Kochani, jedna z moich bet, Oni, niedawno założyła bloga i wystartowała z nowym opowiadaniem. Serdecznie Was do niej zapraszam, bo myślę, że naprawdę warto tam zajrzeć i przeczytać. :) http://fake-sky.blogspot.com
Sprawdzała Oni i Ekucbbw.
Coś się w nim zmieniło
Krajobraz
za oknem coraz bardziej się zmieniał. Góry przeobrażały się w
pagórki, a pagórki w łąki i pola uprawne, na których jeszcze
zalegał śnieg. Ilość białych zwałów jednak z każdym
kilometrem stopniowo się zmniejszała, aż wreszcie zniknęły,
pozostawiając suche, zgniłozielone połacie. Słońce świeciło
wysoko na niebie i gdyby nie bezlistne drzewa, łatwo można byłoby
pomylić pory roku.
Całkowicie
skupił się na kontemplowaniu tych widoków, bo i tak nie miał
niczego innego do roboty. Przez te kilka godzin zobaczył też więcej
zwierząt niż przez ostatni miesiąc w mieście, co chwilę gdzieś
przemykał jakiś zając czy też polujący lis. Najwięcej jednak
widział pasących się na obumarłych łąkach łani.
Dziwiła
go własna cierpliwość i ciągłe wpatrywanie się w widoki za
oknem. Bezustanne cztery godziny takiego siedzenia znudziłyby
najcierpliwszych, a on przecież do nich nigdy nie należał. Szybko
się nudził. Bał się jednak spojrzeć naprzeciwko, na
przysypiającego Janka. Zrobił to dopiero wtedy, kiedy miał
pewność, że Schneider zasnął. Opierał głowę bezwładnie o
szybę, bujając się prawie niezauważalnie w takt sunącego po
szynach pociągu. Na jego twarzy odmalowywało się zmęczenie,
zupełnie jakby poprzedniej nocy nie zmrużył oka. Nie odzywali się
do siebie, praktycznie nawet na siebie nie patrzyli, chociaż
Białecki i tak od czasu do czasu zerkał w jego stronę.
I czuł
się okropnie. Z każdą upływającą godziną, oddalającą go od
wczorajszego wydarzenia i pozwalającą mu na trzeźwiejszą ocenę
sytuacji, czuł się coraz gorzej. Nawet jeśli czasem próbował
sobie wmówić, że jest dorosły, to i tak nigdy w to nie wierzył.
Zawsze czuł się jak dzieciak. A teraz dodatkowo miał wrażenie, że
nigdy nie dorośnie. Zamiast robić coraz pewniejsze kroki do przodu,
on sporadycznie się cofał, uzależniając swoje życie od innych.
Przecież gdyby nie Krzysztof, to pewnie nie miałby nawet gdzie
mieszkać.
–
Masz. – Z zamyślenia wyrwał go głos Adama. Zdezorientowany
spojrzał na kolegę, który podsuwał mu pod nos zapakowanego
hamburgera z McDonalda, jakiego kupił przed wyjazdem. – Nic od
rana nie jadłeś – dodał, patrząc na niego swoim zwyczajowym,
omiatającym, ale nic nie wyrażającym spojrzeniem. Białecki
przełknął ciężko ślinę, a gardło ścisnęło mu się
boleśnie.
Całe
czas tylko narzekał, nawet na przyjaciół. Bo nie grają tyle, ile
powinni, bo nie poświęcają Dzieciom Ludwiczka odpowiedniej uwagi,
bo to i tamto. A oni, mimo wszystko, ciągle byli obok. Adam, który
martwił się o niego, bo faktycznie nic nie jadł i nie pił od
samego rana, no i Remek próbujący ich cały czas zagadywać. Teraz
całe szczęście zasnął, już się nie kompromitując, nie
wymyślając głupich tematów rozmowy i nie paplając nerwowo w
kółko o tym samym. Każdemu z nich udzieliła się sprzeczka Aleksa
z Jankiem, nawet jeśli nie wiedzieli, jaki był jej powód.
– Nie
jestem głodny – powiedział Aleks i uśmiechnął się
przepraszająco. Adam nagle zmarszczył groźnie brwi, zupełnie jak
nie on.
– Ja
nie pytałem, czy chcesz – odparł spokojnie. – Masz zjeść, nie
będziesz cały dzień głodować. I tak jesteś już wystarczająco
chudy – dodał, kładąc przed nim jedzenie. – I ty też. –
Białecki zerknął na Janka, który chwilę temu musiał się
przebudzić. – Nie potrzebujemy was w szpitalu na dokarmianiu –
mruknął, sięgając do swojej torby, by podać zdziwionemu Jasiowi
hamburgera.
Aleks
pochylił się nad swoją kanapką, rozpakowując ją powoli i
przyglądając się ukradkiem zniechęconej minie Schneidera. On też
przez cały dzień nie wziął nic do ust, wyglądał na nieobecnego
i niezainteresowanego tym, co działo się dookoła.
– Nie
jestem głodny – odpowiedział dokładnie tak samo jak Białecki
minutę temu.
– Nie
próbuj zaczynać. – Nawet Aleks nie miałby na tyle jaj, żeby
sprzeciwić się takiemu wydaniu Adama. Mężczyzna mierzył ich tak
nieustępliwym wzrokiem, że przez moment poczuli się jak
pięciolatkowie, których rodzic przymusza do zjedzenia obiadu. Obaj
więc już bez słowa zabrali się za hamburgery, a kiedy ich
spojrzenia skrzyżowały się, Janek od razu odwrócił wzrok na
szybę, nie poświęcając Aleksandrowi większej uwagi.
***
Wrócili
do domów, nie zdobywając się na żadną rozmowę. Chociaż Aleks
wiedział, że powinien się odezwać, nie zrobił tego. Kiedyś
pewnie zwaliłby to na dumę, no bo jak to tak – miałby pierwszy
wyciągnąć rękę do jakiegoś gówniarza? Prawda była całkowicie
inna, zdawał sobie z niej sprawę i nawet nie usiłował jej
wyprzeć. Najzwyczajniej w świecie się wstydził. Wiedział, że
wczoraj stał o krok od zrobienia największego świństwa osobie,
którą kochał, wszystko zawalił i właśnie dlatego bał się
odezwać do Janka. Zresztą, chyba powinni dać sobie czas.
Jakoś
przeżył noc, prawie nie zmrużył podczas niej oka, więc zabrał
się za sprzątanie szczurzej klatki. Kiedy wymieniał trociny,
uzmysłowił sobie, że ostatnimi czasy trochę zaniedbał te
zwierzęta. Oczywiście karmił je, ale właściciel, który tylko
daje jedzenie, nie może nazwać się dobrym właścicielem. Spojrzał
w czerwone oczka Demona, wspinającego się po jego udzie, by zaraz
wcisnąć mu swój łepek pod rękę. Aleks mimowolnie uśmiechnął
się i pogładził miękkie, białe futerko. Demon zerkał na niego z
dołu, a jego wąsy poruszały się miarowo.
–
Wszystko pieprzę – powiedział Białecki do siebie, nie odrywając
swojego wzroku od ufnie wpatrzonego w niego zwierzęcia. W nocnej
ciszy mieszkania niemal nie poznał swojego głosu.
Bo
chyba już nie był tym samym Aleksandrem Białeckim. Coś się w nim
zmieniło.
***
– Jak
to do psychologa? – zapytał, patrząc na stojącą przed nim lekko
zgarbioną kobietę tak, jakby widział ją pierwszy raz. Jakby nie
przychodził tutaj każdego wolnego popołudnia, jakby pani Lila nie
witała go zawsze w progu z lekkim uśmiechem. Dzisiaj jednak na jej
naznaczonej zmarszczkami twarzy nie dostrzegł chociażby cienia
uśmiechu. Omiotła go jedynie zmęczonymi oczami osoby, która
całkowicie poświęciła się dzieciom, tracąc przy tym coś
naprawdę bardzo cennego – własne życie z niezatartą granicą
między swoimi problemami a problemami innych.
– To,
co zrobił, jest niedopuszczalne – wyjaśniła po raz któryś i
westchnęła ciężko, kręcąc bezradnie głową. Nie była taka
stara, miała jakieś pięćdziesiąt parę lat, mimo że wyglądała
na dziesięć więcej. Podopieczni ją tu lubili, a ona lubiła ich.
Nawet Piotrek, kiedy o niej opowiadał, mówił z wyczuwalnym
szacunkiem. Aleks zawsze gdy nią patrzył, miał w głowie ułożoną
historię kobiety, która z jakichś przyczyn nie mogła mieć
własnych dzieci, więc zaczęła opiekować się tymi opuszczonymi i
niechcianymi. I za każdym razem, mimo że wcale tak łatwo się do
tego nie przyznawał, okropnie jej współczuł.
– Ale
jak to... jest pani pewna, że to on? – zapytał, nie potrafiąc
przyjąć do wiadomości tego, co usłyszał. Przecież Piotrek... jego Piotrek nie był takim dzieckiem.
– Sam
się przyznał – odparła. – Myślę, że on próbuje zwrócić
na siebie pańską uwagę. I naszą pewnie też. Nie chce być
samotny, a przez ostatnie dni nie widywał się z panem – dodała,
podsuwając mu pod nos talerz ciastek. – Niech pan weźmie jedno.
Aleks
uśmiechnął się krzywo i pokręcił głową.
–
Dziękuję. – Chyba nic by nie przełknął.
Jeden
problem rodził kolejny i kiedy jedna rzecz się waliła, nagle
zaczynało walić się całe życie. Nieszczęścia zawsze chodziły
parami, stara, powszechnie znana prawda, której teraz nie mógłby
zaprzeczyć. Przetarł twarz dłonią, miał już naprawdę dość.
Czuł się tym wszystkim zmęczony, gdyby tylko mógł, odciąłby
się od świata, usiadł gdzieś z boku i po prostu poszukał
spokoju. – Nie mogłem ostatnio przyjść, miałem... wyjazd
służbowy – wyjaśnił, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły.
–
Oczywiście nie mam do pana pretensji. – Kiwnęła głową. –
Jest pan dobrym bratem, Piotrek pana uwielbia. On po prostu boi się,
że i pan go zostawi.
I
pan go zostawi – aż zadudniało mu w uszach. Rozumiał go, sam
jeszcze niedawno był dzieciakiem szukającym jakiegokolwiek przejawu
zainteresowania u innych. Właśnie przez to co chwilę się
zakochiwał, przez to nie mógł przestać myśleć o Macieju, a
szukanie sponsorów dla kasy też w pewnym sensie było wymówką, bo
znalezienie się z facetem w łóżku to też jakaś forma
poświęcanej m uwagi. Boże drogi, pomyślał, wpatrując się w
siedzącą naprzeciwko kobietę szeroko otwartymi oczami. Jestem
żałosny.
–
Proszę pana...? – zapytała nerwowo, kiedy twarz Aleksa kolorytem
przypominała ścianę.
–
Przepraszam – mruknął i wymusił uśmiech.
– Ma
pan stałą pracę? – Spojrzał na nią ze zdezorientowaniem.
Pokręcił przecząco głową, nawet nie chcąc udawać, że było
inaczej. Na koncie miał niecałe sto złotych, a dzwonienia do
Krzysztofa i proszenia go o pieniądze nie można było raczej nazwać
stałą pracą.
– A
nie myślał pan o znalezieniu czegoś? Jako rodzina Piotrka, miałby
pan spore szanse, żeby stać się jego opiekunem prawnym –
powiedziała, na co on aż na moment zamilkł. Po chwili prychnął
pod nosem i uśmiechnął się kpiąco.
–
Proszę pani, ja ledwo co umiem zająć się samym sobą. – Słowa
tak po prostu, bez żadnej kontroli, opuściły jego usta, swoją
szczerością zaskakując samego Aleksa. Zamrugał, widząc jej
zdziwiony i nieco skonfundowany wyraz twarzy. Nie odpowiedziała,
prawdopodobnie będąc zbyt zdezorientowana.
Chrząknął,
czując, jak zaczynają palić go policzki. Wstał szybko, odsuwając
krzesło z głośnym skrzypnięciem. – Pójdę do niego już.
Porozmawiam z nim o tym... zdarzeniu – mruknął i aż się
skrzywił, kiedy coś tak okrutnego nazwał „zdarzeniem”.
Siedział
na łóżku, wpatrując się naburmuszonym wzrokiem w okno. Wiedział,
że nie był sam, ale usilnie go ignorował, nie reagując nawet
wtedy, kiedy Aleksander zapukał w otwarte drzwi.
– Hej
– powiedział głośno, ale i to nie spotkało się z odpowiedzią.
Westchnął ciężko i podszedł do dwupiętrowego łóżka. Na
dolnym posłaniu przesiadywał jego brat. – Wypada coś
odpowiedzieć, wiesz? – zapytał w końcu, nie wiedząc jak inaczej
dotrzeć do dziecka. Piotrek wreszcie łaskawie oderwał spojrzenie
od okna i przeniósł je na Aleksandra.
–
Siema – warknął, zupełnie jak nie on. Przez twarz starszego
Białeckiego przebiegł cień zniechęconego grymasu.
– Co
się dzieje, co? – Usiadł tuż obok, ale nic więcej nie zrobił.
Ani go nie dotknął, ani nic więcej nie powiedział. Nie miał
pojęcia, jak powinno się obchodzić z takimi dziećmi, nie
pamiętał, jak sam chciał, żeby z nim rozmawiano, kiedy miał
osiem lat.
– Nic
się nie dzieje – prychnął Piotrek, gromiąc go spojrzeniem.
–
Piotr... Pani Lila... – Otworzył szeroko oczy, wpatrując się w
Aleksandra w szoku.
– Ta
pierdolona suka ci powiedziała! – krzyknął, aż zaciskając ze
złości pięści, zupełnie jakby zaraz miał się rzucić na
starszego brata, żeby go pobić. Aleks wpatrywał się w niego, nie
dowierzając w to, co widział i słyszał. Gdzie się podział ten
kochany dzieciak?
– Nie
mów tak! – warknął nagle, aż podnosząc się na równe nogi.
Prawie też zarył głową w górne łóżko. Sam nie wiedział jak,
ale w ostatniej chwili udało mu się uchylić przed zbliżającą
się belką. – Co się z tobą dzieje?! – powtórzył pytanie,
tym razem jednak już ostrzej. – Zwariowałeś? Kto normalny bierze
królika i go patroszy? Przecież bawiłeś się z moimi szczurami,
co ci, dziecko, odwala, co? – zapytał, a jego głos zaczął się
załamywać. – Mi też nigdy nie było łatwo. Niespodzianka!
Miałem takie samo życie jak ty, tylko że nie miałem starszego
brata, który by się mną przejmował – syknął, tracąc już
kontrolę nad swoim językiem. Monologu nie przerwał nawet siedzący
cicho i wpatrujący się w niego z przerażeniem Piotrek. – Kocham
cię, ty durny bachorze. Nigdy nie myślałem, że to komuś powiem,
ale jesteś, kurwa mać – nie panował już nad sobą – dla mnie
bardzo ważny. Może i nie mogę cię wziąć do siebie, bo nie mam
kasy, nie mam swojego mieszkania i jestem prawdopodobnie
najżałośniejszą osobą na świecie, ale nie zostawię cię. Tutaj
nic ci nie grozi, masz ciepłe posiłki, masz gdzie spać, możesz
się uczyć, masz kolegów. Czego więcej chcesz? Chcesz wrócić do
tamtego śmierdzącego mieszkania, do bijącego cię ojca i chlejącej
matki? – Mówił tak szybko, że już ledwo co nadążał za
łapaniem oddechów. – Jak w ogóle mogłeś zabić bezbronne
zwierzę? Cieszyłeś się, kiedy go dźgałeś nożem? Bawiła cię
krew i to, że ten pieprzony królik się ciebie bał? Co ci, kurwa,
zrobił ten głupi gryzoń? Robiąc coś takiego, wcale nie jesteś
lepszy od ojca, jesteś... – chciał powiedzieć „potworem”,
ale w porę się opanował. Wpatrzył się w wielkie, ciemne oczy
brata, zachodzące łzami. W jednej chwili tama pękła i Piotrek
rozpłakał się głośno.
–
Przepraszam – załkał. – Przepraszam, ja... ja myślałem, że
ty m-mnie już n-nie chcesz. Nie dzwoniłeś. N-nie przyjechałeś –
jąkał się, zanosząc coraz głośniejszym płaczem. Aleks przez
chwilę patrzył na niego, jakby nie wiedząc co robić. Kiedy jednak
chlipanie przybrało na sile, zreflektował się. Usiadł obok,
przytulił chłopca do siebie mocno, obejmując go ramionami tak,
jakby miał już nigdy nie puszczać.
– Już
dobrze – powiedział zupełnie innym tonem niż chwilę temu.
Znacznie łagodniejszym. – Już dobrze, Piotr – powtórzył i
ucałował czubek jego głowy. – Obiecaj mi, że już nigdy nic
takiego nie zrobisz. Zwierzęta to nie zabawki. Ten królik musiał
się potwornie ciebie bać. Pamiętasz, jak ty bałeś się ojca,
kiedy wracał do domu pijany? – zapytał, cały czas gładząc go
po plecach. Piotrek kiwnął głową. – Ten królik musiał czuć
się podobnie. Nie rób tego więcej, dobrze?
–
Przepraszam – powiedział po raz kolejny, nie przestając płakać.
–
Nigdy cię nie zostawię. Nigdy – zamruczał Aleks, bujając go w
swoich ramionach całkowicie odruchowo. – I to były tylko trzy dni
– dodał, odsuwając chłopca od siebie, żeby spojrzeć na jego
czerwoną, zasmarkaną twarz.
–
Cztery – poprawił Piotrek.
– Jak
będziesz tak co cztery dni zabijał królika, to coś mi się
wydaje, że zaraz znajdzie się na liście gatunków zagrożonych –
chciał zażartować, ale dopiero gdy to powiedział, zdał sobie
sprawę, że dowcip nie bardzo mu się udał. – Słuchaj, nigdy
tego nie rób, okej? Musisz pamiętać, że dla mnie jesteś
najważniejszy.
–
Ja... ja nawet nie wiem, jak to się stało – powiedział cicho
Piotrek. Tak cicho, że Aleks, gdyby nie patrzył na ruch jego ust,
pewnie nawet by nie zrozumiał. – Zabrałem z kuchni nóż i... to
się stało. Ja nie chciałem, naprawdę. Ten królik miał dziesięć
lat, wszyscy go lubili, a ja go zabiłem. – Znów zaniósł się
płaczem, a Aleks znów go przytulił. Znów go bujał w swoich
ramionach, uspokajając. Głaskał jego plecy, całował w głowę i
nic więcej nie robił, ale to wystarczyło. Piotrek, kiedy już się
opanował, wcisnął się bardziej w pierś brata, nie puszczając
jej przez długą chwilę i wcierając w sweter Aleksandra swoje
smarki.
–
Wiem, że już nigdy tego nie zrobisz – powiedział w końcu
starszy Białecki, przerywając ciszę, jaka między nimi zapadła. –
Ale pani Lila chce, żebyś zaczął regularnie spotykać się z
psychologiem.
– Z
kim?
–
Taka pani lub pan, którzy będą z tobą rozmawiać, albo dawać ci
różne ciekawe zadania do zrobienia. Obiecujesz, że będziesz
grzeczny? – zapytał, cały czas gładząc jego plecy.
–
Obiecuję. – Do uszu Aleksa dobiegła cicha, stłumiona przez
sweter odpowiedź. Uśmiechnął się pod nosem.
– A
ja obiecuję, że nigdy cię nie zostawię. Kupię ci telefon i
będziemy ze sobą rozmawiać, co ty na to? – zapytał nagle i aż
się uśmiechnął, zadowolony ze swojego pomysłu. – Zawsze jak
będzie źle, to będziesz mógł do mnie zadzwonić.
Piotrek
odsunął się od niego, ale tylko na tyle, by oderwać twarz od jego
piersi i spojrzeć na brata z dołu. Uśmiechnął się i kiwnął
głową.
–
Wcale nie jesteś żałosny. Jesteś najlepszy – szepnął, a po
sekundzie znów się w niego wczepił, nie puszczając przez
kilkanaście naprawdę długich minut.
***
Usiadł
na kanapie, czując się tak zmęczony, jak jeszcze nigdy. Ostatnie
dwa dni należały chyba do jednych z najgorszych. Najchętniej
położyłby się teraz, zakrył kołdrą po sam czubek nosa i
zasnął, zapominając o wszystkim. Nie chciał się jednak nawet
łudzić, że mógłby spokojnie odpłynąć, skoro sen nigdy nie
przychodził mu z łatwością.
Na
domiar złego brakowało mu pieniędzy. Wystarczyłoby mu na
przeżycie góra tygodnia, zakładając tę najbardziej optymistyczną
wersję. Nie widząc innego wyjścia, sięgnął po telefon i już
wybierał numer Krzysztofa, kiedy nagle zamarł, wpatrując się w
ekran telefonu.
Całe
jego życie właśnie tak wyglądało. Ciągle dzwonił do Krzycha,
kiedy nie miał kasy. Wcześniej to chociaż jeszcze jakoś na to
zarabiał, a teraz tak po prostu żądał.
I
cholera, nie miał prawa żądać. Rudwiński już i tak bardzo mu
pomógł, a on co dał w zamian (oczywiście nie wliczając w to
swojego tyłka)? Skrzywił się, odrzucając smartfona na bok. Nawet
tę głupią komórkę zawdzięczał Krzysztofowi. Wszystko miał
dzięki niemu, mieszkanie, jedzenie, ubrania.
–
Boże – sapnął, kiedy jego myśli i rozważania postępowały
coraz dalej. Uzależnił od siebie tego faceta. Sprawił, że Krzychu
się w nim zakochał, co zresztą wcale nie było żadnym wyczynem,
wykorzystał jego naiwność. To nie Piotr był potworem, zabijając
królika. Królik to niewielka strata przy tym, co Aleksander zdążył
zrobić.
Miał
wrażenie, jakby spadła na niego cała lawina nie problemów, ale
konsekwencji tego, co namieszał.
Nie
wiedział, jak długo siedział, wpatrując się bez celu w jeden
punkt. Wreszcie jednak, gdy się ocknął, sięgnął po swojego
laptopa. Bez większego zastanawiania się, wpisał adres portalu z
ofertami pracy.
***
Była
godzina dwudziesta, kiedy zamknął kartę, zmęczony rozsyłaniem
swojego marnego, nic nie zawierającego CV. Wątpił, żeby
ktokolwiek przychylnie na nie spojrzał, ale nie miał innego pomysłu
jak zmienić swoje aktualne położenie. W tej chwili przystałby
chyba na każdą pracę, mógłby zgodzić się na kasę w Biedronce,
sprzątanie kibli na dworcu, obojętnie, byleby tylko poczuć, że
wcale nie był tak żałosny. Wszystko wydawało się lepsze niż
żebranie od prawie pięćdziesięcioletniego faceta i żerowanie na
jego naiwności.
Otrząsanie
się z życiowego bagna, w którym zdążył już naprawdę głęboko
ugrząźć nie było niczym prostym ani przyjemnym. Wciąż czuł, że
jakaś jego cząstka próbuje to wszystko odeprzeć. Wmówić mu, że
wszystko jest okej, że może złapać za telefon, zadzwonić do
Rudwińskiego, że nawet może obciągnąć Rychlickiemu, byleby
tylko mieć z tego spore zyski.
Ale za
każdym razem, gdy tylko o tym pomyślał, przed oczami pojawiał mu
się Janek nie mogący złapać oddechu, cały roztrzęsiony,
słaniający się na nogach. Tuż obok stał zapłakany Piotrek,
powtarzający „przepraszam” i Aleksowi udawało się odpędzić
od swoich starych demonów, dobrze wiedząc, że to najwyższa pora,
żeby coś ze sobą zrobić.
Ciszę
w mieszkaniu przerwał dzwonek komórki. Sięgnął po nią, nie
mając pojęcia, kto mógłby próbować się z nim skontaktować.
Gdy zobaczył migające na ekranie „Remek”, zdziwił się. Raczej
nieczęsto do siebie telefonowali.
–
Halo? – odebrał.
–
Słuchaj, bo mam już serdecznie dosyć – odezwał się rozeźlony
głos przyjaciela, a Aleks, słysząc go takiego, na chwilę aż
zamarł. Remigiusz stosunkowo rzadko się gniewał, na palcach dłoni
mógłby policzyć momenty, w których naprawdę się zdenerwował. –
Wczorajsza podróż to jakaś ma-sa-kra – wysylabizował. – I sam
już nie wiem, kto jest większą masakrą, ty czy Janek. Jesteście
tak tępi, że już, kuźwa, muszę coś zrobić, chociaż Adam mi
nie kazał. Ale Adam to Adam, wielki, niemy goryl, więc mniejsza o
niego. Albo ty się, Białecki, ogarniesz, albo zaraz jestem u ciebie
i obiecuję ci, nie zdążysz się ze mną przywitać, a już na
dzień dobry posmakujesz podeszwy mojego buta. – Białecki, słysząc
to, nie mógł się nie uśmiechnąć. Może i Remek właśnie mu
groził, ale robił to w swój dość zabawny, absolutnie remkowaty
sposób, kiedy nawet z odgrażania się potrafił uczynić parodię.
–
Więc? Co mam robić? – zapytał z rozbawieniem.
–
Masz zebrać swoją kościstą dupę, wsadzić ją w autobus i jechać
do Janka. Nie róbcie z tego dramy i drugiego Romea i Julii, co? –
prychnął, a Białecki niemal widział, jak Remek właśnie
przewrócił ze zgorszeniem oczami. – Nie jesteś Julią, kochana,
a on nie jest Romeem. Nie mam pojęcia. o co poszło, ale już się
na was napatrzyłem. Ślinisz się do niego jak pies. Janek zresztą
wcale nie jest lepszy. I serio, ja wiem, że staraliście się
ukrywać, ale trzeba chyba mieć wypalone oczy, żeby nie zauważyć
waszych końskich zalotów. Wasze nocne wchodzenie sobie do łóżka
już przemilczę. – Aleks już nawet nie próbował powstrzymywać
śmiechu. Remek wpadł w ten swój słowotok zdradzający, że
naprawdę się zdenerwował. I zmartwił o ich dwójkę.
–
Jesteś najgorszą swatką ever – powiedział, kiedy już wydawało
mu się, że przyjaciel skończył.
–
Najgorszą, ale mam nadzieję, że skuteczną – odparł i odetchnął
ciężko. – Jedź do niego – dodał już spokojniejszym głosem.
– Im prędzej, tym lepiej. – Białecki uśmiechnął się. O
dziwo po tych wszystkich słowach poczuł się znacznie lepiej. Bo
przecież nie był sam, zawsze znajdzie się ktoś, kto mu pomoże.
–
Remek? – Aleks w wolnej dłoni, w której nie trzymał telefonu,
zaczął nerwowo miąć pościel.
– Hm?
– Co
właściwie jest Jankowi? – zapytał w końcu. Dużo wcześniej
chciał zadać mu to pytanie, ani na moment jednak nie znaleźli się
sami.
– Nie
wiem – odpowiedział od razu. – Serio, nie wiem. Wiem, że jak
był młodszy, miał jakieś problemy, rodzice ciągle jeździli z
nim po lekarzach. Jak miałem kilkanaście lat, to pierwszy i ostatni
raz widziałem jego atak, zresztą, wiesz, nie jestem jego bliskim
kuzynem i... – zawiesił się. – Spierdalaj do niego, okej? A nie
ode mnie próbujesz wyciągnąć takie info – prychnął. W
słuchawce zapanowała cisza. Rozłączył się.
No weź się Aleks ogarnij i dorośnij, maasz szansę na coś pozytywnego w swoim życiu.
OdpowiedzUsuńOpko super, zresztą jak każde Twoje, czytam wszystkie i nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów. Mam zamiar kupić Akademik, bo te kilka rozdziałów tylko zachęcają do poznania całej historii.
Pozdrawiam i życzę weny.
Bardzo się cieszę. I mam nadzieję, że jeżeli już zdecydujesz się kupić, to opowiadanie Cię nie zawiedzie. :)
UsuńKupiłam, przeczytałam jednym tchem i ... Czuję niedosyt, aż prosi się o kolejny tom :)
UsuńJak zawsze tekst rewelacyjny masz talent.
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na więcej.
Cieszę się, że nie zawiodłam! :)
UsuńI rany, rany. Może nie będzie aż tak źle jak sądziłem. Trzymam kciuki za Aleksa!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Marcel.
OMG... Kobieto. Ja tu zawału dostanę. Emocji tyle w ostatnich dwóch rozdziałach, że aż łzy do oczu się cisnęły.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Aleks nie straci szansy na szczęśliwą miłość z Jankiem, chociaż to co chciał zrobić to jawna zdrada i nie dziwię się młodemu. Całe szczęście, że są przyjaciele, którzy na swój sposób chętnie pomagają. Kochane to było. Zaskakujący zwrot akcji z Piotrem i jestem ciekawa jak to się dalej rozwinie.
Co według mnie najważniejsze, w końcu przełomowy moment u Aleksandra. Dotarło do niego, że skoro ma beznadziejne życie to warto ruszyć dupę i działać.
Mimo natłoku tylu nieprzyjemnych zdarzeń są pozytywy i zwroty akcji.
Czekam na następne rozdziały~! Powodzenia :)
Cieszę się, że emocje są i zwroty akcji. Postaram się dostarczać Wam tego do samego końca Americany. :D
UsuńA ja sądzę, że Janek tak łatwo mu nie wybaczy. Aleks to dziwka i ma słaby charakter. Jak Janek nie będzie chciał go widzieć to sam pojedzie do menadzera.
OdpowiedzUsuńTak tak niech Aleks jedzie do Janka :D
OdpowiedzUsuńPodobał mi się ten rozdział- to taka kumulacja przeżyć u Aleksa, czas wniosków.
Trzymam za niego kciuki.
Można uzyskać do Ciebie jakiś kontakt, żeby się tak nie uzewnętrzniać na forum? :)
OdpowiedzUsuńOczywiście :) Mój numer gg: 50216834. A jeżeli wolisz maila: marixddd@yahoo.com
Usuń"Twój kod HTML nie może zostać zaakceptowany: Wartość musi mieć co najwyżej 4 096 znaków"
OdpowiedzUsuńPodzielę ten komentarz na dwie części :D
Chciałam napisać sensowny komentarz, podsumować wszystkie nadrobione przeze mnie rozdziały, ale mam teraz totalny chaos w głowie, więc ostrzegam, że to pewnie będzie bardzo chaotyczny komenatrz.
Dobra, od początku. Polubiłam Aleksa już przy pierwszych rozdziałach. Ma w życiu przesrane, ale widać, że jest silny, że jakoś daje radę. No, a skoro mowa o dawaniu sobie rady, to wychodzi właśnie temat Krzysztofa. Nie powiem, że go lubię, ale jest mi trochę gościa żal. Jeśli chodzi o całą tę sytuację, to właśnie na Aleksa jestem zła. Z jednej strony widać, że jakiś sposób na utrzymanie się znalazł, ale błagam... To był chory układ, szkodliwy dla ich obu. Cieszę się, że relacje między tą dwójką się zmieniły i Aleks otworzył oczy, ale nie robi już nic głupiego. Chociaż dobra, jestem na niego BARDZO zła, bo jednak znowu wpadł na głupi pomysł, ale o tym później.
Co do zespołu, to na sam początek powiem, że podoba mi się nazwa. Dzieci Ludwiczka, szafa gra! Chłopaków lubię, jedynie Janek irytował mnie kilka pierwszych rozdziałów. No, przynajmniej w pierwszym działał mi chłopak na nerwy. Choć to akurat w ogóle jest taka ciekawa postać, którą z czasem lubi się coraz bardziej. Remek to świetny przyjaciel, Adam też zdobył moją sympatię. Jest cichy, ale grunt, że jest. Lubię czytać to opowiadanie i widzieć w głowie ich próby, występy. Do tego dochodzi jeszcze to, jak ja ich słyszę. Naprawdę fajna sprawa. Podczas czytania słuchałam trochę Offspringów :D Uwielbiam tę muzykę, opowiadanie w sam raz dla mnie! W ogóle wracając do zespołu, to z czasem stworzyła się taka fajna więź między nimi wszystkimi, gdy już faktycznie zaakceptowali Jank jako jednego z nich. Ale dobrze, już mniejsza z tym.
Przechodząc do Bialeckich — nie potrafię nienawidzić matki Aleksa. Zagubiona kobieta z popieprzonym mężem i, tak, ma problemy ze sobą, ale na swój sposób kocha synów. Kocha i dlatego odpuszcza. Tak właściwie, to to musi być dla niej trudne. Miała tal naprawdę tylko Piotrka, od męża nie mogła i nie może liczyć na ani trochę życzliwości, a co dopiero jakiegoś ciepła czy miłości. Właśnie dlatego myślę, że jednak jej na dzieciaku zależy — nie zachowała się jak egoistka. Cóż, ojca chłopaków za to nienawidzę, choć pojawił się w opowiadaniu tylko raz. Jakoś cieszyłam się, że Aleks mu wtedy wszystko wygarnął, uderzył. Zmierzył się z demonami z przeszłości i nie poległ. Jasne, że cała sprawa nie jest zamknięta, ale to dobry krok. No, za to Piotrka lubię. Zabłąkany, potrzebuje tylko trochę miłości. Tutaj wielki plus dla Aleksa, że się dzieciakiem tak ładnie zajął i Janka, który go potem w tym wszystkim wspierał. Ach, i dla Krzysztofa oczywiście! Czytelnicy chyba mają tendencję do bardzo "aleksowego myślenia" o nim. Cholera, niech nikt nie zaprzecza, że odegrał bardzo dużą rolę i może rzeczywiście ma trochę rzeczy do przepracowania, ale nie jest złym człowiekiem! Akcja z Piotrkiem zaczęła trochę mnie przerażać od umieszczenia go w ośrodku. Jednak widać, że lata spędzone w domu rodzinnym zostawiły na nim swoje piętno. Akcja z królikiem to jakaś masakra. Szkoda mi tutaj wszystkich trzech: Aleksandra, Piotrka i królika. Naprawdę, straszna akcja. Widać, że coś teraz z młodym pękło, więc znowu trochę rzeczy się zmieni. Co do niego, tylko napomnę, że z jakiś przyczyn interesuje mnie jego reakcja na orientację brata i jego związek. Zastanawiam się ile wyciągnął z tego darcia się jego ojca, czy myślał nad tym.
Tak jeszcze cofając się jakoś do połowy opowiadania, pasowałoby coś napisać o Macieju. Najprościej w świecie — nie lubię go. Chyba tutaj najlepiej po prostu podpiszę się pod wypowiedziami Janka na jego temat. *przybija z Jankiem piątkę*
OdpowiedzUsuńDobra, to teraz może przejdę już do akcji i tego, co tak strasznie mi ciąży, no. Janek zareagował wyjątkowo dobrze, gdy odkrył prawdę o Krzysztofie. Z każdą taką akcją coraz bardziej go kocham (Janka, oczywiście). Akcja z Bartkiem była dla mnie cholerne bolesna. Naprawdę, miałam łzy w oczach. Niby nic mi chłopak nie zrobił, ale Janek i Aleks podbili moje serce, więc Bartkowi mówimy zdecydowane nie! Później było naprawdę fajnie. Lubię takie w miarę luźne rozdziały. Z tym, że oczywiście fajnie było tylko do czasu. Tak, oczywiście chodzi mi o tego menadżera. Wątpiłam czy Aleks tl zrobi, choć widać było, jak bardzo wszystko w nim się aż buntowało, że chciał się poświęcić dla dobra zespołu. Mimo wszystko miałam nadzieję, że historia z Krzysztofem trochę więcej go nauczyła. Przede wszystkim chodzi mi tu o jego godność, szacunek do siebie. Szczerze? Teraz widziałam, że było mu trudniej. Pomijając fakt, że Janek też musi czuć się teraz równie okropnie jak Aleks, to jednak moim zdaniem wybrał sobie dobry moment. Byłoby bardzo źle, gdyby to wszystko tak po prostu się zadziało. Teraz i tak martwię o nich obu. Atak Janka był bardzo niepokojący. Mam nadzieję, że coś wymyślą. Jestem tak ciekawa nowego rozdziału, że nawet czekanie na update'y 19 Days przychodzą mi łatwiej... a minęło dopiero jakieś półtorej godziny, odkąd wszystko przeczytałam! To opowiadanie właśnie zajęło zaszczytne pierwsze miejsce na podium wśród moich ulubionych. Po prostu pasuje mi pod każdym względem i mimo, że poruszasz ciężkie tematy, to tekst czyta się z taką lekkością. Ach, chciałabym kiedyś "Americanę" na półce <3
Życzę Ci teraz MNÓSTWO weny. Zakochałam się w tej historii, wierzę w Ciebie i w to, że ładnie poprowadzisz wszystko do końca :D
(pst, jeśli są w tym komentarzu jakieś głupie błędy, to wybacz, ale już średnio myślę o tej godzinie)
Po pierwsze: wow, jaki długi komentarz! Nie wiem czy były błędy, nie zwróciłabym nawet na nie uwagi. Dawno już nie dostałam takiego wnikliwego feedbacku z podsumowaniem całego tekstu, więc dziękuję!
UsuńSama nie wiem na co najpierw odpowiedzieć, więc zacznę od końca. Pierwsze co mi się ciśnie na język (palce) to, że skoro bardziej wyczekujesz kolejnego rozdziału Americany niż update'u 19 days to... aż nie wiem co powiedzieć. :D Jest mi bardzo miło, w szczególności, że nie myślałam, że "Americana" może komuś się tak mocno spodobać. Ktoś mi kiedyś powiedział, że to jest tekst który przyjemnie się czyta, ale nic poza tym. Zresztą, "Americana" ma trochę wyboistą historię, bo zaczęłam ją pisać kiedy byłam w dołku pisarskim, później przestałam w ogóle pisać w pojedynkę na długi, długi czas, a gdy zaczęłam wracać do bloga i swoich tekstów, za cel honoru obrałam sobie dokończenie tego opowiadania. (Dokańczanie opowiadań to nie jest moja mocna strona, stąd "Americanę" traktuję jak wyzwanie). Także naprawdę nie pomyślałabym, że komuś może się tak spodobać, o chceniu tego tekstu na półce już nie wspominając. Bardzo się cieszę, że jest inaczej, nie będę ukrywać, że tym komentarzem nie tylko mnie podbudowałaś, ale także zmotywowałaś. :)
Jeszcze co do nazwy zespołu „Dzieci Ludwiczka”, to z początku całe opowiadanie miało taki tytuł. I mnie się całkiem podobał, ale dochodziły do mnie różne głosy, że czytelnikom bardzo nie pasuje (i nie tylko czytelnikom, ludzie z mojego otoczenia też tak twierdzili), więc stwierdziłam, że coś musi być na rzeczy. No i tak jest „Americana”, koniec końców przyzwyczaiłam się już do tego tytułu i jakoś tak pasuje mi do Aleksa.
Jeszcze co do Macieja – w tym opowiadaniu chyba nie da się go lubić. Jestem przekonana, że to najbardziej znienawidzona postać w całej Americanie. Ale zaczęłam pisać inne opowiadanie z nim w roli głównej, „Gówniarz”. Jeżeli więc byłabyś zainteresowana, to odsyłam. Tam podobno da się go lubić. :)
Jeszcze raz dziękuję bardzo za taki długi komentarz. Będę jeszcze do niego powracać. :)
Pozdrawiam! <3
Świetny, emocjonalny rozdział. Mega mi się podobał, Aleks w końcu przejrzał na oczy :). Wildmind
OdpowiedzUsuń