Dziękuję wszystkim za komentarze! :) Ja rozpoczęłam już moje długo wyczekiwane ferie (o ile nie okaże się, że muszę wracać na poprawki), więc myślę, że teraz będę pisała trochę więcej niż dotychczas. Jak się uda, postaram się publikować dwa razy na tydzień, na przemian z McDonaldem.
Sprawdzała Ekucbbw., której należą się ogromne podziękowania, bo zwaliłam jej na głowę dwa teksty. ;)
Jak nie urok to sraczka
– Niedobrze mi.
Popatrzył na niego z przerażeniem i momentalnie zwolnił. Dokonując szybkiego rezonansu strat oraz zysków, błyskawicznie doszedł do wniosku, że lepiej zapaskudzić karoserię niż tapicerkę. Był więc gotów w każdej chwili wypchnąć głowę
Filipa za okno.
Filip ni to czknął, ni to mu się odbiło.
Naprawdę sporo wypił i nie trzeba być znawcą stanów
poalkoholowych, aby dojść do takich wniosków.
– Jak się tu zrzygasz, wyrzucę cię –
powiedział Maciej poważnie, jakby naprawdę mógł to zrobić i
jakby zapomniał o wydarzeniach sprzed kilkunastu minut. Bo jeszcze
niedawno pobił przecież jakiegoś obcego faceta z zazdrości, a
teraz groził Filipowi wyrzuceniem z samochodu. Tak, te ostrzeżenia
naprawdę brzmiały racjonalnie – całe jednak szczęście
Wilczyński był zbyt pijany, aby wyłapać Maciejową hipokryzję.
– Nie – czknięcie – zrzygam się.
– Oby – mruknął Maciej pod nosem i
przyspieszył. Zdecydowanie chciałby już znaleźć się w domu i
podetknąć pod usta Filipa jakąś miskę, niż dalej narażać swój
samochód na zapaskudzenie. Wyobrażał sobie, że ścieranie
wymiocin z foteli czy deski rozdzielczej to nic przyjemnego, a zapach
mógłby przypominać mu o tym wydarzeniu jeszcze przez długi czas.
Całe jednak szczęście udało im się dotrzeć
pod apartamentowiec bez większych ekscesów ze strony Filipa.
Jedyne, co robił, to czkał i bekał na przemian, za każdym razem
poważnie strasząc tym Wyszyńskiego, który już miał przed oczami
obraz treści żołądkowej dzieciaka. Gdy więc tyko zatrzymał
samochód, jak poparzony z niego wyskoczył i szybko obszedł.
Odetchnął dopiero, kiedy otworzył Filipowi drzwi, a wizja wymiocin
na tapicerce stała się odległa.
Wyciągnął zwłoki z pojazdu, załączył
alarm, po czym od razu skierował się z Filipem do budynku. Kiedy
tak czekali razem na windę – Filip półwisząc na nim i co chwilę
wydając z siebie niepokojące odgłosy (najwyżej sprzątaczki będą
miały robotę), Maciej miał silne wrażenie deja vu. Już raz
kiedyś tachał cielsko pijanego Wilczyńskiego. Co więcej –
gówniarz zafajdał mu buty, a Maciej, niczym ta kochana Matka Teresa
z Kalkuty, umył dzieciaka i położył do łóżka. Wiedział już,
że dzisiaj wcale nie będzie inaczej. Tak też się stało;
zaciągnął smarkacza do łazienki i w towarzystwie uradowanego
Ciapka obmył Filipowi twarz, sadzając go uprzednio na zamkniętym
sedesie.
– Lepiej? – zapytał, przykładając do
czoła Wilczyńskiego zmoczony w chłodnej wodzie ręcznik.
Odpowiedziało mu niemrawe mruknięcie. – Będziesz wymiotować?
– Nie, chyba nie – sapnął Filip,
pochylając się do przodu. Maciej westchnął niczym cierpiętnik i
sięgnął do szafki, skąd wyciągnął gumkę recepturkę.
– Co ty w ogóle wziąłeś, że jesteś w
takim stanie? – Zgarnął wszystkie jego włosy w jedną rękę,
żeby zaraz nieudolnie je związać. Popatrzył na swoje dzieło
krytycznie, dochodząc jednak po chwili do wniosku, że lepszy jeden
wielki kołtun na głowie Filipa, niż żeby dzieciak miał upaprać
się wymiocinami. Zmywanie z włosów pozostałości po jedzeniu nie
mogło być niczym przyjemnym.
– Zapaliłem...
– Tylko? – Posłał mu sceptyczne
spojrzenie i zaraz zabrał się do ściągania z niego przybrudzonych
i przepoconych ubrań.
– Popiłem trochę?
– No chyba nie „trochę” – sapnął,
wrzucając koszulkę do kosza na brudy.
– Daj mi spokój – prychnął w odpowiedzi,
opierając się plecami o ścianę za sobą.
Maciej pokręcił głową. Na co mu to wszystko
było? Jeden Ciapek nie wystarczał i zachciało mu się kolejnego?
Ciapek przynajmniej obsikiwał jedynie podłogę; Filip mógł ją
zafajdać wymiocinami.
– Chodź do łóżka. I nie myśl, że ciągle
będę tak taszczyć twoje zwłoki – zastrzegł jeszcze, podnosząc
Filipa. Ten tylko zaprotestował niemrawo, ale dał się poprowadzić
do sypialni. Gdy tylko znalazł się w pościeli, zaraz przewrócił
na bok i zwinął w kłębek.
– Wody – wychrypiał.
Maciej popatrzył na niego z założonymi na
piersi rękami.
– Powinieneś zdychać.
– Wody – poprosił tak żałośnie, że
Maciej nawet gdyby bardzo chciał zrobić mu na złość – nie
potrafił. Odwrócił się tylko i udał do kuchni, kręcąc z
politowaniem głową. Złapał za pełną, półtoralitrową butelkę,
żeby po chwili zahaczyć jeszcze o łazienkę. Przezorny zawsze
ubezpieczony, pomyślał, kiedy wyciągnął miskę na pranie. Z
takim ekwipunkiem powrócił do sypialni, żeby przekonać się, że
Filip nawet nie zmienił pozycji. Leżał tak, jak go Maciej
zostawił; nawet nie poprawił kołdry, smętnie zwisającej z łóżka
i zalegającej w połowie na podłodze, co postanowił wykorzystać
Ciapek. Zwinął się w kłębek na miękkim materiale (oczywiście
za nic mając swoje drogie legowisko) i udawał, że wszystko jest w
jak najlepszym porządku.
– Wstawaj – sapnął Maciej, dźgając
tyłek Ciapka stopą. Pies popatrzył na niego z wyrzutem, ale wtedy
on pochylił się i wysupłał kołdrę spod jego czterech liter.
Chcąc czy nie, Ciapek musiał dać za wygraną. Sapnął tylko
niechętnie, żeby w końcu się podnieść i jeszcze łypnąć na
właściciela z urazą wypisaną w swoich zezowatych ślepiach.
Maciej postawił miskę tuż przy łóżku, a
Filip wyczuwając ruch, ocknął się. Zwrócił na Wyszyńskiego
zaczerwienione od marihuany i alkoholu oczy, żeby zaraz tęsknie
zerknąć na butelkę wody w rękach Macieja.
– Strasznie cię złapało – mruknął
Maciej, litując się nad Filipem i pomagając mu usiąść. Nawet
nie chciał myśleć, co by się stało, gdyby nie pojechał dzisiaj
do Heaven. Kto by Wilczyńskiemu pomógł?
– Wiem.
– Jak zachce ci się rzygać, celuj do miski.
– Odkręcił butelkę. – Spróbuj uświnić mi tu coś innego, to
zafunduję ci lot z czwartego piętra. – Przysunął gwint do ust
Filipa i przechylił butelkę. Wilczyński wziął kilka dużych,
spragnionych łyków, oblewając się też przypadkiem wodą. Maciej
wytarł mu brodę ręką i odsunął się jeszcze, zastanawiając,
czy może coś dla dzieciaka zrobić.
Aspiryna. Przyda się.
Znów wyszedł do kuchni, ale gdy wrócił z
tabletkami, Wilczyński już spał, umęczony wydarzeniami z całego
dnia i zbyt dużymi ilościami wypitych trunków pomieszanych z
działaniem trawki. Maciej odetchnął tylko głęboko i zgasił
światło. W pomieszczeniu zapadł półmrok, rozproszony blaskiem
lamp padających z przedpokoju.
Nie miał sił na kąpiele. Właściwie to nie
miał sił już na nic, a rano znów powtórka z rozrywki ze
wstawaniem do pracy. Może powinien wziąć wolne?
Zdjął ubranie i w samej bieliźnie położył
się tuż obok Filipa. Słyszał jeszcze odgłosy pazurów
obijających się o panele, aż wreszcie Ciapek zamruczał i jak to
miał w swojej tradycji, ułożył się przy Macieju na podłodze.
Wyszyński trwał chwilę w bezruchu, a w głowie toczyła mu się
prawdziwa batalia myśli, odbierając ostatnie nadzieje o szybkim
zapadnięciu w sen. Spuścił na dół rękę i przesunął palcami
po szorstkim futrze zwierzęcia. Życie z każdą chwilą wydawało
się Maciejowi coraz bardziej komplikować, a on zwyczajnie zaczął
się w nim gubić. Ile to jeszcze potrwa?
Filip poruszył się za jego plecami.
Odchrząknął, podniósł się do siadu i gdy już Maciej myślał,
że zacznie wymiotować, złapał za butelkę wody. Po kilku łykach
ułożył się z powrotem przy Macieju i na parę sekund zamarł w
bezruchu.
– Maciej? – Zachrypnięty głos Filipa
zaburzył nocną ciszę.
– Hm? – Nawet się do niego nie odwrócił,
w zamian tylko poczuł, jak ciało za nim przysuwa się do niego, aż
wreszcie obejmuje od tyłu. Przyjemne dreszcze przebiegły po plecach
Macieja, kiedy poczuł dość nieśmiały pocałunek na karku.
– Czasami jesteś taki, że... – zaczął
pijackim tonem, urywając nagle i milknąc na kilka sekund
przerywanych ciężkim oddechem zasypiającego Ciapka. – Bo ja
chyba cię kocham.
Maciej drgnął. Filip zamilkł. Ciapek sapał
sennie.
Te słowa naprawdę padły i Wyszyński już
sam nie wiedział, co czuł – strach, szok, niechęć, czy może
coś pokroju słodkiego zadowolenia? Był głupi, przecież zdawał
sobie sprawę z uczuć Filipa. To tylko dzieciak, dzieciaki zawsze
się zakochują. Przeżywają każdą swoją miłostkę jako coś
jedynego, najpoważniejszego, żeby po chwili ulokować swoje uczucia
w kimś innym. Taka natura młodości.
Nim jednak zdążył cokolwiek na to
odpowiedzieć, Filip już spał. Oddychał miarowo i jutro
prawdopodobnie nie będzie pamiętać żadnego wyznania.
A powinien, cholera! Powinien wiedzieć, co za
głupstwa wygadywał po pijaku i powinien palić się ze wstydu,
kiedy Maciej by się z tego nabijał.
Głupi dzieciak. Z takimi to zawsze same
kłopoty. Jak nie urok to sraczka, chciałoby się powiedzieć.
***
Błażej przesunął suwak strony internetowej,
starając się zrozumieć dopiero co wyczytane informacje. Marszczył
mocno brwi, myśląc intensywnie i prawie pocąc się od tego wysiłku
intelektualnego. Cholera, nic już nie rozumiał! To w końcu na to
HIV się umiera czy nie? Raz piszą, że to śmiertelne, a raz, że
da się z tym żyć. Mogliby się, kurwa mać, zdecydować!
Filip, ta mała zapluta wesz, pieprzył się po
kątach i zaraził go tym świństwem... Chyba zaraził. Mógł nie
zarazić, tak w sumie. Przecież to niemożliwe, żeby Błażej miał
coś takiego; czuł się bardzo dobrze. Zadudnił palcami w blat
stołu, sam już nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Był zły,
oczywiście, że był, ale chyba bardziej na Filipa, że przez ten
cały czas go zwodził i dawał dupy na lewo i prawo. Aż zgrzytnął
zębami, nabierając ochoty na rozkwaszenie Wilczyńskiemu nosa...
chociaż nie. Nosa to może nie, Wilku miał całkiem ładny nos. Ale
za to nie pogardziłby uszkodzeniem twarzy skurwiela, który pewnie
teraz korzystał z tyłów Filipa. Oby złapał to cholerstwo i oby
mu fiut od tego odpadł. Zgnił, usechł i odpadł.
Wzrok Błażeja powędrował niżej, na krocze.
Jemu fiut nie odpadnie, prawda...? Na wszelki wypadek wpisał frazę
w Googlach i odetchnął, kiedy okazało się, że całe to HIV tak
nie działa. Google nie mogło się mylić.
Wstał od stołu i podszedł do komody, na
której przy starym, mocno wyblakłym zdjęciu w zakurzonej ramce,
leżała paczka papierosów. Złapał za nią i zerknął jeszcze na
kobietę z fotografii. Uśmiechała się do niego, a oczy błyszczały
jej radośnie. Mogła mieć zaledwie kilkanaście lat, z pewnością
była dużo młodsza od Błażeja, gdy to zdjęcie zostało zrobione.
Zirytowany sięgnął do ramki i położył ją płasko na blacie,
aby radosne spojrzenie matki już go nie dosięgało. Wiele razy
chciał wyrzucić jedyną pamiątkę, jaką po niej miał, ale
właśnie przez to, że nic więcej nie posiadał, nigdy nie potrafił
wcielić zamiaru w życie. Nienawidził jej całym sercem, miał do
niej masę żalu, a jednak czasem brał fotografię i szukał w sobie
podobieństw do kobiety ze zdjęcia. Zastanawiał się, czy jeszcze
żyła, a jeśli żyła, to co by zrobiła, gdyby pewnego dnia stanął
w progu jej mieszkania?
Nigdy się pewnie nie dowie, bo nigdy nie
zdobędzie się na odwagę, aby spróbować ją znaleźć.
Wyciągnął jednego szluga i drżącymi dłońmi
go odpalił. Musi się uspokoić. Pomyśleć. Zastanowić, co dalej.
Najchętniej rozniósłby Filipa gołymi rękami, ale z drugiej
strony nie chciał zrobić mu krzywdy. Nie można oczywiście
powiedzieć, że Błażej Wilczyńskiego kochał. Nawet jeśli, tego
typu myśli nie były w ogóle brane przez niego pod uwagę. Coś
jednak z pewnością czuł. Filip go uzależnił, a później
całkowicie się odciął, więc Błażej, niczym narkoman, szukał
ujścia swojej rosnącej frustracji wywołanej brakiem używki – a
to mogła zapewnić mu tylko zemsta.
Z furią zgniótł niedopałek w popielniczce,
kiedy w mieszkaniu rozległ się dźwięk informujący o nadejściu
SMS-a. Sięgnął do telefonu, a gdy zobaczył, od kogo dostał
wiadomość, na ułamek sekundy poczuł zalewającą go ulgę.
„Mogę dzisiaj wpaść?” – napisał
Sławek.
„Wpadaj. Byleby szybko, za kilka godzin stary
wraca.”
Zerknął w kierunku laptopa, żeby zaraz
pochylić się do niego i zamknąć wszystkie karty ze stronami o
HIV. Pieprzyć to.
„Będę za dwadzieścia minut.”
Błażej uśmiechnął się z zadowoleniem.
Dobrze. Bardzo dobrze. Zdąży przed tym jeszcze coś zjeść, a
później Sławek pomoże mu się odstresować.
Przyszedł. Spocony, bo dzień był wyjątkowo
gorący (a autobusy to niezbyt przyjemne miejsce o tej porze roku),
ale wyraźnie zachęcony wizją tego, co za chwilę się wydarzy.
Błażej nie kazał mu więc dłużej czekać. Gdy tylko Sławek
przekroczył próg, zaraz pchnął go na ścianę, uprzednio
zamykając drzwi. Pocałował go mocno i nie bawiąc się w żadne
ceregiele, utorował sobie drogę do wnętrza jego ust. W ich
krótkiej historii łóżkowej Błażej nigdy nie rozczulał się nad
Sławkiem. Zawsze brał, co chciał, a ten pozwalał mu na wszystko
bez chociażby słowa sprzeciwu. Pacuła sam już nie wiedział, czy
taka uległość bardziej go podniecała, czy może irytowała. Filip
był jednak trochę bardziej asertywny, przez co czasem ich seks
zamieniał się w jedną wielką walkę o dominację. Posiadało to
oczywiście swoje plusy, ale na zawsze chętnego Sławka też nie
mógł narzekać.
Przeszli do salonu. Błażej miał dzisiaj
ochotę na coś ostrzejszego, więc wypadałoby się zaopatrzyć w
jakiś lubrykant. Pchnął Sławka na rozłożone łóżko, którego
praktycznie nigdy nie ścielił, i rozkazał ostrym tonem:
– Rozbieraj się.
Wyłupiaste oczy Sławka zdawały się
rozbłysnąć podnieceniem. Uwielbiał takiego Pacułę – groźnego,
stanowczego i nieprzewidywalnego. Szybko zaczął więc zrzucać z
siebie ubrania, podczas gdy Błażej wyciągnął lubrykant. Nie
zauważył jednak zawahania Pacuły w momencie sięgania po gumki,
zbyt zajęty jak najszybszym pozbyciem się spodni. Błażej
ostatecznie wrócił jedynie z tubką żelu intymnego i nie
przedłużając, pchnął Sławka na posłanie, żeby zaraz zawisnąć
nad nim niczym drapieżnik.
Nie całowali się zbyt wiele, kilka
przelotnych muśnięć wystarczyło Pacule, aby się podniecić.
Preferował raczej szybkie przejście do konkretów, co też zresztą
zrobił. Już po chwili Sławek wypinał się przed nim tak, jak
Błażej lubił najbardziej. Zaślepiony zbliżeniem, nawet nie
zapytał o prezerwatywę, a Pacuła ani razu o niej nie wspomniał.
Nawilżył jedynie szybko penisa i kilkoma szybkimi ruchami
przygotował Sławka na głębsze doznania, po czym zaczął się w
niego wsuwać.
Aż stęknął.
Seks bez prezerwatywy nie mógł się równać
seksowi z zabezpieczeniem. I nawet jeśli Filip faktycznie czymś go
poczęstował, kiedy pieprzył Sławka, raczej nie miał wyrzutów
sumienia.
***
Popatrzyła na niego niechętnie, zupełnie
jakby miała do czynienia z czymś niesamowicie obrzydliwym. Wyraz
jej twarzy pozostawał nieprzystępny; brwi zmarszczone, oczy
podejrzliwie zmrużone, a usta lekko wydęte. Pomyśleć, że jeszcze
całkiem niedawno z uśmiechem snuła plany na ich dalszą
przyszłość. Widziała ich razem w banalnej scenografii rodem z
filmów romantycznych – w fotelach, przed kominkiem, ze starym psem
śpiącym tuż obok i gromadką wnucząt. Nie była przygotowana, że
jej idealny sen tak szybko dobiegnie końca. Została z niego
brutalnie obudzona i nim zdążyła zorientować się w nowej
sytuacji, już musiała się z nią pogodzić.
– Robię to tylko dla matki – powiedziała,
stojąc z założonymi na piersi rękoma i patrząc na Łukasza z
nieskrywanym obrzydzeniem. – Gdyby nie ona, klamkę byś pocałował
– ostrzegła jeszcze, na co Łukasz spróbował się nie skrzywić.
Już miał zamiar wytłumaczyć jej, że przecież nie tylko ona ma
prawo do dzieci, ale szybko to przełknął. Nie chciał się dzisiaj
kłócić. Nie teraz, kiedy miał spędzić z Kubą i Hanką cały
dzień.
– Podziękuj jej – mruknął Łukasz,
czekając, aż dzieci wreszcie zabiorą wszystko, czego potrzebują i
będą gotowe do wyjścia. – Jak Amelka?
Wyraz twarzy Darii stężał, zupełnie jakby
Łukasz powiedział coś oburzającego.
– Tak cię to interesuje?
– To moje dziecko – powiedział i wzruszył
ramionami. – Mogę ją zobaczyć?
– Śpi.
– Tylko zobaczyć.
Daria prychnęła, ale po chwili wskazała na
wejście do salonu.
– Zasnęła w nosidełku. Nie obudź jej –
zastrzegła jeszcze, ale Łukasz już wchodził do pomieszczenia, do
którego kupował meble. Daria wszystko wybierała, on tylko wyciągał
kartę kredytową. Później, wraz z pojawieniem się trójki
potomstwa, jego oszczędności znacznie się uszczupliły, ale nie
narzekał. Paradoksalnie, dzieci były jedynym, czego nie żałował
w życiu.
Ukucnął obok ułożonego na kanapie nosidełka
i uśmiechnął się, widząc uśpioną twarzyczkę niemowlaka.
Amelka szybko przybrała na wadze, miała pulchne policzki i ręce,
teraz zaciśnięte w piąstki. Nie mogąc się powstrzymać, pochylił
się do dziewczynki, żeby pocałować ją w czoło. Pachniała
słodko-mdłymi dziecięcymi specyfikami. Nawet nie drgnęła, kiedy
Łukasz ją dotknął, spała mocno, a jej oddech pozostawał równy
i głęboki.
– Jest o wiele grzeczniejsza od Hanki,
chociaż w nocy lubi dawać popisy – powiedziała Daria, która od
dłuższej chwili przyglądała się Łukaszowi. Gdy tak obserwowała
go, uśmiechającego się delikatnie do ich dziecka, coś
nieprzyjemnego uścisnęło ją w pierś. Świadomość, że już
nigdy nic nie będzie tak jak kiedyś, bolała jeszcze bardziej niż
wcześniej.
– Ma głęboki sen – powiedział Łukasz,
dotykając palcem jej maleńkiej rączki.
– Tylko dzisiaj. Byłam z nią u lekarza...
– Coś się dzieje? – zapytał od razu,
zaalarmowany.
– Nie. Badania kontrolne – wyjaśniła, nie
potrafiąc zignorować nieprzyjemnego ukłucia żalu. Bo przecież z
Hanką i Kubą na takie badania jeździli razem. Teraz wszystko się
już zmieni.
– Jeżeli będziesz potrzebować pomocy... –
zaczął Łukasz, wstając i jeszcze raz zerkając na śpiącą w
najlepsze Amelkę. – Zadzwoń albo napisz. Cokolwiek. Powiedziałem
już, że chcę być dla nich ojcem.
– Ale nie moim mężem – wyrwało się jej.
Łukasz zamarł na kilka chwil. Patrzył na nią, a ona z irytacją
odwróciła spojrzenie na bok.
– Nie – powiedział cicho i całe szczęście
usłyszał ciężko stawiane na schodach kroki. Hanka cała uradowana
na wizję spędzenia z ojcem dnia, podbiegła do niego, ściskając w
dłoniach różowy plecak z podobizną Violetty.
– Już – oznajmiła ściszonym tonem,
pamiętając o swojej siostrze.
Łukasz poczuł ogromną ulgę. Nie wiedział,
jak długo zniósłby jeszcze to oskarżycielskie spojrzenie Darii.
– To co? Co najpierw? – zapytał Łukasz,
odpalając samochód i jeszcze zerkając w lusterko na siedzące z
tyłu dzieci.
– Zoo! – powiedział uradowany Kuba,
wyrzucając rączki w powietrze. – A później McDonald! – dodał,
prawie podskakując na miejscu z ekscytacji.
– Mama mnie zabije za to śmieciowe jedzenie
– zamruczał Łukasz, wycofując samochód z podjazdu. – Nie
macie może ochoty na coś zdrowszego? – zapytał, ale raczej nie
miał zbyt wielkich złudzeń co do tego, że dzieci zażyczą sobie
na obiad sałatki warzywnej.
– Nieee – rozległo się zaraz,
uświadamiając go, że zaproponowanie dzieciom pełnowartościowych
posiłków nie mogło zakończyć się powodzeniem. Nie, kiedy już
obiecał im McDonalda. Mimo to Łukasz uśmiechnął się pod nosem,
wyjeżdżając na ulicę; sam miał zamiar dobrze spędzić
dzisiejszy dzień. Gdy więc rozległ się dzwonek telefonu, a on
dojrzał na wyświetlaczu, że to Kuba, bez namysłu odrzucił
połączenie.
Dzisiaj był dostępny jedynie dla dzieci.
***
Filip miał kaca. Kaca-giganta, jak sam to
określił.
I bardzo dobrze, że go miał. Pan Bóg nie
rychliwy, ale sprawiedliwy, cisnęło się Maciejowi na usta, kiedy
po pracy zaległ na kanapie, na której umierał Filip i nie
omieszkał informować o tym Wyszyńskiego co pięć minut.
– Umieram.
– Bardzo dobrze. – Nawet nie oderwał
spojrzenia od laptopa.
– Naprawdę umieram.
– Nie przeszkadzaj sobie.
– Powinieneś przynieść mi wody.
– Stoi w kuchni.
– Już mnie nie kochasz, prawda?
Maciej wreszcie na niego popatrzył. Na usta
cisnęło mu się „to ty wczoraj wyznawałeś miłość”, ale nic
takiego nie powiedział. Westchnął tylko głęboko i powrócił do
przerwanej czynności, jaką było bezproduktywne przeglądanie
tablicy Facebookowej.
Po pięciu minutach cała szopka zaczęła się
od nowa. Filip umierał, a on tego umierania słuchał. Wreszcie,
trochę poirytowany, wstał, poszedł do kuchni i złapał za butelkę
wody, byleby tylko gówniarz siedział cicho. Gdy przechodził do
salonu, zerknął jeszcze na znoszone trampki Filipa. O ile to tylko
możliwe, wyglądały gorzej niż wcześniej. Miało się wrażenie,
jakby w każdej chwili mogły się rozpaść.
– Jak bardzo umierasz? – zapytał, gdy
podał Filipowi wodę. Ten popatrzył na niego pytająco, ale nie
odpowiedział, tylko od razu wziął kilka łapczywych łyków.
– Teraz już mniej.
– Chcesz pojechać po buty? – Jakby nigdy
nic złapał za laptopa, zamknął go i odłożył na stół. –
Boję się, że jak jeszcze trochę u mnie postoją, to zalęgnie mi
się jakieś robactwo.
Filip zamrugał, nie spodziewając się takiej
propozycji. Maciej raczej nie fundował mu nic, prócz jedzenia z
drogich restauracji i od czasu do czasu alkoholu.
– W sumie to już wcale nie umieram –
powiedział szybko, byleby tylko Wyszyński się nie rozmyślił. W
zamian otrzymał tylko kpiące prychnięcie Macieja i pół godziny
później już zbierali się do wyjścia.
***
Nie rozmawiali o wynikach, które Filip miał
odebrać za dwa dni. W ogóle już nie poruszali tematu choroby, choć
samo HIV wisiało nad nimi jak takie kowadło w kreskówkach,
podwieszone nad głową bohatera, na o wiele zbyt cienkiej lince.
Tylko czekać, aż linka się przerwie i spadnie na postać,
zgniatając ją swoim ciężarem.
Byli na zakupach, a później jeszcze poszli do
restauracji na obiad, żeby wieczorem wylądować w łóżku i kochać
się przez ponad godzinę. Wszystko było takie nierzeczywiste,
odrobinę zbyt beztroskie, niepasujące, a jednak przyjemne i chyba
nawet uzależniające. Jakby naprawdę zapomnieli o wydarzeniach z
minionego tygodnia i jakby postanowili poudawać szczęśliwą parę.
Nawet jeśli Maciej by chciał, nie potrafił sobie wmówić, że mu
się ten stan rzeczy nie podobał – wizyta z Filipem w centrum
handlowym, wspólne zakupy, obiadokolacja w restauracji, a na
zwieńczenie dnia całkiem przyjemny seks – to nie mogło być
nieprzyjemne.
Poranek następnego dnia też nie zburzył
otoczki sielanki. Filip, jak to na dwudziestolatka przystało,
obudził się z chęcią do działania, więc Maciej nie narzekał.
To chyba była jego jedna z najlepszych pobudek w życiu. Nic więc
dziwnego, że kiedy po szybkim prysznicu zbierał się do pracy,
robił to z niechęcią.
– Wychodzisz gdzieś dzisiaj? – zapytał,
kiedy zapinał guziki kremowej koszuli.
– Mhm, muszę skoczyć do domu – odparł
Wilczyński, z zatrważającą prędkością pochłaniając kanapki,
które sam im zrobił. I jak na dobrą żonę przystało, spakował
też dwie Maciejowi do pracy. – Ale wrócę – dodał z pełnymi
ustami.
– Tylko nie wyląduj w Heaven z fiutem
starego dziada w ustach – powiedział złośliwie Maciej, nie mogąc
się powstrzymać.
Filip wzruszył ramionami, w żaden sposób nie
dając się podpuścić. Choć musiał przyznać, że gdy przypominał
sobie zdenerwowanego Macieja (zadziwiające, że nawet po wypiciu
tylu kieliszków wódki, tę chwilę zapamiętał bardzo dokładnie),
jakieś przyjemne ciepło rozlewało się w jego piersi, a serce
zaczynało bić szybciej. Raczej nie spodziewał się, że będzie mu
dane wywołać u Macieja taką zazdrość.
– Twój fiut do najmłodszych też nie
należy. – Sięgnął po kolejną kanapkę.
– Jeszcze chwilę temu nie wyglądałeś na
niezadowolonego – zgrabnie odbił piłeczkę, zbyt przyzwyczajony
już do Filipowych złośliwości, aby jego duma mogła zostać
chociażby draśnięta. Wilczyński parsknął jeszcze pod nosem i
sięgnął po duży kubek kawy. Nie zaprzeczył, bo rzeczywiście nie
był niezadowolony. Właściwie to z chęcią powtórzyłby kilka
punktów dzisiejszego poranka, jednak to oznaczałoby spóźnienie
się Macieja do pracy. Co jak co, ale Filip o Maciejową pracę
musiał dbać – ktoś mu w końcu wczoraj zafundował nie byle
jakie buty, prawda?
– Masz wszystko? – zapytał Filip jak na
dobrą, troskliwą żonę przystało.
– Mam – odpowiedział Maciej, jak na
dobrego, pracującego męża przystało.
– Będziesz o piętnastej?
– Tak myślę. A ty wrócisz już z domu?
– Powinienem się wyrobić. Obiad jemy na
mieście, czy coś ugotować?
Maciej nie wytrzymał. Parsknął śmiechem.
Filip się naburmuszył, no bo jak to tak – z niego się śmiać?
Maciej powinien mu nogi całować, że gotowanie obiadu zaproponował.
Jak mu się nie podoba, niech do usranej śmierci je obiadki w
restauracjach; niech mu dupa rośnie wraz cholesterolem na starość.
– Spieprzaj.
– Tylko zrób pranie i podłogi wymyj.
– Zamknij się.
– Moje skarpety też możesz zacerować.
– Następnym razem sam będziesz sobie
trzepać. O ile w ogóle ci stanie.
Maciej jeszcze tylko zaśmiał się, pokręcił
głową i wyszedł z wciąż towarzyszącym mu uczuciem niepokojącej
beztroski, która odnalazła ich pośrodku chaosu. Wydawało się, że
było po prostu zbyt idealnie.
***
Maciej, tak jak mówił Filipowi, zakończył
pracę o piętnastej. Najnowszy projekt wymagał jednak od niego
trochę więcej uwagi, toteż biuro opuścił kilkanaście minut po
trzeciej. Jak zwykle Monika z recepcji pożegnała go tęsknym
uśmiechem, wyraźnie pytającym „a może pójdziemy na kawę?”.
Jak zwykle Maciej udał, że wcale nie zauważył intencji tego
uśmiechu. Rzucił jedynie uprzejme: „no to do jutra” i wyszedł
z budynku, kierując się prosto do samochodu. Zanim odpalił,
zerknął jeszcze na chodnik przed biurowcem zapełniony ludźmi –
dzieciakami wracającymi ze szkoły czy dorosłymi z pracy. Wśród
nich dostrzegł przygarbioną sylwetkę żebrzącej cyganki. Pokręcił
głową, odpalił silnik i wycofał pojazd z parkingu.
Gdy wrócił, powitała go pustka. Całkowita,
taka, jaka była tu na początku lata; bez trampek Filipa (albo
raczej nowych, wczoraj kupionych sneakersów) w przedpokoju i bez
witającego już od progu Ciapka.
Zmarszczył brwi i jeszcze zagwizdał na psa,
myśląc, że może kundel nie usłyszał. Nic. Wyciągnął telefon,
żeby dostrzec nieodczytaną wiadomość.
„Wziąłem Ciapka ze sobą, bo znowu cały
dzień by sam siedział” – poinformował go Filip, na co Maciej
odetchnął z ulgą. Dobrze, nic żadnemu z kundlów się nie stało,
wrócą razem już niedługo.
„O której będziecie?” – zapytał.
„Będziecie”, jak to dziwnie brzmiało. Jak to w ogóle dziwnie
się wszystko toczyło; on, Maciej, samotnik z wyboru, wrócił z
pracy i czekał, aż jego mieszkanie znów zapełni się życiem.
„Góra za godzinę. Nie jedz nic, zrobiłem
spaghetti.”
Usiadł na kanapie i włączył muzykę. O ile
młody Maciej jeszcze interesował się muzyką, bo mając
kilkanaście lat słuchał głównie rocka, a Linkin Park wynosił na
piedestał, o tyle dorosły Maciej słuchał tego, co aktualnie
leciało w radiu. Przed Kubą oczywiście się tego wypierał, udawał
bardziej ukulturalnionego niż w rzeczywistości, ale kto go teraz
oceniał? Nawet Filip nie mógł mu niczego wytknąć.
Rozsiadł się na kanapie i popił kawy.
Przymknął na moment oczy, zdając sobie sprawę, że chyba
faktycznie zaczynał się starzeć, bo seks do późna, seks na
rozpoczęcie dnia i jeszcze praca naprawdę go wykończyły.
Nie wiedział, czy przysnął, czy po prostu
się zawiesił, ale do jego podświadomości brutalnie wdarł się
dźwięk walenia w drzwi. Sapnął ciężko i przeklął siarczyście,
zauważając, że kawa, którą postawił na kanapie, rozlała się.
Całe szczęście zdążył już większość wypić i na jasnej
skórze znalazła się tylko średniej wielkości kałuża.
Ktoś znów zawalił w drzwi; Maciej
postanowił, że wytrze za chwilę.
– No już – krzyknął, będąc
przekonanym, że to Filip, który (nic zaskakującego) prawdopodobnie
zapodział gdzieś swoje klucze. Podniósł się z kanapy i ruszył
do drzwi. Nie zerkając nawet w oko judasza, zaczął odryglowywać
zamki. Otworzył i wtedy ktoś naparł na drewno od drugiej strony.
Maciej nie zdążył już zareagować, zbyt zaskoczony, kiedy do jego
mieszkania weszło trzech wysokich, barczystych facetów z
zaciągniętymi na głowę kapturami. Nim padł pierwszy cios, w
jednym z napastników Maciej rozpoznał Błażeja.
– Pizda – rozległ się śmiech, kiedy
nieprzygotowany Maciej padł na podłogę. – Już leży i wyje. To
będzie, panowie, szybka akcja.
Nie No, nie wierze! Skończyć w takim momencie!
OdpowiedzUsuńNosz... Co?! To się nie może skończyć dobrze! Po prostu nie może... Mam nadzieję, że się mylę. Naprawdę. I niech Filip nie wraca szybko... jeszcze jego im tam brakuje...
OdpowiedzUsuń... No. Cisza przed burzą była... Mogłam się domyślić. A się, głupia, nie domyśliłam... Punkt dla ciebie xD
Pozdrawiam, weny, weny, weny!
Pod poprzednim rozdziałem napisałam”Mam wrażenie jakby Maciej chciał powiedzieć Filipowi, że go kocha”No nie był to Maciej XDD Nie w tym rozdziale-może kiedyś.
OdpowiedzUsuńWilku był pijany kiedy to powiedział, ale podobno pod wpływem mówi się prawdę czy to co się czuje.
No sielanka nie trwała długo.Chociaż dała trochę ‘odpoczynku’ i wiary w to, że między nimi będzie lepiej.
Niech Błażej z ziomkami XD Nastraszy tylko Macieja a nie żeby ten podzielił los Andrzeja :/
W opowiadaniu były dwie strony(nadal zresztą są-dobra(?) i zła.dla mnie) Maciej i Filip oraz Błażej i reszta ekipy.Obydwie lubiłam Błażej wydawał się spoko, ale tylko w swoim towarzystwie.
A w tym rozdziale...no chciałabym lubić takiego złego chłopaka, ale to jak ‘podszedł’ do sprawy ewentualnej choroby i Sławka mnie zdenerwowało.No myślałam, że jest lojalny i ziomków ze swojego podwórka będzie traktował dobrze XD joł ;-;
Co do Łukasza to szczęścia mu życzę. Żeby miał w końcu kogoś bliskiego niekoniecznie ma być to Jakub.nie jest najgorszy, ale są lepsze partie.Chyba, że do tej pory Kuba nie pokazał prawdziwego ja i jest fajniejszy niż do tej pory się wydawał. No mam nadzieję, że prędzej czy później się wyjaśni ;)
Pomimo nieszczęśliwego zakończenia rozdziału czytało się przyjemnie(dobrze napisane-dobrze się czyta)
Pozdrawiam.
xD
Błażej to niestety Błażej, wielkiego serducha nie ma, w życiu raczej kieruje się egozimem i działa pod wpływem chwili. Również nie pochwalam seksu bez zabezpieczenia, kiedy wisi nad nim widmo HIV, no ale co zrobisz. Taka postać. ;)
UsuńCieszę się, że przyjemnie się czytało <3
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!
O kurde. No to Maciej się wkopał. W końcu coś musiało zburzyć ten idealny spokój i jak zwykle to był Błażej. Oby tylko Maciek nie został bardzo pobity (nadzieja umiera ostatnia, nie? xD). Filip się mega wkurwi, nie chce być w skórze Błażeja. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny
OdpowiedzUsuń~Demi Lerman
Błażej tak się na Macieja zasadzał, że wreszcie musiał wyskoczyć. :D
UsuńNastępny już się pisze. Dość powoli, bo za bardzo wczuwam się w tekst i później chodzę cała poddenerwowana, więc muszę robić sobie przerwy, ale jest progres. ;)
Dziękuję za komentarz!
może nie zabrzmi to do końca dobrze, ale tak długo czekałam, aż to się w końcu stanie! ze zniecierpliwieniem czekam na rozwój akcji. ^^
OdpowiedzUsuńDżizys! Ale mu teraz wleją!
OdpowiedzUsuńNo kurcze, nie wytrzymam co się będzie działo aż strach czytać.
OdpowiedzUsuńNo w końcu! :D
OdpowiedzUsuńJej, od czego by tu zacząć, bo tyle scen tu nawciskałaś, że aż nie wiem, która mi się najbardziej podobała.
No dobra, oczywiście, że zacznę od Błażeja.
Najważniejsze z tego wszystkiego jest to, że nie odpadnie mu fiut xD
A teraz już poważniej. Oczywiście nie spodziewałam się, że Błażej pójdzie się przebadać, potem rozpocznie leczenie i w ogóle, jakby sprawy nigdy nie było, ale miałam jeszcze mniej wiary w niego, bo obstawiałam, że będzie usilnie starał się o wszystkim zapomnieć i po prostu wyprze ze swojej wiadomości, że jest zrażony (a raczej chyba zarażony, bo przecież tego nie wiemy na pewno). To już jakiś plus, że starał się zaczerpnąć informacji na temat wirusa, nawet jeżeli zrozumiał jakąś 1/3 czytanego tekstu :D
Pewnie na tym się skończy jego rozwiązywanie kwestii z potencjalną chorobą. Chyba, że znajdzie swojego Macieja, który go przekona... no dobra, to jeszcze bardziej irracjonalna wizja niż jakby sam miał iść się przebadać :D
W sumie to miałam nadzieję, że jednak skorzysta z gumek, jak już się dobierał do Sławka... no ale się przeliczyłam.
Podsumowując tę kwestię: Błażej jest Błażejem i jak zwykle mnie nie zawiódł :D
To może teraz wezmę na tapetę główną parę.
Filip już udowodnił, że gdyby nie Maciej i jego zdroworozsądkowe podejście, to byłby drugim Błażejem, który uzna, że jak się nie będzie nad tym rozwodził, to problemu nie będzie.
W sumie to Maciej mógł wypomnieć Wilczyńskiemu jego pijackie wyznanie. Ten jak zwykle udaje, że chodzi tylko o wygodę i korzyści materialne z ich układu, ale jakby był świadomy swoich słów po pijaku, to może by trochę spokorniał.
I jakoś nie chce mi się wierzyć, że Maciek uważa, że to tylko jednostronne i może sobie powtarzać, że to dlatego, że Filip jest nastolatkiem (kurcze, coś dużo "że" w tym zdaniu xD), ale jego czyny mówią co innego.
Krótko o Łukaszu teraz.
Uważam, że to udawane zdziwienie Darii odnośnie zainteresowaniem Łukasza ich dziećmi było dziecinne.
Ja rozumiem, że ona jest zła, bo w końcu która kobieta by nie była, jakby okazało się, że jej małżeństwo to jedno wielkie kłamstwo i że została zwyczajnie wykorzystana przez faceta, no ale dzieci to jest zupełnie inna sprawa.
Z tego co zauważyłam, Łukasz zawsze się nimi interesował i był najlepszą wersją ojca, jaką chyba może być, więc wykorzystywanie dzieci jako karty przetargowej, czy do szantażu jest nie fair z jej strony.
Mam nadzieje, że pójdzie po rozum do głowy i na dobre porzuci pomysł o pozbawieniu Łukasza praw rodzicielskich. Tak swoją drogą to chyba byłoby to nawet niemożliwe. To że Łukasz jest gejem, to żaden argument, aby pozbawić go tych praw, a Daria chyba nie może mu nic innego "zarzucić".
No i oczywiście, że przerwałaś w najbardziej wyczekiwanym przeze mnie momencie ty zła kobieto!
Wreszcie mam swoją konfrontację. Maciej vs Błażej... i dwóch innych kolesi, ale co tam.
Już nie będę spekulować co się stanie, tylko grzecznie poczekam do następnego rozdziału i tam wywlokę swoją analizę :D Także pisz szybko! :)
Bardzo się cieszę, że sesję masz za sobą i kibicuję, aby wszelkie poprawki ominęły cię szerokim łukiem (ja też już mam egzaminy za sobą i na szczęście poprawki to nie mój problem :D) i skupisz się na pisaniu :D
Pozdrawiam ;)
Twoje komentarze to jak zwykle miód na serducho. Cieszę się, że chociaż ktoś wciąż lubi Błażeja. Ja mimo wszystko także go lubię. Sławka mniej, bo to taka ciepła kluska, ale Błażej ma tak ciekawy charakter, że nic, tylko bym się zagłębiała w jego głowę (mam nadzieję, że nikt z mojego towarzystwa na tym nie ucierpi xD).
UsuńJeżeli chodzi o wątek Łukasza, przyznam szczerze - moim zdaniem to najsłabiej poprowadzony wątek w Gówniarzu. Teraz, kiedy już bliżej do końca niż dalej, widzę coraz więcej niedociągnięć. Wprowadziłam masę postaci, wiele z nich nie podołało.
No nic już nie zrobię, w następnych tekstach się poprawię. :)
Jak zawsze dziękuję za Twój elaborat i roztrząsanie każdego aspektu rozdziału. <3
Pozdrawiam :)
Nie zrób mu krzywdy. Lubię go :)
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie kto w końcu zrobi porządek z Błażejem. Wychodzi mi, że będzie to albo Maciej po pobiciu albo wcześniej Majka (siostra Filipa), co nawet chyba wcześniej obiecywała Filipowi.
OdpowiedzUsuńMaciejowi grzechy już odpuściłem i widzę, że chłop się stara, oby tak dalej.
Zastanawiałem się kiedy zacznie się ponowne rozcieńczanie pary Filipa i Macieja, i jak na zawołanie jest scenka z Darią i Łukaszem i kolejna z Błażejem i Sławkiem. Inteligencja tej ostatnio wzmiankowanej pary jest porażająca. Zwłaszcza Błażeja, dyma Sławka bez gumy "wiedząc", że ma HIV, nie ma to jak troska a seksualnego partnera, ale może dzięki temu będą się mogli pojednać w nieszczęściu (wiem, absurdalne życzenie - przecież wierzę, że Filipek nie ma tego choróbska).
A cudownego uzdrowienia Filipa jak nie było, tak nie ma. Ile mam się o to uzdrowienie dopominać jeszcze? I mam dodatkowe życzenie, Macieja proszę za bardzo nie poobijać autorko!!
Jako stały czytelnik, a wręcz fan, liczę na pozytywne rozpatrzeniu moich próśb, pozdrawiam z nieco czystszego Krakowa.
Akurat wątek HIV (albo jego brak) wpłynie na całe opowiadanie. Przepraszam więc za ciągłe trzymanie w napięciu, ale mam nadzieję, że gdy wreszcie do tego dojdziemy, wszystko stanie się bardziej spójne. :)
UsuńOkej, prośby przyjęte do rozpatrzenia, jakiego - to się okaże. :D Powiem tylko, ze rozpisałam już sobie wszystkie wydarzenia do końca i przeraziło mnie, jak ich mało! Nie lubię pisać długich opowiadań, zawsze się przywiązuję. :/
Dziękuję ślicznie za komentarz i wierzę, że nie tylko Kraków, ale cała Polska niedługo odetchnie świeżym powietrzem. :D
Ahh ten Błażej i jego twarz nieskalana myślą...Biedny Sławek i jeszcze biedniejszy Maciej. O tego drugiego boję się bardziej, bo jednak Goryl w szale to nieciekawe widowisko.
OdpowiedzUsuńI słusznie. Maciej kontra Goryl w stadzie - niezbyt przyjemna sytuacja. ;)
UsuńŁo pani... Ale będzie draka
OdpowiedzUsuńJa tu jestem, po prostu miałam ciężki tydzień, więc nie komentowałam.
OdpowiedzUsuńFilip-zwłoki <3 I kochany Maciej.
Ciapek jest teraz przystojniakiem, nie? :D
Jak zachce ci się rzygać, celuj do miski. - najpiękniejsze słowa w tym rozdziale <3 aż wali miłością <3
#wyznanie Filipa <3
Błażej :D :D :D Jemu fiut nie odpadnie, prawda...? Na wszelki wypadek wpisał frazę w Googlach i odetchnął, kiedy okazało się, że całe to HIV tak nie działa. <3 :D kochany imbecyl :D
Szybkie, namiętne ruchanko Błażeja ze Sławkiem :3
Biedny Łukasz, ale ma plusa, że tak kocha swoje dzieci :)
Chociaż Darię oczywiście też rozumiem i popieram.
Ha ha, biedny skacowany Filipek.
I jak na dobrą żonę przystało, spakował też dwie Maciejowi do pracy. - do tego jeszcze przykładna żonka <3
Dobrze, nic żadnemu z kundlów się nie stało – uwielbiam to podejście Macieja :D
Tak myślałam ,że jednak w kóńcu Błazej „wpadnie z wizytą”. Ciekawa jestem, jak daleko się posunie. A może wróci Filip? Kurczę, nie mogę się doczekać, co będzie dalej <3
P.S. Widzę, że ty jednak lubisz Błażeja. Ja go moge lubić za to, że ma charakterek.
Jakiś taki rozdział krótki :(
Błażeja lubię, ale chyba tylko za to jaką jest postacią. Po prostu dobrze mi się go prowadzi, bo jeszcze nigdy nie miałam takiego bohatera. ;D
UsuńCo do przystojniakowatości Ciapka - no raczej takim psim adonisem to on nie jest. :D Przypomnę - obżarte ucho, rzadka sierść i smrodek z pyska. Ale Maciuś lubi swoje kundle, i płaski tyłek Filipa i smrodek Ciapka. :>
Dziękuję za komentarz <3 Zawsze jakoś weselej. :D
Błażej ze swoją zemstą wyskoczył jak Filip z konopi ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnej części!
Chyba w końcu założę konto, ile można robić tu za anonima...
Zachęcam. :) Zawsze bardziej personalnie, niż z samego anonima, a ja jako autor czytam każdy komentarz i szybko zapamiętuję nicki moich czytelników. ;)
UsuńPamiętam, że teraz czas egzaminów, ale może wiadomy jest jakiś wstępny termin kolejnego rozdziału? ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaktualizowałam spis treści, jest już tam najnowszy rozdział. :) A na kolejny nie wiem ile trzeba będzie czekać.
UsuńNareszcie, tyle się naodświeżałem w ostatnich dniach :D
UsuńEkspresowa odpowiedź ;)
Zachęcam do sprawdzania strony głównej. :D Czasem zapominam aktualizować spis rozdziałów. ;)
Usuń