niedziela, 22 marca 2020

Rozdział 3. (Na granicy katastrofy)


Płacz nad rozlanym mlekiem

W soboty i niedziele siłownia zawsze świeciła pustkami. Przychodzili głównie starzy wyjadacze, dla których wyćwiczona sylwetka stała znacznie wyżej w hierarchii niż imprezy czy weekendowe obijanie się. Wśród nich byli dzisiaj też i oni – świeżo wypuszczony na wolność Adrian i Maks, który po prostu w tygodniu nie miał czasu na zadbanie o swoją aktywność fizyczną.
– Co to za leszcz, kurwa – warczał Goryl, wyzywając Bartka odkąd tylko znaleźli się w szatni. Całe szczęście, że nikogo poza nimi tu nie było, bo Maks chyba zapadłby się pod ziemię ze wstydu. Spojrzał tylko na Adriana z miną wyrażającą głębokie cierpienie, po czym ruszył na drugi koniec pomieszczenia, mając nadzieję na odrobinę prywatności. Niestety, jego ogon powlekł się za nim.

Niech go szlag, przeklął w myślach i zgrzytnął zębami, ale nie odezwał się chociażby słowem.
– Będzie się cwel wywyższał. Oprowadzanie po siłowni, do chuja pana – wyzywał dalej, a Maks próbował zachować spokój. Wciąż się więc nie odzywając, zaczął ściągać z siebie ubrania. Najpierw kurtkę, którą starannie powiesił na haczyku w szafce, a później jeszcze wygładził jej materiał, aby się nie pogniótł. Następnie przyszedł czas na koszulkę; złożył ją w równą kosteczkę i na ułamek sekundy podniósł spojrzenie na Adriana, czego zaraz pożałował. Uchylił głupio usta, wpatrując się w jego szerokie, nagie plecy. Przez moment śledził grę mięśni na barkach, kiedy nagle mężczyzna odwrócił się i wlepił w niego brązowe spojrzenie. Maks poczuł, jak robi mu się niebezpiecznie gorąco. Odetchnął ciężko, powracając szybko do przerwanej czynności, jednak trudno było mu zapanować nad nerwowym drżeniem rąk.
Gdyby oddzielić Adriana i tego orzeszka, który gnieździł się w jego głowie zamiast mózgu, może i Maks nie czułby się tak zażenowany swoimi reakcjami na widok umięśnionego ciała mężczyzny. Zawsze jednak przypominał sobie, że ma do czynienia z agresywnym, wulgarnym, ciężko myślącym gościem, który kilka dni temu zakończył odsiadkę w więzieniu. To go skutecznie otrzeźwiało.
– Coś się stało? – zapytał Adrian, na co Maksymilian szybko pokręcił głową. Za szybko, cholera, jak na dłoni było widać jego zdenerwowanie. Modlił się tylko, aby Maks-junior nie obudził się w momencie, w którym ściągnie spodnie i stanie przed bratem Alicji w samych bokserkach. Wtedy nawet taki wolno myślący samiec alfa, jak Adrian, mógłby zrozumieć, że ma do czynienia z najnormalniejszym w świecie gejem, który na dodatek reaguje na widok jego nagiego ciała. Niestety Łukowski podejrzewał, że nie wyszedłby z takiej sytuacji z nienaruszoną twarzą.
Ten debil – zaczął, wciąż (do kurwy nędzy!) stojąc przed Maksem bez koszulki – to twój trener?
Musiał odwrócić się do niego tyłem, dopiero wtedy rozpiął spodnie i zsunął je z siebie, starając się nie myśleć, że tuż obok niego stał bardzo atrakcyjny facet. Maks nie mógł już przed sobą ukrywać, Adrian idealnie wpisywał się w jego typ urody, właśnie dlatego ta sytuacja była tak niebezpieczna.
– Nie do końca, ale był moment, że układał mi plan treningowy – powiedział i aż jęknął, trzymając w dłoniach wyjątkowo opinające legginsy. Cóż, gdy się pakował nie myślał, że przyjedzie na siłownię z balastem w postaci Adriana. Chciał tylko komfortowo sobie poćwiczyć, a w niczym tak dobrze się nie czuł, jak właśnie w elastycznych, dopasowanych do ciała legginsach do jogi.
Spojrzał na spodenki, a następnie zerknął na brata Alicji, tym razem w pełni ubranego, na co aż odetchnął z ulgą. W workowatym, spranym T-shircie i luźnych szortach nie stanowił już żadnego zagrożenia. Maks mógł więc wbić się w swoje getry oraz bez zażenowania ruszyć ćwiczyć.
– Ty. – Adrian, nie wiadomo dlaczego, wciąż tkwił z nim w szatni, czekając, aż Łukowski skończy układać ubrania i zamknie szafkę. – Co ty masz na sobie?
Maksymilian zerknął na mężczyznę z niezrozumieniem, po czym przeniósł spojrzenie na ścianę naprzeciwko, na której znajdowało się ogromne lustro. Zobaczył w nim swoje odbicie; w luźnym szarym tank topie, odsłaniającym jego smukłe, ale umięśnione ramiona, i w czarno-popielatych legginsach wyglądał naprawdę dobrze.
– A co mam mieć?
– Takie pedalskie, co nie?
Maks zmarszczył brwi z niezadowoleniem, po czym, nie odpowiadając już nic zdegustowanemu Adrianowi, nałożył na uszy słuchawki. Z trudem powstrzymał się przed rzuceniem, że owszem, pedalskie, bo przecież był pedałem. Stwierdził jednak, że nie warto nie tylko strzępić sobie języka, ale również narażać swoją twarz – a tę naprawdę lubił, w końcu był przystojny i dobrze o tym wiedział.
Ruszył więc przodem, zostawiając Adriana w tyle. Gdyby tylko się odwrócił, zauważyłby, że spojrzenie mężczyzny powędrowało za jego krągłym (nie próżnował na tej siłowni) tyłkiem i zdziwiłoby go to tak bardzo, że chyba zapomniałby o całym dyskomforcie związanym z przebywaniem w tym miejscu. Niestety, nic takiego nie miało miejsca, dlatego też w momencie, w którym opuścił szatnię, znów ogarnęło go poczucie paniki. Zatrzymał się w połowie drogi na strefę cardio, łypiąc podejrzliwie w stronę maszyn, zupełnie jakby te mogły mu realnie zagrozić.
– Od czego zaczynasz? – Niemal podskoczył, kiedy tuż obok znalazł się Adrian.
Do cholery, znowu? Czy on nie mógł znaleźć sobie jakiegoś zajęcia i nie wlec się za nim niczym pieprzony rzep?
Maks nie odpowiedział, udając, że muzyka skutecznie uniemożliwiała mu kontakt ze światem zewnętrznym. Prawda była jednak taka, że nawet nie zdążył jej włączyć, ale o tym Adrian wiedzieć nie musiał. Ruszył od razu w stronę stojaka z płynem dezynfekującym i ręcznikami papierowymi. Był dla użytku każdego klienta siłowni, niestety nie wszyscy korzystali z takich wygód, dlatego Maks nie ufał żadnemu znajdującemu się tu sprzętowi. Zanim czegokolwiek użył, sam musiał zająć się jego dezynfekcją.
Nabrał sporej ilości papieru, po czym wylał na niego płyn, również go sobie nie żałując. Dopiero wtedy ruszył w stronę bieżni, rejestrując jednocześnie, że Adrian też postanowił zacząć trening od biegania. Całe szczęście wybrał maszynę przy ścianie, więc Maks nie myśląc wiele, podszedł do tej stojącej po drugiej stronie pomieszczenia. I wtedy zaczął swoją cotreningową rutynę – najpierw skupił się na miejscach, na których ludzie mogli podeprzeć się rękoma. Zaczął uważnie je czyścić, co zajęło mu dłuższą chwilę, a gdy już stwierdził, że poręcz jest zdatna do dotykania, zawrócił się w stronę stojaka, wyrzucił ręczniki i sięgnął po nowe. Znów wylał na nie płyn i z nową bronią na zarazki podszedł z powrotem do bieżni. Nie wiedział, że jest podczas tego procederu uważnie obserwowany, ba, nie zwrócił nawet uwagi na Adriana, który zatrzymał swój sprzęt, patrząc na jego poczynania z niezrozumieniem. Odruchowo już ignorował takie spojrzenia, bo brat Alicji nie był jedynym, który w tym momencie tak na niego zerkał. Dwie dziewczyny na rowerku rząd dalej również przyglądały mu się zdezorientowane, tylko chłopak na ruchomych schodach nie zwrócił na niego żadnej uwagi, bo zwyczajnie nie pozwalał mu na to kąt ustawienia ciała.
Łukowski dopiero po jakichś dziesięciu minutach walki z niewidocznym brudem zaczął biegać, odcinając się całkowicie od miejsca, w którym właśnie się znajdował. Głośna muzyka w słuchawkach skutecznie w tym pomagała oraz nadawała jego ruchom odpowiedniego tempa. Uwielbiał ten moment, jedną chwilę w całym treningu, kiedy stawał się wolny od swoich fobii i natręctw, zapominał, co tak naprawdę mu przeszkadza i skupiał się jedynie na swoim oddechu wraz z pracą mięśni. Oczywiście lepiej byłoby po prostu wyjść na zewnątrz i pobiegać w jakimś parku, jednak zależało mu na wypracowaniu nieco tęższej sylwetki. Był chudzielcem odkąd pamiętał, dopiero kiedy zainteresował się ćwiczeniami siłowymi nabrał trochę masy – nie dużo, ale zawsze. Dlatego też wiedział, że nie powinien biegać dłużej niż piętnaście-dwadzieścia minut i chociaż go to bolało (bieganie zawsze wyzwalało z niego wszystkie negatywne emocje), stosował się do tych założeń.
Czas jego przebieżki się skończył. Wyłączył bieżnię, a ta zaczęła zwalniać, aż wreszcie całkowicie się zatrzymała. Oddychał ciężko, stojąc kilka chwil w bezruchu i w końcu, nie oglądając się już na resztę sali, ruszył do stojaka by znów nabrać papieru, którego obficie spryskał. Posprzątał po sobie, nie mając serca zostawić komuś niezdezynfekowanego sprzętu, po czym poszedł w stronę sekcji maszyn, zostawiając wolne ciężary na sam koniec.
Całe szczęście Adrian zniknął z zasięgu jego wzroku. Nie miał zamiaru narzekać, w szczególności, że gdy tylko podszedł do jednego z urządzeń, w rogu pomieszczenia zamajaczyła mu się sylwetka Bartka. Uśmiechnął się pod nosem i czym prędzej ruszył po papier i płyn, aby wyczyścić każdą z powierzchni, jaka naraziłaby go na – nie daj boże – styczność z przebrzydłymi ludzkimi wydzielinami poprzednich użytkowników.
Skończył i już miał wrzucić papier do kosza, kiedy zobaczył osobę stojącą w szerokim przejściu, przyglądającą się mu. I niestety, nie był to Bartek.
– Co robisz?
Maks przeklął pod nosem, po czym cisnął odpadkiem do śmietnika. Do pełni szczęścia i zwieńczenia dzisiejszego dnia brakowało mu tylko tłumaczenia się Adrianowi ze swoich paranoi.
– Nic – burknął i ruszył do świeżo wyczyszczonego urządzenia.
– Widzę przecież. – Adrian zmarszczył brwi i ku niezadowoleniu Łukowskiego, powlókł się za nim. – Pół godziny czyścisz te sprzęty, zanim w ogóle cokolwiek zrobisz. Stary, to chore – objaśnił mu, na co Maks tylko przewrócił oczami i zabrał się za ćwiczenie mięśni ramion i barków. Podnosił ciężary, udając, że Adrian nie stał tuż obok i wcale nie wlepiał w niego tego swojego przygłupiego, ciemnego spojrzenia. – Nie tak – powiedział nagle Adrian, przysuwając się niebezpiecznie blisko. Nim Maks zdążył chociażby o tym fakcie pomyśleć, dłonie mężczyzny już znalazły się na jego łokciach, ustawiając je pod odpowiednim kątem. – Uważaj na to, jeśli nie chcesz mieć później problemu z poruszaniem się – powiedział, pochylając się, na co Łukowski ze zdziwieniem zauważył, że Adrian, ten nieokrzesany Goryl, całkiem ładnie pachniał. Nie potem, jak reszta facetów przewijających się przez to miejsce, a antyperspirantem oraz... czymś, co należało tylko do niego i Maks wcale się tego nie brzydził. – Pamiętaj też o ramionach – dodał, kładąc mu ręce na barkach. – Nie spinaj ich i nie podnoś zbyt wysoko. O, tak. Teraz spróbuj. – Maks posłał mu sceptyczne spojrzenie, ale wykonał ćwiczenie w pozycji, w jakiej ustawił go Adrian. Nie czuł zbyt dużej różnicy, jednak nic nie powiedział, tylko dokończył serię bez słowa.
– I co? Czujesz większą parę w łapach? – zapytał brat Alicji z głupawym uśmiechem, kiedy Maks rozmasował zbolałe mięśnie. Obdarzył go jedynie krótkim spojrzeniem, kiwnął głową i powiódł wzrokiem po pomieszczeniu, z nadzieją, że zobaczy gdzieś Bartka. Niestety, trenera nigdzie nie było, wyglądało na to, że utknął tu z Adrianem.
Ruszył do kolejnej sekcji maszyn, głównie przeznaczonej na mięśnie nóg i pośladków (jego krągły tyłek w seksownych joga pantsach sam się przecież nie zrobił). Nawet nie obejrzał się na brata Alicji, który odprowadził go tak zszokowanym spojrzeniem, jakby co najmniej właśnie zobaczył ducha.
Cóż. Maks nie miał zamiaru mu się z niczego tłumaczyć, ani ze swojej fobii, ani z orientacji, a tym bardziej nie chciał niczemu zaprzeczać. Niech Goryl zachodzi w głowę i ruszy resztkę swoich szarych komórek, może uda mu się nawet rozwinąć kilka połączeń nerwowych, nim wreszcie wykalkuluje jakąś odpowiedź.
Z takim nastawieniem odbył cały swój trening i ruszył do szatni z jednym, jedynym marzeniem – prysznic. Na jego nieszczęście, Adrian ruszył tuż za nim, jakby bojąc się, że chwila nieuwagi i Maks zawinie tyłek z siłowni, zostawiając go tu na pastwę losu. Wcale by się zresztą nie pomylił, taka myśl zdążyła już Łukowskiemu przejść przez głowę nie raz.
Wyciągnął z szafki żel pod prysznic, szampon, mydło w pudełeczku oraz nowiutką, jeszcze zapakowaną gąbkę. Adrian przyglądał się temu arsenałowi z szeroko otwartymi oczami.
– A po co ci aż tyle?
Maksymilian spojrzał na niego krótko. Schował już słuchawki, więc nie miał żadnej wymówki.
– Żeby się umyć?
– Do tego wystarczy woda – powiedział niczym największą oczywistość na świecie, z miną tak tęskną za rozumem, że Maks aż miał ochotę ją jakoś przemeblować. Pięść idealnie by się do tego nadała, bo jak widać, wciąż nie wyładował swojej frustracji na treningu.
Chryste Panie, za jakie grzechy, pomyślał ze skrzywieniem.
– Czasem warto sięgnąć chociażby po mydło. Uwierz, przyda ci się – prychnął zgryźliwie i ruszył przodem, nerwowo kręcąc przy tym tyłkiem. Ciemne spojrzenie Adriana znów się na nim zatrzymało, odprowadzając go aż do drzwi łazienki, czego Maks znów nie zauważył. Szybkim krokiem przeszedł przez całe pomieszczenie, docierając wreszcie do ostatniej kabiny – nigdy nie wybierał ani pierwszego pisuaru, ubikacji, czy właśnie prysznica. Jak wywnioskował już dawno temu, te znajdujące się najbliżej drzwi były najczęściej uczęszczane.
Nim zdążył zamknąć za sobą drzwi, kątem oka przemknął mu Adrian.
Adrian bez ubrań, w samych klapkach kąpielowych, cholera jasna i na dodatek z powiewającym na wietrze siusiakiem.
Całkiem sporym, zdążyło ocenić w ułamku sekundy sprawne oko Maksymiliana, nim ten zatrzasnął się w kabinie i wziął uspokajający oddech. Intelekt i wygląd zdecydowanie powinien iść ze sobą w parze, stwierdził jeszcze, po czym się rozebrał, powiesił ubrania na wieszaku i odkręcił wodę.
Wreszcie mógł zmyć z siebie cały ten brud.

***

W niedzielę obudził się późno, a przynajmniej późno jak na niego, bo wstał chwilę po dziewiątej, co raczej nie często miało miejsce, no chyba, że zarywał nockę. Pierwszym co zrobił, było oczywiście podświetlenie telefonu, ale kiedy nie dostrzegł ani jednego powiadomienia, mina momentalnie mu zrzedła.
Wczoraj po powrocie z siłowni wysłał Tobiaszowi jeszcze kilka wiadomości, do samego wieczora nie dostał ani jednej odpowiedzi. Westchnął ciężko, siadając na łóżku z zagwarantowanym wisielczym humorem na resztę tego krótkiego poranka. Znów się zaczynało?, pomyślał, wstając i zaczynając się powoli ubierać. Związek z Janickim to była jedna wielka sinusoida, wszystko mogło układać się im jak najlepiej, aż pewnego ranka, dokładnie takiego jak ten i znów wykres kierował się w dół.
Albo może Maks był już przewrażliwiony, po wszystkim co przeszedł z Tobiaszem, zbyt wiele analizował.
Wyszedł z pokoju i już od progu poczuł przyjemny zapach smażonego boczku. Aż na moment przymknął oczy, stwierdzając mimowolnie, że nawet nie pamiętał kiedy ostatnio jadł coś takiego. Przerzucił się na zdrową, w większości bezmięsną dietę. Zrobił to zresztą za namową Ali, która już od kilku lat unikała nie tylko mięsa, ale także i produktów odzwierzęcych w swojej diecie, od razu więc miał powody twierdzić, że zapach wypełniający mieszkanie nie był dziełem przyjaciółki.
Zanim jednak zajrzał do kuchni (obawiał się, co takiego tam zastanie), ruszył do łazienki. Poranna toaleta zaraz po przebudzeniu to ten punkt programu, którego nie dało się ominąć. W innym wypadku cały dzień czuł się brudny, a przez to również zestresowany. Zawsze zajmowało mu to od piętnastu do maksymalnie dwudziestu minut, tym razem też nie było inaczej.
Odświeżony mógł ruszyć do miejsca, skąd wydobywały się zapachy. Stanął w progu i pierwszym, na co zwrócił uwagę, były szerokie, umięśnione plecy, dopiero później zobaczył bałagan na blacie, skorupki od jajek walające się po podłodze i ubrudzoną kuchenkę, na której smażyła się jajecznica.
Wziął kilka uspokajających oddechów, starając się nie myśleć o tym, jak w jakim stanie zostawił to pomieszczenie wczoraj.
– O, hej! – rzucił wesoło Adrian, uśmiechając się szeroko. Maks z zaskoczeniem zauważył, że mężczyzna miał naprawdę ładny uśmiech i całkiem proste (nie powybijane!) zęby. Jakoś wcześniej zupełnie nie zwrócił na to uwagi.
– Co robisz? – odparł grobowym tonem, czując, jak z chwili na chwilę zaczyna coraz bardziej w nim wrzeć.
– Jajecznicę. Pomyślałem, że wstanę i coś nam zrobię.
– Ala jeszcze śpi? – zapytał, oglądając się na zamknięte drzwi sypialni przyjaciółki. Miał nadzieję, że przyjdzie mu z pomocą albo chociaż zobaczy, co takiego jej braciszek zrobił w kuchni.
– Nie – Jak na zawołanie z salonu wyjrzała Alicja i tylko przelotnie zerknęła na pomieszczenie. Jej twarz pozostawała jednak bez wyrazu, zupełnie, jakby nie dostrzegła całego tego bałaganu. – Adrian, mówiłam ci, że nie będę jeść...
– A ja poproszę smoothie. – Maks spojrzał wymownie na przyjaciółkę, w końcu nie mógł zapomnieć o swojej nagrodzie za męczenie się z tym pasożytem na siłowni.
– W lodówce, już zrobiłam z samego... – w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi – ...rana – dokończyła, oglądając się na przedpokój. – Weź sobie, ja otworzę. To może być właściciel, dzwoniłam, żeby zerknął na naszą pralkę, znów wyskakuje błąd przy wirowaniu – to mówiąc ruszyła do drzwi. Maks jeszcze tylko westchnął, nie chcąc się nawet zastanawiać, co powie ich poczciwy pan Jan, jak tylko zobaczy co takiego zgotowali jego pięknej, niedawno odremontowanej kuchni. Bez słowa podszedł do lodówki i niemal od razu odnalazł wysoką, przeźroczystą butelkę ze swoim upragnionym smoothie. Oprócz tego niestety dostrzegł też jedną, wielką plamę mleka sączącą się z niedokręconej, ułożonej poziomo butelki.
– Cholera, Adrian – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Czuł, że jeszcze moment, a nie tylko nabawi się chronicznego szczękościsku, ale też połamie sobie zęby i jego dentystka nie będzie zadowolona. – Co to, kurwa, jest? – zapytał na pozór spokojnie. Adrian poszedł do niego i zajrzał mu przez ramię, chwilę przyglądając się rozlanemu mleku, jakby się zastanawiał, jak do tego mogło dojść.
Wdech. Wydech.
– Lepiej to posprzątaj, bo... – urwał. Półnagi Adrian był naprawdę blisko niego i pachniał jakoś tak... ładnie?
– Kurwa – sapnął, sięgając po butelkę, przez co otarł się torsem o ramię Maksa. – Nie zauważyłem. Sorki – powiedział to z miną zbitego psa, a Łukowski aż przeklął się w myślach, kiedy stracił cały rezon do walki o rozlane mleko. Bo czy było coś bardziej uroczego od (dużego, co prawda) głupiego szczeniaka, robiącego głupie rzeczy i żałującego ich na samym końcu?
– Po prostu posprzątaj – powiedział, odwracając się. Prawie podskoczył, kiedy przy drzwiach zobaczył powód swojego porannego złego samopoczucia.
Tobiasz był ostatnią osobą, którą spodziewałby się teraz zobaczyć. Uchylił głupio usta, dziwnie się czując w jednym pomieszczeniu z Adrianem, Alą i swoim chłopakiem.
– Co tu robisz? – wydusił pierwsze, co mu przyszło do głowy. Goryl obejrzał się przez ramię ze szmatką w ręku i zmarszczył, wydawałoby się, groźnie brwi.
– Zabieram cię na śniadanie? – odparł pytaniem Tobiasz, zatrzymując swoje spojrzenie na Adrianie. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, a atmosfera w kuchni z chwili na chwilę zdawała się coraz bardziej gęstnieć. – Kim on jest?
Maks może i nie znał zbyt długo Adriana, ale wiedział już, że facet potrafił być bardzo wybuchowy, mając na uwadze chociażby na ich pierwsze spotkanie. W głowie Łukowskiego momentalnie zapaliła się czerwona lampka i zawyła ostrzegawcza syrena, co jak co, ale lubił twarz Tobiasza, nie mógł pozwolić na przemeblowanie jej.
– Brat Ali, chodźmy w takim razie!
– A ty kim niby, kurwa, jesteś? – rzucił Adrian, robiąc krok w stronę Janickiego. I, cholera, nawet szmata w jego ręce wyglądała niezwykle groźnie.
– Chłopakiem Maksymiliana.
Maks zamrugał.
Ala uchyliła usta.
Adriana zamurowało.
Zapadła cisza, przez chwilę nikt nie odezwał się chociażby słowem. Łukowski przełknął ślinę, przeklinając w myślach Tobiasza. Co on sobie myślał? Teraz to na pewno obaj skończą z podbitym okiem, albo – nie daj Boże – Adrian wpadnie na świetny pomysł nasłania na nich swoich kumpli. Przecież niedawno wyszedł z więzienia, na pewno nie siedział tam za bycie wzorowym obywatelem.
– Idziemy!
Maks zrobił jedyne, co mu przyszło do głowy oraz co jednocześnie wydawało się najbardziej racjonalne – postanowił zwiać. Złapał Tobiasza za rękę i szybko pociągnął go w stronę swojego pokoju.
Cholera.
Zaczął poważnie obawiać się o swoje cztery litery.

4 komentarze:

  1. Dziękuję za rozdział, czekam na ciąg dalszy i wiem już, że to opowiadanie będzie jednym z moich ulubionych na ten czas. W sumie to te dwa opowiadania
    Weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale czaderski rozdział, ile emocji. Jesteś niesamowita :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam. Po prostu uwielbiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj zadziało się czekam na dalszą część pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.