Betowała Akari
Poprockowy
Bieber, czyli witaj Jasiu w „Świecie według Ludwiczka”
Aleks spojrzał na szczupłego chłopaka i
zamrugał, nie wierząc w to co widzi. Niesamowicie wychudzone ciało, grzywka jak
u Biebera, nie mówiąc już o tych ciuchach… Fabrycznie sprane spodnie (pewnie z
Zary, bo przecież teraz jest modna), skórzana kamizelka prosto z jakiejś
sieciówki (haemy albo inne housy), ćwiekowa bransoleta i te tunele. Tylko jedno
nasuwało mu się na myśl, kiedy patrzył na tego dzieciaka – o ja kurwa pierdolę.
Zerknął w bok, na Remka, mając nadzieję, że
ten zaraz wydrze się na całe gardło, tak jak zawsze to robił, gdy miał coś
ważnego do powiedzenia, i ogłosi im, że to co stoi przed nimi to tylko mało
śmieszny żart. Ale sekundy mijały. Zegar wiszący na ścianie garażu tykał i
tykał, a Aleks żadnego gromkiego „ale z was idioci, bekę kręcę!” nie słyszał.
– No… – mruknął w końcu Adam i podrapał się
po swojej łysinie. – To ten…
– Nazywam się Jaś – odezwał się w końcu
poprockowy Biber, jak już został ochrzczony w myślach Aleksa. I nagle zrobiło
się jeszcze dziwniej… Jaś. Co to, kuźwa, prima aprilis w listopadzie?
– To tylko nam jeszcze Małgosi brakuje –
rzucił w końcu sfrustrowany, nie mogąc wytrzymać tej ciszy. – Remek, powiedz
nam, że ten twój geniusz dopiero do nas dojdzie – zwrócił się do przyjaciela i
posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, jasno mówiące, że nie chce usłyszeć innej
wersji. Remigiusz w odpowiedzi zaśmiał się jedynie, pokazując wszystkim swoje
lekko pożółkłe i krzywe zęby.
– No. To jest mój geniusz. Chodź, Jasiek. Pokaż
idiotom jak się gra – powiedział beztroskim tonem, jak zawsze zresztą. Nigdy do
niczego nie podchodził poważnie, całe jego życie to była jedna wielka zabawa i
czasem mu tego Aleks zazdrościł. Nieposiadanie zmartwień na pewno jest czymś
przyjemnym. Remek miał wszystko – bogatych rodziców i zapewnioną przyszłość.
Powodziło mu się, jako jedynemu z ich trójki.
– Czekaj, czekaj! – przerwał mu Aleks. –
Najpierw krótkie pytania. Ulubiony zespół? – warknął i spojrzał na nowego tak,
jakby chciał zabić go wzrokiem. Albo może i chciał, sam do końca nie wiedział,
ale z pewnością byłoby lepiej, gdyby poprockowy Bieber padł mu pod nogami
trupem lub przynajmniej uciekł z płaczem i już nigdy nie wrócił.
– Nirvana – odpowiedział Jasiek tak piskliwym
głosikiem, że Aleks aż nabrał ochoty na walnięcie głową w ścianę. Może być
gorzej? – zapytał samego siebie w myślach, ale szybko odpuścił. Naoglądał się
za dużo kreskówek za dzieciaka, po takim pytaniu zazwyczaj główny bohater tylko
bardziej dostawał po tyłku. Wtedy tuż nad jego głowę w magiczny sposób
przypływała chmurka burzowa i zaczynała walić piorunami.
– Nirvana. – Zaśmiał się i pokręcił głową.
Wiedział że to usłyszy. Było tylko kilka możliwości: Nirvana, AC/DC, Rolling
Stones i Guns’n’Roses. Czyli wszystko to, co najpopularniejsze.
– Wymień mi skład Nirvany – powiedział od
razu, będąc przekonanym, że tu młodzika zagnie. Ten jednak uśmiechnął się z
zadowoleniem, aż w policzkach powstały mu lekkie dołeczki.
– Z którego roku? – odparował i Aleks na
chwilę zapatrzył się na niego głupio. Ocknął się dopiero po kilku sekundach,
nie mając zamiaru odpuszczać dzieciakowi. W końcu skoro powiedziało się a,
trzeba powiedzieć też be.
– Początki.
– Cobain i
Novoselic, kilka miesięcy na perkusji Burckhard, później Dale Crover z zespołu Melvins, dalej
Dave Foster. Coś jeszcze chcesz wiedzieć o Nirvanie? – zapytał i na jego buźce
pojawił się złośliwy uśmieszek, który ni w ząb nie pasował do jego łagodnych
rysów twarzy. Aleks zmarszczył brwi, gdy usłyszał śmiech Remka i kpiące
parsknięcie zazwyczaj cichego Adama. Dzieciak wybrnął z jego pułapki... bardzo
dobrze wybrnął, cholera.
– Ja wiedzieć nie muszę –
prychnął. Nie przepadał za Nirvaną, uważał że jest cała masa innych, znacznie
ciekawszych zespołów, ale musiał przyznać, że się Bieber wykuł. Pewnie często
już słyszał takie pytanie od ludzi, którzy interesowali się ciężkimi brzmieniami.
Tak, tak z pewnością było i Aleks nawet nie chciał myśleć, że ten mały pozer
naprawdę słuchał Nirvany z zamiłowania do muzyki, a nie przez to, że wszyscy jarali
się latami dziewięćdziesiątymi.
– Okej, okej. – Wtrącił
nagle Remek. – Zagrajmy coś – powiedział.
– Red Hot Chili Peppers, She looks to me z płyty Stadium Arcadium, znasz? – Naprawdę nie
miał zamiaru odpuszczać Jaśkowi. Chciał mu pokazać jak mało wie o muzyce i że z
nim, mistrzem oczywiście, nie ma co się równać.
– Macie nuty? – zapytał i spojrzał
na Remka.
– Nuty?! Nuty?! – prychał
Aleks, aż czerwieniejąc ze złości. – Nigdy, kurwa, nut na oczy nie widziałem!
Nie mów, że grasz z nimi!
– Mam nuty – wtrącił Remek i
zgromił Aleksa jasno mówiącym wzrokiem, że lepiej by było, gdyby ten się w końcu
przymknął. Ale bynajmniej on nie miał takiego zamiaru. Nie podobał mu się ten Młody,
nie chciał wpuścić go do ich zespołu! Znajdą kogoś lepszego albo i nie znajdą,
jakoś sobie poradzą, byleby tylko zachować imidż. – I jak chcesz, to mogę ci je
pokazać, wreszcie je zobaczysz – prychnął.
Aleks przewrócił oczami i
już nic nie powiedział. Zawsze czuł się wyjątkowy przez to, że uczył się grać
ze słuchu, a nut do teraz nie potrafił czytać. Uważał że to nadawało jego grze
charakteru, wszystkie nieczystości obracał w swoje zalety. Taki miał styl i
już, a teraz mu Bieber wyskakuje z nutami.
Adam westchnął ciężko i
przeszedł obok Jaśka, po czym usiadł za perkusją. Spojrzał na nich zmęczonym
wzrokiem, a oni od razu zrozumieli, że to znak by sięgnęli po swoje gitary, bo ich
kumpel nie chce dłużej marnować czasu. Zawsze wolał poświęcić go na spanie, ale
i tak wiecznie nie miał na nic siły, a pod oczami już od kilku długich lat
malowały mu się mocne cienie. Wyglądał tak, jakby całe życie nie widział łóżka,
co oczywiście bardzo mijało się z prawdą, bo połowę dnia to on przesypiał.
– Okej. Jedna, jedyna próba,
rozumiesz, Młody? – rzucił Aleks i złapał za swoją gitarę stojącą pod ścianą
garażu Remka.
Grali w nim odkąd poszli w
trójkę do gimnazjum i postanowili założyć zespół. Do dziś pamiętał pierwszą
rozmowę na ten temat, zbieranie pieniędzy na sprzęt i oczywiście radość, gdy
okazało się, że ojciec Remigiusza nie potrzebuje garażu. Przez te kilka lat
zdążyli zrobić w nim naprawdę świetną salę do nagrań, co oczywiście niemało kosztowało.
Ale dla muzyki Aleks był w stanie zrobić wszystko, dosłownie.
Dłuższą chwilę zajęły im
przygotowania, sprawdzanie brzmienia gitar, podłączanie ich do pieców… To
wszystko było takie męczące, najgorsza część, którą Aleks zawsze robił na odwal się. Wolał szybko przejść do tego,
co przyjemniejsze, czyli do gry. Dać się wciągnąć muzyce i na chwilę zapomnieć,
że jest Aleksandrem Białeckim i że ma tak bardzo zjebane życie. Ale kto w
dzisiejszych czasach nie miał? – powtarzał sobie zawsze. Był twardym,
dwudziestoczteroletnim facetem, mocno stąpającym po ziemi. Na wszystko musiał
sobie zapracować i tylko moment gry potrafił go odciągnąć od nieprzyjemnych
myśli dnia codziennego.
Właśnie dlatego gardził
takimi jak Jasiek. Nienawidził ich, bogatych smarkaczy, którzy mieli wszystko.
Niby Remek też taki był, ale jednak… Remek to Remek, jego najlepszy przyjaciel.
On i Adam wiedzieli o Aleksie wszystko. No… Prawie. Były rzeczy, które wolał
przemilczeć. Musiał je przemilczeć, by w ich oczach dalej być tym samym
Białeckim (bądź Białasem, ale tego przezwiska nienawidził, było tak cholernie
rasistowskie), co w wieku siedemnastu lat zamieszkał sam i zaczął się
utrzymywać – nieważne jak, w szczegóły ich nie zagłębiał.
Remek rozpoczął pierwszym
akordem i spojrzał na Aleksa, który już był w swoim świecie. Wszedł w
odpowiednim miejscu ze swoim basem, aż zamykając oczy. Poruszał się w rytm
muzyki i wtedy usłyszał to… Mocny, ciężki głos Jaśka. Przeszywający, wpadający
w ucho, sprawiający, że aż dostał przyjemnych dreszczy. Był zupełnie inny od tego piskliwego dźwięku,
wydobywającego się z jego gardła podczas rozmowy. Uchylił powieki i zerknął na
śpiewającego i jednocześnie grającego chłopaka. Aż uchylił usta, nie wiedząc co
ma o tym myśleć. Czuł, że bardzo pomylił się co do niego. Że nie powinien go
osądzać.
Wszystkiego jednak się
wyparł, kiedy skończyli grać. Prędzej by sobie swój zakolczykowany język
odgryzł, niż przeprosił Biebera!
– Kiepsko – powiedział w
końcu i prychnął, patrząc na Młodego z góry, a przynajmniej się starał, bo
dzieciak był wyższy od niego o kilka centymetrów, co tylko bardziej irytowało
Aleksa. Zawsze miał kompleks wzrostu, w końcu mierzył marne metr sześćdziesiąt
dziewięć.
– Chyba mówisz o sobie –
prychnął Jasiek i uśmiechnął się drwiąco. – Niedociągasz czasem, za bardzo
szarpiesz i grasz nieczysto – powiedział wypinając dumnie swą cherlawą pierś, a
w garażu momentalnie zapadła cisza. Wzrok każdego powędrował na nowego gitarzystę,
a zarazem wokalistę. Remek spoglądał na niego z niedowierzaniem i lekkim
przerażeniem, bo wiedział jakie jego słowa będą mieć skutki. Aleksowi nie mówiło się, że gra nieczysto! Spojrzenie
Adama było jedynie zaciekawione, ale za to Białeckiego ociekało istną furią.
– Nieczysto? – zapytał na
pozór bardzo spokojnie. – Gram nieczysto, tak? – Uśmiechnął się drwiąco i nagle
odetchnął, po czym zacmokał z dezaprobatą. – Dziecinko, wiele jeszcze musisz
się nauczyć.
– Dziecinko – sparodiował
Jasiek i zrobił krok w jego stronę, ściskając w dłoni gryf gitary – mówię tylko
to co słyszę.
Niemal słychać było
zgrzytnięcie aleksowych zębów. To było jak cios w twarz, a Aleks z pewnością nie
da się bić. Zacisnął pięść, modląc się tylko, by nie podejść do młokosa i go
nie zdzielić.
– Spokojnie, Alek – odezwał
się Remek z uspokajającym uśmiechem, zapewne wiedząc, że jeżeli czegoś nie
zrobi, to źle się skończy. Remigiusz miał raczej spokojną naturę, był typem
żartownisia, ale nienawidził kłótni, nie to co Aleks, który aż pchał się tam,
gdzie było gorąco.
– Aleks – warknął w
odpowiedzi. Nienawidził innych zdrobnień. Wszystkich Alków i Olków.
– Może zagramy coś z
Offspring, hm? – odezwał się nagle Adam i, jak to miał w swoim zwyczaju,
ziewnął szeroko. Był wielkim facetem, żeby nie powiedzieć ogromnym. Mierzył
grubo ponad metr dziewięćdziesiąt (prawie dobijał do dwóch!), co przy jego
naprawdę rozrośniętych mięśniach wyglądało dosyć przerażająco. Oprócz spania i
grania, Adam lubił jeszcze tylko jedno – ćwiczenia. Gdy akurat nie drzemał,
wyciskał. Przy nim Aleks wyglądał naprawdę nędznie. Może nie był tak chudy jak
Jasiek, ale jego niski wzrost wszystko przekreślał. Ciągle patrzył na Adama z
odchyloną głową, już go szyja od tego bolała!
– Zrobiłeś to specjalnie –
burknął Białecki tonem nieprzypominającym dorosłej, dwudziestoczteroletniej
osoby, a dziecka. W końcu nie od dziś Remek i Adam wiedzieli, że The Offspring
był ulubionym zespołem Aleksa już za czasów smarka.
Pamiętał ten dzień, gdy był
u babci i w przerwie między bajkami na Cartoon Network czy tam Fox Kids
przełączył na MTV (wtedy jeszcze niemieckie). Po raz pierwszy zobaczył teledysk
Pretty Fly. Zakochał się od razu. W
brzmieniu, imidżu, we wszystkim. Później, gdzieś na rynku, dorwał płytę Americana, oczywiście nieoryginalną, bo
kupił ją prawie za grosze, ale niestety nie miał za bardzo na czym jej słuchać.
Jego magnetofon odtwarzał tylko kasety, musiał więc zarobić na coś
porządniejszego. Chyba przez rok wyprowadzał głupiego kundla sąsiadki, nim
wreszcie uzbierał odpowiednią sumę.
Teraz, gdy to wspominał,
zawsze się rozczulał. Żaden zespół, choćby nie wiedział jak dobry, nigdy nie będzie dla niego lepszy
niż Offspring.
– You’re gonna go far kid – zamruczał pod nosem i spojrzał na Jaśka.
– Chyba znasz, co? – A jeżeli nie znasz, to bluźnisz, dodał już w myślach.
– Znam – prychnął i wbił w
Aleksa groźny wzrok. Ten nie miał jednak zamiaru ustępować, nie polubił
dzieciaka, więc chciał mu pokazać jak bardzo. Przez kilka chwil trwała zażarta
walka na spojrzenia, podczas której Białecki odkrył, że jedynym, co wyróżniało Młodego
z tłumu (oczywiście oprócz jego pozerskiego stroju prosto z sieciówki), były
oczy. Duże, otoczone gęstymi, jasnymi rzęsami. I niebieskie. A Aleks uwielbiał
niebieskie oczy, ale to może dlatego, że sam miał małe, szare mysie oczka.
– Zaraz będziesz miał okazję
pokazać jak bardzo – prychnął i sprawdził jeszcze raz brzmienie gitary. Uznał,
że jest okej (nigdy nie robił tego ze stroikiem, uważał, że to zabija dźwięk),
więc spojrzał wyczekująco na Jaśka. Ten przewrócił oczami, Adam wybił
pałeczkami rytm i od razu zaczęli. – Za szybko! – warknął Aleks w pewnym
momencie. Remek aż przewrócił oczami, a wszystkie instrumenty w kilka chwil
zamilkły.
– Aleks… – Rzadko kiedy
grali coś z repertuaru Offspring, bo zawsze kończyło się tak samo. Podczas gdy
do innych utworów Białecki miał raczej luźne podejście, tak w kawałkach swojego
ulubionego zespołu wyłapywał każdy błąd.
– Ty wyszedłeś za szybko z
basem – prychnął Jasiek i aż zadarł ten swój piegowaty nos (tak jak kiedyś się
Aleksowi piegi podobały, tak teraz stwierdził, że to najgorsze, co może być)
jeszcze bardziej. Mały, zadufany smarkacz, pomyślał Białecki, aż gryząc język,
żeby nie powiedzieć czegoś, za co Remek go zgani. – Remigiusz dobrze prowadził,
jedynym, który tu wszystko psuje, jesteś ty. – Wzruszył ramionami. Tego już
było za wiele. Za coś takiego małemu gnojkowi należało się w pysk. I to nie
raz. Dwa albo trzy też nie.
– To skończmy na dzisiaj,
co? – odezwał się Remek, próbując jakoś załagodzić sytuację. Może i Jasiek był
jego kuzynem (niby dalekim, właściwie to Aleks nie do końca wiedział, bo gdy mu
Remek o tym mówił, przysypiał), ale Białecki nie miał zamiaru mu takiej
zniewagi popuszczać! – Pójdziemy na piwo? Ja stawiam! – I to zadziałało. Jedno,
ale jak miłe dla ucha zdanie. „Ja stawiam” tak pięknie brzmiało z ust Remka, że
Aleks aż się uśmiechnął. Kiwnął głową, zapominając na chwilę o zarozumiałym
wyrostku.
– Mnie tam pasuje – odezwał się
ugodowo Adam i wstał. Remigiusz westchnął, ale odstawił swoją gitarę na stojak
i popatrzył na nich zbolałym wzrokiem. Prawdopodobnie już przeczuwał, że na
jednym piwie to się nie skończy i wyda majątek.
***
W ich mieście nie było zbyt
wielu cichych knajp, gdzie można posiedzieć, wypić piwo (tanie, żeby nie wydać
przy tym całej swojej wypłaty) i posłuchać sobie dobrej muzyki. Większość pubów
upadła, trzymały się jedynie kluby z dyskotekową muzyką, w których aleksowa
stopa nawet by nie postała, bo z całego serca brzydził się takich miejsc.
Uchował się jednak jeden bar o dumnej nazwie Chmiel, którego właścicielem był starszy, brodaty harleyowiec. Piwo
za pięć złotych, więc cena przystępna, muzyka rockowa albo punkrockowa, dlatego
Aleks czuł się tam jak u siebie.
– O dwudziestej trzeciej
będę się zbierać – powiedział od razu Remkowi, by nie przeciągali dzisiejszego
wypadu w nieskończoność.
– Już? – zdziwił się, kiedy
złapał za swoje piwo i ruszyli do stołu. Wnętrze knajpy było bardzo ciemne,
rozświetlały je jedynie słabe lampy pod ceglanym sufitem. Panował tu zapach
charakterystyczny dla piwnic, bo właśnie się w niej znajdowali, ale to wszystko
składało się na naprawdę przyjemny obraz pubu Chmiel. Miał swój niepowtarzalny klimat, co Aleks cenił.
– No, mam nockę – skłamał od
razu, nawet nie mrugnąwszy okiem. To już było dla niego naturalne, łgał w ten
sposób od siedemnastego roku życia.
– No trudno – westchnął i
usiedli do stołu, przy którym siedział już Adam i Jasiek.
– Nie wiem czy możesz pić
piwo – prychnął Aleks i spojrzał na Młodego, który tylko przewrócił oczami i
wziął, jakby na złość, naprawdę solidny łyk alkoholu.
– Bawisz się w mamę? –
Jasiek uśmiechnął się pod nosem kpiąco, a Aleks znów nabrał ochoty na
przyłożenie mu w twarz. Właściwie, to taką ochotę miał przez cały czas, gdy
tylko na niego patrzył.
– Dobra, spokój – zarządził
Remek, a w tym czasie Adam bez słowa zabrał się za swoje piwo, jako jedyny
pozostając milczący i nie biorąc udziału w całej sprzeczce.
– Musicie zmienić nazwę –
powiedział bezczelnie Jasiek i Aleksowi się wydało, że jego zadarty nos uniósł
się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe, bo i tak już wyglądał jak
skocznia narciarska, komentował złośliwie w myślach. – Dzieci Ludwiczka brzmi beznadziejnie.
– Ej! – Remigiusz aż
zmarszczył brwi. – Ty mi tu lepiej nie obrażaj Ludwiczka! – Aż się naburmuszył,
jak zwykle zresztą, gdy ktoś mówił coś złego na temat jego ulubionej bajki z
dzieciństwa.
– Sam jesteś beznadziejny –
odparował Aleks jakże błyskotliwą ripostą. Powinien zacząć spisywać wszystkie
swoje teksty, bo naprawdę przeciwnikowi aż odbierały głos, taką furorę robiły!
– pomyślał zirytowany, gdy Jasiek posłał mu zdegustowane spojrzenie.
– To nie ja gram nieczysto –
odpowiedział i trafił prosto w sedno. Znów w Aleksie zaczęło się wszystko
gotować.
– Słuchaj, ty mały, wredny…
– Spokój – mruknął cicho
Adam, odzywając się po raz pierwszy w tej kłótni. – Dzieci Ludwiczka zostaną, czy chcesz czy nie. – Miał mocny, przekonujący
ton głosu. Czasem, co zdarzało się oczywiście niezwykle rzadko, jak powiedział
coś głośniej, wszyscy dookoła milkli. Aleks już wiele razy mu powtarzał, że
powinien spróbować w branży lektorskiej, ale Adam kategorycznie odmawiał. To
nie byłoby coś, w czym mógłby się spełnić.
– Dokładnie – poparł go
ochoczo Białecki. – Nie zmienimy nazwy.
– Jak chcecie. – Wzruszył
ramionami. – Jeżeli damy radę opracować kilka kawałków, to postaram się nam załatwić
gdzieś koncert – powiedział, jakby od niechcenia. Aleks zmarszczył brwi, nic z
tego nie rozumiejąc.
– Załatwić?
– Tata Jaśka jest dość
wpływowy – wyjaśnił Remek i nagle wszystko stało się dla Aleksa jasne. Aż miał
ochotę walnąć głową w stół. W jednej chwili zrozumiał, dlaczego Remek
przytargał do nich tego zakochanego w sobie smarkacza. Młody miał wtyki.
Aż musiał odetchnąć raz.
Drugi. Trzeci.
– Remek. Muszę siku, chodź
ze mną – powiedział i wstał, patrząc na przyjaciela nieznoszącym sprzeciwu
wzrokiem. Ale Remigiusz nie bardzo zrozumiał.
– Ale… po co? Potrzymać ci?
– zdziwił się i aż otworzył szeroko oczy z przerażenia.
– Nie, idioto! – Miał wrażenie,
że jego twarz w kolorycie dorównała burakowi, więc cieszył się z ciemności
panującej w Chmielu. Remek wiedział doskonale o tym, że Aleks był gejem i nigdy
nie miał do niego uprzedzeń, ale na litość boską! W życiu nie chciałby, żeby
pomiędzy nimi było coś więcej! Już pomijając fakt, że Remigiusz nie był
wojownikiem tęczy, jak to zawsze mówił na homoseksualistów, to, do cholery, był
jego przyjacielem! Między nimi panowały braterskie relacje, zrobienie więc
czegokolwiek z Remkiem zahaczałoby dla Aleksa o kazirodztwo.
Wyciągnął go z siedzenia siłą, mając ochotę
przy okazji zapchać mu usta świeczką jaka stała na stole, bo Remigiusz ciągle
mówił coś o tym, że to dziwnie wygląda, jak dwóch facetów idzie do kibla.
Wepchnął go do toalety, a jakiś wysoki facet spojrzał na nich zdziwiony i
zapiął szybko spodnie, odchodząc od pisuaru.
– Wziąłeś go ze względu na
jego ojca? – zapytał szybko, nie chcąc tracić czasu.
– Tak – sapnął Remek. – No i
dobrze gra. I ma świetny głos. Pasuje… może nie do nas, ale potrzebowaliśmy
kogoś takiego. – Spojrzał na Aleksa tym swoim psim wzrokiem (nienawidził, kiedy
Remigiusz patrzył w ten sposób), więc nie pozostało mu nic, tylko odetchnąć i
kiwnąć głową. No i zgodzić się.
– Okej – mruknął ugodowo. –
Okej, dobra. Dam radę. Wytrzymam. Ale niech załatwi nam coś fajnego.
Remek nagle wyszczerzył się,
prezentując mu kawałek swoich dziąseł i krzywe zęby. Jego uśmiech zawsze był
niesamowicie szczery. Zresztą, mimika twarzy także, Aleks zawsze wiedział,
kiedy coś było nie tak.
– I o to chodzi. Młody
nabierze z czasem trochę ogłady i damy radę, hm? – Poklepał go po ramieniu.
– Miejmy nadzieję – burknął
mało entuzjastycznie. Jakoś nie wydawało mu się, żeby Jasiek miał się cudownie
zmienić.
***
Przeszedł przez portiernię i
ruszył schodami na pierwsze piętro, do wind. Nadjechała niemal od razu, cała
błyszcząca w środku. Nacisnął więc guzik z numerem dziewięć i kabina się
zamknęła, po czym pojechała w górę.
Zawsze czuł się tu głupio,
nie pasował do tego miejsca w swoich zdartych trampkach, przetartych,
czerwonych spodniach i powycieranej, znoszonej skórze. Wyglądał jak żebrak w
pięciogwiazdkowym hotelu i właściwie to porównanie było całkiem adekwatne do
rzeczywistości. Nie miał pieniędzy, nie miał też pracy, bo do roboty fizycznej
nie nadawał się przez astmę, a na papierkową był zbyt głupi… teoretycznie. Nie
skończył liceum i nigdzie go nie chcieli. No i oczywiście nie można zapomnieć
też o tym, że skupienie się na czymkolwiek innym niż muzyka nie bardzo mu
wychodziło.
Wylądował więc tu. W jednym
z najdroższych apartamentowców w mieście, ale nie, nie należał do niego. Nie
byłoby go nawet stać na noc w jednym z tych luksusowych mieszkań.
– Muszę w końcu dorobić ci
ten klucz – powiedział Krzysiek i wpuścił go do przedpokoju. Przekroczył więc
próg i już po chwili znalazł się w bardzo przestronnym, jasnym pomieszczeniu.
– Mówisz to już od miesiąca
– upomniał niezbyt radosnym głosem, ściągając swoje trampki, po czym rzucił je
niedbale.
– Dałem ci przecież
pieniądze na porządne buty! – sapnął Krzysiek, krzywiąc się na widok tego, w
czym Aleks chodził. Ale on jedynie wzruszył ramionami, nie miał zamiaru zakładać
na stopy niczego innego prócz trampek. Okej, no może zimą wymieniał je na buty
w typie wojskowym, bo mając na sobie sam materiał mógłby pozbawić się kończyn
przez odmrożenie.
– Lubię je – powiedział
wymijająco i ściągnął też kurtkę, zostając w samym czarnym T-shircie. – To co?
Tak właśnie wyglądała
mroczna strona egzystencji Aleksandra Białeckiego. Był nią Krzysztof Rudwiński,
czterdziestoośmioletni biznesmen, rozwodnik, który właśnie odkrywał swoją drugą
młodość. Aleks nienawidził go całym sobą, odpychał go każdy gest Krzyśka, każde
słowo, cała jego postać, ale musiał to w sobie zwalczyć. To dzięki niemu miał
za co żyć, musiał się przemęczyć. Jak osiągnie w końcu sukces z zespołem (a
naprawdę wierzył, że to kiedyś się stanie, tylko kwestia czasu i ciężkiej
pracy), odejdzie od niego nawet się nie oglądając.
Teraz jednak musiał udawać.
Musiał wymusić sztuczny uśmiech, gdy mężczyzna objął go i zapytał jak mu minął
dzień. Skłamał, że nie mógł doczekać się aż do niego przyjdzie, łganie mu
prosto w oczy naprawdę opanował już do perfekcji. Potrafił też całkiem nieźle
stękać i udawać, że mu się podoba, podczas gdy jedyne o czym marzył, to
zwymiotowanie.
Na początku czuł ogromne obrzydzenie
do siebie. Teraz stało się to już rutyną. Najważniejsze, że miał tylko Krzyśka
i nie musiał latać po innych facetach, bo tego już jego duma by nie zniosła.
Ale czterdziestoośmiolatek chciał go na wyłączność, bo panicznie bał się
chorób. I to nawet Aleksowi odpowiadało, mógł dać mu tę wyłączność, na razie
nie zależało mu na związkach z innymi. Najważniejszy był dla niego zespół.
– Umyję się, co? – zapytał,
a Krzysiek kiwnął głową. Miał na jej czubku łysy placek, a po bokach włosy były
przerzedzone. Do tego jego postura była dość korpulentna, nie wspominając już o
niskim wzroście, nic seksownego, w szczególności dla kogoś, kto tak jak Aleks,
nie gustuje w facetach mogących być jego ojcami.
– Jasne, jasne –
odpowiedział, nie mogąc oderwać od niego rozpalonego wzroku. Przez cały czas Krzysiek
wydawał się Aleksowi dziwnie podniecony, co wcale go nie cieszyło. Wiedział, że noc będzie dość ciężka. Stał długą chwilę pod prysznicem, ale w końcu jednak musiał wyjść z
kabiny, nie mógł się przecież myć całą wieczność. A chciałby, naprawdę,
chciałby.
Dobre :D Podoba mi się, chyba nawet bardziej od Akademika ^^ No ale cóż... zapowiada się zarąbiście, postać Aleksa od razu mi się spodobała. Co do Jaśka... od nienawiści do miłości droga jest najkrótsza :3 Życzę weny!
OdpowiedzUsuńboję się troszkę, że wpadniesz w zbyt klasyczną konwencję w stylu "główny bohater poznaje kogoś, kogo od początku nienawidzi, ale potem zaczyna go kochać, najpierw są szczęśliwi, potem dzieje się coś niedobrego, ale w ostatecznym rozrachunku kończy się dobrze", natomiast postać Aleksa bardzo kolorowa, ciekawie przedstawiona jest kwestia takich międzypokoleniowych "związków" w środowiskach LGBT, ta historia ma ogromny potencjał, bylebyś, tak, jak wspomniałem, nie wpadła w utarte, zbyt przewidywalne schematy, trzymaj się!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Mam już plan co do opowiadania, ale oczywiście będę mieć Twoje wskazówki na uwadze. :)
Usuńja oczywiście nie staram się naciskać, tak tylko wyrażam swoje obawy, ale wierzę, że będzie dobrze :)
UsuńJeszcze nie jestem do końca przekonana, aczkolwiek to dopiero pierwszy rozdział, więc zdecydowanie wstrzymam się z oceną. :D Świetnie została nakreślona postać Aleksa, bardzo mi się podoba. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńopowiadanie swietne:)
OdpowiedzUsuńa co jak Krzysiek to ojciec Jasia? :O
zycze duzo weny :p
Witam,
OdpowiedzUsuńwłaściwie to tak myślałam, że Alex w taki właśnie sposób zarabia na wszystko... chociaż myślałam, że w tym apartamencie spotka także Jaśla...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia