Jejku, sama nie wierzę w to, że wreszcie udało mi się ten rozdział napisać. Wiem, że trochę minęło od ostatniej publikacji, ale na moją obronę rozdział jest naprawdę długi.
Życie zwaliło mi się na głowę i na ten moment nie zapowiada się, aby coś miało się tu poprawić. Sierpień będzie dla mnie ciężkim miesiącem zarówno zawodowo jak i prywatnie, więc nie chcę niczego obiecywać. Dopiero w okolicach września powinnam trochę zwolnić, ale do tego czasu bardzo chciałabym jeszcze napisać ostatni rozdział "Mroku". Może się uda.
A teraz już nie przedłużam. Zapraszam do czytana i uprzedzam - mogą być błędy. Nie miałam czasu, aby to jeszcze sprawdzić.
Bezpodstawne oskarżenia
Wpatrzył
się w ekran telefonu, czując jak krew odpływa mu z twarzy, a głowę
wypełnia panika. Bał się odebrać rozmowę, miał wrażenie, że
chyba nie był na nią gotowy – a na pewno nie w tym momencie,
kiedy chwilę temu z mieszkania cioci wyszedł Ryan i zostawił
Mateusza samego. Puste ściany (teraz już) jego sypialni dobitnie
przypominały mu, że jest setki kilometrów od swojego rodzinnego
miasta, od Gdańska, z którego właśnie Patryk próbował nawiązać
z nim wideorozmowę.
Kiedy
jednak dotarło do niego, że zaczął już nawet rozważać
przesunięcie czerwonej słuchawki, przeklął się w myślach.
Wiedział jednak, że zobaczenie byłego chłopaka – jego wydatnych
ust, dołeczków w policzkach, gdy się uśmiechał i tych
rozbrajająco szczerych, brązowych oczu, z których niegdyś mógł
wyczytać naprawdę wiele – będzie niczym ten owiany złą sławą
gwóźdź do trumny.
Z dnia
na dzień tęsknił coraz bardziej, a po wydarzeniach z wyjazdu
integracyjnego tęsknił chyba jeszcze mocniej. Świadomość, że
teoretycznie będzie dzielić ich tylko szybka smartfona, a
praktycznie cały Atlantyk, wcale nie pomagała.
Ostatecznie
jednak w przeciągu kilku sekund zebrał się w sobie, mimo że przez
jego głowę w tamtej chwili przebiegła cała batalia myśli.
Odebrał. Nie chciał przecież robić Patrykowi przykrości.
Na
ekranie pojawiła się uśmiechnięta twarz byłego chłopaka, a
Mateusz momentalnie wywnioskował, że ten siedział w swoim pokoju
przy świetle lampki ze stolika nocnego. Obraz był nieco zamazany,
ale to i tak nie przeszkadzało mu w pożeraniu Nejmana wzrokiem.
Czy mu
się tylko wydawało, czy Patryk przez ten miesiąc z kawałkiem
wyprzystojniał?
– No
cześć – powiedział chłopak, a jego uśmiech tylko się
poszerzył, prezentując ładne, prostowane niegdyś aparatem
ortodontycznym ząbki.
–
Hej. – Nie umiał oderwać od niego spojrzenia, mimo że w piersi
rozlało mu się nieprzyjemne, wręcz bolesne uczucie. Tak bardzo
chciałby się teraz magicznie teleportować do Patryka, wtulić w
niego i zasnąć – bo patrząc na różnicę w czasie, w Polsce
musiała być już pierwsza w nocy. – Co cię wzięło na rozmowy?
– spróbował neutralnie zagadać, choć miał ochotę już
powiedzieć mu o wszystkim, co przez ostatnie dwa dni się wydarzyło.
Patryk zatrzymał się na samym wyjeździe integracyjnym, a od
tamtego czasu naprawdę wiele spraw się pokomplikowało.
– Nie
mogę spać – powiedział poważnie. – Jutro mam na ósmą
wykłady i chciałem się położyć wcześniej, ale chyba nie
wyszło. – Coś ścisnęło Mateusza w gardle, gdy do jego uszu
dobiegł dźwięczny śmiech Nejmana. – No i chciałem cię po
prostu zobaczyć... – Wydawało się, że chce dodać coś jeszcze,
jednak w ostatniej chwili ugryzł się w język. Może i dobrze, bo
to co powiedział wystarczyło, żeby Mateusz poczuł narastającą
mu w gardle gulę. Musiał też szybko zamrugać, żeby odegnać
napływające do oczu łzy.
– No
to widzisz... – odpowiedział cicho i uśmiechnął się, próbując
na siłę zmienić swoje nastawienie. – Co tam w ogóle u ciebie?
Opowiadaj co się dzieje w Trójmieście lepiej, a nie!
Patryk
wzruszył ramionami. Obraz na moment się przyciął, jednak dźwięk
był idealny, więc choć usta ruszały się w spowolnionym tempie,
Mateusz wszystko dokładnie słyszał.
– Nic
szczególnego – powiedział. – Wiesz, ostatnio jakoś nie miałem
ochoty na żadne imprezy, ale zmusiłem się i poszedłem na ognisko
integracyjne z ludźmi z roku. – Mateusz przygryzł dolną wargę.
Z
jednej strony się cieszył, a z drugiej był zazdrosny, nawet jeśli
wiedział, że to cholernie niesprawiedliwe. Spał przecież z
Ryanem, prawda? Ba, dzisiaj nawet się z nim całował, podczas gdy
chłopak przykładał mu worek z mrożonkami do stłuczonej kostki.
Nie była to zbyt romantyczna scena, ale nie mógł się powstrzymać,
kiedy miał te ładnie wykrojone usta na wyciągnięcie ręki. Nie
mógł więc o nic obwiniać Patryka, miał pełne prawo chodzić na
imprezy i poznawać nowych ludzi.
A
jednak, uścisk w piersi wcale nie stracił na swojej mocy.
– I
wydarzyło się tam coś ciekawego? – zapytał mimo swojej
wewnętrznej rozterki.
–
Oprócz kaca na drugi dzień? – zapytał i znów wyszczerzył swoje
równe zęby w uśmiechu. – Nie bardzo.
Mateusz
zaśmiał się cicho. Pokiwał głową, doskonale to rozumiejąc, bo
wczoraj z samego rana również powitał go kac. Męczył się z nim
przez pół dnia, a nasilił się jeszcze bardziej, kiedy wsiadł do
autobusu. Bujanie pojazdu podczas jazdy z pewnością niewiele
pomagało w próbie powstrzymania mdłości.
– Nie
gadaj, że nie było tam żadnego ładnego chłopca! – Ta uwaga
naprawdę wiele go kosztowała. Tak wiele, że Mateusz musiał na
moment opuścić telefon, niby zmieniając pozycję siedzenia, żeby
Patryk nie dostrzegł niczego niepokojącego wymalowanego na jego
twarzy. Usadowił się więc wygodniej, naprzeciwko zapalonej lampy
stojącej tuż obok łóżka, cały czas trzymając przed sobą
wyciągniętą nogę. Ból kostki niestety wciąż mu doskwierał.
– Ty
jak zawsze o jednym – zaczął Patryk, przewracając oczami, gdy
nagle zmarszczył brwi i przysunął sobie bliżej telefon, tak, że
Mateusz wyraźnie widział jego dziurki od nosa. I albo to
desperacja, albo jakaś pierwsza faza choroby psychicznej, ale –
cholera! – nawet Patrykowe dziurki w nosie wydawały mu się
urocze. – Mati... – zaczął z wolna. – Co ty masz na ustach? –
zapytał, dopiero teraz dostrzegając rozcięcie dolnej wargi.
Skibiński
uniósł brwi, początkowo nie rozumiejąc do czego ten pije, kiedy
nagle go olśniło. No tak, przecież jeszcze nie tak dawno się bił!
Całkowicie zapomniał, że obita noga to nie jedyne jego obrażenie.
Sięgnął
dłonią do wargi i aż się zaśmiał opętańczo.
–
Zgadnij.
– Nie
gadaj, że się biłeś!
–
Ta-dam. Wygrywasz coś, ale jeszcze nie wiem co – parsknął. –
Biłem się. Z gościem, który ponoć jest w gangu, to znaczy nie,
żebym wierzył w jego przynależność do tych... no... Bloodsów?
Patryk
zamarł. Wpatrywał się w ekran telefonu tak, jakby zobaczył tam
ducha.
–
Żartujesz, prawda?
Mateusz
najpierw wzruszył ramionami, żeby zaraz pokręcić głową.
–
Nope.
– Ja
pierdolę. Powiedz mi, że to nieprawda – jęknął, przeczesując
nerwowo włosy, podczas gdy Mateusz naprawdę nie rozumiał jego
zdenerwowania. Zdążył już załapać, o co cały ten szum z
Bloodsami, wygóglował co nieco i musiał przyznać, że zdobyte
informacje również w jakiś sposób go przeraziły. Jednak po
niemal dwóch godzinach spędzonych z Blainem na sprzątaniu, doszedł
do wniosku, że chyba jednak nie ma potrzeby zamartwiać się o swoje
życie.
–
Czyli tylko ja nie wiedziałem, kim oni są?
– W
GTA nie grałeś? – Mina Mateusza stanowiła idealną odpowiedź.
Patryk westchnął ciężko. – No tak, ty byłeś tym dziwnym
dzieckiem, które to zamiast przebimbać wolny czas na grach,
trenowało taniec – parsknął z niemałym rozbawieniem. Zawsze
trochę się z tego nabijał, a trochę zazdrościł, w końcu
chciałby mieć w swoim życiu tak silną pasję, dla której byłby
w stanie zrobić wszystko. Nic go jednak nigdy nie zainteresowało na
tyle, aby regularnie poświęcać temu większą część dnia, a
jeśli już się coś znalazło, szybko tracił wszelkie chęci. Miał
słomiany zapał.
–
Widzisz, jak wiele mnie ominęło? – zażartował, przewracając
oczami i uśmiechając się przy tym mimowolnie. Dobrze było tak z
Patrykiem porozmawiać, na moment udało mu się całkowicie
zapomnieć o dzielącej ich odległości. Niestety, chwila ta nie
trwała długo.
–
Dokładnie tak. Nie czaję, jak można nie wiedzieć kto to Trevor i
nigdy nie tuningować fury w Need For Speed... – parsknął i nagle
urwał, momentalnie poważniejąc. – Ale tak serio... uważaj na
siebie, dobrze? – zapytał, a w jego głosie pobrzmiewały nutki
głębokiej troski. Mateusz aż musiał przełknąć ślinę, czując
się coraz gorzej. Nieprzyjemne, dławiące uczucie rozlało mu się
w piersi, kiedy zdał sobie sprawę, że choć nie byli już razem,
Patryk wciąż się o niego martwił. Wciąż zaprzątał sobie nim
głowię i...
Cholera.
Zaczął żałować, że odebrał to połączenie, zbyt wiele
kosztowała go ta rozmowa.
–
Jasne. Zapomniałeś już, że nie ma na mnie mocnych? – spróbował
obrócić sytuację w żart. – Sam przecież jeszcze niedawno
mówiłeś, że umiem wkupić się w łaski innych i że...
–
Mati, mówiłem to mając na myśli ludzi na domówce, gdzie na pewno
nie było żadnego członka gangu... No i z nikim się wtedy nie
pobiłeś. Ty z nikim przecież się nie biłeś! – prychnął,
krzywiąc się z oburzeniem, na co Skibiński jedynie wzruszył
ramionami, wydymając usta i przybierając minę największego na
świecie niewiniątka.
– Oj,
mały szczegół.
–
Jesteś niemożliwy. – Patryk pokręcił głową i zaśmiał się
pod nosem. – Po prostu uważaj na siebie. Możesz mi to obiecać,
nie wiem co bym zrobił, gdyby coś ci się stało.
Mateusz
poczuł, jak znów do oczu cisną mu się łzy. Wpatrzył się w
ekran, na którym obraz znów się przyciął i rozmazał,
pozostawiając za sobą smugę pikseli.
–
Ja... – Ugryzł się w język, kiedy jego usta już układały się
do wypowiedzenia dwóch, jakże ważnych, a teraz tak niepotrzebnych
słów. „Kocham cię” mogłoby między nimi zaistnieć, gdyby ich
związek miał rację bytu, a tak wbiłby im tylko kolejną bolesną
i niepotrzebną szpilę. – Dzięki. Będę na siebie uważał,
obiecuję – zakończył płasko.
Tak
było dobrze.
Musiał
przecież udawać, że pogodził się już z ich rozstaniem. W innym
wypadku obaj nie ułożą sobie ponownie życia, a naprawdę chciał
dla Patryka jak najlepiej.
***
Wszedł
na aulę, udając, że wcale nie widzi ciekawskich spojrzeń ludzi
zebranych na wykładzie z historii tańca współczesnego. Zaczął
powoli pokonywać stopnie, wspierając się na kuli, którą w
błyskawicznym tempie załatwiła mu Asia. Jeśli choć przez moment
wątpił, że nie da się ogarnąć takiej sprawy w przeciągu
zaledwie pół godziny, to naprawdę nie znał swojej ciotki.
Wystarczył jeden telefon i już wiedziała od kogo pożyczyć kule –
a co dziwniejsze, idealnie pasowały do jego wzrostu, więc nawet nie
musiał niczego przestawiać.
–
Matt! – Zerknął na bok, na trzeci rząd od dołu, w którym
siedziała Min. Dziewczyna machała do niego, na co on uśmiechnął
się tylko i zaczął kuśtykać w jej stronę.
–
Cześć – przywitał się, z westchnieniem ulgi opadając na
niewygodne, drewniane krzesełko.
– A
tobie co? – zapytała, ciekawsko spoglądając w stronę opartej o
stolik kuli.
–
Lepiej nic nie mów – jęknął, rozsiadając się bardziej na
swoim miejscu i odchylając głowę do tyłu z bolesnym grymasem na
twarzy. – Mieliśmy wczoraj z Blainem karę do odbycia, nie?
–
Mhm. – Min pokiwała ochoczo głową.
–
Musieliśmy posprzątać dwie sale. Zachciało mi się włazić na
parapety. – Posłał jej smętne spojrzenie. – Zgadnij co się
dalej stało.
–
Spadłeś.
–
Bingo.
Minjin
parsknęła i pokręciła głową, po czym odgarnęła kosmyk
czarnych włosów za ucho. Była naprawdę ładna, miała delikatne
rysy twarzy, zadarty nosek, nieco pucołowate policzki, na których
wdzięczyło się kilka pieprzyków. Dzisiaj jednak, co Mateusz
zauważył od razu, wyglądała jakoś tak... jeszcze ładniej? Z
początku nie potrafił zrozumieć skąd to się wzięło, dopiero po
chili, gdy spuściła na moment wzrok na swoje dłonie, zauważył,
że się mocniej pomalowała.
– A
ty co? To z jakiejś okazji? – zapytał, zakreślając palcem w
powietrzu koło na wysokości jej twarzy.
–
Yyy? Nie?
Mateusz
parsknął.
–
Jasne. – Uśmiechnął się szeroko. – Jakaś randka po
zajęciach? – zapytał, na co Min, ku jego zdziwieniu, wydawała
się zaczerwienić. Brwi Mateusza mimowolnie uniosły się w wyrazie
zaskoczenia.
Tego
się po niej nie spodziewał.
– Od
razu randka. – Przewróciła oczami. – Powiedz mi lepiej, co z
twoją kostką. Żyje?
–
Stłuczona najprawdopodobniej. To znaczy... myślę, że na pewnie
stłuczona, wygląda na ten moment okropnie, jest cała fioletowa,
ale boli coraz mniej – wyjaśnił, zostawiając już temat
umalowanej Min. Dziewczyna zdążyła tylko kiwnąć głową, a już
po chwili na salę wszedł wykładowca, rozpoczynając ich zajęcia.
***
Jak
zawsze w czwartek po historii mieli zaplanowaną technikę tańca
współczesnego i o ile Mateusz powinien się tym nieźle stresować
– w końcu przez najbliższe dni był mocno niedysponowany – tak
teraz mógł odetchnąć. Dzisiejsze spotkanie w drodze wyjątku
miało się odbyć w normalnej sali; z ławkami, tablicą i
rzutnikiem. Ostre wyciskanie siódmych potów odroczono im na za
tydzień (ku uldze i zadowoleniu kontuzjowanego Mateusza), a dzisiaj
Ashley zamierzała omówić z nimi nagrania układów z poprzednich
zajęć.
Szedł
ku sali powoli i koślawo – stawanie na prawej nodze wciąż nie
było dla niego komfortowe, a chodzenie o kuli ciągle pozostawało
dla niego trudną do ogarnięcia umiejętnością. Jakoś jednak
człapał do przodu w towarzystwie wesoło paplającej Min i
odprowadzających go, podejrzliwych spojrzeń ludzi, nie tylko z
pierwszego roku.
O ile z
początku zrzucił to na karb swojej zbyt wybujałej wyobraźni, tak
teraz był pewien, że niczego sobie nie umyślił. Czuł na karku
przeszywający wzrok, a do jego uszu dobiegały konspiracyjne szepty.
Jak nic właśnie powstawały plotki, których miał zaszczyt zostać
głównym bohaterem.
–
Gapią się na mnie, nie? – podpytał Minjin, chcąc się upewnić,
że nie popadał właśnie w paranoję. Dziewczyna zerknęła na bok,
na Annę, którą bliżej poznali podczas wyjazdu. Mówiła właśnie
coś niskiej brunetce. Ta aż rozdziawiała usta ze zdziwienia,
zerkając bardzo niedyskretnie w stronę Mateusza.
–
Gapią się – potwierdziła jego przypuszczenia.
–
Czemu? – Nie rozumiał. To ta kula? No tak, zbił kostkę, miał
problemy z chodzeniem, na razie był wykluczony z zajęć ruchowych,
ale... Czy to naprawdę była aż taka sensacja? Na cały Uniwersytet
Nowojorski jego kontuzjowana noga robiła aż taką furorę, żeby
teraz czuł na sobie spojrzenia ludzi, których nawet nie kojarzył?
Min
wzruszyła ramionami, po czym otworzyła paczuszkę owsianych
ciasteczek śniadaniowych.
– Bo
ja wiem? Chcesz? – Podsunęła mu przekąskę pod nos, na co
Mateusz zaraz pokręcił głową.
–
Nie, dzięki – odmówił, zatrzymując się tuż pod salą, w
której miały odbyć się kolejne zajęcia. Z ulgą opadł na ławkę,
która znajdowała się nieopodal dwuskrzydłowych drzwi prowadzących
do pomieszczenia wykładowego. – Nie ogarniam o co im chodzi –
burknął jeszcze z niezadowoleniem, udając, że wcale nie słyszy
swojego imienia padającego ze wszystkich stron. Zmarszczył brwi w
zastanowieniu, analizując jeszcze w głowie wszelkie sytuacje, jakie
wydarzył się podczas ostatnich dni, aby wyłapać z nich coś, co
mogłoby wzbudzić taką aferę... Nagle jednak tuż przed nim
dosłownie zmaterializowała się śniada twarz Roba.
Chłopak
wydawał się wyrosnąć z ziemi, choć może to wina Mateuszowej
dekoncentracji. Był tak zajęty wertowaniem własnych myśli, że
nie zauważył zbliżającego się głośnego (choć co prawda
niskiego) Brazylijczyka.
–
Żyjesz? – Roberto wydawał się iście przerażony. Patrzył na
Skibińskiego tak, jakby właśnie miał przed sobą ducha.
Mateusz
zamrugał. Już naprawdę nic nie rozumiał.
– Jak
widać.
– Na
prawdę nic ci nie jest? Jakieś ukryte rany? Nie masz nigdzie śladów
podduszania? Albo może cię zastraszył, co? I nie możesz teraz
mówić. O Boże, Min! On go zastraszył i Matt teraz niczego nam nie
powie, a jest już jedną nogą w grobie! Tracimy go!
Uchylił
usta w głupim wyrazie, zerkając na Minjin, która ponownie
wzruszyła ramionami w bezradnym geście.
– Ja.
– Wskazała palcem na siebie. – Naprawdę nie mam pojęcia o co
chodzi.
– To
nie jesteś sama – mruknął Mateusz, marszcząc jeszcze brwi w
głębokiej dezorientacji, po czym skupił spojrzenie na przerażonym
Robie. – Spokojnie, Rob, wytłumacz o co chodzi, bo obawiam się,
że nie łapię. To tylko stłuczona kostka, nic więcej. Będę żył
– dodał, czując, że musi zapewnić o tym chłopaka.
Rob
spuścił wzrok na jego nogi, zmarszczył brwi i zamilkł, jakby
oceniając prawdziwość słów Mateusza, po czym znów spojrzał mu
w oczy.
–
Jeśli on cię zastraszył, mrugnij.
Miał
ochotę parsknąć śmiechem. Może właśnie znajdował się w
jakiejś ukrytej kamerze? Mimo wszystko próbował nie mrugać, bo
obawiał się, że Rob zareaguje na to bardzo poważnie. Niestety,
soczewki kontaktowe, których data ważności powoli dobiegała
końca, lekko wysuszyły się na oku, więc odruchowo je zamknął.
Kiedy
zrozumiał, co zrobił, było już za późno.
– O
boże, Minjin! On jest zastraszony! Nasz kumpel Matthew padł jego
ofiarą i teraz potrzebuje naszej pomocy! – Złapał się za swoją
kędzierzawą głowię, na co Mateusz aż jęknął cierpiętniczo.
Miał ochotę paść na ziemię krzyżem, byleby tylko wszelkie
świętości świata odpuściły mu tego całego cyrku. – Nie martw
się, stary! – Nagle Rob złapał go za ramiona, patrząc
Mateuszowi w oczy ze śmiertelnie poważną miną. – Pomożemy ci,
nie zostawimy cię same... Au! – Min, która dotąd była jedynie
biernym obserwatorem, zdzieliła go lekko przez głowę. – Za co?
– Za
głupotę – prychnęła. – Co ci odwaliło?
– To
ty nie wiesz? – Rob wydął usteczka w podkówkę, odsuwając się
od Mateusza (który odetchnął z ulgą), po czym usiadł na ławce
jakby nigdy nic. – Wszyscy o tym mówią! Matt odbywał karę z
Blainem i ten go skopał do nieprzytomności. Zresztą, widzisz jak
nasz mały, biedny Matt teraz wygląda, nie może chodzić!
Mateusz
wybałuszył oczy, powoli łącząc fakty. No tak, ludzie musieli
sami stworzyć sobie historię, w której zbierał bęcki od
Blaina... Zresztą, nie było co się temu dziwić – przecież
wcale nie tak dawno temu rzeczywiście się pobili (choć może
„poszarpali” to bardziej adekwatne słowo). Jak na zawołanie
zapiekła go gojąca się już, rozcięta warga, przypominając mu,
że Cooper miał parę w łapie i potrafił przyłożyć. Mimo
wszystko jednak tamtą bójkę sam zainicjował, a wczorajszy upadek
nie miał nic wspólnego z Blainem i to go najbardziej rozzłościło.
Niesprawiedliwość i pochopny osąd, który krył się za tym
wszystkim tylko dlatego, że... cóż – Blaine był niekoniecznie
przyjaźnie nastawionym do świata Afroamerykaninem. Mateusz zdał
sobie jednak sprawę, że gdyby ciągle był podejrzewany o
wyrządzanie największego zła, również trzymałby ludzi na
dystans.
– To
nie tak... – jęknął. – Spadłem z parapetu jak myłem okna w
sali do ćwiczeń. – Spiorunował Roba wzrokiem, na co ten tylko
uchylił głupawo usta, wydając z siebie dźwięk przypominający
coś na kształt jakże rezolutnego „oh”. – Mam nadzieję, że
rozwiałem wszelkie wątpliwości – dodał, marszcząc ze złością
brwi.
– Ale
na pewno...?
–
Rob, zamknij się – wtrąciła Min, posyłając mu krótkie,
zirytowane spojrzenie i zerknęła na zegarek. – Zajęcia za kilka
minut, wchodzimy do sali? – zapytała Azjatka, wskazując ruchem
głowy na drzwi.
Roberto
wydawał się podkulić ogon. Kiwnął głową i odsunął się, aby
Mateusz mógł złapać za kulę i wstać, gdy kątem oka dostrzegli
idącą w ich stronę chmurną postać.
Blaine
szedł swobodnym krokiem, a na jego twarzy malował się grymas
niechęci. Posłał Mateuszowi krótkie, niewiele wyrażające
spojrzenie, po czym złapał za klamkę od drzwi i jakby nigdy nic
wszedł do pomieszczenia, bez chociażby krótkiego przywitania.
– I
wy się dziwicie, że tak pomyślałem? – syknął do nich Rob. –
Przecież on wygląda, jakby chciał nas wszystkich powybijać!
–
Może i tak. – Mateusz gdyby mógł, wzruszyłby ramionami, ale że
akurat wspierał się na kuli, to jedynie przewrócił oczami. –
Chociaż jak widać nikt nikogo nie wybija – to mówiąc, podszedł
do drzwi, a Min szybko je przed nim otworzyła. – Dzięki, ale nie
jestem aż tak niepełnosprawny – powiedział z rozbawionym (i
zakłopotanym) uśmiechem.
–
Ciesz się chwilą, bo jak wrócisz do siebie to będę je przed tobą
tylko zamykać – powiedziała, ale również się uśmiechnęła,
po czym teatralnym ruchem ręki zaprosiła go do środka. – Panowie
przodem.
Jak
zwykle zajęli miejsca w jednym z pierwszych rzędów, dla całej
trójki język angielski był drugim językiem i wciąż zdarzały
się momenty, w których musieli mocniej wytężyć swoją uwagę,
aby zrozumieć wypowiedź. Co jednak najdziwniejsze, zgodnie
stwierdzili, że najlepiej rozmawiało im się ze sobą – nie było
jeszcze sytuacji, w której natrafiliby na trudność w komunikacji.
Mateusz
oparł swoją kulę o brzeg wolnego krzesła i mimowolnie obejrzał
się do tyłu, natrafiając spojrzeniem na wpół leżącego na ławce
Blaina. Chłopak przeglądał coś na swoim telefonie ze smętną,
znudzoną do granic możliwości miną, kompletnie nie przejmując
się szeptami ludzi. Zerkali to na niego, to na Skibińskiego, jakby
tylko szukając potwierdzenia nowo powstałych plotek.
Prychnął
zirytowany i odwrócił się przodem do mównicy, zdając sobie
sprawę, że ta sytuacja chyba bardziej denerwowała jego samego, niż
Coopera. Możliwe, że Blaine przywykł już do tego typu zarzutów i
do wytykania palcem, ale Mateusz i tak nie potrafił zdzierżyć tej
niesprawiedliwości.
Minęło
jeszcze kilka minut, nim do sali weszła Ashley, rozpoczynając
zajęcia. Ku zdziwieniu Skibińskiego, bardzo sprawnie poradziła
sobie z rzutnikiem oraz komputerem uczelnianym (pamiętał, że u
niego w szkole niemal każdy nauczyciel miał problemy natury
technicznej) i już po chwili na białej ścianie wyświetlił się
taniec pierwszej grupy sprzed tygodnia. Obejrzeli go uważnie, a
później rozpoczęła się seria pytań Cartell w stronę studentów.
Wyłapywała ich wyrywkowo, pytając nie tylko o opinię, ale także
o zastosowane techniki, tempo czy ocenę części improwizacyjnej.
Dopiero na sam koniec dodała kilka słów od siebie, wytknęła
błędy, ale też i mocne strony tancerzy, wychodząc z założenia,
że sama krytyka w niczym nie pomoże.
I tak z
każdą trójką, aż wreszcie doszła do układu odtworzonego przez
Min, Roba i Mateusza.
– A
więc teraz czas przejść do naszych zagranicznych kolegów –
powiedziała z tym swoim przemiłym uśmiechem, któremu coraz mniej
ufał. – Jak mówiłam, trzeba ocenić każdego z was z osobna, ale
też i spojrzeć na całość – przypomniała i powiodła wzorkiem
do ekranu laptopa, podczas gdy tuż za jej plecami, na białej
ścianie, wyświetlał się film. Nie trwało długo, nim układ
dobiegł końca. – A więc? Kto chętny do komentarza? –
Popatrzyła po studentach, jednak odpowiedziała jej pustka.
Mateusz
uśmiechnął się mimowolnie pod nosem z rozbawieniem. Ash musiała
się naprawdę napracować, aby coś z nich wyciągnąć. Nie byli
raczej chętni do współpracy, a już na pewno nie do oceniania
innych... gdy nagle tuż za nim rozbrzmiał znajomy głos.
–
Nierówno. Azjatce brakuje koordynacji, nie ma zmysłu scenicznego.
Izolacja leży. – Aż się obejrzał i ze zdziwieniem powiódł
wzrokiem na Blaina (tak jak i zresztą każdy na sali). Co jak co,
ale jego wyrywającego się do odpowiedzi to by się nie spodziewał.
Uniósł brew, patrząc na Coopera z zaciekawieniem i na ułamek
sekundy ich spojrzenia się spotkały. Ciemne oczy zatrzymały się
na nim, nie wyrażając nic, prócz mrożącej krew w żyłach
obojętności, by zaraz przenieść się na Ashley marszczącą brwi
w wyrazie zastanowienia.
–
No... w zasadzie, to się zgodzę. – Cartell kiwnęła powoli
głową. – Tyle tylko, że „Azjatka” ma na imię Minjin. –
Zgromiła go jeszcze wzrokiem, na co Blaine już tylko wzruszył
ramionami. Naprawdę niewiele go to obchodziło. – A co powiesz o
Robie? – Kursor myszki zakręcił kółko wokół głowy
Brazylijczyka wyświetlającej się na ścianie.
–
Słabe rozciągnięcie i to samo co wcześniej, czyli słaba
koordynacja.
Ashley
znów kiwnęła głową.
–
Tak, to racja. Rob, musisz przyłożyć się też do rozciągania.
Nie jest źle, ale przy tym układzie akurat bardzo widać takie
braki. Nie martw się, szybko nadrobisz – dodała, posyłając mu
jeszcze uśmiech, żeby zaraz powrócić spojrzeniem do Blaina. – A
Matt?
Tu
Blaine nie odezwał się od razu. Zmarszczył brwi i odchylił się
na krześle, zapadając się bardziej w połach swojej czerwonej
bluzy z kapturem.
– Za
dużo tu go – powiedział wreszcie, wydymając w zastanowieniu
usta. Mateusz mimowolnie zerknął na jego wydatne wargi, samemu
nieświadomie oblizując swoje.
– W
sensie? – zapytał, gdy Cooper nie podjął dalszej próby
rozwinięcia myśli. Ciemne oczy znów zatrzymały się na Skibińskim
i tym razem nie zamierzały już szybko od niego uciekać. Blaine
patrzył na niego tak intensywnie, że Mateusz miał wrażenie, jak
płonie mu skóra pod uważnym, oceniającym spojrzeniem.
–
Odwracasz uwagę od wszystkich. Rozpychasz się, chociaż stoisz na
prawym skrzydle. Jesteś tylko ty, reszta po prostu gdzieś ginie.
Uniósł
brew, nie do końca rozumiejąc, co Blaine miał na myśli. Na sam
jednak dźwięk wszechwiedzącego tonu Coopera, poczuł wspinającą
mu się po plecach irytację.
Prychnął
i przewrócił oczami.
– I
to twoim zdaniem tak duży błąd?
–
Oczywiście. Jesteście drużyną, musisz myśleć o tym, jak wypadną
przy tobie inni. – Blaine wzruszył ramionami i odwrócił
spojrzenie, tym samym urywając ich kontakt wzrokowy.
–
Matt, trzeba przyznać mu rację. Już na pierwszy rzut oka widać,
że masz świetny warsztat, jednak na scenie naprawdę zapominasz, że
nie jesteś sam. – Aż zgrzytnął zębami, kiedy Ashley przyznała
Cooperowi rację. Nic już na to nie powiedział, tylko odwrócił
się do ławki przodem, wściekły nie na krytykę, a bardziej na
postawę Blaine pod tytułem „wiem wszystko”. Nienawidził
przemądrzałych dupków, nawet jeśli ci byli ofiarą stereotypowego
myślenia otaczających ich ludzi. – Ale muszę przyznać, że
trochę was obserwowałam z boku i zauważyłam, że bardzo szybko
załapaliście kroki. Po prostu je łyknęliście, a to się bardzo
ceni. Dobra pamięć ruchowa jest olbrzymim plusem. – Pokiwała
głową, zupełnie jakby to miało w jakiś sposób załagodzić
nadszarpniętą dumę Mateusza.
Przeszli
dalej, do kolejnych grup, a on się wyłączył. Jego myśli
odpłynęły gdzieś na bok, dryfując pomiędzy uwielbieniem do
Ryana, który właśnie wysłał mu wiadomość, w której pytał o
jego samopoczucie, a niechęcią do pewnego bucowatego Amerykanina,
siedzącego kilka rzędów za nim. Ocknął się dopiero, gdy
nadeszła kolej omówienia tańca trójki, wśród której był
Blaine.
Całą
swoją uwagę skupił na filmie, a dokładniej na Cooperze, czując
rosnącą w piersi potrzebę skrytykowania go (obojętnie jak
dziecinnie by to nie brzmiało). Poruszający się na ścianie Blaine
robił to niezwykle płynnie, zachowując świetną izolację, rytm,
koordynację i wszystko, co tylko przyszłoby Mateuszowi na myśl.
Był po prostu w tym świetny, czuł muzykę całym sobą, a na
dodatek miał doskonałe podstawy – jego ciało wydawało się
niezwykle gibkie, więc jakikolwiek zarzut w kwestii technicznej
odpadał.
Zagryzł
z niezadowoleniem wargę, opadając z powrotem na oparcie fotela,
podczas gdy gdzieś z widowni płynęły słowa krytyki w stronę
dwóch pozostałych osób. Żadna z nich nie tyczyła się jednak
Blaina.
I to,
cholera jasna, najbardziej drażniło Mateusza.
Blaine
Cooper zasługiwał na miano tancerza jak nikt inny i choć nie
przychodziło mu to łatwo, nie mógłby temu w żaden sposób
zaprzeczyć.
***
–
Możecie wyjść, wyjątkowo widzimy się jeszcze jutro, powiem wam
jak wygląda u mnie zaliczenie kwartalne. Miłego popołudnia. –
Ashley znów błysnęła do nich bijącym sztucznością uśmiechem,
po czym wyłączyła pilotem rzutnik, a wszyscy w sali momentalnie
poderwali się na równe nogi.
Mateusz
pewnie również by to zrobił, gdyby nie kostka, której wolał już
bardziej nie naruszać. Powoli więc spakował się i gdy już miał
ruszyć za Minjin i Roberto, z dołu dobiegł go piskliwy głos
wykładowczyni.
–
Matt? Blaine? Zostańcie proszę na chwilę. A reszta może iść –
tu wyraźnie zwróciła się do dwójki zagranicznych kolegów
Skibińskiego.
Zaskoczony
spojrzał na Ashley, ale nic nie powiedział, a jedynie kiwnął
głową, mimowolnie zerkając jeszcze za siebie. Na schodach pomiędzy
rzędami ławek dostrzegł Coopera z niezbyt zadowoloną miną.
Zdusił w sobie parsknięcie śmiechem, po czym szepnął do Min i
Roba, żeby już poszli. Kiwnęli tylko głowami, a on zaczął
gramolić się w kierunku mównicy.
Ashley
oderwała wzrok od komputera dopiero gdy obaj stanęli obok biurka, a
sala zdążyła opustoszeć. Kobieta już miała coś powiedzieć,
gdy nagle uchyliła zaskoczona usta, spoglądając na kulę w ręku
Mateusza.
– A
to co?
–
Pamiątka ze sprzątania – odpowiedział jakby nigdy nic. – To
tylko stłuczenie – dodał, widząc coraz to większe przerażenie
malujące się na twarzy Ash. – Niedługo znowu będę sprawny.
Nie
odpowiedziała od razu, a jedynie wstała z krzesła, po czym mu je
podsunęła. Podziękował krótko i zaraz na nie klapnął, nie
chcąc przeciążać nogi.
– W
jakim sensie pamiątka? – zapytała wreszcie, opierając się
pośladkami o blat i spoglądając podejrzliwie to na Mateusza, to na
Blaina, który cały czas milczał.
Skibiński
od razu zrozumiał, o co mogło jej chodzić. Aż zgrzytnął zębami
na myśl, że wykładowca Uniwersytetu Nowojorskiego niczym nie
różnił się od swoich studentów w bezpodstawnym oskarżaniu
Coopera. Nie potrzebował już więcej dowodów na potwierdzenie
swojej tezy, że Ashley była zwyczajnie uprzedzona do Blaina.
–
Spadłem z parapetu przy myciu okna – rzucił oschle, posyłając
jej karcące spojrzenie. – Jeśli chodzi o Blaina, to nie miał z
tym nic wspólnego – zastrzegł, chcąc, aby ta kwestia była
jasna.
Ash nic
nie odpowiedziała, a jedynie kiwnęła głową, zerkając jeszcze
kątem oka na wciąż milczącego Coopera. Nie odezwał się
chociażby słowem, stał tylko z rękoma założonymi na piersi,
słuchając w milczeniu.
– Na
zaliczenie będziecie musieli dobrać się w pary i wykonać
przynajmniej minutowy układ w dowolnym, pasującym sobie stylu –
przeszła do rzeczy, spoglądając jeszcze na swój telefon, który
leżał na blacie biurka. – Jako że ostatnio bardzo nabroiliście,
postanowiłam, że będziecie nad tym pracować razem – dodała,
podnosząc na nich wzrok. Mateusz zmarszczył brwi, zerkając krótko
na Coopera, który właśnie w tym momencie westchnął ciężko i
skrzywił się z niechęcią.
Cóż.
Chyba nie spodobał mu się pomysł Ashley.
– To
konieczne? – Blaine odezwał się po raz pierwszy odkąd rozpoczęli
rozmowę.
–
Obaj reprezentujecie wysoki poziom, ktoś mniej doświadczony może
pociągnąć was w dół, to po pierwsze. Po drugie, nauczycie się
współpracować – dodała, ale jej mina wyrażała strapienie,
jakby sama nie była już przekonana co do tego pomysłu.
–
Okej. Niech będzie. – Słowa opuściły usta Mateusza bez jego
woli. Nie miał pojęcia, dlaczego tak szybko się na to zgodził, bo
przecież doskonale wiedział, że samo przebywanie z Blainem to
katorga. Co tu dopiero mówić o jakiejkolwiek kooperacji.
–
Zgadzasz się? – zapytała zdziwiona. Cooper też spojrzał na
niego takim wzrokiem, jakby co najmniej właśnie widział lewitujący
statek UFO. I Mateusz wcale mu się nie dziwił, sam siebie nie
potrafił teraz zrozumieć.
–
Tak, czemu nie. – Wzruszył ramionami. – Mamy minutę, dowolny
styl, coś jeszcze?
–
Nie... To dopiero wasz pierwszy kwartał, więc chcę dać wam jak
największą swobodę. To tyle – mruknęła, a on już złapał za
kulę. – Nie, poczekaj. Cooper, ty już możesz iść. Z tobą,
Matt, chciałabym jeszcze porozmawiać – stwierdziła, zerkając na
niego krótko. Tyle jednak wystarczyło, aby Mateusz załapał o
czym chciała porozmawiać.
Westchnął
ciężko, opadając na oparcie krzesła i czekając aż Blaine ruszy
w kierunku schodów. Bez słowa odwrócił się i odszedł, nie
kwapiąc się jakimikolwiek pożegnaniami. Dopiero gdy po pustej sali
rozległ się huk zamykanych, ciężkich drzwi, Ashley odwróciła
się do niego przodem.
– A
więc teraz powiedz mi prawdę – zaczęła, na co on uniósł oczy
ku górze, zastanawiając się, za jakie grzechy przechodzi przez tę
farsę.
Odetchnął
głęboko, po czym zaczął jej po raz kolejny tłumaczyć – tym
razem już ze szczegółami – jak to wczoraj wyrżnął
widowiskowego orła. Cartell nie wydawała się usatysfakcjonowana,
ale przecież nie miał zamiaru kłamać tylko dlatego, aby puzzle w
jej głowie mogły ułożyć się w gładki, niezmącony niepasującą
rzeczywistością obraz.
To, czy
zaakceptowała jego wersję wydarzeń zależało już tylko od niej
samej.
***
Pod
salą, ku zaskoczeniu Mateusza, czekała Minjin. Poderwała się na
równe nogi, kiedy tylko go zobaczyła, po czym błysnęła nieco
nieśmiałym uśmiechem.
–
Jakie masz plany dzisiaj? – zapytała, odgarniając pasemko
czarnych włosów za ucho. Mateusz uniósł brwi, wydął z
zastanowieniem usta. Czuł osiadające na barkach zmęczenie i z
pewnością nie wynikało ono tylko przez utrudnione poruszanie się.
Ashley wymęczyła go psychicznie swoją podejrzliwością.
–
Chyba już nic. Wrócić do domu, nakarmić kota i walnąć się na
kanapę? – Ruszyli w kierunku wyjścia z uczelni. Całe szczęście,
znajdowali się na parterze, więc nie musiał pokonywać żadnych
schodów. Były tu też oczywiście windy, ale mimo wszystko nie czuł
się aż taką kaleką, aby z nich korzystać.
–
A... chcesz się może przejść na mrożoną kawę? Tutaj obok jest
taka fajna kawiarnia, nie musielibyśmy iść daleko.
Kiwnął
głową, nie widząc w tej propozycji niczego dziwnego. Jeszcze za
czasów swojego życia w Gdańsku często umawiał się z koleżankami
na piwo, pizzę, czy właśnie na kawę. Zresztą, w tej chwili
propozycja wydawała mu się bardzo kusząca, mógłby przynajmniej
odpocząć i zająć głowę kimś innym, niż Blainem.
–
Jasne.
Twarz
Min pojaśniała o szeroki uśmiech, a jej policzki – może tylko
Mateuszowi się wydawało? – poczerwieniały lekko.
–
Świetnie. Mają tam też naprawdę dobre ciasta. W szczególności
jabłecznik.
–
Teraz już nie mógłbym odmówić – parsknął z rozbawieniem i
wyszli na ciepłe, październikowe powietrze zmącone zapachem
odchodzącego lata. Liście na drzewach powoli zaczynały żółknąć,
a Mateusz już niedługo miał się przekonać, jak wygląda
nowojorska jesień.
Odetchnął
głęboko i kiedy miał ruszyć przed siebie, w zasięgu jego wzroku
pojawiła się ciemna, jak zwykle znudzona twarz. Zatrzymał się w
półkroku, patrząc na zbliżającego się Blaina ze zdziwieniem.
– Coś
się stało?
Cooper
przewrócił z irytacją oczami, a Mateusz zrozumiał, jak głupie
było jego pytanie, kiedy zamachał mu telefonem przed nosem.
– Daj
mi swój numer – powiedział, odblokowując aparat. Skibiński
chrząknął nerwowo i oparł się całym swoim ciężarem o kulę,
pojmując absurd sytuacji. Jak to możliwe, że nagle miał tyle
wspólnego z Blainem? Każdy przecież wydawał się lepszy do
współpracy niż Cooper i im dłużej patrzył na tę jego
zblazowaną minę, tym bardziej się przekonywał, w jak śmierdzące
gówno wdepnął.
Wiedział
jednak, że teraz nie było już odwrotu. Musiał jakoś sam się z
tej brei wydostać.
Podyktował
mu numer, na co Blaine kiwnął głową i jeszcze tylko krótko
zerknął na Min.
–
Odezwę się w swoim czasie – rzucił na odchodnym, zostawiając
zszokowanego Mateusza za sobą. Aż uchylił usta, patrząc na
oddalającą się w stronę parkingu sylwetkę, nie dowierzając
bezczelności Coopera.
– Co
za dupek – szepnął pod nosem, na co Min pokiwała głową.
–
Straszny. Macie jakieś zadanie razem do zrobienia? –
wywnioskowała.
–
Mhm, zaliczenie z techniki.
Minjin
spojrzała na niego z autentycznym przejęciem po czym położyła mu
rękę na ramieniu i ścisnęła je lekko.
–
Współczuję.
Uśmiechnął
się mimowolnie i kiwnął głową.
Tak. On
sobie też współczuł.
Hej. Rozdział świetny. Blaine już teraz podporządkowuje sobie Mateusza .ciekawe co z tego wyniknie? Ps. Trzymam kciuki za Mrok za tymi postaciami też się stęskniłam. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPo prostu uwielbiam to opowiadanie!! Kolejny świetny rozdział. Życzę dużo weny i powodzenia w rozwiązywaniu prywatnych spraw. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFajny rozdział ale coraz mniej lubię Ashley, studenci mogą być rasistami ale ona nie powinna. Ciekawe kiedy Mateusz zauważy ze koleżanka na niego leci albo kiedy zacznie mu to przeszkadzać ;) A współpraca z Blainem to na pewno będzie mocna rywalizacja, nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńTak dawno cię nie było, tęsknię
OdpowiedzUsuńJa też już tęsknię. kiedy wracasz? Jak się czujesz ?
OdpowiedzUsuń