Śmierdzisz
Następnego dnia wciąż nie mogłem dojść do
siebie. Chociaż rzeczywiście nigdzie z Łukaszem nie wylądowałem
(oczywiście mam na myśli łóżko albo chociażby tylną kanapę w
samochodzie), doczekałem się jedynie krótkiego, pożegnalnego
pocałunku, to musiałem przyznać – była to najlepsza randka w
moim życiu. Jedyna co prawda, ale już wiedziałem, że nic jej nie
pobije. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby Łukasz na koniec zaciągnął
mnie do swojego mieszkania, jednak przecież nie można mieć
wszystkiego, no nie?
Wstałem rano (o ile jedenasta w południe to
wciąż rano) w świetnym nastroju. Najwidoczniej w moim przypadku to
coś nowego, bo już na schodach naraziłem się na podejrzliwe
spojrzenie Alicji.
– Coś się stało? – zapytała niepewnie,
jakbym miał jej zaraz oznajmić, że chwilę temu napadłem na
przychodnię ojca i wykradłem mu jakieś leki, którymi się później
naćpałem. Wzruszyłem tylko ramionami, opanowując głupi uśmiech.
– Nie – odparłem, przechodząc do kuchni i
zaglądając do lodówki. Alicja wychyliła się z fotela w salonie,
bacznie mnie obserwując.
– Czemu się tak uśmiechasz?
Rany Boskie, naprawdę jest ze mną tak źle,
że nawet matka uważa mój uśmiech za nienormalne zjawisko?
– Jezu, daj spokój – sapnąłem tylko w
odpowiedzi i złapałem za butelkę mleka.
Przez dłuższą chwilę nic nie powiedziała.
W ciszy zabrałem się więc za przesypywanie płatków do miski, bo
na bardziej wyszukane śniadanie nie miałem ochoty.
– To przez wczoraj? – załapała. Ni to
kiwnąłem głową, ni wzruszyłem ramionami, wysyłając jej
sprzeczny sygnał. Skupiłem się na zalewaniu płatków mlekiem, a
później na przeniesieniu wykwintnego dania do stołu. Alicja w tym
czasie podniosła się z fotela, zabrała swoją kawę i przeszła do
kuchni, a mnie wystarczyło tylko jedno spojrzenie na jej twarz, żeby
wiedzieć, że za chwilę rozpoczniemy pierwszą rundę „Jednego z
dziesięciu”. Pytania już pewnie mrowiły się w jej głowie i
tylko czekały aż wreszcie je zada.
– No i jak? Fajny? – padło wreszcie.
Kiwnąłem głową, przeżuwając jednocześnie
Nesquika.
– Gdzie byliście? Tylko w kawiarni? Tak
późno wczoraj wróciłeś...
Popatrzyłem na nią, ona na mnie. Jej oczy aż
błyszczały od powstrzymywanej ciekawości i nie minęła chwila, a
ja też pękłem. Bo, co tu się dłużej oszukiwać, aż mnie
roznosiło od środka, żeby wreszcie komuś o tym powiedzieć.
– Zajebisty – powiedziałem w końcu,
odkładając na chwilę łyżkę. O dziwo Alicja nawet nie zbeształa
mnie za ten wyraz, chociaż normalnie świetnie odnajdywała się w
roli Gestapo od kulturalnego wyrażania się. – Trochę starszy ode
mnie, przystojny i wcale niegłupi. Pracuje w Nokii na dziale
rekrutacji. Jest po studiach na AGH – dodałem jeszcze, bo jak
wiadomo, informacje o pracy i wykształceniu przyszłego-niedoszłego
zięcia są zawsze dla matki najważniejsze.
Alicja pokiwała z zadowoleniem głową.
– A jak wróciłeś? – zapytała jeszcze o
kolejną ważną dla każdej przewrażliwionej matki kwestię.
– Odwiózł mnie – oświadczyłem z niejaką
dumą. No bo jaki inny facet jeszcze myślałby o odstawieniu mnie
bezpiecznie do domu?! Chyba serio trafiłem na ideał i nawet mina
mamy to potwierdzała. To była ta odpowiedź, której oczekiwała.
– Świetnie – stwierdziła z lekkim
uśmiechem. – Może go do nas przyprowadzisz, co? Zrobię jakiś
obiad, kolację... Ugotuję coś zdrowego, poznamy go z tatą i...
I dotarliśmy do tego dziwnego momentu, w
którym każde dziecko zdaje sobie sprawę, że od rodziców dzielą
go lata świetlne.
– Mamo, ja dopiero Łukasza poznałem –
sapnąłem i przewróciłem oczami. – Do oświadczyn jeszcze
daleko, serio. Nie musisz jeszcze myśleć o ślubie – dodałem
prześmiewczo.
Kiedy dotarło do niej, że zapraszanie Łukasza
do domu zaraz po pierwszym spotkaniu ze mną jest naprawdę
niedorzeczne, zmieszała się. Poprawiła nerwowo kosmyk włosów,
chrząknęła i wreszcie powiedziała:
– Masz rację.
No jasne, że mam.
– Sam musisz wiedzieć, kiedy chciałbyś go
nam przedstawić.
Na pewno nie po pierwszej, ani drugiej, ani
nawet trzeciej randce. Nic jednak nie odpowiedziałem, przewróciłem
tylko oczami, dobrze wiedząc, że mama i tak będzie naciskać. Nie
zdążyła nic więcej powiedzieć, kiedy telefon w mojej kieszeni
zawibrował. Złapałem szybko za niego, drugą dłonią jeszcze
wpychając sobie płatki do ust. Odblokowałem, wpisując mój
tajemny kod. Z tego wszystkiego nawet nie sprawdziłem, czy moja
wścibska mama przypadkiem nie patrzy mi na palce. Skubana jest
naprawdę spostrzegawcza i szybko zapamiętuje kombinację liczb, a
później to już o krok od tragedii i myszkowania w moich SMS-ach.
No dobra, może i nie sprawdziłaby mi teraz
prywatnych wiadomości, ale kiedy byłem młodszy, robiła to dość
często. Jak twierdziła – trzeba mieć dziecko pod kontrolą.
Nauczyłem się więc przesadnej ostrożności, która została mi po
dzień dzisiejszy.
„I jak dzisiaj? Wyspałeś się? Ja nie
bardzo” – napisał Łukasz, a ja z szybko bijącym sercem
wszedłem w tryb pisania wiadomości.
„Jasne, że tak. A ty dlaczego nie? Masz
problemy ze...” – urwałem, patrząc w bok, prosto na Alicję
zaglądającą mi przez ramię. Zaraz więc odwróciłem telefon,
czując, że moja prywatność została naruszona.
– Mamo!
– Oj przecież nic nie robię! – Uniosła
dłonie w obronnym geście. – Tak tylko... patrzę – dodała z
niewinnym uśmiechem, na co ja tylko prychnąłem i wstałem od
stołu.
– Wścibska baba – burknąłem pod nosem.
– Wiktor, nie przeginaj!
Nic już nie odpowiedziałem. W zamian
zatrzymałem się przy schodach i dokończyłem wiadomość:
„Masz problemy ze snem?”
Wysłałem.
– A ta miska to co? Nie jestem twoją
służącą!
– Zastanów się, czy chcesz być moją
psiapsiółą czy może typową matką – powiedziałem, wciskając
telefon do kieszeni. – Wysyłasz sprzeczne sygnały – dodałem,
ale bez słowa sprzeciwu złapałem za miskę, przepłukałem ją a
później włożyłem do zmywarki.
W międzyczasie telefon znów zawibrował. Od
razu wyciągnąłem go i upewniając się, że mama przeszła do
salonu, dzięki czemu magicznie nie zmaterializuje się tuż obok,
odczytałem wiadomość.
„Nie. Po prostu długo myślałem o tobie.
Dobrze się wczoraj bawiłem.”
Poczułem, jak nogi uginają się pode mną.
Myślał o mnie! I nie mógł przeze mnie spać!
„Ja również.”
„W takim razie co powiesz na jutrzejsze
spotkanie?”
Jeszcze trochę i padłbym na zawał. Ręka mi
drżała, kiedy zabrałem się za odpisywanie i już miałem wysłać
odpowiedź, kiedy coś mnie podkusiło, żeby zerknąć na mamę.
Siedziała w swoim fotelu, spoglądając w moją stronę z taką
uwagą i z takim uśmiechem, że od razu zapaliła mi się w głowie
czerwona lampka.
– Co?
– Nic. – Wzruszyła ramionami. – Po
prostu dawno nie widziałam cię takiego zadowolonego. Już lubię
tego twojego kolegę za sam fakt, że jesteś szczęśliwy.
Zmarszczyłem brwi, pokręciłem z dezaprobatą
głową, ale mimowolnie i tak uśmiechnąłem się pod nosem. Nic już
nie powiedziałem, tylko w milczeniu ruszyłem do schodów.
Wiem, że się powtarzam, ale na jedno w życiu
naprawdę nie mogę narzekać. Jak każda matka, moja też często
mnie wkurza, co jednak nie zmienia faktu, że jest po prostu
zajebista... nawet jeśli za samo nazwanie jej „zajebistą”
dostałbym po łbie.
***
„Lubisz horrory?”
Czy lubię? Kto nie lubi obejrzeć sobie
dobrego, przejmującego, angażującego go filmu, a później po
nocach mieć zwidy, koszmary i bać się chociażby ruszyć do
łazienki? Kto nie lubi po seansie srać pod siebie, gdy tylko na
chwilę zgaśnie światło albo gdy natrafi się przypadkiem na
kaszkę w telewizorze, czy chociażby reagować na każdy,
najmniejszy dźwięk i już wyobrażać sobie najgorsze sceny?
Przecież to taka świetna zabawa żyć w permanentnym strachu po
obejrzeniu filmu! No więc kto nie lubi?
Ja. Zdecydowanie ja, nie jestem świrem, żeby
coś takiego lubić.
Ludzie oglądający horrory i podniecający się
strachem to psychopaci. Wysunąłem tę tezę już bardzo dawno temu
i będę się jej trzymać jeszcze długo. Naprawdę nie zrozumiem
tego wszędobylskiego zamiłowania do klimatów grozy, tajemniczości
i bania się. Czy nie lepiej włączyć sobie jakąś głupią
komedię i przestać wyobrażać sobie, że jakiś zamaskowany
mężczyzna przyjdzie mi do domu, żeby zarżnąć maczetą całą
moją rodzinę? Albo że gdy obejrzę jakieś nagranie na kasecie, to
za siedem dni z mojego telewizora wylezie na wpół rozkładająca
się dziewczyna?
Pytanie jednak zostało zadane przez Łukasza.
A skoro je zadał, to pewnie sam lubi horrory – dość prosty
wniosek, do którego doszedłem zaraz po przeczytaniu SMS-a. Szybko
więc zrobiłem w myślach mały rachunek plusów i minusów. Plusy
były takie, że gdy odpiszę „nie”, mogę być spokojny o
przyszłość i o ewentualny seans, na jaki zaciągnąłby mnie
Łukasz. Minusy takie, że właśnie ten seans mnie ominie. Wiadomo,
duża sala kinowa, jakaś wieczorna godzina, więc dookoła pustki,
ciemność, a w tym wszystkim my dwaj. No nie ma bata, żeby coś się
między nami w takich okolicznościach nie wydarzyło.
Momentalnie stwierdziłem, że to argument
decydujący. Lepiej się trochę pobać, ale wreszcie dobrać się
Łukaszowi do spodni.
„Mogą być. A co?” – odpisałem
wreszcie.
„W takim razie mam pomysł, jak spędzić
jutrzejszy wieczór. Co ty na to żebyś do mnie wpadł? Mam na oku
świetny horror, zamówimy sobie jedzenie, zgasimy światło i
wczujemy się w klimat.”
Zamarłem, dosłownie. W pierwszej chwili nie
bardzo dotarł do mnie sens tego SMS-a, ale gdy przeczytałem po raz
drugi, jestem pewny, że zrobiłem się cały czerwony. Serce niemal
podeszło mi do gardła, a ja myślałem, że zaraz z tego
wszystkiego wyskoczę z siebie.
Łukasz zaprosił mnie do siebie. Na wieczór.
Na seans. Zgasimy światła, cholera jasna! Dokładnie tak napisał!
Zgasimy światło i wczujemy się w klimat!
Padłem na łóżko plackiem i wcisnąłem
twarz w poduszkę, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że wszystko
idzie w tak dobrym kierunku. Przecież mieszkanie Łukasza to jeszcze
lepsze miejsce niż jakieś tam kino!
Minęła dłuższa chwila, nim udało mi się
zebrać do kupy, a gdy już miałem to za sobą, wciąż cały
podekscytowany, odpisałem:
„Jasne, świetny pomysł. To na którą się
umawiamy?”
I już po chwili miałem jego adres.
***
Łukasz mieszkał na Bronowicach, więc czekała
mnie podróż nie jednym, ale dwoma tramwajami. O dziwo po raz
pierwszy wcale mi to nie przeszkadzało, a naprawdę nie przepadałem
za krakowskim MPK. Normalnie każda minuta spędzona w komunikacji
miejskiej tego miasta doprowadzała mnie do szału, ale tym razem pół
godzinna podróż minęła mi tak szybko, że nim się obejrzałem, a
już musiałem wysiadać.
Kraków jest dużym miastem. Nic więc
dziwnego, że nie znałem każdej jego uliczki, właściwie to wstyd
się przyznać, ale moja orientacja krakowska ograniczała się do
okolic, w których mieszkałem oraz oczywiście śródmieścia, czyli
miejscówce znanej nawet turystom. W dotarciu pod drzwi mieszkania
Łukasza pomogła mi więc niezawodna nawigacja w telefonie, bo sam
na sobie, niestety, polegać nie mogłem. Czasem miałem wrażenie,
że powinienem dziękować wszystkim świętościom, że żyję w XXI
wieku. Nie mam pojęcia, jak żyłbym bez tych wszystkich udogodnień
technicznych, bo, trzeba przyznać, topografię to ja mam straszną.
Podczas wspinania się na drugie piętro, serce
waliło mi jak szalone i wysiłek wcale tu nie miał nic do rzeczy.
No dobra, może odrobinę, bo z kondycją również u mnie słabo.
Denerwowałem się, ale był to taki przyjemny rodzaj zdenerwowania z
tymi wszystkimi opiewanymi w romansach motylami w jamie brzusznej.
Wreszcie jednak stanąłem pod jego drzwiami i nim zdążyłem
cokolwiek zrobić, te otworzyły się. W progu stanął Łukasz.
Uśmiech na jego twarzy momentalnie rozmiękczył mi kolana, a motyle
w brzuchu zaczęły chyba odbywać dzikie harce godowe.
– Cześć – powiedział tak łagodnym, ale
jednocześnie seksownym głosem, że naprawdę myślałem już o
padnięciu na zawał. Nie kontrolując swoich reakcji uśmiechnąłem
się najgłupiej jak potrafiłem i kiwnąłem głową.
– Hej.
– Wejdź. Miałeś jakieś problemy z
dotarciem?
Ja? Problemy? No skądże znowu. Wcale nie
szedłem piętnastu minut z włączoną nawigacją i irytująco
bezosobowym głosem jakiejś facetki mówiącej mi gdzie dokładnie
się kierować.
– Dałem radę – odpowiedziałem,
przechodząc do wąziutkiego, ale mocno oświetlonego przedpokoju.
Ostre światła halogenowe odbijane przez duże lustro w przesuwanych
drzwiach szafy komandora aż raziły w oczy, jednak w tamtym momencie
byłem ostatnią osobą do narzekania. No bo hej! Byłem u Łukasza!
Wieczorem! Co mogłoby pójść nie tak, skoro łóżko, kanapę, a
nawet podłogę mieliśmy w zasięgu ręki?
– Lubisz pizzę? – zapytał, kiedy
ściągnąłem czarną bomberkę i powiesiłem ją na wieszaku.
– To pytanie retoryczne?
Zaśmiał się. Wspominałem, że jest uroczy,
kiedy się śmieje?
– Zrobiłem nam na kolacje, mam nadzieję, że
ci zasmakuje.
Gościu, mógłbyś mi dać flaki czy coś
równie obrzydliwego, a ja zeżarłbym z uśmiechem na ustach.
– Na pewno.
– To chodź. Weźmiemy sobie po kawałku i
włączamy film, hm?
Kiwnąłem głową. Nie ma co ukrywać, że to
nie film mnie dzisiaj najbardziej interesował.
***
Nie lubię horrorów, ale za to uwielbiam
pizzę, popcorn, piwo i towarzystwo Łukasza. Z tymi dodatkami nawet
najstraszniejszy film może być przyjemny... zresztą, całe
szczęście nawet nie potrafiłem się na nim skupić, bo siedzący
obok (bardzo, bardzo blisko mnie) Łukasz skutecznie mnie rozpraszał.
A zgaszone światło w pomieszczeniu i słaby blask telewizora w
niczym nie pomagał.
Nic jednak się nie działo. Od jakichś
trzydziestu minut tylko siedzieliśmy, rozmawialiśmy i oglądaliśmy
horror. A w mojej głowie, szczerze mówiąc, już przewijały się
dość jednoznaczne sceny. Starałem się z tym walczyć, ale
naprawdę trudno jest usiedzieć w miejscu, kiedy facet, który
strasznie mi się podoba, siedzi tuż obok, więc czuję jego
obecność, zapach, a czasem nawet, przy zmianie pozycji, też i jego
ciało.
– Słabe trochę – stwierdził Łukasz
tonem znawcy kina grozy. – Myślałem, że to będzie coś
lepszego. – Na chwilę powiodłem wzrokiem na ekran telewizora,
żeby chociaż udać zainteresowanego i niestety wybrałem sobie zły
moment. Światła w prosektorium, do którego przywieziono dziewczynę
(tyle to i ja zrozumiałem z tego filmu) zgasły, muzyka na moment
ustała, żeby zaraz wybuchnąć pełną parą.
Właśnie dlatego tak nienawidzę horrorów.
Nie mogąc zapanować nad swoim odruchem,
podskoczyłem na miejscu, rozlewając trochę piwa.
– Ja pieprzę! – krzyknąłem pod wpływem
emocji, prawie wciskając się w oparcie sofy. Łukasz parsknął
śmiechem i wcale mu się nie dziwiłem – naprawdę nie jestem
dobrym kompanem do oglądania tego typu produkcji.
– A jednak utrafiliśmy w dobry film –
stwierdził z zadowoleniem Łukasz, patrząc na mnie z bliska.
Chrząknąłem, zawstydzony swoim odruchem.
Jump scare to najgorsze co może być.
– Rozlałem, sorry – mruknąłem, patrząc
na krople alkoholu wsiąkające w tapicerkę kanapy.
– Przeżyję. – Czy mi się tylko wydawało,
czy Łukasz znalazł się nagle bardzo blisko mnie? Popatrzyłem na
niego i momentalnie oblała mnie fala gorąca. Nawet nie wiem kiedy,
a pochyliłem się i tak po prostu go pocałowałem, ignorując mokrą
od piwa rękę i miskę popcornu między nami. Łukasz złapał mnie
stanowczo za kark i w tym momencie wszystko przestało mieć
jakiekolwiek znaczenie. Krzyki dobiegające z telewizora, zapach
pizzy unoszący się w mieszkaniu, czy nawet to cholerne piwo, które
wciąż dzielnie trzymałem.
Wreszcie!, krzyczało coś we mnie,
kiedy Łukasz popchnął mnie na kanapę, wcześniej stawiając miskę
i piwo na podłodze. Poszedłem w jego ślady i też odstawiłem
puszkę, żeby zaraz znów przywrzeć do warg Łukasza.
Jak on bosko całował! I jak pachniał! I rany
Boskie, te jego ręce! Ciało tuż obok mojego, te stanowcze ruchy...
wszystko było tak idealne, że kiedy pozbywaliśmy się swoich
ubrań, miałem wrażenie, że to sen, z którego nigdy nie chcę się
obudzić.
No ale się obudziłem. Rano, tuż obok
śpiącego Łukasza.
Czy mogło być lepiej?
***
Łukasz to facet idealny. Tak, dokładnie –
nie widziałem w nim żadnych wad. Spełniał wszystkie moje
wygórowane oczekiwania co do partnera. Dobrze wyglądał (nie
przesadnie dobrze, bo to też by mnie krępowało. Po prostu
przeciętnie dobrze), był inteligentny, zabawny i co najważniejsze
– potrafił gotować. Jak to w ogóle możliwe, że nikogo nie
miał? Na miejscu jego byłego faceta, trzymałbym się Łukasza
kurczowo i nigdy nie puszczał, bo przecież taki facet to skarb.
– Jezu, genialne – mruknąłem z
naleśnikiem w buzi.
– Nie przesadzaj, takie na szybko –
powiedział skromnie, wzruszając ramionami. Jego zadowolony uśmiech
sugerował jednak coś innego. – To na którą masz dzisiaj
zajęcia?
– Dziesiątą – odparłem, dobrze wiedząc,
że nie dam rady na nie dotrzeć. I jakoś nie bardzo mi to
przeszkadzało, bo mając do wyboru miły poranek z Łukaszem, a
nudny wykład z antropologii, chyba jasne, co wybrałem.
Łukasz powiódł wzrokiem na zegarek
zawieszony na przeciwległej ścianie.
– Jeśli się pospieszymy, zdążysz. I tak
jadę w kierunku Ruczaju, mogę Cię podrzucić.
Spojrzałem na niego z ustami pełnymi
naleśników. Minęła chwila, nim to wszystko przełknąłem.
– Nie musisz – mruknąłem, zdając sobie
sprawę, że przecież Łukasz miał pracę. Spędzenie kolejnego
dnia razem raczej nie wchodziło w grę. Na samą myśl aż poczułem
nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej, bo – cholera – mógłbym
siedzieć w tym mieszkaniu jeszcze przez przynajmniej tydzień,
jedząc i uprawiając seks naprzemiennie. – Poradzę sobie.
– Nie ma problemu. Zresztą nie zdążysz, a
ja nie mam zamiaru być przyczyną twoich pogorszonych wyników w
nauce – dodał z szerokim uśmiechem i uroczymi dołeczkami w
policzkach. Na moment aż się na niego zapatrzyłem, nie wierząc,
że to wszystko działo się naprawdę. Łukasz w tym momencie wstał
od stołu i jakby nigdy nic potargał moje włosy, żeby zaraz
pochylić się i pocałować mnie lekko w policzek. – Chcesz kawy?
Niezdolny do wyduszenia chociażby słowa,
pokiwałem głową.
Cholera, zakochałem się.
***
Wspominałem już, że Łukasz jest uroczy? I
przekochany. Z każdą kolejną chwilą spędzaną w jego
towarzystwie nie mogłem przestać się rozpływać. Chodziło o
drobne gesty, jak właśnie zrobienie z rana śniadania, krótki
buziak przy stole, przyjazne targanie mi włosów, czy chociażby
urywkowe spojrzenia, kiedy się ubieraliśmy. To była tylko jedna
noc, a ja już miałem wrażenie, jakbyśmy byli parą z prawdziwego
zdarzenia. Łukasz miał ogromną potrzebę troszczenia się o kogoś,
a mi... mi chyba wcale to nie przeszkadzało.
Wciąż nie mogłem się nadziwić, że
poznałem takiego faceta przez Grindra. Nie ma jednak co narzekać,
trzeba brać póki dają, jak to powtarza moja mama.
Na zakończenie naszej randki, która
przeciągnęła się do poniedziałkowego poranka, rzeczywiście
odwiózł mnie na uczelnię. Nie wiem, czy z kimkolwiek innym mógłbym
liczyć na to samo, więc tym bardziej trudno było mi uwierzyć w
swoje szczęście.
– Baw się dobrze – rzucił Łukasz z
szerokim uśmiechem, kiedy odpinałem pas.
– To żart, prawda? – zapytałem gotowy,
ale niechętny do wyjścia.
– Czasem wykłady mogą być całkiem
przyjemne – stwierdził, patrząc na mnie tymi swoimi dużymi,
brązowymi oczami i tylko bardziej zniechęcił mnie do opuszczenia
samochodu. Nie wiem czy to możliwe, ale już zaczynałem za nim
tęsknić.
– Ta, ten co mnie czeka, na pewno będzie –
mruknąłem niemrawo, nie bardzo wiedząc jak się z Łukaszem
pożegnać. W normalnych warunkach od razu bym się do niego pochylił
i pocałował, ale jednak pod uczelnią coś takiego nie wypadało.
Całe szczęście Łukasz już po chwili rozwiązał mój problem,
wyciągając rękę i targając moje włosy na swój uroczy sposób.
Normalnie nie lubiłem, gdy dotykało się mojej głowy, ale w końcu
mowa tu o Łukaszu.
– Odezwę się później – obiecał.
– Okej – pokiwałem głową, patrząc
jeszcze na niego tęsknie. Złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi.
– To pa.
Łukasz uśmiechnął się tylko szeroko, a ja,
nie mając już jak przeciągnąć chwili naszego rozstania,
wysiadłem, zatrzasnąłem drzwi i ruszyłem do wejścia wydziału.
Kiedy jeszcze zerknąłem na samochód Łukasza, ten już wycofywał
się z parkingu. Westchnąłem ciężko, żałując, że naprawdę
nie można zatrzymać czasu. Z papierową teczką w ręce, którą
dostałem od Łukasza, żeby mieć na czym notować, wszedłem do
budynku. Dopiero tam dosięgnęły mnie bacznie przyglądające się
zielone oczy. Na moment aż zatrzymałem się przy szatni, patrząc
na Oliwera z niezrozumieniem.
– Hej? – rzuciłem, na co on zmarszczył
brwi, poprawił torbę i bez słowa ruszył w kierunku schodów.
Ten dziwak staje się coraz dziwniejszy.
Pokręciłem tylko z rezygnacją głową i chcąc czy nie, ruszyłem
za nim, a kiedy już wszedłem do sali wykładowej, specjalnie
wybrałem miejsce jak najdalej od tego świra.
***
W porównaniu do studiów, lekcje w szkole
wydają się pestką. Bo czym jest jedna, krótka lekcja trwająca
czterdzieści pięć minut przy półtoragodzinnym wykładzie? A ja,
głupi, nie mogłem tyle wysiedzieć w liceum. Kiedy więc bardzo
sympatyczna, ale równie apatyczna i niezbyt gramotna Jasińska
oznajmiła, że to koniec na dzisiaj, od razu zerwałem się ze
swojego miejsca. Kawa, którą piłem u Łukasza, zaczęła dawać o
sobie znać, nieprzyjemnie napierając mi na pęcherz. Wyszedłem z
sali, w której jeszcze dzisiaj czekał mnie jeden wykład i nie
patrząc na nikogo, ruszyłem ku ubikacji. Dorwałem się do kabiny i
zadowolony, ulżyłem mojemu biednemu pęcherzowi. W międzyczasie
słyszałem jeszcze, jak drzwi do toalety otwierają się. Nie bardzo
się tym przejmując – bo w końcu nie tylko ja na tej uczelni
byłem człowiekiem mającym swoje potrzeby fizjologiczne –
spuściłem wodę i wyszedłem, prawie zamierając w progu kabiny.
Zielone oczy znów wzięły mnie na celownik, a ja miałem ochotę
zawrócić. Szybko jednak sprzedałem sobie mocnego, mentalnego
kopniaka – no bo co ja się będę bał jakiegoś świra! – i
ruszyłem ku umywalkom.
– Coś nie tak? – zapytałem jakby nigdy
nic. W lustrze dostrzegłem, że Oliwer wciąż mi się uważnie
przyglądał. – Bo wiesz, to trochę creepy jak tak próbujesz
zabić mnie wzrokiem.
Oliwer prychnął, zakładając ręce na
piersi.
– Śmierdzisz – oznajmił jakby nigdy nic,
wprawiając mnie w osłupienie.
Że jak? Obróciłem się w jego stronę,
powstrzymując odruch powąchania się.
– Strasznie nim capisz – dodał jeszcze i
zamaszystym krokiem wyszedł z toalety, zostawiając mnie w stanie
głębokiego szoku. Wystarczyło tylko, że drzwi się za nim
zamknęły, a ja zaraz podniosłem rękę, żeby powąchać swoją
pachę.
Nie no. Nie śmierdziałem... Tak mi się
wydaje.
cudne:)
OdpowiedzUsuńwow
OdpowiedzUsuńUuu, ktoś tu chyba jest ZAZDROOOOOSNYYYY XD Ciekawa jestem, czy Oliwier zacznie coś robić w tej sprawie, czy nadal bedzie sie tylko gapić... I o co chodzi z Łukaszem, bo cały czas mam wrażenie, że okaże sie jakimś psycholem xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Haha co z tym Oliwierem ? Xd wgl mam nadzieje ze to nie bedzie tak, ze Lukasz odpadnie na drugi plan i bedzie poszkodowany bo to byloby smutne :(
OdpowiedzUsuńKońcówka boska 😆 To taka mała zemsta ze strony Oliwera za wcześniejsze teksty Wiktora albo rzeczywiście zazdrość, ale kurcze przecież oni się właściwie nie znają... więc chyba obstawiam pierwszą opcję :) I też mam wrażenie, że Łukasz coś odwali ;) Super rozdział, dziękuję bardzo 😀
OdpowiedzUsuńNie ogarniam. Prawie tak samo jak nasz bohater. Zaczyna się robic mega spoko
OdpowiedzUsuńInteresująco to wygląda, nie powiem, ciekawi mnie przyszłość relacji Wiktor-Łukasz-Oliwer. To chyba naturalne, że jestem za Oliwerem. Łukasz jest zbyt podejrzany. Nie pasują mi do siebie :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Łukasz jest jakimś feederem i chce utuczyć Wiktora... W ogóle mu nie mogę zaufać. Oliwier jest pewnie jakimś uroczym zmiennokształtnym, także moje serce już wybrało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jestem czekam sprawdzam
OdpowiedzUsuń:)