wtorek, 14 kwietnia 2020

Rozdział 7. (Na granicy katastrofy)


Niedźwiedź o oczach jałówki zamknął drzwi

– Kolejny chujowy dzień – mruknął do siebie, kiedy zaparkował samochód tuż pod swoim blokiem. Miał wrażenie, że ktoś zapętlił go w czasie i gdyby nie jeden, bardzo ważny element zalegający teraz prawdopodobnie na kanapie, miałby problem z rozróżnianiem dni tygodnia. Ale dzięki temu elementowi wiedział, że był piątek – w końcu dopiero wczoraj obudził się w łóżku z... cóż, bratem swojej najlepszej przyjaciółki.
Wydał z siebie cierpiętniczy jęk, ostatkami sił powstrzymując chęć uderzenia czołem o kierownicę. Nie miał pojęcia, jak sprawy mogły się aż tak skomplikować, dlaczego dał się ponieść emocjom i – co najważniejsze – dlaczego akurat z Adrianem?!
Sapnął ciężko, próbując doprowadzić się do porządku. Był piątek, a więc Tobiasz pewnie zdążył wrócić już do Bydgoszczy. Oczywiście zasypał go całym gradem wiadomości na Messengerze i...

No dobra, może nie „całym gradem”, właściwie to tylko trzy razy do niego napisał, a gdy zorientował się, że Maks mu nie odpisuje to dał sobie spokój, jak na Tobiasza przystało. Tak czy siak, nie raz doświadczając już małej wylewności Janickiego, był pod wrażeniem nawet tych trzech wiadomości, które przyszły mu na komunikator. Nie złamał się jednak, nie odpowiedział chociażby słowem – ba! Zrobił największe świństwo pod słońcem, mianowicie zastosował starą, dobrą taktykę „odczytane-nieodpisane”. I próbował zrobić wszystko, aby nie czuć żadnych wyrzutów sumienia, w końcu to Tobiasz ciągle robił skoki w bok, czy nie miał prawa, aby choć raz odwdzięczyć się tym samym?
Tak przynajmniej starał się myśleć, bo zalewające go poczucie winy nie ustępowało.
– Kurwa – przeklął pod nosem, wykończony nie tylko tym tygodniem, ale także i wczorajszym dniem. Nie miał pojęcia, co miało na niego bardziej destrukcyjny wpływ – zachowanie Tobiasza, czy żal do samego siebie?
Wysiadł z samochodu i jakby ktoś wycisnął z niego wszelkie chęci do życia, skierował się do swojej klatki. Uśmiechnął się krzywo na myśl, że przynajmniej ten aspekt nie uległ zmianie przez cały tydzień, a może i nawet nie zmieniał się od miesięcy – ostatnio naprawdę trudno było mu szukać powodów do dalszej egzystencji. Złapał za klucz, kątem oka dostrzegając zaparkowane nieopodal nowe czarne audi. Normalne pewnie by je zignorował, mieszkali w końcu w świeżo wybudowanym apartamentowcu, widok tak drogich aut nie był niczym niepokojącym, a przynajmniej nie w tej części miasta. Wszystko byłoby więc absolutnie w jak największym porządku, gdyby nie fakt, że z pojazdu właśnie wysiadł Adrian w towarzystwie równie olbrzymiego, co on sam, łysego faceta. Zatrzymał się w półkroku, nie mając pojęcia, czy to co widzi, nie okaże się zaraz jakimś parszywym żartem. Jasne, brat Alicji miał za sobą odsiadkę w więzieniu, mimo to dotychczas Maks nie brał go za nikogo bardziej groźnego od przyblokowych dresów, którzy wypiją sobie piwko na ławeczce i od czasu do czasu się pobiją, tak dla zasady.
O nie, nie, nie! – pomyślał, już mając się odwrócić i ruszyć do klatki. Nie da się wciągnąć w interesy z jakimiś mafiozami! Samo stanie tutaj, w odległości kilku metrów, przyprawiało go o nieprzyjemne ciarki! Zdał sobie jednak sprawę, że tak samo, jak go ta sytuacja przeraziła, tak samo był też... ciekawy?
Cholera jasna! Nie był przecież tego typu facetem! Bał się chociażby przejść na czerwonym świetle, nie mówiąc już o wypiciu alkoholu w miejscu publicznym, a teraz miał ochotę podejść bliżej, by podsłuchać rozmowę Adriana z tym... gangsterem? Znów zerknął ukradkiem w ich stronę, trzymając dla niepoznaki telefon w dłoniach i udając, że niezwykle namiętnie pisze jakąś wiadomość.
Rzeczywiście był bardzo przykładnym obywatelem, a jednocześnie po nocach czytał artykuły o największych na świecie mafiach, z wypiekami na twarzy oglądał „Narcosa”, a kiedy nikt nie widział (bo jednak trochę było mu wstyd), śledził doniesienia prasy o rodzimych porachunkach gangsterskich. Przygryzł wargę, zdając sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie był tak blisko rzeczy, które z jednej strony przyprawiały go o szybsze bicie serca, a z drugiej paraliżowały strachem, bo w końcu był zbyt poukładanym facetem, aby mogły kręcić go tego typu sprawy. Nim jednak zastanowił się, co chciał osiągnąć staniem na środku chodnika i udawaniem, że pisze SMS'a, łysy kiwnął głową w jego stronę, demaskując go. Drgnął, rozglądając się dookoła siebie, jakby z nadzieją, że zwrócił uwagę na kogoś innego, jednak wtedy już było za późno. Duże, brązowe oczy zatrzymały się na nim, a ciemne brwi zmarszczyły w wyrazie niezrozumienia.
Cudownie – przebiegło mu przez myśli. Nie miał pojęcia, co teraz powinien zrobić. Stać dalej jak idiota? Kontynuować słabą grę z pisaniem wiadomości? Czy może po prostu brać nogi za pas, póki łysol jeszcze nie zdążył mu się dobrze przyjrzeć?
Tak jak jeszcze chwilę temu serce biło mu w piersi z podekscytowaniem, tak teraz na górę wypłynęło jego tchórzostwo. Momentalnie przeklął się za swoją ciekawość, co by teraz nie zrobił, było za późno. Adrian pożegnał się ze swoim znajomym formalnym uściskiem dłoni i ruszył w stronę zdezorientowanego, wypłoszonego oraz spanikowanego Maksymiliana.
– A ty co tu robisz? – zapytał, mierząc go nieustępliwym i uważnym zarazem spojrzeniem, które Łukowski doświadczył u niego tylko jeden, jedyny raz – podczas ich niezbyt przyjaznego pierwszego spotkania.
– Stoję? – odpowiedział pierwsze, co mu przyszło do głowy.
– Długo. – Tym razem to Maks poczuł się jak największy idiota przy Adrianie. Cóż, może faktycznie nim był. Zamiast ruszyć w porę tyłek, wrócić do mieszkania i czym prędzej spakować pasożyta, a następnie wyeksmitować go ze swojego życia, ciekawiły go podejrzane rozmowy z podejrzanymi delikwentami.
– No długo! Bo dostałem wiadomość i ten...
– Chodźmy do klatki – powiedział Adrian nieznoszącym sprzeciwu tonem, złapał go za ramię i zaciągnął w stronę bloku. Maks był zbyt zaskoczony, żeby jakkolwiek zaprotestować, więc dał się tam zaprowadzić, jednak gdy zamknęły się za nimi drzwi, odzyskał rezon. Wyrwał się z uścisku Mejsa, piorunując go wzrokiem.
– Kto to był?
– Nie tutaj – jęknął Adrian, przesuwając swoją masywną dłonią po krótkiej szczecinie na głowie.
– Nie tutaj?! Ale możesz ich doprowadzać pod mój blok?! Mam nadzieję, że to nie jest tym, na co wygląda i...
– Maks, naprawdę, nie tutaj. Chodźmy do mieszkania – poprosił cichym, łagodnym tonem, zupełnie innym niż chwilę wcześniej. Łukowski zmarszczył podejrzliwie brwi, ale nie oponował, tylko dał się zaprowadzić do apartamentu i dopiero gdy zamknęły się za nimi drzwi, skierował na Adriana wyczekujące spojrzenie. Ten od razu zrozumiał aluzję, westchnął ciężko i zaczął mówić: – To naprawdę nie jest to, na co wygląda. Tobie i Alicji nic nie grozi, nie sprowadziłbym niczego złego na własną siostrę.
Maks prychnął, nie łykając tego wytłumaczenia.
– Czyżby? Facet przypominał kolesia żywcem wyciągniętego z „Pitbulla”. – Przewrócił oczami.
– Tu chodzi o moją siostrę – przypomniał, a spojrzenie, którym go obdarzył, w osobliwy sposób dotknęło Maksa. Sam jednak nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego.
– No tak, Alicja – powiedział w nienaturalnie kąśliwy sposób. Przecież to dobrze, że myślał o bezpieczeństwie siostry, prawda? – Ale nie masz ich tutaj sprowadzać. W ogóle, najlepiej znajdź jakieś mieszkanie i rób co robisz, byle z daleka ode mnie – wyrzucił z siebie szybko, ściągnął buty i czym prędzej zamknął się w swojej sypialni.
Oparł się o drzwi, czując, jak serce łomocze mu w piersi. Przełknął ślinę, odchylając głowę i uderzając nią lekko o drewno.
Cholera.
Z tego wszystkiego zapomniał o umyciu rąk.

***

– Więc? Jaki on jest? – zapytał, wyciągając klucz ze stacyjki. Znajdował się z Alicją w samochodzie pod budynkiem siłowni, na której mieli zajęcia jogi. Tym razem przyjaciółka nie musiała go na nie wyciągać, sam zdecydował się tu przyjść, po wydarzeniach z całego tygodnia, potrzebował chwili rozluźnienia. A co najważniejsze – mógł przynajmniej pobyć trochę z Alicją, bo w tym skutecznie przeszkadzał im snujący się po domu Adrian.
– No jaki, no? – Wydęła usta w ten swój charakterystyczny sposób, siłą powstrzymując zadowolony uśmiech, cisnący się jej na usta. Odkąd zaczęła umawiać się na randki z Tajemniczym Typem, jak to Maks zaczął nazywać go w myślach, promieniała. Widział, że coś się zmieniło i szczerze cieszył się z jej szczęścia. Przynajmniej jeden z nich go teraz doświadczał, bo Łukowski ewidentnie nie miał do niego predyspozycji. – Jest... taki inny – sapnęła, opadając na oparcie fotela i wbijając rozmarzone spojrzenie w podbicie sufitu. – Taki z jednej strony narwany, a z drugiej uroczy. Jeszcze nie wiem, co z tego wyjdzie, ale chyba chcę spróbować. – Błyszczące od ekscytacji, brązowe oczy zatrzymały się na nim, a on nie mógł się uśmiechnąć.
Kiwnął głową, sięgając ku klamce u drzwi pojazdu.
– To próbuj. Nie masz nic do stracenia.
Alicja odpowiedziała mu szerokim uśmiechem, a on doszedł do wniosku, że występki jej brata zatrzyma dla siebie. Przynajmniej na tę chwilę nie będzie jej zasypywał wiadomościami o szemranych kontaktach Adriana.
– To może być niewypał, ale zawsze coś przeżyję, no nie? – zapytała z szerokim uśmiechem, tak podobnym do uśmiechu brata, po czym wyskoczyła z samochodu. Maks westchnął, potakując, sam jednak nie wiedział, czy była to odpowiedź dla Alicji, czy może potakiwał własnym myślom.
Opuścił pojazd, załączył alarm i ruszył w stronę kanciastego budynku, który jeszcze kilka lat temu był zapewne domem jednorodzinnym, a dopiero niedawno został przerobiony na rodzinną, niekomercyjną siłownię. Wystarczyło, że przeszli przez szarą bramkę i już zostawił wszystkie problemy za nią, czego kiedyś nauczyła go Hania. Całkowicie skupił się na danej chwili, zapominając o wszystkich rozpraszaczach.
Szkoda tylko, że takie rozwiązanie było jedynie chwilowe. Momentami marzył, aby już się nie obudzić.

***

Wychylił się z kuchni, gdy usłyszał trzask drzwi wejściowych do mieszkania. Było sobotnie popołudnie, jakieś dwie godziny temu Maks wyszedł i wyglądało na to, że dopiero teraz wrócił. Nie miał pojęcia, dokąd pojechał, bo nie rozmawiali ze sobą już od wczorajszego popołudnia, kiedy to Łukowski przyłapał go z Urbaniakiem, człowiekiem Ryżego.
Przygryzł wargę, bijąc się chwilę z własnymi myślami. Nie chciał nachodzić Maksa, a z drugiej strony nie mógł przecież pozwolić, aby tamta noc przeszła bez echa. Łukowski też musiał to czuć! Przecież, cholera jasna, było im naprawdę dobrze, a fakt, że spalili wtedy trochę zielska całkowicie pomijał, pod żadnym pozorem nie biorąc go pod uwagę. Byli kompatybilni w łóżku i tyle.
Wytarł talerz, po czym odłożył go na miejsce w szafie. Kuchnia świeciła czystością, a on aż parsknął pod nosem na samo wspomnienie mieszkania, które przed odsiadką okupował z Arturem i Skąpym, jego bratem. Był przekonany, że Maks nie przekroczyłby nawet progu klatki schodowej kamienicy, nie mówiąc już o paniki, w jaką by wpadł, gdyby znalazł się w tamtejszej kuchni.
Trzech facetów na dwupokojowym mieszkaniu przesądzało o wszystkim, a przynajmniej tak tłumaczyli wtedy rozrastający się z dnia na dzień bałagan... chociaż, czy w ogóle musieli w jakikolwiek sposób go tłumaczyć? Żadnego z nich nie obchodziły naczynia w zlewie, brud na podłodze, kurz, czy nawet śmieci walające się dosłownie wszędzie. Ważne, że było gdzie się wyspać. I że płacili mały czynsz.
Skrzywił się lekko na samo wspomnienie tamtych czasów. Jednego był pewien, nie wróciłby do nich, nie po tym, jak został przez nich potraktowany.
Odwiesił ścierkę na kaloryfer i już miał wracać do salonu, gdy w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Odruchowo spojrzał na drzwi od sypialni Alicji, ale zaraz przypomniał sobie, że siostra – a to nowość – poszła na randkę z tym swoim przydupasem, jak to lubił określać w myślach jej nowy obiekt westchnień.
Nie myśląc więc wiele, ruszył do wejścia, w końcu nie miał przecież daleko, mógł się poświęcić. Przekręcił klucz w zamku, który Maks zawsze za sobą zostawiał. Zdążył zauważyć, że to była kolejna jego obsesja – drzwi musiały być koniecznie zamknięte. Czasem nawet wieczorami, tuż przed położeniem się spać, wstawał i sprawdzał, czy faktycznie nikt nie przemknąłby się do ich mieszkania niezauważony. No i, co również nie umknęło uwadze Mejsa (wbrew pozorom był spostrzegawczym człowiekiem), klucz trzeba było przekręcić w zamku dwa razy, raz, zdaniem Maksa, nie wystarczał.
Adrian uchylił drzwi i wystarczyło krótkie spojrzenie rzucone na korytarz, aby wezbrała się w nim ochota zatrzaśnięcia ich z powrotem z trzaskiem. Zresztą, osoba stojąca po drugiej stronie również nie wyglądała na zadowoloną.
– Czego?
Chłodne, stalowe oczy Tobiasza zmierzyły go niechętnie.
– Nie przyszedłem do ciebie, odsuń się.
– Masz, kurwa, pecha, to nie koncert życzeń – warknął, zakładając ręce na piersi, przez co wydawał się jeszcze większy niż był w rzeczywistości.
– Słuchaj, nie będę się tu z tobą przepychać. To nie twoje mieszkanie, nie płacisz za nie, więc łaskawie rusz się i nie róbmy scen – powiedział zmęczonym głosem i chociaż sam górował kilkoma centymetrami nad Adrianem, to wiedział, że w starciu z tą górą mięśni nie miałby najmniejszych szans.
Całe szczęście zamieszaniem w przedpokoju zainteresował się Maks. Janicki dojrzał jego głowę ponad ramieniem Mejsa, gdy ten wyjrzał ze swojego pokoju, sprawdzić, co takiego się działo. Gdy jednak jego wzrok napotkał na swojej drodze Tobiasza, mina momentalnie mu zrzedła.
– Co tu robisz?
– Jak to co, nie odzywasz się, to przyjechałem sprawdzić, co się dzieje. – Tobiasz z chwili na chwilę wydawał się coraz to bardziej poirytowany sytuacją. Przeczesał nawet nerwowo włosy, burząc ich idealne ułożenie, nie wierząc, jak został wplątany w cały ten cyrk. – Każ mu się usunąć z drogi, to będziemy mogli normalnie porozmawiać.
Maks zamarł, patrząc to na Tobiasza, to na nieustępliwego Adriana, który zerknął na niego ukradkiem, jakby tylko czekając na chociażby skinienie z jego strony. Miał wrażenie, że znalazł się w kreskówce, w której to – dosłownie – główny bohater ląduje między młotem, a kowadłem. Z drugiej strony coś mu podpowiadało, że wystarczyłby jeden nieodpowiedni ruch i Tobiasz skończyły z roztrzaskanym nosem.
I dobrze – odezwał się wredny głosik w jego głowie, a on już wiedział, że nie miał sił na żadne rozmowy z Tobiaszem. Jeszcze nie teraz i nie po tym, jak ten sukinsyn (bo inne określenia nie przychodziły mu do głowy na aktualnym poziomie ich sporu, przecież nie doszło do zwieszenia broni) nie odezwał się nawet słowem od wczorajszego popołudnia. Wrócił do Bydgoszczy i co? Nawet nie wysłał mu krótkiej wiadomości!
– Fajnie, że sobie o mnie przypomniałeś – powiedział Maks, przyjmując niemal lustrzaną pozycję do pozycji Adriana; założył ręce na piersi, czując się na wygranej pozycji. Stojący przed nim Mejs był niczym bodyguard i stanowił idealną zaporę między nim, a Tobiaszem. Łukowski nie był na tyle głupi, wiedział, że gdyby nie on, z pewnością już dawno uległby swojemu facetowi, powtarzali przecież ten sam scenariusz od kilku lat, nie trzeba mieć zdolności jasnowidzenia, aby móc to przewidzieć. A tak bronił go przed tym Adrian, osłaniał swoim ciałem, dzięki czemu nie widział wszystkich reakcji Tobiasza... Może będzie musiał lepiej przemyśleć obecność brata Alicji w mieszkaniu? Może znajdzie mu jakieś przydatne zastosowanie?
– Maks, nie róbmy scen. Niech się przesunie, pójdziemy do twojego pokoju i na spokojnie porozmawiamy.
Łukowski uniósł brwi, czując się dziwnie, kiedy to Tobiasz go o coś prosił. Nie pamiętał, aby kiedyś znaleźli się w podobnej sytuacji, gdy to on, a nie Janicki rozdawał karty.
– Nie odzywasz się do mnie. Zdradzasz mnie na wyjazdach służbowych i teraz jeszcze masz czelność tu przyłazić? Wiesz co? Nie tym razem. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać! – prychnął, a jego irytacja tylko wzbierała na sile, ale kiedy Tobiasz posłał mu urażone spojrzenie, jej poziom osiągnął apogeum.
Jak śmiał grać skrzywdzonego? Próbować zrzucić winę na niego? Umyć ręce i udawać, że przecież niczego złego nie zrobił, bo jak zawsze – zawsze! – wszystko było winą Maksymiliana? Nie powiedział tego na głos, jednak Łukowski znał już ten wzrok, wiedział, co się za nim kryło. Podobne scenariusze zdążyli już przecież przerobić kilka razy.
– Zamknąć drzwi? – odezwał się Adrian po raz pierwszy odkąd Maks i Tobiasz zaczęli wymieniać zdania.
Maks zawahał się. Zagryzł wargę, po czym powiedział szybciej, niż zdążył się zastanowić. Bo wiedział, że im dłużej będzie zwlekać, tym bardziej zmięknie.
– Tak.
Nie mógł widzieć głupawego, pełnego zadowolenia, a zarazem wyższości uśmieszku, jaki wpłynął na usta Adriana, kiedy patrząc zszokowanemu Tobiaszowi prosto w oczy, tak po prostu odsunął się i zamknął drzwi. Janicki nie oponował, nie rzucił się na nie, nie próbował siłą wedrzeć się do mieszkania – to nie byłoby w jego stylu, z godnością więc przyjął ten siarczysty policzek. A Maks nie dowierzał, że odważył się go zadać.
– Boże, zrobiłem to – szepnął do siebie, jakby co najmniej to on zamknął te przeklęte drzwi. – Pokazałem mu, że nie pozwolę się tak traktować – szepnął do siebie, wciąż nie potrafiąc zrozumieć, co się wydarzyło i że postawienie się Tobiaszowi wcale nie było tak bolesne, jak mu się zawsze wydawało. – Cholera, wystarczyło tylko zamknąć pieprzone drzwi!
Adrian popatrzył na niego z niezrozumieniem, chociaż przebłyski satysfakcji wciąż odbijały się w jego brązowych ślepiach.
– No, całkiem proste – powiedział, nie rozumiejąc aluzji Maksa, który tyle razy chciał już postawić się Tobiaszowi, nigdy jednak nie potrafił zebrać w sobie odwagi. Spojrzał na Adriana, doskonale wiedząc, że to jemu zawdzięczał swój pierwszy bunt w związku. Uśmiechnął się pod nosem i dość nieśmiało, jak na siebie, szepnął:
– Dzięki.
Adrian rozpromienił się jeszcze bardziej. Uśmiechnął się szeroko, wypinając pierś do przodu niczym ukontentowany niedźwiedź.
Niedźwiedź o oczach jałówki – przemknęło Maksowi przez głowę, na co zaraz miał ochotę uderzyć nią w ścianę z zażenowania do własnych myśli.
– Masz jakieś plany dzisiaj? – wypalił Mejs, a Łukowski, wciąż przeklinając się swoje za głupie porównania, bez namysłu pokręcił głową, nie wiedząc, jakie to przyniesie konsekwencje. – No to super! Ubieraj się! – rzucił wesoło, znów zachowaniem przypominając nie wielkiego, groźnego faceta zaraz po odsiadce w więzieniu, a podnieconego kilkulatka. Maks dopiero wtedy oprzytomniał, zaczynając zachodzić w głowę, na co takiego, do licha, się zgodził.
– Yyy, że teraz?
– Tak, teraz. Ubieraj się. Jest mega pogoda, szkoda tracić czas na siedzenie w chałupie.
Zmarszczył brwi.
Powinien się nie zgodzić, wrócić do swojego pokoju i zatrzasnąć drzwi, a później w kółko przerabiać w myślach sytuację, która wydarzyła się zaledwie kilka minut temu. Doszedłby wtedy do wniosku, że to najgłupszy pomysł, na jaki mógł wpaść, że żałuje takiego potraktowania Tobiasza, zaczęłyby go zalewać obrazy, na których związek z Janickim całkowicie się rozpada, a później...
A później w koło Macieju, stany lękowe zaczęłyby się pogarszać, może pojawiłby się jakieś zalążki depresji, bo przecież straci swoją jedyną ostoję normalności i tak dalej, i dalej.
– Okej. Poczekaj tylko – powiedział, wskazując na spodnie dresowe, które miał na sobie. Adrian kiwnął głową z szerokim uśmiechem, a do dopełnienia obrazu ukontentowanego zwierzaka brakowało mu tylko beztrosko merdającego ogona.
Maks, zanim zatrzasnął się w swojej sypialni, obejrzał się jeszcze na niego. Stłumił w sobie śmiech, kiedy na ułamek sekundy jego wzrok spotkał się z olbrzymimi, błyszczącymi od zadowolenia brązowymi ślepiami.
Tak. Oczy Adriana zdecydowanie były godne uwagi i mógł to stwierdzić nawet teraz, kiedy był totalnie trzeźwy i wolny od oddziaływania marihuany.
Chyba do reszty zwariował.

***

Mamy już siódmy rozdział, więc można sobie już wyrobić zdanie na temat postaci. Takie moje pytanie  kto najbardziej przypadł Wam do gustu, a kogo byście wyrzucili przez okno i dlaczego jest to Tobiasz? :D 

10 komentarzy:

  1. O ja bym Tobiasza przez okno nie wyrzucała,oczywiście że jest dupkiem ale w sumie Max w 100% wie z czym się łączy bycie z Tobiaszem a i tak się na to godzi. Maxa z resztą totalnie nie ogarniam to taki typ człowieka który najbardziej mnie irytuje. Z jednej strony czuje się pokrzywdzony przez Tobiasza ale dalej za nim biega, nie znosi swojej pracy ale jej nie zmienia. Z jednej strony jest taki strasznie nie szczęśliwy ale nie robi nic żeby to zmienić, no i ewidentnie uważa się za lepszego od takiego choćby Adriana bo jest lepiej wykształcony itd, a Adrian przecież siedział w więzieniu więc wiadomo musi być zły. Strasznie głupi i roszczeniowy dzieciak z niego. I ja serio rozumiem że on ma problemy ze sobą ale żeby wszyscy musieli dookoła niego chodzić na paluszkach bo będzie zły jak nie umyjesz szklanki to jakiś żart. Adrian wydaje się na razie najbardziej spoko i taki normalny chłopak, nie za bystry skoro zaraz po odsiadce pakuje się w kłopoty ale prawda jest taka że polska resocjalizacja jest do dupy więc to całkiem prawdopodobne. No a Tobiasz jak 90% ludzi korzysta z okazji skoro ma takiego Maxa który zawsze jest pod ręką i wszystko wybacza no to korzysta i dla mnie osobiście trzy wiadomości na które ktoś mi nie odpisał oznacza że się serio dobijam ;) z resztą ja myślę że Tobiasz zwyczajnie szanuje przestrzeń osobista Maxa na zasadzie: "nie chcesz gadać o swoich problemach to nie gadajmy" "nie chcesz ze mną teraz gadać, nie chcesz mnie widzieć, ok spadam". Oczywiście Tobiasz jest dupkiem sypiając z innymi, okłamując i oczekując że skoro Max go kocha to mu zawsze wybaczy, ale nikt Maxowi nie karze z nim przecież być. Mimo braku zrozumienia dla głównego bohatera i tego że jak na razie utożsamiam się najbardziej z głównym antagonistą to opowiadanie jest super ciekawe i świetnie się je czyta :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie masz pojęcia, jak mnie zaskoczyła Twoja odpowiedź, ale dobrze wiedzieć, że i Tobiasz znajduje dla siebie zwolenników (mam co do niego pewne plany). Maks jest Maksem, nawet mnie irytuje jego podejście do życia i ciągłe jojczenie na wszystko, no ale taka specyfika bohatera. Tacy ludzie też istnieją i powiedziałabym nawet, że jest ich całkiem sporo. :D
      Dzięki za komentarz, fajnie poznać inny punkt widzenia :)

      Usuń
  2. Opowiadanie jest świetne.
    Jednak... Max cholernie mnie irytuję. Mam nadzieję, że Adrian otworzy go trochę bardziej na świat, pokażę, że bycie tak... Lękliwym, tak naprawdę w życiu nie pomaga. A jak mu otworzy okno na świat, to Maksiu... Powiedz Tobiaszowi, żeby, khem, khem, w podskokach i wyjaw, że Adrian jest po prostu lepszy we wszystkim - łącznie z łóżkiem.
    Scena, gdy Adrian zamyka drzwi przed tamtym gnojkiem - bezcenna. Uwielbiam. Niech ktoś utrze nosa Tobiaszowi, błagam, bo czytając kolejne rozdziały, mój poziom zdenerwowania jest na wysokim poziomie. Nienawidzę takich gogusiów pokroju, pożal się Boże, chłopaka Maksymiliana. Dramat. Miałam styczność z takim typem człowieka - z doświadczenia jednak wiem, że daleko nie zajadą.
    Pozdrawiam, weny i najważniejsze, zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, kolejna osoba, którą Maks irytuje. Powiem Ci, że nie jesteś sama, bo jak napisałam wyżej, Maksymilian nawet mnie momentami męczy :D.
      Tobiasz potrafi zirytować, ale gdyby nie takie postacie, w życiu opowiadaniowych bohaterów byłoby zbyt pięknie :D. Od czasu do czasu ktoś musi podnieść ciśnienie.

      Dziękuję za komentarz i również życzę zdrowia na ten ciężki czas :)

      Usuń
  3. Ja w sumie widzę trochę Maksa w sobie. Może mniej pokręcona, ale też z dziwnymi dla innych natrectwami i trudnoscią zrywania z dupkami😁. I w zdaniu: "Był przekonany, że Maks nie przekroczyłby nawet progu klatki schodowej kamienicy, nie mówiąc już o paniki, w jaką by wpadł, gdyby znalazł się w tamtejszej kuchni." powinno być panice.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać każda potwora znajdzie swojego amatora. Fajnie wiedzieć, że wszyscy bohaterowie NGK znajdują swoich zwolenników wśród czytelników <3
      Dziękuję za komentarz i wytknięcie błędu, poprawiłam. :)

      Usuń
  4. Hurra, nowy rozdział! :D cieszę się i dziękuję :))
    Ja mam słabość do Adriana od początku opowiadania. Tak więc on jest dla mnie numerem 1. Ale poza tym bardzo lubię Alicję :D taka fajna, pozytywna dziewczyna, która zasługuje na szczęście. Mam nadzieję, że znajdzie je przy tym uroczym narwanym facecie! Bo jeśli nie to życzę mu by Adrian to stłukł :D
    Z oczywistych powodów nie lubię Tobiasza, nie żal mi tego jak został potraktowany w tym rozdziale. Nie wiem jeszcze jaką mam opinię odnośnie Maksa, mimo że jest to już 7 rozdział... Z 1 strony oczywiście jego natręctwa i podejście do życia są irytujące , a z 2 jednak jest to czymś uwarunkowane, w końcu ma problemy w relacji z ojcem... Życzę mu żeby wziął się w garść i trochę pozytywnie podchodził do życia :D
    Jednak opowiadanie byłoby nudne, gdyby wszyscy byli idealni :)
    Taki sympatyczny był ten rozdział, bez żadnych większych dramatów Maksa, wręcz się uśmiechnęłam jak się tak postawił Tobiaszowi. I jeszcze na końcu ten podekscytowany Adrian :D ciekawe jaki pomysł na wyjście ma w głowie :)
    Powodzenia w dalszym pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sekrecie zdradzę, że Adi to też moja ulubiona postać. Tak samo było z Rafałem (chociaż, nie oszukujmy się, troszkę wyższy poziom inteligencji). Zwyczajnie lubię nieskomplikowane, momentami zbyt prostolinijne postacie.

      Dziękuję ślicznie za komentarz <3 Podtrzymują na duchu i dzięki nim kolejny rozdział już się pisze.

      Usuń
  5. Hej.rozdzial jak zawsze świetny. W skrócie to uwielbiam Adrian facet prosty ale szkoda że chce się teraz pakować w kłopoty szybkie dążenie do kasy nie jest dobra opcja. Co do maksa mam nadzieję że się otworzy i zacznie się cieszyć życiem że odetnie się od Tobiasza i będzie żył długo i szczęśliwie. No i zostaje Tobiasz jak ja nie cierpię takich facetów co myślą że im wszystko można a na dodatek mogą rządzić inna osoba.pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adi po prostu nie potrafi wyobrazić sobie innego życia, tylko tak umie załatwiać kasę i tylko w takim miejscu siebie widzi. Nie oszukujmy się, ale ciężko sobie wyobrazić Mejsa na przykład na stanowisku kasjera czy ochroniarza w Biedronce, haha.

      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.