Betowała Ekucbbw.
Randka
Nie chodzę na randki. Właściwie to chyba na
żadnej jeszcze nie byłem, bo wyjścia do kina trzy lata temu
niestety nie mogę uznać za randkę, chociaż wszystko na nią
wskazywało. Jak się jednak okazało już w budynku Multikina, do
którego musiałem jechać pół miasta w upale i w tramwaju bez
klimatyzacji (nowoczesne Krakowiaki to zasługa ostatniego roku,
wtedy jeszcze trzeba było się telepać w starych, śmierdzących
tramwajach), randka była tylko wymysłem mojej wyobraźni. Tak
naprawdę kolega – bo inaczej go nazwać nie mogę – nawet nie
był gejem i nastawił się na kumpelski wypad do kina na najnowszych
Avangersów. I, żeby tego było mało, zabrał ze sobą jeszcze
swoją dziewczynę. Tak, miał dziewczynę. A więc nie dość, że
moje nadzieje brutalnie roztrzaskały się o mur rzeczywistości, to
jeszcze gościu, w którym zadurzyłem się po uszy, okazał się
totalnym heterykiem. Nigdy nawet na mnie nie spojrzał z inną,
bardziej mi sprzyjającą intencją. A ja jak głupi masturbowałem
się po nocach do jego zdjęcia, zakochałem się i oczywiście źle
odebrałem wszystkie znaki, jakie mi wysyłał... chociaż, chyba w
ogóle niczego w moją stronę nie wysyłał. Był dość „ciepły”
w obejściu, to fakt, ale najwidoczniej nawet hetero może być
ciepły.
Od tamtego momentu, jak już chciałem kogoś
znaleźć – a zazwyczaj szukałem już tylko do seksu – kręciłem
się w miejscach skupiających gejów. Lepiej mieć pewność, że
ta druga osoba na pewno woli fiutki, a nie późnej nieprzyjemnie się
rozczarować. Teraz jednak naprawdę szedłem na randkę, a Łukasz
zdecydowanie był gejem – pod tym względem już raczej się nie
zawiodę. No ale Łukasz zawieść się może. Ja sam się
rozczarowuję, jak tylko spojrzę w lustro.
Ponoć czarny wyszczupla. Tak słyszałem, nic
więc dziwnego, że osiemdziesiąt procent zawartości mojej szafy
jest czarna. Tylko, cholera, jakoś nie widzę tego magicznego
wyszczuplającego efektu na sobie. Wystarczy spojrzeć na brzuch,
który aż wypływa ze spodni (swoją drogą – ledwo je zapiąłem).
Mama miała rację, pomyślałem, oglądając
się to z jednej, to z drugiej strony. Dzisiaj rano powiedziała mi,
że troszkę przytyłem. Oczywiście chciała być miła – zawsze
stara się być miła. „Troszkę” to niezbyt adekwatne
określenie, wyraźnie zaczynałem się zaokrąglać.
I na co mi był ten wczorajszy wieczorny
Snickers? Albo paczka chipsów popołudniu? W szczególności, że –
cholera – wiedziałem o randce. Mogłem się trochę przegłodzić,
bo Łukasz naprawdę ucieknie z krzykiem i...
– Wychodzisz? – W progu mojego pokoju
stanęła mama. Popatrzyłem na nią, na jej zawsze schludnie ułożone
włosy, nienaganną figurę i twarz z tylko nielicznymi zmarszczkami.
Jak to możliwe, że była moją rodzicielką?
– Mhm, mówiłem ci – odburknąłem,
podchodząc do szafy z nadzieją, że może zaraz wpadnę na coś, co
naprawdę mnie wyszczupli.
– Randka? – zapytała z tym swoim wścibskim
uśmieszkiem, który może pojawić się tylko na twarzy matki.
Przewróciłem oczami, ale ostatecznie kiwnąłem głową. – Jak go
poznałeś? – ciągnęła swój wywiad, bo przecież nie byłaby
sobą, gdyby nie próbowała wejść z buciorami w moje życie.
No dobra, tak tylko sobie narzekam. Prawda jest
jednak taka, że miałem całkiem dobry kontakt z rodzicami. Już sam
fakt, że powiedziałem im o swojej orientacji, a oni z marszu ją
zaakceptowali, przemawiał za tym, że moi starsi nie byli tacy źli.
– Internet – odparłem krótko, nie
zamierzając zagłębiać się w szczegóły. Nie zrozumiałaby, co
to jest Grindr. Zresztą, coś mi podpowiadało, że nawet nie
chciałaby się dowiedzieć. „Mamo, to takie miejsce, gdzie
umawiasz się z innymi pedałami na seks. Wiesz, pełno tam zdjęć
dup i fiutów” – już to widzę.
– Och, to uważaj na siebie. Nigdy nie wiesz,
kto jest po drugiej stronie. Może zawiozę cię na miejsce i wtedy
zobaczymy, co? Jeszcze coś ci się stanie, może to jakiś
zboczeniec?
Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem, aż
wreszcie odetchnąłem, doskonale wiedząc, że tego mogłem się po
niej spodziewać. No bo przecież wciąż jestem dwunastolatkiem,
którego może uprowadzić nieznajomy „Piotrek, lat trzynaście”.
– Mamo, dam sobie radę – burknąłem
tylko. – Naprawdę nic mi nie będzie, serio. Zluzuj. Albo w sumie
najlepiej, to pomóż mi z ubraniem – dodałem szybko. Moja mama,
pomimo swojego wieku, naprawdę miała gust. Ja raczej udałem się w
ślady ojca, który zdawał się na dobry smak swojej żony.
– A mówiłam ci ostatnio, że musimy
pojechać na zakupy – zamarudziła, stając tuż obok mnie przed
otwartą szafą. – Przydałoby ci się kilka nowych ubrań.
Och, no oczywiście, że by się przydało. W
końcu doszło mi trochę boczku tu i ówdzie.
– Pojedziemy później. Za godzinę mam być
na Kazimierzu – mruknąłem zniechęcony.
– Załóż tę koszulkę – powiedziała w
pewnym momencie, wyciągając z szafy biały T-shirt z drobnymi,
granatowymi listkami. – A do tego te czarne materiałowe spodnie ze
ściągaczami – dodała jeszcze, wskazując na dolną półkę,
gdzie leżały spodnie.
– Myślisz, że tak będzie okej? –
zapytałem, jeszcze nie do końca pewny jej wizji.
– Będzie. W tych spodniach masz taką drobną
pupę – powiedziała z szerokim uśmiechem, a ja momentalnie
poczerwieniałem. Boże. Matka patrzy mi na tyłek – wniosek jest
jeden, skoro tak się już dzieje, to oznacza, że po prostu w
normalnych spodniach za bardzo rzuca się on w oczy.
– Okej – burknąłem tylko, nie zamierzając
się z nią sprzeczać.
– To co? Podwieźć cię? – zapytała
jeszcze.
– Nie, spoko, dam sobie radę.
– To tylko napisz mi SMS-a, jak już się z
nim spotkasz. Żebym się nie martwiła!
Uśmiechnąłem się mimowolnie, czując, że
powoli zaczynam się denerwować. Oby naprawdę Łukasz nie uciekł.
***
Z Łukaszem umówiłem się w jednej z kawiarni
na Kazimierzu, tuż przy Okrąglaku ze słynnymi zapiekankami. Nie
mogę powiedzieć, że było to bardzo kameralne miejsce, ale idealne
jak na pierwsze spotkanie. Moja mama chyba padłaby na zawał, gdyby
dowiedziała się, że spotykam się z kompletnie nieznajomym gościem
w jakiejś ciemnej, odciętej od świata uliczce. Dla niej najlepiej
by było, jakbyśmy zobaczyli się w mega zatłoczonej Pijalni
Czekolady Wedla na Rynku Głównym, czy innym, równie oblepionym
przez turystów miejscu. Ale Kazimierz wydawał się okej, wciąż
kręciło się tam sporo ludzi, jednak nie tyle co na rynku – mniej
turystów, więcej mieszkańców Krakowa.
„Denerwowałem się” to mało powiedziane.
I nie, wcale nie obawiałem się tego, co Alicja, bo raczej nikt by
mnie nie uprowadził w biały dzień – bądźmy poważni, ani do
burdelu bym się nie nadał, ani na narządy. Tu chodziło o strach,
który zawsze gdzieś w sobie nosiłem. Nie lubię poznawać nowych
ludzi, bo zawsze wydaje mi się, że nie mam im niczego ciekawego do
zaoferowania. Czasem wolę po prostu posiedzieć sobie w milczeniu, w
myśl zasady, że lepiej się nie odzywać, niż pieprzyć głupoty.
Z Łukaszem dobrze wymieniało mi się SMS-y, rozmowa telefoniczna
już nie szła tak gładko, ale wciąż chyba nie było najgorzej. A
teraz miałem spotkać się z nim twarzą w twarz – to już nie
będzie łatwe.
Kawiarnia, pomimo godziny czwartej popołudniu,
wciąż świeciła pustkami. Kręciło się tam tylko parę osób, w
tym personel. Zobaczyłem go niemal od razu, jeszcze zanim wszedłem
do środka. Siedział przy dużym oknie, ze wzrokiem wbitym w ekran
telefonu. Zwolniłem, przyglądając się Łukaszowi z coraz to
szybciej bijącym sercem.
Nie był ideałem. Żaden tam z niego model
Men's Healtha – ot, zwykły facet, może tylko trochę powyżej
przeciętnej. Miał jednak coś w sobie, sposób, w jaki siedział,
jak pochylał się nad blatem, jak lekko wydymał usta... Nie
potrafię tego opisać, ale w głowie momentalnie zapanowała mi
pustka, a ja dotarłem do kawiarni szybciej, niż bym przypuszczał.
Od razu podszedłem do stolika, a kiedy popatrzyły na mnie brązowe
oczy, mimowolnie się uśmiechnąłem.
– Jesteś – powiedział, wstając szybko od
stołu.
Wzruszyłem ramionami, wciąż czując tę
dziwną, zalewającą mnie od wewnątrz pustkę.
– No jestem – odpowiedziałem, próbując
zebrać się w garść.
Boże, Wiktor, ty idioto, przestań się tak na
niego gapić!
– To co? Usiądziesz? – zaoferował z
szerokim uśmiechem. Nie miał prostych, idealnie białych zębów,
do Hollywoodzkiego uśmiechu trochę mu brakowało, a jednak nie
potrafiłem oderwać od niego wzroku. Na szorstkich od jednodniowego
zarostu policzkach pojawiły się delikatne dołeczki, przez które
dosłownie zmiękły mi kolana. Nie przedłużając więc, szybko
usiadłem naprzeciw Łukasza, żeby przypadkiem nie wylądować na
podłodze.
– Nic nie zamówiłeś? – zapytałem, siląc
się na swój normalny ton. Miałem nadzieję, że wszystko, co
działo się wewnątrz mnie, nie znajdowało odbicia na zewnątrz.
Wtedy chyba własnoręcznie wykopałbym sobie grób, a później
jeszcze zasypał toną kamieni.
– Nie, czekałem na ciebie – powiedział,
chowając telefon do kieszeni. – Przyszedłem trochę przed czasem,
nie lubię się spóźniać na ważne spotkania. – Gorąco, Boże,
jak mi gorąco. Uśmiechnąłem się lekko, jak jakaś niepokalana
dziewica zarywana przez swojego wybranka losu. A warto nadmienić, że
do dziewicy mi daleko.
– Ja chyba się nie spóźniłem? –
zapytałem, a następnie zerknąłem jeszcze na zegarek, no bo
przecież ze mną to wszystko możliwe. Spóźniam się zawsze i
wszędzie, każdy ma przecież jakiś swój znak rozpoznawczy, co
nie?
Nie. Nie spóźniłem się. Idealnie na czas –
chociaż to mi dzisiaj wyszło.
– Nie, na szczęście nie – powiedział
Łukasz, wciąż szeroko się uśmiechając. – To co? Zamawiamy
coś? Mam ochotę na jakieś duże ciastko czekoladowe.
Ty to sobie możesz jeść duże ciastka
czekoladowe, pomyślałem, taksując go jeszcze raz wzrokiem. Był
szczupły, nie za wysoki, ale szczupły. Aż mu pozazdrościłem.
– Ja wezmę samą kawę. – Wiadomo, dieta i
te sprawy. Sytuacja z rana przed lustrem skutecznie wybiła mi z
głowy wszystkie ciasta na świecie... przynajmniej do jutra. Jutro
pewnie znowu będę się bić z własnym apetytem.
– Samą kawę? – podpytał Łukasz, unosząc
brwi. Cholera, on nawet słodko wyrażał zdziwienie.
– Tak, nie mam ochoty na nic innego. – Bo
niby co miałem mu powiedzieć?
– Ale mi będzie głupio tak jeść samemu.
To może lody? Nie masz ochoty nawet na lody? –(X) Och, jasne że
mam, nie zadawaj głupich pytań. Ale jak tak dalej pójdzie, to
możesz zginąć podczas seksu, więc wybierz – albo wepchniesz we
mnie lody, albo znajdziesz się na ostrym dyżurze zaraz po tym, jak
wylądujemy w łóżku. Widziałem kiedyś taki przypadek w jednym z
programów TLC w wykonaniu bardzo otyłej pani i jej chudego,
drobnego partnera, zaduszonego podczas gry wstępnej. Tak więc –
to nie żadne przelewki. To fakty.
– Zostanę przy kawie. – Uśmiechnąłem
się słodko (a przynajmniej taką mam nadzieję). – Naprawdę nie
mam ochoty. Ale ty się nie krępuj, serio! – dodałem zaraz
Łukasz wydął usta, niezadowolony, a ja,
korzystając z okazji, że przeglądał menu, przyjrzałem mu się z
bliska. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że poznaliśmy się na
Grindrze i że zamiast pieprzyć się w jakimś hostelu, siedzimy w
uroczej kawiarni, wybierając kawy.
– Ale kolacji już mi nie odmówisz –
powiedział, zerkając na mnie tymi swoimi brązowymi ślepiami. –
Posiedzimy, porozmawiamy, wypijemy kawę, a później skoczymy na coś
do jedzenia, co? Nie daj się prosić.
Serce na kilka chwil mi zamarło. Boże, on nie
chce mnie spławiać! On chce nie dość, że wypić ze mną kawę,
to później przeciągnąć randkę i iść na jakieś żarcie!
Przecież po kawie moglibyśmy się rozejść, nie byłoby żadnego
nieprzyjemnego kwasu, a on...
– Jasne.
Niech będą dodatkowe kalorie. Trudno. Jak
mógłbym odmówić?
– Świetnie. To jaka kawa?
– Latte.
Wystarczyło tylko, że spojrzał w stronę
kelnerki już czekającej na jakiś znak, a ta zaraz podeszła.
Uśmiechnęła się szeroko, jednak był to uśmiech zarezerwowany
jedynie dla klientów – uprzejmy, ale powściągliwy, bez zbytniego
spoufalania się.
– Co państwo zamawiają? – zapytała,
patrząc to na mnie, to na Łukasza.
– Latte, podwójne espresso i kawałek
brownie – powiedział, odchylając się nieco na krześle i
zerkając jeszcze na mnie. – Na pewno nic więcej nie chcesz?
– Mamy bardzo dobry jabłecznik na ciepło z
lodami waniliowymi – zarekomendowała z profesjonalnym uśmiechem.
– Nie skusisz się?
– Nie, dziękuję – odpowiedziałem
ostatecznie, choć było naprawdę ciężko. W szczególności, że
kilka metrów dalej, na oszklonej ladzie wdzięczyły się do mnie
babeczki, ciasta i ciasteczka. Cholera, takie szczucie żarciem
powinno być nielegalne.
– No dobrze, nie będę dłużej naciskać. –
Uśmiechnął się do mnie, a brązowe ślepia przez kilka chwil nie
odrywały się od moich. – To wszystko – dodał, nawet nie
patrząc na kelnerkę.
Czułem, jak zaczyna mi się robić gorąco.
Sposób, w jaki Łukasz patrzył, był obłędny. Albo może to ja po
prostu zgłupiałem, bo z drugiej strony nie mogłem zaliczyć tego
spojrzenia do spojrzeń typowego podrywacza. Nie dało się w
zachowaniu Łukasza wykryć czegokolwiek, co wskazywałoby na jego
chęci rychłego zaciągnięcia mnie do łóżka. Prędzej poznania
mnie, niekoniecznie od strony fizycznej. A jednak gotowałem się tam
na tym całkiem wygodnym, obitym skórą krzesełku, mając ochotę
zaciągnąć Łukasza w bardziej ustronne miejsce.
Kelnerka odeszła, zostawiając nas samych.
– Więc? Co tam w świecie studentów
słychać? – zagadnął Łukasz z szerokim uśmiechem, koncentrując
się tylko na mnie. Miałem wrażenie, że prócz mnie, już nic go
nie obchodzi, ani krzyczący coś obcokrajowcy za szybą, ani ludzie
w kawiarni.
– Chyba się ten świat tak nie zmienił od
czasów twoich studiów – odparowałem, żałując, że nie ma
przede mną kubka kawy. Wtedy wiedziałbym, co zrobić z dłońmi, a
tak, to trzymałem je nieruchomo na blacie stołu, jak jakiś
niepełnosprytny.
– Z tego, co od ciebie słyszałem, to za
moich czasów mieliśmy więcej zabawy.
– Może to zależy od kierunku. –
Wzruszyłem ramionami, powoli zaczynając się rozluźniać, co w
towarzystwie obcych raczej nigdy nie miało miejsca. A jednak, Łukasz
działał na mnie uspokajająco, chociaż jedyne co robił, to
zagadywał i siedział naprzeciwko. – U mnie to raczej zbiorowisko
dziwaków. – Nie wiedzieć czemu, przed oczami stanął mi Oliwer.
– A ty myślisz, że na polibudzie nie było
dziwaków? – zapytał i roześmiał się. Miał naprawdę ładny
śmiech. Cholera, wszystko, co dotyczyło Łukasza, było fajne. –
Zdziwiłbyś się, tam to dopiero parada dziwolągów.
– Zagrzybiali informatycy w okularach jak
denka od słoika?
Popatrzył na mnie początkowo zdziwiony, aż
wreszcie znowu się roześmiał. Serce biło mi w piersi coraz
szybciej i szybciej. Nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje.
– No nie wszyscy, ale zdarzali się i tacy.
– U mnie jedna połowa to typowe nerdy, a
druga laleczki Instagrama – powiedziałem, wzruszając ramionami.
Przed oczami pojawił mi się jeszcze Oliwer, którego nie mógłbym
zaliczyć do żadnej z tych grup.
– To chyba uroki twojego kierunku. –
Uśmiechnął się znowu, a ja miałem wrażenie, że zaraz roztopię
się na krześle i spłynę na podłogę. Czułem gorąco na
policzkach, więc pewnie właśnie siedziałem czerwony jak burak.
Już chciałem coś zażartować – i raczej
nie byłoby to nic mądrego – ale całe szczęście tuż obok
pojawiła się kelnerka z naszym zamówieniem. Ze stonowanym
uśmiechem postawiła przed nami kawy, a przed Łukaszem jeszcze
ciasto, pożyczyła smacznego i odeszła.
– Na pewno nie chcesz? Zobacz, jak świetnie
wygląda. – Czy naprawdę tak ciężko ogarnąć, patrząc na mnie,
że słodyczy to ja mam aż nadto? On serio nie widzi, że tu i tam
mi się wylewa?
– Kawa lepiej – odpowiedziałem zaraz, na
co Łukasz tylko pokręcił głową.
– Ja bym obok tego nie przeszedł obojętnie.
No widzisz. Gdybym był takim chudzielcem jak
ty, też nie przechodziłbym obok ciast obojętnie.
Uśmiechnąłem się tylko lekko i już nic nie
odpowiedziałem. Upiłem łyka i zaraz zapytałem, żeby zmienić
temat:
– A ty? Gdzie dokładnie pracujesz?
– Jestem kierownikiem działu rekrutacji w
Nokii.
I tyle wystarczyło, żeby rozmowa z ciasta
zeszła na bezpieczniejsze tory. Łukasz opowiadał mi, jak to żyje
się w korpo, a ja jednym uchem słuchałem, drugim wypuszczałem.
Cały czas jednak na mojej twarzy odmalowywało się zaciekawienie
zachęcające Łukasza do dalszych opowieści korposzczura. Żyjąc z
taką matką, jaką jest Alicja, sztuczkę fałszywego
zainteresowania opanowałem do perfekcji.
Wreszcie jednak ciasto i kawa się skończyły.
Historyjki o pracy w Nokii również. Nie mam pojęcia, w którym
momencie zeszliśmy na bardziej osobiste tematy, a przed nami
pojawiły się kolejne filiżanki z kawą. Jedno było pewne –
wieczorem nie tak łatwo będzie mi zasnąć. Miałem jednak
nadzieję, że powodem nie będzie nadmiar kofeiny, a osoba siedząca
naprzeciwko.
– Miałeś kogoś? – zapytał Łukasz,
bawiąc się łyżeczką.
– W jakim sensie?
– Na stałe. Byłeś już z kimś?
Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, co
odpowiedzieć. Nie, nie miałem chłopaka, ale z drugiej strony nie
byłem przecież niedoświadczonym młodzikiem. Wiedziałem, co się
robiło z facetem w łóżku.
– Tak to nie – odparłem, nie do końca
pewny, czy to dobrze zabrzmiało w uszach Łukasza. Nie chciałem
przecież wyjść na jakiegoś lachociąga, w szczególności, że
Łukasz chyba takimi gardził. – A ty? – zapytałem zaraz, żeby
sam nie pociągnął tematu dalej.
– Byłem. Kilka dobrych lat. Nie interesują
mnie przelotne znajomości. – Uśmiechnął się lekko, odkładając
łyżeczkę na spodek filiżanki. – Trochę to naiwne, co? Geje
mają raczej inne cele w życiu.
No, nie powiem – naiwne. Sam jeszcze niedawno
byłem zdania, że po co wiązać się z jedną osobą, kiedy można
mieć kilka naraz? Zresztą, coś takiego jak miłość dla mnie nie
istniało. To tylko wytwór ludzkiej wyobraźni, przejaw jego
egoizmu, a może nawet kreacja kultury.
Tak przynajmniej powiedziałbym jeszcze
niedawno. Kiedy jednak siedziałem naprzeciw Łukasza, serce łomotało
mi jak szalone w piersi, a żołądek wywracał się z jednej strony
na drugą, sam już nie wiedziałem, czy tej miłości tak naprawdę
nie ma.
– Zależy kto – odpowiedziałem ze
wstydliwie spuszczonym wzrokiem na blat. Ja! Wstydliwie!
Milczeliśmy przez chwilę, aż wreszcie Łukasz
wstał od stołu.
– Wypiłeś, prawda? Co powiesz na spacer nad
Wisłą? A później na obiecaną kolację?
Chcąc czy nie – uśmiechnąłem się
szeroko. Praktycznie Łukasza nie znałem, ale czułem się w jego
towarzystwie naprawdę dobrze, nawet pomijając te wszystkie zawały,
które zdążyłem zaliczyć w przeciągu ostatnich dwóch godzin.
– Brzmi dobrze.
***
Lubię spacery nad Wisłą, w szczególności
wieczorem i w miejscu, w którym nie kręci się cała masa turystów.
Najgorzej jest od strony Jubilata – pełno barek oraz statków, a w
nich tłumy głośnych, irytujących ludzi. Wszędzie hałas: czy to
rozmów, czy muzyki. Obok na moście przejeżdżające samochody,
jeden za drugim. Gdzieniegdzie pod drzewami leżący nawaleni
bezdomni, bo oczywiście nawet im skapnęła kasa od turystów, którą
szybko zamienili w alkohol.
Jednak kilkaset kilometrów dalej, po tej samej
stronie rzeki, już nie tak gęsto oświetlonej latarniami oraz nie
tak chętnie uczęszczanej przez turystów, można było odkryć
prawdziwą magię Wisły. Patrząc na mieniące się w oddali
światła, zapominało się o turystycznej stronie Krakowa. Był
spokój – szum przejeżdżających gdzieś tam samochodów oraz
rozmywające się w wieczornym powietrzu odgłosy rozmów i muzyki.
Wszystko to wkomponowywało się w otoczenie, tworząc przyjemny,
niepowtarzalny klimat.
Nie, żebym był jakimś romantykiem
kontemplującym każdy zakamarek Krakowa. Jedno jednak musiałem
przyznać – Bulwary Wiślane były moim ulubionym miejscem w całej
stolicy Małopolski.
– Więc? Byłeś w związku? – zapytałem,
kiedy szliśmy wolno tuż przy brzegu.
– Mhm – odpowiedział Łukasz. – Ale
najwidoczniej nie pasowaliśmy do siebie – dodał, odwracając się
do mnie i uśmiechając lekko w świetle latarni znajdującej się
kilka metrów dalej.
– Długo? – W jakiś dziwny sposób
naprawdę mnie to zaciekawiło, chociaż normalnie nie interesuje
mnie życie innych osób.
– Parę lat.
– To da się tak w gejowskim związku? –
palnąłem bez przemyślenia.
Łukasz popatrzył na mnie zdziwiony, a ja już
wiedziałem, że powinienem ugryźć się w język. Nie wiedzieć
jednak czemu, poczułem nieprzyjemny dreszcz rozlewający się
wewnątrz mnie na samą myśl, że Łukasz miał kiedyś w swoim
życiu kogoś bardzo ważnego.
– No pewnie, że się da. – Na moment się
zawahał, ale zaraz kontynuował dalej. – Po prostu trzeba chcieć,
a nie szukać ciągle łatwiejszych opcji. – Przyglądałem mu się
uważnie, delikatnemu, ale jakby smutnemu uśmiechowi, który
wykrzywił jego usta i sprawił, że zawrzało we mnie jeszcze
bardziej.
A przecież wcale go nie znałem, on nie znał
mnie. No i nie szukałem związków, ale coś w jego światopoglądzie
ujmowało. Był zupełnie inny od gejów, którzy stanęli na mojej
drodze (i zbyt długo na niej nie zabawili).
– Tęsknisz za nim? – zapytałem, już
wiedząc, jaką odpowiedź chcę usłyszeć.
– Czasem. – I to zdecydowanie nie była ta
odpowiedź. – Nie da się nie tęsknić za kimś, z kim spędziło
się pięć lat.
– Aż pięć? – Zazdrości, jaka wdarła mi
się do głosu, nie dało się przeoczyć.
– A ty? – zmienił nagle temat. –
Naprawdę nikogo nie miałeś?
– Tak wyszło.
– W sumie jesteś jeszcze młody...
– Mówisz, jakbyś był co najmniej dekadę
starszy. – Przewróciłem oczami, ale się uśmiechnąłem, ciesząc
jednocześnie, że zostawiliśmy już temat byłego faceta Łukasza.
– Fakt, nie jestem – zaśmiał się i
zatrzymał przede mną. Nie wiem dlaczego, ale nagle zrobiło mi się
goręcej, a zazdrość nie miała już z tym nic wspólnego. Po
prostu pustka, jaka nas otaczała, ciemność i szum przepływającej
rzeki – oraz oczywiście stojący bardzo blisko mnie Łukasz –
nagle połączyło się w całkiem podniecającą całość. –
Dobrze, bo to już wyglądałoby dziwnie. A tak sześć lat różnicy
można jeszcze przełknąć, hm? – zapytał. Nic jednak nie zrobił,
stał i patrzył na mnie z jakimś takim spokojem wymalowanym na
twarzy. Opanowałem w sobie chęć szybkiego podejścia do niego,
złapania go i pocałowania. Damy
tak nie robią. Wyjdę na jakiegoś napaleńca jeszcze, a przecież
zdążyłem już poznać nastawienie Łukasza do puszczalskich
pedziów.
– Można – odpowiedziałem cicho, wsuwając
ręce w kieszenie. Normalnie pewnie zrobiłbym pierwszy ruch, aż
taką cnotką niewydymką to ja nie jestem, ale jednak lepiej byłoby
zostawić to Łukaszowi. – Zresztą, chyba nawet dekadę można
byłoby przełknąć – dodałem z lekkim uśmiechem i wtedy to się
stało. Łukasz podszedł do mnie bardzo blisko.
– Nie wiem, co takiego w tobie jest, ale
jesteś uroczy.
No tak. Nie, że przystojny. Nie, że
inteligentny – tylko uroczy. Każdy grubasek jest na swój sposób
uroczy. Nie miałem jednak czasu głębiej się nad tym zastanowić,
bo już po chwili pochylił się do mnie, złapał za boki twarzy i
tak po prostu pocałował. Serce zamarło mi w piersi, wszystko
dookoła ucichło. Poczułem się jak zamknięty w magicznej bańce,
która tłumi każdy bodziec ze świata rzeczywistego, oprócz dotyku
i zapachu Łukasza.
Nie był najlepszy w całowaniu, ale ja też
nie byłem, a mimo to miałem wrażenie, że to jeden z najbardziej
udanych pocałunków w moim życiu. Szkoda jednak, że dość krótki,
bo już po chwili Łukasz odsunął się ode mnie. Aż miałem ochotę
jęknąć w proteście i przyciągnąć go z powrotem.
– Zgłodniałem. Może przyspieszymy?
Wymusiłem uśmiech, bo co innego miałbym
zrobić? Nie na jedzenie miałem teraz ochotę, a na trochę inną
czynność, również będącą czynnością fizjologiczną. Co tu
dużo mówić – młody byłem, seksu dawno nie uprawiałem, no to
wystarczył jeden krótki pocałunek, aby mnie załączyć tam w
dole.
– Niech będzie.
– A później odwiozę cię do domu, hm? Bo
pewnie będzie późno.
Popatrzyłem na niego zaskoczony. Że do domu?
Mojego? Tak bez seksu? Aż musiałem zamrugać, żeby zrozumieć, że
naprawdę zakończymy GEJOWSKĄ randkę nie seksem, ale jakimś tam
zwykłym cmoknięciem się w usta.
– No... okej. – Moja dezorientacja była
widoczna jak na dłoni.
– Masz ochotę na coś konkretnego?
Na ciebie.
– Obojętnie – burknąłem, jednak zaraz
zdałem sobie sprawę, że wyszło mało grzecznie. Uśmiechnąłem
się więc szeroko i odrobinę przysunąłem do niego. – Zdam się
na... – nie zdążyłem dokończyć. Aż podskoczyłem, kiedy z
krzaków wybiegło jakieś wielkie zwierzę. Automatycznie złapałem
za ramię Łukasza, przekonany, że to coś zaraz rzuci się na nas z
zębiskami. Nic takiego nie miało jednak miejsca, potwór nawet się
na nas nie obejrzał, tylko pognał przed siebie i zniknął w
ciemności drzew rosnących tuż obok.
Łukasz parsknął śmiechem, a ja stałem jak
wryty, jakby jeszcze czekając na atak zwierzęcia.
– To tylko pies! – rzucił z rozbawieniem.
Naprawdę bardzo, ale to bardzo nie lubię
psów.
– Wielki jakiś.
– Średni bym powiedział. Pewnie komuś
uciekł. To co? Mogę wybrać miejsce, w którym zjemy?
Szybko zamaskowałem swoją niepewność
szerokim uśmiechem.
– Jasne! – powiedziałem aż nazbyt
entuzjastycznie. Jak nie ja, tylko zauroczona podlotka.
I, cholera, może właśnie nią byłem.
Świetnie się czyta....u Ciebie nie ma przypadkowych zdań...wszystko dograne ;) Super. Byle tak dalej
OdpowiedzUsuńnawet spoko ale nie podchodzi mi główny bohater :/ nawet nie pamiętam jak sie nazywa XDDD (i mam nadzieje że historia szybko sie rozkręci)
OdpowiedzUsuńo wiele bardziej cieszyłabym sie z mcdonalda, który jest ciekawszy :p TO możesz pisać po tym jak skończysz trójkąt Teo ;D pozdrawiam
~zen
Kurcze Ty to lubisz namieszać. Miał być Oliwer i Wiktor, a tu nagle pojawia się Łukasz i jest naprawdę fajny i na dodatek chciałby czegoś poważnego... No i co ja mam teraz myśleć? Czego się spodziewać? Trzeba czekać aż rozkręcisz akcję :) Dziękuję i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA ja tam lubię Wiktora. Jest przeciętny do bólu, ale w tej swojej przeciętności jest oryginalny.
OdpowiedzUsuńJego przemyślenia w trakcie randki wygrały rozdział.
Fajny się ten Łukasz wydaje. Jestem ciekawa, jaka będzie jego rola w tym wszystkim. Na pierwszy rzut oka nie wydaje mi się, aby szaleńczo się w sobie z Wiktorem zakochali. Ale kto to wie? Coś mi podpowiada, że to nie była epizodyczna postać.
No i jest jeszcze Oliwer, o którym Wiktorowi zdarzyło się raz czy dwa pomyśleć w trakcie spotkania.
Przez to właśnie czekam na spotkanie z "dziwakiem".
Czekam aż wszystko się jakoś pokomplikuje :D
Weny i pozdrawiam! :)
Urocze :D to pierwsze co mi przychodzi do głowy :DDD
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się czyta i jest bardzo zabawne!
Wiktor ma takie zabawne przemyślenia xD
Czekam na kolejny rozdział :)
Elda
Wiktor jest zabawną postacią i podoba mi się to! Ale zastanawiam się o co chodzi z Oliwerem, a jednocześnie wolałabym jeszcze trochę pozostać w takiej niewiedzy, budującej napięcie. Dlatego właśnie uwielbiam tempo, w którym prowadzisz swoje historie!
OdpowiedzUsuńGeneralnie całe opowiadanie bardzo mi się podoba i będę czekać na kolejne rozdziały :3
Nie wiem czy wchodzicie jeszcze na maila: zpapryka@gmail.com, ale wysłałam wiadomość odnośnie opowiadania K111 :)
OdpowiedzUsuń