Miłego czytania! Dajcie znać, czy w ogóle zaczynacie czuć to opowiadanie :)
Williamsburg nocą
Leżał
na kanapie, oglądając powtórkę jednego z tych amerykańskich
programów rozrywkowych, których urywki widział jedynie na YouTube,
zamieszczone tam głównie dla wyśmiania „głupich amerykanów”.
Rzeczywiście, fabuła programu nie była zbyt mądra i zdecydowanie
zbyt mocno naciągnięta, jednak o godzinie ósmej rano nie mógł
narzekać. Jego mózg nie zdążył jeszcze wskoczyć na odpowiednie
obroty, więc obejrzenie czegokolwiek bardziej ambitnego nie
wchodziło teraz w grę.
Na jego
brzuchu rozłożył się Churchill, niezwykle zmęczony swoimi kocimi
obowiązkami. Spał głęboko, mając gdzieś to, co działo się
dookoła. Mati uśmiechnął się pod nosem z rozbawieniem, leniwie
tarmosząc puchate futro zwierzęcia.
–
Cholera, jeszcze ładowarka do telefonu – warknęła Asia i z
jednym trampkiem założonym na stopę pokuśtykała w stronę swojej
sypialni.
–
Chyba już jesteś spóźniona – krzyknął jej Mateusz, zerkając
kątem oka na zegar.
– Nic
nowego – odpowiedziała, po czym wróciła do przedpokoju, aby
dokończyć ubieranie się. – A ty? Masz jakieś plany na wieczór,
czy znowu zastanę cię na kanapie wpieprzającego Doritosy?
Mateusz
wydął z niezadowoleniem wargi, ale doskonale wiedział, że ciotka
trafiła w samo sedno. Do rozpoczęcia studiów pozostał mu tydzień,
a on, jedyne co ostatnimi dniami robił, to kilkugodzinna przebieżka
metrem, pokręcenie się po jakiejś dzielnicy miasta, powrót na
Brooklyn, zajście do sklepu – cola i czipsy w łapę – i powrót
do mieszkania. Powoli już zaczynał mieć dość takiego życia,
zawsze działał na wysokich obrotach, a tu proszę, obżerał się
najgorszym syfem i karmił umysł durnymi programami. Całe szczęście
przestrzegał swoich porannych ćwiczeń, najpierw porządne
rozciąganie (nie chciał w końcu wyjść z formy), a później
jogging na minimum pięć kilometrów. Gdyby nie to, już dawno
hodowałby pewnie oponkę na brzuchu.
Co
jednak innego miałby robić, jak kompletnie nikogo tu nie znał?
Jasne, Patryk podpowiadał mu, aby założył Tindera (albo najlepiej
Grindra) i wreszcie wyszedł do ludzi, jednak Mateusz zawsze był
negatywnie nastawiony do tego typu portali. Wolał świat
rzeczywisty, wtedy przynajmniej wiedział, z kim rozmawiał.
– A
co mam robić? Spoko, za tydzień będę każdego wieczora rozbijać
się na studenckich imprezach w akademikach. Myślę, że będziesz
ze mnie dumna – parsknął i co najgorsze, wcale w to nie wątpił.
O ile mama po takich słowach dostałaby zawału, to Aśka pewnie
jeszcze by mu przyklasnęła.
– To
może wyjdziesz już dzisiaj? Nawet cię gdzieś podrzucę –
powiedziała, stając już przy drzwiach w pełni ubrana. Mateusz aż
wychylił się z kanapy, by posłać jej podejrzliwe spojrzenie.
–
Chcesz tu kogoś przyprowadzić? Jak tak, to mów wprost, ulotnię
się na ile trzeba.
Asia
przewróciła oczami, po czym nagle zaczęła grzebać w swojej
dużej, beżowej torebce, która nijak nie pasowała do sportowego
stylu jej właścicielki. Ciocia Mateusza, mimo że była starsza od
jego mamy, podchodziła do życia znacznie luźniej, nie wciskała
się w niewygodne garsonki i nie męczyła stóp wysokimi szpilkami.
Sięgające ramion włosy zazwyczaj wiązała w wysokiego kucyka,
bądź w niechlujny koczek i jedyne, co nakładała na twarz, to
kremy. Mimo to wyglądała naprawdę dobrze i na co najmniej dziesięć
lat mniej.
– Od
razu przyprowadzić, uwierz mi, robię się na to za stara, ale ty
nie. Mógłbyś iść do jakiegoś klubu, czy coś – to mówiąc,
wciąż szperała w torebce.
Mateusz
wzruszył ramionami, powracając spojrzeniem na ekran telewizora.
– I
tak nie mam skończonych dwudziestu jeden lat, mogę sobie co
najwyżej postać pod klubem.
– Już
nie, Joseph – powiedziała i z niepokojącym uśmiechem podeszła
do niego, trzymając coś w dłoni. Mateusz popatrzył na plakietkę
niepewnie, nie wiedząc, czego się spodziewać.
– Co
to?
–
Twój fake ID.
Mateusz
zamrugał, po czym niepewnie sięgnął po dokument, na którym
znajdowało się zdjęcie... cóż, na pewno nie jego. Był na nim
jakiś blondyn z dłuższymi włosami, ale Skibiński z pewnością
nie miał z nim nic wspólnego.
– To
chyba nielegalne?
Asia
przewróciła oczami, jakby rozczarowana takim pytaniem. Mateusz
uśmiechnął się z rozbawieniem, zdając sobie sprawę, że chyba w
tej sytuacji zamienili się miejscami, bo to ciotka powinna być tą
zmieszaną stroną, a nie jeszcze podsuwać mu nielegalne dokumenty
pod nos.
–
Matt, wyluzuj troszkę, co? Większość dzieciaków ma podrobiony
ID, sama miałam, jak byłam w twoim wieku! – prychnęła i
brakowało jeszcze tylko, by dodała „wstyd mi za ciebie!”.
Mateusz na samą myśl o tym parsknął śmiechem, ale nie zamierzał
się już wykłócać.
–
Więc co? Mam dzisiaj iść na miasto?
–
Zróbże coś ze sobą, bo młody jesteś, a czas marnujesz –
zrugała go, zakładając ręce na piersi.
Pokiwał
głową, dochodząc do wniosku, że może faktycznie dzisiaj gdzieś
wyjdzie? Nawet jeśli nie uśmiechało mu się łażenie nocą w
pojedynkę, były przecież jeszcze Ubery.
– Czy
ty nie byłaś przypadkiem spóźniona? – zapytał, zerknąwszy
jeszcze na zegarek. Zaśmiał się, gdy Asia spojrzała najpierw na
niego w popłochu, a później czym prędzej ruszyła w stronę
wyjścia z cichym „fuck” na ustach. – Miłego dnia! –
krzyknął jeszcze w jej stronę, ale odpowiedziało mu tylko
trzaśnięcie drzwiami.
***
Mateusz
rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie w stronę lustra, po czym
przeszedł do salonu, w którym już czekała na niego Aśka z puszką
piwa. Grzebała chwilę coś w swoim telefonie, a gdy podniosła
spojrzenie, aż zagwizdała.
– No,
zaraz lepiej niż w tych dresach – pochwaliła, a on tylko wzruszył
ramionami i odgarnął swoje długie, sięgające ramion jasne włosy
do tyłu. Zazwyczaj je wiązał – przeszkadzały w tańcu i ogólnie
były niewygodne, ale tak już się do nich przyzwyczaił, że nie
mógłby ich obciąć. Dzisiaj jednak postanowił zostawić je
rozpuszczone, w końcu to pierwszy wieczór, którego nie spędzał
na kanapie, czyż nie? – Chodź, napijesz się z ciotką, a później
leć gdzie tam chcesz. Tylko mi powiedz, gdzie, żebym w razie co
wiedziała – to mówiąc, otworzyła swoją puszkę.
Zawahał
się przez moment, ale nim odpowiedział, sięgnął po swoje piwo,
będące miniaturką tych, które można było znaleźć na półkach
sklepowych w Polsce. Miało zaledwie trzysta mililitrów i o wiele za
mało procent, by Mateusz mógł coś po nim poczuć.
–
Będę na Williamsburg, znalazłem taki klub i zobaczę czy spoko,
jak nie to wrócę... – mruknął enigmatycznie, nie chcąc
zagłębiać się w szczegóły. Nigdy nie chwalił się nikomu z
rodziny swoją orientacją i chociaż podejrzewał, że Asia mogłaby
do tego podejść całkowicie na luzie, to nie chciał, aby
informacje o tym dotarły do jego mamy, czy – nie daj boże –
ojca.
– Jak
coś, jestem pod telefonem. Pewnie długo dzisiaj nie zasnę, jutro
pierwsza wolna sobota od nie wiem kiedy, trzeba uczcić – rzuciła
z szerokim uśmiechem, unosząc nieco wyżej puszkę piwa w wyrazie
toastu. Mateusz zaśmiał się i kiwnął głową.
Wypicie
trunku nie zajęło mu długo, już po chwili zbierał się do
wyjścia i wskoczył – jak zwykle – w metro. Z dnia na dzień
coraz bardziej ogarniał jego linie i orientował się w okolicy, nic
dziwnego, skoro potrafił spędzać godzinami na bezsensownym
jeżdżeniu po mieście.
Wreszcie
dojechał na Williamsburg, które już doskonale znał, bo niedaleko
znajdował się Greenpoint, będący jego jednym z głównych
punktów, jakie odhaczył zaraz po przylocie do Nowego Jorku.
Wyczytał w Internecie, że znajduje się tu kilka przyjemnych barów
i klubów gejowskich, więc stwierdził, że czemu nie sprawdzić
tego na własną rękę? W szczególności, że niczego nie oczekiwał
od tego wieczora.
Na
zewnątrz kręciło się sporo młodych ludzi, co zresztą wcale nie
dziwiło – w końcu był piątkowy wieczór, a Williamsburg był
popularną dzielnicą Brooklynu. Wszedł do pierwszego shot baru,
jaki znalazł po drodze, aby troszkę jeszcze wypić. Wciąż czuł
się zbyt trzeźwy, zresztą, zegarek wskazywał zaledwie kilkanaście
minut po dwudziestej drugiej, ta godzina była młoda nawet jak na
standardy gdańskiego życia nocnego, co tu dopiero mówić o tym
nowojorskim.
Zamówił
kilka smakowych shotów, robiąc sobie przy tym zdjęcie i
podrzucając je znajomym na konwersacji grupowej. Uśmiechnął się
smutno do ekranu telefonu, nawet nie chcąc myśleć, jak żałośnie
mógł wyglądać, siedząc sam, pijąc i odzywając się do ludzi, z
którymi zapewne zaraz urwie mu się kontakt.
„Wypij
moje zdrowie!”
„Niby
miałeś tańczyć, a nie chlać! Wiedziałem, że coś tu nie gra!”
„Boże,
jakbym chciała być teraz z tobą.”
Czytał
wszystkie wiadomości od kolegów czując mocny uścisk w gardle.
Niewiele myśląc, wlał w siebie wódkę o posmaku malinowym i aż
się skrzywił. Nie lubił tego cholerstwa, jednak tak jak i w
Polsce, tak i tutaj, wódka była bardzo łatwo dostępna – i w
miarę tania. Wolał więc zaoszczędzić trochę pieniędzy, niż
wlewać w siebie whisky, tak jak to zawsze robił Patryk.
Na samą
myśl o byłym chłopaku humor mu się tylko pogorszył. Zacisnął
rękę na dopiero co opróżnionym kieliszku i zaraz sięgnął po
kolejny – zamówił takich cztery. Gdy przełknął drugą porcję,
jego telefon zawibrował oznajmiając nadejście wiadomości. Tym
razem jednak już nie na konferencji, a prywatnej. Otworzył ją, a
kiedy z dopiero co zrobionego zdjęcia popatrzyły na niego brązowe
ślepia, przez moment miał wrażenie, że złapie pierwszy lepszy
samolot i wróci do Polski.
Patryk
wysłał mu fotkę z piwem oraz podpisem „no to zdrowie”.
Doskonale wiedział, że nie powinien być tym zaskoczony. W końcu
jeszcze gdy mieszkał w Gdańsku codziennie wysyłali sobie przeróżne
zdjęcia z przeróżnych sytuacji, jednak w tej chwili czuł się
tak, jakby ktoś uderzył go w twarz.
Wiedział,
że będzie tęsknić, ale nie miał pojęcia, że rozłąka będzie
tak bolesna. Niczego bardziej na świecie teraz nie pragnął, niż
możliwości przytulenia się do Patryka. Nie musieli nawet nic
więcej robić, chciał go tylko mieć w swoich ramionach i czuć
jego obecność.
–
Hej. – Spojrzał w bok, na pochylającego się w jego stronę
bruneta z szerokim, zniewalającym uśmiechem, na który Mateusz
zwrócił uwagę w pierwszej kolejności. Dopiero później omiótł
spojrzeniem resztę jego sylwetki. – Czy mi się wydaje, czy
siedzisz sam?
– Sam
– odparł, obracając pusty kieliszek w dłoni.
– No
to dobrze się składa – odpowiedział mężczyzna i wyciągnął
przed siebie rękę. – Jestem Ryan Wilson – przedstawił się, a
Mateusz nie mógł nie odpowiedzieć na uśmiech, jaki wciąż
malował się na twarzy bruneta. Uścisnął jego dłoń.
–
Matthew... – zawahał się po czym parsknął śmiechem. –
Nazwiska chyba nie chcesz słyszeć.
Jedna z
ciemnych, idealnie wykrojonych brwi powędrowała do góry. Ryan był
przystojny, miał męskie rysy twarzy z mocno zarysowaną żuchwą i
kośćmi policzkowymi, do tego prosty, długi nos i ładne, pełne
usta. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie był w jego typie.
– Bo?
– Nie
dasz rady nawet powtórzyć – wyjaśnił, odwracając się bardziej
w stronę chłopaka i przez wypity alkohol, który ewidentnie go
ośmielił, posłał mu zadziorne spojrzenie.
–
Sprawdź mnie. – Ryan odpowiedział pewnie na jego wzrok, tym razem
uśmiechając się kątem ust, przez co po plecach Mateusza przebiegł
dreszcz podniecenia. Im dłużej patrzył na mężczyznę, tym
bardziej mu się on podobał, miał w sobie coś dzikiego, co go
pociągało.
–
Skibiński – zdradził wreszcie, siląc się na jak najmocniejsze
zaakcentowanie wszystkich spółgłosek. – Tak właściwie to nie
Matthew, tylko Mateusz Skibiński.
Ryan
patrzył na niego przez chwilę, jakby próbował powtórzyć w
myślach to, co właśnie usłyszał, by zaraz zaśmiać się wesoło.
Pokręcił głową ze zrezygnowaną miną.
–
Okej, okej, masz mnie. Nie powtórzę, nie chcę się ośmieszać. To
co tu robisz?
– Tu?
Piję alkohol – odpowiedział, choć zdawał sobie sprawę, że nie
o to pytał Ryan. Mężczyzna przewrócił oczami, po czym przysunął
sobie swojego drinka i wskazał na nim ruchem głowy.
– No
to jest nas dwóch. Ale mówię o Nowym Jorku. Wycieczka?
–
Studia – sprostował i sięgnął po pełny kieliszek. – A
dzisiaj wyszedłem, żeby zobaczyć, jak wygląda tu nocne życie.
–
Mogę być twoim przewodnikiem – odpowiedział Ryan i czy się
Mateuszowi zdawało, czy właśnie był podrywany? Rozejrzał się
jeszcze ukradkiem po wystroju baru, ale nic nie wskazywało na to,
aby był to bar LGBT-friendly, mimo że w okolicy znajdowało się
parę takich miejsc.
Nie bał
się, że dostanie w zęby? Chociaż gdy Mateusz tak dłużej
wpatrywał się w jego uśmiech, dochodził do wniosku, że naprawdę
szkoda byłoby tak ładnych, równiutkich i co najważniejsze –
białych – zębów.
–
Tylko wiesz, że nie zamierzam chodzić po miejscach dla heteryków?
– Mateusz postanowił podjąć grę. W końcu od tygodni
doskwierała mu samotność i może nie chciałby z Ryanem lądować
w żadnej publicznej toalecie, to lekki flirt nikomu jeszcze nie
zaszkodził. Przecież, cholera, był młody, atrakcyjny i co
najważniejsze – wolny. Nie musiał się przed niczym hamować, a
Ryan jak na razie przypadł mu do gustu.
Ryan w
pierwszym momencie wydawał się zaskoczony, by chwilę później
złapać za szklankę ze swoim drinkiem i stuknąć nią o kieliszek
Mateusza.
– To
się dogadamy – powiedział, po czym wziął dużego łyka swojego
drinka, cały czas nie spuszczając uważnego spojrzenia ze
Skibińskiego. Poczuł mrowienie przebiegające mu wzdłuż
kręgosłupa, ale nie odwrócił wzroku, tylko również wbił go w
Ryana, po czym pociągnął całego shota naraz. W stłumionym,
zabarwionym na niebiesko barowym świetle oczy Wilsona wydawały się
być wręcz chabrowe.
– Ta?
Znasz jakieś godne pedałów miejscówki? – Teraz, kiedy wiedział
już, że grali w tej samej drużynie, nie zamierzał się hamować z
podobnymi tekstami. Ryanowi najwidoczniej się to spodobało, bo
odpowiedział mu tym swoim porażającym uśmiechem.
–
Jedną czy dwie. Spodoba ci się – obiecał. – A tak w ogóle,
jesteś z Rosji? – zapytał, na co Mateusz miał ochotę uderzyć
twarzą w blat. Odkąd tu przyleciał, słyszał podobne pytania już
nie raz.
–
Skąd taki pomysł?
–
Dziwne imię i nazwisko, plus mocny akcent. – Wzruszył ramionami.
– Brzmisz jak Rosjanin.
–
Jeszcze jedno takie porównanie i się żegnamy – ostrzegł, ale
zaraz załagodził to rozbawionym uśmiechem. – Jestem z Polski.
–
Aha.
– Nie
udawaj, że wiesz gdzie to jest. – Przewrócił oczami, na co Ryan
parsknął śmiechem. Miał ładny, melodyjny głos.
Cholera,
czy on musiał być taki idealny?
– W
Europie?
Mateusz
pokiwał głową.
–
Okej, jednak możemy jeszcze trochę ze sobą pogadać.
Ryan
znów błysnął zębami, po czym mrugnął do niego.
–
Łaskawca – parsknął. – To co, dopijamy i zdajesz się na mój
gust co do klubów?
–
Chyba nie mam żadnej innej opcji – odparł Mateusz, ale uśmiechnął
się do niego lekko. – To co? Za wieczór?
Ryan
kiwnął głową, po czym znów stuknął swoją szklanką o jego
kieliszek.
–
Będziesz go długo wspominać – powiedział niemalże obiecująco,
odrobinę za długo wpatrując się Mateuszowi prosto w oczy, przez
co ten po raz kolejny poczuł wspinające się po jego plecach
podniecenie.
Cholera.
Naprawdę musiał mieć szczęście, żeby wpaść na takiego faceta
za pierwszym razem wyjścia na miasto.
***
Ryan
zaprowadził go do jakiegoś klubu znajdującego się przecznicę od
baru, w którym się poznali. Była to ulica ewidentnie tętniąca
życiem zarówno w nocy, jak i za dnia. Znajdowały się na niej
jeszcze jakieś dwa puby, prawdopodobnie również LGBT-friendly oraz
cała masa – teraz już zamkniętych – sklepów, a nawet jedna
kawiarnia i piekarnia. Ludzie krążyli tutaj nawet o tej dość
późnej godzinie, jednak w większości nie zatrzymywali się we
wcześniej wspominanych pubach, tylko szli gdzieś dalej. Nie ma co
się zresztą dziwić, Williamsburg miał sporo ciekawych lub – co
ważniejsze – modnych i przede wszystkim instagramowych miejscówek,
w których przebywanie podnosiło społeczny prestiż. Tak
przynajmniej wytłumaczył to Mateuszowi Ryan.
–
Dowody – przywitał ich ze znużeniem ochroniarz, stojący przed
wejściem do klubu o sztampowej nazwie Heaven*. Mateusz popatrzył
na kolorowy napis wdzięczący się nad wejściem i aż uśmiechnął
się z politowaniem, bo ile to już takich klubów na świecie było?
Miał wrażenie, że właścicielom prowadzącym tego typu miejsca
dla mniejszości homoseksualnej doskwierał brak kreatywności.
Wszędzie te same banalne nazwy i krzykliwe neony.
Ryan
zerknął kątem oka na Mateusza, samemu sięgając po swój portfel.
Zgrabnym ruchem wyciągnął z niego dowód, po czym odsunął się
na bok, by Mateusz mógł pokazać swój. Ten, jakby nigdy nic, jakby
setki razy pokazywał już swoje podrabiane dokumenty, wyciągnął
ID i podsunął go ochroniarzowi pod nos z najbardziej zblazowaną
miną, na jaką było go stać.
–
Miłego wieczoru, Ryan, Joseph. – Świńskie oczka mężczyzny
popatrzyły na nich, a na jego wąskich ustach pojawił się lekki
uśmieszek. Mateusz wzdrygnął się wewnętrznie na to, ale nic nie
powiedział. Duzi, łysi i ponad dwadzieścia lat starsi faceci nie
byli w jego typie. Czym prędzej przemknął obok ochroniarza,
udając, że wcale nie zauważa jego spojrzenia, po czym blaszanymi
schodami zszedł niżej, prosto do szatni, która teraz – w połowie
wyjątkowo upalnego września – świeciła pustkami. Na wieszakach
wisiało tylko kilka cienkich kurtek czy bluz, a znużona starsza
szatniarka, czytająca jakieś czasopismo dla kur domowych, nawet nie
zwróciła na nich uwagi.
–
Joseph? – Ryan posłał mu rozbawione spojrzenie, na co Mateusz
przewrócił oczami, ale nie mógł się przy tym nie uśmiechnąć.
Gdyby nie Asia, na pewno by go dzisiaj tu nie było. Chyba będzie
musiał podziękować ciotce za pchnięcie go do popełnienia
przestępstwa.
–
Słyszałem, że to standard wśród amerykańskiej młodzieży.
Ryan
wzruszył ramionami.
– Ja
przez długi czas legitymowałem się jako Aaron.
–
Pasuje ci – stwierdził Mateusz, po czym przeszli dalej, prosto do
sporej sali z ogromnym parkietem i trzema rurami do tańca na środku
– w tym jedna z nich była na podwyższeniu. Muzyka huczała im w
uszach, DJ miksował jakieś tegoroczne wakacyjne hity, kilka osób
tańczyło, kilka piło, ale na razie to byłoby na tyle. – I to
jest ten świetny klub? – zapytał, pochylając się do Ryana, aby
krzyknąć mu do ucha.
–
Jeszcze się rozkręci – odkrzyknął mężczyzna i złapał go za
przegub ręki, aby zaraz pociągnąć w stronę kanap. – Wciąż
jest wcześnie.
Odeszli
trochę od głośników i parkietu, prosto do wnęki, w której
znajdowała się długa – i co ważniejsze – pusta loża. Mateusz
zerknął niepewnie na skórzaną tapicerkę sofy, zastanawiając
się, czy usadzić tu swoje cztery litery, ale gdy Ryan opadł na nią
bez zawahania, poszedł w jego ślady.
Cóż,
teoretycznie w Sopockim HAHu też mogły dziać się różne
nieprzyzwoite rzeczy, prawda?
–
Więc ile masz lat? – zagadał od razu Ryan.
–
Siedemnaście – powiedział całkowicie poważnie, a gdy Wilson
zwrócił na niego zaskoczone i nieco spłoszone spojrzenie, parsknął
śmiechem. – Dwadzieścia, w styczniu kończę dwadzieścia jeden –
uspokoił go, ale mina Ryana była warta tego małego kłamstewka. –
A co? Bałeś się, że jestem nielegalny? Bo u was to chyba od
osiemnastki?
Ryan
prychnął i wyraźnie się rozluźnił.
–
Szesnaście, gdybyś był kobietą – powiedział, pochylając się
do Mateusza i patrząc mu głęboko w oczy. Po jego plecach znów
przebiegł ten przyjemny, elektryzujący dreszcz rozlewający się po
całym ciele. Zwilżył nerwowo usta, nie odwracając wzroku. Ryan
miał naprawdę cudowne oczy. – Osiemnaście w naszym przypadku.
– To
chyba nie masz się czego bać – rzucił, ale poczuł, jak wzbiera
się w nim nerwowość. Mimo wypicia niemałej ilości alkoholu,
zaczął czuć się przy Ryanie dziwnie skonsternowany. Zupełnie
jakby... naprawdę nie chciał się przed nim zbłaźnić?
Nagle
jednak DJ zmienił koncepcję i zrezygnował z najnowszych kawałków
na rzecz starszych, dobrych hitów. Z głośników popłynęły
pierwsze akordy „Hung Up”.
–
Tego nie możemy opuścić – powiedział Ryan ze śmiertelnie
poważną miną. Mateusz popatrzył na niego i zaśmiał się z jego
nagłego zrywu.
– Bo?
– To
Madonna! – Posłał mu spojrzenie pełne politowania i
niezrozumienia zarazem. – Królowa!
Teraz
Mateusz nie mógł już powstrzymać się od śmiechu. Ryan był
uroczy... w pewnym sensie. Bo wyglądał jak obraz kobiecych marzeń,
sto procent heteryka w heteryku, chciałoby się powiedzieć, a
słuchał Madonny.
– To
ile ty masz lat? Nie mów mi, że jesteś stetryczałym pedziem, bo
zaraz ucieknę.
Ryan
prychnął urażony, jednak zaraz się uśmiechnął po czym wstał i
złapał go za rękę, aby pociągnąć w stronę parkietu.
–
Najpierw tańczymy, później pijemy. Udam, że nie słyszałem tego
o stetryczałym pedziu.
Wyszli
na parkiet, gdzie zrobiło się już tłoczniej. Przetańczyli
piosenkę do końca, jednak zaraz po niej z głośników rozbrzmiał
głos Miley Cyrus i pierwsze akordy „Unholy”, DJ postanowił go
jednak nieco zmiksować by brzmiał bardziej klubowo.
– To
jest prawdziwa królowa! – zakrzyknął Mateusz, ani myśląc teraz
iść pić. Ryan przewrócił oczami, ale uśmiechnął się kątem
ust w taki sposób, że Skibiński na moment zapomniał jak się
oddycha.
–
Madonnie może czyścić buty – prychnął, jednak zostali do
samego końca utworu. Dopiero później podeszli do baru, przy którym
już ustawiła się niemała kolejka. Heaven z chwili na chwilę
coraz bardziej zapełniało się ludźmi, ale Mateusz nie zamierzał
narzekać. Czuł się przyjemnie rozluźniony przez wypity dotąd
alkohol, taniec oraz oczywiście obecność Ryana. Naprawdę polubił
tego faceta, z którym równie dobrze się tańczyło, jak i
rozmawiało.
Oczywiście
nie szedł na całość w tańcu, nie lubił tego typu popisówek w
klubach. Zawsze się ze znajomymi nabijali z ludzi, którzy z
parkietu w podrzędnym klubie robili sobie istny dancefloor, chwaląc
się przed innymi imprezowiczami, niemającymi nic wspólnego z
tematem, swoimi umiejętnościami.
Mimo
to, zrobiło mu się miło, kiedy Ryan, gdy już dostali zamówione
drinki, powiedział:
–
Naprawdę dobrze się ruszasz.
Nie
pierwszy raz to przecież słyszał, a już na pewno nie pierwszy raz
od laika i nie po takim typowo klubowym potupańcu, w którym to
głównie przenosiło się ciężar z nóżki na nóżkę. A jednak
poczuł, jak coś przyjemnie ciepłego wypełnia go od środka.
–
Dziękuję. Bo w sumie ci nie powiedziałem... – Ryan wbił w niego
uważne spojrzenie. Cholera, te jego przeklęte migdałowe oczy! –
Co do tych studiów, dostałem się na stypendium taneczne. –
Wzruszył ramionami.
–
Serio? Wow – wydukał, tylko dlatego, by zaraz posłać mu
czarujący uśmiech. – Jak tak dalej pójdzie to się jeszcze w
tobie zakocham.
Mateusz
poczuł jak uderza w niego fala gorąca. Dziękował za klubowe
ciemności i słabe, czerwone światło, które właśnie na niego
padało, bo doskonale wiedział, że na jego jasnej skórze wszystko
było doskonale widać. Patryk zawsze mu to powtarzał, po czym
zazwyczaj dodawał, że to „urocze”.
Nie.
Dla Mateusza zdecydowanie nie było w tym niczego uroczego.
Nie
odpowiedział, tylko pociągnął swojego drinka, a Ryan
nieskrępowany płynnie zmienił temat. Gdy wypili, znów poszli na
parkiet, na którym już niestety musieli trochę odpędzać się od
innych zalotników. W pewnym momencie, kiedy ponownie zeszli na bok,
aby usiąść i porozmawiać, Ryan zaśmiał się nawet, że muszą
urządzić zawody, który z nich wyrwie więcej. Żart okazał się
jednak tylko żartem, Mateuszowi nie wydawało się, aby mężczyzna
był zainteresowany kimkolwiek innym. Cały wieczór spędzili razem,
pijąc, tańcząc i po prostu dobrze się bawiąc, ale napięcie
między nimi zwiększało się z każdym kolejnym drinkiem. Nic
jednak się nie wydarzyło, Ryan trzymał rączki przy sobie, a więc
i Mateusz nie zamierzał wychodzić z inicjatywą.
Wreszcie
jednak wybiła godzina czwarta nad ranem. Mimo że w Heaven zabawa
trwała w najlepsze, postanowili się jednak zmyć.
–
Odprowadzę cię na metro – zaproponował Ryan, kiedy wspinali się
chwiejnie po metalowych schodach.
–
Dotrę sam... – Mateusz spróbował oponować, chociaż szczerze
mówiąc nie miał co do tego pewności. Nie wiedział, czy w obecnym
stanie tak łatwo dotarłby na stację, z jednej strony czuł się
dobrze, jednak znając już swoje możliwości, wiedział, że musi
być ostrożny. Potrafił wypić naprawdę duże ilości alkoholu i
mogło się wydawać, że jest w miarę trzeźwy, jednak zawsze wtedy
nadchodził ten jeden moment. Ułamek sekundy, który zmieniał
wszystko – a dokładniej zmieniał Mateusza w niezdolne do
podejmowania racjonalnych decyzji zwłoki.
–
Przestań i tak idę w tym kierunku.
–
Mieszkasz tu gdzieś? – zapytał i aż odetchnął, gdy chłodne
powietrze poranka ogarnęło jego zgrzane od tańca i wypitych
procentów ciało.
–
Mhm, niedaleko.
Mateusz
kiwnął głową i zerknął jeszcze na Ryana, który również w tym
momencie na niego patrzył. Aż wciągnął powietrze nosem, bo dawno
już nie czuł tak intensywnego spojrzenia, zupełnie jakby właśnie
był nim rozbierany. Zwilżył nerwowo wargi i tyle wystarczyło, aby
Ryan się do niego najpierw zbliżył, a później pchnął go na
ścianę pobliskiego budynku.
Zakręciło
mu się w głowie, kiedy poczuł miękkie usta miażdżące w
pocałunku jego własne. Ryan nie był delikatny, ale Mateusz nawet
tego nie oczekiwał, tylko uchylił wargi zapraszająco i aż jęknął,
kiedy mężczyzna przycisnął go bardziej do ściany, wsuwając nogę
między jego uda. Objął go kurczowo ramionami dookoła szyi,
próbując nadążyć za pocałunkiem, ale chyba był na to zbyt
pijany. Jego pomruki ginęły w ustach Ryana, co zdawało się go
tylko nakręcać, gdy nagle gdzieś z boku padło pełne nienawiści:
–
Pierdolone pedały! Kurwa! Spierdalać stąd! – Może i by nawet
tego nie usłyszeli, gdyby nie puszka, która poleciała w ich
stronę.
Ryan
momentalnie oderwał się od ust Mateusza, po czym obejrzał się na
ledwo stojącego mężczyznę. Przez moment w oczach Wilsona widać
było tylko przebłysk czystej furii, zupełnie, jakby zaraz miał
się rzucić na nieznajomego.
– A
co? Chcesz dołączyć?
Mężczyzna
skrzywił się z obrzydzeniem.
–
Leczcie się, kurwa! I nie róbcie tego na zewnątrz, pedały
pierdolone! – Mateusz stał cicho pod ścianą, nie bardzo wiedząc,
czego ma teraz oczekiwać. Czuł się trochę tak, jakby znajdował
się przed ekranem telewizora, obserwował wydarzenie, ale w nim nie
uczestniczył. Jego mózg ledwo za tym nadążał.
– Bo
co? – Ryan podszedł do niego, zaciskając pięści. – Chcesz
skończyć pobity przez pedała?
–
Mark, masz z kimś problemy? – Włoski na karku Mateusza niemalże
stanęły dęba, kiedy z pobliskiego pubu wyszło dwóch facetów,
popatrując to na nich, to na swojego – najwidoczniej – kumpla.
Cholera,
cholera, cholera.
Nie
chciał zostać pobity! Nie przez jakieś głupie nieporozumienie!
– Ta.
Tych dwóch tutaj to cioty. Lizali się w miejscu publicznym.
Ryan
najwidoczniej też nie chciał, wydawał się szybko kalkulować
swoje szanse (które, nawiasem mówiąc, były raczej marne), bo
zaraz złapał Mateusza za nadgarstek.
–
Spierdalamy!
Nie
trzeba było mu dwa razy powtarzać, jego pijany mózg zareagował
błyskawicznie, bo już po chwili puścił się biegiem za Ryanem,
który wciąż trzymał go za rękę. Przez moment słyszeli za sobą
odgłosy goniących ich mężczyzn, jednak ci dość szybko się
poddali, a oni skręcili najpierw w jedną uliczkę, a potem w drugą.
Zatrzymali
się dopiero, gdy zabrakło im tchu.
–
Kurwa – przeklął po polsku Mateusz, opierając się o jakąś
bramę i dysząc wściekle, co nie było do niego podobne. Normalnie
serwował sobie znacznie dłuższe przebieżki, teraz jednak
najwidoczniej alkohol nie pozostawał mu obojętny.
– Czy
to było przekleństwo?
–
Dokładnie. – Mateusz pokiwał głową i nagle parsknął śmiechem,
gdy zrozumiał, co takiego właśnie się wydarzyło. Ryan spojrzał
na niego początkowo zdziwiony, by zaraz mu zawtórować. –
Pierwsze moje wyjście na miasto, poznaję cholernie przystojnego
faceta i omal nie dostaję w pysk – powiedział, gdy już się
uspokoił. Dopiero po chwili jednak zrozumiał, co takiego opuściło
jego usta
–
Och. „Cholernie przystojnego”? – Ryan błysnął szerokim
uśmiechem i nie wiadomo kiedy znalazł się blisko Mateusza.
Naprawdę
bardzo blisko.
Przełknął
ślinę, ale zaraz posłał mu zadziorne spojrzenie, nie dając się
zagonić w róg.
–
Skąd wiesz, że chodzi o ciebie?
Ryan
pochylił się nad nim i tylko lekko, jakby prowokująco, musnął
jego usta.
–
Innych „cholernie przystojnych” tu nie widzę.
Mateusz
znów się zaśmiał.
–
Słabo z twoją samokrytyką.
–
Jestem po prostu świadomy – odpowiedział i znów pocałował
Mateusza. Mocno i męsko, bez jakichkolwiek podchodów.
A
Mateusz już wiedział, kto będzie zaprzątać jego myśli przez
najbliższe dni.
*Klub
Heaven – o ile staram się, aby lokacje opisane w opowiadaniu
naprawdę istniały, to tutaj pozwoliłam sobie puścić wodze
fantazji. Klub Heaven jest moim wymysłem, nie ma co go szukać w
Googlach.
Może nie wkręciłam się jeszcze w to opowiadanie tak jak w "Mrok" ale myślę że to jeszcze przed nami ;) Opowiadanie powoli się rozkręca i to mi się podoba, bardzo przyjemnie się je czyta. Uwielbiam Aśkę i lubię Mateusza. Fajny też był ten rozdział, autentycznie czułam tęsknotę Mateusza i fajne było jak go z tej tęsknoty nagle wyciągnęła rzeczywistość. Cieszę się, że ostatecznie chłopaki nie stracili zębów i nie mogę się doczekać kolejnych przygód Mateusza w NY.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że chociaż tekst dobrze rokuje <3 Może nadejdzie ten moment, w którym faktycznie się wkręcisz :)
UsuńOj coś czuję,że Mateusz jeszcze nie jedna sytuację taka będzie miał. Bardzo mi się podobał ten rozdział ciotunia wymiata i to zachęcanie młodego do poznawania nowojorskiego życia. Chociaż prawda taka że samemu to się tak nie chce ale teraz jak Mati poznał kolegę a może kogoś więcej to jego życie nie będzie już takie monotonne no i jak jeszcze pozna ludzi ze studiów to już pełna parą będzie poznawal prawdziwe życie .pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo, zobaczymy co mu te studia przyniosą. :D
UsuńAle mi się bardzo to opowiadanie spodobało :) Ogólnie to chciałam ponarzekać czemu nie ma Na granicy katastrofy już tyle czasu i w międzyczasie przeczytałam sobie to, i w sumie ochota na narzekanie mi przeszła :)))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tym tekstem wynagrodzę wszystkie krzywdy, haha :D
Usuń