środa, 8 sierpnia 2018

Rozdział 18. (I tak wszyscy wylądujemy w McDonaldzie)


Trochę minęło od ostatniej części, co? Mam nadzieję, że ten rozdział nie odstaje od reszty, chociaż (o dziwo) pisanie go wcale nie było dla mnie trudne. 
Dziękuję ślicznie wszystkim za komentarze. Coś mi się jednak dzieje z przeglądarką, bo nie mogę wejść na swojego bloga (zawiesza się na ostrzeżeniu dotyczącym treści) i przez to nie mogę na nie odpisać. Ale dzięki, że wciąż jesteście. To pocieszające, że ktoś cały czas czeka na rozdziały. :)




Czasem lepiej pomilczeć

Już gdy tylko się obudził, wiedział, że to nie będzie dobry dzień. Gdyby tylko mógł, najchętniej by go przespał; zakopał się w kołdrze i po prostu wegetował do samego wieczora. Musiał jednak wstać, dobrze wiedząc, że zbyt dużo od niego zależało – miał teraz znacznie więcej obowiązków. Podniósł się więc, nawet nie chcąc patrzeć na datę w kalendarzu. Wyszedł na korytarz i od razu ruszył w stronę schodów, po drodze jeszcze uderzając dłonią w zamknięte drzwi.

– Wstawaj – rzucił tylko krótko i zszedł na dół. Nawet nie obejrzał się na ojca leżącego na kanapie w towarzystwie całej masy puszek po piwie. Bez słowa podszedł do okna i otworzył je szeroko, chcąc wpuścić do pomieszczenia świeżego powietrza – wszędzie śmierdziało strawionym alkoholem. Gdy mroźne, styczniowe powietrze wtargnęło do środka, ojciec momentalnie się ocucił. Drgnął i rozejrzał się dookoła, wciąż pijanym wzrokiem.
– Już wstałeś? – wybełkotał. Rafał uśmiechnął się krzywo, otwierając lodówkę i wyciągając z niej resztki sera. Po szkole będzie musiał zrobić zakupy, bo on i brat umrą w końcu z głodu.
– Mamy dzisiaj szkołę – przypomniał grobowym tonem, nie mając dzisiaj ochoty na rozmowy z ojcem.
– Ach, tak. – Mężczyzna pokiwał głową, jakby dopiero zdał sobie sprawę, że jego dzieci jeszcze chodzą do szkoły. W międzyczasie po schodach rozniósł się odgłos ciężko stawianych kroków, aż wreszcie w salonie połączonym z kuchnią stanął niski, chudy chłopak, z pozoru podobny do Rafała. Tylko z pozoru, bo Rafał dobrze wiedział, że gdy jeszcze mama żyła, wszyscy mówili, że Radek w wielu aspektach ją przypominał, a to Rafał poszedł w ślady ojca.
– Hej – wymamrotał nastolatek, ziewając szeroko. Rafał uśmiechnął się blado i kiwnął młodszemu bratu na powitanie.
– Idź się myj, zrobię śniadanie i zjesz już w szkole, co? Bo trochę zaspałem – powiedział, dobrze wiedząc, że wcale nie zaspał. Po prostu nie chciał wstawać. Teraz jednak czuł się winny, nie obudził brata na czas.
Cholera, jeszcze półtora roku temu nawet by go to nie obchodziło. Teraz jednak czuł się odpowiedzialny za Radka, w końcu kto inny miałby się nim zająć? Ojciec, który nie potrafi ogarnąć samego siebie, zachlewający się do nieprzytomności każdego wieczora?
Tak wiele się zmieniło, odkąd mamy nie było z nimi... Zacisnął wargi, próbując przełknąć gulę narastającą w jego gardle. Przepłakał już wiele dni i nocy, teraz po prostu musiał wziąć się w garść i ogarnąć ten cały burdel.
Zrobił bratu kanapki do szkoły i dopiero po tym zabrał się za siebie. Zaczynał później niż Radek, teoretycznie mógłby więc wrócić do łóżka i jeszcze trochę w nim poleżeć, ale z drugiej strony naprawdę nie chciał dzisiaj zbyt wiele myśleć. Szybko więc przyszykował się do wyjścia i kilka minut po bracie sam opuścił dom, zostawiając w nim pijanego ojca.
Zimne powietrze, jakie go otoczyło, przyniosło tylko pozorną ulgę. Już wiedział, że to będzie ciężki dzień.

***

Wrócił późnym wieczorem, odżegnując moment powrotu najdłużej jak tylko się dało – był nawet na zakupach i przez trzy godziny błądził po supermarkecie bez konkretnego celu. W końcu ile mógł wybierać produkty na jutrzejsze śniadanie i obiad?
Gdy wszedł do domu, zastał go widok pijącego ojca. Nic dziwnego, pewnie chwilę temu skończył pracę i pierwsze, co po niej zrobił, to sięgnięcie do butelki. Rafał skrzywił się na dźwięk otwieranej puszki piwa, ale nic nie powiedział. Dobrze jednak wiedział, że przez to daje ojcu milczącą zgodę, nie mógł jednak tak go osądzać. Śmierć mamy zmieniła ich wszystkich, ten dom już nigdy nie będzie taki, jak za jej życia.
Wkładał właśnie wędlinę do lodówki, kiedy do kuchni wszedł Radek.
– Ej – rzucił, a Rafał obejrzał się na brata, który trzymał przed sobą malutki torcik z wbitą w niego świeczką. – Nie zapomniałem – powiedział z lekkim uśmiechem. – Wszystkiego najlepszego.
W oczach Rafała stanęły łzy. Właśnie dlatego nie chciał dzisiejszego dnia – kończył szesnaście lat i z pewnością nie były to wyczekiwane urodziny. Rok temu jeszcze spędzał je z mamą, a teraz już jej przy nim nie było, jak mógł się więc cieszyć?
Pochylił się nad ciastem i zdmuchnął świeczkę.
Chciałby jeszcze kiedyś znaleźć osobę, która nada jego życiu sensu. Bo, jak na razie, nie potrafił go znaleźć.

***

Nie wyobrażał sobie powrotu do mieszkania, w którym – chciałby czy nie – byłby zmuszony do czekania. Ostatnio nic innego przecież nie robił, miał już tego naprawdę dość. Czuł się jak zabawka w rękach Andrzeja, uzależniony od jego kaprysów i reagujący tak, jak sobie właściciel zażyczył.
Rafał zgodził się bez wahania, od razu złapali taksówkę i wsiedli do niej, zostawiając wszystkich w Jazz Rocku bez chociażby słowa pożegnania. Teodor nie miał do tego głowy, całkowicie zapomniał o Bohdanie i Mateuszu, ale Rafał, wciąż myśląc trzeźwo, powysyłał im wiadomości. Gdy skończył, wsunął telefon do kieszeni i zerknął na uporczywie milczącego Teodora, wpatrzonego w nocny krajobraz miasta.
Przez całą drogę nie odezwali się do siebie ani słowem – Kamiński był zatopiony we własnych myślach, a Rzepa nawet nie wiedział o co mógłby go teraz zagadnąć. W tle przygrywała im jakaś smętna muzyka płynąca z radia, a sam taksówkarz (całe szczęście) nie wyglądał na zbyt gadatliwą osobę... albo po prostu był zmęczony odwożeniem pijanych ludzi. Po zaledwie kilku minutach zatrzymał samochód tuż pod kamienicą Rafała, a gdy ten już miał się rozliczyć, Teodor jakby się obudził.
– Nie – powiedział, sięgając szybko do swojego portfela, żeby wyciągnąć z niego dziesięciozłotowy banknot.
Nie chciał być jak Andrzej – darmozjadem żerującym na innych. Bo tak właśnie widział go teraz Teodor, jako osobę, która ciągle tylko wykorzystywała swoich znajomych. Egoistyczny dupek nie widzący nic, poza czubkiem swojego nosa.
– Ty już nie raz płaciłeś za mnie – wyjaśnił, płacąc za taryfę. Rafał popatrzył na niego zdziwiony, ale nie zaprotestował, a gdy wysiadł z samochodu, od razu go obszedł, aby pomóc Teodorowi. Ten jednak radził sobie już coraz lepiej, kostka najwidoczniej świetnie się goiła, chociaż może to też zasługa alkoholu, bo nie czuł już żadnego dyskomfortu. A przynajmniej nie czuł go aż do momentu stanięcia pod stromymi, drewnianymi schodami, ale w tym momencie na pomoc przyszedł mu Rafał. Odebrał od niego kulę i bez słowa objął w pasie, pozwalając Kamińskiemu oprzeć się o siebie. Teodor przyjął ten gest w milczącym podziękowaniu i obaj zaczęli wspinać się po stopniach. Poszło im całkiem sprawnie, więc już po chwili weszli do ciemnego przedpokoju. Wciąż się do siebie nie odzywając, zdjęli buty, wsłuchując się w odgłos pochrapywań współlokatora Rafała, a następnie ruszyli na sam koniec korytarza, prosto do sypialni Rafała.
Teodor uśmiechnął się pod nosem, dostrzegając bałagan – w tej kwestii nic się tu nie zmieniło. Rafał chyba naprawdę nie lubił sprzątać, bo masa ubrań jak zwykle walała się wszędzie, tylko nie tam, gdzie powinna. Z rozbawieniem zerknął na otwarte drzwi pustej szafy. Nie wytrzymał, parsknął śmiechem, ściągając na siebie zdziwione spojrzenie Rzepy.
– Nie wiesz, gdzie trzyma się ubrania? – zapytał z rozbawieniem, na moment zapominając o tym co od dłuższej chwili go męczyło.
Rafał wzruszył ramionami, wyraźnie zawstydzony.
– Nie mam czasu na sprzątanie – burknął, rozglądając się bezradnie po zagraconym pokoju.
– Nie masz czasu, czy nie potrafisz sprzątać? – drażnił się z nim dalej, a Rafał zaczął żałować, że przed wyjściem na dzisiejszą imprezę niczego tu nie ogarnął. Gdyby wiedział, że zawita u niego Teodor, na pewno by przecież posprzątał, cholera... chociaż trochę. Tak z wierzchu. Nie chodziło przecież od razu o gruntowne porządki!
– Po prostu jak myślę, ile tu jest do zrobienia... – sapnął, opuszczając w wyrazie bezradności ramiona. Teodor znów parsknął śmiechem.
– Mówisz jakby chodziło o przekopanie hektarowego pola!
– Uwierz, tutaj będzie tyle samo roboty – mruknął, ściągając z siebie kurtkę i po chwili wahania odwiesił ją do szafy.
– Wierzę – powiedział zgodnie z prawdą Teodor, wciąż się uśmiechając. Rafał na moment zapatrzył się na niego, ale gdy zdał sobie sprawę, że robi to odrobinę za długo, zaraz się zreflektował, wyciągając w jego kierunku dłoń. – Daj kurtkę. – Teodor posłuchał, a Rafał również odwiesił ją do szafy. – To... hm – zmieszał się. Teodor w jego pokoju, o tej godzinie, był zjawiskiem niemal abstrakcyjnym. Oszem, zdarzyło się to już kiedyś, ale wtedy towarzyszył im Andrzej i zupełnie inne okoliczności. Kamiński tamtego wieczoru raczej niewiele kontaktował, a teraz, pomimo wypicia sporej ilości alkoholu, wydawał się w miarę trzeźwy. Nic więc dziwnego, że Rafał zaczął się denerwować. – Chcesz wody? Albo herbaty? – zapytał zaraz. – Mogę zrobić, ty w tym czasie możesz się wykąpać, czy coś – zakończył kulawo, ściągając na siebie uważne spojrzenie Teodora, który z chwili na chwilę zdawał się również orientować w tej przedziwnej sytuacji. Wstał momentalnie, chyba odrobinę za szybko, bo aż się zachwiał (a więc jednak nie był aż tak trzeźwy, jak ocenił go Rzepa).
– Okej – powiedział. – To ja... pójdę pod prysznic – dodał i już miał wyjść z pokoju, gdy zamarł przy drzwiach. – A mógłbyś dać mi coś do spania? – zapytał, zdając sobie sprawę, że położenie się do łóżka w ubraniu nie było zbyt komfortowe. Rafał niemal od razu kiwnął głową i obrócił się w stronę zawalonego ciuchami fotela. To tam trzymał swoje czyste rzeczy, a przynajmniej miał taką nadzieję, że były czyste. Cudem jednak udało mu się znaleźć jakiś T-shirt i krótkie, sportowe spodenki, które zazwyczaj nosił na siłownię. A że dawno już tam go nie widziano, spodenki leżały wyprane i czyste, czekając na użycie.
Teodor podziękował i czym prędzej czmychnął do łazienki, zostawiając Rafała samego. Rzepa już miał iść do kuchni, żeby zaparzyć tę nieszczęsną herbatę, kiedy przypomniał sobie o całkiem istotnej rzeczy – nie dał Kamińskiemu ręcznika. Szybko więc odwrócił się i przeszedł przez cały pokój, do miski stojącej pod oknem w której znajdowała się świeża, dopiero co ściągnięta z suszarki bielizna i dwa ręczniki. Złapał za jeden, żeby zaraz ruszyć do łazienki.
– Teo – powiedział cicho, uprzednio pukając. Nie słyszał jeszcze szumu wody, więc stwierdził, że przyszedł w odpowiednim momencie. – Ręcznik – dodał rzeczowo. Z pomieszczenia dobiegło go poruszenie, a następnie ciszę w mieszkaniu przeciął głośny skrzek ustępującego zamka. Już po chwili drzwi się uchyliły, a w nich stanął półnagi Teodor.
Rzepa aż wstrzymał powietrze, wpatrując się w drobną klatkę piersiową chłopaka, co zresztą nie umknęło uwadze samego zainteresowanego. Teodor momentalnie się speszył, ale nie cofnął się ani nie zakrył. W zamian wyciągnął tylko rękę po ręcznik.
– Dzięki – burknął, gdy Rafał mu go podał i już po chwili znów znikną w łazience. Zamknął drzwi i oparł się o nie na moment, chcąc uspokoić szybko bijące serce. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze, czego zaraz pożałował. Cholera, był cały czerwony! I Jezu, ale miał okropne włosy! Całe potargane i jakieś takie... tłuste! Skrzywił się z niesmakiem, podchodząc do umywalki, żeby przyjrzeć się sobie dokładniej. Jak on mógł pokazać się w takim stanie Rzepie?
I nagle wszystko do niego dotarło. Zamiast przejmować się Andrzejem, myślał o tym jak fatalnie wyglądał przed Rafałem. Zamrugał, sam już nie wiedząc, o co mu chodziło. Uznał jednak, że to najlepszy moment, aby wejść pod prysznic – w stanie upojenia takie rozmyślenia nie wychodziły zbyt dobrze, a woda może trochę go otrzeźwi.
Piętnaście minut później leżał już w łóżku Rafała, z parującą herbatą stojącą tuż obok, wsłuchując się w szum wody dobiegający z łazienki. Siedząc w pojedynkę w pokoju, znów dopadły go nieprzyjemne rozważania. Czuł się oszukany, nie wiedział tylko przez kogo – Andrzeja czy samego siebie? W końcu Andrzej nigdy niczego mu nie obiecał, sam wyobrażał sobie niestworzone rzeczy, idealizując Wrońskiego i kreując go na kogoś, kim tak naprawdę nigdy nie był. Co więcej – Andrzej również nigdy nie dał mu nadziei, to Teodor sobie ją wymyślił... tak właściwie wszystko sobie wymyślił, nie zważając na żadne sygnały ostrzegawcze, a dostawał ich przecież wiele. Andrzej dobrze sprawował się jedynie na stanowisku kumpla – może nawet przyjaciela, ale z pewnością nie partnera i niestety dopiero teraz Teodor dobitnie się o tym przekonywał.
Jego myśli zaczęły błądzić dalej. Mimowolnie zastanawiał się, kim była ta dziewczyna – ktoś przypadkowy czy wręcz przeciwnie? I co Andrzej zrobił, gdy wyszli? Został w klubie, pojechał do tej laski, czy może wrócił na Mateczny, do mieszkania Teodora?
Podniósł się do siadu niczym oparzony, łapiąc się za głowę i kręcąc nią szybko, jakby chciał z niej wyrzucić ostatnie myśli. Nie! Co go to wszystko obchodziło? Naprawdę nie chciał się już tym więcej zadręczać, to i tak bardzo bolało... Gdyby tylko mógł, najchętniej nacisnąłby jakiś guzik, który pozwoliłby mu na chwilę zapomnieć albo chociaż sprawić, żeby Andrzej w jego wspomnieniach wyrył się jako totalny dupek. Dobrze jednak wiedział, że nie zawsze był tym rzeczonym dupkiem. Jak na zawołanie przypomniało mu się wydarzenie ze skręconą kostką i Andrzej, niczym ta lwica, walczący najpierw z rowerzystą, a później niemiłą recepcjonistką w szpitalu... Albo kiedy wrócił pewnej nocy pijany i przez splot różnych wydarzeń wylądowali razem po raz pierwszy w łóżku... wtedy też nie był dupkiem. Całował go tak, jakby naprawdę mu na nim zależało.
W oczach Teodora zalśniły łzy. Zamrugał szybko, chcąc je odgonić. W przypadku Andrzeja nic nie prezentowało się zero-jedynkowo, bo sam Andrzej przecież taki nie był. Miał naprawdę wiele twarzy, jedne z nich można było pokochać, a drugie nienawidzić.
Wychylił się po herbatę, chcąc zająć czymś swoje ręce. Pociągnął sporego łyka i aż odetchnął, bo naprawdę chciało mu się pić. W międzyczasie do jego uszu dobiegł zgrzyt zamka, Rafał wyszedł z łazienki i już po chwili znalazł się w pokoju, a Teodor zaraz pożałował, że jednak nie wrócił do swojego mieszkania. Prawie rozlał herbatę, kiedy popatrzył na Rzepę jedynie w dresowych spodniach, teraz nisko opadających na biodrach. Przez dłuższą chwilę nie mógł oderwać wzroku od jego szerokiej piersi i ładnego, płaskiego brzucha z naznaczonymi mięśniami.
– Nie śpisz w koszulce? – palnął zaraz, dobrze wiedząc, że nie uda mu się zasnąć przy takim wydaniu Rafała leżącym tuż obok. Poruszył się nerwowo, wyjątkowo zadowolony, że T-shirt i spodenki, które dostał od gospodarza, były na niego dużo za duże. Spodenki co prawda spadały mu z tyłka niemiłosiernie, ale T-shirt miał tak ogromne rozmiary, że spokojnie mógł zakryć Teodorowi krocze.
– No... nie – mruknął Rafał, bezradnie jeszcze spoglądając w stronę piętrzących się na fotelu rzeczy. – Nie zrobiłem prania, a nawet jeśli coś tam jest to... chyba wolałbym tego nie ruszać. – Podrapał się nerwowo w bok głowy, a Teodor, jeszcze chwilę temu zawstydzony, teraz parsknął śmiechem, wprowadzając Rafała w jeszcze większe zakłopotanie.
– Jezu, jeszcze trochę, a się nad tobą zlituję i pomogę ci w porządkach – zaśmiał się, ale zaraz przerwał, bo Rafał podszedł do łóżka i położył się od strony ściany. Serce niemal podeszło mu do gardła, gdy uświadomił sobie, że – cholera – naprawdę będą ze sobą spać... Nie, żeby tego nie wiedział, w końcu Rafał miał tylko jedno łóżko, przez cały czas odganiał jednak tego typu myśli, nie zastanawiając się dłużej nad ich nocną konfiguracją. Dotarło to do niego dopiero, kiedy faktycznie się w tym łóżku znaleźli.
– Uważaj na to co mówisz, bo może jeszcze kiedyś będę chciał skorzystać z pomocy – odparł Rafał, układając się na plecach i kątem oka zerkając na Teodora, chcąc sprawdzić, jak ten się czuje. – Będziesz chciał jeszcze herbaty? – zapytał, na co Kamiński zaprzeczył ruchem głowy. Pomiędzy nimi zapadła krępująca cisza, jakby dopiero obaj zdali sobie sprawę, że leżą razem w łóżku. – Okej, to...
– Andrzej zawsze tak robił? – Teodor spojrzał na zdziwionego Rafała. Nie spodziewał się powrotu do tego tematu, myślał, że tego wieczora pozostanie osnuty milczeniem, tak, jakby nic się nie wydarzyło.
Kiwnął głową, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Wciąż byli pijani, a w takim stanie łatwo powiedzieć o te kilka słów za dużo, w szczególności, że te same cisnęły się Rzepie na usta. Chciał jak najszybciej wybić Teodorowi Andrzeja z głowy.
– Był w ogóle z kimś? Tak na dłużej? – ciągnął dalej.
W pokoju rozbrzmiało ciężkie westchnienie. Rafał odchylił głowę na poduszce, wpatrując się przez moment w sufit. Jego spojrzenie zaczęło śledzić jedno z pęknięć przebiegające od jednego krańca ściany do drugiego.
– Co chcesz usłyszeć? – zapytał. – Nie? Byłoby ci z tym lepiej? – W jego głosie wyraźnie pobrzmiewała złość. Irytowało go, że Teodor wciąż myślał o tym dupku, że tak o niego dopytywał i – co Rafał wiedział od dłuższego czasu – że mu na nim zależało.
– Nie wiem – mruknął, kuląc się nagle w sobie. Chociaż jeszcze chwilę beztrosko żartował sobie z Rafałem, teraz wszystkie emocje, jakie wezbrały się w nim tego wieczora, zaczęły szukać ujścia. Był rozżalony i zirytowany jednocześnie. – To po prostu... pochrzanione? – zapytał nagle zduszonym głosem. Zaalarmowany Rafał spojrzał na niego i coś momentalnie ścisnęło go w gardle na widok załamanego Teodora, błądzącego wzrokiem wszędzie, byleby tylko nie zatrzymać go na Rzepie. – Bo ja naprawdę myślałem... – zaczął i nagle parsknął gorzkim śmiechem. – Właśnie, „myślałem”. To słowo klucz. – Uśmiechnął się krzywo, a Rafał powoli podniósł się do siadu.
– On zdaje sobie z tego sprawę – zaczął Rafał, chociaż nie chciał bronić Andrzeja. Teodor spojrzał na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy. – Z tego, że chujowo się zachowuje. Pewnie nie chce – skrzywił się. – Słaba wymówka, ale tak właśnie jest, bo on nie chce, ale nie umie. Rozumiesz? – zakończył kulawo. Teodor milczał przez moment, ale wreszcie skinął głową. Rozumiał, chyba. – Wydaje mi się, że po prostu nie umie inaczej. Ceni sobie tę swoją durną wolność i nie lubi być ograniczany. Co nie znaczy, że masz dać się tak traktować. – Posłał mu uważne spojrzenie. Teodor skinął głową, znów nic nie odpowiadając. Ciężar na piersi, który czuł już odkąd wyszli z klubu, teraz niemal uniemożliwiał mu oddychanie, pociągnął nosem, zdając sobie nagle sprawę, że był żałosny. Siedział u Rafała, zalewając go swoimi lamentami i rozterkami, jakby sam Rafał nie miał innych problemów, tylko musiał słuchać o jego udrękach.
– Dzięki – powiedział cicho i wiedziony nagłym impulsem, przysunął się do Rzepy, wciskając się w ten jego szeroki, ciepły tors. – Chyba naprawdę nie jesteś taki zły – dodał, obejmując go w pasie i opierając głowę na jego ramieniu. Czuł, że Rafał zadrżał, ale nie potrafił odpowiedzieć, z jakiego powodu, dlatego też momentalnie poczuł się głupio. Może nie powinien przekraczać tej granicy? Jednak w momencie, w którym oplotły go ręce Rzepy, wszystkie wątpliwości nagle się rozwiały, a on miał wrażenie, jakby znalazł się w najbardziej odpowiednim miejscu. Westchnął niekontrolowanie, nie mając nawet ochoty się odsunąć. Świeży zapach Rafała, jego ciepło i uścisk silnych ramion sprawił, że serce zaczęło bić mu odrobinę szybciej niż normalnie, a gdy zdał sobie sprawę z ich bliskości, drgnął, nie wiedząc, co teraz zrobić. Odsunąć się i z zażenowaniem pożyczyć dobrej nocy, a później odwrócić się na drugi bok i udać, że wszystko jest okej...?
W jego głowie momentalnie zapanowała pustka, a on sam już nie wiedział, czy był to efekt picia, silnych emocji, czy połączenie tych dwóch. Rzeczywiście odsunął się, ale nie wdrożył pierwotnego planu w życie związanego z pójściem spać. Wychylił się, uprzednio zamykając oczy, bo nie chciał dojrzeć na twarzy Rafała żadnego grymasu, przez który mógłby się rozmyślić (nie mógł wiedzieć, że niczego takiego by na niej nie dojrzał), aż wreszcie pocałował go. Tak po prostu, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Najpierw przyłożył swoje usta do jego warg, ale później, wiedziony kolejnym impulsem, wsunął między nie język.
Rafał zareagował od razu. Objął Teodora jeszcze ciaśniej, niemal przyciskając go do swojej piersi i jednocześnie odpowiadając na pocałunek, bez chociażby chwili zawahania, jakby nie chciał zaprzepaścić tego momentu. W końcu Teodor nie zawsze całował Rzepę z własnej inicjatywy. A już na pewno nie robił tego, gdy był trzeźwy... no, dobrze, może teraz nie był trzeźwy, ale z pewnością bardziej, niż wtedy, gdy siedzieli w trójkę upaleni, ledwo rozumiejąc co się dzieje dookoła.
Teodor naparł na niego, niemal wciskając go w ścianę, co było o tyle zabawne, że duży, silny Rzepa, mogący sobie poradzić z chudym Kamińskim jedną ręką, pozwolił bez cienia sprzeciwu się zdominować. Teodor jednak zdawał się tego nie zauważyć, tylko, bardziej zachęcony, całował go coraz żarliwiej. Westchnął ciężko, kiedy poczuł duże, spracowane ręce przesuwające się powoli po jego plecach. Ten dotyk był tak różny od dotyku dłoni Andrzeja, jednak w żadnym wypadku nie mógłby go nazwać nieprzyjemnym – był po prostu inny. Bardziej męski i szorstki, ale wciąż tak samo śmiały jak Wrońskiego, jeśli nie nawet bardziej.
Rzepa go chciał. Pożądał. Teodor czuł to każdą komórką swojego ciała, a kiedy wreszcie Rafał odzyskał dominację nad pocałunkiem i pchnął go na łóżko, nie miał nawet czasu, aby zaoponować. Tym razem to Rzepa przyciskał Kamińskiego do kanapy, przesuwając gorączkowo dłońmi po jego brzuchu, aż wreszcie, zirytowany przeszkadzającym mu materiałem koszulki, złapał za jej kraniec i szybko, chaotycznie spróbował się jej pozbyć. Teodor zaśmiał się cicho, widząc miotającego się Rzepę. Nic jednak nie powiedział, jakby bał się, że każde wypowiedziane słowo może przerwać tę chwilę i sprawić, że resztki zdrowego rozsądku odezwą się w jego głowie. Pomógł mu więc z koszulką, cały czas milcząc, a kiedy wreszcie wylądował na łóżku półnagi, ze spodenkami, które i tak zsunęły się z jego tyłka, przyciągnął Rafała do siebie i złączył ich usta.
Tak było bezpieczniej. Mogą się całować, mogą się dotykać, ale nie powinni nic mówić. Nie teraz. Rafał zdawał się też to zauważyć, więc odpowiedział na pocałunek, żeby zaraz przenieść wargi niżej – na brodę, a następnie na szyję. Teodor westchnął, odchylając głowę w przyjemności, a gdy poczuł dłoń Rzepy masującą jego podbrzusze, zadrżał. Rozchylił ulegle nogi, milcząco prosząc o więcej.
I dostał. Dużo więcej. Rafał całował go coraz niżej i niżej – obojczyki, pierś, aż wreszcie brzuch, a dłonią cały czas badał wrażliwe miejsca w dolnych partiach ciała Teodora. Z początku omijał jednak strategiczne punkty, ale w końcu zsunął się głową na tyle nisko, by mieć męskość Kamińskiego tuż przed swoim nosem.
Wziął go w usta, na co Teodor jęknął przeciągle. Czekał na to. Odchylił głowę do tyłu, zaciskając dłonie na kołdrze, a kiedy Rafał zaczął pieścić go językiem, musiał zdusić w sobie stęknięcie. Nie chciał w końcu odgrywać współlokatorom Rzepy arii operowych, chociaż wiedział doskonale, że po alkoholu robił się o wiele głośniejszy.
Rafał pieścił go jeszcze przez chwilę, aż wreszcie Teodor poczuł dotyk ciepłej dłoni na swoich jądrach. Przeszedł go przyjemny dreszcz, kiedy dłoń zsunęła się niżej, a opuszka palca Rzepy przesunęła się po jego odbycie. Znów musiał zdusić w sobie jęk. W odpowiedzi tylko rozchylił szerzej nogi, dając znać Rafałowi, że jest gotowy na wszystko. Chciał tego, co zresztą Rafał zdawał się wyczuć.
Wszystko, co zdarzyło się później, wydawało się dla Teodora snem – cholernie gorącym, bezwstydnym snem. No bo jak to tak, z Rafałem? TYM Rafałem?
Rzepa nawilżył go i rozciągnął umiejętnie, z pewnością nie był w tym nowicjuszem. Teodor szybko zdążył się rozluźnić, nie wiedział jednak, czy to przez wprawę Rafała, czy może przez alkohol wciąż krążący w jego żyłach.
Całował go mocno, namiętnie, przez co Teodor nie miał nawet pojęcia, czy Rzepa założył prezerwatywę. Zresztą, nie obchodziło go to, a w momencie, w którym złapał go za biodra, żeby po chwili unieść jego uda i jednym, płynnym ruchem wsunąć się w niego, Teodor przestał już myśleć. Liczyła się tylko przyjemność płynąca ze zbliżenia, miękkie, wciąż całujące usta Rzepy i otaczające go szerokie ramiona.
Doszedł na swój brzuch, nie chcąc nawet udawać, że może wytrzymać dłużej. Nie wiedział, czy był głośno czy nie, nie zwracał na to uwagi. Rzepa zresztą też nie wydawał się tym przejmować, bo poruszał się jeszcze chwilę, co Teodor wykorzystał do przyjrzenia mu się z bliska. I nagle poczuł się tak, jakby dostał obuchem przez głowę.
Rafał był przystojny. Matko bosko i wszyscy święci – był naprawdę przystojny. Ostre rysy twarzy, nabierające tylko surowszego wyrazu przy zmarszczonych w wyrazie przyjemności brwiach, teraz wydawały się Teodorowi naprawdę atrakcyjne. Wydatne usta, mocno zarysowana szczęka... Coś aż ścisnęło go w żołądku. Nie wytrzymał, wychylił się i pocałował go żarliwie, przyciągając do siebie jeszcze bliżej, jakby chciał się z nim stopić.
Rafał doszedł ze zduszonym stęknięciem, zamierając na kilka chwil w bezruchu, żeby opaść tuż obok Teodora. Nim jednak Teodor zdążył cokolwiek pomyśleć, już ogarniały go silne ramiona. Bez zawahania wtulił się w nie, nie bardzo mając pojęcie, co teraz powinien powiedzieć, w szczególności, że Rafał też nie wydawał się skory do rozmowy. W zamian Rzepa sięgnął dłonią do penisa, żeby ściągnąć prezerwatywę (A więc jednak ją założył, zauważył z ulgą Teodor.), a następnie wcisnął ją w chusteczkę i rzucił gdzieś pod łóżko.
Teodor popatrzył na niego nerwowo, nie bardzo wiedząc co zrobić, ale jak się zaraz okazało – nic nie musiał. Rafał zgasił światło, a gdy w pomieszczeniu zapanowała ciemność, znów przyciągnął Teodora w swoje ramiona oraz, ku jego zdziwieniu, pocałował go czule w skroń.
– Dobranoc – szepnął i to było jedyne wypowiedziane słowo. Teodor znów poczuł ciężar na swojej piersi – tym razem nie utrudniał mu on jednak oddychania i wcale nie nazwałby go nieprzyjemnym. Przełknął ślinę, mając ogromny mętlik w głowie. Postanowił jednak teraz tego nie roztrząsać, przecież było mu tak dobrze tuż przy Rzepie – w jego ramionach, otoczony przyjemnym zapachem i ciepłem. Miał wrażenie, że jest bezpieczny. Takie błahe uczucie, którego potrzebował chyba każdy, ale nie każdy potrafił to zapewnić... A na pewno taką osobą nie był Andrzej.
– Dobranoc – odpowiedział, zdając sobie sprawę, że słowa nie były potrzebne. Nie miały dzisiaj większego znaczenia.

17 komentarzy:

  1. Nie wiem co mogę powiedzieć. Mam dziś super dzień. Moj facet dostał super kontrakt, piękna pogoda i wchodze sobie na fejsika a tu na dokładkę moje ulubione opowiadanie. Jest extra chce się żyć. #teamrzepa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy z #teamrzepa chyba są zadowoleni :D. Gorzej z tymi od strony Andrzeja.

      Usuń
  2. Nie mogę uwierzyć że jest Magdonald ale się cieszę. Dziękuję bardzo za kolejny rozdzial bo uwielbiam ta historie i już straciłam nadzieję na ciąg dalszy.
    Jak ja lubię to opowiadanie i strasznie trzymam kciuki za T i R. A Andrzej to Andrzej i tyle nic dodać chyba nie potrzeba( mam pytanie--czy wzorowalas się na kimś prawdziwym opisując Andrzeja bo ja osobiście takiego A. znam i jak czytam o tej postaci to mam gesia skórkę bo on istnieje i ma się świetnie--o zgrozo) pozdrawiam cieplutko i nie katuj mnie więcej tak długą przerwą ��buziaki Andrea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wzorowałam się na nikim konkretnym. Myślę, że takich Andrzejów-egoistów stąpa po tym świecie całkiem sporo ;).

      Usuń
  3. Och mam nadzieję, że A nie pojawi się znienacka, trochę odpoczynku od gościa:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze, tak baaardzo czekałam. Idę czytać, dzięki :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja czekam aż się trochę nazbiera i dopiero przeczytam, ale przybywam ze "wskazówką" odnośnie zawieszania się bloga. Sprawdź, czy przy wchodzeniu na bloga masz na początku adresu "https://", czy raczej adres zaczyna się od razu od nazwy bloga. Jak zaczyna się od nazwy bloga, to doklej na początku https:// i potem kliknij że akceptujesz, bla, bla, bla. Powinno zadziałać - przynajmniej u mnie rozwiązało to problem. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Idealny prezent na urodziny <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Trochę ciężko wrócić do klimatu historii po tak długiej przerwie. To co przeczytałam w kontekście tego co pamiętam wydaje się oczywiste. Z drugiej strony te rozważania Teo o Andrzeju nie sugerowały że do czegoś między nimi dojdzie ani tym bardziej że pójdą na całość. Zabrakło mi tutajnajciekawszego. Poranka. Ale co się odwlecze.... Mam nadzieję że w następnym rozdziale będzie duzo emocji. I że pojswi się szybko ;) Weny. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. McDonald! Jedno z ulubionych opowiadań. Cieszę się, że rozdział się pojawił. Mam niezły zaciesz na ryjku, a gdy ujrzałam powiadomienie... Uhuhu, mega zaskoczenie. Pozytywne, rzecz jasna. Super, że coś zaszło między chłopakami. Jak ja się z tego powodu niebywale cieszę ❤
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Nareszcie jest.
    Przeczytane, ach.
    Ja byłam z tych #teamAndrzej i powiem ci, że dalej mogłabym być. Tacy ludzie po prostu istnieją, to nie znaczy, że są źli czy gorsi. :) Pewnie też byłabym zafascynowana Andrzejem. Nie otępiam go i nawet go rozumiem. Taki trochę zakazany owoc, ktoś, kogo nie da się mieć tylko dla siebie i takie tam. Ciekawe, czy ta laska, z którą się całował w klubie, to był ktoś znajomy, czy nie.
    No dobra, ja dalej lubię Andrzeja, nic na to nie poradzę :/ BUUUUUUUUUUUUU
    I ciekawi mnie też, czy to, że Andrzej powiedział, że on nie nadaje się do związku i nie może dać Teo tego, czego ten oczekuje, to było tak na poważnie i szczerze, czy po prostu taka wymówka? :D Myślę, że to pierwsze, bo on chyba był bardzo przywiązany do Teo i naprawdę go lubił.

    A co do Teo i Rafała, to cieszę się, że jednak się polubili (można tak powiedzieć?), Rafał jest chyba kimś, komu można zaufać. Widać, że te wpisy z przesłości są smutne i pewnie miał później patolę w domu. To wiele wyjaśnia.

    < offtopic > trochę mi szkoda tego Kamila, obaj zachowywali się nieco po chamsku - Rafał chciał go zbyć (jak Teo przyszedł), a Kamil fochał się i nie odpuszczał. Rozumiem jego frustrację, no bo jednak nawet w takich relacjach FF powinien być szacunek i zaufanie. dlatego jestem nieco zła na Rafała >

    Dobra, wracając do chłopaków - podoba mi się, że Andrzej sam się "wycofał", ciekawe, czy uda im się pozostać na stopie koleżeńskiej czy tam przyjacielskiej.
    Rafał to taki facet z krwi i kości, a Teo jest chyba rozsądniejszy, niż myślałam na początku. Ciekawe, czy gdyby Andrzej "nie kopnął go w dupę", dalej by za nim latał.
    Mam teraz nadzieję, że ta krótka "fascynacja" Teo Rafałem była prawdziwa i naprawdę go kręci. :) Chciałoby się, żeby się im udało. :)

    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, zapomniałabym: ładnie napisana scena seksu, naprawdę przyjemnie się czytało :)

      Usuń
    2. O ile moja wena się utrzyma, to tak szybko się Andrzeja nie pozbędziecie. Polubiłam gościa i stwierdziłam, że zasługuje na rozwinięcie. :D
      I w ogóle, jak miło zobaczyć znowu Twoje komentarze <3. Stęskniłam się!
      To była moja pierwsza scena erotyczna od naprawdę dawna więc cieszę się, że nie zawaliłam. Z jednej strony nie chciałam, żeby była sztampowa, a z drugiej zależało mi aby były jakieś tam emocje. Jeśli sprostałam, super. A jeśli jednak jest inaczej to trudno, ważne, że ja dobrze się bawiłam przy pisaniu. :D
      A co do Kamila... cóż, gejowska miłość trudna jest, a w Krakowie wiele branżowych klubów. Kogoś sobie na zastępstwo na pewno znajdzie. ;D
      Dziękuje za komentarz, miło jest wrócić na stare śmieci i zobaczyć tyle znajomych nicków. Brakowało mi tego.

      Usuń
    3. :)
      cieszę się, że rozwiniesz Andrzeja <3 może Teo się trochę narozpacza? < rozmarzyła się >

      Co do pisania scen ero, to znam ten ból, zwłazcza po dłuższej przerwie. :D Ale naprawdę nic nie zgrzytało, pięknie dobrane wyrazy, określenia, krótkie dialogi, opis emocji i zachowań. Podobało mi się ;)
      Właśnie, tym gejom to się w dupach poprzewracało :D :D :D szybko znajdzie sobie kogoś na zastępstwo (Kamil), mam nadzieję, że nie będzie samotny #hyhy

      Usuń
  10. Jestem bardzo zaskoczona :D musiałam w głowie odkopać co się tu działo ostatnio, ale poszło szybciej niż myślałam.
    Ten tekst jest genialny "Nie śpisz w koszulce? " niby nic a jednak ;D uśmiałam się bardzo bardzo :DDD
    Cóż jednak doszło między nimi do czegoś więcej, ale co teraz będzie?! :D
    Lubię Rafała, podoba mi się przedstawienie go w takim świetle i dlaczego był taki a nie inny.
    Czekam czekam bardzo cierpliwie na kolejny rozdział.

    Elda

    OdpowiedzUsuń
  11. Oni są dla siebie stworzeni. Oby tylko Rafał nie cierpiał

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.