Betowała Akari
Nie jestem jego suką
Czasem
wydawało mi się, że Arek miał dużo gorzej ode mnie i Pawła. Był sam. Jako
kilkulatek nie miał się do kogo przytulić, tak jak robiłem to ja, gdy ojcu
odbijało. Wieczorami, kiedy wpadał w furię, wchodziłem do łóżka brata, a ten
zakrywał nas kołdrą aż po samą głowę i bez słowa mnie obejmował, dając
jako-takie poczucie bezpieczeństwa.
Oczywiście
Arek nie raz, nie dwa nocował u nas, ale przecież nie mógł robić tego
codziennie. Miał tylko matkę, która najprawdopodobniej żałowała, że go
urodziła. Taty nie znał, co akurat nie jest niczym dziwnym, w końcu nawet pani
Ziółkowska nie wiedziała, kto jej sprawił taki prezent w postaci syna.
Mama
Arka była kobietą zupełnie nie nadającą się do roli rodzica. Zmieniała facetów
jak rękawiczki, co chwilę inny, byleby ktoś grzał miejsce obok w łóżku. To aż
dziwne, że miała tyko jedno dziecko… Największy błąd w jej życiu, jak nieraz
określała syna w napadzie szału. Dużo piła, paliła, a może nawet ćpała.
Jakiś
czas temu, kiedy chodziliśmy do pierwszej gimnazjum, pani Ziółkowska zaszła w
ciążę. Brzuch rósł i zapowiadało się na to, że Arek będzie miał rodzeństwo.
Siostrzyczkę, jak mówili lekarze. Jednak w szóstym miesiącu (albo siódmym, nie
znam się) okazało się, że dziecko nie rozwija się prawidłowo, aż w końcu doszło
do poronienia. Wcześniej nie zwracaliśmy na to zbytniej uwagi. Przecież takie
rzeczy zdarzają się niemal codziennie. Byliśmy trochę za młodzi, aby myśleć o
tym racjonalnie, teraz wiemy już, że to wszystko wina Ziółkowskiej. Jej stylu
życia, którego nie chciała zmienić jedynie ze względu na dziecko. Dla niej to
nic ważniejszego niż tylko gęba do wykarmienia i jakaś tam zapomoga od państwa,
ze względu na niskie zarobki.
Ziółkowska
zarabiała bardzo mało, nie wyrabiała nawet najniższej krajowej. To Arek martwił
się o mieszkanie, to on załatwiał pieniądze już od czasów gimnazjum. W takim
wypadku jednak dziecko na coś się przydaje, a skoro się przydaje, to łaskawie
pozwoliła mu zamieszkać w tej swojej melinie, nawet jeśli ukończył już
osiemnaście lat. Wyrzucenie go byłoby dla niej ogromną stratą.
Leżałem
na łóżku, spoglądając na Arka. Nic dziwnego, że wolał przyjść do nas niż
siedzieć i wsłuchiwać się w pijackie amory matki i jakiegoś faceta.
Westchnąłem,
podnosząc się do siadu i rozwiązując krawat, który uciskał mi szyję. Czas
płynął bardzo szybko. Nim się obejrzałem, maj zleciał mi na nieudolnych próbach
zaliczenia matematyki.
Oblałem.
Pięknie.
Oprócz
moich rozpaczliwych starań zaliczenia algebry, często wychodziliśmy z
chłopakami pograć. Właściwie to niemal każdego wieczora, kiedy tylko dowoli
poprzeklinałem sobie na matematykę i ostatecznie doszedłem do wniosku, że moja
dalsza nauka nie ma sensu.
W
końcu wieczorami było najprzyjemniej. Ani gorąco, ani zimno. A algebra i
zaliczenie kilku sprawdzianów mogło poczekać do następnego dnia.
I
wychodziliśmy. Szliśmy na ten nasz orlik, bo już tak go sobie ochrzciliśmy,
graliśmy do upadłego. Do kilku rozległych siniaków, drżących z przemęczenia
mięśni, a czasem też nawet i krwi. Na przykład wtedy, kiedy Zbychu mnie
sfaulował i poleciałem twarzą na beton. Szczęśliwie jakoś udało mi się zachować
ją w jednym kawałku, ale nie obyło się bez otartego policzka i ręki, którą
poratowałem się w ostatniej chwili.
Jednak
nic więcej się nie działo. A ja (i Paweł zapewne też) naprawdę się
denerwowałem. Orlik znajdował się na osiedlu Sebastiana, zaledwie ulicę dalej
od jego domu, ale mimo to ani razu go nie spotkałem. Zbychu i Kapsel też nie, a
oni trochę częściej przebywali w tamtych okolicach.
-
Zabiliśmy go – powiedziałem pewnego wieczora, z ustami pełnymi czekolady.
-
Przestań pierdolić – odparł, chociaż jasne było, że też się tym przejmuje. – I
może najpierw przeżuj, a później gadaj? – dodał, zmieniając temat. Później już
nie poruszaliśmy tej sprawy, zupełnie, jakby ponowne jej odkopanie mogłoby
zrobić z nas morderców.
No
to ja już więcej nic nie mówiłem. Nie powiedziałem też o tamtym przypadkowym
spotkaniu z Sebastianem, kiedy to rozegraliśmy mecz jeden na jeden. Powtarzałem
sobie, że to przypomniałoby Pawłowi o naszym niekoniecznie udanym skoku na dom
bogatego dzieciaka, ale prawda była trochę inna.
Nigdy
nie miałem sekretów przed bratem i zawsze mu o wszystkim mówiłem, no chyba że
chodzi o moje uwielbienie do piękna… męskiego. Męskich torsów, łydek,
ewentualnie pośladków. Przecież to zabrzmiałoby jak wyznanie jakiegoś geja. Ale
nie to jest istotne, tak więc, jak już wspomniałem, dużo rozmawiałem z Pawłem i
starałem się niczego przed nim nie ukrywać, jednak spotkanie z Sebastianem
stało się czymś, o czym nie warto wspominać. Nie dlatego, że było jedynie
nieważnym epizodem, ale przede wszystkim dlatego, że miało zostać tylko
pomiędzy mną i Sebastianem. Głupie, cholernie głupie.
-
Rzucam szkołę – powiedział Paweł, wyrywając mnie z zamyślenia. Uniosłem w
zdziwieniu brwi, zaciskając dłoń na krawacie. Nienawidziłem świństwa, ale jakąś
godzinę byłem na zakończeniu roku szkolnego, którego nie zdałem. Ale to
przecież nieważne, powiedział mi wychowawca, bo możesz zdać, Adamowicz!
Możesz, ale przyłóż się do poprawek, co? Taki fajny jesteś, tu miałem
ochotę parsknąć śmiechem prosto w jego twarz, w końcu nigdy mnie dziad nie
lubił, szkoda by cię stracić z wychowawstwa.
-
Co? Że rzucasz? – powiedziałem głupio.
-
No spoko. – Spojrzałem na Arka, który jak ten piesek samochodowy kiwał głową.
-
Spoko? – powtórzyłem. Dla mnie nauka była jedynym wyjściem z naszej patowej
sytuacji, ale nie potrafiłem przysiąść
do książek. Chyba że chodzi o język polski, jedyny przedmiot, który jakoś mi
szedł.
Ale
Paweł kierował się zupełnie innymi wartościami niż ja. Szkołę uważał za stratę
czasu, chodził, bo musiał. Jednak teraz, kiedy już osiągnął pełnoletność, miał
prawo zrobić co chce.
-
Po prostu. Znajdę robotę. Normalną – podkreślił – i jak dobrze pójdzie do
stycznia kupimy mieszkanie.
- W
sumie też mógłbym. I tak oblałem kolejny rok. – Poczułem się wyłączony z
rozmowy, bo ja w przeciwieństwie do nich nie miałem zamiaru kończyć. Planowałem
jedynie nie podejść do poprawek, w końcu Paweł już załatwił mi pracę na
wakacje.
-
Ale ty – zwrócił się do mnie nagle Arek, a ja podniosłem wzrok znad batona,
którego znalazłem zawieruszonego w kołdrze. Widocznie zapomniałem go wczoraj
zjeść. Ale byłoby marnotrawco, gdyby zaginął. – Ty tylko spróbuj gówniarzu
rzucić, jak już będziesz mieć te swoje osiemnaście.
***
Rozglądam
się, mam idealną pozycję. Podnoszę rękę i Kapsel już wie. Uśmiecha się krzywo
pod swoim garbatym nosem i nie tracąc chwili dłużej podaje mi piłkę z haka.
Przejmuję ją bez problemu.
Biegnę.
Szybko. Podskakuję i rzucam. Nie mam dobrej celności, ale byłbym łajzą, gdybym
nie trafił z tak dogodnego miejsca.
Kosz.
Dwa punkty dla nas.
Piątka
przybita z Kapslem, Paweł mówi coś do Zbycha, Arek siedzi na ławce, wzdycha i
niecierpliwi się. Też chce zagrać, ale pozostaje mu sędziowanie.
Nie
mija chwila, a oni zdobywają kosza. Trochę mnie to denerwuje, więc z większą
zaciętością zaczynam blokować Pawła, tak, aby nie mógł przejąć piłki. Chce mi
się wyrwać. Szuka drogi. Zaraz będzie przetrzymanie, myślę i uśmiecham się
lekko, gdy nagle Paweł rusza do przodu i przy podaniu do Zbycha uderza mnie
łokciem w skroń.
-
Kurwa! – wrzasnąłem, zginając się w pół. – Ja pierdole, idioto. Przez ciebie
niedługo serio będę przytępy! – zawarczałem, siadając na betonie.
Paweł
spojrzał na mnie, nieco nerwowo, a później tak po prostu parsknął śmiechem. Nie
no, kurwa, zabawne, pomyślałem, rozcierając skroń. Przeżyłem ostatnio dwa
wstrząśnienia mózgu, jeden w tą czy tamtą różnicy nie zrobi.
-
Jak będziesz mi musiał pampersy zakładać i ślinę z brody wycierać to dopiero
się pośmiejemy – powiedziałem jeszcze, wstając z ziemi.
-
Baba z ciebie – skomentował, kozłując piłką.
-
To w takim razie z ciebie jest damski bokser – odpowiedziałem i już szykowało
się na jakąś dłuższą wymianę zdań, gdy Arek nagle wstał z ławki. Spojrzałem na
niego, a później na ulicę. I już wiedziałem.
Nie
mam pojęcia dlaczego, ale zdenerwowałem się widząc go. Nawiasem mówiąc wyglądał
całkiem dobrze, w każdym razie na pewno nie przypominał kogoś nieżywego z
rozwaloną na pół głową. Śmiał się i rozmawiał ze znajomymi, ewidentnie
zmierzając w kierunku boiska.
Skoro
żyje, rusza się, nie jest na wózku, chyba nawet nie ma żadnych blizn na głowie,
to raczej dobrze, nie? Dobrze dla mnie i Pawła, ale wystarczyło jedno
spojrzenie na brata, żebym utwierdził się w przekonaniu, że nie, wcale nie jest
w porządku. Przypomni sobie, że przecież nie złożył żadnego doniesienia na
policję i mamy, delikatnie mówiąc, przejebane, ale sami się o to prosiliśmy,
przychodząc tu.
Westchnąłem,
sięgając po piłkę. Nie będziemy przecież zachowywać się jak pizdy trzęsące
portkami. Uśmiechnąłem się i bez ostrzeżenia wycelowałem (dosyć mocno, ale
należało mu się) w brzuch brata. Zgiął się w pół, zdziwiony moim nagłym ruchem.
-
Skurwiel – skomentował, kiedy już nabrał powietrza.
-
Ależ nie bądź taki słodki. – Cmoknąłem w jego stronę, a w tym momencie
Sebastian nas zauważył. Widziałem kątem oka, jak nam się przygląda, a później
wciska swoją piłkę Spaldinga w ręce kolegi i z szerokim uśmiechem idzie w naszą
stronę.
-
Zajęte, będziecie musieli poczekać – krzyknął Arek, doskonale wiedząc o czym ja
i Paweł teraz myślimy.
Sebastian
stanął w bramie na boisko, opierając się o nią z rękami w kieszeniach, a mój
wzrok, tak całkowicie automatycznie, powędrował na jego łydki. A gdy
przypomniał mi się sen, w którym one gadały, miałem ochotę zwyczajnie przywalić
głową w beton.
Prócz
tego, że łydki są ładne i że bardzo chciałbym ich dotknąć, zauważyłem też, że
włosy mu urosły. No nic dziwnego, geniuszu, pogratulowałem sobie od razu w
myślach, włosy rosną, jak ich nie ścinasz.
Na
dodatek miał lekki zarost. I kuźwa, serio (nie kłamię!), wyglądał jak jeden z
modeli, na stronach facebookowych typu: „jaram się przystojniakami, bo nie mam
własnego życia i dlatego zakładam fanpejdża”. Może i nie miałem w domu
Internetu, ale jak każdy szanujący się nastolatek dwudziestego pierwszego
wieku, konto na tym portalu posiadałem. Chociaż nie logowałem się tam często,
bo skąd niby? U Zbycha, czy Kapsla codziennie nie przesiadywałem.
Wracając,
tak właśnie Sebastian dla mnie wyglądał. Może trochę przesadzałem, może i nie,
ale ten zarost dodawał mu uroku. Dzięki niemu wydawał się bardziej męski.
Ja
gdybym chciał zapuścić taką brodę, wyglądałbym jak pizduś z wąsikiem
dziewiczym, bo inny nie chce mi urosnąć. Dlatego skazany jestem na ciągłe golenie
i niedopuszczenie się do wyglądu informatyka.
-
Jesteś winny mi rewanż – powiedział Sebastian zwracając się do Pawła, a ja
bardziej skupiłem się na zaroście i przerażającej myśli, że teraz to na pewno
będzie śnić mi się gadająca broda. Dopiero po chwili otrząsnąłem się i
oderwałem od niego wzrok. – Tylko tym razem już bez nieczystych zagrań. – Paweł
dobrze wiedział, o co chodzi. W końcu wtedy, gdy mu przywalił, nie dość, że
wcześniej włamaliśmy się do domu Sebastiana, to jeszcze zaatakował go od tyłu.
Niby ja też tak oberwałem, ale to chyba się nie liczy. Każdy przecież
przywaliłby złodziejowi.
Paweł
uniósł brwi. Niecierpliwił się. Chęć rywalizacji aż go roznosiła po boisku,
chociaż oczywiście nie pokazywał tego. Jak zawsze w takich nieciekawych
sytuacjach, zachowywał twarz godną pokerzysty. Czasem naprawdę go podziwiałem.
-
Jasne. Twoi kumple będą świadkami – odpowiedział Paweł.
Sebastian
uśmiechnął się znowu, kątem ust. Na dolnej wardze wdzięczyła mu się mała
blizna, pamiątka po mnie. To nienormalne, ale jak tak patrzyłem na nią, czułem
się dumny.
Odwrócił
się, a blondyn, któremu wcześniej podał piłkę, oddał mu ją rzutem sprzed klatki.
Sebastian zgrabnie ją przejął i odbił kilka razy. Zanim odszedłem poza boisko,
żeby zająć miejsce na trawie, klepnąłem Pawła w plecy w niemym: „powodzenia”.
Kiwnął głową i uśmiechnął się lekko, nie potrafiąc tego powstrzymać. Już
widziałem, jak wzbiera się w nim adrenalina i ta dzika chęć gry. Sprawdzenia
się z kimś takim jak Sebastian, kapitanem drużyny młodzieżowej naszego miasta.
Czułem to samo, gdy z nim wtedy grałem, jakiś miesiąc temu.
-
Wkurwi się później – mruknął Arek, który usiadł obok mnie. – Jak nic się wkurwi
– dodał później. – Przecież ten dzieciaczek go rozniesie. Może i wygląda jak
ostatnia pizda, – niestety, ale w myślach musiałem się nie zgodzić – ale gra
cholernie dobrze.
-
Nie wierzysz w niego? – zapytałem, spoglądając na niego kątem oka.
- A
ty wierzysz, że wygra? – Nie, pomyślałem, ale zatrzymałem to dla siebie.
Przeniosłem wzrok na boisko. Sebastian właśnie oddał piłkę Pawłowi, aby zaczął,
co dla nas było równoznaczne z obelgą. To taki znak, mówiący: „mam cię za nic”.
Ale
brat nie przejął się. Odebrał piłkę i odbił nią kilka razy. Pamiętam, jak
dobrze grało się Spaldingiem, zupełnie co innego niż ta nasza, z NIKE. Marka
marką, ale na coś tak ważnego w koszu jak piłka nie żałowaliśmy pieniędzy,
tylko Spalding był trochę za drogi, ale już obiecałem sobie, że kiedyś go
kupię.
Zaczęli.
Nagle, beż żadnego znaku rozpoczęcia. Paweł tak po prostu ruszył naprzód, na
kosz przeciwnika. I już wydawało mi się, że zdobędzie pierwsze punkty, gdy
nagle Sebastian odebrał mu piłkę. Zrobił to z gracją i, wydawałoby się, bez
żadnego wysiłku. Paweł stanął zaskoczony, szybko jednak ocknął się, gdy tylko
zauważył, że jego przeciwnik za chwilę zdobędzie kosz. Jednak Sebastian był
szybki, a na dodatek jego rzuty zaliczają się do niezwykle celnych. Dwutakt,
piękna gra mięśni łydek, podskok i kosz.
Paweł
prychnął, łapiąc piłkę, którą podał mu Sebastian z kpiącym uśmiechem.
-
Ja pierdole – skomentował Arek.
-
Dokładnie – odpowiedziałem.
Ten
kosz musiał zmotywować Pawła, bo kilka minut później to on miał przewagę. Ale
tak jak to było ze mną, gdy grałem z Sebastianem, nie cieszył się nią zbyt
długo. Widziałem furię na twarzy brata, gdy przeciwnik zdobywał kolejne punkty.
Sebastian po prostu się nim bawił. Był zbyt dobry. Jego ruchy były precyzyjne,
dobrze wiedział gdzie postawić nogę, jak zrobić unik, czy też zmylić
przeciwnika. A Paweł się nabierał, bo tak dobrze zagranych zmyłek to my nie
stosowaliśmy.
-
Weź się kurwa w garść! – usłyszałem za plecami i spojrzałem na Zbycha, który
splunął na trawę i założył ręce na piersi. – Pizda cię ogrywa.
-
To chodź tu i pokaż piździe, że sam nią nie jesteś – odparł Sebastian z tym
swoim uśmiechem. Jego wzrok zsunął się na mnie. Mierzyliśmy się chwilę
spojrzeniami, tak, jakby to była jakaś pieprzona wojna. Kto mrugnie pierwszy,
kurwa, pomyślałem i nie mogłem powstrzymać lekkiego wykrzywienia ust, które od
biedy można było nazwać uśmiechem.
Zbychu
nic konkretnego nie odpowiedział, wzruszył ramionami i zamruczał coś pod nosem.
Żałosne, przebiegło mi przez myśli, żeby później szybko o tym zapomnieć. W
końcu to był mój kumpel.
Sparing
potoczył się dalej. Paweł grał nieźle, naprawdę. Dawno nie widziałem go w takim
szale, to jak napierał na kosz, nie zawsze ze skutkiem, jak próbował blokować i
unikać tego ze strony przeciwnika. Jego grę można byłoby nazwać piękną, gdyby
nie Sebastian. To on błyszczał na boisku, nie mój brat.
W
pewnym momencie Paweł chyba stracił równowagę, ale nie byłem pewny, wszystko
działo się zbyt szybko. Runął jak długi na ziemię, puszczając piłkę, która odbiła
się dalej i wypadła poza linię boiska. Sebastian natychmiastowo odsunął się od
niego, bo moment wcześniej chciał go zablokować, aby chwilę później podejść do
niego i podać mu rękę.
-
Sfaulowałeś, cwelu! – warknął Paweł, odtrącając dłoń i samemu podnosząc się z
betonu. Otarł ociekający krwią nos, po czym splunął na bok. – Pizda, tylko
faulować potrafi!
-
Sfaulowałem? Toć palcem cię nie dotknąłem – warknął w odpowiedzi Sebastian.
-
Ta, pizda grać nie potrafi, to fauluje! – dodał swoje trzy grosze Zbychu,
najwidoczniej chcąc odzyskać swój stracony honor, czy co on tam miał.
-
Zasymulował kretyn, bo przegrywał – prychnął jakiś kumpel Sebastiana, wstając z
ławki. Miał idealnie podcięte, falujące, rude włosy i masę pieprzyków
pomieszanych z piegami na twarzy.
-
Grać nie potrafi, to za udawanie się bierze – dodał jego kolega, bardzo wysoki
brunet. Przyjrzałem się im wszystkim. Jedyną cechą, jaką wspólnie posiadali w
piątkę z Sebastianem był nieprzeciętny wzrost. Na pewno mierzyli ponad metr
osiemdziesiąt… a może i nawet dziewięćdziesiąt. Ale nie mieli tego czegoś,
doszedłem do wniosku, kiedy znów powróciłem spojrzeniem do Sebastiana, aby
śledzić dalszą akcję.
I
później wszystko potoczyło się niezwykle szybko. Paweł, nie dość, że wkurwiony
wizją przegranego meczu, która jeszcze chwilę temu wisiała nad nim, to jeszcze
zdenerwowany faulem – prawdziwym czy nie, nie wiem, nie widziałem – złapał za
przód bluzki Sebastiana i przycisnął go gwałtownie do płotu, jaki otaczał
boisko z jednej strony. Zaczął nim szarpać i chyba mało brakowało, żeby mu
przywalił. Wtedy Sebastian otrząsnął się z zaskoczenia i w kilku precyzyjnych
ruchach (czy u niego wszystko musi być takie precyzyjne?) wyswobodził się z
jego uścisku. Gołym okiem mogłem dostrzec, że prócz koszykówki trenuje jeszcze
jakąś sztukę walki. Ale co, rodzice nadziani, to mogli go pozapisywać na różne
dodatkowe rzeczy.
-
Łapy precz – warknął, zachowując jednak spokój w momencie, w którym myślałem,
że jak nic przyjebie mojemu bratu. Dlatego też podniosłem się, niemal
równocześnie z Arkiem, aby móc Pawłowi w razie co pomóc.
Brat
ponownie splunął na beton, otarł nos i zmierzył Sebastiana pogardliwym
spojrzeniem, na które ten zmarszczył brwi, jakby gotowy do skoku. Nie wiedział,
czego może się po nim spodziewać i szczerze mówiąc, w takich sytuacjach, gdy
wkurwienie Pawła osiągało maksimum, sam nie wiedziałem.
-
Idziemy – powiedział. Nie, on rozkazał. Aż zatrzymałem się w pół kroku,
zdziwiony i spojrzałem na Arka, który bez słowa sprzeciwu zgarnął swoje rzeczy
z ławki i jak ten pies, razem ze Zbychem i Kapslem, poszli za Pawłem.
Brat
obejrzał się jeszcze na mnie, zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony faktem,
że nie posłuchałem go. W odpowiedzi usiadłem z powrotem na trawie, a po chwili
położyłem się, zakładając ramiona pod głowę.
-
Nie idziesz? – usłyszałem i wiedziałem, że to Sebastian zapytał. Tylko on miał
tak przyjemną barwę głosu. Kacper, ty pedale, pomyślałem, wpatrując się w
niezwykle niebieskie niebo z kilkoma białymi obłokami.
-
Nie jestem jego suką – odparłem, przymykając oczy.
- A
na takiego wyglądasz – parsknął ktoś. Nie wiem kto, ale z pewnością nie był to
Sebastian.
Nie
odpowiedziałem. Uznałem ten tekst za niegodny mojej reakcji, więc po prostu
leżałem dalej, a po chwili usłyszałem odgłosy gry. Dopiero po kilku minutach
podniosłem się, sięgnąłem po swoje rzeczy z ławki i ruszyłem do wyjścia.
-
Przyjdź jutro o dwudziestej – usłyszałem za plecami. Odwróciłem się,
spoglądając na Sebastiana, który właśnie trzymał piłkę.
-
Po co?
-
Bo jesteś lepszym przeciwnikiem niż twój brat.
***
Wmawiałem
sobie, że to nic takiego. Wcale nie jestem lepszy od brata, zawsze o tym
wiedziałem, a czasem i nawet łapałem się na myślach, że w porównaniu do Pawła
wypadam beznadziejnie. Próbowałem powstrzymać głupi uśmieszek, który ciągle
cisnął mi się na usta, kiedy tylko przypomniałem sobie o słowach Sebastiana.
Starałem się też opanować zniecierpliwienie, chciałem, aby czas magicznie
zaczął szybciej płynąć, jednak wiadome jest, że wtedy wszystko jakby spowalnia.
Wszedłem
do mieszkania, zadowolony jak nigdy. Minąłem mamę i w pokoju powitało mnie
wkurzone spojrzenie brata. Aż przystanąłem na chwilę, zdziwiony, szybko jednak
przypomniałem sobie sytuację sprzed godziny. Westchnąłem, zamykając drzwi i
jakby nigdy nic rzuciłem swój plecak na łóżko, po czym zacząłem ściągać z
siebie przepocony podkoszulek.
-
Co to było? – zapytał Paweł. Odwróciłem się, marszcząc brwi i rzucając
podkoszulek na podłogę.
-
Co niby? – odparłem, sięgając po ręcznik przewieszony przez oparcie krzesła. Po
takim dniu najbardziej miałem ochotę na chłodny prysznic, nawet ukochane
słodycze musiały poczekać. Ale niezbyt długo, oczywiście.
-
To, kurwa! Co ty se myślisz, co? – warknął, odrzucając telefon, po czym wstał.
I w pewnym momencie miałem wrażenie, że mi przywali. Już nawet dłonie w pięści
zaciskał.
-
Nie jestem psem, żebyś mi rozkazy wydawał – odparłem, ściskając ręcznik w
dłoniach. – Spadam się myć – warknąłem jeszcze niechętnie, wymijając go.
-
Nie wydawałem żadnych rozkazów.
-
Och, jasne, że nie – prychnąłem jeszcze pod nosem i wyszedłem z pomieszczenia.
Naprawdę potrzebuję tego prysznica, bo, jak Boga kocham, przywalę mu, myślałem,
kiedy wszedłem do pożółkłej wanny.
***
Dzień
dłużył mi się niemiłosiernie. Kręciłem się trochę z Arkiem po mieście, bo Paweł
chyba się obraził, później jeszcze wypożyczyłem książkę z biblioteki i zacząłem
ją czytać. Może to i dziwne, ale tak, zdarza mi się od czasu do czasu coś
przeczytać, a tym czymś zazwyczaj jest fantasy. Taki banalny gatunek, bo to
przecież teraz każdy czyta fantasy.
W
moim towarzystwie książki wszystkich parzą, tak więc jestem wyjątkiem. Ani
Arek, ani tym bardziej Paweł nie preferują takiej formy relaksu. Każdy lubi, to
co lubi, tyle w temacie.
Ale
w końcu jakoś mi ten czas zleciał. Nawet brat przełknął swojego focha, bo
inaczej tego nazwać nie mogę. Jakoś przed dziewiętnastą zacząłem się przebierać
w strój do gry, który nie był zbyt skomplikowany. Zwykłe czarne szorty i
podkoszulek, na który założyłem jeszcze bluzę.
- A
ty gdzie? – zapytał Paweł, odrywając wzrok od telefonu. Nietrudno się domyślić,
że zapewne pisał z Agnieszką, z którą postanowił się pogodzić. Dziewczyna
obiecała mu, że to ostatni raz, niemal przepraszała go na kolanach (w tej
pozycji pewnie zrobiła mu jeszcze laskę, tak na przypieczętowanie zgody),
ryczała i lamentowała, aby do niej wrócił. No to zmiękł, ale nic dziwnego -
kochał ją. Zależało mu na niej… na swój sposób.
-
Przejść się – powiedziałem i momentalnie miałem ochotę ugryźć się w język. W
końcu nigdy nie skłamałem mu prosto w oczy z taką obojętnością. To był mój
pierwszy raz, kiedy łgałem mu bez żadnych oporów, a i nawet ciągnąłem to dalej.
– Energia mnie rozsadza, muszę coś ze sobą zrobić. – Zacząłem powtarzać sobie w
myślach, że przecież wcale aż tak bardzo nie skłamałem. To była półprawda, w
końcu faktycznie „idę się przejść”. Jakoś na ten orlik muszę dojść.
A,
rzecz jasna, nie mogłem mu powiedzieć, że idę pograć z Sebastianem, bo chyba by
za mną poleciał i obił mu mordę. Albo na odwrót, to Sebastian obiłby jego.
- Mówiłem,
żebyś nie wpierdalał trzeciej tabliczki czekolady? Jak zaćpasz się kiedyś tym
cukrem, to na mnie nie licz.
Jak ja się cieszę, że dodałaś nowy rozdział. <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam rozmyślanie Kacpra, a zwłaszcza, gdy zastanawiał się czy Sebastian przeżył, czy nie.
Współczuję Arkowi takiej matki. Ogólnie cała trójka ma beznadziejną rodzinę, ale ważne że mają siebie. Chociaż czuję, że pokłócą się i to o... Sebastiana xD
Fajnie, że Sebastian wreszcie się pojawił. No i nie moge sie doczekać tej gry.
To opowiadanie jest jednym z moich ulubionych. I chyba najbardziej lubię, gdy piszesz w narracji pierwszoosobowej, mam wrażenie, że wtedy lepiej pokazujesz uczucia, emocje bohaterów. No i jak dla mnie ciekawiej się czyta ^^
Mam nadzieję, iż rozdział pojawi się za niedługo, bo inaczej uschnę ze zniecierpliwienia xD
Pozdrawiam i życzę dużo weny ^^
Hej :) znalazłam Twoje opowiadanie na TCD i nawet się przyznałam w komentarzu, że rzadko czytam opowiadania m/m w polskich realiach (może to i nawet moje pierwsze), ale to mnie bardzo wciągnęło. Na tyle, że od razu zaatakowałam google szukając, czy gdzieś nie ma już kolejnych rozdziałów :) Sama, szczególnie ostatnio, siedzę głównie w fantastyce, a ten tekst jest bardzo realistyczny. Taki nie przesadzony w żadną stronę, mimo że otoczenie narratora i jego sytuacja są bardzo nieprzyjemne, to jest to ukazane w bardzo fajny sposób. Ani "wybielony", ale też nie za bardzo depresyjny i przytłaczający, tylko jak właśnie taka codzienność. I ta codzienność to fajny kontrast do tego co zwykle czytuję, może dlatego tak mi się spodobało. Nie bez znaczenia jest też na pewno styl, bo tu nie ma się do czego przyczepić, no i przekonujące postacie. I widzę, że chyba dość często publikujesz nowe rozdziału, co mnie w obecnej sytuacji cieszy niezmiernie :) Mam nadzieję, że szybko się doczekam następnego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Vicious.
Cześć :)
UsuńPowiem szczerze, że gdybyś mi nie przypomniała o TCD to nie weszłabym tam i nie przeczytała komentarzy pod pierwszym rozdziałem. Kompletnie zapomniałam, że dałam Aquariasowi rozdziały do aktualek.
Bardzo mi miło, że po pierwszej części zabrałaś się do poszukiwania reszty. I cieszę się także, że kolejne rozdziały ZTP nie rozczarowały Cię.
To fakt, że trochę lżej piszę o takich tematach, ale dużą rolę odgrywa tu Kacper nie będący postacią, którego przemyślenia doprowadzają do depresji. Zresztą, sama bym się chyba jej nabawiła, przebywając tyle z takim bohaterem.
"rzadko czytam opowiadania m/m w polskich realiach (może to i nawet moje pierwsze)"
Wiem, że pewnie się teraz powtórzę, ale bardzo się cieszę. Naprawdę :) Sama nie czytam innych opowiadań prócz obyczajówek i bardzo rzadko podoba mi się jakieś fantasy.
"I widzę, że chyba dość często publikujesz nowe rozdziału, co mnie w obecnej sytuacji cieszy niezmiernie :)"
No niestety, taki już mój urok, bo zazwyczaj rzucam wszystko i idę pisać :)
Na komentarz, który nadesłałaś mi na TCD, odpowiem na portalu, żeby nie robić zamieszania.
Dziękuję i pozdrawiam :)
Przeczytałam! Strasznie mi się podoba! Czyta się przyjemnie, lekko i co najważniejsze jest bardzo ciekawie. Kacper jest bardzo "kolorowy", w sensie nie nudzi, odczuwa się wrażenie, że jeszcze wiele rzeczy może przed nami odkryć. Widać, że masz wenę na to opowiadanie, bo to się czuję przy czytaniu. Po prostu oczyma wyobraźni widziałam Cię jak piszesz z uśmiechem :D
OdpowiedzUsuńOgólnie w sumie każda postać mi się podoba, mają swoje indywidualne charaktery, podejście do życia. A oczywiście Sebastian z tunelami jest u mnie takim miłym dodatkiem, który pewnie z kolejnymi rozdziałami jeszcze bardziej zabłyśnie. Nie mogę się doczekać, aż tak różne dwa światy się ze sobą zmierzą. Pewnie teraz będzie tego taka próbka, jak panowie spotkają się na swoim prywatnym meczu. Jest coś w tym seksownego, w tej wizji jak będą grać i rywalizować :)
Buźka :D
Kkohaku
Ach, dziękuję, Kohaku! :)
UsuńTo fakt, pisanie tego sprawia mi ogromną radość, aż samą mnie czasem to zadziwia. Ale to może dlatego, że Ci bohaterowie zaczęli żyć w mojej głowie tak intensywnie, jak jeszcze żaden przed nimi.
"Jest coś w tym seksownego, w tej wizji jak będą grać i rywalizować :)"
Bo koszykówka jest seksowna! :D
Cześć, jestem nowa :) Szukałam ciekawych opowiadań i proszę, znalazłam!
OdpowiedzUsuńTrochę wstyd siè przyznać , ale narazie czytam tylko "Za trzy punkty" . Postanowiłam , że w najbliższym czasie wezmę sięi przeczytam wszystko ^^
Podoba mi się twój styl pisania ,który jest na naprawde duzym poziomie. Super, pięknie i nie przebierając w słowach, po prostu zajebiście !
Co do opowiadania , super oryginalne. Jak narazie pokazałaś milość do sportu i patologiczne pekło. Naprawdę już nie mogę się doczekac akcji z Kacprem i Sebastianem (zboczuch ze mnie ^^)
Szczerze to okropnie szkoda mi rodzeństwa , choć na pewno takie są realia w wielu domach.
Sebastian wydaje sie byc ideałem. Bogaty, przystojny, mądry , wysportowany i przyjacielski. A do tego jeszcze gej :D Bierz go Kacperku.
Coś czuję, że pierworodny przypomina bardziej ojca niżby się to wszystkim wydawało.
Chcialabym juz przeczytac o tej "randce" chłopakow , wiec czekam niecierpliwie na next !
Pozdrawiam , twoja juz stała czytelniczka Mr.Prince (mozliwe ze czasem bede pojawiala sie jako Boginikolainy)
Ps. Przepraszam za wszelkie blędy :)
ostatni tekst mnie rozwalił xdddd weny :P
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńbardzo współczuję Arkowi takiej matki... ogólnie cała trójka ma nie najlepiej w życiu, ale chociaż mają siebie... bardzo lubię rozmyślania Kacpra czy Sebastian przeżył...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia