Betowała Akari
Vader i cienki, pękający lód
Cholera, nie powinienem pić czystej,
pomyślałem, kiedy tylko wyszedłem z zaparowanej kabiny i momentalnie zakręciło
mi się w głowie. Aż przymknąłem oczy, oddychając ciężej i po omacku łapiąc za
ręcznik. Miałem wrażenie, że jeszcze chwila, a wyląduję na podłodze, twarzą do
płytek, tak jak mnie matka natura stworzyła.
Żołądek ścisnął mi się nieprzyjemnie, jednak
trwało to tylko chwilę. Odetchnąłem głęboko i już było po wszystkim, a
przynajmniej tak by się zdawało. Nawet potworne zawroty głowy minęły. Nasunąłem
więc na tyłek spodnie, jakie dostałem od Sebastiana i przetarłem jeszcze
ręcznikiem włosy, żeby mu podłogi dookoła nie zachlapać.
Wyszedłem z łazienki i niemal od razu
natrafiłem wzrokiem na Sebastiana. Ten chyba skorzystał już z innej toalety, bo
ręce, które chwilę wcześniej uwalone były błotem aż do łokci, teraz były
czyste. Siedział przy biurku w samych
niebieskich szortach w kiczowate hawajskie kwiatki, z haczykiem NIKE na
nogawce. Przed nim znajdował się laptop i jakaś otwarta strona, chyba facebook,
a z głośników dobiegała przyciszona muzyka. Mimowolnie się uśmiechnąłem, a
przynajmniej chciałem się uśmiechnąć, gdy tylko rozpoznałem utwór Red Hot Chili
Peppers. Czyli Sebastian ma nie tylko ładną mordę i talent do gry w kosza, ale
też dobry gust muzyczny. W tym przypadku dobry oznaczał po prostu podobny do
mojego.
Już chciałem coś powiedzieć, tym bardziej, że
obejrzał się przez ramię i spojrzał na mnie. Chciałem go nawet pochwalić, gdy w
pewnym momencie mój żołądek przypomniał sobie, że czysta pita w szybkim tempie
i praktycznie bez popity, to nienajlepsze rozwiązanie dla niego.
Nie mam pojęcia, jak ja to zrobiłem, ale
udało mi się odwrócić w stronę łazienki i dopaść kibla. Szczęście, że klapa
była otwarta, bo szczerze wątpię, że miałbym jeszcze czas na podnoszenie
jej. Już po chwili zwymiotowałem
wszystko, co udało mi się zjeść tego dnia. Właściwie to można powiedzieć, że
rzygałem dalej niż widziałem, bo po chwili nawet nie miałem czym zwracać.
Jako że w tamtym momencie mój świat
ograniczał się do sedesu i do pochylania się nad nim żałośnie, nie bardzo
obchodziło mnie, co z Sebastianem. Przypomniałem sobie o nim dopiero, gdy udało
mi się oderwać od muszli i przetrzeć wierzchem dłoni usta. Wtedy w moją rękę
została wciśnięta szklanka wody, a ja zorientowałem się, że on przez cały czas
tu był. I patrzył jak rzygam. Żałosne, myślałem, przepłukując usta, by po
chwili znów pochylić się nad kiblem w oczekiwaniu na kolejną torsję.
– Zapamiętam, że wódka nie jest dla ciebie
najlepszym rozwiązaniem – usłyszałem, gdy znów przyssałem się do kubka.
Wyplułem to, co miałem w buzi i posłałem mu mordercze spojrzenie. O ile można
komuś takie posłać znad sedesu. – Już? – zapytał. Westchnąłem i przymknąłem
oczy, zastanawiając się, czy to koniec mojej przygody z kiblem. Po chwili
kiwnąłem głową, próbując się unieść, jednak wtedy Sebastian złapał mnie pod
ramię i podprowadził do umywalki.
I tu moja świadomość zaczęła się jakby
urywać. Wiedziałem, że przemywa mi twarz i wyciera ją ręcznikiem. Zadawał mi
jakieś banalne pytania, typu: „ustoisz na chwilę?” czy też „będziesz jeszcze
rzygać?”. Nie wiem, co na nie odpowiedziałem, ale wydaje mi się, że nie dostał
jednoznacznej odpowiedzi. Prędzej coś poburczałem pod nosem, coś, co
równocześnie mogło brzmieć jak potwierdzenie i zaprzeczenie.
Później wyprowadził mnie z łazienki i
położył, a może raczej popchnął na łóżko. Ja jednak nie zaprotestowałem, tylko
niemal od razu odsunąłem się w stronę ściany. Pamiętam jeszcze muzykę w pokoju
i słowa, które znałem bardzo dobrze, mimo mojego słabego angielskiego. A był naprawdę kiepski.
Hey girl what sound
A million miles of water
That are flowing deep
Beneath this ground
Now I found you
Right here
A million miles of water*
Muzyka umilkła, ale wciąż rozbrzmiewała w
mojej głowie. Chyba sobie to nuciłem pod nosem, bo usłyszałem parsknięcie
dobiegające z boku.
–Cholernie fałszujesz.
I zasnąłem.
Obudziłem się jakąś godzinę później z olbrzymim
bólem głowy i z brakiem świadomości, gdzie ja się, do kurwy nędzy, znajduję.
Rozejrzałem się dookoła, a mój wzrok zatrzymał się na Sebastianie śpiącym tuż
obok. Wciskał policzek w poduszkę i zdawał się kimać w najlepsze. Zacząłem
zastanawiać się, co ja mam do cholery zrobić, ale dłuższą chwilę po prostu się
na niego gapiłem i nie mogłem zebrać myśli. Bo głowa mnie bolała, w ustach
miałem kompletnie sucho, ale, żeby było zabawniej, wciąż czułem w nich posmak
wymiocin, a on tu leżał obok mnie, prawie nagi. Dobra, miał na sobie szorty.
Nie budziłem go. I tak było mi głupio, że
przyszedłem do niego tylko po to, aby zarzygać mu kibel, a później spać na jego
łóżku. Przeszedłem nad nim, wciąż czując, że do trzeźwości to mi daleko, a
następnie cicho wyszedłem z jego pokoju i domu, nawet nie myśląc o tym, co by
było, gdyby ktoś załączył alarm. Ale w tamtym momencie miałem szczęście, bo ani
nikt nie włączył alarmu, ani też nikt nie zmienił kodu do bramy, który
zapamiętałem po tym, jak mi go Sebastian kiedyś podyktował. Wróciłem do swojego
małego mieszkania i nie bawiąc się w żadne mycie czy płukanie gęby (w której
posmak rzygów wciąż był obecny), rzuciłem się na łóżko, wmawiając sobie, że to
był ostatni raz, kiedy piłem czystą praktycznie bez popity.
W tym postanowieniu utwierdził mnie kac
morderca, który zawitał u mnie rano. Wtuliłem twarz w poduszkę, gdy tylko
promienie słoneczne zaczęły mnie drażnić nawet przez zamknięte oczy. Głowa
pulsowała mi boleśnie, a żołądek ściskał, tak jakbym jeszcze raz miał wymiotować.
Na dodatek szamotanina w pokoju podrażniała
mój słuch. Uchyliłem powieki, patrząc na Pawła, który ubierał się chyba
najgłośniej jak potrafił. Co chwilę mu coś spadało, a to komórka, a to strącił
jakąś książkę z biurka, a po chwili nawet, drań jeden, włączył muzykę.
– Oszalałeś, kurwa? – wychrypiałem,
zakrywając się kołdrą i nic nie robiąc sobie z tego, że przecież było ciepło.
Chciałem tylko gdzieś uciec, przeczekać kaca, a później wrócić.
– Nie będę czekać, aż się łaskawie obudzisz –
odparł głośno. Bardzo głośno, aż się skrzywiłem.
– Ciszej – szepnąłem jedynie, bo
wyartykułowanie czegokolwiek więcej sprawiłoby mi nie lada problem, miałem
strasznie sucho w gardle. Wydawało mi się, że nawet śliny w ustach mi
brakowało.
– Gdybyś nie szlajał się po nocach, nie
upijał jak skończona łajza, to teraz nie byłoby problemu – odparł. – Ach –
powiedział nagle, odwracając się przodem do mnie, co zobaczyłem kątem oka. –
Zajebiście, że twoim kumplem z pracy jest Sebastian. – Zamarłem. Momentalnie
kac odszedł w zapomnienie, a ja wpatrywałem się w niego znad swojej poduszki.
– Co? – zapytałem jedynie, nic więcej nie
przychodziło mi na myśl. Skąd wiedział? – zastanawiałem się gorączkowo.
– Dzwonił do ciebie ze dwa, czy trzy razy –
powiedział. – Oddzwoń, bo się biedaczek będzie martwić. Powiedziałem mu, że
jesteś na razie niezdolny do rozmowy.
– Odbierasz moje telefony?! – warknąłem
momentalnie, podnosząc się do siadu. Zagotowało się we mnie na samą myśl, że
mógłby się dowiedzieć o…przełknąłem ślinę, tym, co wydarzyło się poprzedniego
wieczora. – Posrało cię, kurwa?!
– I jak, fajnym jest przyjacielem? Lepszym
ode mnie i Arka? – prychnął. – To co, teraz wkręcasz się w kręgi bogaczy? Tam
jest lepiej?
– Wiesz co? – warknąłem, wstając. – Zamknij
się, bo żałosny się robisz. – Popchnąłem go, po czym ruszyłem do wyjścia z
pokoju.
– Jedynym żałosnym jesteś tu ty. Masz gdzieś matkę,
mnie i Arka, latasz tylko do tego Sebastiana i liżesz mu dupę. – Obejrzałem się
i westchnąłem ciężko. Nie miałem zamiaru nawet tego komentować, bo to jasne, że
Paweł był zazdrosny. Tylko, czy miał o co? W końcu był moim bratem, jak mógłbym
kogoś postawić nad nim?
Wyszedłem z pokoju i momentalnie poczułem,
jak jestem wykończony. Coś mi podpowiadało, że to nie będzie dobry dzień.
I faktycznie, moje przeczucia się sprawdziły.
Jako że obudziłem się o trzynastej, całe popołudnie minęło mi na mdłościach i
przeklinaniu alkoholu pod każdą postacią. Kilka razy widziałem się też z
kiblem, ale to zazwyczaj miało miejsce wtedy, gdy coś wypiłem lub też
spróbowałem zjeść. Nigdy jeszcze nie miałem aż takiego kaca, przemknęło mi
przez myśli, kiedy leżałem plackiem na łóżku, wpatrując się w sufit. I przecież
nawet nie mieszałem, to była tylko czysta. Paradoksalnie, jak kiedyś wypiłem
wódkę z jabolem i szampanem ruskim, nic mi nie było. Co więcej – następnego
dnia czułem się rewelacyjnie.
Leżałem na tym swoim niewygodnym i twardym
łóżku, czując jak w plecy wbija mi się sprężyna. W tamtym momencie cieszyłem
się słodką samotnością. Chyba bym brata rozszarpał, więc dobrze dla niego, że
wyszedł do pracy i wróci po dwudziestej. Do tej godziny może się pozbieram i
wybiorę na długi spacer, myślałem, kiedy nagle moja komórka odezwała się jednym
z utworów Red Hotów. Podniosłem się i sięgnąłem po nią. Serce podeszło mi do
gardła, gdy dostrzegłem na wyświetlaczu migający napis „Sebastian”.
Momentalnie przed oczami stanęła mi scena z
wczoraj. Jego miękkie usta, gorący oddech, posmak wódki i duże, szorstkie
dłonie. Aż zrobiło mi się gorąco, ale ostatecznie nacisnąłem na zieloną
słuchawkę, biorąc głęboki oddech.
– Tak? – Przypomniałem sobie, jak ja bardzo
nie lubię z nim rozmawiać przez telefon.
– Już myślałem, że leżysz gdzieś pod płotem –
usłyszałem jego niski, rozbawiony głos. Westchnąłem, przymykając oczy, gdy
czaszka zapulsowała mi bólem.
– To fajnie, że się o mnie martwisz –
odpowiedziałem. Zaśmiał się i, cholera, przez telefon jego śmiech brzmiał
jeszcze bardziej seksownie.
– Właściwie to nie, dzwonię, żeby zapytać,
czy w końcu idziesz na tę imprezę? Bo nie odpowiedziałeś. – Bo nie wiedziałem,
co odpowiedzieć, pomyślałem, wpatrując się w sufit. Ale chyba… co mi szkodzi,
nie? W szczególności, że aktualnie mam ochotę wychodzić z domu w każdym
momencie, byle tylko nie siedzieć tu z Pawłem.
– Mogę – odpowiedziałem, niby to obojętnie.
Rany, gdyby brat się dowiedział, że idę na imprezę ze znajomymi Sebastiana,
chyba by się spalił ze złości. W końcu dla niego, a jeszcze niedawno też i dla
mnie, takie dzieciaki z nowobogackich rodzin były najgorsze.
– No to super. Przyjdź do mnie w piątek o
szesnastej, pojedziemy samochodem.
– Jasne. – Pominąłem wzmiankę o samochodzie.
Trochę zazdrościłem mu, że go miał, ja nie miałem kasy nawet na zrobienie
prawka, a zawsze ciągnęło mnie do aut.
– I czystej już nie pijesz – dodał jeszcze
złośliwie, rozłączając się. Idiota.
Minęły dwa dni, a Paweł chyba obrał sobie za punkt
honoru nieodzywanie się do mnie, bo nawet na sporadyczne pytania, które mu
zadawałem, typu „chcesz herbatę?” nie odpowiadał. Mierzył mnie tylko
spojrzeniem, jakbym mu rybki powybijał albo samochodziki ukradł, odwracał się i
wychodził z pomieszczenia, w którym akurat razem się znajdowaliśmy. Nie odzywał
się do mnie nawet przy Arku, a ten od czasu do czasu lubił nas odwiedzać. Gdy
pojawiałem się w pokoju, momentalnie przestawał mówić do niego i siedział na
swoim łóżku albo na krześle, jak na kazaniu.
To chyba było jeszcze gorsze niż nasze
kłótnie. Właściwie, to wolałbym się z nim ostro pożreć, pomyślałem, gdy
patrzyłem na brata, a on odpowiedział mi całkowicie obojętnym spojrzeniem, by
zaraz przenieść je na Arka paplającego coś nielogicznie, zapewne jedynie dla
zabicia uciążliwej atmosfery. Nawet dla niego była ona niewygodna.
– Kurwa! – zaklął nagle Arek, aż podnosząc
się z krzesła, które właśnie oblegał. – Ja pierdolę, no co z wami, kurwa?!
– Nic – mruknął Paweł, chyba pierwszy raz
odkąd wszedłem do pokoju. A siedziałem tu już z trzydzieści minut.
– Nie, kurwa, w ogóle. Ty – wskazał na Pawła
– i ty – palec zatrzymał się na mnie. – Za dziesięć minut na klatce. Bierzcie
piłkę i nawrzucacie sobie na boisku. – Już otwierałem usta, żeby coś
powiedzieć, gdy nagle po prostu je zamknąłem, bo nie wiedziałem jak zareagować.
Chciałem, aby sprawy z bratem jakoś się ułożyły, bo tak naprawdę to najgorsza
kara dla mnie. Nigdy nie traktował mnie jak powietrza, a jak już mu się raz na
ruski rok zdarzyło, to trwało to chwilę. Teraz olewał mnie już od dwóch dni, a
ja, do cholery, potrzebowałem z kimś porozmawiać. Może to pedalskie (ale
właściwie to jestem pedałem, więc niezbyt trafne określenie), ale nie
potrafiłem żyć bez jego wsparcia. Trochę żałosne, że nie wyobrażałem sobie
swojego dalszego życia bez Pawła i Arka, ale taka prawda, do której nikomu bym
się nie przyznał.
– Ja pierdole, w łeb dostać z wami i w pokoju
bez klamek wylądować – mruczał Arek, wychodząc z pomieszczenia, a po chwili
zapewne też z naszego mieszkania. Siedziałem przez chwilę w bezruchu, kątem oka
obserwując Pawła, który podniósł się i podszedł do szafki. Odetchnąłem ciężko,
gdy zaczął się przebierać w strój do gry.
Też wstałem i sięgnąłem po biały podkoszulek,
w którym najczęściej grałem. Nie dość, że miałem spore problemy z Pawłem, to
jeszcze do tego dochodziła sprawa z Sebastianem… Kątem oka spojrzałem na Pawła
zakładającego czarne, luźne spodnie. Rany, pomyślałem, gdybyś tylko się
dowiedział, że lizałem się z facetem, obiłbyś mi mordę do nieprzytomności. I
wcale bym się tobie nie dziwił, bo to nie jest normalne.
Paweł spojrzał na mnie, westchnął, pokręcił
się chwilę nerwowo po pokoju i wyszedł. Zmarszczyłem brwi, nieco zdziwiony, ale
nie skomentowałem, tylko poszedłem za nim, łapiąc po drodze piłkę z krzesła.
Szybko nasunąłem na stopy jeszcze swoje
znoszone trampki i wyszedłem. Na klatce czekał już Arek, chodząc w kółko i
oglądając obdrapane ściany. Na każdej z nich obowiązkowo znajdował się wielki
napis HWDP, JPna100% i jebaćpolicję.
Babcia z góry, stara emerytka, która to niby miała problemy ze stawami, a jak
przychodziło co do czego to zapierdalała po schodach w dół, byle tylko kogoś
ochrzanić, zawsze czepiała się, że to nasza sprawka. Gdyby dowiedziała się, że
jej wnusio, kiedy jeszcze dzielił z nią mieszkanie, sprowadzał tu swoich
ziomków, nie byłoby jej tak wesoło.
W milczeniu doszliśmy na stare boisko równie
starej podstawówki. Budynek szkoły niczym nie różnił się od typowych budynków
szkół z okresu komuny. Był szary, klocowaty i odpychał na kilometr. Nawet okna,
w których pozawieszane były kolorowe kwiatki i inne wycinanki dzieci, nie
poprawiały jego wizerunku.
Przeszliśmy przez zardzewiały płot, starając
się też przeskoczyć nad krzakami, jakie znajdowały się przy nim po drugiej
stronie. To jednak mieliśmy już opanowane do perfekcji, więc żaden z nas w tym
zielsku nie wylądował, a kiedyś, gdy dopiero zaczynaliśmy naszą zabawę z
koszykówką, nie raz, nie dwa zaliczało się w nich glebę. Uśmiechnąłem się pod nosem, przypominając
sobie te wydarzenia. Z tym starym, w ogóle nie nadającym się do gry boiskiem,
wiązała się masa wspomnień.
Jeden kosz, na dodatek już mocno
sponiewierany, asfalt, klejący się do podeszw w upalne dni i powycierane linie
wyznaczające boisko. Złapałem piłkę i wykonałem wsad z dwutaktu. Może i
beznadzieja, ale kiedyś nas to cieszyło.
– Co się szczerzysz? – usłyszałem. Spojrzałem
na Pawła, który uśmiechał się pod nosem. Odetchnąłem ciężko i już miałem coś
powiedzieć, ale wtedy brat zabrał mi piłkę i wykonał jeden, ale celny rzut. –
Ogarnij, bo złoję ci dupę – powiedział.
– Zobaczymy kto komu – odparłem i poczułem
ogromną ulgę. Arek przyglądał się temu z boku i pozwolił nam grać, a zarazem
pogodzić się.
Nie poruszaliśmy już sprawy matki. Właściwie,
nie poruszaliśmy żadnych tematów, przez które moglibyśmy się pokłócić. Nagle
one zniknęły, a mimo to wciąż były. Jednak mnie (i Pawłowi zapewne też) to
odpowiadało. Ważne, że normalnie już ze sobą rozmawialiśmy i nie panowała
pomiędzy nami ta ciężka atmosfera. Momentami było trochę sztucznie, na przykład
gdy wątek choroby matki wychodził sam z siebie. Obaj w takich momentach na siłę
staraliśmy się zmienić temat.
– Krzychu ma dla nas za tydzień zlecenie –
mówił wtedy Paweł i wszystko byłoby normalnie, gdyby nie to, że mówił mi to już
jakieś dziesięć razy.
– No, wiem – odpowiadałem. – To ten dom na
Kwiatowej? – pytałem, chociaż dobrze wiedziałem, że tak, to jest ten
dwupiętrowy dom z jasną elewacją, czarnym płotem i dużym ogrodem. Co więcej,
wiedziałem też, że nie ma alarmów, w garażu stoi Audi a3, a w poniedziałek,
czteroosobowa rodzina, która zamieszkuje ten dom, wylatuje do Stanów.
– Ta, to będzie łatwe – odpowiadał Paweł.
Kurwa, tyle razy już to przerabialiśmy! – krzyczało coś we mnie, a jedynie z
szerokim, głupawym uśmiechem kiwałem głową.
I w takich momentach zdawałem sobie sprawę,
że zakopywanie niedokończonych spraw wcale nie jest dobre. Że czasem trzeba
sobie pokrzyczeć, może też i polać po mordzie i jakoś dojść do porozumienia…
Tyle, że u nas pokrzyczenie i lanie po mordzie nie skutkuje. Nie w tej sprawie.
Dlatego chyba zakopywanie spraw nie jest wcale takie złe w naszym przypadku,
myślałem, gdy znów naturalnie rozmawiałem z Pawłem. Jednak trwało to tylko do
kolejnej rozmowy o domu na Kwiatowej, która przebiega dokładnie tak samo.
Piątek. Dzień przez większość uwielbiany, ale
nie przeze mnie. Nie ten piątek. Tego piątku chciałem uniknąć za wszelką cenę,
ale tak to bywa, że gdy czegoś nie chcemy, to coś ciągnie do nas jeszcze
bardziej. Nim się obejrzałem, a już nastał dzień, którego tak bardzo nie
chciałem.
Bo zdałem sobie sprawę, że, do cholery, idę
spotkać się ze znajomymi Sebastiana. I po co? Po co on mnie zaprosił? No
właśnie, nie wiedziałem, po co mu ktoś taki jak ja. Spoko, całowaliśmy się.
Było fajnie, na moje, możemy powtórzyć, a nawet zajść trochę dalej. W końcu od
tego jest życie, by eksperymentować. Ale żeby od razu zaprowadzać mnie w swoje
towarzystwo? Przecież ja kompletnie tam nie będę pasować – myślałem, łażąc rano
po domu i nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nawet matka zauważyła, że coś jest nie
tak, bo zapytała troskliwie: „co się dzieje?”, a ojciec warknął, znad swojej
kiełbachy, którą w tamtym momencie wpierdalał z musztardą: „dupa go swędzi, to
jej posadzić nigdzie nie może”. Posłałem mu tylko zblazowane spojrzenie i nie
odpowiedziałem. Podszedłem do lodówki, popatrzyłem chwilę na jej mało
imponującą zawartość i zamknąłem.
– Obyś mi tylko wiejskiej nie wyżarł,
darmozjadzie jeden – wyseplenił ojciec, przeżuwając kiełbasę.
– O ile się nie mylę, to ja zrobiłem zakupy
za swoje pieniądze – warknąłem w jego stronę z zaciśniętymi zębami.
Nie no, pomyślałem, gdy wyszedłem z kuchni
jeszcze bardziej rozdrażniony niż kiedy tam wchodziłem, nie wyrobię. Dzień
zapowiadał się tragicznie.
Stanąłem przed szafą, przyglądając się kupce
zwiniętych w kłębek rzeczy, które znajdowały się na mojej półce. Nie
zastanawiałem się co ubrać. Wyciągnąłem pierwsze ciuchy, które wpadły mi w ręce,
były to czarne bojówki za kolana i zwykły biały T–shirt z Lordem Vaderem i
podpisem: „ciemna strona mocy”. Moja ulubiona koszulka, należy dodać. Star Warsy mogłem oglądać dniami, bez
żadnej przerwy, zresztą tak samo Paweł i Arek. Pierwszy raz obejrzeliśmy je
razem, żeby później na podwórku z badylami w rękach bawić się w Jedi.
– Wychodzisz gdzieś? – zapytał brat, wchodząc
do pokoju. Zerknąłem na niego, po czym założyłem koszulkę.
– No, nie wiem kiedy wrócę – odparłem i
zamknąłem szafę, by po chwili zacząć zakładać spodnie. Nie zauważyłem więc, że
zmarszczył brwi i zrobił typową dla siebie w chwilach niezadowolenia minę,
dlatego niezrażony, kucnąłem i sięgnąłem po plecak, by wyciągnąć z niego
portfel i sprawdzić zawartość. W końcu wypadało, żebym przyszedł tam z piwem, a
nie z pustymi łapami.
– Zajebiście – prychnął. – Znowu z tym
bogatym bachorem? – zapytał, zakładając ręce na piersi. Spojrzałem na niego z
dołu ze zmarszczonymi brwiami.
– Znów zaczynasz? – burknąłem. – Tak,
wychodzę z tym bogatym bachorem, co więcej! – parsknąłem, mocno wkurzony. Byłem
w nie najlepszym nastroju od samego rana, więc nawet nie chciałem się
powstrzymywać. – Będzie tam więcej bogatych bachorów! Pewnie większość
znajomych Sebastiana, – tego nie wiedziałem – a i nawet może cała jego drużyna
koszykarska! – tego również nie wiedziałem. Po prostu palnąłem, jeszcze
bardziej go denerwując, jednak w tamtym momencie niezbyt mnie to obchodziło.
Zapomniałem też, że dopiero niedawno się pogodziliśmy. Co prawda, wciąż
stąpaliśmy po cienkim lodzie, bo nie wyjaśniliśmy sobie najważniejszych spraw i
właśnie w tamtym momencie ten lód pękł.
– Hoho! Widzę, że same doborowe towarzystwo!
– zaśmiał się ironicznie. – Zobaczymy, czy ci, kurwa, te zadufane dzieciaki
pomogą, gdy będą potrzebni. Bo skoro ja i Arek już ci się znudziliśmy… – Nie
wytrzymałem. Rzuciłem plecak i portfel, dopadając do niego i przyciskając go do
ściany.
– Nie narzucaj mi czegoś, co jest nieprawdą,
dobra? – syknąłem mu prosto w twarz i naprawdę cudem powstrzymałem się od
wbicia mu pięści w brzuch. – Ale ty. – Wskazałem na niego palcem. – Ty
faktycznie mnie wkurwiasz. Coraz bardziej, więc uważaj. – To nie tak, że
mówiłem co myślałem. Właściwie, to mało co myślałem w tamtej chwili, bo gdybym
myślał, nigdy bym tego nie powiedział. Nie jemu. – Mam cię poważnie dosyć. –
Dodałem i nie patrząc już na niego, sięgnąłem po portfel i telefon.
– Zajebiście – skomentował Paweł i nawet
przez chwilę myślałem, że się na mnie rzuci, by mi jakoś oddać. Ale nie zrobił
tego.
Nie chcąc dłużej już siedzieć w tym
mieszkaniu, po prostu z niego wyszedłem, trzaskając drzwiami. I co z tego, że
było rano. I co z tego, że nie miałem co z sobą zrobić do czasu spotkania z
Sebastianem. Ważne, że nie byłem w domu. Z matką, ojcem, no i Pawłem.
– Ja jebie – westchnąłem, kiedy znalazłem się
na klatce. Spojrzałem jeszcze na drzwi naprzeciwko, należące do Arka. Nie,
oczywiście, że do niego nie pójdę. Sam by mi chyba przywalił, gdyby się
dowiedział, co takiego naopowiadałem Pawłowi.
Gdy doszedłem pod dom Sebastiana o umówionej
godzinie, na chodniku stało już auto i jego właściciel. Kiedy tylko mnie
dojrzał, uśmiechnął się szeroko, ale ja nie mogłem oderwać wzroku od białego
Audi. Co prawda, gdybym to ja miał wybierać, byłoby czarne, ale i tak samochód
zachwycał.
– To A4? – zapytałem na powitanie, stając
przed nim i niedyskretnie oglądając pojazd. Uśmiechnął się szeroko, a ja aż się
na ten uśmiech zapatrzyłem. Cholera, niedawno się z nim całowałem. Przełknąłem
ślinę, gdy przypomniało mi się, jak przyjemne w dotyku były jego usta. Kurwa,
kurwa, kurwa – przeklinałem nerwowo w myślach, z całych sił starając skupić
swoją uwagę na aucie, nie na walorach Sebastiana. Bo teraz nie byłem pijany, a
jak nie jestem pijany, to i owo może szybko stanąć. W końcu w moim wieku łatwo
się podniecić.
– Hm, znasz się na samochodach? –
odpowiedział pytaniem, stając niezwykle blisko mnie. Za blisko, cholera,
pomyślałem, robiąc krok w tył.
– Nie. – Wzruszyłem ramionami. – Ale
oglądałem kiedyś te samochody – i marzyłem o tym, aby kiedyś się takim
przejechać, pomyślałem, nie wspominając już nawet o kupnie, bo to leży poza moimi
możliwościami.
– Ten jest mojego ojca, tak jakby chciałem ci
zaimponować – powiedział, uśmiechając się, a ja otworzyłem szerzej oczy,
zdziwiony. – Na co dzień nie jeżdżę takim samochodem, mój jest mniej
widowiskowy – parsknął, a mnie robiło się coraz goręcej. I w sumie poczułem się
dziwnie. Bo ja rozumiem, rozmyślałem nerwowo, że dziewczyna chce zaimponować
chłopakowi. Albo chłopak dziewczynie. Ale facet facetowi? I to jeszcze
Sebastian mnie?
Odchrząknąłem i kiwnąłem głową.
– No to ci się udało – powiedziałem, nawet
nie poddając tego przemyśleniu. Na twarzy Seby pojawił się jeszcze większy
uśmiech, o ile taki jest w ogóle możliwy. I w pewnym momencie, po prostu zrobił
ten jeden krok, który nas dzielił, złapał mnie za mojego Vadera na koszulce i
przyciągnął. Mocno, stanowczo i szybko, tak, że nawet nie zorientowałem się w
sytuacji. Już po chwili całował mnie, a ja oddawałem pocałunek.
I robiliśmy to na środku ulicy. W dzień.
Przed jego domem. Każdy mógł to zobaczyć absolutnie każdy, ale nawet jeśli
zdawałem sobie z tego sprawę, to nie odepchnąłem go. Nie potrafiłem, bo jego
usta były miękkie, bo znowu miał ten przyjemny zarost na twarzy i drapał lekko
moją brodę. Bo całował mocno, stanowczo, a ja nie potrafiłem złapać tchu.
Objąłem go tylko wokół szyi, przytulając się do niego całym ciałem. Czułem
każdy ruch jego klatki piersiowej, twardej, należy dodać. Nagle jednak poczułem
jego ręce na moich pośladkach i to załączyło alarm. A gdy zaczął je uciskać,
momentalnie odepchnąłem go od siebie, wręcz widząc, jak moja męska duma ucieka
sobie w podskokach.
Odchrząknąłem, nie wiedząc co powiedzieć. Bo,
kurwa, lizaliśmy się na środku ulicy! – krzyczało coś w mojej głowie. Prawie
mnie tu przeleciał… No dobra, tylko zmacał i byliśmy w ubraniach, więc do tej
części jeszcze daleko, ale i tak nie czułem się z tym komfortowo.
– Jedziemy? – zapytał, uśmiechając się
szeroko. Popatrzyłem na niego i dostrzegłem, że jest czerwony na twarzy, przez
co piegi na jego policzkach tylko bardziej się wyostrzyły. Ciekawe, czy ma
piegi w innych miejscach, przemknęło mi przez myśl i momentalnie zrobiło mi się
goręcej. Jakoś mu się wcześniej nie przyglądałem, nawet jeśli pływaliśmy razem
w basenie, ale teraz z chęcią bym to zrobił – rozważałem dalej, wyobrażając
sobie szerokie ramiona pokryte piegami, plecy i – kurwa – pośladki.
– Zahaczymy jeszcze o jakąś Biedronkę czy
inne Netto? Chciałem kupić piwo. – Bo oczywiście nie miałem czasu na zrobienie
tego wcześniej. Właściwie, to o tym zapomniałem i chodziłem po mieście, cały
czas wyklinając Pawła w myślach.
– Spoko, mam w bagażniku dwie skrzynki –
zaśmiał się. – Dobra, wsiadamy, bo jeszcze miałem pojechać po kumpla –
powiedział, uśmiechając się kątem ust, czyli tak jak ja to uwielbiałem. Znów
odchrząknąłem, bo jak zwykle gdy się denerwowałem, drapało mnie w gardle.
Kiwnąłem głową i otworzyłem drzwi samochodu, a on obszedł go dookoła i zajął
miejsce za kierownicą.
Rozsiadłem się w skórzanym, czarnym fotelu,
zapinając pas. Sebastian jeszcze uśmiechnął się do mnie, po czym przekręcił
kluczyk w stacyjce i po chwili ruszył.
– Ile ty w ogóle masz lat? – zapytał, kiedy
wyjechaliśmy na główne ulice miasta i zatrzymał pojazd na światłach.
– Siedemnaście, a co? – odparłem.
– Nic, myślałem tylko, że gdybyś miał prawko,
to dałbym ci poprowadzić – uśmiechnął się trochę złośliwie – dzieciaku – dodał.
Parsknąłem, rozbawiony. Trochę żałowałem, że
tego prawka nie miałem. Z chęcią przejechałbym się tym samochodem.
– Jasne – odpowiedziałem, robiąc pauzę i tym
samym naśladując Sebastiana – pedofilu – dodałem, a on zaśmiał się głośno i
przerzucił biegi, gdyż zmieniło się światło. Samochód ruszył.
– Ściągam – zerknął na moją koszulkę z
Vaderem, zaraz powracając wzrokiem na przednią szybę – dziecko na ciemną stronę
mocy… Chociaż właściwie, to jest ona bardziej tęczowa. – Nie potrafiłem
powstrzymać śmiechu. Lubiłem go. Nie rozumiałem, ale uwielbiałem tego
rozpieszczonego dzieciaka. Spędzanie czasu w jego towarzystwie było miłą
odskocznią od mojego życia. Właściwie, to gdy go poznałem, moje życie zaczęło
dzielić się na dwie kategorie. Tę domową, z matką, ojcem, Pawłem, Arkiem i
resztą naszego syfu, i Sebastianową, z nim, basenem, SonGoku, piwem, błotem i
wszystkim innym, co było nieistotne, niewarte zamartwiania się.
Jechaliśmy jeszcze chwilę, aż w końcu
samochód wjechał na osiedle, podobne do tego, na którym mieszkał Sebastian.
Roiło się tu od ślicznych domków jednorodzinnych z wielkimi ogrodami i drogimi
autami na podjazdach. Dopiero wtedy poczułem się nieswojo, bo zdałem sobie
sprawę, że nawet jeśli z Sebastianem czułem się swobodnie, to nie oznacza to,
że z resztą dzieciaków z bogatego środowiska też będę.
Audi zatrzymało się pod małym, ale ślicznym
(i krzyczącym: gospodarze mają kasę!) bungalowem z czerwonej cegły. Pod bramą
stał już chłopak z przerzuconą przez ramię dużą, podłużną torbą ze znakiem
Reeboka.
Niemal od razu rozpoznałem blondyna i
stwierdziłem, że naprawdę nie chcę jechać na tę imprezę. Był z drużyny
Sebastiana i przyszedł razem z nim na Orlik, kiedy pierwszy raz się
spotkaliśmy. Mina mi zrzedła, kiedy chłopak zauważył mnie i też nieco się
zmieszał. Poznał mnie, cholera.
Sebastian, jakby tego nie zauważył, uśmiechał
się dalej i opuścił okno, wychylając się do kolegi. Rany, najchętniej bym
zniknął, myślałem, kiedy blondyn taksował mnie spojrzeniem.
– Wsadź torbę do bagażnika – polecił
Sebastian.
– A ten… – ruchem głowy wskazał na mnie,
ignorując słowa kierowcy – to tu czego?___________
* Red Hot Chili Peppers – Milion Miles Of Water
* Red Hot Chili Peppers – Milion Miles Of Water
Rozdział genialny. Cieszę się, że tak szybko się pojawił i mam nadzieję, że za niedługo ujrzymy też rozdział 11 ^^ Serio, uwielbiam to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńMiędzy chłopakami zaczyna być gorąco! Fajnie, że Kacper zgodził się na tę imprezę, sama zastanawiam się jak zareagują na niego kumple Seby...
Szkoda, że Kacper tak szybko zwiał z domy Sebastiana.. Myślałam, że zjedzą razem śniadanie, czy coś. No ale przez to Paweł poznał prawdę.. I zaczęły się kłótnie. Ciekawe jak to się dalej potoczy między braćmi... No bo rozumiem Pawła, wiem o co ma żal, ale trochę przesadza.. W końcu Kacper ma prawo "kolegować" się z kim chce. Ciekawe jak Arek na to zareaguje.. A czuję, iż Paweł o wszystkim mu powie.
Ciekawe jak się potoczy dalej sprawa z rodzicami Kacpra. Bo ojca to naprawdę mu współczuję, chociaż matka nie lepsza.. Dopiero teraz jakoś zainteresowała się synem..
Jejku, o wiele za szybko się czytało! Pochłonęłam ten rozdział w oka mgnieniu xD Mam nadzieję, że za niedługo pochwalisz się 11 rozdziałem.. Pogoda nie dopisuje.. więc? No dobra, dobra. Powiedzmy, że cierpliwie będę czekała i nie ponaglała Cię xP
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Skomentuję, bo to opowiadanie mnie prześladuje. Nie uwierzysz, śniło mi się ono. Niestety sen był o tym, że skończyłaś to opowiadanie na dziewiątym rozdziale, a ja się przejęłam, że nie zdążyłam skomentować. Ok pomińmy kwestię moich dziwnych snów otl.
OdpowiedzUsuńNie muszę streszczać rozdziału, po prostu napiszę, że ja strasznie zżyłam się z głównym bohaterem i czytając jego przemyślenia strasznie się wczuwam, dlatego pod koniec było mi trochę głupio... Ciekawe jak Sebastian to skomentuje.
Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybko, weny życzę~
Przepraszam, że pytam, ale chyba mi coś umknęło, bo nie wiem ile Sebastian ma lat? :))
OdpowiedzUsuńTyle co Paweł - 18 :)
UsuńZ jednej strony chcę, aby żeby Sebastianowi i Kacprowi się "powiodło", ale z drugiej, nie chcę, żeby brat go nie lubił. Mam też nadzieję, że jak Paweł się dowie o innej orientacji brata to nie zeświruje i nie zrobi czegoś głupiego ;o
OdpowiedzUsuńJuż czekam na następny rozdział 11 *O* I oby był długi, długi, długi...
Ughh,takie opowiadania najszybciej się kończą..dobrze napisane i dobrze wymyslone. To jak opisujesz 'pierwsze' pocałunki,kontakty między Sebastianem i Kacprem są genialne. Ta scena z pocałunkiem przy samochodzie- uhh,cały czas mam to w głowie. Tak bardzo urocze!
OdpowiedzUsuńCóż więcej dodać? Wenyweny Dream! Z niecierpliwością czekam na 11 rozdział,oby wena dopisała i pojawił się w następnym tygodniu. Wcześniej nikt z czytelników też nie pożałuje. Heh,najlepiej by było gdyby wena Cię nie opuszczała,czasu było duużo,i rozdziały były jeeeeszcze dłuższe. <3 ;3
E.
A to dobre :D
OdpowiedzUsuńCoraz lepiej. Aż mnie korci co będzie dalej.
Oczywiście czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
Podoba mi się motyw tych różnic które ich dzielą, ale i tego co ich łączy :D
Czekam, czekam :DDD
Serdecznie pozdrawiam!
Tak szczerze nie wiem co mam napisać. Może tyle, że ten rozdział o wiele bardziej podobał mi się od ostatniego, więc z niecierpliwością, a może i z cierpliwością czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńObecnie, po tej części ciekawią mnie dwie rzeczy. Pierwsza - Jak Sebastian, jeśli się dowie ofc, zareaguje na przyszłe rozróby Kacpra. Druga - Jaka będzie reakcja kumpli Sebastiana na bytność Kacpra podczas imprezy. (Mam nadzieję, że będą snobami i Kacper komuś przywali xD). W tym rozdziale spodobało mi się też to jak Kacper postrzega tą całą sytuację. Chyba zaakceptował to, że jest gejem i, że Bastian mu się podoba, choć nadal wychowanie rodziców jak i środowiska mimo wszystko też nie pozwala myśleć mu, że jest to normalne.
"Rany, pomyślałem, gdybyś tylko się dowiedział, że lizałem się z facetem, obiłbyś mi mordę do nieprzytomności. I wcale bym się tobie nie dziwił, bo to nie jest normalne."
Nie wiem czemu, ale strasznie podoba mi się to zdanie.
No cóż, to na tyle. Przepraszam za składnie i za błędy, ale jest wpół do pierwszej nad ranem xD
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział boski, dobrze że Krystian zgodził się na ta imprezę... ciekawe jak zareagują na niego kumple Sebastiana, już jeden nie jest zbyt zadowolony.... Między braćmi tworzy się napięta atmosfera, no ale niema to jak pograć i wyładować swoją złość...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia
mrrrr... nie i co dalej? ^^ Jak się zachowa Seba? ;P
OdpowiedzUsuńWENY! ^^ Czekam wiesz ;PP
Prosze, prosze, prosze dodaj nastepny rozdział niedługo, w starym rytmie czyli w najblizsza niedziele lub poniedziałek. Ja wiem, ze to jest takie troche jakby narzucanie, ale ty nawet nie wiesz jak bardzo ja kocham to opowiadanie mysle o nim praktycznie cały czas, jest tak piekne, nie potrafie o nim zapomniec. Jestem strasznie ciekawa jak potoczy się dalej akcja i po prostu nie moge wytrzymac.Wena nie spada z nieba wiem z doswiadczenia, sama kiedys pisałam bloga, teraz tez jestem w trakcie pisania opowiadania. Mogłabys sie jednak postarać? Tak dla mnie? Czytam to opowiadanie od pierwszego rozdziału i wciągneło mnie jak żadne inny, lepiej niz wiekszość książek. Czekam z niecierpliwością ;c <3
OdpowiedzUsuńNeomi.
Ja w tej imprezie wyczuwam katastrofę xD jakby nie było, Kacper do spółki z bratem i Arkiem nie wywarli zbyt pozytywnego wrażenia, więc się nawet temu blondynowi nie dziwię, też bym pewnie była co najmniej zdziwiona obecnością Kacpra ;p no ale, może stary dobry alkohol tym razem będzie miał bardziej zbawienne skutki i połączy wszystkich piękną, pijacką przyjaźnią. Bo ostatnio coraz więcej dramy, to niech się przynajmniej z Sebastianem nic nie posypie, bo już i tak ten Kacper taki biedny ;p
OdpowiedzUsuńNo i mam nadzieję, że w domu też się sytuacja szybko oczyści. No bo jednak fajna dupa brata i przyjaciela nie zastąpi ;] pewnie trochę potrwa zanim się to wszystko uda pogodzić, ale liczę na to bardzo :)
Teraz tak sobie myślę, że ta impreza naprawdę może być fatalna w skutkach. Nawet jeśli znajomi Sebastiana zaakceptują Kacpra, to zastanawiam się, jak to będzie. Czy Kacper pozwoli, żeby ludzie z imprezy wiedzieli, co łączy jego i Sebastiana? Bo jeśli tak, to przecież chociażby ten blondyn, jeśli wpadnie na Pawła, może palnąć coś o nich i orientacja Kacpra wyjdzie na jaw. Umieram z ciekawości, co się teraz stanie i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńC.
Co prawda, już wcześniej zetknęłam się z tym opowiadaniem, ale niestety tylko z dwoma rozdziałami na yaoifan. A potem tak się jakoś stało, że przez przypadek trafiłam gdzieś w sieci na trzeci rozdział i naszła mnie myśl, że nie zaszkodzi wpisać w wyszukiwarkę ZTP i wczoraj odkryłam Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona! Naprawdę, o nic innego nie zajmuje mi uwagi przez te kilkanaście godzin tak bardzo jak to opowiadanie. Bardzo cieszy mnie to, że to świeże opowiadanie i rozdziały jak dotąd pojawiały się często. Nienawidzę gdy przerwy między rozdziałami trwają kilka miesięcy, albo opowiadanie jest zawieszane.
Uwielbiam Twój styl pisania! To wszystko wydaje się takie realistyczne, normalne. I choć Kacpra i Sebastiana dzieli tak wiele, to stanowią cudowny duet. Ich przekomarzania, gry w piłkę, SMS-y, szczere rozmowy, te dwa urzekające pocałunki... Nie no, to zbyt zachwycające, by opisać to słowami. Uwielbiam tą nieśmiałość, niepewność i zauroczenie Kacpra. Jest przy tym taki kochany... I bardzo mi się podoba ten chłopak ze zdjęcia, którym się inspirowałaś, kreując postać Kacpra. Jednak, żeby nie było, że uwielbiam tylko Kacpra, chcę powiedzieć, że Sebastian też jest słodki. Choć może to, że jest od dawna świadomy swojego homoseksualizmu sprawia, że bardziej rozpływam się nad Kacprem. Jednak bardzo mnie cieszy to, jak się chodzi z Kacprem, te spontaniczne spotkania, akceptowanie, że Kacper potrzebuje trochę czasu, że dopiero przyznał się do tego, że podobają mu się chłopcy... Kurczę, za mało słów i czasu by to tu wszystko opisać.
W każdym razie, jestem przeszczęśliwa, że trafiłam na to opowiadanie, liczę na to, że 11 rozdział pojawi się na dniach, i mam nadzieję, że wena będzie Ci dopisywać. Przy okazji, ucieszyłam się, gdy przeczytałam, że jesteś Bydgoszczanką :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Cieszę się, że tak wciągnęło Cię ZTP i że udało Ci się trafić na mojego bloga ;) Też jesteś z Bydgoszczy? :)
Usuń