Kochani, bardzo Wam dziękuję za taki odzew! To naprawdę bardzo miłe, że nie zignorowaliście mojej prośby i pozostawiliście po sobie ślad. :) Naładowaliście mnie masą energii i chęcią do pisania, chociaż wiem, że po częstotliwości publikacji może nie być tego widać. Oprócz "Gówniarza" piszę jednak jeszcze dwa inne teksty, które (mam nadzieję) opublikuję jeszcze w tym roku, no i sumiennie przygotowuję się do nowego, bardzo wymagającego projektu. Wrzucanie rozdziałów raz na tydzień na tę chwilę to maksimum, w szczególności że w tym roku bronię licencjatu. Mam więc na głowie zarówno praktyki, jak i napisanie pracy.
Publikacja i tak miała być znacznie wcześniej, ale tu z pomocą przyszło PKP i ich ogromne opóźnienia (tylko cztery godziny spóźnienia, kto by się przejmował). Gdy to piszę, wciąż tkwię w pociągu i zastanawiam się, czy kiedykolwiek dojadę do domu. <3 Trzymajcie kciuki, obym dotarła. Ale jak nie dotrę to i tak dobrze, bo z nudów piszę (Gówniarz przekroczył właśnie 115 stron w Wordzie :D). Jak to się mówi, nie ma tego złego...
Sprawdzała Ekucbbw.
Sprawdzała Ekucbbw.
Tchórze
– Nie
chcę nic – powiedział, wsuwając ręce w kieszenie, żeby jakoś
ukryć ich drżenie. Nie mógł tak po prostu stać i patrzeć jej w
oczy, obrał więc jakiś punkt nad jej głową. Wiedział, że
wszystko, przez co teraz przechodziła, zawdzięczała jemu. Czuł
się winny, znalazł się w tragicznym położeniu, w miejscu, z
którego nie było ani jednego dobrego wyjścia. Jakiej drogi by nie
wybrał, każda okazałaby się dla kogoś krzywdząca. –
Przepraszam – mruknął, mając ochotę po prostu zniknąć.
Znikanie
było dobre. Unikanie problemów również. Robił tak przez całe
życie i oto dokąd go takie zamiatanie spraw pod dywan przywiodło.
Wychyliła
się, a on momentalnie zamknął oczy, żeby zaraz poczuć siarczysty
ból skaczący po policzku. Należało mu się.
– Jak
mogłeś! – krzyknęła. Wyglądała okropnie. Minął tydzień, a
ona zdawała się zmniejszyć o połowę, ubrania wisiały na niej,
jakby była wieszakiem sklepowym. Spodnie, których kiedyś nie mogła
dopiąć (pamiętał, jak mu na to narzekała), teraz prawie spadały.
Patrzyła na niego zapuchniętymi od płaczu i braku snu oczami, a
włosy na głowie sterczały jej w kompletnym nieładzie.
Przypominała
wrak człowieka. A najgorsze, że to on był temu winny.
–
Daria... – jego głos był spokojny, usypiający wręcz. To jednak
jeszcze bardziej ją rozwścieczyło.
– Co
z dziećmi? Jak możesz je tak zostawić?!
Przez
twarz Łukasza przemknął grymas bólu. Nie potrafił odnaleźć się
w tej sytuacji, nie miał pojęcia, jak powinien zareagować. Czy w
ogóle ktokolwiek miałby jakieś rady? Czy ktokolwiek zastanawiał
się, co robić w takich chwilach?
–
Jestem ich ojcem – odparł swoim lakonicznym tonem, który teraz
doprowadził ją do wściekłości. Bo przecież jak mógł być tak
spokojny? Jak mógł z taką apatycznością patrzeć jej prosto w
oczy po tym wszystkim, co zrobił?
–
Pedałem! – parsknęła i zaśmiała się gorzko. – Mają
ojca-pedała!
Skrzywił
się. Wygrała. Właśnie o to chodziło.
–
Dajesz teraz dupy? Nadstawiasz się? – krzyczała, ogarnięta
szałem i napędzana każdą negatywną emocją odbijającą się na
jego twarzy. Przynajmniej teraz chociaż coś okazywała, a Daria
chciała, żeby czuł się tak samo źle jak ona. – Jak ze mną
byłeś, to też robiłeś innym lachy? Pewnie teraz jesteś w swoim
żywiole, co? – Zaśmiała się złośliwie. – No powiedz mi, ilu
zdążyłeś obrobić, hm? Z iloma puściłeś mnie kantem...?
Brakowało ci kutasa...? Byłam niewystarczająca? Obrzydzałam cię?
– Pomimo początkowej furii, emocje stopniowo zaczęły z niej
opadać. Uciekały jak powietrze z przekłutej opony. –
Nienawidziłeś mnie? To po co...? – jej głos stawał się coraz
bardziej wodnisty, a ona po chwili tak po prostu się rozpłakała.
Nie wiedział, co robić, więc zadziałał impulsywnie. Od razu
przyciągnął ją do siebie, przytulając mocno.
–
Kocham cię – powiedział zgodnie z prawdą. Zawsze ją kochał,
była dla niego naprawdę ważna. Tylko że... ta miłość była
trochę inna. Duchowa, bez pociągu seksualnego. To nieprawda, że
gej nie może pokochać kobiety i to nieprawda, że każdy gej w
małżeństwie nienawidzi swojej żony. On zrobiłby dla Darii wiele,
przez siedem lat była dla niego najważniejszą osobą w życiu.
Chciał, żeby dalej nią była, ale miał już dość okłamywania
siebie i jej.
– Nie
łżyj! – wrzasnęła, odpychając go od siebie z mocą, o jaką
nie podejrzewałoby się kobiety po porodzie. – Jak możesz jeszcze
coś takiego mi mówić? Ty skurwielu! Sukinsynie! Pedale! Chamie!
Gnoju!
Stał,
wysłuchując całej wiązanki przekleństw. Wiedział, że miała
prawo go teraz nienawidzić.
– Nie
zostawię cię samej z dziećmi – powiedział, kiedy znów zaniosła
się z płaczem. – Jestem ich ojcem i chcę je dalej wychowywać.
One są...
– O
nie – powiedziała, kręcąc głową i patrząc na niego z
obrzydzeniem. – Na pewno już ich więcej nie zobaczysz.
Ojciec-pedał – niemal wypluła. – Dopilnuję, żeby sąd
całkowicie odebrał ci prawa rodzicielskie.
***
Oparł
głowę o szybę, wpatrując się w okna sklepu monopolowego. Miał
ochotę ryczeć, ale nic takiego nie robił. Po prostu siedział, a
jego myśli błądziły gdzieś w zawieszeniu.
„Był
wykończony” to mało powiedziane. Nie miał siły nawet żeby
wysiąść z auta i ruszyć do swojego wynajmowanego mieszkania.
Cudem tutaj dotarł, kilka razy zresztą o mały włos uniknął
wypadku. Powoli zdawał sobie sprawę, że Daria naprawdę chciała
odebrać mu dzieci. Maciej może i się z tego nabijał, wciąż
powtarzał swoją mantrę o antykoncepcji, ale Łukasz naprawdę
kochał Hanię, Kubę i Amelię. Nie wyobrażał sobie życia bez
nich, mimo że zanim został ojcem, na samą myśl o niemowlakach
robiło mu się niedobrze.
Wydawało
mu się, że był dobrym rodzicem. Nie krzyczał, nie złościł się,
zawsze wynajdywał czas, gdy któreś go potrzebowało.
Może
ten jego cały coming out to wcale nie było takie dobre wyjście?
Westchnął ciężko i sięgnął po telefon. Skrzywił się, kiedy
zobaczył pusty ekran. Maciej wciąż mu nie odpisał, a to mogło
oznaczać tylko jedno – po prostu nie chciał już go w swoim
życiu. Łukasz został sam, naprawdę nie miał nikogo.
***
Lubił
spać. Czasem, kiedy miał wolny dzień, naprawdę potrafił z tym
przesadzić. Zazwyczaj więc nastawiał sobie budzik na jakąś
rozsądną godzinę w południe, bo znając swoje możliwości,
mógłby zmarnować kilkanaście godzin pod kołdrą.
Gdy
Filip od niego wyszedł, a stało się to jakoś dopiero wieczorem
(kac był naprawdę ogromnym pochłaniaczem czasu), zerknął jeszcze
tylko w dokumenty na poniedziałek, wyszedł z psem, a później
położył się spać, wcześniej nastawiając budzik. Co jak co, ale
niedzielę zamierzał spędzić trochę konstruktywniej niż sobotę,
która minęła mu na niczym. Ot, zalegał z Filipem na kanapie,
zamówili pizzę, oglądali telewizję i rozmawiali o naprawdę
bardzo nieistotnych rzeczach.
I nawet
jeśli ciągle powtarzał sobie, że zmarnował czas, to jednak nie
potrafił pozbyć się osobliwej lekkości, jaką odczuwał po
przesiedzianej z Filipem sobocie. Było po prostu dobrze. Przyjemnie.
Lepiej niż gdyby miał siedzieć sam, ale to już trochę zbyt
daleko idąca refleksja, której Maciej jeszcze nie chciał brać pod
uwagę. Może i mógłby tak powiedzieć, gdyby wylądowali w łóżku.
Ale nie wylądowali, nie zrobili nic, siedzieli w tych czterech
ścianach jak para kumpli (albo, o zgrozo, stare małżeństwo),
wpieprzali kaloryczną pizzę, od czasu do czasu podrzucając kawałek
sera czy mięsa psu. I to tyle.
Maciej,
jako osoba, która na każdym kroku podkreślała swoje zadowolenie z
życia w pojedynkę, nie mógł przecież tak po prostu stwierdzić,
że sobota z Filipem była przyjemniejsza od wszystkich sobót, jakie
spędził sam po imprezach. Udawał więc, że wcale tak nie myślał.
Wracając
jednak do niedzieli i mocnego postanowienia Wyszyńskiego co do jej
nieprzespania – tym razem nie obudził go budzik. Kiedy otworzył
zaspane powieki i rozejrzał się po pomieszczeniu absolutnie
wykończony, w apartamencie po raz drugi rozniósł się dźwięk
dzwonka do drzwi. Stęknął ciężko, wyciągając rękę do swojego
telefonu. Z podłogi dobiegł go odgłos psiego ziewnięcia. Zwierzę
przeciągnęło się na panelach, żeby zaraz wyskoczyć w górę,
oprzeć głowę o materac łóżka i wpatrzyć się w Macieja sennym,
ale nad wyraz zadowolonym wzrokiem.
–
Kurwa – przeklął Maciej, kiedy na wyświetlaczu telefonu dojrzał
godzinę ósmą. A jak powszechnie wiadomo, godzina ósma to
zdecydowanie nie godzina na niedzielne pobudki. Może i Wyszyński
nie miał nic przeciwko wczesnemu wstawaniu do pracy, ale dni wolne
były dla niego świętością.
Zniechęcony,
a zarazem pogoniony kolejnym wciśnięciem przez kogoś dzwonka,
podniósł się do siadu z postanowieniem, że nawet nie będzie się
oglądać – po prostu tę osobę zabije. Nie narzucił na swoje
ciało żadnego ubrania, poczłapał w samych slipkach do
przedpokoju, ziewając jeszcze po drodze rozdzierająco. Pies (żadna
nowość) poszedł tuż za nim.
Otworzył
drzwi, od razu piorunując natręta wzrokiem. Zaraz jednak jego
zaspane spojrzenie spokorniało, wystarczyło tylko, że natrafiło
na smutne oczy mamy.
–
Cześć, kochanie. Przepraszam, że tak z rana – powiedziała,
uśmiechając się przy tym z wymuszeniem.
–
Mogłaś mi powiedzieć, że chcesz się ze mną zobaczyć,
przyjechałbym – odparł zaraz, robiąc krok w tył i wpuszczając
mamę do mieszkania. Gdy tylko przekroczyła próg, od razu
zaatakował ją ciekawski nos psa. Zerknęła w dół na zwierzę,
uśmiechnęła się i pogłaskała jego głowę pobłażliwie.
– Nie
chciałam, żebyś się po mnie fatygował – odparła i zaraz
ściągnęła swoje eleganckie, lakierowane buty na
kilkucentymetrowym obcasie. Kiedyś zawsze nosiła wysokie szpilki,
teraz, gdy miała już siedemdziesiąt lat i problemy z biodrami, nie
mogła sobie na to pozwolić. Zawsze jednak wybierała kobiece obuwie
na chociażby delikatnym podwyższeniu. Naprawdę dbała o swój
wygląd, nie było mowy o wyjściu z włosami w nieładzie, bez
makijażu czy w źle dobranych ubraniach. Maciej pamiętał, że jego
ojca zawsze rozpierała duma. Wziął sobie za żonę ładną,
stylową kobietę, którą na dodatek mógł rządzić. Czego chcieć
więcej? Agata Wyszyńska podporządkowywała się mężowi przez
całe swoje życie, nawet po jego śmierci była mu całkowicie
oddana i pogrążona w żałobie. Jej życie z chwilą utraty
małżonka straciło większą część swojego sensu, nic więc
dziwnego, że tak nagle zaczęło zależeć jej na wnukach i dużej
rodzinie.
–
Przecież to nic takiego – powiedział od razu, gestem ręki
zapraszając mamę do salonu. – Chcesz czegoś do picia? –
zapytał, gdy nagle Agata uniosła dłoń z papierowym woreczkiem.
– Po
drodze kupiłam pączki.
–
Zawsze powtarzałaś, że nie wolno jeść słodyczy na śniadanie –
odparł z rozbawieniem.
–
Zrobimy wyjątek. – Machnęła ręką, na moment się
rozpogadzając. Mimo to cały czas coś ją trapiło, Maciej
doskonale potrafił rozczytać mimikę twarzy matki.
– W
takim razie kawy?
–
Wolałabym herbatę, kotku. I ty też zaparz sobie herbaty. Masz
zieloną? Albo rumiankową? Kawa nie jest taka zdrowa, lepiej pić
herbatę – pouczyła go tym swoim matczynym, wszystkowiedzącym
tonem, na co Maciej się roześmiał.
– A
więc herbata – rzucił z rozbawieniem, zapominając o swoim
zmęczeniu i złości, jaką odczuwał jeszcze chwilę temu. Nie mógł
się przecież gniewać na swoją mamę, w szczególności że skoro
sama do niego przyjechała, to musiała potrzebować jego
towarzystwa. A Maciej, wbrew pozorom, był naprawdę dobrym synem i
dla swojej mamy zrobiłby wiele.
***
– To
mieszkanie jest takie ładne. – Popatrzył na nią znad ugryzionego
pączka. – Przestrzenne bardzo – zamruczała z uznaniem, żeby
zaraz napić się herbaty. – Jestem z ciebie naprawdę dumna –
dodała, posyłając mu uśmiech.
–
Cieszę się – odpowiedział i wgryzł się w pączka, a jego stopa
przesuwała się pod stołem po ciepłym psim brzuchu.
–
Szkoda tylko... – Westchnął ciężko, wiedząc, co zraz nastąpi
– …że jest takie puste. Marnuje się.
– Mam
psa, nie marnuje się – rzucił pierwsze co przyszło mu na myśl.
Pies jakby w odpowiedzi zamruczał z zadowoleniem, nadstawiając do
głaskania bok brzucha.
Agata
wydęła wargi, ale o dziwo nie ciągnęła tematu. Możliwe, że nie
miała na to siły albo – co wydawało się Maciejowi bardziej
prawdopodobne – miała teraz inne zmartwienia niż brak kobiety u
boku trzydziestodwuletniego syna.
–
Więc zostaje u ciebie? – zapytała jeszcze, obejmując obiema
dłońmi filiżankę herbaty.
–
Chyba tak – odparł Maciej, nawet nie zastanawiając się, jak
szybko przeszedł od „nie ma mowy” do „chyba tak”.
–
Bardzo dobrze. Nie wolno wyrzucać zwierząt. Ten pies już cię
pokochał – powiedziała, wciąż tkwiąc w zamyśleniu. Na ten
widok coś aż ścisnęło Macieja w okolicach serca, nienawidził
oglądać matki smutnej. Zdecydowanie wolał ją uśmiechniętą i
pełną pozytywnej energii, podejrzewał jednak, że w sytuacji, w
jakiej znajdowała się teraz Daria, Agata jako mama nie mogła być
zadowolona. Gdzieś głęboko w środku odczuwał ogromny strach,
obawiał się, że to wszystko w pewnym momencie przerośnie mamę. W
końcu nie była już najmłodsza, a jej problemy z nadciśnieniem
stawały się coraz bardziej niepokojące.
–
Lubiłam Łukasza – odezwała się w pewnym momencie Agata, gdy już
zebrała w sobie siły, żeby podjąć rozmowę, dla której
odwiedziła syna. – To naprawdę porządny mężczyzna. Zawsze jako
dzieci trzymaliście się ze sobą, dbał o ciebie... o Darię też,
ale myślę, że ciebie traktował jak brata – dodała, podnosząc
spojrzenie na Macieja. Wymusił tylko lekki uśmiech i kiwnięcie
głowią, nie chcąc wyjaśniać mamie, że wcale nie byli dla siebie
braćmi. Ich relacja odchodziła naprawdę daleko od relacji
rodzinnych. – Mieliście taki dobry kontakt, powiedz mi, kochanie,
co się zepsuło?
Milczał
chwilę. Na jego policzku uwypukliły się mięśnie żwaczy, kiedy
zacisnął mocno zęby. Jego stopa na moment zamarła w bezruchu na
ciepłym ciele psa.
– Tak
się po prostu dzieje – odpowiedział. – Pokłóciliśmy się. O
głupotę, nic takiego – zbył ją, uznając, że najlepiej nie
wchodzić w szczegóły, niż wymyślać jakieś nowe bajki.
Agata
westchnęła ciężko. Wyglądała naprawdę krucho. Zawsze była
drobna, a teraz Maciej miał wrażenie, że wystarczyłby lekki
powiew wiatru, żeby ją przewrócić.
– To
straszne, przez co Daria teraz przechodzi. – Jej błękitne,
zachodzące starczą mgiełką oczy zaszkliły się niebezpiecznie. –
Tak bardzo mnie to boli. – Głos Agaty zaczynał coraz bardziej
drżeć. Maciej poczuł, jak coś staje mu w gardle; coś ogromnego i
trudnego do przełknięcia. Nie myśląc wiele, podniósł się z
miejsca i podszedł do matki, żeby ją objąć. – Jesteście moimi
dziećmi. Jesteście dla mnie najważniejsi – mówiła już przez
łzy, przytulając się z całych sił do syna. – Każda wasza
krzywda jest dla mnie tragedią. Jak tylko dowiedziałam się, że
jestem z wami w ciąży, wiedziałam już, że mogę oddać za was
życie... – Maciej nic nie powiedział. Gładził ją tylko po
plecach, a gdy się uspokoiła, przysunął sobie obok niej krzesło
i złapał żylastą, naznaczoną starością dłoń matki.
–
Zostań dzisiaj na noc – powiedział, nie chcąc jej zostawiać w
takim stanie. – Prześpię się na kanapie. A rano zrobisz mi
śniadanie do pracy, same plusy – zażartował, próbując
skierować myśli mamy na przyjemniejsze tory.
– I
obiad – powiedziała. – Jestem przekonana, że jesz fatalne
obiady – dodała z tą swoją niezachwianą pewnością.
– Nie
mam nic na swoją obronę. – Maciej wzruszył bezradnie ramionami,
a kiedy dostrzegł cień uśmiechu na jej twarzy, odetchnął.
–
Daria chce zabrać mu prawa rodzicielskie. – Rozpogodzenie się
Agaty było jednak tylko przelotne. Zaraz na jej twarz powrócił
wyraz zmartwienia i bezradności; nie miała pojęcia, jak mogłaby
pomóc swojej córce. Pomimo chwilowej nienawiści do Łukasza, nie
potrafiła też tak po prostu go znienawidzić.
Maciej
aż uniósł brwi, patrząc na mamę z niedowierzaniem.
–
Całkowicie? Przecież on chce jej wszystko zostawić – powiedział,
czując, jak zaczyna się denerwować. – Zostawia jej dom, jest
zdecydowany płacić na dzieci wysokie alimenty, chce ciągle być
dla nich ojcem – dodał. Tak mu przecież powiedział Łukasz i
wcale nie czuł podstaw co do tego, żeby mu nie wierzyć. Wbrew
pozorom, musiał przyznać Łukaszowi, był naprawdę dobrym ojcem.
Na samą
myśl, że Daria chciała odebrać mu dzieci, poczuł rozpalający
się w nim gniew.
– Tak
powiedziała. Już złożyli papiery rozwodowe.
–
Zgodził się na rozwód z orzeczeniem o winę? – zapytał jeszcze
Maciej.
–
Zgodził się – odpowiedziała Agata, kiwając głową.
– I
ona chce się posunąć dalej i zabrać mu dzieci? – Prawie
zgrzytnął zębami.
– Tak
mi powiedziała – powtórzyła.
– Co
za suka! – wrzasnął, wstając nagle z krzesła i przestając nad
sobą panować. – On je kocha! Sama dobrze wiesz, jakim jest ojcem!
Oddałby dla nich wiele!
–
Maciej...
–
Jesteś matką, powinnaś wiedzieć, co czuje rodzic do dziecka! –
Posłał jej rozpalone złością spojrzenie, ale szybko zrozumiał,
że przesadził. Nie powinien rozmawiać o tym z mamą, ona przecież
i tak za bardzo się teraz denerwowała. No i nie powinien krzyczeć.
– Przepraszam – mruknął, momentalnie pokorniejąc, ale tylko
zewnętrznie. Wewnątrz niego aż wrzało, miał ochotę dorwać
Darię i po raz pierwszy od naprawdę dawna powiedzieć jej dosadnie
kilka rzeczy. – Myślę, że nie powinnaś się w to mieszać –
powiedział znacznie spokojniejszym tonem. – Zadbaj o siebie,
schudłaś – wytknął jej. Agata uśmiechnęła się tylko lekko i
zaraz wstała, żeby zajrzeć do lodówki syna. Jej ruchy były już
dość nieporadne, gdy podnosiła się z krzesła, robiła to o wiele
wolniej niż jeszcze chociażby rok temu. Jego uwadze nie umknął
też grymas i odruchowe sięgnięcie dłonią do lędźwi, kiedy się
prostowała. Starość trawiła ją coraz szybciej.
–
Może zjemy na obiad żeberka? – zapytała. – Trzeba byłoby
kupić kilka rzeczy, ale syty i zdrowy obiad to podstawa.
–
Zaraz i tak będę musiał wyjść z psem, powiedz mi tylko, co mam
kupić – odparł, zaciskając dłoń na uchwycie filiżanki,
myślami będąc daleko od swojego mieszkania.
Nie
rozumiał, dlaczego ta sprawa tak go dotknęła. Wiedział jednak, że
musi coś zrobić. Wiele Łukaszowi zarzucał, wciąż chował do
niego urazę, ale zabranie mu dzieci wydawało się okrutne. I to
dlaczego? Bo był gejem? Bo kiedyś bał się do tego przyznać i
wylądował w związku z kobietą?
Prychnął,
znów się denerwując. Łukasz zawinił. Jasne, że zawinił, ale
najbardziej winny był tu jego ojciec i wszyscy otaczający go
ludzie, dla których homoseksualizm to występek przeciw naturze.
Kurwa
mać.
***
Lubił
poranne spacery. To świeże, jeszcze nie upalne, ale tylko
przyjemnie ciepłe letnie powietrze, ciszę, puste chodniki i ulice.
Szybko przekonał się, ile plusów miało takie posiadanie psa,
przecież normalnie nigdy nie wychodził tylko po to, żeby zrobić
rundę dookoła bloku. Często sam też ten dystans przedłużał,
brał psa, kierował się do parku, jaki znajdował się nieopodal, a
czasem i jeszcze dalej – do lasu. Pies nie narzekał, zawsze na
takich wyjściach był niemożliwie grzeczny. Zdarzały się tylko
chwile, kiedy za bardzo zainteresował się innym psem albo puścił
biegiem za przejeżdżającym rowerem. W takich momentach wystarczyło
tylko krzyknięcie ze strony Macieja, a pies szybko się reflektował.
To był
bardzo mądry pies. Możliwe, że czuł wdzięczność do Macieja za
przygarnięcie, albo po prostu ktoś go kiedyś ułożył. Wyszyński
jednak zdążył zauważyć, że panicznie bał się starszych
mężczyzn. Czasem też gdy Maciej szybko wykonał jakiś ruch, pies
kulił się jakby w oczekiwaniu na cios.
To nie
były przyjemne widoki. Pies z pewnością nosił ze sobą bagaż
wspomnień, a Maciej i tak już nigdy nie dowie się o jego
poprzednim życiu.
Może
więc przydałoby się imię dla psa? W końcu teraz dostał drugą
szansę.
Przysiadł
na ławce. Pies zażarcie obwąchiwał drzewo, żeby zaraz podnieść
nogę i obsikać pień, a później znów powąchać. Maciej pokręcił
tylko głową. Park świecił dzisiaj pustkami, otaczała go
przyjemna cisza bez wrzasków dzieci, które zazwyczaj bawiły się
na placu zabaw kilkanaście metrów dalej. Wszyscy prawdopodobnie
właśnie okupowali kościelne ławki, żeby po mszy pojechać do
centrum handlowego i okupować tamtejsze stoliki przy punktach z
jedzeniem.
Rozsiadł
się bardziej, wystawiając twarz do promieni słonecznych. Na moment
odciął się od wszystkiego, nie myślał o niczym. Ale trwało to
niestety tylko chwilę, Maciej nie potrafił skutecznie blokować
natłoku myśli.
Otworzył
oczy i wpatrzył się w psa.
Daria.
Łukasz. Ich dzieci... Próbował sobie wmówić, że to przecież
nie jego problem, jednak szybko z tego zrezygnował. Za bardzo go ta
sprawa irytowała, żeby tak po prostu mógł ją zignorować.
Po
kilku chwilach intensywnego namysłu doszedł do wniosku, że musi
porozmawiać z Darią. Może i nie byli zgranym rodzeństwem, ale coś
mu podpowiadało, że jeżeli ktokolwiek miałby przemówić jej do
rozumu, to tylko on. Mama nie potrafiła obrać obiektywnego
stanowiska; co by Daria nie zrobiła, Agata zawsze będzie stała za
nią. I wcale nie miał jej tu tego za złe, przecież mowa tu o jej
córce.
W
następnych myślach stwierdził, że zanim porozmawia z Darią, musi
porozmawiać z Łukaszem. Dowiedzieć się szczegółów i może...
trochę go pocieszyć?
I tak
oto sam wkopał się w konflikt, który przecież nawet go nie
dotyczył. Maciej jednak czasem posiadał coś takiego jak moralność
i sumienie. Nie był aż takim chamem, jakim chciałby być.
Sięgnął
po telefon. Nie znał numeru Łukasza, chyba nawet go nie zapisał.
Miał jednak dość dobrą pamięć do liczb i kojarzył trzy
pierwsze. Wszedł więc w połączenia, przypominając sobie, że
Łukasz kiedyś do niego dzwonił. Przewinął szybko listę, ale nie
znalazł żadnego ciągu cyfr, które byłyby podobne do numeru
Łukasza.
Zmarszczył
brwi z zastanowieniem. Otworzył skrzynkę wiadomości. Przecież
wymienili kilka ze sobą.
Przeszukiwał
SMS-y chyba ze trzy razy, ale niczego nie znalazł. A doskonale
pamiętał, że specjalnie je zostawił, aby mieć kontakt do
Łukasza. Nawet jeśli wzbraniał się wtedy rękami i nogami, bo
przecież Łukasz nie był mu już w niczym potrzebny, to i tak nie
potrafił wyczyścić skrzynki. Wiadomości jednak jak nie było, tak
nie było, nawet jeśli on wiedział, że nic z nimi nie zrobił. Co
więc się stało? Zmarszczył brwi z zastanowieniem, analizując
wszystkie możliwe scenariusze. I wtedy jakby go olśniło.
Filip.
Bo
dlaczego i nie? Dzieciak cały wczorajszy dzień przesiedział u
niego w mieszkaniu, mogła zdarzyć się chwila, w której dorwałby
komórkę Macieja. Nawet jeśli jej nie ukradł, to przecież bardzo
możliwe, że coś w niej namieszał.
Wiedział,
cholera, że temu dzieciakowi nie można było ufać. Ale Maciej
chyba lubił zabawy z ogniem. Szkoda tylko, że tak łatwo jest się
nim sparzyć.
Mimo że
sytuacja wcale go nie bawiła, bo Wyszyński naprawdę cenił sobie
prywatność, a zaglądanie w wiadomości to z pewnością wielkie
jej naruszenie, uśmiechnął się pod nosem.
Filip
zazdrosny o Łukasza. Całkiem... urocze?
***
Wszedł
do mieszkania, w jednej ręce trzymając uchwyt psiej smyczy, a w
drugiej pełen wór zakupów, jakie zleciła mu mama. Kiedy wręczyła
mu listę produktów, stwierdził, że to nic takiego. Da radę wyjść
z kundlem i zahaczyć po drodze o sklep mięsny, warzywny i
spożywczy. Szybko jednak zrozumiał, że to wcale nie taki dobry
pomysł. Pies może i na spacerach był grzeczny, czasem tylko trochę
ciągnął, ale dla Macieja nie stanowiło to zbyt dużego problemu.
Ot, wystarczyło szarpnąć smyczą w swoją stronę; pchlarz w końcu
nie był ani duży, ani masywny, żeby Maciej miał problemy z
poskromieniem go. Sytuacja skomplikowała się jednak, kiedy musiał
dotaszczyć do domu kilka ciężkich worków. W tym momencie
ciągnięcie psa nie było czymś łatwym do opanowania.
No ale
dotarł. Nie zdążył jednak porządnie odetchnąć ani nawet
postawić zakupów na podłodze, kiedy jego tętno znów
przyspieszyło, tym razem już jednak nie przez wysiłek. Z łazienki
wyszła mama, trzymając w dłoniach koszulkę i spodnie Filipa.
Cholera
jasna, zapomniał o opróżnieniu pralki. Zapomniał też o tym, że
puścił Wilczyńskiego w swoich ubraniach i że postanowił wywiesić
pranie zaraz po tym, jak Filip wyszedł z jego mieszkania.
Jego
twarz, mimo że jeszcze chwilę temu była zaczerwieniona od targania
zakupów i mocowania się z psem, momentalnie pobladła.
–
Kogo to? – zapytała, a Maciej na kilka sekund stracił możliwość
logicznego myślenia. Mama przecież nie była głupia, mogła się
wszystkiego domyślić. W końcu jej trzydziestodwuletni syn nie miał
dziewczyny, nawet o nich za bardzo nie wspominał, a teraz w jego
pralce znajdowała ubrania z pewnością nienależące do Macieja, bo
zbyt małe. Przecież odpowiedź nasuwała się sama!
W jego
głowie jak na zawołanie ułożyła się cała wiązanka przekleństw
skierowana do Filipa. Bo gdyby dzieciak się nie spił, a on nie
poczuł się troskliwym tatuśkiem, nie musiałby teraz myśleć, jak
wybrnąć z nieciekawej sytuacji.
–
Zapomniałem. – Machnął ręką w zbywającym geście. Spróbował
opanować swoje nerwy i wyglądać na jak najbardziej opanowanego. –
Organizowałem ostatnio u siebie imprezę, kilka osób zostało na
noc. Wiesz, jak to jest, jak się popije – odparł, dochodząc do
wniosku, że woli, aby mama oburzyła się na pijackie libacje, niż
żeby domyśliła się prawdy.
Wiedział,
że teraz ta prawda mogłaby ją zabić. I to niestety w znaczeniu
dosłownym; miała zbyt wiele problemów, nie mogła dodatkowo
stresować się wyznaniami od Macieja. Nie wyskoczyłby przecież z
„mamo, jestem gejem!”. Na samą myśl o tym robiło mu się
niedobrze. Podejrzewał nawet, że Agata nigdy nie usłyszy takiego
wyznania z jego ust. Czuł przed tym ogromny opór podsycany strachem
przed pogorszeniem zdrowia mamy, inne myśli spychał na samo dno
swojego umysłu.
Prawda
jednak była taka, że było mu wstyd. Z jednej strony prowadził
życie wyzwolonego geja, a z drugiej wciąż krył się w szafie. Tak
krytykował Łukasza za swoje tchórzostwo, a sam przecież był nie
mniejszym tchórzem.
–
Nawet mi takich rzeczy nie mów! – obruszyła się zgodnie z jego
podejrzewaniem. Aż uśmiechnął się pod nosem, co zaraz zamaskował
poprzez pochylenie się do psa i odpięcie jego smyczy. – Takie
libacje są okropne! Myślę, że powinieneś w końcu dorosnąć. –
Tutaj akurat chyba miała rację.
***
Dzień
minął mu całkiem przyjemnie. Gdyby tylko nie musiał chodzić za
mamą i powtarzać jej „nie musisz sprzątać, jest przecież
czysto”, byłoby znacznie przyjemniej. Miał w mieszkaniu porządek,
zawsze o to dbał. Kiedy więc widział mamę krążącą od
pomieszczenia do pomieszczenia ze szmatą, robiło mu się wstyd.
–
Jest czysto – odpowiadała mu. – Ale widzisz, futrynę pominąłeś.
Gdyby mieszkała tu kobieta, z pewnością by tego dopilnowała.
W końcu
dał sobie spokój. Prośby nic nie dawały, kiedy jego mama się
upierała i kiedy włączał się u niej tryb roboczy. W jej
mniemaniu obowiązkiem matki było gotowanie, sprzątanie oraz,
oczywiście, absolutnie zero odpoczynku.
Chociaż
możliwe, że wynajdywała sobie po prostu zajęcia, aby nie myśleć.
Coś w końcu musiała robić, kiedy jej syn zasiadał do pracy.
Telewizji prawie nie oglądała, za wyjątkiem tylko kilku seriali
(nowy odcinek „Wspaniałego Stulecia” czeka ją przecież dopiero
jutro), szukała więc czegoś dla zabicia myśli.
Nagotowała
Maciejowi obiadu na chyba cały przyszły tydzień, uprała wszystkie
jego ubrania (a ubranie Filipa wywiesiła na balkonie), a gdy
skończyła, był już wieczór. Usiadła więc przy synu, czując
przyjemne zmęczenie. Wiedziała, że zaśnie szybko i bez
niepotrzebnego rozmyślania.
– Nie
dziwię się, że masz problemy z plecami, skoro ciągle latasz –
powiedział Maciej, zamykając laptopa.
– W
domu odpoczywam.
–
Wątpię. – Przewrócił oczami. – Zawsze sobie coś znajdziesz.
Mamo, naprawdę powinnaś trochę o siebie zadbać – dodał z
naganą. Wiedział jednak, że jego matka nic sobie z tego nie zrobi,
jak zawsze zresztą. Przecież wiedziała lepiej, tę irytującą
cechę odziedziczyła chyba po ojcu w momencie jego śmierci.
–
Czuję się doskonale – odpowiedziała zaraz, a Maciej wiedział,
że nie ma co tego dalej ciągnąć.
–
Obejrzymy jakiś film? – zapytał, pamiętając, że jako dziecko
zawsze siadał z mamą na kanapie w niedzielne wieczory i wyszukiwali
razem czegoś ciekawego do obejrzenia. Mieli podobny gust filmowy;
uwielbiali horrory, filmy fantasy i sci-fi. Daria zawsze wolała
komedie i romanse, za czym on i mama nie przepadali, oglądali więc
we dwójkę, bo tata wynajdywał sobie jakieś ciekawsze zajęcia.
Ale to Maciejowi nie przeszkadzało, lubił towarzystwo Agaty, nigdy
już nie pozbędzie się z siebie tego maminsynka, który to od czasu
do czasu chciał przytulić się do mamy i po prostu spędzić z nią
czas.
Chociaż
może coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że za chwilę może mu
tego zabraknąć.
–
Wybierz coś, ja pójdę zrobić nam herbatę.
– Weź
ciastka – dodał jeszcze Maciej.
– Na
wieczór? – oburzyła się. Jej syn w odpowiedzi tylko się
zaśmiał, doskonale przewidując tę odpowiedź. W ramach ciastek
dostał pokrojoną w talarki marchewkę, która sprawiła, że poczuł
się jak kilkuletni Maciej z próchnicą i ogromną chęcią na
pochłanianie cukru. Mama zawsze mu go dozowała.
Oglądali
film, komentując od czasu do czasu rozwiązania fabularne czy też
grę aktorską (mimo że raczej nie bardzo się na tym znali, to
przecież nic nie stało na przeszkodzie, by krytykować) i chyba
oboje mieli wrażenie, że cofnęli się w czasie. Macieja zawsze
irytowały osoby odzywające się podczas seansu, ale wyjątkiem
zawsze była mama. Ona zyskała przywilej mówienia w każdej chwili,
nawet w tej najmocniej trzymającej w napięciu. Mad Max właśnie
dobiegał końca, oglądali go już któryś raz, ale jakoś nigdy im
się nie nudził i za każdym razem potrafili wyłapać coś, nad
czym wcześniej się nie zastanawiali.
Był
przekonany, że ten dzień zakończy się w miarę spokojnie. Jeszcze
nie wiedział, co zrobić z Filipem i przeszukiwaniem jego telefonu,
ale musiał mu dać jakąś nauczkę. To akurat naprawdę go
zirytowało, żaden dzieciak (nawet cholernie seksowny, pyskaty i
momentami całkiem uroczy) nie miał prawa szperać mu w komórce.
Zapomniał
chyba, że ten sam dzieciak jeszcze niedawno nie tyle co szperał mu
w komórce, a po prostu ją ukradł. Przeglądanie wiadomości
zamiast przywłaszczania sobie cudzego mienia to chyba jakiś krok do
przodu. Chcąc czy nie, uśmiechnął się do swoich myśli. Powinien
być chyba bardziej zły, zganił się zaraz, a na jego twarz
powrócił zwyczajowy wyraz.
W
pewnym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Wzrok Macieja
momentalnie powędrował w stronę zegarka. Kilkanaście minut po
dwudziestej trzeciej.
–
Spodziewasz się kogoś? – zapytała mama, a Maciej od razu
wychylił się po pilota i zastopował film.
–
Raczej nie – odparł ze zmarszczonymi brwiami.
Tym
razem mieszkanie wypełniły odgłosy pukania do drzwi.
–
Ktoś jest zdesperowany – skomentowała Agata i sięgnęła po
swoją już prawie dopitą herbatę. – Idź otwórz i zobacz, kto
to taki.
Maciej
jeszcze się na nią obejrzał, po czym wyszedł do przedpokoju, tym
razem sam. Pies leżał przy jego mamie; trzeba było przyznać, że
trochę go przez miniony dzień rozpieściła. Jak nic przytyje od
tej całej masy jedzenia, która niby przypadkiem Agacie spadła na
podłogę. Maciej był zdziwiony, że żołądek psa potrafił to
wszystko przyjąć i że kundel jeszcze niczym nie popuścił na jego
drogie szwedzkie panele.
Agacie
więc udało się przekupić psa, a Maciej szybko doszedł do
wniosku, że to mały, wstrętny sprzedawczyk. Zamachasz takiemu
kiełbasą przed nosem i już jest twój.
Sięgnął
do klucza w drzwiach, jeszcze oglądając się na salon, i
przekręcając go w zamku. Uśmiechnął się pod nosem, widząc
wystający zza kanapy sam biszkoptowy tyłek psa i jego chudy ogon,
jak zwykle pozostający w ruchu i oddający uwielbienie Agacie, która
chyba właśnie zrzucała na podłogę kawałki marchewki.
– Jak
się posra, to ja tego nie sprzątam! – krzyknął jeszcze do mamy,
żeby było jasne, aż wreszcie otworzył drzwi. Na jego twarz na
moment wpłynął głupi wyraz, kiedy omiatał wzrokiem postać. Z
salonu dotarła jeszcze do niego odpowiedź mamy: „to tylko
marchew”, ale całkowicie minęła mu ona koło uszu.
–
Filip? – zapytał, patrząc na zgarbionego, roztrzęsionego
chłopaka z zabrudzoną czymś koszulką.
Zdecydowanie
nie wyglądał jak Filip, którego znał. Nie patrzył na niego w ten
swój złośliwy sposób. Nawet kiedy wymiotował, całkowicie
pijany, wydawał się jakiś inny. Ten Filip, który teraz przed nim
stał, bał się.
Macieja
momentalnie ogarnęło nieznane uczucie. Poczuł mocny uścisk na
piersi utrudniający mu oddychanie. Szybko przekroczył próg,
zamknął za sobą drzwi i nie myśląc wiele, po prostu przyciągnął
chłopaka do siebie. Filip objął go od razu jak dziecko, wciskając
swoją twarz w jego pierś.
– Co
się stało? – zapytał, czując jak Wilczyński drży. Trącił
lekką wonią alkoholu i zdecydowanie mocniejszym, słodko-gorzki
zapachem trawki. Maciej momentalnie go od siebie odciągnął, żeby
popatrzeć w jego czerwone, nietrzeźwe oczy, a następnie na
brunatną plamę na jego białej koszulce. – Boże drogi, to krew?
– Serce zaczęło mu bić szybko, zupełnie jakby to jemu samemu
coś się stało, a nie temu gówniarzowi, który grzebał w jego
telefonie. W tamtej chwili jednak w ogóle o tym nie pamiętał. O
swojej chęci dania mu za to nauczki również.
– Nie
moja – powiedział Filip ochrypłym głosem. – M-mogę zostać u
ciebie? – zapytał, a jego dolna szczęka drgała niekontrolowanie.
Maciej naprawdę nigdy go jeszcze takim nie widział i nawet nie
chciał widzieć. Bo do Filipa nie pasował strach. Pomimo swojej
chuderlawości zawsze nadrabiał gębą, ale teraz po prostu wydawał
się Maciejowi żałośnie kruchy.
Nim
jednak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, drzwi za nim otworzyły
się. Obejrzał się tylko na mamę, wciąż trzymając Filipa blisko
siebie.
–
Maciej... – urwała, patrząc zszokowana na nieznajomego chłopaka.
– Kto to? – zapytała, a Maciej na kilka chwil zamarł, porażony
absurdalnością i nierealnością sytuacji. Filip i jego mama pod
jednym dachem... czy to aby nie trochę za dużo?
O moj boze! Prosze kochana dodaj szybko kolejny rozdzial, bo chyba umre z ciekawosci! Zobowiazuje sie komentowac, co rozdzial. Nawet krociotko. Ale zawsze jakos.
OdpowiedzUsuńJest cos takiego w twoich opowiadaniach, ze latwo sie w nie wczuwam i strasznie wszystko przezywam razem z bohaterami. To cudowne.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAbsolutna magia. Nie pisałam już długo. Biję się w pierś. Dziś jednak postaram się trochę zreflektować. Rozdział był po prostu fenomenalny. Dość.. statyczny, ale z wielkim zakończeniem. Zwyczajnie przyjemnie czyta się opisy uczuć Macieja. To coś nowego i orzeźwiającego. We wszystkich Twoich opowiadaniach, które czytałam (a sporo tego było) narracja poprowadzona była trochę inaczej. W większości życie głównej postaci zdeterminowane było przez problemy ekonomiczne. Teraz zaś człowiek może od tego trochę odpocząć. Maciej ma trochę inne kłopoty. I chwała mu za to, monotonność umie zabić ciekawy pomysł. Weny, weny. Basia.
OdpowiedzUsuńTo miłe przeczytać, że nie zamykam się wciąż w tych samych schematach (bo właściwie tego boję się najbardziej). Każdy autor, gdy zaczyna pisać coraz więcej i więcej napotyka ten problem. Ja też niestety mam pewne schematy, które czasem udaje mi się zwalczyć a czasem nie.
UsuńDziękuję za komentarz i miłe słowa. :)
Super może w końcu wyjdzie szydło z worka:-)
OdpowiedzUsuńNo kończenie rozdziałów w takich momentach jest złe, po prostu złe! Cholernie mnie ciekawi czyja to krew skoro nie Filipa i jaką Maciuś wciśnie bajeczkę mamie tym razem, no bo przecież sie nie przyzna ;) Co do Darii... No suka no, ale z drugiej strony została zraniona, a zraniona kobieta to demon :D trochę ją rozumiem całe życie była oszukiwana przez najbliższą osobę to musiało ją zaboleć, oczywiscie teraz to ona rani jego ale w sumie czy nie na tym polegają rozstania? Myślę że Daria potrzebuje trochę czasu jak ochłonie to może zmieni zdanie, albo i nie i Dream zgotuje nam prawdziwego demona w spódnicy :p
OdpowiedzUsuńPostaram się napisać i wstawić rozdział szybciej! :)
UsuńAle mnie teraz zaciekawilas:) już się nie mogę doczekać następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńA jednak bym chciał żeby to Łukasz i Maciej zostali ze sobą, żeby matka połączyła fakty i nie zabiła syna miłości do Łukasza w zarodku, a Filip został przyjacielem tej pary dojrzałych gejów. Filip po prostu jest za młody dla Macieja, kolejna patologia. To nie miłość , to sponsor i rozwiązanie problemów młodego . Sam przerabiałem to...
OdpowiedzUsuńMam już zaplanowane to opowiadanie do samego końca i nie zamierzam niczego w swoich planach zmieniać, ale muszę Ci niestety przyznać rację, bo większość takich związków to faktycznie patologia. Oczekiwania dorosłego faceta często rozmijają się z oczekiwaniami chłopaka dopiero wchodzącego w dorosłość.
UsuńZ drugiej strony Maciej momentami sam jest niedojrzały, a Łukasz aż zanadto (ich doświadczenia życiowe naprawdę się ze sobą rozmijają). Nic więcej jednak nie napiszę, za dużo zdradzę, ale mam nadzieję, że zakończeniem nikogo nie rozczaruję! :)
Chyba nie będziesz mi miała za złe, że samozatrudniłam się na betę? :)
OdpowiedzUsuńJak mógł z taką apatycznością patrzeć jej prosto w oczy po tym wszystkim co zrobił? -> przecinek przed "co zrobił"
Nie wiedział co robić, więc zadziałał automatycznie. -> przecinek przed "co zrobić"
[...] nienawidzi swoją żonę -> swojej żony
Chciał żeby dalej nią była, ale miał już dość okłamywania siebie i jej. -> przecinek przed "żeby"
– Szkoda tylko... – westchnął ciężko, wiedział, co zraz nastąpi -> "Westchnął" z dużej, kropka na końcu i potem z dużej litery.
– Mam psa, nie marnuje się – rzucił pierwsze co przyszło mu na myśl.-> przecinek przed "co"
– To straszne przez co Daria teraz przechodzi – jej błękitne, zachodzące starczą mgiełką oczy zaszkliły się niebezpiecznie.-> "Jej" z dużej litery, kropka po "przechodzi", przecinek przed "przez"
– Zaraz i tak będę musiał wyjść z psem, powiedz mi tylko co mam kupić -> przecinek przed "co"
Jeszcze nie wiedział co zrobić z Filipem -> przecinek przed "co"
Łukasz to taki niecharakterny flegmatyk i popychadło, że to aż nierealne... Ale właśnie przez to wylądował w małżeństwie z trójką dzieci. W sumie to nie pojmuję, dlaczego ich tyle narobił. Jedno by wystarczyło, żeby nie budzić podejrzeń. Jakoś mi go nie żal, wszystko zawdzięcza samemu sobie.
Maciej prowadzi dwa życia - swoje i na pokaz dla matki. I tak sobie żyją w harmonii utrzymywanej przez kłamstwa. Jestem ciekawa, jaką bajeczkę teraz wymyśli, bo raczej nie powie matce prawdy o Filipie. A może znajdzie się w jakieś podbramkowej sytuacji? To by było ciekawe. I czyja ta krew? Mam nadzieję, że Błażeja.
Weny!
Hej, oczywiście, że nie będę zła. ;D Rozdział jest całkowicie surowy, Ekucbbw. nie miała czasu, żeby na niego zerknąć, więc postanowiłam wrzucić go bez sprawdzania. A ja naprawdę nigdy nie widzę błędów w swoich tekstach, zawsze ciężko mi cokolwiek wyłapać...
UsuńNaprawdę? I mamuśka dowie się prawdy? Maciek miej jaja i powiedz prawdę. Proszę szybko kolejny rozdzialik.
OdpowiedzUsuńPozdro.
Perfekcyjny tytuł rozdziału. Nie za bardzo lubiłem dwie postacie (Macieja i Łukasza). W miarę czytania opowiadania zapominałem dlaczego, dzięki za przypomnienie w tym rozdziale. Maciej zjednuje sukcesywnie moją sympatię, znajduję usprawiedliwienie jego zachowań. Dla Łukasza nie ma wybacz, facio dla świętego spokoju położył lagę na Macieju, po tym jeszcze unieszczęśliwił Darię i dzieci, a później, gdy dopadły go hormony wieku średniego, wywija kolejną woltę, próbując wrócić do starych układów. Mógłbym próbować usprawiedliwiać Łukasza tylko w jednym przypadku, gdyby swoje pedalstwo "odkrył" w trakcie małżeństwa - takie rzeczy się zdarzają, ale on ożenił się ze strachu przed otoczeniem (tatusiem) będąc świadomym swoich preferencji seksualnych. Brrr nie trawię takich ludzi!
OdpowiedzUsuńPerfekcyjnie ich obu opisałaś:
"Podejrzewał nawet, że Agata nigdy nie usłyszy takiego wyznania z jego ust. Czuł przed tym ogromny opór, którego motywował strachem przed pogorszeniem zdrowia mamy, inne myśli spychał na samo dno swojego umysłu.
Prawda była jednak inna – po prostu czuł wstyd. Z jednej strony prowadził życie wyzwolonego geja, a z drugiej wciąż krył się w szafie. Tak krytykował Łukasza za swoje tchórzostwo, sam przy tym będąc nie mniejszym tchórzem."
Podoba mi się jak postępuje filipizacja Macieja. Na początku tylko obiekt do pz (przerżnij - zapomnij), teraz myśli o nim zupełnie inaczej, a uzależnienie postępuje.
Żal tylko Agaty, musi trawić wszystko. Podejrzewam, że ona zna prawdę o Macieju i podejrzewa, co wiązało go z Łukaszem.
Nie do wybaczenia jest kończenie odcinka w takim momencie, zwłaszcza po wcześniejszej zapowiedzi, że kolejny pojawi się nie wcześniej niż za tydzień. To pewnego rodzaju sadyzm na czytelniku, świadomie popełniany przez autorkę.
Pozdrawiam, w oczekiwaniu na ciąg dalszy opowiadania.
PS. Czy to prawda, że autorkę można spotkać w krakowskiej komunikacji miejskiej (wyczytałem coś takiego w komentarzu na jakimś blogu)???
Piotrze, naprawdę miło mi czytać, że Maciej z każdym rozdziałem coraz bardziej daje się lubić. Po Americanie czuję wyrzuty sumienia, przedstawiłam go jako niezłego gnojka, a gdzieś w głębi czułam, że Wyszyński jest zupełnie inny. ;)
UsuńCo do Twojego pytania, aktualnie jestem w mieście rodzinnym, ale jako że studiuję w Krakowie, to można mnie tam spotkać. :D
Chyba się powtórzę ale Maciej naprawdę robi postępy - dojrzewa w końcu. No ale tak to jest jak ma się problemy na głowie. Ciekawe czy jego mama połączy to za małe ubranie z Filipem? W ogóle tak zakończyłaś ten rozdział że znowu będę siedzieć jak na szpilkach w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Mam nadzieję że to Pacuła oberwał. Tylko dlaczego Filip jest taki wystraszony?
OdpowiedzUsuńDziękuję i dużo weny życzę 😀
Ci „tchórze”, to także odnośnie niekomentujących czytelników, prawda? :v
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam jakiś czas temu, na komórce. Teraz wróciłam, żeby napisać coś od siebie. Jestem świadoma, jak zaniedbuję autorów komentarzami, które - nawet jak są - to dość ubogie. A podobno, jak się w coś wkręcę, to paplam bez sensu i bez końca. A w „Gówniarza” wkręciłam się na pewno. Żyję od rozdziału do rozdziału i prawdopodobnie, gdyby nie to, że czytam też inne, ciągle aktualizowane opowiadania, rwałabym sobie chyba włosy z głowy z tej całej niecierpliwości.
Serduszko mi się kraje, kiedy patrzę na Łukasza. Co prawda, sam się biedny wkopał w to wszystko, ale daj mu trochę miłości, bo aż żal na to skrzywdzone stworzenie patrzeć. Niech ma staruszek coś od życia. I mam szczerą nadzieję, że to, co wykrzyczała Daria, nie stanie się prawdą i mimo wszystko ochłonie i pomyśli racjonalnie. Żal dziewczyny, bo żal, ale po co zbędna nienawiść i krzywdzenie bogu ducha winnych dzieci.;_;
I co, na koniec muszę Cię oficjalnie zjebać za zostawianie nas w takim momencie. Ale tylko trochę, bo ja z komentowaniem zawiniłam bardziej.
Niee, nie odnoszę się wcale do komentujących jeżeli chodzi o tytuł. :D Jest mi naprawdę bardzo miło za otrzymane komentarze (rozhulaliście się! ale nie mam zamiaru narzekać ;)), to naprawdę bardzo mnie motywuje. Dla przykładu, mam już pół kolejnego rozdziału Gówniarza. Kiedy widzę, że ktoś czyta, od razu nabieram ochoty na pisanie. Prawda jest niestety taka, że odkąd zaczęłam publikować na blogu, przestałam pisać dla siebie. Pisanie dla kogoś przynosi mi po prostu dużo więcej satysfakcji.
UsuńDziękuję za komentarz! <3
Łukasz... Cholera, jak czytałam o nim, to mi się tak smutno zrobiło :( Rozumiem, że Daria jest rozżalona i zła, ale żeby odbierać mu prawa rodzicielskie? To już jest cios poniżej pasa.
OdpowiedzUsuńReakcja Macieja na wyczyn Flipa z jego telefonem trochę mnie zaskoczyła. Ja na jego miejscu byłabym wściekła xD A on niby zły, ale trochę zadowolony, że Fifi zazdrosny o Łukasza... Kto by pomyślał :P
Gdyby nie ostatnia scena, to bym napisała, że bardzo spokojny rozdział. Jednak mama Macieja i Filip pod jednym dachem? I niby kim on jest dla Macieja, heh? Poza tym zastanawiam się, co się stało z młodym. Może zabił Błażeja? Pewnie nie, ale pomarzyć można xD
Życzę dużo weny i czekam na kolejną część.
A teraz tak poza tematem... Można się jakoś prywatnie z Tobą skontaktować? Co prawda pytałam na wywiaderze, ale Cię tam nie ma, więc postanowiłam spróbować raz jeszcze...
Na Wywiadera zaglądam dość rzadko, bo ludzie preferują zadawać pytania przez fb. 50216834 - mój numer gg. Jeżeli wolisz jakąś inną drogę kontaktu, daj znać :)
UsuńNależę do tej grupy osób, które nie posiadają gg, ani żadnego innego komunikatora xD Jakiś e-mail byłby ok ;>
UsuńRozumiem ;D. Odezwij się na dreamwinchester@yahoo.com
UsuńWow, dobry rozdział. Uwielbiam takie kłopotliwe konfrontacje, ciekawe jak z tego wybrną :P, spodziewałam się, że za drzwiami będzie stał Łukasz a tu milsza niespodzianka.
OdpowiedzUsuńDarię rozumiem, jak emocje opadną to pewnie odpuści, teraz jest wściekła i nie ma się jej co dziwić.
Weny i szybkości ;) WildmiND
Ten rozdział wywarł na mnie kilka takich nieoczekiwanych emocji.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze Łukasz - nie wczuwałam się bardzo w jego życie, ale ten krótki kawałek wystarczył. Świetne pokazanie całej tej sytuacji z jego strony. I strasznie a to strasznie zrobiło mi się przykro z jego powodu, przez to w jakiej znalazł się sytuacji.
Kolejny to mama Macieja i sam Filip - kurcze to dość skomplikowane. Wszystko jakby się nagle zbiegło i może różnie się potoczyć.
I zakończenie w momencie w którym ma się ochotę potrząsnąć laptopem i mówić "I co będzie dalej! I co dalej! :D"
Ach te pociągi potrafią być o czasie :D Powinniśmy napisać list do PKP z podziękowaniami, że wspierają Twoje pisanie :D bo my jesteśmy im wdzięczni :DDDD
A ja bezczelna ubiegam się właśnie o zwrot pieniędzy za tak długą podróż. :D
UsuńNici z ukrywania się przed mamą, albo kolejne genialne wytłumaczenie bystrzaka Macieja? Szperanie w cudzym telefonie jest u mnie w czołówce niewybaczalnych błędów, ale wiem, wiem Maciej wybaczy wszystko Filipowi. Ja tam jestem za Łukaszem, bezczelnie wtykam kij w mrowisko i mam nadzieję, że znajdzie kogoś godnego uwagi, skoro Maciej definitywnie woli nieobliczalnego gówniarza. Pozdrawiam wspaniałą autorkę :)))
OdpowiedzUsuńW życiu każdego są takie osoby, którym pozwala się zrobić ten jeden krok dalej. Maciej to niby facet z zasadami, a jednak Filip ma u niego taryfę ulgową. :)
UsuńDziękuję za komentarz i również pozdrawiam!
Osz kurwełe...tego sie jednak NIE spodziewalem :O Nie takiego plot twistu oczekiwalem ale to jest MEGA ! Dziewczyno Ty tkasz nic fabuly oparta na osnowie takich zmian i tak dobrych bohaterow a potem tworzysz wzor ze zdarzen i przypadkow - jestes genialna! Oby tak dalej! Zakochalem sie przez to w Twojej tworczosci :) Luana, Bartek silver, Obsesja oraz Ty to najlepsi pisarze internetowi jakich znam :3
OdpowiedzUsuń