Okej, przyznam - nie jest to najlepszy rozdział na walentynki. Powiem więcej, jak go wreszcie skończyłam i wysłałam becie, byłam tak zmęczona, że przez resztę dnia nawet nie chciałam myśleć o Gówniarzu. Tyle ile czasu poświęciłam tej części, to tylko ja i moja zbolała psychika wie. Przez cały tydzień po kilka godzin siadałam, poprawiałam, dopisywałam, zmieniałam. Z ostatecznej wersji, którą macie poniżej, jestem całkiem zadowolona. Ale naprawdę - nigdy więcej takiego wczuwania się w postacie.
Za betę dziękuję Ekucbbw. :)
Pęka i rozpada się na kawałki
Ciapek był świetnym psem. I chociaż Filip
całkiem lubił zwierzęta, to jakoś nigdy nie podzielał tego
wszechobecnego rozckliwiania się nad czworonogami. Musiał jednak
przyznać, że Ciapek był najlepszym psem, jakiego Maciej mógłby
potrącić. Chociaż brzydki, chociaż zezowaty, z rzadką sierścią,
kościstym zadkiem – i można tak wymieniać w nieskończoność –
to zdecydowanie nadrabiał charakterem.
Gabrysia i Kuba wyglądali na zachwyconych, gdy
tylko w progu mieszkania stanął Ciapek. Zamerdał ogonem, powąchał
dzieci, a później dał im się wymacać po całym ciele, wciąż
nie zaprzestając merdania ogonem. Filip patrzył na to zdziwiony, bo
on jako pies raczej nie dałby się tak ciągnąć za uszy czy
wpychać sobie rąk do pyska. W pewnym momencie chciał nawet
zainterweniować; przecież Ciapek to tylko zwierzę, a dzieci to
tylko dzieci – może wyniknąć z tego coś naprawdę
nieprzyjemnego i żadna ze stron nie byłaby winna. Ale jednak, gdy
tylko Hania przerwała maltretowanie głowy psa, Ciapek nadstawił
się, prosząc o jeszcze.
Filip uśmiechnął się pod nosem. Nie, żeby
jakoś bardzo go ten widok rozczulił, ale jednak całkiem przyjemnie
było popatrzeć na tę zadowoloną trójkę. W szczególności, że
siostra w dręczeniu psa używała obu rąk – zazwyczaj unikała
angażowania prawej, niefunkcjonującej poprawnie po udarze. Ciapek
na kilka chwil pozwolił jej zapomnieć o trudnościach w poruszaniu
się, a Filip doszedł do wniosku, że zabranie ze sobą zwierzęcia
to najlepsza decyzja z możliwych. Przynajmniej zyska trochę czasu,
ogarnie mieszkanie, ugotuje obiad i niedługo będzie mógł już
wrócić do Macieja.
– O fu, obślinił mnie! – dobiegło do
niego, kiedy był już w kuchni. Z lekkim uśmiechem sięgnął po
swój telefon, aby poinformować Macieja, że Ciapek był z nim.
Wyszyński może i by się nie przyznał, ale lubił tego swojego
Ciapka chyba nawet bardziej niż to do siebie dopuszczał. Niech się
więc pan biznesmen nie martwi i spokojnie zarabia na rodzinę.
***
Nigdy nie pochwalał wożenia psów komunikacją
miejską, ale po raz pierwszy znalazł się po drugiej stronie
barykady. Ludzie w autobusach nie lubią ludzi ze zwierzętami, a
ludzie ze zwierzętami nie lubią ludzi w autobusach – proste jak
budowa cepa. Bo ci ludzie w autobusach nie dość, że cholernie
naburmuszeni, gdy (nie daj Boże!) pies chociażby na nich spojrzy,
to jeszcze krzywią się, jakby co najmniej wprowadzono do pojazdu
taczkę łajna, a nie najnormalniejszego pod słońcem psa. Jeszcze
niedawno Filip sam taki był i pałał niechęcią do podróżujących
z nim obcych kundlów. Śmierdziały, ocierały się przypadkiem o
innych, zostawiając na ubraniach sierść, popiskiwały, dyszały...
Czegoś takiego nie dało się lubić. Sytuacja uległa zmianie
dopiero wtedy, gdy Filip musiał odbyć taką podróż z Ciapkiem.
Prawie zabił gderającą starszą babcię, siedzącą na drugim
końcu pojazdu, ale nieomieszkującą rzucić kilkoma komentarzami o
Ciapku. Bo kto to widział, psy wozić. Ludziom się w dupach
przewraca. Cudem udało mu się przejechać całą drogę, nie robiąc
nikomu krzywdy. Żeby jednak jakoś wytrwać w tym cierpieniu,
napisał Maciejowi długiego SMS-a traktującego o starych,
niewyżytych babach, którym przeszkadza wszystko, tylko nie ksiądz
w kościele.
Poczekał chwilę na odpowiedź, ale żadna nie
nadeszła. Zerknął jeszcze na zegarek, upewniając się, że
przecież Maciej powinien już skończyć pracę. Nim jednak zdążył
poddać to głębszemu przemyśleniu, autobus zatrzymał się na
przystanku niedaleko apartamentowca Wyszyńskiego. Zostawiając
stare, okropnie irytujące baby w spokoju, wysiadł z pojazdu i
wolnym krokiem ruszył w kierunku mieszkania. Dzień był trochę
chłodniejszy niż wczorajszy, niebo przykrywały chmury, a mocny
wiatr przypominał wszystkim o zbliżającej się jesieni, tak samo
jak powoli brązowiejące liście drzew. Filip, przemierzający
chodnik wolnym krokiem, doszedł do wniosku, że lubił jesień. W
szczególności lubił okres września i października, kiedy to na
zewnątrz panowały całkiem przystępne temperatury, a deszcze nie
były jeszcze tak częstym zjawiskiem jak w listopadzie. Kiedy więc
wreszcie jesień nie oznaczała dla niego głównie powrotu do
szkoły, mógł z ręką na sercu przyznać, że to jedna z jego
ulubionych pór roku.
Weszli razem do budynku. Czekając na windę,
Filip wyciągnął z kieszeni zapasową parę kluczy, jaką dostał
od Macieja. Popatrzył na nią, a nieprzyjemne uczucie stanęło w
jego gardle, gdy uzmysłowił sobie, że ten ogarniający go stan
szczęścia może zakończyć się już jutro. Bo to jutro miał
dostać ostateczne wyniki. Jutro brzmiało więc dla niego jak
mistyczny moment; jak zapowiadany co parę dekad koniec świata,
który ostatecznie nigdy jeszcze nie nadszedł. Nie myślał więc o jutrze przez cały dzisiejszy dzień, bo czy myśli się o końcu
świata? Nawet jeśli on i tak nadejdzie, nikt nie chciał się nad
nim bezustannie zastanawiać.
Wsiedli do windy. Ciapek ziewnął
rozdzierająco, wykończony po dniu pełnym wrażeń. Dźwig pomknął
w górę, na czwarte piętro. Drzwi się rozsunęły, Filip jeszcze
raz zerknął na trzymane w dłoni klucze, nawet nie wiedząc, że
jego usta wykrzywił lekki uśmiech. Czasem chyba trzeba po prostu
żyć chwilą. A w tej chwili był zwyczajnie szczęśliwy.
Podszedł do zamkniętych drzwi mieszkania i
wsunął w zamek jeden z kluczy, cały zadowolony, że wreszcie może
go użyć. Że przez chwilę mieszkanie w jakiejś części było też
jego, chociaż to oczywiście dość głupie myślenie, bo skarpetki
w koszu na brudy czy golarkę przy zlewie zawsze można szybko
usunąć. A jednak Wyszyński tego nie robił, trwali w jakiejś
durnowatej parodii związku, mimo że dzieliło ich praktycznie
wszystko. Filip nie miał pojęcia, jak to mogło zabrnąć tak
daleko, ale chyba nawet nie chciał szukać odpowiedzi. Czasem w
życiu rzeczy po prostu się dzieją, bez konkretnego powodu zbliżają
do siebie całkowicie obcych sobie ludzi.
Wsunął klucz do zamka, ale drzwi były
otwarte. Klamka odskoczyła, a Filip popatrzył ze zdziwieniem na
uchylone wejście. Maciej zazwyczaj zaryglowywał drzwi, nawet jeśli
był akurat w mieszkaniu. Zawsze dbał o takie szczegóły, tak samo
jak nie wrzucał zużytych wacików do ubikacji czy przed wyjściem
sprawdzał palniki kuchenne. Był po prostu perfekcjonistą i uważał
na każdy drobiazg.
Ciapek sapnął pod nosem, a Filip popatrzył
na psa zaskoczony. Całe ciało zwierzęcia napięło się, a z
gardła dobiegł ostrzegawczy warkot. Włosy na grzbiecie stanęły
dęba, głowę zawiesił nisko, jakby przygotowując się do ataku,
co w żadnym wypadku nie pasowało do jego uroczej, mało
rozgarniętej osobowości. Ciapek był przecież rozkosznym psiskiem,
nigdy nie wykazywał się agresją.
Uczucie niepokoju momentalnie przeszyło ciało
Filipa na wskroś, zakorzeniając się kościach, przyspieszając
bicie serca i odbierając oddech. Niemal słyszał szum własnej krwi
w uszach, kiedy popychał drzwi, a pies szarpnął się i tylko
dzięki smyczy nie pognał do przodu. Z salonu dobiegł ich obcy
śmiech, później jakiś niezidentyfikowany odgłos, aż wreszcie
jęk.
Pierwsza myśl, jaka pojawiła się w głowie
Filipa, brzmiała: „spieprzaj” i pojawiła się zaraz po tym,
kiedy rozpoznał ten chropowaty, rzężący śmiech. Tylko jedna
osoba, którą znał, śmiała się w ten sposób. Zajrzał głębiej
do mieszkania; buty Macieja – zawsze równo ustawione, zawsze
zdjęte z pedantyczną starannością, zawsze czyste oraz bez
najmniejszej skazy – teraz walały się po całym przedpokoju,
zdeptane i skopane. Filip nawet nie zdawał sobie sprawy, że
zacisnął mocno dłoń na smyczy, ciągnąc ją w górę i w
rezultacie podduszając psa. Ale tylko dzięki temu Ciapek nie
szczeknął, kiedy w zasięgu ich wzroku znalazł się Maciej. Leżał
na podłodze skulony, aby jakoś zamortyzować następujące ciosy,
jeden po drugim. Te jednak za każdym razem dosięgały
zmaltretowanego brzucha, prawdopodobnie łamiąc żebra, bo
napastnicy ważyli dwa razy więcej od Wyszyńskiego i mieli już
wprawę w gruchotaniu kości.
Filip stanął jak porażony, przez kilka
chwil, które wyliczyć można byłoby za pomocą padających na
Wyszyńskiego uderzeń, nie potrafił się nawet ruszyć. Widok
Macieja leżącego na podłodze, kompletnie bezsilnego wobec
agresorów, skatowanego tak, że już nawet nie miał sił jęczeć,
sparaliżował go. Może gdyby zareagował, gdyby rzucił się z
zaskoczenia na właśnie wyprowadzającego cios Błażeja, może
wtedy uchroniłby Macieja przed kolejnym ogniskiem bólu. Tylko jak
miał to zrobić? Bez żadnej broni? Chudy Filip i chudy Ciapek
przeciwko Błażejowi i jego znajomym?
– Masz, cwelu w dupe jebany! – ryknął
facet z tatuażami na skroniach. Filip go kojarzył, przychodził
kiedyś do meliny Łysego i kumplował się z Błażejem. Nigdy
jednak nie zamienili ze sobą chociażby słowa, ale zawsze, choć
oczywiście kiedyś Wilku by tego nie przyznał, budził w nim trudny
do opisania strach. Cała jego postawa – zaciśnięte zęby,
napięte ramiona, tępy, ale groźny wzrok – podpowiadała, że był
nieciekawym człowiekiem.
Właśnie dlatego Filip tak obawiał się
Błażeja. Nie chciał wchodzić z nim w utarczki, bo Pacuła to nie
tylko jedna osoba stanowiąca zagrożenie. Pacuła to też jego
bezmózdzy kumple, którzy najpierw napadli na Andrzeja, a teraz
katują jego Macieja.
– No proszę, kto tu przyszedł – padło,
nim Filip zdążył cokolwiek zrobić. – Zdradzieckie, pedalskie
ścierwo – słowa skierował do Wilczyńskiego, ale pogardliwe
splunięcie spadło już na Macieja. Filip nie mógł powstrzymać
skrzywienia się na widok spoglądających w jego stronę,
zapuchniętych i przekrwionych oczu. Jego Maciej, przystojny, zawsze
pewny siebie, inteligentny i przepełniony dumą, teraz leżał na
podłodze, nie przypominając już nawet człowieka. Był jednym
wielkim siniakiem. Jedną wielką, nabrzmiałą raną. Ten widok
naprawdę bolał.
Facet z tatuażem na skroni zamachnął się
nogą. But boleśnie wbił się w krocze Macieja; na jasnych
spodniach pojawiła się ciemniejsza plama, a Filip poczuł, jak
zaczyna drżeć. Śmiech wypełnił całe pomieszczenie, a drugi z
kumpli Błażeja ryknął coś w stylu: „zeszczał się!”.
– I co? Nic nie powiesz? – Błażej zrobił
krok w stronę Filipa, wciąż patrzącego na Macieja. Niemal
fizycznie odczuwał jego ból. Przełknął ślinę, przełykając
również szloch zmieszany z przerażeniem, który stanął mu w
przełyku. Musiał zamrugać, bo miał ochotę się rozpłakać. –
Podoba ci się ten zaszczany pedał? – zapytał, zerkając jeszcze
na zmaltretowanego Macieja.
– Jakbyś sam pedałem nie był – wydobyło
się z gardła Filipa samoistnie. Dwóch kolegów Błażeja
popatrzyło na niego, a Wilczyński już wiedział, że właśnie
wszedł na teren zakazany. Obudził smoka. – No, przyznaj się, jak
dobrze było mnie od czasu do czasu wyjebać. – Uśmiechnął się
krzywo, z zadowoleniem obserwując całą gamę emocji odmalowującą
się na twarzy Błażeja. Nie zastanawiał się nad słowami, po
prostu mówił, chcąc jakoś – jakkolwiek – zagrozić Pacule, a
przecież fizycznie było to niemożliwe. – Jak ciągnąłeś mi
pałę… – Wiedział, że sam właśnie wydaje na siebie wyrok,
ale nie przerywał. – …jak wciskałeś swojego fiuta w...
– Filip, kurwa! Spieprzaj stąd! –
wycharczał Maciej, prawdopodobnie resztkami sił, a Filip dopiero
wtedy dostrzegł wykrzywioną w istnym szale twarz Błażeja.
– Ty mała szmato... – warknął Błażej,
na co Filip w jednej chwili stracił całe panowanie nad swoim
ciałem. Przestał je kontrolować, bo gdyby tak się nie stało, to
czy odwróciłby się, pociągnął Ciapka i jak największy tchórz
uciekł? Czy zostawiłby w tym wszystkim Macieja samego? Oczywiście,
że nie. Za samo podniesienie ręki Pacuły na Wyszyńskiego miał
ochotę temu pierwszemu wydłubać oczy. Ale jednak – uciekł.
Podkulił ogon i spieprzył, zbyt przerażony, aby móc stać dalej i
patrzeć na upodlonego Macieja, leżącego w swoich płynach
ustrojowych. Zbiegł po schodach, wypadł z budynku i wciąż nie
myśląc, biegł przed siebie.
Sam wydał na Macieja wyrok.
Skulił się pod drzewem, nawet nie wiedząc,
gdzie się teraz znajdował. Zakrył dłońmi twarz, czując, jak
całe jego ciało trzęsie się od mieszanki przerażenia, nienawiści
i bezsilności. Rozpłakał się. Poczuł ciepły język psa na
swoich rękach, ale w żaden sposób na to nie zareagował.
Był beznadziejny.
Co miał teraz zrobić? Jak miał pomóc
Maciejowi? Dzwonić na policję?
Nawet nie wiedział kiedy, a już miał w
rękach telefon. Nie przejmował się swoimi zasadami co do trzymania
się od służb prawnych jak najdalej, tu chodziło o Macieja.
Momentu rozmowy z dyspozytorką nie pamiętał
w ogóle. Głos mu drżał, a on nie potrafił zbudować ani jednego
bardziej sensownego zdania.
– Dobrze, wysyłam patrol.
– I karetkę. Koniecznie karetkę –
powiedział, ściskając telefon w dłoni tak mocno, że chyba tylko
cudem mu się w niej nie rozpadł.
Zaraz po skończonej rozmowie – albo chwilę
po niej, sam już nie wiedział – ruszył z powrotem do apartamentu
i prawie tego nie zauważając, ciągnął za sobą psa. Pokonał
schody w zatrważającym tempie; całkowicie zapomniał o windzie,
głowę miał wypełnioną jedynie obrazem skatowanego Macieja. Ile
by dał, żeby ten dzień okazał się tylko złym snem... Naprawdę,
zrobiłby chyba wszystko, gdyby za chwilę mógł obudzić się w
łóżku z Maciejem śpiącym obok, jak zwykle cicho pochrapującym,
ale co najważniejsze – bezpiecznym.
Dotarł pod drzwi. Złota liczba czternaście
zdawała się spoglądać na niego ze wzgardą, kiedy sięgał do
klamki. Zupełnie jakby chciała mu przekazać, że uciekając,
naprawdę pokazał całą swoją wartość.
Kiedy wszedł do przedpokoju, jedyne, co go
powitało, to cisza. Żadne chrapliwe śmiechy, żadne dźwięki
uderzeń, żadne jęki. Nic. Cisza.
Ciapek pisnął i w jednej chwili wyrwał mu
się, biegnąc do salonu. Smycz przesunęła się po płytkach z
głuchym metalowym brzdękiem, jakby wyznaczając Filipowi drogę.
Przełknął ciężko ślinę, żeby zaraz ruszyć w stronę pokoju
dziennego, wciąż jednak odczuwając paraliżujący strach na myśl,
co tam zobaczy.
Przewrócony fotel, rozbity telewizor,
powyrzucane ubrania z szaf to tylko część tego, co powitało
Filipa już od progu. Pomieszczenie wyglądało, jakby przeszło
przez nie tornado. Dopiero po chwili spojrzenie Filipa z przestrachem
zsunęło się w dół, na nieruchome, ułożone na boku ciało.
– Maciej? – nawet w jego uszach brzmiało
to żałośnie słabo i płaczliwie. Strach stanął w jego gardle,
uniemożliwiając równomierny oddech. Zupełnie, jakby zaraz miał
się udusić.
Oparł się plecami o ścianę, nie mogąc
nawet się ruszyć. Bo to wszystko była jego wina. To on ściągnął
na Macieja Błażeja. To on uciekł jak tchórz.
Z jego gardła wyrwał się zduszony jęk. Nie
chciał tego i chociaż jeszcze kilka miesięcy temu w ogóle by się
tym nie przejął, teraz Maciej nie był jedynie kolejnym facetem na
chwilę. Nie był nawet Błażejem. Nie wiedział, kim był Maciej,
ale znaczył znacznie więcej.
Dopadł do Wyszyńskiego, wciąż tak samo
nieruchomego, wciąż opuchniętego na twarzy, w małej kałuży krwi
spływającej mu z ust i w zmoczonych uryną spodniach. Dopiero to
zdołało ocucić Filipa, którego umysł na moment przykryła
czerwień łudząco podobna do czerwieni pokrywającej panele.
Nie znał się na pierwszej pomocy. Wiedział
tylko, jak sprawdzić puls. Szybko więc złapał za nadgarstek
Macieja, przerażony, że mógłby tam niczego nie wyczuć.
Pulsował. Wciąż pulsował.
– Przepraszam – wydusił, czując, jak
wszystko w nim pęka i rozpada się na kawałki. – Przepraszam, tak
bardzo przepraszam – wystękał, pochylając się nad nieprzytomnym
Maciejem i obejmując go ostrożnie. – To wszystko moja wina –
mówił, całując skroń Wyszyńskiego, odgarniając mokre od potu
włosy, dotykając go delikatnie po opuchniętym policzku... Jeszcze
nigdy nie czuł się tak podle jak w tamtym momencie. Bo to przez
niego Maciej leżał teraz nieruchomy. Uciekł, zostawiając go na
pastwę Błażeja, którego sam zwalił na głowę Wyszyńskiego.
Nie wiedział, ile tak siedział, mówiąc coś
do Macieja bez większego składu i pozwalając Ciapkowi lizać
swojego pana po rękach. Ocucił go dopiero dźwięk syren
nadjeżdżającej karetki, a po chwili do pomieszczenia wpadli
ratownicy. Odsunął się od Wyszyńskiego, tępym wzrokiem
przyglądając się mężczyźnie unieruchamiającemu Maciejowi
szyję. Jakaś kobieta zapytała go, co dokładnie miało tutaj
miejsce. Wybełkotał, że chwilę temu wrócił i tak wszystko
zastał. Później przyjechała policja. Kilka ciekawskich sąsiadów
wyszło na korytarz, ale Filip już na nic nie zwracał uwagi. Miał
tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze – inaczej nigdy by
sobie nie wybaczył.
Kiedy zaczęto go przesłuchiwać, w pierwszej
chwili chciał powiedzieć wszystko – o Błażeju, jego kumplach, o
jego trawkowym biznesie i innych nie do końca legalnych przekrętach.
Naprawdę chciał wszystko wyznać, gdy zdał sobie sprawę, że to w
żaden sposób nie pomoże. Czy to pierwszy raz Błażej miał do
czynienia z policją? Zanim by Pacułę zamknięto, skazałby siebie
– albo przede wszystkim swoich najbliższych – na jego zemstę. A
już dzisiaj Błażej pokazał, że z nim nie było żartów.
– Nie wiem. Przyszedłem, bo... Mieszkam
tutaj – powiedział i pokazał klucze starszemu funkcjonariuszowi z
ogromnym siwym wąsem pod nosem. Jego kaprawe oczka zwęziły się,
patrząc na Filipa uważnie, może nawet trochę groźnie, bez krzty
współczucia.
– Jesteście... parą? – zapytał, wyraźnie
krzywiąc się na samą myśl, że ta sprawa tyczyła się dwóch
pedałów. Filip mógłby się założyć, że policjant właśnie
pomyślał coś o tym, że pobicie im się należało.
– Tak. Myślę, że... to atak homofobiczny –
wydusił, nie panując zbytnio nad tym, co opuszczało jego usta.
– Atak homofobiczny – powtórzył
policjant, nie powstrzymując się od kpiącego uśmiechu i coś
zapisał. – Dobrze, przyjąłem – stwierdził z taką miną, że
Filip nie miał złudzeń – jeśli ujmą sprawcę, to ujmą, ale
ten funkcjonariusz nie miał zamiaru się nad tym gimnastykować.
***
– Filip, ta karetka, co podjechała... –
zaczęła Maja, ale on tylko pochylił się do psa i odpiął smycz.
Nie mógł ukryć drżenia dłoni.
– Zajmij się nim – powiedział, bojąc się
nawet na nią spojrzeć. Wiedział, ze siostrze należały się słowa
wyjaśnienia, powinna wiedzieć, jak bardzo Filip wszystko spieprzył,
jednak teraz chyba nic nie przeszłoby mu przez gardło. – Ja muszę
jechać – dodał tak cicho, że ledwo sam siebie dosłyszał.
– Podwieźć cię gdzieś? Hubert zaraz
będzie, więc...
Pokręcił głową, nawet nie myśląc, żeby
wciągnąć w to wszystko Maję. I to jeszcze ciężarną; brzuch już
delikatnie zarysowywał się jej pod koszulką, przypominając o
rozwijającym się tam bezbronnym życiu... Jak mógłby więc z
czystym sumieniem serwować siostrze zmartwienia?
– Nie, po prostu się nim zajmij. Nie sprawia
problemów, to grzeczny pies.
– Jak długo? – W tym pytaniu wcale nie
chodziło o okres opieki nad psem, Filip doskonale wiedział, że
Maja chciała wybadać, kiedy to wszystko się skończy.
– Nie wiem.
Wymusił uśmiech, popatrzył na Ciapka,
odwrócił się i wyszedł z mieszkania. Musiał jak najszybciej
znaleźć się w szpitalu. Gdy jednak przypominał sobie obrazy
sprzed kilku chwil, ratowników wynoszących Macieja,
przesłuchujących go policjantów, czuł się tak bezsilny, że
najlepiej po prostu by zniknął.
Tak, marzył o tym, żeby zniknąć. Gdyby
zrobił to wcześniej, Maciej by nie ucierpiał.
***
Nie podszedł do recepcji. Nie zapytał o
Macieja. Nie spróbował się czegokolwiek dowiedzieć. Gdy tylko
przekroczył próg szpitala, zajął miejsce na niewygodnym,
plastikowym krześle i zamarł w bezruchu, bojąc się cokolwiek
zrobić. Z dłońmi w kieszeniach bluzy wpatrywał się w wysoko
zawieszony na przeciwległej ścianie zegar. Sekundnik przesuwał się
dookoła całej tarczy, ciągnąc za sobą powolny minutnik, aż
wreszcie wskazówkę godzinową. Palce Filipa to zaciskały się, to
rozluźniały na obudowie I-phona.
Powiedział ratownikom, że zawiadomi rodzinę
Macieja. A policjantom, że to był atak na tle homofobicznym.
Rany boskie, ale był głupi. Jak mógł tak
wkopać Macieja? Ciągnął go tylko w coraz większe bagno;
zakopywał problemami, a w zamian otrzymywał wygodne życie w
luksusowym apartamencie.
Mógł mieć tylko nadzieję, że mama Macieja
nie dowie się niczego, a Daria też niczego nie zdradzi. Coming out
to tylko decyzja Wyszyńskiego, nie chciał w żaden sposób na nią
wpływać – a jednak, jeszcze niedawno w ogóle nie panował nad
tym, co opuszczało jego usta. Nawet się nie zastanawiał.
Wyciągnął telefon, patrząc na czarny
wyświetlacz. Odblokował, ciesząc się jednocześnie, że Maciej
nie ustawił zabezpieczenia odciskiem palca. Wszedł w listę
ostatnio wybieranych kontaktów, żeby po chwili wyświetlić całą
masę nieznanych, zapewne służbowych numerów. Nawet nie zauważył
drżenia komórki w jego dłoni, tak samo zresztą jak palca, którym
przesuwał po ekranie. Wciąż nie potrafił się uspokoić.
Łukasz.
Zatrzymał opuszek przy nazwie kontaktu.
Nieodebrane połączenie przychodzące, cztery dni temu. Maciej nie
oddzwonił, możliwe że wyrzucił Łukasza ze swojego umysłu i całą
uwagę poświęcił Filipowi. W rezultacie leżał teraz w jakiejś
sali, cały połamany, prawdopodobnie ze wstrząśnieniem mózgu i –
oby nie – możliwe nawet, że z jakimś krwotokiem wewnętrznym.
Gdyby na miejscu Filipa znalazł się Łukasz, Maciejowi groziłoby
jedynie uśnięcie z nudów oraz ostracyzm rodziny. Daria pewnie nie
dałaby mu spokoju, ale już chyba lepszy gniew siostry niż Błażeja.
Westchnął ciężko. Przesunął niżej – Daria. Nabrał powietrza w płuca i kliknął na numer, żeby po
chwili przyłożyć słuchawkę do ucha.
– No, co chcesz? – usłyszał po kilku
sekundach w akompaniamencie odgłosu wiatru uderzającego w telefon.
– Hej, z tej strony Filip – powiedział
zaciśniętym z nerwów głosem.
– Kto?
– Nie wiem, czy mnie pamiętasz. Przyszedłem
kiedyś do Macieja, minęliśmy się – mówił, skubiąc rękaw
swojej bluzy. W ogóle nie przypominał tego samego krnąbrnego
dzieciaka, którego Daria spotkała w mieszkaniu brata.
– Ach... chyba pamiętam. – W słuchawce
rozległ się trzask, a głos Darii stał się nagle wyraźniejszy i
nieprzerywany przez wiatr. Musiała wejść do jakiegoś
pomieszczenia. – Czemu dzwonisz od Macieja?
Nabrał powietrza w płuca. Ta rozmowa była
trudniejsza niż mógłby podejrzewać.
– Maciej jest w szpitalu.
Kilka chwil ciszy. Serce Filipa waliło jak
szalone.
– Co? Jak to?
– Napadnięto na niego w mieszkaniu.
Powiedziałem policji, że to ze względu na orientację, a później
przypomniałem sobie, że przecież wasza mama nic o tym nie wie, a
Maciej nie chciał jej mówić i sam już nie wiem, co mam robić.
Byłem zdenerwowany, nie myślałem nad tym, co mówię, a nie chcę,
żeby to się wydało przeze mnie – zaplątał się, wpadając w
słowotok, co przecież nigdy mu się nie zdarzało. Zawsze wiedział,
co mówić, zawsze potrafił zachować spokój, a dzisiaj czuł się
tak roztrzęsiony jak jeszcze nigdy. Myśli krążyły mu w głowie
nieuporządkowane i w rezultacie nie miał pojęcia, co (i w jaki
sposób) powiedzieć Darii. Sprawy wcale nie ułatwiał fakt, że
niewiele o niej wiedział, a to, co powiedział mu Maciej, nie
tworzyło obrazu kochającego się rodzeństwa.
– Gdzie jest? To coś poważnego?
– Był nieprzytomny. Nie wiem, co z nim –
mruknął, znów zerkając na zegar. Sekundnik wciąż przesuwał się
po tarczy irytująco wolno.
– Jaki szpital?
– Uniwersytecki.
– Jesteś tam? – zapytała w
akompaniamencie odpalanego silnika samochodu.
– Tak, ale nie wiem, co z nim – powtórzył,
jakby zapomniał, że już przecież to powiedział.
– Jeszcze raz, jak masz na imię?
– Filip. – Dziwnie się czuł przy tej
rozmowie. Jakby na moment wyszedł ze swojego ciała i stanął obok.
Jakby to nie on poruszał ustami, jakby to nie jego głos wydobywał
się z gardła. Brzmiał jak zastraszony dzieciak i dokładnie tak
też się czuł.
– Dobrze, Filip. Dzięki, że zadzwoniłeś.
Za chwilę tam będę – dodała, a Filip odetchnął głęboko i
pokiwał głową, zapominając, że to przecież rozmowa
telefoniczna. Rozłączył się.
Znów zapragnął zniknąć.
Nie wiedział, ile tak trwał na tym
plastikowym krzesełku. Ludzie przechodzili tuż obok z różnymi
dolegliwościami, pielęgniarki w recepcji wiły się jak w ukropie,
a on siedział, już nawet nie zerkając w stronę zegara.
Przeraziłoby go, że zatracił poczucie czasu, bo to, co wydawało
mu się godziną, było tak naprawdę zaledwie kilkunastoma minutami.
Czekać tu? Wrócić? I co dalej? Co robić?,
zastanawiał się, ale na żadne z tych pytań nie uzyskiwał
odpowiedzi. Jego myśli zataczały więc krąg, a pytania
bezskutecznie powtarzały się, nie dążąc do niczego.
Prawie podskoczył, kiedy smartfon zabrzęczał
mu w kieszeni. Sięgnął do niego szybko; tym razem była to jego
komórka, nie Macieja. Popatrzył na porysowany ekran; nigdy jakoś
szczególnie nie dbał o telefony.
Jedna wiadomość, Błażej – przeczytał, a
nieprzyjemny dreszcz wspiął się po plecach, żeby zaraz oblać
całe ciało. Nie odczytał od razu. Wpatrywał się jedynie w
wyświetlacz, jakby tym samym mógł sprawić, że SMS zniknie.
Nie zniknął tak samo, jak nie zniknął
Filip, który wciąż siedział w poczekalni i pomimo ogromnej chęci
rozpłynięcia się w powietrzu, cały czas tam tkwił. Odblokował
telefon, gdy nagle tuż pod nosem przemknęła mu znajoma sylwetka.
Uniósł wzrok, wpatrując się w Darię zmierzającą ku recepcji.
Miała sztywny, nierówny krok, a kiedy dopadła do lady, za którą
siedziała pielęgniarka, mógł usłyszeć jej drżący, nerwowy
tembr głosu. Nie wiedział jednak, co mówiła; aby Filip zdołał
ją dosłyszeć, była zbyt daleko, a w pomieszczeniu panował zbyt
duży rozgardiasz.
Daria już po chwili kiwnęła głową i
zniknęła w skrzydle szpitala. Filip wciąż siedział i wciąż nie
wiedział, co z Maciejem. Spuścił wzrok na telefon, wczytał
wiadomość.
„Nawet nie myśl o policji.”
Uśmiechnął się pod nosem, ale nie był to
kpiący uśmiech, który zazwyczaj pojawiał się na jego twarzy przy
rozmowach z Maciejem. Tym razem uśmiech wyrażał jedynie
bezsilność.
Nic nie powiedział policji, bo przecież
wiedział, do czego Błażej mógłby się posunąć. Nie był głupi,
a Pacuła o tym wiedział, właśnie dlatego czuł się tak bezkarny.
Nie odpisał. Wcisnął jedynie telefon do
kieszeni, wstał i wyszedł, nie wiedząc nawet, dokąd się
kierować. Nie zaczekał na informacje o Macieju, jego obecność w
szpitalu i tak niczego nie zmieni. Właściwie przynosił same
kłopoty, najpierw pieprzone HIV, a teraz Błażej wraz ze swoją
ferajną – to brzmiało jak kiepski żart. Pastisz jakiegoś
żałosnego dramatu, w którym bohaterowie zmagają się z coraz to
nowszymi problemami.
Wyszedł na zewnątrz i naciągnął kaptur na
głowę. Zdążyło się już ściemnieć i było dość chłodno.
Nie spoglądając już za siebie, ruszył ku bramie, a następnie
skierował się wolnym krokiem do przystanku autobusowego.
Gdyby nie Błażej, prawdopodobnie właśnie
szamotałby się z Maciejem w pościeli, żeby później obejrzeć
jeszcze jakiś film i pójść spać. Rano wstaliby, ubrali się, no
i pojechali odebrać wyniki. Wyszyński byłby tuż obok, obojętnie
czego Filip by się nie dowiedział, przytuliłby, a następnie
zabrał z powrotem do mieszkania. Gdyby okazało się najgorsze,
pewnie wziąłby wolne w pracy, żeby spędzić z nim cały dzień.
To zbyt idealne, żeby mogło się spełnić.
Nic dziwnego, że wszystko musiało się zjebać.
Wrócił do swojego domu, mieszkanie
Wyszyńskiego omijając szerokim łukiem. Nawet nie myślał o tym,
aby je odwiedzić. Zapomniał również o Ciapku, który, całe
szczęście, znalazł się w dobrych rękach. Maja na pewno się nim
zaopiekuje.
Już w korytarzu jak zwykle powitały go krzyki
i zabawki walające się na podłodze. Przeklął szpetnie pod nosem,
kiedy stanął na klocu, a gdy z salonu wyskoczył na niego Tomek z
przepaską pirata na oku, Filip nawet się nie uśmiechnął.
Popatrzył na brata zmęczonym wzrokiem, żeby zaraz zniknąć w
swoim pokoju.
Był wykończony. Wydawało się, że tylko
dopadnie łóżka, a już zaśnie. Tak jednak się nie stało, bo
najpierw sen skutecznie uniemożliwiły głośne sprzeczki Tomka z
Gabrysią w pomieszczeniu obok, a gdy Kuba wreszcie położył
młodsze rodzeństwo spać, Filip i tak nie potrafił zasnąć.
Kręcił się z boku na bok, usilnie próbując nie myśleć, ale
myśli zalewały go samoistnie.
Uciekł. Nic dziwnego, że dzisiaj uciekł.
Zawsze szczekał, podkręcał atmosferę, a gdy robiło się goręcej
– uciekał. Po raz pierwszy czuł się jednak winny. I chyba
właśnie to nie pozwoliło mu zasnąć.
Później dostał wiadomość. Dwa telefony
rzucone na łóżko przez połowę wieczoru pozostawały milczące,
żeby kilka minut po dwudziestej drugiej się odezwać. Najpierw
zrobił to I-phone Macieja; zabrzęczał, a blask ekranu rozświetlił
pogrążoną w mroku sypialnię. Filip przewrócił się na bok,
przodem do aparatu. Patrzył, jak wyświetlacz powoli gaśnie, a w
pokoju znów zapada ciemność. Dopiero wtedy sięgnął po telefon i
odblokował go. Serce niemal stanęło mu w gardle, gdy jego
spojrzenie padło na imię nadawcy – Daria. Podniósł się szybko
do siadu, a jakaś głupia myśl w głowie podsunęła mu, że to
może być informacja o najgorszym. W końcu nie wiedział, w jakim
stanie był Maciej i co tak naprawdę Błażej mu zrobił.
„Stan jest stabilny. Ma połamane żebra,
piszczel i nos, ale nic jego życiu nie zagraża. Teraz śpi. Jak
chcesz, wpadnij jutro.” – W pomieszczeniu rozległo się
westchnięcie pełne ulgi. Filip opadł na poduszkę, mając
wrażenie, jakby nagle ktoś wypuścił z niego całe powietrze, a on
pozostał tylko pustym balonikiem bez życia.
Leżał chwilę na plecach, ze wzrokiem wbitym
w sufit i pomimo tego pozytywnego SMS-a, wcale nie czuł się
spokojniejszy. Wciąż go dręczyła świadomość, że wszystko, co
przytrafiło się Maciejowi (złamany nos, cholera! Przecież Maciej i
jego zmysł estetyczny nie przywyknie do garbatego nosa!) było jego
winą.
Właśnie wysyłał Darii krótkie, ale wiele
znaczące „dziękuję”, gdy odezwał się drugi telefon. Tym
razem już należący do Filipa.
„Jezeli nie checesz, rzeby temu cfelowi znowu
sie cos stalo, tzymaj sie od niego z daleka” – brzmiała
wiadomość od Błażeja, bez polskich znaków i pełna błędów
ortograficznych. Filip zamarł na kilka chwil z komórką w dłoni,
aż wreszcie szybko ją wyłączył. W kilku ruchach wyciągnął
baterię, sięgnął po kartę sim i zgiął ją w palcach, zupełnie
jakby tyle wystarczyło, aby uwolnić się od Błażeja.
Tamtej nocy już praktycznie nie zmrużył oka,
a jego umysł pracował na najwyższych obrotach, ostatecznie nie
dochodząc do żadnych konkluzji. Wstał rano, przypominając
wyglądem żywego trupa, i ruszył do łazienki. Obmył szybko
zmęczoną twarz, umył zęby i omijając kuchnię – bo i tak
niczego by nie przełknął – wrócił do pokoju. Założył czysty
podkoszulek, nie przejmując się, że śmierdział po całym
wczorajszym dniu, żeby po chwili wyjść do przedpokoju i tam
nasunąć na stopy nowe buty. Zatrzymał się jeszcze na kilka chwil
i popatrzył na sneakersy, które sprezentował mu Maciej.
Normalnie pewnie nie pojechałby do przychodni
po wyniki. Posiadał zatrważającą umiejętność zapominania o
nieprzyjemnych rzeczach i gdyby nie upór Macieja, zapomniałby też
o badaniach i żył dalej, nie myśląc o żadnych konsekwencjach.
Ale właśnie – gdyby Maciej był obok, siłą wypchnąłby go do
kliniki. Może to dlatego Filip sięgnął po klucze i wyszedł z
mieszkania, kierując się na autobus.
Odbierze te pieprzone wyniki. A nad tym, co
robić dalej, zastanowi się później, gdy już wszystko będzie
wiadome.
***
Jeżeli w którymś momencie przedramatyzowałam - przepraszam. Naprawdę chciałam tego uniknąć.
Nie martw się. Jak dla mnie to było super. Może Filip się ogarnie i nie będzie już takim dużym dzieckiem. Choć jeśli tak będzie to już nie będzie to ten sam Filip. Żal mi Macieja i wgl Błażej mnie irytuje. Przepraszam za tak nieskładny komentarz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
A.
Chyba brak mi słów, by napisać, jak bardzo nienawidzę Błażeja. Mam nadzieję, że to zło prędzej czy później (mam nadzieję, że prędzej) do niego wróci. I jeszcze ten policjant... Ech.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że Maciej skończył "tylko" tak poszkodowany. Mogło być gorzej. Bałam się, że będzie gorzej.
Tak bardzo chcę już kolejny rozdział.
Pozdrawiam.
Nie wiem, co napisać. Moim zadaniem rozdział nie jest przesadnie udramatyzowany, chociaż dramat oczywiście jest. Rozdział zaczął się przyjemnie, nie rzuciłaś nas od razu na głęboką wodę. Scenka z Ciapkiem i dzieciakami, piękna. Jednak w momencie, gdy Filip wszedł do mieszkania i zobaczył, w jakim stanie znajduje się Maciej, co oni mu zrobili, zwyczajnie się popłakałam. Tego właśnie bałam się najbardziej, że wściekły Błażej w końcu postawi na swoim. Nie dość, że tak dotkliwie pobił Macieja to jeszcze szantażuje Filipa. Sytuacja naprawdę robi się nieciekawa, środowisko, w które Filip się wplątał zaciska na nim swój supeł coraz mocniej i nie chce go wypuścić, ale najgorsze jest to, że cierpią na tym jego bliscy. Pragnę by w końcu z Błażejem i całą jego ferajną zrobiono w końcu porządek.
OdpowiedzUsuńW tym momencie życzę Błażejowi najgorszego. Przez cały rozdział bolało mnie serce, no bo jak można być takim skurwysynem żeby tak pobić i poniżyć człowieka. Nie wiem co mam powiedzieć o ucieczce Filipa. Cieszę się tylko, że Maciej żyje. Naprawdę dla mnie to była ulga, bo myślałam już o najgorszym (chociaż w sumie wiedziałam, że nie mogłabyś zabić naszego staruszka xD). A co do nosa to Maciej ma hajs na operacje plastyczną więc myślę, że nie będzie tak źle xD Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny
OdpowiedzUsuń~Demi Lerman
no super, ale chciałabym by ktoś kopnął Błażeja w czółko, nawet trudne dzieciństwo go nie usprawiedliwia.
OdpowiedzUsuńTy to potrafisz grać na uczuciach po mistrzowsku. Najpierw słodka akcja z Ciapkiem, a później głęboka woda. Podobało mi się zachowanie Macieja. Nawet w tak ekstremalnej sytuacji, nie zapomniał o Filipie i kazał mu uciekać. Natomiast Filip -> dobrze, że uciekł, bo nic by nie zrobił, ale całe jego późniejsze zachowanie... Potwierdziło się po raz kolejny, że Wilku jest mocny tylko w gębie i że jest zwykłym dzieciakiem. Ja tak sobie myślę -> Maciej będzie potrzebował teraz wsparcia i to Łukasz może mu je zapewnić. Kto wie, może stare uczucia odżyją. Łukaszowi na pewno by to pasowało.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Dramatycznie - oczywiście, ale tak miało być. To nie był pogodny rozdział na walentynki na pewno :) Cieszę się że Maciejowi nie stała się jakaś większa, nieodwracalna krzywda - chociaż ten garbaty nos pewnie będzie go wkurzał 😉 Filip chyba zaczyna dojrzewać, tylko szkoda że zmuszają go do tego takie przykre okoliczności... Może to pobicie da również do myślenia Darii? Bo czy to naprawdę warto taką złość pielęgnować w sobie?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że wymyślisz jakiś bolesny i skuteczny sposób na Błażeja. Nie sądziłam że posunie się do czegoś takiego. Po tym jak zdołał się opanować przed zrobieniem krzywdy Filipowi wydawało mi się że coś do niego dotarło, ale najwyraźniej tylko mi się wydawało... Ciężki klimat się zrobił u chłopaków, czekam z nadzieją na jakieś słoneczko zza chmur :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam 😀
Rozdział jest bardzo dobry. Przegadany z tego względu, że odstaje od pozostałych - takie mam wrażenie. Ale trudno, bo przez to dobrze go opisałaś. Nie jest przedramatyzowany, do tej sytuacji pasuje to, co zrobiłaś.
OdpowiedzUsuńAle co do samej fabuły...
Czuję beznadziejność sytuacji i mnie to irytuje xD Nie lubię nie mieć pomysłu co dalej. Gratulacje! xD Czekam na ciąg dalszy... ale błagam, daj jakieś małe światełko, bo te ciemności robią się przytłaczające... Taki mały promyczek, możesz go później zabrać, ale daj odetchnąć xD
Weny, weny, weny. Pozdrawiam :)
Ps. Wiem coś o zbytnim przeżywaniu tego, co się pisze. To pomaga i przeszkadza jednocześnie. Niby powinno się łatwiej pisać, ale przeszkadza brak dystansu.
Rozdział bardzo fajny, niestety też bardzo smutny. Najgorszy jest chyba fakt, że ciężko jest znaleźć dobre wyjście z tej sytuacji. Filip nie ma żadnych 'pleców' żeby pogrozić Pacule, do tego jeżeli zrobi coś głupiego jego rodzina może mieć problemy. Niby jest jeszcze Andrzej i jego 'plecy', ale nie wiadomo jak sprawy z tym dokładniej stoją. Do tego zbliżanie się do Macieja... Filip też pewnie nie chciałby narażać Macieja na ponowne wizyty Błażeja, a na policję raczej w tym wypadku nie ma co liczyć... Naprawdę jestem ciekawa kolejnego rozdziału i to jak się akcja potoczy - na dobrą sprawę sprawa HIV Filipa schodzi na dalszy plan, chociaż nie przeczę, też jestem ciekawa wyników.
OdpowiedzUsuńNa dobrą sprawę jestem też ciekawa jak na to wszystko zareaguje Maciej. Bo przecież istnieje szansa, że się przestraszy i powie Filipowi 'sp***laj'. Chociaż po cichutku liczę na to, że tak nie będzie i Maciej okaże się 'rycerzem w lśniącej zbroi'. Na dobrą sprawę przy swojej urodzie Fifi by całkiem dobrze wyglądał w kiecce :D I z koroną na głowie.
A i jeszcze odnośnie tego nowego którkiego opowiadania - oby nie było tak krótkie jak pisałaś i pociągnęło się dalej. Naprawdę fajnie się zapowiada :)
Pozdrawiam!
Bardzo zgrabnie to wszystko Ci wyszło. Faktycznie Filip tak chętnie nie sprzeda Błażeja bo po pierwsze to może się źle skończyć dla jego rodziny drugie sam siebie wkopie. No ciężki orzech do zgryzienia. No powiem Ci wyzwanie bo sytuacja w jakiej jest Filip jest bardzo hujowa! Czekam na dalszą część i kurde mam nadzieje, że dobrze to rozstrzygniesz bo będzie lipa jak byś niezaszalała w tak dobrym punkcie zwrotnym akcji.
OdpowiedzUsuńWielkie propsy za naturalizm i prawdziwość postaci. Szczególnie Filipa. A Błażej chyba nie do końca taki kozak skoro spamuje esami jakby się bał, że Filip może się wygadac. Swoją drogą zastanawiam się czy fakt, że Pacuła jest homo obiegnie wszystkie rynsztoki i jego funfle się na niego wypną. Jeśli tak to w sumie jedyna słuszna droga :) ale nic czekam. Dawaj pani następne!
A cudu z Filipem jak nie było, tak dalej nie ma. Przyznam, że zaczyna mnie irytować takie przeciąganie. Przyznam również, że irytują mnie Filipowe rozterki, a to że stał się przyczyną pobicia Macieja, a to, że jak ma hiv, to... W sumie sprowadza się to do tego, aby usunąć się z życia Macieja. Sorki ale to nie za bardzo pasuje do chłopaka z marginesu, handlującego narkotykami i powiązanego z półświatkiem przestępczym, bardziej realnym wydawał się być, kiedy ze znajomością z Maciejem wiązał wydobycie się z bagna w którym przebywał. Wiem, uczucia, ale mimo to...
OdpowiedzUsuńPobicie Macieja w jego własnym mieszkaniu też jakoś mi nie gra, to zbyt duże ryzyko dla Pacuły (to jednak prymityw), bardziej do niego pasuje ciemny zaułek niż monitorowany apartamentowiec (sama kiedyś pisałaś, że Filip czekając na klatce, tak wybrał miejsce, aby nie widziały go kamery - chyba, że ja to wmieszałem z jakiegoś innego opowiadania). Pora w końcu na czyjąś reakcję dotyczącą Pacuły, stawiam na Majkę, albo samego Macieja. Sorki, ale upierdzielić takiego człowieka na kilka lat więzienia wcale nie jest tak trudno, a tutaj dokonuje się cudu niemożliwości tknięcia Pacuły, co najmniej, jakby to był szef mafii sycylijskiej.
Bardzo podoba mi się reakcja Darii, zyskała moją sympatię pisząc do Filipa smsa. To tak jakby akceptacja związku Filipa z Maciejem, chociaż nie byłaby zachwycona, gdyby dowiedziała się, że Filip jest pośrednio zamieszany w pobicie Macieja.
Nigdy psy (generalnie zwierzęta) mi nie przeszkadzały w komunikacji miejskiej, wręcz przeciwnie, zawsze wtedy szukałem podobieństw między pupilem a właścicielem, co było zajęciem dostarczającym mi wiele rozrywki.
Czas chyba, aby sytuacja zaczęła się klarować, mam już zdecydowanie dość zagęszczania atmosfery.
Pozdrawiam
Zarzuty biorę pod uwagę, ale zaraz wszystkie spróbuję odbić, bo wszystko już rozpatrywałam na wszerz i wskroś przy planowaniu.
UsuńPo pierwsze, chłopaki mają tyle problemów, że po prostu nie może się to rozwiązać w dwóch, trzech rozdziałach. Właśnie dlatego już opracowałam na brudno akcję drugiego tomu Gówniarza.
Co do nietykalności Błażeja, gdyby Filip wsypał, to nie dość, że oberwałoby się od jego kolegów (biznesy narkotykowe to naprawdę spore biznesy, właśnie dlatego gangi tak ze sobą konkurują i dlatego za jedną osobą stoi jeszcze kilka, wszystkich niestety nie wsadzisz), po drugie, nie zapominajmy, że Filip sam w tym robił. ;) Pociągnięcie Filipa do odpowiedzialności też wielkim wyczynem by nie było. No i w takich środowiskach panuje mentalność, żeby trzymać się jak najdalej od policji. Filip chciał czy nie, trochę tym przesiąkł.
Inna sprawa, czemu mieszkanie, nie ciemny zaułek? Błażej może i najwyższego IQ nie ma, ale wie jak zastraszyć. Gorzej się bać tylko ciemnych zaułków, czy może przebywania we własnym mieszkaniu? Co bardziej pływa na psychikę?
No i sprawa Filipa. Nie zapominajmy, że są różne wymiary patologii. Filip mimo iż urodził się w wielodzietnej rodzinie, na dodatek bez ojca, to jednak życie nie poskąpiło mu kochającej mamy i starszej siostry. Wiele razy podkreślałam, że matka Filipa robiła wszystko co mogła, aby jej dzieci miały co jeść. Filip miał trochę lepszą sytuację od Błażeja, jest zdecydowanie bardziej miękki. No i młodszy.
Dzięki i również pozdrawiam. :)
Sorki, że wdaję się w dyskusję, ale...
UsuńPacuła mieszka z ojcem w jego mieszkaniu, porusza się starym gratem, po jego kumplach też kasy nie widać (interpretuję to, co jest w opowiadaniu - to i nic więcej) więc wielkich interesów narkotykowych nie kręci, jest po prostu pionkiem z małą ekipą do rozprowadzania, czyli tzw końcowa płotka, takie płotki po prostu odcina się w razie kłopotów, żeby struktura nie posypała się głębiej. Takie płotki mało mogą i jeszcze mniej wiedzą o swoich mocodawcach. To o czym piszesz to przeszłość, dzisiaj ci, którzy dilują bezpośrednio sprzedając klientowi nie znają tych wyżej, nie znają nikogo więcej, dlatego tak trudno jest rozpracować gangi. Wsypa dilera gangowi nie zagraża, zagraża jedynie jego współpracownikom, którzy również dilują na ulicy.
Najlepiej zastraszyć w miejscu którego nie możesz uniknąć, to jest zawsze gdzieś pomiędzy pracą a domem. Nie w domu, bo dom można właściwie zabezpieczyć. Przecież w tym opisanym przez Ciebie przypadku, gdyby Maciej spojrzał przez wizjer to plan Pacuły poszedł by się pieprzyć. I podstawowa zasada takich typów zero dowodów, a obecność Pacuły i jego ekipy zastała zarejestrowana przez monitoring (osiedlowy, blokowy - teraz to norma, zwłaszcza w apartamentowcach to systemy składające się z kilkunastu a niejednokrotnie kilkudziesięciu kamer z podglądem nawet w każdym mieszkaniu na odpowiednim kanale kablówki).
O ile Pacuła mógł zastraszyć Filipa (wcześniejsze interesy), to jednak nie może mieć tej pewności z Maciejem (nic na niego nie ma, a zastraszenie przez pobicie powoduje wręcz odwrotny skutek), wiec albo planował zabić go, albo po prostu jest zwykłym głupkiem, który wpada przez monitoring.
Co do Filipa to napisałem, że bardziej pasował mi Filip widzący w Macieju sposób na lepsze życie niż sierotka Marysia trapiona wyrzutami sumienia i gotowa zrezygnować z własnych wygód na rzecz ... no właśnie bezpieczeństwa i zdrowia Macieja? Owszem mogę zrozumieć, że ma wyrzuty sumienia, że pewne rzeczy stały się za jego wpływem, ale nie że rozpatruje rezygnację. Owszem wcześniej po dowiedzeniu się o hiv taka reakcja wynikająca częściowo z szoku to i owszem.
"Właśnie dlatego już opracowałam na brudno akcję drugiego tomu Gówniarza" - sorry, ale ta zapowiedź mnie zmroziła, po prostu lubię długie opowiadania, ale nie znoszę "Mody na sukces" i niestety znane mi przykłady potwierdzają moje odczucia. Wywaliłem z listy obserwowanych blogów wiele blogów z takiego tomowego podejścia i rozwlekania.
Mam nadzieję, że to opowiadanie zamkniesz jako sensowną całość, a drugi tom będzie miał wiele ciekawych akcji , ale jednocześnie nie będzie oczywistą kontynuacją tego opowiadania (ciągiem dalszym).
Bez urazy, co złego to nie ja. Pozdrawiam
Ale Pacuła jest, pardon my French, kretynem i raczej nie podejrzewałabym go o dokładne przemyślenie swojego planu. ;) Zazgrzytałoby, gdyby wziął pod uwagę wszystkie wymienione przez Ciebie czynniki.
Usuń(...)albo po prostu jest zwykłym głupkiem, który wpada przez monitoring
No właśnie. Sedno sprawy. :D
Mam nadzieję, że mimo wszystko w następnych rozdziałach Gówniarzowi uda się obronić, bo wcale tak dużo do końca nie zostało, a i drugi tom będzie w zupełnie innych klimatach i nie planuję go już na 30 rozdziałów. ;)
UsuńMamy 28 rozdział, a ma być 30. Jeżeli zamierzasz iść w kierunku Filipa, który jako sierotka Marysia targana wyrzutami sumienia zrywa z Maciejem, to niezależnie od tego, co planujesz na później będę uważał opowiadanie za totalnie skopane jako całość a ostatnie trzy odcinki, które do tego doprowadziły za totalnie nie pasujące do reszty opowiadania. Ot taki sztuczny zabieg, żeby zrobić tom II. I to jest to, czego nie cierpię u Luany i tandemu Shikattales. Zrywa się spójność opowiadania, żeby... właściwie nie wiem dlaczego autorki to robią, ale jest to sztuczne i bez sensu według mnie.
UsuńDotychczas tylko raz przyczepiłem się do opowiadania, że scena seksu Filipa z Maciejem była mało realistyczna. Cała reszta powalała mnie na kolana realnością akcji, po prostu byłem zachwycony tym opowiadaniem, podobnie jak ZTP. W tym odcinku zaczęło mi zgrzytać.
Rozumiem zachowanie Filipa po odczytaniu pierwszego wyniku, było racjonalne i wynikało ze wzburzenia. Po prostu wolał nie czekać, aż Maciek wystawi go za drzwi. A potem była opisana scena z klubu i Maciek pokazał mu, że pomimo tego wszystkiego zależy mu na nim.
Pobicie Macieja w domu uważam za chybiony pomysł. Jak niby Pacuła miał wytłumaczyć to pobicie pomagierom ( w sumie było ich trzech), że Maciek odebrał mu rzecz do rżnięcia? Oficjalnie przyzna się wobec wszystkich do pedalstwa? Bo jak ma umotywować ten napad wobec kumpli, przecież nie wybrali się tam na włam dla fantów. I jeszcze to zdarzenie z wykrzyczeniem w twarz Pacule, że jest pedałem, przecież równie dobrze mógł zrobić to Maciej.
Pacuła jest prymitywem (traktowanie Filipa jak swojej rzeczy, zabawki do ruchania), ale nie totalnym głupkiem, inaczej nie kierowałby ich "grupą". I nawet ten prymityw nie odważyłby się na pobicie w domu (ślady do zabezpieczenia przez policję, monitoring, sąsiedzi, fiasko planu w przypadku zamkniętych drzwi, możliwość porażki i w końcu jaki powód podany pomocnikom). A przecież Pacuła planował danie Maciejowi nauczki, a nie działał w napadzie szału.
No, chyba że jest to nagięcie na potrzeby opowiadania. Policja przegląda monitoring, zabezpiecza ślady i kierując się tym co wcześniej powiedział Filip o podłożu napadu aresztuje Pacułę bez wywlekania otoczki narkotykowej. Sorki, ale dom nawet do tego nie był potrzebny.
Pacuła siedzi, Filip jest "czysty" i nie idzie siedzieć, Maciek zdrowieje i jest happy end.
Przepraszam za czepialstwo, ale nie odzywałbym się z krytyka, gdybym opowiadanie uważał za przeciętne. Wtedy przeczytałbym, pokiwał głową, napisał koment, że jest fajnie i ogólnie ok.
Ale to nie jest przeciętne opowiadanie i dlatego tak wkurzają mnie pewne nieścisłości.
Pozdrawiam
Piotrze, czy byłaby jakaś droga, żeby porozmawiać bardziej prywatnie (jakiś mail czy coś w tym stylu)? Mam kilka pytań, a nie chciałabym ich tu poruszać, ze względu na to, że później jeszcze mogą wyjść spoilery. ;) No i chciałam Ci szczerze odpisać na komentarze, po całonocnym przemyśleniu ich. :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJuż napisałam. I nie, spokojnie, nie zaczyna się tak. ;)
UsuńHm, długo nie komentowałam, dużo się działo.
OdpowiedzUsuń1. HIV - wciąż nie jestem pewna, czy chcesz to zrobić Filipowi i dodatkowo mu dowalić. Od kiedy pojawił się ten wątek, byłam przekonana, że nie pójdziesz w pozytywny wynik, a jednak mnie zaskoczyłaś. Choć może to tylko tak dla postraszenia? Ciągle mi to w głowie siedzi, bo to jest kolejny problem, z którym Filip by się borykał i... nie za dużo tego?
2. Filip i Maciej są naprawdę świetnie razem. Jak na początku nie byłam do nich przekonana, to teraz jestem w 100%. A to wyznanie miłości przez Filipa... Po pijaku, zapomniał o tym - zupełnie w jego stylu.
3. Pacuła i napad. Trochę tego nie ogarniam. Ogólnie domyślałam się, że jest to kwestią czasu, natomiast nie spodziewałam się, że wydarzy się to w jego mieszkaniu. To jest apartamentowiec, nie? Kamery i te sprawy. Do tego sąsiedzi. Nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział? Trochę tego nie kupuje.
4. Znów Pacuła i jego dziwna relacja ze Sławkiem. Uch, nie mogę o nich czytać, aż mi słabo. Chociaż nie było to zaskakujące, spodziewałam się, że wcześniej, czy później się to wydarzy.
5. Łukasz i Krzysiek - jestem bardzo, bardzo na nie. Oni do siebie nie pasują. Tak po prostu. Gdzie się podział ten pięćdziesięciolatek, z którym Łukasz mejlował?
To chyba tyle. O większości i tak pewnie zapomniałam.
Pozdrawiam!
no dobrze, to i ja coś napiszę. pobicie Maciej czuło się w powietrzu od dawna, właściwe było mu pisane, ale zgadzam się z Piotrem: wybór miejsca nie najlepszy i użyłabym tych samych argumentów co Piotr.jednocześnie wybaczam :) bo ten się nie myli co nic nie robi a Twoje opowiadanie jest bardzo dobre ( jeśli nie najlepsze). Podoba mi się postawa siostry, potrafi odłożyć własne urazy...szacun. za to Łukasz mojego szacunku nie uświadczy. niedojrzały egoista, którego nic nie usprawiedliwia. ja rozumiem trudne dzieciństwo, wrednego ojca, opór przed ujawnieniem się i zaakceptowaniem własnej orientacji ale...naprawdę trzeba było tę kobietę aż tak wykorzystać? nie można było odejść nie robiąc dzieci? albo robiąc ostatecznie jedno? porzucić kobietę z trójką dzieci miesiąc po poradzie...nie wybaczam. skrzywdził i Macieja i Darię, to zły człowiek jest. trudnym dzieciństwem można by wyjaśnić większość zła na tym świecie, ale to żadne usprawiedliwienie...
OdpowiedzUsuńpomysł drugiego tomu podoba mi się, nie przeszkadza mi długość opowiadań. bardziej irytuje mnie brak systematyczności i porzucanie czytaczy w trakcie na długie tygodnie ale Ty o nas dbasz :)
dziękuję za teksty i pozdrawiam serdecznie :)
o rany, aż nie wiem, od czego by tu zacząć...
OdpowiedzUsuńDobra, to może Ciapek :D kochane psisko :D tyle emocji i ten Filip, który chciał rozszarpać gupie baby w autobusie <3
Strasznie, ale to niesamowicie bardzo mocno niezwykle i w ogóle podobało mi się, że Filip uciekł i był bezradny wobec Błażeja i jego goryli. <3 naprawdę, to było takie realistyczne i na miejscu, że aż mi się gęba śmiała :d wiem, scena była smutna, naprawdę, ale dziękowałam wszystkim bogom,ze jednak zadzwonił na policję (btw podejście policjanta tak bardzo uggghhht :( poczułam się wkurwiona, bo bezsilna). No i to dobrze, że uciekł, bo pewnie też spuściliby mu łomot :D
Błażej to taki pies ogrodnika, nie? :D bo przecież wiadomo, że nie chce już Filipa, ale jego tępa "męska" urażona duma musi postawić na swoim :D
No, Filipie, grzecznie odbierz te wyniki. Jeśli okaże się,że jednak jest chory, to będzie cios poniżej pasa :d ale wtedy możliwe, że Błażej też będzie. To już plus. wiem, jestem okropna, ale no, to tylko opo, choć bardzo się wciągnęłam, ale życzę Błażejowi jakiejś wstetnej choroby wenerycznej :D
Daria. Coś czuję, że może polubić Filipa :D może będzie o niej więcej w drugim tomie? Ciekawe, czy Łukasz się dowie :3 no i jeszcze Kuba, nie?
Mam nadzieję, że Filip odwiedzi Macieja w szpitalu, choć pewnie będzie czuć się winny. Niesamowicie podobał mi się sam opis Macieja, pobitego, leżącego w krwi i moczu. Realistyczne, brudne, ale przez to takie piękne. no i biedny nos :(
Ale to dobrze, że tylko żebra, nos i coś jeszcze. Bałam się, że będzie sparaliżowany albo coś :( i że nie stracił pamięci czy coś. Uff :)
Przeczytałam komentarze i od siebie dodam tylko: ja Łukasz lubię i rozumiem. Ot, tyle :D
czekam na next.
Kiedy ukaże się kolejny odcinek?
OdpowiedzUsuńDługo się powstrzymywałam żeby nie zacząć czytać, bo chciałam zacząć jak będzie już skończone, ale niestety nie dałam rady... A wiedziałam, że wszystko od razu przeczytam :/. Teraz jestem kłębkiem niecierpliwości i zdenerwowania.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne i ciężko mi się było który bohater jest ciekawszy. Minimalnie bardziej lubię Filipa, bo mimo że ciągle pakuję się w kłopoty i od nich ucieka zostawiając bałagan innym to do pewnego stopnia pozostaje sobą. Maciej gra i chyba sam nawet nie zdaję sobie z tego sprawy w większości przypadków.
Rozdział 28 wbił mnie w fotel i nie mogę przestać myśleć o tym, co teraz dalej będzie. Mam nadzieję, że któryś z nich prędzej czy później zda sobie sprawę, że to co między nimi się działo to więcej niż chwilowa fascynacja.
Tak z drugiego planu Kuba i Łukasz to dosyć niespodziewany wątek (przynajmniej dla mnie).
Pozdrawiam ciepło i życzę dużo weny oraz czasu na dalsze tworzenie takich perełek.
~Noemi
Dziewczyno - plot twist jak stad do wiecznosci. Uwielbiam to! Masz niesamowity warsztat literacki i bogaty zmysl tworczy. Ani na chwile to opowiadanie nie zwalnia. Jak Ty to robisz? Przepraszam ze nie daje czesto komentarzy ale czytam to jednym tchem i zwyczajnie nie mam jak pisac na kazdym rozdziale. Pamietaj jednak, ze takich jak ja jest masa! I jestesmy tacy przez to ze Twoja tworczosc nas pochlania jak czarna dziura :) Jestes najlepsza! Weny i checi do dalszego pisania :) No i pozdrow bete - korekta nawet lepsza niz u Luany :P
OdpowiedzUsuń