Adrian i jego interesy
Czuł, że jest mu bardzo niewygodnie, leżał na czymś
niewyobrażalnie wąskim, musząc zachować w śnie czujność, aby
nie spaść na podłogę. Do samego poranka nie zastanawiał się
zresztą, dlaczego tak było, jednak gdy jego głowę wypełnił
dźwięk budzika, aż poderwał się do siadu, zaalarmowany.
Złapał za telefon (nie swój!) i czym prędzej wyłączył
irytującą, piskliwą melodyjkę.
Co za popierdoleniec ustawił sobie coś takiego na budzik?
Przecież można zejść na zawał! – pomyślał, ale jego
spojrzenie zaraz powędrowało w bok, na wciąż śpiącego
Maksymiliana, wciskającego policzek w poduszkę i mruczącego coś
sennie pod nosem.
Momentalnie w ustach zrobiło mu się sucho na samo wspomnienie
wczorajszych wydarzeń. Zwilżył wargi językiem, czując, jak jego
serce przyspiesza bicie, ale mimo to nie mógł oderwać wzroku od
obrazu przed sobą. Nie często miał okazję widywać Maksa z
roztrzepanymi włosami, zazwyczaj chodził z idealną, dopracowywaną
godzinami przed lustrem fryzurą, teraz jednak przydługie, jasne
włosy opadały mu na czoło, zwichrzone nocnymi wydarzeniami.
Przełknął ślinę, sunąc wzrokiem niżej, na szczupłą, ale
męską szyję z wystającą grdyką, na silne ramiona i wyrzeźbiony
tors, brzuch z zarysowaną linią mięśni, aż wreszcie... Gdyby
uniósł kołdrę, zobaczyłby Łukowskiego w całej okazałości,
ale pamięć mu jeszcze nie szwankowała. Doskonale wiedział, jak
Maks wyglądał poniżej pasa.
Nie można było odmówić mu jednego – zadbanego, wysportowanego
ciała, tylko że Adrian Mejs wiedział, że to ciało pewnie nie
poradziłoby sobie w bójce. Mięśnie Maksa, wyhodowane na siłowni,
nie potrafiłyby być użyteczne w prawdziwym życiu (a przynajmniej
nie w życiu, które znał Mejs), więc mimo że z Łukowskiego był
kawał chłopa, jak to określił go w myślach, i zdecydowanie nie
pasowała do niego łatka cioty, to Maksymilian wydawał mu się
dość... kruchy.
[i]Całkowite przeciwieństwo Artura – przemknęło mu przez
głowę. Momentalnie spochmurniał, serwując sobie już od samego
ranka negatywną dawkę energii. W jego przypadku nie było to dobre
posunięcie, natychmiastowo poczuł, że jeszcze trochę błądzenia
we własnych myślach, a coś rozwali.
Bardzo – naprawdę bardzo – nie chciał, żeby to była
przystojna twarz Maksa. Nawet jeśli przy ich pierwszym spotkaniu
omal by jej nie udekorował kilkoma siniakami i zapuchniętym nosem,
tak teraz wolał zostawić ją w spokoju.
Łukowski dla Adriana był całkowitą nowością, nigdy wcześniej
nie miał styczności z normalnymi, ułożonymi chłopaczkami
zarabiającymi na swoje utrzymanie legalnie. Przy Arturze był wręcz
nieskazitelny, nie tylko pod względem wyglądu, chociaż i na tym
polu się wybijał. Wielokrotne udziały w ustawkach nie mogły
przynieść niczego dobrego, a Artur (za czasów wolności Adriana)
niemalże nimi oddychał.
Rozmyślenia przerwał drugi budzik, ustawiony równo dziesięć
minut po pierwszym. Zmarszczył brwi, wyłączając go bez mrugnięcia
okiem i już miał z powrotem wrócić do snu, kiedy przypomniał
sobie, że Maks przecież chodził do pracy! Nie myśląc już za
wiele i spełniając dobry uczynek niedopuszczenia, aby Łukowski
zaspał, potrząsnął jego ramieniem lekko, a kiedy nie przyniosło
to żadnych efektów, szarpnął mocniej.
– Ej, wstawaj.
Niebieskie oczy spojrzały na niego rozespane, a jego w pierwszej
chwili zaskoczył ich kolor. Miały tak intensywną barwę, że można
byłoby uznać, że ktoś podkoloryzował je w programie graficznym.
– Co...? – Maks z chwili na chwilę odzyskiwał coraz to większą
świadomość. Jego głowę zaczęły zalewać obrazy z poprzedniej
nocy, a on, niewspierany już THC krążącym w żyłach, zdał sobie
sprawę, co takiego najlepszego zrobił. – Kurwa mać! –
Wyskoczył z łóżka jak oparzony, patrząc na Adriana z
przerażeniem. – Czy my...?
Mejs zamrugał, zdezorientowany, żeby zaraz uśmiechnąć się z
rozbrajającym zadowoleniem.
– No tak.
– Kurwa mać! – powtórzył Maks, przeczesując nerwowo włosy i
chodząc po pokoju jak go matka natura stworzyła. – Boże! Praca!
– Przypomniał sobie nagle, dopadając do stolika nocnego, żeby
zerknąć na telefon. – Spadaj! Muszę się szykować, bo jak tak
dalej pójdzie, to się spóźnię!
– To tylko dziesięć minut... – burknął Adrian, przyglądając
się wszystkiemu z niezrozumieniem. Myślał, że Maks, jako
ujawniony gej, nie będzie mieć problemu z przespaniem się z drugim
facetem i że ta rola bardziej przypadała jemu, w końcu nigdy nie
uważał się za pedała.
Bo nim przecież, kurwa, nie był, no nie? Bzykał w swoim życiu
panienki (i to nie jedną), a dwóch facetów w grafiku jeszcze nie
robiło z niego jakiejś pizdy!
– AŻ dziesięć minut! To zmienia cały poranek! Nie zjem omleta,
jak planowałem, tylko będę musiał złapać jakiś jogurt, czy
coś! – panikował, biegając po pokoju i kompletując ubrania do
pracy. – Co tak siedzisz? Wynoś się!
Oberwał swoimi ubraniami zwiniętymi w kulkę. Pomyśleć, że
jeszcze wczoraj w takim pośpiechu Maks je z niego ściągał.
Westchnął ciężko i niczym ten zrugany psiak, podkuliwszy ogon
zaczął zakładać T-shirt, nie chcąc wchodzić w żadne dalsze
utarczki z Łukowskim.
Bez słowa wyszedł z pokoju, udając, że wcale nie zauważył
paniki, w jaką wpadł chłopak na samo wspomnienie o
dziesięciominutowym zaspaniu. Adrianowi może i daleko było do
mózgowca, nie skończył nawet gimnazjum, więc nie pretendował do
kogoś mądrzejszego, ale nikt nie wydłubał mu oczu. Chociaż żył
z Maksem pod jednym dachem niecały tydzień, widział, że nie
wszystko było z nim w porządku. Może w innych okolicznościach
takie zachowanie by go niezmiernie bawiło, a chłopak zasłużyłby
sobie na miano świra i w jego głowie dostałby już bilet w jedną
stronę do psychiatryka, mimo to swoimi odpałami nie budził w
Adrianie nic więcej, jak tylko współczucie. Widział, jak chłopak
się męczył, miotał ze swoimi dziwnymi, zrozumiałymi tylko sobie
przekonaniami i wiedział, że w żaden sposób mu nie pomoże.
Nie pierwszy raz doświadczał czegoś podobnego, oczywiście Maks
nie był tak ciężkim przypadkiem jak jego i Alicji matka. Wiedział
jednak, że to nie w ciemnych zakątkach ulic czają się prawdziwe
potwory, a w głowie. Rzeczy, które Barbara Mejs musiała widzieć i
słyszeć, były makabryczne, do dziś czasem słyszał jej
przeraźliwy krzyk w snach. Dlatego nie miał zamiaru nabijać się z
problemów Maksa, bo nie było się z czego śmiać.
Westchnął ciężko, wlokąc się na swoją kanapę. Zerknął na
niedopalone jointy, uśmiechając się mimowolnie do wspomnień.
A jednak.
Niczego nie żałował.
***
Podrapał się w bok krótko obstrzyżonej głowy, wpatrując się w
ekran swojego telefonu i bijąc się chwilę z myślami. To, co mówił
wczoraj Maksowi na haju nie było żadnym kłamstwem – naprawdę
chciał zmienić swoje życie i wkroczyć w pewien interes... tyle
tylko, że chyba nie zrozumieli się co do jego legalności. Adrian
wiedział jednak, że nie dla niego było bawienie się w
przestrzeganie prawa, to zazwyczaj oznaczało karkołomną ścieżkę
do sukcesu, a on chciał osiągnąć go od razu. Przez te wszystkie
lata, kiedy to trafił do poprawczaka, a później zaczął wsiąkać
w mniejsze kręgi przestępcze, przyzwyczaił się do łatwej forsy,
adrenaliny i poczucia, że nie musi być zakutym łbem w okularkach,
aby coś znaczyć.
A teraz, cholera, miał taką szansę! Zagryzł wargę i nacisnął
wreszcie zieloną słuchawkę, po czym przyłożył aparat do ucha.
– No co tam, Masa? – W głośniku rozbrzmiał głos najlepszego
przyjaciela Adriana, któremu mógłby powierzyć naprawdę wiele,
nawet własne życie. Sześć lat temu, kiedy wszyscy najbliżsi mu
kumple zaczęli pruć się na psach, obierając stronę Skąpego,
Tomek „Malina” Malinowski nie puścił pary, nie dając się
nikomu zastraszyć. Po tym incydencie Mejs wiedział już, że za
Tomkiem poszedłby w ogień.
– Skontaktowałem się z nimi.
– Kurwa, ja pierdole, Masa, ty żeś do reszty zwariował! –
Żadnej innej reakcji się nie spodziewał, w końcu Malina od samego
początku tłumaczył mu, że to bardzo zły pomysł. Ale co on mógł
wiedzieć, skoro już dawno odciął się od ich świata? Jak ten
przykładny obywatel znalazł pracę w ochronie, spłodził córkę i
latem planuje hajtnąć się z Natalią, żeby już dłużej nie
grzeszyć. Teraz nie chciał nawet słyszeć o lewych interesach,
chociaż Adrian przeczuwał, że wystarczył by mu tylko jeden, mały
impuls, a już wracałby do przekrętów jak poparzony. W końcu z
takiego stylu życia nie dało się wyleczyć, nawet dziecko i żona
nie były wystarczającym bodźcem.
– Zrozum, że Ryży jak tylko usłyszał moje nazwisko, to przyjął
mnie niemal z otwartymi ramionami – prychnął. – Skąpy pracuje
dla Kędziego, Kędzi zaczął sprowadzać kurwy z Ukrainy i rozwala
Ryżemu lokalny biznes. Jak zajmował się tylko zielskiem i amfą to
Ryżemu nie wchodził w paradę, a teraz to już inna gadka. Z tego
co wiem, Skąpy dużo rzeczy ogarnia dla Kędziego, a ja znam go jak
nikogo innego, lepszej osoby Ryży nie mógł sobie wymarzyć –
powiedział niemalże z dumą, nakreślając mu całą sytuację, bo
doskonale wiedział, że odkąd Malina umył rączki, starał się
całkowicie odciąć od newsów ze światka gangsterskiego.
Tłumaczył, że bał się o rodzinę, jednak Adrian przeczuwał, że
ucieczka Tomka miała też drugie dno, Malinowski nie chciał, aby
przypadkiem pokusiło go do powrotu.
Chociaż oczywiście sprawy, którymi zajmowali się jako
dwudziestoparoletnie szczeniaki, nie mogły się równać temu, do
czego aktualnie aspirował Mejs.
– To nie przyniesie ci nic dobrego. Słyszałeś co stało się z
Chudym?
Adrian przewrócił oczami, oczywiście, że słyszał. W końcu
początkowo nawet ucieszył się, że dawny kumpel, który jako
pierwszy spruł się na przesłuchaniu, wreszcie doczekał
odpowiedniej kary. Później oczywiście zrobiło mu się trochę żal
chłopaka, był starszy od Mejsa o rok, ale przy tym tak
niewyobrażalnie głupi...
– Nie wydał Kędziemu abonamentu z kilku miesięcy. Każdy by się
wkurwił. – Wzruszył ramionami, nie widząc problemu. Przecież w
świecie, w którym się wychowywali, najgorsze były dwie rzeczy –
kapowanie na kumpli i oszukiwanie ich.
– Dostał dwie kulki! – syknął Malina, a Adrian już oczami
wyobraźni widział jego czerwoną twarz. Zawsze miał tendencje do
rumienienia się, czy to po alkoholu, czy też przy zbytnim
emocjonowaniu się. – W brzuch i łeb! Znaleźli go w lesie na
Białych Błotach! To jawna egzekucja! Jak to się ma do hodowania
maryśki w mieszkaniu i sprzedawanie jej dzieciakom?
Mejs sapnął sfrustrowany, jak to możliwe, że jego najlepszy
kumpel nie rozumiał tego wspaniałego pomysłu?
– Jeszcze będziesz chciał, abym szepnął o tobie dobre słówko
Ryżemu.
– Tylko, kurwa, spróbuj!
Adrian zaśmiał się ochryple, opadając na kanapę i odchylając
się na oparciu, wlepił wzrok w śnieżno biały sufit.
– Może wpadniesz do mnie? Jedno piwko nie stanie ci na drodze do
bycia wzorowym obywatelem.
– Z chęcią wepchnę ci je w dupę, może wtedy zmądrzejesz –
prychnął jeszcze, ale Adrian wiedział, że już udobruchał
kumpla. – Kiedy? Dzisiaj mam czas, Natalia jedzie z małą do
swojej matki. Boże, nie masz pojęcia, jaka to upierdliwa baba.
Serio, te wszystkie dowcipy były wymyślane chyba na jej cześć.
Wrzód na dupie, no!
Zarechotał na samo wyobrażenie teściowej Maliny. Właśnie dlatego
nigdy w życiu nie chciał wiązać się na stałe z jakąś kobietą,
nie zniósłby czegoś takiego i prędzej czy później odstrzeliłby
albo ją i mamuśkę, albo siebie.
– Dobra, to jesteśmy umówieni – oznajmił, ani na moment nie
myśląc o tym, że przecież nie zapraszał Tomka do siebie i że
wypadałoby zapytać domowników o zdanie.
Jakoś tak wypadło mu to z głowy.
***
– A ty znowu gdzie? – Patrzył, jak Alicja kursuje niczym
oparzona między łazienką a swoją sypialnią, poprawiając
makijaż, po raz dziesiąty przeglądając się w lustrze, czy
wyciągając kolejną sukienkę z szafy i zastanawiając się nad
zmianą kreacji. Wystarczyła pojedyncza myśl, że robiła to dla
jakiegoś palanta, a Adrian, chociaż nie miał pojęcia, o kogo
chodziło, już wyobrażał sobie jak roztrzaskuje mu twarz o
krawężnik.
– Jesteś moją mamą, że muszę ci się spowiadać? – burknęła,
po czym pokazała mu na bardzo skąpą, wyzywającą czarną
sukienkę. – Lepiej to co mam na sobie, czy może to?
Adrian aż zazgrzytał zębami. Przecież, do jasnej cholery, żaden
gościu nie będzie obracać jego siostry, żeby później zostawić
ją jak każdą inną laskę! Już on znał takich, co to wymieniali
panny jak rękawiczki, Alicja nie zasługiwała na kogoś tego
pokroju.
– Najlepiej szlafrok – wycedził przez zaciśnięte zęby, na co
siostra przewróciła oczami.
– Czyli ta czarna, dziękuję braciszku – zakpiła, posyłając
mu w powietrzu całusa. – Nie zapominaj, że mam dwadzieścia pięć
lat i jestem już w tym wieku, w którym mogę sama o sobie
decydować. Jestem dużą dziewczynką – dodała, jakby musiała mu
o tym przypomnieć.
Adrian zasępił się jeszcze bardziej, zakładając swoje masywne
ramiona na piersi. Wiedział, że nie mógł jej zamknąć w pokoju,
chociaż o tym szalenie marzył. Zamknąłby ją tutaj, a jeśli ten
palant postanowiłby złożyć im wizytę, z chęcią by go ugościł.
Prawym sierpowym (bo lewy miał słabszy).
– O której będziesz z powrotem?
Alicja aż zamarła w połowie drogi do łóżka, na którym walała
się cała masa ubrań, jakie zdążyła wyrzucić z szafy. Obejrzała
się na niego, po czym prychnęła, coraz to bardziej rozeźlona.
– No ty chyba żartujesz.
– Poważnie pytam.
– A ja nie zamierzam odpowiadać! Jezu, ogarnij się! Masz swoje
życie, co nie? Nie wiem, zacznij zbierać znaczki albo chociaż
kapsle od piwa! – warczała, krążąc po pokoju niczym chmura
gradowa. – I w ogóle, wyjdź! Muszę się przebrać!
– Chyba nie zamierzasz tego założyć?!
– Tak, właśnie tak! Będę świecić gołą dupą, czy ci pasuje,
czy nie! – Pchnęła go do tyłu, po czym trzasnęła drzwiami tuż
pod Adrianowym nosem, którego koniuszek dzieliły dosłownie
milimetry od spotkania z drewnem.
Zamrugał, w pierwszej chwili zbyt zaskoczony, aby jakoś zareagować,
a później sapnął i wrócił do salonu, w którym spędził całe
czwartkowe południe i wczesne popołudnie. Zerknął na zegarek,
zastanawiając się mimowolnie, kiedy przyjdzie Maks.
Uśmiechnął się do swoich myśli, bo – nie było co ukrywać –
nie odmówił by powtórki z wczorajszej nocy. Wciąż wracał
pamięcią do jego ładnych, miękkich ust, prężącego się ciała
i...
– Ej! – Aż podskoczył na kanapie, patrząc na wystrojoną
Alicję gotową na randkę. – Nie chcę nic mówić, ale weź
lepiej ogarnij kuchnię, bo Maks ostro się wkurzy.
Przełknął ślinę, kiwając głową bez najmniejszego sprzeciwu,
po czym, nie wytykając już siostrze jej skąpego stroju, ruszył do
wskazanego pomieszczenia i zaczął je grzecznie sprzątać.
Nie chciał przecież, aby Maks się denerwował.
***
Tomek rozejrzał się po przedpokoju i aż zagwizdał.
– No, no. Nieźle się ustawiłeś. Bogate osiedle, nowiutkie
apartamenty, powiedz, gdzie rozdają takie noclegi, to sam się
skuszę. – Zaśmiał się i już miał wejść dalej, do salonu,
kiedy Adrian złapał go za ramię.
– Buty – powiedział, wskazując na czarne sneakersy kumpla. Ten
spojrzał na niego tak, jakby widział go pierwszy raz w życiu.
– Że ściągnąć?
– Dokładnie.
– Yyy, no okej.
Nie miał zamiaru się sprzeczać, odstawił więc białą reklamówkę
z logiem Żabki, w której dźwięczały obijające się o siebie
puszki piwa i zaczął rozwiązywać sznurówki. – Chociaż wiesz,
jestem po pracy, nie wiem, czy nie uśniesz – dodał, rechocząc
pod nosem i prezentując mu swoje stopy okryte czarnymi skarpetkami z
malowniczą dziurą na największym z palców.
Adrian wzruszył ramionami.
– Ja nie, ale jak cię kolega Alicji złapie w butach, to razem
będziemy rozbryzgani na ścianach – dodał z rozbawieniem,
mimowolnie żałując, że Maks jeszcze nie wrócił. Spóźniał się
i nawet Malina zdążył go prześcignąć.
– Dobra, dobra, nie wnikam. Prowadź lepiej.
Weszli do przestronnego salonu, którego wcześniej Adrian dokładnie
wysprzątał, bynajmniej nie ze względu na wizytę przyjaciela, bo
Malina widział już gorsze wnętrza. Przy okazji odkurzył też całe
mieszkanie (z wyłączeniem pokoju Maksa), pościerał kurze i wymył
podłogi, nic więc dziwnego, że kiedy Tomek rozsiadł się na
kanapie, wyciągając nogi na stół, musiał aż przygryźć dolną
wargę, żeby z czymś nie wypalić.
– Zabieraj te syry – rzucił tylko żartobliwie i trącił kolana
kolegi ręką. – Bo zaraz naprawdę zasnę, jak będziesz mi je pod
nosem trzymał.
Malina zachichotał tylko, ale nie zaprotestował. Ściągnął stopy
ze stolika do kawy, po czym sięgnął po piwa i podając jedno z
nich Adrianowi, uśmiechnął się przy tym z zadowoleniem.
– Dobrze, że już wyszedłeś, stary. Nie masz pojęcia, jak mi
cię, kurwa, brakowało!
Mejs odpowiedział na uśmiech i kiwnął głową, odbierając puszkę
i bez żadnej rzewnej odpowiedzi, otworzył ją. Nie był typem
osoby, która rzuciłaby się teraz Tomkowi na szyję, bredząc
farmazony o tym, jak bardzo tęsknił za kumplem. Malina zawsze
odpowiadał za tego typu akcje, miał naprawdę wielkie serducho i
wrażliwość, do teraz pamiętał wszystkie koty, które dokarmiał,
jak jeszcze siedzieli w poprawczaku. Może faktycznie nie nadawał
się do świata, w jaki zamierzał wkroczyć Adrian? Może
rzeczywiście będzie mu lepiej przy żonie i dziecku, zarabiając
ochłapy, ale przynajmniej mając świadomość, że na nich ich nie
narażał? Tomek był prostym chłopakiem, mało obrotnym, ale
przynajmniej szczerym, bo zawsze mówił co myślał, nawet jeśli
chodziło o najgorszą prawdę. Zawsze też potrafił ściągnąć go
na ziemię, bo Adrian z kolei zawsze miał spore aspiracje.
– I co, Ryży tak po prostu wciągnął cię w swoje sprawy? –
zapytał Malina, kiedy zdążyli już obgadać wszelkie przyziemne
sprawy. Mejs dowiedział się, co u Natalii, jak rozwija się Nikola,
no i oczywiście – najważniejsze – ta wkurzająca teściowa, na
którą Tomek nawet nie mógł patrzeć, wtykała nos w nieswoje
sprawy i próbowała przeforsować swoje pomysły na zbliżające się
wesele.
A co u Adriana?
Ano, ograniczał się tylko do najważniejszych kwestii, takich jak
krótkie sprawozdanie z więzienia, Alicji, która właśnie kręciła
z jakimś gościem – ale ani słowa o Maksie i jego seksownym,
wyćwiczonym tyłku. Malina był świetnym gościem, naprawdę
najlepszym kumplem, jaki mógłby się Mejsowi przytrafić, ale
informowanie go o łóżkowych ekscesach z mężczyznami przekraczało
wszelkie granice. Tomek żył w błogiej nieświadomości, jeśli
chodziło o tę konkretną kwestię i tak im obu było dobrze.
– No nie, przecież nie zaufa mi od razu. Po prostu potrzebuje rąk
do pracy – wyjaśnił i pociągnął piwa, opróżniając je (już
drugie) do końca. Odstawił puszkę na stół, a Malina od razu
podał mu kolejne, wychodząc z założenia, że poważne rozmowy o
trzeźwym pysku to nie rozmowy.
– I co będziesz robić?
Adrian zerknął na niego, zastanawiając się, czy wciągać
przyjaciela w szczegóły. Obrócił browar w dłoni, po czym
otworzył go z cichym pstryknięciem.
– Pobawię się w komornika.
– O mój Boże, będziesz wyłudzać haracz!
Przewrócił oczami, Tomek jak zawsze wszystko wyolbrzymiał.
– Nie wyłudzać haracz, tylko będę dopilnowywać, aby ludzie
spłacali długi.
– Wiesz, że później może nie być odwrotu? To nie jest zabawa,
Masa. Nigdy nie zagłębialiśmy się w takie kręgi, to co robiliśmy
było...
– Było szczenięcymi wybrykami – dokończył za niego i wziął
sporego łyka piwa, uznając, że tylko tak zniesie gadaninę Maliny.
– Stary, jestem już po trzydziestce. Czas czegoś się w tym życiu
dorobić.
Przyjaciel już otwierał usta, żeby odbić piłeczkę oraz posłać
w stronę Adriana wiązankę – zapewne bardzo wartościowych –
rad i swoich własnych przemyśleń, gdy drzwi mieszkania otworzyły
się, a oni już z kanapy zobaczyli osobę stojącą na drugim końcu
przedpokoju. Wystarczyło tylko, że się lekko wychylili. Maks, gdy
się rozebrał, przeszedł w głąb pomieszczenia, rzucając im
pochmurne spojrzenie. Wyglądał... źle. Wydawał się przemęczony,
miał lekkie sińce pod oczami, a na dodatek jego zawsze perfekcyjne
ułożone włosy teraz sterczały w nieładzie. Zupełnie, jakby
przygnieciony stresem życia osobistego i zawodowego, co rusz to
przeczesywał je nerwowo, to za nie ciągnął.
– Ty chyba żartujesz – powiedział, zatrzymując się w progu.
Zerknął na piwa stojące na stoliku i nie mając nawet sił się
porządnie zdenerwować, westchnął tylko ciężko. –
Przyprowadzasz mi do domu jakichś obcych kolesi i robicie sobie
imprezkę?
Tomek wyraźnie się zmieszał. Burknął coś pod nosem, po czym
podniósł się z kanapy, wrzucając jeszcze puste puszki do worka, z
którym przyszedł.
– Wiesz co, to ja się będę zbierać.
Adrian nie odpowiedział, zmarszczył tylko brwi, patrząc jak Maks
przewraca oczami, a następnie całkowicie ignorując zbiegowisko w
salonie, rusza do swojego pokoju, żeby ostatecznie się w nim
zamknąć. Nawet ślepy by zauważył, że coś było nie tak,
Łukowski wyglądał jak cień samego siebie.
– Jasne, zdzwonimy się – odparł, stawiając do połowy wypite
piwo na stole. – Pozdrów Natalię i Nikolę, będę musiał do was
w końcu wpaść.
– Koniecznie, stary. – Tomek pokiwał głową, zaczynając się
ubierać. Narzucił na siebie dużą bluzę z kapturem, w której do
niego przyszedł, przytulił jeszcze Adriana po męsku, po czym
wyszedł, zostawiając Mejsa samego w przedpokoju.
Przekręcił zamek, zerkając jeszcze kątem oka na białe, drewniane
drzwi od pokoju Maksa, zawahał się przez moment, już prawie
wyciągał rękę do pozłacanej klamki, jednak ostatecznie
spanikował. Był dużym, raczej bezwzględnym gościem – a
przynajmniej bezwzględnie okładał innych pięściami, nawet nie
patrząc, czy równo puchnie – ale jednak, zajrzenie do sypialni
Łukowskiego go przerosło. Rzecz jasna nawet nie dopuścił do
siebie myśli, że to przejaw tchórzostwa, wszystko racjonalnie
umiał wytłumaczyć, ot, musiał przecież najpierw posprzątać w
salonie, czyż nie? Zaraz więc właśnie tam skierował swoje kroki,
zbierając wszystkie puszki do śmieci, później jeszcze przetarł
blat stolika, a na koniec, tak w razie wypadku, gdyby nogi Tomka
rzeczywiście niezbyt ładnie pachniały, otworzył okno.
Mając za sobą porządki, wziął kilka uspokajających oddechów i
wreszcie ruszył do pokoju Maksa, tłumacząc sobie, że nie mógł
tak zostawić tej sytuacji. Stanął pod drzwiami, po czym, nim
zdążył chociażby się rozmyślić, szybko w nie zapukał. Nie
uzyskał żadnej odpowiedzi, nacisnął więc klamkę, wciskając
swoją głowę między szparę, jaka powstała po uchyleniu wejścia.
– Mogę?
Maks oderwał wzrok od ekranu komputera, a Mejs po raz pierwszy
zobaczył go w drucianych, okrągłych okularach, które często
zakładał do pracy. Musiał przełknąć ślinę, kiedy poczuł
mocny napływ podniecenia na samą myśl, że Łukowski wyglądał po
prostu seksownie. I uroczo.
– Pracuję – odburknął, wydymając usta w naburmuszonym
grymasie.
– Tylko chwilę, chciałem pogadać.
Maks sapnął, posyłając mu zirytowane spojrzenie znad oprawek.
Jego policzki lekko poczerwieniały i trudno było powiedzieć, czy
to wina zawstydzenia, czy może zdenerwowania – albo przynajmniej
Adrian nie potrafił tego ocenić. Liczył na pierwszy wariant,
jednakże opcja druga była znacznie bardziej prawdopodobna.
– Słuchaj, – westchnął ciężko, siląc się na spokojny ton,
chociaż był o krok od wybuchu – to co stało się wczoraj, to
tylko wypadek, jasne? Upaliliśmy się, takie rzeczy się zdarzają,
ale nie będziemy do tego wracać – mówił bardzo powoli, uznając,
że w innym wypadku Adrian może go nie zrozumieć. – Więc po
prostu żyjmy tak, jakby to nigdy się nie wydarzyło, rozumiesz? Nie
chcę, żebyś komukolwiek o tym powiedział, nie chcę, żebyś się
obok mnie kręcił. Po prostu traktuj mnie jak powietrze!
Adrian spodziewał się wszystkiego, ale na pewno nie tak jawnego
odrzucenia tuż po naprawdę przyjemnej nocy. Kiwnął głową i
zapewne, gdyby miał atrybuty psa, położyłby uszy po sobie, a ogon
podkulił. Nic już nie powiedział, wycofał się, zamknął drzwi i
powlókł się do salonu, zastanawiając się jeszcze, co zrobił nie
tak.
Przecież zaledwie wczoraj Maks był taki... kochany. Wzbudzał w
Adrianie instynkty, o które by siebie nie podejrzewał, zupełnie
inaczej niż Artur, który twardo stąpał po ziemi, nie bojąc się
dosłownie nikogo i niczego.
Westchnął ciężko, opadając na kanapę. No nic, jakoś to
przecież przeżyje. Nie był pizdą, do cholery! Przymknął oczy,
kiedy nagle rozdzwonił się jego telefon. Wyciągnął go z kieszeni
i z zaskoczeniem spojrzał na ekran.
Numer prywatny.
Odebrał.
– Ta?
– Masa? – odezwał się nieznajomy głos.
– No.
– Masz chwilę? Musimy się spotkać.
***
W rozdziale pojawiło się kilka mniej lub bardziej śmiesznych ksywek.
Zanim zaczniecie się z nich śmiać, muszę Was poinformować, że zaledwie kilka lat temu na terenie Bydgoszczy działał gangster o pseudonimie Lewatywa. :D Także mogło być gorzej, kochani!
Nie chcę wiedzieć co ten gangster miał za robotę (:
OdpowiedzUsuńDzięki za rozdział.
Pozdrawiam,
Kyna
Biedny Adrian. A ja tu liczyłam że jednak szykuje się gorący romans a ty tak brutalnie sprowadziłaś mnie na ziemię :p pozro
OdpowiedzUsuńW co ten Adrian się pakuje ? Jeżeli chodzi o maksa to tak właśnie myślałam że będzie chciał wszystko potraktować tak jakby nic nie było,ale jestem ciekawa co tak naprawdę mu siedzi w głowie.pozdrawiam w
OdpowiedzUsuńJeju, jak super, że tak często wrzucasz nowe rozdziały! :D Jedyny plus tej okropnej kwarantanny
OdpowiedzUsuńFantastycznie, że ten rozdział jest z perspektywy Adriana, liczę, że będzie takich więcej. Fajnie wiedzieć co drugi z bohaterów ma na myśli, nie tylko się domyślać. Szkoda mi tego faceta... po tylu latach w więzieniu i najwyraźniej ciężkim dzieciństwie, sądząc po poprawczaku, nieskończonym gimnazjum i chyba niezupełnie zdrowej mamie ciężko mu wyjść na prostą. Mam nadzieję, że jednak to co będzie robił by zdobyć pieniądze nie poskutkuje kolejnym wyrokiem.
Zastanawia mnie, jak to się stało, że Alicja żyje normalnie i nie ma takich problemów jak jej brat? Może uda się przeczytać to w kolejnych rozdziałach :)
I przykro mi, że Adrian został tak odepchniety przez Maksa... Coś mi jednak mówi, że i tak sytuacja między nimi zmieni się na pozytywną. Jednak reakcje Adriana na zachowanie Maksa są tak urocze, że gdyby istniał to bieglabym go przytulić :D
Swoją drogą, fajnie że osadzilas akcję w Bydgoszczy. Nie mieszkam już w niej od jakiegoś czasu, więc miło jest trafić na akcent o Białych Blotach czy rozkopanym rondzie kujawskim ;p
Dziękuję za ten rozdział i już nie mogę się doczekać następnego :D
Wszystko wyjaśnione było w pierwszym rozdziale :) Alicja została adoptowana i trafiła do porządnej rodziny, Adrian w tym samym czasie wylądował w poprawczaku i tak ich drogi się rozeszły. Dlatego też mają inne nazwiska ;) Alicja Topolska i Adrian Mejs.
UsuńMnie strasznie brakowało bydgoskich klimatów w opowiadaniach :D. Ostatnimi czasy więcej było tych krakowskich, czas więc wrócić do starej dobrej Bydzi.