Ci,
którzy przeglądają mój fanpage, wiedzą, że ten rozdział należy
do najdłuższych w historii "Amiericany". A więc żadnych
zażaleń co do długości nie przyjmuję. :D
Bardzo
dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno pod poprzednim
rozdziałem, jak i pod informacją o "Akademiku".
Pomogliście mi trochę w doborze okładki. Dla chętnych -
zedytowałam post i wrzuciłam projekt, który raczej wykorzystam
przy publikacji tekstu. Będę wdzięczna, jeżeli zerkniecie i
wyrazicie swoją opinię na jego temat. :)
A teraz
już bez rozwlekania się: zapraszam do czytania. :)
Samochodowe
rozmowy
Wrócił
do stolika, usiadł tuż obok Macieja i pociągnął spory łyk
drinka. Nawet na chwilę nie zerknął w stronę Radka, który
kokieteryjnie pochylał się do jego kochanka i mówił mu coś na
ucho. Może jeszcze pół godziny temu by go to ruszyło, teraz
jednak zdawał się nawet nie zwrócić na nich uwagi. Myśli
zaprzątał mu zupełnie ktoś inny; ktoś, kogo widok w Heaven
teoretycznie nie powinien go zdziwić, ale...
Cholera
jasna, głupi Janek, niemalże zawarczał pod nosem i już po chwili
dopił swój alkohol w zawrotnym tempie, nie przejmując się coraz
większymi zawrotami głowy. Byli razem?, zastanawiał się. Tak, na
pewno byli. Przecież w innym wypadku Jaś by tak się nie uśmiechał
do tego kretyna, nie przyszedłby z nim do Heavenu, no i oczywiście
nie zaprosiłby go na koncert do beczkarni, myślał Białecki,
siedząc przy stoliku cały naburmuszony i zły. Nawet Grzegorz,
który próbował go zagadać, po chwili dał sobie po prostu spokój,
bo odburkiwane aleksowe „mhm” wcale nie zachęcało nikogo do
rozmowy.
– Ej,
co się stało? – zapytał Maciej po kilkunastu minutach, gdy
zmiany w zachowaniu Aleksandra nie dało się już tak po prostu
przeoczyć. Aleks wprost emanował niezbyt dobrym humorem. Jego
niezbyt dobry humor aż emanował dookoła.
– Nic
– odburknął, bo co miał mu powiedzieć? Że chwilę temu
zobaczył swojego znajomego, którego tak właściwie nie lubił –
albo raczej właśnie tak sobie za każdym razem wmawiał – i że
ten znajomy całował się z jakimś kolesiem? Przecież to brzmiało
tak strasznie żałośnie, że dobrze, iż był pijany, bo cały sens
tej sytuacji dobiegał do niego jakby zza ściany. Skupiał się
tylko na rosnącej zazdrości, a nie na rozmyślaniu, skąd się ona
brała. No i w końcu – czemu zamiast zająć się Maciejem, całe
swoje poirytowanie kierował w stronę Janka? Przecież chłopak miał
prawo przychodzić do klubu, z kim tylko chciał, no i oczywiście
miał prawo całować, kogo chciał, a Białeckiemu nic do tego.
Przynajmniej w teorii, bo w tamtym momencie, kiedy był wściekły i
pijany, raczej tak sobie tego nie tłumaczył.
–
Ciągle się tak marszczysz? – zapytał w pewnym momencie Radek.
Aleks spojrzał na niego zdziwiony, wyrwany z zamyślenia, przez co w
pierwszej chwili nie zrozumiał kierowanych w swoją stronę słów.
– Co?
– rzucił głupawo.
–
Marszczysz się. Wyglądasz gorzej niż normalnie – odparł Radek,
najwidoczniej też nieźle podpity, bo jak wcześniej tylko złośliwie
się do Aleksa uśmiechał, przewracał oczami albo mierzył
wzrokiem, tak tym razem otwarcie go zaatakował. Białecki jednak
zdawał się teraz nie zauważyć tego przytyku, był myślami w
zupełnie innym świecie, przy zupełnie innej osobie.
– Mhm
– odmruknął i wstał nagle, bo wypity alkohol dał o sobie znać
w postaci ucisku na pęcherz. – Za chwilę wracam – dodał,
faktycznie marszcząc mocno brwi, przez co powstała między nimi
głęboka bruzda. Zapewne na starość zaowocuje mu to w postaci
zmarszczki, ale oczywiście w stanie upojenia w ogóle się nad tym
nie zastanawiał. Ruszył w stronę toalet, przeciskając się przez
ludzi w przejściu między barem a parkietem. Wyszedł na korytarz.
Do szatni ustawiła się całkiem spora kolejka, a starsza pani
szatniarka uwijała się jak w ukropie. Nie przejął się nią
jednak, miał w końcu inne, ważniejsze rzeczy na głowie. W podłym
nastroju wszedł do łazienki, w której było dość tłoczno. Na
szczęście jednak pisuary były wolne, stanął więc przy jednym z
nich, wyciągnął swój interes i odetchnął ciężko, oddając się
czynności fizjologicznej.
Może
przesadza? Powinien się trochę uspokoić, albo... jeżeli Jasiek
jeszcze tu był, to mógłby do niego podejść. Dać mu znać, że
wie nie tylko o jego orientacji, ale też o tym głupim, durnym
kolesiu z białymi włosami. W ogóle – co to za moda? Tylko idioci
pragnący zwrócić na siebie uwagę tak się farbowali!, warczał w
myślach, jakby kompletnie zapominając, że Dexter Holland,
wokalista The Offspring, miał platynowe (z jajecznymi odcieniami)
włosy.
Już
zapinał rozporek i chciał ruszyć do umywalek, kiedy zerknął na
osobę zajmującą pisuar obok. Postać spojrzała na niego
zdziwiona, trzymając w jednej dłoni – to nie umknęło uwadze
pijanego Aleksa – całkiem pokaźnego (kurwa!) penisa. Białecki
szybko podniósł wzrok wyżej, żeby nie wyjść na jakiegoś
napalonego zboczeńca łapiącego młodzików w kiblu i ich wzrok się
spotkał. Chłopak zmarszczył ciemne brwi, mierząc go niezbyt
przychylnym spojrzeniem, na które on, całkowicie automatycznie,
odpowiedział tym samym. Nie pomyślał, że takie próby zabójstwa
wzrokiem nie mają sensu, skoro dzieciak go nie znał i nie miał
pojęcia, dlaczego właściwie miałby zostać zabity. No i byli w
kiblu, mierzenie kogoś przy pisuarze raczej szczytem wrogości nie
było.
– Coś
nie tak? – zapytał głębokim, niskim głosem, a po plecach Aleksa
aż przebiegły ciarki, za co zaraz się znienawidził. Ten chłopak
nie powinien wzbudzać w nim takich reakcji! Był tylko kretynem
przystawiającym się do Janka, nikim więcej.
– Nie
– odparł, odwrócił się i ruszył do umywalek.
Jeżeli
chodzi o wielość penisa, to nie miał z nim szans, kalkulował,
myjąc ręce. To było naprawdę monstrum, aż szok, że dzieciak
może trzymać w spodniach takiego potwora. Ale w końcu, Białecki,
nie rozmiar ma znaczenie, prawda?, zapytał samego siebie, kiedy
podniósł wzrok na lustro i momentalnie miał ochotę się schować.
A najlepiej to w ogóle zniknąć, co właściwie wcale nie było w
jego stylu. Całe szczęście, że był pijany, bo nie musiał się
przejmować tym, co w takim wypadku powinien zrobić arogancki Aleks.
Mógł więc skulić się i niepostrzeżony opuścić łazienkę,
unikając tym samym spojrzenia Jasia, który kilka chwil temu wszedł
do toalety i zaczął coś wesoło mówić do tego białowłosego
kretyna.
Kiedy
już znalazł się poza łazienką, odetchnął. Nagle poczuł się
tak zmęczony, a jednocześnie pijany, że zapragnął wrócić do
domu. Już nawet nie czuł zazdrości (no, może trochę), wiedział
jednak, że ten wieczór powinien już się dla niego skończyć.
Jutro pewnie, gdy się obudzi i wytrzeźwieje, zapragnie spłonąć
ze wstydu. To nie było normalne, że przez jednego, głupiego
dzieciaka zachowywał się jak skończony debil. Chował się po
toaletach, rozplanowywał zabójstwo jakiegoś białowłosego
kretyna, ba – zapomniał o Macieju! Cholera, o facecie, który
zaprzątał mu głowę już od miesiąca! I to przez kogo? Jakiegoś
głupiego osiemnastolatka, którego przecież nawet nie lubił, bo
ten wciąż go irytował, był chamski, arogancki i po prostu Aleks
go nie trawił, ale...
Pomógł
mu przy Piotrze, zawiózł ich i przywiózł, a później jeszcze
pomyślał o zakupach. No, a wcześniej wyciągnął Aleksa z jego
pieczary, żeby dostarczyć go na próbę. Czy chciał, czy nie, nie
potrafił już teraz cały czas wmawiać sobie, że Jaś był tylko
bezużytecznym, bogatym kretynem. Między nimi sporo się zmieniło.
–
Hej, młody – usłyszał tuż obok i spojrzał na jakby zatroskaną
minę Macieja. – Szukałem cię – powiedział głośno, żeby
przebić się przez dudniące basy muzyki.
–
Ach, tak – odpowiedział, po czym uśmiechnął się z wymuszeniem.
– Ja już będę spadać – dodał i wzruszył ramionami.
– Co
się stało? Zacząłeś zachowywać się inaczej – powiedział i
położył mu dłoń na policzku, pochylając się. Aleks spojrzał
mężczyźnie w oczy, które teraz, w świetle czerwonej reklamy na
ścianie, przybrały bordowy kolor. Mimowolnie uśmiechnął się;
kochanek się o niego martwił!
–
Nic, po prostu jestem zmęczony. Za dużo alkoholu – próbował go
zbyć i wzruszył ramionami. – Serio, ja już będę spadać –
powtórzył, na co Maciej zmarszczył brwi z niezadowoleniem.
– Ej,
ej – mruknął – przecież miałeś iść do mnie. Też już
chciałem jechać, Radek ma jutro szkołę na rano. – A więc
jednak chodzi do szkoły, pomyślał Aleks, ale nawet nie miał siły,
żeby jakoś bardziej z tego zadrwić. – No, i całe towarzystwo
się rozmyło. Będziemy lecieć, co? – zapytał, przyciągając go
do siebie, by za chwilę pocałować go mocno. – A przed snem
jeszcze się zrelaksujemy – dodał z zadowoleniem i mrugnął do
Aleksa, który mimowolnie też się uśmiechnął.
Powinien
skupić się na Macieju, bo takie ciągłe rozmyślanie o Janku tylko
doszczętnie psuło mu humor. Już mieli ruszyć w stronę szatni,
gdy tuż pod nosem przeszła osoba przez cały wieczór zaprzątająca
mu głowę. Aleks aż zamarł, bo chłopak spojrzał w jego stronę.
Przez chwilę miał wrażenie, że ich wzrok się spotkał, ale zaraz
zrozumiał, że nie został zauważony. Gdzieś zza niego wyszła
jakaś grubsza, wysoka dziewczyna, którą Jaś powitał szerokim,
pijanym (Aleks doskonale pamiętał, w jaki sposób Janek uśmiechał
się w stanie upojenia) uśmiechem. Przytulił ją krótko, po czym
zaczął o coś wypytywać, a Białecki, nie chcąc już kusić losu,
odwrócił się szybko i dogonił Macieja. W tamtej chwili cieszył
się, że jednak nie podszedł do Janka i go nie zagadał. Im mniej
mają ze sobą do czynienia, tym lepiej – postanowił, po czym
ustawił się w kolejce do szatni.
***
Poranek
dla Aleksa wcale nie był przyjemny. Nie dość, że bolały go dolne
partie ciała, to jeszcze bardzo silnie odczuwał uboczne skutki
picia. Jęknął i przewrócił się na brzuch, ale to nie była
dobra decyzja, bo nagle poczuł, jak cała treść żołądka (o ile
w ogóle coś w nim jeszcze miał) podnosi mu się do gardła.
–
Kac? – usłyszał niski, mrukliwy ton głosu. Zerknął na bok i
mimowolnie się uśmiechnął, bo taki rozespany Maciej prezentował
się jeszcze lepiej niż normalnie. – Ale było wczoraj dobrze –
pochwalił nagle i podniósł się do siadu, dziwnie rześki. Nie to,
co Aleks, który chyba poprzedniego wieczora miał jakiś słabszy
kondycyjnie dzień, bo naprawdę mocno się spił.
–
Tak? – zapytał i uśmiechnął się, przypominając sobie ostatnie
sceny, nim zasnął. Dla niego właściwie... nie było dobrze. Było
średnio jak już, przez alkohol nie czuł zbyt dużego podniecenia,
tak naprawdę to nie miał nawet pełnej erekcji, ale najważniejsze,
że Maciejowi się podobało.
–
Tak, tak – odparł i wstał. – Będziesz się zaraz jakoś
zwijać, nie? Bo mam trochę pracy – powiedział, na co Aleks się
skrzywił. Nie wyobrażał sobie teraz tłuc się w autobusach, czuł
na to zbyt duże zmęczenie. Kiwnął jednak głową, po czym też,
bardzo niezgrabnie, podniósł się i zaczął szukać swoich ubrań.
***
Oparł
głowę o szybę, ściskając w dłoni małą butelkę wody, którą
dostał od Macieja. Wpatrywał się w widoki mijane za oknem,
przypominając sobie jednocześnie każdą scenę z wczorajszego
wieczora. Miał ochotę spalić się ze wstydu, albo najszybciej by
było, jakby teraz wyskoczył z tego jadącego autobusu prosto pod
koła innego pojazdu. Dlaczego, do cholery, czuł taką zazdrość? I
dlaczego wciąż ją czuje na myśl o tym białowłosym chłopaku?
Jeszcze niedawno wyzywał Janka od najgorszych, a teraz co, odmieniło
mu się? Boże, Aleks, jesteś popieprzony, pomyślał i westchnął
ciężko, już nawet nie zwracając uwagi na mdłości, które tylko
potęgowało bujanie się pojazdu na wszystkie strony. Chciał już
znaleźć się w mieszkaniu, zabarykadować się w nim i zalec w
łóżku. Po prostu zapomnieć o wszystkim, tak było najwygodniej.
Nienawidził znajdować się w sytuacji, w której nie potrafił
zrozumieć samego siebie. Ciągnęło go do Jaśka, temu zaprzeczyć
niestety nie mógł, już od dłuższego czasu traktował go jakby
trochę inaczej niż na samym początku. Tylko że to nie miało
żadnego sensu, w końcu Janek już chyba kogoś miał. I był z nim
całkiem szczęśliwy, jeżeliby oceniać po jego zachowaniu,
pomyślał, wpatrując się w swoje dłonie. Nagle nabrał ochoty na
uderzenie głową w szybę. Cholera! Skąd u niego takie użalanie
się nad sobą?
W
jednej chwili wszystko zrzucił na karb zmęczenia i kaca. Gdyby czuł
się normalnie, na pewno nie dochodziłby do tak popieprzonych
wniosków. Całe szczęście, że już po chwili musiał wysiadać i
jego rozmyślenia zostały przerwane. Skupił swoją uwagę na drodze
do bloku, a kiedy już wszedł do mieszkania, to od razu zakopał się
w pościeli i zapadł w niespokojny, ale mimo wszystko przynoszący
ulgę jego trawionemu poalkoholową chorobą ciału.
Niestety
jednak i tutaj nie miał spokoju od Jasia. W sennych zlepkach różnych
sytuacji co chwilę przewijała się jego uśmiechnięta twarz i
zaraz za nią pojawiał się ten jasnowłosy chłopak, którego Aleks
nawet nie znał, a już nie znosił.
Obudził
go dźwięk telefonu, który najpierw zignorował, ale gdy aparat
rozdzwonił się po raz drugi, nie mógł już tak po prostu tego
zlekceważyć. Sapnął ciężko, po czym wyciągnął rękę do
smartfona, jednym okiem spojrzał na wyświetlacz i zmarszczył brwi,
dostrzegłszy podświetlony napis „Krzysztof”. Mężczyzna nie
odzywał się do niego od kilku dobrych dni, nie mieli ze sobą
żadnego kontaktu, a więc musiał się stęsknić, pomyślał
złośliwie Aleks, po czym podniósł się do siadu. Nienawidził być
budzonym, zawsze wtedy miał bardzo zły humor.
–
Halo? – odezwał się zaspanym głosem, gdy już odebrał. W
słuchawce nastąpiło chrząknięcie, a potem usłyszał cichy,
flegmatyczny głos Krzysztofa, który często kiedyś doprowadzał go
do szału.
–
Cześć – przywitał się mężczyzna. – Dzwonię, żeby... –
Dzwonisz, bo ci mnie brakuje, dokończył za niego w myślach Aleks,
uśmiechając się przy tym krzywo. – Po prostu zapytać, co u
ciebie – dokończył, a Białecki aż się zaśmiał pod nosem.
Strzał w dziesiątkę, za dobrze już znał Krzycha i wiedział, że
mężczyzna cholernie za nim tęsknił.
– Na
razie dobrze – odpowiedział i westchnął ciężko. Mimo wszystko,
cholera, dobrze było móc z nim porozmawiać. Krzysztof w większości
przypadków był bardzo irytującym, żałosnym facetem, jednak Aleks
już się do niego przyzwyczaił. Dobrze mieć kogoś, z kim tak po
prostu mógł porozmawiać, no i oczywiście wiedzieć, że ta osoba
nigdy nie zawiedzie. – W weekend był u mnie Piotrek. W sensie, mój
brat – wyjaśnił szybko.
–
Och, tak? – zapytał Krzysztof, ale wcale nie wydawał się być
zdziwiony.
–
Mhm. To dobry dzieciak – powiedział, zaczynając skubać nerwowo
powłokę swojej kołdry. – I... Krzysztof... – Chrząknął,
zastanawiając się, w jakie słowa powinien ubrać to, o co chciał
go zapytać – Pomożesz mi? Piotrek jest naprawdę dobrym
dzieciakiem – powtórzył – i nie zasługuje na takie życie.
W
słuchawce nastała cisza, a później westchnięcie.
– Ty
też nie jesteś zły – powiedział mężczyzna, właściwie nie
wiadomo dlaczego. – Spotkamy się po świętach? – zapytał, a
Aleks zacisnął usta. Mimo wszystko... potrzebował jeszcze
Krzysztofa, który teraz jak zwykle wracał do niego z podkulonym
ogonem. Chociaż gorzkie słowa padły ze strony Aleksa i
teoretycznie Białecki miał więcej do stracenia, to Krzychu był
stroną kajającą się. Cholera, jak można być aż takim
nieudacznikiem? I nagle, zupełnie nie wiadomo skąd, w Aleksandrze
obudziło się współczucie. Krzysztof już taki był, naiwny i
głupi, lokujący wszystkie swoje nadzieje i marzenia w całkowicie
nieodpowiedniej osobie. Nawet jeśli zazwyczaj Białeckiego to albo
bawiło, albo denerwowało, tym razem po prostu było mu go żal.
Chciał po prostu znaleźć dla siebie miejsce, myślał, że jest
ono obok Aleksa, no i boleśnie się rozczarował. Mimo to jednak
wciąż wierzył, że do czegoś między nim a jego dziwką (bo
inaczej niestety nie mógł siebie nazwać) może dojść. I wcale tu
nie chodziło jedynie o seks za pieniądze, a po prostu o uczucie, bo
tego Krzysztof pragnął.
– Ale
na co? – zapytał Białecki, wpatrując się w klatkę szczurów,
które chwilę temu też się pobudziły i już zaczęły szaleć.
– Na
nic – mruknął mężczyzna. – Tak po prostu. Żeby pogadać i...
–
Dobra – uciął. – Spotkamy się. Wyślę ci później SMS-em,
kiedy mam dokładnie czas, a teraz już muszę kończyć.
–
Jasne... – chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Aleks mu przerwał.
–
Jesteś debilem, wiesz? – warknął. – Opanuj się, nie masz
nastu lat. Zacznij myśleć jak dojrzały facet – dodał i się
rozłączył, bo nie miał już ochoty ciągnąć tej rozmowy dalej.
Krzysztof
jak zwykle go irytował. Tym razem jednak, prócz irytacji, wzbudził
też jego współczucie.
Rany
Boskie, Aleks, starzejesz się, do cholery, pomyślał, wpatrując
się w ekran telefonu, na którym widniała informacja o zakończonym
połączeniu.
***
Starał
się nie zaprzątać sobie głowy Jankiem i robił wszystko, byleby
tylko nie mieć zbyt dużo czasu na myślenie i roztrząsanie
wieczoru w Heavenie. A że nie pracował, nie miał tak wielu zajęć
do wyboru, więc padło na sprzątanie. Prawie cały dzień nic nie
robił, tylko układał wszystkie rzeczy w pokoju i ze zdziwieniem
odkrył, że, cholera, miał dywan! Nie tylko dywan, ale też całkiem
ładny parkiet, który położyła właścicielka tuż przed tym, nim
on wynajął to mieszkanie. Niestety, tak je zapuścił, że jeden
dzień sprzątania był stanowczo zbyt krótki, by to wszystko
ogarnąć. Zdążył tylko posprzątać jedno pomieszczenie, a już
musiał się ubierać i wychodzić, żeby zdążyć na próbę.
Ostatnią przed świętami.
Właśnie,
zaraz święta, pomyślał, kiedy stanął przed oknem, wpatrując
się w szarobury obraz miasta. Kucnął i otworzył klatkę szczurów,
do której włożył kilka plastrów jabłka. Demon od razu wyściubił
nos spod trocin i gdy tylko poczuł zapach owocu, już przy nim był.
Aleks uśmiechnął się, obserwując, jak zwierzątko łapczywie
jadło.
Kolejny
rok spędzi Boże Narodzenie sam przed durnym Kevinem w telewizji z
puszką piwa i paczką czipsów. To już robiło się nudne, że za
każdym razem te dni wyglądały identycznie.
„Twój
brat też będzie sam” – gdzieś tam w głowie zabrzęczały mu
słowa Krzysztofa sprzed tygodnia, kiedy to poszedł do mężczyzny,
żeby go niewerbalnie przeprosić (słowo „przepraszam”
ostatecznie przecież nie przeszło mu przez gardło).
Dokładnie,
Piotr też będzie sam. Doskonale pamiętał, jak Wigilia wyglądała
w domu, kiedy jeszcze tam mieszkał. Dzień jak co dzień, chciałoby
się powiedzieć. Westchnął ciężko, po czym złapał przewieszoną
przez krzesło ramoneskę i wyszedł z pokoju. Czas się zbierać.
I
stanąć oko w oko z Jankiem, o którym tak usilnie starał się
zapomnieć, psia mać.
***
Na
próbę przybył jako ostatni, spóźniając się równe dwadzieścia
minut. Kiedy wszedł do garażu, cały zmarznięty i dygoczący,
powitał go nieprzyjemny wzrok Remka, znudzonego Adama i
niezainteresowanego Jasia, który tylko na chwilę oderwał
spojrzenie od ekranu telefonu. Pisał na nim zażarcie, a gdy Aleks
to dostrzegł, momentalnie w nim zawrzało. Zgrzytnął zębami,
kiedy w jego głowie pojawiła się myśl, że pewnie wymieniał
wiadomości z tym białowłosym dupkiem z ostatniego wieczora w
klubie Heaven.
–
Serio, Aleks? Spóźniasz się przed dzień Wigilią? – prychnął
zezłoszczony Remek i założył ręce na piersi. Mimo że rzadko się
złościł, teraz był naprawdę poirytowany. – Przecież
mówiliśmy, że nie mamy dzisiaj za bardzo czasu – dodał z
wyrzutem, na co Aleks uśmiechnął się złośliwie. No tak,
przecież wszyscy posiadali jakieś obowiązki, tylko on jutro miał
zalec na kanapie.
–
Tylko dwadzieścia minut – odpowiedział i odstawił swoją gitarę
pod ścianę, zaczynając się rozbierać. W ogóle nie czuł się
winny, przecież nie raz zdarzały mu się takie spóźnienia.
–
Musimy popracować nad tempem – odezwał się nagle cicho Janek,
zmieniając temat. – W Beczkarni trochę się rozmywaliśmy i na
poprzedniej próbie było dokładnie tak samo. Trzeba wsłuchiwać
się w Adama, bo on świetnie wyznacza rytm – mówił, oderwawszy
wreszcie wzrok od telefonu. Zablokował go, wstał z podłogi i, ku
uciesze Aleksa, schował ten przeklęty aparat do kieszeni. –
Remek, jako gitara rytmiczna musisz być bardziej zdecydowany –
powiedział, na co Białecki zmarszczył brwi. Za kogo się ten
chudzielec miał, do cholery? Wszystkowiedzący ton, jakiego używał,
żeby ich pouczać, zawsze tak cholernie go drażnił. – Aleks,
tobie dobrze ostatnio idzie – dodał po chwili, na co sam
zainteresowany aż zamarł. Zamrugał, wpatrując się w niego
głupio. Jaś go pochwalił? – Wreszcie trzymasz się tego, co
ustaliliśmy, nie gnasz i słuchasz Adama – powiedział i
uśmiechnął się do niego z... zaraz, zaraz, czy się Aleksowi
przewidziało, czy Jaś naprawdę patrzył na niego z uznaniem i
czymś pokroju „dobra robota”? Aż zamrugał, zaraz jednak
odzyskał rezon i wyprostował się dumnie.
– No
wiadomo – powiedział. Brakowało jeszcze tylko tego, by
nonszalanckim gestem odgarnął sobie grzywkę na bok.
– Ale
widać, że nie umiesz czytać nut – powiedział, sięgając po
swoją gitarę. Te słowa już nieco otrzeźwiły Aleksa, były dla
niego niczym policzek. – Jakbyś się nauczył, to myślę, że
zrobilibyśmy duży krok do przodu – dodał, na co Białecki
zmarszczył brwi niczym naburmuszone dziecko. Nienawidził krytyki
Janka, dzieciak był przecież o sześć lat od niego młodszy! To on
powinien mu dawać rady, nie na odwrót, cholera jasna!
– Nie
trzeba umieć czytać nut, żeby dobrze grać – prychnął i
założył ręce na piersi. Jaś obejrzał się na niego i westchnął
ciężko, jakby zmęczony już tego typu rozmowami z Aleksem, bo
doskonale wiedział, jak wszystkie się kończyły. Jeżeli chcieli
gdzieś zajść, będą musieli się trochę poprawić, a więc musi
jakoś podejść Białeckiego. Wypracować sobie taktykę, żeby i
Aleksander był zadowolony, i on.
– To,
że grasz bez nut jest super – powiedział, a Remek pokiwał głową.
Tylko Adam wydawał się być niezainteresowany rozmową. – Serio,
podziwiam cię – rzucił, a Aleksa po raz kolejny zamurowało. Aż
spojrzał na Janka podejrzliwie; on coś knuł? – Ale nuty nikomu
nie zaszkodzą – dodał, i nim jednak Aleks zdążył znów coś
dopowiedzieć, wszedł mu w słowo:
–
Załatwiłem nam kolejny koncert.
–
Załatwiłeś? – zapytał Remek, patrząc na niego ze zdziwieniem.
–
Tak, mój kolega ma znajomego, który prowadzi bar w Krakowie –
wyjaśnił, a w garażu momentalnie zapadła cisza. Nawet Adam
zwrócił na Janka zainteresowane i jakby bardziej rozbudzone
spojrzenie.
– W
Krakowie? – zaszokowany Aleks powtórzył prawie że bezgłośnie
–
Mhm, w przyszłym roku, szesnastego stycznia – odparł i uśmiechnął
się do nich z rozbawieniem. – Co macie takie miny? Powinniście
się cieszyć, bo nie dość, że gramy w Krakowie, to jeszcze w
sobotę – dodał wesoło. Białecki zamrugał i aż opadł na
stojące nieopodal, chyboczące się na boki krzesło.
– Wow
– wydusił, przeczesując dłonią włosy. – Kurde – sapnął,
a po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. –
Kraków, panowie! – rzucił radośnie, jakby jego koledzy jeszcze
tego nie załapali.
–
Tak, tak – zamruczał Jaś i machnął ręką. – Ale wiecie, że
to oznacza, że mamy tylko trzy tygodnie na przygotowania? Nawet
niecałe, bo święta. – Wzruszył ramionami.
– To
na co czekamy? – mruknął Remek i szybko złapał za gitarę. –
Nie ma co marnować czasu, Kraków wzywa!
***
Ta
próba różniła się od ich wszystkich poprzednich, czuć było
zaangażowanie z każdej strony, nawet Adam dawał z siebie wszystko.
Mieli w końcu przed sobą wyjazd do Krakowa, nawet jeżeli to był
tylko koncert w zwykłym barze, to przecież mowa tu o jednym z
największych miast Polski, kuźni talentów. Ktoś mógł ich
zobaczyć, a nawet jeśli nie, to zapamiętać ich nazwę, poszukać
w Internecie, dojść do ich nagrań na Youtube, to... Cholera, to
była jedna z największych szans, jakie do tej pory dostali. Musieli
się postarać i Aleks doskonale o tym wiedział, dlatego tym razem
nie warczał już na Jasia za każdym razem, gdy chłopak wytykał mu
jakiś błąd. Zaciskał zęby, kiwał głową i próbował się
poprawić.
Przedłużyli
sobie próbę o równą godzinę; zdecydowali, że obowiązki domowe
mogły poczekać. Najważniejsze było teraz doszlifowanie
niedoskonałości i przyzwyczajenie się do myśli, że będą
musieli wypaść nie w miarę, nie nawet dobrze, ale bardzo dobrze. I
każdy z nich będzie musiał temu wyzwaniu sprostać, żeby nie
zawieść reszty członków zespołu.
Kiedy
skończyli, pierwszy wyszedł Adam, który podobno spieszył się do
swojej mamy. Zaraz po nim garaż opuścił Remek, wykręcając się
ostatnimi porządkami przedświątecznymi. Aleks miał klucze, więc
z zamknięciem ich małej, samozwańczej sali prób nie było żadnego
problemu.
–
Podrzucić cię? – zapytał Janek, kiedy zapinał swoją kurtkę i
byli już sami. Białecki, stojący przy drzwiach i czekający na
niego, zerknął zdziwiony, wyrwany z zamyślenia. Starał się
skupić na wyjeździe do Krakowa, jednak tamten felerny wieczór w
Heavenie wciąż do niego powracał jak bumerang. Wciąż czuł
złość, kiedy patrzył na Janka i wyobrażał sobie, że pewnie
zaraz po próbie ten głupi dzieciak pojedzie do tamtego chłopaka.
Te myśli były tak cholernie drażniące, a najbardziej denerwowało
go, że nie mógł się ich tak po prostu pozbyć.
–
Jasne – odpowiedział, bo nie miał zamiaru zrezygnować z darmowej
podwózki swojego tyłka tuż pod sam blok. – Nie masz planów na
dzisiaj? – zapytał, udając całkowicie obojętnego. Nie chciał
przyznawać się do tego, że był tak cholernie zaciekawiony, czy
Janek spotyka się z tym białowłosym idiotą.
–
Nie, dzisiaj wracam do domu, ogarnę klatkę szczurów i nic więcej
nie robię – powiedział, zabierając futerał z gitarą. Aleks
poczekał, aż Janek wyjdzie na zewnątrz i dopiero wtedy zgasił
światło, upewniając się jeszcze uprzednio, czy wyłączyli
wszystkie inne urządzenia. Zamknął drzwi i ruszyli brukowaną
dróżką, przez ogród rodziców Remigiusza, prosto do samochodu
Janka stojącego przed wjazdem na posesję. Było już ciemno i
wydawałoby się, że zrobiło się jeszcze zimniej niż kilka dni
temu. Śnieg, który napadał przez ostatnie dni, trochę się
roztopił, przez co na chodniku zrobił się lód. Aleks musiał
uważać, żeby nie wylądować twarzą na betonie, bo nawet w swoich
wojskowych butach ślizgał się jak opętany. Jaś też zresztą
miał lekkie problemy z utrzymaniem równowagi, dlatego szli
niezwykle wolno.
– A
ty dzisiaj co? – zapytał, kiedy wyszli za bramkę.
–
Nic, zalegnę na kanapie i nie ruszę się do rana – odparł,
czekając aż chłopak otworzy samochód. Gdy tylko to zrobił,
wskoczył do niego, telepiąc z zimna. Cholera, nie dość, że miał
tak cienką kurtkę, to jeszcze zapomniał dzisiaj rękawiczek i
szala. Jak nabawi się przed Krakowem jakiejś cięższej choroby, to
chyba rozważy skok ze swojego dziesiątego piętra.
–
Ambitnie – rzucił Jaś z lekkim rozbawieniem, kiedy zasiadł za
kierownicą. Aleks spojrzał na niego, na delikatny uśmiech Janka i
coś aż go ścisnęło w piersi na myśl, że te usta, ładnie
wykrojone i pełne, całowały jakiegoś idiotę w klubie. – A co
do tych nut – mruknął, odpalając silnik – to serio powinieneś
pomyśleć nad nauką – powiedział, zjeżdżając na ulicę.
Przetarł szybę wycieraczkami, żeby mieć lepszą widoczność, a
oczy Aleksa przez chwilę śledziły ich ruch w zastanowieniu.
Może... może Janek miał rację?
–
Myślisz, że się nauczę? – zapytał i momentalnie miał ochotę
odgryźć swój język za swój ton i za to głupie pytanie. Wyszło
tak, jakby był jakimś idiotą, który ma problemy z nauką! I jakby
w siebie nie wierzył!
– No
pewnie – odpowiedział Jaś bez cienia drwiny. – To nie jest
wcale takie trudne. A jakbyś się nauczył, grałbyś o wiele lepiej
– dodał, skręcając w wąską, osiedlową uliczkę, która
prowadziła ich na jedno z większych rond w mieście. – Jeżeli
chcesz, mogę cię nauczyć – powiedział i Aleks aż się na niego
zapatrzył. Przełknął zgęstniałą w gardle ślinę, czując się
w tamtym momencie tak dziwnie, tak niepewnie, jak już dawno się nie
czuł. Dlaczego, do cholery, przy Janku miał cały czas to głupie
wrażenie, że to chłopak jest od niego starszy, nie na odwrót?
– W
sumie... – mruknął i zwrócił spojrzenie na przednią szybę.
Jechali chwilę w milczeniu, w tle pobrzękiwała jakaś muzyka, a
gdy Aleks poczuł, że nie ma co robić z rękami, pochylił się do
odtwarzacza i podgłośnił. Niemal od razu rozpoznał, kto gra. –
Całkiem podoba mi się ich nowa płyta – zagadnął, poruszając
nogą w rytm muzyki.
Janek
zerknął na niego kątem oka i uśmiechnął się lekko. Kiwnął
głową.
–
Fajna, nie? – zapytał, a Aleks miał wrażenie, że zaczynał się
coraz lepiej z nim dogadywać. Kiedy ostatni raz tak normalnie
rozmawiali? Bez rzucania w siebie błotem ani nawet bez
przekomarzania się? Tak po prostu, jak ludzie? – Widać, że
eksperymentują ze stylem. I to jest fajne – dodał, wybijając na
kierownicy rytm piosenki swoimi długimi, smukłymi palcami.
– Mi
najbardziej podoba się Victorious – odparł Aleks, odprężając
się i co chwilę, tak niby ukradkiem, zerkając na spokojny,
skupiony na prowadzeniu wyraz twarzy Janka, który od czasu do czasu
rozjaśniał uśmiech.
– Też
jest spoko, zresztą, cała ta płyta Paniców jest świetna –
rzucił i kiwnął głową. Na chwilę w samochodzie zapadło
milczenie, a w tle pobrzmiewała tylko muzyka płynąca z
odtwarzacza. – Co z bratem? – zapytał w pewnej chwili, a Aleks,
jakoś tak całkowicie mimowolnie spiął się. Zacisnął mocno
usta, nie odpowiadając przez moment.
–
Okej – odparł. – Jutro... jutro go chyba wezmę do siebie na
święta – dodał i zerknął na Janka, zupełnie jakby potrzebował
jego zgody, żeby wcielić swój plan w życie. Chłopak w tym
momencie też na niego popatrzył i uśmiechnął się lekko.
–
Dobry pomysł – powiedział. – Masz jakiś prezent dla niego? –
zapytał i zatrzymał pojazd na światłach.
–
Prezent? – powtórzył po nim Aleks głupio, na co Jaś kiwnął
głową.
– No
tak, prezent. Wiesz, jest Wigilia, dzielenie się opłatkiem,
rozdawanie prezentów i takie tam – wyjaśnił trochę ironicznym
tonem, który zaraz załagodził ciepłym uśmiechem. – No daj
spokój, Aleks, to jeszcze dziecko. Musi dostać jakiś prezent,
nawet coś małego.
Białecki
zmarszczył brwi z zastanowieniem. Właściwie to dopiero co zaczął
rozważać zabranie do siebie Piotra na święta, co tu więc mówić
o jakichś podarunkach. Ale musiał przyznać, Janek miał rację.
Kiedy sam był dzieckiem, cieszył się nawet z głupich puzzli za
kilka złotych, które dostawali w szkole.
– I
co miałbym mu kupić? – zapytał, zupełnie jakby Jaś był jakąś
wyrocznią.
– A
bo ja wiem? – Wydął wargi, zamyślając się na chwilę. Czerwona
łuna światła z sygnalizacji padała na nich z góry, by za chwilę
zmienić kolor na zielony. Janek od razu sięgnął do drążka
zmiany biegów, wrzucił jedynkę i ruszył. – A co lubi? Jakieś
samochody, gry?
– Nie
wiem – mruknął Aleks, zdając sobie sprawę, że faktycznie
bardzo mało wiedział o tym dziecku.
– Kup
mu coś neutralnego – powiedział Jaś, zupełnie jakby bardzo
dobrze znał się na dzieciach. – Jakieś słodycze i... Hm, może
grę planszową, w którą mógłbyś sobie z nim pograć? –
zaproponował, a Białecki momentalnie stwierdził, że to genialny
pomysł. Jaś, gdy chciał, wcale nie był taki głupi, stwierdził z
przekąsem, mimo że naprawdę dobrze mu się teraz siedziało w tym
samochodzie i tak po prostu rozmawiało.
Niestety,
w końcu jednak dojechali pod blok Aleksa, a Białecki wcale nie miał
ochoty wysiadać. Mógłby ciągnąć tę niezobowiązującą wymianę
zdań jeszcze kilka chwil dłużej. W szczególności, że teraz miał
pewność, iż Janek nie spędza czasu z tamtym przygłupim
chłopakiem.
– A
co do tej nauki nut, to serio, dla mnie żaden problem – powiedział
jeszcze Jaś, gdy Aleks odpinał pas.
–
Dobrze się znasz na muzyce – zauważył Białecki, jakby dopiero
teraz zaczynając sobie zdawać z tego sprawę. Jaś zawsze dawał im
dobre, trafiające w punkt rady, potrafił wyłapać nieczystości,
których Aleks często nie był świadomy, ale – oczywiście –
nigdy mu tego nie powiedział. Nie chciał wcześniej tego przyznawać
nawet przed sobą, co dopiero gdyby miał mu to oznajmić na głos.
Zawsze bagatelizował wszystkie sygnały ze strony Jasia, bo po
prostu już na starcie potraktował chłopaka jak młodszego, a przez
to głupszego kolegę.
–
Mhm, jak byłem młodszy to chodziłem na lekcje gry na pianinie –
wyjaśnił, a Aleks aż zamrugał. Tego się nie spodziewał,
zresztą, przecież naprawdę mało wiedział o Janku. Praktycznie
tyle, co nic. Zaszufladkował go tylko jako bogatego dzieciaka i
dotychczas to wystarczało. Teraz jednak miał ochotę dowiedzieć
się o nim więcej i więcej, mimo że sam nie rozumiał, skąd to
się brało. Dlaczego, cholera, ten dzieciak tak go do siebie
przyciągał?
–
Serio? Grasz jeszcze na pianinie? – zapytał zdziwiony.
– No,
gram – odparł i wzruszył ramionami.
– I
co się nie chwalisz?! – fuknął na niego, marszcząc groźnie
brwi. – Powinieneś nam o tym powiedzieć już od razu! –
prychnął. – Jezu, można by było włączyć do nas klawisze –
sapnął, aż uśmiechając się szeroko, gdy tylko o tym pomyślał.
Tak, to z pewnością dodałoby im trochę świeżości.
–
Wolę gitarę – burknął Jaś, wydymając te swoje ładnie
wykrojone wargi, na które Aleks przez moment się zapatrzył.
Cholera, naprawdę były pociągające, aż przypomniał sobie, jak
to było je całować, przez co nawet nie zauważył, że trochę za
długo się na nie gapi.
–
Możesz później pokazać, jak grasz – odparł, dopiero po chwili
przenosząc spojrzenie wyżej, na oczy Janka, które nie spuszczały
go ze swojej linii wzroku. – Aż jestem ciekaw – dodał, czując,
jak serce zaczyna mu z dziwnej, nieznanej przyczyny bić szybciej.
Miał Janka na wyciągnięcie ręki, było ciemno, oświetlało ich
tylko niebieskie światło ekranu na odtwarzaczu, wystarczyłoby
tylko, że by się pochylił i znów sprawdził, jak miękkie są
jego wargi.
– Jak
chcesz, to po świętach możesz do mnie wpaść. Mam w domu pianino
– powiedział Jaś niskim, trochę stłumionym głosem i jakby
mimowolnie oblizał usta. To już dla Aleksa było za dużo, nabawił
się nawet wzwodu, jak jakiś głupi podlotek, jednak w tamtej chwili
w ogóle się tym nie przejął. Mało co myślał, w szczególności wtedy,
kiedy się do niego pochylał, łapał stanowczo za kark i wpijał się w jego wargi, atakując je swoimi. Na myśl, że w końcu to on
go całował, nie ten głupi, jasnowłosy chłopak, poczuł szybsze
krążenie krwi i uderzenie adrenaliny. Pogłębił pocałunek i
prawie że jęknął, kiedy poczuł język Janka tuż przy swoim.
Zacisnął palce na jego szyi, chcąc więcej i więcej. Zapach
osiemnastolatka był obłędny, dziwne, że dopiero teraz zwrócił
na niego uwagę. Miał wrażenie, jakby w samochodzie zrobiło się o
kilka stopni cieplej, a on niemal zaczął się topić w swojej
skórzanej kurtce. Zignorował to jednak, przysunął się do Janka
bliżej i zaczął całować go mocniej, agresywniej, byleby tylko
bardziej go poczuć. Byleby go mieć. Tu i teraz, obojętnie, że są
pod blokiem, w samochodzie, że co chwilę ktoś obok nich
przechodzi. Miał ochotę rozpiąć mu kurtkę, zedrzeć koszulkę,
dorwać się do spodni. Język Jasia doprowadzał go do furii, jego
ciche pomruki, dokładnie takie same jak te, kiedy całował go
pijanego; jego ciepło, dotyk rozgrzanej na karku skóry... Przez to
wszystko nie panował nad sobą, umysł przysłoniło mu pożądanie,
więc nawet nie wiedział, kiedy jego dłoń znalazła się na udzie
chłopaka i powędrowała wyżej, a później jeszcze wyżej, aż
wreszcie znalazła się na kroczu. Wyraźnie czuł jego twardego
penisa okrytego materiałem spodni. Już miał się zabrać za
rozpięcie mu rozporka, gdy nagle Janek go odepchnął, przerywając
pocałunek. Spojrzał na Aleksa zdziwiony, zupełnie jakby sam nie
oddawał pieszczoty, jakby sam mu chwilę temu nie stękał prosto w
usta, cholera!
–
Ty...? – wydusił z niezrozumieniem, oddychając ciężko. Białecki
momentalnie poczuł tak ogromny wstyd, że miał ochotę spłonąć
na tym skórzanym siedzeniu. Cholera, co on zrobił?! Rzucił się na
tego dzieciaka jak jakieś wygłodzone zwierzę! Zaszokowany wzrok
Jasia wcale tu nie pomagał.
–
Zapomnij – warknął, otworzył drzwi i szybko wyskoczył z
pojazdu. Nie oglądając się już za siebie, nerwowym, pospiesznym
krokiem ruszył do swojej klatki schodowej. Dopiero gdy się w niej
znalazł, mógł odetchnąć.
Co on,
do cholery, zrobił? Przed oczami wciąż miał obraz zaszokowanego
Janka, a na wargach czuł wilgoć i jego miękkie usta, które się
tak chętnie rozchylały... Nie panując nad sobą, z całej siły
walnął w skrzynki na listy. Po klatce rozniósł się huk, ale on
wcale nie poczuł się lepiej. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie
byli ze sobą w zespole, wtedy pewnie nawet by się tym nie przejął.
Teraz jednak nie wyobrażał sobie, jakby miał spojrzeć mu w oczy.
I w ogóle, jakby miał to wyjaśnić?
Pierwsza~!
OdpowiedzUsuńZacznę od początku, tak chyba będzie najbardziej przyzwoicie.
Czekałam na ten rozdział tydzień. Cholerny tydzień. Niemalże dostałam zawału, jak dziś zobaczyłam nowy post. Rzecz jasna rzuciłam wszystko i poszłam czytać. A co.
Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie dojdzie do czegoś między Jasiem a Aleksem. No i dostałam czego chciałam. Dziękuję serdecznie. Chociaż serce mi się kraja za każdym razem, jak Aleks musi być zazdrosny. W sensie. Zazwyczaj to On robi za ofiarę przemocy zespołowo-uczuciowej. Aj. Biedactwo. Niech się wreszcie Jankowi oberwie, pls. Bo jeszcze założę jakąś fundację na rzecz pomocy ofierze uczuciowej Białeckiemu.
Dużo weny. Duuuużo, dużo weny.
~Basia
A myślałam, że Aleks budzi w Was bardziej negatywne uczucia. :) Że nie jest bohaterem, którego ot tak da się polubić i mu współczuć. Cieszę się, że jest inaczej, bo mi samej żal Białeckiego. Taka to już z niego życiowa sierota na własne życzenie. ;)
UsuńBardzo dziękuję za komentarz. :)
Fiufiu...
OdpowiedzUsuńNo dobra. Po pierwsze, podoba mi się zachowanie Aleksa, cieszy mnie, że nie opieprzał Janka na próbie i to uczucie współczucia do Krzysztofa...
NO ale z tym pocałunkiem to jestem kompletnie zaskoczona, nie spodziewałam się tego. Myślałam, że jeszcze się powstrzyma, a tu huhuhu. Ciekawi mnie późniejsza reakcja Janka, jak będzie się zachowywać w stosunku do Aleksa.
Aleks wpakował się w niezłe bagno, tu zakochuje się w Janku, ciągnie go do Macieja, to jeszcze Krzysztof.
Jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczy się akcja, czekam i życzę weny!!
Aleks sam niestety nie ogarnia tego bagna. Jeżeli chodzi o kolejny rozdział, to szesnasty pisze się bardzo wolno, nie mam ostatnio w ogóle czasu żeby do niego przysiąść. Ale za tydzień powinien być na blogu. :)
UsuńDziękuję za komentarz. :)
Fantastyczny rozdział. Napięcie pomiędzy Aleksem a Jaśkiem było aż wyczuwalne i do pokrojenia nożem.
OdpowiedzUsuńMiło mi. Miałam co do tego obawy, ale cieszę się, że niesłuszne. :)
UsuńNie wiem czemu, ale bardzo mnie rozbawiło "Jak chcesz, to po świętach możesz do mnie wpaść. Mam w domu pianino" szczególnie to "Mam w domu pianino" xD Wreszcie!! Ciągle wchodziłam na bloga! Cały rozdział czekałam na sam na sam Aleksa z Jasiem i stało się :D aaaaa :D :D Powiem, że mega mi się to podobało. Nie dziwię się Białeckiemu, że nie wytrzymał. W końcu od jakiegoś czasu te uczucia sie w nim kumulowały a biedak nie zdawał sobie sprawy........albo nie chciał :D Jeju ja chcę już kolejny rozdział! Jestem mega ciekawa ich stosunku do siebie po tej sytuacji. Ale intryguje mnie jedno---skoro Jaś niby ma chłopaka czy kogoś tam xD To czemu tak chętnie oddawał pocałunek? Dobra nie ważne :D Chcę już następną notkę :D ehhhh :( Pozdrawiam serdecznie i weny życzę!!!!
OdpowiedzUsuńHaha, fakt, zabrzmiało trochę tak jak "chodź ze mną do piwnicy, pokażę ci kotki". :D Cieszę się, że Ci się podobało i że scena nie wyszła mi tak kompletnie nie wiadomo skąd. Teraz czuję presję, jeżeli chodzi o kolejny rozdział. W szczególności, że jeszcze nie mam go napisanego. ;)
UsuńDzięki za komentarz! :)
Boziu... kocham to opowiadanie całym serduchem!
OdpowiedzUsuńAle się zaczyna dziać! Nie mam pojęcia jak teraz doczekam do kolejnego rozdziału, ale postaram się być cierpliwa :D
No i muszę w końcu zacząć bardziej regularnie komentować, bo takie cudo nie może zostać bez słowa <3
Jasiek coraz bardziej mi się podoba~!
A Aleks mógłby się częściej tak nie kontrolować :3
PS. Skąd Ty bierzesz tak cudowne zdjęcia? <3
Dobry rozdział. Aleks to jednak życiowa niedojda, która sama nawet nie wie co czuje i do kogo. Jest tak nieporadny, że aż da się lubić.
OdpowiedzUsuńJasiek musi się porządnie za niego zabrać, bo ta niedojda po grand finale w postaci pocałunku gotów się wycofać i stroić fochy w zaciszu czterech ścian. Gdzieś wspomniałaś Dream (wybacz poufałość, ale lepiej to brzmi niż autorko), że Jasiek również zna Macieja (bodajże był w znajomych Macieja w książce ryjów), ciekawe jakiego to rodzaju znajomość i co z tego układu Jasiek-Maciek-Aleks wyniknie!
Pozdrawiam
Wątek, o którym wspomniałeś, na pewno wyjaśnię, ale dopiero wtedy, gdy nadejdzie na niego pora. :) Na razie trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość, bo mam całą masę innych tematów do poruszenia... i właśnie dlatego czuję, że Americana wcale nie będzie krótkim opowiadaniem.
UsuńCo do tej "poufałości" to... hej, jaka poufałość? ;) W Internecie jestem Dream, absolutnie nie mam nikomu za złe za zwracanie się tak do mnie. :) A więc śmiało; "autorko" brzmi moim zdaniem okropnie nadęto.
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam,
DW.