. Ale kto wie ;)
UsuńPrzepraszam za literówki ups :-)
OdpowiedzUsuńdługa droga przed Teo by stworzyć z Rafałem szczęśliwy związek, coś czuje że Andrzej jeszcze wróci, ale postawił ku temu pierwsze kroki
OdpowiedzUsuńAndrea zgadzam się z Tobą. Też kibicuję Teo i Rzepie. Może i przed nimi długa droga do zaufania sobie i bycia razem, ale chyba realna. Andrzej jest ok jako kumpel, jednak Teo dąży do czegoś poważniejszego.
OdpowiedzUsuńOch jak dobrze, ze wrocilas!! Tak bardzo tesknilam ;))
OdpowiedzUsuńJa za Wami też :D
UsuńNo to Andrzej łzawo pojechał, jak chciał być wolny nie powinien tego wylewać. Tak dla ciebie będzie lepiej, ale zależy mi na tobie. To chyba na poprawienie sobie humoru bo jest wkurzające dla drugiej osoby. Ech, też kibicuje Rzepie.
OdpowiedzUsuńGdzieś tam liczyłam, że Andrzej zostanie tym złym, że będziemy mogli go skreślić. I tym razem mi się nie udało aby było tak stereotypowo, to właśnie wyszło wspaniale. Nawet nie mogę być już na niego zła, ach ;D
OdpowiedzUsuńZ zapartym tchem czytałam ten rozdział, bo uważam że wiele rozstrzygnął. Troszkę boję się następnego :D
I muszę przyznać, że Rafał ma coś wyjątkowego w swojej postaci, że jednak z tym ciepłym opisem pasuje mi do Teo. I powoduje, że chce się o nim czytać i czytać :DDD
Elda
Szczerze? Mega lubię sceny z Rafałem, jakoś tak dobrze mi się je pisze. Jest słodkim ciapciakiem i nie muszę ciągle zastanawiać się, jak zareaguje. Przy Andrzeju zawsze muszę się wysilić, ale to też ma swoje plusy, postać egoistycznego dupka z uczuciami i mniej egoistycznymi momentami, też jest ciekawa do kreowania. Wciąż jednak ciapciak Rafał wydaje mi się przyjemniejszy. :D
UsuńDziękuję za komentarz <3
Super, że kontynujesz historię Teo. Kibicuję team Rzepy z Teo, chociaż nie spodziewałam się, że tak szybko wylądują w łóżku. Rafał też powinien się ogarnąć i podbić do Teo, żeby mieć go do kochania. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńJak jest Teo i Rafał to wszystko jest na swoim miejscu 😂
OdpowiedzUsuńHej hej kiedy nawy rozdział 😁?
OdpowiedzUsuńW kwietniu powinien już być :)
UsuńHura hura 😁😁😁😁
OdpowiedzUsuńHej 😉kiedy ciąg dalszy 🙏bardzo proszę 😊
OdpowiedzUsuń