czwartek, 19 kwietnia 2018

Rozdział 8. (Co z Oliwerem nie tak?)


No kto by przypuszczał, prawda? Dwa tygodnie i rozdział, sama jestem zdziwiona. Niemniej, pisało mi się go bardzo dobrze, chyba trochę się stęskniłam. 

Ślicznie dziękuję za każdy komentarz, na pewno byliście motywacją do pisania. :)

W małym pokoju dziwne rzeczy się dzieją

– Jezu, szybciej, bo ich zgubimy! – warczałem co chwilę, gdy tylko samochód ojca bardziej oddalał się od naszego. Oliwer zazwyczaj wtedy nic mi nie odpowiadał, całkowicie skupiał się na drodze, zupełnie, jakbym nie siedział tuż obok i mu nie narzekał. O dziwo jednak śledzenie nie okazało się niczym szczególnie trudnym, na szczęście ojciec nie wybrał się w podróż poza miasto i nie musieliśmy siedzieć mu na ogonie przez nie wiadomo ile kilometrów. Już po jakichś pięciu minutach skręcił w osiedle bloków, pokrążył wąskimi uliczkami, aż wreszcie zaparkował.

– Nie tak blisko! – syknąłem, kiedy już myślałem, że wcale-nie-rozgarnięty Oliwer zatrzyma swoje auto tuż obok samochodu ojca. Po Okularniku można było się wszystkiego spodziewać. Całe jednak szczęście zaparkował tuż za dużym, białym dostawczakiem, więc mogliśmy całkowicie się ukryć. – Jak naprawdę zdradza matkę, to go zabiję – zawarczałem jeszcze zanim wyskoczyłem z pojazdu, żeby po chwili ostrożnie wyjrzeć zza dostawczaka. Ojciec i ta jego blondynka stali na chodniku, rozmawiając o czymś. W pewnym momencie kobieta przysunęła się do niego niesamowicie blisko, położyła rękę na jego ramieniu i... tyle wystarczyło, żeby coś we mnie pękło. Chciałem przyłapać go na gorącym uczynku, ale jednocześnie nie mogłem tak stać i po prostu się gapić. Momentalnie wyskoczyłem na chodnik, nawet już nie myśląc o tym co robię.
– Tak to sobie pracujesz, kiedy jedziesz do klientów?! – krzyknąłem, a ojciec i blondyna momentalnie spojrzeli na mnie zaskoczeni. – Wiedziałem, że te twoje wyjazdy śmierdzą! A matka jeszcze wierzy w każde twoje słowo! Jesteś skończonym chujem!
– Wiktor? – wydusił ojciec, a ja miałem ochotę roześmiać mu się w twarz. Tak, bądź zdziwiony! Pewnie liczyłeś, że ci wszystko ujdzie płazem. – Co ty tutaj robisz?
– Myślałeś, że nikt się nie dowie? Że będziesz mógł sobie matkę kantem puszczać bez żadnych konsekwencji? – parsknąłem, myśląc już tylko o tym, jak wszystko wyjaśnię Alicji. Biedaczka, na pewno się załamie, w końcu kto mógłby przypuszczać, że ojciec okaże się takim skurwysynem?
– Oliwer? – Blondyna popatrzyła gdzieś za mnie, wydając się jeszcze bardziej zdziwiona niż mój ojciec.
– No, to ja – odpowiedział spokojnie Oliwer, a ja aż się na niego obejrzałem, nie mając najmniejszego pojęcia co się właśnie działo. Zaraz... oni się znali?!
– Ale co ty tu robisz? – zapytała.
– Skąd ją znasz?! – Wycelowałem palcem w blondynę, patrząc na Oliwera z pretensją.
Oliwer spojrzał spokojnie najpierw na mnie, a później na kobietę. Wzruszył ramionami, wyglądając tak, jakby ta sytuacja nie obchodziła go nawet w najmniejszym stopniu.
– To moja mama – padło wreszcie, a ja myślałem, że właśnie występuję w jakimś chorym programie telewizyjnym.
– Jaka, kurwa, mama?! – krzyknąłem, nie przejmując się robieniem sceny na pół osiedla.
– A Wiktor to mój kolega ze studiów – odpowiedział kobiecie tym swoim wypranym z emocji głosem, za co miałem ochotę przyłożyć mu w twarz.
– Dlaczego mi przez całą drogę nie powiedziałeś, że to jest twoja jebana matka?! – Znów wycelowałem palcem w kobietę.
– Wiktor! – zganił mnie ojciec. – Wyrażaj się!
– Ale on tu ze mną jechał i nic nie powiedział, że to jego matka! To wszystko jest jakieś pojebane! – Miałem wrażenie, że naprawdę zaraz oszaleję. Niech jeszcze zza rogu wyskoczy jakiś gościu i krzyknie mi w twarz „it's a prank!”.
– Bo nie pytałeś – rzucił spokojnie Oliwer.
– A nie pomyślałeś, że poinformowanie mnie o tym, że to twoja matka, jest dość istotne?!
– Przecież poinformowałem – odparł z miną sześcioletniego dziecka niewiedzącego co się dookoła niego dzieje. Momentalnie nabrałem jeszcze większej ochoty przywalenia mu w tę jego przystojną mordę. Ostatecznie jednak ledwo co tę chęć opanowałem, bp mawet nie patrzyłbym na to, że ma na nosie okulary!
– Mogłeś to zrobić piętnaście minut temu, na parkingu pod Kauflandem!
– Wtedy nie pytałeś...
– Boże! Ty jesteś totalnym kretynem!
Dalszą wymianę zdań przerwał śmiech mojego ojca. Popatrzyłem na niego z mieszanką złości i zdziwienia – no bo w końcu w tej sytuacji nie było nic śmiesznego, przynajmniej ja dobrze się tu nie bawiłem.
– Dobrze, już rozumiem. – Ojciec pokiwał głową. – To okropne nieporozumienie. Sylwia jest moją i twojej mamy przyjaciółką jeszcze z lat, kiedy ty nawet nie byłeś w planach. Niedawno wrócili z powrotem do Krakowa, mają... szczeniaka. Jest dość chorowity, dlatego po prostu często przyjeżdżam żeby go obejrzeć. A twoja mama wie, że jestem teraz u Sylwii – dodał, patrząc na mnie już trochę poważniej. – Jeśli mi nie wierzysz, możesz zadzwonić i zapytać. – Wzruszył ramionami. – Nigdy nie zdradziłbym swojej żony.
Popatrzyłem na niego dość podejrzliwie, już mając ochotę sięgnąć po telefon i faktycznie wykręcić do mamy, kiedy nagle wydało mi się to bezsensowne. Bo przecież, jeśli ojciec nie mówiłby prawdy, nie podkładałby się w tak oczywisty sposób.
– Okej, powiedzmy, że wierzę – burknąłem, totalnie zbity z pantałyku. W jednej chwili straciłem cały swój animusz do walki, poczułem się po prostu głupio.
– Ale nie wiedziałem, że nasi synowie chodzą razem na studia – powiedział ojciec do tej całej Sylwii. Kobieta uśmiechnęła się i jeszcze popatrzyła na nas z mieszanką zdziwienia i rozbawienia.
– Nic nie mówiłeś o studiach swojego syna. – No tak, bo przecież nie ma co się chwalić wyborem moich studiów.
– To dobrze, że się poznali – przyznał ostatecznie ojciec i z jakimś takim zadowoleniem kiwnął głową. – Pamiętasz, że zawsze chcieliśmy, aby wychowywali się razem? – Zerknąłem na Oliwera, który stał tuż obok mnie ze swoim zwyczajowym wyrazem twarzy. Z nas wszystkich wydawał się być najmniej zaskoczony sytuacją... I nic dziwnego, bo przecież ten idiota o wszystkim wiedział!
– Tak, ale później wyjechaliśmy i nie było okazji, żeby ich ze sobą poznać...
– Jak widać, przypadki chodzą po ludziach – zaśmiał się jeszcze ojciec, jakby twierdził, że to wszystko było naprawdę ciekawym zbiegiem okoliczności. Otóż nie, nie było! Zrobiłem z siebie debila, drąc mordę na całe osiedle tylko dlatego, bo byłem naprawdę przekonany, że ojciec romansował sobie z jakąś kobietą.
– Dobrze, to skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy, może wejdziesz z tatą do nas? – zapytała Sylwia, patrząc na mnie swoimi łagodnymi oczami. O dziwo w żadnym stopniu nie przypominała mi Oliwera, była zupełnie inna: nie miała piegów, rudych włosów i wydawała się... normalna, a nie upośledzona jak jej syn. – Zobaczysz te nasze szczenię, o które tyle hałasu. – Zaśmiała się jeszcze, a ja przewróciłem oczami, wciąż zły na Oliwera.
– Dobrze. – Kiwnąłem głową i zerknąłem na tego patafiana, stojącego tuż obok mnie, chcąc go zgromić spojrzeniem, ale nie byłem w stanie. Na widok jego wyrazu twarzy momentalnie zmiękły mi nogi, a serce zaczęło bić szybciej.
Uśmiechał się. Oczywiście nie jakoś bardzo wylewnie, bo chyba nawet nie byłby wstanie tak rozciągnąć swoich mięśni, ale uśmiechał się. I wyglądał na szczęśliwego.
– Fajnie – mruknął, zwracając na mnie swoje zielone, błyszczące oczy. – Przyjdziesz do nas.
– Kretyn – warknąłem tylko w odpowiedzi i odwróciłem wzrok, czując, że robi mi się gorąco. Dlaczego Oliwer był taki słodki? I dlaczego jego wygląd tak bardzo kłócił się z inteligencją?

***

Mieszkanie Oliwera, biorąc pod uwagę, że znajdowało się w najzwyklejszym na świecie bloku, było ogromne. Nie dość, że dwupiętrowe, to zdecydowanie mieli tu więcej pokoi niż my w naszym domku jednorodzinnym. Już od progu przywitała mnie cała masa bucików dziecięcych poustawianych na stojaku. Spojrzałem na to zdziwiony i momentalnie zdałem sobie sprawę, że nawet nie zastanowiłem się, czy Oliwer miał rodzeństwo. Z góry założyłem, że taki dziwak jak on musi być jedynakiem.
– Masz chyba dużą rodzinę – mruknąłem, zerkając jeszcze na wieszaki uginające się pod stertą dziecięcych kurteczek.
– Mam – przyznał i nie zdążył nic dodać, bo Sylwia w międzyczasie kucnęła i zagwizdała. Już po chwili z salonu przybiegł mały, pulchny szczeniak w typie husky, ciągnąc za sobą niebieskiego, dwa razy większego misia. Nie lubię psów, ani ogólnie żadnych zwierząt, ale nawet mnie ten widok na swój sposób rozczulił.
– A więc to jest ten pan, o którego było tyle szumu – powiedziała Sylwia, biorąc szczenię na ręce. Niebieskie, świdrujące oczy zatrzymały się na mnie, a puchaty ogon zaczął szybko przecinać powietrze. – Jesteśmy bardzo wrażliwi i łapiemy wszystkie choroby, prawda? – zapytała, pozwalając zwierzęciu lizać po twarzy. – Ostatnio złapał jakiegoś wirusa, nie mógł nic jeść ani pić, bo wszystko przez niego przelatywało. Nie wiem co by z nim było, gdyby nie twój ojciec – powiedziała, patrząc na mnie swoimi łagodnymi, jasnymi oczami. W odpowiedzi kiwnąłem tylko głową, uznając, że chyba naprawdę się wygłupiłem chwilę temu. – Ale twoja mama też do nas przyjeżdżała. Szczepiła nam go, odrobaczała, bo taki dzieciak to wszystko do pyska bierze – powiedziała, klepiąc szczeniaka po jego pulchnej pupie. Wyglądało to tak, jakby mówiła o dziecku, nie o psie... albo może to ja byłem już przewrażliwiony? W końcu nigdy nie przejmowałbym się tak zwierzętami, a niektórym ludziom po prostu odbijało na puncie domowych pupili. Ta cała Sylwia wyglądała mi na właśnie taką pokręconą osobę.
– Okej – mruknąłem i zauważyłem w ręce taty teczkę, którą zawsze brał na swoje niezwykle rzadkie wizyty domowe. Chyba rzeczywiście trochę ostatnio wyolbrzymiłem sobie niektóre fakty. Wszystko wskazywało na to, że nie przyjechał, aby gzić się z Sylwią, tylko aby obejrzeć tego kundla i spełnić swoje weterynaryjne obowiązki.
– Oliwer, zajmij się Wiktorem. Zaproponuj mu coś do picia – Sylwia zwróciła się do syna, żeby zaraz popatrzeć na mojego ojca. – Gdzie ci będzie najlepiej go obejrzeć? W salonie? Ostatnio zaczął znowu pokasływać, ja już nie mam na niego sił.
– Ale nie wychodził na zewnątrz i nie miał kontaktu z psami?
– Nie, tak jak mi Alicja mówiła. Na Mazurach nie musiałam się tym w ogóle przejmować, a tu w Krakowie jest tak brudno...
Ojciec uśmiechnął się z politowaniem pod nosem i kiwnął głową.
– Cały Kraków.
– Co chcesz pić? – zapytał Oliwer, kiedy już ściągnął swoje trampki.
– Wodę?
– To chodź – mruknął i ruszył do przodu, do malutkiej kuchni połączonej z salonem. Na samym środku pomieszczenia znajdowały się drewniane, kręte schody prowadzące na piętro wyżej. Tak jak i w przedpokoju, tak też tutaj było widać ślady obecności dzieci – masa zabawek porozwalanych dookoła, na stoliku do kawy niedopite soczki, jakieś słodycze, kredki, kartki z gryzmołami... Przez moment miałem wrażenie, że znalazłem się w przedszkolu.
– To ilu was właściwie jest?
– Aktualnie sześciu – powiedział Oliwer, zaglądając do lodówki, żeby po chwili wyciągnąć z niej butelkę wody.
– Aktualnie?
– Mam dwóch starszych braci – sprostował. – Oni już z nami nie mieszkają.
– Wow, w życiu bym nie powiedział, że twoja mama ma tyle porodów za sobą – powiedziałem i obejrzałem się na Sylwię i ojca siadających na kanapie. – Wygląda młodo.
Oliwer wzruszył ramionami.
– Dwa razy trafiły się bliźniaki – powiedział, jakby to wszystko wyjaśniało. Kiwnąłem tylko głową i odebrałem od niego szklankę, dochodząc do wniosku, że im więcej dowiadywałem się o Oliwerze, tym bardziej mnie szokował. Lepiej na razie nie dopytywać i powoli strawić to, że nasi rodzice się znali, Oliwer miał wielodzietną rodzinę, a jego mama pomimo ładnej figury urodziła dziewiątkę dzieciaków. To mi na razie wystarczało.
– Chcesz iść do mojego pokoju? – zapytał, kiedy wziąłem dwa duże łyki wody. Zerknąłem na niego, jakby zaskoczony pytaniem i to był błąd, bo prawie się zakrztusiłem. Oliwer, jak już zdążyłem zauważyć dzięki mojej błyskotliwej dedukcji, miał problemy z okazywaniem emocji... jednak nie teraz. Teraz stał przede mną lekko zarumieniony, odwracając wzrok na bok, jakby wstydził się na mnie spojrzeć. Dlaczego? Bo właśnie zaprosił mnie do swojego pokoju? To aż tak wielkie wydarzenie?
– Okej, chodźmy – powiedziałem niemal od razu, chcąc zobaczyć jeszcze więcej tego typu wyrazów na jego twarzy. Miałem wrażenie, jakbym miał do czynienia z dzikim zwierzęciem, które poddawałem testom w różnych warunkach, żeby później móc je obserwować.
– To na górę – mruknął, wymijając mnie już bez słowa i chociażby jednego spojrzenia, ale wciąż tak samo zarumieniony. Znów poczułem, jak moje tętno przyspiesza. Szedłem za nim, w głowie mając kompletny mętlik, w którym znalazłyby się myśli o zielonych oczach, rudych włosach i nieco pyzatych policzkach. Oliwer był naprawdę... uroczy, a przy tym przystojny, bo wystarczyło tylko spojrzeć na jego szerokie ramiona i ewidentnie umięśnione ciało, które chował pod ubraniami. Wciąż dziwiło mnie to połączenie męskości z delikatnością nastolatka.
Przeszliśmy przez salon, ojciec na kanapie oglądał szczeniaka i mówił coś do Sylwii tym swoim poważnym, lekarskim tonem. Obejrzałem się jeszcze na nich, zdając sobie sprawę, że nie wyglądali jak para kochanków. Nie mam pojęcia, co takiego dostrzegłem między nimi na parkingu supermarketu, ale dałbym sobie wtedy rękę uciąć, że było to coś pokroju chemii. Naprawdę jestem kiepskim obserwatorem i nie potrafię interpretować mowy ciała.
Ruszyliśmy krętymi schodkami do góry, na piętro. W międzyczasie doszedłem do wniosku, że takie mieszkanie to całkiem niezły ekwiwalent domu – może i brak ogrodu, ale taka sama (jak i nie większa) przestrzeń. Idealne dla tak dużej rodziny jaką byli Sarniccy.
Oliwer od razu ruszył do pierwszych drzwi i oglądając się jeszcze na mnie, otworzył je.
– Masz sam pokój? – zapytałem, kiedy wpuścił mnie do dość małego, ale o dziwo całkiem uporządkowanego pomieszczenia. Na próżno było mi szukać porozwalanych na łóżku czy krześle ubrań, jak to miało miejsce w mojej sypialni. Kolejna niespodzianka – Oliwer lubił czystość.
– Tak – powiedział. – Jest najmniejszy, ale tylko mój – mruknął, uważnie na mnie patrząc. Przez moment poczułem się jak królik obserwowany przez lisa.
– No to chyba spoko, nie? – zapytałem i nie czekając na pozwolenie, usiadłem na łóżku okrytym szarym kocem. – Jesteś teraz najstarszy?
Oliwer kiwnął głową i zawahał się na moment, żeby po chwili zamknąć za sobą drzwi, a później usiąść na fotelu biurowym, który odwrócił w moją stronę.
– To trochę słabo, nie? – ciągnąłem dalej, będąc już przyzwyczajony do małomówności Oliwera. – Ile jest między tobą a najstarszym z dzieci?
– Osiem lat.
– Całkiem dużo. Nie denerwuje cię to? – paplałem dalej. Ogólnie nie lubiłem dużo mówić, a już na pewno nie lubiłem wpadać w słowotok, ale przy Oliwerze nie miałem innego wyboru. Bo jeśli bym zamilkł, siedzielibyśmy w (jeszcze bardziej krępującej niż ta moja paplanina) ciszy.
– Nie, lubię moją rodzinę – odparł spokojnie, ale oczywiście nic więcej nie dodał, żeby pociągnąć rozmowę. Zaczynałem się do tego przyzwyczajać.
– Nie spodziewałbym się tego po tobie – stwierdziłem, rozglądając się ciekawsko po pomieszczeniu. Na przeciwległej ścianie, tuż obok drzwi, wisiała cała masa ramek ze zdjęciami. Dostrzegłem na nich gromadkę roześmianych dzieci oraz równie roześmianego, dużo młodszego Oliwera. Miał może z czternaście, piętnaście lat i, cholera, muszę przyznać, że był najsłodszym nastolatkiem, jakiego widziałem. Momentalnie wstałem z łóżka, żeby przyjrzeć się zdjęciom jeszcze dokładniej. Uśmiechnięty Oliwer, te jego wielkie okulary na nosie i długie, sięgające ramion, kręcone włosy... Wyglądał jak aniołek. Ja w tamtym okresie zdecydowanie nie mógłbym się z nim równać. Zresztą, nie oszukujmy się, nawet teraz sporo odstawałem, nigdy nie byłem jakiś piękny, a już w szczególności, kiedy dopadł mnie wiek dojrzewania. Pryszcze, wahania wagi i te wielkie, workowate ciuchy, w których tak się kiedyś lubowałem.
– Coś nie tak? – zapytał Oliwer, najwidoczniej zaniepokojony moim długim milczeniem i wpatrywaniem się w jedno ze zdjęć.
– Faktycznie jest was dużo – stwierdziłem tylko (chociaż nawet nie przyjrzałem się reszcie dzieciaków z fotografii), żeby po chwili wrócić na łóżko i jeszcze raz zerknąć na Oliwera, a później dojść do wniosku, że twarz za bardzo mu się przez te lata nie zmieniła. Wciąż wyglądała bardzo młodo.
– Takie małe stado – powiedział, wzruszając ramionami i uśmiechając się przy tym lekko. Zapatrzyłem się odruchowo na jego usta i ładne, duże zęby.
– Można tak powiedzieć – burknąłem, czując, że robi mi się goręcej. Nie ma co się wykręcać, miałem dopiero dwadzieścia lat i całą masę swoich potrzeb, a trzeba nadmienić, że siedziałem z cholernie uroczym facetem w ciasnym pokoju, gdzie znajdowało się również łóżko. Nic dodać, nic ująć, czasem nad reakcjami ciała nie da się zapanować, psia mać.
Szybko odwróciłem wzrok, bo przed oczami pojawiło mi się kilka niewybrednych scen, kiedy to lądujemy na tym szarym kocu. Fakt, Oliwer był totalnym debilem, ale przy okazji był również totalnie przystojnym debilem, a ten jeden przymiotnik zmieniał całą postać rzeczy.
Powoli zaczynałem się uspokajać, wracało mi logiczne myślenie, które podpowiadało, że od jakichś kilku minut siedzimy w dziwnej ciszy. Zerknąłem na Oliwera, chcąc zagadnąć go o jakąś głupotę, kiedy nasze oczy się spotkały. Jego tęczówki wydawały się błyszczeć, a na policzkach pojawił się jeszcze większy rumieniec. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić albo chociażby powiedzieć, usłyszałem tylko skrzypnięcie fotela, z którego Oliwer się podniósł, a później poczułem ciepłe, lekko wilgotne wargi na swoich.
I co ja miałem niby zrobić? Jasne, właśnie całował mnie jakiś świr z autyzmem, czy nie wiadomo jaką chorobą umysłową, który dodatkowo miał dziwne fetysze i ogólnie nic, tylko trzymać się z daleka... ta, już to widzę. Szkoda tylko, że ten świr w pokrętny sposób zaczął mnie pociągać.
Oddałem więc pocałunek, a nawet przyciągnąłem Oliwera bardziej do siebie i tak oto wreszcie wylądowaliśmy razem na tym szarym, przeklętym kocu. Oliwer na mnie, a ja przygwożdżony do materaca... Z dwojga złego lepiej w tej konfiguracji, bo gdyby było odwrotnie, pewnie bym go zmiażdżył.
Nie umiał całować. Rany Boskie, jak on nie umiał całować! A na dodatek czułem jak cały drżał z emocji i podniecenia. Powinno mnie to odrzucić, a moja chęć na zrobienie z Oliwerem czegokolwiek powinna momentalnie zmaleć, ale zdałem sobie sprawę, że to może być jego pierwszy pocałunek. I w pewnym sensie wydawało mi się to słodkie. Oliwer, ten emocjonalny inwalida, po raz pierwszy całował się ze mną. W przypływie chwili złapałem go mocno za kark, przyciągając go do siebie jeszcze bardziej i próbując jednocześnie nadać naszemu pocałunkowi jakiegoś tempa, bo Okularnik nie miał zielonego pojęcia co robił. Po prostu wpychał mi język w usta, a ja równie dobrze mógłbym się nim zakrztusić. Przesunąłem więc dłonią po jego karku, masując delikatnie tamto miejsce, żeby jakoś spowolnić te nerwowe ruchy i go uspokoić. Podziałało. Jego język zaczął podążać za moim, tylko raz na jakiś czas wypadając z rytmu. Ogólne wrażenia były jednak przyjemne. Ciężar Oliwera, jego zapach (tak, teraz chyba moja kolej na zostanie fetyszystą) i ciepło, skutecznie mnie pobudzały. Nie mam pojęcia co wydarzyłoby się dalej, bo już moja ręka zdążyła zakraść się pod jego koszulkę, gdy z dołu usłyszeliśmy donośny głos mojego ojca:
– Wiktor! Zaraz będziemy się zbierać!
Oliwer momentalnie ode mnie odskoczył, prawie spadając z łóżka. Popatrzył na mnie roziskrzonymi oczami, cały czerwony na twarzy i zdezorientowany, jakby nie wiedział co przed chwilą się wydarzyło. A ja? A ja miałem ochotę zabić ojca. Przywiązać mu kamień do nogi i wrzucić do Wisły za przerwanie nam takiej chwili.
Westchnąłem ciężko i przesunąłem po swoich włosach, żeby je jakoś ułożyć, a późnej zerknąłem jeszcze na krocze. Pięknie. Przecież nie mogłem zejść w takim stanie na dół. Odruchowo też spojrzałem na Oliwera, który właśnie szybko wstał z łóżka. Niestety, za późno się zasłonił, więc zdążyłem zauważyć, że ten pocałunek i dla niego nie był obojętny.
– Byłeś już z kimś? – zapytałem bez ceregieli.
– Co? – Popatrzył na mnie, jakby wciąż nie kontaktując.
– Uprawiałeś już kiedyś seks?
Zamrugał, żeby zaraz, bez jakiegokolwiek zażenowania, odpowiedzieć:
– Nie.
– A całowałeś się?
– No z tobą – odpowiedział bez zająknięcia, na co ja aż westchnąłem ciężko. Oliwer naprawdę mnie rozbrajał.
– Ale przede mną. Całowałeś się z kimś oprócz mnie? – sprostowałem więc, żeby już nie było żadnych niedomówień, bo znając Oliwera nie załapałby głównego celu pytania.
– Nie – odparł tym swoim prostolinijnym tonem, ale tyle mi wystarczyło. Tak jak myślałem, byłem Oliwera pierwszym... to całkiem słodkie. I jakieś takie... niewinne? Czyste? Cholera, zaraz zrobię z Sarnickiego Maryję Wieczną Dziewicę, najbardziej cnotliwą osobę stąpającą po ziemi, ale w porównaniu do Łukasza, który miał już za sobą stały związek (i do którego jednak postanowił wrócić), dziewiczy Oliwer wydawał mi się lepszą alternatywą.
– Dobra, będę spadał – powiedziałem, gdy już uznałem, że trochę ochłonąłem. – Do zobaczenia jutro na wykładach. Trzeba będzie ogarnąć ten projekt z filozofii, bo niedługo mamy termin – dodałem jeszcze jakby nigdy nic, popatrzyłem na niego przez chwilę, żeby wreszcie ruszyć do drzwi i wyjść z jego pokoju.
Nigdy bym nie przypuszczał, że to powiem, ale sprawy zaczynały iść w dość interesującym kierunku.

***

– Więc przyjaźnicie się z Oliwerem? – zagadnął ojciec, kiedy już siedzieliśmy w samochodzie. Miałem ochotę przewrócić oczami, mogłem się spodziewać bombardowania standardowymi pytaniami.
– Nie do końca – odpowiedziałem jednak spokojnie.
– Ale chodzicie ze sobą na uczelnię. Kto by się spodziewał – zamruczał pod nosem, a ja odwróciłem głowę w stronę okna. – To dobrze, Sylwia martwiła się, że Oliwer się tu nie odnajdzie – kontynuował dalej. – Pewnie zauważyłeś, że jest... inny – dodał, na co ja, już bardziej zainteresowany, zerknąłem na niego. Właśnie zatrzymał samochód na światłach, do domu dzieliło nas już tylko kilka przecznic.
– Zauważyłem. – Kiwnąłem głową. – Coś z nim nie tak? Jakiś autyzm? – zapytałem prosto z mostu, węsząc swoją szansę dowiedzenia się wreszcie, co Oliwerowi dolegało.
– Nie do końca – powiedział ojciec, bębniąc palcami w kierownicę. – Powiedziałbym bardziej, że zespół Aspergera. To nie oznacza jednak, że Oliwer jest upośledzony – dodał, jakby wyprzedzając moje pytanie. Popatrzył na mnie karcąco, a ja przecież jeszcze nic nie powiedziałem! – Ma po prostu problemy z budowaniem relacji w grupie. Widzi świat trochę inaczej... powiedziałbym, że w piękniejszy sposób. – Miałem ochotę parsknąć śmiechem, ale szybko ugryzłem się w język. Kto by powiedział, że z ojca taki poeta dwudziestego pierwszego wieku?
– Okej...
– Więc jak tam możesz, pomóż mu czasem, dobrze? Wychowywał się w małym miasteczku, nie zna realiów takiej metropolii jak Kraków – powiedział jeszcze, a światło zmieniło się na zielone. Ruszyliśmy, skręcając w wąską, osiedlową dróżkę. – Może czasem czuć się tu zagubiony. Ale pamiętaj, że to w pełni normalny chłopak, nie traktuj go jak niepełnosprawnego. – I znów to karcące spojrzenie, jakby mógł przewidzieć, co zamierzam odpowiedzieć. Aż uniosłem ręce w obronnym geście, czując się trochę przyparty do muru.
– Jasne, jasne! Rozumiem.
Ojciec uśmiechnął się z zadowoleniem, a ja zacząłem zastanawiać się nad tym, czego właśnie się dowiedziałem. Oliwer jednak miał coś nie teges z mózgiem – żadna nowość. Ale że Asperger? Czy to na pewno tłumaczyłoby każde jego dziwne zachowanie?

19 komentarzy:

  1. Dziękuję za kolejny świetny rozdział :)
    Życzę weny,
    Tusielek

    OdpowiedzUsuń
  2. Geeeeenialneeee!!!!! Jezu Oliwer taki słodziak!!!!! Juz nie mogę doczekać sie cd!!!! Weny życzę i mam nadzieje ze nowy rozdział pojawi sie szybko bo pęknę z ekscytacji!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG to było zajebiaszcze
    jajko zniosę zanim pojawi się kolejna część :'(

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział dzieki wielkie��

    OdpowiedzUsuń
  5. Oliwier jest po prostu bezbłędny...😃 No nie pytałeś...😂 hehe
    No i tajemnicze spotkania ojca Wiktora się wyjaśniły :)
    Ciekawe jak ta rodzina utrzymuje ósemkę dzieci... w ogóle wow, że jest ich aż tyle...
    Trochę chaotyczny ten mój komentarz, ale bardzo mi się podobał rozdział - bardzo się cieszę że wena dopisała :) Ciekawe jak Wiktor poradzi sobie z tym Aspargerem Oliwiera?
    Dziękuję i pozdrawiam 😀

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak milo, ach ten Oliwier i jego nieogar haha xd

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę opowiadanie rozkręca się coraz bardziej :) bardzo dobry rozdział. Trochę humoru, trochę draki xD. Czekam na ciąg dalszy .

    OdpowiedzUsuń
  8. Więc będziemy mieli do czynienia z kolesiem co nie czai ironi na równi ze mną. Weny życzę. I w moim sercu nie umiera nadzieja, że kolejny będzie Mac.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten rozdział zapiera dech w piersiach! I zdecydowanie czyni dzień piękniejszym :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Uff, już obawiałem się kolejnej kilkumiesięcznej przerwy, a tu taka niespodzianka. Rozdział wciągający i przywracający uśmiech na twarzy :) Czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakie miłe zaskoczenie kiedy tak w chwili natchnienia wpisuje Twój adres bloga, a tu jest co czytać :D
    I ten głupkowaty uśmiech który nie chce zejść mi z twarzy :D
    Bardzo się cieszę, to nadrabiam co mnie pominęło :*
    Ściskam,
    Elda

    OdpowiedzUsuń
  12. Puk puk ☺ tylko melduję że jestem i czekam �� i na McDonalda też ☺

    OdpowiedzUsuń
  13. Moje serce wybija smutny takt
    Gdy nie ma "Co z Oliwerem jest nie tak"
    Z żalu i tęsknoty chce mi się zdychać
    Bo bez twych dziel nie mam czym oddychać
    Ciągle czekam i wypatruje
    Czy oliwer Wiktora znów pocałuje
    Czemu mnie Dream w niepewności trzymasz
    Dlaczego ze mna tak pogrywasz
    Błagam cie napisz choc jedno słówko
    Czy jeszcze dychasz i jak tam zdrówko
    A jak juz na dobre sie o tym rozpiszesz
    To moze choc jeden rozdzialik napiszesz

    OdpowiedzUsuń
  14. Usiadłam i na spokojnie poczytałam :D jednak nic się nie zmieniło dalej Twoje opowiadania wciągają potwornie :D
    Choć muszę przyznać że miałam mieszane uczucia co do Oliwiera, ale pięknie się to rozkręca :D
    Trzymam mocno kciuki! Wiem jak to jest kiedy realne życie zajmuje nam masę czasu.
    Ściskam mocno,
    Elda

    OdpowiedzUsuń
  15. Puk puk☺ teraz już walę do twoich drzwi głośno. Jesteś tam????? Halo?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dołączam się do kołatania całym sercem... Dream czemu nie chcesz otworzyć???

      Usuń
    2. Również się przyłączam. Może chociaż uchylisz na moment? :)

      Usuń
  16. Kochani, jestem i żyję. A rozdział postaram się wstawić do końca lipca :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.