Betowała Akari
To moje życie i nikt go za mnie
nie przeżyje
Nie wiem, jak doszło do tego, że zwierzyłem
się Bartkowi z moich problemów. Samo tak wyszło, od słowa do słowa, w ogóle nie
panowałem nad sobą i swoimi emocjami. Zaprosił mnie na kawę, a ja gdy to
usłyszałem, miałem ochotę się roześmiać. Tak nagle wydało mi się to bardzo
zabawne, bo wyobraziłem sobie siebie, biedną istotkę wypłakującą mu się na
ramieniu przy filiżance caffe latte. Co mnie, cholera, skłoniło do tego, że się
zgodziłem i umówiłem z nim? Nie wiem. Nie mam pieprzonego pojęcia, ale
ustaliliśmy dzień spotkania, miejsce i godzinę.
Kiedy się rozłączyłem, zdałem sobie sprawę,
że to zły pomysł. Bardzo zły. Co innego, gdy zwierzasz się komuś w stanie
upojenia alkoholowego, a inna sprawa, gdy jesteś kompletnie trzeźwy i
rozbudzony przez popijanie kofeiny.
Ostatecznie jednak poszedłem. Chciałem po
prostu pogadać z kimś, kto spojrzy na całą tę sytuację obiektywnie. Kto nie
będzie mi wmawiał, że mam jechać, bo mój Paweł świetnie poradzi sobie sam, a i
ja będę super bratem zostawiając go tu samego z masą problemów.
Przed wyjściem z domu sprawdziłem jeszcze
stan swojego portfela. Wypadałoby zamówić jakąś kawę, pomyślałem, gdy znalazłem
dychę i aż odetchnąłem z ulgą. Najtańszą, jaka tylko będzie, dodałem jeszcze,
zakładając buty. A jak nie będzie, rozmyślałem, idąc chodnikiem, kupię sobie
wodę. Francja elegancja, zaśmiałem się złośliwie w myślach. Ostatnie dziesięć
złotych wydam na szklankę zwykłej mineralnej, która ostatecznie pewnie i tak
będzie z kranu. To się dopiero nazywa przedsiębiorczość, panie Kacprze.
Kiedy wchodziłem do małej, niezbyt często
uczęszczanej przez mieszkańców mojego miasta kawiarenki, miałem jeszcze maleńką
(okej, wcale nie taką małą) nadzieję, że Bartek zapomniał. Miałby do tego
święte prawo, nawet mnie facet nie zna, mogłoby mu to spotkanie wypaść z głowy
i obaj bylibyśmy szczęśliwi. Ja zachowałbym swoją dychę, on nie straciłby
czasu.
Ale Bartek to był chyba bardzo obowiązkowy,
no i najwidoczniej przejawiał skłonności masochistyczne, skoro miał ochotę
wysłuchiwać moich problemów. Aż dziwne, że nie miał mnie dosyć po tym, co
nagadałem w klubie.
W kawiarni było pusto, tylko jakaś para,
śliczna dziewczyna i o wiele brzydszy chłopak, siedzieli w kącie, przy lodach i
rozmawiali o czymś zażarcie. Kiedy pchnąłem szklane drzwi, zawieszony u góry
dzwonek wydał głośny dźwięk, oznajmiając pracownikom, że przyszedł kolejny
klient. Znudzona ekspedientka, siedząca za ladą, spojrzała na mnie niezbyt
chętnie, by po chwili spuścić wzrok na ekran telefonu. Para w rogu nawet nie
zerknęła w moją stronę, za to Bartek uśmiechnął się szeroko, jak tylko mnie
zobaczył. Podszedłem do stolika ustawionego przy wielkiej szybie (no świetnie,
zawsze chciałem, żeby każdy przechodzień mógł sobie na mnie popatrzeć kiedy
zwierzam się ze swojego życiowego niedołęstwa) i zastanowiłem się jeszcze, czy
naprawdę chcę komuś mówić o swoich problemach. To było przecież osobiste, a ja
nawet go nie znałem. Był tylko facetem z klubu, któremu raz wygadałem się po
pijaku, nic więcej.
– Cześć – powiedziałem dosyć nieśmiało jak na
mnie i usiadłem przy stole, naprzeciwko Bartka, który uśmiechnął się do mnie
lekko.
– Siema, młody – odparł bardzo „luzackim”, a
przez to niemożliwie zabawnym tonem. W ogóle do niego nie pasował, brzmiał jak
facet po czterdziestce, który zatęsknił za młodością. I pewnie tak było,
pomyślałem, patrząc krytycznie na jego luźną bluzę z kapturem. A w klubie
wydawał się gościem zza biurka, parsknąłem w duchu, mimowolnie się odprężając.
– Coś zamawiamy? – rzucił i spojrzał na małą, zalaminowaną kartę z ofertą
deserów i napoi. – Uwielbiam tutejszy biszkopt czekoladowy. – Zerknął na mnie,
po czym odwrócił menu i wskazał na obrazek. – Polecam. – Chcąc czy nie, mój
wzrok najpierw powędrował na cenę, a dopiero później na zdjęcie wypieku. Aż się
zaśmiałem w duchu z żalu. Siedem złotych! Za kawałek zwykłego ciasta! Nic
dziwnego, że takie pustki w tej kawiarni.
– Nie jestem głodny. – Chociaż z chęcią
zjadłbym coś słodkiego, jak zwykle zresztą, bo jeżeli chodzi o cukier i
czekoladę to nie mam umiaru, dodałem już w myślach.
– No daj spokój… Stawiam. – A w zamian ja ci
mam postawić co innego? – pomyślałem, nie mogąc tego powstrzymać. Jestem
okropny, wiedziałem o tym doskonale. Jakoś wątpiłem w to, że Bartek czegoś ode
mnie chciał, a nawet jeżeli, no to sorry, wolałbym się jednak nie pieprzyć z
kimś, kto mógłby być moim ojcem. No i mam chłopaka… jeszcze.
– Okej – powiedziałem. – Prawdę mówiąc jestem
spłukany, przyszedłem tu z ostatnią dychą w portfelu i z myślą, że wydam ją na
wodę, bo na nic innego nie będzie mnie stać – dodałem całkowicie szczerze, jak
wtedy, gdy spotkałem się z nim po raz pierwszy. I o dziwo, wcale nie było mi aż
tak bardzo wstyd, jak powinno po takim wyznaniu.
Bartek chyba się tego nie spodziewał, bo
najpierw wpatrzył się we mnie głupio, a dopiero później parsknął śmiechem.
Pokiwał głową i westchnął, uspokajając się.
– Jesteś niemożliwy – stwierdził, wstając. –
Za to cię lubię, dzieciaku. To ciasto i kawę? Jaką?
– Słodką.
– Okej, coś ci wybiorę.
Kiedy już parujące cappuccino stało przede
mną, a ciasto zjadłem do połowy w jednym gryzie, pomyślałem, że jak nie teraz,
to nigdy. Bartek, mimo wszystko, potrafił słuchać. Był mniejszym gadułą ode
mnie, o co chyba niezbyt trudno, więc przez większość czasu spędzonego ze mną
siedział cicho.
– Mój chłopak chce wyjechać za granicę –
powiedziałem w końcu. Bartek pokiwał głową, nie chcąc mi przerywać i wepchnął
sobie do ust kolejny kawałek ciasta. – Bo mama mu tak każe. Zawsze słucha mamy,
maminsynek jeden – warknąłem pod nosem, czując, że muszę to dodać. Sebastian
był syneczkiem mamusi, nie dało się ukryć. – I pojedzie tam, dobrze wiedząc, że
to będzie nasz koniec. – Westchnąłem ciężko i zgarbiłem się nad stołem,
mieszając powoli w kawie srebrną łyżeczką. Przełknąłem ślinę, czując, jak mija
mi nastrój na żarty, który trzymał mnie jeszcze chwilę temu. I wystarczyło,
żebym znów pomyślał o Sebastianie. I że, cholera, się w nim zakochałem. Boże,
jakie to beznadziejne. Ja jestem beznadziejny. – Bo ja mam jeszcze dwa lata
nauki przed sobą. Chcę zdać maturę, a on dobrze o tym wie. Nauka jest dla mnie
ważna. – Poruszyłem się nerwowo na krześle, nie patrząc mu w oczy. – Nie
dorastałem w zbyt ciekawym środowisku i doszedłem do wniosku, że tylko wykształcenie
może zmienić moje życie. – Wzruszyłem ramionami. – Chcę być kimś, żeby ludzie w
końcu zaczęli mnie szanować. Nie jestem tylko dzieciakiem spod bloku, na
którego każdy przeklina. – Wiedziałem, że trochę się zagalopowuję w tym
wyznaniu, ale musiałem w końcu to komuś powiedzieć. A Bartek był, jak już
wspomniałem, naprawdę dobrym słuchaczem. Ani na chwilę mi nie przerywał, tylko
kiwał ze zrozumieniem głową. Tak – pomyślałem z drwiną, patrząc na niego – na
pewno zrozumiał moją sytuację. – No i mam tu brata i najlepszego przyjaciela.
Są dla mnie naprawdę ważni, a Sebastian o tym wie. Wychowałem się z nimi, byli
dla mnie jedyną rodziną i nie mogę ich tak po prostu zostawić dla kogoś kogo
znam rok. Ale z drugiej strony, zakochałem się w nim. Jezu, ale to idiotyczne –
od razu się wycofałem i pożałowałem, że mówię komuś obcemu coś tak osobistego.
– Ej, nie no, bez jaj. – Śmiesznie brzmiał
młodzieżowy slang w jego ustach, aż nie mogłem się nie uśmiechnąć. Ciekawe, czy
w pracy do szefa (o ile go miał) też się tak zwracał. – To nie jest idiotyczne.
Kochasz go, jesteście razem, to normalne. – Wzruszył ramionami. – No, ale
sytuacja niefajna – przyznał i kiwnął głową.
– No, to akurat wiem bardzo dobrze. –
Poczułem się trochę lepiej, ale tylko trochę. Problem dalej był nierozwiązany,
ja się tylko komuś wygadałem.
– A nie myślałeś o tym, żeby poprosić go, aby
został tu do twojej matury? – zapytał Bartek i sięgnął po białą filiżankę z
espresso. Popił kawy i spojrzał na mnie uważnie. – Musicie iść na kompromis, na
tym polegają związki. To ciągłe kompromisy. – Wzruszył ramionami, nagle
rezygnując ze swojego młodzieżowego tonu. Chyba chciał zabrzmieć dorośle, żebym
go posłuchał.– Jasne, nie chcesz zostawić swojego brata i kumpla, ale słuchaj –
pochylił się nad stołem – to twoje życie. Nikt go za ciebie nie przeżyje. Ani
twój brat, ani przyjaciel. No i czy za granicą nie będziesz miał lepszych
perspektyw na przyszłość?
Przełknąłem ślinę. Sam już nie wiedziałem.
Sięgnąłem po kawę i upiłem do połowy, po czym zapchałem usta deserem, żeby
przypadkiem nie wymusił na mnie odpowiedzi.
– Kacper, no pomyśl logicznie. Brata możesz
zapraszać do siebie, w sytuacji kryzysowej pożyczysz mu pieniądze, oczywiście
zakładając, że za granicą dorobisz się więcej niż tu, w naszym przepięknym
kraju. A ten twój Sebastian mógłby na ciebie poczekać. Dwa lata wielkiej
różnicy nie zrobią, co więcej, ty będziesz miał pewność, że możesz dla niego
zostawić swoje tutejsze życie i że tego nie pożałujesz. Potraktuj te dwa lata
jako test, czy Sebastian jest osobą dla której warto zrobić taki krok.
Przeżuwałem wolno ciasto, chyba jak jeszcze
nigdy. Pokiwałem powoli głową. Dalej znalazłbym argumenty przeciwko jego
pomysłowi, ale musiałem mu przyznać, że to byłoby najlepsze wyjście z tej
patowej sytuacji. To moje życie i nikt go za mnie nie przeżyje.
***
Siedziałem w swoim biednym pokoiku, na
materacu i przewracałem w dłoniach telefon, który kiedyś, gdy jeszcze żyłem w
nieco inny sposób, ukradłem. Ostatnio w ogóle nie wybierałem się na takie akcje
z Pawłem i Arkiem, a oni to rozumieli. Można powiedzieć, że na starość zrobiłem
się nieco nerwowy i zacząłem bać się, że w końcu mnie złapią. A naprawdę nie
chciałbym stanąć przed sądem.
Wziąłem głęboki oddech. Jak nie teraz, to
kiedy? – zapytałem siebie w myślach i wszedłem w kontakty. Jego numer znajdował
się już na pierwszej stronie, więc szybko na niego nacisnąłem, bojąc się, że
jeszcze chwila i się rozmyślę. Nie miałem już dużo czasu, za dwa tygodnie
matury, później wyniki, a po nich? Po nich to ja zostanę sam. Musiałem działać,
a nie tchórzyć jak przez cały związek z Sebastianem. Zależało mi na nim i w
końcu muszę się z tym pogodzić, że w moim życiu znalazł się ktoś jeszcze. Już
nie ma tylko mnie, Pawła i Arka, jest jeszcze Sebastian i nie chcę, żeby od tak
zniknął.
– No hej – przywitał się. Mimowolnie uśmiechnąłem
się pod nosem, dobrze wiedząc, że Sebastian nawet nie musi patrzeć na ekran,
kiedy do niego dzwonię. Miał dla mnie ustawiony specjalny dźwięk, piosenkę Red
Hot Chili Peppers, C’mon girl.
– Cześć. – Przymknąłem oczy. Musiałem się w
sobie zebrać. – Chcę z tobą pogadać… Ale może najpierw poszlibyśmy zagrać? – Aż
odetchnąłem. Byłoby jak za starych czasów, piłka, kosz i Sebastian. Uwielbiałem
z nim rywalizować, to zawsze stanowiło dla mnie wyzwanie, bo ciężko mi się
wygrywało. Zawsze musiałem się natrudzić, żeby zdobyć punkty, więc zazwyczaj
kończyłem grę cały mokry i zziajany.
– Co? Jasne, ale za dwie godziny, okej? – powiedział.
– Mam matmę do zrobienia.
– Okej. – Już czułem, że ta rozmowa będzie
ciężka. – Za dwie godziny na boisku?
– Tak. To do zobaczenia.
***
Znowu przez chwilę było dobrze. Tak dobrze,
jak jeszcze kilka miesięcy temu, gdy nie musiałem martwić się, że za moment go
stracę. Bo naprawdę ciężko jest o czymś takim rozmyślać, kiedy ledwo łapie się
powietrze i ma się wrażenie, że zaraz wypluje się płuca.
Kozłuję, łapię piłkę i podskakuję. Rzucam,
ale Sebastian jest szybki, odbiera mi ją i nie czekając na mój ruch, rusza na
drugi kosz. Oddycham ciężko, jednak nie mam zamiaru dać mu łatwo załapać
punktów. Blok, przejęcie piłki, zgrabny obrót. Jestem w tym coraz lepszy, a
moje ruchy są już bardziej dopracowane niż rok temu. Dwutakt, kosz. Koniec.
Wygrywam.
– Jezu! – Opadłem na boisko, ocierając czoło
czarną frotką, jaką miałem na nadgarstku. Nie mogłem przestać szczerzyć się jak
idiota. – Wygrałem! – Aż się zaśmiałem. Sebastian nachylił się nade mną, a ja
nie mogłem powstrzymać uśmiechu, kiedy zobaczyłem jego czerwoną ze zmęczenia
twarz. – Wygrałem, słyszysz?! – Wskazałem na niego zwycięsko palcem wskazującym
i uśmiechnąłem się szeroko, zapewne prezentując całe swoje uzębienie. Dla mnie
to naprawdę było osiągnięcie, Sebastian był świetnym zawodnikiem. Ogranie
Kapsla czy Zbycha z pewnością przyszłoby mi łatwiej, dlatego właśnie wygrana z
Sebą była dla mnie ogromnie satysfakcjonująca.
– Słyszę, słyszę. – Zaśmiał się i podał mi
butelkę wody. Uwielbiałem jego śmiech, jego uchylone usta, szeroko rozstawione
nozdrza, gdy oddychał przez nos i przymrużone oczy, w obronie przed ostatnimi
promieniami słońca.
Odkręciłem wodę i przyssałem się do gwintu.
To teraz ta gorsza część spotkania, pomyślałem, zerkając jeszcze na Sebastiana,
który ocierał pot ze swoich piegowatych policzków.
– Musimy pogadać – powiedziałem, siadając
naprzeciwko niego na tartanie.
– No. – Pokiwał głową. – Zaczynaj.
Wziąłem głęboki oddech. Denerwowałem się,
bałem, że Sebastian mnie wyśmieje. Powie, że go nie obchodzę i że nie ma
zamiaru dla mnie przepuszczać dwóch lat. Przerażała mnie wizja odrzucenia, bo
co jeżeli Sebie nie zależy na mnie tak jak mi na nim? I nagle zacząłem myśleć,
że to nie ma sensu. Gdyby chciał być ze mną, nie zgodziłby się na ten wyjazd
albo chociaż zrobił wszystko, abyśmy się nie rozstawali.
– Pójdziemy na kompromis? – zapytałem w
końcu. Sebastian spojrzał na mnie głupio, jakbym powiedział właśnie coś
debilnego.
– Kompromis?
– Z twoim wyjazdem. – To nie był dobry
pomysł, myślałem, patrząc na niego. Aż dłonie zaczęły mi lekko drżeć, kiedy
widziałem jego niezadowoloną minę.
– Kacper, wszystko już ustalone… – I to
wystarczyło, żebym wybuchnął. Wszystkie emocje, które kłębiły się we mnie od
kilku miesięcy w końcu musiały znaleźć gdzieś ujście, a ja zawsze wyładowywałem
się w bójkach i kłótniach.
– Ustalone?! – syknąłem i złapałem go za
przód mokrej od potu koszulki. – Więc po co ze mną byłeś?! Po co ta cała
pierdolona szopka?! – Czułem, jak oczy zachodzą mi łzami i sam nie wiedziałem,
czy to przez zdenerwowanie, czy po prostu było mi przykro. – Cały czas się mną
bawiłeś, ty chuju! – Zamachnąłem się i uderzyłem go w twarz. A on, zamiast
obronić się albo mi oddać, poleciał do tyłu. W furii usiadłem mu na biodrach i zacisnąłem
ręce dookoła jego szyi. – Nienawidzę cię! – krzyknąłem, pochylając się na nim i
poluźniając uścisk. Znów coś we mnie pękło, tym razem jednak to nie była
zalewająca fala furii. – Nienawidzę cię za to, że pojawiłeś się w moim życiu, a
teraz mnie zostawiasz – powiedziałem łamiącym się głosem. Oddychałem ciężko,
jakbym się dusił. Gardło ścisnęło mi się nieprzyjemnie, a w głowie aż się
zakręciło. Bałem się tego, że mnie zostawi, bo dobrze wiedziałem, że czas jaki
z nim spędziłem był idealny. Świetnie się dogadywaliśmy, a ja jeszcze, idiota,
zakochałem się w nim po uszy jak jakiś szczeniak, którym w sumie byłem. Głupim
i naiwnym w dodatku, bo uwierzyłem, że moje życie ma szansę się zmienić, a ja
mogę zaufać kompletnie obcej dla mnie osobie. Patrzyłem mu w oczy, nie wiedząc
co robić. Ręce mi drżały, kiedy puściłem jego szyję, już nawet nie miałem
ochoty na bójkę. Chciałem po prostu odejść i gdzieś to wszystko przeczekać, z
dala od Sebastiana, gdy ten nagle przyciągnął mnie do siebie. Nie miałem już
sił na bronienie się, więc opadłem na jego pierś, pozwalając się przytulić.
Głaskał mnie po mokrych od potu plecach i w tamtym momencie nie liczyło się to,
że byliśmy na widoku. Właściwie to nawet o tym nie pomyślałem.
– Jaki kompromis? – zapytał cicho. Z każdą
chwilą, gdy się uspokajałem, było mi coraz bardziej wstyd. Nienawidziłem
pokazywać swoich słabych stron. Czułem się tak odsłonięty przed nim, jak
jeszcze nigdy. Zupełnie jakbym się rozebrał i wystawił na widok publiczny.
– Poczekasz na mnie dwa lata i wyjedziemy?
Sebastian milczał. Byłem pewny, że nawet nie
chciał rozważać takiej opcji. To był koniec, myślałem i spróbowałem się od
niego odsunąć, chcąc jednocześnie obronić resztki mojej godności. O ile w ogóle
jakieś zostały.
– Okej – powiedział w końcu, a ja myślałem,
że to jakiś durny sen. Aż otworzyłem szeroko oczy i podniosłem się, żeby na
niego spojrzeć.
– Nie żartujesz?
– Kacper… – Albo mi się wydawało, albo
poczerwieniał. – Też cię kocham.
To był sen. Tak, na pewno sen, myślałem,
kiedy zacząłem go całować bez skrępowania, mając cały świat w moich zgrabnych
czterech literach. Nie obchodziła mnie nawet grupka dzieci bawiąca się
niedaleko i jakiś dziadek patrzący na nas z obrzydzeniem. Bo to było moje
życie. Oni go za mnie nie przeżyją, jak to powiedział Bartek.
– Twoi rodzice są? – zapytałem szeptem, kiedy
Sebastian wciągnął mnie do przedpokoju. Dalej starałem się unikać mamy i taty
mojego chłopaka, bo wciąż czułem się przy nich niezręcznie.
– Są – odpowiedział, ściągając buty. Złapał
mnie za rękę i przyciągnął do siebie. – Więc dzisiaj cię zaknebluję, żebyś tak
nie jęczał. – Zaśmiał mi się w twarz, a ja odepchnąłem go od siebie ze złością.
Co za idiota, niech lepiej uważa, żeby nie piszczeć pode mną głośno, bo na
pewno nie oddam mu dzisiaj swojego tyłka. To on powinien się przede mną wypiąć,
w zadośćuczynieniu rzecz jasna, warczałem w myślach zły, rozsznurowując swoje
trampki.
Pociągnął mnie do pokoju, a gdy byliśmy na
schodach, mama Sebastiana wyjrzała akurat z salonu. Miałem wrażenie, że spalę
się ze wstydu, kiedy spojrzała na mnie, a ja gnałem za jej synem, żeby za
chwilę zamknąć się w jego sypialni i zacząć się kochać. To było naprawdę
niekomfortowe, kiedy myślałem, że piętro niżej są jego rodzice. No, ale jak to
Sebastian, nie pozwolił mi się nad tym długo zastanawiać, bo przycisnął mnie do
drzwi i zaczął mocno całować. Westchnąłem ciężko, tracąc nagle całą swoją chęć
na zdominowanie go, nie miałem siły. Może naprawdę lepiej, żeby tym razem to
Sebastian górował?
Całował mnie więc zapalczywie, z uczuciem, a
ja tylko oddawałem pocałunki i pozwalałem mu się rozebrać. Seba dobrze już
wiedział, że czasem lubiłem, kiedy to on się mną zajmował. Pod względem seksu
też byliśmy do siebie dopasowani, w łóżku dogadywaliśmy się idealnie. Gdy
Sebastian był na dole, lubił jak byłem stanowczy, ale sam też walczył i nie
pozostawał bierny. Ja za to odgrywając rolę pasywa pozwalałem mu się sobą
zająć, co jemu odpowiadało.
Nawet nie wiem kiedy się rozebraliśmy i
przenieśliśmy na łóżko. Kochaliśmy się krótko, ale intensywnie. Jak zwykle,
kiedy wypinałem się w jego stronę, zalała mnie fala wstydu i miałem ochotę
zniknąć. Wystarczyło jednak, że Sebastian we mnie wszedł, a znowu zapomniałem o
Bożym świecie. Uwielbiałem to uczucie, gdy mnie wypełniał, do czego oczywiście
bym mu się nie przyznał. Prędzej spłonąłbym żywcem ze wstydu albo wykopał sobie
grób i się w nim zakopał.
– Jutro pogadam z mamą – powiedział
Sebastian, kiedy leżeliśmy na łóżku, oddychając ciężko po dobrym seksie.
– Ja z Pawłem. Muszę mu przecież powiedzieć,
że będzie odwiedzać brata za granicą – zaśmiałem się i przewróciłem na bok. Zdałem
sobie jednak z czegoś sprawę, aby doszło do tego wyjazdu, my musimy przetrwać
razem dwa lata. To będzie jak próba czasu, jeżeli nam się uda, nie będę miał
zastrzeżeń, żeby zmienić dla Sebastiana całe swoje życie, dokładnie tak, jak
powiedział Bartek. Chyba będę musiał mu podziękować, pomyślałem jeszcze, nim
zasnąłem.
Obudziłem się dosyć wcześnie, co jak na mnie
było naprawdę dziwne. Gdybym tylko mógł, zapewne przespałbym całe życie, ale że
zawsze mi szkoda dnia, staram się budzić o rozsądnych godzinach (czyli w
okolicach jedenastej–dwunastej). Spojrzałem zaspany na Sebastiana, który
siedział w nogach łóżka i jakoś takim mętnym wzrokiem wpatrywał się w ścianę.
– Coś się stało? – zapytałem, a on od razu
zerknął na mnie, jakby nie spodziewając się, że wstanę.
– Śpij, dopiero siódma, a jest sobota –
zauważył. Też już przyzwyczaił się do tego, że zazwyczaj budziłem się naprawdę
późno, w samo południe, a bywało, że też i po nim.
– A ty czemu nie śpisz? – Podniosłem się na ramieniu
i przetarłem oczy. Sebastian westchnął ciężko.
– Bo chciałem złapać mamę przed jej pracą –
powiedział i ułożył się obok mnie. Zacisnął usta, milcząc przez chwilę. –
Nienawidzę jej zawodzić – dodał w końcu jakimś takim słabym głosem, którego u
niego jeszcze nigdy nie słyszałem. Aż wstrzymałem oddech, kiedy spojrzałem na
niego. Nie spodziewałem się, że tak będzie to przeżywać. Przecież tylko odkłada
wyjazd, a nie z niego rezygnuje, dlaczego miałby zawodzić mamę?
– Ale przecież będziesz studiować… – zacząłem,
nie wiedząc co powiedzieć. Mnie mama nigdy nie stawiała wymagań, nigdy nie
chciałem za wszelką cenę spełnić jej oczekiwań. Różniliśmy się z Sebastianem,
właśnie dlatego nie mogłem go zrozumieć.
– Dla niej to tak jakbym nie miał studiować
już w ogóle – powiedział cicho, a ja nie czekając już dłużej, przyciągnąłem go
do siebie. Poczułem się winny. – Nikt z mojego rodzeństwa nie poszedł taką
ścieżką, jaką chciała. Każdy ignorował to, co mówiła i robił to, co lubił. Ja
nigdy nie umiałem jej odmówić – wyznał.
– Czas zacząć. – Sam nie wiem dlaczego to
powiedziałem. – Jesteś dorosły – przypomniałem. – Teraz już decydujesz o swoim
życiu.
Sebastian uśmiechnął się krzywo na moje
słowa. Westchnął ciężko, wpatrzył się w sufit, leżąc przez chwilę nieruchomo i
myśląc nad czymś intensywnie.
– Czasami mam wrażenie, że jesteś doroślejszy
ode mnie.
– Mentalnie? O jakieś dwadzieścia lat. –
Pokiwałem głową i parsknąłem śmiechem.
– Debil. – Zaśmiał się i trzepnął mnie lekko
w ramię.
***
Wszystko zaczęło się układać, dosłownie.
Jeszcze nigdy nie było tak dobrze, jak wtedy. Paweł znalazł sobie dziewczynę,
co najważniejsze – normalną, Arek wydawał się bardzo szczęśliwy przy swojej
Marysi i mówił nawet, że może to coś więcej, aż z bratem się zacząłem nabijać,
że niedługo spotkamy się na ślubie. Każdy z nas miał swoje życie, ale one dalej
przeplatały się pomiędzy sobą. Wciąż byliśmy dla siebie ważni, bo przecież o
takiej więzi się nie zapomina.
O moich maturach nie ma raczej co wspominać.
Nie zabłysnąłem z wynikami, ale co najważniejsze, zdałem, o to mi chodziło.
Wszystko miałem około pięćdziesięciu procent, więc byłem z siebie jako-tako
dumny.
A z Sebastianem dalej byłem, stał się ważną
częścią mojego życia. Może i przez te dwa lata nieraz się pokłóciliśmy,
poobijaliśmy, bo w przypadku ostrej wymiany zdań nadal ciężko było mi trzymać
łapy przy sobie, ale wciąż go kochałem. Kocham. Nie wiem, czy to związek do
końca moich dni, bo to brzmi strasznie patetycznie i lamersko, ale z pewnością bardzo
mi na nim zależy.
Wybraliśmy Anglię, a dokładniej Oxford, bo
tak chciała mama Sebastiana. Do USA prawdopodobnie nie dostałbym wizy. No i
Oxford jest o wiele bliżej, zawsze mogę wsiąść w samolot i wrócić do Pawła i
Arka. Zależało mi na tym, by nie spotykać się z nimi tylko raz na rok.
– Ładnie – powiedziałem, kiedy po raz
pierwszy wszedłem do naszej małej kawalerki. Okolica w której wynajęliśmy
mieszkanie, była po prostu urocza. Dotychczas takie widziałem tylko na filmach,
wszędzie znajdowały się podobne domki wielorodzinne z czerwonej cegły, przez co
pewnie na początku często będę się tu gubić. Ale nic nie mogło mi zepsuć już
humoru. Nawet to, że przez pierwszy rok tutaj mam zamiar pracować, by doszkolić
język. Rewley Street była po prostu uroczą ulicą, panował tu dosyć mały ruch
samochodowy, wszędzie dało się dojrzeć spacerujących spokojnie ludzi. Nawet to,
że naszymi sąsiadami byli ciapaci nie zepsuło mi humoru. Nie lubię ich i mam
świadomość, że to „niepoprawne politycznie”, ale ja przecież nigdy nie byłem
tolerancyjny. Trochę to śmieszne skoro jestem gejem, już nawet Seba mi to
wytykał.
– I blisko do centrum. – Sebastian kiwnął
głową i wyjrzał przez okno. Pokój nie był wcale taki mały, urządzony dosyć
przestronnie i ze smakiem. Mimo to musiałem przyznać, że jeszcze nigdy nie
żyłem w tak dobrych warunkach.
Westchnąłem zadowolony i opadłem na skórzany,
czarny fotel, rozglądając się po pomieszczeniu. W rogu, przy ogromnym oknie
balkonowym, stało dwuosobowe łóżko. Nie mogłem się nie uśmiechnąć na myśl, że
będę teraz spać z Sebastianem. Noc w noc. Trochę przerażające, a z drugiej
strony ekscytujące.
– Jak małżeństwo – stwierdziłem i zaśmiałem
się.
– Ale ślubu nie bierzemy.
– No co ty? – jęknąłem teatralnie. – Nie
chcesz adoptować dziecka? Bo gdybym tylko mógł, urodziłbym ci! – Sebastian
spojrzał na mnie autentycznie przerażony, dopiero po chwili parsknął śmiechem,
zdając sobie sprawę, że żartowałem. Czasem jeszcze nie łapał, kiedy to robę, a
już przecież byliśmy ze sobą trzy lata.
– Dziewczynkę czy chłopca?
– Obojniaka. Wiesz, zgodnie z modą gender. –
Machnąłem ręką. – Niech sobie bidulek płeć wybierze.
– Jakiś ty postępowy.
***
– Boże! Jak małżeństwo normalnie! – Oskar aż
krzyknął, kiedy rozejrzał się po naszym mieszkaniu. Można powiedzieć, że z
Sebastianem przyjmowaliśmy wszystkich. Takie schronisko z kawalerki zrobiliśmy,
ale jeszcze nikt się nie burzył.
– A ty? – zapytałem i rzuciłem mu piwo.
Minęły dopiero dwa miesiące, a ja już odnalazłem się w obcym kraju. Angielski
też doszlifowałem, nawet Sebastian mnie czasem chwalił, że powoli zaczynam
łapać akcent, którego wcześniej w ogóle nie miałem. I brzmiałem jak taki
rosyjski przekupek na targu, wciskający turystom nowe klapki Kuboty, wmawiając
im, że to super firma.
– Co ja? – mruknął i krytycznie spojrzał na
puszkę alkoholu. – Takie małe? Ja pieprze, ale te brytole mają słabą banię. – Przewrócił
oczami i otworzył piwo zgrabnie. – Dobrze, że wam polską wódę przywiozłem.
– Nie wiem czy wiesz, ale tutaj też
dostaniesz polską wódę. – Sebastian wziął łyk trunku. – Jesteś z Władkiem? –
zapytał, prostując moje pytanie. Dobrze już wiedział, o co mi chodziło, bo nieraz
rozmawialiśmy o Oskarze i Władku. Uważałem, że ta dwójka świetnie do siebie
pasowała, a Sebastian podzielał moje zdanie.
– E tam. – Oskar machnął ręką. – Nie jestem
chyba typem związkowca – stwierdził wyniośle i w kilku łykach dopił piwo, po
czym zgniótł puszkę. – I na co mi taka robota? Trzysta mililitrów, jakiś żart
chyba.
– Rozstaliście się? – zapytałem. Od kiedy
miałem Sebastiana, trochę inaczej zacząłem patrzeć na takie rzeczy. Poligamia
była dla mnie dosyć obrzydliwa, ale to może dlatego, że Seba był jedyną osobą
spoza naszej trójki, której zaufałem, co oczywiście przyszło mi dosyć ciężko.
Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym mieć taką relację z kimś innym.
Ale Oskar to Oskar. Znałem go już
wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że wszyscy mu się szybko nudzili.
– Powiedzmy – burknął i pokręcił się nerwowo.
– To on nie chciał ze mną być – zdradził i wzruszył ramionami. – Okej, koniec
tematu. Dajcie mi jeszcze piwo. Nie myślicie chyba, że ta marna puszeczka mi
wystarczy.
– Paweł ze swoją Anką chcą przyjechać –
poinformowałem Sebastiana, kiedy kładliśmy się do łóżka, a gdzieś z podłogi
dobiegało pochrapywanie Oskara, który ostatecznie uwalił się tym „maleńkim
brytolskim piwem”. W sumie nic dziwnego, wypił chyba z dziesięć puszek i zapił
wódką, pomyślałem, modląc się jednocześnie, żeby nie zarzygał nam dywanu. Był
kremowy, raczej ciężko będzie sprać coś takiego.
– Niech wpadają. – Sebastian aż się zaśmiał i
przyciągnął mnie do siebie. – Robimy z mieszkania przytułek.
– Natalia też mi na Skype mówiła, że chce –
powiedziałem. – I Arek i…
– Wszyscy – stwierdził Seba. – Póki nie mam
egzaminów, niech wpadają. Jak mi się zaczną, nie chcę tu nikogo widzieć. No,
chyba że ciebie. Na dywanie. Nagiego.
***
Kiedyś to opowiadanie musiało się skończyć, taka prawda... Nie chciałam ciągnąć go w nieskończoność, bo wyszłaby telenowela. Nawet, jeżeli z bohaterami się bardzo zżyłam, a to dla mnie naprawdę dużo znaczy, bo było takich opowiadań w mojej "karierze" tylko kilka. Słońce za chmurami, Książę i teraz to, Za trzy punkty.
Nieciężko zauważyć, że mam zastój. Nie potrafię stworzyć nic nowego, wszystko szybko mnie nudzi, dlatego myślę, żeby postawić na coś, co już zaczęłam, więc Wasz wybór: albo niedawno opublikowany Akademik, albo Niebo nad Nami. Z tym, że NnN będzie musiało zostać najpierw poprawione.
Dodatkowo, założyłam bardziej "prywatnego" bloga o wszystkim i zarazem niczym: http://amatorsko-po-godzinach.blogspot.com/
Dodatkowo, założyłam bardziej "prywatnego" bloga o wszystkim i zarazem niczym: http://amatorsko-po-godzinach.blogspot.com/
Przyjemny koniec, tak go sobie wyobrazlam. :) Będę tęsknić za Sebastianem i Kacprem. Świetnie mi się to czytało, z pewnością wrócę do tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńJestem za kontynuacją Akademika. Pierwszy rozdział mi się bardzo spodobał i od razu polubiłam bohaterów.
Życzę dużo weny i chęci do tworzenia. Będę czekać aż coś napiszesz i wrzucisz. :)
Pozdrawiam,
Ola
Pięknie, pięknie, pięknie! Naprawdę bałam się, że chłopcy przegrają z twardymi realiami, że nie znajdą wyjścia z tej sytuacji. I z taką obawą zaczęłam czytać, o 5 rano, z perspektywą pójścia do pracy, gdzie ostatnio panuje nie za fajna atmosfera, z paskudną pogodą za oknem...
OdpowiedzUsuńA gdy skończyłam miałam wielki uśmiech na twarzy i trzyma się on do tej pory ( wszyscy dziwnie się na mnie patrzą). Naprawdę bardzo dziękuję Ci za takie zakończenie tej historii.
A jeśli chodzi o kolejną to wolałabym raczej Akademik.
Pozdrawiam
Jejku. To już koniec! Ten rozdział był taki sielankowy. Znaczy pod koniec zrobiła się sielanka. I w sumie bardzo dobrze się stało.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ZTP i za jakiś czas na pewno przeczytam je ponownie ^^
No ale wracając do rozdziału. To wyszedł bardzo fajnie. Bartek mnie rozśmieszył troszkę i w sumie bardzo się cieszę, iż Kacper się z nim spotkał. Bo jakby się to potoczyło gdyby nie Bartek.
U Sebastiana przez chwilę było widać taką niemoc. Chwilę zastanowienia czy zawieść mamę czy też zaryzykować dla Kacpra.
Uwielbiam Kacpra i Sebastiana i mam nadzieję, iż przeczytamy jeszcze o nich w jakieś bonusiki. Nie mogę uwierzyć, że to już jest koniec ale cieszę się, że tak to się zakończyło ;3
Co do wyboru między NzC a Akademikiem wybieram *fanfary* Akademik! xD
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Ech..nie lubie końców, ale masz racje, zrobić z tego telenowele byłoby grzechem. Dziękuję za opowiadanie. Życzę powodzenia i dużo weny.
OdpowiedzUsuńSzanti
autorka bloga www.www-moje-opowiesci.blog.onet.pl
Szczęśliwe zakończenie i takie urocze :) Cieszę się, że wszystkim się wszystko ułożyło!
OdpowiedzUsuńSUPER ZAKOŃCZENIE - wielkie dzięki. Opowiadanie ZTP - cudne. A jeśli chodzi o kolejną notkę to - Akademik.
OdpowiedzUsuńDobrze mu doradził Bartek, nikt za nas życia nie przeżyje, ale czytając tą serię, nie dziwiłam się, że Kacper nie chcę wyjechać z Sebastianem. Dobrze jednak, że podjęli właściwą decyzję. Gdyby stchórzył i nie porozmawiał z Bartkiem, to nie było by szczęśliwego zakończenia, bo sam by nie wiedział, co zrobić z tą sytuacją.
OdpowiedzUsuńJakoś lubię w opowiadaniach bl sielankowe zakończenia, nawet jeśli nieco naiwne. Dziękuję za doprowadzenie historii do końca. Chciałabym, żeby wszystkie opowiadania miały zakończenia, a że niedawno czytałam ponownie Niebo nad nami (czy to nie taki był tytuł?) bardzo bym chciała kontynuację. Akademik może być później ;)
OdpowiedzUsuńRacja! Dopiero teraz się skapnęłam że połączyłam tytuły dwóch opowiadań ;) Niebo nad nami + Słońce za chmurami i taki wynik.
UsuńO ile ja wolę raczej dramatyczne zakończenia, to akurat w tym opowiadaniu happy end bardziej mi pasuje.
OdpowiedzUsuńJa jestem za Akademikiem, chociaż Niebo nad Nami też lubię.
Witam,
OdpowiedzUsuńoch co dobre kiedyś się kończy.... bardzo przyjemny koniec, bardzo będę tęsknić za Sebastianem i Kacprem... Rozmowa z Bartkiem okazała się dobrym pomysłem, bo doradził jak powinien postąpić.... a końcówka sama fantastyczna, ale czy Sebastian nie będzie się rozpraszał ucząc się widząc taki widok przed nim na dywanie... ;]
a co do Twojego pytania, odpowiedziałabym, że mi obojętnie, ale mówi się, że obojętny stosunek do życia równa się negacji, więc.... wolałabym „Niebo nad nami”, ale i sam „Akademik” zapowiada się ciekawie... w zasadzie co sama postanowisz kontynuować ja i tak będę czytać..
Multum weny życzę
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dziękuję ci za to opowiadanie, jest przepiękne. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że doprowadziłaś je do końca. Kocham twój styl, świetnie piszesz. Zakończenie cudowne, właśnie na takie liczyłam. Piękne.
OdpowiedzUsuńOsobiście wolałabym "Akademik". :)
Pozdrawiam serdecznie i czekam na nowe opowiadania. <3
Trudny wybór, większość jest za ''Akademikiem'', jednak mój głos niezależnie co zaczniesz pisać (uwielbiam Twój styl pisania) oddaje na ''Niebo nad Nami'' :) / Szumiwoda ;)
OdpowiedzUsuńKoniec nie ważne, czy wesoły, czy smutny... Bo to przecież koniec.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest znakomite i mimo tego co napisałam zdanie wcześniej.. Cieszę się, że to historia z happy endem. Pokazuje, że zawsze jest inne, lepsze wyjście z trudnej sytuacji, że wystarczy czasami pomyśleć, czy porozmawiać, aby nie cierpieć..;)
Jeżeli chodzi o NnN a Akademik.. to naprawdę trudny wybór, bo oba opowiadania zapowiadają się znakomicie.
Kontynuuj to, co bardziej przemawia do Ciebie. To, czym chciałabyś się podzielić. Myślę, że każda Twoja decyzja byłaby dobra - byleby kolejny tekst otrzymał status "zakończony", bo coś, czego bardzo nie lubię to postawienie czytelnika w sytuacji kończącego się rozdziału a niedokonczonego opowiadania.
Swoją drogą...cieszę się, że dodałaś rozdział na chomiku do "zostawić rzeczywistość". Uwielbiam ten tekst i troszkę szkoda, że zakończyłaś go w.. nie wyjaśniającym niczego miejscu. :) Ale rozumiem Twoją decyzje, ja też czasami mam dosyć jakiegoś swojego tekstu. :)
Coś za długo zabieram się za ten komentarz.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony tak bardzo chciałam przeczytać ten rozdział, dowiedzieć się jak to wszystko się kończy. Z drugiej strony nie chciałam, żeby się pojawił, bo wiedziałam, że będzie to ostatni rozdział ZTP. Jednakże cieszę się, że opowiadanie skończyło się w takim momencie, bo jak sama pisałaś, wyszłaby telenowela.
A Bartek zyskał moją sympatię. Cieszę się, że Kacper z nim porozmawiał, bo dobrze mu doradził :).
Końcówka jest świetna ( jak i cały rozdział). Taka sielanka :).
Powtórzę się już nie po raz - uwielbiam Twój styl pisarski. Tą dozę naturalizmu. I zawsze świetną fabułę, bez względu na to czy jest to opowiadanie z happy endem, czy te nie.
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!
P.S. Przepraszam, że krócej, ale mój wcześniejszy komentarz poleciał w pizdu.
Bardzo podoba mi sie zakonczenie tego opowiadania i szczerze sie ciesze, ze chlopcy wypracowali swoj zloty srodek. Uwielbiam happy endy w opowiadaniach.
OdpowiedzUsuńBartek rowniez zyskal moja sympatie. Jego dziwne poniekad zachowanie mnie zdziwilo, ale dal Kacprowi swietne rady i zachowal sie wobec niego jak prawdziwy kumpel. Bardzo mi sie to spodobalo.
Co do dalszego opowiadania to licze na kontynuacje "Akademika". Pisalas tam, ze opowiadanie bedzie niedlugie (niestety) ale zawsze po jego zakonczeniu mozesz wznowic pisanie "NnN". Bardzo podoba mi sie Twoj styl pisania. Jest on niesamowity i z rozdzialu na rozdzial jak sie czyta ciagiem, widac ze sie bardzo rozwijasz.
Zycze Ci powodzenia w pisaniu, powrotu weny i pociechy z psiaka <3
Pozdrawiam
~Fluffery*
*stosunkowo nowa czytelniczka, len co nie komentuje. Przepraszam i poprawie sie :)
Dzięki za miłe słowa. A pociechę z psiaka zawsze mam :)
Usuńpiszesz mega miodzio,jak dla mnie bosko,wiem to takie prostackie chwalenie,ale ja jestem ze wsi i to co czuję to piszę.kocham sebastiana i kacpra w tym opowiadaniu są tacy naladowani erotyzmem i wzajemnym przyciąganiem no i jeszcze ten charyzmatyczny Seba.Wow!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że to bardzo przyjemny koniec. Oczywiście całkowicie pozostawiony na dalszą swobodną część:D
OdpowiedzUsuńAle bardzo mi się podoba :)))
W taki właśnie sposób miło doczytać coś do samego końca :D
Z jednej strony szkoda, ze to już koniec, a z drugiej dobrze, bo nie ma sensu tego ciągnąć, bo zrobiloby się nudnawe. Ale mi się podobało, wow! Liczyłam na coś na temat ojca, ale się nie doczekałem, no szkoda. :(
OdpowiedzUsuńZ jednej strony szkoda, ze to już koniec, a z drugiej dobrze, bo nie ma sensu tego ciągnąć, bo zrobiloby się nudnawe. Ale mi się podobało, wow! Liczyłam na coś na temat ojca, ale się nie doczekałem, no szkoda. :(
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie można opisać tylko jednym słowem: GENIALNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie to w całokształcie wyszło. Tak lajcikowo i przyjemnie, serio. Nawet pomimo trudnego początku, wszystko skończyło się spójnie, bez przesłodzeń ale i pozytywnie. Co do strony technicznej też zadowalająco, chociaż zdarzyło się parę błędów, gdzieś w rozdziale pomiędzy 5, a 10. W przeciwieństwie do większości czytelników, lubię takie zakończenia. Zabieram się za kolejne Twoje dzieła :)
Chociaż w sumie zakończenie było dość randomowe. Zwłaszcza magiczny Bartek, który ratuje związki xd
UsuńOpowiadanie naprawdę świetne i mogę szczerze powiedzieć że jedno z moich ulubionych i kiedyś na pewno do niego wrócę :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzytałam to opowiadanie chyba 3 razy, ale nigdy go nie kończyłam. Nie miałam odwagi, było mi strasznie źle z myślą, że się z tym będę musiała rozstać... Zebrałam się. Przez ostatnie 2 dni przeczytałam je w całości, bo zawsze zostawiałam ten ostatni rozdział. To opowiadanie jest moim absolutnie ulubionym ze wszystkich, jakie do tej pory przeczytałam gdziekolwiek. Zagłębiłam się w tą historię mocno i teraz, ilekroć idę na orlik, mimowolnie przypomina mi się Za trzy punkty. I jestem na tym orliku, rozglądam się i zastanawiam, czy w moim życiu też kiedyś pojawi się taki Sebastian, który mi życie do góry nogami wywróci... Jestem w tym opowiadaniu zakochana tak jak Kacper w Sebastianie, jak oni dwaj w koszykówce. Zostawić rzeczywistość.. Jak nigdy poczułam się od niej oderwana, właśnie za sprawą ZTP. Skończyłam czytać, sekunda i uderzyło mnie wszystko to, co myślałam, że mnie zostawiło. Nie spodziewałam się po samej sobie takich emocji, jak skończę czytać jakiekolwiek opowiadanie. Twoje na maksa zaprzątnęło mi umysł. Jest mi bardzo przykro, że to już koniec ich przygód. Czytam ostatni rozdział i chce mi się płakać, bo wiem, że zbliżam się do końca...
OdpowiedzUsuńA teraz na luzie XDD
Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Wtrącenia typu "o cholera, to było.." itd są mistrzowskie. Było w tym opowiadaniu kilka zdań, które po prostu mnie oczarowały, sprawiały, że poczułam takie "uhh". Chodzi mi tu konkretnie o zdanie "Wyuczona precyzja pokonała instynkt". Nie jestem w stanie określić, jakie emocje to we mnie wywołuje, ale po prostu kocham to zdanie. Bardzo podobał mi się również fragment, w którym opisywałaś dom Sebastiana - o tych, rzeczach, które świadczą, że toczy się w tym domu życie - ta niedomyta szklanka po kawie w salonie, przewieszony sweter na fotelu, szczotka na stole... Jak wchodzę teraz do swojego domu i widzę mały bałagan w kuchni od razu mi się ciśnie na myśl, że ktoś tu mieszka, że jest.
A teraz to już w ogóle na luzie XDDD
Przeczytałam to opowiadanie i doszłam do wniosku, że jakbym była facetem, to byłabym gejem. :D
Dziękuję Ci z całego serca za to opowiadanie. Mogłabym o nim godzinami rozmawiać, zachwycać się nim i umierać z zazdrości, że w moim życiu nie toczy się taka historia jak tu. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję.
Dziękuję, bardzo miło mi to czytać. :)
UsuńPiszesz jeszcze?
UsuńCoś się staram, ale nie jest to tak regularne jak kiedyś.
UsuńRozumiem, ale dobrze, że pisania nie zostawiłaś, bo jesteś świetna. :) Będę cierpliwie czekać, aż coś się tu pojawi. "Akademik" jest kolejnym opowiadaniem, które mi serce kradnie.. ;) Życzę czerpania przyjemności z pisania i duuuuuuuużo weny! :)
UsuńPrzeczytałam to cudowne opowiadanie i widzę w tym rozdziale coś co mi się nie składa. Dokładniej chodzi mi o moment w którym Oskar mówi: "...te brytole mają...". Przecież oni wyjechali do Stanów. Chyba że to jakiś zawoalowany żart, którego nie zrozumiałam.
OdpowiedzUsuńTracheotomie
Świetna ksiazka naprawde. Bede tesknic z chłopakami; )
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że znalazłam Twojego bloga :) Jest rewelacyjny :)
OdpowiedzUsuńWspaniale spędziłam czas czytając historię Kacpra i Sebastiana :) Niby różni, ale potrafiący dogadać się, co pokazuje, że każda miłość zwycięży. Zżyłam się z nimi. Szczerze, to gdy przeczytałam po raz pierwszy o wyjeździe Sebastiana to myślałam, że zakończy się to opowiadanie dramatycznie, ale dobrze, że znaleźli kompromis, który jest najważniejszy w każdym związku :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Dopiero niedawno trafiłam na Twoją stronę i na pewno zostanę na dłużej! Super opowiadania! Szczególnie mi się podoba to, że zarówno bohaterowie jak i historia są starannie dopracowani i bardzo autentyczni, nie jest to kolejne typowe romansidło BL, nawet jeśli happy endu nie brakuje:) Dużo weny Ci życzę:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń