Dziękuję
za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. :) Stwierdziłam,
że skoro mam Americanę już napisaną, to nie ma co zwlekać z jej
publikowaniem, więc wrzucam Wam kolejną część i mam nadzieję,
że się spodoba.
Sprawdzała
Oni i Ekucbbw.
Teściowa
Serce
niemal podeszło mu do gardła, kiedy w drzwiach pojawiła się
starsza kobieta patrząca na niego ni to ze zdziwieniem, ni to z
irytacją. Była siódma wieczorem, jakiego innego powitania miał
się spodziewać?, pomyślał, wsuwając drżące ręce w kieszenie
kurtki. Dobrze wiedział, że nie pozostawił sobie żadnej drogi
ucieczki. Skoro już powiedział „a”, wypadałoby też powiedzieć
„b”. Jednak nieustępliwy wzrok pani Schneider w niczym mu nie
pomagał.
–
Dobry wieczór – powiedział grzecznie i tylko cudem nie skłonił
się w pół. Cholera jasna, jeszcze nigdy – przenigdy! – tak się
nie denerwował przed jakąś obcą babą. No ale miał do czynienia
z matką Jasia, to trochę zmieniało postać rzeczy. Z jednej strony
chciał wypaść dobrze, a z drugiej wiedział, że późna godzina
już na samym początku go skreślała. – Jest może Janek?
Kobieta
zmarszczyła brwi. Miała nieprzyjemny, srogi wyraz twarzy, ale mimo
to wydawała się całkiem ładna, nawet jeśli mogła mieć sporo
ponad pięćdziesiąt (może nawet sześćdziesiąt?) lat. Jej
farbowane na blond włosy, idealne paznokcie, pełne, może trochę
poprawiane chirurgicznie usta i gęste rzęsy, zapewne będące
dziełem jakiejś kosmetyczki, nie pozostawiały wątpliwości –
pomimo wieku poświęcała sporo uwagi swojemu wyglądowi. Była tak
skrajnie inna od jego mamy, młodszej, a i tak prezentującej się
znacznie starzej. Zaniedbanej i zmarnowanej przez życie. Obie
zostały wyciągnięte ze skrajnie różnych światów –
porównywanie ich ze sobą nie było fair, a mimo to Aleks nie mógł
się powstrzymać.
–
Dobry wieczór – odpowiedziała tak oschle, że po plecach Aleksa
aż przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Momentalnie przez głowę
przewinęły mu się te wszystkie głupie żarty i anegdotki o
teściowych i już wiedział: to wcale nie są jedynie opowiastki.
Mama Janka z pewnością była takim zimnym babskiem z dowcipów,
które najchętniej zatrzymałoby swoich syneczków jedynie dla
siebie. – Kim pan jest? – zapytała, nic sobie nie robiąc z jego
wcześniejszego pytania.
–
Kolegą – mruknął, czując, że pomimo sterczenia na dworze przed
drzwiami, robi mu się nieprzyzwoicie gorąco.
–
Janek nie trzyma się z takimi kolegami – niemal wypluła
ostatnie słowo, mierząc jego poprzecieraną, skórzaną kurtkę
krytycznym spojrzeniem, by następnie przenieść wzrok na twarz
Aleksandra. Kolczyk w brwi z pewnością jej się nie spodobał.
– No
a jednak – odpowiedział, już nie siląc się na uprzejmość.
Wzruszył ramionami, ale wciąż się denerwował. Co za babsztyl,
pomyślał i tylko cudem nie wypowiedział tego na głos. – Mogę
wejść? Gramy razem w zespole i muszę z nim o czymś porozmawiać –
wyjaśnił szybko, kiedy pani Schneider wciąż nie odsuwała się od
drzwi. Wreszcie jednak chyba skapitulowała, skrzywiła się jeszcze
z niechęcią, aż w końcu wpuściła go do przedpokoju.
– Ale
nie na długo – upomniała.
Aleks
aż zgrzytnął zębami.
–
Oczywiście – odparł, ściągając buty. Te również nie uniknęły
krytycznego, oceniającego spojrzenia mamy Janka.
–
Jest już późno, następnym razem miej tyle kultury i nie nachodź
ludzi o takich godzinach – pouczyła go z tą swoją wiecznie
niezadowoloną miną, a Aleks powstrzymał się od przewrócenia
oczami. Miał ochotę pokazać jej środkowy palec i powiedzieć, że
mogłaby czasem poluźnić pasek w spodniach. W zamian jednak
(zupełnie jak nie on) tylko uprzejmie się uśmiechnął, dusząc w
sobie wszystkie niecenzuralne słowa, jakie najchętniej skierowałby
pod adresem tej kobiety, po czym pognał schodami w górę, ku
pokojowi Janka na poddaszu. Była matką jego – chyba jeszcze –
chłopaka, musiał się jakoś zachować i wsadzić w buty swoją
dumę.
Kiedy
jednak stanął przed drzwiami do pokoju Jasia, poczuł jeszcze
większe zdenerwowanie, niemogące się równać z tym, które
pojawiło się na widok pani Schneiderowej.
I co
teraz? Co mu powie? Jak zacznie rozmowę? Od przeprosin? A może od
wytłumaczeń? – te i tysiące innych myśli zaczęły kłębić
się w jego głowie, a on zdał sobie sprawę, że kompletnie nie
przygotował się do rozmowy z Jankiem. Nie miał pojęcia, jak
powinien to rozegrać, w jakim nastroju mógł być chłopak – i co
najważniejsze – czy wszystko już było z nim w porządku.
Odetchnął.
Położył dłoń na klamce. Skoro nic nie wymyślił, to teraz na
pewno nie wpadnie mu do głowy gotowe rozwiązanie. Otworzył drzwi.
Serce mocno kołatało mu w piersi, aż niemal był pewny, że to
właśnie jego dudniący dźwięk odwrócił uwagę Janka od czytanej
książki.
Chłopak
leżał na łóżku, tuż obok znajdowała się wysoka, zapalona
lampa stojąca, oświetlająca tylko małą część pomieszczenia i
dająca idealne światło do lektury. Aleks doskonale widział, jak
na twarzy Jaśka pojawia się zdezorientowanie. Białecki z pewnością
był najmniej spodziewaną osobą, która mogłaby wejść do jego
pokoju.
– Hej
– rzucił Aleks cicho, nie bardzo wiedząc, co innego powiedzieć.
Wsunął ręce do kieszeni spodni i rozejrzał się po znanym mu już
fioletowym pomieszczeniu. Panował tu idealny porządek i albo Jasiek
był takim pedantem, albo to wszystko sprawka tej hetery, którą
Białecki miał wątpliwą przyjemność poznać.
– Hej
– odpowiedział Schneider, zamykając książkę i odkładając ją
na bok.
W
głowie Aleksa momentalnie zapanowała całkowita pustka, chociaż
jeszcze chwilę temu jedna myśl goniła drugą, żeby zbić się w
trudny do rozplątania kłębek. Zapatrzył się na Janka, stojąc
jak ten idiota na samym środku pokoju. A milczący Schneider wcale
nie ułatwiał mu zadania.
–
To... – Boże drogi, powiedz wreszcie coś mądrego!, zganił
samego siebie, czując, jak zaczynają palić go policzki. Jeszcze
nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Nigdy na nikim aż tak mu
nie zależało. I nigdy nie był o krok od stracenia tej osoby.
Zacisnął dłonie w pięści, dochodząc do wniosku, że nawet jeśli
teraz zrobi z siebie debila, to przynajmniej w dobrej wierze. –
Przepraszam – wydukał w końcu. – Naprawdę przepraszam, ja nie
wiem, co mi wtedy odwaliło. – Nie patrzył na niego. Miał
świadomość, że gdyby tylko spojrzał, zaciąłby się. Janek cały
czas milczał, więc Aleks pomyślał, że powinien mówić dalej.
Przetarł twarz dłonią, biorąc głęboki wdech. – Szukam pracy –
wyznał w końcu. – Dzisiaj wysłałem jakieś kilkadziesiąt CV,
oczywiście jeszcze nie mam żadnej odpowiedzi, ale... – Podniósł
wreszcie spojrzenie na słuchającego go w ciszy Janka. – Ale coś
znajdę.
–
Naprawdę chciałeś mu obciągnąć dla albumu? – beznamiętny ton
Janka niemal zadudnił Aleksandrowi w uszach, sprawiając, że po
plecach przebiegły mu nieprzyjemne, prawie że palące dreszcze
zdenerwowania. Nieprzystępny wyraz twarzy Jasia również nie
poprawiał jego samopoczucia. Coś Białeckiemu jednak podpowiadało,
że Schneider już nie był zły. Ochłonął i pozostawał raczej
spokojny, ale w nieprzyjemnym tego słowa znaczeniu.
–
Jaś... – jęknął, robiąc krok do przodu. Janek na dźwięk
swojego imienia skrzywił się mimowolnie.
–
Naprawdę jesteś taką dziwką? – zapytał, a głos mu zadrżał.
Aleks zamarł, uchylił usta, wpatrując się w Schneidera z
niedowierzaniem.
Był
dziwką, cholera jasna. Nie mógł nawet zaprzeczyć.
I stał
tak na środku pokoju, garbiąc się i szukając na podłodze
jakiegoś punktu zaczepienia dla swojego rozbieganego spojrzenia.
Wyglądał jak największa sierota świata, co wcale nie pasowało do
Białeckiego. Zdawało się kłócić z jego przybraną na co dzień
maską zarozumialca, choleryka i człowieka nieprzejmującego się
absolutnie niczym.
Coś
ścisnęło Janka w piersi na ten żałosny widok. Nie chciał, żeby
Aleks tak wyglądał, żeby stracił całą pewność siebie, którą
on – w życiu nie powiedziałby mu tego na głos – tak uwielbiał.
Bo było coś w Aleksie zadzierającym wysoko głowę i patrzącym na
każdego z góry. Coś z jednej strony zabawnego, a z drugiej strony
poświadczającego jego wysoką samoocenę. A Jaś nie chciał, żeby
Białecki nagle zaczął gorzej siebie postrzegać, bo gdyby tak się
stało – nie byłby już tym samym Aleksandrem, którego wszyscy
kochali: i on, i Remigiusz, i nawet mało wylewny Adam.
Podniósł
się z łóżka, by następnie, nie czekając ani minuty dłużej,
podejść do kochanka i przyciągnąć go do siebie. Objął go
ciasno ramionami, opierając swój podbródek na czubku jego głowy.
– Już
– prawie nie poznał swojego głosu. Był tak łagodny jak nigdy. –
Już okej – dodał, gładząc jego wciąż zgarbione plecy. Aleks,
który wcześniej był zbyt zaskoczony, żeby jakkolwiek na to
zareagować, zreflektował się i bez słowa wtulił w Janka,
wciskając swoją twarz w jego pierś. W tamtym momencie już nawet
nie przeszkadzała mu ich spora różnica wzrostu. – Naprawdę
szukasz pracy? – zapytał Jaś po chwili, nie odsuwając się od
partnera.
– Mhm
– wyburczał Aleks. Janek, którego samo wspomnienie Krakowa
przyprawiało o nieprzyjemne dreszcze, uśmiechnął się lekko,
trochę rozczulony. Musi zapamiętać takiego uroczego Białeckiego.
Doskonale wiedział, że ten widok może się nie powtórzyć.
– I
kończysz z... tym?
–
Kończę – odpowiedział, przytulając się do niego jeszcze
mocniej, niemal odbierając mu tym samym dech w piersiach. Jaś
jednak nie miał serca, żeby go teraz od siebie odsunąć. Pozwolił
się więc podduszać.
Stali
tak chwilę, nie odzywając się już ani słowem. Aleks chciał mu
powiedzieć, ile Jaś dla niego znaczył. Jak bardzo bał się, że
go straci. O swoim przeszywającym, paraliżującym strachu, który
pojawił się, gdy Janek miał swój atak. Chciał naprawdę wiele
wyznać, ale nie umiał. Żadne słowa nie chciały mu przejść
przez gardło, nie potrafił ułożyć ani jednego logicznego zdania.
Nigdy nikomu przecież czegoś takiego nie mówił, wiele osób w
swoim życiu kochał – albo raczej wydawało mu się, że kocha
– wszystko jednak dusił w sobie.
Tym
razem też zdusił.
Odsunęli
się od siebie i bez słowa przenieśli się na łóżko. Obaj
wiedzieli, co teraz nastąpi. Ta sprawa w końcu musiała zostać
wyjaśniona.
– Co
się wtedy stało? – zapytał wreszcie Aleks, nawet nie rejestrując
tego, że jego dłoń odnalazła dłoń Janka, a ich palce splotły
się ze sobą jakby bezwiednie. – Pytałem Remigiusza –
powiedział, nie mając nawet zamiaru kłamać.
– I
co ci powiedział? – Jaś spojrzał na niego, a jego szare oczy w
pokojowym, żółtym świetle przybrały zielonkawobrązową barwę.
Mimo to wydawały się Aleksowi piękne i wiedział, że oświetlenie
nie miało tutaj nic do rzeczy. Po prostu uwielbiał go całego. A,
co najgorsze, był o krok od stracenia tego wszystkiego.
Przykre,
że życie musiało dać mu poważnego liścia w twarz, by się w
końcu ocknął. Jednak to nie tak, że nagle zauważył wszystkie
swoje błędy. Dopiero zaczynał je dostrzegać, wciąż zespół był
dla niego bardzo ważny, wciąż najchętniej wyciągnąłby komórkę
i zatelefonował do Krzysztofa po pieniądze, wciąż żyłby
marzeniami, bo tak najłatwiej, ale to pociągało za sobą
konsekwencje. A jedną z tych konsekwencji był chłopak siedzący
obok i przyglądający mu się uważnie.
–
Niewiele – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Że jak byłeś
dzieckiem, to często chorowałeś. I w sumie tyle. – Wzruszył
ramionami, wpatrując się w kochanka uważnie, zupełnie jakby mógł
wyczytać odpowiedź z jego twarzy.
Jaś
westchnął i zwilżył nerwowo usta.
– Nie
lubię o tym mówić – mruknął niechętnie.
– To
poważne? – zapytał od razu Aleks, czując, jak serce zaczyna bić
mu szybciej w piersi. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać.
– I
tak, i nie – mruknął wymijająco, na co Białecki aż sapnął
ciężko. Wspiął się jednak na wyżyny swojej cierpliwości,
zdając sobie sprawę, że teraz pewnie trochę podrepczą w kółko.
Sam by pewnie niechętnie mówił o swoich chorobach, więc nie mógł
mieć Jaśkowi niczego za złe.
– Jak
bardzo „tak” i jak bardzo „nie”?
Jaś
parsknął cicho z rozbawieniem, słysząc to pytanie.
– Na
tyle nie, że od dziesiątego roku życia nie chodzę co miesiąc do
lekarza – odpowiedział mu w tym samym tonie, postanawiając
utrzymać tę rozmowę w stylu, jaki nadał jej Aleksander.
– A
na ile to poważne? – Wpatrzył się w niego uważnie, zaciskając
mimowolnie palce na dłoni Janka.
– Nie
no, jest dobrze – powiedział wymijająco i uśmiechnął się, na
co Białecki prychnął. Irytowało go takie pobłażliwe podejście.
Pytał, to chciał, cholera jasna, wiedzieć! W szczególności, że
taki atak mógłby się kiedyś powtórzyć, a on nawet nie
wiedziałby co robić. Na samą myśl o tym, coś go boleśnie
ścisnęło w piersi.
– No,
raczej dobrze nie było w Krakowie – warknął.
–
Przecież przeszło. – Janek wzruszył ramionami, bagatelizując
sprawę, a Aleks miał ochotę mu przyłożyć.
– A
jak kiedyś nie przejdzie?! – podniósł głos, pochylając się do
niego z napiętym wyrazem twarzy. – Jak coś się stanie, to,
kurwa, nawet nie będę wiedział, co się dzieje – prychnął. Jaś
zamrugał, nie spodziewając się takiej reakcji po Aleksandrze.
Jeszcze trzy miesiące temu nawet by nie pomyślał, że Białeckiego
może obchodzić ktokolwiek poza nim samym i jego szczurami.
Mimowolnie
się uśmiechnął. Wiedziony impulsem pochylił się, żeby musnąć
ustami wargi Aleksa zaciśnięte w wyrazie irytacji.
– Idę
jutro do mojego kardiologa. On mi powie, czy jest się czym martwić
– powiedział łagodnie i nawet nie mógł przed sobą ukryć, że
taki martwiący się o niego Aleks w pewnym stopniu go rozczulał.
– A
to był pierwszy taki atak od jakiegoś czasu? – zapytał Białecki,
wciąż poirytowany małomównością Jasia.
Schneider
uchylił i zaraz zacisnął wargi, nie wiedząc, jak zareaguje Aleks,
kiedy mu powie, że już od kilku tygodni czuł nieprzyjemne
kołatanie serca. I że od kilku tygodni nic z tym nie zrobił. Nie
chciał mówić mamie, wpadłaby w panikę. Zaraz zaczęłaby
obdzwaniać wszystkich znanych sobie lekarzy i ciągnąć go po
przychodniach. No i oczywiście bał się, że z tych nerwów sama
będzie miała zawał. Z drugiej strony co kilka miesięcy i tak
chodził na badania kontrolne, więc gdyby faktycznie coś było nie
tak, dowiedziałby się.
–
Atak tak – odparł spokojnie. – Po prostu się zdenerwowałem,
jak byłem młodszy to na przykład nie mogłem za bardzo się męczyć
– dodał, decydując, że tyle z informacji o aktualnym stanie
zdrowia Aleksowi wystarczy. Zresztą, sam Jaś nie wiedział, co
teraz się z nim działo, więc nie mógł powiedzieć Białeckiemu
nic więcej. – Mama miała poważny problem, żeby zajść w ciążę
– mruknął, decydując, że opowiedzenie historii swojej choroby
będzie znacznie łatwiejsze. – Nie wiem dokładnie, ile razy
poroniła i ile dzieci zmarło. Jedyny brat, o którym mówiła,
dożył dwóch tygodni. – Aleks nie spuszczał wzroku z profilu
Janka. Milczał, patrząc na jego poruszające się podczas mówienia
wargi i nos, który czasem marszczył, przez co wydawał się być
jeszcze bardziej zadarty niż w rzeczywistości. – No i w końcu
urodziłem się ja. – Wzruszył ramionami. – Byłem w miarę
zdrowy, ale później wykryto u mnie niewydolność serca. –
Wreszcie spojrzał kątem oka na Aleksa. – Generalnie to miałem
jakieś dziesięć lat, kiedy mogłem zacząć normalnie żyć.
Wcześniej ciągle siedziałem w szpitalach. Poprawiło mi się, ale
wciąż nie mogłem ani biegać, ani wykonywać bardziej męczących
prac. Wiesz, jak takie coś jest wkurzające dla dzieciaka? –
zapytał, a jego głos przybrał lekkich tonów. Nie chciał robić
ze swojego życia dramatu.
–
Podejrzewam – odpowiedział Aleks i mimowolnie uśmiechnął się,
czując się jeszcze bliżej Janka niż kiedykolwiek. Bliżej niż
ktokolwiek. – Moi rodzice byli alkoholikami – mruknął, sam
właściwie nie wiedząc dlaczego. Może chciał, żeby i Janek
znalazł się tak samo blisko. – Tata był kawałem skurwysyna,
mama, kiedy nie piła, była całkiem okej. – Teraz to Schneider
słuchał w milczeniu. Wielu rzeczy, jeżeli chodzi o Aleksa, albo
się domyślił, albo zaobserwował, albo wyłapał z krótkich, mało
wylewnych opowiadań Białeckiego. – Jak miałem siedemnaście lat,
to nie wytrzymałem. Poznałem wtedy takiego Wojtka. Miał z
pięćdziesiątkę na karku, ale był całkiem miły i zaoferował mi
mieszkanie. Spałem u niego, no i... – chrząknął. Zaczął się
denerwować. Jego wzrok błądził gdzieś po fioletowej ścianie.
Nigdy nikomu tego nie opowiadał, ale teraz czuł, że chciał to
zrobić. – No i dawał mi za to kasę – burknął. – Kiedy
zaproponował, żebym się wyprowadził z domu, nawet nie pomyślałem,
że jeszcze nie jestem pełnoletni i że związek siedemnastolatka z
pięćdziesięciolatkiem to coś niezbyt... no wiesz. – Zaczęło
mu brakować słów. Kątem oka zauważył, jak Janek kiwnął głową.
Poczuł też, że dłoń chłopaka zacisnęła się mocniej na jego,
więc mówił dalej: – Nie kochałem go. Ale wtedy myślałem, że
tak. Nagle miałem wszystko, o czym zawsze marzyłem: kogoś, kto się
o mnie martwił, przejmował się moim zdaniem i nigdy nie podniósł
na mnie ręki. Wojtek był takim sugar daddy, podniecało go
opiekowanie się kimś młodszym i słabszym – mruknął. Słowa
same opuszczały jego usta, bez ingerencji mózgu, ale może tak było
lepiej. I zdecydowanie łatwiej. – Później po drodze było
jeszcze kilku, nie spałem z nimi regularnie. – Wzruszył
ramionami, a jego spojrzenie wciąż unikało Janka. – Na dłużej
był tylko Tomek. Wtedy jeszcze sypiałem z Wojtkiem. Tomek dobrze
płacił, ale przerażał mnie. Lubił przemoc w łóżku. – Aż
się wzdrygnął na samo wspomnienie. – No i wreszcie Krzychu.
Krzysztof... ja wiem, co sobie o nim myślisz. – Po raz pierwszy
spojrzał na Janka. Spodziewał się zobaczyć jakąkolwiek oznakę
zniesmaczenia na jego twarzy. Nic takiego jednak nie miało miejsca,
Jaś słuchał go uważnie, nie oceniając. – Że stary dziad
znalazł sobie młodego. Ale... Krzychu jest okej, wiesz? Nawet nie
masz pojęcia, ile mi pomógł. On... on chyba czuje się samotny.
– I
dlatego znalazł sobie do łóżka dwa razy młodszego chłopaka
potrzebującego kasy? – zapytał Jaś, krzywiąc się na samo
wyobrażenie. Nie potrafił postrzegać Krzysztofa jako kogoś
dobrego, dla niego był osobą, która skrzywdziła Aleksa tak samo,
jak wszyscy inni faceci.
Białecki
uśmiechnął się. Nie wiedział, jak mógłby odpowiedzieć na to
pytanie, więc tego nie zrobił. Nie przekona Janka do swojego zdania
i wcale się temu nie dziwił.
Nastała
chwila milczenia. Jaś zdawał się trawić zdobyte informacje, a
Aleks nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć. Siedział więc
cicho, walcząc ze wstydem i wyrzutami sumienia, które pojawiły się
dopiero teraz. Może nie powinien Jankowi aż tak się zwierzać? Na
samą myśl, że mógłby go odstraszyć, aż zapierało mu oddech w
piersiach.
– Nie
chcę, żebyś się o mnie martwił – odezwał się w końcu Janek,
odwracając się przodem do Aleksa, żeby móc spojrzeć mu w twarz.
– Nie jestem żadnym kaleką, normalnie funkcjonuję. Jestem
normalny, okej? – zapytał, na co Białecki kiwnął głową. –
Urodziłem się ze słabo wykształconą prawą komorą sercową –
kontynuował swoją opowieść, dochodząc do wniosku, że skoro
Aleks zdradził mu o sobie znacznie więcej, niż mówił innym, on
też powinien odwdzięczyć się tym samym. – Jak byłem dzieckiem,
to przeszedłem masę operacji. Mama mi powtarza, że cud, że żyję
i tak dalej. – Wzruszył ramionami, zapatrując się na ścianę,
by zaraz parsknąć śmiechem. – Ona wszystko zawdzięcza Bogu. To
trochę słabe, jeżeliby patrzeć na kawał dobrej roboty, którą
odwalił mój lekarz, no nie? – zapytał z krzywym uśmiechem.
Aleks, jako zatwardziały ateista, nie mógł nie przyznać mu racji.
Co więcej, to kolejny argument potwierdzający jego punkt spojrzenia
na religie. Gdyby to nie było dziwne, Białecki z chęcią wypisałby
sobie swój ateizm na czole, żeby tylko przypadkiem nikt nie
pomyślał o nim jak o katoliku. Mimo to teraz w żaden sposób nie
skomentował wzmianki o mamie Janka i jej wierze w Boga. To raczej
nie byłoby na miejscu, walka z religiami musi poczekać. – Jest
coś jeszcze, co powinniśmy sobie powiedzieć? – zapytał po
chwili Jaś. Aleksander uśmiechnął się mimowolnie, czując się
dziwnie lekko. Może i dobrze, że Janek nie skomentował tego, co od
niego usłyszał, takie pełne zrozumienia pominięcie tematu, bez
drążenia go, wydawało się całkiem okej.
–
Teściowa to straszny babsztyl – powiedział Aleks, przewracając
oczami. – No, chyba już wszystko – dodał z szerokim,
rozbawionym uśmiechem. Jaś aż parsknął.
–
Teściowa?
– A
co, „mama”? – zapytał, unosząc brew.
–
Czyli powinienem ją uprzedzić, że ma zięcia? – Jaś zaśmiał
się, już wyobrażając sobie minę swojej mamy, gdyby jej to
powiedział.
– O
Jezu, raczej się nie ucieszy. – Aleks skrzywił się teatralnie. –
Powiedzmy, że pierwsze wrażenie nie wyszło mi zbyt dobrze –
dodał, na co Jaś trącił go stopą.
– Nie
ucieszy się. Z tego związku nie będzie dzieci. – Ulga, jaką
obaj czuli, kiedy tak żartowali, była niewyobrażalna. Po
wszystkim, co stało się w Krakowie i po swoich zwierzeniach, dobrze
było tak się rozluźnić. Inna sprawa, że obaj jeszcze trochę
dziwnie się czuli, kiedy zdawali sobie sprawę, jaki wydźwięk ma
słowo „teściowa” i „związek”. Ale tak – byli razem i
rozumieli się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Żaden z nich
oczywiście tego nie wypowiedział na głos.
–
Wynajmiemy surogatkę – ciągnął Aleks. – I zatopimy się w
gejowskiej propagandzie.
–
Myślę, że moja mama tego nie udźwignie – odparł Jaś, kręcąc
z rozbawieniem głową. Co gorsze, naprawdę potrafił wyobrazić
sobie siebie z Aleksem. Tylko że zamiast dziecka z matki zastępczej,
w tej wizji pojawiał się jakiś pies bądź kot. Ewentualnie stado
szczurów. I z jednej strony ta wizja trochę go przerażała, w
końcu miał tylko osiemnaście lat, było więc odrobinę za
wcześnie na snucie dalekosiężnych planów, ale z drugiej... Aleks
to Aleks. Osoba, na której w tym momencie naprawdę mocno mu
zależało.
– Nie
wie, że jesteś gejem? – zapytał Białecki, unosząc brew.
– Wie
– odparł Jaś, wzruszywszy ramionami. – To znaczy... nigdy z nią
tak otwarcie nie rozmawiałem. Ale myślę, że podejrzewa. – Aleks
nie mógł tego zrozumieć. Jak ktoś mógł wiedzieć, jednocześnie
nie wiedząc? Ale nigdy nie był ze swoją mamą na tyle blisko, żeby
rozumieć tego typu rodzinne relacje. – Taka gejowska parada w
rodzinie może być przerażająca. – Białecki skwitował to
śmiechem.
–
Dobra, w sumie to chyba będę się zbierać. Zła teściowa to zła
teściowa. I tak już mnie chyba nie lubi. No i nie pozwoliła mi
zbyt długo u ciebie siedzieć – mruknął, wydymając wargi. Jaś
podniósł się z łóżka i kiwnął rozbawiony głową. Cieszył
się, że właśnie tak ten dzień się kończył.
I miał
nadzieję, że teraz już będzie dobrze.
Tak,
wszystko będzie dobrze.
–
Chcesz w sobotę iść ze mną kelnerować? – zapytał, zanim
wyszli z pokoju. Białecki zerknął na niego zdziwiony.
– W
sobotę?
–
Mhm, zarobisz sobie trochę, nim znajdziesz pracę na stałe –
powiedział i wzruszył ramionami.
Aleks
na samą myśl, że Jaś znowu wyskoczy z gołą klatą i z samą
muszką na szyi, poczuł nieprzyjemne ukłucie zazdrości. Zignorował
je jednak. Skoro mieli być razem i skoro będzie mieć cały czas
Janka na oku...
–
Okej – powiedział, kiwając głową.
Noooo robi się rodzinnie :) tylko, żeby Alex nie "uniósł" się za mocno nad klatą Jaśka 💕
OdpowiedzUsuń:D <3 Przepraszam, nie mam weny, ale rozdział super. Tak się cieszę, że się pogodzili.
OdpowiedzUsuńNawet takie komentarze wiele znaczą. :)
UsuńUwielbiam ich. Całe szczęście, że się pogodzili i pogadali! To urocze, że tak się dogadują.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Marcel
Bardzo fajny rozdział. Całe opowiadanie jest super :-) dzięki za Twoją pracę
OdpowiedzUsuńAch ;D to taki nowy początek a może dalsza część :D
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie się czytało :)))
Koniecznie czekam na kolejny rozdział :D
Uf, wreszcie się pogodzili! Teraz się trochę boję, że tę miłą atmosferę, która zapanowała, może popsuć stan zdrowia Jaśka. Oby tak nie było. :c
OdpowiedzUsuńA teściowa... może się Piotrkiem zadowoli, skoro z Aleksa i Jaśka dzieci nie powstaną. :V W ogóle, nie skomentowałam tego poprzedniego rozdziału, ale ta historia z Piotrkiem i królikiem mnie rozwaliła. Skąd mu to w ogóle do głowy przyszło...
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :)
Weny!
Jakimś cudem nie zauważyłam wcześniej, że dodałaś rozdział, ale w sumie dobrze wyszło, bo teraz mogę sobie więcej przeczytać :D Nie będę się teraz rozpisywać, lecę dalej!
OdpowiedzUsuń