Zazwyczaj Wam tego nie piszę, ale teraz muszę przyznać, jest mi naprawdę przykro, patrząc na liczbę wyświetleń i porównując ją z komentarzami. Wyświetlenia na blogu od jakiegoś czasu rosną, jest ich więcej niż było kiedykolwiek w historii bloga, ale to właściwie tyle. Jeżeli więc przeczytacie ten rozdział, zostawcie dla mnie chociażby krótką informację. Ostatnio naprawdę ciężko znaleźć mi motywację, a nic tak nie motywuje jak komentarz (obojętnie jaki, nawet krytyczny). Wesprzyjcie więc moją wenę i zostawcie po sobie ślad. ;)
Rozdział sprawdzała Ekucbbw.
Kundel jak kundel, każdy
zapaskudzi ci buty
Zaczęło się niewinnie. Ot, Filipowi
zakręciło się w głowie podczas tańca, a Maciej jak to na
honorowego rycerza przystało, użyczył mu swojego ramienia, ratując
księżniczkę przed upadkiem. Poruszali się jeszcze chwilę, by po
zmianie piosenki zejść z parkietu i znów ruszyć do baru.
Niestety, nie zdążyli nawet dobrze ustawić się w kolejce, kiedy
stojący przed nimi mężczyzna obrócił się, a Filip znów się
zachwiał. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że ów osobnik miał
w dłoni pełną szklankę piwa, które rozlało się na filipową
koszulkę.
Gdyby Maciej wiedział, jakie to wszystko
będzie mieć następstwa, z pewnością złapałby Filipa za rękę,
pociągnął w stronę wyjścia, wpakował do taksówki i zawiózł
do swojego mieszkania, żeby tam pod kołdrą zaliczyć z Wilczyńskim
kilka baz. Niestety jednak – nie wiedział. Nie miał też pojęcia,
że alkohol w Filipie wyzwalał agresję i że rozlane piwo tak go
zdenerwuje.
– Co ty, kurwa?! – wydarł się Wilczyński,
nawet nie patrząc, że przeciwnik był o głowę wyższy i prawie
dwa razy szerszy od niego.
– Sorry, stary – powiedział mężczyzna,
całe szczęście chyba jednak nie paląc się do bójek. – Nie
chciałem, ale trochę tobą zawiało – podjął próbę
tłumaczenia, ale Filip chyba nie miał ochoty na rozmowę.
Zacietrzewił się bardziej, Maciej miał wrażenie, że jeszcze
chwila, a z jego uszu buchnie para. Nic jednak nie zrobił, stał i
obserwował, nie mając pojęcia, czego może się spodziewać po
Wilczyńskim. I tu był jego błąd. Ogromny, poważny w skutkach
błąd.
– To uważaj, jak leziesz ze swoim piwem! –
wyskoczył, zupełnie jakby był gwiazdą MMA, a nie chudym, niskim
dziewiętnastolatkiem o całkiem uroczej (absolutnie niepasującej
do charakteru) twarzy. Maciej jednak wciąż nie interweniował.
– Ty na mnie wpadłeś! – sapnął
mężczyzna, marszcząc groźnie brwi.
– Bo, kurwa, nad piwem nie potrafisz
zapanować! – prychnął i pchnął zaczepnie nieszczęśnika. W
głowie Macieja zapaliła się nie tylko czerwona ostrzegawcza
lampka, ale zaczęła też wyć syrena alarmowa. Mimo to, dalej stał
i nic nie zrobił.
– Weź nie fikaj, okej? – Tym razem pchnął
Filipa, który, gdyby nie Maciej, z pewnością runąłby na podłogę
jak długi.
– Ej, dobra, spokój – wtrącił w końcu,
obawiając się, że jak tak dalej pójdzie, to Filip skończy z
przemodelowaną twarzą. Odciągnął Filipa od nieznajomego, czując,
że jeszcze chwila i staną się atrakcją całego Heaven.
– Ogarnij swojego chłoptasia, bo chyba
jakiegoś syfu w darkroomie się nabawił – prychnął mężczyzna,
na co Filip, nie wytrzymując, wyskoczył zza ramienia Macieja,
spoliczkował nieznajomego i zaraz wrócił na miejsce.
Maciej oniemiał. Przeciwnik nie bardzo. Maciej
poczuł mocne szarpnięcie.
– Żebyś sam syfu się nie nabawił! –
krzyknął jeszcze Filip zza pleców Macieja, przypominając w tym
momencie, nie przymierzając, małego, złośliwego psa, kąsającego
po kostkach i chowającego się pomiędzy nogami właściciela. Filip
rzeczywiście miał coś z kundla, tyle że nie był zbyt odważnym
kundlem o silnych szczękach. Raczej głośnym, upierdliwym i cwanym
ratlerkopodobnym stworem.
Niestety jednak, to na Macieju skupiła się
cała złość nieznajomego. Filip grzecznie ustawił się za jego
plecami, a w polu rażenia pozostał osamotniony Maciej. Nim jednak
wydarzyło się coś groźniejszego (w końcu Maciej za bardzo nie
wiedział, jak się bić, znajdował się na przegranej pozycji),
pomiędzy nich weszła ochrona. Ogromny, łysy facet targnął nim,
zagroził wyrzuceniem z klubu, a Wyszyński – choć zdecydowanie
powinien to zrobić Filip – przeprosił grzecznie, obiecał, że
już się coś takiego nie zdarzy i zaciągnął szczekającego
Wilczyńskiego na drugą stronę Heavenu.
– Jesteś nienormalny! – krzyknął na
Filipa, czując, jak emocje rozsadzają go od środka. Dopiero teraz
zaczynał rozumieć powagę sytuacji.
Filip w odpowiedzi zaśmiał się w ten swój
złośliwy sposób, przyciągnął Macieja do siebie, pocałował
mocno, a Maciej nawet nie wiedząc kiedy, zapomniał o całym
zdarzeniu.
Przeklęty, głupi ratlerek.
Znów wrócili do picia. Wyszyński nie
wiedział, że nie powinni – bo skąd? Nie miał pojęcia, jak
mocną głowę miał Filip, ani jak bardzo jest już pijany. Zdania
składał całkiem zgrabnie, ruchy miał już bardziej
nieskoordynowane, ale znowu nie poruszał się tak strasznie
nieudolnie, żeby Maciej się tym przejął.
No ale stało się – jeden drink, później
kolejny, będący już gwoździem do grobowej trumny.
– Niedobrze mi – powiedział Filip tuż po
odstawieniu dopitego (no bo jakżeby inaczej, alkohol miałby się
zmarnować?!) napoju. Maciej popatrzył na niego uważnie, jeszcze
nie przeczuwając nadchodzącego armagedonu.
– Ale że jak? – zapytał z
niezrozumieniem, bo nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że
mogłoby dzisiaj nie skończyć się na seksie.
Filip nagle przycisnął dłoń do ust i
wszystko stało się jasne – będzie rzygać. Kiedy jednak jego
ciało wzdrygnęło się w konwulsjach, stało się jeszcze bardziej
jasne – będzie rzygać zaraz. Maciej więc, od razu trzeźwiejąc,
złapał Filipa i korzystając z tego, że bliżej im było do
wyjścia z klubu, niż do toalet, niemal wypchnął dzieciaka z
Heaven. Nie miał pojęcia, jak mu się to udało, ale Wilczyński
zwymiotował od razu po przekroczeniu progu. Niby szczęście, niby
Maciej mógłby się cieszyć, że nie zrobił tego na parkiecie,
bryzgając na otaczających ich imprezowiczów, ale niestety: Filip
nie wycelował i trochę ucierpiały na tym nowe, skórzane buty
Wyszyńskiego za siedem stów. Oniemiały popatrzył na czubki swoich
niegdyś błyszczących, eleganckich pantofli i aż nie wiedział, co
robić. Bo z jednej strony wezbrała się w nim złość (chyba miał
to nawet na nogawkach spodni!), a z drugiej wystarczyło, że
popatrzył na drżącego w spazmach Filipa, by złość mu zaraz
przeszła. Wilczyński w ogóle nie przypominał tego samego
Wilczyńskiego, jeszcze jakieś pół godziny temu podskakującego
przy barze do nieznajomego osobnika. Był raczej drobnym, upitym,
bezbronnym Wilczyńskim, który przy odrobinie nieszczęścia mógłby
się zakrztusić własnymi wymiocinami.
I jak obrzydliwe by to nie było – albo, co
bardziej tu pasuje – jak niepodobne by to nie było do Macieja,
przytrzymał Filipa, a gdy ten już wszystko zwrócił, otarł mu
twarz, zadzwonił po taksówkę, usadził na murku i na samym końcu
zabrał się za wycieranie swoich butów.
Miał już przecież wprawę. Nie tak znowu
dawno temu wdepnął tym samym pantoflem w ogromną psią kupę.
Wymiociny znajdywały się na tym samym poziomie w piramidzie
obrzydlistw, chciałoby się więc powiedzieć, że nic nowego mu się
nie przytrafiło.
Maciej jednak mógłby wyciągnąć z tego
jeden, trochę zabawny wniosek: kundel jak kundel, każdy zapaskudzi
ci buty.
***
Maciej nie był osobą religijną, raczej się
nie modlił, do kościoła też było mu zawsze nie po drodze.
Siedząc jednak z Filipem w taksówce, składał całą litanię do
Matki Bożej, żeby tylko przypadkiem Wilczyński mu się nie
porzygał. Niemiły, gruby i oczywiście stary taksówkarz jak to się
działo, że wszyscy taksówkarze byli pod sześćdziesiątkę,
pomiędzy siedzeniem a kierownicą trzymali ogromny, wyhodowany na
biedronkowych czipsach i Coli Original bęben, a pod nosem dumnie
wdzięczył im się wąs? Maciej naprawdę liczył, że kiedyś uda
mu się natrafić na przystojnego taksówkarza, bo chyba nie miał do
tego szczęścia.) zanim zadał swoje standardowe pytanie „dokąd?”,
ostrzegł Wyszyńskiego, że jak Filipowi chociażby trochę się
uleje, to będzie płacić za dezynfekcję tapicerki. Maciejowi
jednak nie uśmiechało się wracanie autobusami, zresztą,
podejrzewał, że Filip w swoim aktualnym stanie mógłby tego nie
przetrwać. Podjął więc ryzyko, w rezultacie czego całą drogę
drżał na każde czknięcie, beknięcie czy jakikolwiek inny
żołądkowy odgłos ze strony Wilczyńskiego. Już nie chodziło
nawet o pieniądze, po prostu naprawdę lubił swoja marynarkę.
Cudem udało im się dojechać bez żadnych
sensacji. Te dopiero zaczęły się przed wejściem do
apartamentowca. Filip zgiął się w pół, zabrudzając trawnik, a
tleniona blondynka w różowych dresach, która wyszła na nocny
spacer ze swoim śnieżnobiałym maltańczykiem w różowej
spineczce, nie zapomniała nie skomentować. Maciej nic jej nie
odpowiedział, wyobraził sobie tylko, jak bierze swojego kundla,
przez przypadek błądzi z psem po piętrach w apartamentowcu, a
niestety psu zachciewa się siku i załatwia swoją potrzebę prosto
na drzwi tlenionej. Aż uśmiechnął się pod nosem, doskonale
wiedząc, że był jeszcze pijany i że gdyby nie miał do ogarnięcia
Filipa, to może urzeczywistniłby swoje fantazje.
Wepchnął na pół przytomnego chłopaka do
windy, przytrzymując go przy tym w pasie. Smród Filipa był
okropny, ale Maciej sam nie wiedział, czy mógłby konkurować z
zapachami, jakie czasem wydzielał jego pies.
– I po co ja to robię? – zapytał samego
siebie, kiedy winda pomknęła w górę. Popatrzył na bladą,
zamarłą w półśnie twarz Filipa. Cały czas trzymając dzieciaka
jedną ręką, wychylił się drugą i odgarnął mu mokre pasemko z
twarzy. Nie powiedziałby tego na głos, a już w ogóle nie
powtórzyłby tego po wytrzeźwieniu, ale przecież nie mógł
zostawić Filipa samego w takim stanie. Seksu na pewno nie będzie
(Maciej raczej nie przejawiał nekrofilskich zapędów), sam jednak
nie wiedział, czy po tylu szklankach whisky stanąłby na wysokości
zadania, więc jakieś plusy z tej patowej sytuacji dał radę
wyciągnąć.
Dotargał zwłoki Filipa do drzwi, które
zresztą cudem otworzył. Już w progu powitał go stęskniony za
wszystkie czasy pies, ale tym razem Maciej musiał go zignorować.
– Przyprowadziłem ci innego kundla do
towarzystwa – powiedział w przypływie czarnego humoru i
procentów. – Podobnie śmierdzicie, dogadacie się – dodał,
zamykając za sobą drzwi nogą, by zabrać się za kolejne
wyzwanie: przetransportowanie Filipa do łazienki. To jednak nie
okazało się wcale tak trudne. Udało mu się jakoś tam dotrzeć, a
nawet posadzić pół przytomnego dzieciaka na zamkniętej klapie
sedesu. Wilczyński ocknął się na moment (ale tylko na moment),
kiedy Maciej obmywał mu twarz i włosy. Zaraz jednak znów zapadł w
swój pijacki letarg, a Wyszyński kontynuował oporządzanie go.
Ostrożnie ściągnął ubrudzone ubranie, wrzucił je do pralki, a
później – nie mając innego wyjścia – zabrał Filipa do swojej
sypialni. Wiedział, że nikim innym raczej by się tak nie
zaopiekował, ba, kimś innym nawet by się nie przejął! Całe
jednak szczęście, że wcale nie dręczyły go teraz myśli typu:
jak, po co i dlaczego. Będąc pijanym, bardzo łatwo odciąć się
od racjonalnego podchodzenia do pewnych spraw. W tamtym momencie
ważniejsze było, żeby zawrócić do łazienki po miskę,
przystawić Filipowi pod nos, udać się do kuchni, wstawić wodę na
herbatę rumiankową, a gdy ta ostygnie – wlać chociaż trochę w
nieżywego. Bał się, że po takim wymiotowaniu Filip mógłby się
odwonić. Nie zapomniał również o postawieniu mu przy łóżku
butelki wody i aspiryny. Kiedy skończył, okrył jeszcze zwłoki
Wilczyńskiego kocem, bo dzieciak zaczynał się trząść przez sen.
Dopiero po tym mógł się zabrać za
czyszczenie butów, nastawienie pralki i wyjście na nocny spacer z
psem, w końcu nie widziało mu się poranne wdepnięcie w szczyny,
czy – co gorsza – w coś cięższego. Dość miał atrakcji z
takimi nieprzyjemnościami. Gdy już się z tym wszystkim uporał,
ułożył się obok Filipa, a kiedy zdał sobie sprawę, że dzieciak
leżał tak, jak sam go ułożył i ani na milimetr się nie
poruszył, szybko poderwał się do siadu. Nachylił się nad
Wilczyńskim z ogromną gulą w gardle i serią nieprzyjemnych myśli
w głowie. Śmierdzący alkoholem i wymiocinami oddech owiał jego
policzek, na co Wyszyński odsapnął z ulgą. Filip żył, jutro
będzie mieć ogromnego kaca, a Maciej postara się też, żeby nie
ominął go również kac moralny. Wszystko w normie, pomyślał,
odwracając się do Filipa plecami. Zgasił światło, ale zanim
zasnął, spuścił jeszcze rękę, żeby poklepać leżącego pod
łóżkiem psa. Zwierzę musnęło językiem wierzch jego dłoni;
chudy ogon uderzył w radości kilka razy o podłogę, a zmęczony
Maciej zapadł w głęboki, pijacki sen.
***
Filip przebudził się z kompletną
nieświadomością miejsca, w którym się znajduje. Sapnął ciężko,
popatrując na nieznane mu pomieszczenie. Próbował przypomnieć
sobie chociaż strzępki końca wczorajszej nocy, ale nic z tego.
Napotkał jedynie jedną, wielką wyrwę w pamięci. Chyba faktycznie
trochę przesadził z alkoholem, co zresztą uzmysławiał mu posmak
wymiocin w ustach i poczucie ogólnego rozbicia. Poranki na kacu były
okropne. Kto je w ogóle wymyślił?
Gdy jego jeszcze zaspane spojrzenie zatrzymało
się na szerokich plecach, upstrzonych kilkoma pieprzykami i jedną,
długą blizną ciągnącą się od łopatki do żeber, zamarł na
kilka chwil, nie wiedząc, co ma myśleć. Szybko odgarnął kołdrę,
ale gdy dostrzegł, że ani on, ani Maciej nie pozbyli się przez noc
bielizny, odetchnął. Doświadczenie podpowiadało mu trochę o
słabej jakości seksu po alkoholu. Ta jakość niestety mogłaby być
jeszcze niższa, kiedy on ledwie co kontaktował. A przecież nie
chciał się błaźnić przed Maciejem.
No i jeżeli już by do czegoś miało dojść,
zdecydowanie chciał być tym, który zaciągnąłby Macieja do
łóżka, nie na odwrót.
Już miał wstać i ruszyć do łazienki (którą
zresztą doskonale zdążył poznać dzięki kąpaniu w niej psa),
gdy w zasięgu jego wzroku pojawiła się miska, butelka wody i
blister aspiryny. Aż uniósł brwi, oglądając się na Macieja
pogrążonego w ciężkim śnie. Naprawdę o wszystko zadbał,
zabrzęczało mu w głowie, a w klatce piersiowej obudziło się
nieznane, ale przyjemne uczucie. Nie próbując go w żaden sposób
analizować, sięgnął po wodę i odkręcił ją. W tym momencie
Maciej sapnął i przewrócił się na wznak, ściągając na siebie
spojrzenie Filipa, który przez kilka chwil nie potrafił oderwać
wzroku od jego łagodnej, zmorzonej snem twarzy.
Przez moment miał ochotę wyciągnąć do
niego rękę i pogładzić Macieja po chropowatym od porannego
zarostu policzku. Nic jednak nie zrobił, przestraszył się. W
zamian szybko wstał z łóżka i pod pretekstem chęci jak
najszybszego odświeżenia swojego oddechu, pognał do łazienki,
zapominając nawet o wzięciu aspiryny na ćmiący ból w skroniach.
Dopiero gdy znalazł się w toalecie, mógł
odetchnąć. Ochlapał twarz zimną wodą, która na moment
przyniosła mu ukojenie. Z lustra spoglądały na niego wykończone
zbyt dużą ilością alkoholu ciemne, podkrążone oczy. Jeżeli
miałby siebie teraz ocenić, stwierdziłby, że wygląda na dziesięć
lat starszego. Zmęczenie dla nikogo nie było łaskawe.
Nie bardzo się jednak tym przejął, zaczął
przeszukiwać szafki, żeby znaleźć jakieś zapasowe szczoteczki.
Zdawał sobie sprawę, że gdyby to Maciej wylądował u niego w
mieszkaniu, żadnej nowej szczotki do zębów by nie znalazł. Całe
szczęście Filip był gościem u Macieja, a nie na odwrót, więc w
jednej z szuflad, w której znajdował się cały arsenał
przeróżnych olejków, kremów i innych dziwnych słoiczków z
maziami, natrafił na to, czego szukał.
Podczas szorowania zębów nie odmówił sobie
przejrzenia maciejowych specyfików antystarzeniowych. Zaśmiał się
pod nosem, ale jakoś nie był szczególnie ubawiony swoim odkryciem.
Gdyby znalazł te kremy jeszcze miesiąc temu, może właśnie
turlałby się po podłodze, a później zatruwałby życie Macieja
różnymi kąśliwymi żarcikami. Teraz jednak bez słowa zasunął
szufladę, wypłukał usta, a później wziął szybki, odświeżający
prysznic, po którym poczuł się zdecydowanie lepiej.
Zawsze kiedy trochę sobie popił, miał
problemy ze snem. Zrywał się o nienormalnych porach, żeby w
okolicach godziny czwartej czy piątej popołudniu zdychać ze
zmęczenia. Tym razem wcale nie było inaczej, kiedy umyty i odziany
jedynie w ręcznik zawiązany w biodrach przeszedł do kuchni,
zorientował się, że dopiero wybiła siódma rano. I co on niby
miał tutaj robić przez tyle czasu?
Z jednej strony mógłby obudzić Macieja i
wtedy nie nudziłby się sam. Zaraz jednak gdy ten pomysł wpadł mu
do głowy, stwierdził, że to głupie. Nie chciał go budzić. Nie
miał pojęcia dlaczego, ale po prostu czuł wewnętrzną niechęć.
Zajrzał tylko do sypialni, żeby upewnić się, że Maciej na pewno
śpi.
No i spał. A chudy, łysawy pies wiernie
pochrapywał na podłodze tuż przy Macieju. Podniósł jedynie łeb,
popatrzył swoimi ciemnymi oczami na Filipa i nie wyczuwając
zagrożenia, z powrotem ułożył głowę na swoich łapach.
Wilczyński cicho wycofał się do salonu.
Pokręcił się trochę po nim, ale oprócz rzuconej na kanapie bluzy
i dresowych spodni Macieja nie znalazł nic ciekawego. Niewiele
myśląc, sięgnął po ubrania. Takie paradowanie w samym ręczniku
o siódmej rano, nawet latem, nie mogło mu wyjść na zdrowie. W
szczególności, że nadchodzący dzień nie zapowiadał się ciepło.
Na niebie wisiały kłęby czarnych chmur, z których spadał
rzęsisty deszcz.
Opatulił się bluzą Macieja, a kiedy wyczuł
dobrze znany zapach będący mieszanką perfum, papierosów i lekko
wyczuwalnego potu, mimowolnie jeszcze bardziej zapadł się w
ubranie. Usiadł na sofie i z braku lepszego zajęcia włączył
telewizor, czując dziwny spokój. Nawet nie wiedział kiedy, a
zasnął z kapturem bluzy zaciągniętym na swoją głowę i w za
dużych spodniach, których nogawki zakrywały mu stopy.
***
Obudziły go dźwięki jakiejś rozmowy. Nie
miał pojęcia, kto brał w niej udział i dlaczego rozgrywała się
ona w jego mieszkaniu, kiedy on nawet nie znał tych głosów. Powoli
podniósł się do siadu, patrząc na swoją sypialnię ze
zmarszczonymi brwiami. Śpiący na podłodze pies jakby wyczuł jego
ruch; odgłos ogona uderzającego o panele rozniósł się po
pomieszczeniu.
Maciej szybko przypomniał sobie wczorajszy
wieczór, a właściwie to już noc. Zerknął jeszcze tylko na puste
miejsce obok siebie, żeby zaraz wstać, czego zresztą pożałował.
Musiał przytrzymać się ściany, żeby nie runąć z powrotem na
łóżko przez atak nagłych mdłości i zawrotów głowy. Ostry ból
zaraz rozbrzmiał u podstawy jego czaszki, przypominając, że nie
był już młodym, jurnym dwudziestolatkiem, mogącym pozwolić sobie
na picie bez konsekwencji. Ostatnimi czasy coraz gorzej reagował na
alkohol, kace powoli stawały się nie do wytrzymywania. A oczywiście
fakt, że wczoraj nim położył się spać, trochę już
wytrzeźwiał, miał tu niewielkie znaczenie.
Gdy przełknął już ból żołądka, głowy,
mięśni i wszystkiego, co tylko możliwie, bez słowa ruszył w
kierunku drzwi. Nie musiał nawet oglądać się na psa, żeby
wiedzieć, że ten pójdzie za nim. Dźwięki pazurów uderzających
o podłogę skutecznie to potwierdziły.
Wyszedł do przedpokoju, skąd odgłosy
prowadzonej konwersacji, a raczej wywiadu, stały się donośniejsze.
Szybko też zrozumiał, że w jego mieszkaniu nie zalęgły się
nagle obce osoby, a po prostu ktoś włączył telewizor. Podejrzewał
nawet, kto. Wszedł do salonu, próbując nie zrobić tego w pozycji
na emeryta: będąc zgiętym w pół, usiłując tym samym złagodzić
jakoś ból żołądka. Z trudem wyprostował się, a gdy dostrzegł
zwiniętą w pozycji embrionalnej postać na kanapie, coś go jakby
poraziło. Ale w taki całkiem przyjemny sposób. Usta wykrzywiły
się w mimowolny uśmiech, a on kilka chwil stał w progu, patrząc
na pogrążoną we śnie twarz Filipa. Najbardziej uwagę Macieja
przykuł ubiór dzieciaka, a dokładniej dresy, które nawet na
Wyszyńskiego były przyduże, a w których Filip się niemal topił.
Obecność Wilczyńskiego w jego mieszkaniu
nagle wydała mu się całkowicie naturalna. Wpasowywał się w
salon, zupełnie jakby codziennością były dla niego drzemki na
jasnej, skórzanej kanapie w deszczowe dni.
Maciej sięgnął po pilota, wyłączył
telewizor, a w mieszkaniu zapadła błoga cisza, przerywana jedynie
dźwiękami kropel uderzających o szyby. Nim Maciej odwrócił się
i wyszedł, pies przemknął mu pomiędzy nogami, wpadł do
pomieszczenia, by zaraz przycisnąć swój mokry nos do zadartego
nosa Filipa. Wyszyński zdążył tylko syknąć ostrzegawczo na
zwierzę. Nie chciał budzić dzieciaka, właściwie to nawet
pomyślał o przyniesieniu mu koca z sypialni, kiedy stało się
jasne, że ten nie będzie wcale potrzebny.
– O fuuj – w pomieszczeniu rozległo się
zaspane sapnięcie. Maciej aż zaśmiał się pod nosem, patrząc na
jeszcze nie do końca wybudzonego Filipa, próbującego uciec od
natarczywego jęzora.
– Przed chwilą lizał sobie jaja – rzucił
Maciej, nie mogąc się powstrzymać. Zaśmiał się jeszcze głośniej
na widok wykrzywionej w grymasie obrzydzenia twarzy.
– Ohyda – sapnął Filip, siadając na
kanapie i wycierając mokry policzek. Zadowolony z siebie pies
zamerdał ogonem, wbijając w Wilczyńskiego swoje niewinne
paciorkowe ślepia.
– Jest kac? – zapytał Maciej jakby nigdy
nic. Jakby przez ostatnie kilka minut wcale nie wpatrywał się w
śpiącego Filipa i wcale nie zastanawiał, dlaczego, do jasnej
cholery, obecność dzieciaka wcale mu nie przeszkadzała. A, trzeba
przyznać, Maciejowi naprawdę wiele rzeczy przeszkadzało, w
szczególności jeżeli te rzeczy naruszały jego przestrzeń
osobistą.
Filip ziewnął rozdarcie i podniósł się z
kanapy.
– Nie – powiedział po chwili namysłu,
oceniając swój stan samopoczucia, po czym jego twarz pojaśniała
przez uśmiech. – Nic a nic – dodał z zadowoleniem, na co Maciej
zmarszczył brwi.
I jaka tu była sprawiedliwość? Wypił o
wiele mniej, później ogarnął obrzygańca, uprał jego ciuchy,
położył spać, a na koniec jeszcze wyprowadził psa, żeby na
drugi dzień zdychać!
Sapnął ciężko i opadł na kanapę. Potarł
pulsujące bólem skronie.
– A powinien być – powiedział z
charakterystyczną dla ich rozmów złośliwością.
– Młodość, Maciusiu, młodość – odciął
mu się z szerokim uśmiechem.
– Nie ciesz się tak, na twoim miejscu
pragnąłbym się zapaść pod ziemię – prychnął w odpowiedzi
Maciej, nie mając jednak zamiaru rozwijać bardziej tej myśli.
Nawet więc kiedy Filip popatrzył na niego z jawnym niezrozumieniem,
nie wytłumaczył. Skoro nie pamiętał – jego sprawa. Niech
przynajmniej trochę pogłówkuje i pomyśli, co takiego mógł
zrobić po pijaku. Kac poalkoholowy może i go ominął, ale Maciej o
ten moralny z pewnością zadba.
Filip wydął swoje kształtne wargi z
zastanowieniem, by zaraz zająć miejsce tuż obok Macieja. Dresy,
które miał na sobie, faktycznie były na niego o kilka rozmiarów
za duże, ale w dziwny sposób pasowały mu. Sam Filip zresztą nie
palił się do przebrania ich.
– Fajnie, że mnie nie zostawiłeś –
mruknął po chwili, przerywając ciszę panującą w pomieszczeniu.
Maciej popatrzył na niego, żeby zaraz wzruszyć ramionami.
– Bez przesady, ledwo co żyłeś – odparł,
bo rzeczywiście nie wyobrażał sobie porzucenia Filipa na pastwę
losu.
Wilczyński uśmiechnął się pod nosem,
zupełnie jednak inaczej, niż robił to zazwyczaj. W tym uśmiechu
nie było chociażby cienia złości. Prędzej zmęczenie zarwaną
nocą i po prostu... wdzięczność? Albo przynajmniej coś na jej
kształt.
Na chwilę zapadło pomiędzy nimi milczenie.
Pies ziewnął rozdzierająco, wydając przy tym śmieszne
stęknięcie, by zaraz ułożyć się pod kanapą. Deszcz dudnił w
szyby, a z góry dobiegły ich odgłosy czyichś kroków – uroki
życia w mieszkaniach. Nawet apartamentowce nie były wolne od
dźwięków sąsiadów. Maciej zamknął oczy, bo ból głowy powoli
stawał się nie do zniesienia, kiedy nagle poczuł ciężar na
swoich kolanach. Uchylił powieki i ze zdziwieniem spojrzał na nogi
Filipa, które ten, jakby nigdy nic, wcisnął mu na uda.
– Nie za bardzo się rozgaszczasz? –
zapytał, jednak bez nagany w głosie. Był zbyt zmęczony.
– Prześpijmy się jeszcze, a później
ogarniemy śniadanie – zarządził Filip, zupełnie jakby to on był
gospodarzem. Maciej jednak już tego nie skomentował, nie miał
siły. Westchnął tylko ciężko, oparł głowę o oparcie i
przymknął oczy, a jego dłoń jakby samoistnie zaczęła gładzić
nagą łydkę Filipa, wsuwając się pod nogawki luźnych spodni.
Znów zapadła cisza, którą przerwało
grzmienie. Obaj zasnęli, uśpieni rozbrzmiewającą za oknem
kakofonią letniej burzy i siarczystego deszczu.
***
Wybudziły ich piskliwe, proszące dźwięki. Z
początku żaden nie zareagował, a Maciej spróbował nawet odgonić
natręta nogą, żeby móc wróć do snu. Niestety jednak, niewiele
to dało, piszczenie wróciło ze zdwojoną siłą.
– Szlag – sapnął Maciej, powoli
rozbudzając się i zdając sobie sprawę, że naprawdę musi podjąć
jakieś kroki, jeżeli nie chciał mieć w mieszkaniu powodzi. Filip
stęknął, powiercił się, ale po chwili uchylił senne powieki.
– Co...? – wychrypiał.
– Pies – wyjaśnił krótko Maciej, łapiąc
obie nogi Filipa, żeby unieść je trochę nad sobą. Gdy wstał,
ułożył je na kanapie z dziwną, niepasującą czułością.
Prawdopodobnie sam nawet jej nie dostrzegł, był na to zbyt zaspany.
– Muszę go wyprowadzić – wyjaśnił, patrząc jeszcze na Filipa
rozciągniętego na jego kanapie. Uśmiechnął się pod nosem i
skierował się do sypialni. Musiał się przecież ubrać, w samych
slipkach na zewnątrz nie wyjdzie.
Wilczyński podniósł się do siadu,
obserwując, jak pies wybiega z pokoju, żeby dotrzymać Maciejowi
kroku i przypadkiem, broń Boże, nie zostawić go na chwilę samego.
Mimowolnie uśmiechnął się na ten widok, rozczulony. Kto by
pomyślał, że ten facet, który jeszcze niedawno zapierał się
rękami i nogami, że „żadnego psa w moim mieszkaniu nie będzie!”,
nauczy się żyć ze zwierzęciem w takiej symbiozie.
– Powinieneś go nazwać – krzyknął w
pewnej chwili, kiedy Maciej wyszedł już z sypialni ubrany w inne
domowe ubrania. Zajrzał jeszcze do salonu, narzucając na siebie
lekką, przeciwdeszczową kurtkę.
– Po co?
– Jakoś do niego musisz mówić, co nie? –
Filip przewrócił oczami. Jego długie, sięgające za linię żuchwy
włosy były teraz w całkowitym nieładzie. Zdążyły trochę już
przeschnąć od czasu porannego prysznica, ale zdecydowanie
przydałaby im się szczotka.
– Dajemy sobie radę – odpowiedział Maciej
obojętnie, bo nie miał zamiaru myśleć nad takimi pierdołami jak
imię dla psa. Pies przecież i tak nie zrozumie, że ma na imię
Ciapek, a nie Reksio, co więc za różnica? – Zaraz wracam,
zachowuj się – krzyknął jeszcze i po chwili w mieszkaniu
rozbrzmiał trzask zamykanych drzwi.
Filip podniósł się powoli z kanapy,
zastanawiając się, co zrobić. Szybko jednak dostał odpowiedź od
swojego żołądka – przydałoby się śniadanie. Powlókł się
więc do kuchni (dość małej, ale, jak wszystko w tym mieszkaniu,
bogato urządzonej) i bez ceregieli zajrzał Maciejowi do lodówki.
Po starym kawalerze raczej nie spodziewał się niczego szczególnego,
ot, liczył na w miarę świeży ser czy jakąś wędlinę, może
pasztet, bo ten przecież miał długą datę przydatności, no i
ostatnie kromki czerstwego chleba.
Zdziwił się.
Wnętrze lodówki może i nie było wypchane po
same brzegi, ale z pewnością dało się z jej zawartości
wykombinować całkiem syte (i, o zgrozo, zdrowe! Kto by pomyślał?)
śniadanie. Wyciągnął więc jajka. Prawie parsknął śmiechem,
widząc na ich opakowaniu ogromny napis „wolny wybieg”.
– Maciuś dba o zwierzątka – powiedział
do siebie, ale o dziwo nie zrobił tego w złośliwym tonie. Po
prostu stwierdził fakt, a na koniec jeszcze uśmiechnął się
lekko, zdziwiony, ile jeszcze rzeczy o Macieju nie wie. Następnie
sięgnął po cebulę, pomidory (całkiem świeże) i boczek. Już
miał się zabrać za przyrządzanie im jajecznicy, kiedy jego uwagę
przykuł telefon leżący na blacie, tuż obok czajnika
elektrycznego. Bez namysłu sięgnął po aparat, aż zagryzając
wargę. Zgrabnie go odblokował, żeby zaraz dowiedzieć się, że
Maciej miał dwie nieprzeczytane wiadomości, obie od nieznanego
numeru. Nie czując chociażby ukłucia dyskomfortu przeglądania
czyjejś skrzynki odbiorczej, zabrał się za odczytanie SMS-ów.
Długo zastanawiałem się, czy napisać.
Pewnie masz mnie już dosyć, ale nie mogę tak po prostu zignorować
pewnych spraw. Wciąż jesteś mi bardzo bliski, chyba bardziej niż
chciałbyś być. Zresztą, czasem cię nie rozumiem. Tamten
pocałunek trochę mi namieszał, nie mam pojęcia, czego ode mnie
chcesz, i myślę, że sam nie wiesz – czytał, a jego serce
zaczęło dudnić mu w piersi. Ręka trochę mu zadrżała z
irytacji, której pochodzenia nie znał. Albo raczej znał i właśnie
to go przerażało. W dodatku – jaki, do cholery, pocałunek?! – Jak podszedł dzisiaj ten dzieciak, zrozumiałem, że chciałbym
być na jego miejscu – tu wiadomość się urywała. Była zbyt
długa, więc wysłało w dwóch SMS-ach. Filip szybko przewinął w
dół i wrócił do czytania. – Odezwij się do mnie, jak
znajdziesz chwilę. Może jest już za późno, żeby niektóre
rzeczy naprawić, ale tym razem nie mam zamiaru odpuszczać, Ł.
W Filipie zawrzało. Nie musiał się nawet
zastanawiać, kim był ten „Ł”, już po pierwszym zdaniu
wiedział. Drżącym z tłumionej irytacji palcem nacisnął na
ustawienia wiadomości. W tamtym momencie mało co myślał, wiedział
jedynie, że Maciej nie może tego przeczytać. Na samo wyobrażenie,
że bierze telefon, a później odpisuje Łukaszowi równie ckliwie,
miał ochotę coś rozwalić.
Gdy jednak usunął problematyczne SMS-y, nie
poczuł ulgi. Musiał mieć pewność, że Łukasz nie odezwie się
do Macieja po raz drugi. Dopiero gdy dodał jego numer do numerów
blokowanych, odetchnął. Jakby nigdy nic odłożył telefon i zabrał
się za jajecznicę.
Nie poczuł wyrzutów sumienia nawet wtedy,
kiedy Maciej wrócił do mieszkania i zajrzał do kuchni. Szybko
zapomniał o tym, co zrobił, wracając do normalności. Właściwie
to nawet odczuwał zadowolenie i coś na kształt dumy. W końcu
dzięki niemu Maciej znów nie wpakuje się w toksyczny związek,
Wyszyński powinien być mu wdzięczny.
Wychodzę z ukrycia. Kurczę naprawdę powinnam się zebrać i napisać jakiś komentarz do Americany bo opowiadanie kupiłam i pochłonęłam. A do tego od ponad tygodnia męczę wszystkie kawałki The offspring. Dziękuje! Świetna muzyka :)
OdpowiedzUsuńPierwsze słowa jakie cisną mi się na myśl bo przeczytaniu tego rozdziału to: Dlaczego tak krótko?
Kurczę, tak jak zapewne większość po przeczytaniu Americany myślałam o Macieju eee... co najmniej źle.Okazuję się, że to całkiem w porządku facet. Łukasz zaczyna mnie powoli irytować (dobra nie powoli. Irytuje od dłuższego czasu) sam się prosił o to co ma i tylko miesza. Ale z drugiej strony fajnie się czyta o zazdrosnym Filipie. Myślałam, że to Maciej pierwszy wpadnie, a tu proszę, niespodzianka ;D
Uwielbiam twój styl pisania i twoje opowiadania. Wszystkie, bez wyjątku. Chociaż "Za trzy punkty" jest u mnie na pierwszym miejscu (tak włączył mi się tryb prześladowania. ZNOWU) i nadal liczę na jakiś dodatkowy rozdział. Albo kilka najlepiej.
Obiecuję poprawę i naprawdę zacznę pisać komentarze (chociaż nie jestem w tym najlepsza ;/)
Dużo weny i wyczekuję kolejnych opowiadań i oczywiście następnego rozdziału Gówniarza! <3
The offspring mają naprawdę świetne utwory, więc cieszę się, że Tobie też ten zespół przypadł do gustu (Alex byłby dumny :D). A co do Macieja, myślę, że każdy człowiek ma kilka twarzy. Nikt nie jest tak do końca zły i tak do końca dobry. Dla Alexa Maciej był dupkiem, bo niestety Alex nie zdołał poznać Macieja w pełni, ale już Filip znalazł sposób na Maćka ;).
UsuńDziękuję za komentarz! <3
Ten rozdział był cudowny, tak jak wszystko, co publikujesz. Cieszę się,że akcja między Filipem A Maciejem się rozwija. Mam tylko nadzieję, że usunięcie tych wiadomości nie będzie miało jakiś okropnych konsekwencji. Chciałabym żeby oni byli już szczęśliwą parą C: Twojego bloga odwiedzam regularnie już od jakiegoś czasu (pół roku?) czasem nawet kilka razy dziennie. Te opowiadania są chyba najlepszymi jakie czytałam do tej pory. Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. (Już kilka razy komentowałam Americanę więc może będziesz mnie kojarzyć)
OdpowiedzUsuń~Zu
Rany, to naprawdę miłe, że ktoś tak wyczekuje rozdziałów na tym blogu. :D Dzięki za komentarz. :)
UsuńJa też wypowiem się chociaż zwykle tego nie robię. Twoje opowiadania są dla mnie jedynymi z najlepszych, jeśli nie najlepszymi jakie do tej pory czytałam. Idealnie realistyczne, logiczne, widać rozwój postaci i genialnie poprowadzoną fabułę. Naprawdę uwielbiam czytać to co piszesz. Nawet nie wiesz jak się cieszyła, gdy wznowiłaś Americanę (Wtedy jeszcze ,,Dzieci ludwiczka") A Gówniarz od samego początku zdobył moje serce, naprawdę ciekawa i fajnie pokazana historia. Podoba mi się ta niepewność czytelnika, relacja Filipa i Macieja jest pokazana zajebiście. Poruszyłaś też genialny motyw jakim jest homoseksualista duszący się w małżeństwie z kobietą. No co ja mogę powiedzieć, rozpływam się i zachwycam. Dziękuję za Twoją ciężką pracę i byle do przodu!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mitrenid
Cieszę się, że jednak się odezwałaś. ;) Dla mnie to dużo znaczy, bo wyświetlenia to tylko liczba, a jednak dla autora ważna jest opinia czytelników.
UsuńDziękuję i również pozdrawiam :)
nie lubię pisać :/ ale dla twojej weny zrobię wyjątek
OdpowiedzUsuńto co piszesz jest świetne
czytam wszystko co publikujesz, masz we mnie oddanego czytelnika,
i jeśli nie zostawiam komentarza to jak sama piszesz, statystyki wejść pokazują, że zainteresowanie twoimi tekstami duże.... i właśnie ja tam jestem :P
Statystyki to niestety tylko liczba, nie widzę w niej ludzi. Bloga zawsze lubiłam prowadzić dzięki dużej interakcji z czytelnikami, właśnie dlatego nie przepadam za pisaniem całych historii na raz. W pisaniu zawsze potrzebowałam tego napędu od czytelników.
UsuńMimo wszystko bardzo mi miło, że zrobiłaś ten wyjątek. :D Moja wena czuje się dokarmiona. ;)
W końcu i mnie wypada skomentować, w końcu jestem Twoją czytelniczką od czasów onetu, a mimo to rzadko komentuję. Powiem tyle, że od pewnego już czasu czytam jedynie opowiadania w języku angielskim, fanfiction. Zwątpiłam w Polskich twórców, bo nic nie potrafiło mnie zachwycić, a nawet jeśli to opowiadania zostawały porzucane na cześć płatnych ebooków. W sumie jakość ma swoją cenę. "Gówniarz" jest opowiadaniem, na które czekam z niecierpliwością i szczerze mogłabym za nie nawet zapłacić. Cieszę się, że jednak upubliczniasz je na swoim blogu. Strasznie podobają mi się postacie Macieja i Filipa, ich styl bycia, dialogi, są oryginalne, a zarazem takie ludzkie, realne. Moment kiedy Filip ubrał dres Macieja sprawił, że aż zrobiło mi się przyjemnie ciepło. No i nie zapominając o psie, który tak naprawdę ma także swój wielki udział, zwłaszcza w powolnej zmianie Macieja. Mam nadzieję, że pan Ł. niczego nie zepsuje, za bardzo uwielbiam parę Macieja i Filipa.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że znajdziesz wenę i będziesz kontynuować owe dzieło, bo tak naprawdę mało czytam po polsku i brakuje mi tego... Dzięki Tobie przypominam sobie dane określenia, które wypadły mi z głowy. Mój komentarz mało zdziała, ale może choć trochę doda Ci chęci do pisania. Życzę Ci spokojnego weekendu i byś się nie dała jesiennej szarudze~
Jak widzę, że ktoś wspomina czasy onetu, momentalnie łapią mnie sentymenty. Jeny, to już będzie tyle lat...
UsuńCo do ebooków i upubliczniania rozdziałów to wciąż publikuję na bogu, bo zawsze pisałam w ten sposób. Myślę, że byłoby nie fair dla czytelników, gdybym nagle przeniosła się całkowicie na płatne ebooki. Chociaż kto wie, może w przyszłości to zrobię, ale najpierw muszę być przekonana, że moje pisanie nie amatorszczyzną. :) Chociaż, powiem szczerze, znacznie przyjemniej publikuje mi się opowiadanie rozdział po rozdziale. W pisaniu na raz brakuje mi odpowiedzi od czytelników.
No i Twój komentarz wiele zdziałał. Naprawdę dziękuję :D.
Tutaj anonim, czytający systematycznie "Gowniarza".
OdpowiedzUsuńPrzyznaje szczere, że nie pisalam komentarzy z lenistwa, chociaż ten tekst ubóstwiam. Ogólnie podoba mi się pomysł na fabułę i charakterystyka bohaterow. Od początku bylo wiadomo, że z Filipem nie można się nudzić, ale Maciej przechodzi fajną przemiane, dzieki mlodemu.
Mam tylko nadzieje, że Goryl w końcu da Filipowi spokój, a Łukasz z kolei Maciejowi, bo tworzy się między nimi coraz głębsza
relacja.
Pozdrawiam cie autorko i dziękuję za wysiłek jaki wkladasz w pisanie! ;)
Ps. Apeluję do innych anonimow zeby poświęciły te parę minut na skomentowanie tekstu. :)
Dziękuję i również pozdrawiam. <3
UsuńDziękuję, że mogę czytać Twoje świetne opowiadania. Chociaż osobiście wolałabym związek Macieja z Łukaszem, fakt że Ł. nawywijał grubo i to nie do przeskoczenia - to ojciec dzieci siostry Macieja! Po prostu Filip jak dla mnie jest zbyt nieogarnięty, dziki i uwikłany w jakieś narkobiznesy, a Maciej taki poukładany, pracuś, facet ogarnięty. No ale życie :)
OdpowiedzUsuńMiło mi, że Łukasz ma swoich fanów. :) Ja tę postać wyjątkowo lubię, według mnie to nie tak, że sam sobie piwa naważył. Gdyby społeczeństwo inaczej podchodziło do homoseksualizmu, z pewnością nie byłoby takich problemów jak nieszczęśliwe zawierane małżeństwa gejów z kobietami. W takim układzie wszyscy są pokrzywdzeni, a to tylko przez to, bo inni uważają homoseksualizm za wstyd.
Usuń"Obecność Wilczyńskiego w jego mieszkaniu nagle wydała mu się całkowicie obojętna." - wydaje mi się, że bardziej pasowało by słowo "naturalna" zamiast obojętna, przynajmniej bardziej pasuje do kontekstu przemyśleń Macieja - tule tytułem wstępu do komentarza.
OdpowiedzUsuń"Przed chwilą lizał sobie jaja" - bezcenne - dawno się tak nie uśmiałem jak po tym fragmencie. Generalnie świetny odcinek jak i wszystkie dotychczasowe. Klimatem przypomina mi ZTP, chociaż jest tak inne. Podziwiam realizm tego opowiadania - czytając je mam wrażenie, że podglądam czyjeś życie a nie czytam opowiadania, za to również ceniłem ZPT.
Postacie są niezwykle wyraziste i nie zlewają się ze sobą, w dialogach nawet bez opisu wie się kto wypowiada jaką kwestię.
Każda opisana sytuacja wnosi coś nowego, pozwala bardziej poznać czy to bohaterów, czy to tło wydarzeń, nie ma nic nie wnoszących do opowiadania fragmentów, służących za wypełniacz. Czytanie nie nuży i z niecierpliwością czeka się na kolejne rozdziały.
W trzech słowach - świetne klimatyczne opowiadanie.
Sorki, że wcześniej nie komentowałem, ale ostatnich kilka miesięcy spędziłem na odludziu praktycznie pozbawiony internetu. Dzięki Gówniarzowi i Americanie spędziłem przyjemnie kilka wieczorów nadrabiając zaległości po powrocie do domu, za co serdecznie jeszcze raz dziękuję.
Pozdrawiam, Piotr
Też się śmiałam z tych jaj :D
UsuńRzeczywiście, słowo "naturalna" bardziej odda tutaj intencje. ;)
UsuńCieszę się, że się odezwałeś. Szczerze mówiąc kilka razy myślałam o Tobie i byłam przekonana, że po prostu coś się w moich opowiadaniach zmieniło i przestałeś czytać. Mam jednak nadzieję, że takie życie bez internetu dobrze na Ciebie wpłynęło. :D Myślę, że detoks przydałby się w obecnych czasach każdemu. Chociaż szczerze mówiąc, ja sobie trochę tego nie wyobrażam. ;)
Co do realności - naprawdę aż poczułam jak spada mi kamień z serca. Na realności zawsze zależało mi najbardziej, a pisząc "Gówniarza" wciąż miałam gdzieś z tyłu głowy czy te sceny nie są aby przesadą. Lubię proste historie i prostych ludzi, w końcu oni są nam najbliżsi.
Dziękuję bardzo za komentarz! :)
Uwielbiam to co piszesz Dream, szczerze Cię podziwiam! Niestety nie zawsze mam czas, żeby pozostawić po sobie jakiś składny komentarz, a pisanie tylko krótkiego podobało mi się, to zdecydowanie za mało jak dla Ciebie!
OdpowiedzUsuńAle naprawdę jesteś niesamowita i mam nadzieję, że nie będziesz się zniechęcać tym, że nie masz aż tak dużo komentarzy, bo liczba wejść też pokazuje zainteresowanie. A to, że rośnie to chyba super? <3
W każdym razie, postaram się teraz poswiecać troche czasu, żeby coś Ci tutaj naskrobać ;)
WENY~
Hej, nawet krótkie "podobało mi się" jest zawsze jakimś potwierdzeniem reakcji czytelnika. :D Naprawdę nie obraziłabym się na krótkie komentarze. :)
UsuńOczywiście, że bardzo się cieszę, że zainteresowanie rośnie (czasem jak patrzę na statystyki, to aż nie dowierzam!), ale mimo wszystko liczby to tylko liczby. Nie widzę w nich ludzi...
Dziękuję bardzo za komentarz. One naprawdę wiele dla mnie znaczą. :)
Pierwsze opowiadanie, które tutaj przeczytałam to było Za trzy punkty. Pochłonęłam je. Było rewelacyjne, fantastyczne i skończone. Cieszyłam się z Kacprem, że tak się wszystko dobrze ułożyło, że ma Sebastiana i że są razem. Gdy skończyłaś Americanę było mi żal, że za szybko, że tyle jeszcze spraw można było rozwiązać, że chcę wiedzieć jak dalej potoczyły się losy Janka i Aleksa. Oni nadal żyją w mojej głowie. Na znak protestu nie czytałam Gówniarza (na złość mamie odmrożę sobie uszy - rozumiesz). Ale w końcu zrozumiałam, że to głupie i że szkoda nie czytać. Bo piszesz świetnie. Jestem zachwycona każdym nowym rozdziałem. Każda opisywana scena ma sens i jest po coś. Jak kadry z filmu przesuwają się obrazy przed oczami, opisy są plastyczne i pełne. Ale się rozgadałam... Życzę dużo weny i tak trzymaj bo jest super!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ivona
"Americana" była jaka była, te postacie były trochę jakby "odgrzewane". Wróciłam do nich po długiej przerwie, zrobiłam wszystko co mogłam, żeby postawić ich na nogi w mojej głowie. Szczerze mówiąc, jestem z siebie zadowolona, bo naprawdę bywały momenty, że miałam Americany po dziurki w nosie. Chwilami sama się w niej gubiłam, ale mocno postanowiłam sobie, że doprowadzę ją do końca najlepiej jak potrafię.
UsuńLepiej chyba już nie umiałam, naprawdę się nad nią napociłam, żeby chociaż trochę te postacie pożyły w mojej głowie. Maciej i Filip w niej żyją, Aleks i Janek byli bardziej wypaleni.
Mimo wszystko rozumiem co masz na myśli, postaram się żeby Gówniarz do samego końca miał to coś. :)
Dziękuję za komentarz!
No proszę tyle się odezwało, ale mnie Wilku zaczyna tez wkurzać, trochę przegina i za dużo manipuluje, ale to pewnie taka jego rola. Pewnie się przejedzie na tym g....nie:-)
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie mój ulubiony rozdział tego opowiadania. Bardzo wciągający. Na początku się uśmiałam, a na końcu strasznie zestresowałam.
OdpowiedzUsuńCodziennie sprawdzam, czy może czegoś nie dodałaś i nie mogę doczekać się następnych rozdziałów. Podziwiam twój styl pisania, jestem nim zachwycona.
No no Maciej przechodzi istną przemianę, budzą się w nim instynkty opiekuńcze :) Teraz ma już u siebie dwa kundle hehe 😆 Oczywiście podoba mi się ta przemiana :) I również podobało mi się że Filip wykasował i zablokował numer Łukasza - Maciej nie powinien wracać do tego, za dużo złości i wyrzutów jest między nimi to żeby mogło z tego coś wyjść. Lubię Łukasza, tzn może bardziej mu współczuję ale niech sobie poszuka kogoś innego a Maciejowi da spokój 😊
OdpowiedzUsuńDziękuję za rozdział i dużo weny życzę 😙
Zawsze jakoś tak mi smutno, jak ktoś pisze, że nie lubi Łukasza. Miło więc przeczytać, że masz do niego inny stosunek (nawet jeżeli to tylko współczucie ;D).
UsuńDziękuję za komentarz!
Powiem, że beka z jednego i drugiego. Filip mnie rozwala z tym jak dopierdziela mu z wiekiem. Co wielu irytuje, czytaj Łukasz, to mi on zupełnie nie przeszkadza. Ja nawet go lubię i rozumiem przez co musiał ten chłopak przejść. Możliwe, że wybrał Darie właśnie po to żeby chociaż na gwiazdę mieć gwarancję spotkania ukochanego.
OdpowiedzUsuńGdzie w Americanie postacie są tak papierowe ( wybacz mi) to tu jest klasa. Oni są ludzcy i dlatego dają się lubić.
Nie ma czego wybaczać, rozumiem, że Americana była gorszym opowiadaniem i wcale temu nie zamierzam zaprzeczać. Gdzieś wyżej pisałam już, że Americana to odgrzewany kotlet. Wróciłam do tekstu po czasie i niestety nie potrafiłam już tak pokochać bohaterów. Byli mi obcy, nie pamiętałam co tam takiego roiło się w ich głowie, nie znałam ich. ;) Postanowiłam jednak opowiadanie zakończyć i z tego jestem naprawdę dumna, bo zrobiłam to najlepiej jak umiałam. Wnioski wyciągam i postaram się już więcej tych błędów nie popełnić.
UsuńA za komentarze (nie tylko ten tutaj, pod ostatnimi rozdziałami Americany również) dziękuję! <3
Pierwsze o czym powinnam wspomnieć - to to że nowa playlista (przynajmniej mnie się wydaje że jest nowa) bo słucham jej od 3 dni. I nawet słucham jej do czytania ogólnie czy porabiania czegoś na lapku. Bardzo przypadła mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, świetnie się czytało :D czytając początek ciągle się śmiałam :D ta sytuacja z Filipem była świetna xD ubaw po pachy.
Jest coś takiego ciekawego(ciepłego) w tej relacji między nimi.
Ale to co zrobił Filip z telefonem Macieja, może się nieciekawie skończyć.
Pozdrawiam ciepło,
Elda
Fajnie, że playlista przypadła do gustu. The Kooks to z pewnością zespół "Gówniarza" (każde moje opowiadanie ma taki przewodni zespół, którego utwory maltretuję podczas pisania). Jakoś tak wpasowują mi się w klimat relacji Macieja i Filipa, a pierwszy utwór "Naive", to chyba byłby główny soundtrack, jeżeliby pomyśleć o Gówniarzu jak o filmie. :D
UsuńPoprzedni rozdział przez długi czas nie chciał mi działać na telefonie, więc dopiero teraz przeczytałam i od razu skomentuje oba. Z jednej strony kibicowałam troszkę Łukaszowi, który wyraźnie zaczął się starać o Macieja, ale z drugiej... Jakoś wcale nie poczułam negatywnych emocji, gdy Filip tak chamsko im przerwał w klubie, a teraz jeszcze skasował wiadomości od Łukasza. Sam Maciej w końcu stwierdził, że przy Filipie czuje się lepiej, więc... chyba zaczynam powoli ich shipować. W tym rozdziale byli całkowicie uroczy razem (tak bardzo, jak tylko mogą być urocze wymioty młodego) i gdybym nie wiedziała, że to ten sam Maciej z Americany, to nigdy bym nie zgadła. Przecież to zupełnie inny człowiek!
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny ;>
Maciej z Americany był widziany oczami Aleksa, Filip odsłonił jego inną, trochę bardziej ludzką stronę. :D
UsuńDziękuję za wenę, nie pogardzę ;D
To jest chyba, jak dotąd, mój ulubiony rozdział z tego opowiadania. Zaczęłam lubić Macieja (Wow! Nadal w to nie dowierzam!), pies mnie jak zwykle rozczulił, Filip irytował w znośny sposób (chociaż za wykasowanie wiadomości i zablokowanie numeru, to na miejscu Macieja bym się ostro wkurzyła, jak już bym się o tym dowiedziała kiedyś tam). Tekst o jajach mnie rozwalił, że z ledwością hamowałam śmiech, by nie obudzić ludzi w domu. :v Zaczynam się coraz bardziej przekonywać do tego opowiadania. :)
OdpowiedzUsuńWeny, motywacji, czasu, no i oczywiście dużej ilości komentarzy życzę. :)
Całkiem fajne jest to, jak niektórzy reagują na drugie oblicze Macieja (Fifty shades of Maciej?). Ja wiem, ciężko jest w nią uwierzyć, ale tak, nawet on potrafi mieć czasem ludzkie odruchy. :D
UsuńDziękuję bardzo za komentarz i życzenia. :)
Pozdrawiam!
Cześć! Bardzo fajny rozdział. Jestem trochę uzależniona od czytania więc nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów! Mam nadzieję że nie zabijesz tutaj nikogo albo nie zabijesz mojej ukochanej postaci :D bo nie ukrywam w Americanie było mi smutno... a co czytam opowiadania to ktoś zawsze musi ginąć (chyba przynoszę pecha :o) ale! Czekam na więcej! Dużo weny i pozdrawiam! ^-^
OdpowiedzUsuńMoja introwertyczna natura sprawia, że prawie nie komentuję, a u Ciebie to pierwszy mój komentarz. Zawsze jednak czytam i Twoje opowiadania naprawdę lubię. Pozdrawiam i życzę weny. :)
OdpowiedzUsuńMiło więc, że jednak się odezwałaś. Dziękuję i również pozdrawiam! :)
UsuńAhh ja rowniez nie lubie komentowac, aczkolwiek sprawdzam twojego bloga codziennie! Uwielbiam twoje opowiadania, a to szczegolnie! Czekam na kolejny rozdzial z niecierpliwoscia ;----)
OdpowiedzUsuńKomentarze motywują, nawet krótkie, więc miło mi, że się odezwałaś/eś :)
UsuńNo wiedziałam, że Wilku będzie rzygał. Spodziewałam się, że jakoś popisowo na koszulę, a tu tylko buty... Trochę zawiedziona jestem xD Maciej popisowa opiekunka, kto by się spodziewał. A Wilku zazdrosny - słodko. Ta kreacja Macieja - z jednej strony zaliczającego w klubach samca alfa, a z drugiej gościa z tysiącem mazideł przeciw starzeniu jest boska. Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńNo wiesz, Maciuś musi być młody i piękny, inaczej sobie nie powyrywa dupek w klubie. :D
UsuńHej, ale słodko się zrobiło po tym rozdziale :D, mam nadzieję, że kolejny niebawem, bo bardzo mi się podoba tok wydarzeń, pozdrawiam. WildMind
OdpowiedzUsuńKocham twoj styl pisania, zawsze czekam na kolejne rozdzialy. zawsze cos sie dzieje. POdoba mi sie fabula, uwielbiam postacie, i to, ze naprawde dobrze sie to czyta. MYsle, ze gowniarz to moje ulubione opawiadanie na ten moment aczkolqiek wszystkie sa super.powodzenia ! ;))
OdpowiedzUsuńMam wrażenie że usunięcie tych wiadomości jeszcze się na Filipie zemści.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie. Chyba z miesiąc tu nie zaglądałam, a tu tyle rozdziałów czeka! Ten jest świetny, kłopotliwy Filip to zabawny Filip xD Szczególnie, gdy taki Maciuś musi się trochę namęczyć...
OdpowiedzUsuńPóki co ze wszystkich opowiadań u Ciebie najbardziej spodobało mi się 'Za trzy punkty'. Niestety po próbie przeczytania Americany zraziłam się trochę do reszty opowiadań na Twoim blogu. Z braku laku zaczęłam szukać podobnych w internetach, ale niestety poległam. Postanowiłam dać szansę gówniarzowi i... strzał w dziesiątkę! Tak trzymaj Podoba mi się szczególnie fakt, że bohaterowie nie są 'słodko-pierdzący' i zachowują się irracjonalnie czasem (co pewnie wkurza ludzi, ale hej, to nadaje temu opowiadaniu więcej realizmu :) Wuchty weny poznań życzy, tej.
OdpowiedzUsuńCzytam od 11 i nie moge sie oderwac. Genialna jestes
OdpowiedzUsuń