Mam właśnie straszny kocioł na studiach, stąd takie przerwy w publikacji. Przez chwilę Was rozpieściłam dwoma rozdziałami na tydzień, ale wracamy do starego tempa, bo naprawdę nie wyrobię. ;) Chciałabym też pochylić się nad Trzebieńcem, którego zapowiadałam w >tej< notce, jednak przez najbliższe tygodnie to raczej nie będzie możliwe. Skupię się więc na razie tylko na opowiadaniach blogowych.
A teraz już zapraszam Was na kolejną cześć Gówniarza. Niebetowana, czyli tradycyjnie: jak Ekucbbw dośle mi wersję z poprawkami, to podmienię. ;)
Trafiła kosa na kamień
Przypuszczał, że właśnie tak to wszystko
może się skończyć. W pewnym sensie był więc przygotowany.
Najbardziej go jednak zdziwiło, że ten wymuskany palant miał tyle
jaj, aby zawiadomić policję. Z jednej strony całkiem go to bawiło,
w końcu facet sam prosił się o więcej (i Filip poniekąd też), z
drugiej irytowało – no bo jak to tak? Jemu policją będą grozić?
– Pójdę tylko po rzeczy – powiedział do
funkcjonariusza, cały czas mierzącego go podejrzliwym spojrzeniem.
Nic dziwnego, aparycja Błażeja raczej nie dawała podstaw do
zaufania.
– Oczywiście – zgodził się posterunkowy,
na co Pacuła jeszcze tylko raz się uśmiechnął, doskonale zdając
sobie przy tym sprawę, że mimo wszystko nie potrafił grać
grzecznego obywatela.
Odwrócił się i poszedł do pokoju, w którym
powitały go szeroko otwarte z przerażenia, a przez to wyglądające
na jeszcze bardziej wypukłe oczy Sławka.
– I co? – zapytał szeptem, gdy Błażej
podszedł do szafy, z której wyciągnął skarpetki.
– Nic. Jadę na posterunek i tam mnie
przesłuchają – powiedział, nawet się na niego nie oglądając.
Pacuła dla Sławka wyglądał teraz tak spokojnie, jak jeszcze
nigdy. Jego ruchy były płynne i zdecydowane. I chociaż Sławek
próbował dojrzeć w nich chociaż cień zawahania, na marne. Błażej
wiedział co go za chwilę czeka, więc naprawdę podchodził do
wszystkiego z zimną krwią. Jakoś się wywinie, zawsze przecież mu
się udawało. Tym, który tu się najbardziej denerwował, był
Sławek. – Zrobisz to o czym mówiliśmy – dodał, kiedy już
założył skarpetki na stopy. – Nie jesteś głupi, ogarniesz –
stwierdził jeszcze, podchodząc do siedzącego na kanapie Sławka.
Pochylił się nad nim, a ten aż wstrzymał oddech, wlepiając w
Błażeja te swoje wielkie gały, jakby oczekując jakiegoś ruchu.
No i ten nadszedł, tyle że nie był to ruch, którego miał
nadzieję doznać Sławek. Pacuła poklepał go tylko pobłażliwie
po policzku, jak psa po głowie, złapał za swój portfel i telefon,
a później ruszył do przedpokoju.
– Jestem gotowy, panie władzo – zwrócił
się do policjanta niby w pełni szacunku, jednak Sławek zbyt dobrze
już znał Błażeja, by nie wyczuć w jego tonie kpiących nut. Gdy
drzwi za Pacułą trzasnęły, odetchnął ciężko i opadł na
łóżko, niczym przekłuty balon, z którego ulatywało powietrze.
Nie da rady. Jasne, że nie da rady, jak Błażej
mógł w ogóle sądzić inaczej? Nie nadawał się do tego typu
roboty, wszystko dwukrotnie przeżywał, wszystko go stresowało. Źle
przyjmował ciągłą presję, a mimo to wciąż tkwił po uszy w
bagnie – teraz jeszcze bardziej grząskim i niebezpiecznym.
Jednak już nie miał co się łudzić, robił
to wszystko dla Błażeja. I zrobiłby znacznie więcej, gdyby tylko
Błażej poprosił.
***
– Umówiłem się – ogłosił Filip, leżąc
na swoim łóżku i przyciskając telefon do ucha.
– Rozumiem, że to tak wielkie wydarzenie,
którym koniecznie musisz dzielić się na wieczór? – odpowiedział
mu głos Macieja w słuchawce. Trochę zmęczony, trochę
ochrypnięty, ale o dziwo wcale nie zniechęcony.
– Zdecydowanie tak – prychnął Filip,
marszcząc z urażeniem nos. – Trochę więcej entuzjazmu, co? Sam
jeszcze niedawno panikowałeś.
– Ja panikowałem?
– No oczywiście. Wiesz, nie dość, że
jesteś stary, to teraz jeszcze przywiązany do łóżka. To nie
rokuje dobrze. Jasne, że martwisz się o swojego jedynego,
chętnego...
– Rany Boskie, Filip, naprawdę dzwonisz
tylko po to? – W słuchawce rozbrzmiało głębokie westchnienie na
miarę cierpiętnika dwudziestego pierwszego wieku.
– No muszę cię jakoś poinformować, że
klucze są moje, co nie? Jutro mam wizytę, więc raczej już ich nie
zobaczysz – powiedział z zadowoleniem, zachowując się tak, jakby
wcale nie chodziło tu o HIV, ale o jakieś błahe przeziębienie.
Maciej jednak wcale nie miał tego Filipowi złe, uwielbiał
beztroskę Wilczyńskiego, chociaż oczywiście nie miał zamiaru
mówić o tym na głos. Jedynie napompowałby smarkaczowi ego, a to
już zahaczałoby o realne zagrożenie dla zdrowia. Jak na prawie
dwudziestoletniego faceta, Filip i tak był zbyt pewny siebie.
– Niech będzie. Tylko nie stchórz.
– Ja? I stchórzyć? – Maciej niemal
widział, jak Filip wywraca tymi swoimi wielkimi, czarnymi ślepiami.
– Wpadnę jutro do ciebie, jak będę wracać.
– Skoro musisz...
– Nie umrzyj tylko z tęsknoty, Maciusiu –
dodał, jakby pomijając słowa Macieja. Sam Maciej już nawet nie
zareagował na znienawidzone zdrobnienie swojego imienia. Do pewnych
rzeczy można było przywyknąć, on najwidoczniej przywyknął już
do wszystkich „Maciusiów” padających z Filipowych ust.
– Fajne pielęgniarki są, więc spokojnie.
– Jakby ci jeszcze ta twoja krewetka mogła
stawać, to może bym się bał. Nie ma szans, żeby jakieś obwisłe
cyce mogły ją obudzić – rzucił z niezachwianą pewnością i
nawet leżąc na łóżku w piżamie, zadarł brodę w
charakterystycznym dla siebie ruchu, co zresztą Maciej mógł sobie
doskonale wyobrazić. Mimowolnie parsknął śmiechem, trochę
żałując, że musiał tkwić w szpitalu, wśród całej masy
starszych, schorowanych dziadków, a nie – na przykład – z
Filipem w łóżku.
– Już zapomniałem, jaki masz żałosny
poziom humoru.
– Z chęcią ci przypomnę – stwierdził
Filip z zadowoleniem. – No to do jutra – dodał już całkowicie
innym tonem – zdecydowanie bardziej miękkim. Jakby chwilę temu
wcale nie śmiał się z chwilowej impotencji Macieja i jego
przywiązania do szpitalnego łóżka.
Wyszyński uśmiechnął się pod nosem,
doskonale wiedząc, że muszą kończyć. Niestety, nie leżał na
sali sam, a za chwilę zbliżała się cisza nocna.
– Do jutra.
Filip się rozłączył i spojrzał jeszcze na
wyświetlacz. Oczywiście słowem nie wspomniał Maciejowi o swoim
strachu przed wizytą i ogólnie – o strachu odnośnie przyszłości.
Bo ta wciąż pozostawała jedną wielką niewiadomą.
***
Filip zaciągnął się nerwowo papierosem, a
później spojrzał na wejście do przychodni. Chciałby udawać, że
wcale się nie przejmował, że wszystko miał pod kontrolą, czego
zresztą dowodem było umówienie pierwszej wizyty z lekarzem. Kiedy
już jednak przyjechał i stanął pod drzwiami przychodni, zaczął
tchórzyć.
Rzecz jasna sam tego tak nie nazwał, bo to
oznaczałoby przyznanie Maciejowi racji. W głowie Filipa zwyczajnie
narodziła się chęć na papierosa – nie więcej, nie mniej. A że
miał jeszcze kilka minut (które teoretycznie mógłby spożytkować
na odnalezienie recepcji, a później gabinetu lekarskiego), no to
sięgnął po paczkę i zapalił szluga. Na jego nieszczęście,
papieros nie starczył na tak długo, jakby chciał. Miał wrażenie,
że pociągnął go tylko parę razy, a już doszedł do filtra.
Wcisnął niedopałek w wysoką popielnicę, a później zerknął
jeszcze na wyświetlacz telefonu.
Pięć minut do wizyty. Mógłby już wejść i
rozejrzeć się po przychodni. Nic takiego jednak nie robił, wciąż
stał przed wejściem z rękoma w kieszeniach bluzy, gdy nagle drzwi
otworzyły się. Początkowo nawet nie zwrócił na nie uwagi, zbyt
zaabsorbowany kontemplowaniem stojącego nieopodal samochodu. Bardzo
drogiego, nawiasem mówiąc; terenowego i błyszczącego w słońcu
BMW.
– Filip? – Prawie podskoczył, wyrwany z
zamyślenia. Swoje nerwowe drgnięcie zaraz zamaskował groźnym
ściągnięciem brwi i nieprzychylnym łypnięciem na śniadą twarz,
którą zresztą niedawno poznał w innych okolicznościach. – Ty
tutaj? – zapytał Jakub, patrząc na niego z niedowierzaniem i
mając oczywiście na myśli miejsce ich spotkania. Nawet gdyby Filip
chciał, nie mógłby się już wywinąć. Ta klinika zbyt wiele
zdradzała, co miało się także w drugą stronę.
Kolega Macieja był pozytywny? Nie wyglądał.
Jakub, ten facet bon ton, sil vu ple, prezentował się zbyt
inteligentnie na złapanie takiego świństwa. Patrząc na Jakuba,
miało się wrażenie, że żadne choroby weneryczne go nie
dotyczyły, zupełnie jakby jego nadmuchana prestiżem aparycja
stanowiła wystarczającą barierę przed każdym zawstydzającym
choróbskiem.
– No tak – odpowiedział dość cienko,
nieprzygotowany na tego typu spotkanie.
– Maciej wie? – zapytał zaraz, a jego
ciemne oczy zdawały się prześwietlać Filipa na wylot, co tylko
dodatkowo go poirytowało. No bo z jakiej racji jakiś napuszony gość
śmiał tak na niego patrzeć?
– A wie o tobie? – Aż zacisnął rękę w
pięść, mając ochotę wgnieść mu ją w ten porośnięty
przystrzyżoną brodą policzek.
– Ja działam w obrębie fundacji –
powiedział zaraz, a jego spojrzenie momentalnie się zmieniło.
Spokorniało i straciło oskarżający wydźwięk. – Jesteś
seropozytywny? – zapytał dosadnie, na kilka chwil aż wbijając
Filipa w ziemię. Oblało go gorąco, a on sam nawet nie wiedział,
czego było to wynikiem. Zdenerwowania, zawstydzenia czy
zdezorientowania? Zszokowała go prostolinijność Jakuba połączona
z eleganckim spokojem. Każdy inny zadałby pytanie w zupełnie inny
sposób, ale oczywiście Jakub nie był każdym.
– Twoja, kurwa, sprawa? – odpowiedział w
sposób, w jaki tylko potrafił. Agresja zawsze była najlepszą
obroną, a że nie miał jeszcze nigdy do czynienia z kimś tak
szarmanckim (bo nawet Maciej w tym aspekcie nie dorastał Jakubowi do
pięt), no to przeklął. A gdyby nie stali przed przychodnią, może
nawet i włączyłby w to ręce. Wymuskana facjata Jakuba aż prosiła
się o kilka siniaków tu i ówdzie.
– Oczywiście, że nie – brzmiała pełna
cierpliwości odpowiedź, podczas gdy ciemne oczy wciąż filtrowały
Filipa i tylko Jakub mógł wiedzieć, co takiego wypatrzyły. –
Jesteś pierwszy raz, mam rację? – Filip skrzywił się, a w
środku aż zawrzał ze złości. Nim jednak zdążył jakkolwiek ją
okazać, Kuba kontynuował: – Pierwsza wizyta zawsze jest
najtrudniejsza, a później dowiadujesz się, że tak naprawdę nie
ma czego się bać – powiedział spokojnie.
– I wiesz to, bo...? – prychnął Filip. –
Nie kręć, sam masz to świństwo.
– Moi koledzy mają – odparł z uprzejmym
uśmiechem, którego Filip, chociaż chciał, nie potrafił
zrozumieć. Dlaczego jakiś randomowy typek zainteresował się jego
stanem zdrowia? – I niektórzy moi kochankowie również.
– Ta, jasne. – Wywrócił oczami. – Kto
normalny spałby z tykającą bombą – rzucił jeszcze i zerknął
znowu na wyświetlacz. – A teraz sorry, muszę iść.
– Pierwsze drzwi po prawej – powiedział
Jakub, nim Filip zdążył zrobić chociażby krok w kierunku
wejścia.
– Co?
– Dzisiaj przyjmuje tylko doktor Drzymalski.
To świetny lekarz, myślę, że możesz spokojnie wybrać go na
prowadzącego.
Filip posłał jeszcze Jakubowi sceptyczne
spojrzenie, a później tylko pokręcił głową. Boże, co za
dziwny koleś.
***
Filip wpatrzył się w receptę i już miał
ruszyć w kierunku wyjścia, kiedy kątem oka dostrzegł wstającą z
ławki obok sylwetkę. Aż zatrzymał się w półkroku, patrząc z
niedowierzaniem na Jakuba.
To żart jakiś?
– Będziesz mnie prześladować? – zapytał,
patrząc na mężczyznę podejrzliwie.
– Nie. Zdecydowanie nie mam takich intencji.
– I znów ten uprzejmy uśmiech. Czy Jakub w ogóle potrafił
inaczej się uśmiechać? – Pomyślałem, że może chciałbyś
porozmawiać.
– Porozmawiać...? – Filip zmarszczył
brwi, a puzzle w jego głowie za nic nie chciały się ułożyć i
dać konkretnej odpowiedzi. – Podbijanie do faceta swojego kumpla
to trochę skurwysyństwo, wiesz? – zapytał, ignorując
ogarniające go przyjemne ciepło, gdy nazwał się „facetem
Macieja”.
Ciemne brwi Jakuba uniosły się, a uśmiech na
jego twarzy przestał być wreszcie uprzejmy. Teraz nabrał
rozbawionego wyrazu.
– Nie martw się, to żadne „podbijanie”.
– Pokręcił głową, wyraźnie tłumiąc w sobie śmiech. –
Jesteś młody. Może zbyt wiele na ten temat jeszcze nie wiesz...
albo może chciałbyś poznać innych pozytywnych w swoim wieku?
– I chcesz być moim przewodnikiem w tym
świecie? – Filip przekręcił nieco głowę, patrząc na Jakuba z
politowaniem. Jakby to nie Jakub robił mu przysługę, tylko on
Jakubowi.
– Nie wiem, czy tak bym się nazwał –
przyznał. – Robisz coś może teraz?
– Miałem jechać do Macieja – odpowiedział
zaraz, sam już nie wiedząc, czy Jakub bardziej go bawił,
zadziwiał, czy może po prostu przerażał tą swoją natarczywością
i nieskazitelną aparycją.
– Co powiesz na to, żebyśmy poszli na kawę?
Możesz mnie wypytać o co tylko chcesz, jeśli chodzi o pozytywność,
a później podrzucę cię do szpitala.
– Okeeej – przeciągnął samogłoskę,
patrząc jeszcze na Jakuba uważnie. – Ale wiesz, żadne Alvara czy
inne Habibi mnie nie interesują – powiedział, na co Jakub
odpowiedział mu zaskoczonym spojrzeniem. – W sensie, wolę naszą
polską urodę. – Brwi Jakuba zmarszczyły się w konsternacji. –
Czyli nie lecę na ciebie, okej? – prychnął, zirytowany jego
niedomyślnością.
Tym razem Kuba już nie stłumił śmiechu.
Parsknął z rozbawieniem, ale pokiwał głową.
– Jasne, jasne. Tylko Maciej.
Filip chrząknął, ukrywając zawstydzenie.
„Tylko Maciej” zabrzmiało jakoś tak dziwnie w ustach obcej
osoby, ale... Maciej, chociaż może i mniej światowy, kulturalny,
elegancki – i można tak wymieniać w nieskończoność –
przynajmniej był jego Maciejem. A to już zmieniało całą
postać rzeczy.
***
Jakub – człowiek orkiestra. Fundacja, praca
architekta, rozwój osobisty. Do tego wszystkiego brakowało jeszcze
jakiegoś kołczingowania i wykładów motywacyjnych, wtedy już
obraz Jakuba jako nowożytnego filantropa składałby się w poprawną
całość.
– W piątek się spotykamy – powiedział
Jakub, kiedy bardzo zdenerwowana kelnerka przyniosła im kawy, o mało
co nie rozlewając ich po drodze przez swoje rozdygotane ręce.
Uśmiech Jakuba, który zapewne miał pomóc dziewczynie w
uspokojeniu się, przyniósł efekt odwrotny od zamierzonego.
Dziewczyna spłoniła się rumieńcem, wymamrotała pod nosem ciche
„proszę” i szybko zniknęła za ladę małej, osiedlowej
kawiarenki. – Będzie kilku chłopaków w twoim wieku. Myślę, że
powinieneś ich poznać. To są świetne dzieciaki i mierzą się z
tym samym problemem co ty. – Te „dzieciaki” jakoś tak nie
pasowały Wilczyńskiemu do kontekstu. Bo bardzo możliwe, że któryś
z tych „dzieciaków” już wylądował w Jakubowym łóżku. Kuba
raczej nie wyglądał na faceta odmawiającego seksu. No i to
oznaczałoby, że Filip dla Macieja również był „dzieciakiem”...
A Wyszyński zdecydowanie zapędów pedofilskich nie miał, w końcu,
cholera, Filip za chwilę skończy dwadzieścia lat!
– Okej – odpowiedział, sam właściwie nie
wiedząc dlaczego dał się zaciągnąć na kawę. Może faktycznie
chciał wreszcie z kimś o tym porozmawiać? Przekonać się, że nie
taki diabeł straszny? Poznać kogoś, kto miał podobne problemy? W
końcu odetchnąć i przyznać przed samym sobą, że owszem, miał
HIV, ale jeszcze nie wszystko stracone? Że oprócz HIV dostrzegał
też całą masę znacznie bardziej pozytywnych aspektów życia? No
halo, Maciejowe pieniądze same się nie wydadzą, a apartament nie
zamieszka.
– Czyli przyjdziesz? – zapytał Kuba, a
jego oczy w zaciemnionym rogu kawiarni wyglądały na jeszcze
czarniejsze niż zazwyczaj, co dało dość przerażający efekt.
Filip od razu doszedł do wniosku, że bez dwóch zdań wolał
jaśniejsze tęczówki.
– Czyli się zastanowię – rzucił z tą
swoją manierą robienia łaski każdemu, nawet jeśli ta druga
strona chciała mu pomóc. Jakub uniósł brwi, nieprzyzwyczajony do
takiej bezczelności, ale ostatecznie w żaden sposób jej nie
skomentował.
– Dobrze. – Kiwnął głową i sięgnął
po kawę. – Jesteście z Maciejem blisko? – zmienił nagle temat,
wybijając tym samym Filipa z pantałyku. Oczywiście Wilczyński nie
dał tego po sobie poznać. Jakby nigdy nic również sięgnął do
swojej filiżanki i upił łyka latte.
– Wywiad środowiskowy przeprowadzasz?
– Wbrew pozorom Maciej zbyt wiele mi o swoich
dokonaniach miłosnych nie mówi – odpowiedział Kuba, uśmiechając
się kątem ust, co chyba było jego znakiem rozpoznawczym. Trochę
jak Elvis z zarostem, powiedział mu kilka lat temu Maciej, kiedy
byli pijani i wylądowali razem w łóżku. Do niczego koniec końców
nie doszło, przyjaźń wygrała.
– A miał jakieś „dokonania miłosne”? –
podłapał zaraz temat Filip, nie potrafiąc zapanować nad
ciekawskim pochyleniem się do przodu, jak gdyby nie chciał uronić
ani słowa.
Kuba uśmiechnął się pod nosem, ale nie
odpowiedział od razu. Znów upił łyka kawy, w myślach już mając
obraz układu Filipa i Macieja. Był dobrym obserwatorem, potrafił
dodać dwa do dwóch, no i znał Macieja. Zawsze przecież powtarzał
„związki są przereklamowane, lepsze one-night-standsy”.
– Może – odpowiedział. – Dopijamy kawę
i jedziemy do szpitala, co?
Filip zmarszczył brwi, a w piersi rozlało mu
się dobrze już znane, nieprzyjemne uczucie zazdrości.
– „Może”? – powtórzył, jednak Kuba
już prosił zdenerwowaną kelnerkę o rachunek. Chcąc czy nie,
Filip musiał zrezygnować. Jakub potrafił prowadzić rozmowę i
kiedy nie chciał czegoś mówić, nie poddawał się żadnym
sprytnym podchodom, nawet tym Filipowskim.
***
Sławek rozejrzał się po korytarzu, czując
jak przyspiesza mu puls i oddech. Nie nadawał się do takich rzeczy.
Zdecydowanie nie nadawał. Nawet te kilka buchów, jakie wziął
chwilę temu na rozluźnienie, niewiele dały. I mimo że wczoraj już
wszystko sobie rozplanował, wiedział co powie i jak powie, tak
teraz przekonywał się, że był zbyt słaby. Mógł robić to co
Błażej mu kazał, ale tylko kiedy miał dokładnie wytyczone
zadanie. Teraz musiał improwizować.
Podejrzewał, że Pacuła został zatrzymany na
czterdzieści osiem godzin, jutro więc już go najprawdopodobniej
wypuszczą, bo nagranie z kamery, gdzie nie widać twarzy, nie
stanowiło żadnego dowodu. Taką miał przynajmniej nadzieję.
Sławek obiecał jednak, że tu zajrzy – dla Błażeja naprawdę
wiele potrafił poświęcić. W końcu już teraz, gdy wreszcie udało
mu się zbliżyć do Pacuły, nie mógł pozwolić, aby ten wylądował
w więzieniu! Zachowywał się więc jak desperat, stojąc przed
wejściem do sali, bez żadnego planu co dalej. Może zostać w to
wmieszany, może narobić sobie prawdziwych kłopotów albo przez
przypadek może jeszcze bardziej wkopać Błażeja.
Najlepszym ruchem, który mógłby w tej chwili
wykonać, byłoby więc odwrócenie się i odejście. Już prawie
chciał to nawet zrobić, powiedziałby Pacule, że przy Macieju
ciągle ktoś był, że nie odstępowali go lekarze, że szpital to
nie najlepsze miejsce na taki ruch... cokolwiek. Coś by już
wymyślił, a później udobruchał Błażeja obciąganiem. W końcu
jak już go wypuszczą, na pewno będzie mu niektórych rzeczy
brakować i tu z pomocą przyjdzie Sławek.
Los miał jednak dla Sławka nieco inne plany.
Z sali, gdzie leżał Maciej, wyszła jakaś starsza kobieta,
otwierając przy tym drzwi tak szeroko, że bez problemu mógł
zajrzeć do środka. Zobaczył dwóch pacjentów na łóżkach obok i
wreszcie swój cel – był sam. Pomieszczenie o tej godzinie
świeciło pustkami, raczej nikt nie odwiedzał chorych o jedenastej
w południe. Mógłby więc wejść niepostrzeżony, a później
podejść do posłania i nikt nie zwróciłby na niego najmniejszej
uwagi. Nawet Maciej, w końcu on też go nie znał. Sławek za to
doskonale kojarzył już tę niegdyś przystojną twarz, ktoś go w
końcu dla Błażeja wyśledził.
Pobicie Andrzeja, brata Filipa, nie było
przypadkiem. Sławek, chociaż może tchórzliwy, potrafił pociągnąć
sznurkami. Potrafił czasem też myśleć. Upiekł dla Błażeja dwie
pieczenie na jednym ogniu: ostrzeżenie dla Filipa, no i adres
Macieja; chociaż to ostatnie okazało się bardziej ślepym trafem.
Podejrzewał, że Wilku przyjedzie po brata, żeby zabrać jego obite
dupsko do domu. Mógł też podejrzewać, że Filip wcześniej był u
Macieja (w końcu gdzie niby spędzał całe dnie?). To, że pojawili
się pod garażami we dwóch, zaliczyłby prędzej do łutu
szczęścia, niż do przemyślanego ruchu.
Teraz jednak, widząc tak doskonałą szansę,
nie potrafił zrezygnować, choć jeszcze kilka sekund wcześniej był
temu bliski. Zacisnął dłonie w pięści i już nie myśląc,
ruszył przed siebie. Nie wyglądał na kogoś groźnego, nie miał
aparycji głupiego agresora, jak Łysy, czy niebezpiecznego osiłka,
jak Błażej. Był szczupłym, niepozornym chłopakiem. I dokładnie
tak chciał to rozegrać, inaczej niż Pacuła, bez zastraszania,
podduszania poduszką, czy używania innego rodzaju przemocy. Zresztą
– czy Sławek w ogóle by coś takiego potrafił?
Wszedł do pomieszczenia – typowa polska sala
szpitalna: smutna i bezosobowa, przepełniona trawiącą pacjentów
chorobą. Wystarczyło jednak żeby spojrzał na Macieja, piszącego
coś na telefonie, a od razu wrażenie stagnacji otoczenia odeszło w
zapomnienie. Wyszyński, chociaż pobity, chociaż z połamanymi
kośćmi, chociaż zastraszony przez Błażeja – wydawał się
dochodzić do zdrowia w błyskawicznym tempie. Na tle otępiałych
lekami współtowarzyszy, wydawał się niemal kwitnąć.
Błażej zrobił błąd. Źle to
rozegrał. Pomylił się. Nie powinien. Nie kogoś takiego,
myślał gorączkowo, stojąc na samym środku sali. Chcąc więc czy
nie, ściągnął na siebie ciekawskie spojrzenia, w tym Macieja.
Jak porażony ruszył do łóżka Wyszyńskiego,
wiedząc, że już nie ma odwrotu.
– Hej – rzucił sztywno, stając tuż obok.
Mógł dostrzec, jak pod bandażem brwi Macieja marszczą się w
zdziwieniu. Jasne oczy patrzyły na Sławka z niezrozumieniem i jakąś
taką niewypowiedzianą mocą, sprawiającą, że sam Sławek miał
ochotę wykonać taktyczny odwrót. Może wreszcie trafiła kosa na
kamień? Może po raz pierwszy Błażej spotkał na swojej drodze
osobę, która nie da sobą pomiatać?
– Znamy się? – zapytał, jednak już kiedy
wypowiadał to pytanie, Sławek widział zmianę na jego twarzy
(teraz już nie bordowej, a zielonofioletowej, co sugerowało
gojenie). Żadna odpowiedź nie byłaby tu więc potrzebna – Maciej
zdążył się wszystkiego domyślić. Faktycznie nie był głupi.
Wiedział, kogo znajomym była ta chuda, niepozorna postać, która
nijak nie pasowała do narkotykowego światka Błażeja.
– Powiedzmy – skwitował Sławek,
przyciągając pod tyłek taboret.
– To głupota, że tu przyszedłeś, wiesz? –
zapytał Maciej, nie mogąc opanować krzywego uśmiechu. –
Znajdujemy się w budynku instytucji państwowej – przypomniał,
nie zdradzając żadnych oznak strachu, bo rzeczywiście go nie
odczuwał. Mimo że jeszcze niedawno Błażej skopał go do
nieprzytomności, on wciąż zachowywał swoją pewność siebie.
– Nie mam zamiaru nic ci zrobić –
powiedział Sławek, będąc pewnym, że to on bardziej zdradzał się
ze swoim zdenerwowaniem.
– Nie wierzę – parsknął Maciej,
popatrując na Sławka z politowaniem. Jakby to nie Wyszyński robił
w tym kadrze za ofiarę. – Pacuła nie ma zamiaru załatwiać
niczego siłą?
– Może i ma. – Wzruszył swoimi ramionami.
– Ale ja raczej niczego siłą nie załatwię – powiedział, a w
innych okolicznościach mogłoby to nawet zabrzmieć jak skierowany w
swoją stronę żart. – Przyszedłem pogadać.
– To nowość. Błażej chce pertraktować. –
Sławek popatrzył na niego chwilowo zmieszany, nie bardzo wiedząc
czym pertraktacje były i o co dokładnie w nich chodziło, ale zaraz
to zignorował. Kiwnął tylko głową, chcąc zamaskować swoją
niewiedzę.
– Dla swojego dobra, wycofaj zeznania.
– To zastraszanie – wtrącił Maciej.
– Dobra rada.
– Wciąż brzmi jak zastraszanie. –
Wyszyński uśmiechnął się krzywo. – Gdybym to nagrywał,
miałbym świetny dowód w sądzie – dodał i zamachał telefonem.
Sławek wyraźnie się zmieszał. Momentalnie
wszystkie racjonalne myśli wyparowały mu z głowy. Gdyby zrobił to
tak jak Błażej, już dawno by stąd wyszedł, a Maciej nie czułby
się na wygranej pozycji. Pacuła pewnie nie bawiłby się w żadne
rozmowy. Po prostu podszedł do niego, złapał jakoś mocniej, czy
to za rękę, czy ramię, powiedział kilka słów i wyszedł. A jemu
zachciało się rozmów, bo był zbyt cienką płotką na pokazywanie
swojej przewagi.
– Mówię ci tylko, żebyś dał sobie
spokój. Błażej ma masę znajomych. Może i pójdzie siedzieć, ale
jego kumple nie – powiedział, marszcząc z zaciętością brwi. –
Po prostu sobie odpuść. Odpuścisz, Błażej też odpuści.
– Skąd niby ta pewność? – Usta Macieja
wygięły się w pobłażliwy uśmieszek.
– Przekonam go – stwierdził Sławek,
wstając. – Wycofaj oskarżenia, a ja ci obiecuję, że go
przekonam – dodał. – Zostawi ciebie i Filipa w spokoju.
Sam niestety nie wiedział jeszcze jak niby
miałby przekonać Błażeja. Wiedział za to, że naprawdę nie
chciał, aby Pacuła wylądował za kratkami. Wtedy i Sławek
zrobiłby chyba wszystko, byleby tylko wylądować z nim w jednej
celi. Mimo że ich „przygoda” nie trwała zbyt długo, zdążył
już przywyknąć do obecności Błażeja. Uzależnić się. Jak
mógłby więc go teraz stracić?
– Czyli mam wycofać zażalenia i modlić się
o to, żebyś dotrzymał słowa? – Kpiący uśmiech nie znikał z
twarzy Macieja, pesząc Sławka. Nie potrafił określić postawy
Wyszyńskiego słowami, ale swoim podejściem sprawiał, że Sławek
nie czuł się tak pewnie, jak powinien. Naprawdę nie rozumiał, jak
od kogoś, kto niedawno został skatowany i leżał teraz na
szpitalnym łóżku, praktycznie unieruchomiony, mogła bić taka
niezłomność.
– Dokładnie tak. To najlepsze wyjście –
dodał jeszcze, popatrzył na Macieja najbardziej nieustępliwym
wzrokiem na jaki mógł się w tamtej chwili zdobyć, odwrócił się
i wyszedł, mając nadzieję, że wszystko pójdzie po jego myśli.
Nie mógł wiedzieć, że gdy tylko zniknął
Maciejowi z zasięgu wzroku, ten odetchnął głęboko, dopiero w
samotności zdradzając się ze swoim zdenerwowaniem i zmęczeniem.
Opanowanie sporo go kosztowało, nie mógł pokazać, jakie pęknięcia
na jego psychice zostawił Błażej. Że co nocy przeżywał pobicie, bo wcale nie był silnym facetem. Że pamiętał każdy
szczegół tamtego dnia, a najbardziej swój strach.
Zacisnął dłoń na telefonie, nie chcąc
nawet myśleć, jak bardzo drżał.
„Kiedy będziesz?” – napisał w końcu do
Filipa, mając nadzieję, że za chwilę zobaczy jego nadąsaną minę, dzięki której na kilka chwil o wszystkim zapomni.
Naprawdę nie chciał być teraz sam.
Się uśmiałam czytając ten rozdziałXD
OdpowiedzUsuńKołcz Kuba i agent Sławek haha
No chociaż ten pierwszy próbuje robić coś dobrego organizując spotkania(mam nadzieję, że na rozmowach się kończy-i przynajmniej on nie wychodzi z propozycją-chociaż może parę chłopców ustawia się w kolejce do niego-takie wilkiXD
Rozwój osobisty to jedna z najgorszych rzeczy jaka istnieje.I na dodatek Jakub się tym ‘zajmuje’ jakby teraz był za mało ‘specyficzny’
Jestem dumna z Filipa, że poszedł do lekarza, Maciej też pewnie będzie jak się dowie.
Kuba ludzie się zmieniają(oni a zarazem poglądy) a szybko to idzie jak znajdują swoją miłość hehe :’)
XD Wyszyński i miłość XD
Łukasz wracaj.
Rany, aż mi się przypomniał fanpage "zdelegalizować coaching" :D. Kuba z pewnością byłby temu przeciwny, bo to taki nowoczesny chłopak jest. :>
UsuńNie chcę mi się pisać bo choruję, ale czytam i dziękuje bardzo.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko ślicznie dziękuję za komentarz! :)
UsuńCieszę się że Filip dotarł do tego lekarza i że spotkał tam Kubę, grupa wsparcia naprawdę się przydaje. Śmieszna była ta rozmowa Filipa z Kubą, facet był nieźle zdziwiony, hehe :)
OdpowiedzUsuńCiekawe czy Maciej wycofa swoje zeznania? Nie wydaje mi się, ale kto wie... to na pewno duży stres dla niego...
Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😀
Filip dorasta :D. Kiedyś w końcu trzeba, no a teraz zmusiła go do tego sytuacja. ;)
UsuńJa z kolei dziękuję za komentarz!
strasznie mi szkoda, że ten koniec bliski...to chyba moje ulubione opowiadanie.a rozdział...mam wrażenie,że zwalniasz, wyciszasz emocje ( jakoś się nie boję Sławka :). ja mam jednak nadzieję, że to cisza przed burzą,że jeszcze nie napisałaś ostatniego słowa :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie w wszystkiego dobrego życzę
No niestety, koniec już wygląda zza horyzontu. Mam jednak nadzieje, że pozostawię Was z poczuciem, że nie zmarnowaliście czasu na Gówniarza. :)
UsuńPowiem ci, że bardzo mi się spodobał rozdział. <3 A jak pojawia się Kuba, to już w ogóle. <3 <3 Kocham gościa. Widać, że troszczy się o Macieja, skoro tak wypytywał Filipa o wszystko. :D #teamPrzyjaźń :D No i jak zwykle, uroczy, kochany, zazdrosny Filipuś <3 Jak ja uwielbiam, kiedy się on się tak zachowuje i czuje :D Ale dalej udaje twardziela :D te żarciki, sarkazm i zamrszczone brwi, kocham :D
OdpowiedzUsuńTrochę mi się zrobiło szkoda Sławka, widać, że jednak dobre to, wrażliwe, ale trochę głupie. Zadurzył się w Błażeju, to ma. No i ten gest poklepania po policzku jak pieska – Błażej! Ty chuju!!!111one
Ciekawe, w jaki sposób Błażej kazał mu „pogadać” z Maciejem, skoro Sławek „rozegrał to po swojemu”. No i końcówka cudowna – Maciej, który niby udaje, że go to nie rusza, a naprawdę jest zupełnie inaczej. Ale dzielnie się trzymał, skoro Sławek ciągle miał wrażenie, że to właśnie Maciej jest panem sytuacji, nie on.
Co jeszcze? Aha, fajnie, że Filip poszedł na kawę z Kubą. :D Jestem ciekawa, jak on (Kuba) wygląda? Bo z opisu Filipa to raczej chyba nie jest w moim guście :D za to Filip bardzo jest <3 kocham jego kudły.
Mam nadzieję, że Maciej i Filip będą razem, Błażej im mocno nie namiesza, Sławek pójdzie po rozum do głowy, Kuba poderwie Łukasza i będą żyć długo i szczęśliwie :D No i jeśli (gdy) Maciej i Filip będą już razem, to jestem bardzo ciekawa, jak Maciej będzie odbierać Filipa. Bo na pewno będą musieli bardziej uważać w łóżku i mieć pewne hm, ograniczenia. :D Ale sceny z kluczami zawsze są takie urocze i wręcz rozbrajające. Filip wciąż udaje, te zaczepki, rozmowy, żarciki, ale widać, jak bardzo przywiązał się do Macieja (nie tylko jego mieszkania i kasy, choć to mnie rozwaliło: „No halo, Maciejowe pieniądze same się nie wydadzą, a apartament nie zamieszka” - BOSKIE <3 <3
Jej, cieszę się, że rozdział zaliczasz do udanych. :) Dla mnie im dalej w las, tym trudniej, ale mam nadzieję, że dobrnę do końca w dobrym stylu.
Usuń„No halo, Maciejowe pieniądze same się nie wydadzą, a apartament nie zamieszka” - jak pisałam ten fragment miałam w sobie takie poczucie dumy z Filipka. Mądry chłopak, wie jak zarobić a się nie narobić. :D
Dzięki za rozdzial <3 Zdziwił mnie Kuba, nie pasuje mi do roli "wujka dobra rada" chyba że nie był tak do końca tak bezinteresowny jak to przedstawił ;) a może to że ktoś jest snobem nie wyklucza tego że jest miły... Sama nie wiem, ale pewnie się okaże. Końcówka jak Maciej chce już zobaczyć Filipa była urocza ;)
OdpowiedzUsuńKuba po prostu lubi wciskać wszędzie swoje trzy grosze. Jest taką trochę wyższej klasy primadonną, która to musi wszędzie być, więc nie powiedziałabym, że jego intencje są szczere. :D No i Kubuś to typ wścibskiego pedzia, informacji o związku Filipa i Macieja szuka u źródła :>
UsuńOd ludzi typu Kuba strzeż mnie Boże (udzielająca się, wścibska cito-yuppies), chociaż imię niezwykle mi się podoba.
OdpowiedzUsuńDumny jestem z Filipa! Apartament bez niego to zwykła nora, a od nadmiaru kasy, której nie pomógłby wydać Maciejowi ten mógłby zdurnieć!
Pozdrawiam w oczekiwaniu na ulubiony c.d.
Właśnie wprowadziłeś do mojego słownika kolejne fascynujące słowo. Cioto-yuppies brzmi ciekawie.
UsuńLubię Jakuba jest jakiś taki intrygujący - idealny :D Ale w każdej idealnosci coś się kryje.
OdpowiedzUsuńGdzieś w tym toku wydarzeń szkoda mi Sławka, taki zakochany głupek. Jednak uważam jego i Pacułe za ciekawa 'pare'. Nadal rozmyślam jak to się wszystko potoczy.
Pozdrawiam ciepło,
Elda
Mam wrażenie po rozmowie Macieja i Filipa, że jemu juz tak nie zależy, jak dowiedział się, że kochanek jest chory. Napewno się mylę, ale jednak ta rozmowa była taka obojętna.
OdpowiedzUsuńCóż, chciałbym, żeby wreszcie problemy z Błażejem się skończyły, ale wtedy będzie pewnie koniec i opowiadania, a tego jeszcze nie chcem.