Tym, którym zaczęły się wakacje, życzę wypoczynku i spędzenia wolnego czasu dokładnie tak jak chcecie. A pracującym wytrwałości i niewykańczających upałów. :) Jeżeli o mnie chodzi, to uwielbiam lato. Mam nadzieję, że w moim przypadku wolne dni zaowocują w nowych, lepszych opowiadaniach. ;)
Edit:
Zmieniłam trochę playlistę. Ze statystyk widzę, że często ją odpalacie, jeżeli więc brakowałoby Wam jakiegoś utworu albo mielibyście propozycje, co mogłabym do niej dodać, piszcie! :)
Sprawdzały Ekucbbw. i Oni.
Edit:
Zmieniłam trochę playlistę. Ze statystyk widzę, że często ją odpalacie, jeżeli więc brakowałoby Wam jakiegoś utworu albo mielibyście propozycje, co mogłabym do niej dodać, piszcie! :)
Sprawdzały Ekucbbw. i Oni.
Niefortunne spotkanie
Uśmiechnął
się pod nosem, patrząc na uśpioną twarz Jasia przyciskającego
policzek do jego poduszki, którą też nieco obśliniał. Na pewno
mu to rano wytknie, postanowił i podniósł się. Nerwowe poruszanie
się podczas snu i pochrapywanie również, pomyślał z
rozbawieniem. Chociaż musiał przyznać, że te wszystkie rzeczy,
które Janek robił podczas snu, były całkiem urocze. I mimo że
nigdy nie zastanawiał się, jak Schneider wygląda śpiąc, teraz
już wiedział, że był to całkiem przyjemny widok. Nawet jeśli
wliczało się do tego wszystkie zabawne odgłosy, które przy tym
wydawał. Każde jego chrapnięcie, mlaśnięcie i sapnięcie
wywoływało szeroki uśmiech ni to rozczulenia, ni rozbawienia na
ustach Aleksa.
Sam
Białecki, mimo że próbował, kompletnie nie mógł zasnąć. Kiedy
więc już trochę znudziło mu się patrzenie na pogrążonego we
śnie Janka (co jak co, ale psychopatą nie był, ile można było
oglądać kogoś podczas snu?), podniósł się z kanapy. Jak zawsze
w bezsenne noce, najpierw podszedł do klatki szczurów, a Demon,
który go usłyszał, wysunął pyszczek ze swojej norki. Białecki
najciszej jak potrafił, w końcu nie chciał obudzić Janka, wyjął
zwierzaka i posadził go sobie na ramieniu.
Niestety,
ale problemy ze snem nie przeszły mu nawet w obecności Schneidera.
Chyba po prostu nie był bohaterem żadnego bestsellerowego romansu,
w którym to miłość jest lekarstwem na wszystko. W jego przypadku
niemożność zaśnięcia tylko się pogłębiła, nie czuł nawet
lekkiego zmęczenia. Serce mu podchodziło do gardła na samo
wspomnienie wydarzeń sprzed kilku godzin, a w głowie kłębiła się
chmara niepoukładanych, chaotycznych myśli. Paradoksalnie (w końcu
zostało mu jakieś pięćset złotych na koncie, a on nawet nie
rozglądał się za pracą), nienawidził nie wiedzieć, na czym
stoi. A teraz naprawdę nie miał pojęcia, gdzie się znajduje i jak
ułoży się jego najbliższa przyszłość.
Wchodząc
do kuchni, położył demona na stole, by po chwili dać zwierzęciu
kawałek marchewki. Sam jednak sięgnął po schowaną w szafce z
herbatami paczkę papierosów. Wyciągnął jednego i odpalił.
Zalewający płuca dym momentalnie go uspokoił.
Niech
się dzieje, co chce. Tyle razy już dostał po tyłku, że teraz
zniósłby już chyba wszystko, pomyślał.
Na
myśl, że za ścianą w jego pokoju i w jego łóżku leżał
Jaś, aż uśmiechnął się głupio pod nosem. A jeszcze niedawno
gdyby mógł, rozerwałby tego szczyla gołymi rękami. Życie bywa
przewrotne.
***
–
Czasem mnie przerażasz. – Spojrzał na Remka, który siedząc pod
ścianą z gitarą, patrzył na niego z lekkim zdziwieniem.
– Hm?
– Udał, że wcale nie rozumie, o co chodzi, po czym wrócił do
strojenia swojego instrumentu. – Czym niby? – burknął pod
nosem, obiecując sobie w duchu, że już więcej nie będzie się
uśmiechać do siebie jak idiota. Kątem oka zerknął na Janka,
który na komentarz Remka parsknął cicho z rozbawieniem, nie
odrywając jednak wzroku od ekranu telefonu.
Remigiusz
westchnął ciężko, dając jasny znak swojej kapitulacji. W końcu
nie miał o co się czepiać Aleksa; dzisiaj na próbie był
nadzwyczaj miły, nikogo nie krytykował, słuchał, a na dodatek
ciągle uśmiechał się do siebie jak głupi. Remek musiał udawać
też, że wcale nie widział, zapewne zdaniem Białeckiego
ukradkowych spojrzeń w kierunku Janka. Schneider zresztą również
nie pozostawał bez winy, sam zerkał co chwilę na Aleksa. Remigiusz
nie był głupi, potrafił wyczuć, kiedy coś się działo. A teraz
działo się na pewno i właściwie to chyba nie powinien jakoś
szczególnie się obawiać. Najważniejsze, żeby ta dwójka nie
miała ochoty powybijać siebie nawzajem, a skoro stosunki między
nimi miały się tak dobrze (nawet jeśli Remek nie miał pojęcia,
co było powodem tej radykalnej zmiany), to nie mógł narzekać.
–
Jest pizza – oznajmił Adam tym swoim zmęczonym głosem, wchodząc
do garażu z dwoma dużymi pudłami parującego ciasta. Remigiusz,
który już od godziny męczył swoją mantrę o tym, jak to bardzo
jest głodny, spojrzał na perkusistę szeroko otwartymi,
błyszczącymi oczami.
–
Wreszcie! – sapnął i podszedł do niego szybko, zupełnie jakby
się bał, że ktoś może zabrać jego porcję. Aleks zaśmiał się
pod nosem i odłożył gitarę. Musiał przyznać, że ta próba
zaliczała się do jednej z najprzyjemniejszych. Była taka luźna,
bez niepotrzebnych kłótni, dogryzania i nerwowości. Oczywiście
nawet nie pomyślał, że głównym sprawcą tych wszystkich
problematycznych momentów był on sam.
Z
drugiej strony nie mógł zaprzeczyć, że fundator jego dobrego
humoru siedział tuż obok. Aleks wciąż jednak nie potrafił
uwierzyć w to, co się stało zaledwie kilka godzin temu. Czuł się
absurdalnie szczęśliwy, momentami miał wrażenie, że jeszcze
chwila, a wszystko okaże się głupim żartem albo jego własną
projekcją.
Ale
nie. Tak nie było, a Janek tylko go w tym przekonaniu utwierdził.
Właśnie podnosił się z podłogi, zerkając jednocześnie w stronę
Aleksa z głupawym uśmiechem. Białecki aż się na niego zapatrzył,
bo to przecież niewyobrażalne, jeżeliby brać pod uwagę jankową
postawę „wiem-wszystko-jestem-najlepszy”. Czasem starał się
zadzierać głowę wyżej, niż był w stanie, a teraz uśmiechał
się jak jakaś trzpiotka.
Cholera.
Aleks aż zagryzł wargę, odwracając wzrok na Remka, który właśnie
próbował upchnąć sobie do ust cały kawałek pizzy. Tak to
wszystko się dla niego skończy? Będzie happy end rodem z
Hollywoodzkich produkcji? Aż nie potrafił sobie tego wyobrazić, to
wszystko szło w zbyt dobrym kierunku. Kiedyś wreszcie coś musi się
zepsuć, życie już go przecież nauczyło, że zawsze jest ten
jeden, jedyny moment, przez który nagle zdajesz sobie sprawę, że
szczęście jest krótkie.
I co?
Będą razem? Czego miał oczekiwać?
– Bo
ci się mózg przegrzeje – usłyszał z boku. Zamrugał, powracając
myślami do ich małego studia. Spojrzał na Janka, który właśnie
zabierał się za pizzę. – Chodź, bo zaraz Remigiusz wszystko zje
i później to ty będziesz narzekać – powiedział, a Aleks
wzruszył ramionami, po czym podszedł do małego, kwadratowego
stolika, na którym leżał karton z jedzeniem.
Może
nie powinien wybiegać myślami aż tak daleko w przyszłość?
Zawsze miał problem z cieszeniem się z małych rzeczy. A miniona
noc i poranek na pewno były niezwykle przyjemne.
Złapał
za taboret stojący nieopodal, by przysunąć go do stołu.
Oczywiście tylko przypadkiem wybrał miejsce obok Janka, oficjalnie
było mu obojętne, gdzie miał usiąść. Schneider zresztą nie
wydawał się z tego faktu niezadowolony, przysunął nawet pod nos
Aleksa pudełeczko z ostrym sosem meksykańskim, nie spostrzegając
uważnego wzroku Remigiusza.
–
Zaraz się ze sobą skleicie – rzucił chłopak, nie mogąc się
powstrzymać od komentarza. Całkiem go ten widok bawił. W
szczególności, że jeszcze miesiąc temu ta dwójka byłaby prędzej
skłonna wydrapać sobie oczy niż dzielić się sosami i wymieniać
nad pizzą całkiem romantyczne spojrzenia.
–
Uważaj, żebyś po tej pizzy problemów z żołądkiem nie miał –
odwarknął Aleks, który trochę się zawstydził na ten komentarz.
Wciąż liczył na to, że koledzy nie zauważyli żadnych zmian.
Choć z drugiej strony był wprost przekonany, że tego nie dało się
nie zauważyć. Cholera, za dobrze już go znali.
–
Gdybyś ty się ich nabawił, to Janek pewnie by ci brzuszek
wymasował – zażartował Remigiusz, zaczynając się rozkręcać.
Jaś słysząc ten przytyk, aż zakrztusił się pizzą.
Najwidoczniej nawet Schneider nie był przygotowany na takie docinki
ze strony Remka.
Aleks
nie zastanawiając się nad niczym, od razu zaczął klepać Janka po
plecach. Chłopak zrobił się nieprzyjemnie czerwony na twarzy,
jednak już po chwili udało mu się odkaszlnąć.
–
Żeby ciebie zaraz masować nie trzeba było – odwarknął groźnie
Aleks, a Remek już wiedział, że to jest ten moment, aby wykonać
taktyczny odwrót. Dobrze znał Białeckiego i jego limit, jeżeli
więc nie chciał się z nim pogryźć i utrzymać tę rozmowę
jedynie na stopie koleżeńskich żartów, musiał teraz przerwać.
– No
już, już. Żartuję tylko – powiedział, uśmiechając się do
nich szeroko, z kawałkiem oregano pomiędzy przednimi zębami.
–
Dobra pizza – padło w pewnym momencie ze strony Adama, na którym
zatrzymały się oczy pozostałej trójki członków zespołu. Na
chwilę zapadła pełna zdumienia cisza, którą ostatecznie
przerwało parsknięcie Remigiusza.
–
Adaś jak zwykle w formie – skomentował z rozbawieniem.
–
Dzisiaj naliczyłem już cztery zdania – dodał Jaś, a atmosfera
momentalnie się rozluźniła. Nawet Adam uśmiechnął się pod
nosem.
–
Kiedyś będzie więcej – dodał, na co Aleks zagwizdał z
prawdziwym uznaniem.
–
Wierzymy w ciebie, Adaś!
Uwielbiał
ich. Może i był dzisiaj dość patetyczny, lał miłością na lewo
i prawo, ale nie wyobrażał sobie innego składu ich zespołu.
Dogadywali się ze sobą świetnie, no i właściwie to w pewnym
sensie tworzyli coś na pozór rodziny. Jedynej rodziny, nie licząc
Piotrka, jaką Aleks posiadał.
Kiedy
kończyli już jeść, odgłosy pomlaskiwania i luźnej pogawędki
przy jedzeniu przerwał dźwięk jasiowego telefonu. Schneider od
razu sięgnął po komórkę, a gdy już ją wyciągnął, rzucił
krótkie spojrzenie na jej ekran. Aleks też nie potrafił sobie tego
odmówić, kiedy jednak dostrzegł na nim napis „Bartek”, coś aż
się w nim zagotowało.
–
Sorry na chwilę – rzucił Schneider, wstając od stołu i szybkim
krokiem ruszył do wyjścia z garażu, odprowadzany uważnym wzrokiem
Białeckiego.
– No
już, już, bo zaraz go zeżresz – skomentował Remigiusz, jednak
tym razem Aleks nawet się nie przejął komentarzem. Miał ochotę
ruszyć za Jankiem, żeby podsłuchać całą rozmowę z Farbowanym.
Siedział przez chwilę spokojnie na miejscu, walcząc ze sobą, żeby
nic nie zrobić. Nie chciał dać Schneiderowi znaku, że był
zazdrosny. A był, cholernie! Nie pamiętał już, żeby kogokolwiek
tak nie znosił jak tego przeklętego Bartka.
Minuty
mijały, a Jaś wciąż nie wracał. Aleks kompletnie stracił już
ochotę na dojedzenie swojego kawałka pizzy, ciągle tylko zerkał
na zegarek, odliczając czas. Kiedy był już na skraju wyczerpania,
drzwi od garażu wreszcie się otworzyły, a do środka wszedł
zziębnięty Janek. No bo oczywiście tak biegł, żeby porozmawiać
z Bartkiem, że nawet kurtki zapomniał, skomentował w myślach
Białecki.
–
Hej, ja będę musiał już spadać – rzucił. – I tak już
kończyliśmy, nie? – zapytał.
– W
sumie to tak – odparł Remek, wzruszając ramionami.
–
Dobra, to ja się zwijam – oznajmił, a Aleks śledził jego ruchy
z mocno zmarszczonymi brwiami. Starał się jak mógł, ale nie
potrafił odgonić wzbierającej w nim zazdrości. Czego ten
Farbowany chciał od jego Jasia? – Aleks, jak chcesz, to cię
odwiozę – padło w pewnym momencie, a Białecki aż drgnął.
– I
masz czas, żeby mnie odwieźć? – zapytał z kpiącym
powątpiewaniem. Głos całkowicie go zdradził, tylko głupi mógłby
nie wyczuć, że był cholernie zły. Jaś słysząc jego ton na
moment aż zamarł przy zapinaniu futerału od swojej gitary.
– Mam
– odparł z łagodnym uśmiechem. – Zabieraj się – dodał,
wracając do przerwanej czynności.
***
–
To... kto do ciebie dzwonił? – Wiedział, cholera jasna, wiedział,
że w końcu nie wytrzyma i zada to pytanie. Czasem miał ochotę
odgryźć sobie język i zakopać go kilka metrów pod ziemią, tak
dla bezpieczeństwa. Dlaczego nigdy nie korzystał z jednej, ale
jakże prostej i ułatwiającej zasady: „najpierw pomyśl, potem
mów”?
Nie
chciał wyjść na jakąś zazdrosną siksę. Przecież jeszcze
między nim a Jasiem nic nie było, to tylko jedna wspólna noc i
trzy orgazmy. Ale mimo to na samą myśl, że Schneider teraz tak się
spieszy przez tego białego pacana, robiło mu się niedobrze ze
złości.
Janek
zerknął na niego kątem oka, podkręcając ogrzewanie w
samochodzie. Nie odpowiedział od razu, najpierw przygotował się do
jazdy; zapiął pas i odpalił silnik.
–
Bartek. – Padło wreszcie, a Białecki aż zgrzytnął zębami.
Janek powinien dostać absolutny zakaz wypowiadania tego imienia.
–
Czego chciał? – kontynuował swój zwiad, już nie zastanawiając
się nad tym, że wcale nie jest dyskretny. I że daje teraz Jankowi
niezły popis swojej zazdrości. Schneider aż zmarszczył brwi, a
jego usta wykrzywiły się w pełnym rozbawienia grymasie. Wiedział,
co właśnie się kroiło i dlaczego Aleks zadawał mu te pytania.
Jak na razie jednak nie chciał tego przerywać. Całkiem ciekawe,
jak daleko Białecki się posunie w tej swojej zazdrości, która, co
Jaś musiał przyznać, była cholernie urocza. Oczywiście na tyle,
na ile uroczy może być ktoś pokroju Aleksandra.
–
Muszę do niego wpaść na moment – odparł, doskonale wiedząc, że
tylko dolewa oliwy do ognia. Przyjemnie mu się jednak oglądało ten
płomień i jak na razie nie miał ochoty go gasić. A w Białeckim
aż wrzało.
–
Dzisiaj? – Och, Boże, Aleks z chęcią zmiażdżyłby teraz czyjąś
twarz. Najlepiej, żeby była to twarz jakiegoś farbowanego kretyna.
– No,
na to wygląda – odparł Jaś, który najwidoczniej tak zaangażował
się w podjudzanie Białeckiego, że zapomniał już o ruszeniu z
parkingu. – Muszę mu coś podrzucić. I chciał, żebym rzucił na
coś okiem. – Przed oczami Aleksa momentalnie pojawił się Bartek
w samych slipkach. Wyobraźnia od razu podsunęła mu, co takiego
Farbowany chciał pokazać Jaśkowi.
– Nie
zerwaliście? – wypalił i nawet już nie pomyślał o tym, że
całe jego początkowe starania o dyskretne wypytywanie jasny szlag
trafił. Janek zresztą nie mógł już powstrzymać swojego
rozbawienia. Doszedł nawet do wniosku, że takie podpuszczanie
Aleksa nie jest wcale złe i że od czasu do czasu chyba będzie się
uciekać do tych metod.
– A
mam zerwać?
– I
co cię tak, kurwa, bawi? – burknął, zakładając ręce na piersi
i mierząc Janka krzywym spojrzeniem, czym wywołał u niego salwę
śmiechu. Schneider pokręcił głową i nagle pochylił się do
Aleksa. Pocałował go lekko w usta, by zaraz wrócić na swoje
miejsce.
– Nic
– odparł, cały czas uśmiechając się pod nosem, co Aleks
skomentował prychnięciem. Nie był jednak w stanie nic powiedzieć,
bo trochę go Janek wybił z pantałyku. Nie spodziewał się takich
gestów i... chyba w ogóle niczego się nie spodziewał. Odwrócił
wzrok na okno, a jego usta mimochodem wygięły się w lekkim
uśmiechu.
–
Kretyn – rzucił jeszcze, a Jaś przewrócił oczami.
–
Wracamy do starego, dobrego układu – skomentował, ale jego ton
głosu wciąż był dziwnie lekki i wesoły. Zjechał na ulicę i
dodał trochę gazu, bo przez te sceny zazdrości stracił już
trochę czasu, a jeszcze miał przecież odwieźć Aleksa. – Nie
musisz być zazdrosny – powiedział nagle, a Białecki zerknął na
niego zdziwiony.
– Nie
muszę...? – zapytał, sam nie wiedząc, jak ma to interpretować.
Janek pokręcił głową, nie odpowiadając mu już ani słowem.
Milczeli przez chwilę, aż wreszcie Schneider skierował ich rozmowę
na zupełnie inny tor, jasno dając mu do zrozumienia, że nie chce
rozmawiać o Bartku.
Ale
chyba to jedno zapewnienie Aleksowi wystarczyło. Nie dopytywał,
nawet jeśli wciąż czuł niepewność, to... to chyba powinien
cieszyć się chwilą.
***
Minęło
kilka dni, a sprawa odebrania Piotrka nabierała tempa,głównie
dzięki Krzysztofowi, który wszystko załatwiał i, co
najważniejsze, wcale nie chciał nic w zamian. A Aleks tylko słuchał
o postępach, odwiedził raz czy dwa brata, porozmawiał z
pracownikiem socjalnym i doszedł do wniosku, że to dla niego za
dużo.
Gdy
dowiedział się o umieszczeniu Piotrka w placówce, poczuł tak
ogromne wyrzuty sumienia, że aż miał ochotę wszystko odkręcać.
Sam nie wiedział, czy powinien cieszyć się z faktu, że wszystko w
tej sprawie postępowało szybko i bez zbędnego ociągania. Jednego
dnia przyjechał policjant, drugiego opieka socjalna i lekarz,
przeprowadzono zwiad środowiskowy i nagle się dowiaduje, że
Piotrek jest już w ośrodku.– Białecki? – zapytała starsza
kobieta z krótkimi, siwymi włosami. Kiwnął głową, rozglądając
się po pomieszczeniu wypełnionym jakimiś zabawkami i dziećmi co
chwilę snującymi się z kąta w kąt. Niby było tu dość
kolorowo, pstrokate ściany z motywem postaci z bajek, masa klocków,
lalek i samochodzików, włączony telewizor wyświetlający jakąś
kreskówkę, a przed nim dwójka małych chłopców, ale i tak czuł
tutaj ogromne przytłoczenie. To nie było wesołe miejsce, mimo że
na takie pretendowało.
–
Tak, dzwoniłem wczoraj – powiedział i uśmiechnął się. Kobieta
potaknęła szybko.
–
Oczywiście, pamiętam. Piotrek jest u siebie w pokoju – odparła.
– Chciałabym jednak zaznaczyć, że... to ogromna trauma dla
dziecka. Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby pański brat poczuł
się u nas jak najlepiej, ale myślę, że sam pan rozumie... nie
zastąpimy mu domu, chociażbyśmy chcieli.
Cholera,
mów mi dalej, przeklął w myślach i skrzywił się. Krzysztof
wspominał mu niedawno coś o tym, że Piotrek na czas rozwiązania
sytuacji mógłby trafić do Aleksa, jednak w takim wypadku kto by
się nim zajął? Tutaj będzie mu lepiej, dostanie ciepły, pożywny
obiad, ktoś przypilnuje go z lekcjami i odeśle o odpowiedniej
godzinie spać. U niego nie było warunków, a przynajmniej tak
właśnie przez cały czas sobie wmawiał.
–
Tak, zdaję sobie sprawę – burknął, wsuwając ręce w kieszenie
spodni. – A jak... no, z nim? – „Jak się czuje” wydawało mu
się cholernie głupim pytaniem.
–
Jest dość agresywny w stosunku do opiekunów i rówieśników –
powiedziała, a Aleks aż zmarszczył brwi, nie mogąc w to uwierzyć.
–
Piotrek? – zapytał, mając wrażenie, że mówią o zupełnie
innym dziecku.
–
Tak. To często się zdarza, dzieci muszą odreagować – wyjaśniła.
– Wczoraj pobił jednego chłopca, bo zabrał mu samochód z
klocków – dodała, a Białecki przeczesał nerwowo swoje ciemne, o
wiele już za długie włosy.
– To
prezent ode mnie – mruknął, chcąc jakoś brata wytłumaczyć. –
To... mogę się z nim zobaczyć?
–
Oczywiście. Piotrek cały czas o panu mówi – dodała z lekkim
uśmiechem, a Aleksa aż coś ścisnęło w gardle. Oczy mu się na
moment zaszkliły; kiwnął głową. – Schodami w górę i na prawo
– wyjaśniła, na co on, już nic nie odpowiadając, ruszył we
wskazanym kierunku. Czuł się trochę tak, jakby szedł na ścięcie.
Boże, on to zrobił własnemu bratu, kołatało mu w myślach, kiedy
znalazł się na piętrze i podszedł do uchylonych drzwi. Przystanął
przy nich, już mając je pchnąć, gdy nagle dobiegły do niego
odgłosy rozmowy.
– Nie
łam się, mnie też rodzice nie chcieli. – Usłyszał chłopięcy
głos, z pewnością nienależący do Piotrka. – Ty masz
przynajmniej brata.
–
Brat też mnie nie chce. – Aleks aż oparł się o ścianę.
Zrobiło mu się słabo. Zamarł w bezruchu, przysłuchując się
dalszej wymianie zdań.
–
Skąd wiesz?
– Bo
gdyby mnie chciał, to wziąłby mnie do siebie – burknął
Piotrek.
– To
podobno ciężkie – odpowiedział mu chłopak. – Przecież pani
Lila mówiła, że to nie tak, że nas nie chcą, tylko że niektórzy
ludzie sami się gubią w życiu.
– Sam
powiedziałeś, że cię nie chcieli – odwarknął mu młodszy
Białecki, a Aleks jeszcze nigdy nie słyszał u chłopca tak
wrogiego tonu. – To w końcu nie chcieli cię, czy się pogubili?
Jesteś tylko kolejnym niechcianym bachorem jak wszyscy tutaj. Równie
dobrze moglibyście zdechnąć i nikt by się nie przejął! –
krzyknął. Aleksander już dłużej się nie zastanawiając, pchnął
drzwi i wszedł do dość małego pokoiku, w którym znajdowało się
piętrowe łóżko i dwa biurka. Z przeciwległej ściany spoglądała
na niego krzywo namalowana farbami Myszka Miki, której jednak nie
poświęcił zbyt dużej uwagi.
–
Hej, hej, spokojnie – powiedział, samemu starając się opanować
swoje emocje. Spojrzał na chłopca siedzącego na okrągłej,
poduszkowej pufie. Miał śmieszne, ostro zakończone brwi, ale jakiś
taki przyjemny dla oka wyraz twarzy. Piotrek siedział na łóżku, a
leżący obok niego samochodzik z klocków lego nie umknął uwadze
Aleksandra. – Nie mów tak do kolegi, okej? – zapytał Aleks, nie
zastanawiając się nawet, kiedy i gdzie odkrył w sobie te pokłady
pedagogicznego podejścia do dzieci. Chłopiec ze śmiesznymi brwiami
popatrzył na Aleksa szeroko otwartymi oczami. – Cześć, jestem
Aleks – przedstawił się, wyciągając do dziecka dłoń. Był
starszy od Piotrka, mógł mieć jakieś dziesięć, może jedenaście
lat.
–
Marek – odparł i dość niepewnie uścisnął jego rękę. Starszy
Białecki uśmiechnął się i usiadł na dolnym łóżku, tuż obok
brata.
–
Jesteś współlokatorem Piotra? – zapytał pierwsze, co mu
przyszło do głowy. Cholera jasna, o czym gada się z dziećmi,
które trafiły do takiej placówki?
–
Mhm, jestem – powiedział i nagle wstał. – To ja... ja już
pójdę może – burknął i szybko wyszedł z pomieszczenia, trochę
speszony.
–
Przestraszyłeś go – usłyszał z boku. Spojrzał na Piotrka
bawiącego się poszwą swojej poduszki.
– Tak
myślisz? – zapytał. – Miał takie śmieszne brwi – dodał,
żeby trochę rozładować sytuację. Piotrek prychnął z
rozbawieniem, jednak zaraz się opanował i przywrócił na twarz
obojętny wyraz.
– To
przez te twoje kolczyki – burknął, a Aleks się zaśmiał.
– W
razie co będziesz mógł straszyć dzieciaki swoim bratem –
rzucił, chcąc rozładować atmosferę. Piotrek znów nie mógł
powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu. Wyraźnie od razu
odzyskał dobry humor, kiedy tylko zobaczył Aleksandra. – Naprawdę
myślisz, że cię nie chcę? – zapytał po chwili, przyglądając
się bratu uważnie. Głupi by zauważył, że coś naprawdę było
nie tak. Piotrek odkąd tu trafił, wydawał się stracić całą tę
swoją dziecięcą radość. Przygasł.
W
odpowiedzi wzruszył jedynie ramionami, nie przestając męczyć
poduszki. Aleks westchnął ciężko i pokręcił głową.
–
Mówiłem ci już, że będę z tobą, nie? – zapytał. –
Porozmawiam z twoją opiekunką i może na weekend gdzieś wyjdziemy?
– zaproponował, a Piotrek od razu jakby ożył. Podniósł na
niego swoje ciemne, momentalnie zainteresowane spojrzenie.
–
Wyjdziemy?
–
Mhm, gdzie chcesz?
–
Basen! Chcę do aquaparku! – krzyknął i aż podskoczył z
radości.
– No,
to pójdziemy do aquaparku. – Kiwnął głową, nie mając nawet
zamiaru dodawać, że niezbyt mu się takie wyjście widziało. Nie
umiał pływać i generalnie od zawsze bał się wody... Wystarczyło
jednak jedno zadowolone spojrzenie Piotra, żeby zmiękł. Trudno.
Najwyżej się utopi.
***
– Tak
czasem dzieci reagują – mruknął Krzysztof, który dość
karykaturalnie wyglądał w małej, zagraconej, aleksowej kuchni,
mając na sobie bardzo drogi, świetnie skrojony garnitur. W ogóle
Rudwiński nie pasował do mieszkania Białeckiego. Nie pasował do
jego życia. Aleksander nie miał pojęcia, co takiego wciąż
trzymało Krzycha przy nim, nie miał mu przecież nic do
zaoferowania. Nie interesował się muzyką klasyczną, teatrem czy
operą, nienawidził wina, które Krzysztof kochał, no i miał
naprawdę małą wiedzę o świecie. A jednak mężczyzna wciąż
utrzymywał z nim kontakt, mimo że już od dawna nie łączyło ich
nawet łóżko. – I tak nie jest źle. Piotrek wychował się w
patologicznej rodzinie, a mimo to, z tego co mówisz, nie przejawia
żadnych większych zaburzeń.
–
Stał się agresywny – burknął Aleks, opierając się o blat
stołu.
– To
też reakcja na zmianę środowiska – odparł Krzysztof i wzruszył
ramionami. Aleks mimo wszystko musiał przyznać, że mężczyzna nie
raz imponował mu nie tylko swoją wiedzą, ale również dystansem,
z jakim podchodził do niektórych tematów. Chociaż... przecież
sprawa Piotrka go nie dotyczyła, nic więc dziwnego, że zachowywał
zimną krew.
– Nie
wiem, może tak naprawdę nigdy go nie znałem – powiedział z
zastanowieniem. – Przy mnie jest zupełnie inny, wycisza się. –
Wzruszył ramionami.
Krzysztof
sięgnął po herbatę, którą chwilę wcześniej zrobił mu Aleks.
Uśmiechnął się pod nosem na widok wyszczerbionego ucha, nic
jednak nie powiedział. Wziął kilka większych łyków, a między
nimi zapadła długa cisza.
–
Będę powoli się zbierać – oznajmił w końcu mężczyzna. –
Mam trochę pracy na jutro. Jakbyś czegoś potrzebował...
–
Wiem – przerwał mu i kiwnął głową. – Dziękuję – dodał,
a Krzysztof na moment aż się na niego zapatrzył. Aleks gdyby mógł,
zrobiłby krok do tyłu, jednak uniemożliwiał mu to kuchenny blat,
który miał za sobą. Całe szczęście, że w tym momencie
rozbrzmiał dźwięk domofonu, bo wzrok Rudwińskiego wydał się
Białeckiemu dość niebezpieczny.
–
Pójdę otworzyć – powiedział szybko i wyminął mężczyznę.
Dopiero jednak gdy znalazł się przy słuchawce, poczuł dziwny
niepokój. W końcu był czwartkowy wieczór, kogo niosło do niego o
godzinie dwudziestej pierwszej? – Halo? – zapytał i już po
chwili wiedział, że jego obawy były dość słuszne. Na dźwięk
znajomego głosu serce podeszło mu do gardła.
–
Hej, tu Janek.
Kurwa,
kurwa, kurwa.
– Kto
to? – zapytał Krzysztof, wychodząc z kuchni. Aleks spojrzał na
mężczyznę tylko kątem oka i chcąc czy nie, nacisnął na guzik,
by otworzyć Jankowi drzwi.
–
Mój... – Kto? Chłopak? – Dobry znajomy. Będziesz się zbierać,
co? – Popatrzył na niego z nadzieją, obawiając się, że
Rudwińskiemu zachce się poznawać jego kolegów. Mimo że ta opcja
wydawała mu się dość absurdalna, w końcu Krzychu był
największym odludkiem, jakiego znał, to gdzieś tam z tyłu jego
głowy zaczęły rodzić się obawy.
–
No... chyba tak – odpowiedział Krzysztof, wyraźnie zawiedziony.
Aleks na moment odetchnął z ulgą. Od razu sięgnął po czarny
płaszcz mężczyzny, podając mu go. Mężczyzna zaczął się
powoli ubierać, a gdy zakładał buty, rozległo się pukanie do
drzwi, rozwiewające ostatnie nadzieje Białeckiego, że ta dwójka
po prostu minie się gdzieś na klatce schodowej. Skrzywił się, ale
sięgnął do kluczy znajdujących się w zamku. Przekręcił je i
uchylił wejście, wyglądając na korytarz. Na widok
zaczerwienionych od mrozu policzków Janka mimowolnie się
uśmiechnął.
– Hej
– rzucił i uchylił bardziej drzwi, prezentując Schneiderowi swój
przedpokój, w którym stał już w pełni ubrany Krzysztof. Jaś
spojrzał na mężczyznę zdziwiony.
–
Przeszkadzam? – zapytał, zerkając to na Rudwińskiego, to na
Aleksa.
–
Nie, Krzychu już wychodzi – burknął Białecki, zaciskając dłoń
na klamce od drzwi. – Wejdź – rzucił do Jasia, który cały
czas uważnie przyglądał się mężczyźnie. Wydawał mu się jakiś
taki bardzo znajomy.
–
Odzywaj się, jakby coś się działo – polecił jeszcze Krzysztof,
po czym minął się z Jankiem w progu.
– Kto
to? – zapytał Schneider, kiedy już Aleks zamknął drzwi.
–
Znajomy – burknął, modląc się w duchu, aby właśnie na tym
Janek poprzestał swój zwiad.
–
Byłeś z nim wtedy na tej imprezie, nie? – Posłał Aleksowi
uważne spojrzenie, jednocześnie zdejmując z siebie grubą,
niebieską kurtkę. Białecki poczuł, że robi mu się gorąco z
nerwów. Kiwnął więc jedynie głową, nie wypowiadając chociażby
słowa. Janek w międzyczasie odwiesił kurtkę na wieszak i nim
zajął się rozwiązywaniem butów, stanął przed Aleksem z
założonymi na piersi rękami. – Aleks... skąd ty właściwie
masz pieniądze na życie?
O matko... Przyzna się? Ciekawe jak Janek zareaguje.
OdpowiedzUsuńDzięki za życzenia :D I tobie duuużo weny! I czasu :3 żebyś miała kiedy pisać i częściej wstawiała rozdziały xD (ale nie narzekam - i tak jest często, podziwiam)
Szczerze mówiąc chciałabym wrzucać rozdziały częściej, ale mimo wszystko obawiam się, że to będzie niewykonalne. ;) Oprócz Americany, zaczęłam pisać Kickflipa, plus chciałabym zrobić też coś z ZTP. No i oczywiście nie mam zamiaru ograniczyć się do komputera w wakacje, trzeba od czasu do czasu coś zrobić, żeby później mieć się czym inspirować. ;D Ale mimo wszystko moje pisaniowe plany na wakacje są bardzo ambitne, zobaczymy ile z tego wyjdzie. Mam trzy miesiące, sporo wolnego. :D
UsuńAnonimowo niecierpliwie wyczekuję 'tego czegoś' z ZTP :D
UsuńNo właśnie skąd?
OdpowiedzUsuńMeeeh, nie przyzna się. Wkurwi się i będzie wielka awantura. Koniec Jankowej sielanki. Adggamma
OdpowiedzUsuńZerwał czy nie zerwał? Powie czy nie powie? Rozdział pełen pytań. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuń:D Końcówka bezbłędna, ciekawe co znowu Aleks wymyśli, żeby z tego wybrnąć, ma trudny orzech do zgryzienia. Najbardziej jednak interesuje mnie, co on zrobi jak mu za chwilę braknie kasy. Weny! :) WildMind.
OdpowiedzUsuńMoże w końcu uda mu się ogarnąć. :D
UsuńAAAA świetne pytanie na koniec :D
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo interesujący :D
Przeszły mnie ciarki podczas wizyty Aleksa u Piotrka.
Czekam na następny rozdział niecierpliwie!
Pozdrawiam,
Elda
Rozdział jest świetny! I aż nie mogę się doczekać co powie Aleks... czy się przyzna i jak ewentualnie zareaguje Janek? Chyba skończy się ich sielanka, ech, no ale mam tyle pytań i jak na razie brak odpowiedzi :P
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na kolejne rozdziały^^
A co do muzyki, ja bym chętnie dodała tam jeszcze coś three days grace (pain, human albo never too late i breaking benjamin (breathe, dance with the devil, so cold), ale to tylko taka mała sugestia :D
Weny i pozdrawiam <3
O 3DG pomyślę, mam do tego zespołu ogromny sentyment, a do Benjamina niestety nigdy nie mogłam się przekonać, mimo że mają bardzo podobny styl do 3DG. ;)
UsuńDzięki za komentarz. :)
Podejrzewam, że Aleks rzuci mu jakąś wymyśloną historyjką. A może nie? Hmmm.. ? Podoba mi się nowe zdjęcie, naprawdę fajne. Jeśli chodzi o rozdział to dość ciekawy, fajnie przeplatasz te wątki. Weny życzę.
OdpowiedzUsuń