Betowała Pico
Książę, przepraszam, że nie sprowadziłem tutaj z zagranicy
kaszmirowych powłok
Jedyne, co pamiętał, to ten tępy ból u podstawy czaszki
promieniujący aż na skronie. Nigdy jeszcze nie czuł tak olbrzymiego bólu,
jednak to nie on był najgorszy. Najgorsze było uczucie ociężałości. Tak jakby
całe jego ciało wykonane było z ołowiu. Ciężkie do tego stopnia, że nawet nie mógł
poruszać palcami u rąk.
Gdzie był? Nie wiedział. Miał taki mętlik w głowie, że na
daną chwilę nie potrafiłby nawet odpowiedzieć kim jest.
Leżał chwilę, próbując jakoś ułożyć szalejące myśli, gdy
nagle zdał sobie sprawę, że jest czymś przykryty. Jakiś gruby, twardy i drapiący
materiał przylegał do jego nosa, policzków i ust, drażniąc je z każdym jego
poruszeniem się w takt… Takt czego? Słyszał odgłosy końskich kopyt i czuł jak
to, na czym leży, rytmicznie podskakuje.
Chyba był na jakimś wozie, tylko dlaczego się tu znajdował?
Dlaczego czuł się tak okropnie jak teraz?
Pytania na daną chwilę pozostały bez odpowiedzi, a Książę osunął
się w przerywany bólem, niespokojny i wcale nie leczniczy sen.
Powoli uchylił ciężkie powieki, widząc jakiś spróchniały,
drewniany sufit, który znajdował się nad nim. Dłuższą chwilę wpatrywał się w
poczerniałą deskę wyróżniającą się na tle innych, bielszych. Dopiero później,
jakby z ociąganiem, przeniósł wzrok na wielkie okno, jakie znajdowało się tuż obok
niego. Za szybą rozprzestrzeniał się widok na oświetloną ciepłym światłem słonecznym
leśną dróżkę i kawałek jeziora, którego woda zdawała się błyszczeć. Książę długo
oglądał te widoki, nie myśląc w tamtej chwili o niczym. Nawet nie obejrzał pomieszczenia,
w którym się znajdował. Wodził jedynie wzrokiem za kilkoma kaczkami brodzącymi
w wodzie, czy też obserwował ruchy poruszanej przez wiatr trzciny wodnej, ale
ani razu nie zastanowił się, gdzie się znajduje.
Bo Książę w tamtym momencie nie był Księciem. Był zbyt
zdezorientowany, żeby zacząć o tym myśleć, a powodem mógł być ćmiący ból w
skroniach. Książę nigdy nie czuł tak potwornego bólu, bo zawsze najlepsi królewscy
medycy dbali o to, żeby czuł się dobrze i niszczyli ból swoimi specyfikami, już
kiedy Książę czuł, że coś zaczyna być nie tak.
Dopiero, gdy na leśnej dróżce pojawił się szary, wyliniały
pies o nieco przydługiej sierści, Książę skrzywił się tak, jak na Księcia
przystało. To był cios w książęce poczucie estetyki i ten cios sprawił, że jego
stalowe oczy zaczęły błądzić po małym, drewnianym i przy okazji spróchniałym
pomieszczeniu, w którym znajdowało się jedynie krzesło oraz wąskie łóżko, na którym
właśnie leżał.
Zaczął sobie przypominać, co działo się kilka godzin temu…
a może dni? Sam nie wiedział. Nie miał pojęcia ile czasu minęło od jego wcześniejszego
obudzenia się, kiedy to nie potrafił ruszyć swoim ciałem, kiedy drażniący
materiał przykrywał jego ciało, a stukot końskich kopyt był tak monotonny, że aż
usypiający.
Tylko, co takiego się stało?
Książęce spojrzenie błądziło po pomieszczeniu, jakby gdzieś
w kącie sufitu czy podłogi miał znaleźć odpowiedź, gdy nagle przypomniał sobie
zdarzenie, jakie miało miejsce tuż po odwiedzeniu przez niego i Victora targu
niewolników. Wciągnął gwałtownie powietrze, odrzucając kołdrę na bok i już mając
się podnieść z furią, gdy nagle z powrotem wylądował na łóżku. Oddychał ciężko,
walcząc z potwornymi zawrotami głowy i nasilającym się bólem w okolicach
potylicy. Przez jego ciało przeszedł dziwny, bolesny prąd, a jego ręce i nogi
drżały jak w jakiejś agonii.
Do jego świadomości wdarł się dźwięk ustępującego zamka i
skrzypnięcie drzwi, ale Książę nie miał sił, żeby się obejrzeć i zobaczyć, kto
taki wchodzi do tego obskurnego pomieszczenia.
Nigdy jeszcze nie czuł się tak potwornie, tylko tego typu
myśli krążyły w jego głowie.
- Wypij – powiedział znany mu głos. Chłodne dłonie przystawiły
mu coś do ust i wlały w nie jakieś paskudztwo, ale Książę nie miał już sił oponować.
- Wiesz, że czeka cię za to kara? – wyszeptał dziedzic
nawet nie otwierając oczu.
- Mogę obiecać, że jeżeli mi się nie uda, to nie będę uciekał
przed konsekwencjami – odparł mężczyzna tym swoim przyjaznym, ale też nieco
ironicznym tonem, za co Książę miał ochotę z miejsca wydać rozkaz stracenia. – A
teraz śpij – powiedział jakby z troską – Książę – dodał i już nie było słychać tej
troski, a jedynie kpinę.
Przez głowę następcy przewinęła się myśl, że może być całkiem
zabawnie. Myśl ta jednak tak szybko jak się pojawiła, tak też znikła, gdyż skronie
Księcia znów odezwały się tępym bólem.
Po chwili jednak Książę po raz kolejny osunął się w
przyjemną nicość zapominając o bólu.
- Jak śmiałeś przyprowadzić mnie w tak obskurne miejsce? –
właśnie tak zabrzmiały pierwsze, już świadome słowa Księcia po obudzeniu. Dziedzic
siedział na łóżku i z obrzydzeniem odsuwał od siebie zbutwiałą kołdrę, którą był
przykryty, po czym wbił swoje mrożące krew w żyłach spojrzenie w Victora siedzącego
na krześle nieopodal łóżka.
Mężczyzna jednak zamiast paść trupem z powodu zamrożenia
krwi, parsknął śmiechem. Tak cynicznym, tak przesyconym kpiną, że w Księciu
pojawiła się nagle chęć mordu. Ale Książę to Książę, więc tylko uniósł wyżej
podbródek w geście pogardy i wyższości nad marnym złodziejaszkiem.
- Przepraszam, że nie sprowadziłem tutaj z zagranicy
kaszmirowych powłok i najlepszej jakości pierzyny. Mój błąd, Wasza Wysokość,
ale mimo wszystko obawiam się jednak, że będzie Książę musiał zapomnieć o
wszelkich udogodnieniach - odchrząknął, a wyraz udawanego szacunku, jaki pojawił
się na jego twarzy zastąpiło charakterystyczne dla niego rozbawienie. – Innymi
słowy teraz dla mnie nie jesteś już księciem, a zakładnikiem.
Idealnie wykrojone książęce brwi zmarszczyły się, jakby
niezadowolone usłyszaną odpowiedzią. Wizja jego, jako zakładnika nie była
dziwna, w końcu był Księciem, w każdej chwili mógł zostać uprowadzony, ale On,
jako zakładnik w tak obrzydliwym miejscu, traktowany z taką kpiną?! Jakby w ogóle
nie miał żadnych tytułów, a szacunek należy mu się przecież już od dnia
narodzin.
Nie to jednak najbardziej przeraziło Księcia. Teraz był całkowicie
podporządkowany Victorowi, był zdany na jego łaskę i co najgorsze – doskonale
zdawał sobie z tego sprawę. A Książę nie lubił czuć się bezbronny. Książę lubił
mieć władzę, lubił wiedzieć, że decyduje o czyimś losie. Że jest jak Bóg, tyle,
że Bóg pewnie nie jest tak piękny i doskonały z zewnątrz jak on.
Mimo wszystko Książę uśmiechnął się kątem ust z
zadowoleniem, nie chcąc pokazywać Victorowi, że tak naprawę trochę się go
obawia.
- Myślisz, że ujdzie ci to płazem? – prychnął, unosząc wyżej
głowę i spoglądając na Kocie Spojrzenie z pogardą. – Nie masz chyba pojęcia, co
zrobiłeś. Porwałeś mnie, jedynego następcę tronu, jedynego potomka aktualnego
króla… Mogę ci tylko powiedzieć, że osobiście dopilnuję, abyś nie stracił głowy
na gilotynie. To jest zbyt szybkie i bezbolesne. Zasługujesz na coś znacznie
ciekawszego.
Jakiej reakcji oczekiwał Książę od Victora? Na pewno nie
przerażenia, bo już zdążył się nauczyć, że jego porywacz nie był tego typu osobą,
która bałaby się takich ostrzeżeń, ale miał nadzieję ujrzeć chociaż chwilę wahania,
jakąś niepewność. Nie spodziewał się jednak, że zielone oczy mężczyzny błysną radośnie,
a usta ułożą się w uśmiech. Nie spodziewał się, że Victor potaknie, a później
nawet wstanie z krzesła i ukłoni się. Nie, nie w parodii ukłonu, tak jak robił to
zazwyczaj. Był to ukłon, jaki należał się jedynemu następcy tronu, taki, jakim
był obdarzany przez poddanych. Przepełniony szacunkiem.
- Niech tak będzie, Książę – powiedział. – Jednak ja
obiecuję, że zrobię wszystko, aby najpierw dostać za Księcia okup, a później
poproszę jeszcze tylko o dzień wolności i sam oddam się w twe ręce – dodał,
spoglądając prosto w błyszczące oczy następcy. Mierzyli się tak przez chwilę wzrokiem,
jakby doszukując się czegoś w swoich twarzach, jednak obaj nie dostrzegli nic
zadowalającego.
- Po co więc ci pieniądze, skoro już następnego dnia miałbyś
nie żyć? – zapytał Książę flegmatycznie, zupełnie jakby odpowiedź go nie
interesowała. – Jesteś dziwny – mruknął powstrzymując się przed dodaniem: „dlatego
tak mnie zaciekawiłeś”, gdyż to mogłoby być szkodliwe dla jego chłodnego wizerunku.
Victor uśmiechnął się, ruszając w stronę starych drzwi, które
idealnie pasowały do tego spróchniałego pomieszczenia.
- Jesteś głodny, Książę? – spytał, unikając odpowiedzi na
książęce pytanie. – Po tym silnym narkotyku pewnie żołądek przyrasta ci już do
kręgosłupa, mam rację? – Jego dłoń zacisnęła się na zardzewiałej klamce, a on uśmiechał
się kpiąco pod nosem, rzucając swoje ironiczne spojrzenia w stronę Księcia znad
ramienia.
- Poproszę zupę kremową na świeżym mleku z odrobiną wanilii
– odparł Książę, sięgając po swoje buty, które stały obok łóżka. – Ale pamiętaj,
tylko szczypta, żeby był delikatny posmak.
Kiedy już nasunął na bose stopy swoje czarne, skórzane
buty ze złotą klamrą, podniósł spojrzenie na Victora, który spoglądał na niego
z politowaniem.
- Najmocniej przepraszam, Wasza Książęca Wysokość – znów
wyraźnie odznaczała się ta kpina, za którą Książę go nienawidził – ale akurat
zabrakło nam wanilii, tak więc będziesz musiał zadowolić się równie książęcym
posiłkiem jakim jest zjełczała kasza. – Zgiął się w pół, prawie, że dotykając
czubkiem głowy podłogi, po czym bez słowa otworzył drzwi i wyszedł z
pomieszczenia.
Książę już miał coś odpowiedzieć, gdy nagle dopadła go chęć
obejrzenia reszty tej rudery. Nie miał już jednak zbytnio co oglądać, bo oprócz
pomieszczenia, w którym przyszło mu spać, znajdowała się tu jeszcze kuchnia… a
raczej coś, co miało ją imitować. Jakiś stary, osmolony piec stał pod drewnianą
ścianą, co było oczywiście dosyć niedorzeczne. Najwidoczniej cała ta chata była
drewniana, więc piec był zagrożeniem, ale kto by się tym przejmował? Nie
Victor, a przynajmniej na to nie wyglądało. Tuż obok stał okrągły, stary jak
wszystko inne tutaj, stół, a na jego blacie średniej wielkości garnek z czymś parującym
w środku. Obok stołu znajdowały się dwa krzesła, wysłużone, z nogami
podziurawionymi przez korniki, obrzydliwe i odrapane. Gdzieś na ścianach wisiała
jeszcze szafka, której jedne z drzwiczek trzymały się tylko na starym zawiasie,
podczas gdy drugi był już zżarty do połowy przez rdzę.
I tak oto wyglądała kuchnia. Obraz nędzy i rozpaczy… Książę
już miał skrzywić się tak, jak to na niego przystało, ale akurat zwrócił uwagę na
wąziutkie schodki znajdujące się gdzieś w rogu i prowadzące do jakiegoś pomieszczenia
na górze.
- Co tam jest? – zapytał, ruchem głowy wskazując na drzwi.
- Nic, czym musiałbyś się przejmować. A teraz siadaj, bo
jedzenie ci stygnie – mruknął, sięgając do szafki po dwie miski i łyżki, co Książę
obserwował i tylko czekał na moment, aż drzwiczki odpadną. Nie doczekał się jednak.
– Siadaj, zanim twoja zupa kremowa będzie zimna – zakpił.
- Nie będę jadł jakiejś kaszy – oburzył się Książę.
- To będziesz głodować. – Mężczyzna wzruszył obojętnie
ramionami, nakładając jedzenie na talerz, po czym zaczął w zatrważającym tempie
je pochłaniać, nawet nie przejmując się Księciem, który stał tuż obok i
piorunował go swoimi najstraszliwszymi spojrzeniami.
Mijała chwila za chwilą, a oni ani razu się do siebie nie
odezwali. Victor jadł w najlepsze, a Książę dalej stał nieugięty.
- Ile ta rudera ma lat? – zapytał w końcu.
- Nie wiem, sporo. Znalazłem ją kiedyś. Wydaje mi się, że
była kryjówką jakiegoś zdrajcy, który chował się tutaj przed królewskim prawem –
powiedział pomiędzy jedną łyżką kaszy, a drugą. – To miejsce jest bardzo dobrze
ukryte. I stare, ale to już wiesz. – Wzruszył ramionami, kończąc jeść.
A Książę dalej stał w tym samym miejscu i pomimo żołądka ściskającego
się nieprzyjemnie z głodu nawet nie myślał o zjedzeniu czegoś, co nawet
jedzeniem nie można było nazwać. Zresztą, przecież nie pobędzie tu długo. Z
pewnością zauważono już brak jego obecności w zamku i wszczęto poszukiwania. W
końcu był jedynym następcą tronu.
- Chcę zażyć kąpieli – powiedział Książę swoim
wypracowanym przez lata tonem nieznoszącym sprzeciwu. Aż uniósł wyżej podbródek,
spoglądając na Victora z nieskrywaną pogardą.
- Ależ oczywiście, obok domu jest jezioro – powiedział,
wstając od stołu i zabierając talerz.
Książę zmarszczył swój idealny, prosty, choć nieco zadarty
nosek, będąc niezadowolony z odpowiedzi. Victor powinien jak najszybciej znaleźć
jakąś balię, którą wypełniłby przyjemnie ciepłą, ale nie wrzącą wodą, a następnie
przynieść mu olejek o zapachu orchidei, bo tylko z takiego korzystał Książę. I
na dodatek powinien to zrobić z szerokim uśmiechem na ustach, kłaniając mu się w
pas.
Ale tego nie zrobił. Kazał mu iść się wykąpać do jakiegoś zimnego,
śmierdzącego jeziora, w którym brodziły brudne ptaki. Jemu! Księciu! Żeby na
jego nieskazitelnej skórze wyskoczyła jakaś wysypka?!
- Nie myślisz chyba, że będę kąpać się w takim bajorze. – Zmarszczył
groźnie brwi, mierząc go swoim zimnym spojrzeniem.
- Jak chcesz Książę, możesz nawet brudem obrosnąć, mój nos
jest już naprawdę przyzwyczajony do zapachu niemytych ciał – machnął ręką, kierując
się z brudną miską w dłoni, do drzwi wyjściowych. Zaintrygowany następca,
zapomniał na chwilę o odpowiedzi na tak karygodne zachowanie w stosunku do
dziedzica, czekając aż Victor otworzy w końcu drzwi.
- Nie boisz się, że ucieknę? – spytał, kiedy mężczyzna tak
po prostu wyszedł z chatki prosto na wąziutką, piaszczystą dróżkę, która, jak później
zauważył Książę, prowadziła prosto do jeziora.
Dziedzic ruszył za mężczyzną, rozglądając się dookoła. Chata
znajdowała się na samym środku leśnej łączki i praktycznie z każdej strony
otaczały ją drzewa. Wzrok Księcia z zainteresowaniem powiódł w stronę zbiornika
wodnego, w którym Victor teraz obmywał miskę.
Jezioro wcale nie było aż tak duże, jak się Księciu wydawało
na początku, właściwie był to bardziej staw niż jezioro.
- Nie masz dokąd uciec – odpowiedział Victor po długiej
chwili milczenia, kiedy Książę znalazł się już przy nim i z większego dystansu
oglądał chatę, która naprawdę przypominała ruderę. Dach częściowo był porośnięty
przez mech i różne inne paskudztwa, deski, z których domek był zbudowany dawno
już straciły swą datę przydatności. Były spróchniałe a gdzieniegdzie nawet
nadgniłe.
Jednak uwagę Księcia nie przykuł dom, a koń, jaki pasł się
teraz tuż obok. Średniego wzrostu, ale widocznie dobrze zbudowany, kasztanowy
ogier.
- A co gdybym ukradł ci konia? – Książę drążył temat, wciąż
obserwując zwierzę. Nie było ono do niczego przywiązane, dziwne, że ani na
chwilę nie oddalało się od domu, a raczej od Victora.
- Nie ma takiej możliwości, nawet byś go nie dosiadł – westchnął
mężczyzna, odkładając nagle na bok miskę i tak po prostu zdejmując z siebie
koszulkę.
- Co robisz?! – Książę widząc to, niemal krzyknął, odsuwając
się od Kociego Spojrzenia tak, jakby ten stanowił teraz dla niego jakieś zagrożenie.
Jednak wzrok dziedzica mimowolnie przesunął się na bladą i szczupłą, porośniętą
jasnymi i delikatnymi włoskami klatkę piersiową. Victor wcale nie wyglądał na
kogoś, kto mógłby ot tak uprowadzić Księcia. Był chudy, aż żebra wystawały mu
nieprzyjemnie, ale mimo to i tak był od niego wyższy o ponad głowę.
Wysoki i chudy, jednak było w nim coś, co przyciągało
wzrok i nie chodziło tu tylko o kocie oczy.
- Mam zamiar się wykąpać – odparł, opadając na trawę i
zaczynając rozsznurowywać swoje wysokie, skórzane, nieco już zniszczone buty.
Książę odetchnął, znów przybierając swoją zimną maskę. Nie
mógł tak łatwo dać się wyprowadzić z równowagi. To Victor ma się ugiąć, nie on.
Książę z zastanowieniem spoglądał na drzwi, jakie znajdowały
się na szczycie schodów. Kocie Spojrzenie zniknął za nimi jakiś czas temu,
jednak dziedzic nie miał zegarka, więc nie mógł dokładnie określić ile czasu już
minęło.
Victor kategorycznie zabronił mu tam za nim iść, a Książę jak
na tą chwilę posłuchał. Oczywiście nie miał zamiaru stosować się do jego słów
przez cały czas, w końcu Victor nie ma prawa mu rozkazywać. Dla następcy jest
tylko marnym złodziejaszkiem, którego słowa w żaden sposób się nie liczą.
W końcu, kiedy upłynęło jeszcze kilka chwil, drzwi się otworzyły
i u szczytu schodów ukazał się nie kto inny jak Victor. Zmęczony, wypompowany z
jakiejkolwiek energii Victor.
Książę musiał przyznać, że trochę się zdziwił, widząc go
takiego, niemającego sił na nic, schodzącego po schodach powłócząc nogami.
- Co się stało? – zainteresował się Książę, wodząc za nim
swoimi pięknymi oczami i odprowadzając go wzrokiem aż do krzesła, na które opadł
mężczyzna. Victor poległ nagle na blacie, wzdychając ciężko.
- Nic, jestem po prostu zmęczony – odparł. – Opieka nad
trzeźwiejącym tobą nie była niczym przyjemnym, uwierz mi na słowo, Wasza Książęcość
– burknął, mając najwidoczniej jeszcze trochę siły na kpinę.
- Nie muszę chyba wspominać, że to ty doprowadziłeś mnie
do takiego stanu. Mniej tylko nadzieję, że ten twój specyfik, którym mnie
otumaniłeś, nie jest szkodliwy dla zdrowia – powiedział Książę, siadając na
krześle naprzeciwko mężczyzny. – A zresztą za chwilę pewnie pojawi się tutaj królewska
straż i będzie to koniec twojej zabawy w porywacza.
Victor mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, nawet nie
podnosząc głowy. Siedzieli tak dłuższą chwilę w ciszy i bezruchu. Całkiem
przyjemnej chwili, należy dodać, bo Książę bez skrępowania mógł przyglądać się tym
niezwykle jasnym, kręconym i nieco przydługim włosom mężczyzny. Ciekawiło go,
dlaczego jest tak… biały? On sam również miał cerę w kolorze porcelany, jednak
jego skóra przy skórze Victora wydawała się być o wiele ciemniejsza.
- Książę… jak właściwie masz na imię? – podjął nagle
Victor, podnosząc głowę i wbijając w następcę tronu swoje kocie spojrzenie.
Książę skrzywił się nagle, aż odsuwając na krześle, porażony
bezpośredniością i tupetem mężczyzny. Nie miał prawa go o to pytać.
- Ty chyba nie myślisz, że będziesz się do mnie zwracać po
imieniu! Takie nic jak ty, nie ma prawa na taką bezpośredniość! - Nie pamiętał już,
kiedy ostatni raz tak się zdenerwował, aż zaciskał swoje delikatne, książęce dłonie
na bokach stołowego blatu.
To, co wydarzyło się chwilę później zdenerwowało Księcia
jeszcze bardziej. Victor tak po prostu parsknął śmiechem i dziedzic pewnie nigdy
by się tym nie przejął, gdyby nie rzecz, z której ten śmieć się śmiał.
Książę nie wytrzymał. Wstał z krzesła i już się zamachnął,
gdy nagle jego nadgarstek został zmiażdżony w silnym uścisku dłoni Victora.
- Bez agresji, dobrze? To po prostu jest dla mnie śmieszne,
że tak bardzo jesteś przywiązany do swojej roli, ale niech będzie, Książę. Skoro
nie chcesz być człowiekiem… chcesz jedynie Księciem, to sobie bądź – powiedział,
wciąż ściskając jego delikatny, książęcy nadgarstek. – O! Teraz mi się przypomniało,
Książę... – zaczął, a jego kocie oczy niemal wwiercały się w zaskoczonego
dziedzica, który z chwili na chwilę coraz bardziej orientował się w sytuacji, aż
w końcu zaczął się szarpać.
- Puść!
Victor nie miał najwidoczniej zamiaru spełnić książęcej
prośby. Wręcz przeciwnie, jeszcze mocniej zacisnął dłoń na przegubie, ciągnąc
go w swoją stronę, tak, że Książę czy chciał, czy nie musiał nachylić się nad
stołem.
- W dzień, kiedy cię uprowadziłem, Król ogłosił cudowne
nowiny. Pierwsza, że pobiera się z piękną Dorianą…
- Myślisz, że nie wiem? – syknął Książę, nie próbując się już
wyrwać. – To oczywiste, że wiem!
- I co o tym sądzisz? –uśmiechnął się złośliwie. – Książę,
już nie będziesz najważniejszy w królestwie.
Serce Księcia kołatało w piersi jak szalone, jakby chciało
się z niej wyrwać, a w jego głowie panował mętlik nie do opisania. Jeszcze
nigdy nikt go tak nie potraktował. Nie miał prawa go tak potraktować! Książę w
tamtej chwili poczuł się taki słaby… a może nawet bezbronny. Przerażało go to
uczucie, a jeszcze bardziej przerażało go, że przez to wszystko miał ochotę się
rozpłakać.
- Jak to nie będę? – odparł, opanowując drżenie głosu. – Przecież
to tylko kobieta, to oczywiste, że ja, jako następca, jestem najważniejszy!
Victor uśmiechnął się nagle.
- A więc nie wiesz wszystkiego… Król ogłosił również, że
Doriana spodziewa się dziecka.
***
Dziękuję wszystkim za tak ciepłe słowa i deklaracje kupna odnośnie wydania SzC. Aż mi się miło zrobiło i przypomniałam sobie dlaczego tak lubię pisać :) Jesteście wspaniali :*
Z każdym rozdziałem to opowiadanie podoba mi się bardziej. :)
OdpowiedzUsuńRobi się naprawdę ciekawie... czyżby Książe X miałby konkurenta o tron xD Nie mogę się doczekać jakiś wątków yaoi :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ana-chan
No, no. Niech w końcu Książę wie, że z nieznajomymi się nie rozmawia, nie szwenda nigdzie z nimi i temu podobne.
OdpowiedzUsuńNastępca z drugiego małżeństwa, a Książę w odstawkę? Czyżby to było jakieś ukartowane?
O, tego się akurat nie spodziewałam. Może jednak polubię to opowiadanie trochę bardziej...
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że kolejny rozdział mnie nie zawiedzie. Naprawdę to opowiadanie doskonale trafia w moje gusta. Chcę więcej, więęęęęcej *zombie mode*
OdpowiedzUsuńMeeega !! Jestem bardzo ciekawa jakie wystąpią tu relacje yaoi ;) Czeekam z niecierpliwością :*
OdpowiedzUsuńvampirka_15
Heh... puszczam "strzałkę" z informacją o rozdziale. xD
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czytało ten rozdział ;D Podoba mi się przede wszystkim sprowadzanie Księcia do parteru potocznie to nazywając ;D
OdpowiedzUsuńOpowiadanie bardzo dobre ;D świetnie się czyta, niesamowicie na tam wciąga ;D
Serdecznie pozdrawiam,
Czekam z ogromną niecierpliwością na następny rozdział :D:D:D i moja myśl w głowie "Czym nas jeszcze zaskoczysz" :D
:*
Aa cudowny rozdział tak jak całe opowiadanie, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału każdego twojego opowiadania.
OdpowiedzUsuń... coraz ciekawiej. Grzeczne dzieci dziękują za notkę i czekają na więcej. A, no i pozdrawiają serdecznie w ten zimny i ciemny wieczór. O.
OdpowiedzUsuń