piątek, 30 kwietnia 2021

Tom II, część 30. (Mrok)

 

– Przyleciał kruk – powiedział Vaadar, odchylając się na siedzisku wyściełanym zwierzęcymi futrami i spoglądając przy tym na blat, na którym leżał duży płat cielęcej skóry z wyrysowaną mapą. – Ojciec daje nam wolną rękę.

Xahen zakrył dłonią usta i zmarszczył brwi, śledząc wzrokiem schemat podziemi, próbując jednocześnie jak najwięcej z niego zapamiętać.

– Tak będzie najlepiej – mruknął. Wstał i pochyliwszy się nad planem, przesunął zielony kamyk ku zaznaczonemu wyjściu z krętych lochów. – Przeprowadzę swoich ludzi dołem, a ty z Kavremem będziesz działał na powierzchni. Nie ma sensu nacierać na nich od boków, skoro i tak się tego spodziewają.

Vaadar, po raz pierwszy od naprawdę dawna potaknął mu, całkowicie się z nim zgadzając. To była jedyna kwestia, w której mogli sobie podać dłonie. Nie potrafiliby przeprowadzić ataku wspólnie na powierzchni, bo to z pewnością zakończyłoby się dla nich sromotną klęską. Zmieniając plany ojca i chcąc uderzyć w Liodem Hum od głównych bram, musieli się rozdzielić, aby nie wchodzić sobie w kompetencje dowódców i zamiast wroga, nie zacząć wybijać siebie nawzajem.

czwartek, 1 kwietnia 2021

Tom II, część 29. (Mrok)

Dziękuję za komentarze :)

A jako ciekawostkę wrzucam Wam zdjęcie z Pinteresta, moja inspiracja przy tworzeniu Liodem Hum. 




Twarz Elbrychta stężała, a jego złote spojrzenie omiotło najpierw siedzącą przy stole Nelissandrę, żeby zaraz przenieść się na Alberta. Z samej jego postawy i nienagannych gestów mógł stwierdzić, że nie był ani zwykłym mieszczaninem, ani nawet arystokratą. Promieniejąca od niego królewska duma nie mogła zostać podważona nawet przez samego Elbrychta, który jak nikt inny zwracał uwagę na podobne detale. Moc spojrzenia, wyprostowana sylwetka oraz specyficzna maniera mówienia mogły przejawiać się tylko u kogoś, kto był wychowywany na następnego władcę.

wtorek, 23 marca 2021

Tom II, część 28. (Mrok)

 

Podróżowali całymi dniami, a wieczorami zatrzymywali się na postój. Nie tylko ludzie byli wyczerpani, ale nawet i silne ta'heńskie konie po takim wysiłku potrzebowały chwili wytchnienia. Trzeba było się nimi dobrze zająć, w końcu miały im jeszcze trochę posłużyć, a wymęczone, zmizerniałe wierzchowce nijak zdałyby się podczas walki. Traktowano więc je znacznie lepiej niż niewolników, których również zabrano w podróż. Szli za konwojem, związani niczym zwierzyna i mało kto przejmował się ich losem. Jeśli kilku z nich nie wytrzymałoby drogi – nikogo by to nie obeszło, a wręcz przeciwnie, mogłoby tylko usprawnić przemieszczanie się.

Gdy zatrzymywali się na postój, nie rozbijali wielkich obozowisk. Nie mieli na to czasu, bo i tak sporo go już stracili przez otrucie Vaadara, a to, zdaniem szamana, mogło pokrzyżować plany Przedwiecznego. W jego wizjach pojawiała się dokładna data wyruszenia na podbój Liodem Hum i tylko Bóg wiedział, co niosło za sobą opóźnienie tej wizji. Azogh postanowił jednak nie odpuszczać, tak więc znajdowali się teraz tuż za Lasem Szeptów, niedaleko Północnej Osady, z której pochodziła Nevatha i którą mieli bezpiecznie odeskortować do domu.

środa, 3 marca 2021

Tom II, część 27. (Mrok)

 

Furmanka zaprzężona w dwa duże zwierzęcia, których ani Albert, ani nawet Leonar na oczy nigdy wcześniej nie widział, mknęła przez polną dróżkę. Dookoła roznosił się rytmiczny stukot kopyt koni, jak to Nelissandra nazwała zwierzęta, oraz skrzypienie starych, nienaoliwionych kół.

Jechali w ciszy, dookoła dawno już zapadł zmrok, a mimo to kontynuowali swoją podróż. Drogę oświetlał im zapalony magią kamień, przymocowany do długiego kija i przywiązany na belce przy koźle, tak, aby prowadząca furmankę Nelissadra widziała, co znajduje się kilka metrów przed nimi. Jak mówiła, konie bywały bardzo płochliwe i choć na co dzień nie zdawały sobie sprawy z własnej siły, w przypadku poczucia zagrożenia mogłyby napytać im wszystkim nie lada kłopotów. Mimo zapewnień czarownicy odnośnie nieszkodliwości tych zwierząt, Albert i tak wolał się do nich nie zbliżać. Już dojenie krów okazało się zajęciem wysokiego ryzyka, kiedy to łaciata zamachnęła się i prawie trafiła kopytem w głowę pochylającego się księcia. Nie chciał więc myśleć, co te olbrzymie zwierzęta mogłyby mu zrobić, gdyby poczuły dyskomfort.

wtorek, 16 lutego 2021

Tom II, część 26. (Mrok)

 

Tak jak powiedział, niedługo później przyszła Ilima ze świeżymi ubraniami i misą pełną ciepłej wody. Nawet to nie potrafiło jednak poprawić mu nastroju, choć wcześniej wręcz marzył o obmyciu się i założeniu nowego odzienia.

Nawet rozczesywanie włosów i zaplecenie ich w schludny warkocz w żaden sposób mu nie pomogło. Mimo wszystko był wdzięczny dziewczynie, choć wciąż nie potrafił wykrzesać z siebie nawet odrobiny entuzjazmu.

Jedyne co czuł, na przemian ze strachem, to okrutne zmęczenie, przenikające go na wskroś, odczuwalne każdą cząsteczką ciała. Najgorszy w tym jednak był brak możliwości zapadnięcia w sen, nawet ten płytki, pozostawiający człowieka w stanie czuwania. Pół dnia kręcił się z boku na bok na swoim sienniku, a kiedy zapadł zmrok, przeniósł się na moment do izby głównej, gdzie usadowił się przed paleniskiem. Niezmienne towarzystwo dwóch psów wydawało mu się w tamtej chwili kojące. Zwierzęta nie należały do tych najciężej pracujących w gospodarstwie, można było się nawet pokusić o stwierdzenie, że Xahen trzymał pod dachem dwóch darmozjadów.

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.