środa, 18 marca 2020

Rozdział 2. (Na granicy katastrofy)


Mówiłam, że mam sporo wolnego czasu. Tak wiele, że zaraz zwariuję w mieszkaniu. Nigdy nie myślałam, że nicnierobienie będzie takie męczące.
Mam nadzieję, że i Wy sobie jakoś radzicie. Na dniach wrzucę jeszcze rozdział Mroku, a tymczasem zapraszam na NGK.
No i dziękuję ślicznie za komentarze, cieszę się, że mam dla kogo pisać po tej długiej przerwie pustki na blogu.



Trener Bartek i inne motywatory

Siedział w przytulnym, schludnym gabinecie doktor Hanny Kwiatkowskiej. Ułożenie maleńkich, szkicowanych obrazów przedstawiających najważniejsze punkty Bydgoszczy, jakie wisiały na ścianie, znał już niemal na pamięć. W końcu od ponad roku co sobotę (a wcześniej co sobotę i środę) wpatrywał się w nie i opowiadał młodej, trzydziestotrzyletniej terapeutce o swoich życiowych bolączkach. A tych miał naprawdę wiele.
– Więc jest coraz gorzej – skwitowała, kiedy Maks wreszcie skończył streszczać jej swój tydzień. Westchnął ciężko i w odpowiedzi jedynie kiwnął głową. – Masz jakiś pomysł, dlaczego się tak dzieje?

– Myślę, że to przez pracę – powiedział, dudniąc palcami w skórzane obicie fotela, na którym siedział. Hanna kiwnęła głową, po czym coś zanotowała w kajecie.
– Tak, również to zauważyłam. Robiłeś postępy do czasu, aż nie zacząłeś pracy. Niektóre twoje natręctwa powróciły, jak sam mówisz. Przeraża cię brud?
– Przeraża mnie bałagan – poprawił i poruszył się nerwowo na siedzeniu, starając się nie myśleć o tym, ile osób zajmowało to miejsce oraz ile rąk dotykało tej skóry. Już miał to przecież za sobą, już potrafił radzić sobie z takimi rzeczami, nie mógł pozwolić dać zawładnąć się tej fobii. – Z brudem... zarazkami i bakteriami – sprostował – jeszcze sobie radzę. To znaczy wciąż często myję ręce i mam przy sobie żele antybakteryjne, ale wczoraj na przykład pomyłem po kimś naczynia i się nie brzydziłem tego dotknąć – dodał, aż prostując się z dumą, na co Kwiatkowska posłała mu uśmiech.
– Brawo – pochwaliła. – Po tym Adrianie? – dopytała, a Maks pokiwał głową. – Ale powiedz mi, czemu nie mogłeś tego tak zostawić? Rozmawialiśmy już o tym, że mały bałagan nie jest niczym złym.
– Mały nie, ale później do tego mogłyby dojść kolejne naczynia i kolejne, bo mówię ci, ten Adrian to jakaś patola – sapnął. – Boję się tego, co spotkam jak wrócę do domu. Wczoraj na przykład zalał całą łazienkę po kąpieli, a na podłodze w salonie zostawił rozpakowany plecak! Rzucił też ubrania na fotel, a na stole zostawił kubek po kawie i...
– Maks – przerwała mu stanowczo, zanim Maks zdążył bardziej się wkręcić w swoje narzekania. – To nic takiego. Mały bałagan nie sprawi, że zawali ci się życie.
– A duży bałagan?
– Żaden bałagan – poprawiła. – To normalne, że bałaganimy. Żyjemy, mamy masę spraw na głowie, więc czasem jesteśmy zmęczeni. Nasze życie nie skupia się na sprzątaniu. – Wbiła w niego uważne spojrzenie, na co on odetchnął. Za to ją uwielbiał. Rozmawiała z nim, tłumaczyła mu, a nie jak poprzedni jego terapeuci, milczała i głównie słuchała. Często go karciła i pokazywała odpowiednią drogę, a tego potrzebował najbardziej. – Nie musisz mieć nad tym kontroli. Zrozum, że rzucona niedbale kurtka w niczym ci nie przeszkodzi, wciąż jesteś wartościowym człowiekiem. Zobacz, jak wiele osiągnąłeś.
Maks zgarbił się i skrzywił.
– No nie wiem, ojciec tak nie uważa.
– Więc ciągle chodzi o ojca. – Nie zapytała, stwierdziła fakt, po czym znów coś zapisała w zeszycie. – Miałeś z nim jakiś kontakt w przeciągu ostatniego tygodnia?
– Całe szczęście nie. Dzwoniła tylko mama, żeby zapytać jak mi się żyje, ale nie mogłem nawet z nią pogadać. Mam ostatnio tak przesrane w tej pracy, że nawet chciałem odwołać dzisiejszą sesję. Nie poszedłem też wczoraj na jogę, nie medytuję, nie robię nic, co mi zaleciłaś, bo po prostu nie mam czasu. Zmieniam się w jedną, wielką kupkę nerwów, a na myśl o poniedziałku mi niedobrze – sapnął i przeczesał nerwowo ręką włosy, burząc swoją długo układaną fryzurę.
– Nie myślisz o tym, aby poszukać czegoś nowego?
– Muszę się przemęczyć jeszcze kilka miesięcy. Tylko kilka – podkreślił i uśmiechnął się krzywo, a Hanna pokiwała głową.
– Nie zapominaj o sobie. I myślę, że jeśli nie chcesz wrócić do punktu sprzed naszych spotkań, nie powinieneś unikać ani jogi, ani medytacji, ani siłowni. To ci pomagało.
– Wiem. – Pokiwał głową. – Może dzisiaj sam poćwiczę, ale muszę jeszcze wziąć się za jeden projekt i...
– Idź na siłownię – wtrąciła, na co po plecach Maksa przebiegły nieprzyjemne dreszcze.
– Nie no, nie mogę, bo...
– Maks, przerobiliśmy już to. Na siłowni nie ma nic, co mogłoby ci zagrozić. Z tego co pamiętam, niedawno nawet mówiłeś, że lubisz tam chodzić. – Posłała mu sceptyczne spojrzenie, a on poczuł, jak się zawstydza. To straszne, że Hania tak dobrze potrafiła go rozgryźć. Zwilżył nerwowo wargi, ale nie odpowiedział jej. – Użyj spreju przeciwbakteryjnego, wyczyść nawet porządnie urządzenia, zanim za nie złapiesz. Nawet ja tak robię, nie po to w siłowniach dają klientom swobodny dostęp do takich środków, ale proszę cię, chodź tam dalej.
Maksymilian pokiwał ledwo widocznie głową, bo myśl, że miałby znaleźć się w pachnącym potem pomieszczeniu, zaczęła go przerażać. A przecież już to przerobił, przestał zwracać na to uwagę i skupiał się na ćwiczeniach (i obserwowaniu innych, bardzo umięśnionych mężczyzn, co – będąc całkowicie szczerym – było jego największą motywacją).
– Obiecaj mi, że się tam dzisiaj wybierzesz.
Westchnął ciężko. Doskonale wiedział, że najlepiej zrobi, jak nie podda się na nowo pożerającym go obawom. Musiał być silny, jeśli chciał wieść normalne życie, pamiętał przecież, jak bardzo męczył się jeszcze za czasów studiów.
– Pójdę tam dzisiaj.
– Brawo. – Uśmiechnęła się z zadowoleniem, a on jak zawsze dzięki niej poczuł, że mógł to zrobić. Bo, nie ma co ukrywać, Hanna i Alicja były jedynymi osobami, które w niego wierzyły. – To powiedz mi jeszcze jak sprawa z Tobiaszem.
Zdusił w sobie przeciągły jęk, szybko odwracając wzrok w stronę okna, przez które do pomieszczenia wpadały ciepłe promienie południowego słońca. Miał ochotę skłamać, ale Kwiatkowska zbyt dobrze już go znała, aby tego nie wyłapać.
– Wróciliśmy do siebie – szepnął ledwie słyszalnie, czego terapeutka już nie skomentowała, chociaż nie była największą fanką ich związku (albo raczej czegoś, co tylko przypominało związek). Nie ona jedyna, bo Alicja z chęcią by jej przyklasnęła.
– I jak się z tym czujesz?
Maks zagryzł dolną wargę i milczał przez dłuższą chwilę.
– Nie wiem – mruknął. – Myślę, że... myślę, że nie mogę bez niego żyć.

***

Tobiasz Janicki był w jego życiu zawsze. Poznali się już w podstawówce, a przez kolejne lata szkoły stali się niemal nierozłączni. Wszystko robili razem, tylko przy wyborze studiów ich drogi nieco się rozeszły, bo o ile Maks miał typowo artystyczną duszę, to Tobiasz posiadał umysł ścisły. Jednakże pomimo dwóch różnych kierunków na uczelni, ich kontakt wciąż się nie osłabił.
Nie pamiętał dokładnie momentu, w którym uświadomił sobie, że kocha się w swoim najlepszym przyjacielu. To chyba wydarzyło się od razu i od razu też przeszedł z tym do porządku dziennego, bo Tobiasz wypełniał cały jego świat. Miał na punkcie kolegi obsesję (co nawet zauważyła jego matka), a Janicki z czasem nauczył się ten fakt wykorzystywać. W końcu Łukowski nigdy nie narzekał i zawsze wykonywał jego polecenia, był jak wierny pies, który zawsze kręcił mu się koło nogi.
W gimnazjum przyszedł moment na odkrywanie orientacji i chociaż Maks wiedział już od dawna, że dziewczynki nie leżały w kręgu jego zainteresowań, to stanowisko Tobiasza nie było tak oczywiste. Umawiał się z całą masą koleżanek, a że już jako nastolatek był bardzo przystojny, stanowił obiekt westchnień wielu z nich. Doskonale zdawał sobie też sprawę z zadurzenia swojego przyjaciela, czego nie omieszkiwał nie wykorzystywać – i tak oto Maksymilian swój pierwszy pocałunek i seks przeżył z najlepszym przyjacielem.
Później, w okolicach liceum, po raz pierwszy zdecydowali się na związek. Maks oczywiście był zachwycony, bo o to mógł mieć Tobiasza na wyłączność. Niestety, minęły może z dwa, trzy miesiące od zapadnięcia tej decyzji, a przyłapał Janickiego w klubowym kiblu z jakąś pijaną, nieznajomą dziewczyną. Jego nastoletnie, zakochane serduszko rozpadło się na miliony kawałków. A że był bardzo dramatycznym licealistą, rozważał nawet popełnienie samobójstwa, kiedy Tobiasz stwierdził, że może nie powinni być razem. Całe szczęście, że Maksowi brakło odwagi na targnięcie się na swoje życie, bo po jakimś czasie przyjaciel znów zaproponował związek. I od tej pory to byli ze sobą, to się rozstawali, a Janicki raczej nie przejmował się poważnymi stanami lękowymi, jakie wywoływał w Łukowskim swoim bardzo rozwiązłym trybem życia.
Kwiatkowska twierdziła, że problemy Maksymiliana nie mają swojego podłoża jedynie w rygorystycznym sposobie wychowania, jakie zaserwował mu ojciec, ale również apodyktyczny Tobiasz był im winny. Nie wyobrażał sobie jednak, że mieliby zerwać ze sobą całkowicie kontakt, raz już to zrobili, Janicki na pół roku zapadł się pod ziemię, co Maks z ledwością przeżył. Doszedł więc do wniosku, że jakoś da radę zaakceptować jego skoki w bok, byleby tylko nie cierpieć.
Był żałosny, doskonale to wiedział, jednak teraz, kiedy znów (po raz nie wiadomo który) zdecydowali się być razem, miał nadzieję, że będzie inaczej. Tobiasz wydawał się zmienić, nalegał na ich spotkania i sam je inicjował, co nie miało miejsca wcześniej. W końcu ostatnie rozstanie wydawało się poważne, sam Maks był już przekonany, że nie wróci do dawnego toksycznego układu. Niestety, później znalazł pracę, a wszystkie postępy, jakie wykonał z Hanią, posypały się. Znów poczuł się jak dziecko, które potrzebuje opieki, a uczucie bezpieczeństwa, choć złudne, dawała mu tylko jedna osoba.
– Myślałem, że będziesz wcześniej – powiedział, gdy tylko otworzył mu drzwi. Maks aż westchnął, widząc jego domowe oblicze, które rzadko komu prezentował, a mimo to wciąż był cholernie przystojnym facetem, zaprzeczającym wszystkim stereotypom o informatykach.
Tobiasz mierzył ponad metr dziewięćdziesiąt i znacznie górował nad Maksem, którego i tak zawsze zaliczano do tych wysokich. Od regularnej gry w koszykówkę wyrobił sobie sylwetkę, jakiej pozazdrościłby mu niejeden stały bywalec siłowni, a gdy do tego wszystkiego dodało się atrakcyjną twarz, otrzymywało się faceta mogącego zwojować pokazy mody. Janicki jednak nigdy nie był tym zainteresowany, choć owszem, zdarzało już mu się otrzymywać propozycje agencji. Od pozowania przed aparatem, czy przechadzkach po wybiegu wolał coś bardziej statecznego, a jednocześnie dochodowego, tak więc zaciągnął się do świetnie prosperującej firmy ojca i dzięki temu nie narzekał na brak pieniędzy. Był mężczyzną, któremu nie brakowało niczego – ani zer na koncie, ani wyglądu. Nic dziwnego, że miał takie powodzenie i że Łukowski bał się o swoją pozycję. Wciąż czuł oddech konkurencji na karku, przez co ciągle dręczyło go wrażenie, że musi coś sobą reprezentować oraz że związek z Tobiaszem to jedna wielka rywalizacja o jego względy.
– Uwierzysz, że są korki? – sapnął Maks, przechodząc do schludnego, jasnego przedpokoju. To w Tobiaszu uwielbiał – mężczyzna nie krył się ze swoimi pedantycznymi zapędami, dzięki czemu Łukowski mógł przebywać w jego mieszkaniu bez zagrożenia migotania przedsionków. – W sobotę. Korki. – Pokręcił głową, ściągając buty.
– Jak w każdy inny dzień. – Wzruszył ramionami, po czym pochylił się do Maksa i złożył mu na ustach przeciągły pocałunek. – Odkąd rozkopali rondo Kujawskie, miasto jest sparaliżowane.
– I wciąż nie skończyli na Wałach Jagiellońskich.
– Jak to w Bydgoszczy – parsknął Tobiasz, wycofując się zaraz i umykając ramionom partnera. – Nie jest najgorzej – uciął, na co Maks już tylko westchnął ciężko z zawodem i odwiesił jeszcze kurtkę. Dobrze wiedział, że jego chłopak był bardzo mało dotykalski, rzadko kiedy dawał się ot tak przytulić.
– Może skoczymy dzisiaj do kina? – zapytał, zmieniając temat oraz wbijając w Tobiasza pełne uwielbienia spojrzenie. Cholera, miał już dwadzieścia pięć lat, a wciąż czuł się przy nim jak zakochany gówniarz. Wystarczyło tylko, żeby Janicki był tuż obok i Maks tracił cały swój zdrowy rozsądek.
– Dzisiaj? – skrzywił się, kiedy przeszli do salonu, w którym również panował porządek. Gdyby nie włączony laptop, zalegający właśnie na stoliku do kawy i stojący tuż obok kubek herbaty, można byłoby pomyśleć, że pomieszczenie było jedynie ikeowską wystawą.
– Mhm, wieczorem? – zapytał i podszedł do Tobiasza, wtulając się w jego plecy. Ostatni raz widzieli się we wtorek, ale tylko przelotnie. Obaj w tygodniu pracowali do późna i nie mieli zbyt wiele czasu dla siebie.
Janicki odetchnął ciężko, żeby zaraz obrócić się do Maksa przodem. Wystarczyło krótkie spojrzenie na jego przystojną twarz, a już wiedział o czym Tobiasz chciał mu powiedzieć.
– Mam jeszcze trochę do zrobienia.
Skrzywił się, ale nie wypuścił go ze swoich objęć. Może i sporo ostatnio pracował, jednak wciąż nie mógłby konkurować ze swoim chłopakiem, bo ten był prawdziwym pracoholikiem. Firma stanowiła jego drugi dom, przebywał w niej niemal codziennie, od rana do wieczora, nic więc dziwnego, że nie miał zbyt wiele czasu dla swojego partnera. Maks zdążył się już jednak do tego przyzwyczaić, akurat Tobiaszowe uzależnienie od pracy było ich najmniejszym problemem.
– Na wieczór akurat? – jęknął, zakładając mu ręce na szyi. – Nie stęskniłeś się chociaż trochę? – zapytał, ale nie zdążył się nawet skrzywić z zawodem, bo już po chwili poczuł dłonie ściskające go za pośladki.
– Oczywiście, że się stęskniłem – odparł zaraz Tobiasz z szerokim, bardzo jednoznacznym uśmiechem. Maks parsknął śmiechem, jednak już po chwili uciszył go głęboki, zachłanny pocałunek. Westchnął jedynie w usta partnera, pozwalając poprowadzić się w kierunku kanapy.

***

Do mieszkania wrócił wcześniej, niż zakładał, bo już o siedemnastej. Miał nadzieję, że uda mu się zostać u Tobiasza na noc, jednak jak zwykle przegrał starcie z jego pracą. Nie czuł jednak zawodu, tylko postanowił dobrze spożytkować resztę dnia. Niestety, jego w miarę dobry humor prysł i odszedł w zapomnienie, gdy tylko stanął w przedpokoju i spojrzał na zaschnięte ślady błota, kalające szorowane, jeszcze przed wizytą u Kwiatkowskiej, jasne płytki.
– Kurwa – warknął pod nosem, spoglądając na znoszone, nienadające się już do niczego (a na pewno nie do użytkowania) adidasy. – Ja pierdolę, zwariuję. – Przeczesał nerwowo dłonią włosy, licząc w myślach do dziesięciu, jak radziła mu terapeutka w każdych bardziej stresujących momentach.
Oczywiście samo błoto nie doprowadziłoby go do tego stanu, ale jeśli dodać do tego wczorajsze nieumyte naczynia, zalaną po kąpieli łazienkę, a później jego walające się po całym salonie rzeczy, otrzymywało się mieszankę dla Maksa wybuchową. Ten facet był chodzącą maszyną do robienia bałaganu, gdzie nie zawitał, tam magicznie pojawiał się syf.
– O, wróciłeś. – Na domiar złego, powód jego nagłego zirytowania pojawił się jakby nigdy nic w przedpokoju. – Odkupiłem ci żarcie, które wczoraj zajumałem. I no, jeszcze raz, sorry. Wiesz, serio źle zaczęliśmy i...
Maks zgrzytnął zębami. Ten facet (teraz całe szczęście ubrany, bo gdyby świecił torsem, może sprawy potoczyłyby się zgoła inaczej) doprowadzał go do szewskiej pasji. Na sam widok jego nieskalanej myślą twarzy, miał ochotę mu przyłożyć.
– Co to jest? – zapytał z pozoru spokojnie, wskazując na błoto. Wszystko jednak aż w nim wrzało i doskonale wiedział, że niewiele brakowało, aby wybuchł.
Ciemne oczy Adriana powędrowały za dłonią Łukowskiego, zatrzymując się na podłodze. Grube brwi zbiegły się ze sobą, a na czole brakowało w tamtej chwili tylko paska ładowania danych.
– Deszcz padał, a ja do sklepu skoczyłem – powiedział i wzruszył ramionami. – No przecież nie przelecę nad ziemią.
Przymknął oczy, znów licząc do dziesięciu. Przy szóstce stwierdził jednak, że to wszystko nie ma sensu, po czym bez słowa wyminął Adriana i czym prędzej zamknął się w swoim bezpiecznym pokoju, nie przejmując się zaskoczonym spojrzeniem brata Alicji.
Od razu zabrał się za kompletowanie stroju na siłownię, doskonale wiedząc, że tylko wysiłek fizyczny uchroni go przed prawdziwą eksplozją. Wymęczy się i gdy z powrotem zawita w mieszkaniu zdewastowanym przez tego ogromnego pasożyta, nic już go nie będzie obchodzić poza odpoczynkiem – a przynajmniej miał taką nadzieję.
Wyszedł z powrotem do przedpokoju i zawiesił torbę na haczyku od kurtek, brzydząc się postawić ją na podłodze. Całe szczęście, że przez ten czas Adrian gdzieś się ulotnił, bo Maks znów poczuł ogromną irytację, a przy okazji nerwowość na myśl, że mieszkanie było w takim stanie. Miał tylko nadzieję, że gdy znajdzie się na siłowni, nie wrócą mu dawne lęki i nie ucieknie z niej zanim chociażby zdąży zawitać w przebieralni.
Wszedł do kuchni, w której – o dziwo – panował względny porządek. Względny oczywiście tylko dla niego, bo każdy normalny człowiek stwierdziłby, że jest w niej bardzo czysto. No, ale Maks zauważał rzeczy niezauważalne, jak na przykład zgnieciona szmatka na zlewozmywaku, która powinna być złożona w kosteczkę, czy przekrzywione krzesło albo niedomknięta szafka. Zanim zabrał się za nalanie wody do bidonu, musiał wszystko poprawić, tak, aby nic go nie drażniło.
– Ej. – Nie potrzebował nawet odwrócić się w kierunku drzwi, żeby dowiedzieć się, kto właśnie stał w progu. Przeklął w myślach, ale w żaden sposób nie zareagował. – Idziesz na siłkę? Widziałem torbę. Zabiorę się z tobą, co? Bo, cholera, tak mi brakuje porządnego wycisku.
Maks prawie upuścił bidon. Całe szczęście, że w ostatniej chwili się opanował, bo tym razem sam byłby przyczyną bałaganu, kiedy chlusnąłby wodą po podłodze i meblach.
– Ze mną? – Odwrócił się do Adriana przodem. – O nie, nie, nie! Nie ma mowy! – To przecież miały być dwie godziny tylko dla niego! Chciał uciec przed pasożytem, a nie ciągnąć go za sobą!
– Co nie ma mowy? I weź się przesuń, bo całe przejście zastawiasz. – Zza pleców nagle wychyliła się śniada twarz Alicji. Adrian obejrzał się na siostrę, którą zaraz przepuścił do kuchni.
– Chciałem iść na siłownię – wyjaśnił zaraz Goryl, a Maks zdusił w sobie ciężki jęk.
– To idź, ale nie ze mną – warknął tylko i już miał ruszyć w stronę wyjścia (notabene wciąż zastawianego przez Adriana), gdy zatrzymał go głos Alicji.
– W czym problem? Nie możecie jechać razem?
Zatrzymał się w półkroku i rzucił przyjaciółce mordercze spojrzenie znad ramienia. Ona też była dzisiaj przeciwko niemu?
– Nie, bo zaraz wychodzę. Nie zdąży się spakować i...
– Daj mi moment, wezmę tylko torbę! – powiedział szybko Adrian i już go nie było, a Maks poczuł jak powoli umiera wewnętrznie. Czy ten debil był naprawdę tak głupi, że nie zauważył, że nie był mile widziany?
– Dzięki, Ala – warknął do dziewczyny, przy akompaniamencie szurania dobiegającego z salonu. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, w jakim stanie znajdowało się teraz to pomieszczenie.
– Oj, no co? Jemu też dobrze zrobi, jak sobie wyjdzie i poćwiczy. Chociaż tego nie pokazuje, widzę, że wcale mu nie jest łatwo – powiedziała cicho, tak, aby brat nie jej nie usłyszał.
Maks już miał powiedzieć coś niemiłego o Adrianie, kiedy w ostatniej chwili ugryzł się w język. Owszem, nie pałał miłością do tego faceta, ba, w myślach słał mu właśnie całą wiązankę przekleństw i wysublimowanych wyzwisk, ale wciąż miał na uwadze, że Goryl był najbliższą rodziną jego przyjaciółki. A jej skrzywdzić nie chciał.
– Przemęczę się, ale w podziękowaniu chcę jutro na śniadanie zajebiste truskawkowe smoothie – zastrzegł, na co Alicja uśmiechnęła się z rozbawieniem.
– Dostaniesz smoothie i zrobię w gratisie coś fajnego na obiad – obiecała.
– Trzymam za słowo.
Nim wyszedł z kuchni, usłyszał jeszcze ciche „dziękuję” i już wiedział, że dobrze robił. Adrian nie tyle, co go nie obchodził (bo naprawdę wiele by dał, żeby mieć faceta w głębokim poważaniu), ale jak nikt inny wzbudzał w nim agresywną wręcz irytację. Był jak sól sypana na głębokie zadrapania – w żaden sposób nie pomagał, a jedynie podrażniał istniejące już rany. Musiał jednak jeszcze trochę się przemęczyć, przecież nie zabawi u nich długo... prawda? W końcu chodziło tu tylko o Alicję.

***

Na siłownię dojechali w milczeniu, chociaż cała droga dla Maksa była istną katorgą. Adrian próbował zagadywać i rzucał jakimiś kompletnie nieśmiesznymi, dresiarskimi żarcikami, a on udawał, że wcale ich nie słyszał. Całe szczęście, że nie musieli ćwiczyć razem, tego z pewnością by nie zniósł.
Problem pojawił się dopiero, gdy odcisnął swoją kartę członkowską i wszedł do ogromnego pomieszczenia zapełnionego sprzętem do ćwiczeń. Zatrzymał się w półkroku, patrząc dookoła z przestrachem. Poczuł się tak, jak rok temu, gdy dopiero co próbował zwalczyć swoje lęki. Unoszący się, mdły zapach potu skutecznie go odstraszył, a przechodzący tuż obok, spocony, grubszy mężczyzna, sprawił, że Maks już odwracał się na pięcie, kiedy natrafił na stojącego za nim Adriana.
Brat Alicji wszedł na siłownię później, bo musiał kupić jednorazowe wejście, ale jak widać poszło mu to niezwykle szybko. Maksymilian skrzywił się z niechęcią i już chciał go wyminąć, czując, że dzisiaj podda się własnym słabościom i ucieknie z podkulonym ogonem, gdy napotkał na zaskoczone, ciemne spojrzenie.
– A ty co?
Gówno, chciał odpowiedzieć poddenerwowany Maks, który aż wsunął dłonie w kieszenie wiosennego prochowca, aby powstrzymać się przed chęcią drapania ich.
– Ja... ja chyba dzisiaj odpuszczę. To nie mój dzień – burknął cicho, uciekając wzrokiem na bok i czując się przy okazji nieprzyjemnie mały, gdy Adrian łypnął na niego zdezorientowany.
– Ale, że już? Przecież dopiero co przyszliśmy. – Zamrugał, a Maks odetchnął ciężko, gdy nieprzyjemne uczucie niepokoju zacisnęło swoje chłodne macki na jego szyi. Stojący przed nim, nic nierozumiejący Adrian w niczym mu teraz nie pomagał.
– Trudno. Muszę wyjść – rzucił szybko i odepchnął mężczyznę z zamiarem jak najszybszego wyjścia, kiedy poczuł silną, lekko spoconą dłoń na swoim nadgarstku. Wzdrygnął się z obrzydzeniem, co nie umknęło uwadze Adriana.
– Co się dzieje?
– Nic – odpowiedział od razu, bo przecież nie chciał dzielić się swoimi lękami z jakimś obcym facetem, który z całą pewnością zamiast mózgu miał albo orzecha, albo klaszczącą małpkę.
– Niedobrze ci? Jesteś cały blady – zauważył.
Maks przełknął ślinę, posyłając mu nerwowe spojrzenie, po czym jeszcze raz rozejrzał się po sali. Jeżeli teraz ucieknie, zrobi ogromny krok w tył – doskonale zdawał sobie z tego sprawę i to był jedyny powód, dla którego wciąż tu stał. Kiedy jednak jego spojrzenie zatrzymało się na siedzącym nieopodal, wysokim, bardzo umięśnionym mężczyźnie, wpatrującym się teraz w ekran telefonu, pomyślał, że może jednak da radę? Trener Bartek był trybikiem, dzięki któremu kiedyś przemógł się do wizyty na siłowni. Dawno już nie widział nie tylko tak ładnego ciała, ale i przystojnej twarzy. Owszem, Tobiasz był idealny pod każdym względem, ale – cholera – Bartek... Bartek był uosobieniem dzikiej męskości. Miał bujną brodę na twarzy, tatuaże niemal na całym ciele i taki niepokojący błysk w oku, który powodował, że... no cóż, po skończonym treningu Maks czasem długo stał pod prysznicem.
No i oczywiście Bartek był całkowicie hetero. Tak hetero, jak się tylko dało, ale to nie przeszkadzało fantazjowaniu, prawda? Zresztą, nawet gdyby okazał się gejem, Maks do niczego by nie dążył – w przeciwieństwie do Tobiasza był monogamistą.
Zawahał się tylko przez moment. Może jednak da radę?
– Chodź, porobisz dzisiaj lekkie ćwiczenia i będzie spoko. – Niski, głęboki ton głosu Adriana sprowadził go na ziemię wraz z dotykiem lekko spoconej dłoni, która ponownie zacisnęła się na jego nadgarstku, ciągnąc w stronę szatni. Nie zdążył zaoponować, bo już pojawił się w zasięgu wzroku Bartka. Instruktor odłożył telefon i błysnął w jego stronę tak rozbrajającym uśmiechem, że Maks zapomniał o swoich wszystkich lękach związanych z siłownią.
– Kogo ja widzę – powiedział Bartek, szybko podnosząc się z fotela. – Chyba ostatnio coś odpuściłeś sobie siłkę, hm?
Maks zacisnął dłoń na uchwytach torby, dobrze już wiedząc, że nie ma odwrotu.
– Praca – wyjaśnił i przewrócił znacząco oczami, podczas gdy Adrian puścił jego rękę i wbił podejrzliwe spojrzenie w Bartka.
– Przyprowadziłeś kumpla?
Niemal jęknął w duchu. Rany boskie, tak będą teraz postrzegani? Jako kumple? Zerknął krótko na Adriana, który krzywił się lekko, jakby z niezadowoleniem. Cóż, Bartek był dla niego sporą konkurencją, jeżeli chodziło o sylwetkę. Może i mieli podobne postury, jednak mięśnie trenera rozkładały się bardziej harmonijnie.
– To brat mojej współlokatorki – sprostował, a Bartek wyciągnął w stronę Adriana rękę, uśmiechając się przy tym przyjaźnie.
– Bartek, tutejszy trener personalny. Jeśli chcesz, oprowadzę cię po całej siłowni i wyjaśnię co i jak.
Adrian na te słowa zrobił taką minę, jakby właśnie dostał siarczystego policzka. Posłał instruktorowi pełne zniesmaczenia i pogardy spojrzenie, przy okazji aż napinając mięśnie ramion, przez co wyglądał jak pitbull gotowy rzucić się na swoją ofiarę.
– Wiem, co do czego służy na siłowni – warknął przez zaciśnięte zęby. – To nie mój pierwszy raz – niemal wypluł, na co Maks musiał zdusić w sobie parsknięcie. Adrian z urażoną dumą koksiarza był wprost komicznym zjawiskiem.
– Och, skoro tak. – Bartek z kolei może i wyglądał na samca alfa, ale zdecydowanie nim nie był, o czym Maksymilian już nie raz się przekonywał. Miał raczej pogodne usposobienie, którym przyciągał do siebie ludzi, a nie odpychał. – To idźcie się przebrać do szatni. A ty Maks, jak będziesz chciał mojej pomocy, odezwij się po rozgrzewce – zwrócił się do Łukowskiego, który już wiedział, że naprawdę nie ma odwrotu. Z czerwonymi policzkami kiwnął głową, po czym, nawet nie oglądnąwszy się na wyjście, ruszył do przebieralni.
Tak. Trener Bartek był najlepszym motywatorem, jaki mógł stanąć mu na drodze.


8 komentarzy:

  1. Genialne dwa pierwsze rozdziały. Czekam z niecierpliwością na więcej!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem co znaczy dostawać palmy z nudów, trzy dni omijałam sprzątanie szafy bo bałam się co będę dalej robiłam a jak się wczoraj wzięłam za tę meblościankę to każdą z ponas 100 książek przetarłam i wlazłam do szafy ubraniowej by każdą jej ściankę umyć dokładnie ;)

    Czyżby Adrian (dobrze zapamiętałam imię Ali brata???) był zazdrosny o trenera? :P tylko ten koniec tak jakoś dziwnie, jakbyś urwała rozdział albo w połowie rozpoczętego wątku przerwała. Ani wątek się tam nie zakończył ani jakaś spektakularna akcja się nie zadziała którą przerwałaś w pół. Czegoś mi zabrakło, jakiegoś mocnego akcentu/zdania na koniec. Nie wiem, może się czepiam. Rozdział super, tylko jak mówię na sam koniec mi osobiście zabrakło.

    Trzymaj się i nie wariuj za bardzo. Dzięki za kolejny rozdział tak szybko. Cudownie że chcesz się już teraz, na bieżąco dzielić z Nami tą historią

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, może się urwało dlatego, bo piszę jednym ciągiem i dopiero później dzielę na rozdziały. Jakoś tak mi łatwiej ;). Gdybym miała to wydać pewnie w ogóle nie byłoby takiego rozgraniczenia, ewentualnie zrobiłabym kilka dłuższych części.

      Dziękuję za komentarz, a rozdziały rzeczywiście będą szybciej, bo już mam kolejne dwa które czekają na publikację.

      A to dopiero czwarty dzień kwarantanny...

      Usuń
  3. Kasia, ja też wysprzątałam meblościankę (i nie tylko) ;D A dzisiaj już nawet zachciało mi się robić te najgorsze zadania na studia xD
    Lidzie nagle stali się tacy produktywni :D
    Cieszę się mega z opowiadań :D Tak trzymać! xD
    Weny i chęci, już życzenia bez czasu - jego mamy teraz zbyt dużo :x
    Kyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli bierzesz się za naukę, to znaczy, że jest już źle :D.
      Mnie jeszcze tak nie pokręciło, żeby zabrać się za gruntowne porządki, ot, robię to co powinno się robić na bieżąco. Ale za to pies jaki szczęśliwy, dawno już tyle po lesie nie biegał i to jeszcze kilka razy dziennie.

      Usuń
  4. Hej. Rozdział jak zawsze świetny. Ale muszę przyznać że ten cały Tobiasz już teraz mi się nie podoba mam nadzieję że maks szybko oczy otworzy i dojrzy kto tak naprawdę jest pasożytem. Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.w.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się na nowe opowiadanie,bo jakoś bardziej leżą mi Twoje obyczajówki. Szczególnie gdy spotykają się w nich dwa przeciwieństwa. Za trzy punkty, Gówniarza i Mc czytam co jakiś czas i teraz coś nowego w koncu

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.