Wróciłam już do Polski (chociaż niezbyt chętnie), odpoczęłam, no i wstawiam rozdział. Pisany trochę na szybko, więc może być naprawdę dużo błędów, jednak nie chciałam kazać Wam tak długo czekać. Za chwilę zaczynają się święta, a więc też i wolne. Mam trochę planów pisaniowych na ten czas, ale zobaczymy jak to wyjdzie...
Swoją drogą, jak się zapatrujecie na jakiś dłuższy dodatek o samym Sławku i Błażeju? :) Ten pomysł chodzi mi od dłuższego czasu po głowie, ale na razie boję się cokolwiek zaczynać (tak tylko przypomnę, że McDonald miał mieć trzy rozdziały, a stanęło na tym, że naprawdę nie wiem w którą stronę pójdzie to opowiadanie).
A teraz już nie przedłużam - rozdział jaki jest, taki jest, ale cieszę się, że zdążyłam.
Daj już spokój, Łukasz
Wyciągnął papierosa z paczki, żeby zaraz
wetknąć go sobie pomiędzy wargi. Spojrzał na szary budynek z
zastanowieniem, jeszcze chwilę temu odprowadzając wzrokiem do
wejścia niską, chudą sylwetkę Filipa. Dzieciak, chociaż
oczywiście nie przyznałby się do tego tak prosto, poleciał do
szpitala jak na skrzydłach, nawet nie oglądając się za siebie. W
momencie, kiedy wyskoczył z samochodu, zdawał zapomnieć o
wszystkim: o wizycie u lekarza, rozmowie z Jakubem w kawiarni,
liczyło się tylko jedno – byleby jak najszybciej znaleźć się w
sali Macieja.
Kuba zaśmiał się pod nosem, szybko dochodząc
do bezbłędnych wniosków, że ta dwójka była siebie warta.
Maciej, wieczne dziecko udające dorosłego w świecie wypełnionym
pracą, no i ten gówniarz, którego Kuba właściwie nawet nie znał,
ale już potrafił mniej więcej osadzić w pewnych ramach.
Buntownik, dziecko marginesu społecznego, egoista i arogant w
jednym, no ale najwidoczniej ciągnął swój do swego. Charakterami ta dwójka za bardzo się nie różni, pomyślał
jeszcze i już miał zgasić papierosa w pobliskiej papierośnicy,
gdy kątem oka dostrzegł znany już sobie samochód, parkujący
nieopodal.
Jest i ten trzeci. Uśmiechnął się pod
nosem, obserwując wysiadającego z pojazdu, a następnie
załączającego alarm kierowcę. Spokojnie zaciągnął się
papierosem, przetrzymując dym na kilka chwil w płucach, kiedy to
znajoma postać wcisnęła klucze do kieszeni i ruszyła do szpitala.
Jakub wypuścił dym nosem, uśmiechając się jednocześnie w
odpowiedzi na zaskoczone spojrzenie mężczyzny, który dopiero teraz
go zauważył.
– O. Hej – powiedział z wyraźnym
zakłopotaniem, które chyba powinno być już jego sztandarowym
znakiem rozpoznawczym.
– Cześć – odmruknął Kuba, dopalając
papierosa. – Nie poddajesz się, hm? – Jakby nigdy nic, odwrócił
się do papierośnicy i zgniótł w niej niedopałek. Kątem oka
obserwował jeszcze Łukasza, który zatrzymał się tuż obok. Jego
uwadze nie umknęło też nerwowe zaciśnięcie dłoni na papierowych
rączkach torby z logiem jakiejś kawiarni.
– O co ci chodzi? – zapytał, marszcząc
swoje ciemne brwi, na co Kuba westchnął tylko ciężko, mając
wrażenie, że w tym aspekcie jest Don Kichotem walczącym z
wiatrakami. Popatrzył na Łukasza współczująco, już nawet nie
chcąc nic wspominać o tym, że się facet marnował. Żył ciągle
pod tym swoim kloszem, spod którego, mimo marnych prób, wciąż nie
potrafił się wyrwać.
– Filip jest u niego – odparł powoli
Jakub, posyłając Łukaszowi wymowne spojrzenie. – Przywiozłem go
chwilę temu.
Łukasz chrząknął, odwrócił spojrzenie.
– Pomyślałem tylko, że kawę mu...
– Daj już spokój, Łukasz. – Westchnął
ciężko, przeczesując ręką włosy. – Po prostu daj spokój. Ta
sprawa dawno jest już przegrana. Obaj wiemy, że Maciej prędzej
odgryzie sobie język, niż się przyzna, że zależy mu na tym
dzieciaku. Ale zależy. Wiesz o tym. – Posłał mu uważne
spojrzenie, które jednak pozostało bez odpowiedzi. Łukasz odwrócił
wzrok na starszą, ledwo idącą kobietę, prowadzoną do samochodu
przez jakąś dziewczynę.
– Odpuściłem kiedyś, ale teraz...
– Teraz to chyba już za późno –
powiedział poważnie Jakub i znów westchnął ciężko, tym razem
współczująco. Nie czuł do Łukasza nic prócz sympatii. Seks z
nim również był całkiem przyjemny, sam Jakub jednak nie chciałby
wiązać czegokolwiek z kimś tak niestabilnym jak Łukasz, ale to
nie przeszkadzało we współczuciu Maleckiemu. Dorosły facet, a
zachowywał się jak dziecko. Pogubił się w życiu i nie wiedział
jak wszystko ponownie poukładać. A Jakub go najprościej w świecie
lubił. Łukasz, mimo wszystko, był inteligentny, potrafił
prowadzić rozmowę niekoniecznie skupioną jedynie na temacie
popkultury i dzisiejszych celebrytach, jak inni (młodsi) kochankowie
Kuby... Czuł do niego trudną do opisania słabość, niepodszytą
niczym więcej prócz sympatią.
– Słuchaj, odpuść. Naprawdę odpuść.
Ułóż sobie życie, nie jesteś skazany tylko na Macieja. –
Łukasz wreszcie na niego popatrzył. Ciemne oczy wyrażały głównie
zakłopotanie, co z jednej strony było całkiem zabawne – tak
zachowujący się facet po trzydziestce? Ale z drugiej całkiem
urocze. Kuba jeszcze nie miał pojęcia, w jakiej kategorii urocze,
jak dokładnie powinien osadzić ten urok i pod jakim kątem go
rozpatrywać, jednak nie chciał się nad tym dłużej zastanawiać.
– Zaraz muszę być w pracy... – zaczął, spoglądając jeszcze
na zegarek. Łukasz nie znał się kompletnie na tego typu gadżetach,
jednak Maciej od razu zauważyłby, że to zegarek Alberta Riele. –
Ale co ty na to, żeby zobaczyć się wieczorem? – zapytał, sam
dokładnie nie wiedząc jakiego charakteru miałoby nabrać to
spotkanie. Bo z jednej strony nie przeszkadzałaby mu zwykła,
koleżeńska rozmowa z Łukaszem, a z drugiej... łóżko też byłoby
przyjemną opcją.
Łukasz popatrzył na niego wzrokiem
sugerującym, że on również nie miał pojęcia o zamiarach Kuby,
jednak zaraz kiwnął głową, chyba nie mając lepszego pomysłu na
spędzenie wieczoru.
– Okej – powiedział i westchnął. – W
sumie czemu nie.
– A w piątek idę ze znajomymi na piwo –
powiedział jeszcze Jakub, szukając w kieszeniach spodni kluczy do
swojego samochodu. – Byłoby świetnie, jakbyś wpadł – dodał,
ani słowem nie wspominając o tym, że dokładnie to samo
zaproponował Filipowi.
– Chyba czas, abym zaczął ogarniać życie,
co? – zapytał Łukasz ze zrezygnowaniem.
– Tak. Zdecydowanie.
Łukasz uśmiechnął się pod nosem i jeszcze
popatrzył na papierową torbę.
– Nie bardzo wiem jak to zrobić. Mam
wrażenie, jakbym przespał połowę swojego życia – zdradził, a
Jakub nie mógł odgonić nieprzyjemnego uczucia pojawiającego się,
kiedy patrzył na takiego powoli wybudzającego się Łukasza.
– Całe szczęście jeszcze nie jest za późno
– pocieszył.
– Dzięki.
– Do zobaczenia wieczorem – powiedział
jeszcze, dobrze wiedząc, że nie ma czasu na dłuższe rozmowy, bo i
tak już był spóźniony. Położył dłoń w pocieszającym geście
na ramieniu Łukasza i nim go wyminął, uśmiechnął się jeszcze
ciepło. – Napiszę, jak wyrwę się z pracy.
– Jasne.
***
Nigdy nie myślał, że widok roztrzepanych,
gęstych włosów, wyniośle patrzących oczu, wydętych ust, jakby w
wyrazie obrazy majestatu, i oczywiście mocno zmarszczonych brwi,
przyniesie mu taką ulgę. Bo to wszystko składało się na jedną,
dość niepozorną, ale cholernie upartą, bezczelną i chamską
osobę, której teraz Maciej naprawdę potrzebował. Oczywiście
nigdy by tego nie powiedział, sam zresztą spróbował zrzucić owe
myśli na karb środków przeciwbólowych. Nie mógł jednak
zaprzeczyć, że prawdę poczuł się o wiele spokojniej, kiedy
szczupła sylwetka Filipa podeszła do łóżka, a ciemne,
momentalnie pokorniejące (z czego sam Filip raczej nie zdawał sobie
sprawy) spojrzenie zatrzymało się na nim.
– Hej – powiedział, a jego wydatne usta
momentalnie porzuciły niezadowolony grymas i ułożyły się w
uśmiech.
– Cześć – odparł Maciej, podnosząc się
powoli do siadu. Filip widząc to, od razu szybko do niego podszedł,
jakby chcąc mu pomóc. – Spokojnie, aż takim inwalidą nie jestem
– rzucił Maciej niby złośliwie, ale nie odepchnął dłoni
Filipa. Pozwolił, aby ułożyły mu one za poduszkę za plecami.
– Przygotowuję się do roli – stwierdził
wyniośle Filip, a kiedy zaskoczone spojrzenie Wyszyńskiego
zatrzymało się na nim, parsknął śmiechem, nie wytrzymując. Nie
trudno zauważyć, że miał całkiem dobry humor. – No do
zmieniania ci na starość pieluch? To już niedługo. – Uśmiechnął
się tak szeroko, że Maciej niemal widział jego ósemki. Uniósł
brew, patrząc na Filipa z zastanowieniem. Coś mu nie pasowało.
– Byłeś u lekarza? – zapytał poważnie,
mając wrażenie, że właśnie o to w tym wszystkim chodziło. Może
Wilczyński po prostu go wczoraj okłamał?
Filip zamarł na moment, aż wreszcie odetchnął
ciężko. Przeczesał nerwowo dłonią swoje i tak już wzburzone
włosy, i kiedy Maciej był już prawie pewny, że zaraz dzieciak
zaprzeczy, ten kiwnął głową.
– Byłem.
Wyszyński uniósł brwi, patrząc na Filipa z
niezrozumieniem.
– I?
– No nic – burknął wymijająco,
podsuwając sobie pod tyłek taboret. – Wirus niewykrywalny,
przepisał mi leki, muszę kupić – powiedział ściszonym głosem,
tak żeby nikt nic nie słyszał.
Maciej wpatrzył się w niego jakby właśnie
zobaczył ducha albo inne bardzo osobliwe zjawisko, w którego
istnienie naprawdę trudno uwierzyć. Filip dotrzymał słowa. Sam z
siebie poszedł na konsultację, sam z siebie mu teraz o tym
opowiedział, wszystko zrobił w pojedynkę. No, może i Wyszyński
musiał go na początku ku temu popchnąć, ale... chyba był z
gówniarza dumny? Zaraz jednak, gdy tylko zrozumiał o czym myślał,
spróbował zapomnieć. Bo kim on, cholera, niby był? Wujaszkiem
dumnym z chrześniaka, patrzącym jak dzieciak dorasta? W głowie
niemal rozbrzmiał mu Filipowy rechot, którym gówniarz zapewne by
skwitował te słowa.
– Boże – sapnął Maciej i pokręcił
głową. – Pomyśleć, jaką ja z tobą katorgę przeszedłem,
żebyś to wszystko zrobił – powiedział, wzdychając przy tym
teatralnie, zupełnie jakby skutki wspomnianej „katorgi” odczuwał
do teraz. I jakby to ona przykuła go do łóżka.
– Już nie przesadzaj – prychnął z
urażeniem Filip, pochylając się i opierając łokcie o materac.
Wpatrzył się w Macieja, którego twarz z dnia na dzień zmieniała
kolory. Teraz całe szczęście ciężko byłoby się doszukać na
niej brunatnych, świeżych siniaków. Przybrały już zielono-żółte
barwy, które pozwalały wierzyć, że za chwilę wszystko wróci do
normy. Uśmiechnął się do swoich myśli, bo naprawdę niczego
bardziej nie pragnął, niż mieć wreszcie Macieja całego dla
siebie. Tutaj, na sali, będąc otoczeni innymi pacjentami, nie mógł
go nawet pocałować.
Maciej odpowiedział na jego spojrzenie swoim
równie uważnym. I tak przez kilka chwil nic nie robili, tylko
patrzyli na siebie badawczo, zupełnie jakby dzięki temu mogli
nawzajem odgadnąć swoje myśli. A te były skrajnie różne, po
podczas gdy Filip już wyobrażał sobie powrót z Maciejem do
normalności, Maciej zastanawiał się, czy powinien powiedzieć
Wilczyńskiemu o wizycie kolegi Błażeja. Czy to by cokolwiek
zmieniło? Sprawą już dawno zajął się prawnik – czy był więc
jakiś sens w informowaniu Filipa?
– Chcą mnie niedługo wypisać –
powiedział więc coś zupełnie innego. Może bezpieczniejszego.
Przyjemniejszego. A kiedy zobaczył jak ciemne oczy Filipa rozbłysły
w zadowoleniu, stwierdził, że to dobre posunięcie.
– Tak? Kiedy?
– Niedługo. Najpierw muszą mnie jeszcze
zbadać – wyjaśnił, mimowolnie się uśmiechając, chociaż,
czego nawet nie chciał przyznawać, wizja powrotu do mieszkania
napawała go strachem. – Ale myślę, że na dniach. Jestem tylko
trochę połamany, a to szpital publiczny – dodał, jakby ostatnie
zdanie wszystko wyjaśniało.
– Świetnie – powiedział Filip, już nawet
nie panując nad swoim entuzjazmem, chociaż przecież w normalnych
warunkach prędzej spaliłby się ze wstydu. Tym razem jednak znalazł
rzetelne, niepodważalne wytłumaczenie – jak długo miał się tak
widywać z Maciejem w tym cholernym szpitalu? Miał przecież
dwadzieścia lat, na ręcznym w samotnym łóżku daleko nie
zajedzie. Ręczny z Maciejem obok prezentował się już lepiej, bo
co jak co, ale Filip zdawał sobie sprawę, że jeszcze trochę
przyjdzie mu poczekać na pewne przyjemniejsze aspekty ich
znajomości. Przede wszystkim kości Macieja powinny się zrosnąć.
– Ciapek się ucieszy – stwierdził, ani na chwilę nie
wspominając o sobie. Tego już byłoby zbyt wiele.
– Bo znowu będzie mógł zlać mi się na
panelach?
Filip zaśmiał się, naprawdę nie
przypominając już tego samego Filipa co jeszcze kilka dni temu.
– Ciesz się, że nie leje w buty.
– Obawiam się, że wtedy nie miałby już
czym lać – prychnął Maciej, marszcząc brwi, ale zaraz jego
wyraz twarzy złagodniał. Zacisnął palce na dłoni Filipa, udając
jednocześnie, że nie wykonał żadnego ruchu. – Ale już chyba
wszystko lepsze od tych chrapiących dziadków – dodał ciszej.
– Jakbyś sam nie chrapał. – Filip
przewrócił oczami i też odpowiedział na uścisk, zachowując
neutralny wyraz twarzy, zupełnie, jakby jego dłoń stanowiła
osobne istnienie, a on nie mógł jej kontrolować. – Trafił swój
do swoich.
– Jakoś nie wznosiłeś sprzeciwu, kiedy u
mnie pomieszkiwałeś – powiedział, a gdy Filip odwarknął coś z
irytacją, Maciej doszedł do wniosku, że faktycznie nie ma co tej
chwili psuć Błażejem i jego znajomymi. Chociaż przez moment mogą
wrócić do swojej normalności.
***
„Będę za godzinę. Muszę jeszcze wpaść
do mieszkania i odświeżyć się po pracy” – przeczytał,
zablokował, odblokował i znów przeczytał, żeby po chwili
przesunąć wzrokiem po zagraconym salonie. Pomyśleć, że jeszcze
niedawno narzekał na pustkę w mieszkaniu, a teraz ledwo co mógł
przemieścić się z jednego końca pokoju na drugi.
Jak to jest, że żyjąc z Darią zawsze miał
dookoła siebie porządek? Nigdy przecież nie narzekał na walające
się wszędzie skarpety, brak czystych majtek, czy stertę naczyń w
zlewie. Wegetował dokładnie tak samo jak z Darią, czyli głównie
z nosem przy monitorze, załatwiając swoje programistyczne sprawy,
podjadając przy tym chipsy, no i zarabiając na życie. Dlaczego
wcześniej nie zarejestrował ile Daria tak naprawdę robiła? Że
jak była w domu, to zawsze włączyła pralkę, ugotowała obiad i
na szybko przed wyjściem do pracy jeszcze odkurzyła?
Westchnął ciężko, doskonale wiedząc, że
sobie nie radził z najprostszymi obowiązkami. Otaczał go chaos,
nad którym nie potrafił zapanować, ale jeśli chciał wreszcie
zacząć normalnie żyć, musiał coś z tym chaosem zrobić. Jakoś
go ujarzmić, przynajmniej z wierzchu. Wstał z kanapy, zaczynając
szybko zbierać brudne ubrania z podłogi. Daria zawsze mówiła coś
o segregowaniu ciuchów wrzucanych do pralki, a on już pierwszego
tygodnia nowej rzeczywistości przekonał się, jakie to ważne.
Białej koszuli do pracy nie wrzuca się z ciemnymi skarpetkami. I
ważna jest też temperatura, w jakiej się pierze, w innym wypadku
ulubiony podkoszulek może zacząć pasować na kilkuletniego syna.
W ekspresowym tempie uwinął się z
nastawieniem prania. Później kolej przyszła na naczynia, z którymi
walczył trochę dłużej, ze względu na ich ilość, ale wreszcie
pokonał swoje demony. Na zwieńczenie porządków włączył jeszcze
odkurzacz, przetarł podłogę w przedpokoju i stwierdził, że jeśli
Jakub chce, śmiało może przychodzić. Z niejaką dumą popatrzył
na swoje wynajmowane mieszkanie, w którym może i wciąż panował
lekki rozgardiasz (udawał, że nie zauważał góry papierów na
stole), ale przynajmniej nie był to taki bałagan, za który
powinien się wstydzić.
Zerknął na zegarek, z zadowoleniem dochodząc
do wniosku, że jeszcze miał piętnaście minut na szybki prysznic –
i wcale nie chciał się zastanawiać, po co chciał kąpać się
drugi raz w ciągu dnia. W końcu nie wiedział jakie były plany
Jakuba. Sam też wolał na nic się nie nastawiać, chociaż,
oczywiście, on również nie pogardziłby zakończeniem dnia seksem.
Był przecież mężczyzną, miał swoje potrzeby, a Kuba – nie ma
co ukrywać – podobał mu się, a do stosunku nic więcej nie
potrzeba, prawda? Może rzeczywiście za bardzo nastawił się na
Macieja, może za bardzo zamknął się w przeszłości, zapominając,
że życie płynie dalej. Pantha rhei, jak to mówił Heraklit, i czy
Łukasz chciał, czy nie, nie mógł nic na to poradzić.
Założył na siebie czyste ubrania, przejrzał
się jeszcze w lustrze i szybko doszedł do wniosku, że chociaż
miał trzydzieści dwa lata, wyglądał na znacznie starszego.
Przesunął palcami po suchej, zmatowiałej skórze, żeby jeszcze
zerknąć na swój wystający brzuch. Pomyśleć, że niedawno
zamiast tłuszczu, miał tam mięśnie. Był dość aktywnym
nastolatkiem, ciągle coś robił, chociaż nigdy nie ćwiczył dla
sylwetki, prędzej dla umysłu. No i uwielbiał sztuki walki, w
szczególności boks. Gdzie to wszystko się teraz podziało?
Dlaczego dalej tego nie kontynuował? Kiedy niby tak się zasiedział?
Jakim cudem kilka lat życia przemknęło mu
przez palce, a on nawet ich nie zauważył?
Z zamyślenia wyrwał go głos dzwonka. Drgnął,
odsuwając się automatycznie od lustra i posyłając swojemu odbiciu
ostatnie spojrzenie. Już nie bezsilne, już nie bierne i przyjmujące
wszystko jak leciało.
Chciał coś zmienić – od ostatniego
miesiąca znajdował na najlepszej drodze ku temu.
Otworzył drzwi, starając się nie zdradzać
swojego zdenerwowania. Nie był przyzwyczajony do spotykania się z
innymi facetami, przecież nie miał w tym żadnego doświadczenia. W
duchu jednak dziękował Jakubowi za jego ekstrawersję i
bezpośredniość. Gdyby nie to, Łukasz nigdy nie zrobiłby kroku w
jego stronę i nigdy nie wylądowaliby razem w łóżku. Pozostałyby
mu tylko wspomnienia z czasów, kiedy jeszcze miał Macieja.
Ciemne, głębokie spojrzenie Kuby zatrzymało
się na nim, a usta momentalnie wygięły w nie za szeroki,
nonszalancki uśmiech. Łukasz aż przełknął ślinę, z całych
sił próbując nie taksować Jakuba zbyt natarczywym wzrokiem.
Chrząknął więc, wydusił „hej” i odsunął się od drzwi,
wpuszczając mężczyznę do mieszkania.
– Tym razem mam węgierskie – powiedział
Kuba, kiedy zdenerwowany Łukasz zamknął za nim drzwi. Uniósł
dłoń z szarą, papierową torbą, w której znajdowała się
butelka wina. – Muscat. Mam nadzieję, że lubisz słodkie –
dodał i zgrabnie wyciągnął butelkę, żeby pokazać Łukaszowi
etykietę. Malecki wymusił uśmiech, żeby zaraz kiwnąć głową.
Słowem nie wspomniał, że mu wszystko jedno. Wolał piwa, ale
przecież nie będzie wybrzydzać. Zresztą, chyba by nawet nie
potrafił.
– Naprawdę uwielbiasz wina – zamruczał
jedynie cicho i odebrał od Jakuba trunek.
– Mógłbym ci powiedzieć trochę więcej o
tej odmianie, ale pewnie nie bardzo chcesz – powiedział z
rozbawionym uśmiechem, żeby zaraz pochylić się i zdjąć swoje
drogie, skórzane buty.
– Możesz mówić. – Popatrzył na
etykietę, ale niewiele z niej wyczytał. Język węgierski zawsze
wydawał mu się dziwny i nie do rozszyfrowania. – Ściągasz je
jakoś?
– Różnie. To akurat dostałem od kolegi,
ale jak jestem gdzieś na wakacjach i wiem, że znajdę tam ciekawe
gatunki wina, zawsze coś ze sobą przywożę.
Łukasz uśmiechnął się. Jakub w pewnych
momentach wydawał mu się zabawny. Całkowicie przerysowany z tą
swoją ukulturalnioną manierą.
– Ciekawe – odpowiedział, bo właściwie
nie wiedział co więcej dodać. On nie miał żadnych pasji, którymi
mógłby się z Jakubem podzielić i które by go zainteresowały.
Nerwowym gestem zaprosił więc Kubę do salonu, a sam zajrzał
jeszcze do kuchni po kieliszki. Całe szczęście, były już na
stanie wynajmowanego mieszkania, bo jakoś nie wyobrażał sobie
Jakuba pijącego tego swojego Muscata prosto ze zwykłego zielonego
Łukaszowego kubka. Aż uśmiechnął się pod nosem z rozbawieniem.
Nie, Jakub zdecydowanie nie pasował do tej wizji.
Wrócił do salonu z kieliszkami i
korkociągiem, wciąż jeszcze nie wiedząc, jak ten wieczór będzie
wyglądać. Napiją się wina, no i co dalej? Pójdą do tego łóżka
czy nie? Oczywiście niczym się nie zdradził, ale był naprawdę
zniecierpliwiony. Miał wrażenie, jakby seks z Jakubem mógł być
lekarstwem na całe jego życiowe niepowodzenie, chociaż przecież
doskonale wiedział, że związek by im nie wypalił. Nie tylko przez
niedopasowanie w preferencji topowania, ale był też dodatkowo
pewny, że Kuba wreszcie by się nim znudził. Bo co takiego
ciekawego mógł zaoferować Łukasz?
Wino schodziło powoli. Było rzeczywiście
bardzo słodkie, ale nie mdłe. Naprawdę dobre, Jakub znał się na
rzeczy. I dużo mówił. Bardzo dużo. O wszystkim, co Łukasza
niezbyt interesowało, ale od czasu do czasu dopowiadał coś od
siebie, aby nie wyjść na ignoranta. Kuba opowiadał o fundacji,
książkach które właśnie czytał, minionej czerwcowej paradzie w
stolicy i swoich planach na zorganizowanie marszu równości w ich
mieście... A Łukasz słuchał. Fundacja i parada niezbyt go
interesowały, książki już bardziej. Jakub właśnie czytał
Baldwina, Łukasz miał mniej-więcej pojęcie, kim był pisarz, ale
nie potrafił się za bardzo wypowiedzieć, więc pił wino, kiwał
głową i tak minęła im połowa wieczoru... nudnego wieczoru, kiedy
to nic się nie wydarzyło. Kuba siedział na drugim końcu kanapy,
opowiadał o tych swoich inteligenckich dyrdymałach, a Łukasz
męczył się z coraz to rosnącym podnieceniem, dodatkowo podpartym
winem. Bo nie skupiał swojej uwagi na słowach Jakuba, chociaż
patrzył mu na usta. Były ładne. I zamiast opowiadać o
ekstrawaganckiej, jak na tamte czasy, powieściach Baldwina, mogłyby
tak na chwilę zamilknąć i...
Odetchnął. Zamknął oczy. Zacisnął dłoń
na kieliszku, w którym na dnie wciąż znajdował się czerwony
trunek. Był nienormalny. Może Jakub nie chciał od niego niczego?
Może tak przyjechał porozmawiać, a on wyobrażał sobie już nie
wiadomo co? Przecież nie wszystko na tym świecie kręciło się
wokół seksu.
Otworzył oczy. Jakub dokończył zdanie i
zamilkł, wlepiając swoje ciemne oczy w zaczerwienioną od alkoholu
twarz Łukasza.
– Więc uważasz, że to przełom w
literaturze? – pociągnął temat Łukasz, chociaż dość już
miał słuchania wywodów o Baldwinie. Jakub nie odpowiedział,
kiwnął tylko głową, przyglądając się badawczo Łukaszowi, aż
nagle pochylił się w stronę Maleckiego. Ten, nie wiedząc co
zrobić, zatrzymał powietrze w płucach, na kilka chwil czując się
jak nieopierzony nastolatek. Wpatrzył się w Jakuba, oczekując
kolejnego ruchu, który nadszedł już po sekundzie. Jakub złapał
go za przód koszuli, przyciągnął do siebie i pocałował w
słodkie od wina wargi. Nie musiał długo czekać na reakcję, w
końcu właśnie to chodziło Łukaszowi po głowie przez cały
wieczór. Uchylił usta, odpowiadając na pocałunek. Po omacku
odłożył kieliszek, żeby zaraz, zapominając o swojej
wcześniejszej niepewności, przylgnął do Jakuba bardziej, niemal
przytłaczając go swoim ciałem.
Jakub początkowo chciał zaoponować. Nie
lubił, kiedy ktoś przejmował nad nim kontrolę, zdecydowanie
najlepiej czuł się jako strona aktywna, ale jak niby miał
zaprotestować, kiedy Łukasz go całował w ten sposób? Kiedy czuł
jego świeży zapach i lekki zarost od czasu do czasu ocierający mu
się o wargi? Musiał chwilę ze sobą powalczyć, aż wreszcie uległ
zapalczywości Maleckiego. Dawno nie był na dole, naprawdę dawno
nie pozwolił nikomu siebie zdominować, ale teraz po prostu zmiękły
mu kolana. Pozwolił Łukaszowi pchnąć się na kanapę, rozpiąć
sobie koszulę, aż wreszcie ją zdjąć. Wszędzie czuł jego
zapach, a na całym ciele dotyk jego szorstkich, dużych dłoni.
Przyciągnął go jeszcze, nie mając zamiaru tak po prostu pozwolić
zrobić ze sobą wszystkiego, czego by tylko Łukasz chciał. Oddał
pocałunek, próbując odebrać kontrolę. Przecież nigdy nie
pozostawał bierny, teraz i też musiał to zaznaczyć. Nawet jeśli
ostatecznie wyląduje na dole, nie miał zamiar tak prosto dać sobą
zawładnąć.
Spróbował go popchnąć, ale Łukasz nie
ustępował. Był tak zniecierpliwiony, że Jakub nawet jeśli
chciał, niewiele mógł zrobić. Zaczął niecierpliwie ściągać z
niego spodnie, cały czas ocierając się, całując gorliwie, aż
wreszcie, gdy miał już Jakuba nagiego, tak po prostu zsunął się
w dół i wziął głęboko do ust jego członka. Kuba aż stęknął
gardłowo, w ostatniej chwili powstrzymując się, żeby nie
krzyknąć. Łukasz zassał się na nim trochę zbyt mocno i
agresywnie, a on nie był na to przygotowany. Zaraz jednak początkowy
dyskomfort minął, a zastąpiła go dzika przyjemność. Łukasz był
niedoświadczony, nie wiedział, jak powinien użyć ust, czy w jaki
sposób użyć języka, ale zdecydowanie nadrabiał entuzjazmem.
Obciągał mu dłuższą chwilę, wywołując w
ciele Jakuba całą masę różnych doznań. Czasem zahaczył zębami,
żeby później polizać go tak, że Jakub zapominał o wszystkich
niedogodnościach. W pewnym momencie jednak poczuł palec tuż przy
swoim odbycie i na kilka chwil wszystko zniknęło w ostrym blasku
alarmowej lampy, jaka zapaliła się w głowie Jakuba.
– Nie – wyrwało mu się odruchowo. Łukasz
zatrzymał się, jakby pamiętając, że Jakub rzeczywiście nie
pozwalał na więcej. Popatrzyli na siebie, a napięcie seksualne
zawisło nad nimi, tylko czekając, żeby znowu ich ogarnąć. –
Dawno tego nie robiłem – powiedział, starając się ukryć swoje
zdenerwowanie. – Masz jakieś nawilżenie? – zapytał i wyraźnie
widział, jak oczy Łukasza rozbłyskają podnieceniem.
– Mam. – Kiwnął głową, po czym jeszcze
pochylił się, pocałował Jakuba szybko w usta i wreszcie czmychnął
do pokoju obok.
Kuba westchnął ciężko, zamykając na moment
oczy. Wizja bycia na dole nie cieszyła go tak, jak wizja
zdominowania Łukasza. Pod względem preferencji naprawdę się nie
dobrali, ale przecież nie byli pierwszą tego typu parą. Może
później Malecki ustąpi... a jeśli nie, znajdą inny sposób na
seks.
***
Brak wiadomości od Błażeja naprawdę
niepokoił Sławka. Nie wiedział, co dokładnie się działo, co mu
groziło... był jak zostawione w sklepie dziecko, niemające
pojęcia, w którą stronę iść, żeby odnaleźć rodzica i
wreszcie poczuć się bezpieczne. Przez to wszystko prawie w ogóle
nie spał i nie jadł; ciemne sińce pod oczami tylko podkreślały
ich wyłupiastość, a przez brak apetytu zdawał się jeszcze
bardziej schudnąć. Wyglądał jak trup i tak też się czuł.
Chciał jedynie, aby ktoś wreszcie powiedział mu co robić, gdyby
tylko Błażej do niego zadzwonił i nakreślił sytuację, Sławek z
pewnością sprostałby zadaniu.
No i tęsknił za nim. Pacuła pewnie by go
wyśmiał, ale naprawdę przez te kilka dni zdążył przyzwyczaić
się do Błażeja.
– Znowu w domu siedzisz? – Z zamyślenia
wyrwał go skrzeczący głos babci. Popatrzył na jej zgarbioną
sylwetkę, krzywo pomalowane brwi i usta. Wracała z kościoła, bo
normalnie nigdy się nie malowała, a teraz nawet nałożyła o wiele
za ciemny róż na policzki. – Do kolegów żadnych nie idziesz? –
zapytała zdziwiona, w końcu jej wnuk rzadko bywał w domu. Cały
dzień potrafił przesiedzieć poza nim i wracać jedynie na noc.
– Nie, dzisiaj nie – odpowiedział i
wpatrzył się w ekran laptopa, z którego głośników rozbrzmiewał
głos Tedego w jednym z jego rapowych kawałków.
– Taki smutny mnie się wydajesz. – Nie
odpuszczała, chociaż Sławek miał ochotę już jej powiedzieć,
żeby wreszcie dała mu spokój i wyszła. – Stało się coś?
Markotny ostatnio chodzisz, burczysz tylko pod nosem. I tak mało
jesz. Jak śmierć na chorągwi wyglądasz. Taki to se nigdy
dziewczyny nie znajdziesz. Nie dziwota, że żadnej nie masz, skoro
jak szkieletor...
– Babciu – przerwał jej. – Możesz
wyjść?
Zamilkła. Popatrzyła jeszcze na wnuka smutno,
wyraźnie się o niego martwiąc, aż wreszcie odetchnęła.
– Pomidorowej zrobiłam. I zaraz klopsy
usmażę... zjadłbyś, co? Otworzę buraki, co to je jesienią
robiłam. Ostatnie dwa słoiki zostały. I utłukę ziemniaki z
mlekiem, lubisz przecież. Zjesz, prawda? – kontynuowała swoją
mantrę, patrząc się na Sławka tak smutnym wzrokiem, że na moment
aż coś nieprzyjemnego utknęło mu w przełyku.
Nie chciał martwić babci. Kochał ją. Była
przecież jego jedyną rodziną; wychowywała go i zawsze kiedy coś
się działo, miał ją tuż obok. Może i trochę wariowała na
punkcie kościoła, bo ciągała go tam niemal codziennie za
dzieciaka, ale przecież każdy posiadał swoje dziwactwa.
Westchnął głęboko, doskonale wiedząc, że
nie potrafiłby nic teraz przełknąć. Martwić też jej jednak nie
chciał, więc musiał coś wybrać.
– Zrób – skapitulował, a gdy babcia
uśmiechnęła się z zadowoleniem, wiedział, że to najlepsze
rozwiązanie z możliwych. Nie mógł jej martwić, była przecież
starszą osobą i nie powinna się denerwować.
– I kompotu też naleję – powiedziała z
nową werwą, żeby zaraz pokuśtykać do kuchni. Nawet bolące
biodro nie przeszkadzało jej w przygotowaniu dla jedynego wnuka
obiadu.
Sławek westchnął ciężko i położył się
na łóżko, wbijając wzrok w sufit. Miejscami pożółkły i
popękany, a w rogu nawet zaczęła nachodzić wilgoć. Obiecał już
babci, że uzbiera pieniądze na remont, ale jakoś wciąż miał
inne wydatki. Będzie musiał w końcu dotrzymać słowa, bo do
mieszkania już od ponad dwudziestu lat nikt nie przykładał ręki.
Babcia oczywiście dbała o porządek, czasem aż za bardzo, ale
czasu nie da się zatrzymać – meble niszczały, tynk ze ścian
odpadał, okna przepuszczały zimą chłodne powietrze. Wszystko
tutaj nadawało się do wymiany.
Przymknął na moment oczy, próbując
całkowicie wyłączyć myślenie. Chciałby móc odpłynąć.
Zawisnąć gdzieś na granicy nicości i rzeczywistości, przestać
się zamartwiać oraz – co ważniejsze – przestać wreszcie
odczuwać tak dotkliwą bezsilność.
Do jego powoli wyciszającego się umysłu,
brutalnie wdarł się dźwięk telefonu. Drgnął, nieprzygotowany na
tak nagłe wybudzenie, ale nie czekał zbyt długo, tylko od razu
sięgnął po swoją komórkę. W pierwszej chwili miał nadzieję,
że zobaczy na ekranie migający napis „Pacuła”, jednak szybko
został ściągnięty na ziemię. Nie Pacuła, tylko Marco, którego
Filip lubił też nazywać Świstakiem przez jego wadę wymowy i
bardzo duże przednie zęby.
– Sławek, jesteś w domu? – usłyszał gdy
tylko odebrał połączenie. Momentalnie podniósł się do siadu, a
palące uczucie niepokoju rozgorzało w nim natychmiastowo.
– Jestem – odpowiedział, całym sobą
czując, że za chwilę nie dowie się niczego dobrego.
– Kurwa, ja pierdolę – przeklął Marco, a
nim Sławek zdążył powiedzieć, żeby się pospieszył, już
kontynuował: – Napadli na Łysego.
– Co? Kto napadł? – Jego dłoń
automatycznie mocniej zacisnęła się na telefonie, który chyba
tylko cudem się w niej nie rozpadł.
– Ktoś od Spychury. Za dużo nie wiem, zaraz
będę na melinie u Łysego, jak możesz to też wpadaj – wyjaśnił,
a Sławek, nie chcąc dłużej przeciągać, szybko poderwał się na
równe nogi. – Tam wszystko obgadamy. Dobra, kończę, bo prowadzę.
– Jasne – odpowiedział tylko i połączenie
już zostało przerwane. Bez namysłu naciągnął na gołe stopy
skarpetki, założył spodnie, bo przez cały dzień siedział w
powyciąganych slipach, i już miał wychodzić, kiedy z kuchni
wyjrzała babcia.
– A ty gdzie? – zapytała, patrząc na
niego zdziwiona.
– Muszę lecieć. Do kolegi – wyjaśnił,
rozglądając się za kluczykami do swojego samochodu.
– A obiadu nie zjesz? – Popatrzyła na
niego zaniepokojona, od razu wyłapując zdenerwowanie wnuka.
– Zjem później – odparł, przeszukując
kryształową misę ustawioną na stole w przedpokoju, w której
znajdowała się cała masa dupereli. Babcia często wrzucała tam
jego klucze, a jak się po chwili okazało, tym razem nie zrobiła
inaczej. Złapał za nie i już miał wychodzić, gdy telefon w
kieszeni zaczął najpierw wibrować, a po chwili melodia dzwonka
wypełniła całe pomieszczenie. Jak poparzony sięgnął po aparat,
nie przejmując się nawet stojącą w progu babcią. Kiedy wyciągał
komórkę, dłoń wyraźnie trzęsła mu się z nerwów, na co
również nie zwrócił uwagi, tylko odebrał połączenie od Marko.
– No?
– Gdzie jesteś? Jak coś, to, kurwa, z dala
od meliny Łysego.
Sławek zmarszczył brwi, początkowo niczego
nie rozumiejąc. Babcia dalej wpatrywała się w niego, jednak kiedy
poczuła swąd przypalających się klopsów, zaraz zawróciła do
kuchni.
– Co się stało? – wydusił przez
zaciśnięte od emocji gardło.
– Psy, kurwa, się stały! Psy! Ktoś nas
podkablował albo co, nie mam pierdolonego pojęcia, ale nie ma co
tam jechać. Chyba zagarnęli Łysego, miał tam, kurwa, masę
towaru. Jest spalony na maksa.
Sławkowi aż zakręciło się w głowie.
Musiał oprzeć się o ścianę, wciąż nie bardzo rozumiejąc, jak
w tak krótkim czasie mogło się tyle wydarzyć. Wpatrzył się w
podłogę, a serce łomotało mu w piersi ze zdwojoną siłą,
wywołując mdłości.
– I co robimy? – zapytał, bo przecież nie
znał odpowiedzi na to pytanie. Błażej pewnie by wszystko jakoś
ogarnął, wyprowadził na prostą... a nawet jeżeli nie, Sławek
czułby się spokojniej mając go tuż obok.
– Bo ja, kurwa, wiem? Wracam teraz do siebie.
Grzechu zaraz przyjedzie, jak chcesz to wpadaj, może coś wymyślimy.
Grymas bezsilności wykrzywił twarz Sławka.
Naprawdę był jak zostawione na pastwę losu dziecko, po omacku
szukające kogoś, kto wskaże mu odpowiednią drogę.
– Jasne – odpowiedział tylko i się
rozłączył.
– Klopsy mnie się przypaliły troszkę, ale
idzie zjeść – powiedziała babcia, znowu wyglądając do
przedpokoju.
– Nie. Muszę coś załatwić. Będę potem –
to mówiąc, ruszył do drzwi, już nie oglądając się na babcię
oraz nie konfrontując się z jej zmartwionym spojrzeniem, jakim
odprowadziła go do drzwi. Myślał tylko o tym, jak głęboko w
bagnie się właśnie znaleźli. Miał nadzieję, że jakoś się
wszyscy z niego wygrzebią... a właściwie to głównie Błażej.
Reszta chłopaków nie bardzo go obchodziła.
***
Czuł przylegające do jego pleców ciepło.
Obejmujące go w pasie ramiona i miarowy oddech owiewający mu kark.
Było przyjemnie, właściwie to nawet nie chciał się wybudzać.
Mógłby tak trwać w zawieszeniu jeszcze naprawdę bardzo długo.
Nie wiedział która jest godzina, ale czuł padające na twarz
promienie słoneczne. W powietrzu unosił się słodki zapach snu
pomieszany z ledwo już wyczuwalną wonią wczorajszego seksu.
Powoli zaczynał rozumieć gdzie się znajduje.
I co najważniejsze – z kim. Uchylił powieki, wpatrując się w
skąpaną w słońcu szafę. Spojrzał w dół, na swój nagi brzuch
i przełożone przez niego umięśnione, śniade ramię. Momentalnie
poczuł przypływ podniecenia, zupełnie jakby znów był
nastolatkiem z niekontrolowanymi porannymi erekcjami. Bał się
poruszyć, żeby nie obudzić Jakuba, ale nie potrafiłby ukryć –
z chęcią powtórzyłby to co robili w nocy. Przycisnąłby takiego
zaspanego Kubę do materaca i nim ten zdążyłby zorientować się w
sytuacji, Łukasz już by działał. Na samą myśl aż zadrżał,
tylko cudem opanowując się, aby nie wprowadzić fantazji w życie.
Pamiętał przecież, że Jakub nie przepadał za byciem na dole, nie
mógłby więc mu czegoś takiego zrobić z zaskoczenia. Sam przecież
nie chciałby zostać tak potraktowanym... Chociaż jak sobie
przypominał kształtny tyłek Jakuba, wypinający się w jego
stronę, gorąco jego ciała, odgłosy, które wypełniły najpierw
cały salon, a później sypialnię...
W pewnym momencie poczuł szorstką dłoń
gładzącą jego owłosiony brzuch. Natychmiastowo otworzył szeroko
oczy, biorąc jednocześnie głęboki oddech.
– Dzień dobry – usłyszał za plecami, a
po chwili na jego karku wylądował delikatny pocałunek. –
Grzejesz jak piec – zamruczał Jakub swoim zaspanym, a przez to
cholernie seksownym głosem. Tak seksownym, że penis Łukasza aż
drgnął w pełnej erekcji.
– Mh – wydusił. – Ty też.
Zamknął mocno oczy, kiedy ręka zaczęła
miarowo zsuwać się w dół, aż wreszcie dotarła do palącego
problemu Łukasza. Westchnął głęboko, jak gdyby chciał
powiedzieć „wreszcie!”. Palce zacisnęły się tuż przy
nasadzie, a usta Jakuba znów odnalazły kark Maleckiego, żeby
złożyć tam kilka delikatnych, ale bardzo pobudzających
pocałunków.
I mogłoby to trwać jeszcze przez chwilę.
Mogliby jeszcze coś zrobić; Łukasz mógłby odwrócić się do
Jakuba, żeby odpowiedzieć tym samym. Dosięgnąć wreszcie jego
ust, może pchnąć na materac... Mógłby, ale niestety w tym
momencie wszystko zepsuł dzwonek domofonu, na którego początkowo
nie zareagowali. Jakub wciąż pieścił Łukasza dłonią, schodząc
pocałunkami na ramię i powoli się rozkręcając, gdy ktoś
postanowił zadzwonić po raz drugi.
– Cholera – sapnął Łukasz, przypominając
sobie, że przecież zamówił nową klawiaturę do laptopa. –
Poczekaj – powiedział dość niechętnie, bo wcale nie chciał
kazać Jakubowi czekać. – To listonosz, tylko odbiorę, okej?
– Nie możesz później? – stęknął z
niezadowoleniem Jakub, nie puszczając jeszcze Łukasza.
– Daj mi chwilę – poprosił, wreszcie
wyplątując się z uścisku Jakuba. Szybko narzucił na siebie
dresowe spodnie i nie przejmując się swoją zaspaną aparycją,
poszedł do drzwi. Złapał za słuchawkę i nim otworzył bramę,
jeszcze zapytał: – Halo?
– Tu Daria – wystarczyło, żeby usłyszał,
a momentalnie oblał go zimny pot. – Muszę ci na kilka godzin
zostawić Hanię i Kubę, wpuść mnie, bo się spieszę –
powiedziała tym swoim dyktatorskim tonem, a Łukasz miał wrażenie,
że zaraz zejdzie na zawał. Bo co ona niby tu robiła o tej porze?
No i przecież robiła takie problemy, żeby mógł zobaczyć dzieci,
a teraz sama je przywoziła?!
– J-jasne – zająknął się. Drżącym
palcem nacisnął na guzik zwalniający zamek w furtce, żeby zaraz,
niczym oparzony, wrócić do sypialni. – Ubieraj się! – rozkazał
spanikowany, dopadając do szafy i wyciągając z niej T-shirt.
Jakub zamrugał zdziwiony, nie wiedząc co się
dzieje. Podniósł się powoli do siadu, obserwując nerwowe ruchy
Łukasza. W takim stanie chyba jeszcze nigdy go nie widział.
– Co się stało?
– Moja żona zaraz tu będzie z dziećmi. –
Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, kiedy na stoliku nocnym
dostrzegł otwartą paczkę prezerwatyw i lubrykant. W ekspresowym
tempie zgarnął to wszystko do szuflady, chcąc zatuszować
wszystkie dowody wczorajszej zbrodni.
– Żona i dzieci? – Jakub zmarszczył brwi,
ale wstał i tak jak Łukasz kazał, zaczął się ubierać. –
Zdążę wyjść?
Łukasz skrzywił się z bólem, doskonale
wiedząc, że gdyby Jakub teraz wyszedł, spotkałby Darię tuż przy
drzwiach.
– Nie bardzo.
ŁUKASZ!!!!Jak ja za nim tęskniłamXD
OdpowiedzUsuńZ Kuba zdecydowanie mniej.Chociaż jak są razem i w grę nie wchodzą uczucia to jest znośnie.To był pierwszy raz kiedy, któryś z nich zgodził się być stroną bierną?Kiedyś był tylko ręczny.Kurde nie pamiętam;-;Łukasz naprawdę musi mieć w sobie jakiś urok, że taki koleś mu się oddał.Ale nadal życzę Łukaszowi innego partnera niż Jakub(chociaż ten nic od niego nie chce)szukaj chłopie.Liczę na to, że naprawdę weźmie się za swoje życie i je sobie ułoży.I ta Daria jak ona taki poranek zniszczyła;-;To jest takie podrzucanie dzieci, bez uprzedzenia, albo jakieś sprawdzenie Łukasza.
No, ale dobry tata się nimi zajmie.Z kolegą Hahah kołcz Kuba nie dość, że wylądował w nocy na dole, to będzie miał starcie z dzieciakami i może z Darią(niech Malecki go do szafy schowa) tylko na przyjęcie ekhm żony.Oni są już po rozwodzie?
Wujek Maciej dumny ze swojego gówniarza Hahah to było dooobre.
Ok, Spychura i Maciej jednocześnie niszczą życie grupie Błażeja.Chociaż że strony Wyszyńskiego jest to uzasadnione.Najnormalniejsza kara za pobicie.
Sławek będzie ratował ukochanego? :/
Tak, to był pierwszy raz. Wcześniej skończyło się na kompromisie, bo żaden nie chciał być stroną dominującą ;). No i Łukasz z Darią dopiero są w trakcie rozwodu.
UsuńDzięki za komentarz :)
Haha żonę i dzieci xD teraz już byłą żonę. Może obędzie się bez afery :D
OdpowiedzUsuńDobrze się czytało o Łukaszu. Lubię jego osobę choć jeszcze dużo przed nim.
Interesy Błażeja się sypią... Ciekawa jestem jak się to wszystko ułoży.
Taki rozdzialik o Błażeju i Sławku jak dla mnie super pomysł.
Ale jak to ja, uwielbiam Twoje przedłużanie opowiadań :DDD
Pozdrawiam ciepło,
Elda
Eldo, moje przedłużanie opowiadań powoli przestaje być śmieszne! :D Ale przywiązuję się do bohaterów, niestety, no i później takie efekty.
UsuńJa jestem bardzo ciekawa rozszerzenia watku Błażeja i Sławka, więc jeżeli napiszesz będę przeszczęśliwa :D Podkreslasz że Kuba i Łukasz do siebie nie pasują, a ja ich widzę razem zwlaszcza po tych dzisiejszych scenach z ich udziałem, wg mnie były świetne i liczę na więcej. A Blażejowa grupka coś się rozpada... Teraz to dopiero widać jak bardzo trafiła kosa na kamień ;) mam wrażenie że za niedługo Sławek wyląduje obok Błażeja za kratkami i już nie będzie tęsknił :p
OdpowiedzUsuńChyba takie side-story w końcu powstanie. :) Coraz bardziej mnie męczy ten pomysł i chyba wprowadzę go w życie.
UsuńWyobraziłam sobie Kubę, Łukasza i dzieciaki, jak razem siedzą, ale domyślam się, że Jakub to się szybko zwinie i raczej takiej scenki nie będzie (chociaż może miło zaskoczysz, hm?:D). A szkoda. Lubię ich razem. Ciekawe, jak Daria zareaguje na ich widok, heh. :D O wiele bardziej wolę o nich czytać, niż o Błażeju i jego przydupasie. Bardzo dobrze, że ta ich grupka się rozpada. :)
OdpowiedzUsuńOjeny, nie wiem czy Kubuś filantrop dałby radę zdzierżyć dzieci, czy to może jednak nie wpisuje się w zakres jego umiejętności. :D Co do Sławka i Błażeja to widzę, że zdania są podzielone. Ale to dobrze, fajnie, że postacie budzą skrajne uczucia. :)
UsuńA mnie ni w ząb Łukasz do Kuby nie pasuje, oni nie mają żadnych wspólnych tematów, ale może na tzw rozruch po takim zasiedzeniu to się sprawdzi? Plus taki że Łukasz da spokój Maciejowi :) Ciekawe czy Kuba schowa się przed Darią, czy będzie niezręczne spotkanie? Bardzo mnie cieszy że Łysy wpadł, powinien teraz wsypać Błażeja i byłby spokój, no ale życie nie jest na ogół takie proste, wiec to raczej nie koniec problemów. Martwię się o powrót Macieja do domu, miejmy nadzieję że Filipowi uda się jakoś odwrócić jego uwagę od przykrych wspomnień... Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😀
OdpowiedzUsuńŁukasz do Kuby faktycznie nie pasuje, zupełnie inne światy i faktycznie to podkreślam. Nic nie będę jednak zdradzać, bo mimo wszystko przeciwieństwa mogą się przyciągać albo... no, po prostu nie pasować. :)
UsuńDodatek o Błażeju i Sławku? TAK :P!
OdpowiedzUsuńUdany rozdział, świetnie się czytało. Buziaki :P
Dodatek o Błażeju i Sławku? NIE :P! Znaczy, pisz, co chcesz i tak przeczytam z wypiekami, ale Błażeja po prostu nie lubię, bo tępy jest ;)
OdpowiedzUsuń"Całkowicie przerysowany z tą swoją ukulturalnioną manierą". Świetne. Łukasz mistrzem opisu człowieka w jednym zdaniu. Nie lubię w realu takich gości jak Kuba - zmanierowanych, powierzchownych i na siłę miłych, aż do porzygania, którzy rzucają na lewo i prawo swoimi dobrymi radami, które mają odmienić twoje życie, jak za pstryknięciem palca.
Nie jestem przekonana, czy zastraszanie Macieja w szpitalu miało w ogóle jakikolwiek sens. Jeśli chodzi o sprawę pobicia, to głównym problem Błażeja jest Filip - naoczny świadek. A teraz ma jeszcze gorsze problemy. Jestem ciekawa, co planujesz. I tak, tak - Daria i dzieciarnia vs. Jakub to jest to! I więcej Filipa!
Pozdrawiam!
Filipa będzie więcej w następnym rozdziale. :)
UsuńJa też nie lubię ludzi takich jak Kuba, ale jego szybko polubiłam. Jest jakiś taki zabawny w tym całym swoim rozwoju osobistym i ukulturalnieniem na wyrost.
Dziękuję za komentarz <3
Że tak powiem - mnie Błażej mało interesuje, Sławek bardziej, ale skoro chcesz go parować z Błażejem, to cóż :D nie wiem, co o tym myślę, bo ja bym chciała dla Sławka kogoś lepszego, widac,że to niezbyt zły chłopak jest. :D i babcię ma fajną. świetnie się czytało te ich "dialogi".
OdpowiedzUsuńCo do Filipa, to jak zawsze rozbrajający. Niby taki zadziorny i dumny, a jak wpada do szpitala, to od razu pokornieje (mu wzrok)i pewnie serducho się cieszy, że Maciej powoli dochodzi do siebie.
Co do Łysego, to mam pewne podejrzenia. :D
Życzę Maciusiowi szybkiego powrotu do zdrowia, żeby mogli się potem ruchać z Filipem jak dzikie kuny <3 biedny Filip na ręcznym :D :D :D
Łukasza kocham i wielbię, już to pisałam. JAkuba również, końcóweczka boska :D biedny Jakub :D <3 <3 ciekawe, co Daria na to :D
Cieszy mnie, że Łukasz trochę kozaczy i że Jakub nie narzeka za bardzo, że musiał być na dole. A takie poranne macanki są najlepsze : >
Szkoda, że Jakub czuje do niego tylko sympatię, bo niezwykle podoba mi się ten wątek. Czytałam :) bo widać, że Łukasz się rozkręca i chyba bardzo leci na Jakuba :D
AHA, jak mogłam zapomnieć: łUKASZ NA GÓRZE <3
UsuńCieszę się, że Łukasz na górze przypadł do gustu. :D Jak się zastanawiałam, który z tej dwójki powinien się poddać, od razu padło na Jakuba. Łukasz niech w końcu też pokaże, że ma jajca. ;D
UsuńKołcz Kuba zaczyna mi się podobać. A to za sprawą sprowadzenia Łukasza na ziemię w scenie pod szpitalem ( w końcu ktoś uświadomił Łukaszowi jego szanse na odzyskanie Macieja), oraz za poświęcenie i bycie "na dole" w późniejszej akcji łóżkowej. Widać, że mu zdecydowanie Łukasz "zalazł za skórę i wkręcił się w mózg". A skoro Kubie na Łukaszu zależy to i polubi jego dzieci, bo to dla Łukasza niezwykle ważne. Realizm i poświęcenie w jednym odcinku - brawo Kuba, wymuskany elegancik zdobywa punkty! Sytuacja pomiędzy tą dwójką się klaruje. Zapewne i Daria zareaguje bardziej sensownie niż wcześniej.
OdpowiedzUsuńUdomowienia Filipa ciąg dalszy, teraz to można powiedzieć, że Filip jest oswojony i udomowiony!!! Maciek bez większych rozterek zespolony z Filipem. Pasują do siebie jak zauważył kołcz Kuba - podzielam taką opinie. Tutaj sytuacja też jest klarowna.
Wyjaśnia się sytuacja z szajką Błażeja i oby mieli jak najbardziej pod górkę.
Kuba to jednak totalna ciota jest, taki pokręcony gejuch do piątej potęgi!!! Muscat zabrany na wizytę do faceta?
Muscat!? Przecież to wino białe i w głównej mierze deserowe, powtórzę: deserowe, zwłaszcza słodkie!!!
Ja nigdy na taki wybór bym się nie odważył. No, może w jednym przypadku – idąc do znajomej, której gust w zakresie win znam bardzo dobrze. Muscat to dobry wybór na kobiece pogaduchy z ciasteczkami w tle, a jeżeli bez ciasteczek to lepsze jest chardonnay.
Ale idąc do faceta, którego słabo znam, na przed łóżkowe rozmowy? Nigdy! Facet facetowi by tego nie zrobił, chyba żeby z niego zakpić!!!
Uniwersalny i bezpieczny w takich przypadkach wybór to: czerwone półwytrawne lub wytrawne wino ze szczepu cabernet sauvignon, merlot, pinot noir lub shiraz.
Kuba przestałem cię lubić!!!
Wina słodkie to na drugi dzień pewny kac i sahara.
Pozdrawiam
Uwielbiam twoje komentarze!
UsuńTajemniczy Anon
PS. Ponawiam pytanie o kolejny rozdział.
??? Kiedy następny odcinek?
OdpowiedzUsuńJuż niedługo. Życie mnie pochłonęło i nie chciało wypluć. ;)
Usuń