Miałam mały "poślizg" z tym rozdziałem, właściwie to myślałam już, że nic więcej na blogu nie opublikuję, ale przyszła sesja i świat trochę się zmienił. Bo jak wiadomo, najpierw trzeba zamieść pustynię, a później można iść się uczyć. :)
Betowała Akari
Maciej taki
fajny, Maciej taki przystojny
Aleks zerknął za okno
taksówki i spiął się jeszcze bardziej, gdy zauważył, że wjechali do tej części
miasta do której lepiej było się nie zapuszczać nocą. Doskonale znał tu każdą
ulicę, każdy zakamarek. Stare kamienice piętrzyły się nad zielonym seatem, jak
jakieś zjawy z jego wspomnień. Pamiętał wieczory, gdy szedł tędy po szkole, a
raczej po całym popołudniu przesiedzianym w bibliotece. Nienawidził wracać do
domu, wolał już spędzić ten czas ze starą, bardzo niemiłą bibliotekarką, niż
użerać się z pijanym ojcem.
– Straszna okolica –
powiedział nagle taksówkarz, sprowadzając myśli Białeckiego do wnętrza
samochodu. Spojrzał na starszego mężczyznę, którego dłoń na kierownicy
podrygiwała w rytm sączących się z radia przebojów początku dwudziestego
pierwszego wieku. – Tydzień temu była tu głośna sprawa, bo zadźgano
siedemnastoletniego chłopaka nożem – mówił. Wyglądał na typ osoby, która
wiedziała wszystko co działo się w mieście i zawsze z chęcią dzieliła się tym z
innymi. Aleks zacisnął usta, ale nic nie odpowiedział – kiedyś też się takie rzeczy tu działy, pomyślał.
Krzysztof chrząknął,
najwidoczniej nie wiedząc co odpowiedzieć. Patrzył to na widok za oknem, to na
Białeckiego, jakby chcąc sprawdzić, jak Aleks się czuje. Jakby myślał, że
wszystko może wyczytać z mimiki twarzy, stwierdził z rozdrażnieniem Aleksander,
a jego dłoń wystukiwała nerwowo jakiś bliżej nieznany mu rytm na kolanie. Nie
chciał tam jechać, pomyślał, zdając sobie sprawę, że coraz bardziej zbliżają
się do tego, co nieuniknione – do stanięcia twarzą w twarz z jego rodzicami.
A co jeżeli ten dzieciak
naprawdę istniał? Żył i dorastał w patologicznej rodzinie. No właśnie… Co wtedy, Białecki? – zapytał samego siebie. Chciałby
na to odpowiedzieć: nic. Ale
doskonale wiedział, że wtedy siebie okłamie, bo nie mógłby znieść myśli, że
pozwolił ojcu i matce spieprzyć dzieciakowi wszystko, dosłownie: wszystko. On nie
był w stanie znaleźć sobie normalnej pracy, wykształcić się chociażby do
stopnia średniego. I wylądował tu, gdzie jest teraz, jako utrzymanek starszego
faceta.
O wszystko obwiniał
rodziców. Może to była prawda, a może problem znajdował się tylko w nim… Ale
przecież tak jest łatwiej. Obarczenie winą kogoś innego zawsze było łatwiejsze,
niż wzięcie tego na własne barki i spróbowanie zmienienia losu.
Poraziły go te myśli. Wpatrzył
się szeroko otwartymi oczami w szarą kamienicę wybudowaną w okresie powojennym.
Miała cztery piętra, była plombą pomiędzy jednym pięknym, ale zapuszczonym
poniemieckim budynkiem, a drugim. Wyglądała okropnie, jakby wyciągnięta z
innego świata. Brzydka i nijaka, zwykła, kanciasta bryła.
Tak, to była wina rodziców –
uciął swe rozważania i czym prędzej wyszedł z taksówki, zostawiając Krzychowi
zapłacenie za taryfę. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i zapadł się w połach
swojej skórzanej kurtki. Listopad powoli dobiegał końca, a na zewnątrz robiło
się coraz zimniej, bardziej ponuro i nieciekawie. Zerknął jeszcze na łyse
drzewo rosnące przy chodniku, idealnie przed jednym z okien kamienicy. Zagryzł
wargę, przypominając sobie, że było to okno od jego dawnego pokoju, którego
zresztą nienawidził. Był może duży, jak to pomieszczenia w starych kamienicach,
z wysokim sufitem, ale do teraz pamiętał to przerażające zimno w każdą zimę.
– Chodźmy. – Poczuł ciężkie
dłonie na swoich ramionach, obejrzał się i spojrzał na Krzysztofa
uśmiechającego się do niego lekko, samym kącikiem ust. – Będzie dobrze –
powiedział mężczyzna swoim cichym, nijakim tonem głosu, na co Aleks prychnął.
Musiał wziąć się w garść, nie był cipką, która bała się spotkania z rodzicami.
Luźnym krokiem podszedł do starych, ciężkich drzwi kamienicy i pchnął jedno ze
skrzydeł. To otworzyło się z głośnym skrzypnięciem, odbijającym się echem po
pustym betonowym korytarzu.
Daj dupie siana i pokaż, że masz jaja. Podszedł do starych, obdrapanych drzwi z naklejoną cyfrą
dwa, po czym zapukał. Mimowolnie zerknął jeszcze za siebie, jakby z nadzieją.
Krzychu jednak nie poszedł za nim, pozwolił mu załatwić to na własną rękę.
Aleks przez chwilę sam nie wiedział czy to dobrze, czy nie, ale w tym momencie
w progu pojawiła się główka jakiegoś chłopca. Świat jakby na chwilę się
zatrzymał albo przestał istnieć – to akurat nie miało dla Białeckiego
znaczenia, bo nic oprócz małych, ciemnych oczu go nie obchodziło. Były zbyt
podobne do jego ojca, by tak po prostu mógł to zignorować, przełknął ciężko
ślinę, już wiedząc, że mama nie kłamała.
– Są rodzice? – zapytał, a
dziecko pokręciło głową, patrząc na niego ni to zdziwione, ni zawstydzone. Może
nawet trochę przestraszone.
To mój brat – brzęczało w głowie
Aleksa. Cholera, pomyślał, odwracając
wzrok na drzwi wyjściowe z kamienicy, to
naprawdę mój brat.
Nie wytrzymał. Odwrócił się
i tak po prostu odszedł, żałując, że w ogóle wpadł na pomysł by tu przyjechać.
Że posłuchał Krzycha i poznał tego dzieciaka (fakt, że wcale nie znał jego
imienia w ogóle się dla niego nie liczył). Zapadł się w połach swojej kurtki,
gdy wyszedł na zimne, prawie już zimowe powietrze. Odetchnął, a jego twarz
owiała gorąca para.
– I jak? – Usłyszał.
To była jego wina, stwierdził Aleks patrząc
na mężczyznę, który zerkał na niego dość niepewnie, jakby z troską. W jednej
chwili w Białeckim coś zawrzało, miał ochotę podejść i przyłożyć Krzysztofowi,
złapać go za fraki, przycisnąć jego czterdziestoletnie cielsko do ściany, a
później tak po prostu je zlać. Gdyby go nie ciągnął, gdyby nie naciskał, Aleks
w życiu by tu nie przyjechał! Nie zobaczyłby tego cholernego dzieciaka, a jego
sumienie byłoby spokojne i nienaruszone.
– Mam brata – odpowiedział
cicho, dopiero jednak gdy wypowiedział te słowa na głos, nie tylko w głowie,
zdał sobie sprawę jak to absurdalnie brzmiało… Niedorzecznie, a zarazem też
przerażająco, bo dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, że ten dzieciak nie
ma wcale życia usłanego różami. – I… – Nagle wsunął dłoń w swoje przydługie
włosy, nie zdając sobie nawet sprawy, jak bardzo bezradnie wyglądał. – Tak nie
powinno być. Ci ludzie nie powinni mieć więcej dzieci. Czemu się tym nikt nie
zajmie? – zapytał nagle Krzysztofa, a ten popatrzył na niego jakby ze współczuciem.
– To… – zaczął mężczyzna
powoli i nagle urwał. – To będzie sporo pracy, ale mogę pomóc. Myślę, że można
byłoby odebrać im dziecko – dodał, wsuwając dłonie w kieszenie swojego płaszcza.
Aleks spojrzał na niego zdziwiony, przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć.
Zabrać im dziecko? I co później zrobić? Sam miałby zacząć się nim zajmować? To
niedorzeczne!
– Muszę sobie to przemyśleć
– uciął, nie chcąc już o tym rozmawiać. Jedyne czego w tamtej chwili pragnął,
to znalezienie się w swoim mieszkaniu.
***
Mieliśmy się umówić – ta
wiadomość sprawiła, że po jej przeczytaniu Aleks zapomniał o całym Bożym
świecie, nawet o bracie, który przez cały dzień zaprzątał mu myśli. Przełknął
ciężko ślinę, skupiając wzrok na okienku wiadomości fejsbukowej. Poczuł
przyjemny dreszcz przebiegający mu po plecach i serce coraz silniej łomoczące
mu w piersi. Ani przez chwilę nie pomyślał, że zachowuje się jak nastolatek, a
przecież nastolatkiem dawno już nie był – przynajmniej tak sobie wmawiał. Traktował
się jak dorosłego, całkiem ogarniętego mężczyznę… któremu nie chce się nic
zrobić ze swoim życiem, ale to akurat bardzo mały szczegół.
Jestem chętny – odpisał szybko, zupełnie
jakby bał się, że Maciej zaraz się rozmyśli. Nawet wkradła mu się literówka, za
co miał ochotę walnąć głową w ścianę. Nigdy nie lubił pisać z błędami, zawsze
starał się, żeby jego wypowiedzi miały ręce i nogi, a tu, przy rozmowie z takim
facetem, nie potrafił nawet zapanować nad krótkim stwierdzeniem.
Patrząc na monitor pogłaskał
szybko gładkie futerko Demona (nie zrobił tego zbyt delikatnie), który
niezadowolony wysunął główkę spod jego palca i odsunął się, jeszcze mierząc go
swoimi czerwonymi oczkami, jakby właśnie usiłował rzucić na niego klątwę.
Szczur bardzo często się obrażał, miał ego jak książę perski, ale właśnie to
sprawiało, że Aleks tak bardzo go lubił. Był wyjątkowy.
Na odpowiedź Macieja trochę
się naczekał. Pięć minut. Później kolejne pięć i następne, ale wiadomość
zwrotna nie przychodziła. Pojawiła się tylko informacja, że to co napisał mu
Aleksander zostało odczytane i… to wszystko. Białecki nagle prychnął zły i
wstał, kierując swoje kroki od razu do kuchni. Nie lubił być ignorowany, w
szczególności nie przez takiego faceta, a, cholera, trzeba przyznać, że Maciej
wpadł mu w oko. Złapał za butelkę coli i odkręcił ją z charakterystycznym
świstem uciekającego gazu. Nie miał co ze sobą zrobić, więc sięgnął po to, co
stało najbliżej na blacie, a był to napój. Nalewając go do szklanki przyjrzał
się żółtemu znaczkowi sieci sklepów Biedronka. Gdy brał pierwszy łyk, próbował
się skupić na rozszyfrowaniu tajemniczego składu coli, jednak wystarczyło
tylko, że ciszę w mieszkaniu przerwał charakterystyczny dźwięk nadchodzącej
wiadomości z fejsbuka, a on już odstawił szklankę i ruszył do laptopa.
Drink jutro o dwudziestej. Jesteś chętny? – brzmiała odpowiedź zwrotna. Aleks przełknął ślinę, czując
jak wszystko mu się w żołądku skręca ni to z nerwów, ni to z podekscytowania.
Tak – odpisał szybko, jakby się
bał, że Maciej zaraz się rozmyśli.
– Ja pierdole – sapnął i
opadł na oparcie swojej wersalki. Sam nie wierzył co się z nim działo, już nie
mógł doczekać się tego spotkania. Ostatecznie stwierdził, że zachowuje się jak
nastolatek, ale uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę, że tak właśnie
zawsze zaczynało się zauroczenie kimś. Przeżywał to ostatni raz mając
kilkanaście lat i już zapomniał, jakie to uczucie. Dość przyjemne, trochę
niespokojne, dziwne.
W pewnym momencie rozległ
się pierwszy akord jednej z piosenek The Offspring. Białecki nie od razu na to
zareagował, siedział przez chwilę, uśmiechając się do ekranu monitora
głupkowato i czytając co pisał mu Maciej. Mieli się spotkać jutro przy jednym z
McDonaldów w ich mieście, a, trzeba zaznaczyć, nie było ich tu zbyt wiele,
jedynie dwa. W końcu, co Aleks zawsze powtarzał, mieszkał w dziurze zabitej
dechami. Jedyne dobre, co tu można było kupić, to bilet do większego miasta.
Dopiero po chwili
zreflektował, że dzwoni mu telefon. Podniósł się ciężko z westchnieniem i
zaczął rozglądać po pomieszczeniu. Nie miał pojęcia, gdzie rzucił komórkę, więc
szukał jej po omacku, idąc za dźwiękiem, a wskazywał on na górę ciuchów w
przedpokoju. Aż jęknął, gdy zdał sobie sprawę, że czasem naprawdę warto jest
odkładać rzeczy na swoje miejsce. Przykucnął przed niezidentyfikowaną kupką
wszystkiego – kurtek, bielizny, spodni, koszulek i bluz – i w tym momencie
dźwięk się urwał. Na szczęście dla biednego, poszkodowanego własnym lenistwem
Aleksa, telefon znów się rozdzwonił, ułatwiając mu poszukiwania. Znalazł go po
długiej chwili, przeklinając po drodze każdą rzecz, którą musiał odrzucić na
bok, by dotrzeć do spodni z komórką w kieszeni.
– Halo? – odebrał, dobrze
już wiedząc, że po drugiej stronie połączenia był Krzysztof.
– Cześć – powiedział
mężczyzna tym swoim cichutkim, denerwującym głosikiem. Mówił bardzo cicho,
takim tonem, jak gdyby miał zaraz paść na podłogę trupem. – Jak się czujesz? –
zapytał, a Aleks aż opadł pośladkami na posadzkę. Jasne, Krzychu często pytał
go o samopoczucie. I jasne – czasem też do niego dzwonił, jednak wtedy
zazwyczaj po prostu umawiał się z nim na seks. A na następne spotkanie byli
umówieni.
– Ja? No… – odchrząknął,
teraz to on brzmiał jakby umierał – dobrze – powiedział już pewniej.
– Skontaktowałem się z moim
prawnikiem – powiedział Krzysztof, a Aleks wpatrzył się w ścianę. Nie wiedział
jak ma zareagować, w końcu nie często ktoś mu pomagał. – Odebranie twojego
brata rodzicom jest jak najbardziej możliwe. Jeżeli chcesz. Mówiłem ci, że
możesz na mnie liczyć.
– Serio? – zapytał dość
podejrzliwie. Nie wiedział jak ma spojrzeć na tę sprawę. Krzysztof będzie
chciał czegoś w zamian? Na pewno – odpowiedział sobie szybko w myślach – nie ma
nic za darmo.
– Tak. Pomogę ci.
– Nie zrobię w łóżku nic
obrzydliwego – odparł nagle Aleks, bojąc się, że to wszystko może mieć drugie,
dość nieprzyjemne, dno.
– Nie chcę nic! – Krzysztof
prawie zapiszczał i chyba zdał sobie sprawę, że jego głos zabrzmiał dość
komicznie. – Nie chcę. Widzę, że się męczysz. Chcę pomóc.
– Zastanowię się jeszcze –
uciął, dobrze wiedząc, że nie mógł się na to zgodzić bez przemyślenia
wszystkiego. – Dzięki – mruknął, choć nie było to szczere. Jakoś nie potrafił
uwierzyć w jego dobre intencje.
***
Od samego rana padało.
Chmury zebrały się na niebie i nic nie wskazywało na to, żeby pogoda miała się
polepszyć, bo ani jeden promyk słońca nie mógł się przez nie przebić. Na ziemię
za to spadał rzęsisty deszcz, ale nic na zewnątrz nie zwiastowało zbliżającej
się zimy. Jesień chyba postanowiła zadomowić się dłużej, bo od kilku dni albo
lało jak z cebra, albo wiał niemiłosiernie zimny wiatr. To jednak najwidoczniej
nie przeszkadzało Aleksowi wpatrywać się w widok za oknem z szerokim uśmiechem.
Jego dobrego humoru, który trzymał go już od godziny ósmej (kto by pomyślał, że
Białecki obudzi się o tej nienormalnej porze bez budzika!), nie zepsuła ani
szarość za oknem, ani pozginane pod naporem wiatru łyse drzewa, ani nawet fala
parasoli na ulicach. A, trzeba dodać, Aleksander nienawidził takiej pogody,
zawsze uważał, że jesień wysysa z ludzi energię życiową.
Tym razem było inaczej i
wcale nie wpływał na to fakt, że Jasiek załatwił ich zespołowi koncert w jednym
z klubów. Energia rozsadzała Białeckiego od środka, właśnie dlatego we wczesne
popołudnie sączył ze swojego ulubionego, nieco obszczerbionego po boku
zielonego kubka w fioletowe słonie, herbatę zamiast kawy. Kawa w jego
podekscytowanym stanie mogłaby być śmiertelnie niebezpieczna, a przynajmniej
tak stwierdził Aleks.
Na porannej próbie szło mu
nad wyraz dobrze, nawet nie czepiał się o nic Jaśka, a Jasiek siedział ze
swoimi durnymi uwagami cicho. Mogłoby być lepiej? No oczywiście – wieczorem
idzie z Maciejem na drinka, a to już za kilka godzin. Wstał, sięgnął po
ziarenko dyni z woreczka i podał je siedzącemu na jego ramieniu Demonowi.
Zwierz odebrał jedzenie jakby mechanicznie, po czym zaczął je skubać, a Aleks
ruszył, dziwnie lekkim krokiem do salonu. Przeszedł nad wielką stertą
rozwalonych ubrań, których nie dane mu było ułożyć, bo jakoś nie potrafił
znaleźć na to czasu, mimo że spędził już godzinę na gapieniu się przez okno,
doszedł do wersalki i posadził na niej Demona. Sam zabrał się za dobieranie
ciuchów, a warto dodać, że nie miał zbyt różnorodnego wyboru. Jego ubrania
dzieliły się na czarne i szare, więc szafa (albo podłoga, bo szafa pełniła
jedynie funkcję dekoracyjną pokoju) prezentowała się dość monotonnie.
***
Wsunął dłoń w kieszeń
kurtki, a drugą zacisnął na drewnianej rączce parasola. Uśmiechnął się, patrząc
na długą, wąską uliczkę między odrestaurowanymi kamienicami. W każdym mieście
jest takie miejsce, taka właśnie stara, urokliwa uliczka, na której kwitnie
życie czy to przemysłowe (w końcu pełno tu różnej maści sklepów), czy to
towarzyskie. Kawiarnie, puby, kluby… Ludzie kręcący się w tę i z powrotem, bez
jednej konkretnej średniej wiekowej. I młodzi i starsi. Aleks zawsze uwielbiał
ten specyficzny klimat, który tylko bardziej się rozniecał w okresie
przedświątecznym, bo zawieszone nad brukowaną drogą świecące lampki dodawały
wszystkiemu ciepła i tej specyficznej magii. I nawet on, stary, zatwardziały
ateista, negujący wszystko co kościelne, wszystko co związane z jakimkolwiek
bóstwem, temu ulegał. Rozświetlona nocna uliczka, której deszcz tylko dodawał
więcej blasku, stawała się czymś czarodziejskim.
– Jesteś. – Usłyszał niski,
bardzo przyjemny głos tuż przy swoim uchu. Czyjś gorący, a może nawet palący
oddech owiał jego odsłoniętą skórę na karku. Czas dla Aleksa na chwilę stanął,
serce załomotało mocniej w piersi, gdy się odwrócił i spojrzał Maciejowi w
oczy.
– Cześć. No przyszedłem. –
Był z siebie dumny, naprawdę bardzo dumny, bo nie zająknął się, ani nie
zabrzmiał zbyt szczeniacko. Po prostu spotkanie koleżeńskie, mówił sobie w
myślach, gdy Maciej prowadził go schodami do jednej z bardziej ekskluzywnych
pijalni piwa, a on już wiedział, że zostawi tu całą swoją zawartość portfela.
A, niestety, nie było jej zbyt wiele.
Znaleźli się w bardzo
wąskim, ale urokliwym barze, z jedną ścianą całą przeszkloną, z której
rozpościerał się widok na ulubioną uliczkę Białeckiego. W tle przygrywała
bardzo przyjemna muzyka, ni to za głośna, ni za cicha, w sam raz do rozmów. Na
drewnianych stołach paliły się świeczki, rozświetlając swoim blaskiem całe
pomieszczenie, w którym panował półmrok. Jedynie bar, z młodą, śliczną
barmanką, był mocno podświetlony.
Maciej poprowadził go do
stolika tuż przy szybie. Wszystko wyglądało jak randka, myślał gorączkowo
Aleksander, zdejmując z siebie skórzaną kurtkę, na którą dawno już było zbyt
zimno. Przemoczony parasol oparł o ścianę, nie przejmując się, że powstaje pod
nim kałuża. Nim usiadł, wygładził jeszcze czarną koszulę, którą zapomniał
uprasować. Denerwował się.
– Wybierz coś, zamówię –
powiedział Maciej i podsunął mu wąską, zalaminowaną kartę menu. Aleks spojrzał
na listę piw i aż się przeraził. Poczuł się jak dziecko w sklepie z gadżetami
dla dorosłych, kompletnie zdezorientowany i przerażony.
– Wezmę to co ty – odparł i
uśmiechnął się lekko, postanawiając, że takie rozwiązanie będzie najlepsze.
– Ja zazwyczaj biorę St.
Bernardus, to belgijski browar – wyjaśnił, a Aleks tylko pokiwał głową, bo nie
miał pojęcia, co mógłby na to odpowiedzieć. Miał tylko nadzieję, że piwo wcale
nie będzie takie wstrętne i że jakoś je przełknie. Aby poznać odpowiedź, nie
czekał jednak długo i ostatecznie stwierdził, że trunek nie był taki zły.
– Dobre! – powiedział na
wyrost i uśmiechnął się do Macieja, mając nadzieję, że wyszło bardziej
kokieteryjnie niż zabawnie. Mężczyzna pokiwał głową.
– Mówiłem, piję tylko to co
dobre – mruknął mało skromnie i uśmiechnął się szeroko, prezentując całe swoje
idealne uzębienie. Aleks popatrzył na niego nieco maślanym wzrokiem, nawet nie
zdając sobie z tego sprawy. – I co u ciebie? – zapytał Maciej, ale zabrzmiał
tak, jakby wcale się tym nie interesował. Białecki jednak w ogóle tego nie
wyłapał, był zbyt podekscytowany ideą wieczoru – no bo przecież to musiała być
randka, innej opcji nie widział, żadne tam koleżeńskie spotkanie!
– Dobrze, mieliśmy dzisiaj z
zespołem próbę – pochwalił się. – I szło świetnie. A niedługo gramy koncert w
takim klubie, Beczkarnia, kojarzysz może? – zapytał z nadzieją. Piwo pił dość
szybko, prawie już kończył, w przeciwieństwie do Macieja, który wydawał się
delektować cierpkim, gorzkim smakiem.
– Słyszałem – powiedział i
tym razem Aleks dostrzegł już skrzywienie. No tak! Ależ był głupi, Maciej
przecież pochodził z wyższej klasy.
On nie chadzał do tak niszowych miejsc. Białecki poczuł się nagle jak jakiś
błazen, Maciej pewnie nawet za takiego go już miał. Miał wrażenie, że jeszcze
chwila, moment, a spali się na tym bardzo niewygodnym, drewnianym krześle.
– No. To tam gramy –
powiedział, tracąc rezon. Maciej pokiwał głową, milczał przez chwilę aż nagle
pochylił się do Aleksa i złapał go za dłoń.
– Podobasz mi się – rzucił,
na co Aleksander aż otworzył szeroko oczy. Przełknął ślinę i uśmiechnął się
dziwnie rozmarzenie.
– Ty mi też.
– Idziemy do mnie? – padło w
końcu pytanie, a Białecki nawet nie pomyślał o tym, że rozmawiali góra pół
godziny i już pojawiła się taka propozycja. Wszystko wydawało mu się normalne,
a Maciej jeszcze przystojniejszy niż go zapamiętał. Kiwnął więc głową, czując
kumulujące się w podbrzuszu podniecenie.
***
Było świetnie. Najlepiej –
nigdy jeszcze nie przeżył tak silnego orgazmu i to dwukrotnego, myślał, idąc do
domu na dziwnie miękkich nogach. Chciał zostać na noc u Macieja, ale ten mówił
mu, że ma jeszcze sporo pracy, a Aleks wcale nie wziął tego za mało dyskretną
wymówkę i próbę jak najszybszego spławienia go. W końcu był seks, Białecki
wypiął mu się tak, jak Maciej sobie tego życzył, nie miał więc powodów, by
trzymać go dłużej.
Ale Aleksander tego w ogóle
nie widział, był zauroczony mężczyzną, jego głosem, ruchami i nieskazitelnym
wyglądem. No i oczywiście też osiągnięciami Macieja: mieszkał w naprawdę
pięknym, a przy okazji też zapewne bardzo drogim mieszkaniu, miał samochód
prosto z salonu i zapewnioną przyszłość w firmie otwartej na zachodnie rynki.
Czego chcieć więcej? Aleksandrowi to wystarczyło i nawet nie zastanawiał się
nad sobą, gdzieś w głowie krążyła mu myśl, że zachowuje się jak nastolatek, a
ma już przecież dwadzieścia cztery lata na karku, jednak skutecznie te głosy
rozsądku ignorował.
Wszedł do swojego mieszkania
z głupawym, rozmarzonym uśmiechem na ustach. Rzucił się na kanapę i wpatrzył
zadowolony w pożółkły sufit. Już wiedział, że tej nocy długo nie będzie mógł
zasnąć, a jego bolący tyłek wcale nie miał z tym nic wspólnego.
Aleks to dziwka. Daje się ponosić emocjom, jest egoistą i żyje w swoim własnym świecie, ignorując rzeczywistość. Krzysztof nie lepszy. Facet - ciepłe kluchy, chociaż to i tak tylko pewnie pozory. Gdyby rzeczywiście miał taki słaby charakter, to nie trzymałby Aleksa jako utrzymanka. Sugar daddy się znalazł, kurde, kiedy się dowie o słodkim "romansie" z Maciejem, to zmieni podejście do swojego kochanka. Jasiek jedyną nadzieją na uratowanie Aleksandra, serio. Dziwnie to zabrzmi w stosunku do niego, ale jest on cudowną ostoją normalności. Wiem, że wylała teraz 100 litrów jadu, ale wbrew pozorom, strasznie mi się podoba to opowiadanie! Życzę weny i czasu. Już nie mogłam się doczekać :)
OdpowiedzUsuńCzytam ten komentarz z dwuletnim opóźnieniem, ale jakże się cieszę, że ktoś pomyślał o postaciach w identyczny sposób jak ja :)
UsuńMaciek taki fajny, taki wspaniały, taki seksowny, taki idealny... A tak naprawdę chciał tylko przelecieć Aleksandra. Zgadzam się z komentarzem wyżej... Aleks okazał się dziwką. Żal mi trochę Krzycha.. Bo on chce dla chłopaka jak najlepiej, owszem jest nudny, obleśny ale... taki jest. No i jako jedyny (takie w tej chwili odnoszę wrażenie) martwi się o Aleksa. Współczuję również bratu, ciekawe co Aleksander z nim zrobi. Może za jakiś czas dorośnie, znajdzie pracę, ogarnie swoje życie i zaadoptuje brata? Mam dziwne wrażenie, że w tym pomoże mu nie kto inny, a Jasiek.
OdpowiedzUsuńCóż nie mogę się doczekać następnego rozdziału i mam nadzieję, że ten "kryzys" z weną i chęcią do pisania był tylko chwilowi oraz szybko wstawisz kolejny rozdzialik Dzieci Ludwiczka. Albo Akademika, jeśli naszła by Cię ochota <3
Tak więc niech mnóstwo weny na Ciebie spłynie ^^
Pozdrawiam i życzę dużo weny♥
Przyznam, że zanim zabrałam się za nowy rozdział, musiałam chociaż pobieżnie przeczytać poprzedni... ale to nic ^^ Fajnie, że jest coś nowego ;)
OdpowiedzUsuńI Maciej chyba mi od początku śmierdział. W sensie, że odrobinkę oczywiste były jego zamiary, ale normalnie, aż się skrzywiłam na jego zachowanie w kawiarni. I biedny, naiwny Aleks... no nawet ja mam bardziej realne podejście do życia ^^
Zastanawia mnie jednak postać Krzysztofa. Nie potrafię go rozgryźć. Czy chodzi o to, że coś go ciągnie do Aleksa? Czy może jest kompletnie samotnym facetem, który totalnie nie ma co robić ze swoim życiem, dlatego tak pomaga chłopakowi? Dziwny, zdesperowany facet-porażka?
Kurcze, on jest taki... dobry. Aż go szkoda, że tak się marnuje z facetem za kasę(żeby nie powiedzieć "dziwką"), skoro pewnie mógłby znleźć kogoś normalnego.
Oh.. tak bardzo proszę o wskazówki ^^
Co do brata to... wow... Bardzo nieciekawa sytuacja. Takie dzieciaki naprawdę mają pod górkę od początku, jakby normalnie same się na to pisały... I oczywistym jest, że należałoby coś z tą sytuacją zrobić. Ale.. dom dziecka, czy życie z bratem, którego się nawet nie zna. Który zarabia na wszystko pieprząc się z facetami?
To opowiadanie jest naprawdę... poruszające wiele tematów. Genialnie ^^
I co do zamiatania pustyni to... tak bardzo się zgadzam. ^^
Życzę powodzenia ze wszystkim i trzymam kciuki za sesję i w ogóle (choć chyba już po niej, hmm? )
Pozdrawiam ;)
Ojej, ale się miło zaskoczylam ^_^ Nie spodziewałam się nowego rozdziału, a tu proszę...
OdpowiedzUsuńCiekawe, ciekawe, co będzie z tym dzieckiem... W ogóle lubię Twoje opowiadania m.in. za to, że tak zgrabnie poruszasz trudne tematy. No i za bohaterów! :D
Powodzenia w dalszym pisaniu!
Dobra! Ocknijcie się tak zachowują się geje... w życiu nie ma jak w ckliwym yaoicu. Chłopaki się nie szczypią. Jak dla mnie jest tu realizm. Może i Alex jest egoistą i pokazuje się z płytkiej strony ale tak robi połowa społeczeństwa. U mnie masz plusa za prawdziwą postać a nie wyidealizowanego pedałka. Jeśli ktoś urażony to czekam niech posypią się hejty :3
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńdroga autorko postanowiłam napisać coś tutaj, a dokładniej chodzi mi o jedną sprawę, otóż chodzi o to, czy byłby jakiś możliwy kontakt z Tobą, ze względu na sprawę ze zmianami blogera, bo niestety nie chciałabym mieć problemu z dostępem tutaj...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Napisz do mnie przez fanpejdża na facebooku. :)
UsuńMam pytanie: kiedy pojawi się jakiś nowy rozdział opowiadania "Akademik"?
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwięc jednak naprawdę ma brata, ha spotkanie z Maciejem skończyło się w jego mieszkaniu, tylko czy traktuje go jako tako jakąś zabawę, czy jednak coś więcej, Krzychu chce mu pomóc z zabraniem brata od rodziców..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia