poniedziałek, 16 października 2017

Rozdział 4. (Co z Oliwerem nie tak?)

Śmierdzisz

Następnego dnia wciąż nie mogłem dojść do siebie. Chociaż rzeczywiście nigdzie z Łukaszem nie wylądowałem (oczywiście mam na myśli łóżko albo chociażby tylną kanapę w samochodzie), doczekałem się jedynie krótkiego, pożegnalnego pocałunku, to musiałem przyznać – była to najlepsza randka w moim życiu. Jedyna co prawda, ale już wiedziałem, że nic jej nie pobije. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby Łukasz na koniec zaciągnął mnie do swojego mieszkania, jednak przecież nie można mieć wszystkiego, no nie?
Wstałem rano (o ile jedenasta w południe to wciąż rano) w świetnym nastroju. Najwidoczniej w moim przypadku to coś nowego, bo już na schodach naraziłem się na podejrzliwe spojrzenie Alicji.
– Coś się stało? – zapytała niepewnie, jakbym miał jej zaraz oznajmić, że chwilę temu napadłem na przychodnię ojca i wykradłem mu jakieś leki, którymi się później naćpałem. Wzruszyłem tylko ramionami, opanowując głupi uśmiech.
– Nie – odparłem, przechodząc do kuchni i zaglądając do lodówki. Alicja wychyliła się z fotela w salonie, bacznie mnie obserwując.
– Czemu się tak uśmiechasz?
Rany Boskie, naprawdę jest ze mną tak źle, że nawet matka uważa mój uśmiech za nienormalne zjawisko?

– Jezu, daj spokój – sapnąłem tylko w odpowiedzi i złapałem za butelkę mleka.
Przez dłuższą chwilę nic nie powiedziała. W ciszy zabrałem się więc za przesypywanie płatków do miski, bo na bardziej wyszukane śniadanie nie miałem ochoty.
– To przez wczoraj? – załapała. Ni to kiwnąłem głową, ni wzruszyłem ramionami, wysyłając jej sprzeczny sygnał. Skupiłem się na zalewaniu płatków mlekiem, a później na przeniesieniu wykwintnego dania do stołu. Alicja w tym czasie podniosła się z fotela, zabrała swoją kawę i przeszła do kuchni, a mnie wystarczyło tylko jedno spojrzenie na jej twarz, żeby wiedzieć, że za chwilę rozpoczniemy pierwszą rundę „Jednego z dziesięciu”. Pytania już pewnie mrowiły się w jej głowie i tylko czekały aż wreszcie je zada.
– No i jak? Fajny? – padło wreszcie.
Kiwnąłem głową, przeżuwając jednocześnie Nesquika.
– Gdzie byliście? Tylko w kawiarni? Tak późno wczoraj wróciłeś...
Popatrzyłem na nią, ona na mnie. Jej oczy aż błyszczały od powstrzymywanej ciekawości i nie minęła chwila, a ja też pękłem. Bo, co tu się dłużej oszukiwać, aż mnie roznosiło od środka, żeby wreszcie komuś o tym powiedzieć.
– Zajebisty – powiedziałem w końcu, odkładając na chwilę łyżkę. O dziwo Alicja nawet nie zbeształa mnie za ten wyraz, chociaż normalnie świetnie odnajdywała się w roli Gestapo od kulturalnego wyrażania się. – Trochę starszy ode mnie, przystojny i wcale niegłupi. Pracuje w Nokii na dziale rekrutacji. Jest po studiach na AGH – dodałem jeszcze, bo jak wiadomo, informacje o pracy i wykształceniu przyszłego-niedoszłego zięcia są zawsze dla matki najważniejsze.
Alicja pokiwała z zadowoleniem głową.
– A jak wróciłeś? – zapytała jeszcze o kolejną ważną dla każdej przewrażliwionej matki kwestię.
– Odwiózł mnie – oświadczyłem z niejaką dumą. No bo jaki inny facet jeszcze myślałby o odstawieniu mnie bezpiecznie do domu?! Chyba serio trafiłem na ideał i nawet mina mamy to potwierdzała. To była ta odpowiedź, której oczekiwała.
– Świetnie – stwierdziła z lekkim uśmiechem. – Może go do nas przyprowadzisz, co? Zrobię jakiś obiad, kolację... Ugotuję coś zdrowego, poznamy go z tatą i...
I dotarliśmy do tego dziwnego momentu, w którym każde dziecko zdaje sobie sprawę, że od rodziców dzielą go lata świetlne.
– Mamo, ja dopiero Łukasza poznałem – sapnąłem i przewróciłem oczami. – Do oświadczyn jeszcze daleko, serio. Nie musisz jeszcze myśleć o ślubie – dodałem prześmiewczo.
Kiedy dotarło do niej, że zapraszanie Łukasza do domu zaraz po pierwszym spotkaniu ze mną jest naprawdę niedorzeczne, zmieszała się. Poprawiła nerwowo kosmyk włosów, chrząknęła i wreszcie powiedziała:
– Masz rację.
No jasne, że mam.
– Sam musisz wiedzieć, kiedy chciałbyś go nam przedstawić.
Na pewno nie po pierwszej, ani drugiej, ani nawet trzeciej randce. Nic jednak nie odpowiedziałem, przewróciłem tylko oczami, dobrze wiedząc, że mama i tak będzie naciskać. Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, kiedy telefon w mojej kieszeni zawibrował. Złapałem szybko za niego, drugą dłonią jeszcze wpychając sobie płatki do ust. Odblokowałem, wpisując mój tajemny kod. Z tego wszystkiego nawet nie sprawdziłem, czy moja wścibska mama przypadkiem nie patrzy mi na palce. Skubana jest naprawdę spostrzegawcza i szybko zapamiętuje kombinację liczb, a później to już o krok od tragedii i myszkowania w moich SMS-ach.
No dobra, może i nie sprawdziłaby mi teraz prywatnych wiadomości, ale kiedy byłem młodszy, robiła to dość często. Jak twierdziła – trzeba mieć dziecko pod kontrolą. Nauczyłem się więc przesadnej ostrożności, która została mi po dzień dzisiejszy.
„I jak dzisiaj? Wyspałeś się? Ja nie bardzo” – napisał Łukasz, a ja z szybko bijącym sercem wszedłem w tryb pisania wiadomości.
„Jasne, że tak. A ty dlaczego nie? Masz problemy ze...” – urwałem, patrząc w bok, prosto na Alicję zaglądającą mi przez ramię. Zaraz więc odwróciłem telefon, czując, że moja prywatność została naruszona.
– Mamo!
– Oj przecież nic nie robię! – Uniosła dłonie w obronnym geście. – Tak tylko... patrzę – dodała z niewinnym uśmiechem, na co ja tylko prychnąłem i wstałem od stołu.
– Wścibska baba – burknąłem pod nosem.
– Wiktor, nie przeginaj!
Nic już nie odpowiedziałem. W zamian zatrzymałem się przy schodach i dokończyłem wiadomość:
„Masz problemy ze snem?”
Wysłałem.
– A ta miska to co? Nie jestem twoją służącą!
– Zastanów się, czy chcesz być moją psiapsiółą czy może typową matką – powiedziałem, wciskając telefon do kieszeni. – Wysyłasz sprzeczne sygnały – dodałem, ale bez słowa sprzeciwu złapałem za miskę, przepłukałem ją a później włożyłem do zmywarki.
W międzyczasie telefon znów zawibrował. Od razu wyciągnąłem go i upewniając się, że mama przeszła do salonu, dzięki czemu magicznie nie zmaterializuje się tuż obok, odczytałem wiadomość.
„Nie. Po prostu długo myślałem o tobie. Dobrze się wczoraj bawiłem.”
Poczułem, jak nogi uginają się pode mną. Myślał o mnie! I nie mógł przeze mnie spać!
„Ja również.”
„W takim razie co powiesz na jutrzejsze spotkanie?”
Jeszcze trochę i padłbym na zawał. Ręka mi drżała, kiedy zabrałem się za odpisywanie i już miałem wysłać odpowiedź, kiedy coś mnie podkusiło, żeby zerknąć na mamę. Siedziała w swoim fotelu, spoglądając w moją stronę z taką uwagą i z takim uśmiechem, że od razu zapaliła mi się w głowie czerwona lampka.
– Co?
– Nic. – Wzruszyła ramionami. – Po prostu dawno nie widziałam cię takiego zadowolonego. Już lubię tego twojego kolegę za sam fakt, że jesteś szczęśliwy.
Zmarszczyłem brwi, pokręciłem z dezaprobatą głową, ale mimowolnie i tak uśmiechnąłem się pod nosem. Nic już nie powiedziałem, tylko w milczeniu ruszyłem do schodów.
Wiem, że się powtarzam, ale na jedno w życiu naprawdę nie mogę narzekać. Jak każda matka, moja też często mnie wkurza, co jednak nie zmienia faktu, że jest po prostu zajebista... nawet jeśli za samo nazwanie jej „zajebistą” dostałbym po łbie.

***

„Lubisz horrory?”
Czy lubię? Kto nie lubi obejrzeć sobie dobrego, przejmującego, angażującego go filmu, a później po nocach mieć zwidy, koszmary i bać się chociażby ruszyć do łazienki? Kto nie lubi po seansie srać pod siebie, gdy tylko na chwilę zgaśnie światło albo gdy natrafi się przypadkiem na kaszkę w telewizorze, czy chociażby reagować na każdy, najmniejszy dźwięk i już wyobrażać sobie najgorsze sceny? Przecież to taka świetna zabawa żyć w permanentnym strachu po obejrzeniu filmu! No więc kto nie lubi?
Ja. Zdecydowanie ja, nie jestem świrem, żeby coś takiego lubić.
Ludzie oglądający horrory i podniecający się strachem to psychopaci. Wysunąłem tę tezę już bardzo dawno temu i będę się jej trzymać jeszcze długo. Naprawdę nie zrozumiem tego wszędobylskiego zamiłowania do klimatów grozy, tajemniczości i bania się. Czy nie lepiej włączyć sobie jakąś głupią komedię i przestać wyobrażać sobie, że jakiś zamaskowany mężczyzna przyjdzie mi do domu, żeby zarżnąć maczetą całą moją rodzinę? Albo że gdy obejrzę jakieś nagranie na kasecie, to za siedem dni z mojego telewizora wylezie na wpół rozkładająca się dziewczyna?
Pytanie jednak zostało zadane przez Łukasza. A skoro je zadał, to pewnie sam lubi horrory – dość prosty wniosek, do którego doszedłem zaraz po przeczytaniu SMS-a. Szybko więc zrobiłem w myślach mały rachunek plusów i minusów. Plusy były takie, że gdy odpiszę „nie”, mogę być spokojny o przyszłość i o ewentualny seans, na jaki zaciągnąłby mnie Łukasz. Minusy takie, że właśnie ten seans mnie ominie. Wiadomo, duża sala kinowa, jakaś wieczorna godzina, więc dookoła pustki, ciemność, a w tym wszystkim my dwaj. No nie ma bata, żeby coś się między nami w takich okolicznościach nie wydarzyło.
Momentalnie stwierdziłem, że to argument decydujący. Lepiej się trochę pobać, ale wreszcie dobrać się Łukaszowi do spodni.
„Mogą być. A co?” – odpisałem wreszcie.
„W takim razie mam pomysł, jak spędzić jutrzejszy wieczór. Co ty na to żebyś do mnie wpadł? Mam na oku świetny horror, zamówimy sobie jedzenie, zgasimy światło i wczujemy się w klimat.”
Zamarłem, dosłownie. W pierwszej chwili nie bardzo dotarł do mnie sens tego SMS-a, ale gdy przeczytałem po raz drugi, jestem pewny, że zrobiłem się cały czerwony. Serce niemal podeszło mi do gardła, a ja myślałem, że zaraz z tego wszystkiego wyskoczę z siebie.
Łukasz zaprosił mnie do siebie. Na wieczór. Na seans. Zgasimy światła, cholera jasna! Dokładnie tak napisał! Zgasimy światło i wczujemy się w klimat!
Padłem na łóżko plackiem i wcisnąłem twarz w poduszkę, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że wszystko idzie w tak dobrym kierunku. Przecież mieszkanie Łukasza to jeszcze lepsze miejsce niż jakieś tam kino!
Minęła dłuższa chwila, nim udało mi się zebrać do kupy, a gdy już miałem to za sobą, wciąż cały podekscytowany, odpisałem:
„Jasne, świetny pomysł. To na którą się umawiamy?”
I już po chwili miałem jego adres.

***

Łukasz mieszkał na Bronowicach, więc czekała mnie podróż nie jednym, ale dwoma tramwajami. O dziwo po raz pierwszy wcale mi to nie przeszkadzało, a naprawdę nie przepadałem za krakowskim MPK. Normalnie każda minuta spędzona w komunikacji miejskiej tego miasta doprowadzała mnie do szału, ale tym razem pół godzinna podróż minęła mi tak szybko, że nim się obejrzałem, a już musiałem wysiadać.
Kraków jest dużym miastem. Nic więc dziwnego, że nie znałem każdej jego uliczki, właściwie to wstyd się przyznać, ale moja orientacja krakowska ograniczała się do okolic, w których mieszkałem oraz oczywiście śródmieścia, czyli miejscówce znanej nawet turystom. W dotarciu pod drzwi mieszkania Łukasza pomogła mi więc niezawodna nawigacja w telefonie, bo sam na sobie, niestety, polegać nie mogłem. Czasem miałem wrażenie, że powinienem dziękować wszystkim świętościom, że żyję w XXI wieku. Nie mam pojęcia, jak żyłbym bez tych wszystkich udogodnień technicznych, bo, trzeba przyznać, topografię to ja mam straszną.
Podczas wspinania się na drugie piętro, serce waliło mi jak szalone i wysiłek wcale tu nie miał nic do rzeczy. No dobra, może odrobinę, bo z kondycją również u mnie słabo. Denerwowałem się, ale był to taki przyjemny rodzaj zdenerwowania z tymi wszystkimi opiewanymi w romansach motylami w jamie brzusznej. Wreszcie jednak stanąłem pod jego drzwiami i nim zdążyłem cokolwiek zrobić, te otworzyły się. W progu stanął Łukasz. Uśmiech na jego twarzy momentalnie rozmiękczył mi kolana, a motyle w brzuchu zaczęły chyba odbywać dzikie harce godowe.
– Cześć – powiedział tak łagodnym, ale jednocześnie seksownym głosem, że naprawdę myślałem już o padnięciu na zawał. Nie kontrolując swoich reakcji uśmiechnąłem się najgłupiej jak potrafiłem i kiwnąłem głową.
– Hej.
– Wejdź. Miałeś jakieś problemy z dotarciem?
Ja? Problemy? No skądże znowu. Wcale nie szedłem piętnastu minut z włączoną nawigacją i irytująco bezosobowym głosem jakiejś facetki mówiącej mi gdzie dokładnie się kierować.
– Dałem radę – odpowiedziałem, przechodząc do wąziutkiego, ale mocno oświetlonego przedpokoju. Ostre światła halogenowe odbijane przez duże lustro w przesuwanych drzwiach szafy komandora aż raziły w oczy, jednak w tamtym momencie byłem ostatnią osobą do narzekania. No bo hej! Byłem u Łukasza! Wieczorem! Co mogłoby pójść nie tak, skoro łóżko, kanapę, a nawet podłogę mieliśmy w zasięgu ręki?
– Lubisz pizzę? – zapytał, kiedy ściągnąłem czarną bomberkę i powiesiłem ją na wieszaku.
– To pytanie retoryczne?
Zaśmiał się. Wspominałem, że jest uroczy, kiedy się śmieje?
– Zrobiłem nam na kolacje, mam nadzieję, że ci zasmakuje.
Gościu, mógłbyś mi dać flaki czy coś równie obrzydliwego, a ja zeżarłbym z uśmiechem na ustach.
– Na pewno.
– To chodź. Weźmiemy sobie po kawałku i włączamy film, hm?
Kiwnąłem głową. Nie ma co ukrywać, że to nie film mnie dzisiaj najbardziej interesował.

***

Nie lubię horrorów, ale za to uwielbiam pizzę, popcorn, piwo i towarzystwo Łukasza. Z tymi dodatkami nawet najstraszniejszy film może być przyjemny... zresztą, całe szczęście nawet nie potrafiłem się na nim skupić, bo siedzący obok (bardzo, bardzo blisko mnie) Łukasz skutecznie mnie rozpraszał. A zgaszone światło w pomieszczeniu i słaby blask telewizora w niczym nie pomagał.
Nic jednak się nie działo. Od jakichś trzydziestu minut tylko siedzieliśmy, rozmawialiśmy i oglądaliśmy horror. A w mojej głowie, szczerze mówiąc, już przewijały się dość jednoznaczne sceny. Starałem się z tym walczyć, ale naprawdę trudno jest usiedzieć w miejscu, kiedy facet, który strasznie mi się podoba, siedzi tuż obok, więc czuję jego obecność, zapach, a czasem nawet, przy zmianie pozycji, też i jego ciało.
– Słabe trochę – stwierdził Łukasz tonem znawcy kina grozy. – Myślałem, że to będzie coś lepszego. – Na chwilę powiodłem wzrokiem na ekran telewizora, żeby chociaż udać zainteresowanego i niestety wybrałem sobie zły moment. Światła w prosektorium, do którego przywieziono dziewczynę (tyle to i ja zrozumiałem z tego filmu) zgasły, muzyka na moment ustała, żeby zaraz wybuchnąć pełną parą.
Właśnie dlatego tak nienawidzę horrorów.
Nie mogąc zapanować nad swoim odruchem, podskoczyłem na miejscu, rozlewając trochę piwa.
– Ja pieprzę! – krzyknąłem pod wpływem emocji, prawie wciskając się w oparcie sofy. Łukasz parsknął śmiechem i wcale mu się nie dziwiłem – naprawdę nie jestem dobrym kompanem do oglądania tego typu produkcji.
– A jednak utrafiliśmy w dobry film – stwierdził z zadowoleniem Łukasz, patrząc na mnie z bliska.
Chrząknąłem, zawstydzony swoim odruchem. Jump scare to najgorsze co może być.
– Rozlałem, sorry – mruknąłem, patrząc na krople alkoholu wsiąkające w tapicerkę kanapy.
– Przeżyję. – Czy mi się tylko wydawało, czy Łukasz znalazł się nagle bardzo blisko mnie? Popatrzyłem na niego i momentalnie oblała mnie fala gorąca. Nawet nie wiem kiedy, a pochyliłem się i tak po prostu go pocałowałem, ignorując mokrą od piwa rękę i miskę popcornu między nami. Łukasz złapał mnie stanowczo za kark i w tym momencie wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Krzyki dobiegające z telewizora, zapach pizzy unoszący się w mieszkaniu, czy nawet to cholerne piwo, które wciąż dzielnie trzymałem.
Wreszcie!, krzyczało coś we mnie, kiedy Łukasz popchnął mnie na kanapę, wcześniej stawiając miskę i piwo na podłodze. Poszedłem w jego ślady i też odstawiłem puszkę, żeby zaraz znów przywrzeć do warg Łukasza.
Jak on bosko całował! I jak pachniał! I rany Boskie, te jego ręce! Ciało tuż obok mojego, te stanowcze ruchy... wszystko było tak idealne, że kiedy pozbywaliśmy się swoich ubrań, miałem wrażenie, że to sen, z którego nigdy nie chcę się obudzić.
No ale się obudziłem. Rano, tuż obok śpiącego Łukasza.
Czy mogło być lepiej?

***

Łukasz to facet idealny. Tak, dokładnie – nie widziałem w nim żadnych wad. Spełniał wszystkie moje wygórowane oczekiwania co do partnera. Dobrze wyglądał (nie przesadnie dobrze, bo to też by mnie krępowało. Po prostu przeciętnie dobrze), był inteligentny, zabawny i co najważniejsze – potrafił gotować. Jak to w ogóle możliwe, że nikogo nie miał? Na miejscu jego byłego faceta, trzymałbym się Łukasza kurczowo i nigdy nie puszczał, bo przecież taki facet to skarb.
– Jezu, genialne – mruknąłem z naleśnikiem w buzi.
– Nie przesadzaj, takie na szybko – powiedział skromnie, wzruszając ramionami. Jego zadowolony uśmiech sugerował jednak coś innego. – To na którą masz dzisiaj zajęcia?
– Dziesiątą – odparłem, dobrze wiedząc, że nie dam rady na nie dotrzeć. I jakoś nie bardzo mi to przeszkadzało, bo mając do wyboru miły poranek z Łukaszem, a nudny wykład z antropologii, chyba jasne, co wybrałem.
Łukasz powiódł wzrokiem na zegarek zawieszony na przeciwległej ścianie.
– Jeśli się pospieszymy, zdążysz. I tak jadę w kierunku Ruczaju, mogę Cię podrzucić.
Spojrzałem na niego z ustami pełnymi naleśników. Minęła chwila, nim to wszystko przełknąłem.
– Nie musisz – mruknąłem, zdając sobie sprawę, że przecież Łukasz miał pracę. Spędzenie kolejnego dnia razem raczej nie wchodziło w grę. Na samą myśl aż poczułem nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej, bo – cholera – mógłbym siedzieć w tym mieszkaniu jeszcze przez przynajmniej tydzień, jedząc i uprawiając seks naprzemiennie. – Poradzę sobie.
– Nie ma problemu. Zresztą nie zdążysz, a ja nie mam zamiaru być przyczyną twoich pogorszonych wyników w nauce – dodał z szerokim uśmiechem i uroczymi dołeczkami w policzkach. Na moment aż się na niego zapatrzyłem, nie wierząc, że to wszystko działo się naprawdę. Łukasz w tym momencie wstał od stołu i jakby nigdy nic potargał moje włosy, żeby zaraz pochylić się i pocałować mnie lekko w policzek. – Chcesz kawy?
Niezdolny do wyduszenia chociażby słowa, pokiwałem głową.
Cholera, zakochałem się.

***

Wspominałem już, że Łukasz jest uroczy? I przekochany. Z każdą kolejną chwilą spędzaną w jego towarzystwie nie mogłem przestać się rozpływać. Chodziło o drobne gesty, jak właśnie zrobienie z rana śniadania, krótki buziak przy stole, przyjazne targanie mi włosów, czy chociażby urywkowe spojrzenia, kiedy się ubieraliśmy. To była tylko jedna noc, a ja już miałem wrażenie, jakbyśmy byli parą z prawdziwego zdarzenia. Łukasz miał ogromną potrzebę troszczenia się o kogoś, a mi... mi chyba wcale to nie przeszkadzało.
Wciąż nie mogłem się nadziwić, że poznałem takiego faceta przez Grindra. Nie ma jednak co narzekać, trzeba brać póki dają, jak to powtarza moja mama.
Na zakończenie naszej randki, która przeciągnęła się do poniedziałkowego poranka, rzeczywiście odwiózł mnie na uczelnię. Nie wiem, czy z kimkolwiek innym mógłbym liczyć na to samo, więc tym bardziej trudno było mi uwierzyć w swoje szczęście.
– Baw się dobrze – rzucił Łukasz z szerokim uśmiechem, kiedy odpinałem pas.
– To żart, prawda? – zapytałem gotowy, ale niechętny do wyjścia.
– Czasem wykłady mogą być całkiem przyjemne – stwierdził, patrząc na mnie tymi swoimi dużymi, brązowymi oczami i tylko bardziej zniechęcił mnie do opuszczenia samochodu. Nie wiem czy to możliwe, ale już zaczynałem za nim tęsknić.
– Ta, ten co mnie czeka, na pewno będzie – mruknąłem niemrawo, nie bardzo wiedząc jak się z Łukaszem pożegnać. W normalnych warunkach od razu bym się do niego pochylił i pocałował, ale jednak pod uczelnią coś takiego nie wypadało. Całe szczęście Łukasz już po chwili rozwiązał mój problem, wyciągając rękę i targając moje włosy na swój uroczy sposób. Normalnie nie lubiłem, gdy dotykało się mojej głowy, ale w końcu mowa tu o Łukaszu.
– Odezwę się później – obiecał.
– Okej – pokiwałem głową, patrząc jeszcze na niego tęsknie. Złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi. – To pa.
Łukasz uśmiechnął się tylko szeroko, a ja, nie mając już jak przeciągnąć chwili naszego rozstania, wysiadłem, zatrzasnąłem drzwi i ruszyłem do wejścia wydziału. Kiedy jeszcze zerknąłem na samochód Łukasza, ten już wycofywał się z parkingu. Westchnąłem ciężko, żałując, że naprawdę nie można zatrzymać czasu. Z papierową teczką w ręce, którą dostałem od Łukasza, żeby mieć na czym notować, wszedłem do budynku. Dopiero tam dosięgnęły mnie bacznie przyglądające się zielone oczy. Na moment aż zatrzymałem się przy szatni, patrząc na Oliwera z niezrozumieniem.
– Hej? – rzuciłem, na co on zmarszczył brwi, poprawił torbę i bez słowa ruszył w kierunku schodów.
Ten dziwak staje się coraz dziwniejszy. Pokręciłem tylko z rezygnacją głową i chcąc czy nie, ruszyłem za nim, a kiedy już wszedłem do sali wykładowej, specjalnie wybrałem miejsce jak najdalej od tego świra.

***

W porównaniu do studiów, lekcje w szkole wydają się pestką. Bo czym jest jedna, krótka lekcja trwająca czterdzieści pięć minut przy półtoragodzinnym wykładzie? A ja, głupi, nie mogłem tyle wysiedzieć w liceum. Kiedy więc bardzo sympatyczna, ale równie apatyczna i niezbyt gramotna Jasińska oznajmiła, że to koniec na dzisiaj, od razu zerwałem się ze swojego miejsca. Kawa, którą piłem u Łukasza, zaczęła dawać o sobie znać, nieprzyjemnie napierając mi na pęcherz. Wyszedłem z sali, w której jeszcze dzisiaj czekał mnie jeden wykład i nie patrząc na nikogo, ruszyłem ku ubikacji. Dorwałem się do kabiny i zadowolony, ulżyłem mojemu biednemu pęcherzowi. W międzyczasie słyszałem jeszcze, jak drzwi do toalety otwierają się. Nie bardzo się tym przejmując – bo w końcu nie tylko ja na tej uczelni byłem człowiekiem mającym swoje potrzeby fizjologiczne – spuściłem wodę i wyszedłem, prawie zamierając w progu kabiny. Zielone oczy znów wzięły mnie na celownik, a ja miałem ochotę zawrócić. Szybko jednak sprzedałem sobie mocnego, mentalnego kopniaka – no bo co ja się będę bał jakiegoś świra! – i ruszyłem ku umywalkom.
– Coś nie tak? – zapytałem jakby nigdy nic. W lustrze dostrzegłem, że Oliwer wciąż mi się uważnie przyglądał. – Bo wiesz, to trochę creepy jak tak próbujesz zabić mnie wzrokiem.
Oliwer prychnął, zakładając ręce na piersi.
– Śmierdzisz – oznajmił jakby nigdy nic, wprawiając mnie w osłupienie.
Że jak? Obróciłem się w jego stronę, powstrzymując odruch powąchania się.
– Strasznie nim capisz – dodał jeszcze i zamaszystym krokiem wyszedł z toalety, zostawiając mnie w stanie głębokiego szoku. Wystarczyło tylko, że drzwi się za nim zamknęły, a ja zaraz podniosłem rękę, żeby powąchać swoją pachę.

Nie no. Nie śmierdziałem... Tak mi się wydaje.

9 komentarzy:

  1. Uuu, ktoś tu chyba jest ZAZDROOOOOSNYYYY XD Ciekawa jestem, czy Oliwier zacznie coś robić w tej sprawie, czy nadal bedzie sie tylko gapić... I o co chodzi z Łukaszem, bo cały czas mam wrażenie, że okaże sie jakimś psycholem xD
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha co z tym Oliwierem ? Xd wgl mam nadzieje ze to nie bedzie tak, ze Lukasz odpadnie na drugi plan i bedzie poszkodowany bo to byloby smutne :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Końcówka boska 😆 To taka mała zemsta ze strony Oliwera za wcześniejsze teksty Wiktora albo rzeczywiście zazdrość, ale kurcze przecież oni się właściwie nie znają... więc chyba obstawiam pierwszą opcję :) I też mam wrażenie, że Łukasz coś odwali ;) Super rozdział, dziękuję bardzo 😀

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ogarniam. Prawie tak samo jak nasz bohater. Zaczyna się robic mega spoko

    OdpowiedzUsuń
  5. Interesująco to wygląda, nie powiem, ciekawi mnie przyszłość relacji Wiktor-Łukasz-Oliwer. To chyba naturalne, że jestem za Oliwerem. Łukasz jest zbyt podejrzany. Nie pasują mi do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wydaje mi się, że Łukasz jest jakimś feederem i chce utuczyć Wiktora... W ogóle mu nie mogę zaufać. Oliwier jest pewnie jakimś uroczym zmiennokształtnym, także moje serce już wybrało.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem czekam sprawdzam
    :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.