Dzisiaj przychodzę do Was z czymś zupełnie innym. Jest to dodatek do "Americany", którego teoretycznie można czytać, nie znając tekstu przewodniego. Ma on oczywiście o wiele więcej sensu, jeżeli kojarzy się już bohaterów opowiadania i wie z jakimi problemami się borykają.
Zapraszam serdecznie do czytania i mam szczerą nadzieję, że zaczniecie przez to zupełnie inaczej postrzegać postacie "Americany". Nie lubię prosić o komentarze i zazwyczaj tego po prostu nie robię, ale teraz chciałabym się dowiedzieć, jakie emocje w Was wzbudził ten (wcale nie taki krótki) dodatek. Jeżeli więc macie chwilę czasu, naskrobcie mi chociaż jedno zdanie, będę bardzo wdzięczna. :) Tylko tak dowiem się, czy mój cel został osiągnięty.
Betowały Ekuccbw. i Oni.
Dom pełen wspomnień
Spojrzał na walizkę, którą dosłownie
chwilę temu spakował. Poczuł nieprzyjemny
ucisk w klatce piersiowej na samą myśl
o tym, że zaraz wsiądzie w samochód i po godzinie drogi znajdzie
się w tym przeklętym domu.
Teoretycznie
nie musiał. Teoretycznie był już dorosłym, samowystarczalnym
facetem. Ale tylko teoretycznie, bo za każdym razem, gdy chciał już
samodzielnie podjąć jakąś decyzję, przypominał sobie o matce. O
jej wątpliwym zdrowiu, które tylko pogorszyło się po śmierci
ojca. Nawet jeżeli dla niego śmierć taty oznaczała uwolnienie
z krępujących więzów, dla mamy była
małym, osobistym końcem świata. Nikomu nie mówiła, jak bardzo
cierpiała.
Dobra,
pogonił się w myślach, łapiąc za rączkę od walizki. Po pustym
mieszkaniu rozniósł się terkot sunących po panelach kółek.
Wyszedł z mieszkania, zamknął drzwi i skierował się na parking,
gdzie stał jego samochód.
Jedzie
tam tylko na weekend, na urodziny mamy. To niecałe dwa dni,
przeżyje.
***
Gdyby
mama była najgorszym jego problemem, jakoś by to przeżył.
Wypytywanie o wybranki czy narzekanie na to, że ma już trzydzieści
lat na karku i zero perspektyw na małżeństwo też już umiał
przetrwać. Wystarczyło tylko, że kiwał głową, powtarzając:
„nie znalazłem jeszcze żadnej odpowiedniej”. Mama w końcu się
męczyła i odpuszczała.
Najgorzej
jednak będzie zasiąść przy stole z siostrą i jej mężem
oraz, oczywiście, dwójką ich niezbyt urodziwych dzieci. Ale co się
dziwić, że te małe tak wyglądały? Maciej nigdy nie uważał, by
jego młodsza o dwa lata siostra była urodziwą kobietą. Wręcz
przeciwnie, po ojcu odziedziczyła zwalistą budowę ciała i bardzo
rzadkie włosy. Przypominała niskiego mężczyznę, miała w sobie
bardzo mało kobiecości, nawet jeżeli
na siłę wciskała się w przykuse sukienki, a na twarz nakładała
całą tonę kosmetyków. Maciej wciąż zachodził w głowę, co
takiego Łukasz w niej widział. I dlaczego postanowił sobie ułożyć
z nią życie, mimo że – tego był pewny – nigdy nic do niej nie
czuł. Ani pożądania, ani tym bardziej miłości. Jeszcze
piętnaście lat temu tę miłość wyznawał komuś zupełnie
innemu.
Całe
szczęście, że widywali się tylko kilka razy do roku. Często też
większość świąt Maciej po prostu sobie odpuszczał, gdyż
z natury nie czerpał przyjemności z zadawania sobie takich tortur.
Omijał więc rodzinne strony naprawdę szerokim łukiem.
Kiedy
więc wysiadł z samochodu i ruszył do wejścia, musiał walczyć ze
sobą, by nie zawrócić. Drzwi jednak otworzyły się, w progu
stanęła szczupła, elegancko ubrana kobieta, a on wiedział, że
nie ma odwrotu.
–
Miałeś być godzinę temu – zarzuciła mu, a nagana w jej głosie
była aż nazbyt wyczuwalna. Przez chwilę znów poczuł się jak
kilkuletni, karcony chłopiec. Zaraz jednak zreflektował się,
wyciągnął bukiet kremowych róż, które trzymał za sobą, po
czym wręczył je rodzicielce. Jej twarz momentalnie rozjaśniła się
uśmiechem.
–
Wszystkiego najlepszego – powiedział i ujął jej dłoń w swoją,
po czym pochylił się, by ją ucałować. Gdy już to zrobił,
pozwolił zagarnąć się w matczyne ramiona.
–
Tak się stęskniłam – mruknęła z rozrzewnieniem. – Dobrze
wyglądasz – skomplementowała go, kiedy pozwoliła mu się
odsunąć. Spojrzała na kwiaty, a gdy dostrzegł na jej ustach pełen
uznania uśmiech, już wiedział, że przypadły jej do gustu.
Przez
chwilę przyglądał się drobnej, naznaczonej zmarszczkami twarzy
matki. Mimo swoich siedemdziesięciu lat (urodziła go naprawdę
późno), wciąż miała w sobie jakiś taki nieodparty urok i
spojrzenie pałającej życiem dwudziestoletniej dziewczyny.
Pamiętał, że jego mama bardzo długo zachowała swój młody
wygląd;
koledzy często przychodzili do niego do domu
pod pretekstem zagrania w jakąś grę
wideo. Już wtedy wiedział, że to były tylko wymówki i że tak
naprawdę wpraszali się jedynie po to, by popatrzeć sobie na panią
Wyszyńską.
–
Dziękuję, ty również – odparł i wszedł do dużego, jasnego
przedpokoju. Na jednej ze ścian znajdowało się ogromne lustro w
złotej oprawie. Pamiętał, jak kiedyś z Darią i jej teraźniejszym
mężem, Łukaszem, zbili je. Przez pół roku ściana świeciła
pustkami, dopiero później mama pogoniła ojca, by coś z tym zrobił
i zamówił nowe lustro. – Dobrze ci w różu – pochwalił, kiedy
zdejmował buty.
–
Ach, wiesz, nie jestem przekonana – powiedziała, marszcząc nos w
grymasie niezadowolenia. Ręką, w której nie trzymała kwiatów,
wygładziła garsonkę. – Mam wrażenie, że jest trochę
nieadekwatna do wieku...
–
Daj spokój – powiedział, gdy już się wyprostował i odwiesił
kurtkę na wieszak. Jego uwadze nie uszły znajdujące się obok
płaszcze, jeden beżowy i damski, a drugi czarny, męski. – Pasuje
ci – dodał i posłał jej uśmiech.
–
Och, ty zawsze umiałeś się podlizać – powiedziała, machnąwszy
ręką, ale wyraźnie była zadowolona z otrzymanego komplementu. –
Zawsze wiedziałeś, jak sobie zaskarbić trochę plusów – dodała,
na co on tylko zaśmiał się i zerknął na wejście do salonu, skąd
już słyszał niezbyt
przyjemne dla ucha pokrzykiwania dzieci. – Daria i Łukasz zrobili
nam kolejną niespodziankę – powiedziała niemal z dumą, a Maciej
aż się na nią zapatrzył.
–
Niespodziankę? – zapytał, nie mogąc powstrzymać skrzywienia
pełnego niechęci.
Raczej nie miał najmniejszej ochoty na wysłuchiwanie o wspaniałym
życiu państwa Maleckich. Już wtedy, gdy pięć lat temu dowiedział
się o ich niespodziewanym ślubie, wiedział,
że musi się od nich odciąć, jeżeli chce prowadzić w miarę
normalne życie. Nawet jeśli kiedyś
on, Daria i Łukasz byli nierozłączni,
to teraz nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Był twardym
facetem, umiał o siebie zadbać, miał jasne cele w życiu (dlatego
nigdy nie posłuchał matki, która już nie raz próbowała mu
zaaranżować małżeństwo) i żeby nic się w tych kwestiach nie
zmieniło, musiał po prostu trzymać się z daleka.
–
Wujek! – usłyszał. Wystarczyła chwila, żeby w polu jego
widzenia pojawiła się mała, o wiele zbyt pulchna jak na swój wiek
i wzrost dziewczynka. Maciej ze skrzywieniem spojrzał w jej małe
oczka. Wciąż nie mógł pojąć, jak to się działo, że te
dzieciaki tak do niego lgnęły. Myślał, że swoją postawą
odpycha na kilometr, nigdy nie był dla nich specjalnie uprzejmy, nie
raz je już nawet za coś skarcił. Omijał te szczerbate zarazy
szerokim łukiem, a one i tak za każdym razem leciały do niego jak
muchy. Mimo że przecież nawet go nie znały, bo ile razy w swoim
krótkim życiu mogły go widzieć?
Tuż
za dziewczynką wybiegł młodszy o dwa lata
chłopiec, który
był o wiele ładniejszy od swojej siostry, ale to tylko dlatego, że
poszedł w ślady taty. Maciej mógł powiedzieć wiele złego o
Łukaszu; był tchórzem, pantoflarzem, momentami wydawał się mało
rozgarnięty, ale nie mógł ująć mu urody. Między innymi dlatego
nie potrafił znaleźć odpowiedzi na pytanie,
czemu Malecki wybrał właśnie Darię. Skoro już musiał sobie
wziąć jakąś żonę, mógłby chociaż kierować się jakimkolwiek
gustem. Jego siostra intelektem także nie grzeszyła, wręcz
przeciwnie. Maciej często zastanawiał się,
jak to się właściwie stało, że są
rodzeństwem.
–
Spokój – warknął na dziewczynkę, Hankę, która zatrzymała się
w połowie drogi do niego. Jej brat, Kuba, także się zatrzymał i
wlepił w niego te swoje wielkie, ciemne oczy, tak strasznie
przypominające oczy Łukasza. – Dom to nie plac zabaw – zganił
je, marszcząc groźnie brwi. Pani Wyszyńska spojrzała na syna i
zaśmiała się cicho.
–
Och,
Macieju, to tylko dzieci – powiedziała, próbując załagodzić
sprawę.
–
Za dziesięć lat dziećmi już nie będą – odparował, mierząc
dwoje kilkulatków
nieprzychylnym spojrzeniem. – Daria i Łukasz nie wiedzą,
co to wychowanie? – prychnął, a z
salonu, jak na zawołanie,
wyjrzała głowa jego siostry.
–
Hania, Kuba, spokój – odezwała się tym swoim piskliwym głosem,
którego Maciej od jakiegoś czasu (a dokładniej od jej
niespodziewanego małżeństwa) nie mógł strawić. – Mówiłam,
żebyście byli grzeczni! – powiedziała i zagroziła im palcem, a
dopiero później spojrzała na brata z krzywym, niezbyt przyjaznym
uśmiechem. – Pojawił się pan i władca – rzuciła kąśliwie.
–
Już na samym początku radziłem wam kupno szynszyli, a nie
płodzenie dzieci – odparł, mimo że naprawdę nie chciał jej
dzisiaj tak dogryzać ze względu na mamę. – Wyszłoby z pożytkiem
dla zdrowia psychicznego otoczenia.
–
Już, już – odezwała się pani Wyszyńska, próbując załagodzić
konflikt. Maciej mógł dostrzec, jak poczerwieniała na twarzy z
nerwów i już wiedział, że musi odpuścić. – Chodźmy do
salonu. Zrobiłam na obiad pieczeń, lubisz, prawda? – zapytała
go, obejmując Hankę, którą zaraz nakierowała w stronę salonu.
–
Lubię – odparł i spojrzał jeszcze na swoją siostrę. Na jej
okrągłą buzię, krótkie, starannie ułożone włosy i perfekcyjny
makijaż. Przez ostatni czas trochę się jej przytyło, co Maciej
zauważył z niemałym zadowoleniem. Brzuch jakby jej się zaokrąglił
i...
I
w tym momencie połączył wszystkie fakty. Ta „niespodzianka” ze
strony Maleckich, o której mówiła mu mama, w połączeniu z
nadprogramowymi kilogramami u Darii wskazywała tylko na jedno:
kolejny potwór w drodze.
Nie
miał jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo już wszedł
do salonu, w którym powitała go para dużych, ciemnych oczu. Aż
przełknął ślinę, mając wrażenie, że one jako jedyne się nie
zmieniły. Cała otaczająca go rzeczywistość w przeciągu tych
kilku lat wywróciła się do góry nogami, ale nie to spojrzenie.
Ciepłe, trochę może przekorne, ale jakieś takie... znajome.
Szybko
jednak przywrócił się do porządku, a na jego twarzy znowu pojawił
się ten sam nieprzyjemny grymas, którym obdarzył Darię na
powitanie. Od razu dostrzegł, że Łukasz się trochę postarzał.
Przybyło mu nawet kilka siwych włosów,
mimo że przecież miał tylko trzydzieści lat. No,
ale co się dziwić, w końcu miał dwójkę dzieci i trzecie w
drodze. Z takim przebiegiem to Łukasz niedługo spocznie w grobie.
–
Cześć – rzucił i wstał, żeby się z nim przywitać. Maciej
patrzył na niego uważnie, zupełnie jakby miał do czynienia z
jakimś drapieżnym zwierzęciem, któremu nie można było
zaufać. Bo przecież zaufanie stracił już dawno temu, a dokładniej
wtedy, kiedy okazało się, że Łukasz jest po prostu tchórzem.
Chowającym głowę w piach strusiem, a nie drapieżnikiem, poprawił
się w myślach i uśmiechnął do mężczyzny pobłażliwie.
–
Rodzicielstwo ci nie służy – powiedział, podając mu na
przywitanie dłoń. Kiedy Łukasz ją uścisnął, zaraz zabrał ją
z powrotem,
nie chcąc mieć więcej styczności z jego ciałem. – I chyba
przysypiałeś na zajęciach wychowania do życia w rodzinie, hm? Nie
wiesz, do
czego służą prezerwatywy? – zapytał kąśliwie, nie mogąc się
powstrzymać. Nawet ostrzegawcze chrząknięcie mamy nie podziałało.
Łukasz
zmarszczył brwi, aż wreszcie westchnął cicho. Daria podeszła do
niego, a Maciej z niechęcią obserwował, jak Malecki obejmuje ją w
pasie i całuje w policzek. Nie było w tym geście jednak ani cienia
troski czy oddanej, małżeńskiej miłości. Maciej miał wręcz
wrażenie, że Łukasz zrobił to automatycznie, bo tak po prostu
wypadało.
–
Właśnie chcieliśmy ci powiedzieć – odezwała się Daria,
mierząc brata zniechęconym spojrzeniem. W tym
momencie do pokoju wpadła dwójka małych potworów i zaczęła się
ganiać dookoła stołu, ale nikt nie zwrócił na nich uwagi.
–
Nie musicie mi mówić, że nie potraficie się zabezpieczać –
sapnął, przewracając oczami, po czym sięgnął do krawatu, by
trochę go poluźnić przy szyi. – Nie obchodzi mnie to, raczej nie
będę się angażować w wychowanie tego nowego – powiedział
bezczelnie, po czym ruszył w kierunku stołu. Odsunął jedno
krzesło i opadł na nie, mimowolnie patrząc w stronę kamiennego
kominka, nad którym porozwieszane były zdjęcia. Maciej znał je na
pamięć, przedstawiały różne sceny z życia ich rodziny, a na
kilku nawet załapał się mały Łukasz.
–
I widzisz,
mamo? – odezwała się Daria tym swoim pełnym pretensji głosem. –
Jak ja mam się z nim dogadać? – prychnęła, zakładając ręce
na piersi jak mała, obrażona
dziewczynka. Tego akurat się nie wyzbyła, kiedyś jeszcze tupała
nogą, żeby podkreślić swoją irytację. Łukasz westchnął
ciężko i nic nie mówiąc,
także ruszył do stołu.
Malecki
nigdy wiele nie mówił. Był raczej typem milczka, który wyrażał
swoje myśli czynami, co zawsze Maciejowi odpowiadało. On z kolei
zawsze dużo kłapał językiem i wszędzie było go pełno, więc
doskonale się dobrali. Pamiętał, jak zarzucał Łukasza gradem
słów, a ten cierpliwie słuchał i odzywał się dopiero,
gdy Maciej już się nagadał.
Wpatrzyli
się w siebie nad pustymi talerzami. Starał się nic tym spojrzeniem
nie przekazać, chciał być obojętny, unieść się honorem i
pokazać, że miał już do tego wszystkiego dystans. Gdy jednak na
twarzy Łukasza pojawił się lekki uśmiech, nie był w stanie
dotrzymać swojego postanowienia. Złamał się. Spuścił wzrok, a
kącik jego ust zadrgał.
Minęło
tyle lat, a on wciąż tkwił w przeszłości. Trzymała go i nie
chciała puścić. Może i kiedy wracał do swoich codziennych
obowiązków, zatracał się w pracy, a po niej spotykał się z
jakimiś chłopakami, udawało mu się zapomnieć. Ale musiał
przecież od czasu do czasu wracać do tego domu, a wtedy wpadał w
błędne koło i miał wrażenie, że boli tak samo, jak bolało pięć
lat temu.
Nic
dziwnego, Maciej nie był zbyt kochliwym typem faceta. Właściwie to
przywiązał się do jednej osoby i to na bardzo długo. Chyba źle
wybrał osobnika, w którym dawno temu ulokował swoje szczeniackie
uczucia. Szkoda tylko, że te „szczeniackie uczucia” nie
pozostały szczeniackie i przerodziły się w coś znacznie
głębszego.
Tylko
że nigdy nie stałyby się tak silne, gdyby jego związek z Łukaszem
nie był poważny. A był, cholera, był! Przymierzali się nawet do
wynajęcia mieszkania, wyjechania razem z rodzinnej miejscowości i
rozpoczęcia życia na własny, wspólny rachunek. I nagle, nie
wiadomo skąd, Łukasz wyskoczył przed jego mamą, że zamierza
poślubić Darię. Znikąd pojawiło się też dziecko, szybki ślub
i rozdział zamknięty, a Maciej został z niego wymazany.
Nienawidził
siebie za tę słabość, która za każdym razem powracała do niego
jak bumerang. Chciał myśleć o sobie jako o silnym facecie, taki w
końcu był przed innymi. Żaden z jego kochanków nie znał go
jednak w pełni, bo Maciej po prostu nie chciał zostać poznany.
Kiedy tak bawił się innymi,
było bezpiecznie, a
już nigdy nie pozwoli zabawić się sobą.
–
Dobrze, kochani. Jesteście głodni? Siądziemy do stołu i zaczniemy
jeść, tak? – zapytała pani Wyszyńska, wygładzając nerwowo
garsonkę. Zawsze tak robiła, kiedy zbytnio się denerwowała i
Maciejowi momentalnie zrobiło się jej
żal. Nie
powinni przecież jej niepokoić, to mogło się źle odbić na jej
zdrowiu. – Ziemniaki są już pewnie gotowe – dodała, a Maciej
od razu wstał.
–
Pomogę ci – zaoferował, woląc biegać od kuchni do salonu z
jedzeniem, niż siedzieć naprzeciwko Łukasza i znosić to jego
przeklęte, ciepłe spojrzenie.
***
Obiad
wcale nie minął im w miłej, rodzinnej atmosferze, mimo że każdy
się starał, głównie dla pani domu. Drące się przy stole
rodzeństwo tylko dodatkowo irytowało Macieja, jednak za każdym
razem, gdy chciał powiedzieć coś uszczypliwego na temat
niewychowanych dzieci, gryzł się w język.
Kiedy
zjedli już dania i przyszedł czas na pieczone przez mamę ciasta
(zapewne poświęciła im cały wczorajszy dzień),
nadszedł też moment pytań. Maciej doskonale wiedział, kiedy one
nastąpią – za każdym razem, gdy już wszyscy nałożyli sobie
deser i nalali do filiżanek kawy bądź herbaty, mama odwracała się
w jego stronę i z przyjaznym uśmiechem pytała:
–
I co u ciebie, skarbie? – Zawsze zaczynało się tak samo. Za
każdym razem pierwsze pytanie pozostawało niezmienne.
–
Nic takiego – mruknął i pomieszał łyżeczką w kawie. Starał
się udawać, że wcale nie czuje na sobie uważnego spojrzenia
Łukasza, który nawet się nie krył przy obserwowaniu go. Tak po
prostu siedział naprzeciwko, wlepiając w niego wzrok w oczekiwaniu
na odpowiedź. Maciej jednak się z tym nie spieszył;
by przeciągnąć chwilę,
sięgnął do ciasta, a następnie napchał sobie nim usta.
–
Jak w pracy? – zapytała. Minęło trochę czasu,
nim pogryzł (chociaż teoretycznie
sernik był miękki) i przełknął.
–
Dobrze. Bez zmian, ciągle jestem na tym samym stanowisku, ale
możliwe,
że awansują mnie na dyrektora działu graficznego – odparł
powoli, z niejaką dumą. Akurat o swojej pracy mógł opowiadać, w
końcu miał się czym pochwalić. Dobrze zarabiał,
a na dodatek jego posada należała do takich, na których mógł się
rozwinąć i zaczerpnąć nowej wiedzy, nigdy więc nie stał w
miejscu.
–
To wspaniale! – pochwaliła pani Wyszyńska i uśmiechnęła się
do niego szeroko, na co po prostu nie mógł nie odpowiedzieć tym
samym. Kiwnął głową, sięgając po filiżankę, z której upił
łyka mocnej kawy.
–
A masz już kogoś? – Bieg wymiany zdań zakłóciła nagle Daria.
Maciej aż podniósł na nią zdziwione spojrzenie, nie spodziewając
się tego, gdyż
zawsze siedziała cicho, wysłuchując pytań mamy ze znużeniem.
Zmarszczył brwi, kiedy dostrzegł na jej twarzy kpiący uśmieszek;
doskonale zdawała sobie sprawę, że jej brat nawet nie chciał
myśleć o kobietach przy swoim boku.
–
Może – odparł tylko po to, żeby zrobić jej na złość. W tym
momencie Łukasz zwrócił na niego jakby bardziej uważne
spojrzenie, za którym kryło się coś jeszcze. Maciej jednak nie
chciał się zastanawiać, czym
to dokładnie było.
–
Naprawdę? – podłapała od razu mama. – Och, ile ma lat? Jak ma
na imię? Pracuje? Jak długo się znacie? – zasypała go gradem
pytań, a on poczuł, że zaczyna w nim tonąć. Powstrzymał
niechętne skrzywienie. Mógł trzymać się swojego zwyczajowego
planu, czyli zamiast „może” odpowiedzieć po prostu „jeszcze
nie”. Gdyby tylko tak zrobił, teraz nic nie musiałby wymyślać.
–
To świeży związek – odpowiedział i spojrzał na swoje
niedojedzone ciasto. – Nie chcę zapeszać – dodał, po czym
spojrzał na swoją mamę. Uśmiechnął się do niej, widząc jej
zawiedzioną minę.
–
No dobrze – odparła niechętnie, może nawet wyczuwając w tym
wszystkim kłamstwo. Zresztą, to wcale nie było takie trudne, łatwo
się domyślić, że po tylu latach Maciej miał dość głupich
pytań o partnerkę.
–
To nic nadzwyczajnego – odezwał się w pewnym momencie Łukasz,
ani przez moment nie patrząc już na Macieja. – Ludzie teraz
najpierw wolą się ustatkować, a dopiero później zakładać
rodzinę – mruknął, wzruszając ramionami. Miał ciepły,
spokojny ton głosu, za który kiedyś Maciej go podziwiał. Dziwne,
że tak ułożona i spokojna osoba w ostatnim momencie stchórzyła i
wybrała sobie za żonę pierwszą lepszą kobietę. – To dobry
wybór – powiedział i pokiwał głową. – Lepiej mieć już
mieszkanie, niż wychowywać dziecko u rodziców – dodał, wreszcie
przenosząc wzrok na siedzącego naprzeciwko Macieja, który
momentalnie się spiął. Łukasz uśmiechnął się do niego kątem
ust, na co Wyszyński zmarszczył z niezrozumieniem brwi. To była z
jego strony jakaś sugestia czy próba wykaraskania go od
nieprzyjemnych pytań? Chyba już nigdy go nie zrozumie. Zresztą,
lepiej gdyby nawet nie próbował, jeżeli chce zacząć żyć
normalnie, bez powracającej przeszłości.
–
Och, ale ja nie miałabym nic przeciwko! – odezwała się mama
Macieja i Darii, po czym spojrzała na swoje dzieci z naganą. –
Przecież wiecie, że finansowo wam zawsze dopomogę. Cieszę się,
córeczko, że kolejnego wnuka mam w drodze, ale tak samo cieszyłabym
się, gdyby Maciej mi jakiegoś sprezentował – dopowiedziała,
zatrzymując dłużej spojrzenie na swoim synu. Wiedział, że pod
tym względem zawiódł matkę na całej linii.
nawet jeżeli zawsze dobrze się uczył i
spełniał wszystkie jej wymagania, to i
tak nie był wystarczająco dobry. Pod tym względem Daria wiodła
prym, w końcu dwójka na świecie i trzecia poczwara w drodze, jaka
matka by się nie cieszyła? W szczególności, że Maleccy wyglądali
na całkiem zgodne małżeństwo, z pewnością mało się
sprzeczali, Łukasz był takim typem osoby, która wolała siedzieć
cicho. W domu pewnie rządziła Daria, a on przyjmował wszystko ze
spokojem.
Tylko
czy naprawdę czuł się spełniony? Na pierwszy rzut oka tak, ale
Maciej znał go już zbyt długo. Łukasz wydawał się gasnąć,
usunął się całkowicie w cień swojej żony. Był gdzieś tam
obok, ale jednocześnie jakby starał się uciec.
Żałował
go? Nie. Oczywiście, że nie. Miał to, co sobie wybrał. Bo nie
chciał powiedzieć swojemu ojcu prawdy. A teraz
ten stary, apodyktyczny dziad leżał
sparaliżowany przez wylew, nie mogąc nawet palcem ruszyć, srając
i szczając pod siebie. Ciężko sobie wyobrazić, że jeszcze
kilkanaście lat temu traktował Łukasza jak worek treningowy.
Zresztą, ciężko sobie w ogóle wyobrazić, że w tak dobrym domu
mogło dochodzić do podobnych incydentów. W końcu rodzina
Maleckich miała dobrze prosperującą firmę budowlaną, którą
teraz przejął najstarszy z rodzeństwa, Łukasz. Młodszy od niego
o dwa lata Tomek nie
dałby sobie rady z takim obowiązkiem.
Ominęła go twarda ręka ojca, był za
to ulubieńcem pani Maleckiej,
no i skończył na odwyku. Przez pieniądze poprzewracało mu się w
tyłku, a teraz, gdy ich mamy już nie było, bo dziesięć lat temu
zginęła w wypadku samochodowym, ledwo wiązał koniec z końcem.
Wrócili
do normalnej rozmowy o
wszystkim i o niczym. Prym wiodła mama z Darią, które w pewnym
momencie tak się rozgadały o nowej kanapie, którą mama zamierzała
kupić, że Maciej z zadowoleniem tylko patrzył na zegarek,
odmierzając czas. Gdy już zjedli, pomógł posprzątać ze stołu,
a później każdy miał chwilę dla siebie. Poszedł więc do
swojego pokoju, który od wyprowadzki Macieja nie zmienił się za
wiele. Mama zawiesiła tylko nowe zasłony w oknach i wyrzuciła
dywan, jaki służył
mu przez kilka lat szkoły i studiów; raczej już się do niczego
nie nadawał. Usiadł na jednoosobowym łóżku, patrząc na duży
kolaż zdjęć w antyramie znajdujący się na przeciwnej ścianie.
Wciąż pamiętał, że dostał go na swoje osiemnaste urodziny od
Łukasza, Kuby, Sylwii i Darii. Paczki, którą się trzymali w
czasach licealnych. Przez trzy lata byli nierozłączni, aż przyszło
iść na studia. Łukasz i on wybrali uniwersytet w mieście obok.
Mimo że Maciejowi marzył się wyjazd, nie zrobił tego z uwagi na
swojego przyjaciela, któremu ojciec narzucił kierunek studiów i
uczelnię. Pan Malecki nie chciał wtedy, by jego najstarszy syn
opuszczał dom; wychowywał Łukasza naprawdę twardą ręką i
chciał mieć go zawsze na oku.
Z
zamyślenia wyrwała
go standardowa dla iPhone’ów
melodyjka. Sięgnął po telefon do
kieszeni i uśmiechnął się lekko, kiedy już spojrzał na ekran.
Normalnie pewnie by nie odebrał, bo nie chciałoby mu się
rozmawiać, teraz jednak naprawdę zająłby się wszystkim, byleby
tylko oderwać myśli od tego domu.
–
No cześć, młody – rzucił od razu do słuchawki.
–
Cześć – przywitał się z nim Aleks. Maciej lubił ton głosu
chłopaka, był niski i miał przyjemną, uspokajającą barwę. Mimo
że Białecki nie należał do najmłodszych jego kochanków, było w
nim coś, co go pociągało. Momentami zachowywał się trochę jak
niewytresowane, dzikie zwierzę, żeby zaraz zmienić się w
potulnego psiaka, który zrobi wszystko, co Maciej mu powie. – Tak
dzwonię, bo dawno się nie odzywałeś – powiedział, na co on
uśmiechnął się pod nosem z ukontentowaniem. Uwielbiał, gdy
partnerzy tak się dopraszali o jego uwagę. Czuł się wtedy
naprawdę ważny.
–
Jestem ostatnio trochę zajęty – odparł. – Ale po weekendzie
możesz do mnie wpaść. Stęskniłem się już – dodał, wiedząc,
że to wystarczy, by klapki z oczu Aleksa nie opadły. To śmieszne,
bo chłopak miał już trochę ponad dwadzieścia lat, a wciąż
zachowywał się jak zakochany nastolatek. Każdą, nawet najmniejszą
oznakę zainteresowania od Macieja przyjmował z takim entuzjazmem,
że Wyszyński wciąż zastanawiał się, czy Aleksander nie okłamał
go w kwestii swojego wieku. Ale jeżeli nie, to jeszcze bardziej
podnosiło morale Macieja. W końcu udało mu się owinąć dookoła
palca mężczyznę, a nie chłopca.
–
To świetnie! – powiedział z zachwytem, na co miał ochotę
parsknąć z rozbawieniem. Na swój sposób to całkiem urocze, ale z
drugiej strony cholernie naiwne i głupie. – W poniedziałek?
–
Może być poniedziałek.
–
Super! To nie będę już przeszkadzać. Wpadnę wieczorem – mówił
wesoło, a Maciej aż przewrócił oczami.
–
Jasne, do zobaczenia – odparł.
–
Do zobaczenia, pa!
Spojrzał
na wyświetlacz telefonu, kiedy już zakończył rozmowę. W pewnym
sensie Aleks trochę przypominał jego samego, gdy biegał za
Łukaszem. Tyle że Łukasz wtedy też
był zaangażowany w relację. Wciąż pamiętał, jak kiedyś wyznał
mu miłość po jednym z lepszych w ich karierze zbliżeń.
Aż
się skrzywił. Cholera, ten dom miał na niego zły wpływ. Nic,
tylko rozrzewniał się nad przeszłością. Powinien domknąć za
nią drzwi i zapomnieć, w końcu nie był już dwudziestolatkiem.
Miał trzydziestkę na karku, dojrzał, wyprzystojniał, wiedział,
czego chce od życia. Zmienił się, a Łukasz...
Łukasz
to już zamknięty rozdział, który niestety wciąż o sobie
przypominał podczas spotkań rodzinnych. Rana może i się zagoi,
ale często pozostaje po niej blizna. To nie tak, że Maciej chciałby
być z Łukaszem, mieszkać z nim i tworzyć szczęśliwą,
pro-genderową,
tęczową rodzinę. Nie chciał opłacać z nim wspólnych rachunków,
karmić jakiegoś durnego psa czy kota, którego traktowaliby jak
rodzinę, ani zwyczajnie z nim żyć. Przekonał się już, że nie
tego oczekuje, że
wolał zmieniać kochanków jak rękawiczki i być wolny, ale po
prostu... po prostu miał do niego żal.
***
Kolacja.
Kolejna wymówka do zebrania się razem przy stole. Och, jak on tego
nienawidził, doskonale przecież widział, że wszyscy byli tą
szopką już zmęczeni i każdy miał dość. Jednak
wciąż ciągnęli to dalej.
Mama
nakładała im jedzenia, próbowała namówić swoje rozwydrzone
wnuki do spróbowania sałatki, a oni siedzieli w milczeniu. Czasem
tylko Daria coś dopowiedziała, a oni, niczym te laleczki,
potakiwali. Maciej zawsze modlił się, by to wszystko skończyło
się jak najszybciej.
Kiedy
zjedli, wykręcił się zmęczeniem. Powiedział coś o tym, że nie
spał zbyt dobrze, po czym wrócił do swojego pokoju, który teraz
wcale nie wydawał się tak bezpieczny jak kilka lat temu.
Przeczekał
tutaj kilka godzin, posprawdzał wszystko, co miał do przygotowania
do pracy, później jeszcze obejrzał jakiś durny film, a gdy
wszystkie odgłosy w domu ucichły, podniósł się z łóżka i
wyszedł na korytarz. Miał ochotę się napić, tylko tak uda mu się
tu zasnąć i jakoś dotrwać do dnia kolejnego;
całe szczęście ostatniego.
Zszedł znów do salonu, minął kanapę i kamienny kominek, po czym
stanął przed barkiem ojca. Kiedyś, gdy tata jeszcze żył,
wypełniony był całą masą zagranicznych alkoholi i jego
ulubionych dominikańskich cygar. Teraz jednak świecił pustkami,
znajdowały się w nim tylko słodkie, czerwone wina mamy. Całe
szczęście dojrzał wśród nich jedną butelkę whisky i
od razu za nią złapał. Sięgnął
jeszcze po szklankę z grubym dnem i nie martwiąc się o żaden lód,
który dodałby trunkowi smaku, nalał sobie do połowy. Wypił na
wdechu i momentalnie poczuł się lepiej. A podobno alkohol nie jest
odpowiedzią na problemy, pomyślał z rozbawieniem, przysiadając w
skórzanym brązowym fotelu, zawsze okupowanym przez ojca.
Dawniej,
często zastawał go właśnie ze szklanką jakiegoś mocnego trunku,
popalającego cygaro i zamyślonym wzrokiem wpatrującego się na
ogród przez oszklone drzwi na taras. Lubił go takiego oglądać, w
tym widoku było jakieś takie niewypowiedziane ciepło, którego
ojciec na co dzień mu nie okazywał. Mimo że jego śmierć przyjął
z pewną dozą ulgi, to nie mógł powiedzieć, że jako syn nie
kochał swojego taty. Ojciec był zazwyczaj po prostu niedostępny,
daleki, surowy i zawsze z pełną głową
ważnych spraw, których kilkuletni Maciej nie rozumiał. Gdy jednak
zdarzały się momenty, że znajdował czas dla swojego syna, był
wtedy najszczęśliwszym dzieckiem pod słońcem. Czasem brał go
wtedy na kolana i nie przerywając swojego wieczornego rytuału
popalania cygara, wypytywał,
co takiego Maciej robił w ciągu dnia.
Jako
dzieciak naprawdę się starał, żeby tata zwrócił na niego uwagę;
dobrze się uczył, słuchał rodziców, utrzymywał porządek w
pokoju, ale miał wrażenie, że to wciąż było za mało. Kiedy
więc dorósł, zwyczajnie przestał próbować się przypodobać.
Oddalił się od ojca jeszcze bardziej.
W
pewnym momencie usłyszał kroki, a kątem oka dostrzegł jakiś ruch
w ciemnym korytarzu. Zmarszczył brwi, czując jak jego serce zaczyna
mocniej bić. Starał się jednak udawać, że nic takiego nie ma
miejsca, jest spokojny i wyciszony. Właśnie dlatego powoli nalał
sobie znów trochę whisky do szklanki i czekał.
–
Nie nudzi ci się samemu? – padło pytanie, a on, zanim zostało
wypowiedziane, już wiedział kto jest jego nadawcą.
Spojrzał
na Łukasza i aż się skrzywił, kiedy Malecki w samym podkoszulku i
krótkich spodenkach podszedł do barku po szklankę. Odwrócił się
do Macieja, po czym przysiadł tuż obok na kanapie.
–
Będę przeszkadzać? – znów zapytał i wpatrzył się w niego tym
samym wzrokiem, co jeszcze kilka lat temu. Po plecach Wyszyńskiego
mimowolnie przebiegł przyjemny dreszcz, którego nie potrafił
opanować, a przez alkohol zrobiło mu się jakby cieplej.
–
Nie jesteś z Darią? – odparł, uśmiechając się złośliwie. –
Przecież od pięciu lat jesteście nierozłączni – powiedział,
po czym znów popił trunku, przyglądając się, jak Łukasz łapie
za butelkę i nalewa sobie alkoholu do szklanki.
–
Czasem jednak trzeba się rozdzielić, żeby nie zwariować –
odparł spokojnym tonem. Barwa jego głosu trochę się zmieniła
przez te kilka
lat, stała się odrobinę niższa i jakby bardziej przyjemna dla
ucha.
–
Miło słyszeć – odpowiedział Maciej i przeniósł wzrok na drzwi
prowadzące na taras. Czuł się przygnieciony obecnością Łukasza;
miał nadzieję, że spędzi ten wieczór w samotności. – Nie
rozmawiamy zbyt często, skąd więc ta zmiana? – zapytał, wciąż
nie przenosząc na niego swojego spojrzenia. Przerażał go fakt, że
byli tu sami, a wszyscy domownicy spali piętro wyżej.
–
Dawno nie rozmawialiśmy – odparł, na co Maciej aż się skrzywił.
Zmarszczył brwi, ale wciąż wbijał spojrzenie w ciemną taflę
szyby.
–
I czyja to niby wina? – Z pozornym
spokojem pociągnął łyka whisky, czując na sobie przewiercający
na wskroś wzrok Łukasza. Cholera, nienawidził go. Był tak
uporczywy, że zawsze, gdy Malecki
tak właśnie na niego patrzył, czuł się niemal nagi.
–
Wciąż masz mi za złe? – zapytał, a Maciej aż otworzył szeroko
oczy, zdziwiony, że w ogóle padło tak głupie pytanie. Prychnął
i pokręcił głową, przenosząc wreszcie wzrok na Łukasza.
–
Teraz? Teraz już nie – powiedział i uśmiechnął się złośliwie.
– Naprawdę cieszy cię życie przy kobiecie z trójką dzieci? –
zapytał z uniesionymi brwiami. – Jakoś nigdy nie byłeś
zainteresowany kobietami – dodał, nie mogąc się powstrzymać.
Wiedział, że ta rozmowa dobrze na niego nie wpłynie, a mimo to nie
chciał przerywać. Od kilku lat udawali, że nic się nie stało, że
byli tylko przyjaciółmi z dzieciństwa, ale ile można milczeć?
–
Zawsze dobrze dogadywałem się z Darią – odparł, a Maciej aż
miał ochotę się zaśmiać.
–
Ze mną też dobrze się dogadywałeś – prychnął i uniósł
brew, mierząc go uważnym wzrokiem. Doskonale zauważył, że Łukasz
się zmieszał, zbyt dobrze już go znał. Odchylił się do tyłu,
westchnął i odwrócił wzrok gdzieś na bok, wbijając go w
pierwszy lepszy punkt.
–
Ojciec...
–
Twój ojciec raczej teraz niewiele zrobi – wtrącił, czując, że
przejmuje panowanie nad sytuacją. Od razu poczuł się znacznie
pewniej. – Myślę, że po prostu jesteś tchórzem i tu wcale nie
chodzi o twojego ojca – dodał z krzywym uśmiechem, znosząc przy
okazji uważne spojrzenie Łukasza.
–
Nienawidzisz, jak coś idzie nie po twojej myśli, prawda? –
zapytał Łukasz i popił alkoholu. Oblizał usta, a Maciej zapatrzył
się na nie mimowolnie. – Zawsze lubiłeś być górą. Gdy
powiedziałem ci, że biorę ślub z Darią, czułeś, że tracisz
kontrolę.
–
„Nie po mojej myśli”? – zacytował i uśmiechnął się
kpiąco. Pochylił się w stronę Łukasza i wpatrzył się w jego
ciemne oczy z determinacją. Nie zamierzał teraz odpuścić, nawet
jeśli wiedział, że jutro pewnie będzie żałował kilku swoich
słów. – Tak, nie po mojej myśli było to, że nagle zostawiłeś
mnie dla mojej siostry. Z dnia na dzień zacząłeś się zachowywać
tak, jakby między nami nic nie było – wyrzucił. Alkohol
rozwiązał mu język, nawet nie zastanawiał się nad tym,
co mówił.
Łukasz
też pochylił się w jego stronę, ani na moment nie ustępując
jego spojrzeniu swoim. Zmarszczył nieco brwi, a pomiędzy nimi
powstała głęboka bruzda. Jak to się działo, że niektórzy
faceci tak seksownie się starzeli? I że Maciej, który zdecydowanie
wolał młodszych i mniej doświadczonych, teraz tak po prostu
ugrzązł wzrokiem w oczach Łukasza?
–
Stchórzyłem – przyznał. – Masz rację, jestem tchórzem –
dodał i nagle wyciągnął do niego dłoń. Położył ją na
kłującym od odrastających włosków policzku, wpatrując się w
niego jakoś tak dziwnie. Tak, jak Maciej nie chciał, żeby Łukasz
na niego patrzył. Momentalnie zrobiło mu się gorąco. Miał
wrażenie, że znowu jest dwudziestolatkiem zakochanym po uszy. Nie
przerwał jednak tej chwili;
bał się, że gdy to zrobi, dotrze do niego głupota całej sytuacji
i własne rozdarcie. To aż śmieszne, że dorosły facet wciąż
zadręczał się jakąś tam miłostką z czasów szczenięcych. –
Gdybym mógł coś zmienić... – urwał. Chwilę jeszcze trwali w
milczeniu, gdy nagle pochylił się do niego i pocałował. Maciej
poczuł silny uścisk dłoni na swoim karku, która przyciągnęła
go do siebie stanowczo. Nie zastanawiając się już, odpowiedział
ochoczo na pocałunek. Odstawił po omacku szklankę na stół, wstał
z ojcowego fotela i pchnął Łukasza na kanapę, pochylając się
nad nim. Stęknięcie, jakie wyrwało się Maleckiemu z ust,
sprawiło, że po plecach przebiegł mu przyjemny dreszcz, a krew
momentalnie zaczęła szybciej krążyć. Od razu się podniecił, a
po nerwowych ruchach dużych, szorstkich dłoni, które nagle wdarły
się pod jego koszulkę, mógł dojść do wniosku, że Łukasz też
wcale nie był obojętny. Przyciągnął go do siebie mocno, a Maciej
opadł na jego kolana. Ich pocałunek wydawał się walką o
dominację. Żaden z nich nie chciał oddać drugiemu prowadzenia,
Maciej wsunął rękę we włosy Łukasza i pociągnął je mocno, a
Łukasz, jakby w odpowiedzi, ścisnął dłonie na jego pośladkach.
Nagle stało się jasne, że wciąż się dogadywali, jeżeli chodzi
o te sprawy. Ich języki odnalazły wspólne tempo, a oddechy jakby
się zsynchronizowały. Obaj byli podnieceni do granic możliwości.
Maciej poruszył niecierpliwie biodrami na kolanach Łukasza, jakby
prosząc o uwagę. Nie miało znaczenia, że przez ostatnie lata
zawsze dominował i nikomu
nie pozwolił przejąć nad sobą kontroli. Jedynym mężczyzną,
któremu się kiedykolwiek oddał, był właśnie Łukasz. Malecki
jakby wyczuł jego prośbę, rzucił go na kanapę i zaraz nad nim
zawisnął, przyciskając swoje rozgrzane ciało do jego. Już po
chwili dłonie Łukasza odnalazły jego płaski, umięśniony i nieco
owłosiony (o wiele bardziej niż kilka lat temu) brzuch. Maciej
zresztą też spostrzegł,
jak ciało Łukasza się zmieniło. Kiedyś było bardziej
wysportowane, jednak mimo to Malecki nie tylko wydawał się męski,
ale także o wiele bardziej na niego działał.
Najpierw
pozbyli się okrycia górnego. Kilka guzików od koszuli Macieja
opadło na podłogę albo zapodziało się między poduchami na
kanapie, ale żaden się tym nie przejął. Usta znów się
odnalazły, a języki kontynuowały
przerwaną walkę. Wyszyński wyswobodził partnera z podkoszulka, by
zaraz zabrać się za jego spodenki. Wciąż czuł jego sporą
erekcję tuż przy udzie, jednak gdy złapał za gumkę od szortów,
poczuł nagły przypływ podniecenia, tak, że na moment aż zabolały
go jądra. Mimowolnie spiął pośladki, kiedy wyobraził sobie, co
za chwilę będą robić. Pociągnął za materiał i przyjrzał się
twardemu prąciu. Aż przełknął ślinę, a
w głowie miał absolutny chaos, więc
nawet nie zastanowił się nad swoimi kolejnymi ruchami. Tak po
prostu zsunął się niżej i objął ustami główkę penisa. Od
razu poczuł na języku gorzki smak spermy, ale nie przejął się.
Zamknął oczy, wsłuchując się w szybki oddech Łukasza, którego
dłoń znalazła się w jego włosach i zacisnęła na nich tak
mocno, że aż zabolała go skóra głowy. Nie przerwał jednak
pieszczoty, zaczął mu szybko obciągać, pozwalając jednocześnie,
by to Łukasz nadał mu tempa. Ani przez chwilę nie pomyślał, że
robi coś wbrew sobie. Że przecież nikomu nie pozwoliłby przejąć
nad sobą kontroli. Wbrew pozorom czuł się przy Maleckim
bezpiecznie, zupełnie jakby mężczyzna pięć lat temu go nie
wystawił.
Ale
to może zasługa alkoholu, który wypił, whisky skutecznie
zagłuszyło wyrzuty sumienia i pozwoliło mu oddać się
przyjemności.
Już
po chwili Łukasz odepchnął go od siebie, po czym sam zabrał się
za rozpinanie jego rozporka. Maciej aż wierzgnął biodrami, kiedy
Malecki pochylił się do niego i tak samo jak on wcześniej, wziął
jego członka do ust.
Wszystko
robili w milczeniu, po pomieszczeniu roznosiły się tylko odgłosy
charakterystycznych pomlaskiwań i ich przyspieszonych oddechów.
Byli względem siebie trochę brutalni, Maciej nie liczył,
ile razy Łukasz złapał go tak mocno, że później na pewno
zostaną mu siniaki.
Ich
spocone ciała ocierały się o siebie, tak samo jak i twarde
członki. Całowali się mocno, agresywnie, a Maciej nawet nie
wiedział,
kiedy tak po prosu obrócił się pod Łukaszem i wypiął do niego.
Chciał go w sobie, temu nie miał zamiaru zaprzeczać. Kiedy więc
Malecki złapał go mocno za pośladek i odchylił go lekko, prawie
że jęknął.
Nie
mieli pod ręką niczego ułatwiającego zbliżenie. Nie był więc
zły, kiedy poczuł stróżkę śliny spływającą mu po odbycie.
Nastawił się także na ból, w końcu dawno tego nie robił. I
faktycznie, bolało. Aż zagryzł zęby, starając się rozluźnić.
Cholera, nigdy więcej bez poślizgu, obiecał sobie w myślach, gdy
twardy penis Łukasza zaczął się w nim poruszać.
Z
każdą kolejną chwilą było jednak lepiej. Niemniej,
kiedy Malecki pchnął go tak mocno, że aż opadł na kanapę,
prawie że uderzając twarzą w podłokietnik, jęknął. Właśnie o
to mu chodziło. Męski, zwierzęcy seks, nie do końca jednak bez
uczuć. Dawno czegoś takiego nie doświadczył.
Łukasz
osiągnął orgazm pierwszy, ochlapując mu pośladki. Gdyby Maciej
sam nie miał na głowie szczytowania, skomentowałby to jakoś. W
końcu kiedyś ciągle kochankowi powtarzał, że nie lubi,
gdy się w nim kończy. Malecki musiał
to zapamiętać.
Poczuł
ciepły, przyjemny ciężar na plecach
wgniatający go w sofę. Aż westchnął
i zamknął oczy, mając w głowie błogą pustkę. Nie
zastanawiał się nawet, jak głośno byli.
–
Tęskniłem – usłyszał tuż przy uchu i zamarł na chwilę.
Obejrzał się na Łukasza, który teraz całował jego ramię.
Momentalnie poczuł wzbierającą w nim złość.
–
Wstań – warknął. Malecki spojrzał na niego ze zdziwieniem, a on
poczuł, że pierwszy raz od bardzo dawna ma ochotę komuś
przyłożyć. – Wstań – powtórzył jednak cierpliwie, a gdy
Łukasz wykonał polecenie, szybko sięgnął po swoje spodnie. Od
razu uderzyły w niego ogromne wyrzuty sumienia i
prawie że zgrzytnął zębami, kiedy
poczuł mokre plamy na swoich pośladkach. Mógł mu się chociaż,
kurwa, nie oddawać! Szybko naciągnął na siebie ubranie i
popatrzył w zdziwione i jakby rozczarowane oczy Łukasza, przez co
jeszcze bardziej się zdenerwował. Malecki zachowywał się tak,
jakby wszystko było winą Macieja, jakby to przez niego rozstali się
te kilka lat temu. Cholerny egoista. – Jesteś pieprzonym tchórzem
– syknął, zgniatając w dłoni swoją koszulę. – Wszystko,
co masz, masz na własne życzenie – dodał i już nie oglądając
się na niego, ruszył na górę. Gdy zamknął się w pokoju,
usłyszał kroki na korytarzu.
–
Łukasz? – zawołała jego mama.
–
Tak, przepraszam,
że obudziłem – odpowiedział. – Nie mogłem spać – dodał, a
Maciej prychnął i położył się na łóżku. Parszywy tchórz.
***
Pobyt
Macieja w domu wreszcie dobiegał końca, a on już nawet nie ukrywał
radości z tego powodu. Chciał jak najszybciej wyjechać i znaleźć
się w swoim bezpiecznym mieszkaniu, wolnym od destrukcyjnych
wspomnień.
Następnego
dnia w ogóle nie odzywał się do Łukasza, mimo że ten parę razy
spróbował go zagadać. Raz nawet złapał go w kuchni, w której
Maciej robił sobie herbatę.
–
Porozmawiamy? – zapytał, a on zmierzył go zirytowanym
spojrzeniem.
–
Nie mamy o czym – odpowiedział mu obojętnie i zalał kubek gorącą
wodą, po czym odwrócił się przodem do swojego byłego kochanka. –
Zapamiętaj wczorajszą noc, bo więcej takich nie będzie – dodał
z krzywym uśmiechem, po czym zabrał herbatę i wyszedł z
pomieszczenia, zostawiając Łukasza samego.
Szopka
trwała dalej. Maciej przez resztę dnia obserwował swojego byłego
kochanka w roli cudownego męża i ojca. Naprawdę nieźle mu to
wychodziło, myślał z rozbawieniem, kiedy Malecki wziął na kolana
swoją córkę i pomógł jej zawiązać buta. Nim jeszcze puścił
Hankę, pocałował ją w policzek, a dziewczynka chwilę później
pognała przez taras na ogród.
Naprawdę
był w tym wszystkim szczęśliwy? – zastanawiał się Maciej,
pozostając milczącym obserwatorem. Może wmówił już sobie, że
jest. W końcu kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą. Do
szczęścia także można się przekonać.
–
Jesteś jakiś taki cichy – usłyszał z boku. Spojrzał na mamę,
która usiadła tuż obok niego na kanapie.
–
Nie wyspałem się – odparł, czując na sobie uważne spojrzenie
Łukasza z sofy naprzeciwko. Nie chcąc wyjść na tchórza (w końcu
ktoś inny otrzymał już to miano), przeniósł swój wzrok na
swojego byłego kochanka i dodał: – Miałem bardzo głupie sny.
–
Och, pewnie się najadłeś na noc – stwierdziła pani Wyszyńska,
nie zauważając małej walki, która właśnie się przed nią
odbywała. – Jak byłeś mały,
często ci mówiłam, żebyś się nie objadał. Nigdy mnie nie
słuchałeś – stwierdziła, a on wstał.
–
Pójdę do pokoju i się spakuję – mruknął, na co Łukasz aż
zmarszczył brwi.
–
Już jedziesz? – zapytał. Maciej zgrzytnął zębami, starając
się tego nie skomentować w żaden niewybredny sposób.
–
Będziesz tęsknić? – Nie wyszło. Uśmiechnął się do
Maleckiego pobłażliwie, po czym ruszył do góry, naprawdę bardzo
się ciesząc, że to już koniec.
Kiedy
żegnał się z matką,
starał się udawać, że nie zauważa pełnych wyrzutu spojrzeń
Łukasza. I to właśnie był największy problem Maleckiego, nie potrafił
wziąć za siebie odpowiedzialności. Zawsze
zrzucał winę na wszystkich wokoło,
podczas gdy on pozostawał tym biednym i poszkodowanym.
Gdy
Maciej już miał wyjść, Łukasz podał mu jeszcze rękę.
–
Do zobaczenia – powiedział, a on spojrzał na wyciągniętą jakby
w nadziei dłoń. Uścisnął ją, uśmiechnął się krzywo, po czym
już nic nie mówiąc, odwrócił się i wyszedł z domu, prosto na
podjazd.
Wiedział,
że teraz nie będzie mógł tak łatwo zapomnieć i wrócić do
rzeczywistości. Może gdyby wczoraj do niczego nie doszło, byłoby
inaczej. Tkwił już w tej przeszłości kilka długich lat i wcale
nie zapowiadało się na to, by ta przeszłość miała go wreszcie
opuścić.
Łał, skrzywdzony Maciej... i tylko dlatego on też krzywdzi innych, przecież nie chciał rodzinnego życia. Aleks daj sobie z tym sukinkotem spokój, a ty Macieju za kilka lat będziesz płacił innym, a nie wybierał jak w ulęgałkach...
OdpowiedzUsuńCześć! Jeśli chodzi o ten dodatek to kurczę.... chyba polubiłam Macieja! XDD a był jak dla mnie jedną z najgorszych postaci. W pewnym sensie przypomina Krzysztofa. Tyle przykrych rzeczy go spotkało... nie dziwię się, czemu tak traktuje wszystkich tych chłopaków. Stara się jakoś odreagować. Dzięki temu dodatkowi wydaje mi się że większość czytelników "zaakceptuje" Macieja. W końcu wiadomo dlaczego taki jest. Ja sama zaczęłam mu teraz życzyć jak najlepiej. Mam nadzieję że jego sytuacja jakoś się wyklaruje i będzie szczęśliwy :c w końcu coś mu się od życia należy.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o dodatek to jak zwykle był cudowny i bardzo dobrze że dodałaś taką poboczną historię,bo to rzuca zupełnie inne światło na sprawę.
Jak zwykle życzę dużo weny i pozdrawiam c:
PS: Jutro nie nie będzie rozdziału Americany,tak?
~Zu
Sama po tym dodatku czuję, że historia Americany stała się pełniejsza i że dzięki niemu opowiadanie nie jest już tylko jednowymiarowe. ;) A rozdziału jutro niestety nie będzie. Piszę w międzyczasie jeszcze "Akademik" i nie miałabym nawet kiedy go napisać.
UsuńNa wstępie chcę zaznaczyć, że mimo iż nie komentuję już tak często, dalej tu jestem, choć nieco bardziej zalatana. ;)
OdpowiedzUsuńAmericana, jest opowiadaniem, według mnie, bardzo udanym, także każde tego typu dodatki, jak najbardziej mi się podobają :)
Z początku myślałam, że będzie on o Krzysztofie, a tu taka niespodzianka i Maciej. Cieszę się, że mogłam poznać fragment jego historii przyznam szczerze, że na tyle mnie zainteresowała, że absolutnie nie miałabym nic przeciwko, jakby powstało oddzielne opowiadanie, poświęcone właśnie tej postaci. Chciałabym wiedzieć jak potoczą się jego losy, s może i nawet tego Łukasza.
Tak. Zdecydowanie poda mi się ten tekst. Te mieszane uczucia. Złość i ciepło... Poproszę dokładkę ;P
Pozdrawiam! ;)
Cieszę się, że jesteś. Nicki starych czytelników jakoś tak już mi się wyryły w pamięci i za każdym razem jak jakiś z nich widzę pod nowym rozdziałem, automatycznie poprawia mi się humor. :)
UsuńPowiem szczerze, że myślałam o historii Macieja. Mam jednak tyle planów na kolejne teksty, że nigdy chyba się z nimi nie wyrobię.
Szczerze, to cieszę się, że wreszcie mogłam się dowiedzieć, jak to się stało, że Maciej tak traktuje Aleksa. Po części jego zachowanie jest usprawiedliwione - został koszmarnie potraktowany przez drugą osobę, więc teraz nie chce popełnić drugi raz tego samego błędu. Nie sprawia to, że automatycznie go lubię. Po prostu nienawidzę go trochę mniej, skoro teraz widzę, dlaczego Maciej jest, jaki jest. Moim zdaniem nie powinien tak wykorzystywać ludzi w swoim otoczeniu.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony jednak, mimo pożałowania godnego zachowania Macieja, może to Aleks zbyt dużo oczekuje? Jeśli mnie pamięć nie myli, to Maciej nigdy nie sugerował mu, że może coś do niego czuć, że ich spotkania mogą się przerodzić w związek, czy cokolwiek w tym stylu.
Dodatek czytało mi się naprawdę przyjemnie i, jak już pisałam na początku, strasznie się cieszę, że mogłam lepiej poznać jedną z postaci pobocznych. Teraz tylko przydałoby się zajrzeć do głowy Janka, bo bardzo mnie intryguje, co też tam się kryje ;)
Ważne, że zmieniłaś postrzeganie tej postaci - to był cel tej miniaturki. :) Nie lubię tworzyć postaci, które są tylko dobre albo tylko złe. Niestety w "Americanie" do Macieja przylgnęła już plakietka negatywnego bohatera i niestety tekst ten jest tak skonstruowany, że nie dam rady tego podważyć. Musiałam więc zrobić to w dodatku.
UsuńCoś jednak czuję, że pojawi się jeszcze trochę takich osobnych historii, które z "Americaną" stworzą zgrabną całość. Myślę, że historia Krzysztofa też zasługuje na ujrzenie światła dziennego. ;)
Chętnie bym coś takiego przeczytała :)
UsuńJak tylko skończę pisać "Akademik" to się za to zabiorę. :) Wtedy (a przynajmniej tak mi się wydaje) "Americana" będzie pełniejsza.
UsuńPrzyznam szczerze, że chciałam aby Maciej pozostał tym "złym". Ułożyłam sobie już jego "złą" postać w głowie.
OdpowiedzUsuńA tu jego historia, która stawia go w innym świetle.
Totalnie wszystko zostało wywrócone do góry nogami :D
Po przeczytaniu pozostało takie uczucie, które on w sobie przekazuje. I ten cholerny niedosyt jego osoby, ten smutek, niespełnienie - ta nieszczęśliwa miłość.
Bardzo podoba mi się jego osoba, silny fajny facet - przystojny, który coś osiągnął w życiu, ale bez serca bo komuś już wcześniej je oddał.
I co ciekawe do głowy przyszedł mi tekst piosenki, który mi do niego pasuje: "Nie mam dla Ciebie miłości, ktoś tu był przed Tobą. Nie ma we mnie miłości, odchodząc zabrała ją ze sobą" :D
Pozdrawiam serdecznie!
Elda
Wspomniałam w komentarzu wyżej, że nie lubię tworzyć postaci jednowymiarowych. Nie ma ludzi tylko złych, a trochę bolało mnie, że wszyscy czytelnicy tak niechętnie podchodzą do Macieja. I w sumie nie ma się czego dziwić, pokazałam go tak, że trudno znaleźć cokolwiek, za co da się go polubić. Może ta miniaturka trochę zmieni. :)
UsuńA co do piosenki, która mi najbardziej pasuje do tego tekstu to "Doomed" Bring Me The Horizon, ale to pewnie dlatego, że przy nim ta miniaturka powstawała.
Ej, lubię głupie pairingi. Od teraz shippuję Krzysztofa z Maciejem xDDD
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł, wzbogaca historię.
OdpowiedzUsuńUważam jednak, że na początku zbyt często podkreślałaś, że Macieja i Łukasza coś łączyło. W pewnym momencie miałam ochotę powiedzieć: tak, tak, wiem już, że coś cię łączyło z mężem twojej siostry! Wskazówki są ok, ale pod warunkiem, że nie są zbyt nachalne.
Przy narracji personalnej zdania typu "Pani Wyszyńska spojrzała na syna i zaśmiała się cicho" brzmią bardzo nienaturalnie.
Ale ogólnie wrażenia są pozytywne. :)
RD
Już w zasadzie wiesz, co ja o tym myślę, ale dodatkowego wsparcia nigdy za wiele.
OdpowiedzUsuńTak jak mówiłam, ciekawie było dowiedzieć się czegoś więcej o Macieju. Nie sądzę, żeby wniosło to coś istotnego do głównego wątku, ale chyba każda postać ma prawo do swoich pięciu minut.
Wcale nie polubiłam gościa bardziej, nie zaczęłam mu też współczuć. Fajnie jednak dowiedzieć się, że Maciej nie jest zupełnie płaski, że ma swoją własną historię.
Jego zawód miłosny raczej w żadnej sposób go nie usprawiedliwia, w ogóle nie wydaje mi się, żeby było co usprawiedliwiać. Maciej jaki jest, każdy widzi xD
Nie wiem, ile sensu ma ten komentarz. Najistotniejsze, co mam ci do przekazania, to że ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział :3
pozdro
W 100% zgadzam się z komentarzem Ekucbbw. Jaki jest koń każdy widzi, nic go nie usprawiedliwia, wręcz przeciwnie. Po tym dodatku uważam Macieja za jeszcze większego złamasa, historia z Łukaszem powinna być przeszłością i trzeba być niezłym egoistą, żeby pieprzyć się z własnym szwagrem, w dodatku gdy jego trzecie dziecko jest w drodze. Dream w moich oczach tylko pogrążyłaś Macieja, zamiast go wybielić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam