Mówiłam, że mam sporo wolnego czasu. Tak wiele, że zaraz zwariuję w mieszkaniu. Nigdy nie myślałam, że nicnierobienie będzie takie męczące.
Mam nadzieję, że i Wy sobie jakoś radzicie. Na dniach wrzucę jeszcze rozdział Mroku, a tymczasem zapraszam na NGK.
No i dziękuję ślicznie za komentarze, cieszę się, że mam dla kogo pisać po tej długiej przerwie pustki na blogu.
Trener Bartek i inne motywatory
Siedział w przytulnym, schludnym gabinecie doktor Hanny
Kwiatkowskiej. Ułożenie maleńkich, szkicowanych obrazów
przedstawiających najważniejsze punkty Bydgoszczy, jakie wisiały
na ścianie, znał już niemal na pamięć. W końcu od ponad roku co
sobotę (a wcześniej co sobotę i środę) wpatrywał się w nie i
opowiadał młodej, trzydziestotrzyletniej terapeutce o swoich
życiowych bolączkach. A tych miał naprawdę wiele.
– Więc jest coraz gorzej – skwitowała, kiedy Maks wreszcie
skończył streszczać jej swój tydzień. Westchnął ciężko i w
odpowiedzi jedynie kiwnął głową. – Masz jakiś pomysł,
dlaczego się tak dzieje?
– Myślę, że to przez pracę – powiedział, dudniąc palcami w
skórzane obicie fotela, na którym siedział. Hanna kiwnęła głową,
po czym coś zanotowała w kajecie.
– Tak, również to zauważyłam. Robiłeś postępy do czasu, aż
nie zacząłeś pracy. Niektóre twoje natręctwa powróciły, jak
sam mówisz. Przeraża cię brud?
– Przeraża mnie bałagan – poprawił i poruszył się nerwowo na
siedzeniu, starając się nie myśleć o tym, ile osób zajmowało to
miejsce oraz ile rąk dotykało tej skóry. Już miał to przecież
za sobą, już potrafił radzić sobie z takimi rzeczami, nie mógł
pozwolić dać zawładnąć się tej fobii. – Z brudem... zarazkami
i bakteriami – sprostował – jeszcze sobie radzę. To znaczy
wciąż często myję ręce i mam przy sobie żele antybakteryjne,
ale wczoraj na przykład pomyłem po kimś naczynia i się nie
brzydziłem tego dotknąć – dodał, aż prostując się z dumą,
na co Kwiatkowska posłała mu uśmiech.
– Brawo – pochwaliła. – Po tym Adrianie? – dopytała, a Maks
pokiwał głową. – Ale powiedz mi, czemu nie mogłeś tego tak
zostawić? Rozmawialiśmy już o tym, że mały bałagan nie jest
niczym złym.
– Mały nie, ale później do tego mogłyby dojść kolejne
naczynia i kolejne, bo mówię ci, ten Adrian to jakaś patola –
sapnął. – Boję się tego, co spotkam jak wrócę do domu.
Wczoraj na przykład zalał całą łazienkę po kąpieli, a na
podłodze w salonie zostawił rozpakowany plecak! Rzucił też
ubrania na fotel, a na stole zostawił kubek po kawie i...
– Maks – przerwała mu stanowczo, zanim Maks zdążył bardziej
się wkręcić w swoje narzekania. – To nic takiego. Mały bałagan
nie sprawi, że zawali ci się życie.
– A duży bałagan?
– Żaden bałagan – poprawiła. – To normalne, że bałaganimy.
Żyjemy, mamy masę spraw na głowie, więc czasem jesteśmy
zmęczeni. Nasze życie nie skupia się na sprzątaniu. – Wbiła w
niego uważne spojrzenie, na co on odetchnął. Za to ją uwielbiał.
Rozmawiała z nim, tłumaczyła mu, a nie jak poprzedni jego
terapeuci, milczała i głównie słuchała. Często go karciła i
pokazywała odpowiednią drogę, a tego potrzebował najbardziej. –
Nie musisz mieć nad tym kontroli. Zrozum, że rzucona niedbale
kurtka w niczym ci nie przeszkodzi, wciąż jesteś wartościowym
człowiekiem. Zobacz, jak wiele osiągnąłeś.
Maks zgarbił się i skrzywił.
– No nie wiem, ojciec tak nie uważa.
– Więc ciągle chodzi o ojca. – Nie zapytała, stwierdziła
fakt, po czym znów coś zapisała w zeszycie. – Miałeś z nim
jakiś kontakt w przeciągu ostatniego tygodnia?
– Całe szczęście nie. Dzwoniła tylko mama, żeby zapytać jak
mi się żyje, ale nie mogłem nawet z nią pogadać. Mam ostatnio
tak przesrane w tej pracy, że nawet chciałem odwołać dzisiejszą
sesję. Nie poszedłem też wczoraj na jogę, nie medytuję, nie
robię nic, co mi zaleciłaś, bo po prostu nie mam czasu. Zmieniam
się w jedną, wielką kupkę nerwów, a na myśl o poniedziałku mi
niedobrze – sapnął i przeczesał nerwowo ręką włosy, burząc
swoją długo układaną fryzurę.
– Nie myślisz o tym, aby poszukać czegoś nowego?
– Muszę się przemęczyć jeszcze kilka miesięcy. Tylko kilka –
podkreślił i uśmiechnął się krzywo, a Hanna pokiwała głową.
– Nie zapominaj o sobie. I myślę, że jeśli nie chcesz wrócić
do punktu sprzed naszych spotkań, nie powinieneś unikać ani jogi,
ani medytacji, ani siłowni. To ci pomagało.
– Wiem. – Pokiwał głową. – Może dzisiaj sam poćwiczę, ale
muszę jeszcze wziąć się za jeden projekt i...
– Idź na siłownię – wtrąciła, na co po plecach Maksa
przebiegły nieprzyjemne dreszcze.
– Nie no, nie mogę, bo...
– Maks, przerobiliśmy już to. Na siłowni nie ma nic, co mogłoby
ci zagrozić. Z tego co pamiętam, niedawno nawet mówiłeś, że
lubisz tam chodzić. – Posłała mu sceptyczne spojrzenie, a on
poczuł, jak się zawstydza. To straszne, że Hania tak dobrze
potrafiła go rozgryźć. Zwilżył nerwowo wargi, ale nie
odpowiedział jej. – Użyj spreju przeciwbakteryjnego, wyczyść
nawet porządnie urządzenia, zanim za nie złapiesz. Nawet ja tak
robię, nie po to w siłowniach dają klientom swobodny dostęp do
takich środków, ale proszę cię, chodź tam dalej.
Maksymilian pokiwał ledwo widocznie głową, bo myśl, że miałby
znaleźć się w pachnącym potem pomieszczeniu, zaczęła go
przerażać. A przecież już to przerobił, przestał zwracać na to
uwagę i skupiał się na ćwiczeniach (i obserwowaniu innych, bardzo
umięśnionych mężczyzn, co – będąc całkowicie szczerym –
było jego największą motywacją).
– Obiecaj mi, że się tam dzisiaj wybierzesz.
Westchnął ciężko. Doskonale wiedział, że najlepiej zrobi, jak
nie podda się na nowo pożerającym go obawom. Musiał być silny,
jeśli chciał wieść normalne życie, pamiętał przecież, jak
bardzo męczył się jeszcze za czasów studiów.
– Pójdę tam dzisiaj.
– Brawo. – Uśmiechnęła się z zadowoleniem, a on jak zawsze
dzięki niej poczuł, że mógł to zrobić. Bo, nie ma co ukrywać,
Hanna i Alicja były jedynymi osobami, które w niego wierzyły. –
To powiedz mi jeszcze jak sprawa z Tobiaszem.
Zdusił w sobie przeciągły jęk, szybko odwracając wzrok w stronę
okna, przez które do pomieszczenia wpadały ciepłe promienie
południowego słońca. Miał ochotę skłamać, ale Kwiatkowska zbyt
dobrze już go znała, aby tego nie wyłapać.
– Wróciliśmy do siebie – szepnął ledwie słyszalnie, czego
terapeutka już nie skomentowała, chociaż nie była największą
fanką ich związku (albo raczej czegoś, co tylko przypominało
związek). Nie ona jedyna, bo Alicja z chęcią by jej przyklasnęła.
– I jak się z tym czujesz?
Maks zagryzł dolną wargę i milczał przez dłuższą chwilę.
– Nie wiem – mruknął. – Myślę, że... myślę, że nie mogę
bez niego żyć.
***
Tobiasz Janicki był w jego życiu zawsze. Poznali się już w
podstawówce, a przez kolejne lata szkoły stali się niemal
nierozłączni. Wszystko robili razem, tylko przy wyborze studiów
ich drogi nieco się rozeszły, bo o ile Maks miał typowo
artystyczną duszę, to Tobiasz posiadał umysł ścisły. Jednakże
pomimo dwóch różnych kierunków na uczelni, ich kontakt wciąż
się nie osłabił.
Nie pamiętał dokładnie momentu, w którym uświadomił sobie, że
kocha się w swoim najlepszym przyjacielu. To chyba wydarzyło się
od razu i od razu też przeszedł z tym do porządku dziennego, bo
Tobiasz wypełniał cały jego świat. Miał na punkcie kolegi
obsesję (co nawet zauważyła jego matka), a Janicki z czasem
nauczył się ten fakt wykorzystywać. W końcu Łukowski nigdy nie
narzekał i zawsze wykonywał jego polecenia, był jak wierny pies,
który zawsze kręcił mu się koło nogi.
W gimnazjum przyszedł moment na odkrywanie orientacji i chociaż
Maks wiedział już od dawna, że dziewczynki nie leżały w kręgu
jego zainteresowań, to stanowisko Tobiasza nie było tak oczywiste.
Umawiał się z całą masą koleżanek, a że już jako nastolatek
był bardzo przystojny, stanowił obiekt westchnień wielu z nich.
Doskonale zdawał sobie też sprawę z zadurzenia swojego
przyjaciela, czego nie omieszkiwał nie wykorzystywać – i tak oto
Maksymilian swój pierwszy pocałunek i seks przeżył z najlepszym
przyjacielem.
Później, w okolicach liceum, po raz pierwszy zdecydowali się na
związek. Maks oczywiście był zachwycony, bo o to mógł mieć
Tobiasza na wyłączność. Niestety, minęły może z dwa, trzy
miesiące od zapadnięcia tej decyzji, a przyłapał Janickiego w
klubowym kiblu z jakąś pijaną, nieznajomą dziewczyną. Jego
nastoletnie, zakochane serduszko rozpadło się na miliony kawałków.
A że był bardzo dramatycznym licealistą, rozważał nawet
popełnienie samobójstwa, kiedy Tobiasz stwierdził, że może nie
powinni być razem. Całe szczęście, że Maksowi brakło odwagi na
targnięcie się na swoje życie, bo po jakimś czasie przyjaciel
znów zaproponował związek. I od tej pory to byli ze sobą, to się
rozstawali, a Janicki raczej nie przejmował się poważnymi stanami
lękowymi, jakie wywoływał w Łukowskim swoim bardzo rozwiązłym
trybem życia.
Kwiatkowska twierdziła, że problemy Maksymiliana nie mają swojego
podłoża jedynie w rygorystycznym sposobie wychowania, jakie
zaserwował mu ojciec, ale również apodyktyczny Tobiasz był im
winny. Nie wyobrażał sobie jednak, że mieliby zerwać ze sobą
całkowicie kontakt, raz już to zrobili, Janicki na pół roku
zapadł się pod ziemię, co Maks z ledwością przeżył. Doszedł
więc do wniosku, że jakoś da radę zaakceptować jego skoki w bok,
byleby tylko nie cierpieć.
Był żałosny, doskonale to wiedział, jednak teraz, kiedy znów (po
raz nie wiadomo który) zdecydowali się być razem, miał nadzieję,
że będzie inaczej. Tobiasz wydawał się zmienić, nalegał na ich
spotkania i sam je inicjował, co nie miało miejsca wcześniej. W
końcu ostatnie rozstanie wydawało się poważne, sam Maks był już
przekonany, że nie wróci do dawnego toksycznego układu. Niestety,
później znalazł pracę, a wszystkie postępy, jakie wykonał z
Hanią, posypały się. Znów poczuł się jak dziecko, które
potrzebuje opieki, a uczucie bezpieczeństwa, choć złudne, dawała
mu tylko jedna osoba.
– Myślałem, że będziesz wcześniej – powiedział, gdy tylko
otworzył mu drzwi. Maks aż westchnął, widząc jego domowe
oblicze, które rzadko komu prezentował, a mimo to wciąż był
cholernie przystojnym facetem, zaprzeczającym wszystkim stereotypom
o informatykach.
Tobiasz mierzył ponad metr dziewięćdziesiąt i znacznie górował
nad Maksem, którego i tak zawsze zaliczano do tych wysokich. Od
regularnej gry w koszykówkę wyrobił sobie sylwetkę, jakiej
pozazdrościłby mu niejeden stały bywalec siłowni, a gdy do tego
wszystkiego dodało się atrakcyjną twarz, otrzymywało się faceta
mogącego zwojować pokazy mody. Janicki jednak nigdy nie był tym
zainteresowany, choć owszem, zdarzało już mu się otrzymywać
propozycje agencji. Od pozowania przed aparatem, czy przechadzkach po
wybiegu wolał coś bardziej statecznego, a jednocześnie
dochodowego, tak więc zaciągnął się do świetnie prosperującej
firmy ojca i dzięki temu nie narzekał na brak pieniędzy. Był
mężczyzną, któremu nie brakowało niczego – ani zer na koncie,
ani wyglądu. Nic dziwnego, że miał takie powodzenie i że Łukowski
bał się o swoją pozycję. Wciąż czuł oddech konkurencji na
karku, przez co ciągle dręczyło go wrażenie, że musi coś sobą
reprezentować oraz że związek z Tobiaszem to jedna wielka
rywalizacja o jego względy.
– Uwierzysz, że są korki? – sapnął Maks, przechodząc do
schludnego, jasnego przedpokoju. To w Tobiaszu uwielbiał –
mężczyzna nie krył się ze swoimi pedantycznymi zapędami, dzięki
czemu Łukowski mógł przebywać w jego mieszkaniu bez zagrożenia
migotania przedsionków. – W sobotę. Korki. – Pokręcił głową,
ściągając buty.
– Jak w każdy inny dzień. – Wzruszył ramionami, po czym
pochylił się do Maksa i złożył mu na ustach przeciągły
pocałunek. – Odkąd rozkopali rondo Kujawskie, miasto jest
sparaliżowane.
– I wciąż nie skończyli na Wałach Jagiellońskich.
– Jak to w Bydgoszczy – parsknął Tobiasz, wycofując się zaraz
i umykając ramionom partnera. – Nie jest najgorzej – uciął, na
co Maks już tylko westchnął ciężko z zawodem i odwiesił jeszcze
kurtkę. Dobrze wiedział, że jego chłopak był bardzo mało
dotykalski, rzadko kiedy dawał się ot tak przytulić.
– Może skoczymy dzisiaj do kina? – zapytał, zmieniając temat
oraz wbijając w Tobiasza pełne uwielbienia spojrzenie. Cholera,
miał już dwadzieścia pięć lat, a wciąż czuł się przy nim jak
zakochany gówniarz. Wystarczyło tylko, żeby Janicki był tuż obok
i Maks tracił cały swój zdrowy rozsądek.
– Dzisiaj? – skrzywił się, kiedy przeszli do salonu, w którym
również panował porządek. Gdyby nie włączony laptop, zalegający
właśnie na stoliku do kawy i stojący tuż obok kubek herbaty,
można byłoby pomyśleć, że pomieszczenie było jedynie ikeowską
wystawą.
– Mhm, wieczorem? – zapytał i podszedł do Tobiasza, wtulając
się w jego plecy. Ostatni raz widzieli się we wtorek, ale tylko
przelotnie. Obaj w tygodniu pracowali do późna i nie mieli zbyt
wiele czasu dla siebie.
Janicki odetchnął ciężko, żeby zaraz obrócić się do Maksa
przodem. Wystarczyło krótkie spojrzenie na jego przystojną twarz,
a już wiedział o czym Tobiasz chciał mu powiedzieć.
– Mam jeszcze trochę do zrobienia.
Skrzywił się, ale nie wypuścił go ze swoich objęć. Może i
sporo ostatnio pracował, jednak wciąż nie mógłby konkurować ze
swoim chłopakiem, bo ten był prawdziwym pracoholikiem. Firma
stanowiła jego drugi dom, przebywał w niej niemal codziennie, od
rana do wieczora, nic więc dziwnego, że nie miał zbyt wiele czasu
dla swojego partnera. Maks zdążył się już jednak do tego
przyzwyczaić, akurat Tobiaszowe uzależnienie od pracy było ich
najmniejszym problemem.
– Na wieczór akurat? – jęknął, zakładając mu ręce na szyi.
– Nie stęskniłeś się chociaż trochę? – zapytał, ale nie
zdążył się nawet skrzywić z zawodem, bo już po chwili poczuł
dłonie ściskające go za pośladki.
– Oczywiście, że się stęskniłem – odparł zaraz Tobiasz z
szerokim, bardzo jednoznacznym uśmiechem. Maks parsknął śmiechem,
jednak już po chwili uciszył go głęboki, zachłanny pocałunek.
Westchnął jedynie w usta partnera, pozwalając poprowadzić się w
kierunku kanapy.
***
Do mieszkania wrócił wcześniej, niż zakładał, bo już o
siedemnastej. Miał nadzieję, że uda mu się zostać u Tobiasza na
noc, jednak jak zwykle przegrał starcie z jego pracą. Nie czuł
jednak zawodu, tylko postanowił dobrze spożytkować resztę dnia.
Niestety, jego w miarę dobry humor prysł i odszedł w zapomnienie,
gdy tylko stanął w przedpokoju i spojrzał na zaschnięte ślady
błota, kalające szorowane, jeszcze przed wizytą u Kwiatkowskiej,
jasne płytki.
– Kurwa – warknął pod nosem, spoglądając na znoszone,
nienadające się już do niczego (a na pewno nie do użytkowania)
adidasy. – Ja pierdolę, zwariuję. – Przeczesał nerwowo dłonią
włosy, licząc w myślach do dziesięciu, jak radziła mu terapeutka
w każdych bardziej stresujących momentach.
Oczywiście samo błoto nie doprowadziłoby go do tego stanu, ale
jeśli dodać do tego wczorajsze nieumyte naczynia, zalaną po
kąpieli łazienkę, a później jego walające się po całym
salonie rzeczy, otrzymywało się mieszankę dla Maksa wybuchową.
Ten facet był chodzącą maszyną do robienia bałaganu, gdzie nie
zawitał, tam magicznie pojawiał się syf.
– O, wróciłeś. – Na domiar złego, powód jego nagłego
zirytowania pojawił się jakby nigdy nic w przedpokoju. –
Odkupiłem ci żarcie, które wczoraj zajumałem. I no, jeszcze raz,
sorry. Wiesz, serio źle zaczęliśmy i...
Maks zgrzytnął zębami. Ten facet (teraz całe szczęście ubrany,
bo gdyby świecił torsem, może sprawy potoczyłyby się zgoła
inaczej) doprowadzał go do szewskiej pasji. Na sam widok jego
nieskalanej myślą twarzy, miał ochotę mu przyłożyć.
– Co to jest? – zapytał z pozoru spokojnie, wskazując na błoto.
Wszystko jednak aż w nim wrzało i doskonale wiedział, że niewiele
brakowało, aby wybuchł.
Ciemne oczy Adriana powędrowały za dłonią Łukowskiego,
zatrzymując się na podłodze. Grube brwi zbiegły się ze sobą, a
na czole brakowało w tamtej chwili tylko paska ładowania danych.
– Deszcz padał, a ja do sklepu skoczyłem – powiedział i
wzruszył ramionami. – No przecież nie przelecę nad ziemią.
Przymknął oczy, znów licząc do dziesięciu. Przy szóstce
stwierdził jednak, że to wszystko nie ma sensu, po czym bez słowa
wyminął Adriana i czym prędzej zamknął się w swoim bezpiecznym
pokoju, nie przejmując się zaskoczonym spojrzeniem brata Alicji.
Od razu zabrał się za kompletowanie stroju na siłownię, doskonale
wiedząc, że tylko wysiłek fizyczny uchroni go przed prawdziwą
eksplozją. Wymęczy się i gdy z powrotem zawita w mieszkaniu
zdewastowanym przez tego ogromnego pasożyta, nic już go nie będzie
obchodzić poza odpoczynkiem – a przynajmniej miał taką nadzieję.
Wyszedł z powrotem do przedpokoju i zawiesił torbę na haczyku od
kurtek, brzydząc się postawić ją na podłodze. Całe szczęście,
że przez ten czas Adrian gdzieś się ulotnił, bo Maks znów poczuł
ogromną irytację, a przy okazji nerwowość na myśl, że
mieszkanie było w takim stanie. Miał tylko nadzieję, że gdy
znajdzie się na siłowni, nie wrócą mu dawne lęki i nie ucieknie
z niej zanim chociażby zdąży zawitać w przebieralni.
Wszedł do kuchni, w której – o dziwo – panował względny
porządek. Względny oczywiście tylko dla niego, bo każdy normalny
człowiek stwierdziłby, że jest w niej bardzo czysto. No, ale Maks
zauważał rzeczy niezauważalne, jak na przykład zgnieciona szmatka
na zlewozmywaku, która powinna być złożona w kosteczkę, czy
przekrzywione krzesło albo niedomknięta szafka. Zanim zabrał się
za nalanie wody do bidonu, musiał wszystko poprawić, tak, aby nic
go nie drażniło.
– Ej. – Nie potrzebował nawet odwrócić się w kierunku drzwi,
żeby dowiedzieć się, kto właśnie stał w progu. Przeklął w
myślach, ale w żaden sposób nie zareagował. – Idziesz na siłkę?
Widziałem torbę. Zabiorę się z tobą, co? Bo, cholera, tak mi
brakuje porządnego wycisku.
Maks prawie upuścił bidon. Całe szczęście, że w ostatniej
chwili się opanował, bo tym razem sam byłby przyczyną bałaganu,
kiedy chlusnąłby wodą po podłodze i meblach.
– Ze mną? – Odwrócił się do Adriana przodem. – O nie, nie,
nie! Nie ma mowy! – To przecież miały być dwie godziny tylko dla
niego! Chciał uciec przed pasożytem, a nie ciągnąć go za sobą!
– Co nie ma mowy? I weź się przesuń, bo całe przejście
zastawiasz. – Zza pleców nagle wychyliła się śniada twarz
Alicji. Adrian obejrzał się na siostrę, którą zaraz przepuścił
do kuchni.
– Chciałem iść na siłownię – wyjaśnił zaraz Goryl, a Maks
zdusił w sobie ciężki jęk.
– To idź, ale nie ze mną – warknął tylko i już miał ruszyć
w stronę wyjścia (notabene wciąż zastawianego przez Adriana), gdy
zatrzymał go głos Alicji.
– W czym problem? Nie możecie jechać razem?
Zatrzymał się w półkroku i rzucił przyjaciółce mordercze
spojrzenie znad ramienia. Ona też była dzisiaj przeciwko niemu?
– Nie, bo zaraz wychodzę. Nie zdąży się spakować i...
– Daj mi moment, wezmę tylko torbę! – powiedział szybko Adrian
i już go nie było, a Maks poczuł jak powoli umiera wewnętrznie.
Czy ten debil był naprawdę tak głupi, że nie zauważył, że nie
był mile widziany?
– Dzięki, Ala – warknął do dziewczyny, przy akompaniamencie
szurania dobiegającego z salonu. Nawet nie chciał sobie wyobrażać,
w jakim stanie znajdowało się teraz to pomieszczenie.
– Oj, no co? Jemu też dobrze zrobi, jak sobie wyjdzie i poćwiczy.
Chociaż tego nie pokazuje, widzę, że wcale mu nie jest łatwo –
powiedziała cicho, tak, aby brat nie jej nie usłyszał.
Maks już miał powiedzieć coś niemiłego o Adrianie, kiedy w
ostatniej chwili ugryzł się w język. Owszem, nie pałał miłością
do tego faceta, ba, w myślach słał mu właśnie całą wiązankę
przekleństw i wysublimowanych wyzwisk, ale wciąż miał na uwadze,
że Goryl był najbliższą rodziną jego przyjaciółki. A jej
skrzywdzić nie chciał.
– Przemęczę się, ale w podziękowaniu chcę jutro na śniadanie
zajebiste truskawkowe smoothie – zastrzegł, na co Alicja
uśmiechnęła się z rozbawieniem.
– Dostaniesz smoothie i zrobię w gratisie coś fajnego na obiad –
obiecała.
– Trzymam za słowo.
Nim wyszedł z kuchni, usłyszał jeszcze ciche „dziękuję” i
już wiedział, że dobrze robił. Adrian nie tyle, co go nie
obchodził (bo naprawdę wiele by dał, żeby mieć faceta w głębokim
poważaniu), ale jak nikt inny wzbudzał w nim agresywną wręcz
irytację. Był jak sól sypana na głębokie zadrapania – w żaden
sposób nie pomagał, a jedynie podrażniał istniejące już rany.
Musiał jednak jeszcze trochę się przemęczyć, przecież nie
zabawi u nich długo... prawda? W końcu chodziło tu tylko o Alicję.
***
Na siłownię dojechali w milczeniu, chociaż cała droga dla Maksa
była istną katorgą. Adrian próbował zagadywać i rzucał jakimiś
kompletnie nieśmiesznymi, dresiarskimi żarcikami, a on udawał, że
wcale ich nie słyszał. Całe szczęście, że nie musieli ćwiczyć
razem, tego z pewnością by nie zniósł.
Problem pojawił się dopiero, gdy odcisnął swoją kartę
członkowską i wszedł do ogromnego pomieszczenia zapełnionego
sprzętem do ćwiczeń. Zatrzymał się w półkroku, patrząc
dookoła z przestrachem. Poczuł się tak, jak rok temu, gdy dopiero
co próbował zwalczyć swoje lęki. Unoszący się, mdły zapach
potu skutecznie go odstraszył, a przechodzący tuż obok, spocony,
grubszy mężczyzna, sprawił, że Maks już odwracał się na
pięcie, kiedy natrafił na stojącego za nim Adriana.
Brat Alicji wszedł na siłownię później, bo musiał kupić
jednorazowe wejście, ale jak widać poszło mu to niezwykle szybko.
Maksymilian skrzywił się z niechęcią i już chciał go wyminąć,
czując, że dzisiaj podda się własnym słabościom i ucieknie z
podkulonym ogonem, gdy napotkał na zaskoczone, ciemne spojrzenie.
– A ty co?
Gówno, chciał odpowiedzieć poddenerwowany Maks, który
aż wsunął dłonie w kieszenie wiosennego prochowca, aby
powstrzymać się przed chęcią drapania ich.
– Ja... ja chyba dzisiaj odpuszczę. To nie mój dzień – burknął
cicho, uciekając wzrokiem na bok i czując się przy okazji
nieprzyjemnie mały, gdy Adrian łypnął na niego zdezorientowany.
– Ale, że już? Przecież dopiero co przyszliśmy. – Zamrugał,
a Maks odetchnął ciężko, gdy nieprzyjemne uczucie niepokoju
zacisnęło swoje chłodne macki na jego szyi. Stojący przed nim,
nic nierozumiejący Adrian w niczym mu teraz nie pomagał.
– Trudno. Muszę wyjść – rzucił szybko i odepchnął mężczyznę
z zamiarem jak najszybszego wyjścia, kiedy poczuł silną, lekko
spoconą dłoń na swoim nadgarstku. Wzdrygnął się z obrzydzeniem,
co nie umknęło uwadze Adriana.
– Co się dzieje?
– Nic – odpowiedział od razu, bo przecież nie chciał dzielić
się swoimi lękami z jakimś obcym facetem, który z całą
pewnością zamiast mózgu miał albo orzecha, albo klaszczącą
małpkę.
– Niedobrze ci? Jesteś cały blady – zauważył.
Maks przełknął ślinę, posyłając mu nerwowe spojrzenie, po czym
jeszcze raz rozejrzał się po sali. Jeżeli teraz ucieknie, zrobi
ogromny krok w tył – doskonale zdawał sobie z tego sprawę i to
był jedyny powód, dla którego wciąż tu stał. Kiedy jednak jego
spojrzenie zatrzymało się na siedzącym nieopodal, wysokim, bardzo
umięśnionym mężczyźnie, wpatrującym się teraz w ekran
telefonu, pomyślał, że może jednak da radę? Trener Bartek był
trybikiem, dzięki któremu kiedyś przemógł się do wizyty na
siłowni. Dawno już nie widział nie tylko tak ładnego ciała, ale
i przystojnej twarzy. Owszem, Tobiasz był idealny pod każdym
względem, ale – cholera – Bartek... Bartek był uosobieniem
dzikiej męskości. Miał bujną brodę na twarzy, tatuaże niemal na
całym ciele i taki niepokojący błysk w oku, który powodował,
że... no cóż, po skończonym treningu Maks czasem długo stał pod
prysznicem.
No i oczywiście Bartek był całkowicie hetero. Tak hetero, jak się
tylko dało, ale to nie przeszkadzało fantazjowaniu, prawda?
Zresztą, nawet gdyby okazał się gejem, Maks do niczego by nie
dążył – w przeciwieństwie do Tobiasza był monogamistą.
Zawahał się tylko przez moment. Może jednak da radę?
– Chodź, porobisz dzisiaj lekkie ćwiczenia i będzie spoko. –
Niski, głęboki ton głosu Adriana sprowadził go na ziemię wraz z
dotykiem lekko spoconej dłoni, która ponownie zacisnęła się na
jego nadgarstku, ciągnąc w stronę szatni. Nie zdążył
zaoponować, bo już pojawił się w zasięgu wzroku Bartka.
Instruktor odłożył telefon i błysnął w jego stronę tak
rozbrajającym uśmiechem, że Maks zapomniał o swoich wszystkich
lękach związanych z siłownią.
– Kogo ja widzę – powiedział Bartek, szybko podnosząc się z
fotela. – Chyba ostatnio coś odpuściłeś sobie siłkę, hm?
Maks zacisnął dłoń na uchwytach torby, dobrze już wiedząc, że
nie ma odwrotu.
– Praca – wyjaśnił i przewrócił znacząco oczami, podczas gdy
Adrian puścił jego rękę i wbił podejrzliwe spojrzenie w Bartka.
– Przyprowadziłeś kumpla?
Niemal jęknął w duchu. Rany boskie, tak będą teraz postrzegani?
Jako kumple? Zerknął krótko na Adriana, który krzywił
się lekko, jakby z niezadowoleniem. Cóż, Bartek był dla niego
sporą konkurencją, jeżeli chodziło o sylwetkę. Może i mieli
podobne postury, jednak mięśnie trenera rozkładały się bardziej
harmonijnie.
– To brat mojej współlokatorki – sprostował, a Bartek
wyciągnął w stronę Adriana rękę, uśmiechając się przy tym
przyjaźnie.
– Bartek, tutejszy trener personalny. Jeśli chcesz, oprowadzę cię
po całej siłowni i wyjaśnię co i jak.
Adrian na te słowa zrobił taką minę, jakby właśnie dostał
siarczystego policzka. Posłał instruktorowi pełne zniesmaczenia i
pogardy spojrzenie, przy okazji aż napinając mięśnie ramion,
przez co wyglądał jak pitbull gotowy rzucić się na swoją ofiarę.
– Wiem, co do czego służy na siłowni – warknął przez
zaciśnięte zęby. – To nie mój pierwszy raz – niemal wypluł,
na co Maks musiał zdusić w sobie parsknięcie. Adrian z urażoną
dumą koksiarza był wprost komicznym zjawiskiem.
– Och, skoro tak. – Bartek z kolei może i wyglądał na samca
alfa, ale zdecydowanie nim nie był, o czym Maksymilian już nie raz
się przekonywał. Miał raczej pogodne usposobienie, którym
przyciągał do siebie ludzi, a nie odpychał. – To idźcie się
przebrać do szatni. A ty Maks, jak będziesz chciał mojej pomocy,
odezwij się po rozgrzewce – zwrócił się do Łukowskiego, który
już wiedział, że naprawdę nie ma odwrotu. Z czerwonymi policzkami
kiwnął głową, po czym, nawet nie oglądnąwszy się na wyjście,
ruszył do przebieralni.
Tak. Trener Bartek był najlepszym motywatorem, jaki mógł stanąć
mu na drodze.
Dziękuję
OdpowiedzUsuńGenialne dwa pierwsze rozdziały. Czekam z niecierpliwością na więcej!!!
OdpowiedzUsuńWiem co znaczy dostawać palmy z nudów, trzy dni omijałam sprzątanie szafy bo bałam się co będę dalej robiłam a jak się wczoraj wzięłam za tę meblościankę to każdą z ponas 100 książek przetarłam i wlazłam do szafy ubraniowej by każdą jej ściankę umyć dokładnie ;)
OdpowiedzUsuńCzyżby Adrian (dobrze zapamiętałam imię Ali brata???) był zazdrosny o trenera? :P tylko ten koniec tak jakoś dziwnie, jakbyś urwała rozdział albo w połowie rozpoczętego wątku przerwała. Ani wątek się tam nie zakończył ani jakaś spektakularna akcja się nie zadziała którą przerwałaś w pół. Czegoś mi zabrakło, jakiegoś mocnego akcentu/zdania na koniec. Nie wiem, może się czepiam. Rozdział super, tylko jak mówię na sam koniec mi osobiście zabrakło.
Trzymaj się i nie wariuj za bardzo. Dzięki za kolejny rozdział tak szybko. Cudownie że chcesz się już teraz, na bieżąco dzielić z Nami tą historią
Hm, może się urwało dlatego, bo piszę jednym ciągiem i dopiero później dzielę na rozdziały. Jakoś tak mi łatwiej ;). Gdybym miała to wydać pewnie w ogóle nie byłoby takiego rozgraniczenia, ewentualnie zrobiłabym kilka dłuższych części.
UsuńDziękuję za komentarz, a rozdziały rzeczywiście będą szybciej, bo już mam kolejne dwa które czekają na publikację.
A to dopiero czwarty dzień kwarantanny...
Kasia, ja też wysprzątałam meblościankę (i nie tylko) ;D A dzisiaj już nawet zachciało mi się robić te najgorsze zadania na studia xD
OdpowiedzUsuńLidzie nagle stali się tacy produktywni :D
Cieszę się mega z opowiadań :D Tak trzymać! xD
Weny i chęci, już życzenia bez czasu - jego mamy teraz zbyt dużo :x
Kyna
Jeżeli bierzesz się za naukę, to znaczy, że jest już źle :D.
UsuńMnie jeszcze tak nie pokręciło, żeby zabrać się za gruntowne porządki, ot, robię to co powinno się robić na bieżąco. Ale za to pies jaki szczęśliwy, dawno już tyle po lesie nie biegał i to jeszcze kilka razy dziennie.
Hej. Rozdział jak zawsze świetny. Ale muszę przyznać że ten cały Tobiasz już teraz mi się nie podoba mam nadzieję że maks szybko oczy otworzy i dojrzy kto tak naprawdę jest pasożytem. Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.w.
OdpowiedzUsuńCieszę się na nowe opowiadanie,bo jakoś bardziej leżą mi Twoje obyczajówki. Szczególnie gdy spotykają się w nich dwa przeciwieństwa. Za trzy punkty, Gówniarza i Mc czytam co jakiś czas i teraz coś nowego w koncu
OdpowiedzUsuń