Tak, wiem dobrze, że miał być "Kickflip"... Ostatnio po prostu mnie naszło i musiałam zabrać się za tę historię. Również jest powiązana z "Americaną". Swoją drogą, zaczynają mi się te postacie rozrastać, już nie żyją tylko w jednym tekście. :) Mam nadzieję, że "Gówniarz" Wam się spodoba, tutaj macie krótki opis. Opowiadanie nie będzie długie, góra dziesięć rozdziałów, a pisze mi się je naprawdę bardzo dobrze. Maciej to jednak wdzięczna postać. ;)
Sprawdzała Ekucbbw.
Nie częstuj papierosami podejrzanych smarków
Wieczór
był wyjątkowo ciepły. W powietrzu już unosił się znajomy zapach
zbliżającego się lata, a obudzona po zimie przyroda od kilku
tygodni dawała o sobie znać. Gdzieniegdzie dało się dojrzeć jeża
przemierzającego pusty chodnik, walczące ze sobą o terytorium
koty, czy nawet owady, które przypominały swoją liczebnością o
niezbyt srogiej zimie, jaka nastała tego roku.
Maciej
skrzywił się i odgonił od siebie natrętnego komara. Dopiero
połowa maja, a on już zmagał się z licznymi bąblami po ich
ukąszeniu. Nienawidził wszelkiego robactwa. Tak jak późną wiosnę
i lato uwielbiał, tak wszystkie ćmy, pająki i muchy dla niego
mogłyby nie istnieć.
Stanął
pod budynkiem i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Zbliżała
się pierwsza w nocy, a jak na niego, to zbyt wczesna godzina, żeby
miał wracać do mieszkania. W końcu była sobota, mógłby jeszcze
coś dziś ugrać, pomyślał z uśmiechem i wyciągnął szluga.
Przyjrzał mu się z zastanowieniem; co dalej? Gdzie miałby iść? W
Heaven nic się tego wieczora nie działo, nudno jak na pogrzebie, a
osoby, które znajdowały się w środku, średnią wiekową obracały
się około trzydziestki piątki. To stanowczo zbyt dużo jak na
Macieja, zdecydowanie wolał młode mięso. Nie miał ochoty patrzeć
na jakieś stare, owłosione tyłki i ogromne, piwne brzuchy. Nic
dziwnego, że w światku gejowskim panował tak spory kult młodości – nikt, kto przejawiał chociaż zalążki poczucia smaku, nie
oglądałby czegoś takiego z przyjemnością.
Wyciągnął
telefon z zamiarem zadzwonienia po taksówkę. Spojrzał na
wyświetlacz, ignorując dudniące dźwięki muzyki dobiegające z
budynku obok. Przy wejściu do klubu kręciło się kilka osób, ale
nikt chociażby przeciętny nie przykuł jego uwagi. To najważniejszy
powód, żeby teraz zwinął swoje manatki i poszedł szukać
szczęścia gdzie indziej. A niestety czuł, że musi je znaleźć.
Ostatnio przycisnęła go praca i nie miał szansy na żadne łóżkowe
zabawy. Trochę więc był przyparty do muru, ale nawet desperacja
nie mogłaby sprawić, żeby zainteresował się pierwszym lepszym
trzydziestolatkiem. Co jak co, ale swoje zasady respektował.
– Te.
– Usłyszał obok. Zmarszczył brwi i przeniósł spojrzenie na
chłopaka idącego w jego stronę. – Weź, stary, kopsnij szluga,
co? – rzucił jakiś dzieciak w poprzecieranych na kolanach
spodniach. W ciemności, jaka panowała w spelunie przy ulubionym
gejowskim klubie Macieja, nie mógł dojrzeć twarzy małolata. Po
głosie i dość drobnej sylwetce doszedł jednak do wniosku, że
musiał być młody.
– Nie
mam – odpowiedział, udając, że chwilę temu wcale nie chował do
kieszeni całej paczki L&Mów mentolowych. Nie był żadnym
samarytaninem, żeby obdarowywać wszystkich dookoła swoimi
papierosami.
–
Widziałem, że miałeś – powiedział dzieciak i podszedł krok
bliżej, wchodząc w słabe światło halogenowe zawieszone na
ścianie powojennej kamienicy, pod którą stał Maciej. Dopiero
teraz mógł dostrzec burzę ciemnych, pofalowanych włosów
chłopaka, jego podpuchnięte oczy i naprawdę wydatne, wręcz
całuśne usta. Cały widok jednak psuła spora szrama na brwi, z
której spływała mu po skroni krew.
– Kto
cię tak urządził? – zapytał Maciej, zwracając uwagę na
wymiętą, wybrudzoną koszulkę chłopaka i jego otarcia na
przedramionach. Dzieciak wzruszył ramionami.
–
Twój interes? – zapytał agresywnie. – Nie to nie, kurwa, o
szluga tylko prosiłem – warknął wyraźnie pijackim tonem i już
miał odejść, kiedy wiedziony ciekawością Maciej rzucił:
–
Czekaj. – Nieznajomy spojrzał na niego, a Wyszyński sięgnął do
kieszeni, do której chwilę temu wcisnął biało-zieloną paczkę.
– To, co masz na twarzy nie wygląda zbyt dobrze. Na moje nadaje
się do szycia – zagadał, wyciągając do niego rękę z
papierosami. Nieznajomy prychnął i przewrócił oczami, ale bez
ociągania poczęstował się używką.
–
Lekarzem jesteś? – zapytał, ani na moment nie schodząc z
agresywnego tonu. Nawet biorąc od Macieja papierosa, robił to w
taki sposób, jakby to Wyszyński miał dziękować wszystkim
świętościom, że może mu go dać. Zarozumiały szczyl, pomyślał
Maciej z lekkim uśmiechem, nie spuszczając z niego zainteresowanego
spojrzenia.
– Nie
– odpowiedział, nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmiechu
cisnącego mu się na usta. Było coś w jego niedbałych ruchach,
napuszonej, dumnej postawie, co przyciągało. Młody gniewny,
pomyślał z rozbawieniem, kiedy nieznajomy zaczął szukać
zapalniczki po kieszeniach spodni i czarnej bluzy. Maciej od razu
sięgnął po swoją i podsunął mu ją, już zapaloną, pod nos.
Chłopak zerknął na ogień najpierw nieufnie, zupełnie jakby
Wyszyński miał nim zaraz podpalić mu sięgające ramion włosy.
Kiedy jednak zorientował się, że raczej nie o to mężczyźnie
chodziło, włożył ustnik papierosa między swoje wydatne wargi i
pochylił się. – W Haven cię tak urządzili? – zapytał Maciej,
który już nawet zapomniał o zamawianiu taksówki.
– Nie
– prychnął dzieciak i zrobił krok w tył, zaciągając się
dopiero co rozpalonym szlugiem. – Ten cap z ochrony nawet by mnie
tam nie wpuścił. Skoksowiała kurwa – przeklął, a dym
papierosowy, który owiał jego twarz, nadał mu jeszcze bardziej
tajemniczego wyrazu. Maciej aż zwilżył wargi.
– Nic
dziwnego – powiedział Maciej, śledząc wzrokiem każdy ruch
dzieciaka. Dawno już nie czuł się nikim tak zafascynowany.
Właściwie to myślał, że nigdy nie poczuje tego przyjemnego
dreszczu emocji; zbyt wielu chłopaków przewinęło się już przez
jego łóżko, by którykolwiek mógł go jeszcze zaskoczyć. A tu
proszę, napatoczył się dzieciak, bluzgający co kilka słów, w
podartym ubraniu i z rozwalonym łukiem brwiowym. – Nie wyglądasz
zbyt reprezentacyjnie – odpowiedział mu wyniośle, na co
nieznajomy zmarszczył brwi.
– A
pytał cię ktoś, kurwa, o zdanie? – zawarczał i zrobił krok w
stronę Macieja, zupełnie jakby chciał mu zaraz przyłożyć.
Wyszyński tylko uśmiechnął się pod nosem; chłopak był
średniego wzrostu i takiej samej, dość marnej postury, więc
raczej nie bardzo mu zagrażał.
–
Nie. Ale jakoś wciąż tu przy mnie stoisz, mimo że masz już
papierosa – zauważył. Nieznajomy zmarszczył brwi i momentalnie
ochłonął. Uśmiechnął się nawet pod nosem, by zaraz zaciągnąć
się używką i podejść jeszcze bliżej do Wyszyńskiego. Znacznie
bliżej. Zadarł głowę i wydmuchnął dym prosto w jego twarz.
Maciej aż musiał zmrużyć oczy, żeby szary obłok mu ich nie
podrażnił.
– Bo
może liczę na kolejnego? – zapytał. Oprócz mocnej woni
papierosów, w jego oddechu wyczuwalny był też niezbyt przyjemny
zapach wódki. Po mętnym spojrzeniu Maciej od razu doszedł do
wniosku, że dzieciak tego wieczoru nie żałował sobie procentów.
– A
nie liczysz na coś innego? – odpowiedział mu pytaniem i jakby
nigdy nic rzucił na chodnik niedopałek swojego szluga, by zaraz
przydepnąć go butem.
–
Jesteś za stary – odparł nieznajomy, wciąż się nie odsuwając.
–
Raczej ty za młody. – Nie przerwał tej gry. Była całkiem
ekscytująca, ten dzieciak był cholernie podniecający i gdyby
Maciej tego wieczoru sam nie wypił, pewnie już nabawiłby się
problemu w spodniach. Krew szumiała mu w uszach, a serce łomotało
w piersi. Przed oczami stanął mu obraz, jak łapie smarkacza za
szmaty i przyciska go do muru. Już miał się do niego pochylić,
złapać go za podbródek i pocałować mocno, pokazując
gówniarzowi, kto tu był górą, kiedy poczuł ruch przy boku, w
kieszeni swojej marynarki.
Całe
podniecenie momentalnie odeszło. Automatycznie sięgnął dłonią
do ręki dzieciaka i złapał go stanowczo za nadgarstek,
uniemożliwiając mu tym samym okradzenie siebie.
–
Najpierw chociaż mi się przedstaw, później możesz majstrować
przy moich ubraniach – powiedział, mierząc go groźnym
spojrzeniem. Chłopak najwidoczniej nie spodziewał się tego,
zamrugał zdziwiony i wpatrzył się w Macieja, który właśnie go
przyłapał.
–
Dziadek zawsze na posterunku – pochwalił z szerokim uśmiechem.
Puścił portfel, który już trzymał i który prawie udało mu się
zwinąć. Odsunął się od Macieja, pokazując mu swoje puste
dłonie. Papieros, jaki jeszcze chwilę temu znajdował się w jednej
z nich, zniknął. Dzieciak musiał go wcześniej wyrzucić, kiedy
próbował zwinąć mu pieniądze.
Wyszyński
już miał coś powiedzieć. Odruchowo jeszcze sprawdził, czy
wszystko ma na miejscu, gdy gdzieś za plecami dzieciaka rozległ się
czyjś tubalny głos.
– Ej,
Wilku, ruszaj dupę, bo zaraz z buta będziesz wracać. – Maciej
spojrzał na jakiegoś postawnego mężczyznę stojącego kilka
metrów dalej. Nie mógł mu się jednak dokładniej przyjrzeć z
racji tego, że w zaułku panowała dość słaba widoczność.
Ciemny kaptur zarzucony na głowę faceta również w niczym nie
pomagał.
Nieznajomy
dzieciak, który chwilę temu usiłował Macieja okraść, obrócił
się i spojrzał na, najwidoczniej, swojego znajomego. Wilku,
powtórzył Wyszyński w myślach, uśmiechając się pod nosem z
rozbawieniem.
–
Już, czekaj! – odkrzyknął i rzucił niedopałek na chodnik. –
Miło było – zwrócił się do Macieja. Nim jednak zdążył
chociażby się odwrócić, Wyszyński wychylił się i złapał go
za ramię.
– Jak
masz na imię? – zapytał, bojąc się, że mógłby szczeniaka już
nigdy więcej nie spotkać. A to byłaby ogromna strata.
Chłopak
spojrzał na niego zdziwiony i zmarszczył swoje ciemne brwi, jakby
się zastanawiając, czy może podzielić się z Maciejem taką
informacją.
–
Wilku – odparł w końcu i wzruszył ramionami, na co Wyszyński
mimowolnie się skrzywił.
– O
imię pytałem – sprostował. Dzieciak uśmiechnął się, by zaraz
zgrabnie wyswobodzić się z uścisku Macieja.
– I
tak się raczej nie spotkamy – rzucił, wzruszając ramionami i
cofając się o krok. – Ale niech ci będzie. Jestem Filip –
zdradził w końcu, a Wyszyński aż się na niego zapatrzył. Na
jego szeroki uśmiech, zmrużone figlarnie oczy i te wydatne usta...
Spotkał już wiele ciekawych osób na swojej drodze, ale nigdy
jeszcze kogoś tak dziwnego.
–
Maciej – odpowiedział i już miał zapytać o jego numer albo
przynajmniej o nazwisko, żeby później znaleźć go na Facebooku,
gdy na twarzy Filipa wykwitł szeroki, rozbawiony, ale niepokojący
uśmiech.
–
Maciej Wyszyński. – Zaśmiał się, na co on na moment aż zamarł.
Wilku jednak wykorzystał ten moment, odwrócił się i szybkim
krokiem ruszył do znów nawołującego go kolegi.
Wyszyński
aż zapatrzył się na jego ginącą w ciemności sylwetkę,
zastanawiając się, czy przypadkiem już kiedyś tego dzieciaka nie
spotkał. Nie wydawało mu się, zapamiętałby przecież kogoś tak
barwnego.
Stał
tam, pod murem starej, obdrapanej kamienicy jeszcze chwilę, aż
wreszcie doszedł do wniosku, że i tak już nic nie wymyśli.
Sięgnął więc do kieszeni z zamiarem zadzwonienia po taksówkę.
Teraz już bynajmniej nie miał ochoty jeździć po klubach. Filip
Wilku, powtórzył w myślach, gdy nagle spostrzegł, że jego
I-phone zniknął. Aż zmarszczył brwi i wsadził głębiej rękę
do kieszeni, zupełnie jakby brak charakterystycznego ciężaru w
niej nie był wystarczającym dowodem, że został...
–
Okradł mnie – szepnął do siebie z niedowierzaniem. Dla pewności
sprawdził jeszcze marynarkę, w której (całe szczęście) wciąż
znajdował się portfel. – Co za gówniarz – aż przeklął pod
nosem, zły, że dał się wciągnąć w te szczeniackie gierki.
Dzieciak doskonale wiedział, co robił, znalazł sobie głupiego i
pewnie teraz cieszył się ze swojego łupu.
Zgrzytnął
zębami, wyklinając się za swoją głupotę. Gdyby teraz dorwał
tego szczyla, z pewnością już nie potraktowałby go tak ulgowo i
nie dałby się zaślepić ładnym uśmiechem i ciekawą, zarozumiałą
postawą. Stary a głupi.
***
Wpatrzył
się w wyświetlacz swojego starego I-phona 5s i aż się skrzywił.
Wciąż nie mógł przeboleć wczorajszej starty, sam jednak nie
wiedział, co było gorsze – bycie okradzionym przez jakiegoś
gnojka, czy dzisiejszy dzień, dwudziesty piąty maja. Już od kilku
lat nienawidził tej daty, a jeszcze bardziej nienawidził, kiedy
ludzie nagle sobie o nim przypominali.
Wykręcił
znany na pamięć numer mamy i przyłożył słuchawkę do ucha. Nim
jednak jego rodzicielka odebrała, musiał poczekać kilka sygnałów.
–
Marzanna Wyszyńska z tej strony, z kim mam przyjemność? – Maciej
mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Jego mama dla nieznajomych
zawsze była przesadnie formalna, więc nawet, kiedy odbierała swój
prywatny telefon, nie potrafiła pozbyć się tej maniery.
–
Cześć mamo, to ja – powiedział i momentalnie w słuchawce
rozległo się westchnięcie pełne ulgi.
–
Kochanie! Dzwonię do ciebie od samego rana, bałam się, że coś
się stało! – poskarżyła się, na co Maciej aż się skrzywił.
–
Wczoraj ktoś ukradł mi telefon, ale to nic – mruknął, bo
faktycznie nic nie mógł zrobić. Nawet osławiona funkcja
„znajdź mój I-phone” nie działała. Nie miał pojęcia, co ten
szczyl zrobił z jego komórką, ale to nie mógł być dla niego
pierwszy produkt Apple, którego zwinął. Zresztą, po sposobie
kradzieży Maciej musiałby być głupi, żeby żywić nadzieje, że
dzieciak w tym biznesie robił za świeżynkę.
– Na
Boga! – rzuciła z przestrachem. – Zgłosiłeś na policję? –
zapytała, na co on uśmiechnął się krzywo. Mimo wszystko nie
chciał jej denerwować, w jej wieku i z jej stanem serca nie mogła
martwić się takimi błahymi sprawami.
–
Tak, ale to nic – powiedział, chcąc ją uspokoić. – Naprawdę,
nic się nie stało, stać mnie, żeby kupić sobie kolejny.
Następnym razem muszę po prostu uważać. – I nie częstować
papierosami jakichś podejrzanych smarków, dodał w myślach.
– No
dobrze, dobrze. Taka to impertynencja teraz, że wszędzie kradną.
Nie można z niczego spuścić oczu! – oburzyła się i jeszcze
prychnęła z niedowierzaniem. – Nic jednak kochanie już nie
zrobisz. A skoro już do mnie dzwonisz, chciałabym tobie, synku,
życzyć wszystkiego najlepszego. Wciąż nie mogę uwierzyć, że
mój maleńki Maciuś jest już w pełni dorosły! – dodała z
rozrzewnieniem, na co Maciej nie mógł powstrzymać skrzywienia
pełnego odrazy. Sam nie wiedział, co bardziej go odrzuciło,
zdrobnienie „Maciuś”, czy przypomnienie mu, że dzisiaj jest ten
jego znienawidzony dzień. Właśnie kończył trzydzieści dwa lata,
a pędzącego czasu w żaden sposób nie mógł zawrócić.
–
Dziękuję – odpowiedział jej krótko, starając się brzmieć w
miarę uprzejmie. W końcu to nie jej wina, że się starzał.
–
Dzisiaj rano oglądałam album z naszymi zdjęciami. Tato bardzo cię
kochał. – Aż wciągnął powietrze do płuc. Nienawidził swoich
urodzin nie tylko dlatego, że przekroczył już trzydziestkę, a to
w środowisku gejowskim oznaczało powolne wykluczanie z życia, ale
również przez wspomnienia mamy. Była bardzo sentymentalną
kobietą, która wciąż rozpamiętywała swojego dawnego męża.
Maciej nigdy jakoś nie czuł się z nim szczególnie związany,
wręcz przeciwnie, jego śmierć równała się z wolnością.
Chociaż może nie w pełnym wymiarze, w końcu wciąż nie przyznał
się mamie do swojego homoseksualizmu. I to właśnie przez to
kobieta ciągle łudziła się, że jej syn jeszcze ma szanse na
spłodzenie wnuka.
–
Tata nie miał dla mnie czasu – mruknął, nie mogąc się
powstrzymać.
–
Wiesz, że był zapracowanym człowiekiem... – odparowała od razu,
jak zwykle broniąc swojego nieżyjącego męża. To dla Macieja nie
było żadną nowością, tak działo się zawsze i zdążył się
już przyzwyczaić. Wiedział też, kiedy powinien odpuścić.
–
Lepiej powiedz mi, co u ciebie. Jak się czujesz po odstawieniu tych
leków na nadciśnienie? – zapytał, zgrabnie przekierowując temat
ich rozmowy na zupełnie inne tory. Właśnie dzięki temu udało mu
się uniknąć również wypytywania o domniemane partnerki. Z czasem
Maciej już nauczył się, w jaki sposób prowadzić konwersację z
mamą. I mimo że naprawdę ją kochał, momentami po prostu miał
dość.
***
–
Następnym razem trochę uważaj, co? – warknął Błażej,
popatrują na niego groźnie. – Jak jeszcze raz odpierdolisz coś
takiego jak wczoraj, to sam ci, kurwa, przyłożę! – Kopnął go
lekko w udo, na co Filip stęknął i przewrócił się na bok,
plecami do partnera. Wczoraj trochę przesadził z alkoholem, co
teraz odbijało się na nim w postaci potężnego bólu głowy.
– A
możesz trochę ciszej? – sapnął, przykrywając się śmierdzącą
stęchlizną kołdrą. Był jednak w takim stanie, że nawet go to
nie obrzydziło. Nie miał teraz siły, by zwyzywać Błażeja od
brudasów.
– Bo
się rzucasz na pedałów. Co, jakby ktoś nas zobaczył? Pomyślałeś,
kurwa? Oczywiście, że nie – syknął, podnosząc się z
amerykanki, na której obaj spali. Kanapa zareagowała na ten ruch
przeciągłym skrzypnięciem sprężyn, czym jednak Błażej nawet
się nie przejął, tylko rozejrzał po brudnej podłodze swojego
pokoju w poszukiwaniu bielizny.
–
Nikogo nie było. Daj spokój, chłopacy przecież nie kręcą się w
tamtych rejonach. Żadnemu nie po drodze do klubu dla ciot –
odpowiedział mu niemrawo, modląc się w duchu, żeby Błażej
wreszcie się przymknął i dał mu odespać. Doskonale jednak
wiedział, że jego facet miał cholernie mocną głowę i że takie
picie jak wczoraj nie miało szans zwalić go z nóg. Tylko on,
biedny, teraz leżał i cierpiał.
–
Dobrze, że chociaż zajebałeś frajerowi telefon. Inaczej sam bym
ci chyba przyłożył i doprawił drugą stronę twarzy – fuknął,
na co rozdrażniony Wilczyński aż warknął pod nosem.
–
Weźże już się, kurwa, zamknij, co? – syknął, odwracając się
i rzucając mu poirytowane spojrzenie. – Zajmij się sobą i daj mi
spać, do kurwy nędzy – wychrypiał, nie mając nawet sił
podnieść na niego głosu. Błażej widząc go w takim stanie, tylko
uśmiechnął się wrednie, ale ostatecznie dał mu spokój. Zebrał
swoje ubranie z podłogi i wyszedł do kuchni, zostawiając Filipa w
upragnionej ciszy. Usłyszał jeszcze tylko niezbyt przyjemną
wymianę zdań Błażeja ze swoim zapijaczonym ojcem, aż wreszcie
zasnął, na moment zapominając o nieprzyjemnym bólu głowy.
***
Spojrzał
na Błażeja przyglądającemu się wyłączonemu smartfonowi.
–
Ogarnąłeś te zabezpieczenia? – zapytał i wziął dużego,
łapczywego łyka wody. Czuł się już znacznie lepiej, niż jeszcze
kilka godzin temu, ale z pewnością nie mógł powiedzieć, że był
w swojej najlepszej życiowej formie.
–
Mhm, już wczoraj – mruknął i odłożył aparat na biurko. –
Tak mi się wydaje, ale na wszelki wypadek dam go jeszcze jutro
Łysemu – dodał i spojrzał na kochanka z bliska, by zaraz
wychylić się i zaczesać mu jedno z ciemnych pasemek za ucho. –
Jak się teraz czujesz? – zapytał troskliwie, na co Filip aż
uśmiechnął się kpiąco pod nosem. Czułość i Błażej pasowały
do siebie jak pięść do nosa.
–
Dobrze – powiedział z rozbawieniem, obserwując kochanka z
ciekawością. Zdarzały mu się takie momenty, że był
nienaturalnie kochany. To były jednak tylko przebłyski. I dobrze,
bo na dłuższą metę Wilczyński by chyba tego nie zniósł, zawsze
bawiły go pary szepczące sobie do uszka miłe słówka. On i Błażej
do takich na szczęście się nie zaliczali, o ile w ogóle można
było nazwać ich parą. Bardziej pasowałoby tu stwierdzenie, że
był po prostu własnością Pacuły, bo chyba tak właśnie
traktował go mężczyzna. Jak swojego psiaka. Póki jednak Wilku
mógł czerpać z tego układu nie tylko spore profity, ale też
przyjemność, w końcu Błażej był całkiem przystojny i wiedział,
co robić w łóżku, wcale mu to nie przeszkadzało. Czasem nawet
łapał się na myśli, że tak już przyzwyczaił się do Pacuły,
że z tej więzi wmówił sobie do niego miłość. Ten ich dziwny
układ trwał już dość długo; Filip kończył gimnazjum, gdy na
jego drodze stanął, wtedy dwudziestodwuletni, Błażej. – Pójdę
się wykąpać – powiedział nagle i wstał. Pacuła skierował na
niego swoje świdrujące, jasnoniebieskie spojrzenie, a Wilku, chciał
czy nie, musiał przyznać, że uwielbiał te oczy. Nikt nie miał
tak ładnego koloru tęczówek jak Błażej. Mężczyzna wychylił
się i złapał go za nadgarstek.
–
Czekaj – rzucił. – Mówiłeś, że znałeś tamtego frajera...?
– zapytał z mocno zmarszczonymi, grubymi brwiami, które zabawnie
wyglądały przy jego krótko ściętej, tylko milimetrowej
szczecinie na głowie.
–
Macieja – poprawił go Filip, uśmiechając się przy tym lekko na
samo wspomnienie wczorajszego wieczoru i momentu, w którym zabrał
mu telefon. Wyszyński i tak go zaskoczył, kiedy zorientował się,
że był okradany. W swoim życiu dotąd zaliczył tylko kilka
wpadek, wszystkie jednak zdarzyły mu się na samym początku kariery
kieszonkowca.
– No,
tego pizdusia. – Machnął obojętnie ręką. – To skąd żeś go
wytrzasnął, co? Nie myślałem, że z jakimiś cwelami się
zadajesz.
Filip
wzruszył obojętnie ramionami i podszedł do drzwi, kiedy Błażej
już go puścił. Starał się nie krzywić, kiedy poczuł, jak
paprochy z podłogi przylepiają mu się do nagich stóp. W
mieszkaniu Pacuły zawsze panował okropny bałagan. Nie raz miał
ochotę złapać za miotłę i szufelkę, by to wszystko jakoś tu
ogarnąć, ale oczywiście nigdy w życiu aż tak by się nie
poniżył.
– Tak
mi gdzieś mignął – rzucił wymijająco i wyszedł z
pomieszczenia, kierując się od razu do małej, zgrzybiałej
łazienki na końcu przedpokoju.
Naprawdę podoba mi się to opowiadanie. Nigdy bym nie przypuszczała, jednak śmiało mogłoby zastąpić mi Americanę(którą musisz skończyć i tak, rzecz jasna :3). Ciekawi bohaterowie - nawet ten nieszczęsny Maciej - i naprawdę interesujące okoliczności. Niebanalne dość. Z chęcią dowiem się i będę obserwować, jak rozwinie się sytuacja. Jestem szczerze ciekawa, w jaki sposób Maciuś i Filip spotkają się ponownie. Lubię takie historie.
OdpowiedzUsuńŻałuję jedynie, że "starego iphone'a 5s" zamieniłaś na zwyczajne "stary telefon", bo był to naprawdę przyjemny element humorystyczny XD
Cóż, czekam na kolejny rozdział, i nie wiem nawet, na który bardziej - Americany czy Gówniarza?
pozdro.
Z tym I-phonem to myślałam, że trochę popłynęłam. Ale skoro jest okej, to 5s wrócił do tekstu. :D
UsuńNiedługo wyślę Ci rozdziały do obu opowiadań, tak więc nie będziesz musiała czekać na nie w nieskończoność. ;D Jakoś dzięki "Gówniarzowi" łatwiej mi się zmobilizować do "Americany".
Zapomniałam wspomnieć w komentarzu, że podoba mi się nowy nagłówek. :)
UsuńCałkiem interesujący początek. Ciekawe skąd Filip zna Macieja? I w jakich okolicznościach się znowu spotkają, może Filip mu życzenia złoży, hehe 😀 Podoba mi się, będę zaglądać ☺ Dziękuję i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSUper oczywiste pytanie no skąd się znają:-)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się pomysł rozszerzenia historii na inne postacie, a muszę przyznać, że po tej jednej wstawce z Maciejem czekałam na takie opowiadanie o nim! :D
OdpowiedzUsuńUjęła mnie jego historia i teraz jestem ogromnie ciekawa co się wydarzy :D
Choć nowy bohater zupełnie jest z innego świata niż Maciej.
Idealnie! Czekam na nowy rozdział :D
Pozdrawiam ciepło,
Elda
Dlaczego dopiero teraz trafiłam na to cudeńko? Zapowiada się bardzo ciekawie, jejku. Dawno nie czytałam czegoś tak niebanalnego. :D
OdpowiedzUsuń