No kto by przypuszczał, prawda? Dwa tygodnie i rozdział, sama jestem zdziwiona. Niemniej, pisało mi się go bardzo dobrze, chyba trochę się stęskniłam.
Ślicznie dziękuję za każdy komentarz, na pewno byliście motywacją do pisania. :)
W małym pokoju dziwne rzeczy się
dzieją
– Jezu, szybciej, bo ich zgubimy! –
warczałem co chwilę, gdy tylko samochód ojca bardziej oddalał się
od naszego. Oliwer zazwyczaj wtedy nic mi nie odpowiadał, całkowicie
skupiał się na drodze, zupełnie, jakbym nie siedział tuż obok i
mu nie narzekał. O dziwo jednak śledzenie nie okazało się niczym
szczególnie trudnym, na szczęście ojciec nie wybrał się w podróż
poza miasto i nie musieliśmy siedzieć mu na ogonie przez nie
wiadomo ile kilometrów. Już po jakichś pięciu minutach skręcił
w osiedle bloków, pokrążył wąskimi uliczkami, aż wreszcie
zaparkował.
– Nie tak blisko! – syknąłem, kiedy już
myślałem, że wcale-nie-rozgarnięty Oliwer zatrzyma swoje auto tuż
obok samochodu ojca. Po Okularniku można było się wszystkiego
spodziewać. Całe jednak szczęście zaparkował tuż za dużym,
białym dostawczakiem, więc mogliśmy całkowicie się ukryć. –
Jak naprawdę zdradza matkę, to go zabiję – zawarczałem jeszcze
zanim wyskoczyłem z pojazdu, żeby po chwili ostrożnie wyjrzeć zza
dostawczaka. Ojciec i ta jego blondynka stali na chodniku,
rozmawiając o czymś. W pewnym momencie kobieta przysunęła się do
niego niesamowicie blisko, położyła rękę na jego ramieniu i...
tyle wystarczyło, żeby coś we mnie pękło. Chciałem przyłapać
go na gorącym uczynku, ale jednocześnie nie mogłem tak stać i po
prostu się gapić. Momentalnie wyskoczyłem na chodnik, nawet już
nie myśląc o tym co robię.
– Tak to sobie pracujesz, kiedy jedziesz do
klientów?! – krzyknąłem, a ojciec i blondyna momentalnie
spojrzeli na mnie zaskoczeni. – Wiedziałem, że te twoje wyjazdy
śmierdzą! A matka jeszcze wierzy w każde twoje słowo! Jesteś
skończonym chujem!
– Wiktor? – wydusił ojciec, a ja miałem
ochotę roześmiać mu się w twarz. Tak, bądź zdziwiony! Pewnie
liczyłeś, że ci wszystko ujdzie płazem. – Co ty tutaj robisz?
– Myślałeś, że nikt się nie dowie? Że
będziesz mógł sobie matkę kantem puszczać bez żadnych
konsekwencji? – parsknąłem, myśląc już tylko o tym, jak
wszystko wyjaśnię Alicji. Biedaczka, na pewno się załamie, w
końcu kto mógłby przypuszczać, że ojciec okaże się takim
skurwysynem?
– Oliwer? – Blondyna popatrzyła gdzieś za
mnie, wydając się jeszcze bardziej zdziwiona niż mój ojciec.
– No, to ja – odpowiedział spokojnie
Oliwer, a ja aż się na niego obejrzałem, nie mając najmniejszego
pojęcia co się właśnie działo. Zaraz... oni się znali?!
– Ale co ty tu robisz? – zapytała.
– Skąd ją znasz?! – Wycelowałem palcem w
blondynę, patrząc na Oliwera z pretensją.
Oliwer spojrzał spokojnie najpierw na mnie, a
później na kobietę. Wzruszył ramionami, wyglądając tak, jakby
ta sytuacja nie obchodziła go nawet w najmniejszym stopniu.
– To moja mama – padło wreszcie, a ja
myślałem, że właśnie występuję w jakimś chorym programie
telewizyjnym.
– Jaka, kurwa, mama?! – krzyknąłem, nie
przejmując się robieniem sceny na pół osiedla.
– A Wiktor to mój kolega ze studiów –
odpowiedział kobiecie tym swoim wypranym z emocji głosem, za co
miałem ochotę przyłożyć mu w twarz.
– Dlaczego mi przez całą drogę nie
powiedziałeś, że to jest twoja jebana matka?! – Znów
wycelowałem palcem w kobietę.
– Wiktor! – zganił mnie ojciec. –
Wyrażaj się!
– Ale on tu ze mną jechał i nic nie
powiedział, że to jego matka! To wszystko jest jakieś pojebane! –
Miałem wrażenie, że naprawdę zaraz oszaleję. Niech jeszcze zza
rogu wyskoczy jakiś gościu i krzyknie mi w twarz „it's a prank!”.
– Bo nie pytałeś – rzucił spokojnie
Oliwer.
– A nie pomyślałeś, że poinformowanie
mnie o tym, że to twoja matka, jest dość istotne?!
– Przecież poinformowałem – odparł z
miną sześcioletniego dziecka niewiedzącego co się dookoła niego
dzieje. Momentalnie nabrałem jeszcze większej ochoty przywalenia mu
w tę jego przystojną mordę. Ostatecznie jednak ledwo co tę chęć
opanowałem, bp mawet nie patrzyłbym na to, że ma na nosie okulary!
– Mogłeś to zrobić piętnaście minut
temu, na parkingu pod Kauflandem!
– Wtedy nie pytałeś...
– Boże! Ty jesteś totalnym kretynem!
Dalszą wymianę zdań przerwał śmiech mojego
ojca. Popatrzyłem na niego z mieszanką złości i zdziwienia – no
bo w końcu w tej sytuacji nie było nic śmiesznego, przynajmniej ja
dobrze się tu nie bawiłem.
– Dobrze, już rozumiem. – Ojciec pokiwał
głową. – To okropne nieporozumienie. Sylwia jest moją i twojej
mamy przyjaciółką jeszcze z lat, kiedy ty nawet nie byłeś w
planach. Niedawno wrócili z powrotem do Krakowa, mają...
szczeniaka. Jest dość chorowity, dlatego po prostu często
przyjeżdżam żeby go obejrzeć. A twoja mama wie, że jestem teraz
u Sylwii – dodał, patrząc na mnie już trochę poważniej. –
Jeśli mi nie wierzysz, możesz zadzwonić i zapytać. – Wzruszył
ramionami. – Nigdy nie zdradziłbym swojej żony.
Popatrzyłem na niego dość podejrzliwie, już
mając ochotę sięgnąć po telefon i faktycznie wykręcić do mamy,
kiedy nagle wydało mi się to bezsensowne. Bo przecież, jeśli
ojciec nie mówiłby prawdy, nie podkładałby się w tak oczywisty
sposób.
– Okej, powiedzmy, że wierzę – burknąłem,
totalnie zbity z pantałyku. W jednej chwili straciłem cały swój
animusz do walki, poczułem się po prostu głupio.
– Ale nie wiedziałem, że nasi synowie
chodzą razem na studia – powiedział ojciec do tej całej Sylwii.
Kobieta uśmiechnęła się i jeszcze popatrzyła na nas z mieszanką
zdziwienia i rozbawienia.
– Nic nie mówiłeś o studiach swojego syna.
– No tak, bo przecież nie ma co się chwalić wyborem moich
studiów.
– To dobrze, że się poznali – przyznał
ostatecznie ojciec i z jakimś takim zadowoleniem kiwnął głową. –
Pamiętasz, że zawsze chcieliśmy, aby wychowywali się razem? –
Zerknąłem na Oliwera, który stał tuż obok mnie ze swoim
zwyczajowym wyrazem twarzy. Z nas wszystkich wydawał się być
najmniej zaskoczony sytuacją... I nic dziwnego, bo przecież ten
idiota o wszystkim wiedział!
– Tak, ale później wyjechaliśmy i nie było
okazji, żeby ich ze sobą poznać...
– Jak widać, przypadki chodzą po ludziach –
zaśmiał się jeszcze ojciec, jakby twierdził, że to wszystko było
naprawdę ciekawym zbiegiem okoliczności. Otóż nie, nie było!
Zrobiłem z siebie debila, drąc mordę na całe osiedle tylko
dlatego, bo byłem naprawdę przekonany, że ojciec romansował sobie
z jakąś kobietą.
– Dobrze, to skoro wszystko już sobie
wyjaśniliśmy, może wejdziesz z tatą do nas? – zapytała Sylwia,
patrząc na mnie swoimi łagodnymi oczami. O dziwo w żadnym stopniu
nie przypominała mi Oliwera, była zupełnie inna: nie miała
piegów, rudych włosów i wydawała się... normalna, a nie
upośledzona jak jej syn. – Zobaczysz te nasze szczenię, o które
tyle hałasu. – Zaśmiała się jeszcze, a ja przewróciłem
oczami, wciąż zły na Oliwera.
– Dobrze. – Kiwnąłem głową i zerknąłem
na tego patafiana, stojącego tuż obok mnie, chcąc go zgromić
spojrzeniem, ale nie byłem w stanie. Na widok jego wyrazu twarzy
momentalnie zmiękły mi nogi, a serce zaczęło bić szybciej.
Uśmiechał się. Oczywiście nie jakoś bardzo
wylewnie, bo chyba nawet nie byłby wstanie tak rozciągnąć swoich
mięśni, ale uśmiechał się. I wyglądał na szczęśliwego.
– Fajnie – mruknął, zwracając na mnie
swoje zielone, błyszczące oczy. – Przyjdziesz do nas.
– Kretyn – warknąłem tylko w odpowiedzi i
odwróciłem wzrok, czując, że robi mi się gorąco. Dlaczego
Oliwer był taki słodki? I dlaczego jego wygląd tak bardzo kłócił
się z inteligencją?
***
Mieszkanie Oliwera, biorąc pod uwagę, że
znajdowało się w najzwyklejszym na świecie bloku, było ogromne.
Nie dość, że dwupiętrowe, to zdecydowanie mieli tu więcej pokoi
niż my w naszym domku jednorodzinnym. Już od progu przywitała mnie
cała masa bucików dziecięcych poustawianych na stojaku. Spojrzałem
na to zdziwiony i momentalnie zdałem sobie sprawę, że nawet nie
zastanowiłem się, czy Oliwer miał rodzeństwo. Z góry założyłem,
że taki dziwak jak on musi być jedynakiem.
– Masz chyba dużą rodzinę – mruknąłem,
zerkając jeszcze na wieszaki uginające się pod stertą dziecięcych
kurteczek.
– Mam – przyznał i nie zdążył nic
dodać, bo Sylwia w międzyczasie kucnęła i zagwizdała. Już po
chwili z salonu przybiegł mały, pulchny szczeniak w typie husky,
ciągnąc za sobą niebieskiego, dwa razy większego misia. Nie lubię
psów, ani ogólnie żadnych zwierząt, ale nawet mnie ten widok na
swój sposób rozczulił.
– A więc to jest ten pan, o którego było
tyle szumu – powiedziała Sylwia, biorąc szczenię na ręce.
Niebieskie, świdrujące oczy zatrzymały się na mnie, a puchaty
ogon zaczął szybko przecinać powietrze. – Jesteśmy bardzo
wrażliwi i łapiemy wszystkie choroby, prawda? – zapytała,
pozwalając zwierzęciu lizać po twarzy. – Ostatnio złapał
jakiegoś wirusa, nie mógł nic jeść ani pić, bo wszystko przez
niego przelatywało. Nie wiem co by z nim było, gdyby nie twój
ojciec – powiedziała, patrząc na mnie swoimi łagodnymi, jasnymi
oczami. W odpowiedzi kiwnąłem tylko głową, uznając, że chyba
naprawdę się wygłupiłem chwilę temu. – Ale twoja mama też do
nas przyjeżdżała. Szczepiła nam go, odrobaczała, bo taki
dzieciak to wszystko do pyska bierze – powiedziała, klepiąc
szczeniaka po jego pulchnej pupie. Wyglądało to tak, jakby mówiła
o dziecku, nie o psie... albo może to ja byłem już
przewrażliwiony? W końcu nigdy nie przejmowałbym się tak
zwierzętami, a niektórym ludziom po prostu odbijało na puncie
domowych pupili. Ta cała Sylwia wyglądała mi na właśnie taką
pokręconą osobę.
– Okej – mruknąłem i zauważyłem w ręce
taty teczkę, którą zawsze brał na swoje niezwykle rzadkie wizyty
domowe. Chyba rzeczywiście trochę ostatnio wyolbrzymiłem sobie
niektóre fakty. Wszystko wskazywało na to, że nie przyjechał, aby
gzić się z Sylwią, tylko aby obejrzeć tego kundla i spełnić
swoje weterynaryjne obowiązki.
– Oliwer, zajmij się Wiktorem. Zaproponuj mu
coś do picia – Sylwia zwróciła się do syna, żeby zaraz
popatrzeć na mojego ojca. – Gdzie ci będzie najlepiej go
obejrzeć? W salonie? Ostatnio zaczął znowu pokasływać, ja już
nie mam na niego sił.
– Ale nie wychodził na zewnątrz i nie miał
kontaktu z psami?
– Nie, tak jak mi Alicja mówiła. Na
Mazurach nie musiałam się tym w ogóle przejmować, a tu w Krakowie
jest tak brudno...
Ojciec uśmiechnął się z politowaniem pod
nosem i kiwnął głową.
– Cały Kraków.
– Co chcesz pić? – zapytał Oliwer, kiedy
już ściągnął swoje trampki.
– Wodę?
– To chodź – mruknął i ruszył do
przodu, do malutkiej kuchni połączonej z salonem. Na samym środku
pomieszczenia znajdowały się drewniane, kręte schody prowadzące
na piętro wyżej. Tak jak i w przedpokoju, tak też tutaj było
widać ślady obecności dzieci – masa zabawek porozwalanych
dookoła, na stoliku do kawy niedopite soczki, jakieś słodycze,
kredki, kartki z gryzmołami... Przez moment miałem wrażenie, że
znalazłem się w przedszkolu.
– To ilu was właściwie jest?
– Aktualnie sześciu – powiedział Oliwer,
zaglądając do lodówki, żeby po chwili wyciągnąć z niej butelkę
wody.
– Aktualnie?
– Mam dwóch starszych braci – sprostował.
– Oni już z nami nie mieszkają.
– Wow, w życiu bym nie powiedział, że
twoja mama ma tyle porodów za sobą – powiedziałem i obejrzałem
się na Sylwię i ojca siadających na kanapie. – Wygląda młodo.
Oliwer wzruszył ramionami.
– Dwa razy trafiły się bliźniaki –
powiedział, jakby to wszystko wyjaśniało. Kiwnąłem tylko głową
i odebrałem od niego szklankę, dochodząc do wniosku, że im więcej
dowiadywałem się o Oliwerze, tym bardziej mnie szokował. Lepiej na
razie nie dopytywać i powoli strawić to, że nasi rodzice się
znali, Oliwer miał wielodzietną rodzinę, a jego mama pomimo ładnej
figury urodziła dziewiątkę dzieciaków. To mi na razie
wystarczało.
– Chcesz iść do mojego pokoju? – zapytał,
kiedy wziąłem dwa duże łyki wody. Zerknąłem na niego, jakby
zaskoczony pytaniem i to był błąd, bo prawie się zakrztusiłem.
Oliwer, jak już zdążyłem zauważyć dzięki mojej błyskotliwej
dedukcji, miał problemy z okazywaniem emocji... jednak nie teraz.
Teraz stał przede mną lekko zarumieniony, odwracając wzrok na bok,
jakby wstydził się na mnie spojrzeć. Dlaczego? Bo właśnie
zaprosił mnie do swojego pokoju? To aż tak wielkie wydarzenie?
– Okej, chodźmy – powiedziałem niemal od
razu, chcąc zobaczyć jeszcze więcej tego typu wyrazów na jego
twarzy. Miałem wrażenie, jakbym miał do czynienia z dzikim
zwierzęciem, które poddawałem testom w różnych warunkach, żeby
później móc je obserwować.
– To na górę – mruknął, wymijając mnie
już bez słowa i chociażby jednego spojrzenia, ale wciąż tak samo
zarumieniony. Znów poczułem, jak moje tętno przyspiesza. Szedłem
za nim, w głowie mając kompletny mętlik, w którym znalazłyby się
myśli o zielonych oczach, rudych włosach i nieco pyzatych
policzkach. Oliwer był naprawdę... uroczy, a przy tym przystojny,
bo wystarczyło tylko spojrzeć na jego szerokie ramiona i ewidentnie
umięśnione ciało, które chował pod ubraniami. Wciąż dziwiło
mnie to połączenie męskości z delikatnością nastolatka.
Przeszliśmy przez salon, ojciec na kanapie
oglądał szczeniaka i mówił coś do Sylwii tym swoim poważnym,
lekarskim tonem. Obejrzałem się jeszcze na nich, zdając sobie
sprawę, że nie wyglądali jak para kochanków. Nie mam pojęcia, co
takiego dostrzegłem między nimi na parkingu supermarketu, ale
dałbym sobie wtedy rękę uciąć, że było to coś pokroju chemii.
Naprawdę jestem kiepskim obserwatorem i nie potrafię interpretować
mowy ciała.
Ruszyliśmy krętymi schodkami do góry, na
piętro. W międzyczasie doszedłem do wniosku, że takie mieszkanie
to całkiem niezły ekwiwalent domu – może i brak ogrodu, ale taka
sama (jak i nie większa) przestrzeń. Idealne dla tak dużej rodziny
jaką byli Sarniccy.
Oliwer od razu ruszył do pierwszych drzwi i
oglądając się jeszcze na mnie, otworzył je.
– Masz sam pokój? – zapytałem, kiedy
wpuścił mnie do dość małego, ale o dziwo całkiem
uporządkowanego pomieszczenia. Na próżno było mi szukać
porozwalanych na łóżku czy krześle ubrań, jak to miało miejsce
w mojej sypialni. Kolejna niespodzianka – Oliwer lubił czystość.
– Tak – powiedział. – Jest najmniejszy,
ale tylko mój – mruknął, uważnie na mnie patrząc. Przez moment
poczułem się jak królik obserwowany przez lisa.
– No to chyba spoko, nie? – zapytałem i
nie czekając na pozwolenie, usiadłem na łóżku okrytym szarym
kocem. – Jesteś teraz najstarszy?
Oliwer kiwnął głową i zawahał się na
moment, żeby po chwili zamknąć za sobą drzwi, a później usiąść
na fotelu biurowym, który odwrócił w moją stronę.
– To trochę słabo, nie? – ciągnąłem
dalej, będąc już przyzwyczajony do małomówności Oliwera. –
Ile jest między tobą a najstarszym z dzieci?
– Osiem lat.
– Całkiem dużo. Nie denerwuje cię to? –
paplałem dalej. Ogólnie nie lubiłem dużo mówić, a już na pewno
nie lubiłem wpadać w słowotok, ale przy Oliwerze nie miałem
innego wyboru. Bo jeśli bym zamilkł, siedzielibyśmy w (jeszcze
bardziej krępującej niż ta moja paplanina) ciszy.
– Nie, lubię moją rodzinę – odparł
spokojnie, ale oczywiście nic więcej nie dodał, żeby pociągnąć
rozmowę. Zaczynałem się do tego przyzwyczajać.
– Nie spodziewałbym się tego po tobie –
stwierdziłem, rozglądając się ciekawsko po pomieszczeniu. Na
przeciwległej ścianie, tuż obok drzwi, wisiała cała masa ramek
ze zdjęciami. Dostrzegłem na nich gromadkę roześmianych dzieci
oraz równie roześmianego, dużo młodszego Oliwera. Miał może z
czternaście, piętnaście lat i, cholera, muszę przyznać, że był
najsłodszym nastolatkiem, jakiego widziałem. Momentalnie wstałem z
łóżka, żeby przyjrzeć się zdjęciom jeszcze dokładniej.
Uśmiechnięty Oliwer, te jego wielkie okulary na nosie i długie,
sięgające ramion, kręcone włosy... Wyglądał jak aniołek. Ja w
tamtym okresie zdecydowanie nie mógłbym się z nim równać.
Zresztą, nie oszukujmy się, nawet teraz sporo odstawałem, nigdy
nie byłem jakiś piękny, a już w szczególności, kiedy dopadł
mnie wiek dojrzewania. Pryszcze, wahania wagi i te wielkie, workowate
ciuchy, w których tak się kiedyś lubowałem.
– Coś nie tak? – zapytał Oliwer,
najwidoczniej zaniepokojony moim długim milczeniem i wpatrywaniem
się w jedno ze zdjęć.
– Faktycznie jest was dużo – stwierdziłem
tylko (chociaż nawet nie przyjrzałem się reszcie dzieciaków z
fotografii), żeby po chwili wrócić na łóżko i jeszcze raz
zerknąć na Oliwera, a później dojść do wniosku, że twarz za
bardzo mu się przez te lata nie zmieniła. Wciąż wyglądała
bardzo młodo.
– Takie małe stado – powiedział,
wzruszając ramionami i uśmiechając się przy tym lekko.
Zapatrzyłem się odruchowo na jego usta i ładne, duże zęby.
– Można tak powiedzieć – burknąłem,
czując, że robi mi się goręcej. Nie ma co się wykręcać, miałem
dopiero dwadzieścia lat i całą masę swoich potrzeb, a trzeba
nadmienić, że siedziałem z cholernie uroczym facetem w ciasnym
pokoju, gdzie znajdowało się również łóżko. Nic dodać, nic
ująć, czasem nad reakcjami ciała nie da się zapanować, psia mać.
Szybko odwróciłem wzrok, bo przed oczami
pojawiło mi się kilka niewybrednych scen, kiedy to lądujemy na tym
szarym kocu. Fakt, Oliwer był totalnym debilem, ale przy okazji był
również totalnie przystojnym debilem, a ten jeden przymiotnik
zmieniał całą postać rzeczy.
Powoli zaczynałem się uspokajać, wracało mi
logiczne myślenie, które podpowiadało, że od jakichś kilku minut
siedzimy w dziwnej ciszy. Zerknąłem na Oliwera, chcąc zagadnąć
go o jakąś głupotę, kiedy nasze oczy się spotkały. Jego
tęczówki wydawały się błyszczeć, a na policzkach pojawił się
jeszcze większy rumieniec. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić albo
chociażby powiedzieć, usłyszałem tylko skrzypnięcie fotela, z
którego Oliwer się podniósł, a później poczułem ciepłe, lekko
wilgotne wargi na swoich.
I co ja miałem niby zrobić? Jasne, właśnie
całował mnie jakiś świr z autyzmem, czy nie wiadomo jaką chorobą
umysłową, który dodatkowo miał dziwne fetysze i ogólnie nic,
tylko trzymać się z daleka... ta, już to widzę. Szkoda tylko, że
ten świr w pokrętny sposób zaczął mnie pociągać.
Oddałem więc pocałunek, a nawet
przyciągnąłem Oliwera bardziej do siebie i tak oto wreszcie
wylądowaliśmy razem na tym szarym, przeklętym kocu. Oliwer na
mnie, a ja przygwożdżony do materaca... Z dwojga złego lepiej w
tej konfiguracji, bo gdyby było odwrotnie, pewnie bym go zmiażdżył.
Nie umiał całować. Rany Boskie, jak on nie
umiał całować! A na dodatek czułem jak cały drżał z emocji i
podniecenia. Powinno mnie to odrzucić, a moja chęć na zrobienie z
Oliwerem czegokolwiek powinna momentalnie zmaleć, ale zdałem sobie
sprawę, że to może być jego pierwszy pocałunek. I w pewnym
sensie wydawało mi się to słodkie. Oliwer, ten emocjonalny
inwalida, po raz pierwszy całował się ze mną. W przypływie
chwili złapałem go mocno za kark, przyciągając go do siebie
jeszcze bardziej i próbując jednocześnie nadać naszemu
pocałunkowi jakiegoś tempa, bo Okularnik nie miał zielonego
pojęcia co robił. Po prostu wpychał mi język w usta, a ja równie
dobrze mógłbym się nim zakrztusić. Przesunąłem więc dłonią
po jego karku, masując delikatnie tamto miejsce, żeby jakoś
spowolnić te nerwowe ruchy i go uspokoić. Podziałało. Jego język
zaczął podążać za moim, tylko raz na jakiś czas wypadając z
rytmu. Ogólne wrażenia były jednak przyjemne. Ciężar Oliwera,
jego zapach (tak, teraz chyba moja kolej na zostanie fetyszystą) i
ciepło, skutecznie mnie pobudzały. Nie mam pojęcia co wydarzyłoby
się dalej, bo już moja ręka zdążyła zakraść się pod jego
koszulkę, gdy z dołu usłyszeliśmy donośny głos mojego ojca:
– Wiktor! Zaraz będziemy się zbierać!
Oliwer momentalnie ode mnie odskoczył, prawie
spadając z łóżka. Popatrzył na mnie roziskrzonymi oczami, cały
czerwony na twarzy i zdezorientowany, jakby nie wiedział co przed
chwilą się wydarzyło. A ja? A ja miałem ochotę zabić ojca.
Przywiązać mu kamień do nogi i wrzucić do Wisły za przerwanie
nam takiej chwili.
Westchnąłem ciężko i przesunąłem po
swoich włosach, żeby je jakoś ułożyć, a późnej zerknąłem
jeszcze na krocze. Pięknie. Przecież nie mogłem zejść w takim
stanie na dół. Odruchowo też spojrzałem na Oliwera, który
właśnie szybko wstał z łóżka. Niestety, za późno się
zasłonił, więc zdążyłem zauważyć, że ten pocałunek i dla
niego nie był obojętny.
– Byłeś już z kimś? – zapytałem bez
ceregieli.
– Co? – Popatrzył na mnie, jakby wciąż
nie kontaktując.
– Uprawiałeś już kiedyś seks?
Zamrugał, żeby zaraz, bez jakiegokolwiek
zażenowania, odpowiedzieć:
– Nie.
– A całowałeś się?
– No z tobą – odpowiedział bez
zająknięcia, na co ja aż westchnąłem ciężko. Oliwer naprawdę
mnie rozbrajał.
– Ale przede mną. Całowałeś się z kimś
oprócz mnie? – sprostowałem więc, żeby już nie było żadnych
niedomówień, bo znając Oliwera nie załapałby głównego celu
pytania.
– Nie – odparł tym swoim prostolinijnym
tonem, ale tyle mi wystarczyło. Tak jak myślałem, byłem Oliwera
pierwszym... to całkiem słodkie. I jakieś takie... niewinne?
Czyste? Cholera, zaraz zrobię z Sarnickiego Maryję Wieczną
Dziewicę, najbardziej cnotliwą osobę stąpającą po ziemi, ale w
porównaniu do Łukasza, który miał już za sobą stały związek
(i do którego jednak postanowił wrócić), dziewiczy Oliwer wydawał
mi się lepszą alternatywą.
– Dobra, będę spadał – powiedziałem,
gdy już uznałem, że trochę ochłonąłem. – Do zobaczenia jutro
na wykładach. Trzeba będzie ogarnąć ten projekt z filozofii, bo
niedługo mamy termin – dodałem jeszcze jakby nigdy nic,
popatrzyłem na niego przez chwilę, żeby wreszcie ruszyć do drzwi
i wyjść z jego pokoju.
Nigdy bym nie przypuszczał, że to powiem, ale
sprawy zaczynały iść w dość interesującym kierunku.
***
– Więc przyjaźnicie się z Oliwerem? –
zagadnął ojciec, kiedy już siedzieliśmy w samochodzie. Miałem
ochotę przewrócić oczami, mogłem się spodziewać bombardowania
standardowymi pytaniami.
– Nie do końca – odpowiedziałem jednak
spokojnie.
– Ale chodzicie ze sobą na uczelnię. Kto by
się spodziewał – zamruczał pod nosem, a ja odwróciłem głowę
w stronę okna. – To dobrze, Sylwia martwiła się, że Oliwer się
tu nie odnajdzie – kontynuował dalej. – Pewnie zauważyłeś, że
jest... inny – dodał, na co ja, już bardziej zainteresowany,
zerknąłem na niego. Właśnie zatrzymał samochód na światłach,
do domu dzieliło nas już tylko kilka przecznic.
– Zauważyłem. – Kiwnąłem głową. –
Coś z nim nie tak? Jakiś autyzm? – zapytałem prosto z mostu,
węsząc swoją szansę dowiedzenia się wreszcie, co Oliwerowi
dolegało.
– Nie do końca – powiedział ojciec,
bębniąc palcami w kierownicę. – Powiedziałbym bardziej, że
zespół Aspergera. To nie oznacza jednak, że Oliwer jest
upośledzony – dodał, jakby wyprzedzając moje pytanie. Popatrzył
na mnie karcąco, a ja przecież jeszcze nic nie powiedziałem! –
Ma po prostu problemy z budowaniem relacji w grupie. Widzi świat
trochę inaczej... powiedziałbym, że w piękniejszy sposób. –
Miałem ochotę parsknąć śmiechem, ale szybko ugryzłem się w
język. Kto by powiedział, że z ojca taki poeta dwudziestego
pierwszego wieku?
– Okej...
– Więc jak tam możesz, pomóż mu czasem,
dobrze? Wychowywał się w małym miasteczku, nie zna realiów takiej
metropolii jak Kraków – powiedział jeszcze, a światło zmieniło
się na zielone. Ruszyliśmy, skręcając w wąską, osiedlową
dróżkę. – Może czasem czuć się tu zagubiony. Ale pamiętaj,
że to w pełni normalny chłopak, nie traktuj go jak
niepełnosprawnego. – I znów to karcące spojrzenie, jakby mógł
przewidzieć, co zamierzam odpowiedzieć. Aż uniosłem ręce w
obronnym geście, czując się trochę przyparty do muru.
– Jasne, jasne! Rozumiem.
Ojciec uśmiechnął się z zadowoleniem, a ja
zacząłem zastanawiać się nad tym, czego właśnie się
dowiedziałem. Oliwer jednak miał coś nie teges z mózgiem –
żadna nowość. Ale że Asperger? Czy to na pewno tłumaczyłoby
każde jego dziwne zachowanie?
Dziękuję za kolejny świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny,
Tusielek
Geeeeenialneeee!!!!! Jezu Oliwer taki słodziak!!!!! Juz nie mogę doczekać sie cd!!!! Weny życzę i mam nadzieje ze nowy rozdział pojawi sie szybko bo pęknę z ekscytacji!!!
OdpowiedzUsuńOMG to było zajebiaszcze
OdpowiedzUsuńjajko zniosę zanim pojawi się kolejna część :'(
Cudowny rozdział dzieki wielkie��
OdpowiedzUsuńOliwier jest po prostu bezbłędny...😃 No nie pytałeś...😂 hehe
OdpowiedzUsuńNo i tajemnicze spotkania ojca Wiktora się wyjaśniły :)
Ciekawe jak ta rodzina utrzymuje ósemkę dzieci... w ogóle wow, że jest ich aż tyle...
Trochę chaotyczny ten mój komentarz, ale bardzo mi się podobał rozdział - bardzo się cieszę że wena dopisała :) Ciekawe jak Wiktor poradzi sobie z tym Aspargerem Oliwiera?
Dziękuję i pozdrawiam 😀
Jak milo, ach ten Oliwier i jego nieogar haha xd
OdpowiedzUsuńWidzę opowiadanie rozkręca się coraz bardziej :) bardzo dobry rozdział. Trochę humoru, trochę draki xD. Czekam na ciąg dalszy .
OdpowiedzUsuńWięc będziemy mieli do czynienia z kolesiem co nie czai ironi na równi ze mną. Weny życzę. I w moim sercu nie umiera nadzieja, że kolejny będzie Mac.
OdpowiedzUsuńTen rozdział zapiera dech w piersiach! I zdecydowanie czyni dzień piękniejszym :)
OdpowiedzUsuńUff, już obawiałem się kolejnej kilkumiesięcznej przerwy, a tu taka niespodzianka. Rozdział wciągający i przywracający uśmiech na twarzy :) Czekam na kolejne :)
OdpowiedzUsuńJakie miłe zaskoczenie kiedy tak w chwili natchnienia wpisuje Twój adres bloga, a tu jest co czytać :D
OdpowiedzUsuńI ten głupkowaty uśmiech który nie chce zejść mi z twarzy :D
Bardzo się cieszę, to nadrabiam co mnie pominęło :*
Ściskam,
Elda
Puk puk ☺ tylko melduję że jestem i czekam �� i na McDonalda też ☺
OdpowiedzUsuńMoje serce wybija smutny takt
OdpowiedzUsuńGdy nie ma "Co z Oliwerem jest nie tak"
Z żalu i tęsknoty chce mi się zdychać
Bo bez twych dziel nie mam czym oddychać
Ciągle czekam i wypatruje
Czy oliwer Wiktora znów pocałuje
Czemu mnie Dream w niepewności trzymasz
Dlaczego ze mna tak pogrywasz
Błagam cie napisz choc jedno słówko
Czy jeszcze dychasz i jak tam zdrówko
A jak juz na dobre sie o tym rozpiszesz
To moze choc jeden rozdzialik napiszesz
Usiadłam i na spokojnie poczytałam :D jednak nic się nie zmieniło dalej Twoje opowiadania wciągają potwornie :D
OdpowiedzUsuńChoć muszę przyznać że miałam mieszane uczucia co do Oliwiera, ale pięknie się to rozkręca :D
Trzymam mocno kciuki! Wiem jak to jest kiedy realne życie zajmuje nam masę czasu.
Ściskam mocno,
Elda
Puk puk☺ teraz już walę do twoich drzwi głośno. Jesteś tam????? Halo?!
OdpowiedzUsuńDołączam się do kołatania całym sercem... Dream czemu nie chcesz otworzyć???
UsuńRównież się przyłączam. Może chociaż uchylisz na moment? :)
UsuńHalo halo? :(
OdpowiedzUsuńKochani, jestem i żyję. A rozdział postaram się wstawić do końca lipca :)
OdpowiedzUsuń