Betowała Pico
Książę, jesteś tylko dzieckiem
Książę miał ściśle ułożony plan dnia, w którym nawet przewidziano jego wałęsanie się po zamku w poszukiwaniu rozrywki. Wstawał o ósmej i było to już tak w nim zakorzenione, że sam się budził, równo z wybiciem tej godziny. Następnie przychodziła pokojówka, by odsłonić zasłony, przewietrzyć trochę pokój, no i oczywiście przynieść młodemu następcy tronu śniadanie prosto do łóżka, bo Książę nie wysuwał nawet palca poza swoje wielkie łoże, kiedy pokojówka nie wykonała tych porannych czynności. Później przychodził czas mycia i ubierania. O ile Książe nie lubił towarzystwa obcych podczas zażywania kąpieli, o tyle potrzebował pomocy przy ubieraniu.
Tego ranka jednak wszystko wyglądało inaczej. Dziedzic tronu nie obudził się sam o godzinie ósmej i gdyby mógł, to spałby dalej, nie wyściubiając nosa spod kołdry. Ale nie mógł, bo do jego komnaty wkroczyła służąca, odsłaniając ciężkie, choć jasne zasłony i wpuszczając do pomieszczenia promienie słoneczne.
Książę do zamku wrócił późno w nocy, a może nawet nad ranem, odprowadzony do samego muru przez nowopoznanego mężczyznę. Nie ma więc w tym nic dziwnego, że się nie wyspał, jednak służka nie miała pojęcia o jego zmęczeniu.
- Co ty tu robisz? – syknął nieprzyjaźnie, odrzucając kołdrę na bok i spoglądając na młodą dziewczynę, tę samą, którą ostatnio ukarał za stłuczenie porcelany.
- J-ja przyszłam Księcia obudzić – wyjąkała, kłaniając się usłużenie.
- Zasłoń to – powiedział, po czym wtulił twarz w przyjemnie pachnącą poduszkę. Nie miał na nic sił i nie pamiętał również, aby kiedykolwiek był tak zmęczony jak teraz.
Służka niemal od razu wykonała polecenie Księcia, zerkając jeszcze raz na niego z obawą.
- O której mam przyjść ponownie? – zapytała z wyraźnym drżeniem w głosie. Jeszcze kilka dni, pomyślał Książę. Kilka dni i jej już tu nie będzie, bo nie wytrzyma. Za młoda, za słaba. Jacy oni wszyscy byli nudni!
- Nie wiem, jak się wyśpię. A teraz wyjdź, bo chcę spać – powiedział z twarzą wciśniętą w poduszkę, przez co nie zabrzmiało to zbyt groźnie, ale służka i tak się wzdrygnęła, jakby przed chwilą została co najmniej skrzyczana. Ukłoniła się jeszcze nisko, czego Książę nie widział, gdyż już znajdował się w fazie półsnu, po czym po cichutku ulotniła się z książęcej komnaty.
- Książę! Książę! – W młodym dziedzicu nagle zrodziła się chęć mordu ze szczególnym okrucieństwem. Odsunął poduszkę z twarzy, piorunując wzrokiem postać, która weszła do jego komnaty i przeszkodziła mu we śnie. – Książę, opuściłeś lekcje stosunków międzykrajowych! – Avenlion zaczął wymachiwać rękami jakby wybuchła wielka wojna i życie młodego następcy było zagrożone.
- Aven, jesteś pewny, że opuszczenie lekcji jest dobrym powodem, aby mnie budzić? – zasyczał, odrzucając kołdrę na bok. Wiedział, że już nie zaśnie, co nie oznacza jednak, że jego opiekunowi ujdzie to płazem. Nie, Książę zdecydowanie nie lubił, kiedy przeszkadzano mu w czymś i zazwyczaj srogo się za to odpłacał.
- Król się zezłościł! Wiesz dobrze, Książę, że Król uważa lekcje stosunków za najważniejsze.
Serce następcy zabiło szybciej, jakby z przerażeniem. Rzadko się zdarzało, by wpadało w ten rytm, ale następowało to wtedy, gdy dowiadywał się o złości ojca albo rozczarowaniu, jakie wywołał. Chciał być dla ojca ideałem. Synem, który w przyszłości będzie świetnym materiałem na króla, który będzie w stanie doprowadzić to królestwo do zwycięstwa. Chciał mu pokazać, że nie jest tylko zbędnym balastem, który przyczynił się już w pierwszych minutach swojego życia do śmierci własnej matki.
- Która godzina? – zapytał, znów przybierając swój nieodłączny, chłodny wyraz twarzy.
- Za kilka minut dwunasta – odparł, na co książęce brwi zmarszczyły się w wyrazie zastanowienia. Miał o dwunastej spotkać się z Kocim Spojrzeniem… Znaczy Victorem. Jakoś Kocie Spojrzenie bardziej do niego pasowało i młody dziedzic wolał tak go nazywać w myślach. – Lekcja stosunków została przesunięta na wpół do pierwszej – powiedział opiekun, wyrywając Księcia z chwilowego otępienia. Wzrok następcy szybko zlustrował komnatę skąpaną w półmroku, zatrzymując się na srebrnej tacy z posiłkiem, którą zapewne rano przyniosła tutaj służka.
- Rozsuń – rzucił, ruchem głowy wskazując na okno. – I każ przygotować mi świeże śniadanie.
- Oczywiście. Pół godziny to przecież mnóstwo czasu, Książę! – dodał z charakterystycznym dla siebie entuzjazmem, poprzetykanym obawą na reakcję swojego wychowanka, co Książę skomentował jedynie ciężkim, znudzonym westchnięciem. Z powrotem opadł na miękkie poduszki, wbijając wzrok w niebieski baldachim i zatapiając się we własnych myślach.
Nie mógł pojawić się przy fontannie o dwunastej, bo lekcje były przecież ważniejsze. Musiał sprostać oczekiwaniom ojca, musiał mu pokazać, że będzie lepszym królem niż on. A Kocie Spojrzenie poczeka, w końcu jest tylko nic nieznaczącym złodziejaszkiem, powinien się cieszyć, że wczoraj mógł spędzać wieczór w towarzystwie kogoś tak niezwykłego jak Książę. Poczeka na niego, nie ma innego wyjścia. Księciu przecież wcale nie zależy na ponownym spotkaniu z nim. Victor jest dla niego jedynie chwilową rozrywką, z której w każdej chwili Książę może zrezygnować.
Zbliżała się godzina czternasta, więc Książę nie miał zbyt wielkich nadziei, że Victor jeszcze na niego czeka w parku, choć oczywiście powinien. Mimo to młody następca wybrał się na spacer po mieście. W zamku nie miał już nic do roboty, więc nuda znów dawała o sobie znać.
Teraz Książę szedł zawinięty w swój czarny płaszcz, kierując się wąskimi, ale często uczęszczanymi uliczkami. Co chwilę ktoś go wymijał, nie zaszczycając nawet pojedynczym spojrzeniem. Od czasu do czasu potrącała go lub popychała przez przypadek czyjaś ręka, ale nikt nie przeprosił go, wijąc się w ukłonach, tak jak powinno się przepraszać Księcia. Mruczeli tylko coś pod nosem, po czym dalej szli przed siebie, mając go w głębokim poważaniu. I to były te momenty, kiedy miał ogromną ochotę, by ściągnąć z siebie płaszcz i wykrzyczeć, że obrazili Jego Książęcą Wysokość oraz, że mają teraz poważne kłopoty. Ale resztkami zdrowego rozsądku powstrzymywał się. Nie mógł tego zrobić, był zbyt daleko od zamku, zbyt daleko od swojej straży. Szybko jednak zapominał o swojej bezbronności, unosił głowę do góry i szedł dalej swoim książęcym, dystyngowanym krokiem tak, jakby cały świat był jego. Jakby każdy był na jego skinienie ręki. Jakby ta cała hołota w żadnym stopniu mu nie zagrażała.
Szedł parkową drużką, mimowolnie kierując wzrok na mały staw znajdujący się po jego prawej stronie. Jakieś pyzate dzieciaki stały przy brzegu, wrzucając do wody kamienie i uśmiechając się przy tym szeroko, prezentując swoje szczerbate, zjedzone przez próchnicę uzębienie. Dalej, pomiędzy krzakami, Książę dostrzegł obściskującą się parę: wysoką, przeraźliwie chudą kobietę o szpakowatej twarzy i krępego, ogorzałego mężczyznę. Cały park wyglądał jak jakaś sielanka. Nawet pogoda była przyjemna, a chłodny wiatr sprawiał, że żar lejący się z nieba nie był tak nieprzyjemny, chociaż Książę w swoim czarnym płaszczu odczuwał upał o wiele bardziej niż inni zgromadzeni w parku.
Stanął przy fontannie, przyglądając się w zastanowieniu dwóm kamiennym delfinom wypuszczającym strumienie wody. I stałby tak dalej w zamyśleniu, lustrując wzrokiem starą, niezbyt widowiskową fontannę, gdyby nie poczuł się obserwowany. Przekrzywił nieco głowę, zauważając, że jakieś dziecko ubrane w podarte, czarne spodenki i niezbyt czystą, białą koszulę, przyglądało mu się bardzo uważnie.
Stali tak przez dłuższą chwilę, on przy fontannie, dziecko przy ławeczce, mierząc się wzrokiem. Książę uważnie lustrował wychudzoną, brudną twarzyczkę dziecka, a ono nawet się pod tym spojrzeniem nie poruszyło.
Chłopczyk wyglądał żałośnie. Po prostu żałośnie. Był cały brudny, miał pozdzierane kolana i łokcie, na nogach jakieś wynoszone, z pewnością zbyt duże buty. Czy w tamtej chwili było Księciu go żal? Ani trochę. Po prostu dziecko go w jakiś sposób zafascynowało.
- Jesteś śmiercią? – zapytał w końcu chłopczyk.
- Nie – odparł spokojnie.
- Zrobisz mi krzywdę? – ponownie zapytał.
- Nie.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, chłopiec uśmiechnął się i był to najszczerszy uśmiech, jaki Książę kiedykolwiek widział, choć oczywiście nie zdawał sobie z tego sprawy, bo uśmiech nie zrobił na nim żadnego wrażenia.
- Pokażesz swoją twarz? – znowu pytanie.
- Nie.
Dziecko uśmiechnęło się jeszcze szerzej, po czym machnęło mu ręką, jakby na pożegnanie, odwróciło się na pięcie i pobiegło dróżką w sobie tylko znaną stronę.
- Nie masz podejścia do dzieci – gdzieś za plecami Księcia rozległ się znany mu głos. Nawet nie musiał się odwracać, żeby dowiedzieć się, kto za nim stał.
- Nie lubię dzieci – odparł jedynie, wciąż wpatrując się w strumień wody wypuszczany przez jednego z delfinów. Woda miała nieprzyjemny, zielonkawy kolor, a na dnie zbiornika fontanny z radością rozwijały się glony i inne paskudztwa. Zresztą same posągi delfinów również były obrośnięte jakąś formą życia, ale Książę wolał nie zgłębiać tej wiedzy.
- Dało się zauważyć – westchnął mężczyzna, stając z nim ramię w ramię. – Spóźniłeś się.
- Nie mogłem wcześniej. – W końcu oderwał wzrok od fontanny, przenosząc go na bladą, otoczoną jasnymi lokami twarz o niezwykle zielonych oczach, zmrużonych teraz w grymasie zamyślenia.
- I nie przeprosisz? – zapytał, przekrzywiając nieco na bok głowę. – Umawiasz się, a później nie przychodzisz.
- Nie mam zamiaru przepraszać – uciął, co zostało skomentowane cichym śmiechem ze strony mężczyzny.
- Oczywiście, Wasza Wysokość. – Machnął ręką w dystyngowanym geście, po czym zgiął się w parodii ukłonu.
- Kpisz ze mnie? – W głosie Księcia było coś niebezpiecznego. Coś, co każdemu z instynktem samozachowawczym nakazałoby się wycofać, ale Victor, jak już Książę zauważył wcześniej, najprawdopodobniej nie posiadał czegoś takiego jak instynkt samozachowawczy. I dobrze, bardzo dobrze, bo gdyby go posiadał, byłby nudny jak reszta ludzi z jego zamku.
- Oczywiście, że nie. To co, idziemy na ten targ? – Victor zmienił zgrabnie temat, na co Książę potaknął, odczuwając nagle, że jego serce zabiło szybciej, jakby z ekscytacją. Chciał już się tam znaleźć.
Książę nigdy nie zdawał sobie sprawy, że targ niewolników w stolicy jego kraju jest tak… mały. Wyobrażał go sobie jako ogromny plac, na którym porozstawiane były wielkie, metalowe klatki z niewolnikami. Coś w stylu zoo, gdzie można się przechadzać i oglądać niewolników jak małpki. Tymczasem był to malutki obszar z drewnianym podwyższeniem imitującym scenę, na której zachodziły wszystkie transakcje. Niewolnicy przywiązani byli do drewnianych pali wbitych w ziemię, mogli się przy tym jednak swobodnie poruszać, bo tylko ich nadgarstki były związane. Posiadali więc jakiś komfort, ku niezadowoleniu Księcia. Dziedzic miał nadzieję zobaczyć okropną żałość, słuchać płaczu tych ludzi, ich jęków, ale zawiódł się. Owszem, niewolnicy nie byli zadowoleni, bo kto by się cieszył, kiedy za chwilę miałby być sprzedany jak jakiś koń? Ale to nie było tym, co Książę spodziewał się ujrzeć.
- Młody, silny chłopak! – rozległ się głos licytatora, który stał na podwyższeniu, wskazując gestem ręki na jakiegoś muskularnego i śniadego nastolatka. Następca tronu mimowolnie spojrzał w tamtą stronę, dokładnie lustrując najpierw otyłego mężczyznę prowadzącego licytację, a dopiero później jej obiekt. Nic szczególnego, młody, brudny chłopak z obawą, ale nie przerażeniem spoglądający na małą grupkę ludzi pod sceną.
- Myślałem, że będzie inaczej – powiedział do Victora stojącego tuż obok. Mężczyzna zwrócił na niego swoje kocie oczy, unosząc w zdziwieniu brwi.
- Inaczej?
- Myślałem, że to będzie większe, a tymczasem czuję się jak na targu kur – warknął. – Nie ma tutaj co robić, idziemy – rozkazał, odwracając się na pięcie i kierując do bramy. Victor chyba jeszcze przez chwilę stał, spoglądając w stronę odchodzącego dziedzica, ale tego Książę nie był pewny, gdyż ani razu się na niego nie obejrzał. Szedł dystyngowanym krokiem przed siebie, mijając bramę i dopiero po chwili dołączył do niego Victor.
- Gdzie więc Wasza Książęcość chciałaby się teraz udać? – zapytał z wręcz namacalną kpiną, czego Książę powoli miał już dosyć. Kocie Spojrzenie cały czas z niego drwił, jednak jak dotąd dziedzic nie dał się wyprowadzić z równowagi, dobrze wiedząc, że właśnie o to chodziło Victorowi. Bo przecież w normalnych okolicznościach wydałby jakiś surowy rozkaz względem mężczyzny i to byłoby na tyle. Kocie Spojrzenie już nigdy więcej nie ośmieliłby się z niego zakpić. Chociaż, gdy się dłużej nad tym zastanawiał, to wystarczyło tylko, że wróci do zamku i wtedy Victor miałby poważne kłopoty. Dziwne więc, że nie boi się konsekwencji… A może nie słyszał o tym, jaki to młody następca tronu jest bezduszny? Jak w wieku zaledwie pięciu lat wydał pierwszy rozkaz zlinczowania nieudolnej opiekunki, która nie potrafiła naprawić mu zabawki?
Nie, przecież te fakty były tak powszechne w królestwie. Każdy o tym wiedział i każdy również bał się momentu, kiedy Książę zasiądzie na tronie. Podsłuchał kiedyś rozmowę lokaja i pokojówki, którzy uważali, że dziedzic będzie jeszcze gorszy od Króla i że najcięższe czasy królestwa dopiero przed nimi. Jaka była reakcja Księcia, kiedy to usłyszał? Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech niesięgający zazwyczaj chłodnych, stalowych oczu, które jednak w tamtym momencie zabłysły w jakiś przerażający sposób. Zupełnie jakby słuchał komplementów na swój temat.
- Chciałbym na plac egzekucyjny – powiedział Książę tak, jakby mówił o rzeczy niezwykle przyjemnej. – Są dzisiaj jakieś egzekucje? – Zwrócił swoje stalowe oczy na Victora, który przyglądał mu się marszcząc w zastanowieniu brwi.
- Nie mam pojęcia – odparł powoli. – Nie interesuje mnie to, ale z tego co wiem, nie.
- Dowiedz się w takim razie, kiedy będzie najbliższa – rozkazał. – To gdzie proponujesz teraz iść?
- Mając na względzie upodobania Księcia? – zapytał, wciąż mierząc go tym samym wzrokiem co kilka chwil wcześniej: jakby oceniał Księcia, ale robiąc to niezwykle powoli i ostrożnie nie chcąc tym samym wydać fałszywego osądu. To spojrzenie było jeszcze bardziej denerwujące niż wszelkie jego kpiny i docinki względem jego osoby razem wzięte.
- I co wywnioskowałeś? – zapytał Książę, ignorując poprzednie pytanie Victora.
- A co miałem wywnioskować? – odparł, udając nieświadomego i wprowadzając następcę w jakąś mniejszą, o wiele mniej uczęszczaną i bardziej zaniedbaną uliczkę.
- Obserwujesz mnie uważnie. Przeraża cię to, co chcę zobaczyć, ale mimo to dalej dotrzymujesz mi towarzystwa – powiedział dziedzic, ściągając z głowy kaptur, gdy zauważył, że uliczka jest całkowicie pusta. Było dosyć gorąco, a dziedzic zawinięty w czarny płaszcz jeszcze boleśniej to odczuwał. Na Książęcych, zazwyczaj bladych policzkach pojawił się rumieniec spowodowany upałem, włosy miał nieco zmierzwione i spocone, co nie zmienia faktu, że jak zwykle wyglądał porażająco pięknie z tym swoim stalowym spojrzeniem i karminowymi wargami zaciśniętymi teraz w wąską linię.
- Jesteś inteligentny, Książę – odparł Victor, uśmiechając się lekko, po czym wsunął dłoń do kieszeni spodni. – Inteligentny i piękny, ale też niebezpieczny. – Westchnął, przystając i spoglądając w niebo. – Ale nie nadajesz się na króla.
Książę również przystanął, mierząc mężczyznę wyniosłym spojrzeniem.
- Nie nadaję?
- Jesteś tylko dzieckiem – odparł, przenosząc wzrok na Księcia i widząc sprzeciw malujący się na jego twarzy, dodał zaraz: - Nie fizycznie, Książę. Psychicznie. – Zrobił kilka kroków do przodu, łapiąc nagle dziedzica za ramiona i odwracając go do siebie tyłem. – Spójrz, Książę. – Wskazał mu dłonią na jakąś żałośnie wyglądającą kamienicę, z której warstwami odpadał tynk, niektóre okna były powybijane, a inne tak brudne, że wydawały się czarne. – Właśnie jesteśmy w jednej z najgorszych dzielnic w stolicy. Przyprowadziłem cię tu, zważając na twoje upodobania. Lubisz cierpienie, prawda? – zapytał, a Książę już miał mu się wyrwać. Już miał go zbesztać za tak poufałe zachowanie, gdy nagle do książęcego nosa i ust zostało coś przyciśnięte. Jakaś bardzo dziwnie pachnąca szmata. Wierzgnął do przodu, jednak czyjeś szczupłe, ale niezwykle silne ramiona objęły go w pasie, a on powoli zaczął się w nie osuwać, tracąc przytomność.
Najbardziej mi się w tym opowiadaniu podoba to, że nie wiem w którym kierunku zmierza. Miałam już w myślach ułożony plan Książę vs Victor no i go popsułaś! Muszę układać mój plan od nowa, a jak znam życie to i tak nie okaże się właściwy.
OdpowiedzUsuńKocham Księcia <3 (jako opowiadanie i jako postać xD).
Uprowadzono Księcia!? A to .... xD hihi Dobre!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie cudeńko ;D Ale charakter Księcia w dzisiejszym rozdziale mnie przeraził(bardzo dobrze został pokazany). To jak bardzo jest zimny, zepsuty a może po prostu pusty...
Czekam na następny rozdział!
Pozdrawiam cieplutko ;*
Wg mnie charakter Księcia wynika ze sposobu wychowania - jest takim typowym, rozpieszczonym bachorem, po prostu książkowy przykład rozpieszczenia do granic możliwości.
OdpowiedzUsuńLiczę na to, że ktoś (Victor?) postawi go do pionu ;)
No myślę, że pamiętasz xDD
OdpowiedzUsuńI co dalej, co dalej? No weź, kończyć w takich momentach? Coś mi tu zaczyna śmierdzieć, w takim pozytywnym sensie. Będzie się działo!
Tekst Księcia, żeby pokojówka przyszła, kiedy się wyśpi był przezabawny. >D
Och! A wiesz, że jak zobaczyłam tytuł tego opowiadania to byłam pewna, że to kolejne części z Krystianem?xD Hahaa dlatego moje zaskoczenie iż to nie to było dosyć sporę ;D Ale kurcze...strasznie mi się podoba. Bo jak w Wilczym brakowało mi tła, opisu miasta, podkreślenie jego charakteru, to tutaj pięknie Ci to idzie :D! Całe tło opowiadania pięknie opisałaś, czuję się niby to cierpienie normalnych ludzi, ale w sumie, jest chyba takie zderzenie to jak Książę wyobrażał sobie ten świat, a jakim go zastał. Ale panująca nuda we wszystkim co dostrzega jest bardzo ciekawa. Taki głód panuje w nim i jestem ciekawa gdzie znajduje się granica. Gdzie obojętność Księcia wyparuje i pojawi się nowe uczucie, jak strach i przerażenie. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :) Zwłaszcza, że pan złodziejaszek jest bardzo intrygujący, chociaż by z tego faktu, iż do końca nie można rozszyfrować co knuje. Ba, ja pewnie obstawiałabym od razu, że ma jakiś plan co do Księcia i na pewno jest on związany z uzyskaniem pieniędzy za jego pomocą ;D To jestem ciekawa co tam wymyśliłaś :>
OdpowiedzUsuńbuziaki
Kohaku
Bardzo, bardzo się cieszę, że to tło widać w Księciu. Właściwie to nie mam pojęcia, dlaczego z Wilczym jest inaczej, bo nawet zbytnio nie skupiam się na tym aspekcie w Księciu. Może to dlatego, że w końcu piszę opowiadanie fantasy, które czuję ;)
UsuńCo do tytułu, to niestety mam świadomość, że może się mieszać z Księciem z bajki, ale po prostu nie wyobrażam sobie, żebym mogła inaczej nazwać to opowiadanie. Książę to Książę i już xD
Dziękuję za wyczerpujący komentarz :*