środa, 1 kwietnia 2020

Rozdział 5. (Na granicy katastrofy)


Znów ślicznie dziękuję za komentarze. 
Przy okazji mam nadzieję, że jesteście zdrowi i uważacie na siebie. Ze swojej strony mogę tylko umilać Wam czas rozdziałami. Iiii... teraz chyba nie można już narzekać na częstotliwość postów :D. 


Zdrady 

Z lekkim uśmiechem zerknął na apetycznie wyrzeźbiony tors, pokryty przystrzyżonymi, ale już powoli odrastającymi, siwiejącymi włoskami. Zawsze był pełen podziwu dla wyglądu Marka, mężczyzna mimo swojego wieku wciąż dobrze się trzymał. Wszystkie te maratony, triatlony i inne akcje, w których brał udział, nie pozostawały obojętne dla jego ciała, o czym sam zainteresowany doskonale wiedział. Czy w innym wypadku próbowałby poderwać o osiemnaście lat młodszego chłopaka?
– Już wiem, czemu nalegałeś, żeby tu ze mną przyjechać – powiedział Tobiasz i przeciągnął się w pościeli, przyjemnie zrelaksowany po seksie.
– Myślisz, że zrobiłem to specjalnie? – odparł Marek z tym swoim rozbawionym, cholernie seksownym uśmiechem.
– Myślę, że tak. – Podniósł się na ramionach i wychylił do mężczyzny, żeby pocałować go krótko. – Tylko pytanie, czy żonka i synowie nie tęsknią – dodał, nie mogąc się powstrzymać. Ziółkowski posłał mu pełne irytacji spojrzenie, gdy nagle sypialnię wypełnił standardowy dzwonek Iphona. Aż parsknął śmiechem, przewracając się na plecy. – O wilku mowa – zakpił, a Marek sięgał po telefon, posyłając jeszcze ostrzegawcze spojrzenie Tobiaszowi. Ten tylko zamachał ręką, zbywając go. Przecież nie był głupi, jakie miałby mieć intencje w wydaniu Ziółkowskiego? Urocza Elżbieta i jej dwójka dorosłych synów (co najzabawniejsze, byli niemal w wieku Tobiasza) w żaden sposób mu nie przeszkadzali, co nie oznaczało, że nie mógł się od czasu do czasu ponabijać.
– Tak, Elu?
Przewrócił oczami i już miał się podnieść, żeby jak najszybciej ulotnić się z pokoju, bo słuchanie małżeńskich pogadanek było ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę, ale przeszkodził mu w tym gest ręki Ziółkowskiego. Mężczyzna zatrzymał go, sygnalizując, że to nie potrwa długo.
Sapnął ciężko, wracając do poprzedniej pozycji i chcąc czy nie, został zmuszony do przysłuchiwania się rozmowie.
– Tak, skarbie, tak. Jak wrócę to o tym porozmawiamy. Zrobisz z salonem co tylko będziesz chciała, możemy wymienić okna i wstawić drzwi na ogród. – Tobiasz wpatrzył się w Marka, jak gdyby poznając go na nowo, tę wersję Ziółkowskiego rzadko kiedy widział, a jeśli już, to tylko w momentach jak teraz – przy rozmowie z żoną. Mimo wszystkiego, co robił za jej plecami, nie można było mu odmówić jednego, szacunku do kobiety, która urodziła mu dwóch synów. – Oczywiście. Co tylko zechcesz. Kochanie, muszę teraz kończyć, zaraz mamy spotkanie biznesowe.
Tobiasz musiał powstrzymać się, aby nie parsknąć śmiechem, za co został zgromiony poirytowanym spojrzeniem.
[i]Oczywiście, spotkanie, pomyślał i przewrócił oczami. W tym momencie Marek rozłączył się, po czym odłożył telefon na szafkę nocną.
– I co niby cię tak śmieszy?
– Twoja szopka – odparł bezczelnie.
– To nie tylko moja szopka, ale też i twoja – odbił celnie piłeczkę, na co Janicki nie mógł już zaprzeczyć. – Gdyby tylko twój ojciec się dowiedział...
– Zabiłby nas obu – dokończył Tobiasz, trafiając w punkt.
Marek, wieloletni przyjaciel Artura Janickiego, nawet nie chciał się zastanawiać, co by było, gdyby ten scenariusz ujrzał światło dzienne. Sam zresztą nie wiedział dlaczego wylądował w aktualnej sytuacji, a dokładniej w łóżku z synem swojego wspólnika biznesowego i kumpla od czasów studiów. Za każdym razem, gdy się nad tym zastanawiał, dochodził do wniosku, że to po prostu idiotyczne, ryzykowne i pozbawione jakiejkolwiek logiki. A jednak, dał się okręcić aroganckiemu, egoistycznemu dzieciakowi dookoła palca i najchętniej nie opuszczałby teraz z nim sypialni.
Tobiasz miał w sobie coś, co przyciągało nie tylko takich starych pryków jak on. Był przystojny, wygadany i w mało których sytuacjach tracił swój rezon. Co więc dwudziestopięciolatek widział w kimś takim jak Marek? Ziółkowski przede wszystkim wiele już osiągnął w życiu, przez co był niezwykle pewny siebie, umiał prowadzić firmę i zarabiać duże pieniądze, a na dodatek trzymał się naprawdę dobrze – niejeden młodszy dzieciak mógłby pozazdrościć mu kondycji. Odnajdywali więc w sobie to, czego nie mogliby znaleźć u nikogo innego i właśnie dlatego ich seks był nie tylko satysfakcjonujący, ale też uzależniający.
– Zresztą, z tego co pamiętam, nie tylko ojca oszukujesz.
Tobiasz zmarszczył brwi, nie odpowiadając od razu na tę jawną zaczepkę. Tak, on nabijał się z Ziółkowskiego zdradzającego żonę, a Ziółkowski brał odwet i nawiązywał do wieloletniego partnera Tobiasza. Obaj mieli sporo za uszami, może właśnie dlatego tak dobrze się rozumieli.
– Co w ogóle u tego twojego... jak mu tam? – Zmarszczył z zastanowieniem brwi, na co Tobiasz westchnął ciężko i podniósł się do siadu. Rozejrzał się w poszukiwaniu swoich ubrań, które leżały porozrzucane po całym pomieszczeniu.
– Bardzo cię to interesuje, widzę. – Uśmiechnął się krzywo, niechętny do rozmowy o Maksie. A już w szczególności nie chciał o nim rozmawiać z Markiem, nie sądził, że musiał Ziółkowskiego informować o swoich prywatnych sprawach. Nie zależało mu w ten sposób na mężczyźnie, jasne, seks był bardzo dobry, fenomenalny wręcz, bo Marek wiedział co robić w łóżku, ale na tym ich kontakty się kończyły. Sam nie wnikał w życie osobiste kochanka i nie chciał, aby ten próbował wyciągnąć cokolwiek z jego prywatnych spraw, a Maksymilian był bardzo prywatny.
Mało kto, nie wliczając znajomych, wiedział o ich związku, na co Tobiasz nie narzekał, dzięki temu nie przekreślał swoich wielkich planów kariery, chociaż czasem się zastanawiał, czy posiadanie syna geja dla Artura Janickiego nie byłoby dobrym wizerunkowo posunięciem. Ojciec budował swoją firmę na wzór firm skandynawskich, dużo miał też stamtąd znajomości i kontaktów zawodowych. Mimo wszystko wolał się jednak nie wychylać i zostawić te kwestie dla siebie, tak było bezpieczniej. W szczególności, że Tobiasz nie krzywił się na samą myśl kobiety u swojego boku, był – jak to sam lubił ujmować – bardzo elastyczny pod względem preferencji łóżkowych.
– Po prostu zawsze się zastanawiam, czemu tak mało o nim mówisz – zaczął Marek, nie spuszczając z Tobiasza swoich przenikliwych, piwnych oczu. Jeszcze niedawno Janicki krępował się pod tego typu uważnym spojrzeniem Ziółkowskiego, jednak z czasem nabrał już do niego dystansu. – Nie myślałeś nigdy, żebyśmy zrobili jakiś trójkąt?
Tobiasz nie wytrzymał, momentalnie odwrócił się, piorunując mężczyznę poirytowanym spojrzeniem. Niemal szczęknął zębami na samą myśl, że ktoś mógłby dotykać [i]jego Maksa. Bo właśnie takie podejście do związku przejawiał Janicki – on mógł wszystko, ale sama myśl, że Łukowski zrobiłby coś na boku, doprowadzała go do szału.
– Nawet o tym nie myśl.
Gęste brwi Marka powędrowały do góry w wyrazie zdziwienia.
– Och? Takiej reakcji się nie spodziewałem – powiedział, uśmiechając się przy tym z rozbawieniem.
– A czego się spodziewałeś? – prychnął Tobiasz i przewrócił oczami, naciągając na siebie spodnie. – Jakbyś zareagował, gdyby ktoś chciał obrócić ci żonkę?
– Jeśli mam być szczery, nie mam pewności, że ktoś teraz tego nie robi. – Wzruszył ramionami, a Janicki zerknął na niego z niezrozumieniem, powoli zapinając swój skórzany pasek. – Dlaczego miałbym jej zabraniać czegoś, co ja robię niemalże co tydzień? Zresztą, nie łudzę się, że po ponad dwudziestu latach małżeństwa jest zachwycona ze mną w łóżku. Wiesz, ciągle oglądana dupa wreszcie zaczyna się nudzić.
Tobiasz powstrzymał się, żeby nie parsknąć. Tak, to akurat rozumiał, sam nie wyobrażał sobie życia w monogamii, lubił ten dreszczyk emocji, kiedy po dłuższym czasie sypiania jedynie ze swoim stałym partnerem, na jego drodze pojawiał się ktoś nowy. Zawsze jednak ten „nowy” pozostawał w jego życiu krótko, Tobiasz szybko tracił zainteresowanie, tylko z Maksem było inaczej.
– Cóż, dobrze wiedzieć.
– A ty skąd masz pewność, że twój chłopak nie robi skoków w bok?
Uśmiechnął się pod nosem, przewracając koszulę na odpowiednią stronę. Nie odpowiedział od razu, ale w myślach zrobił to natychmiastowo. Maks był chory, po prostu. Nie dałby rady spać z kimś innym, to wiązałoby się z wyjściem ze strefy komfortu, poznawaniem innego ciała, przyzwyczajaniem się do nawyków obcej osoby... a Maks nie lubił zmian, bał się ich. Trwał więc przy Tobiaszu niczym wierny kundel, nie opuszczając swojego pana nawet wtedy, kiedy ten tracił na moment zainteresowanie swoim zwierzakiem.
– Po prostu wiem – prychnął i założył prążkowaną, elegancką koszulę, którą miał na dzisiejszym szkoleniu.
Marek parsknął śmiechem. Roześmiał się głośno i chociaż zdenerwował tym Tobiasza, nie mógł zaprzeczyć, że Ziółkowski miał ładny głos. Dojrzały, ochrypły, a przede wszystkim bardzo męski.
– Musi cię szczeniak kochać. – Tobiasz wyprostował się nieco i posłał mu lekki, wiele znaczący uśmieszek, po czym zaczął zapinać guziki. – Pytanie tylko, czy ty go kochasz?
Zawahał się na moment, ale zaraz, jakby nigdy nic, wrócił do ubierania się. Znów wkraczali na tematy, które były zbyt osobiste, jednak mimo wszystko nie mógł pozbyć się wrażenia, że Ziółkowski dotknął odpowiedniej struny.
Czy go kochał?
– Wychodzę. Do zobaczenia jutro – rzucił niemalże biznesowym tonem, po czym, tylko nieco wymiętolony, ruszył do drzwi.
Kochał, tylko na swój własny, dziwaczny sposób.

***

Patrzył z boku na wielki profil Adriana, pochylającego się nad niziutkim stolikiem kawowym i z największą precyzją zawijającego blanta. Grube, wyglądające na całkowicie nieporadne palce, skręcały bibułkę z zawartością zioła, robiąc to z taką umiejętnością, że Maks aż nie mógł wyjść z podziwu.
– Proszę.
Spojrzał na wyciągniętą dłoń, a następnie na idealnego skręta, do którego perfekcji nie można byłoby się nawet przyczepić. Był równy, kształtny, a co najważniejsze – gruby, zupełnie jakby Adrian urodził się właśnie po to, aby rolować jointy. Parsknął, gdy zrozumiał absurdalność swoich myśli, po czym pewnie złapał blanta i przekręcił go między palcem wskazującym a kciukiem.
– Ale umyłeś ręce? – padło bardzo znaczące dla Maksa pytanie. Adrian w odpowiedzi uchylił głupio usta, nie spodziewając się takiego ciosu. Łukowski skrzywił się pod nosem, odkładając równiutkiego szluga na blat stolika. Nie włożyłby tego do ust, nie było nawet takiej opcji. – Wiesz co? Zrobię swojego. Daj mi tylko bletki i filtry, tak będzie lepiej – powiedział, próbując ukryć drżenie swoich rąk, które towarzyszyło mu przez cały dzisiejszy dzień, nic więc dziwnego, że tak bardzo pragnął się od wszystkiego odciąć i jak najszybciej zapalić.
Adrian nie zadawał wiele pytań, za co Maks był mu wdzięczny. Nie miał sił na tłumaczenie swojego beznadziejnego zachowania, więc nie patrząc nawet na brata Alicji, zaczął szybko składać – już nie tak perfekcyjnego – skręta. Gdy spojrzał na koślawego jointa, aż miał ochotę się zaśmiać, bo na pierwszy rzut oka widać było jego małą wprawę.
– Ogień. – Spojrzał na Adriana, zdając sobie sprawę, że siedzieli naprawdę blisko siebie. Ich kolana niemalże się ze sobą stykały, jednakże Goryl zdawał się tego nie zauważyć, bo zaraz sięgnął do kieszeni po zapalniczkę i przez przypadek szturchnął go udem.
Rozpalił swojego skręta, starając się uciszyć myśli o absurdzie sytuacji, w której się właśnie zaleźli. Jeszcze w piątek, kiedy zastał tego kryminalistę w swoim salonie, w życiu by nie pomyślał, że kilka dni później będą jakby nigdy nic siedzieć na sofie i razem palić zielsko.
Zaciągnął się mocno i od razu zakaszlał, kiedy poczuł drażniący dym zalewający mu gardło i przełyk.
– Kurwa – przeklął. – Ostatni raz robiłem to może z dwa lata temu – spróbował się wytłumaczyć. Adrian jednak nie wyglądał na skorego do kpiny, bo wzruszył ramionami, podpalając koniuszek swojego blanta i jednocześnie zaciągając się nim. Wypuścił obłok dymu, aż przymykając oczy.
– A ja sześć lat temu, nim trafiłem do paki – powiedział jakby od niechcenia, opadając na oparcie sofy i bardziej się na niej rozsiadając. Maks spojrzał na niego uważnie, nagle bardziej zainteresowany.
– Za co właściwie trafiłeś? – zapytał, nim zdążył to przemyśleć. Adrian przeniósł na niego swoje olbrzymie ślepia, a on na moment zaniemówił. Dlaczego wcześniej nie zauważył, że były naprawdę ładne?
– Znalazłem się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie?
Maks prychnął, wyrywając się z sideł spojrzenia brata Alicji.
– Proszę cię. Każdy tak mówi!
Adrian parsknął śmiechem, nagle bardzo tym rozbawiony... chociaż mógł mieć tu też swój udział skręt, tlący się teraz wolno i wypełniający swoim ostrym zapachem całe pomieszczenie.
– Obiłem mordę nieodpowiedniej osobie?
Teraz to Maksymilian zaśmiał się głośno, słysząc tę odpowiedź. Pokręcił głową i znów pociągnął ze swojego blanta.
– A można obić mordę odpowiedniej osobie?
– Wcześniej tylko takim obijałem – odparł z rozbrajająco szczerym uśmiechem.
– Och, zawiodłeś mnie. Już miałem nadzieję, że kogoś zadźgałeś. Wiesz, jak w Krakowie, gdzie na każdym rogu napieprzają z maczetami. – Zachichotał, nie zauważając, że Adrian przyglądał mu się odrobinę zbyt długo.
– Nie napieprzają. Byłem na kilku piknikach z Wisłą Kraków – powiedział, na co Maks uniósł wysoko brwi, początkowo nie rozumiejąc.
– Że co? Pikniki z drużyną piłkarską?
Adrian zamrugał i wpatrzył się w Łukowskiego tak, jakby teraz to on miał mniej punktów IQ. Maks wydął z niezadowoleniem usta i już miał coś odpyskować, nabierając odwagi dzięki THC krążącemu w organizmie, gdy Adrian znów się odezwał.
– Mówię o ustawkach.
– Ach.
No tak, a niby o czym mógłby mówić ktoś taki jak Adrian? Aż miał ochotę uderzyć otwartą dłonią w czoło za swoją niedomyślność.
– I co? Bijesz się? – zapytał drwiąco, zerkając jednocześnie na masywne dłonie mężczyzny. Tak, zdecydowanie mogły zadać spory ból.
Adrian jednak wzruszył ramionami, pociągając trochę ze swojego skręta.
– Za stary już jestem. Zresztą, teraz chcę coś w życiu osiągnąć – powiedział to tak poważnie, że Maksowi aż zadrgały kąciki ust od hamowanego rozbawionego uśmiechu. Ton i wydźwięk wypowiedzi zdecydowanie nie pasowały do Adriana.
– Otwierasz firmę? – Nie mógł powstrzymać się przed złośliwością.
– Tak, myślę nad pewnym interesem.
Maks uniósł brwi, ale nic nie powiedział, tylko znów zaciągnął cię skrętem i aż poczuł przyjemne wirowanie w głowie. Odetchnął i rozluźniony opadł na oparcie sofy. Nagle wszystko wydało się tak proste, jak jeszcze nigdy, sam nie wiedział, czemu chwilę temu tak się wszystkim przejmował.
Niech Tobiasz się pieprzy, nie jest mi potrzebny do szczęścia! I ojciec też! Niech wszyscy się pieprzą! – pomyślał, a gdy dostrzegł uważne, ciemne spojrzenie na sobie, nie był już tego taki pewny. Bardzo możliwe, że słowa opuściły jego głowę i podzielił się nimi z bratem Alicji
– To też pieprzyć! – dokończył już głośno, zanosząc się śmiechem, gdyż nagle wydało mu się to niezwykle zabawne. A jeszcze zabawniejsze były te wielkie, ciemne ślepia, które patrzyły na niego z niezrozumieniem. – Kurwa, faktycznie jak u jakiejś łani – powiedział, nie mogąc oderwać wzroku od brązowych oczu otoczonych gęstą firaną ciemnych rzęs.
– Co?
Maks wybuchł śmiechem. Wyraz konsternacji idealnie pasował Adrianowi do twarzy.
– O, albo jałówki! Masz ślepia jak u jałówki!
Adrian zamrugał, po czym zerknął na swojego tlącego się skręta i zaraz z niego pociągnął. Zrozumiał, że jeszcze nie był na tym poziomie upalenia co Maksymilian, więc ich zdolności komunikacji się ze sobą rozmijały.
– Jałówki to te młode krowy? To już wolę byka – powiedział tak poważnym tonem, jakim się tylko dało, wywołując kolejną salwę śmiechu Łukowskiego.
– Zostaje jałówka i już. – Maks wyszczerzył się i nagle zdał sobie sprawę, że Adrian był bardzo, bardzo blisko niego. Stykali się ze sobą już nie tylko kolanami, ale też i ramionami. Przełknął ślinę, całkowicie odcinając się od racjonalnego myślenia, a może i nawet od instynktu samozachowawczego, po czym przycisnął swoje usta do wydatnych warg Adriana.
Przebłysk trzeźwości podpowiedział mu, że tu powinien nastąpić nagły zwrot sytuacji – odepchnięcie i ostry ból którejś z części ciała (najprawdopodobniej szczęki), jednak nic takiego nie miało miejsca. Adrian przez moment nie poruszył się, jakby zaskoczony, a gdy zniechęcony brakiem reakcji Maks już miał się odsuwać, poczuł przyciągające go silne ramiona i język taranujący mu usta, szturmem zdobywający ich wnętrze. Sapnął, nie spodziewając się takiej agresji, nawet nie wiedział kiedy, a już wylądował na kanapie, przyciskany przez ciało z góry.
Jęknął, kiedy poczuł dłoń wdzierającą mu się pod koszulkę. Aż wygiął się, jakby chcąc być bliżej niej. W głowie zakręciło mu się od mieszanki podniecenia i potęgującego je upaleniu. Rozchylił uda, obejmując nimi biodra Adriana i tym samym bardziej przyciskając ich krocza do siebie. Od razu wyczuł erekcję mężczyzny, może gdyby był troszkę trzeźwiejszy, ocuciłoby go to, jednak w tamtym momencie nie mógł już myśleć o niczym innym, tylko o rozmiarach penisa Adriana.
A te były imponujące.
Czym prędzej nakierował więc swoją dłoń w tamtym kierunku i gdy tylko zacisnął palce na prąciu, aż jęknął w usta mężczyzny. Ten zawarczał w odpowiedzi gardłowo, poruszając biodrami tak, jakby co najmniej już pieprzył Maksa.
– Czekaj – stęknął Adrian, odrywając się nagle od jego ust. Łukowski spojrzał na niego zdezorientowany, nie rozumiejąc, dlaczego przerwali. Przecież było tak dobrze! – Alicja. W każdej chwili może wrócić.
Maksymilian zmarszczył brwi, bardzo powoli układając puzzle w swojej głowie. W jego aktualnym stanie zrozumienie słów Adriana wymagało nie lada wysiłku, jednak kiedy już mu się udało, wychrypiał:
– Chodźmy do mojego pokoju.
Nie miał zamiaru tego przerywać, nie, kiedy za moment miały się ziścić wszystkie jego mokre sny. Od zawsze marzył mu się seks z takim wielkim, nieokrzesanym facetem, który mógłby go przycisnąć i wziąć co chciał, ale nigdy nie miał na tyle odwagi, by to marzenie ziścić. Teraz okazja natrafiała się sama, w dodatku wszystko mógł zrzucić na karb upalenia, więc dlaczego miałby to przerywać?
Nie do końca pamiętał, jak dotarli do pokoju, ale wiedział, że nie była to prosta droga. Adrian nie wypuszczał go ze swoich ramion, to pchnął go na ścianę, żeby pocałować mocno, to na drzwi, prawie potykając się o stojącą mu na drodze pufę. Wreszcie jednak dotarli do sypialni i wylądowali na łóżku. Gdzieś po drodze do niego zgubili swoje koszulki i właśnie próbowali pozbyć się spodni, co okazało się znacznie trudniejszym zadaniem.
Maks aż przełknął ślinę, kiedy złapał ręką za twardą erekcję Adriana i nawet jeśli wcześniej istniały szanse, aby przerwać to, co za chwilę miało się wydarzyć, wiedział, że w tej chwili nie było już odwrotu.
Zresztą, nawet nie chciał przerywać.

13 komentarzy:

  1. Oj niegrzeczny maks, ale niech korzysta z życia puki może .mam nadzieję że odpuści sobie tego Tobiasza i zacznie sam żyć swoim życiem i że ta przygoda wpłynie na jego dalsze działania i to pozytywnie. Rozdział jak zawsze świetny pozdrawiam.w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko czy Tobiasz pozwoli mu siebie tak po prostu odpuścić :>

      Usuń
  2. O Boże! Zabijasz mnie! skończyć w takim momencie! :D
    Dziękuję że tak umilasz mi odsiadkę w domu, przy takich tekstach i częstotliwości ich publikacji kwarantanna nie jest już taka przybijająca ;)
    Dużo weny!!!
    Pozdrawiam Dżoana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś trzeba było skończyć rozdział :D A że kusiło, aby zrobić to w takim, a nie innym momencie to już nie moja wina, haha.

      Usuń
  3. Dawno mnie tu nie było, a teraz weszłam i patrzę - nowe opowiadanie. Mega mnie wciągnęło, jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się relacja Maksa i Adriana. Mam nadzieję, że Adrian szybko wyjdzie na prostą - już wiem, że mam słabość do tego faceta :D
    Bardzo się cieszę, że piszesz i, że tak często pojawiają się nowe rozdziały :)
    Życzę ogromu weny i jak najlepszego trwania w tej obecnej sytuacji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jak miło zobaczyć znajomy nick :D
      Jak widać blog przeżywa różne fazy, od kompletnej ciszy przez prawie rok, do publikacji z częstotliwością dwóch rozdziałów na tydzień, haha.
      Fajnie, że nie zapomniałaś i zajrzałaś tutaj.
      Dzięki za komentarz :)

      Usuń
  4. W życiu bym nie zgadała że ich już teraz do łóżka wepchniesz, czad! i jeszcze ta scena z Tobiaszem - też mega. Najfajnieszy jak do tej pory rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się Was zaskoczyć. :D Tak się zastanawiałam, jak przyjmiecie ten szybki rozwój akcji, nie pamiętam, żebym w którymś z opowiadań tak szybko wrzuciła bohaterów do łóżka.

      Usuń
    2. Zdradziłaś szczegóły, będzie sex w następnym rozdziale :D

      Usuń
  5. Omg cudowny! Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czeka grzecznie na swoją kolej ;) pewnie jakoś w przyszłym tygodniu.

      Usuń
  6. No musiało być mocne to zioło:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. No wreszcie Maks dał się ponieść

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.