Niedźwiedź o oczach jałówki zamknął drzwi
– Kolejny chujowy dzień – mruknął do siebie, kiedy zaparkował
samochód tuż pod swoim blokiem. Miał wrażenie, że ktoś zapętlił
go w czasie i gdyby nie jeden, bardzo ważny element zalegający
teraz prawdopodobnie na kanapie, miałby problem z rozróżnianiem
dni tygodnia. Ale dzięki temu elementowi wiedział, że był piątek
– w końcu dopiero wczoraj obudził się w łóżku z... cóż,
bratem swojej najlepszej przyjaciółki.
Wydał z siebie cierpiętniczy jęk, ostatkami sił powstrzymując
chęć uderzenia czołem o kierownicę. Nie miał pojęcia, jak
sprawy mogły się aż tak skomplikować, dlaczego dał się ponieść
emocjom i – co najważniejsze – dlaczego akurat z Adrianem?!
Sapnął ciężko, próbując doprowadzić się do porządku. Był
piątek, a więc Tobiasz pewnie zdążył wrócić już do
Bydgoszczy. Oczywiście zasypał go całym gradem wiadomości na
Messengerze i...
No dobra, może nie „całym gradem”, właściwie to tylko trzy
razy do niego napisał, a gdy zorientował się, że Maks mu nie
odpisuje to dał sobie spokój, jak na Tobiasza przystało. Tak czy
siak, nie raz doświadczając już małej wylewności Janickiego, był
pod wrażeniem nawet tych trzech wiadomości, które przyszły mu na
komunikator. Nie złamał się jednak, nie odpowiedział chociażby
słowem – ba! Zrobił największe świństwo pod słońcem,
mianowicie zastosował starą, dobrą taktykę
„odczytane-nieodpisane”. I próbował zrobić wszystko, aby nie
czuć żadnych wyrzutów sumienia, w końcu to Tobiasz ciągle robił
skoki w bok, czy nie miał prawa, aby choć raz odwdzięczyć się
tym samym?
Tak przynajmniej starał się myśleć, bo zalewające go poczucie
winy nie ustępowało.
– Kurwa – przeklął pod nosem, wykończony nie tylko tym
tygodniem, ale także i wczorajszym dniem. Nie miał pojęcia, co
miało na niego bardziej destrukcyjny wpływ – zachowanie Tobiasza,
czy żal do samego siebie?
Wysiadł z samochodu i jakby ktoś wycisnął z niego wszelkie chęci
do życia, skierował się do swojej klatki. Uśmiechnął się
krzywo na myśl, że przynajmniej ten aspekt nie uległ zmianie przez
cały tydzień, a może i nawet nie zmieniał się od miesięcy –
ostatnio naprawdę trudno było mu szukać powodów do dalszej
egzystencji. Złapał za klucz, kątem oka dostrzegając zaparkowane
nieopodal nowe czarne audi. Normalne pewnie by je zignorował,
mieszkali w końcu w świeżo wybudowanym apartamentowcu, widok tak
drogich aut nie był niczym niepokojącym, a przynajmniej nie w tej
części miasta. Wszystko byłoby więc absolutnie w jak największym
porządku, gdyby nie fakt, że z pojazdu właśnie wysiadł Adrian w
towarzystwie równie olbrzymiego, co on sam, łysego faceta.
Zatrzymał się w półkroku, nie mając pojęcia, czy to co widzi,
nie okaże się zaraz jakimś parszywym żartem. Jasne, brat Alicji
miał za sobą odsiadkę w więzieniu, mimo to dotychczas Maks nie
brał go za nikogo bardziej groźnego od przyblokowych dresów,
którzy wypiją sobie piwko na ławeczce i od czasu do czasu się
pobiją, tak dla zasady.
O nie, nie, nie! – pomyślał, już mając się odwrócić
i ruszyć do klatki. Nie da się wciągnąć w interesy z jakimiś
mafiozami! Samo stanie tutaj, w odległości kilku metrów,
przyprawiało go o nieprzyjemne ciarki! Zdał sobie jednak sprawę,
że tak samo, jak go ta sytuacja przeraziła, tak samo był też...
ciekawy?
Cholera jasna! Nie był przecież tego typu facetem! Bał się
chociażby przejść na czerwonym świetle, nie mówiąc już o
wypiciu alkoholu w miejscu publicznym, a teraz miał ochotę podejść
bliżej, by podsłuchać rozmowę Adriana z tym... gangsterem? Znów
zerknął ukradkiem w ich stronę, trzymając dla niepoznaki telefon
w dłoniach i udając, że niezwykle namiętnie pisze jakąś
wiadomość.
Rzeczywiście był bardzo przykładnym obywatelem, a jednocześnie po
nocach czytał artykuły o największych na świecie mafiach, z
wypiekami na twarzy oglądał „Narcosa”, a kiedy nikt nie widział
(bo jednak trochę było mu wstyd), śledził doniesienia prasy o
rodzimych porachunkach gangsterskich. Przygryzł wargę, zdając
sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie był tak blisko rzeczy, które z
jednej strony przyprawiały go o szybsze bicie serca, a z drugiej
paraliżowały strachem, bo w końcu był zbyt poukładanym facetem,
aby mogły kręcić go tego typu sprawy. Nim jednak zastanowił się,
co chciał osiągnąć staniem na środku chodnika i udawaniem, że
pisze SMS'a, łysy kiwnął głową w jego stronę, demaskując go.
Drgnął, rozglądając się dookoła siebie, jakby z nadzieją, że
zwrócił uwagę na kogoś innego, jednak wtedy już było za późno.
Duże, brązowe oczy zatrzymały się na nim, a ciemne brwi
zmarszczyły w wyrazie niezrozumienia.
Cudownie – przebiegło mu przez myśli. Nie miał pojęcia, co
teraz powinien zrobić. Stać dalej jak idiota? Kontynuować słabą
grę z pisaniem wiadomości? Czy może po prostu brać nogi za pas,
póki łysol jeszcze nie zdążył mu się dobrze przyjrzeć?
Tak jak jeszcze chwilę temu serce biło mu w piersi z
podekscytowaniem, tak teraz na górę wypłynęło jego tchórzostwo.
Momentalnie przeklął się za swoją ciekawość, co by teraz nie
zrobił, było za późno. Adrian pożegnał się ze swoim znajomym
formalnym uściskiem dłoni i ruszył w stronę zdezorientowanego,
wypłoszonego oraz spanikowanego Maksymiliana.
– A ty co tu robisz? – zapytał, mierząc go nieustępliwym i
uważnym zarazem spojrzeniem, które Łukowski doświadczył u niego
tylko jeden, jedyny raz – podczas ich niezbyt przyjaznego
pierwszego spotkania.
– Stoję? – odpowiedział pierwsze, co mu przyszło do głowy.
– Długo. – Tym razem to Maks poczuł się jak największy idiota
przy Adrianie. Cóż, może faktycznie nim był. Zamiast ruszyć w
porę tyłek, wrócić do mieszkania i czym prędzej spakować
pasożyta, a następnie wyeksmitować go ze swojego życia, ciekawiły
go podejrzane rozmowy z podejrzanymi delikwentami.
– No długo! Bo dostałem wiadomość i ten...
– Chodźmy do klatki – powiedział Adrian nieznoszącym sprzeciwu
tonem, złapał go za ramię i zaciągnął w stronę bloku. Maks był
zbyt zaskoczony, żeby jakkolwiek zaprotestować, więc dał się tam
zaprowadzić, jednak gdy zamknęły się za nimi drzwi, odzyskał
rezon. Wyrwał się z uścisku Mejsa, piorunując go wzrokiem.
– Kto to był?
– Nie tutaj – jęknął Adrian, przesuwając swoją masywną
dłonią po krótkiej szczecinie na głowie.
– Nie tutaj?! Ale możesz ich doprowadzać pod mój blok?! Mam
nadzieję, że to nie jest tym, na co wygląda i...
– Maks, naprawdę, nie tutaj. Chodźmy do mieszkania – poprosił
cichym, łagodnym tonem, zupełnie innym niż chwilę wcześniej.
Łukowski zmarszczył podejrzliwie brwi, ale nie oponował, tylko dał
się zaprowadzić do apartamentu i dopiero gdy zamknęły się za
nimi drzwi, skierował na Adriana wyczekujące spojrzenie. Ten od
razu zrozumiał aluzję, westchnął ciężko i zaczął mówić: –
To naprawdę nie jest to, na co wygląda. Tobie i Alicji nic nie
grozi, nie sprowadziłbym niczego złego na własną siostrę.
Maks prychnął, nie łykając tego wytłumaczenia.
– Czyżby? Facet przypominał kolesia żywcem wyciągniętego z
„Pitbulla”. – Przewrócił oczami.
– Tu chodzi o moją siostrę – przypomniał, a spojrzenie, którym
go obdarzył, w osobliwy sposób dotknęło Maksa. Sam jednak nie
potrafił wytłumaczyć, dlaczego.
– No tak, Alicja – powiedział w nienaturalnie kąśliwy sposób.
Przecież to dobrze, że myślał o bezpieczeństwie siostry, prawda?
– Ale nie masz ich tutaj sprowadzać. W ogóle, najlepiej znajdź
jakieś mieszkanie i rób co robisz, byle z daleka ode mnie –
wyrzucił z siebie szybko, ściągnął buty i czym prędzej zamknął
się w swojej sypialni.
Oparł się o drzwi, czując, jak serce łomocze mu w piersi.
Przełknął ślinę, odchylając głowę i uderzając nią lekko o
drewno.
Cholera.
Z tego wszystkiego zapomniał o umyciu rąk.
***
– Więc? Jaki on jest? – zapytał, wyciągając klucz ze
stacyjki. Znajdował się z Alicją w samochodzie pod budynkiem
siłowni, na której mieli zajęcia jogi. Tym razem przyjaciółka
nie musiała go na nie wyciągać, sam zdecydował się tu przyjść,
po wydarzeniach z całego tygodnia, potrzebował chwili rozluźnienia.
A co najważniejsze – mógł przynajmniej pobyć trochę z Alicją,
bo w tym skutecznie przeszkadzał im snujący się po domu Adrian.
– No jaki, no? – Wydęła usta w ten swój charakterystyczny
sposób, siłą powstrzymując zadowolony uśmiech, cisnący się jej
na usta. Odkąd zaczęła umawiać się na randki z Tajemniczym
Typem, jak to Maks zaczął nazywać go w myślach, promieniała.
Widział, że coś się zmieniło i szczerze cieszył się z jej
szczęścia. Przynajmniej jeden z nich go teraz doświadczał, bo
Łukowski ewidentnie nie miał do niego predyspozycji. – Jest...
taki inny – sapnęła, opadając na oparcie fotela i wbijając
rozmarzone spojrzenie w podbicie sufitu. – Taki z jednej strony
narwany, a z drugiej uroczy. Jeszcze nie wiem, co z tego wyjdzie, ale
chyba chcę spróbować. – Błyszczące od ekscytacji, brązowe
oczy zatrzymały się na nim, a on nie mógł się uśmiechnąć.
Kiwnął głową, sięgając ku klamce u drzwi pojazdu.
– To próbuj. Nie masz nic do stracenia.
Alicja odpowiedziała mu szerokim uśmiechem, a on doszedł do
wniosku, że występki jej brata zatrzyma dla siebie. Przynajmniej na
tę chwilę nie będzie jej zasypywał wiadomościami o szemranych
kontaktach Adriana.
– To może być niewypał, ale zawsze coś przeżyję, no nie? –
zapytała z szerokim uśmiechem, tak podobnym do uśmiechu brata, po
czym wyskoczyła z samochodu. Maks westchnął, potakując, sam
jednak nie wiedział, czy była to odpowiedź dla Alicji, czy może
potakiwał własnym myślom.
Opuścił pojazd, załączył alarm i ruszył w stronę kanciastego
budynku, który jeszcze kilka lat temu był zapewne domem
jednorodzinnym, a dopiero niedawno został przerobiony na rodzinną,
niekomercyjną siłownię. Wystarczyło, że przeszli przez szarą
bramkę i już zostawił wszystkie problemy za nią, czego kiedyś
nauczyła go Hania. Całkowicie skupił się na danej chwili,
zapominając o wszystkich rozpraszaczach.
Szkoda tylko, że takie rozwiązanie było jedynie chwilowe.
Momentami marzył, aby już się nie obudzić.
***
Wychylił się z kuchni, gdy usłyszał trzask drzwi wejściowych do
mieszkania. Było sobotnie popołudnie, jakieś dwie godziny temu
Maks wyszedł i wyglądało na to, że dopiero teraz wrócił. Nie
miał pojęcia, dokąd pojechał, bo nie rozmawiali ze sobą już od
wczorajszego popołudnia, kiedy to Łukowski przyłapał go z
Urbaniakiem, człowiekiem Ryżego.
Przygryzł wargę, bijąc się chwilę z własnymi myślami. Nie
chciał nachodzić Maksa, a z drugiej strony nie mógł przecież
pozwolić, aby tamta noc przeszła bez echa. Łukowski też musiał
to czuć! Przecież, cholera jasna, było im naprawdę dobrze, a
fakt, że spalili wtedy trochę zielska całkowicie pomijał, pod
żadnym pozorem nie biorąc go pod uwagę. Byli kompatybilni w łóżku
i tyle.
Wytarł talerz, po czym odłożył go na miejsce w szafie. Kuchnia
świeciła czystością, a on aż parsknął pod nosem na samo
wspomnienie mieszkania, które przed odsiadką okupował z Arturem i
Skąpym, jego bratem. Był przekonany, że Maks nie przekroczyłby
nawet progu klatki schodowej kamienicy, nie mówiąc już o paniki, w
jaką by wpadł, gdyby znalazł się w tamtejszej kuchni.
Trzech facetów na dwupokojowym mieszkaniu przesądzało o wszystkim,
a przynajmniej tak tłumaczyli wtedy rozrastający się z dnia na
dzień bałagan... chociaż, czy w ogóle musieli w jakikolwiek
sposób go tłumaczyć? Żadnego z nich nie obchodziły naczynia w
zlewie, brud na podłodze, kurz, czy nawet śmieci walające się
dosłownie wszędzie. Ważne, że było gdzie się wyspać. I że
płacili mały czynsz.
Skrzywił się lekko na samo wspomnienie tamtych czasów. Jednego był
pewien, nie wróciłby do nich, nie po tym, jak został przez nich
potraktowany.
Odwiesił ścierkę na kaloryfer i już miał wracać do salonu, gdy
w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Odruchowo spojrzał na
drzwi od sypialni Alicji, ale zaraz przypomniał sobie, że siostra –
a to nowość – poszła na randkę z tym swoim przydupasem, jak to
lubił określać w myślach jej nowy obiekt westchnień.
Nie myśląc więc wiele, ruszył do wejścia, w końcu nie miał
przecież daleko, mógł się poświęcić. Przekręcił klucz w
zamku, który Maks zawsze za sobą zostawiał. Zdążył zauważyć,
że to była kolejna jego obsesja – drzwi musiały być koniecznie
zamknięte. Czasem nawet wieczorami, tuż przed położeniem się
spać, wstawał i sprawdzał, czy faktycznie nikt nie przemknąłby
się do ich mieszkania niezauważony. No i, co również nie umknęło
uwadze Mejsa (wbrew pozorom był spostrzegawczym człowiekiem), klucz
trzeba było przekręcić w zamku dwa razy, raz, zdaniem Maksa, nie
wystarczał.
Adrian uchylił drzwi i wystarczyło krótkie spojrzenie rzucone na
korytarz, aby wezbrała się w nim ochota zatrzaśnięcia ich z
powrotem z trzaskiem. Zresztą, osoba stojąca po drugiej stronie
również nie wyglądała na zadowoloną.
– Czego?
Chłodne, stalowe oczy Tobiasza zmierzyły go niechętnie.
– Nie przyszedłem do ciebie, odsuń się.
– Masz, kurwa, pecha, to nie koncert życzeń – warknął,
zakładając ręce na piersi, przez co wydawał się jeszcze większy
niż był w rzeczywistości.
– Słuchaj, nie będę się tu z tobą przepychać. To nie twoje
mieszkanie, nie płacisz za nie, więc łaskawie rusz się i nie
róbmy scen – powiedział zmęczonym głosem i chociaż sam górował
kilkoma centymetrami nad Adrianem, to wiedział, że w starciu z tą
górą mięśni nie miałby najmniejszych szans.
Całe szczęście zamieszaniem w przedpokoju zainteresował się
Maks. Janicki dojrzał jego głowę ponad ramieniem Mejsa, gdy ten
wyjrzał ze swojego pokoju, sprawdzić, co takiego się działo. Gdy
jednak jego wzrok napotkał na swojej drodze Tobiasza, mina
momentalnie mu zrzedła.
– Co tu robisz?
– Jak to co, nie odzywasz się, to przyjechałem sprawdzić, co się
dzieje. – Tobiasz z chwili na chwilę wydawał się coraz to
bardziej poirytowany sytuacją. Przeczesał nawet nerwowo włosy,
burząc ich idealne ułożenie, nie wierząc, jak został wplątany w
cały ten cyrk. – Każ mu się usunąć z drogi, to będziemy mogli
normalnie porozmawiać.
Maks zamarł, patrząc to na Tobiasza, to na nieustępliwego Adriana,
który zerknął na niego ukradkiem, jakby tylko czekając na
chociażby skinienie z jego strony. Miał wrażenie, że znalazł się
w kreskówce, w której to – dosłownie – główny bohater ląduje
między młotem, a kowadłem. Z drugiej strony coś mu podpowiadało,
że wystarczyłby jeden nieodpowiedni ruch i Tobiasz skończyły z
roztrzaskanym nosem.
I dobrze – odezwał się wredny głosik w jego głowie, a
on już wiedział, że nie miał sił na żadne rozmowy z Tobiaszem.
Jeszcze nie teraz i nie po tym, jak ten sukinsyn (bo inne określenia
nie przychodziły mu do głowy na aktualnym poziomie ich sporu,
przecież nie doszło do zwieszenia broni) nie odezwał się nawet
słowem od wczorajszego popołudnia. Wrócił do Bydgoszczy i co?
Nawet nie wysłał mu krótkiej wiadomości!
– Fajnie, że sobie o mnie przypomniałeś – powiedział Maks,
przyjmując niemal lustrzaną pozycję do pozycji Adriana; założył
ręce na piersi, czując się na wygranej pozycji. Stojący przed nim
Mejs był niczym bodyguard i stanowił idealną zaporę między nim,
a Tobiaszem. Łukowski nie był na tyle głupi, wiedział, że gdyby
nie on, z pewnością już dawno uległby swojemu facetowi,
powtarzali przecież ten sam scenariusz od kilku lat, nie trzeba mieć
zdolności jasnowidzenia, aby móc to przewidzieć. A tak bronił go
przed tym Adrian, osłaniał swoim ciałem, dzięki czemu nie widział
wszystkich reakcji Tobiasza... Może będzie musiał lepiej
przemyśleć obecność brata Alicji w mieszkaniu? Może znajdzie mu
jakieś przydatne zastosowanie?
– Maks, nie róbmy scen. Niech się przesunie, pójdziemy do
twojego pokoju i na spokojnie porozmawiamy.
Łukowski uniósł brwi, czując się dziwnie, kiedy to Tobiasz go o
coś prosił. Nie pamiętał, aby kiedyś znaleźli się w podobnej
sytuacji, gdy to on, a nie Janicki rozdawał karty.
– Nie odzywasz się do mnie. Zdradzasz mnie na wyjazdach służbowych
i teraz jeszcze masz czelność tu przyłazić? Wiesz co? Nie tym
razem. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać! – prychnął, a jego
irytacja tylko wzbierała na sile, ale kiedy Tobiasz posłał mu
urażone spojrzenie, jej poziom osiągnął apogeum.
Jak śmiał grać skrzywdzonego? Próbować zrzucić winę na niego?
Umyć ręce i udawać, że przecież niczego złego nie zrobił, bo
jak zawsze – zawsze! – wszystko było winą Maksymiliana? Nie
powiedział tego na głos, jednak Łukowski znał już ten wzrok,
wiedział, co się za nim kryło. Podobne scenariusze zdążyli już
przecież przerobić kilka razy.
– Zamknąć drzwi? – odezwał się Adrian po raz pierwszy odkąd
Maks i Tobiasz zaczęli wymieniać zdania.
Maks zawahał się. Zagryzł wargę, po czym powiedział szybciej,
niż zdążył się zastanowić. Bo wiedział, że im dłużej będzie
zwlekać, tym bardziej zmięknie.
– Tak.
Nie mógł widzieć głupawego, pełnego zadowolenia, a zarazem
wyższości uśmieszku, jaki wpłynął na usta Adriana, kiedy
patrząc zszokowanemu Tobiaszowi prosto w oczy, tak po prostu odsunął
się i zamknął drzwi. Janicki nie oponował, nie rzucił się na
nie, nie próbował siłą wedrzeć się do mieszkania – to nie
byłoby w jego stylu, z godnością więc przyjął ten siarczysty
policzek. A Maks nie dowierzał, że odważył się go zadać.
– Boże, zrobiłem to – szepnął do siebie, jakby co najmniej to
on zamknął te przeklęte drzwi. – Pokazałem mu, że nie pozwolę
się tak traktować – szepnął do siebie, wciąż nie potrafiąc
zrozumieć, co się wydarzyło i że postawienie się Tobiaszowi
wcale nie było tak bolesne, jak mu się zawsze wydawało. –
Cholera, wystarczyło tylko zamknąć pieprzone drzwi!
Adrian popatrzył na niego z niezrozumieniem, chociaż przebłyski
satysfakcji wciąż odbijały się w jego brązowych ślepiach.
– No, całkiem proste – powiedział, nie rozumiejąc aluzji
Maksa, który tyle razy chciał już postawić się Tobiaszowi, nigdy
jednak nie potrafił zebrać w sobie odwagi. Spojrzał na Adriana,
doskonale wiedząc, że to jemu zawdzięczał swój pierwszy bunt w
związku. Uśmiechnął się pod nosem i dość nieśmiało, jak na
siebie, szepnął:
– Dzięki.
Adrian rozpromienił się jeszcze bardziej. Uśmiechnął się
szeroko, wypinając pierś do przodu niczym ukontentowany niedźwiedź.
Niedźwiedź o oczach jałówki – przemknęło Maksowi
przez głowę, na co zaraz miał ochotę uderzyć nią w ścianę z
zażenowania do własnych myśli.
– Masz jakieś plany dzisiaj? – wypalił Mejs, a Łukowski, wciąż
przeklinając się swoje za głupie porównania, bez namysłu
pokręcił głową, nie wiedząc, jakie to przyniesie konsekwencje. –
No to super! Ubieraj się! – rzucił wesoło, znów zachowaniem
przypominając nie wielkiego, groźnego faceta zaraz po odsiadce w
więzieniu, a podnieconego kilkulatka. Maks dopiero wtedy
oprzytomniał, zaczynając zachodzić w głowę, na co takiego, do
licha, się zgodził.
– Yyy, że teraz?
– Tak, teraz. Ubieraj się. Jest mega pogoda, szkoda tracić czas
na siedzenie w chałupie.
Zmarszczył brwi.
Powinien się nie zgodzić, wrócić do swojego pokoju i zatrzasnąć
drzwi, a później w kółko przerabiać w myślach sytuację, która
wydarzyła się zaledwie kilka minut temu. Doszedłby wtedy do
wniosku, że to najgłupszy pomysł, na jaki mógł wpaść, że
żałuje takiego potraktowania Tobiasza, zaczęłyby go zalewać
obrazy, na których związek z Janickim całkowicie się rozpada, a
później...
A później w koło Macieju, stany lękowe zaczęłyby się
pogarszać, może pojawiłby się jakieś zalążki depresji, bo
przecież straci swoją jedyną ostoję normalności i tak dalej, i
dalej.
– Okej. Poczekaj tylko – powiedział, wskazując na spodnie
dresowe, które miał na sobie. Adrian kiwnął głową z szerokim
uśmiechem, a do dopełnienia obrazu ukontentowanego zwierzaka
brakowało mu tylko beztrosko merdającego ogona.
Maks, zanim zatrzasnął się w swojej sypialni, obejrzał się
jeszcze na niego. Stłumił w sobie śmiech, kiedy na ułamek sekundy
jego wzrok spotkał się z olbrzymimi, błyszczącymi od zadowolenia
brązowymi ślepiami.
Tak. Oczy Adriana zdecydowanie były godne uwagi i mógł to
stwierdzić nawet teraz, kiedy był totalnie trzeźwy i wolny od
oddziaływania marihuany.
Chyba do reszty zwariował.
***
Mamy już siódmy rozdział, więc można sobie już wyrobić zdanie na temat postaci. Takie moje pytanie – kto najbardziej przypadł Wam do gustu, a kogo byście wyrzucili przez okno i dlaczego jest to Tobiasz? :D
O ja bym Tobiasza przez okno nie wyrzucała,oczywiście że jest dupkiem ale w sumie Max w 100% wie z czym się łączy bycie z Tobiaszem a i tak się na to godzi. Maxa z resztą totalnie nie ogarniam to taki typ człowieka który najbardziej mnie irytuje. Z jednej strony czuje się pokrzywdzony przez Tobiasza ale dalej za nim biega, nie znosi swojej pracy ale jej nie zmienia. Z jednej strony jest taki strasznie nie szczęśliwy ale nie robi nic żeby to zmienić, no i ewidentnie uważa się za lepszego od takiego choćby Adriana bo jest lepiej wykształcony itd, a Adrian przecież siedział w więzieniu więc wiadomo musi być zły. Strasznie głupi i roszczeniowy dzieciak z niego. I ja serio rozumiem że on ma problemy ze sobą ale żeby wszyscy musieli dookoła niego chodzić na paluszkach bo będzie zły jak nie umyjesz szklanki to jakiś żart. Adrian wydaje się na razie najbardziej spoko i taki normalny chłopak, nie za bystry skoro zaraz po odsiadce pakuje się w kłopoty ale prawda jest taka że polska resocjalizacja jest do dupy więc to całkiem prawdopodobne. No a Tobiasz jak 90% ludzi korzysta z okazji skoro ma takiego Maxa który zawsze jest pod ręką i wszystko wybacza no to korzysta i dla mnie osobiście trzy wiadomości na które ktoś mi nie odpisał oznacza że się serio dobijam ;) z resztą ja myślę że Tobiasz zwyczajnie szanuje przestrzeń osobista Maxa na zasadzie: "nie chcesz gadać o swoich problemach to nie gadajmy" "nie chcesz ze mną teraz gadać, nie chcesz mnie widzieć, ok spadam". Oczywiście Tobiasz jest dupkiem sypiając z innymi, okłamując i oczekując że skoro Max go kocha to mu zawsze wybaczy, ale nikt Maxowi nie karze z nim przecież być. Mimo braku zrozumienia dla głównego bohatera i tego że jak na razie utożsamiam się najbardziej z głównym antagonistą to opowiadanie jest super ciekawe i świetnie się je czyta :D
OdpowiedzUsuńNawet nie masz pojęcia, jak mnie zaskoczyła Twoja odpowiedź, ale dobrze wiedzieć, że i Tobiasz znajduje dla siebie zwolenników (mam co do niego pewne plany). Maks jest Maksem, nawet mnie irytuje jego podejście do życia i ciągłe jojczenie na wszystko, no ale taka specyfika bohatera. Tacy ludzie też istnieją i powiedziałabym nawet, że jest ich całkiem sporo. :D
UsuńDzięki za komentarz, fajnie poznać inny punkt widzenia :)
Opowiadanie jest świetne.
OdpowiedzUsuńJednak... Max cholernie mnie irytuję. Mam nadzieję, że Adrian otworzy go trochę bardziej na świat, pokażę, że bycie tak... Lękliwym, tak naprawdę w życiu nie pomaga. A jak mu otworzy okno na świat, to Maksiu... Powiedz Tobiaszowi, żeby, khem, khem, w podskokach i wyjaw, że Adrian jest po prostu lepszy we wszystkim - łącznie z łóżkiem.
Scena, gdy Adrian zamyka drzwi przed tamtym gnojkiem - bezcenna. Uwielbiam. Niech ktoś utrze nosa Tobiaszowi, błagam, bo czytając kolejne rozdziały, mój poziom zdenerwowania jest na wysokim poziomie. Nienawidzę takich gogusiów pokroju, pożal się Boże, chłopaka Maksymiliana. Dramat. Miałam styczność z takim typem człowieka - z doświadczenia jednak wiem, że daleko nie zajadą.
Pozdrawiam, weny i najważniejsze, zdrowia!
O, kolejna osoba, którą Maks irytuje. Powiem Ci, że nie jesteś sama, bo jak napisałam wyżej, Maksymilian nawet mnie momentami męczy :D.
UsuńTobiasz potrafi zirytować, ale gdyby nie takie postacie, w życiu opowiadaniowych bohaterów byłoby zbyt pięknie :D. Od czasu do czasu ktoś musi podnieść ciśnienie.
Dziękuję za komentarz i również życzę zdrowia na ten ciężki czas :)
Ja w sumie widzę trochę Maksa w sobie. Może mniej pokręcona, ale też z dziwnymi dla innych natrectwami i trudnoscią zrywania z dupkami😁. I w zdaniu: "Był przekonany, że Maks nie przekroczyłby nawet progu klatki schodowej kamienicy, nie mówiąc już o paniki, w jaką by wpadł, gdyby znalazł się w tamtejszej kuchni." powinno być panice.
OdpowiedzUsuńJak widać każda potwora znajdzie swojego amatora. Fajnie wiedzieć, że wszyscy bohaterowie NGK znajdują swoich zwolenników wśród czytelników <3
UsuńDziękuję za komentarz i wytknięcie błędu, poprawiłam. :)
Hurra, nowy rozdział! :D cieszę się i dziękuję :))
OdpowiedzUsuńJa mam słabość do Adriana od początku opowiadania. Tak więc on jest dla mnie numerem 1. Ale poza tym bardzo lubię Alicję :D taka fajna, pozytywna dziewczyna, która zasługuje na szczęście. Mam nadzieję, że znajdzie je przy tym uroczym narwanym facecie! Bo jeśli nie to życzę mu by Adrian to stłukł :D
Z oczywistych powodów nie lubię Tobiasza, nie żal mi tego jak został potraktowany w tym rozdziale. Nie wiem jeszcze jaką mam opinię odnośnie Maksa, mimo że jest to już 7 rozdział... Z 1 strony oczywiście jego natręctwa i podejście do życia są irytujące , a z 2 jednak jest to czymś uwarunkowane, w końcu ma problemy w relacji z ojcem... Życzę mu żeby wziął się w garść i trochę pozytywnie podchodził do życia :D
Jednak opowiadanie byłoby nudne, gdyby wszyscy byli idealni :)
Taki sympatyczny był ten rozdział, bez żadnych większych dramatów Maksa, wręcz się uśmiechnęłam jak się tak postawił Tobiaszowi. I jeszcze na końcu ten podekscytowany Adrian :D ciekawe jaki pomysł na wyjście ma w głowie :)
Powodzenia w dalszym pisaniu!
W sekrecie zdradzę, że Adi to też moja ulubiona postać. Tak samo było z Rafałem (chociaż, nie oszukujmy się, troszkę wyższy poziom inteligencji). Zwyczajnie lubię nieskomplikowane, momentami zbyt prostolinijne postacie.
UsuńDziękuję ślicznie za komentarz <3 Podtrzymują na duchu i dzięki nim kolejny rozdział już się pisze.
Hej.rozdzial jak zawsze świetny. W skrócie to uwielbiam Adrian facet prosty ale szkoda że chce się teraz pakować w kłopoty szybkie dążenie do kasy nie jest dobra opcja. Co do maksa mam nadzieję że się otworzy i zacznie się cieszyć życiem że odetnie się od Tobiasza i będzie żył długo i szczęśliwie. No i zostaje Tobiasz jak ja nie cierpię takich facetów co myślą że im wszystko można a na dodatek mogą rządzić inna osoba.pozdrawiam w
OdpowiedzUsuńAdi po prostu nie potrafi wyobrazić sobie innego życia, tylko tak umie załatwiać kasę i tylko w takim miejscu siebie widzi. Nie oszukujmy się, ale ciężko sobie wyobrazić Mejsa na przykład na stanowisku kasjera czy ochroniarza w Biedronce, haha.
UsuńDziękuję za komentarz :)