Żeby nie kazać czekać na rozdziały tym osobom, które zakupiły "Americanę", przez najbliższe tygodnie (do zakończenia publikacji "Americany"), posty będą pojawiać się dwa razy w tygodniu. "Americana" naprzemiennie z "Gówniarzem". :) Myślę, że każdy będzie zadowolony z takiego rozwiązania.
A z innej beczki, Luana wydała kolejnego e-booka. :) Można go dorwać tutaj: http://beezar.pl/ksiazki/druga-szansa-czesc-1
Betowała Oni i Ekucbbw.
Dwa
słowa
– Ja
idę! – Rozbrzmiało gromkie zapewnienie Remigiusza, a Aleks i
Janek spojrzeli po sobie skonsternowani. Nie wiedzieli, czy owo „ja
idę” było rzucone prześmiewczo, czy może absolutnie poważnie.
Bardziej prawdopodobna wydawała się jednak pierwsza wersja, w końcu
mowa tu o Remku: najbardziej heteronormatywnym osobniku pod słońcem.
Jak każdy facet napalał się na Kylie Minogue, zachwycał ustami
Angeliny Jolie i podziwiał tyłek Kim Kardashian... a teraz chciał
sprawdzić, jak to jest bawić się w klubie gejowskim? Nie, to
zdecydowanie musiały być żarty.
– Ale
ja mówię absolutnie poważnie – burknął Aleks, marszcząc brwi.
– Skoro Adam się zmywa, chyba zajrzymy do Heaven, hm? – zapytał
i popatrzył na Janka znad swojego prawie dopitego piwa. Adam właśnie
wstał od stolika, który okupowali przez ostatnie trzy godziny, i
zaczął zakładać swoją cienką, wiosenną kurtkę. Jak ten czas
leciał, pomyślał Aleks, zerkając przez okno Pijalni Wódki i Piwa
prosto na brukowaną uliczkę powoli ogarnianą przez zapadający
zmrok. Był już marzec, minęło półtora miesiąca, odkąd wrócili
z Krakowa. Ich kariera muzyczna nie posunęła się zanadto do
przodu, mimo że Felicjan raz usiłował skontaktować się z
Aleksem. Tym razem Białecki już na nic się nie zgodził,
postanawiając wybrać inną, trudniejszą, bardziej ryzykowną, ale
mimo wszystko lepszą drogę.
I było
dobrze. Zaskakująco dobrze. Sam nie wierzył, że wszystkie sprawy
mogą potoczyć się tak odpowiednio. Po raz pierwszy chyba nie mógł
narzekać na swoje życie. Jego życie obrało zaskakująco dobry
kierunek, nawet Piotrek się uspokoił. I może cotygodniowe wizyty u
psychologa dzieciakowi się nie podobały, ale naprawdę bardzo
pomagały mu pogodzić się ze swoją sytuacją. Co więcej, Aleks
obiecał mu telefon. Jak mówił, tak też zrobił i teraz czuł się
jeszcze bliżej brata niż kiedykolwiek. Oczywiście adopcja dalej
nie wchodziła w grę, Białecki w każdej chwili mógł stracić
pracę, mimo starań, czasem jednak odzywał się w nim stary
Aleksander. A gdy ten Aleksander się budził, spóźniał się, nie
przykładał za bardzo do powierzonego zadania i generalnie miał
wszystko gdzieś. Całe szczęście, że nauczył się z tym walczyć.
Było ciężko, ale przecież byłby głupi, gdyby myślał, że
wszystko przyjdzie samo.
– No
ja też mówię absolutnie poważnie – prychnął i w swój
remkowy, sceniczny sposób wywrócił oczami. – Chcę zobaczyć,
jak bawią się peda... eee... homoseksualiści? – poprawił się.
–
Mogą być i pedały – prychnął Aleks, wzruszając ramionami.
Irytowało go, że odkąd Adam i Remigiusz dowiedzieli się o jego
związku z Jankiem, ten drugi zaczął uważać na słownictwo. A
wcześniej, cholera, pomimo tego, że Białecki nie krył się z
orientacją, rzucał częściami rowerowymi na lewo i prawo. Nigdy
przecież nie był przewrażliwiony na tym punkcie, nie dbał o
poprawności polityczne czy inne takie rzeczy. Zresztą, to wydawało
się zabawne; Remigiusz potrafił mieć naprawdę niewyparzony jęzor,
więc słowo „homoseksualiści” brzmiało karykaturalnie, kiedy
padało z jego ust.
– Ale
jesteś pewien? – dopytał jeszcze Janek, najwidoczniej nie chcąc
później przyjmować żadnych zażaleń.
– Na
sto procent! – skwitował Remigiusz z niebezpiecznie szerokim
uśmiechem.
***
Zbliżała
się godzina dwunasta w nocy, więc Heaven, z racji tego, że był
piątek, powoli zaczynał pękać w szwach. Ludzie, jakby obudzeni po
zimowym śnie, tłumnie odwiedzili lokal, tworząc taki tłok, że
ledwo co dało się przedostać z baru na parkiet, a o wolnym stoliku
można było tylko pomarzyć.
–
Wow, więc to jest ten wasz Heaven – powiedział Remigiusz i niemal
schował się za plecami Janka, kiedy przechodzący obok, nażelowany
mięśniak z wytatuowanymi tribalami na ramionach puścił mu oczko.
Białecki parsknął śmiechem na reakcję kolegi. Przyprowadzenie
go tutaj to wcale nie taki zły pomysł, pomyślał z
rozbawieniem.
– To
co? Pijemy coś? – zapytał Janek, ale mina mu zrzedła, gdy tylko
obrócił się w stronę baru i zobaczył tam całą masę ludzi.
–
Drugi bar? – zaproponował Aleks, na co Schneider kiwnął głową,
nie mając innego wyjścia. Nie uśmiechało mu się stanie i
czekanie w tej kolejce.
–
Chyba że Remigiusz chce spadać – powiedział Janek głośno i
wyraźnie, żeby chłopacy go dosłyszeli.
–
Niee! – krzyknął zaraz Remek, kręcąc stanowczo głową. Aleks
posłał Jankowi znaczące spojrzenie, a jego uśmiech tylko się
pogłębił. Zupełnie jakby chciał mu przekazać coś w stylu
„widzisz? Rośnie nam kolejny gej”, mimo że zmiana orientacji w
przypadku Remigiusza nie była zbyt realna.
Aleks
odwrócił się, żeby wypatrzyć najłatwiejsze przejście na tyły
klubu, gdzie znajdował się mniejszy i zazwyczaj słabiej okupowany
bar. Przed oczami mignęło mu kilku mężczyzn, którzy już od
jakiejś chwili popatrywali na nich trzech, czym Białecki w ogóle
się nie przejął. Odkąd miał Janka, prawie w ogóle nie zwracał
uwagi na innych facetów. Nawet jeśli jeszcze niedawno wydawałoby
mu się to absolutnie niemożliwe, w końcu - jak to? Miał się
przywiązać tylko do jednego? Z czasem odkrył jednak, że taki
układ był znacznie przyjemniejszy. No i oczywiście
bezpieczniejszy, nie musieli się martwić, że coś złapią.
Nim
jednak ruszył, żeby poprowadzić Janka i Remka do drugiego baru,
poczuł mocny uścisk na ramieniu ciągnący go do tyłu. Obejrzał
się zdezorientowany, gdy nagle czyjeś usta przycisnęły się mocno
do jego warg. Bardzo znajome usta, należy dodać. Całowały go w
równie znany mu sposób, zaborczo i gorliwie. Nim jednak zdążył
chociażby odpowiedzieć, pieszczota ustała.
– Co
to było? – zapytał zdezorientowany, patrząc na Janka tak, jakby
ten pocałował go po raz pierwszy. Schneider wzruszył ramionami, po
czym przyciągnął go jeszcze raz do siebie, jednak tym razem już
nie kończąc tego buziakiem.
– Nic
– prychnął, a Aleksowi wydawało się, że Schneider odrobinę
się zaczerwienił. To kolejna dziwna rzecz w ich związku; bo niby
byli ze sobą już dwa miesiące, widzieli siebie w wielu żenujących
sytuacjach, a wciąż potrafili się zawstydzać przez głupoty. –
Odganiam konkurencję – powiedział wreszcie, uśmiechając się
kątem ust.
Białecki
zmarszczył brwi, by zaraz się zaśmiać. Momentalnie zrobiło mu
się cieplej w okolicach serca.
– No
okej – powiedział z tak cholernie głupim uśmiechem, że gdyby
tylko zobaczył swoje odbicie w lustrze, miałby ochotę palnąć
sobie w łeb. – To odganiaj – dodał.
– Ja
pieprzę – sapnął Remigiusz. – No już, bez takich, co? –
Skrzywił się.
–
Najpierw ciągniesz do gejowskich klubów, a teraz obrzydzają cię
całujące się pedały? – zapytał Aleks z rozbawieniem i wreszcie
pociągnął ich w stronę baru. Za plecami dosłyszał jeszcze, jak
Remek jęczy coś w odpowiedzi, jednak całkowity jej sens rozmył
się gdzieś w głośnych basach muzyki.
Drugi
bar, znajdujący się w odrębnym pomieszczeniu, niedaleko parkietu
numer dwa, na którym zazwyczaj puszczano muzykę disco-polo (i
zapewne to właśnie było powodem mniejszej popularności tejże
części Heaven), wyglądał na mniej okupowany. Ustawili się więc
w kolejce, od czasu do czasu komentując Remigiusza rozglądającego
się ciekawie dookoła. Ktoś niezorientowany w temacie mógłby
łatwo się nabrać i stwierdzić, że Remek szukał towarzysza na
noc.
–
Uważaj na mydła – nabijał się Aleks.
– I
się nie nachylaj – podłapał Janek, którego żarty zazwyczaj
bywały nieco wyższych lotów, ale jak mówi przysłowie: z kim
przystajesz, takim się stajesz. Chcąc czy nie, dopasował swój
poziom do Aleksa.
– A
jak już się będziesz nachylał, to przynajmniej przytrzymaj
spodnie, żeby ci nikt nie zrobił wjazdu. – Parsknął tak głośnym
śmiechem, jakby właśnie opowiedział najlepszy żart w swojej
karierze. Remigiusz aż poczerwieniał ze złości; miało się
wrażenie, że jeszcze chwila, a wybuchnie. I zapewne powoli zaczynał
żałować swojej chęci do wybadania nieznanych terenów. Aleks miał
dodać coś jeszcze, w końcu nabijania się z kolegi nigdy za wiele.
W szczególności, że tym kolegą był Remigiusz, a naprawdę trudno
o kogoś, kogo reakcje byłyby zabawniejsze. Jego wzrok omiatał
ludzi znajdujących się w najbliższej odległości, by tylko na
chwilę spojrzeć gdzieś dalej, pod ścianę. Momentalnie zamarł z
drinkiem w połowie drogi do swoich ust. W tłumie, przy ścianie,
stał on. Jakiś taki smutny, nieporadny, absolutnie godny
politowania.
–
Jezu, weźcie, dajcie spokój, co? Przyszedłem z ciekawości,
ludzie! – sapał Remigiusz. Do uszu Aleksa dobiegł jeszcze śmiech
Janka.
–
Poczekajcie chwilę – powiedział Białecki nagle, nawet nie
zastanawiając się, co robi. Działał instynktownie. Wcisnął
Jankowi swojego drinka, by zaraz odejść, nawet się na nich nie
oglądając i nie reagując na pytające spojrzenia.
Wyglądał
żałośnie, pomyślał i poczuł nieprzyjemne, dławiące uczucie w
gardle. Było mu go żal, kompletnie nie pasował do tego klubu.
Przypominał stary, nikomu niepotrzebny antyk w nowoczesnym
mieszkaniu. Wszyscy omijali go szerokim łukiem, obrzucając tylko
krótkimi, pełnymi niechęci spojrzeniami. I ci wszyscy, ma się
rozumieć, mieli góra dwadzieścia pięć lat, bo taka właśnie
była średnia wiekowa Heaven. Starsi ludzie też tu oczywiście
byli, ale niestety światek gejowski miał już to do siebie, że
osobie po osiągnięciu pewnego wieku przyklejało się nalepkę
intruza. Stawała się antykiem, którego nikt już nie chce. Bo na
co komu stary, pomarszczony, łysawy gej, skoro wokoło aż roiło
się od młodych, giętkich ciał?
– Hej
– rzucił, stając przed Krzysztofem. Mężczyzna popatrzył na
niego zdziwiony, ale zaraz jego twarz rozjaśnił ciepły, dobrotliwy
uśmiech. Dławiące uczucie męczące Aleksa tylko się pogłębiło.
–
Witaj – powiedział, wyraźnie szczęśliwy, że go tu zobaczył.
Białecki zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, czego tu Krzysztof
szukał. Kolejnego młodego chłopaka potrzebującego sponsora, żeby
Krzychu mógł spełnić się w roli sugar daddy? Powinien być na
tych cholernie bucowatych przyjęciach, a nie tutaj, w klubie
przepełnionym młodymi, chamskimi, obrzydliwie pewnymi siebie i
przekonanymi o swojej zajebistości dzieciakami. Tutaj kogoś takiego
jak Krzysztof nie czekało przecież nic dobrego. Najwidoczniej po
znajomości z Białeckim niczego się nie nauczył.
– Co
u ciebie? – zapytał Aleks, chociaż podejrzewał, jaka może być
odpowiedź.
– Po
staremu – odpowiedział Krzysztof, nie spuszczając uważnego
wzroku z Aleksa, gdy nagle jego spojrzenie przeniosło się na kogoś
za plecami Białeckiego. – Och, Janek, dobrze pamiętam? –
zapytał, a Białecki odwrócił się i spojrzał na swojego
chłopaka.
– Tak
– odpowiedział i kiwnął głową, by zaraz zerknąć pytająco na
Aleksa.
–
Mielibyście może ochotę na drinka? Dawno się nie widzieliśmy –
Krzysztof zwrócił się do Aleksandra. – Moglibyśmy pogadać.
–
Nie, my... – Aleks zawahał się. Obejrzał się na pozostawionego
przy barze Remigiusza, zastanawiając się gorączkowo co robić.
Chciał porozmawiać z Krzysztofem bez świadków, ale z drugiej
strony nie widział ku temu powodów. Po co, skoro Krzychu był już
dla niego zamkniętym rozdziałem? – Janek, zostawisz nas na
chwilę? Dosłownie sekundę – poprosił, rzucając szybkie
spojrzenie Schneiderowi, na którego twarzy odbił się grymas
niechęci. Przez te dwa miesiące Aleks zdążył się dowiedzieć,
że Janek bywał o niego naprawdę bardzo zazdrosny, co zresztą
miało swoje odbicie także w drugą stronę. Tym razem najwidoczniej
uznał, że Krzysztof raczej nie stanowił wielkiego zagrożenia.
Albo po prostu zrozumiał proszące spojrzenie, jakie posłał mu
Białecki. Uśmiechnął się więc, stwierdzając, że nic tu po
nim. Kiwnął głową, pożegnał się jeszcze z Rudwińskim i
odszedł na ratunek Remigiuszowi, którego właśnie podrywał jakiś
chudy, niepozorny chłopak.
–
Dobrze wam razem? – zapytał Krzychu wciąż z tym samym uśmiechem.
Aleks znał go już jednak zbyt długo, by dać się na to nabrać.
Rudwiński nie cieszył się jego szczęściem, sam był przecież
cholernie nieszczęśliwy.
–
Dobrze – odpowiedział zdawkowo i kiwnął głową. – Krzychu...
nie szukaj żadnego młodego – mruknął w końcu, dobrze wiedząc,
że źle zaczął temat. Ale już nie mógł się wycofać. – To
nie ma sensu, nie widzisz tego? – Brwi Krzysztofa się zbiegły.
Możliwe, że wcale go nie zrozumiał. – Masz pięćdziesiąt lat i
nie szukasz kogoś na chwilę, tylko na kilka, kilkanaście, a może
nawet kilkadziesiąt lat – wyjaśnił, wzruszając ramionami. –
Gejowski klub to nie miejsce na znalezienie miłości – dodał
górnolotnie, już nawet nie zastanawiając się nad słowami, jakie
opuszczały jego usta. Chciał tylko, żeby Krzysztof przestał tak
żałośnie wyglądać, stojąc pod ścianą i wodząc pełnym
nadziei wzrokiem za młodymi chłopakami. Doskonale wiedział, co
właśnie kluło się w głowach tych dzieciaków i wcale mu się to
nie podobało. Bo Rudwiński nie był żadnym starym zboczeńcem,
wręcz przeciwnie, upodobania w seksie miał dość normalne, jak
każdy gej. Nigdy nie oczekiwał od Aleksa czegoś, czym ten by się
brzydził. No i faktycznie szukał partnera, a nie osoby na jedną
noc.
Krzysztof
już miał coś odpowiedzieć, kiedy Aleks, wiedziony impulsem,
stanął na palcach i objął ciasno mężczyznę. Uścisk pozostawał
jednak przyjacielski, Białecki nie chciał już nic od Rudwińskiego.
Miał pracę, utrzymywał się teraz sam i co prawda czasem ledwo
wiązał koniec z końcem, bo za pensję z Multikina nie dało się
szastać kasą, ale i tak był zadowolony. Takie życie absolutnie mu
odpowiadało.
–
Trzymaj się – powiedział jeszcze Aleks i odsunął się od
mężczyzny, po czym odszedł, wciąż czując nieprzyjemny uścisk w
gardle.
Gdy
podszedł do Janka i Remka, zignorował pytające spojrzenie tego
pierwszego. Wiele sobie mówili, jednak tym razem Białecki czuł, że
sprawę Krzysztofa musi zostawić dla siebie. Schneider by nie
zrozumiał, nie przepadał za Rudwińskim, wciąż obwiniał go o
całe zło, jakie spotkało Aleksa.
–
Dobra, spadamy, co? – zajęczał Remigiusz, już nie rozglądając
się zbyt ostentacyjnie na boki, żeby nie ściągać nieproszonych
spojrzeń lub co gorsza – zaczepek. Aleks tym razem tylko się
uśmiechnął, już nie miał ochoty żartować.
–
Jasne – odpowiedział, udając, że wcale nie zauważa
wwiercającego się w niego, pytającego spojrzenia Janka.
Remigiusz,
nawet na nich nie czekając, wyrwał do przodu, od razu kierując się
w stronę szatni i nawet nie obejrzał się na przyjaciół.
Najwidoczniej doszedł do wniosku, że im szybciej się tam
przedostanie, tym mniej facetów zwróci na niego uwagę. Nie
zauważył, że Aleks i Janek zostali sporo w tyle.
– I
co? – zapytał Schneider, gdy zostali sami.
– Co,
„co”?
– No
z tym Krzysztofem – burknął Janek, przewracając oczami. Aleks
mimowolnie się uśmiechnął.
– Nie
masz o co być zazdrosny. – Wzruszył ramionami, po czym nagle
zmarszczył czoło i zagryzł wargę, zastanawiając się nad czymś.
– Żal mi go – wyjaśnił w końcu, już bez chociażby cienia
uśmiechu. Jaś przyjrzał mu się uważnie, jego ładnym, choć
trochę ostrym rysom twarzy, zmierzwionej grzywce, jak zwykle
opadającej na czoło i przykrywającej mu oczy. Mimowolnie wyciągnął
rękę, żeby odgarnąć ją na bok. To zabawne, ale z każdym dniem
coraz bardziej się przekonywał, że Aleks wcale nie był takim
gruboskórym draniem, na jakiego się pozorował. Pochylił się i
pocałował kochanka czule w kącik ust.
–
Kocham cię – powiedział i nagle jakby zrozumiał. Serce
momentalnie podeszło mu do gardła, a ciało przebiegł kłujący
prąd.
Oczywiście,
wiedział, że go kochał. I wiedział, że Aleks odwzajemniał to
uczucie. Ale po prostu sobie tego nie mówili, bo możliwe, że na
takie wyznania było jeszcze o wiele za wcześnie. Co jednak, jeżeli
to wciąż nie była odpowiednia chwila? Kiedy patrzył w szeroko
otwarte oczy Białeckiego, jego zdenerwowanie tylko przybrało na
sile. Spieprzył. Cholera, może i trochę wypił, może i nawet
całkiem sporo, ale...
– No
chodźcie wreszcie! – Krzyk Remka rozbrzmiał w ich uszach.
Zdezorientowani spojrzeli na stojącego nieopodal Remigiusza, całego
czerwonego na twarzy. Przynajmniej do nich teraz pasował, pomyślał
Janek, samemu czując, że palą go policzki. – Jakiś koleś
klepnął mnie w dupę! – pożalił się i w jednej chwili cała
atmosfera niepewności się rozwiała. Obaj parsknęli śmiechem, na
co Remigiusz tylko się zasępił.
–
Dobra, idziemy – powiedział Aleks i jeszcze zerknął na Janka.
Naprawdę
to powiedział, przemknęło mu przez myśli. Nie sądził, że
Schneider wypowie te słowa jako pierwszy. W ogóle nie sądził, że
to zdarzy się tak szybko. Ale mimo wszystko czuł przyjemne
kołatanie serca.
***
Kiedy
siedzieli na tylnym siedzeniu taksówki, tak po prostu wyciągnął
rękę, złapał go za dłoń i przeciągnął ją na swoje udo, żeby
tam zacisnąć na niej mocno palce. Janek spojrzał na niego
zdziwiony, ale on udał, że wcale tego nie widzi. Odwrócił wzrok
na szybę, czując się tak, jakby oprócz alkoholu wziął coś
jeszcze. Uśmiechnął się głupio pod nosem, poruszając nerwowo
nogą i starając się skupić wzrok na widoku pogrążonego w nocnej
ciemności miasta, rozświetlonego żółtą poświatą przydrożnych
latarni.
Powiedział
to, krążyło mu w głowie i niemal obijało się w niej echem. Nie
mógł myśleć o niczym innym, tylko o tym, że Janek naprawdę mu
to powiedział. Jego dłoń mimowolnie mocniej zacisnęła się na
szczupłej ręce Jasia.
Taksówka
zatrzymała się, Remigiusz wysiadł i nim zamknął drzwi, pochylił
się jeszcze do wnętrza pojazdu.
–
Powiedzcie mi jutro, ile zabuliliście, to się podzielimy –
powiedział, na co oni obaj pokiwali głowami. – To nara – rzucił
i nie patrząc na starszego taksówkarza, zmęczonego nocnym
odwożeniem imprezowiczów do domu, trzasnął drzwiami, a następnie
pognał w stronę furtki swojego domu.Reszta drogi do bloku Aleksa
minęła im w milczeniu. Na taryfę się złożyli, podziękowali i
wysiedli. Odległość od klatki do drzwi mieszkania również
pokonali w ciszy, cały czas trzymając się jednak za dłonie.
Białecki był zbyt pochłonięty rozmyślaniem nad słowami, które
niedawno usłyszał, a Janek zastanawiał się, czy nie zrobił źle.
Powinien się raz a porządnie ugryźć w język. Żołądek
nieprzyjemnie ściskał mu się z nerwów, a wypity alkohol nie miał
z tym nic wspólnego. Na domiar złego, Aleks mu nie odpowiedział. A
brak odpowiedzi mógł oznaczać tylko jedno – to faktycznie nie
była najlepsza chwila na tego typu wyznania.
–
Chcemy coś jeszcze zjeść? – zapytał Aleks, zrzucając z siebie
buty. W przedpokoju jak zwykle panował ogromny bałagan. Był
on jedyną rzeczą w życiu Białeckiego, która się nie
zmieniła i nie miała zmieniać. No, i może jeszcze szczury.
–
Nie. – Usłyszał burknięcie. Aż obejrzał się na Janka,
jakiegoś takiego niepewnego, zawstydzonego, niewiedzącego co ze
sobą zrobić. I mimo że Białecki nie był raczej zbyt domyślną
istotą, często trzeba było mówić mu wszystko dużymi literami,
żeby zrozumiał, to tym razem załapał od razu. Szybko połączył
fakty i aż miał ochotę pacnąć się otwartą dłonią w czoło.
Wiedział, o co chodziło.
Momentalnie
zrobiło mu się gorąco. Bo ten Janek, który jeszcze niedawno
przyciskał go do łóżka, gryzł go po całym ciele, czasem nawet
podduszał w ferworze erotycznych uniesień, teraz stał i
patrzył wszędzie, byleby tylko nie na Aleksa. I wcale nie
przypominał dominującego Schneidera, jakiego Białecki zdążył
poznać w łóżku. Rzadko w ich związku zdarzały się momenty, w
których to Aleksander faktycznie czuł się stroną doroślejszą i
bardziej doświadczoną. Janek zawsze odgrywał tę rolę. Tym razem
jednak było inaczej.
Nie
myśląc zbyt wiele, podszedł do niego i tak po prostu przyciągnął
do siebie, by go pocałować. Janek spojrzał na niego zdziwiony, ale
nie zaoponował. Westchnął jedynie dość ulegle, na co po całym
ciele Aleksa przebiegły przyjemne dreszcze. Momentalnie przycisnął
go do ściany, czując, że to wreszcie ta chwila.
– Nie
jesteś zmęczony? – sapnął Jaś, kiedy usta Aleksa przeniosły
się najpierw na jego szczękę, a następnie niżej, na szyję, by
zacząć ją zaraz żarliwie obcałowywać. Szybszy oddech Janka i
jego pasywność (w końcu zawsze, gdy Aleks próbował przejąć
inicjatywę, Schneider mu to skutecznie uniemożliwiał) tylko
dodatkowo go podnieciły. Nie miał zamiaru zrezygnować. Fajnie jest
być na dole, fajnie jest czuć, że ta druga strona wie, co robi i
ma kontrolę nad sytuacją, ale Aleks od czasu do czasu też lubił
górować. W szczególności, że może teraz zdominować Janka, że
wreszcie ma okazję, a Schneider nawet jakoś mocno się przed tym
nie bronił. Wręcz przeciwnie, pozostawał dziwnie uroczy, odchylał
szyję, wzdychał, gdy usta Aleksa odnajdywały wrażliwszy punkt i
po prostu mu siebie oddawał.
Tego
już było za wiele. Aleks odsunął się momentalnie od Jasia
i wystarczyło jedno spojrzenie na jego zaczerwienioną twarz,
rozchylone, nabrzmiałe od pocałunku usta i zdezorientowany wzrok,
by podjął decyzję. Penis napierał mu na materiał spodni, a jądra
aż mrowiły od kumulującego się w nich podniecenia. Białecki
złapał Schneidera za nadgarstek i pociągnął go w stronę
sypialni. Prawie przewrócił się przez pustą puszkę, która
jakimś cudem znalazła się na drodze do kanapy, ale dzielnie
zachował pion. Teraz nie możesz dać dupy, Aleks, pomyślał
i zmarszczył brwi, starając się utrzymać swoje podniecenie na
wodzy. Bo jak tak dalej pójdzie, to dojdzie w spodnie.
Dojdzie
w spodnie mając dwadzieścia cztery lata i sporą historię
erotyczną, cholera. Najżałośniejsza rzecz na świecie.
Pchnął
pijanego i zdenerwowanego Janka na wersalkę, by zaraz przykryć go
swoim ciałem i powrócić do całowania jego warg. Poruszał przy
tym nerwowo biodrami, ocierając się o kochanka, który zaczął
reagować na pieszczoty. Jaś odpowiadał na pocałunki, wsunął mu
ręce pod koszulkę i zaczął palcami badać strukturę pleców
Aleksa. Każdą kość kręgosłupa, wystające łopatki, małe,
wypukłe pieprzyki... znał już to chyba na pamięć.
Ale w
głowie tłukło mu się wciąż, że nie usłyszał odpowiedzi. I że
zrobił z siebie idiotę. I że jest pijany, bo wciąż drąży ten
temat, a ma właśnie szansę na super seks. Zachowuję się jak
ciota, pomyślał z niechęcią, by zaraz spróbować skupić się
tylko na chętnych wargach Aleksa i jego erekcji dźgającej go co
chwilę to w udo, to w brzuch. Mimowolnie się uśmiechnął. Kto by
pomyślał, że oddanie Białeckiemu kontroli nad sytuacją będzie
dla niego tak podniecające.
Kiedy
Janek rozsunął uda, Aleks miał wrażenie, że oto jak właśnie
zakończy się jego wielkie dominowanie – plamą na przodzie
spodni, spermą w gaciach, żałosnym falstartem. Nie miał pojęcia,
jak udało mu się to powstrzymać, bo musiał przyznać: rozsuwanie
ud w wykonaniu Janka było cholernie seksowne.
Zaczął
go szybko rozbierać. Ubrania w tym wypadku stanowiły niepotrzebną
barierę, zdecydowanie bardziej wolał pijanego, uległego Jasia na
łóżku bez ciuchów niż z nimi. Nigdy jednak nie potrafił robić
tego z gracją, zresztą, wydawało mu się, że ściągnięcie z
kogoś spodni z gracją było niewykonalne. Może na filmach porno,
ale z pewnością nie w prawdziwym życiu. Nie zdziwił się więc,
gdy najpierw rozporek nie chciał z nim współpracować, a następnie
spodnie zaklinowały się gdzieś w okolicach łydki. Rurki to
przekleństwo wszystkich erotycznych uniesień, a na domiar złego
Jasiek tylko taki krój posiadał w swojej szafie.
Wreszcie
jednak udało mu się je pokonać. Spodnie spadły gdzieś na
podłogę, ich los kilka sekund później podzieliła bluza, a po
chwili również koszulka. Aleks aż zagryzł wargę, kiedy spojrzał
na szczupły brzuch partnera i linię ciemnych włosków ciągnących
się od pępka, a znikających za gumką od slipek. Wiedziony
impulsem pochylił się i pocałował go w tamtym miejscu. Kiedy
wyczuł zapach skóry, znów poczuł uderzającą w niego falę
gorąca. Janek poruszył się pod nim niecierpliwie, wciąż
pozwalając Aleksowi działać. Nie miał zamiaru więc tego
zmarnować. Szybko pozbył się i swoich ubrań, co musiało wyglądać
dość komicznie, kiedy mocował się z paskiem u spodni.
A
później go całował. Dotykał. Badał jego ciało, jakby miał je
obok siebie po raz pierwszy. Nie powiedzieli do siebie ani słowa,
pozostali milczący, ale mimo wszystko Białecki miał wrażenie, że
w tej chwili jest bliżej Janka niż kiedykolwiek. Wciąż nie mógł
pojąć, ile się w jego życiu zmieniło.
Kochał
go, myślał, kiedy jego dłonie zsunęły się niżej, na pośladki
Jaśka. Ścisnęły je mocno, trochę zwierzęco, a jęk, jaki wyrwał
się Schneiderowi, sprawił, że nowa fala podniecenia skumulowała
się w kroczu Aleksa. Dotknął opuszkami delikatnej, choć
owłosionej skóry, nie przestając przy tym żarliwie obcałowywać
piersi kochanka. Uwielbiał ją, była szczupła, ale nie zapadnięta.
Jakaś taka równomiernie zbudowana, nie to co jego. Uwielbiał też
małe, trochę za szeroko od siebie rozstawione, ale niezwykle urocze
sutki i ciemne, rzadkie włoski pokrywające skórę w tamtym
miejscu.
Kochał
go całego. I zdał sobie sprawę, że to nie tak, że zakochując
się w kimś, nagle dostajesz klapek na oczy i przestajesz widzieć
jego wady. Aleks je zauważał, ale żadna z nich mu nie
przeszkadzała. Świadomość, że miał kogoś i ten ktoś miał
jego, była najlepszym uczuciem, jakiego ostatnio doświadczył.
Wsunął
w niego wcześniej nawilżony palec. Trzymanie lubrykanta i gumek
przy łóżku to wcale nie taki zły pomysł, pomyślał, kiedy nie
musiał się nawet odsuwać od Janka, żeby po to wszystko sięgnąć.
Kiedy
złapał Schneidera za kolana, podciągnął je wyżej i rozchylił
mu nogi, spojrzał chłopakowi w oczy. Momentalnie poczuł uścisk –
ale taki całkiem przyjemny uścisk – w gardle. Jaś patrzył na
niego ufnie, ale jednocześnie gdzieś tam kryło się pożądanie.
Zresztą, jego sterczący dumnie między nogami penis i małe,
cofnięte od erekcji jądra mówiły same za siebie.
– No
już – pogonił go w pewnym momencie Janek, kiedy Aleks trochę za
długo podziwiał widok, jaki miał przed sobą. Zreflektował się,
szybko nasunął na swojego penisa prezerwatywę (mimo że wyniki
ostatnich badań wyszły negatywne, miał jeszcze obawy przed
kochaniem się z Jankiem bez zabezpieczenia) i przysunął główkę
penisa do jego wejścia. Pchnął i aż jęknął, kiedy otoczyło go
ciepłe wnętrze partnera.
To
zdecydowanie nie był najdłuższy seks w karierze Aleksa. I
zdecydowanie nie był to też najlepszy seks Janka jako strona
uległa. Trochę bolało, zresztą, nie potrafił się rozluźnić,
ale świadomość, że robił to z Aleksandrem, wynagradzała
wszystko. Mógł go objąć, pocałować i nie krępować się
dziwnymi odgłosami, jakie wydawało jego ciało.
Najlepszy
w tym wszystkim był moment dosłownie kilka sekund przed aleksowym
orgazmem. Janek potrafił wyczuć już, kiedy on nadejdzie. Ciało
partnera przyjemnie wtedy drżało, napinało się, a dłonie
Białeckiego zawsze ściskały jakąś część ciała Jasia. Czasem
kochali się ze splecionymi dłońmi, wtedy palce Aleksa niemal
wbijały mu się w rękę, a czasem po prostu łapał go gdzieś,
byleby tylko złapać. Uwielbiał czuć zaciskającą się dłoń
partnera gdzieś na ramieniu, brzuchu czy udzie. To był ich mały
rytuał. Najpierw drgające mięśnie, uścisk, a następnie chwilowe
zamarcie w bezruchu. Później Aleks zawsze się do niego przytulał,
to Janek również uwielbiał.
Przytulił
się do niego i tym razem. Objął go mocno ramionami, wciskając mu
twarz w szyję i oddychając głośno. Zaraz jednak jego ręka
odnalazła niezaspokojonego penisa Janka. Nie był tak twardy, jak
przy ich grze wstępnej, ale wciąż potrzebował uwagi. Schneiderowi
nie trzeba było wiele. Aleks wiedział już, w jaki sposób go
złapać, jakie tempo nadać i co zrobić, by szybko doprowadzić go
na szczyt. Ta ich znajomość swoich ciał również była ogromnym
atutem i argumentem poświadczającym, że seks z nieznajomym to coś
niewartego zachodu przy tym, co teraz mieli.
– O
Boże – sapnął Aleks, przytulając się do boku Janka i
jednocześnie szybko ściągając gumkę. Nie przejął się nią
zbytnio i rzucił gdzieś na podłogę, by zaraz znów wrócić do
ciała Schneidera. Pocałował go w ramię, czując się przyjemnie
rozluźniony. – Musimy się chyba zamienić rolami na stałe –
palnął z szerokim uśmiechem niczym zdobywca. Jaś popatrzył na
niego sceptycznie z uniesioną brwią.
– Nie
ciesz się, to było rozwiązanie tymczasowe – prychnął, żeby
Aleks przypadkiem nie przyzwyczaił się do zamiany. Co jak co, ale
wciąż miał ochotę, żeby przycisnąć Białeckiego do jakiegoś
podłoża i wymusić na nim pasywność.
– No
zobaczymy. Będziesz mnie jeszcze prosił – sapnął Aleks,
marszcząc brwi w ten swój zabawny sposób, wyrażający absolutną
irytację i dezaprobatę. – „No Aleks, ale weź mnie wyruchaj!”
– sparodiował wysoki głos, który w jego mniemaniu miał brzmieć
jak głos Schneidera. Jaś, słysząc to, złapał w odwecie
pierwsze, co miał pod ręką (a nie jego wina, że były to akurat
majtki), i rzucił tym w twarz Aleksa. Przewrócił się na niego,
żeby docisnąć mu materiał do twarzy. Aż parsknął śmiechem,
kiedy kochanek wierzgnął pod nim bezradnie.
–
Ciesz się, że ci pozwoliłem – sapał, mocując się z Białeckim,
ale biedaczek nie miał niestety zbyt wielkiego pola manewru. Wił
się tylko pod Jasiem, próbując odciągnąć bieliznę od swojej
twarzy. Gdy mu się to wreszcie udało, Janek z rozpędu nakrył jego
usta swoimi i przycisnął go swoim ciężarem do łóżka. – Od
czasu do czasu powinno się nagradzać dzieci, żeby wymusić na nich
posłuszeństwo – powiedział z szerokim uśmiechem, patrząc, jak
Aleks czerwieni się ze złości.
–
Poczekaj. – Klepnął go w tyłek. – Jeszcze będzie ci tam
czegoś brakować – dodał urażony, ale gdy Janek znów zaśmiał
się głośno, poczuł przyjemną pustkę w głowie i rozpierające
mrowienie gdzieś w okolicach żołądka. Zamarł, wpatrując się w
rozbawiony wyraz twarzy chłopaka.
I znów
pomyślał, że wszystko było dobrze. Ostatnio ciągle go nachodziły
takie myśli, bo teraz już chyba na nic nie mógł narzekać,
wyłączając oczywiście sytuację Piotrka.
Wychylił
się i pocałował Janka krótko, ale dość czule. Kiedy spojrzał
mu w oczy i kiedy zobaczył jego lekki uśmiech i roziskrzone
spojrzenie, na usta cisnęły mu się dwa słowa. Już prawie je
wypowiedział, naprawdę chciał to zrobić.
Ale w
zamian zrzucił z siebie Janka, rzucił coś wesołym tonem o kąpieli
po seksie i wyszedł z pomieszczenia. Stchórzył.
***
– I
na pewno nie będzie ich całą noc? – zapytał jeszcze
podejrzliwie i ściągnął wreszcie swoje trampki. Nie zrobił
jednak już nic więcej, jakby bał się, że zaraz zza ściany może
wyskoczyć na niego pani Schneider z tym swoim nieprzyjemnym wyrazem
twarzy. Odkąd był z Jankiem, starał się jej unikać, proponował
chłopakowi spotkania u siebie w mieszkaniu i raczej nieczęsto bywał
w tym domu. Musiał przyznać, że mama Jasia skutecznie go
odstraszała.
– Na
pewno – powiedział Janek, patrząc na Aleksa z rozbawieniem. –
Rodzice wrócą jutro, jakoś w południe, mamy więc trochę czasu –
dodał z szerokim uśmiechem. – Serio, nie ma się czego bać –
pocieszył, a Aleks w końcu wyszedł z przedpokoju do korytarza,
skąd rozpościerał się widok na salon. Aż się wzdrygnął.
– No,
chyba że tych wszystkich lalek i pajacyków – powiedział,
wskazując na kolekcję pani Schneider. Porcelanowe, lśniące oczka
wydawały się już go wypatrzyć. Przerażające, pomyślał Aleks,
mając wrażenie, że te kukły ciągle wodziły za nim wzrokiem.
–
Jeny, będziemy spać u mnie, okej? – zapytał Janek i przewrócił
oczami. – Zamówimy pizzę, co? I w sumie możemy w coś pograć. –
Zastanowił się. – Mam GTA na PlayStation – dodał, wydymając
wargi i zabawnie marszcząc brwi.
–
GTA? – zapytał Aleks niepewnie, jakby nie wiedząc, czy się
przyznawać do swojej małej wiedzy na temat gier.
–
No... jeździsz samochodem, wykonujesz misje, rozwalasz ludzi –
odpowiedział Janek. – Nie grałeś? – zapytał zdziwiony. –
Musiałeś grać w jakieś starsze wersje! – prychnął, kręcąc
głową, na co Aleks tylko wzruszył ramionami. Zawsze uważał, że
takie przesiadywanie przed monitorem to strata czasu. – No to
chodź! – rzucił wesoło Janek, złapał go za rękę i pociągnął
w stronę schodów. Szybko je pokonali, by zaraz znaleźć się w
drugim salonie na piętrze. Całe szczęście, że ten, w
przeciwieństwie do pomieszczenia dziennego na dole, był wolny od
porcelanowych lalek, pajaców i innych przerażających przedmiotów.
Aleks
patrzył, jak Janek szybko włącza telewizor, a później konsolę,
do której wsunął płytkę i zaczął uruchamiać grę. Uśmiechnął
się mimowolnie pod nosem, zajmując miejsce na puchatym, zielonym
dywanie w kwiaty, tuż obok swojego kochanka. Gry komputerowe nijak
nie pasowały mu do Jasia.
–
Patrz, tu chodzisz – powiedział Jaś, pokazując mu pada. – O,
patrz, tak robisz zamach – dodał, wykonując jakiś manewr na
klawiszach i zabijając przechodzącą ulicą kobietę. – A teraz
podejdziemy do tego samochodu i wywalimy z niego kierowcę – dodał,
a gdy to zrobił, Aleks parsknął sadystycznym śmiechem.
– Ej,
genialne! – rzucił z uznaniem.
–
Poczekaj, jak zrobimy zaraz jakąś masakrę!
Aleks
nigdy by nie przypuszczał, że rozjeżdżanie ludzi, kradzieże
samochodów i chodzenie na dziwki w jakiejś wirtualnej
rzeczywistości będzie taką świetną zabawą. Wciągnął się, a
po tym jak Janek opisał mu fabułę gry, momentalnie zachciało mu
się ją przejść. Kiedy akurat wszedł swoją postacią do burdelu,
rozdzwonił się telefon Janka.
–
Tylko nie przerzuć się przez tę grę na baby – rzucił Schneider
z rozbawieniem, podnosząc się z podłogi, żeby sięgnąć po
telefon leżący na stoliku nieopodal.
– Jak
będziesz mi się częściej wypinać, to nie ma takiej mowy –
odparował i podszedł do jednej z kobiet. – Boże, w to chyba nie
grają dzieci, co? – zapytał, patrząc na całkiem realistyczne
cycki.
– Nie
powinny, ale grają – odpowiedział. – Adam dzwoni – rzucił ni
do Aleksa, ni do siebie. Bardziej go ten fakt po prostu zaskoczył,
raczej nie często rozmawiał z Adamem przez telefon.
–
Może zapomniał czegoś z garażu Remka – odpowiedział Aleks,
nawet na chwilę nie odrywając oczu od ekranu telewizora. – Ty
chyba wziąłeś klucze od niego, hm? – zapytał. – Ja! Da mi
prywatny taniec! – skomentował z zadowoleniem, kiedy kobieta
zaciągnęła go w jakieś ustronne miejsce. – Mega jest ta gra –
dodał z błyszczącymi niczym u dziecka oczami, na co Jaś się
zaśmiał i odebrał wreszcie telefon.
–
Halo? – rzucił do słuchawki.
– E,
słabo było widać, chociaż tyłki to dobre im zrobili –
komentował Aleks dalej. Że też zawsze stronił od gier.
– Co?
Czekaj, czekaj, wolniej. – Usłyszał za plecami. Odwrócił się
do Janka zaskoczony, a gdy zobaczył jego przerażony wyraz twarzy,
mimowolnie zacisnął mocniej dłonie na padzie. – Co...? –
powtórzył cichym, pełnym niedowierzenia głosem i aż opadł
ciężko na welurową kanapę. – Jak...? Skąd wiesz? – pytał,
marszcząc brwi i kręcąc głową, jakby nie potrafił w coś
uwierzyć.
– Co
się stało? – zapytał Aleks zaalarmowany i zastopował grę. W
pomieszczeniu momentalnie zrobiło się ciszej.
–
Boże... – sapnął Jaś, a jego twarz natychmiastowo pobladła.
Białecki przełknął ślinę, już teraz czując, że to nic
dobrego. Wstał z podłogi i podszedł do kochanka, a ten spojrzał
tylko na niego, ale nie był już w stanie wydusić chociażby słowa.
Aleks zobaczył, jak dłoń, w której trzymał komórkę, zaczyna
niekontrolowanie drżeć. Wyciągnął ją przed siebie, żeby podać
mu telefon. Nic nie powiedział, ale Aleks już wiedział, że stało
się coś naprawdę złego, mimo że jeszcze nie miał pojęcia, czym
owo coś było.
–
Halo? – Jego głos jakimś cudem się nie załamał.
–
Aleks...? – Usłyszał Adama w słuchawce. – Kurwa, co z Jankiem?
– Białecki zdziwiony spojrzał na Jasia, którego twarz wciąż
była nieprzyjemnie blada.
–
Nic?
–
Remigiusz miał wypadek – powiedział Adam tak cicho, że Aleks
ledwo co go zrozumiał.
– Jak
to wypadek? – Niemal słyszał bicie własnego serca i szumienie
krwi w uszach. Miał wrażenie, jakby wszystko na moment się
zatrzymało, jakby chwilę temu wcale nie grał w to durne Grand
Theft Auto i jakby wcale się nie nabijał z rozjeżdżania ludzi
ciężarówkami. Wszystko to stało się tak odległe, jakby nigdy w
życiu się nie wydarzyło.
–
Normalnie, wypadek – sapnął ciężko, chociaż Aleks słyszał,
że już ledwo co mówił. – Nie wiem, co dokładnie się stało,
ktoś w niego wjechał i zepchnął na drzewo. Nie dojechał do
szpitala, zmarł w drodze... – mówił, a Aleks miał wrażenie,
jakby jego słowa wcale już do niego nie docierały. – Pisał do
mnie jego kuzyn... dwie godziny temu... – Dobiegło jeszcze do jego
uszu, ale reszta zdania gdzieś się rozmyła. Odsunął słuchawkę
od ucha i wpatrzył się w Janka.
Bladego,
nieprzyjemnie spokojnego i jakby nieobecnego.
–
Jaś? – zapytał, kiedy Schneider podniósł się z kanapy.
Momentalnie jego oddech przyspieszył.
– Nie
żyje, tak?
–
Może Adam coś źle zrozumiał – powiedział szybko pierwsze, co
wpadło mu do głowy. Bo w tamtym momencie wydało mu się to całkiem
logiczne. Adam z pewnością coś przekręcił. Remigiusz nie mógł
zginąć w jakimś głupim wypadku samochodowym. Każdy, ale nie on.
Z tym swoim irytującym poczuciem humoru, nigdy niezamykającą się
gębą, debilnymi pomysłami i wszystkim, co składało się na
Remigiusza, po prostu nie mógł tak skończyć. Zawsze widział
przyszłość Remka w jakichś znoszonych kapciach, kraciastej
koszuli okrywającej ogromny, starczy brzuch, z wąsiskiem pod nosem
i wiecznie przyklejonym uśmiechem do ust. Z pewnością byłby
jednym z tych dziadków-śmieszków, opowiadających każdemu kawały,
wiecznie żartujących, a po alkoholu śpiewających serenady pod
blokami. Taka miała być jego przyszłość, a nie jakiś durny
wypadek.
To z
pewnością musiał być błąd. Oczywiście, że nie było innej
opcji. Adam po prostu się przesłyszał i... Myśli Aleksa na ziemię
ściągnął szybki, dławiący oddech Janka. Chłopak zgiął się w
pół, próbując złapać oddech. To, co wcześniej czuł na wieść
o wypadku, miało się nijak do strachu, który ogarnął go teraz.
Dosięgnęło go wrażenie, jakby ktoś właśnie chlusnął mu
kubłem zimnej wody w twarz. I o ile wcześniej serce biło mu
szybko, to w tym momencie chyba chciało wyskoczyć z piersi.
Jaś
osunął się z powrotem na kanapę. Drżał, sapał, dusił się, a
on, jak największy idiota patrzył na to, co działo się ze
Schneiderem i nie był w stanie nic zrobić. Nie wiedział, co
zrobić. Spanikował.
A
później zrozumiał, że jeżeli się nie ruszy, będzie żałować
tego do końca życia. I że właśnie Janek potrzebuje go bardziej
niż kiedykolwiek wcześniej. Atak przybierał na sile, nie mógł
dłużej czekać.
Usiadł
obok kochanka, przyciągnął go do siebie i przytulił, bojąc się
tak, jak jeszcze nigdy w swoim życiu. Nawet wtedy, gdy ojciec wracał
do domu pijany i rozdrażniony, a później wyładowywał na nim
swoją złość. Na moment zapomniał też o Remigiuszu. Nie miał
jednak pojęcia, jak udało mu się wykręcić numer na pogotowie, a
później, całkiem racjonalnie zresztą, przedstawić dyspozytorce
sytuację. Gdy odłożył komórkę, znów przyciągnął Janka.
Objął go tak, jakby nie miał zamiaru już nigdy puszczać. Całował
po spoconej skroni, szeptał mu do ucha jakieś beznadziejne rzeczy,
a gdy w pewnej chwili Jaś zamarł w jego ramionach, miał wrażenie,
że znów wszystko się zatrzymało.
Cały
świat ucichł.
Mój też na moment ucichł... Co? Co tu się stało...?
OdpowiedzUsuńO tak. Tu już płakałam. A na samym końcu zamarło mi serce. Mogę to tutaj napisać, bo już to nie będzie spoilerem. Czułam, że kiedy Jaś odebrał ten telefon to usłyszy bardzo złą wiadomość. Ale że ona jest aż tak zła to tego się nie spodziewałam. Żal Remka. Na zawsze z mojej pamięci pozostanie ucieczka z klubu, bo wpadł w oko facetom. :D
OdpowiedzUsuńNo i biedny Jasiek...
Przeczytałam całą Americanę i wrzuciłam na Beezara komentarz. :)
Dziękuję za umieszczenie informacji o moim ebooku. :*
I czekam w przyszłości na bonusy Americany. :)
Za komentarz na beezarze naprawdę bardzo dziękuję! :) Cieszę się, że "Americana" tak się Tobie spodobała i że wywołała takie emocje. A co do bonusów, jeden już się pisze, ale idzie mi bardzo opornie...
UsuńMocne zakończenie, tak jak lubię. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, co dostałam. Good job, Dream.
OdpowiedzUsuńSuper, że udało mi się zaskoczyć. :D
UsuńOkurdecotusięstało?! Wiedziałam, że coś złego się stanie. Po prostu byłoby za dobrze, gdyby taka ciągła sielanka była. Na początku pomyślałam, że to coś z rodzicami Jaśka, no ale dzwonił Adam, więc no nie pasowało, a tu nagle bum!, info o Remku. Ech... :ccccccccc
OdpowiedzUsuń...co?
OdpowiedzUsuńNa początku to był tak fajny, luźny rozdział i nagle... Cholera, j a k? Przecież to Remek, jego nic nie powinno być w stanie zabić. Jeszcze atak Janka. Wielkie brawa dla Aleksa, że potrafił jasno myśleć w tej sytuacji. Trzymaj się, Jasiek!;; Wiedziałam, że jeszcze coś musi się wydarzyć, ale na to w życiu bym nie wpadła. Nadchodzi angst, lepiej niech się wszyscy na to przygotują. Tylko dojdę do siebie i już będę gotowa na kolejną dawkę cierpienia! ;____;
Życzę dużo weny, uratuj tam może jakoś sytuację </3
No za słodko było, co ja poradzę. :D
UsuńZbierałam się, zbierałam i w końcu przeczytałam. Samo opowiadanie bardzo mi się podoba, choć moim ulubionym nadal pozostaje "Za trzy punkty". Muszę przyznać, że Aleks od początku bardzo mnie drażnił. Strasznie nie podobało mi się, jak traktuje Krzysztofa (już przez sam opis ciężko było mi się zabrać do czytania xD) i jak łatwo podchodzi do tego, że nie musi pracować, bo tyłkiem załatwi wszystko. A gdy zaczął kręcić z Maciejem (uch, ten jest jeszcze gorszy), to już w ogóle nie mogłam go strawić. Na szczęście im dalej, tym lepiej. Janek podobał mi się od początku i jego wpływ na Aleksa jest niesamowity. Strasznie się wkręciłam w ich związek, więc gdy Alex chciał obciągnąć temu kolesiowi... Uch, tego bym mu już nie wybaczyła :/ Podoba mi się też Piotrek, choć na ogół nie lubię dzieci, ale on jest całkiem uroczy. No i szkoda mi Krzyśka - zawsze lubię takie kupowate postaci i bardzo jest mi ich żal xD
OdpowiedzUsuńNo to chyba tyle o całości - bardzo w skrócie.
Co do ostatniego rozdziału... JAK TO REMEK NIE ŻYJE?! Nie no, tak się nie robi :/ I na dodatek Jasio miał atak... Mam nadzieję, że wszystko z nim dobrze :(
Pozdrawiam!
Ja sama wolę "Za trzy punkty", więc rozumiem. Chociaż nie wiem czy po prostu już mi się pewne rzeczy nie zatarły, dawno je pisałam i nie pamiętam wszystkiego dobrze. Pamiętam za to, że takiej weny jak do "Za trzy punkty" nie miałam chyba nigdy. "Americana" momentami szła mi bardzo opornie, ale możliwe że to dlatego, bo pisałam ją w nieciekawym okresie w swoim życiu.
UsuńBardzo dziękuję za komentarz! :)
Czytam to opowiadanie z dużą przyjemnością i jest jednym z niewielu z którymi nie chce się 'rozstawać'.
OdpowiedzUsuńWydawało mi się ,że do końca będzie 'spokojnie' dla mnie było pomimo problemów (które były szybko rozwiązywanie-może to dlatego)
Remka jest mi strasznie szkoda ,bo był naprawdę super gościem.
Co do Janka...
Po tym co stało Remigiuszowi to moje wyobrażenia o szczęśliwym i 'spokojnym' zakończeniu poszły się kochaćXD Więc wolę nie rozmyślać za dużoXD
Pozdrawiam.
:)