Znów ślicznie dziękuję za komentarze.
Przy okazji mam nadzieję, że jesteście zdrowi i uważacie na siebie. Ze swojej strony mogę tylko umilać Wam czas rozdziałami. Iiii... teraz chyba nie można już narzekać na częstotliwość postów :D.
Zdrady
Z lekkim uśmiechem zerknął na apetycznie wyrzeźbiony tors,
pokryty przystrzyżonymi, ale już powoli odrastającymi, siwiejącymi
włoskami. Zawsze był pełen podziwu dla wyglądu Marka, mężczyzna
mimo swojego wieku wciąż dobrze się trzymał. Wszystkie te
maratony, triatlony i inne akcje, w których brał udział, nie
pozostawały obojętne dla jego ciała, o czym sam zainteresowany
doskonale wiedział. Czy w innym wypadku próbowałby poderwać o
osiemnaście lat młodszego chłopaka?
– Już wiem, czemu nalegałeś, żeby tu ze mną przyjechać –
powiedział Tobiasz i przeciągnął się w pościeli, przyjemnie
zrelaksowany po seksie.
– Myślisz, że zrobiłem to specjalnie? – odparł Marek z tym
swoim rozbawionym, cholernie seksownym uśmiechem.
– Myślę, że tak. – Podniósł się na ramionach i wychylił do
mężczyzny, żeby pocałować go krótko. – Tylko pytanie, czy
żonka i synowie nie tęsknią – dodał, nie mogąc się
powstrzymać. Ziółkowski posłał mu pełne irytacji spojrzenie,
gdy nagle sypialnię wypełnił standardowy dzwonek Iphona. Aż
parsknął śmiechem, przewracając się na plecy. – O wilku mowa –
zakpił, a Marek sięgał po telefon, posyłając jeszcze
ostrzegawcze spojrzenie Tobiaszowi. Ten tylko zamachał ręką,
zbywając go. Przecież nie był głupi, jakie miałby mieć intencje
w wydaniu Ziółkowskiego? Urocza Elżbieta i jej dwójka dorosłych
synów (co najzabawniejsze, byli niemal w wieku Tobiasza) w żaden
sposób mu nie przeszkadzali, co nie oznaczało, że nie mógł się
od czasu do czasu ponabijać.
– Tak, Elu?
Przewrócił oczami i już miał się podnieść, żeby jak
najszybciej ulotnić się z pokoju, bo słuchanie małżeńskich
pogadanek było ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę, ale
przeszkodził mu w tym gest ręki Ziółkowskiego. Mężczyzna
zatrzymał go, sygnalizując, że to nie potrwa długo.
Sapnął ciężko, wracając do poprzedniej pozycji i chcąc czy nie,
został zmuszony do przysłuchiwania się rozmowie.
– Tak, skarbie, tak. Jak wrócę to o tym porozmawiamy. Zrobisz z
salonem co tylko będziesz chciała, możemy wymienić okna i wstawić
drzwi na ogród. – Tobiasz wpatrzył się w Marka, jak gdyby
poznając go na nowo, tę wersję Ziółkowskiego rzadko kiedy
widział, a jeśli już, to tylko w momentach jak teraz – przy
rozmowie z żoną. Mimo wszystkiego, co robił za jej plecami, nie
można było mu odmówić jednego, szacunku do kobiety, która
urodziła mu dwóch synów. – Oczywiście. Co tylko zechcesz.
Kochanie, muszę teraz kończyć, zaraz mamy spotkanie biznesowe.
Tobiasz musiał powstrzymać się, aby nie parsknąć śmiechem, za
co został zgromiony poirytowanym spojrzeniem.
[i]Oczywiście, spotkanie, pomyślał
i przewrócił oczami. W tym momencie Marek rozłączył się, po
czym odłożył telefon na szafkę nocną.
– I co niby cię tak śmieszy?
– Twoja szopka – odparł bezczelnie.
– To nie tylko moja szopka, ale też i twoja – odbił celnie
piłeczkę, na co Janicki nie mógł już zaprzeczyć. – Gdyby
tylko twój ojciec się dowiedział...
– Zabiłby nas obu – dokończył Tobiasz, trafiając w punkt.
Marek, wieloletni przyjaciel Artura Janickiego, nawet nie chciał się
zastanawiać, co by było, gdyby ten scenariusz ujrzał światło
dzienne. Sam zresztą nie wiedział dlaczego wylądował w aktualnej
sytuacji, a dokładniej w łóżku z synem swojego wspólnika
biznesowego i kumpla od czasów studiów. Za każdym razem, gdy się
nad tym zastanawiał, dochodził do wniosku, że to po prostu
idiotyczne, ryzykowne i pozbawione jakiejkolwiek logiki. A jednak,
dał się okręcić aroganckiemu, egoistycznemu dzieciakowi dookoła
palca i najchętniej nie opuszczałby teraz z nim sypialni.
Tobiasz miał w sobie coś, co
przyciągało nie tylko takich starych pryków jak on. Był
przystojny, wygadany i w mało których sytuacjach tracił swój
rezon. Co więc dwudziestopięciolatek widział w kimś takim jak
Marek? Ziółkowski przede wszystkim wiele już osiągnął w życiu,
przez co był niezwykle pewny siebie, umiał prowadzić firmę i
zarabiać duże pieniądze, a na dodatek trzymał się naprawdę
dobrze – niejeden młodszy dzieciak mógłby pozazdrościć mu
kondycji. Odnajdywali więc w sobie to, czego nie mogliby znaleźć u
nikogo innego i właśnie dlatego ich seks był nie tylko
satysfakcjonujący, ale też uzależniający.
– Zresztą, z tego co pamiętam, nie tylko ojca oszukujesz.
Tobiasz zmarszczył brwi, nie odpowiadając od razu na tę jawną
zaczepkę. Tak, on nabijał się z Ziółkowskiego zdradzającego
żonę, a Ziółkowski brał odwet i nawiązywał do wieloletniego
partnera Tobiasza. Obaj mieli sporo za uszami, może właśnie
dlatego tak dobrze się rozumieli.
– Co w ogóle u tego twojego... jak mu tam? – Zmarszczył z
zastanowieniem brwi, na co Tobiasz westchnął ciężko i podniósł
się do siadu. Rozejrzał się w poszukiwaniu swoich ubrań, które
leżały porozrzucane po całym pomieszczeniu.
– Bardzo cię to interesuje, widzę. – Uśmiechnął się krzywo,
niechętny do rozmowy o Maksie. A już w szczególności nie chciał
o nim rozmawiać z Markiem, nie sądził, że musiał Ziółkowskiego
informować o swoich prywatnych sprawach. Nie zależało mu w ten
sposób na mężczyźnie, jasne, seks był bardzo dobry, fenomenalny
wręcz, bo Marek wiedział co robić w łóżku, ale na tym ich
kontakty się kończyły. Sam nie wnikał w życie osobiste kochanka
i nie chciał, aby ten próbował wyciągnąć cokolwiek z jego
prywatnych spraw, a Maksymilian był bardzo prywatny.
Mało kto, nie wliczając znajomych, wiedział o ich związku, na co
Tobiasz nie narzekał, dzięki temu nie przekreślał swoich wielkich
planów kariery, chociaż czasem się zastanawiał, czy posiadanie
syna geja dla Artura Janickiego nie byłoby dobrym wizerunkowo
posunięciem. Ojciec budował swoją firmę na wzór firm
skandynawskich, dużo miał też stamtąd znajomości i kontaktów
zawodowych. Mimo wszystko wolał się jednak nie wychylać i zostawić
te kwestie dla siebie, tak było bezpieczniej. W szczególności, że
Tobiasz nie krzywił się na samą myśl kobiety u swojego boku, był
– jak to sam lubił ujmować – bardzo elastyczny pod względem
preferencji łóżkowych.
– Po prostu zawsze się zastanawiam, czemu tak mało o nim mówisz
– zaczął Marek, nie spuszczając z Tobiasza swoich przenikliwych,
piwnych oczu. Jeszcze niedawno Janicki krępował się pod tego typu
uważnym spojrzeniem Ziółkowskiego, jednak z czasem nabrał już do
niego dystansu. – Nie myślałeś nigdy, żebyśmy zrobili jakiś
trójkąt?
Tobiasz nie wytrzymał, momentalnie odwrócił się, piorunując
mężczyznę poirytowanym spojrzeniem. Niemal szczęknął zębami na
samą myśl, że ktoś mógłby dotykać [i]jego Maksa. Bo
właśnie takie podejście do związku przejawiał Janicki – on
mógł wszystko, ale sama myśl, że Łukowski zrobiłby coś na
boku, doprowadzała go do szału.
– Nawet o tym nie myśl.
Gęste brwi Marka powędrowały do góry w wyrazie zdziwienia.
– Och? Takiej reakcji się nie spodziewałem – powiedział,
uśmiechając się przy tym z rozbawieniem.
– A czego się spodziewałeś? – prychnął Tobiasz i przewrócił
oczami, naciągając na siebie spodnie. – Jakbyś zareagował,
gdyby ktoś chciał obrócić ci żonkę?
– Jeśli mam być szczery, nie mam pewności, że ktoś teraz tego
nie robi. – Wzruszył ramionami, a Janicki zerknął na niego z
niezrozumieniem, powoli zapinając swój skórzany pasek. –
Dlaczego miałbym jej zabraniać czegoś, co ja robię niemalże co
tydzień? Zresztą, nie łudzę się, że po ponad dwudziestu latach
małżeństwa jest zachwycona ze mną w łóżku. Wiesz, ciągle
oglądana dupa wreszcie zaczyna się nudzić.
Tobiasz powstrzymał się, żeby nie parsknąć. Tak, to akurat
rozumiał, sam nie wyobrażał sobie życia w monogamii, lubił ten
dreszczyk emocji, kiedy po dłuższym czasie sypiania jedynie ze
swoim stałym partnerem, na jego drodze pojawiał się ktoś nowy.
Zawsze jednak ten „nowy” pozostawał w jego życiu krótko,
Tobiasz szybko tracił zainteresowanie, tylko z Maksem było inaczej.
– Cóż, dobrze wiedzieć.
– A ty skąd masz pewność, że twój chłopak nie robi skoków w
bok?
Uśmiechnął się pod nosem, przewracając koszulę na odpowiednią
stronę. Nie odpowiedział od razu, ale w myślach zrobił to
natychmiastowo. Maks był chory, po prostu. Nie dałby rady spać z
kimś innym, to wiązałoby się z wyjściem ze strefy komfortu,
poznawaniem innego ciała, przyzwyczajaniem się do nawyków obcej
osoby... a Maks nie lubił zmian, bał się ich. Trwał więc przy
Tobiaszu niczym wierny kundel, nie opuszczając swojego pana nawet
wtedy, kiedy ten tracił na moment zainteresowanie swoim zwierzakiem.
– Po prostu wiem – prychnął i założył prążkowaną,
elegancką koszulę, którą miał na dzisiejszym szkoleniu.
Marek parsknął śmiechem. Roześmiał się głośno i chociaż
zdenerwował tym Tobiasza, nie mógł zaprzeczyć, że Ziółkowski
miał ładny głos. Dojrzały, ochrypły, a przede wszystkim bardzo
męski.
– Musi cię szczeniak kochać. – Tobiasz wyprostował się nieco
i posłał mu lekki, wiele znaczący uśmieszek, po czym zaczął
zapinać guziki. – Pytanie tylko, czy ty go kochasz?
Zawahał się na moment, ale zaraz, jakby nigdy nic, wrócił do
ubierania się. Znów wkraczali na tematy, które były zbyt
osobiste, jednak mimo wszystko nie mógł pozbyć się wrażenia, że
Ziółkowski dotknął odpowiedniej struny.
Czy go kochał?
– Wychodzę. Do zobaczenia jutro – rzucił niemalże biznesowym
tonem, po czym, tylko nieco wymiętolony, ruszył do drzwi.
Kochał, tylko na swój własny, dziwaczny sposób.
***
Patrzył z boku na wielki profil Adriana, pochylającego się nad
niziutkim stolikiem kawowym i z największą precyzją zawijającego
blanta. Grube, wyglądające na całkowicie nieporadne palce,
skręcały bibułkę z zawartością zioła, robiąc to z taką
umiejętnością, że Maks aż nie mógł wyjść z podziwu.
– Proszę.
Spojrzał na wyciągniętą dłoń, a następnie na idealnego skręta,
do którego perfekcji nie można byłoby się nawet przyczepić. Był
równy, kształtny, a co najważniejsze – gruby, zupełnie jakby
Adrian urodził się właśnie po to, aby rolować jointy. Parsknął,
gdy zrozumiał absurdalność swoich myśli, po czym pewnie złapał
blanta i przekręcił go między palcem wskazującym a kciukiem.
– Ale umyłeś ręce? – padło bardzo znaczące dla Maksa
pytanie. Adrian w odpowiedzi uchylił głupio usta, nie spodziewając
się takiego ciosu. Łukowski skrzywił się pod nosem, odkładając
równiutkiego szluga na blat stolika. Nie włożyłby tego do ust,
nie było nawet takiej opcji. – Wiesz co? Zrobię swojego. Daj mi
tylko bletki i filtry, tak będzie lepiej – powiedział, próbując
ukryć drżenie swoich rąk, które towarzyszyło mu przez cały
dzisiejszy dzień, nic więc dziwnego, że tak bardzo pragnął się
od wszystkiego odciąć i jak najszybciej zapalić.
Adrian nie zadawał wiele pytań, za co Maks był mu wdzięczny. Nie
miał sił na tłumaczenie swojego beznadziejnego zachowania, więc
nie patrząc nawet na brata Alicji, zaczął szybko składać – już
nie tak perfekcyjnego – skręta. Gdy spojrzał na koślawego
jointa, aż miał ochotę się zaśmiać, bo na pierwszy rzut oka
widać było jego małą wprawę.
– Ogień. – Spojrzał na Adriana, zdając sobie sprawę, że
siedzieli naprawdę blisko siebie. Ich kolana niemalże się ze sobą
stykały, jednakże Goryl zdawał się tego nie zauważyć, bo zaraz
sięgnął do kieszeni po zapalniczkę i przez przypadek szturchnął
go udem.
Rozpalił swojego skręta, starając się uciszyć myśli o absurdzie
sytuacji, w której się właśnie zaleźli. Jeszcze w piątek, kiedy
zastał tego kryminalistę w swoim salonie, w życiu by nie pomyślał,
że kilka dni później będą jakby nigdy nic siedzieć na sofie i
razem palić zielsko.
Zaciągnął się mocno i od razu zakaszlał, kiedy poczuł drażniący
dym zalewający mu gardło i przełyk.
– Kurwa – przeklął. – Ostatni raz robiłem to może z dwa
lata temu – spróbował się wytłumaczyć. Adrian jednak nie
wyglądał na skorego do kpiny, bo wzruszył ramionami, podpalając
koniuszek swojego blanta i jednocześnie zaciągając się nim.
Wypuścił obłok dymu, aż przymykając oczy.
– A ja sześć lat temu, nim trafiłem do paki – powiedział
jakby od niechcenia, opadając na oparcie sofy i bardziej się na
niej rozsiadając. Maks spojrzał na niego uważnie, nagle bardziej
zainteresowany.
– Za co właściwie trafiłeś? – zapytał, nim zdążył to
przemyśleć. Adrian przeniósł na niego swoje olbrzymie ślepia, a
on na moment zaniemówił. Dlaczego wcześniej nie zauważył, że
były naprawdę ładne?
– Znalazłem się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie?
Maks prychnął, wyrywając się z sideł spojrzenia brata Alicji.
– Proszę cię. Każdy tak mówi!
Adrian parsknął śmiechem, nagle bardzo tym rozbawiony... chociaż
mógł mieć tu też swój udział skręt, tlący się teraz wolno i
wypełniający swoim ostrym zapachem całe pomieszczenie.
– Obiłem mordę nieodpowiedniej osobie?
Teraz to Maksymilian zaśmiał się głośno, słysząc tę
odpowiedź. Pokręcił głową i znów pociągnął ze swojego
blanta.
– A można obić mordę odpowiedniej osobie?
– Wcześniej tylko takim obijałem – odparł z rozbrajająco
szczerym uśmiechem.
– Och, zawiodłeś mnie. Już miałem nadzieję, że kogoś
zadźgałeś. Wiesz, jak w Krakowie, gdzie na każdym rogu
napieprzają z maczetami. – Zachichotał, nie zauważając, że
Adrian przyglądał mu się odrobinę zbyt długo.
– Nie napieprzają. Byłem na kilku piknikach z Wisłą Kraków –
powiedział, na co Maks uniósł wysoko brwi, początkowo nie
rozumiejąc.
– Że co? Pikniki z drużyną piłkarską?
Adrian zamrugał i wpatrzył się w Łukowskiego tak, jakby teraz to
on miał mniej punktów IQ. Maks wydął z niezadowoleniem usta i już
miał coś odpyskować, nabierając odwagi dzięki THC krążącemu w
organizmie, gdy Adrian znów się odezwał.
– Mówię o ustawkach.
– Ach.
No tak, a niby o czym mógłby mówić ktoś taki jak Adrian? Aż
miał ochotę uderzyć otwartą dłonią w czoło za swoją
niedomyślność.
– I co? Bijesz się? – zapytał drwiąco, zerkając jednocześnie
na masywne dłonie mężczyzny. Tak, zdecydowanie mogły zadać spory
ból.
Adrian jednak wzruszył ramionami, pociągając trochę ze swojego
skręta.
– Za stary już jestem. Zresztą, teraz chcę coś w życiu
osiągnąć – powiedział to tak poważnie, że Maksowi aż
zadrgały kąciki ust od hamowanego rozbawionego uśmiechu. Ton i
wydźwięk wypowiedzi zdecydowanie nie pasowały do Adriana.
– Otwierasz firmę? – Nie mógł powstrzymać się przed
złośliwością.
– Tak, myślę nad pewnym interesem.
Maks uniósł brwi, ale nic nie powiedział, tylko znów zaciągnął
cię skrętem i aż poczuł przyjemne wirowanie w głowie. Odetchnął
i rozluźniony opadł na oparcie sofy. Nagle wszystko wydało się
tak proste, jak jeszcze nigdy, sam nie wiedział, czemu chwilę temu
tak się wszystkim przejmował.
Niech Tobiasz się pieprzy, nie jest mi potrzebny do szczęścia!
I ojciec też! Niech wszyscy się pieprzą! – pomyślał, a gdy
dostrzegł uważne, ciemne spojrzenie na sobie, nie był już tego
taki pewny. Bardzo możliwe, że słowa opuściły jego głowę i
podzielił się nimi z bratem Alicji
– To też pieprzyć! – dokończył już głośno, zanosząc się
śmiechem, gdyż nagle wydało mu się to niezwykle zabawne. A
jeszcze zabawniejsze były te wielkie, ciemne ślepia, które
patrzyły na niego z niezrozumieniem. – Kurwa, faktycznie jak u
jakiejś łani – powiedział, nie mogąc oderwać wzroku od
brązowych oczu otoczonych gęstą firaną ciemnych rzęs.
– Co?
Maks wybuchł śmiechem. Wyraz konsternacji idealnie pasował
Adrianowi do twarzy.
– O, albo jałówki! Masz ślepia jak u jałówki!
Adrian zamrugał, po czym zerknął na swojego tlącego się skręta
i zaraz z niego pociągnął. Zrozumiał, że jeszcze nie był na tym
poziomie upalenia co Maksymilian, więc ich zdolności komunikacji
się ze sobą rozmijały.
– Jałówki to te młode krowy? To już wolę byka – powiedział
tak poważnym tonem, jakim się tylko dało, wywołując kolejną
salwę śmiechu Łukowskiego.
– Zostaje jałówka i już. – Maks wyszczerzył się i nagle zdał
sobie sprawę, że Adrian był bardzo, bardzo blisko niego. Stykali
się ze sobą już nie tylko kolanami, ale też i ramionami.
Przełknął ślinę, całkowicie odcinając się od racjonalnego
myślenia, a może i nawet od instynktu samozachowawczego, po czym
przycisnął swoje usta do wydatnych warg Adriana.
Przebłysk trzeźwości podpowiedział mu, że tu powinien nastąpić
nagły zwrot sytuacji – odepchnięcie i ostry ból którejś z
części ciała (najprawdopodobniej szczęki), jednak nic takiego nie
miało miejsca. Adrian przez moment nie poruszył się, jakby
zaskoczony, a gdy zniechęcony brakiem reakcji Maks już miał się
odsuwać, poczuł przyciągające go silne ramiona i język
taranujący mu usta, szturmem zdobywający ich wnętrze. Sapnął,
nie spodziewając się takiej agresji, nawet nie wiedział kiedy, a
już wylądował na kanapie, przyciskany przez ciało z góry.
Jęknął, kiedy poczuł dłoń wdzierającą mu się pod koszulkę.
Aż wygiął się, jakby chcąc być bliżej niej. W głowie
zakręciło mu się od mieszanki podniecenia i potęgującego je
upaleniu. Rozchylił uda, obejmując nimi biodra Adriana i tym samym
bardziej przyciskając ich krocza do siebie. Od razu wyczuł erekcję
mężczyzny, może gdyby był troszkę trzeźwiejszy, ocuciłoby go
to, jednak w tamtym momencie nie mógł już myśleć o niczym innym,
tylko o rozmiarach penisa Adriana.
A te były imponujące.
Czym prędzej nakierował więc swoją dłoń w tamtym kierunku i gdy
tylko zacisnął palce na prąciu, aż jęknął w usta mężczyzny.
Ten zawarczał w odpowiedzi gardłowo, poruszając biodrami tak,
jakby co najmniej już pieprzył Maksa.
– Czekaj – stęknął Adrian, odrywając się nagle od jego ust.
Łukowski spojrzał na niego zdezorientowany, nie rozumiejąc,
dlaczego przerwali. Przecież było tak dobrze! – Alicja. W każdej
chwili może wrócić.
Maksymilian zmarszczył brwi, bardzo powoli układając puzzle w
swojej głowie. W jego aktualnym stanie zrozumienie słów Adriana
wymagało nie lada wysiłku, jednak kiedy już mu się udało,
wychrypiał:
– Chodźmy do mojego pokoju.
Nie miał zamiaru tego przerywać, nie, kiedy za moment miały się
ziścić wszystkie jego mokre sny. Od zawsze marzył mu się seks z
takim wielkim, nieokrzesanym facetem, który mógłby go przycisnąć
i wziąć co chciał, ale nigdy nie miał na tyle odwagi, by to
marzenie ziścić. Teraz okazja natrafiała się sama, w dodatku
wszystko mógł zrzucić na karb upalenia, więc dlaczego miałby to
przerywać?
Nie do końca pamiętał, jak dotarli do pokoju, ale wiedział, że
nie była to prosta droga. Adrian nie wypuszczał go ze swoich
ramion, to pchnął go na ścianę, żeby pocałować mocno, to na
drzwi, prawie potykając się o stojącą mu na drodze pufę.
Wreszcie jednak dotarli do sypialni i wylądowali na łóżku. Gdzieś
po drodze do niego zgubili swoje koszulki i właśnie próbowali
pozbyć się spodni, co okazało się znacznie trudniejszym zadaniem.
Maks aż przełknął ślinę, kiedy złapał ręką za twardą
erekcję Adriana i nawet jeśli wcześniej istniały szanse, aby
przerwać to, co za chwilę miało się wydarzyć, wiedział, że w
tej chwili nie było już odwrotu.
Zresztą, nawet nie chciał przerywać.
Oj niegrzeczny maks, ale niech korzysta z życia puki może .mam nadzieję że odpuści sobie tego Tobiasza i zacznie sam żyć swoim życiem i że ta przygoda wpłynie na jego dalsze działania i to pozytywnie. Rozdział jak zawsze świetny pozdrawiam.w
OdpowiedzUsuńTylko czy Tobiasz pozwoli mu siebie tak po prostu odpuścić :>
UsuńO Boże! Zabijasz mnie! skończyć w takim momencie! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję że tak umilasz mi odsiadkę w domu, przy takich tekstach i częstotliwości ich publikacji kwarantanna nie jest już taka przybijająca ;)
Dużo weny!!!
Pozdrawiam Dżoana :)
Kiedyś trzeba było skończyć rozdział :D A że kusiło, aby zrobić to w takim, a nie innym momencie to już nie moja wina, haha.
UsuńDawno mnie tu nie było, a teraz weszłam i patrzę - nowe opowiadanie. Mega mnie wciągnęło, jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się relacja Maksa i Adriana. Mam nadzieję, że Adrian szybko wyjdzie na prostą - już wiem, że mam słabość do tego faceta :D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że piszesz i, że tak często pojawiają się nowe rozdziały :)
Życzę ogromu weny i jak najlepszego trwania w tej obecnej sytuacji!
O, jak miło zobaczyć znajomy nick :D
UsuńJak widać blog przeżywa różne fazy, od kompletnej ciszy przez prawie rok, do publikacji z częstotliwością dwóch rozdziałów na tydzień, haha.
Fajnie, że nie zapomniałaś i zajrzałaś tutaj.
Dzięki za komentarz :)
W życiu bym nie zgadała że ich już teraz do łóżka wepchniesz, czad! i jeszcze ta scena z Tobiaszem - też mega. Najfajnieszy jak do tej pory rozdział
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się Was zaskoczyć. :D Tak się zastanawiałam, jak przyjmiecie ten szybki rozwój akcji, nie pamiętam, żebym w którymś z opowiadań tak szybko wrzuciła bohaterów do łóżka.
UsuńZdradziłaś szczegóły, będzie sex w następnym rozdziale :D
UsuńOmg cudowny! Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńCzeka grzecznie na swoją kolej ;) pewnie jakoś w przyszłym tygodniu.
UsuńNo musiało być mocne to zioło:-)
OdpowiedzUsuńNo wreszcie Maks dał się ponieść
OdpowiedzUsuń