środa, 15 lipca 2020

Rozdział 8. (God bless America)


Jejku, sama nie wierzę w to, że wreszcie udało mi się ten rozdział napisać. Wiem, że trochę minęło od ostatniej publikacji, ale na moją obronę rozdział jest naprawdę długi. 
Życie zwaliło mi się na głowę i na ten moment nie zapowiada się, aby coś miało się tu poprawić. Sierpień będzie dla mnie ciężkim miesiącem zarówno zawodowo jak i prywatnie, więc nie chcę niczego obiecywać. Dopiero w okolicach września powinnam trochę zwolnić, ale do tego czasu bardzo chciałabym jeszcze napisać ostatni rozdział "Mroku". Może się uda.
A teraz już nie przedłużam. Zapraszam do czytana i uprzedzam - mogą być błędy. Nie miałam czasu, aby to jeszcze sprawdzić. 



Bezpodstawne oskarżenia

Wpatrzył się w ekran telefonu, czując jak krew odpływa mu z twarzy, a głowę wypełnia panika. Bał się odebrać rozmowę, miał wrażenie, że chyba nie był na nią gotowy – a na pewno nie w tym momencie, kiedy chwilę temu z mieszkania cioci wyszedł Ryan i zostawił Mateusza samego. Puste ściany (teraz już) jego sypialni dobitnie przypominały mu, że jest setki kilometrów od swojego rodzinnego miasta, od Gdańska, z którego właśnie Patryk próbował nawiązać z nim wideorozmowę.
Kiedy jednak dotarło do niego, że zaczął już nawet rozważać przesunięcie czerwonej słuchawki, przeklął się w myślach. Wiedział jednak, że zobaczenie byłego chłopaka – jego wydatnych ust, dołeczków w policzkach, gdy się uśmiechał i tych rozbrajająco szczerych, brązowych oczu, z których niegdyś mógł wyczytać naprawdę wiele – będzie niczym ten owiany złą sławą gwóźdź do trumny.
Z dnia na dzień tęsknił coraz bardziej, a po wydarzeniach z wyjazdu integracyjnego tęsknił chyba jeszcze mocniej. Świadomość, że teoretycznie będzie dzielić ich tylko szybka smartfona, a praktycznie cały Atlantyk, wcale nie pomagała.
Ostatecznie jednak w przeciągu kilku sekund zebrał się w sobie, mimo że przez jego głowę w tamtej chwili przebiegła cała batalia myśli. Odebrał. Nie chciał przecież robić Patrykowi przykrości.
Na ekranie pojawiła się uśmiechnięta twarz byłego chłopaka, a Mateusz momentalnie wywnioskował, że ten siedział w swoim pokoju przy świetle lampki ze stolika nocnego. Obraz był nieco zamazany, ale to i tak nie przeszkadzało mu w pożeraniu Nejmana wzrokiem.
Czy mu się tylko wydawało, czy Patryk przez ten miesiąc z kawałkiem wyprzystojniał?
– No cześć – powiedział chłopak, a jego uśmiech tylko się poszerzył, prezentując ładne, prostowane niegdyś aparatem ortodontycznym ząbki.
– Hej. – Nie umiał oderwać od niego spojrzenia, mimo że w piersi rozlało mu się nieprzyjemne, wręcz bolesne uczucie. Tak bardzo chciałby się teraz magicznie teleportować do Patryka, wtulić w niego i zasnąć – bo patrząc na różnicę w czasie, w Polsce musiała być już pierwsza w nocy. – Co cię wzięło na rozmowy? – spróbował neutralnie zagadać, choć miał ochotę już powiedzieć mu o wszystkim, co przez ostatnie dwa dni się wydarzyło. Patryk zatrzymał się na samym wyjeździe integracyjnym, a od tamtego czasu naprawdę wiele spraw się pokomplikowało.
– Nie mogę spać – powiedział poważnie. – Jutro mam na ósmą wykłady i chciałem się położyć wcześniej, ale chyba nie wyszło. – Coś ścisnęło Mateusza w gardle, gdy do jego uszu dobiegł dźwięczny śmiech Nejmana. – No i chciałem cię po prostu zobaczyć... – Wydawało się, że chce dodać coś jeszcze, jednak w ostatniej chwili ugryzł się w język. Może i dobrze, bo to co powiedział wystarczyło, żeby Mateusz poczuł narastającą mu w gardle gulę. Musiał też szybko zamrugać, żeby odegnać napływające do oczu łzy.
– No to widzisz... – odpowiedział cicho i uśmiechnął się, próbując na siłę zmienić swoje nastawienie. – Co tam w ogóle u ciebie? Opowiadaj co się dzieje w Trójmieście lepiej, a nie!
Patryk wzruszył ramionami. Obraz na moment się przyciął, jednak dźwięk był idealny, więc choć usta ruszały się w spowolnionym tempie, Mateusz wszystko dokładnie słyszał.
– Nic szczególnego – powiedział. – Wiesz, ostatnio jakoś nie miałem ochoty na żadne imprezy, ale zmusiłem się i poszedłem na ognisko integracyjne z ludźmi z roku. – Mateusz przygryzł dolną wargę.
Z jednej strony się cieszył, a z drugiej był zazdrosny, nawet jeśli wiedział, że to cholernie niesprawiedliwe. Spał przecież z Ryanem, prawda? Ba, dzisiaj nawet się z nim całował, podczas gdy chłopak przykładał mu worek z mrożonkami do stłuczonej kostki. Nie była to zbyt romantyczna scena, ale nie mógł się powstrzymać, kiedy miał te ładnie wykrojone usta na wyciągnięcie ręki. Nie mógł więc o nic obwiniać Patryka, miał pełne prawo chodzić na imprezy i poznawać nowych ludzi.
A jednak, uścisk w piersi wcale nie stracił na swojej mocy.
– I wydarzyło się tam coś ciekawego? – zapytał mimo swojej wewnętrznej rozterki.
– Oprócz kaca na drugi dzień? – zapytał i znów wyszczerzył swoje równe zęby w uśmiechu. – Nie bardzo.
Mateusz zaśmiał się cicho. Pokiwał głową, doskonale to rozumiejąc, bo wczoraj z samego rana również powitał go kac. Męczył się z nim przez pół dnia, a nasilił się jeszcze bardziej, kiedy wsiadł do autobusu. Bujanie pojazdu podczas jazdy z pewnością niewiele pomagało w próbie powstrzymania mdłości.
– Nie gadaj, że nie było tam żadnego ładnego chłopca! – Ta uwaga naprawdę wiele go kosztowała. Tak wiele, że Mateusz musiał na moment opuścić telefon, niby zmieniając pozycję siedzenia, żeby Patryk nie dostrzegł niczego niepokojącego wymalowanego na jego twarzy. Usadowił się więc wygodniej, naprzeciwko zapalonej lampy stojącej tuż obok łóżka, cały czas trzymając przed sobą wyciągniętą nogę. Ból kostki niestety wciąż mu doskwierał.
– Ty jak zawsze o jednym – zaczął Patryk, przewracając oczami, gdy nagle zmarszczył brwi i przysunął sobie bliżej telefon, tak, że Mateusz wyraźnie widział jego dziurki od nosa. I albo to desperacja, albo jakaś pierwsza faza choroby psychicznej, ale – cholera! – nawet Patrykowe dziurki w nosie wydawały mu się urocze. – Mati... – zaczął z wolna. – Co ty masz na ustach? – zapytał, dopiero teraz dostrzegając rozcięcie dolnej wargi.
Skibiński uniósł brwi, początkowo nie rozumiejąc do czego ten pije, kiedy nagle go olśniło. No tak, przecież jeszcze nie tak dawno się bił! Całkowicie zapomniał, że obita noga to nie jedyne jego obrażenie.
Sięgnął dłonią do wargi i aż się zaśmiał opętańczo.
– Zgadnij.
– Nie gadaj, że się biłeś!
– Ta-dam. Wygrywasz coś, ale jeszcze nie wiem co – parsknął. – Biłem się. Z gościem, który ponoć jest w gangu, to znaczy nie, żebym wierzył w jego przynależność do tych... no... Bloodsów?
Patryk zamarł. Wpatrywał się w ekran telefonu tak, jakby zobaczył tam ducha.
– Żartujesz, prawda?
Mateusz najpierw wzruszył ramionami, żeby zaraz pokręcić głową.
– Nope.
– Ja pierdolę. Powiedz mi, że to nieprawda – jęknął, przeczesując nerwowo włosy, podczas gdy Mateusz naprawdę nie rozumiał jego zdenerwowania. Zdążył już załapać, o co cały ten szum z Bloodsami, wygóglował co nieco i musiał przyznać, że zdobyte informacje również w jakiś sposób go przeraziły. Jednak po niemal dwóch godzinach spędzonych z Blainem na sprzątaniu, doszedł do wniosku, że chyba jednak nie ma potrzeby zamartwiać się o swoje życie.
– Czyli tylko ja nie wiedziałem, kim oni są?
– W GTA nie grałeś? – Mina Mateusza stanowiła idealną odpowiedź. Patryk westchnął ciężko. – No tak, ty byłeś tym dziwnym dzieckiem, które to zamiast przebimbać wolny czas na grach, trenowało taniec – parsknął z niemałym rozbawieniem. Zawsze trochę się z tego nabijał, a trochę zazdrościł, w końcu chciałby mieć w swoim życiu tak silną pasję, dla której byłby w stanie zrobić wszystko. Nic go jednak nigdy nie zainteresowało na tyle, aby regularnie poświęcać temu większą część dnia, a jeśli już się coś znalazło, szybko tracił wszelkie chęci. Miał słomiany zapał.
– Widzisz, jak wiele mnie ominęło? – zażartował, przewracając oczami i uśmiechając się przy tym mimowolnie. Dobrze było tak z Patrykiem porozmawiać, na moment udało mu się całkowicie zapomnieć o dzielącej ich odległości. Niestety, chwila ta nie trwała długo.
– Dokładnie tak. Nie czaję, jak można nie wiedzieć kto to Trevor i nigdy nie tuningować fury w Need For Speed... – parsknął i nagle urwał, momentalnie poważniejąc. – Ale tak serio... uważaj na siebie, dobrze? – zapytał, a w jego głosie pobrzmiewały nutki głębokiej troski. Mateusz aż musiał przełknąć ślinę, czując się coraz gorzej. Nieprzyjemne, dławiące uczucie rozlało mu się w piersi, kiedy zdał sobie sprawę, że choć nie byli już razem, Patryk wciąż się o niego martwił. Wciąż zaprzątał sobie nim głowię i...
Cholera. Zaczął żałować, że odebrał to połączenie, zbyt wiele kosztowała go ta rozmowa.
– Jasne. Zapomniałeś już, że nie ma na mnie mocnych? – spróbował obrócić sytuację w żart. – Sam przecież jeszcze niedawno mówiłeś, że umiem wkupić się w łaski innych i że...
– Mati, mówiłem to mając na myśli ludzi na domówce, gdzie na pewno nie było żadnego członka gangu... No i z nikim się wtedy nie pobiłeś. Ty z nikim przecież się nie biłeś! – prychnął, krzywiąc się z oburzeniem, na co Skibiński jedynie wzruszył ramionami, wydymając usta i przybierając minę największego na świecie niewiniątka.
– Oj, mały szczegół.
– Jesteś niemożliwy. – Patryk pokręcił głową i zaśmiał się pod nosem. – Po prostu uważaj na siebie. Możesz mi to obiecać, nie wiem co bym zrobił, gdyby coś ci się stało.
Mateusz poczuł, jak znów do oczu cisną mu się łzy. Wpatrzył się w ekran, na którym obraz znów się przyciął i rozmazał, pozostawiając za sobą smugę pikseli.
– Ja... – Ugryzł się w język, kiedy jego usta już układały się do wypowiedzenia dwóch, jakże ważnych, a teraz tak niepotrzebnych słów. „Kocham cię” mogłoby między nimi zaistnieć, gdyby ich związek miał rację bytu, a tak wbiłby im tylko kolejną bolesną i niepotrzebną szpilę. – Dzięki. Będę na siebie uważał, obiecuję – zakończył płasko.
Tak było dobrze.
Musiał przecież udawać, że pogodził się już z ich rozstaniem. W innym wypadku obaj nie ułożą sobie ponownie życia, a naprawdę chciał dla Patryka jak najlepiej.

***

Wszedł na aulę, udając, że wcale nie widzi ciekawskich spojrzeń ludzi zebranych na wykładzie z historii tańca współczesnego. Zaczął powoli pokonywać stopnie, wspierając się na kuli, którą w błyskawicznym tempie załatwiła mu Asia. Jeśli choć przez moment wątpił, że nie da się ogarnąć takiej sprawy w przeciągu zaledwie pół godziny, to naprawdę nie znał swojej ciotki. Wystarczył jeden telefon i już wiedziała od kogo pożyczyć kule – a co dziwniejsze, idealnie pasowały do jego wzrostu, więc nawet nie musiał niczego przestawiać.
– Matt! – Zerknął na bok, na trzeci rząd od dołu, w którym siedziała Min. Dziewczyna machała do niego, na co on uśmiechnął się tylko i zaczął kuśtykać w jej stronę.
– Cześć – przywitał się, z westchnieniem ulgi opadając na niewygodne, drewniane krzesełko.
– A tobie co? – zapytała, ciekawsko spoglądając w stronę opartej o stolik kuli.
– Lepiej nic nie mów – jęknął, rozsiadając się bardziej na swoim miejscu i odchylając głowę do tyłu z bolesnym grymasem na twarzy. – Mieliśmy wczoraj z Blainem karę do odbycia, nie?
– Mhm. – Min pokiwała ochoczo głową.
– Musieliśmy posprzątać dwie sale. Zachciało mi się włazić na parapety. – Posłał jej smętne spojrzenie. – Zgadnij co się dalej stało.
– Spadłeś.
– Bingo.
Minjin parsknęła i pokręciła głową, po czym odgarnęła kosmyk czarnych włosów za ucho. Była naprawdę ładna, miała delikatne rysy twarzy, zadarty nosek, nieco pucołowate policzki, na których wdzięczyło się kilka pieprzyków. Dzisiaj jednak, co Mateusz zauważył od razu, wyglądała jakoś tak... jeszcze ładniej? Z początku nie potrafił zrozumieć skąd to się wzięło, dopiero po chili, gdy spuściła na moment wzrok na swoje dłonie, zauważył, że się mocniej pomalowała.
– A ty co? To z jakiejś okazji? – zapytał, zakreślając palcem w powietrzu koło na wysokości jej twarzy.
– Yyy? Nie?
Mateusz parsknął.
– Jasne. – Uśmiechnął się szeroko. – Jakaś randka po zajęciach? – zapytał, na co Min, ku jego zdziwieniu, wydawała się zaczerwienić. Brwi Mateusza mimowolnie uniosły się w wyrazie zaskoczenia.
Tego się po niej nie spodziewał.
– Od razu randka. – Przewróciła oczami. – Powiedz mi lepiej, co z twoją kostką. Żyje?
– Stłuczona najprawdopodobniej. To znaczy... myślę, że na pewnie stłuczona, wygląda na ten moment okropnie, jest cała fioletowa, ale boli coraz mniej – wyjaśnił, zostawiając już temat umalowanej Min. Dziewczyna zdążyła tylko kiwnąć głową, a już po chwili na salę wszedł wykładowca, rozpoczynając ich zajęcia.

***

Jak zawsze w czwartek po historii mieli zaplanowaną technikę tańca współczesnego i o ile Mateusz powinien się tym nieźle stresować – w końcu przez najbliższe dni był mocno niedysponowany – tak teraz mógł odetchnąć. Dzisiejsze spotkanie w drodze wyjątku miało się odbyć w normalnej sali; z ławkami, tablicą i rzutnikiem. Ostre wyciskanie siódmych potów odroczono im na za tydzień (ku uldze i zadowoleniu kontuzjowanego Mateusza), a dzisiaj Ashley zamierzała omówić z nimi nagrania układów z poprzednich zajęć.
Szedł ku sali powoli i koślawo – stawanie na prawej nodze wciąż nie było dla niego komfortowe, a chodzenie o kuli ciągle pozostawało dla niego trudną do ogarnięcia umiejętnością. Jakoś jednak człapał do przodu w towarzystwie wesoło paplającej Min i odprowadzających go, podejrzliwych spojrzeń ludzi, nie tylko z pierwszego roku.
O ile z początku zrzucił to na karb swojej zbyt wybujałej wyobraźni, tak teraz był pewien, że niczego sobie nie umyślił. Czuł na karku przeszywający wzrok, a do jego uszu dobiegały konspiracyjne szepty. Jak nic właśnie powstawały plotki, których miał zaszczyt zostać głównym bohaterem.
– Gapią się na mnie, nie? – podpytał Minjin, chcąc się upewnić, że nie popadał właśnie w paranoję. Dziewczyna zerknęła na bok, na Annę, którą bliżej poznali podczas wyjazdu. Mówiła właśnie coś niskiej brunetce. Ta aż rozdziawiała usta ze zdziwienia, zerkając bardzo niedyskretnie w stronę Mateusza.
– Gapią się – potwierdziła jego przypuszczenia.
– Czemu? – Nie rozumiał. To ta kula? No tak, zbił kostkę, miał problemy z chodzeniem, na razie był wykluczony z zajęć ruchowych, ale... Czy to naprawdę była aż taka sensacja? Na cały Uniwersytet Nowojorski jego kontuzjowana noga robiła aż taką furorę, żeby teraz czuł na sobie spojrzenia ludzi, których nawet nie kojarzył?
Min wzruszyła ramionami, po czym otworzyła paczuszkę owsianych ciasteczek śniadaniowych.
– Bo ja wiem? Chcesz? – Podsunęła mu przekąskę pod nos, na co Mateusz zaraz pokręcił głową.
– Nie, dzięki – odmówił, zatrzymując się tuż pod salą, w której miały odbyć się kolejne zajęcia. Z ulgą opadł na ławkę, która znajdowała się nieopodal dwuskrzydłowych drzwi prowadzących do pomieszczenia wykładowego. – Nie ogarniam o co im chodzi – burknął jeszcze z niezadowoleniem, udając, że wcale nie słyszy swojego imienia padającego ze wszystkich stron. Zmarszczył brwi w zastanowieniu, analizując jeszcze w głowie wszelkie sytuacje, jakie wydarzył się podczas ostatnich dni, aby wyłapać z nich coś, co mogłoby wzbudzić taką aferę... Nagle jednak tuż przed nim dosłownie zmaterializowała się śniada twarz Roba.
Chłopak wydawał się wyrosnąć z ziemi, choć może to wina Mateuszowej dekoncentracji. Był tak zajęty wertowaniem własnych myśli, że nie zauważył zbliżającego się głośnego (choć co prawda niskiego) Brazylijczyka.
– Żyjesz? – Roberto wydawał się iście przerażony. Patrzył na Skibińskiego tak, jakby właśnie miał przed sobą ducha.
Mateusz zamrugał. Już naprawdę nic nie rozumiał.
– Jak widać.
– Na prawdę nic ci nie jest? Jakieś ukryte rany? Nie masz nigdzie śladów podduszania? Albo może cię zastraszył, co? I nie możesz teraz mówić. O Boże, Min! On go zastraszył i Matt teraz niczego nam nie powie, a jest już jedną nogą w grobie! Tracimy go!
Uchylił usta w głupim wyrazie, zerkając na Minjin, która ponownie wzruszyła ramionami w bezradnym geście.
– Ja. – Wskazała palcem na siebie. – Naprawdę nie mam pojęcia o co chodzi.
– To nie jesteś sama – mruknął Mateusz, marszcząc jeszcze brwi w głębokiej dezorientacji, po czym skupił spojrzenie na przerażonym Robie. – Spokojnie, Rob, wytłumacz o co chodzi, bo obawiam się, że nie łapię. To tylko stłuczona kostka, nic więcej. Będę żył – dodał, czując, że musi zapewnić o tym chłopaka.
Rob spuścił wzrok na jego nogi, zmarszczył brwi i zamilkł, jakby oceniając prawdziwość słów Mateusza, po czym znów spojrzał mu w oczy.
– Jeśli on cię zastraszył, mrugnij.
Miał ochotę parsknąć śmiechem. Może właśnie znajdował się w jakiejś ukrytej kamerze? Mimo wszystko próbował nie mrugać, bo obawiał się, że Rob zareaguje na to bardzo poważnie. Niestety, soczewki kontaktowe, których data ważności powoli dobiegała końca, lekko wysuszyły się na oku, więc odruchowo je zamknął.
Kiedy zrozumiał, co zrobił, było już za późno.
– O boże, Minjin! On jest zastraszony! Nasz kumpel Matthew padł jego ofiarą i teraz potrzebuje naszej pomocy! – Złapał się za swoją kędzierzawą głowię, na co Mateusz aż jęknął cierpiętniczo. Miał ochotę paść na ziemię krzyżem, byleby tylko wszelkie świętości świata odpuściły mu tego całego cyrku. – Nie martw się, stary! – Nagle Rob złapał go za ramiona, patrząc Mateuszowi w oczy ze śmiertelnie poważną miną. – Pomożemy ci, nie zostawimy cię same... Au! – Min, która dotąd była jedynie biernym obserwatorem, zdzieliła go lekko przez głowę. – Za co?
– Za głupotę – prychnęła. – Co ci odwaliło?
– To ty nie wiesz? – Rob wydął usteczka w podkówkę, odsuwając się od Mateusza (który odetchnął z ulgą), po czym usiadł na ławce jakby nigdy nic. – Wszyscy o tym mówią! Matt odbywał karę z Blainem i ten go skopał do nieprzytomności. Zresztą, widzisz jak nasz mały, biedny Matt teraz wygląda, nie może chodzić!
Mateusz wybałuszył oczy, powoli łącząc fakty. No tak, ludzie musieli sami stworzyć sobie historię, w której zbierał bęcki od Blaina... Zresztą, nie było co się temu dziwić – przecież wcale nie tak dawno temu rzeczywiście się pobili (choć może „poszarpali” to bardziej adekwatne słowo). Jak na zawołanie zapiekła go gojąca się już, rozcięta warga, przypominając mu, że Cooper miał parę w łapie i potrafił przyłożyć. Mimo wszystko jednak tamtą bójkę sam zainicjował, a wczorajszy upadek nie miał nic wspólnego z Blainem i to go najbardziej rozzłościło. Niesprawiedliwość i pochopny osąd, który krył się za tym wszystkim tylko dlatego, że... cóż – Blaine był niekoniecznie przyjaźnie nastawionym do świata Afroamerykaninem. Mateusz zdał sobie jednak sprawę, że gdyby ciągle był podejrzewany o wyrządzanie największego zła, również trzymałby ludzi na dystans.
– To nie tak... – jęknął. – Spadłem z parapetu jak myłem okna w sali do ćwiczeń. – Spiorunował Roba wzrokiem, na co ten tylko uchylił głupawo usta, wydając z siebie dźwięk przypominający coś na kształt jakże rezolutnego „oh”. – Mam nadzieję, że rozwiałem wszelkie wątpliwości – dodał, marszcząc ze złością brwi.
– Ale na pewno...?
– Rob, zamknij się – wtrąciła Min, posyłając mu krótkie, zirytowane spojrzenie i zerknęła na zegarek. – Zajęcia za kilka minut, wchodzimy do sali? – zapytała Azjatka, wskazując ruchem głowy na drzwi.
Roberto wydawał się podkulić ogon. Kiwnął głową i odsunął się, aby Mateusz mógł złapać za kulę i wstać, gdy kątem oka dostrzegli idącą w ich stronę chmurną postać.
Blaine szedł swobodnym krokiem, a na jego twarzy malował się grymas niechęci. Posłał Mateuszowi krótkie, niewiele wyrażające spojrzenie, po czym złapał za klamkę od drzwi i jakby nigdy nic wszedł do pomieszczenia, bez chociażby krótkiego przywitania.
– I wy się dziwicie, że tak pomyślałem? – syknął do nich Rob. – Przecież on wygląda, jakby chciał nas wszystkich powybijać!
– Może i tak. – Mateusz gdyby mógł, wzruszyłby ramionami, ale że akurat wspierał się na kuli, to jedynie przewrócił oczami. – Chociaż jak widać nikt nikogo nie wybija – to mówiąc, podszedł do drzwi, a Min szybko je przed nim otworzyła. – Dzięki, ale nie jestem aż tak niepełnosprawny – powiedział z rozbawionym (i zakłopotanym) uśmiechem.
– Ciesz się chwilą, bo jak wrócisz do siebie to będę je przed tobą tylko zamykać – powiedziała, ale również się uśmiechnęła, po czym teatralnym ruchem ręki zaprosiła go do środka. – Panowie przodem.
Jak zwykle zajęli miejsca w jednym z pierwszych rzędów, dla całej trójki język angielski był drugim językiem i wciąż zdarzały się momenty, w których musieli mocniej wytężyć swoją uwagę, aby zrozumieć wypowiedź. Co jednak najdziwniejsze, zgodnie stwierdzili, że najlepiej rozmawiało im się ze sobą – nie było jeszcze sytuacji, w której natrafiliby na trudność w komunikacji.
Mateusz oparł swoją kulę o brzeg wolnego krzesła i mimowolnie obejrzał się do tyłu, natrafiając spojrzeniem na wpół leżącego na ławce Blaina. Chłopak przeglądał coś na swoim telefonie ze smętną, znudzoną do granic możliwości miną, kompletnie nie przejmując się szeptami ludzi. Zerkali to na niego, to na Skibińskiego, jakby tylko szukając potwierdzenia nowo powstałych plotek.
Prychnął zirytowany i odwrócił się przodem do mównicy, zdając sobie sprawę, że ta sytuacja chyba bardziej denerwowała jego samego, niż Coopera. Możliwe, że Blaine przywykł już do tego typu zarzutów i do wytykania palcem, ale Mateusz i tak nie potrafił zdzierżyć tej niesprawiedliwości.
Minęło jeszcze kilka minut, nim do sali weszła Ashley, rozpoczynając zajęcia. Ku zdziwieniu Skibińskiego, bardzo sprawnie poradziła sobie z rzutnikiem oraz komputerem uczelnianym (pamiętał, że u niego w szkole niemal każdy nauczyciel miał problemy natury technicznej) i już po chwili na białej ścianie wyświetlił się taniec pierwszej grupy sprzed tygodnia. Obejrzeli go uważnie, a później rozpoczęła się seria pytań Cartell w stronę studentów. Wyłapywała ich wyrywkowo, pytając nie tylko o opinię, ale także o zastosowane techniki, tempo czy ocenę części improwizacyjnej. Dopiero na sam koniec dodała kilka słów od siebie, wytknęła błędy, ale też i mocne strony tancerzy, wychodząc z założenia, że sama krytyka w niczym nie pomoże.
I tak z każdą trójką, aż wreszcie doszła do układu odtworzonego przez Min, Roba i Mateusza.
– A więc teraz czas przejść do naszych zagranicznych kolegów – powiedziała z tym swoim przemiłym uśmiechem, któremu coraz mniej ufał. – Jak mówiłam, trzeba ocenić każdego z was z osobna, ale też i spojrzeć na całość – przypomniała i powiodła wzorkiem do ekranu laptopa, podczas gdy tuż za jej plecami, na białej ścianie, wyświetlał się film. Nie trwało długo, nim układ dobiegł końca. – A więc? Kto chętny do komentarza? – Popatrzyła po studentach, jednak odpowiedziała jej pustka.
Mateusz uśmiechnął się mimowolnie pod nosem z rozbawieniem. Ash musiała się naprawdę napracować, aby coś z nich wyciągnąć. Nie byli raczej chętni do współpracy, a już na pewno nie do oceniania innych... gdy nagle tuż za nim rozbrzmiał znajomy głos.
– Nierówno. Azjatce brakuje koordynacji, nie ma zmysłu scenicznego. Izolacja leży. – Aż się obejrzał i ze zdziwieniem powiódł wzrokiem na Blaina (tak jak i zresztą każdy na sali). Co jak co, ale jego wyrywającego się do odpowiedzi to by się nie spodziewał. Uniósł brew, patrząc na Coopera z zaciekawieniem i na ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały. Ciemne oczy zatrzymały się na nim, nie wyrażając nic, prócz mrożącej krew w żyłach obojętności, by zaraz przenieść się na Ashley marszczącą brwi w wyrazie zastanowienia.
– No... w zasadzie, to się zgodzę. – Cartell kiwnęła powoli głową. – Tyle tylko, że „Azjatka” ma na imię Minjin. – Zgromiła go jeszcze wzrokiem, na co Blaine już tylko wzruszył ramionami. Naprawdę niewiele go to obchodziło. – A co powiesz o Robie? – Kursor myszki zakręcił kółko wokół głowy Brazylijczyka wyświetlającej się na ścianie.
– Słabe rozciągnięcie i to samo co wcześniej, czyli słaba koordynacja.
Ashley znów kiwnęła głową.
– Tak, to racja. Rob, musisz przyłożyć się też do rozciągania. Nie jest źle, ale przy tym układzie akurat bardzo widać takie braki. Nie martw się, szybko nadrobisz – dodała, posyłając mu jeszcze uśmiech, żeby zaraz powrócić spojrzeniem do Blaina. – A Matt?
Tu Blaine nie odezwał się od razu. Zmarszczył brwi i odchylił się na krześle, zapadając się bardziej w połach swojej czerwonej bluzy z kapturem.
– Za dużo tu go – powiedział wreszcie, wydymając w zastanowieniu usta. Mateusz mimowolnie zerknął na jego wydatne wargi, samemu nieświadomie oblizując swoje.
– W sensie? – zapytał, gdy Cooper nie podjął dalszej próby rozwinięcia myśli. Ciemne oczy znów zatrzymały się na Skibińskim i tym razem nie zamierzały już szybko od niego uciekać. Blaine patrzył na niego tak intensywnie, że Mateusz miał wrażenie, jak płonie mu skóra pod uważnym, oceniającym spojrzeniem.
– Odwracasz uwagę od wszystkich. Rozpychasz się, chociaż stoisz na prawym skrzydle. Jesteś tylko ty, reszta po prostu gdzieś ginie.
Uniósł brew, nie do końca rozumiejąc, co Blaine miał na myśli. Na sam jednak dźwięk wszechwiedzącego tonu Coopera, poczuł wspinającą mu się po plecach irytację.
Prychnął i przewrócił oczami.
– I to twoim zdaniem tak duży błąd?
– Oczywiście. Jesteście drużyną, musisz myśleć o tym, jak wypadną przy tobie inni. – Blaine wzruszył ramionami i odwrócił spojrzenie, tym samym urywając ich kontakt wzrokowy.
– Matt, trzeba przyznać mu rację. Już na pierwszy rzut oka widać, że masz świetny warsztat, jednak na scenie naprawdę zapominasz, że nie jesteś sam. – Aż zgrzytnął zębami, kiedy Ashley przyznała Cooperowi rację. Nic już na to nie powiedział, tylko odwrócił się do ławki przodem, wściekły nie na krytykę, a bardziej na postawę Blaine pod tytułem „wiem wszystko”. Nienawidził przemądrzałych dupków, nawet jeśli ci byli ofiarą stereotypowego myślenia otaczających ich ludzi. – Ale muszę przyznać, że trochę was obserwowałam z boku i zauważyłam, że bardzo szybko załapaliście kroki. Po prostu je łyknęliście, a to się bardzo ceni. Dobra pamięć ruchowa jest olbrzymim plusem. – Pokiwała głową, zupełnie jakby to miało w jakiś sposób załagodzić nadszarpniętą dumę Mateusza.
Przeszli dalej, do kolejnych grup, a on się wyłączył. Jego myśli odpłynęły gdzieś na bok, dryfując pomiędzy uwielbieniem do Ryana, który właśnie wysłał mu wiadomość, w której pytał o jego samopoczucie, a niechęcią do pewnego bucowatego Amerykanina, siedzącego kilka rzędów za nim. Ocknął się dopiero, gdy nadeszła kolej omówienia tańca trójki, wśród której był Blaine.
Całą swoją uwagę skupił na filmie, a dokładniej na Cooperze, czując rosnącą w piersi potrzebę skrytykowania go (obojętnie jak dziecinnie by to nie brzmiało). Poruszający się na ścianie Blaine robił to niezwykle płynnie, zachowując świetną izolację, rytm, koordynację i wszystko, co tylko przyszłoby Mateuszowi na myśl. Był po prostu w tym świetny, czuł muzykę całym sobą, a na dodatek miał doskonałe podstawy – jego ciało wydawało się niezwykle gibkie, więc jakikolwiek zarzut w kwestii technicznej odpadał.
Zagryzł z niezadowoleniem wargę, opadając z powrotem na oparcie fotela, podczas gdy gdzieś z widowni płynęły słowa krytyki w stronę dwóch pozostałych osób. Żadna z nich nie tyczyła się jednak Blaina.
I to, cholera jasna, najbardziej drażniło Mateusza.
Blaine Cooper zasługiwał na miano tancerza jak nikt inny i choć nie przychodziło mu to łatwo, nie mógłby temu w żaden sposób zaprzeczyć.

***

– Możecie wyjść, wyjątkowo widzimy się jeszcze jutro, powiem wam jak wygląda u mnie zaliczenie kwartalne. Miłego popołudnia. – Ashley znów błysnęła do nich bijącym sztucznością uśmiechem, po czym wyłączyła pilotem rzutnik, a wszyscy w sali momentalnie poderwali się na równe nogi.
Mateusz pewnie również by to zrobił, gdyby nie kostka, której wolał już bardziej nie naruszać. Powoli więc spakował się i gdy już miał ruszyć za Minjin i Roberto, z dołu dobiegł go piskliwy głos wykładowczyni.
– Matt? Blaine? Zostańcie proszę na chwilę. A reszta może iść – tu wyraźnie zwróciła się do dwójki zagranicznych kolegów Skibińskiego.
Zaskoczony spojrzał na Ashley, ale nic nie powiedział, a jedynie kiwnął głową, mimowolnie zerkając jeszcze za siebie. Na schodach pomiędzy rzędami ławek dostrzegł Coopera z niezbyt zadowoloną miną. Zdusił w sobie parsknięcie śmiechem, po czym szepnął do Min i Roba, żeby już poszli. Kiwnęli tylko głowami, a on zaczął gramolić się w kierunku mównicy.
Ashley oderwała wzrok od komputera dopiero gdy obaj stanęli obok biurka, a sala zdążyła opustoszeć. Kobieta już miała coś powiedzieć, gdy nagle uchyliła zaskoczona usta, spoglądając na kulę w ręku Mateusza.
– A to co?
– Pamiątka ze sprzątania – odpowiedział jakby nigdy nic. – To tylko stłuczenie – dodał, widząc coraz to większe przerażenie malujące się na twarzy Ash. – Niedługo znowu będę sprawny.
Nie odpowiedziała od razu, a jedynie wstała z krzesła, po czym mu je podsunęła. Podziękował krótko i zaraz na nie klapnął, nie chcąc przeciążać nogi.
– W jakim sensie pamiątka? – zapytała wreszcie, opierając się pośladkami o blat i spoglądając podejrzliwie to na Mateusza, to na Blaina, który cały czas milczał.
Skibiński od razu zrozumiał, o co mogło jej chodzić. Aż zgrzytnął zębami na myśl, że wykładowca Uniwersytetu Nowojorskiego niczym nie różnił się od swoich studentów w bezpodstawnym oskarżaniu Coopera. Nie potrzebował już więcej dowodów na potwierdzenie swojej tezy, że Ashley była zwyczajnie uprzedzona do Blaina.
– Spadłem z parapetu przy myciu okna – rzucił oschle, posyłając jej karcące spojrzenie. – Jeśli chodzi o Blaina, to nie miał z tym nic wspólnego – zastrzegł, chcąc, aby ta kwestia była jasna.
Ash nic nie odpowiedziała, a jedynie kiwnęła głową, zerkając jeszcze kątem oka na wciąż milczącego Coopera. Nie odezwał się chociażby słowem, stał tylko z rękoma założonymi na piersi, słuchając w milczeniu.
– Na zaliczenie będziecie musieli dobrać się w pary i wykonać przynajmniej minutowy układ w dowolnym, pasującym sobie stylu – przeszła do rzeczy, spoglądając jeszcze na swój telefon, który leżał na blacie biurka. – Jako że ostatnio bardzo nabroiliście, postanowiłam, że będziecie nad tym pracować razem – dodała, podnosząc na nich wzrok. Mateusz zmarszczył brwi, zerkając krótko na Coopera, który właśnie w tym momencie westchnął ciężko i skrzywił się z niechęcią.
Cóż. Chyba nie spodobał mu się pomysł Ashley.
– To konieczne? – Blaine odezwał się po raz pierwszy odkąd rozpoczęli rozmowę.
– Obaj reprezentujecie wysoki poziom, ktoś mniej doświadczony może pociągnąć was w dół, to po pierwsze. Po drugie, nauczycie się współpracować – dodała, ale jej mina wyrażała strapienie, jakby sama nie była już przekonana co do tego pomysłu.
– Okej. Niech będzie. – Słowa opuściły usta Mateusza bez jego woli. Nie miał pojęcia, dlaczego tak szybko się na to zgodził, bo przecież doskonale wiedział, że samo przebywanie z Blainem to katorga. Co tu dopiero mówić o jakiejkolwiek kooperacji.
– Zgadzasz się? – zapytała zdziwiona. Cooper też spojrzał na niego takim wzrokiem, jakby co najmniej właśnie widział lewitujący statek UFO. I Mateusz wcale mu się nie dziwił, sam siebie nie potrafił teraz zrozumieć.
– Tak, czemu nie. – Wzruszył ramionami. – Mamy minutę, dowolny styl, coś jeszcze?
– Nie... To dopiero wasz pierwszy kwartał, więc chcę dać wam jak największą swobodę. To tyle – mruknęła, a on już złapał za kulę. – Nie, poczekaj. Cooper, ty już możesz iść. Z tobą, Matt, chciałabym jeszcze porozmawiać – stwierdziła, zerkając na niego krótko. Tyle jednak wystarczyło, aby Mateusz załapał o czym chciała porozmawiać.
Westchnął ciężko, opadając na oparcie krzesła i czekając aż Blaine ruszy w kierunku schodów. Bez słowa odwrócił się i odszedł, nie kwapiąc się jakimikolwiek pożegnaniami. Dopiero gdy po pustej sali rozległ się huk zamykanych, ciężkich drzwi, Ashley odwróciła się do niego przodem.
– A więc teraz powiedz mi prawdę – zaczęła, na co on uniósł oczy ku górze, zastanawiając się, za jakie grzechy przechodzi przez tę farsę.
Odetchnął głęboko, po czym zaczął jej po raz kolejny tłumaczyć – tym razem już ze szczegółami – jak to wczoraj wyrżnął widowiskowego orła. Cartell nie wydawała się usatysfakcjonowana, ale przecież nie miał zamiaru kłamać tylko dlatego, aby puzzle w jej głowie mogły ułożyć się w gładki, niezmącony niepasującą rzeczywistością obraz.
To, czy zaakceptowała jego wersję wydarzeń zależało już tylko od niej samej.
***

Pod salą, ku zaskoczeniu Mateusza, czekała Minjin. Poderwała się na równe nogi, kiedy tylko go zobaczyła, po czym błysnęła nieco nieśmiałym uśmiechem.
– Jakie masz plany dzisiaj? – zapytała, odgarniając pasemko czarnych włosów za ucho. Mateusz uniósł brwi, wydął z zastanowieniem usta. Czuł osiadające na barkach zmęczenie i z pewnością nie wynikało ono tylko przez utrudnione poruszanie się. Ashley wymęczyła go psychicznie swoją podejrzliwością.
– Chyba już nic. Wrócić do domu, nakarmić kota i walnąć się na kanapę? – Ruszyli w kierunku wyjścia z uczelni. Całe szczęście, znajdowali się na parterze, więc nie musiał pokonywać żadnych schodów. Były tu też oczywiście windy, ale mimo wszystko nie czuł się aż taką kaleką, aby z nich korzystać.
– A... chcesz się może przejść na mrożoną kawę? Tutaj obok jest taka fajna kawiarnia, nie musielibyśmy iść daleko.
Kiwnął głową, nie widząc w tej propozycji niczego dziwnego. Jeszcze za czasów swojego życia w Gdańsku często umawiał się z koleżankami na piwo, pizzę, czy właśnie na kawę. Zresztą, w tej chwili propozycja wydawała mu się bardzo kusząca, mógłby przynajmniej odpocząć i zająć głowę kimś innym, niż Blainem.
– Jasne.
Twarz Min pojaśniała o szeroki uśmiech, a jej policzki – może tylko Mateuszowi się wydawało? – poczerwieniały lekko.
– Świetnie. Mają tam też naprawdę dobre ciasta. W szczególności jabłecznik.
– Teraz już nie mógłbym odmówić – parsknął z rozbawieniem i wyszli na ciepłe, październikowe powietrze zmącone zapachem odchodzącego lata. Liście na drzewach powoli zaczynały żółknąć, a Mateusz już niedługo miał się przekonać, jak wygląda nowojorska jesień.
Odetchnął głęboko i kiedy miał ruszyć przed siebie, w zasięgu jego wzroku pojawiła się ciemna, jak zwykle znudzona twarz. Zatrzymał się w półkroku, patrząc na zbliżającego się Blaina ze zdziwieniem.
– Coś się stało?
Cooper przewrócił z irytacją oczami, a Mateusz zrozumiał, jak głupie było jego pytanie, kiedy zamachał mu telefonem przed nosem.
– Daj mi swój numer – powiedział, odblokowując aparat. Skibiński chrząknął nerwowo i oparł się całym swoim ciężarem o kulę, pojmując absurd sytuacji. Jak to możliwe, że nagle miał tyle wspólnego z Blainem? Każdy przecież wydawał się lepszy do współpracy niż Cooper i im dłużej patrzył na tę jego zblazowaną minę, tym bardziej się przekonywał, w jak śmierdzące gówno wdepnął.
Wiedział jednak, że teraz nie było już odwrotu. Musiał jakoś sam się z tej brei wydostać.
Podyktował mu numer, na co Blaine kiwnął głową i jeszcze tylko krótko zerknął na Min.
– Odezwę się w swoim czasie – rzucił na odchodnym, zostawiając zszokowanego Mateusza za sobą. Aż uchylił usta, patrząc na oddalającą się w stronę parkingu sylwetkę, nie dowierzając bezczelności Coopera.
– Co za dupek – szepnął pod nosem, na co Min pokiwała głową.
– Straszny. Macie jakieś zadanie razem do zrobienia? – wywnioskowała.
– Mhm, zaliczenie z techniki.
Minjin spojrzała na niego z autentycznym przejęciem po czym położyła mu rękę na ramieniu i ścisnęła je lekko.
– Współczuję.
Uśmiechnął się mimowolnie i kiwnął głową.
Tak. On sobie też współczuł.


5 komentarzy:

  1. Hej. Rozdział świetny. Blaine już teraz podporządkowuje sobie Mateusza .ciekawe co z tego wyniknie? Ps. Trzymam kciuki za Mrok za tymi postaciami też się stęskniłam. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu uwielbiam to opowiadanie!! Kolejny świetny rozdział. Życzę dużo weny i powodzenia w rozwiązywaniu prywatnych spraw. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział ale coraz mniej lubię Ashley, studenci mogą być rasistami ale ona nie powinna. Ciekawe kiedy Mateusz zauważy ze koleżanka na niego leci albo kiedy zacznie mu to przeszkadzać ;) A współpraca z Blainem to na pewno będzie mocna rywalizacja, nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak dawno cię nie było, tęsknię

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też już tęsknię. kiedy wracasz? Jak się czujesz ?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.