niedziela, 10 stycznia 2021

Część 21. (Mrok)

Siedział naprzeciwko paleniska, chłonąc bijący od niego żar. W tej jednej, jedynej chwili nie myślał. Nie zastanawiał się, co go spotka dokładnie za trzy noce, nie miał wyrzutów sumienia, ani nie czuł bólu w okolicach klatki piersiowej, gdy jego głowę zalewały przeróżne obrazy z Xahenem w roli głównej.

Xahenem, który, jak powiedział Revinald, zostanie niedługo oskarżony o ojcobójstwo.

Cały dzień minął mu na tego typu rozważaniach, więc kiedy bogowie zesłali mu ten krótki moment, podczas którego się absolutnie wyłączyć, nie zamierzał z niego rezygnować. Wcale nie chciał się budzić z chwilowego letargu, jaki go ogarnął.

Niestety, moment powrotu do rzeczywistości musiał nadejść. Ciepły dotyk szorstkich, spracowanych palców gładzących jego podbródek wywołał dreszcze na całej powierzchni jego ciała. Otworzył szeroko oczy, początkowo przestraszony.

– Opuchlizna już ci schodzi. – Głęboki, lekko ochrypły głos wdarł się do jego świadomości, na nowo budząc wszystkie obawy, z jakimi zmagał się przez cały dzień.

Odchrząknął i wzruszył obojętnie ramionami, kiedy zdał sobie sprawę, jak bardzo niekomfortowa była teraz dla niego obecność Xahena. Świadomość, że będzie zmuszony go zdradzić, a później jeszcze postawić w tragicznej sytuacji wzięcia całej winy na siebie, powodowała, że nie potrafił spędzać z mężczyzną czasu. Nie potrafił z nim rozmawiać, nie potrafił się z nim nawet porządnie pokłócić, co wcześniej przychodziło im niezwykle łatwo.

– Chociaż ten nos nie wygląda za ciekawie – mówił dalej wojownik, przekręcając głowę Trevedica w bok, aby móc spojrzeć na profil księcia. – Nie wydaje się złamany, ale...

– Wszystko w porządku – szepnął Trevedic, przymykając oczy. Mimo swojej ślepoty, miał wrażenie, że nie zniesie dłużej wzroku Xahena na sobie.

– Powiem Ilimie, aby przygotowała twoją ulubioną maść. Jak będziesz ją regularnie stosować, powinna pomóc. – Xahen brzmiał na autentycznie zatroskanego, co Trevedic skwitował niechętnym skrzywieniem.

Nie powinien tak się o niego martwić.

Nie powinien się nim w ogóle przejmować.

Czy nie mogą wrócić do tego, co łączyło ich jeszcze niedawno? Znacznie prościej przyszłoby mu wykonanie zadania Revinalda, gdyby darzył wojownika szczerą nienawiścią. Gdyby obwiniał Xahena za wszelkie niepowodzenia i traktował go jako źródło zła całego świata, a nie, jako jedyny jasny punkt w tym całym chaosie.

– Nie musisz...

– Co się stało? – zapytał zaraz trafnie Xahen, siadając na starym, niedźwiedzim futrze, które od dłuższej chwili okupował książę.

Trevedic drgnął, kiedy kolano mężczyzny musnęło jego udo. Odsunął się mimowolnie, zaraz jednak zdając sobie sprawę, że nie ma więcej miejsca. Mimo wszystko nie uśmiechało się mu siedzenie na gołym klepisku. Już wolał to wyliniałe futro.

– Nie, czemu by miało? – odparł lakonicznie. Xahen zmarszczył brwi, nie podobały mu się reakcje księcia i zaraz połączył je z jego powracającą na nowo chandrą po stracie siostry.

– Jeśli chcesz, za tydzień będziesz mógł wrócić do treningów. Powinieneś już wydobrzeć.

Zamarł.

Zacisnął pięści na materiale swoich spodni, walcząc jednocześnie z przełknięciem olbrzymiej guli, która stanęła w jego gardle.

Kiedy to wszystko tak się zmieniło? Kiedy Xahen zaczął traktować go jak zwykłego człowieka, kiedy zaczął się o niego martwić i próbować pocieszać?

Miał ochotę rozwalić coś z frustracji, ale wiedział, że musi zdusić to uczucie w sobie, aby nie dać niczego po sobie poznać.

Ty głupi barbarzyńco – pomyślał z irytacją, niemalże wbijając palce w swoje uda. – Jakbyś nie mógł pozostać już tym tępym, okrutnym potworem, za którego cię miałem.

– Przestań – wyrwało mu się.

Xahen uniósł brwi, zaskoczony.

– Z czym mam przestać?

– Litować się nade mną. Jesteś teraz wściekły na Vaadara, bo położył łapy na twojej własności, więc nie udawaj, że obchodzę cię bardziej niż powinienem – wysyczał przez zaciśnięte zęby, naprawdę chcąc uwierzyć w to, co właśnie powiedział. Próbował wszystkie dobre uczynki Xahena tłumaczyć jego egoistycznym podejściem do swojej własności, tak było po prostu łatwiej.

A jednak coś w głębi niego sprzeciwiało się, nie chcąc się z tym zgodzić.

Xahen nie odpowiedział. Siedział jedynie naprzeciwko Trevedica, patrząc na niego z początku zaszokowany. Nie zaprzeczył, bo rzeczywiście za każdym razem, kiedy spoglądał na obitą buzię młodzieńca, miał ochotę rozszarpać brata gołymi rękami. Najchętniej oddałby mu z nawiązką, aby Vaadar już nigdy nie zbliżył się do jego... no właśnie – do jego jeńca. Niewolnika.

Do jego własności.

– Xa! – Ciszę, jaka zapadła w domostwie, przerwały dźwięki otwierających się drzwi i mała szamotanina dobiegająca z sieni. – Nie uwierzysz co się stało! – Już po samym rozbawionym tonie głosu mogli stwierdzić, że właśnie odwiedził ich Yamni. – Sen'en ma niezłą waśń z Vaadarem! Oczywiście wszystko za sprawką Kavrema, bo ten jak zwykle nie umiał utrzymać rąk przy sobie i... – Wszedł wreszcie do głównego pomieszczenia, jednak gdy tylko dojrzał ich siedzących przy palenisku z wyraźnie nietęgimi minami, urwał w połowie zdania. – Przyszedłem nie w porę? – zapytał, patrząc to na Xahena, który wyglądał jakby miał zamiar wypruć mu flaki za wieczorne najście, to na Trevedca, który spuścił głowę, tak, by ukryć obitą twarz. – Na Przedwiecznego, nie myślałem, że z naszym elfem jest tak źle!

– Wygoi się – rzucił tylko Xahen, powoli wstając z futra i jeszcze tylko przelotnie zerkając na księcia. – Rozumiem, że nie mogłeś wytrzymać do rana, aby przekazać mi te jakże interesujące wieści?

Yamni wzruszył ramionami.

– Uznałem to za zabawne. Wiesz, Sen'en był jak taki drugi pies Vaadara. Trochę bardziej ułomny od Kavrema, taki jakby z przetrąconą łapą... albo nawet dwiema, ale jednak był wpatrzony w Vaadara jak w bóstwo, a tu wystarczy, że Kavrem zbałamucił mu siostrę i niesnaski gotowe – zarechotał wesoło, jednak Xahen nie potrafił podzielić jego dobrego humoru. Westchnął tylko ciężko, po czym zerknął jeszcze na księcia.

– Idź do sieni sypialnianej – mruknął pod nosem, chcąc zyskać trochę przestrzeni nienaruszonej obecnością Trevedica.

Młodzieniec nie oponował. Sam nie miał ochoty na towarzystwo, czym prędzej więc się podniósł i ruszył do pomieszczenia obok, domykając za sobą szczelnie drzwi.

– Co się stało? – zapytał zdezorientowany Yamni, doskonale wyczuwając napięcie między tą dwójką.

– Moja wstrzemięźliwość się stała – warknął pod nosem Xahen. – Powinienem częściej się spotykać z kobietami, może wtedy wszystko byłoby normalniejsze – prychnął, podchodząc do kufra, w którym trzymał okrycia ze skór i futer.

– No proszę, wreszcie to pojąłeś! – Yamni przewrócił oczami. – Mówię ci to już od dawna. Znalazłbyś sobie jakąś pannę na dłużej, to i mniej byś miał później humorów.

Xahen zgromił przyjaciela wzrokiem, ale nic nie odpowiedział, tylko szybko narzucił na siebie futro.

– Gdzie cię niesie? – zdziwił się jego przyjaciel, kiedy zaczął szybko i bardzo niechlujnie obwiązywać rzemieniami buty.

– Do kowalowej.

– O tej porze? Nie wypada odwiedzać kobiety o takiej godzinie, to...

– Akurat ty jesteś najlepszą osobą do pouczania mnie co wypada, a czego nie – prychnął Xahen i nie przejmując się Yamnim, czym prędzej ruszył do wyjścia z domu.

Miał nadzieję, że Am'hna pomoże mu nie tylko z rozładowaniem napięcia, ale też przywróci mu odpowiednie spojrzenie na Trevedica.


***


Trevedic przewrócił się na bok, uparcie próbując zasnąć. Nakrył się szczelnie futrem, odsuwając od siebie wszelkie nieznośne myśli. Te jednak nie chciały dać mu spokoju, tylko napływały do jego umysłu ze zdwojoną siłą, wzbudzając w nim coraz to większe zirytowanie.

Odkąd Xahen wyszedł z chaty minęło już sporo czasu. Na dobre zdążyła zapaść noc; w wiosce zapanowała senna cisza, momentami przerywana tylko odgłosami parujących się kotów.

Na sam dźwięk jazgoczących sierściuchów aż jęknął ciężko, kiedy pomyślał, że Xahen w tej chwili robił dokładnie to samo. Zakrył twarz dłońmi, czując jak robi mu się gorąco ze wstydu, a mimo to nie mógł odegnać od siebie wyobrażeń z synem wodza w roli głównej.

Żałował, że podsłuchał rozmowę wojowników. Gdyby nie wiedział dokąd udał się Xahen, może byłoby mu łatwiej zasnąć, a tak tylko wiercił się na sienniku, zły sam już nie wiedząc na co.

Na Xahena, który poszedł odwiedzić kowalową, czy na samego siebie, że tak interesował się życiem intymnym mężczyzny? Przecież nie powinno go obchodzić co i z kim Ta'neh robił w swoim wolnym czasie!

Przekręcił się na plecy, wzdychając ciężko. Twarz wciąż go bolała, ale zdawał się już tego nie zauważać, bo miał na głowie całą masę innych, ważniejszych (i bardziej irytujących) spraw. Przymknął na moment oczy, ale nie łudził się już, że zaśnie. W zamian jego mózg zaczął podsuwać mu bardzo niejednoznaczne wizje z Xahenem i kowalową... nawet jeśli Trevedic nie miał pojęcia, kim ta dziewka była. Nie wydawało mu się, aby kiedykolwiek się spotkali, a mimo to już czuł do niej niechęć.

Próbował zignorować narastające, palące uczucie w piersi, odbierające mu racjonalne myślenie. Czuł... właściwie, sam nie wiedział, co takiego. Był poddenerwowany i drażnił go brak obecności Xahena, mimo że jeszcze niedawno nie mógł usiedzieć z nim w jednym pomieszczeniu. A na samo wspomnienie, że mężczyzna tak po prostu wyszedł, aby wsunąć łapy pod kieckę jakiejś kobiety, miał ochotę złapać Xahena za fraki i... Cóż, posłać mu wiązankę sowitej reprymendy, oczywiście.

Dźwięk otwieranych drzwi zmącił ciszę, jaka panowała w chacie. Trevedic aż drgnął, nasłuchując znajomych odgłosów kroków dobiegających najpierw z sieni, a następnie z pomieszczenia obok. Zagryzł wargę i odwrócił się przodem do ściany, kuląc się pod grubym futrem, jakim był okryty.

Sam już nie wiedział, czy chciał dzisiaj prowadzić jeszcze jakiekolwiek rozmowy z Xahenem, więc może udawanie śpiącego byłoby lepszym rozwiązaniem?

Słyszał, jak wojownik krząta się w izbie głównej. Dorzuca drwa do paleniska. Popija coś ze swojego glinianego kufla i siada na moment na ławie. Wszystkie te dźwięki odbierał dwa razy mocniej, niż jeszcze miesiąc temu. Treningi z Xahenem rzeczywiście wyostrzyły mu zmysły, jednak zaraz miał tego pożałować. Wystarczyło tylko, żeby wojownik wszedł do sypialni, a już poczuł mocną woń jego minionej aktywności. Mieszanka potu, intymnego zapachu oraz zapachu kobiety, z którą spał, uderzyła w jego nozdrza, budząc w nim nieznane dotąd uczucia.

Dławiący żar w piersi rozpalił się na nowo, a on musiał walczyć z samym sobą, aby nie naskoczyć na Xahena.

Niestety, szybko przegrał tę walkę.

– Mógłbyś się umyć. Cuchniesz – powiedział z autentycznym obrzydzeniem.

Wojownik obejrzał się na posłanie Trevedica, zaskoczony. Był przekonany, że młodzieniec dawno już spał.

– Niczego nowego się od ciebie nie dowiaduję – mruknął tylko w odpowiedzi, po czym zaczął rozpinać szeroki pas podtrzymujący mu spodnie.

– To może wreszcie zrozumiesz, że częstsze mycie byłoby w twoim przypadku wskazane? – prychnął. – W szczególności, kiedy wracasz od kobiety – dodał, nim zdążył to dobrze przemyśleć. Momentalnie poczuł, jak na jego policzki wpływa gorąco i chociaż nie mógł zauważyć spojrzenia Xahena, miał wrażenie, że wypala mu ono dziurę w czole.

I rzeczywiście, wojownik odwrócił się w jego stronę, patrząc na księcia głęboko skonfundowany. Nie spodziewał się takiego przytyku... I nie wiedział, co mógł on dokładnie oznaczać.

– Wykąpię się najszybciej jutro. Dziś jestem już zbyt zmęczony – powiedział i usiadł na łóżku, aby zabrać się za ściąganie bawełnianych owijaczy na nogach.

Trevedic nic na to nie odpowiedział, a jedynie ułożył się na posłaniu, wciąż czując w piersi to irytujące pieczenie. Nigdy czegoś podobnego nie doświadczył, więc nie wiedział, jak powinien się zachować. Z jednej strony cieszył się, że Xahen już wrócił do chaty, a z drugiej niezmiernie irytowała go myśl, że jeszcze chwilę temu trzymał w objęciach jakąś tam kowalową.

Aż prychnął, zacietrzewiając się jeszcze bardziej.

– Nos mnie boli – znów palnął bez przemyślenia, sam nie wiedząc właściwie po co.

Naprawdę go bolał, jednakże nie bardziej niż wcześniej. Czemu więc poczuł potrzebę podzielenia się tym z Xahenem?

Wojownik zamarł na moment, po czym odłożył owijacze na posłanie, żeby zaraz – całkowicie przejęty stanem Trevedica – podejść do jego siennika i kucnąć tuż obok.

– Pokaż mi się.

– Nie ma co pokazywać – burknął niczym dziecko, samemu odczuwając z tego powodu zażenowanie.

Na Prastarych Elfów, co się z nim działo?!

– Odwróć się do mnie – poprosił cierpliwie Xahen, tak ciepłym i spokojnym tonem, jakby rzeczywiście miał do czynienia z dzieckiem. Naburmuszonym oraz oczekującym atencji, należy dodać.

Trevedic odchrząknął. Był zawstydzony własnym zachowaniem, ale ostatecznie przewrócił się na plecy, odwracając twarz w kierunku Xahena.

– Lubisz oglądać szpetnych ludzi? – zapytał z przekąsem, krzywiąc się mimowolnie. Nie miał pojęcia, jak wyglądał, jednak czuł bolesną opuchliznę w okolicach nosa i prawego oka. Dodać do tego fioletowe wykwity i prezentuję się pewnie nie gorzej niż potwory z Lasu Szeptów – pomyślał kąśliwie.

– Nie jesteś szpetny – odparł spokojnie, po czym dotknął prawego policzka młodzieńca. – To tylko zasinienia, szybko ustąpią.

Książę zmarszczył brwi. Czy Xahen próbował go właśnie pocieszyć?

Parsknął śmiechem, ale kiedy uśmiechnął się szerzej, zaraz tego pożałował. Aż syknął z bólu, kiedy nadciągnął obolałe mięśnie twarzy.

– Nie jestem dziewką, uroda nie jest mi potrzebna, aby znaleźć sobie męża. Mogę być szpetny, to chyba nawet dla was atut, prawda? Brzydota nie urąga mężczyznom, a wręcz przeciwnie.

Xahen podniósł się powoli, po czym ruszył do drzwi.

– Całe szczęście nie jesteś jednym z nas – powiedział i już go nie było w pomieszczeniu. Trevedic słyszał, jak wojownik krząta się po izbie głównej, żeby zaraz wrócić do sypialni i znów zatrzymać się przy jego sienniku. – Dlatego lepiej o ciebie zadbać – dodał, łapiąc brodę księcia jedną ręką.

– Czy ja znów czuję...?

Xahen nie dał mu dokończyć, bo już na jego nosie wylądowała śmierdząca, gęsta maź, której Trevedic nie cierpiał całym swoim sercem. Momentalnie zebrało mu się na wymioty. Spróbował się wyrwać, ale mężczyzna szybko złapał go za ramię, przytrzymując w stalowym uścisku.

– Nie wierć się. Sam mówiłeś, że uroda jest potrzebna, żeby znaleźć męża – przedrzeźniał go złośliwie, a Trevedic znów poczuł, że się czerwienił. Ze złości, ma się rozumieć.

– Dziewkom, mnie nie potrzebna!

– Kto wie, może kiedyś się jednak przyda – naśmiewał się dalej, rozsmarowując mu ohydną papkę na całej twarzy. Gdy skończył, spojrzał z zadowoleniem na swoje dzieło. – Jutro powinno być lepiej.

– Coś mi się nie wydaje, abym dobrze wyglądał z tym czymś na twarzy – burknął jeszcze, kładąc się na wznak, aby nie pobrudzić maścią wszystkiego dookoła.

– Ludzie z zachodu powiadają, że ładnemu we wszystkim ładnie – powiedział Xahen, wzruszając ramionami i odkładając miseczkę ze specyfikiem na bok.

Trevedic przełknął ślinę, a jego serce zabiło mocniej. Zamarł na moment w bezruchu, nie odpowiadając wojownikowi ani słowem. Po raz pierwszy nie wiedział, jak zareagować na komplement, bo mimo wszystko wydawał mu się on wymuszony. Z pewnością nie wyglądał teraz zbyt reprezentacyjnie, a z drugiej strony... Xahen nie wydawał się mówić mu tego jedynie żeby go pocieszyć. To nie było w jego stylu, wojownik nigdy nie zważał na słowa i zawsze mówił to, co miał na myśli.

– Więc? Mogę się już położyć spać, miłościwy książę? – zakpił. – Padam z nóg.

– Ta kąpiel to naprawdę by ci się przydała – burknął cicho Trevedic, na co Xahen parsknął krótkim śmiechem.

– Wydaje mi się, że z naszej dwójki teraz to ty bardziej capisz – skwitował, kładąc się na posłaniu i wychylając jeszcze, aby zdmuchnąć płomień świecy.

Książę skrzywił się niechętnie, ale już nic nie odpowiedział. Momentalnie poczuł jak olbrzymie zmęczenie opada na jego barki, niewidocznym ciężarem niemalże wgniatając go w posłanie.

– Naprawdę chciałbym cię nienawidzić – burknął gdzieś na granicy jawy i snu. Nie kontrolował tego, bo już po chwili głęboko spał, nie mając świadomości, co właśnie opuściło jego usta.

Nie mógł też wiedzieć, że Xahen nie zdążył jeszcze zasnąć. Spojrzał w ciemności nocy w stronę siennika Trevedica, nasłuchując dalej. Nic więcej jednak nie padło już ze strony księcia, a pomieszczenie wypełniły jedynie odgłosy jego miarowego, głębokiego oddechu.

Xahen sapnął ciężko, przecierając twarz ze zmęczenia. Nie miał pojęcia, co dokładnie Trevedic miał na myśli, ale podświadomie czuł, że ich relacja dążyła do bardzo dziwnego, niepokojącego punktu.


***


Mimo niezadowolenia Trevedica, czas płynął nieubłaganie i nim się spostrzegł, a nastał dzień, o którym mówił mu Revinald. Zrobił wszystko, o czym mówił mu mag – z samego rana, gdy tylko Xahen opuścił domostwo, ruszył na polanę po diabelską jeżynę, o której wspominało Oko. Jedyne co teraz musiał zrobić, to tylko wcielić plan w życie, czyli dotarł do momentu, który przerażał go najbardziej.

Próbował nie myśleć o konsekwencjach, jakie dosięgną Xahena. Dusił w sobie każdy, nawet ten najcichszy głos dyktowany przez sumienie. Wiedział, że takie rozważania doprowadzą go donikąd, jeśli chciał ratować los swoich pobratymców, nie mógł brać pod uwagę własnych pobudek.

Jednakże kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, a on wciąż nie słyszał od Xahena ani jednego słowa nawiązującego do dzisiejszej uczty, zaczynało budzić się w nim coś na kształt nadziei.

Może Revinald się pomylił? Może żadnej biesiady nie będzie?

Nie zostanie zmuszony do dokonania wyboru. Nie zamieni życia Xahena w piekło. Nie będzie tym, który podpali kij, aby następnie rzucić go na wysuszoną do cna trawę.

Niestety, chwilę po zapadnięciu mroku, do chaty wszedł poruszony Xahen. Po jego nerwowych ruchach Trevedic od razu mógł wyczuć, że mężczyzna nie był dziś w dobrym humorze. Coś mu go zepsuło.

– Ilima, przygotuj Trevedicowi jakieś wyjściowe ubrania – rozkazał, rzucając na ławę swoją skórzaną kapę.

Książę, który jak zwykle siedział przy palenisku w towarzystwie dwóch wyliniałych psów, zamarł. A jednak, Revinald się nie pomylił.

Uczta miała się jak najbardziej odbyć.

– Gdzieś idziemy? – zapytał, próbując ukryć swoje zdenerwowanie. Zacisnął ręce w pięści, mając nadzieję, że Xahen nie dostrzeże ich drżenia.

– Ojciec wydaje dla nas ucztę w Długim Domu.

– Dla nas? – spróbował brzmieć na zaskoczonego, choć w rzeczywistości o wszystkim przecież doskonale wiedział.

– Kazał mi cię przyprowadzić, chce zobaczyć czy się dobrze tobą opiekuję – prychnął Xahen, niemal zgrzytając zębami z niezadowolenia. – Cholera, pewnie będzie się nieźle bawić, jak zobaczy twoją twarz.

Trevedic westchnął i spuścił niżej głowę. Sine wykwity wciąż były widoczne na jego policzkach, jedynie opuchlizna już zeszła, więc pewnie nie wyglądał aż tak tragicznie, jak jeszcze kilka dni temu.

– I będziemy tylko my? – dopytał, podnosząc się z niedźwiedziej skóry, kiedy tuż obok zjawiła się Ilima z czystymi ubraniami.

– My i Vaadar – wyjaśnił zdawkowo Xahen, na co Trevedic zagryzł dolną wargę.

Czy Revinald na pewno to przewidział? Nie będzie mieć kłopotu z podaniem trucizny Azoghowi?

Wziął głęboki, uspokajający oddech. Nie mógł teraz zaprzątać sobie głowy takimi obawami. Musiał w pełni zawierzyć Revinaldowi; mag na pewno wszystkiego dopilnował.


11 komentarzy:

  1. Nie czytam tego opowiadania (bo fantastyka niezbyt mi podchodzi), więc na temat rozdziału się nie wypowiem, ale dobrze widzieć, że wróciłaś! Martwiła mnie ta cisza.
    Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze, przesyłam masę dobrej energii ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to już chyba zawsze będę jak taki bumerang. :D W jednym miesiącu twierdzę, że już nigdy nie wrócę do opowiadań, żeby w drugim wykorzystywać każdą wolną chwilę na pisanie.

      Usuń
    2. Hahaha, no cóż, czasem tak bywa. :P Ale wolę, żebyś tak wracała jak bumerang, niż totalnie porzuciła swoje teksty! ♥

      Usuń
  2. Super, że znów jesteś i nadal piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem, jestem, choć na razie zabrałam się tylko za "Mrok".

      Usuń
  3. Super że wróciłaś , mam nadzieję,że na dłużej ;-). Po tak długiej przerwie wydaje mi się ten rozdział taki króciutki. Pozdrawiam i czekam na następny.w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo powinnam wrzucić kolejny rozdział, także warto sprawdzać :D

      Usuń
  4. Jak cudownie! Jak wrócę do domu to zacznę od początku dla przypomnienia, już się doczekać nie mogę :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Cały rozdział przewinęłam, zasłaniając dłonią oczy, by nie zobaczyć, co takiego się dzieje w tym rozdziale. Proszę cię, nie zrozum mnie źle, ale zwyczajnie nabrałam ochoty na przeczytanie (ponownie!!!) Mroku od samego początku i nie chciałam sobie zaspoilerować wydarzeń z tego rozdziału. No i ta nostalgia :)

    Cieszę się, że powróciłaś. Co jakiś czas zaglądałam, czy przypadkiem nie ma jakiejś nowości. Nawet byłam gotowa napisać do ciebie, czy nic się nie stało (w końcu cała ta sytuacja z koronawirusem może przytłaczać) ale stwierdziłam, że być może to by było zbyt spoufalające zachowanie z mojej strony.

    Naprawdę nie wiem jak okazać radość z tego, że pojawiło się coś na blogu ;)
    Miło być zaskoczoną czymś miłym, kiedy się tego wyczekuję, a nie zna się ani dnia, ani godziny ;D
    Życzę ci dużo dobrego i szczęśliwego nowego roku (spóźnione, ale jednak są!). Oby ten rok był pełny weny i nowych rozdziałów :* <3
    Chisek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło <3 Ja już tak mam, że tracę zainteresowanie pisaniem na kilka miesięcy, a później nadrabiam to z nawiązką :D. Mimo wszystko chyba ciężko mi się od tego odciąć, zbyt długo już się tym zajmuję.

      Dziękuję za wenę, jej nie odmawiam :D

      Pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.