GBA zamiast Mroku, bo po prostu nie miałam w tym tygodniu czasu, aby napisać to drugie. Myślę jednak, że nie będziecie narzekać, bo ten rozdział jest dość przełomowy :).
Blaine Cooper
Długo
wyczekiwany przez Mateusza dzień wreszcie nadszedł. Noc wcześniej
nie mógł zmrużyć z ekscytacji oka, dzięki czemu nad ranem był
ledwo żywy. Kiedy wszedł do kuchni, wypompowany z energii i
przypominający cień samego siebie, Asia aż upuściła łyżkę z
powrotem do miski pełnej swoich ukochanych płatków.
– A
ciebie ktoś napadł, czy co?
Uśmiechnął
się z wymuszeniem, po czym podszedł do ekspresu. Wrzucił tam
kapsułkę i wcisnął opcję espresso. Dzisiaj potrzebował mocnej,
czarnej kawy, by móc jakoś funkcjonować.
– Nie
mogłem spać – wytłumaczył, odwracając się w stronę lodówki.
Jednak gdy tylko przyjrzał się jej zawartości, żołądek ścisnął
go boleśnie.
Cholera.
Chyba nie będzie w stanie nic zjeść.
–
Denerwujesz się? – zapytała szczerze zdziwiona. W końcu jej
siostrzeniec był ostatnią osobą, którą mogłaby o to
podejrzewać. Mateusz już jako kilkulatek był bardzo odważny, nie
bał się swoich pierwszych samotnych zakupów w osiedlowym sklepie
na drugiej stronie ulicy, nie wstydził się obcych, zagadujących go
ludzi, ba, pamiętała nawet jego pierwsze taneczne przedstawienie.
Akurat wtedy przyleciała do Polski, więc nie mogła sobie odpuścić
takiego wydarzenia. Mati miał wtedy jakieś sześć, góra siedem
lat i jako jedyny ze swojej grupy poradził sobie z występem bez
żadnych problemów. Nie pomylił kroków, nie płakał ani przed,
ani w trakcie, wręcz przeciwnie, wydawał się podniecony wizją
zatańczenia na scenie przed publiką.
A teraz
bał się swojego pierwszego dnia na studiach?
Mateusz
jej nie odpowiedział, ale nietrudno było dostrzec jego chaotyczne
ruchy i drżące dłonie, kiedy złapał za filiżankę kawy.
–
Będę lecieć – powiedziała po chwili Asia, gdy już dojadła
śniadanie, a Mateusz w spokoju (przynajmniej względnym) pił swoje
już drugie espresso, przeglądając coś przy tym na telefonie. –
Tam masz kanapki – powiedziała, wskazując na papierową torbę.
Podniósł na nią spojrzenie i aż uniósł w zdziwieniu brwi. Tego
się nie spodziewał.
–
Serio? Dzięki. – Uśmiechnął się z zakłopotaniem. Nawet mama
nie robiła mu już drugiego śniadania w liceum, a ciotka
zdecydowała się je zrobić na pierwszy dzień studiów? Cóż.
Musiał przyznać, że to było naprawdę miłe. – Ale wiesz, nie
musisz, jak coś – dodał ze zmieszaniem. Nie chciał przecież
dokładać i tak już zabieganej Aśce problemów.
– Oj
daj spokój. Raz mnie nie zbawi. – Machnęła ręką, po czym jak
zwykle w pośpiechu wyszła do toalety, żeby zaraz wylecieć z niej
jak opętana. Szybko założyła buty, narzuciła dżinsową kurtkę
i krzycząc jeszcze coś do telefonu, wyszła z mieszkania,
trzaskając na odchodnym drzwiami.
Mateusz
uśmiechnął się mimowolnie. Cała Asia.
Dopił
kawę, po czym zerknął na ekran telefonu, na którym pojawiła się
wiadomość od Ryana. Ostatnio pisał z nim niemalże codziennie. Od
pamiętnego piątku już się nie widzieli, Ryan pracował jako
barman (co zabawne, wcale nie w gejowskim klubie) i zarywał
większość nocy w tygodniu, a za dnia odsypiał. Umówili się na
niedzielę, kiedy to Wilson będzie mieć trochę więcej wolnego.
„Dasz
radę. Skopiesz im wszystkim tyłki” – brzmiała odpowiedź
Ryana, a po chwili pojawiła się też kolejna. – „Ale teraz już
serio spadam spać. Przysypiam. Noc była naprawdę ciężka. Nie
wiem co jest nie tak z ludźmi imprezującymi w tygodniu. Kto
normalny idzie do klubu w środę i zostaje tam do piątej rano?”
Mateusz
uśmiechnął się.
„Studenci?”
„Na
wykłady, a nie do klubów!”
Zaśmiał
się, kręcąc z rozbawieniem głową. Naprawdę polubił tego
gościa, a na samo wspomnienie jego miękkich, wydatnych ust, aż
robiło mu się goręcej. Potrząsnął głową, próbując
przywrócić się do rzeczywistości, gdy jego dolna partia ciała
zaczęła odpowiadać na przywołane obrazy namiętnych pocałunków.
Za niecałą godzinę powinien być przecież na uczelni!
„Śpij
dobrze. Ja zwijam na zajęcia.”
„Trzymaj
się” – dostał jeszcze odpowiedź, po czym wrócił do swojej
sypialni, żeby złapać za swoją oversizową kurtkę w kolorze
zgniłej zieleni, a następnie rzucić ją niedbale na krzesło, gdy
zdał sobie sprawę, że się nie uczesał.
–
Kurwa – przeklął, po czym złapał za szczotkę i przeczesał
swoje jasne, proste włosy, które ostatecznie zdecydował się
związać w niedbały koczek. Wypuścił kilka pasm z przodu, po czym
ponownie sięgnął po kurtkę, torbę, w której miał swój dres do
ćwiczeń wraz z jakimś zeszytem i długopisem (wciąż się łudził,
że będzie robić notatki), po czym wybiegł z mieszkania jak
opętany.
Wcale
nie był lepszy od Aśki. Jak widać to u nich rodzinne.
***
Wszedł
do olbrzymiej auli i aż rozejrzał się dookoła, mając wrażenie,
że znalazł się w jednej z tych kultowych komedii o studentach. Sam
nie wiedział dlaczego, ale momentalnie przypomniał mu się
„American Pie” czy „Wieczny student”. Aż uśmiechnął się
pod nosem, po czym ruszył schodkami w dół, do pierwszych rzędów.
Nie
narzekał na swoją znajomość angielskiego, jednak podejrzewał, że
w starciu z pojęciami akademickimi może polegnąć, wolał więc
usiąść jak najbliżej, aby wszystko dokładnie słyszeć. Zabawne,
bo gdyby był w Polsce już siedziałby gdzieś z tyłu, w najmniej
widocznym miejscu, załączając tryb incognito.
Przysiadł
w pustym rzędzie, nikt inny nie był na tyle głupi, aby zajmować
miejsce tak blisko wykładowcy. Najwyżej znajomości zawrze kiedy
indziej, pomyślał, wyciągając zeszyt i długopis, swój jedyny
ekwipunek na tego typu wykłady. Później miał mieć tylko zajęcia
praktyczne, więc podejrzewał, że bardziej od zeszytu przydadzą mu
się wygodne buty i spodnie.
Zerknął
jeszcze na telefon, jednak nie otrzymał już żadnej wiadomości od
Ryana. Wczoraj też pisał z Patrykiem i po długiej batalii z
myślami, powiedział mu o Wilsonie. Patryk zareagował z
entuzjazmem, chociaż Mateusz podejrzewał, że to tylko maska. Mógł
mu nie mówić, a z drugiej strony chciał tym wyznaniem zachęcić
Nejmana do większej otwartości, bo z różnych źródeł wiedział,
że były chłopak odrzucał wszystkie możliwości zawarcia nowych
znajomości.
Westchnął
ciężko, obracając długopis w dłoni, gdy nagle kątem oka
dostrzegł ruch. Zdziwiony spojrzał w bok, dostrzegając
uśmiechniętą twarz Azjatki.
–
Hej! – powiedziała i wskazała na krzesło tuż obok niego. –
Zajęte?
–
Nie, nie – odparł szybko, zabierając stamtąd swoją torbę, by
zaraz przełożyć ją na drugą stronę. – Siadaj. – Uśmiechnął
się. – My już się znamy, no nie?
–
Tak, u pani Henders. – W jej głosie pobrzmiewał mocny, koreański
akcent, który jednak wcale Mateusza nie zrażał, w końcu miał
świadomość, że jego wymowa również była daleka od ideału. –
Jestem Minjin.
–
Matthew – przedstawił się, ściskając jej drobną rączkę. Jak
na Azjatkę przystało, była naprawdę niziutka i szczuplutka. –
Jesteś ze stypendium Dance Time, prawda?
Min
pokiwała głową.
–
Tak. Wiem, że jest jeszcze chłopak z Brazylii i dziewczyna z RPA,
ale chyba nie mają z nami teraz zajęć.
Pokiwał
głową, znów czując ogrom swojego szczęścia. To, że wygrał na
skalę europejską było naprawdę sporym wyróżnieniem.
– Nie
wiedziałem, jak sobie ułożyć plan, a mówią, że gościu od
historii tańca współczesnego jest dość ostry, więc postanowiłem
mieć to jak najszybciej za sobą – wyjaśnił. O tak, możliwość
ułożenia pod siebie planu na studiach było jedną wielką zaletą
i powoli zaczynał to doceniać.
– A
ja brałam co leci – przyznała z szerokim uśmiechem, a Mateusz
mimowolnie stwierdził, że dziewczyna była naprawdę fajna. Gdy po
raz pierwszy się spotkali, nie mieli zbyt wiele okazji do bliższego
poznania, więc tak naprawdę nie wiedział, czy się dogadają. A na
razie wyglądało, że całkiem dobrze im szło.
Nagle
do auli wkroczył wysoki, około pięćdziesięcioletni mężczyzna z
siwizną na głowie i z okrągłymi okularami na czubku nosa.
–
Wybiła nasza godzina – powiedział, zerknąwszy na zegarek wiszący
nad olbrzymimi tablicami za sobą. – Zacznijmy więc. Od razu
mówię, że odpuszczę sobie dzisiaj prawdziwy wykład. Poruszymy
tylko kwestie organizacyjne, a za tydzień zabierzemy się ostro za
robotę. Zadam też państwu teksty, które macie przeczytać, żeby
moje słowa nie trafiały w eter i żebym miał o czym z wami
rozmawiać.
Mateusz
musiał mocno się skupić, aby zrozumieć jego szybko wypowiadane
słowa. Był jednak z siebie zadowolony, bo ostatecznie większość
wypowiedzi załapał.
Może
faktycznie nie będzie tak źle, jak mu się wydawało?
***
Kolejnymi
zajęciami była technika tańca współczesnego, czyli nic innego,
jak po prostu doskonalenie warsztatu pod kątem praktycznym. Mateusz
czekał na to z utęsknieniem, już zżerała go ciekawość, jak te
lekcje będą wyglądać. Musieli przejść do innego budynku, w
którym znajdowały się odpowiednio duże sale, przygotowane do tego
typu zajęć ruchowych. Gdy wszedł do przebieralni zauważył, że
grupa ludzi nie dość, że się zmieniła, to jeszcze powiększyła
od momentu pierwszego wykładu. Będzie musiał się do tego
przyzwyczaić, to nie Polska, w której wciąż przebywało się z
tymi samymi twarzami nie tylko przez czas nauki w szkole, ale też i
na studiach.
–
Hej! Ty jesteś ten ze stypendium? – zagadnął go jakiś chłopak,
kiedy położył swoją torbę na ławeczce tuż pod jedną z
blaszanych szafek.
–
Stawiam, że ty jesteś z Brazylii – odparł, przypominając sobie
słowa Minjin o Brazylijczyku. Niski chłopak z burzą czarnych,
kręconych włosów, spod których wystawały duże, odstające uszy,
uśmiechnął się szeroko, błyskając swoimi krzywymi, ale białymi
zębami.
–
Dokładnie. – Zaśmiał się i podał mu dłoń. – Super poznać
kogoś, komu się poszczęściło, tak jak i mi. – Jego usta znów
wykrzywiły się w uśmiechu. – Skąd tak właściwie jesteś?
– Z
Polski – odpowiedział od razu, zauważając, że kilka chłopaków
podsłuchiwało ich rozmowę.
– To
gdzieś w Rosji? – podłapał siedzący najbliżej blondyn. Mateusz
zerknął na niego z wyrazem boleści na twarzy i jęknął w duchu
na myśl, że tego typu pytania pewnie długo go nie opuszczą.
– Nie
– burknął, siląc się mimo wszystko na neutralny ton. –
Zupełnie inny kraj. Polska leży w Europie.
–
Ponoć zimno jest u was – wtrącił ktoś inny.
– I
niedźwiedzie biegają po ulicach.
–
Niee, to tylko Putin jeździ na niedźwiedziach, a słyszałeś, że
to nie Rosja – padł komentarz, a po nim wybuch śmiechu.
Mateusz
uśmiechnął się mimowolnie, postanawiając jednak nie dementować
plotek. Chyba nie miał w sobie tyle sił, aby stawiać czoła
utartym stereotypom. Zaczął się więc przebierać. Ściągnął
najpierw swój czarny T-shirt z podobizną Barta Simpsona i gdy już
miał włożyć go do szafki, drzwi szatni otworzyły się.
Mimowolnie zerknął w tamtą stronę, żeby zaraz tego pożałować.
Zamrugał,
patrząc na ciemnoskórego chłopaka przemieszczającego się
swobodnym korkiem między rzędem ławek. Śledził go wzrokiem, w
myślach klnąc jak się tylko dało na dwa sposoby – po polsku i
angielsku. Już niemal stracił swój cały zasób brzydkich słów,
gdy ciemne spojrzenie zatrzymało się prosto na nim. Afroamerykanin
zamarł w bezruchu, zmarszczył brwi, jakby usiłując sobie
przypomnieć, skąd się znali, a gdy przywołał scenę z ich
niefortunnego pierwszego spotkania, prychnął z niechęcią i rzucił
torbę na ławkę naprzeciwko.
[i]Cudownie,
pomyślał z niechęcią Mateusz, nakładając swój ulubiony biały
tank top. [i]Z wszystkich ludzi w Nowym Jorku, to akurat jego
musiałem spotkać się na zajęciach.
Do
momentu wyjścia z przebieralni próbował nie zerkać w stronę
nieznajomego psychola, jak już zdążył go nazwać w swoich
myślach. W zamian zajął się rozmową z Brazylijczykiem, który
przedstawił mu się jako Roberto („Może być Rob.”) i na
pierwszy rzut oka wydawał się całkiem sympatyczny. Udawał, że
nic więcej go nie interesuje oraz że Rob opowiadający o swoich
pierwszych dniach w Nowym Jorku całkowicie go pochłonął.
Wreszcie
jednak weszli do dużej sali, a jego wzrok od razu skierował się w
stronę ściany, gdzie na całej długości wyklejono lustra.
Uśmiechnął się z zadowoleniem, czując dreszczyk emocji
wspinający się po jego kręgosłupie. Już nie mógł doczekać się
pierwszych treningów, w szczególności, że pomieszczenie było
naprawdę spore, więc brak przestrzeni nie byłby tu żadnym
ograniczeniem.
–
Witajcie. – Wzrok wszystkich skierował się na drobną dziewczynę,
która pewnym krokiem weszła do sali, w jednej ręce trzymając
jakąś sporej wielkości teczkę, a w drugiej butelkę wody, klucze
i ręcznik pod pachą. – Jeśli chcecie, usiądźcie na podłodze.
Zanim zaczniemy, mamy trochę do obgadania – powiedziała i jakby
nigdy nic opadła na parkiet naprzeciwko nich.
Mateusz
jeszcze rozejrzał się dookoła, a gdy w przeciwległym kącie
dostrzegł znajome azjatyckie rysy twarzy, uśmiechnął się do
siebie i zaraz podszedł do Minjin.
–
Znowu się widzimy – powiedział, siadając obok dziewczyny.
–
Było pięćdziesiąt procent szans – odparła z szerokim
uśmiechem, a on chcąc czy nie, musiał kiwnąć głową. Dobrze
wiedział, że akurat te zajęcia na pierwszym roku były
obligatoryjne i żeby nie ćwiczyli w ścisku, podzielono ich rok na
dwie grupy.
–
Dobrze, więc nazywam się Ashley Cartell, możecie mi mówić po
prostu Ash. Jak nazwa przedmiotu wskazuje, doskonalimy waszą
technikę, ale zanim do tego przejdziemy, muszę sprawdzić, jak to u
was z pamięcią ruchową, koordynacją, izolacją i tak dalej. Po
prostu muszę ocenić, z czym będę się borykać przez najbliższe
lata – dodała z szerokim, rozbawionym uśmiechem. – Ale najpierw
może się przedstawicie? Muszę was poznać, jestem opiekunem
waszego roku, więc jeśli macie jakiś problem, znajdziecie mnie
albo w moim gabinecie, albo na tej sali. Więc? Zacznijmy proszę z
lewej – to mówiąc, spojrzała na Min i posłała jej wyczekujący
uśmiech.
–
Jestem Minjin Jeong, pochodzę z Korei, tańczę już od wielu lat,
głównie modern dance i taniec jazzowy – powiedziała, na co Ash
kiwnęła głową.
–
Dostałaś się na stypendium z Dance Time, prawda? Gratulacje. To
naprawdę wielkie wyróżnienie – pochwaliła, by zaraz przenieść
wzrok na Mateusza.
– Też
jestem z Dance Time – powiedział na wstępie, prostując się
nieco, kiedy poczuł na sobie spojrzenia wszystkich w sali. – Mam
na imię Matthew Skibiński – nie silił się na wyraźną wymowę
– dotąd tańczyłem głównie modern dance, house, trochę jazzu,
ale ogólnie jestem otwarty na wszystko. Chcę jak najwięcej się
nauczyć – zakończył, na co Ash znów błysnęła zębami. Bardzo
często się uśmiechała, co zresztą jaj pasowało, wyglądała na
ten typ człowieka, którego po prostu nie dało się nie lubić.
– To
się ceni. Aż nie mogę się doczekać, aż przejdziemy dzisiaj do
nauki choreografii, jaką dla was przygotowałam. – Potarła ręce
ze zniecierpliwieniem, po czym jej spojrzenie powędrowało dalej, na
siedzącą obok Mateusza dziewczynę.
Słuchał
wszystkich uważnie, ale nawet nie próbował zapamiętać ich imion.
I tak wiedział, że to niewykonalne, więc zapadło mu w pamięci
tylko to najdziwniejsze – Alabama. Nie wierzył, że ktoś mógł
tak nazwać swoje dziecko, w Polsce dziewczynka o imieniu Pomorze
raczej by nie przeszła, nie mówiąc już o tym, jakie katusze
przeżywałaby w szkole. Aż musiał ukryć swój uśmiech za dłonią,
jednocześnie notując w głowie, aby wspomnieć o tym Patrykowi. Na
pewno zrozumie jego punkt myślenia.
Wreszcie
przyszła kolej na znanego już Mateuszowi czarnoskórego chłopaka.
Mimowolnie wyczekiwał momentu, kiedy ten będzie musiał się
przedstawić. Zerknął na jego znudzoną do granic możliwości
minę, czekając.
–
Jestem Blaine Cooper – powiedział tylko i odchylił się do tyłu,
opierając ręce za sobą.
Nic
więcej. Jego imię zawisło w powietrzu i nie wyglądało na to, aby
jego właściciel zamierzał coś jeszcze dodać.
–
Powiedziałabym, że miło mi cię poznać, ale już się znamy. –
Ash kiwnęła w jego stronę głową, a jej zwyczajowy szeroki
uśmiech zmalał o jakąś połowę. Wciąż jednak tkwił na twarzy,
jakby wymuszony. – Zdradź coś więcej. Jakie rodzaje tańca
współczesnego dotąd praktykowałeś?
Spojrzenie
Mateusza znów powędrowało w stronę niezmiernie zblazowanego
Blaina. Chłopak wyglądał na albo wiecznie zdenerwowanego, albo
na znużonego. Jakby nie miał w sobie żadnych innych emocji.
–
Modern, jazz, popping, hip-hop, breakdance, dancehall – powiedział
niemalże na wydechu. Mateusz uniósł brew, nie mogąc ukryć przed
sobą, że ten chłopak – choć wciąż go szczerze nie znosił –
w jakiś sposób go zaciekawił. Aż przygryzł wargę, już się
niecierpliwiąc, kiedy zobaczy go w ruchu i czy w tańcu był równie
bezczelny.
–
Dobrze. – Ashley klasnęła w dłonie, kiedy wszyscy już się
przedstawili. – Przejdźmy do tego co ważne. Nauczę was układu,
trwa jakieś trzydzieści sekund i jest mieszanką kilku gatunków,
żebym mogła wyszczególnić wasze braki. Kilka razy go
przećwiczymy, później dobierzecie się w trójki i przedstawicie
czego się nauczyliście. To nie jest na ocenę – podkreśliła,
patrząc na wszystkich uważnie, a Mateusz poczuł, jak coś zaciska
się na jego gardle. Musi dać z siebie wszystko. Na samą myśl
ogarnął go przyjemny dreszcz emocji, w którym jednak
przebłyskiwało lekkie zdenerwowanie. Nie mógł tego niestety
wyprzeć, dawno już nie czuł tego rodzaju stresu. – Jakieś
pytania? – Nikt się nie odezwał. – To zacznijmy.
Sala,
co zresztą Mateusz już zauważył, była na tyle duża, że wszyscy
mogli się rozstawić i spokojnie ćwiczyć. Ashley włączyła
muzykę, a piosenką, którą wybrała do swojego testującego ich
układu, była „Don't start now” Dua Lipy. Najpierw sama pokazała
im, jak wygląda ułożona przez nią trzydziestostosekundowa
choreografia, po czym zaczęli powtarzać każdy ruch. Ash narzuciła
im szybkie tempo, co zresztą wcale nie zdziwiło Mateusza. Układ
rozgrywał się i w pionie i w parterze, były wymachy, podnoszenia
wyprostowanych nóg do góry, a nawet szpagat, aby obnażyć każde
najmniejsze niedociągnięcie.
Przećwiczyli
wszystko może z cztery razy. Zdecydowanie za mało, aby zwykła
osoba mogła się nauczyć konfiguracji ruchów, ale Mateusz nigdy
nie narzekał na tym polu. Miał dobrą pamięć ruchową, szybko
więc załapał, co jest po czym.
– To
co? Razem? – zagadnęła go Min, gdy Ashley kazała im się dobrać
w trójki.
– To
ja też – odezwał się Rob, który dziwnym trafem stał niedaleko.
Chyba ta krótka rozmowa w szatni sprawiła, że pomyślał o
Mateuszu jak o bliższym kumplu, ale nie chciał teraz narzekać.
Przynajmniej ominie ich problem natury organizacyjnej i zostanie im
więcej czasu na przećwiczenie układu.
Mimowolnie
zerknął w stronę Blaina. Stał z tą swoją naburmuszoną miną,
patrząc na mówiącą coś entuzjastycznie blondynkę (której
imienia Mateusz oczywiście nie pamiętał), tak, jakby chciał ją
zabić. Parsknął, nie mogąc wytrzymać, a kiedy zatrzymało się
na nim czarne, nienawistne spojrzenie, po jego plecach przebiegł
nieprzyjemny dreszcz. Zdał sobie sprawę, że Blaine jest pierwszą
znaną mu osobą, której sam wzrok wystarczył, by odbiorca
rzeczywiście zaczął obawiać się o swoje życie. Nie dał się
jednak, uniósł brew w kpiącym wyrazie, by zaraz jeszcze przewrócić
oczami i następnie, całkowicie już ignorując chłopaka, skupił
się na przećwiczeniu układu. Nie chciał w końcu źle wypaść, w
szczególności, że musiał pokazać na co naprawdę go stać –
został przecież wybrany z setki najlepszych tancerzy w Europie.
Musiał udowodnić, że nie jest tu przypadkiem.
Instruktorka
nie dała im zbyt wiele czasu, bo już po dziesięciu minutach
zarządziła, że zaczynają. Wszyscy usiedli pod jedną ze ścian,
robiąc miejsce na środku. Pierwsza grupa zaczęła tańczyć, a gdy
skończyła, Ashley nic nie skomentowała. Cały czas notowała tylko
coś w swoim kajecie, po czym przyszła kolej na kolejnych.
Najwidoczniej chciała wyrobić się ze wszystkimi w czasie zajęć,
a omawianie poszczególnych błędów zostawiła sobie na później.
Wreszcie
padło na Mateusza, Min i Roba. Ashley włączyła muzykę, a
Skibiński poczuł się tak, jakby cały świat się zatrzymał. Ktoś
wcisnął na pilocie od telewizora pauzę, wszystko przestało się
liczyć prócz piosenki i kroków. Kopnięcie do boku, pique i wypad
do przodu. Jego ciało wydawało się ruszać samo, on tylko nadawał
mu odpowiedniego tempa. Nie mógł przy tym opanować uśmiechu,
wreszcie czuł, że żyje. Spojrzał w stronę publiczności, bo
doskonale wiedział, że kontakt z obserwatorami również był
ważny, kiedy dostrzegł tam jakby mniej naburmuszone, a po prostu
zaciekawione czarne oczy. Patrzyły na niego. Śledziły go uważnie,
bez jakiejkolwiek pogardy czy niechęci. Blaine był po prostu
zaintrygowany, a Mateusz pomyślał, że to jest ten moment, w którym
utrze nosa zarozumiałemu dupkowi.
Dał z
siebie wszystko, przy okazji zwyczajnie świetnie się przy tym
bawiąc. Pod czas tańca nie czuł żadnej presji, więc może dzięki
temu szło mu zaskakująco dobrze. Ostatnie sekundy Ash zostawiła
dla ich interpretacji, mogli zrobić wszystko, byle tylko utrzymać
uwagę publiczności. Mateusz nie zastanawiał się wcześniej, jakie
kroki doda od siebie, przyszło mu to naturalnie. Ślizg na prawą,
jeté, zejście do parteru.
Koniec.
Odetchnął,
podnosząc głowę i zerkając ku swojemu pełnemu zdziwieniu,
samoistnie w stronę Blaine. Chłopak tym razem już na niego nie
patrzył, znudzony przeglądał coś na komórce, jak zawsze mając
gdzieś cały świat. Matusz prychnął, sam nie wiedząc, dlaczego
był tak zirytowany, po czym podniósł się i odszedł na bok,
ustępując miejsca innym.
–
Wyszło dobrze – szepnęła im jakaś wysoka dziewczyna o
latynoskiej urodzie. – Czujecie to – powiedziała, unosząc
kciuki w górze, podczas gdy kolejna grupa już przygotowywała się
do swojego występu.
Min
uśmiechnęła się szeroko, po czym zaraz oklapnęła obok
dziewczyny, ciągnąc za sobą – ku jego ogromnemu zdziwieniu –
Mateusza.
– Ty
też się dobrze ruszasz – pochwaliła zaraz. – Carol, prawda?
Miło poznać.
– A
ty?
–
Minjin. To Matthew, tamten to Rob – przedstawiła ich zaraz, na co
Mateusz pomyślał, że może dobrze się z nią trzymać.
Przynajmniej ominą go wszystkie formalności i zanim się obejrzy, a
już będzie znać połowę uczelni. Przywitał się więc z Carol
uśmiechem, jednak tu już musieli przerwać rozmowę, bo rozbrzmiała
muzyka i następne osoby zaczęły odtwarzać układ.
Mateusz
przyglądał się wszystkim uważnie, próbując wyłapać ich błędy,
co zawsze uważał za dobrą naukę na przyszłość dla siebie.
Podglądając innych wiedział, czego sam powinien unikać.
Wreszcie
przyszła kolej na ostatnią grupę. W jej skład wchodził Blaine,
blondynka, którą ten wcześniej próbował zabić wzrokiem i jakiś
wysoki, szczupły chłopak z całkowicie pospolitymi rysami twarzy.
Mateusz zdał sobie sprawę, że wcześniej nawet go nie zauważył.
Pierwsze
akordy piosenki wypełniły pomieszczenie. Blaine stał na samym
środku i wystarczyło tylko, aby zaczął się ruszać, a on już
wiedział, dlaczego został tam postawiony. Powiedzieć, że Blaine
ruszał się dobrze, to jak nic nie powiedzieć. Wydawało się, że
jego ciało było plastyczne, każda poza przychodziła mu z taką
łatwością, jakby nic innego nie robił, tylko przez ostatnie dni
ćwiczył układ, którego wszyscy przecież nauczyli się w jakieś
pół godziny. Mimo to nie na ciele Mateusz skupił swoją uwagę, bo
ekspresja twarzy była znacznie ciekawsza.
Blaine...
on to kochał.
Aż
uniósł brwi, nie mogąc wyjść z podziwu absurdalności momentu.
Chłopak, który wydawał się mieć wszystkich w głębokim
poważaniu, wiecznie zirytowany bądź znudzony, teraz przekazywał
prawdziwe emocje. A nawet się uśmiechał – ba! Miał naprawdę
ładny, szczery uśmiech. Niezbyt szeroki, bo tego pewnie nie
wytrzymałyby nienawykłe mięśnie twarzy, ale jego duże (cholernie
seksowne, psia mać) usta wyginały się lekko, nadając mu
łagodniejszego wyglądu.
Zgrabnie
przeszedł do szpagatu, z którego podniósł się jak na sprężynie.
Był naprawdę dobrze rozciągnięty i świadomy swojego ciała.
Mateusz zauważył również (nie, żeby się jakoś specjalnie
przyglądał!) ładne mięśnie zarysowujące się pod jasną,
przylegającą do ciała koszulką. Zagryzł dolną wargę i szybko
odwrócił wzrok, przypominając sobie, jaki z niego był dupek.
Całe
szczęście po chwili układ dobiegł końca, kilka ostatnich ruchów
i na twarz Blaina powrócił zwyczajowy grymas, który całkowicie
wybił Mateuszowi fantazjowanie o tym chłopaku. Aż odetchnął, bo
wyraz wiecznego zdenerwowania w żaden sposób go nie pociągał,
wręcz przeciwnie, tylko zachęcał, aby wbić Blainowi pięść
między oczy.
– To
już wszyscy, tak? – zapytała Ash, oglądając się na nich.
Odpowiedziały jej kiwnięcia głową. – Dobrze i tak skończyliśmy
trochę później. Omówimy to na następnych zajęciach, wszystko
się nagrało, a więc będziemy mogli to odtworzyć – powiedziała,
wskazując na swój telefon. – Za tydzień wyjątkowo spotkamy się
w sali wykładowej, abym mogła puścić to na rzutniku i...
Pamiętacie, że w poniedziałek macie wyjazd integracyjny, prawda? –
zapytała, popatrując na nich ciekawsko.
– No
oczywiście! – krzyknął jakiś damski głos, któremu zawtórowały
śmiechy.
Właśnie,
wyjazd.
Mateusz
prawie by o nim zapomniał. Pani Henders przekazała mu już
wszystkie szczegóły. Ponoć zazwyczaj odbywał się przed
rozpoczęciem pierwszego kwartału nauki (kolejne zdziwienie, rok
akademicki dzielił się tu na kwartały, nie semestry), jednak ich
rok był dość... wyjątkowy. Jeszcze kilka dni temu przyjęto
ostatnie osoby, więc zdecydowano się na przesunięcie wyjazdu
integracyjnego na październik, a ten rozpoczynał się już w
niedzielę.
–
Jedziesz, nie? – zagadała go Min, kiedy wszyscy powoli zbierali
się już do szatni.
– No
jasne. – Nie miał zamiaru odpuszczać takiego wydarzenia. Dwa dni
spędzone w gdzieś w lasach pod Nowym Jorkiem, podejrzewał, że to
będzie bardzo długo wspominana impreza, nie mógł jej zignorować.
–
Super. – Min szczerze się ucieszyła. – A ty? – zagadnęła
Roba.
–
Oczywiście!
Mateusz
uśmiechnął się pod nosem, ciesząc się, że chociaż znał już
bliżej tę dwójkę – zawsze łatwiej na początek. Rozdzielili
się z Minjin, Azjatka ruszyła w kierunku damskiej szatni, a oni
skierowali się do męskiej, w której było słychać szum
pryszniców.
Mateusz
już miał sięgnąć do swojej szafki, kiedy zdał sobie sprawę, że
nie ma przy sobie telefonu. Odłożył go na parapet, zanim zaczęli
tańczyć.
–
Wiesz co, ja jeszcze skoczę do sali – powiedział Robowi, na co
ten kiwnął głową i ściągnął z siebie koszulkę, odsłaniając
wyrzeźbiony tors. Mateusz zerknął na niego tylko ukradkiem, po
czym szybko wyszedł. Cóż, był przecież tylko homoseksualnym
dwudziestolatkiem, nic już na to nie poradzi, że czasem lubił
sobie zerknąć. Sam Rob zresztą ogólnie mu się nie podobał, ale
trzeba było przyznać, że ciało miał ładne.
Szybkim
krokiem ruszył ku otwartym drzwiom do sali. Na holu nikogo nie było,
a w reszcie pomieszczeń trwały już zajęcia, nic więc dziwnego,
że głos niósł się po korytarzu i już kilka kroków od wejścia
usłyszał strzępki rozmowy.
– Ale
jesteś pewny? – To z pewnością była Ashley. Miała
charakterystyczny, piskliwy, ale o dziwo nieirytujący głos, który
Mateusz teraz już poznałby chyba wszędzie.
–
Tak. Nie jadę.
– Ale
wyjazd jest opłacony z góry, nic cię to nie kosztuje – próbowała
go przekonać.
– Nie
mam zamiaru jechać.
– Bo?
Podaj mi jeden rozsądny powód. – Ashley wydawała się
zirytowana.
– Nie
będę się męczył dwa dni z bandą idiotów. – Mateusz prychnął,
zatrzymując się pod ścianą. Tak, ta wypowiedź bardzo pasowała
do Blaine'a.
– No
to się pomęczysz. – Ashley zamknęła coś z hukiem, bardzo
możliwe, że swój kajet, w którym zapisywała swoje spostrzeżenia
na temat ich tańca. – Bo jeśli nie pojedziesz, osobiście
dopilnuję, abyś nie zdał egzaminów na koniec kwartału –
powiedziała to z taką złością, o jaką Mateusz by jej nigdy nie
podejrzewał. W końcu wydawała się nieszkodliwą, uroczą i zawsze
uśmiechniętą kobietą. Jak widać Blaine potrafił doprowadzić do
szewskiej pasji nawet kogoś takiego.
– To
żart? – fuknął.
–
Chcesz się przekonać? – zabrzmiało jak wyzwanie. Blaine chyba
jednak się go nie podjął, bo już po chwili Mateusz usłyszał
szybko stawiane, nerwowe kroki, by zaraz spotkać się oko w oko z
wkurzonym chłopakiem. Ten na moment przystanął, jakby
zdezorientowany, a gdy zrozumiał, że Skibiński musiał być
wszystkiego światkiem, w jego oczach błysnęła furia.
– A
ty tu czego?!
Mateusz
przełknął nerwowo ślinę. Blaine wyglądał tak, jakby lada
moment miał się na niego rzucić, a następnie wgnieść pięściami
w posadzkę. Całe szczęście z sali wyjrzała Ashley, w której to
upatrzył swój ratunek.
–
Ja... – Chrząknął. Do cholery, nie chciał brzmieć jak
przestraszona ciota! – Zostawiłem telefon – dodał już pewniej,
prostując się.
Blaine
warknął i wyraźnie powstrzymując się przed czymś więcej,
pchnął tylko Mateusza tak, że ten poleciał na najbliższą
ścianę, a sam szybkim krokiem skierował się do szatni.
– Nic
ci nie jest? – zainteresowała się zaraz Ash, podchodząc do niego
prędko. Skibiński pokręcił głową i aż drgnął, kiedy po
korytarzu rozniósł się huk zamykanych z trzaskiem drzwi. –
Postulowałam już u dyrekcji, żeby go wydalono, ale jak się
okazuje, to wcale nie jest łatwe, kiedy jest się czarnoskórym
geniuszem – powiedziała cicho z niesmakiem. – I na dodatek ma
się na koncie kilka wygranych konkursów międzystanowych –
dodała, patrząc na Mateusza tak, jakby szukała w nim zrozumienia.
Kiwnął głową, a następnie wskazał na salę.
Nie
chciał dalej rozmawiać o Blaine'm. Po pierwsze, wydawało mu się
to bardzo nieprofesjonalne ze strony nauczyciela akademickiego, po
drugie... cóż, chyba miał już tego chłopaka na dzisiaj
serdecznie dosyć.
– To
mogę ten telefon?
–
Ach, tak, tak. Jasne. – Ash przepuściła go w drzwiach, a kiedy
znalazł swoją zgubę, drzwi szatni otworzyły się. Blaine wyszedł
z pomieszczenia szybkim krokiem i skierował się ku wyjściu z
budynku.
Mateusz
odetchnął.
Przynajmniej
dzisiaj się już więcej nie spotkają.
Uuu historia się rozkręca już mnie ciekawi co ty planujesz im na tym wyjeździe sprawić ??? A może Mati będzie z B. w jednym pokoju??? Rozdział jak zawsze świetny pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA ja już widzę tę czarną i białą panterę we wspólnym tańcu. Oj polecą iskry, bo przeciwności się odpychają, ale jeszcze częściej przyciągają. Czemu B. jest taki, jaki jest? Pozdrawiam i czekam na więcej - Beata
OdpowiedzUsuńCo za porąbana baba z tej nauczycielki, a co ją to obchodzi czy ktoś jedzie na integrację czy nie. Rozumiem wkurw Blaina. A tak w ogóle, super fajny rozdział :D Cały czas mam mega szacun dla Mateusza,ja bym w życiu nie ogarnęła wykładu po angielsku i to z historii tańca.
OdpowiedzUsuń