piątek, 29 maja 2020

Rozdział 4. (God bless America)


GBA zamiast Mroku, bo po prostu nie miałam w tym tygodniu czasu, aby napisać to drugie. Myślę jednak, że nie będziecie narzekać, bo ten rozdział jest dość przełomowy :).


Blaine Cooper


Długo wyczekiwany przez Mateusza dzień wreszcie nadszedł. Noc wcześniej nie mógł zmrużyć z ekscytacji oka, dzięki czemu nad ranem był ledwo żywy. Kiedy wszedł do kuchni, wypompowany z energii i przypominający cień samego siebie, Asia aż upuściła łyżkę z powrotem do miski pełnej swoich ukochanych płatków.
– A ciebie ktoś napadł, czy co?

Uśmiechnął się z wymuszeniem, po czym podszedł do ekspresu. Wrzucił tam kapsułkę i wcisnął opcję espresso. Dzisiaj potrzebował mocnej, czarnej kawy, by móc jakoś funkcjonować.
– Nie mogłem spać – wytłumaczył, odwracając się w stronę lodówki. Jednak gdy tylko przyjrzał się jej zawartości, żołądek ścisnął go boleśnie.
Cholera. Chyba nie będzie w stanie nic zjeść.
– Denerwujesz się? – zapytała szczerze zdziwiona. W końcu jej siostrzeniec był ostatnią osobą, którą mogłaby o to podejrzewać. Mateusz już jako kilkulatek był bardzo odważny, nie bał się swoich pierwszych samotnych zakupów w osiedlowym sklepie na drugiej stronie ulicy, nie wstydził się obcych, zagadujących go ludzi, ba, pamiętała nawet jego pierwsze taneczne przedstawienie. Akurat wtedy przyleciała do Polski, więc nie mogła sobie odpuścić takiego wydarzenia. Mati miał wtedy jakieś sześć, góra siedem lat i jako jedyny ze swojej grupy poradził sobie z występem bez żadnych problemów. Nie pomylił kroków, nie płakał ani przed, ani w trakcie, wręcz przeciwnie, wydawał się podniecony wizją zatańczenia na scenie przed publiką.
A teraz bał się swojego pierwszego dnia na studiach?
Mateusz jej nie odpowiedział, ale nietrudno było dostrzec jego chaotyczne ruchy i drżące dłonie, kiedy złapał za filiżankę kawy.
– Będę lecieć – powiedziała po chwili Asia, gdy już dojadła śniadanie, a Mateusz w spokoju (przynajmniej względnym) pił swoje już drugie espresso, przeglądając coś przy tym na telefonie. – Tam masz kanapki – powiedziała, wskazując na papierową torbę. Podniósł na nią spojrzenie i aż uniósł w zdziwieniu brwi. Tego się nie spodziewał.
– Serio? Dzięki. – Uśmiechnął się z zakłopotaniem. Nawet mama nie robiła mu już drugiego śniadania w liceum, a ciotka zdecydowała się je zrobić na pierwszy dzień studiów? Cóż. Musiał przyznać, że to było naprawdę miłe. – Ale wiesz, nie musisz, jak coś – dodał ze zmieszaniem. Nie chciał przecież dokładać i tak już zabieganej Aśce problemów.
– Oj daj spokój. Raz mnie nie zbawi. – Machnęła ręką, po czym jak zwykle w pośpiechu wyszła do toalety, żeby zaraz wylecieć z niej jak opętana. Szybko założyła buty, narzuciła dżinsową kurtkę i krzycząc jeszcze coś do telefonu, wyszła z mieszkania, trzaskając na odchodnym drzwiami.
Mateusz uśmiechnął się mimowolnie. Cała Asia.
Dopił kawę, po czym zerknął na ekran telefonu, na którym pojawiła się wiadomość od Ryana. Ostatnio pisał z nim niemalże codziennie. Od pamiętnego piątku już się nie widzieli, Ryan pracował jako barman (co zabawne, wcale nie w gejowskim klubie) i zarywał większość nocy w tygodniu, a za dnia odsypiał. Umówili się na niedzielę, kiedy to Wilson będzie mieć trochę więcej wolnego.
„Dasz radę. Skopiesz im wszystkim tyłki” – brzmiała odpowiedź Ryana, a po chwili pojawiła się też kolejna. – „Ale teraz już serio spadam spać. Przysypiam. Noc była naprawdę ciężka. Nie wiem co jest nie tak z ludźmi imprezującymi w tygodniu. Kto normalny idzie do klubu w środę i zostaje tam do piątej rano?”
Mateusz uśmiechnął się.
„Studenci?”
„Na wykłady, a nie do klubów!”
Zaśmiał się, kręcąc z rozbawieniem głową. Naprawdę polubił tego gościa, a na samo wspomnienie jego miękkich, wydatnych ust, aż robiło mu się goręcej. Potrząsnął głową, próbując przywrócić się do rzeczywistości, gdy jego dolna partia ciała zaczęła odpowiadać na przywołane obrazy namiętnych pocałunków. Za niecałą godzinę powinien być przecież na uczelni!
„Śpij dobrze. Ja zwijam na zajęcia.”
„Trzymaj się” – dostał jeszcze odpowiedź, po czym wrócił do swojej sypialni, żeby złapać za swoją oversizową kurtkę w kolorze zgniłej zieleni, a następnie rzucić ją niedbale na krzesło, gdy zdał sobie sprawę, że się nie uczesał.
– Kurwa – przeklął, po czym złapał za szczotkę i przeczesał swoje jasne, proste włosy, które ostatecznie zdecydował się związać w niedbały koczek. Wypuścił kilka pasm z przodu, po czym ponownie sięgnął po kurtkę, torbę, w której miał swój dres do ćwiczeń wraz z jakimś zeszytem i długopisem (wciąż się łudził, że będzie robić notatki), po czym wybiegł z mieszkania jak opętany.
Wcale nie był lepszy od Aśki. Jak widać to u nich rodzinne.

***

Wszedł do olbrzymiej auli i aż rozejrzał się dookoła, mając wrażenie, że znalazł się w jednej z tych kultowych komedii o studentach. Sam nie wiedział dlaczego, ale momentalnie przypomniał mu się „American Pie” czy „Wieczny student”. Aż uśmiechnął się pod nosem, po czym ruszył schodkami w dół, do pierwszych rzędów.
Nie narzekał na swoją znajomość angielskiego, jednak podejrzewał, że w starciu z pojęciami akademickimi może polegnąć, wolał więc usiąść jak najbliżej, aby wszystko dokładnie słyszeć. Zabawne, bo gdyby był w Polsce już siedziałby gdzieś z tyłu, w najmniej widocznym miejscu, załączając tryb incognito.
Przysiadł w pustym rzędzie, nikt inny nie był na tyle głupi, aby zajmować miejsce tak blisko wykładowcy. Najwyżej znajomości zawrze kiedy indziej, pomyślał, wyciągając zeszyt i długopis, swój jedyny ekwipunek na tego typu wykłady. Później miał mieć tylko zajęcia praktyczne, więc podejrzewał, że bardziej od zeszytu przydadzą mu się wygodne buty i spodnie.
Zerknął jeszcze na telefon, jednak nie otrzymał już żadnej wiadomości od Ryana. Wczoraj też pisał z Patrykiem i po długiej batalii z myślami, powiedział mu o Wilsonie. Patryk zareagował z entuzjazmem, chociaż Mateusz podejrzewał, że to tylko maska. Mógł mu nie mówić, a z drugiej strony chciał tym wyznaniem zachęcić Nejmana do większej otwartości, bo z różnych źródeł wiedział, że były chłopak odrzucał wszystkie możliwości zawarcia nowych znajomości.
Westchnął ciężko, obracając długopis w dłoni, gdy nagle kątem oka dostrzegł ruch. Zdziwiony spojrzał w bok, dostrzegając uśmiechniętą twarz Azjatki.
– Hej! – powiedziała i wskazała na krzesło tuż obok niego. – Zajęte?
– Nie, nie – odparł szybko, zabierając stamtąd swoją torbę, by zaraz przełożyć ją na drugą stronę. – Siadaj. – Uśmiechnął się. – My już się znamy, no nie?
– Tak, u pani Henders. – W jej głosie pobrzmiewał mocny, koreański akcent, który jednak wcale Mateusza nie zrażał, w końcu miał świadomość, że jego wymowa również była daleka od ideału. – Jestem Minjin.
– Matthew – przedstawił się, ściskając jej drobną rączkę. Jak na Azjatkę przystało, była naprawdę niziutka i szczuplutka. – Jesteś ze stypendium Dance Time, prawda?
Min pokiwała głową.
– Tak. Wiem, że jest jeszcze chłopak z Brazylii i dziewczyna z RPA, ale chyba nie mają z nami teraz zajęć.
Pokiwał głową, znów czując ogrom swojego szczęścia. To, że wygrał na skalę europejską było naprawdę sporym wyróżnieniem.
– Nie wiedziałem, jak sobie ułożyć plan, a mówią, że gościu od historii tańca współczesnego jest dość ostry, więc postanowiłem mieć to jak najszybciej za sobą – wyjaśnił. O tak, możliwość ułożenia pod siebie planu na studiach było jedną wielką zaletą i powoli zaczynał to doceniać.
– A ja brałam co leci – przyznała z szerokim uśmiechem, a Mateusz mimowolnie stwierdził, że dziewczyna była naprawdę fajna. Gdy po raz pierwszy się spotkali, nie mieli zbyt wiele okazji do bliższego poznania, więc tak naprawdę nie wiedział, czy się dogadają. A na razie wyglądało, że całkiem dobrze im szło.
Nagle do auli wkroczył wysoki, około pięćdziesięcioletni mężczyzna z siwizną na głowie i z okrągłymi okularami na czubku nosa.
– Wybiła nasza godzina – powiedział, zerknąwszy na zegarek wiszący nad olbrzymimi tablicami za sobą. – Zacznijmy więc. Od razu mówię, że odpuszczę sobie dzisiaj prawdziwy wykład. Poruszymy tylko kwestie organizacyjne, a za tydzień zabierzemy się ostro za robotę. Zadam też państwu teksty, które macie przeczytać, żeby moje słowa nie trafiały w eter i żebym miał o czym z wami rozmawiać.
Mateusz musiał mocno się skupić, aby zrozumieć jego szybko wypowiadane słowa. Był jednak z siebie zadowolony, bo ostatecznie większość wypowiedzi załapał.
Może faktycznie nie będzie tak źle, jak mu się wydawało?

***

Kolejnymi zajęciami była technika tańca współczesnego, czyli nic innego, jak po prostu doskonalenie warsztatu pod kątem praktycznym. Mateusz czekał na to z utęsknieniem, już zżerała go ciekawość, jak te lekcje będą wyglądać. Musieli przejść do innego budynku, w którym znajdowały się odpowiednio duże sale, przygotowane do tego typu zajęć ruchowych. Gdy wszedł do przebieralni zauważył, że grupa ludzi nie dość, że się zmieniła, to jeszcze powiększyła od momentu pierwszego wykładu. Będzie musiał się do tego przyzwyczaić, to nie Polska, w której wciąż przebywało się z tymi samymi twarzami nie tylko przez czas nauki w szkole, ale też i na studiach.
– Hej! Ty jesteś ten ze stypendium? – zagadnął go jakiś chłopak, kiedy położył swoją torbę na ławeczce tuż pod jedną z blaszanych szafek.
– Stawiam, że ty jesteś z Brazylii – odparł, przypominając sobie słowa Minjin o Brazylijczyku. Niski chłopak z burzą czarnych, kręconych włosów, spod których wystawały duże, odstające uszy, uśmiechnął się szeroko, błyskając swoimi krzywymi, ale białymi zębami.
– Dokładnie. – Zaśmiał się i podał mu dłoń. – Super poznać kogoś, komu się poszczęściło, tak jak i mi. – Jego usta znów wykrzywiły się w uśmiechu. – Skąd tak właściwie jesteś?
– Z Polski – odpowiedział od razu, zauważając, że kilka chłopaków podsłuchiwało ich rozmowę.
– To gdzieś w Rosji? – podłapał siedzący najbliżej blondyn. Mateusz zerknął na niego z wyrazem boleści na twarzy i jęknął w duchu na myśl, że tego typu pytania pewnie długo go nie opuszczą.
– Nie – burknął, siląc się mimo wszystko na neutralny ton. – Zupełnie inny kraj. Polska leży w Europie.
– Ponoć zimno jest u was – wtrącił ktoś inny.
– I niedźwiedzie biegają po ulicach.
– Niee, to tylko Putin jeździ na niedźwiedziach, a słyszałeś, że to nie Rosja – padł komentarz, a po nim wybuch śmiechu.
Mateusz uśmiechnął się mimowolnie, postanawiając jednak nie dementować plotek. Chyba nie miał w sobie tyle sił, aby stawiać czoła utartym stereotypom. Zaczął się więc przebierać. Ściągnął najpierw swój czarny T-shirt z podobizną Barta Simpsona i gdy już miał włożyć go do szafki, drzwi szatni otworzyły się. Mimowolnie zerknął w tamtą stronę, żeby zaraz tego pożałować.
Zamrugał, patrząc na ciemnoskórego chłopaka przemieszczającego się swobodnym korkiem między rzędem ławek. Śledził go wzrokiem, w myślach klnąc jak się tylko dało na dwa sposoby – po polsku i angielsku. Już niemal stracił swój cały zasób brzydkich słów, gdy ciemne spojrzenie zatrzymało się prosto na nim. Afroamerykanin zamarł w bezruchu, zmarszczył brwi, jakby usiłując sobie przypomnieć, skąd się znali, a gdy przywołał scenę z ich niefortunnego pierwszego spotkania, prychnął z niechęcią i rzucił torbę na ławkę naprzeciwko.
[i]Cudownie, pomyślał z niechęcią Mateusz, nakładając swój ulubiony biały tank top. [i]Z wszystkich ludzi w Nowym Jorku, to akurat jego musiałem spotkać się na zajęciach.
Do momentu wyjścia z przebieralni próbował nie zerkać w stronę nieznajomego psychola, jak już zdążył go nazwać w swoich myślach. W zamian zajął się rozmową z Brazylijczykiem, który przedstawił mu się jako Roberto („Może być Rob.”) i na pierwszy rzut oka wydawał się całkiem sympatyczny. Udawał, że nic więcej go nie interesuje oraz że Rob opowiadający o swoich pierwszych dniach w Nowym Jorku całkowicie go pochłonął.
Wreszcie jednak weszli do dużej sali, a jego wzrok od razu skierował się w stronę ściany, gdzie na całej długości wyklejono lustra. Uśmiechnął się z zadowoleniem, czując dreszczyk emocji wspinający się po jego kręgosłupie. Już nie mógł doczekać się pierwszych treningów, w szczególności, że pomieszczenie było naprawdę spore, więc brak przestrzeni nie byłby tu żadnym ograniczeniem.
– Witajcie. – Wzrok wszystkich skierował się na drobną dziewczynę, która pewnym krokiem weszła do sali, w jednej ręce trzymając jakąś sporej wielkości teczkę, a w drugiej butelkę wody, klucze i ręcznik pod pachą. – Jeśli chcecie, usiądźcie na podłodze. Zanim zaczniemy, mamy trochę do obgadania – powiedziała i jakby nigdy nic opadła na parkiet naprzeciwko nich.
Mateusz jeszcze rozejrzał się dookoła, a gdy w przeciwległym kącie dostrzegł znajome azjatyckie rysy twarzy, uśmiechnął się do siebie i zaraz podszedł do Minjin.
– Znowu się widzimy – powiedział, siadając obok dziewczyny.
– Było pięćdziesiąt procent szans – odparła z szerokim uśmiechem, a on chcąc czy nie, musiał kiwnąć głową. Dobrze wiedział, że akurat te zajęcia na pierwszym roku były obligatoryjne i żeby nie ćwiczyli w ścisku, podzielono ich rok na dwie grupy.
– Dobrze, więc nazywam się Ashley Cartell, możecie mi mówić po prostu Ash. Jak nazwa przedmiotu wskazuje, doskonalimy waszą technikę, ale zanim do tego przejdziemy, muszę sprawdzić, jak to u was z pamięcią ruchową, koordynacją, izolacją i tak dalej. Po prostu muszę ocenić, z czym będę się borykać przez najbliższe lata – dodała z szerokim, rozbawionym uśmiechem. – Ale najpierw może się przedstawicie? Muszę was poznać, jestem opiekunem waszego roku, więc jeśli macie jakiś problem, znajdziecie mnie albo w moim gabinecie, albo na tej sali. Więc? Zacznijmy proszę z lewej – to mówiąc, spojrzała na Min i posłała jej wyczekujący uśmiech.
– Jestem Minjin Jeong, pochodzę z Korei, tańczę już od wielu lat, głównie modern dance i taniec jazzowy – powiedziała, na co Ash kiwnęła głową.
– Dostałaś się na stypendium z Dance Time, prawda? Gratulacje. To naprawdę wielkie wyróżnienie – pochwaliła, by zaraz przenieść wzrok na Mateusza.
– Też jestem z Dance Time – powiedział na wstępie, prostując się nieco, kiedy poczuł na sobie spojrzenia wszystkich w sali. – Mam na imię Matthew Skibiński – nie silił się na wyraźną wymowę – dotąd tańczyłem głównie modern dance, house, trochę jazzu, ale ogólnie jestem otwarty na wszystko. Chcę jak najwięcej się nauczyć – zakończył, na co Ash znów błysnęła zębami. Bardzo często się uśmiechała, co zresztą jaj pasowało, wyglądała na ten typ człowieka, którego po prostu nie dało się nie lubić.
– To się ceni. Aż nie mogę się doczekać, aż przejdziemy dzisiaj do nauki choreografii, jaką dla was przygotowałam. – Potarła ręce ze zniecierpliwieniem, po czym jej spojrzenie powędrowało dalej, na siedzącą obok Mateusza dziewczynę.
Słuchał wszystkich uważnie, ale nawet nie próbował zapamiętać ich imion. I tak wiedział, że to niewykonalne, więc zapadło mu w pamięci tylko to najdziwniejsze – Alabama. Nie wierzył, że ktoś mógł tak nazwać swoje dziecko, w Polsce dziewczynka o imieniu Pomorze raczej by nie przeszła, nie mówiąc już o tym, jakie katusze przeżywałaby w szkole. Aż musiał ukryć swój uśmiech za dłonią, jednocześnie notując w głowie, aby wspomnieć o tym Patrykowi. Na pewno zrozumie jego punkt myślenia.
Wreszcie przyszła kolej na znanego już Mateuszowi czarnoskórego chłopaka. Mimowolnie wyczekiwał momentu, kiedy ten będzie musiał się przedstawić. Zerknął na jego znudzoną do granic możliwości minę, czekając.
– Jestem Blaine Cooper – powiedział tylko i odchylił się do tyłu, opierając ręce za sobą.
Nic więcej. Jego imię zawisło w powietrzu i nie wyglądało na to, aby jego właściciel zamierzał coś jeszcze dodać.
– Powiedziałabym, że miło mi cię poznać, ale już się znamy. – Ash kiwnęła w jego stronę głową, a jej zwyczajowy szeroki uśmiech zmalał o jakąś połowę. Wciąż jednak tkwił na twarzy, jakby wymuszony. – Zdradź coś więcej. Jakie rodzaje tańca współczesnego dotąd praktykowałeś?
Spojrzenie Mateusza znów powędrowało w stronę niezmiernie zblazowanego Blaina. Chłopak wyglądał na albo wiecznie zdenerwowanego, albo na znużonego. Jakby nie miał w sobie żadnych innych emocji.
– Modern, jazz, popping, hip-hop, breakdance, dancehall – powiedział niemalże na wydechu. Mateusz uniósł brew, nie mogąc ukryć przed sobą, że ten chłopak – choć wciąż go szczerze nie znosił – w jakiś sposób go zaciekawił. Aż przygryzł wargę, już się niecierpliwiąc, kiedy zobaczy go w ruchu i czy w tańcu był równie bezczelny.
– Dobrze. – Ashley klasnęła w dłonie, kiedy wszyscy już się przedstawili. – Przejdźmy do tego co ważne. Nauczę was układu, trwa jakieś trzydzieści sekund i jest mieszanką kilku gatunków, żebym mogła wyszczególnić wasze braki. Kilka razy go przećwiczymy, później dobierzecie się w trójki i przedstawicie czego się nauczyliście. To nie jest na ocenę – podkreśliła, patrząc na wszystkich uważnie, a Mateusz poczuł, jak coś zaciska się na jego gardle. Musi dać z siebie wszystko. Na samą myśl ogarnął go przyjemny dreszcz emocji, w którym jednak przebłyskiwało lekkie zdenerwowanie. Nie mógł tego niestety wyprzeć, dawno już nie czuł tego rodzaju stresu. – Jakieś pytania? – Nikt się nie odezwał. – To zacznijmy.
Sala, co zresztą Mateusz już zauważył, była na tyle duża, że wszyscy mogli się rozstawić i spokojnie ćwiczyć. Ashley włączyła muzykę, a piosenką, którą wybrała do swojego testującego ich układu, była „Don't start now” Dua Lipy. Najpierw sama pokazała im, jak wygląda ułożona przez nią trzydziestostosekundowa choreografia, po czym zaczęli powtarzać każdy ruch. Ash narzuciła im szybkie tempo, co zresztą wcale nie zdziwiło Mateusza. Układ rozgrywał się i w pionie i w parterze, były wymachy, podnoszenia wyprostowanych nóg do góry, a nawet szpagat, aby obnażyć każde najmniejsze niedociągnięcie.
Przećwiczyli wszystko może z cztery razy. Zdecydowanie za mało, aby zwykła osoba mogła się nauczyć konfiguracji ruchów, ale Mateusz nigdy nie narzekał na tym polu. Miał dobrą pamięć ruchową, szybko więc załapał, co jest po czym.
– To co? Razem? – zagadnęła go Min, gdy Ashley kazała im się dobrać w trójki.
– To ja też – odezwał się Rob, który dziwnym trafem stał niedaleko. Chyba ta krótka rozmowa w szatni sprawiła, że pomyślał o Mateuszu jak o bliższym kumplu, ale nie chciał teraz narzekać. Przynajmniej ominie ich problem natury organizacyjnej i zostanie im więcej czasu na przećwiczenie układu.
Mimowolnie zerknął w stronę Blaina. Stał z tą swoją naburmuszoną miną, patrząc na mówiącą coś entuzjastycznie blondynkę (której imienia Mateusz oczywiście nie pamiętał), tak, jakby chciał ją zabić. Parsknął, nie mogąc wytrzymać, a kiedy zatrzymało się na nim czarne, nienawistne spojrzenie, po jego plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Zdał sobie sprawę, że Blaine jest pierwszą znaną mu osobą, której sam wzrok wystarczył, by odbiorca rzeczywiście zaczął obawiać się o swoje życie. Nie dał się jednak, uniósł brew w kpiącym wyrazie, by zaraz jeszcze przewrócić oczami i następnie, całkowicie już ignorując chłopaka, skupił się na przećwiczeniu układu. Nie chciał w końcu źle wypaść, w szczególności, że musiał pokazać na co naprawdę go stać – został przecież wybrany z setki najlepszych tancerzy w Europie. Musiał udowodnić, że nie jest tu przypadkiem.
Instruktorka nie dała im zbyt wiele czasu, bo już po dziesięciu minutach zarządziła, że zaczynają. Wszyscy usiedli pod jedną ze ścian, robiąc miejsce na środku. Pierwsza grupa zaczęła tańczyć, a gdy skończyła, Ashley nic nie skomentowała. Cały czas notowała tylko coś w swoim kajecie, po czym przyszła kolej na kolejnych. Najwidoczniej chciała wyrobić się ze wszystkimi w czasie zajęć, a omawianie poszczególnych błędów zostawiła sobie na później.
Wreszcie padło na Mateusza, Min i Roba. Ashley włączyła muzykę, a Skibiński poczuł się tak, jakby cały świat się zatrzymał. Ktoś wcisnął na pilocie od telewizora pauzę, wszystko przestało się liczyć prócz piosenki i kroków. Kopnięcie do boku, pique i wypad do przodu. Jego ciało wydawało się ruszać samo, on tylko nadawał mu odpowiedniego tempa. Nie mógł przy tym opanować uśmiechu, wreszcie czuł, że żyje. Spojrzał w stronę publiczności, bo doskonale wiedział, że kontakt z obserwatorami również był ważny, kiedy dostrzegł tam jakby mniej naburmuszone, a po prostu zaciekawione czarne oczy. Patrzyły na niego. Śledziły go uważnie, bez jakiejkolwiek pogardy czy niechęci. Blaine był po prostu zaintrygowany, a Mateusz pomyślał, że to jest ten moment, w którym utrze nosa zarozumiałemu dupkowi.
Dał z siebie wszystko, przy okazji zwyczajnie świetnie się przy tym bawiąc. Pod czas tańca nie czuł żadnej presji, więc może dzięki temu szło mu zaskakująco dobrze. Ostatnie sekundy Ash zostawiła dla ich interpretacji, mogli zrobić wszystko, byle tylko utrzymać uwagę publiczności. Mateusz nie zastanawiał się wcześniej, jakie kroki doda od siebie, przyszło mu to naturalnie. Ślizg na prawą, jeté, zejście do parteru.
Koniec.
Odetchnął, podnosząc głowę i zerkając ku swojemu pełnemu zdziwieniu, samoistnie w stronę Blaine. Chłopak tym razem już na niego nie patrzył, znudzony przeglądał coś na komórce, jak zawsze mając gdzieś cały świat. Matusz prychnął, sam nie wiedząc, dlaczego był tak zirytowany, po czym podniósł się i odszedł na bok, ustępując miejsca innym.
– Wyszło dobrze – szepnęła im jakaś wysoka dziewczyna o latynoskiej urodzie. – Czujecie to – powiedziała, unosząc kciuki w górze, podczas gdy kolejna grupa już przygotowywała się do swojego występu.
Min uśmiechnęła się szeroko, po czym zaraz oklapnęła obok dziewczyny, ciągnąc za sobą – ku jego ogromnemu zdziwieniu – Mateusza.
– Ty też się dobrze ruszasz – pochwaliła zaraz. – Carol, prawda? Miło poznać.
– A ty?
– Minjin. To Matthew, tamten to Rob – przedstawiła ich zaraz, na co Mateusz pomyślał, że może dobrze się z nią trzymać. Przynajmniej ominą go wszystkie formalności i zanim się obejrzy, a już będzie znać połowę uczelni. Przywitał się więc z Carol uśmiechem, jednak tu już musieli przerwać rozmowę, bo rozbrzmiała muzyka i następne osoby zaczęły odtwarzać układ.
Mateusz przyglądał się wszystkim uważnie, próbując wyłapać ich błędy, co zawsze uważał za dobrą naukę na przyszłość dla siebie. Podglądając innych wiedział, czego sam powinien unikać.
Wreszcie przyszła kolej na ostatnią grupę. W jej skład wchodził Blaine, blondynka, którą ten wcześniej próbował zabić wzrokiem i jakiś wysoki, szczupły chłopak z całkowicie pospolitymi rysami twarzy. Mateusz zdał sobie sprawę, że wcześniej nawet go nie zauważył.
Pierwsze akordy piosenki wypełniły pomieszczenie. Blaine stał na samym środku i wystarczyło tylko, aby zaczął się ruszać, a on już wiedział, dlaczego został tam postawiony. Powiedzieć, że Blaine ruszał się dobrze, to jak nic nie powiedzieć. Wydawało się, że jego ciało było plastyczne, każda poza przychodziła mu z taką łatwością, jakby nic innego nie robił, tylko przez ostatnie dni ćwiczył układ, którego wszyscy przecież nauczyli się w jakieś pół godziny. Mimo to nie na ciele Mateusz skupił swoją uwagę, bo ekspresja twarzy była znacznie ciekawsza.
Blaine... on to kochał.
Aż uniósł brwi, nie mogąc wyjść z podziwu absurdalności momentu. Chłopak, który wydawał się mieć wszystkich w głębokim poważaniu, wiecznie zirytowany bądź znudzony, teraz przekazywał prawdziwe emocje. A nawet się uśmiechał – ba! Miał naprawdę ładny, szczery uśmiech. Niezbyt szeroki, bo tego pewnie nie wytrzymałyby nienawykłe mięśnie twarzy, ale jego duże (cholernie seksowne, psia mać) usta wyginały się lekko, nadając mu łagodniejszego wyglądu.
Zgrabnie przeszedł do szpagatu, z którego podniósł się jak na sprężynie. Był naprawdę dobrze rozciągnięty i świadomy swojego ciała. Mateusz zauważył również (nie, żeby się jakoś specjalnie przyglądał!) ładne mięśnie zarysowujące się pod jasną, przylegającą do ciała koszulką. Zagryzł dolną wargę i szybko odwrócił wzrok, przypominając sobie, jaki z niego był dupek.
Całe szczęście po chwili układ dobiegł końca, kilka ostatnich ruchów i na twarz Blaina powrócił zwyczajowy grymas, który całkowicie wybił Mateuszowi fantazjowanie o tym chłopaku. Aż odetchnął, bo wyraz wiecznego zdenerwowania w żaden sposób go nie pociągał, wręcz przeciwnie, tylko zachęcał, aby wbić Blainowi pięść między oczy.
– To już wszyscy, tak? – zapytała Ash, oglądając się na nich. Odpowiedziały jej kiwnięcia głową. – Dobrze i tak skończyliśmy trochę później. Omówimy to na następnych zajęciach, wszystko się nagrało, a więc będziemy mogli to odtworzyć – powiedziała, wskazując na swój telefon. – Za tydzień wyjątkowo spotkamy się w sali wykładowej, abym mogła puścić to na rzutniku i... Pamiętacie, że w poniedziałek macie wyjazd integracyjny, prawda? – zapytała, popatrując na nich ciekawsko.
– No oczywiście! – krzyknął jakiś damski głos, któremu zawtórowały śmiechy.
Właśnie, wyjazd.
Mateusz prawie by o nim zapomniał. Pani Henders przekazała mu już wszystkie szczegóły. Ponoć zazwyczaj odbywał się przed rozpoczęciem pierwszego kwartału nauki (kolejne zdziwienie, rok akademicki dzielił się tu na kwartały, nie semestry), jednak ich rok był dość... wyjątkowy. Jeszcze kilka dni temu przyjęto ostatnie osoby, więc zdecydowano się na przesunięcie wyjazdu integracyjnego na październik, a ten rozpoczynał się już w niedzielę.
– Jedziesz, nie? – zagadała go Min, kiedy wszyscy powoli zbierali się już do szatni.
– No jasne. – Nie miał zamiaru odpuszczać takiego wydarzenia. Dwa dni spędzone w gdzieś w lasach pod Nowym Jorkiem, podejrzewał, że to będzie bardzo długo wspominana impreza, nie mógł jej zignorować.
– Super. – Min szczerze się ucieszyła. – A ty? – zagadnęła Roba.
– Oczywiście!
Mateusz uśmiechnął się pod nosem, ciesząc się, że chociaż znał już bliżej tę dwójkę – zawsze łatwiej na początek. Rozdzielili się z Minjin, Azjatka ruszyła w kierunku damskiej szatni, a oni skierowali się do męskiej, w której było słychać szum pryszniców.
Mateusz już miał sięgnąć do swojej szafki, kiedy zdał sobie sprawę, że nie ma przy sobie telefonu. Odłożył go na parapet, zanim zaczęli tańczyć.
– Wiesz co, ja jeszcze skoczę do sali – powiedział Robowi, na co ten kiwnął głową i ściągnął z siebie koszulkę, odsłaniając wyrzeźbiony tors. Mateusz zerknął na niego tylko ukradkiem, po czym szybko wyszedł. Cóż, był przecież tylko homoseksualnym dwudziestolatkiem, nic już na to nie poradzi, że czasem lubił sobie zerknąć. Sam Rob zresztą ogólnie mu się nie podobał, ale trzeba było przyznać, że ciało miał ładne.
Szybkim krokiem ruszył ku otwartym drzwiom do sali. Na holu nikogo nie było, a w reszcie pomieszczeń trwały już zajęcia, nic więc dziwnego, że głos niósł się po korytarzu i już kilka kroków od wejścia usłyszał strzępki rozmowy.
– Ale jesteś pewny? – To z pewnością była Ashley. Miała charakterystyczny, piskliwy, ale o dziwo nieirytujący głos, który Mateusz teraz już poznałby chyba wszędzie.
– Tak. Nie jadę.
– Ale wyjazd jest opłacony z góry, nic cię to nie kosztuje – próbowała go przekonać.
– Nie mam zamiaru jechać.
– Bo? Podaj mi jeden rozsądny powód. – Ashley wydawała się zirytowana.
– Nie będę się męczył dwa dni z bandą idiotów. – Mateusz prychnął, zatrzymując się pod ścianą. Tak, ta wypowiedź bardzo pasowała do Blaine'a.
– No to się pomęczysz. – Ashley zamknęła coś z hukiem, bardzo możliwe, że swój kajet, w którym zapisywała swoje spostrzeżenia na temat ich tańca. – Bo jeśli nie pojedziesz, osobiście dopilnuję, abyś nie zdał egzaminów na koniec kwartału – powiedziała to z taką złością, o jaką Mateusz by jej nigdy nie podejrzewał. W końcu wydawała się nieszkodliwą, uroczą i zawsze uśmiechniętą kobietą. Jak widać Blaine potrafił doprowadzić do szewskiej pasji nawet kogoś takiego.
– To żart? – fuknął.
– Chcesz się przekonać? – zabrzmiało jak wyzwanie. Blaine chyba jednak się go nie podjął, bo już po chwili Mateusz usłyszał szybko stawiane, nerwowe kroki, by zaraz spotkać się oko w oko z wkurzonym chłopakiem. Ten na moment przystanął, jakby zdezorientowany, a gdy zrozumiał, że Skibiński musiał być wszystkiego światkiem, w jego oczach błysnęła furia.
– A ty tu czego?!
Mateusz przełknął nerwowo ślinę. Blaine wyglądał tak, jakby lada moment miał się na niego rzucić, a następnie wgnieść pięściami w posadzkę. Całe szczęście z sali wyjrzała Ashley, w której to upatrzył swój ratunek.
– Ja... – Chrząknął. Do cholery, nie chciał brzmieć jak przestraszona ciota! – Zostawiłem telefon – dodał już pewniej, prostując się.
Blaine warknął i wyraźnie powstrzymując się przed czymś więcej, pchnął tylko Mateusza tak, że ten poleciał na najbliższą ścianę, a sam szybkim krokiem skierował się do szatni.
– Nic ci nie jest? – zainteresowała się zaraz Ash, podchodząc do niego prędko. Skibiński pokręcił głową i aż drgnął, kiedy po korytarzu rozniósł się huk zamykanych z trzaskiem drzwi. – Postulowałam już u dyrekcji, żeby go wydalono, ale jak się okazuje, to wcale nie jest łatwe, kiedy jest się czarnoskórym geniuszem – powiedziała cicho z niesmakiem. – I na dodatek ma się na koncie kilka wygranych konkursów międzystanowych – dodała, patrząc na Mateusza tak, jakby szukała w nim zrozumienia. Kiwnął głową, a następnie wskazał na salę.
Nie chciał dalej rozmawiać o Blaine'm. Po pierwsze, wydawało mu się to bardzo nieprofesjonalne ze strony nauczyciela akademickiego, po drugie... cóż, chyba miał już tego chłopaka na dzisiaj serdecznie dosyć.
– To mogę ten telefon?
– Ach, tak, tak. Jasne. – Ash przepuściła go w drzwiach, a kiedy znalazł swoją zgubę, drzwi szatni otworzyły się. Blaine wyszedł z pomieszczenia szybkim krokiem i skierował się ku wyjściu z budynku.
Mateusz odetchnął.
Przynajmniej dzisiaj się już więcej nie spotkają.


3 komentarze:

  1. Uuu historia się rozkręca już mnie ciekawi co ty planujesz im na tym wyjeździe sprawić ??? A może Mati będzie z B. w jednym pokoju??? Rozdział jak zawsze świetny pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja już widzę tę czarną i białą panterę we wspólnym tańcu. Oj polecą iskry, bo przeciwności się odpychają, ale jeszcze częściej przyciągają. Czemu B. jest taki, jaki jest? Pozdrawiam i czekam na więcej - Beata

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za porąbana baba z tej nauczycielki, a co ją to obchodzi czy ktoś jedzie na integrację czy nie. Rozumiem wkurw Blaina. A tak w ogóle, super fajny rozdział :D Cały czas mam mega szacun dla Mateusza,ja bym w życiu nie ogarnęła wykładu po angielsku i to z historii tańca.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.