Trochę minęło od ostatniej części, co? Mam nadzieję, że ten rozdział nie odstaje od reszty, chociaż (o dziwo) pisanie go wcale nie było dla mnie trudne.
Dziękuję ślicznie wszystkim za komentarze. Coś mi się jednak dzieje z przeglądarką, bo nie mogę wejść na swojego bloga (zawiesza się na ostrzeżeniu dotyczącym treści) i przez to nie mogę na nie odpisać. Ale dzięki, że wciąż jesteście. To pocieszające, że ktoś cały czas czeka na rozdziały. :)
Czasem lepiej pomilczeć
Już
gdy tylko się obudził, wiedział, że to nie będzie dobry dzień.
Gdyby tylko mógł, najchętniej by go przespał; zakopał się w
kołdrze i po prostu wegetował do samego wieczora. Musiał jednak
wstać, dobrze wiedząc, że zbyt dużo od niego zależało – miał
teraz znacznie więcej obowiązków. Podniósł się więc, nawet nie
chcąc patrzeć na datę w kalendarzu. Wyszedł na korytarz i od razu
ruszył w stronę schodów, po drodze jeszcze uderzając dłonią w
zamknięte drzwi.
–
Wstawaj – rzucił tylko krótko i zszedł na dół. Nawet nie
obejrzał się na ojca leżącego na kanapie w towarzystwie całej
masy puszek po piwie. Bez słowa podszedł do okna i otworzył je
szeroko, chcąc wpuścić do pomieszczenia świeżego powietrza –
wszędzie śmierdziało strawionym alkoholem. Gdy mroźne, styczniowe
powietrze wtargnęło do środka, ojciec momentalnie się ocucił.
Drgnął i rozejrzał się dookoła, wciąż pijanym wzrokiem.
– Już
wstałeś? – wybełkotał. Rafał uśmiechnął się krzywo,
otwierając lodówkę i wyciągając z niej resztki sera. Po szkole
będzie musiał zrobić zakupy, bo on i brat umrą w końcu z głodu.
–
Mamy dzisiaj szkołę – przypomniał grobowym tonem, nie mając
dzisiaj ochoty na rozmowy z ojcem.
–
Ach, tak. – Mężczyzna pokiwał głową, jakby dopiero zdał sobie
sprawę, że jego dzieci jeszcze chodzą do szkoły. W międzyczasie
po schodach rozniósł się odgłos ciężko stawianych kroków, aż
wreszcie w salonie połączonym z kuchnią stanął niski, chudy
chłopak, z pozoru podobny do Rafała. Tylko z pozoru, bo Rafał
dobrze wiedział, że gdy jeszcze mama żyła, wszyscy mówili, że
Radek w wielu aspektach ją przypominał, a to Rafał poszedł w
ślady ojca.
– Hej
– wymamrotał nastolatek, ziewając szeroko. Rafał uśmiechnął
się blado i kiwnął młodszemu bratu na powitanie.
– Idź
się myj, zrobię śniadanie i zjesz już w szkole, co? Bo trochę
zaspałem – powiedział, dobrze wiedząc, że wcale nie zaspał. Po
prostu nie chciał wstawać. Teraz jednak czuł się winny, nie
obudził brata na czas.
Cholera,
jeszcze półtora roku temu nawet by go to nie obchodziło. Teraz
jednak czuł się odpowiedzialny za Radka, w końcu kto inny miałby
się nim zająć? Ojciec, który nie potrafi ogarnąć samego siebie,
zachlewający się do nieprzytomności każdego wieczora?
Tak
wiele się zmieniło, odkąd mamy nie było z nimi... Zacisnął
wargi, próbując przełknąć gulę narastającą w jego gardle.
Przepłakał już wiele dni i nocy, teraz po prostu musiał wziąć
się w garść i ogarnąć ten cały burdel.
Zrobił
bratu kanapki do szkoły i dopiero po tym zabrał się za siebie.
Zaczynał później niż Radek, teoretycznie mógłby więc wrócić
do łóżka i jeszcze trochę w nim poleżeć, ale z drugiej strony
naprawdę nie chciał dzisiaj zbyt wiele myśleć. Szybko więc
przyszykował się do wyjścia i kilka minut po bracie sam opuścił
dom, zostawiając w nim pijanego ojca.
Zimne
powietrze, jakie go otoczyło, przyniosło tylko pozorną ulgę. Już
wiedział, że to będzie ciężki dzień.
***
Wrócił
późnym wieczorem, odżegnując moment powrotu najdłużej jak tylko
się dało – był nawet na zakupach i przez trzy godziny błądził
po supermarkecie bez konkretnego celu. W końcu ile mógł wybierać
produkty na jutrzejsze śniadanie i obiad?
Gdy
wszedł do domu, zastał go widok pijącego ojca. Nic dziwnego,
pewnie chwilę temu skończył pracę i pierwsze, co po niej zrobił,
to sięgnięcie do butelki. Rafał skrzywił się na dźwięk
otwieranej puszki piwa, ale nic nie powiedział. Dobrze jednak
wiedział, że przez to daje ojcu milczącą zgodę, nie mógł
jednak tak go osądzać. Śmierć mamy zmieniła ich wszystkich, ten
dom już nigdy nie będzie taki, jak za jej życia.
Wkładał
właśnie wędlinę do lodówki, kiedy do kuchni wszedł Radek.
– Ej
– rzucił, a Rafał obejrzał się na brata, który trzymał przed
sobą malutki torcik z wbitą w niego świeczką. – Nie zapomniałem
– powiedział z lekkim uśmiechem. – Wszystkiego najlepszego.
W
oczach Rafała stanęły łzy. Właśnie dlatego nie chciał
dzisiejszego dnia – kończył szesnaście lat i z pewnością nie
były to wyczekiwane urodziny. Rok temu jeszcze spędzał je z mamą,
a teraz już jej przy nim nie było, jak mógł się więc cieszyć?
Pochylił
się nad ciastem i zdmuchnął świeczkę.
Chciałby
jeszcze kiedyś znaleźć osobę, która nada jego życiu sensu. Bo,
jak na razie, nie potrafił go znaleźć.
***
Nie
wyobrażał sobie powrotu do mieszkania, w którym – chciałby czy
nie – byłby zmuszony do czekania. Ostatnio nic innego przecież
nie robił, miał już tego naprawdę dość. Czuł się jak zabawka
w rękach Andrzeja, uzależniony od jego kaprysów i reagujący tak,
jak sobie właściciel zażyczył.
Rafał
zgodził się bez wahania, od razu złapali taksówkę i wsiedli do
niej, zostawiając wszystkich w Jazz Rocku bez chociażby słowa
pożegnania. Teodor nie miał do tego głowy, całkowicie zapomniał
o Bohdanie i Mateuszu, ale Rafał, wciąż myśląc trzeźwo,
powysyłał im wiadomości. Gdy skończył, wsunął telefon do
kieszeni i zerknął na uporczywie milczącego Teodora, wpatrzonego w
nocny krajobraz miasta.
Przez
całą drogę nie odezwali się do siebie ani słowem – Kamiński
był zatopiony we własnych myślach, a Rzepa nawet nie wiedział o
co mógłby go teraz zagadnąć. W tle przygrywała im jakaś smętna
muzyka płynąca z radia, a sam taksówkarz (całe szczęście) nie
wyglądał na zbyt gadatliwą osobę... albo po prostu był zmęczony
odwożeniem pijanych ludzi. Po zaledwie kilku minutach zatrzymał
samochód tuż pod kamienicą Rafała, a gdy ten już miał się
rozliczyć, Teodor jakby się obudził.
– Nie
– powiedział, sięgając szybko do swojego portfela, żeby
wyciągnąć z niego dziesięciozłotowy banknot.
Nie
chciał być jak Andrzej – darmozjadem żerującym na innych. Bo
tak właśnie widział go teraz Teodor, jako osobę, która ciągle
tylko wykorzystywała swoich znajomych. Egoistyczny dupek nie widzący
nic, poza czubkiem swojego nosa.
– Ty
już nie raz płaciłeś za mnie – wyjaśnił, płacąc za taryfę.
Rafał popatrzył na niego zdziwiony, ale nie zaprotestował, a gdy
wysiadł z samochodu, od razu go obszedł, aby pomóc Teodorowi. Ten
jednak radził sobie już coraz lepiej, kostka najwidoczniej świetnie
się goiła, chociaż może to też zasługa alkoholu, bo nie czuł
już żadnego dyskomfortu. A przynajmniej nie czuł go aż do momentu
stanięcia pod stromymi, drewnianymi schodami, ale w tym momencie na
pomoc przyszedł mu Rafał. Odebrał od niego kulę i bez słowa
objął w pasie, pozwalając Kamińskiemu oprzeć się o siebie.
Teodor przyjął ten gest w milczącym podziękowaniu i obaj zaczęli
wspinać się po stopniach. Poszło im całkiem sprawnie, więc już
po chwili weszli do ciemnego przedpokoju. Wciąż się do siebie nie
odzywając, zdjęli buty, wsłuchując się w odgłos pochrapywań
współlokatora Rafała, a następnie ruszyli na sam koniec
korytarza, prosto do sypialni Rafała.
Teodor
uśmiechnął się pod nosem, dostrzegając bałagan – w tej
kwestii nic się tu nie zmieniło. Rafał chyba naprawdę nie lubił
sprzątać, bo masa ubrań jak zwykle walała się wszędzie, tylko
nie tam, gdzie powinna. Z rozbawieniem zerknął na otwarte drzwi
pustej szafy. Nie wytrzymał, parsknął śmiechem, ściągając na
siebie zdziwione spojrzenie Rzepy.
– Nie
wiesz, gdzie trzyma się ubrania? – zapytał z rozbawieniem, na
moment zapominając o tym co od dłuższej chwili go męczyło.
Rafał
wzruszył ramionami, wyraźnie zawstydzony.
– Nie
mam czasu na sprzątanie – burknął, rozglądając się bezradnie
po zagraconym pokoju.
– Nie
masz czasu, czy nie potrafisz sprzątać? – drażnił się z nim
dalej, a Rafał zaczął żałować, że przed wyjściem na
dzisiejszą imprezę niczego tu nie ogarnął. Gdyby wiedział, że
zawita u niego Teodor, na pewno by przecież posprzątał, cholera...
chociaż trochę. Tak z wierzchu. Nie chodziło przecież od razu o
gruntowne porządki!
– Po
prostu jak myślę, ile tu jest do zrobienia... – sapnął,
opuszczając w wyrazie bezradności ramiona. Teodor znów parsknął
śmiechem.
–
Mówisz jakby chodziło o przekopanie hektarowego pola!
–
Uwierz, tutaj będzie tyle samo roboty – mruknął, ściągając z
siebie kurtkę i po chwili wahania odwiesił ją do szafy.
–
Wierzę – powiedział zgodnie z prawdą Teodor, wciąż się
uśmiechając. Rafał na moment zapatrzył się na niego, ale gdy
zdał sobie sprawę, że robi to odrobinę za długo, zaraz się
zreflektował, wyciągając w jego kierunku dłoń. – Daj kurtkę.
– Teodor posłuchał, a Rafał również odwiesił ją do szafy. –
To... hm – zmieszał się. Teodor w jego pokoju, o tej godzinie,
był zjawiskiem niemal abstrakcyjnym. Oszem, zdarzyło się to już
kiedyś, ale wtedy towarzyszył im Andrzej i zupełnie inne
okoliczności. Kamiński tamtego wieczoru raczej niewiele
kontaktował, a teraz, pomimo wypicia sporej ilości alkoholu,
wydawał się w miarę trzeźwy. Nic więc dziwnego, że Rafał
zaczął się denerwować. – Chcesz wody? Albo herbaty? – zapytał
zaraz. – Mogę zrobić, ty w tym czasie możesz się wykąpać, czy
coś – zakończył kulawo, ściągając na siebie uważne
spojrzenie Teodora, który z chwili na chwilę zdawał się również
orientować w tej przedziwnej sytuacji. Wstał momentalnie, chyba
odrobinę za szybko, bo aż się zachwiał (a więc jednak nie był
aż tak trzeźwy, jak ocenił go Rzepa).
–
Okej – powiedział. – To ja... pójdę pod prysznic – dodał i
już miał wyjść z pokoju, gdy zamarł przy drzwiach. – A mógłbyś
dać mi coś do spania? – zapytał, zdając sobie sprawę, że
położenie się do łóżka w ubraniu nie było zbyt komfortowe.
Rafał niemal od razu kiwnął głową i obrócił się w stronę
zawalonego ciuchami fotela. To tam trzymał swoje czyste rzeczy, a
przynajmniej miał taką nadzieję, że były czyste. Cudem jednak
udało mu się znaleźć jakiś T-shirt i krótkie, sportowe
spodenki, które zazwyczaj nosił na siłownię. A że dawno już tam
go nie widziano, spodenki leżały wyprane i czyste, czekając na
użycie.
Teodor
podziękował i czym prędzej czmychnął do łazienki, zostawiając
Rafała samego. Rzepa już miał iść do kuchni, żeby zaparzyć tę
nieszczęsną herbatę, kiedy przypomniał sobie o całkiem istotnej
rzeczy – nie dał Kamińskiemu ręcznika. Szybko więc odwrócił
się i przeszedł przez cały pokój, do miski stojącej pod oknem w
której znajdowała się świeża, dopiero co ściągnięta z
suszarki bielizna i dwa ręczniki. Złapał za jeden, żeby zaraz
ruszyć do łazienki.
– Teo
– powiedział cicho, uprzednio pukając. Nie słyszał jeszcze
szumu wody, więc stwierdził, że przyszedł w odpowiednim momencie.
– Ręcznik – dodał rzeczowo. Z pomieszczenia dobiegło go
poruszenie, a następnie ciszę w mieszkaniu przeciął głośny
skrzek ustępującego zamka. Już po chwili drzwi się uchyliły, a w
nich stanął półnagi Teodor.
Rzepa
aż wstrzymał powietrze, wpatrując się w drobną klatkę piersiową
chłopaka, co zresztą nie umknęło uwadze samego zainteresowanego.
Teodor momentalnie się speszył, ale nie cofnął się ani nie
zakrył. W zamian wyciągnął tylko rękę po ręcznik.
–
Dzięki – burknął, gdy Rafał mu go podał i już po chwili znów
znikną w łazience. Zamknął drzwi i oparł się o nie na moment,
chcąc uspokoić szybko bijące serce. Spojrzał na swoje odbicie w
lustrze, czego zaraz pożałował. Cholera, był cały czerwony! I
Jezu, ale miał okropne włosy! Całe potargane i jakieś takie...
tłuste! Skrzywił się z niesmakiem, podchodząc do umywalki, żeby
przyjrzeć się sobie dokładniej. Jak on mógł pokazać się w
takim stanie Rzepie?
I nagle
wszystko do niego dotarło. Zamiast przejmować się Andrzejem,
myślał o tym jak fatalnie wyglądał przed Rafałem. Zamrugał, sam
już nie wiedząc, o co mu chodziło. Uznał jednak, że to najlepszy
moment, aby wejść pod prysznic – w stanie upojenia takie
rozmyślenia nie wychodziły zbyt dobrze, a woda może trochę go
otrzeźwi.
Piętnaście
minut później leżał już w łóżku Rafała, z parującą herbatą
stojącą tuż obok, wsłuchując się w szum wody dobiegający z
łazienki. Siedząc w pojedynkę w pokoju, znów dopadły go
nieprzyjemne rozważania. Czuł się oszukany, nie wiedział tylko
przez kogo – Andrzeja czy samego siebie? W końcu Andrzej nigdy
niczego mu nie obiecał, sam wyobrażał sobie niestworzone rzeczy,
idealizując Wrońskiego i kreując go na kogoś, kim tak naprawdę
nigdy nie był. Co więcej – Andrzej również nigdy nie dał mu
nadziei, to Teodor sobie ją wymyślił... tak właściwie wszystko
sobie wymyślił, nie zważając na żadne sygnały ostrzegawcze, a
dostawał ich przecież wiele. Andrzej dobrze sprawował się jedynie
na stanowisku kumpla – może nawet przyjaciela, ale z pewnością
nie partnera i niestety dopiero teraz Teodor dobitnie się o tym
przekonywał.
Jego
myśli zaczęły błądzić dalej. Mimowolnie zastanawiał się, kim
była ta dziewczyna – ktoś przypadkowy czy wręcz przeciwnie? I co
Andrzej zrobił, gdy wyszli? Został w klubie, pojechał do tej
laski, czy może wrócił na Mateczny, do mieszkania Teodora?
Podniósł
się do siadu niczym oparzony, łapiąc się za głowę i kręcąc
nią szybko, jakby chciał z niej wyrzucić ostatnie myśli. Nie! Co
go to wszystko obchodziło? Naprawdę nie chciał się już tym
więcej zadręczać, to i tak bardzo bolało... Gdyby tylko mógł,
najchętniej nacisnąłby jakiś guzik, który pozwoliłby mu na
chwilę zapomnieć albo chociaż sprawić, żeby Andrzej w jego
wspomnieniach wyrył się jako totalny dupek. Dobrze jednak wiedział,
że nie zawsze był tym rzeczonym dupkiem. Jak na zawołanie
przypomniało mu się wydarzenie ze skręconą kostką i Andrzej,
niczym ta lwica, walczący najpierw z rowerzystą, a później
niemiłą recepcjonistką w szpitalu... Albo kiedy wrócił pewnej
nocy pijany i przez splot różnych wydarzeń wylądowali razem po
raz pierwszy w łóżku... wtedy też nie był dupkiem. Całował go
tak, jakby naprawdę mu na nim zależało.
W
oczach Teodora zalśniły łzy. Zamrugał szybko, chcąc je odgonić.
W przypadku Andrzeja nic nie prezentowało się zero-jedynkowo, bo
sam Andrzej przecież taki nie był. Miał naprawdę wiele twarzy,
jedne z nich można było pokochać, a drugie nienawidzić.
Wychylił
się po herbatę, chcąc zająć czymś swoje ręce. Pociągnął
sporego łyka i aż odetchnął, bo naprawdę chciało mu się pić.
W międzyczasie do jego uszu dobiegł zgrzyt zamka, Rafał wyszedł z
łazienki i już po chwili znalazł się w pokoju, a Teodor zaraz
pożałował, że jednak nie wrócił do swojego mieszkania. Prawie
rozlał herbatę, kiedy popatrzył na Rzepę jedynie w dresowych
spodniach, teraz nisko opadających na biodrach. Przez dłuższą
chwilę nie mógł oderwać wzroku od jego szerokiej piersi i
ładnego, płaskiego brzucha z naznaczonymi mięśniami.
– Nie
śpisz w koszulce? – palnął zaraz, dobrze wiedząc, że nie uda
mu się zasnąć przy takim wydaniu Rafała leżącym tuż obok.
Poruszył się nerwowo, wyjątkowo zadowolony, że T-shirt i
spodenki, które dostał od gospodarza, były na niego dużo za duże.
Spodenki co prawda spadały mu z tyłka niemiłosiernie, ale T-shirt
miał tak ogromne rozmiary, że spokojnie mógł zakryć Teodorowi
krocze.
–
No... nie – mruknął Rafał, bezradnie jeszcze spoglądając w
stronę piętrzących się na fotelu rzeczy. – Nie zrobiłem
prania, a nawet jeśli coś tam jest to... chyba wolałbym tego nie
ruszać. – Podrapał się nerwowo w bok głowy, a Teodor, jeszcze
chwilę temu zawstydzony, teraz parsknął śmiechem, wprowadzając
Rafała w jeszcze większe zakłopotanie.
–
Jezu, jeszcze trochę, a się nad tobą zlituję i pomogę ci w
porządkach – zaśmiał się, ale zaraz przerwał, bo Rafał
podszedł do łóżka i położył się od strony ściany. Serce
niemal podeszło mu do gardła, gdy uświadomił sobie, że –
cholera – naprawdę będą ze sobą spać... Nie, żeby tego nie
wiedział, w końcu Rafał miał tylko jedno łóżko, przez cały
czas odganiał jednak tego typu myśli, nie zastanawiając się
dłużej nad ich nocną konfiguracją. Dotarło to do niego dopiero,
kiedy faktycznie się w tym łóżku znaleźli.
–
Uważaj na to co mówisz, bo może jeszcze kiedyś będę chciał
skorzystać z pomocy – odparł Rafał, układając się na plecach
i kątem oka zerkając na Teodora, chcąc sprawdzić, jak ten się
czuje. – Będziesz chciał jeszcze herbaty? – zapytał, na co
Kamiński zaprzeczył ruchem głowy. Pomiędzy nimi zapadła
krępująca cisza, jakby dopiero obaj zdali sobie sprawę, że leżą
razem w łóżku. – Okej, to...
–
Andrzej zawsze tak robił? – Teodor spojrzał na zdziwionego
Rafała. Nie spodziewał się powrotu do tego tematu, myślał, że
tego wieczora pozostanie osnuty milczeniem, tak, jakby nic się nie
wydarzyło.
Kiwnął
głową, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Wciąż byli pijani,
a w takim stanie łatwo powiedzieć o te kilka słów za dużo, w
szczególności, że te same cisnęły się Rzepie na usta. Chciał
jak najszybciej wybić Teodorowi Andrzeja z głowy.
– Był
w ogóle z kimś? Tak na dłużej? – ciągnął dalej.
W
pokoju rozbrzmiało ciężkie westchnienie. Rafał odchylił głowę
na poduszce, wpatrując się przez moment w sufit. Jego spojrzenie
zaczęło śledzić jedno z pęknięć przebiegające od jednego
krańca ściany do drugiego.
– Co
chcesz usłyszeć? – zapytał. – Nie? Byłoby ci z tym lepiej? –
W jego głosie wyraźnie pobrzmiewała złość. Irytowało go, że
Teodor wciąż myślał o tym dupku, że tak o niego dopytywał i –
co Rafał wiedział od dłuższego czasu – że mu na nim zależało.
– Nie
wiem – mruknął, kuląc się nagle w sobie. Chociaż jeszcze
chwilę beztrosko żartował sobie z Rafałem, teraz wszystkie
emocje, jakie wezbrały się w nim tego wieczora, zaczęły szukać
ujścia. Był rozżalony i zirytowany jednocześnie. – To po
prostu... pochrzanione? – zapytał nagle zduszonym głosem.
Zaalarmowany Rafał spojrzał na niego i coś momentalnie ścisnęło
go w gardle na widok załamanego Teodora, błądzącego wzrokiem
wszędzie, byleby tylko nie zatrzymać go na Rzepie. – Bo ja
naprawdę myślałem... – zaczął i nagle parsknął gorzkim
śmiechem. – Właśnie, „myślałem”. To słowo klucz. –
Uśmiechnął się krzywo, a Rafał powoli podniósł się do siadu.
– On
zdaje sobie z tego sprawę – zaczął Rafał, chociaż nie chciał
bronić Andrzeja. Teodor spojrzał na niego z pytaniem wymalowanym na
twarzy. – Z tego, że chujowo się zachowuje. Pewnie nie chce –
skrzywił się. – Słaba wymówka, ale tak właśnie jest, bo on
nie chce, ale nie umie. Rozumiesz? – zakończył kulawo. Teodor
milczał przez moment, ale wreszcie skinął głową. Rozumiał,
chyba. – Wydaje mi się, że po prostu nie umie inaczej. Ceni sobie
tę swoją durną wolność i nie lubi być ograniczany. Co nie
znaczy, że masz dać się tak traktować. – Posłał mu uważne
spojrzenie. Teodor skinął głową, znów nic nie odpowiadając.
Ciężar na piersi, który czuł już odkąd wyszli z klubu, teraz
niemal uniemożliwiał mu oddychanie, pociągnął nosem, zdając
sobie nagle sprawę, że był żałosny. Siedział u Rafała,
zalewając go swoimi lamentami i rozterkami, jakby sam Rafał nie
miał innych problemów, tylko musiał słuchać o jego udrękach.
–
Dzięki – powiedział cicho i wiedziony nagłym impulsem, przysunął
się do Rzepy, wciskając się w ten jego szeroki, ciepły tors. –
Chyba naprawdę nie jesteś taki zły – dodał, obejmując go w
pasie i opierając głowę na jego ramieniu. Czuł, że Rafał
zadrżał, ale nie potrafił odpowiedzieć, z jakiego powodu, dlatego
też momentalnie poczuł się głupio. Może nie powinien przekraczać
tej granicy? Jednak w momencie, w którym oplotły go ręce Rzepy,
wszystkie wątpliwości nagle się rozwiały, a on miał wrażenie,
jakby znalazł się w najbardziej odpowiednim miejscu. Westchnął
niekontrolowanie, nie mając nawet ochoty się odsunąć. Świeży
zapach Rafała, jego ciepło i uścisk silnych ramion sprawił, że
serce zaczęło bić mu odrobinę szybciej niż normalnie, a gdy zdał
sobie sprawę z ich bliskości, drgnął, nie wiedząc, co teraz
zrobić. Odsunąć się i z zażenowaniem pożyczyć dobrej nocy, a
później odwrócić się na drugi bok i udać, że wszystko jest
okej...?
W jego
głowie momentalnie zapanowała pustka, a on sam już nie wiedział,
czy był to efekt picia, silnych emocji, czy połączenie tych dwóch.
Rzeczywiście odsunął się, ale nie wdrożył pierwotnego planu w
życie związanego z pójściem spać. Wychylił się, uprzednio
zamykając oczy, bo nie chciał dojrzeć na twarzy Rafała żadnego
grymasu, przez który mógłby się rozmyślić (nie mógł wiedzieć,
że niczego takiego by na niej nie dojrzał), aż wreszcie pocałował
go. Tak po prostu, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem.
Najpierw przyłożył swoje usta do jego warg, ale później,
wiedziony kolejnym impulsem, wsunął między nie język.
Rafał
zareagował od razu. Objął Teodora jeszcze ciaśniej, niemal
przyciskając go do swojej piersi i jednocześnie odpowiadając na
pocałunek, bez chociażby chwili zawahania, jakby nie chciał
zaprzepaścić tego momentu. W końcu Teodor nie zawsze całował
Rzepę z własnej inicjatywy. A już na pewno nie robił tego, gdy
był trzeźwy... no, dobrze, może teraz nie był trzeźwy, ale z
pewnością bardziej, niż wtedy, gdy siedzieli w trójkę upaleni,
ledwo rozumiejąc co się dzieje dookoła.
Teodor
naparł na niego, niemal wciskając go w ścianę, co było o tyle
zabawne, że duży, silny Rzepa, mogący sobie poradzić z chudym
Kamińskim jedną ręką, pozwolił bez cienia sprzeciwu się
zdominować. Teodor jednak zdawał się tego nie zauważyć, tylko,
bardziej zachęcony, całował go coraz żarliwiej. Westchnął
ciężko, kiedy poczuł duże, spracowane ręce przesuwające się
powoli po jego plecach. Ten dotyk był tak różny od dotyku dłoni
Andrzeja, jednak w żadnym wypadku nie mógłby go nazwać
nieprzyjemnym – był po prostu inny. Bardziej męski i szorstki,
ale wciąż tak samo śmiały jak Wrońskiego, jeśli nie nawet
bardziej.
Rzepa
go chciał. Pożądał. Teodor czuł to każdą komórką swojego
ciała, a kiedy wreszcie Rafał odzyskał dominację nad pocałunkiem
i pchnął go na łóżko, nie miał nawet czasu, aby zaoponować.
Tym razem to Rzepa przyciskał Kamińskiego do kanapy, przesuwając
gorączkowo dłońmi po jego brzuchu, aż wreszcie, zirytowany
przeszkadzającym mu materiałem koszulki, złapał za jej kraniec i
szybko, chaotycznie spróbował się jej pozbyć. Teodor zaśmiał
się cicho, widząc miotającego się Rzepę. Nic jednak nie
powiedział, jakby bał się, że każde wypowiedziane słowo może
przerwać tę chwilę i sprawić, że resztki zdrowego rozsądku
odezwą się w jego głowie. Pomógł mu więc z koszulką, cały
czas milcząc, a kiedy wreszcie wylądował na łóżku półnagi, ze
spodenkami, które i tak zsunęły się z jego tyłka, przyciągnął
Rafała do siebie i złączył ich usta.
Tak
było bezpieczniej. Mogą się całować, mogą się dotykać, ale
nie powinni nic mówić. Nie teraz. Rafał zdawał się też to
zauważyć, więc odpowiedział na pocałunek, żeby zaraz przenieść
wargi niżej – na brodę, a następnie na szyję. Teodor westchnął,
odchylając głowę w przyjemności, a gdy poczuł dłoń Rzepy
masującą jego podbrzusze, zadrżał. Rozchylił ulegle nogi,
milcząco prosząc o więcej.
I
dostał. Dużo więcej. Rafał całował go coraz niżej i niżej –
obojczyki, pierś, aż wreszcie brzuch, a dłonią cały czas badał
wrażliwe miejsca w dolnych partiach ciała Teodora. Z początku
omijał jednak strategiczne punkty, ale w końcu zsunął się głową
na tyle nisko, by mieć męskość Kamińskiego tuż przed swoim
nosem.
Wziął
go w usta, na co Teodor jęknął przeciągle. Czekał na to.
Odchylił głowę do tyłu, zaciskając dłonie na kołdrze, a kiedy
Rafał zaczął pieścić go językiem, musiał zdusić w sobie
stęknięcie. Nie chciał w końcu odgrywać współlokatorom Rzepy
arii operowych, chociaż wiedział doskonale, że po alkoholu robił
się o wiele głośniejszy.
Rafał
pieścił go jeszcze przez chwilę, aż wreszcie Teodor poczuł dotyk
ciepłej dłoni na swoich jądrach. Przeszedł go przyjemny dreszcz,
kiedy dłoń zsunęła się niżej, a opuszka palca Rzepy przesunęła
się po jego odbycie. Znów musiał zdusić w sobie jęk. W
odpowiedzi tylko rozchylił szerzej nogi, dając znać Rafałowi, że
jest gotowy na wszystko. Chciał tego, co zresztą Rafał zdawał się
wyczuć.
Wszystko,
co zdarzyło się później, wydawało się dla Teodora snem –
cholernie gorącym, bezwstydnym snem. No bo jak to tak, z Rafałem?
TYM Rafałem?
Rzepa
nawilżył go i rozciągnął umiejętnie, z pewnością nie był w
tym nowicjuszem. Teodor szybko zdążył się rozluźnić, nie
wiedział jednak, czy to przez wprawę Rafała, czy może przez
alkohol wciąż krążący w jego żyłach.
Całował
go mocno, namiętnie, przez co Teodor nie miał nawet pojęcia, czy
Rzepa założył prezerwatywę. Zresztą, nie obchodziło go to, a w
momencie, w którym złapał go za biodra, żeby po chwili unieść
jego uda i jednym, płynnym ruchem wsunąć się w niego, Teodor
przestał już myśleć. Liczyła się tylko przyjemność płynąca
ze zbliżenia, miękkie, wciąż całujące usta Rzepy i otaczające
go szerokie ramiona.
Doszedł
na swój brzuch, nie chcąc nawet udawać, że może wytrzymać
dłużej. Nie wiedział, czy był głośno czy nie, nie zwracał na
to uwagi. Rzepa zresztą też nie wydawał się tym przejmować, bo
poruszał się jeszcze chwilę, co Teodor wykorzystał do przyjrzenia
mu się z bliska. I nagle poczuł się tak, jakby dostał obuchem
przez głowę.
Rafał
był przystojny. Matko bosko i wszyscy święci – był naprawdę
przystojny. Ostre rysy twarzy, nabierające tylko surowszego wyrazu
przy zmarszczonych w wyrazie przyjemności brwiach, teraz wydawały
się Teodorowi naprawdę atrakcyjne. Wydatne usta, mocno zarysowana
szczęka... Coś aż ścisnęło go w żołądku. Nie wytrzymał,
wychylił się i pocałował go żarliwie, przyciągając do siebie
jeszcze bliżej, jakby chciał się z nim stopić.
Rafał
doszedł ze zduszonym stęknięciem, zamierając na kilka chwil w
bezruchu, żeby opaść tuż obok Teodora. Nim jednak Teodor zdążył
cokolwiek pomyśleć, już ogarniały go silne ramiona. Bez zawahania
wtulił się w nie, nie bardzo mając pojęcie, co teraz powinien
powiedzieć, w szczególności, że Rafał też nie wydawał się
skory do rozmowy. W zamian Rzepa sięgnął dłonią do penisa, żeby
ściągnąć prezerwatywę (A więc jednak ją założył,
zauważył z ulgą Teodor.), a następnie wcisnął ją w chusteczkę
i rzucił gdzieś pod łóżko.
Teodor
popatrzył na niego nerwowo, nie bardzo wiedząc co zrobić, ale jak
się zaraz okazało – nic nie musiał. Rafał zgasił światło, a
gdy w pomieszczeniu zapanowała ciemność, znów przyciągnął
Teodora w swoje ramiona oraz, ku jego zdziwieniu, pocałował go
czule w skroń.
–
Dobranoc – szepnął i to było jedyne wypowiedziane słowo. Teodor
znów poczuł ciężar na swojej piersi – tym razem nie utrudniał
mu on jednak oddychania i wcale nie nazwałby go nieprzyjemnym.
Przełknął ślinę, mając ogromny mętlik w głowie. Postanowił
jednak teraz tego nie roztrząsać, przecież było mu tak dobrze tuż
przy Rzepie – w jego ramionach, otoczony przyjemnym zapachem i
ciepłem. Miał wrażenie, że jest bezpieczny. Takie błahe uczucie,
którego potrzebował chyba każdy, ale nie każdy potrafił to
zapewnić... A na pewno taką osobą nie był Andrzej.
–
Dobranoc – odpowiedział, zdając sobie sprawę, że słowa nie
były potrzebne. Nie miały dzisiaj większego znaczenia.
Nie wiem co mogę powiedzieć. Mam dziś super dzień. Moj facet dostał super kontrakt, piękna pogoda i wchodze sobie na fejsika a tu na dokładkę moje ulubione opowiadanie. Jest extra chce się żyć. #teamrzepa
OdpowiedzUsuńWszyscy z #teamrzepa chyba są zadowoleni :D. Gorzej z tymi od strony Andrzeja.
UsuńNie mogę uwierzyć że jest Magdonald ale się cieszę. Dziękuję bardzo za kolejny rozdzial bo uwielbiam ta historie i już straciłam nadzieję na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńJak ja lubię to opowiadanie i strasznie trzymam kciuki za T i R. A Andrzej to Andrzej i tyle nic dodać chyba nie potrzeba( mam pytanie--czy wzorowalas się na kimś prawdziwym opisując Andrzeja bo ja osobiście takiego A. znam i jak czytam o tej postaci to mam gesia skórkę bo on istnieje i ma się świetnie--o zgrozo) pozdrawiam cieplutko i nie katuj mnie więcej tak długą przerwą ��buziaki Andrea
Nie wzorowałam się na nikim konkretnym. Myślę, że takich Andrzejów-egoistów stąpa po tym świecie całkiem sporo ;).
UsuńOch mam nadzieję, że A nie pojawi się znienacka, trochę odpoczynku od gościa:-)
OdpowiedzUsuńKurcze, tak baaardzo czekałam. Idę czytać, dzięki :-)
OdpowiedzUsuńJa czekam aż się trochę nazbiera i dopiero przeczytam, ale przybywam ze "wskazówką" odnośnie zawieszania się bloga. Sprawdź, czy przy wchodzeniu na bloga masz na początku adresu "https://", czy raczej adres zaczyna się od razu od nazwy bloga. Jak zaczyna się od nazwy bloga, to doklej na początku https:// i potem kliknij że akceptujesz, bla, bla, bla. Powinno zadziałać - przynajmniej u mnie rozwiązało to problem. :)
OdpowiedzUsuńMoja wybawicielka! :D
UsuńIdealny prezent na urodziny <3
OdpowiedzUsuńTrochę ciężko wrócić do klimatu historii po tak długiej przerwie. To co przeczytałam w kontekście tego co pamiętam wydaje się oczywiste. Z drugiej strony te rozważania Teo o Andrzeju nie sugerowały że do czegoś między nimi dojdzie ani tym bardziej że pójdą na całość. Zabrakło mi tutajnajciekawszego. Poranka. Ale co się odwlecze.... Mam nadzieję że w następnym rozdziale będzie duzo emocji. I że pojswi się szybko ;) Weny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMcDonald! Jedno z ulubionych opowiadań. Cieszę się, że rozdział się pojawił. Mam niezły zaciesz na ryjku, a gdy ujrzałam powiadomienie... Uhuhu, mega zaskoczenie. Pozytywne, rzecz jasna. Super, że coś zaszło między chłopakami. Jak ja się z tego powodu niebywale cieszę ❤
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nareszcie jest.
OdpowiedzUsuńPrzeczytane, ach.
Ja byłam z tych #teamAndrzej i powiem ci, że dalej mogłabym być. Tacy ludzie po prostu istnieją, to nie znaczy, że są źli czy gorsi. :) Pewnie też byłabym zafascynowana Andrzejem. Nie otępiam go i nawet go rozumiem. Taki trochę zakazany owoc, ktoś, kogo nie da się mieć tylko dla siebie i takie tam. Ciekawe, czy ta laska, z którą się całował w klubie, to był ktoś znajomy, czy nie.
No dobra, ja dalej lubię Andrzeja, nic na to nie poradzę :/ BUUUUUUUUUUUUU
I ciekawi mnie też, czy to, że Andrzej powiedział, że on nie nadaje się do związku i nie może dać Teo tego, czego ten oczekuje, to było tak na poważnie i szczerze, czy po prostu taka wymówka? :D Myślę, że to pierwsze, bo on chyba był bardzo przywiązany do Teo i naprawdę go lubił.
A co do Teo i Rafała, to cieszę się, że jednak się polubili (można tak powiedzieć?), Rafał jest chyba kimś, komu można zaufać. Widać, że te wpisy z przesłości są smutne i pewnie miał później patolę w domu. To wiele wyjaśnia.
< offtopic > trochę mi szkoda tego Kamila, obaj zachowywali się nieco po chamsku - Rafał chciał go zbyć (jak Teo przyszedł), a Kamil fochał się i nie odpuszczał. Rozumiem jego frustrację, no bo jednak nawet w takich relacjach FF powinien być szacunek i zaufanie. dlatego jestem nieco zła na Rafała >
Dobra, wracając do chłopaków - podoba mi się, że Andrzej sam się "wycofał", ciekawe, czy uda im się pozostać na stopie koleżeńskiej czy tam przyjacielskiej.
Rafał to taki facet z krwi i kości, a Teo jest chyba rozsądniejszy, niż myślałam na początku. Ciekawe, czy gdyby Andrzej "nie kopnął go w dupę", dalej by za nim latał.
Mam teraz nadzieję, że ta krótka "fascynacja" Teo Rafałem była prawdziwa i naprawdę go kręci. :) Chciałoby się, żeby się im udało. :)
Weny!
Aha, zapomniałabym: ładnie napisana scena seksu, naprawdę przyjemnie się czytało :)
UsuńO ile moja wena się utrzyma, to tak szybko się Andrzeja nie pozbędziecie. Polubiłam gościa i stwierdziłam, że zasługuje na rozwinięcie. :D
UsuńI w ogóle, jak miło zobaczyć znowu Twoje komentarze <3. Stęskniłam się!
To była moja pierwsza scena erotyczna od naprawdę dawna więc cieszę się, że nie zawaliłam. Z jednej strony nie chciałam, żeby była sztampowa, a z drugiej zależało mi aby były jakieś tam emocje. Jeśli sprostałam, super. A jeśli jednak jest inaczej to trudno, ważne, że ja dobrze się bawiłam przy pisaniu. :D
A co do Kamila... cóż, gejowska miłość trudna jest, a w Krakowie wiele branżowych klubów. Kogoś sobie na zastępstwo na pewno znajdzie. ;D
Dziękuje za komentarz, miło jest wrócić na stare śmieci i zobaczyć tyle znajomych nicków. Brakowało mi tego.
:)
Usuńcieszę się, że rozwiniesz Andrzeja <3 może Teo się trochę narozpacza? < rozmarzyła się >
Co do pisania scen ero, to znam ten ból, zwłazcza po dłuższej przerwie. :D Ale naprawdę nic nie zgrzytało, pięknie dobrane wyrazy, określenia, krótkie dialogi, opis emocji i zachowań. Podobało mi się ;)
Właśnie, tym gejom to się w dupach poprzewracało :D :D :D szybko znajdzie sobie kogoś na zastępstwo (Kamil), mam nadzieję, że nie będzie samotny #hyhy
Jestem bardzo zaskoczona :D musiałam w głowie odkopać co się tu działo ostatnio, ale poszło szybciej niż myślałam.
OdpowiedzUsuńTen tekst jest genialny "Nie śpisz w koszulce? " niby nic a jednak ;D uśmiałam się bardzo bardzo :DDD
Cóż jednak doszło między nimi do czegoś więcej, ale co teraz będzie?! :D
Lubię Rafała, podoba mi się przedstawienie go w takim świetle i dlaczego był taki a nie inny.
Czekam czekam bardzo cierpliwie na kolejny rozdział.
Elda
Oni są dla siebie stworzeni. Oby tylko Rafał nie cierpiał
OdpowiedzUsuń