Z trudem wyrobiłam się na dzisiaj , ale jest. Zaczęłam też pracę nad dodatkiem do Gówniarza i chociaż z początku miałam nadzieję, że nie przekroczy on paru rozdziałów, już zapowiada się na średniej długości opowiadanie. Z moich planów, że skończę je w sierpniu, raczej nici. No cóż, nie pierwsze, nie ostatnie opowiadanie, które mi się rozrosło. Idealny przykład takiego tekstu macie poniżej. ;)
Niebetowane
Zawalił na całej linii
Rozejrzał
się po pokoju, usiłując jednocześnie zdusić w sobie obrzydzenie.
Dwa metalowe łóżka – jedno zwykłe, drugie piętrowe – ułożone
na nich białe, wykrochmalone pościele, mały (brudny) dywanik,
zakrywający pozdzierane linoleum, ciężkie, szare od kurzu zasłony
w drewnianych, wielokrotnie malowanych oknach. I ten zapach, unoszący
się wszędzie, wdzierający się do umysłu, przez co Teodor był
pewny, że już nigdy go nie zapomni – zapach stęchlizny i brudu
pomieszanego z ostrą wonią detergentów. Tak właśnie prezentowała
się ich sypialnia w ośrodku wczasowym pod Warszawą.
– Ja
pierdolę – sapnął Andrzej, idealnie podsumowując wszystkie
myśli, jakie do tej pory zebrały się w głowie Teodora. – No to,
kurwa, będzie zabawa – dodał wulgarnie, wchodząc do pokoju, żeby
zaraz podejść do łóżka piętrowego i rzucić swoją torbę na
górny materac. – Dobrze, że to tylko jedna noc. Chyba jakiejś
grzybicy czy innego świerzbu nie dostaniemy w pakiecie, co?
– Bez
przesady – zamruczał pod nosem Oskar, bez wahania podchodząc do
zwykłego łóżka ustanowionego pod oknem. Nawet nie spojrzał na
posłanie pod wybraną przez Andrzeja pryczą, jakby już od samego
początku zakładając, że dokładnie tam będzie chciał spać
Teodor. Od września ubiegłego roku ta dwójka była nierozłączna;
Andrzej raczej z nikim nie rozmawiał – bo nie chciał, Teodor z
kolei nie palił się do nawiązywania kontaktów przez swoją wadę
wymowy. Oskar miał świadomość, że był tu tylko na doczepkę –
pokoje były trzy i czteroosobowe, ktoś musiał zapełnić lukę.
– No
spójrz na ten dywan – sapnął Andrzej, patrząc z obrzydzeniem na
okrągły, wyraźnie nieodkurzany od dawien dawna chodniczek. –
Jezu, tu chyba jest czyjś paznokieć. – Aż cofnął się o krok z
obrzydzeniem. – Zaraz to nagram i wyślę matce. Niech wie, na
jakie męki mnie posłała – dodał jeszcze i zaraz odwrócił się
do swojego plecaka po telefon.
Teodor,
chociaż równie obrzydzony tym wszystkim, nie wykazywał żadnych
odznak niechęci. Jakby nigdy nic odłożył swoją torbę na łóżko,
żeby zaraz usiąść na twardym, bardzo niewygodnym materacu i
niemal od razu poczuć, jak jakaś sprężyna wbija mu się w tyłek.
Naprawdę cieszył się, że to tylko jedna noc.
–
Zaraz obiad, nie? – zapytał Oskar, grzebiąc w swojej torbie.
Teodor popatrzył na kolegę w milczeniu. Całkiem go lubił – albo
raczej nie miał żadnych powodów, żeby go nie lubić. Oskar
również trzymał się na uboczu, był osobą, którą każdy darzył
sympatią, ale o której niczego szczególnego nie dało się
powiedzieć. Ot, miły, pomocny, uśmiechnięty, niemieszający się
w klasowe spory, stojący na uboczu i nikomu nieprzeszkadzający
chłopak.
– Tak
szczerze, to trochę brzydzi mnie jedzenie tutaj – wtrącił
Andrzej, krzywiąc się jeszcze bardziej.
–
Może nie będzie tak źle.
–
Jeżeli kuchnia wygląda tak jak ten pokój, to dzięki, ale nie.
Teodor
uśmiechnął się mimowolnie. Andrzej nawet na szkolnej wycieczce
nie zapomniał o swojej Andrzejowatości w pełnej krasie. Zabawne
jednak, że chociaż w swoim pokoju sam miał nieziemski syf, to
tutaj wszystko go obruszało.
–
Zejdźmy już na dół, co? – zaproponował Oskar, podnosząc się
ze swojego łóżka.
– Na
samą myśl mi niedobrze – wtrącił jeszcze Andrzej, co Teodor
skwitował kolejnym rozbawionym uśmiechem. Idąc za przykładem
Oskara, podniósł się na równe nogi (chyba odrobinę za szybko) i
w ostatniej chwili aż złapał się metalowej drabinki łóżka,
żeby nie runąć twarzą na podłogę. W głowie momentalnie mu
pociemniało, a przez całe ciało przebiegł dziwny impuls,
odbierający mu na ułamek sekundy świadomość.
–
Teo? – Nie minęła chwila, a Andrzej już przy nim był.
–
O-okej. – Zamrugał kilkakrotnie, chcąc odzyskać niezmącony
niczym obraz widzenia. – P-po prostu z-za szy-bko w-ws-wstałem –
wyjąkał, wymuszając uspokajający uśmiech, ale kiedy dostrzegł
zaalarmowane, przestraszone spojrzenie Andrzeja, przyjemne ciepłe
uczucie rozgorzało w jego piersi.
– Na
pewno? Strasznie blady jesteś.
– Na
pe-wno. – Potwierdził to jeszcze stanowczym kiwnięciem głową, a
Andrzej zamruczał coś pod nosem w stylu „no dobra” i odpuścił.
Teodor słowem nie dodał, że było mu trochę słabo i że to
zapewne przez niejedzenie. Ostatni posiłek pochłonął (dosłownie
pochłonął, zjadł pół wielkiej pizzy w niecałe pięć minut!)
wczoraj – a przez wyrzuty sumienia nie był w stanie nic innego
dzisiaj zjeść. Nic mu się przecież nie stanie, jak się trochę
przegłodzi, prawda? Musiał schudnąć, bo przy Andrzeju wyglądał
komicznie. A jak już schudnie, to może... może Andrzej wreszcie go
zauważy? Obojętnie jak głupie by to nie było, w końcu obaj byli
chłopcami, miał nadzieję, że w jakiś magiczny, całkowicie
nielogiczny sposób Andrzej zwróci na niego uwagę. Teodor tylko
jeszcze nie wiedział, o jaką dokładnie uwagę mu chodziło.
***
Pierwszy obudził się Teodor – przez całą noc robił to
praktycznie co godzinę. Przez te wszystkie emocje, które kłębiły
mu się w głowie, nie mógł zapaść w głęboki sen, więc
reagował na każdy najdrobniejszy szmer, czy ruch Andrzeja śpiącego
tuż obok. Wreszcie jednak niebo za oknem najpierw zaczęło szarzeć,
a później już na dobre nastąpił dzień, co Teodor przyjął z
ulgą. Nie wytrzymałby więcej tej niepewności i oczekiwania,
chciał wreszcie skonfrontować wydarzenia z poprzedniej nocy i
dowiedzieć się, co to tak naprawdę znaczyło dla Andrzeja. No
chyba, że Andrzej jak zwykle postanowi o wszystkim zapomnieć –
również bardzo możliwa opcja.
Patrzył,
jak śpiący tuż obok Andrzej się wybudza. Jak marszczy najpierw
swój wąski, lekko zadarty nos, żeby po chwili uchylić zaspane
powieki, zamrugać i ziewnąć rozdarcie. W tym momencie Teodora
ogarnęła nagła panika. Chociaż całą noc układał sobie w
głowie różne koncepcje i wizje poranka, wszystkie nagle
wyparowały, zostawiając jedną wielką pustkę. Nie wiedział jak
zacząć rozmowę, w jaki sposób zapytać, żeby tym razem Andrzej
się nie wykręcił. Pierwszy raz był w takiej sytuacji, kiedy tak
bardzo zależało mu, żeby druga osoba go nie odepchnęła.
– Już
nie śpisz? – zapytał Andrzej spokojnym, ale bardzo ochrypniętym
od snu głosem, który sprawił, że po plecach Teodora przebiegły
dreszcze podniecenia. Głos Andrzeja generalnie był seksowny, ale
głos Andrzeja zaraz po przebudzeniu nie miał sobie równych.
– No
nie – odpowiedział i wpatrzył się w niego z wyczekiwaniem. Może
sam zacznie? Może coś powie, jak zauważy, że są nadzy?
Andrzej,
ku rozpaczy Teodora, nie wydawał się tym zbytnio przejęty. Zdawał
się całkowicie zignorować fakt, że właśnie leżą na jednym
materacu, pod jedną kołdrą i to jeszcze na dodatek bez ubrań.
Jakby nigdy nic podniósł się do siadu i rozejrzał po mieszkaniu.
Jego wzrok przesunął się szybko po niechlujnie porozrzucanych
ciuchach, które wczoraj z siebie zrzucali, ale nie zainteresował
się nimi. Andrzej czegoś szukał i wcale tu nie chodziło o dowody
wczorajszego seksu.
–
Kurwa, pić – oznajmił w końcu.
– Na
biurku stoi butelka wody – wymruczał Teodor z zawiedzeniem i nagle
poczuł, jak zaszkliły mu się oczy. Zamknął je szybko, nie chcąc
dać niczego po sobie poznać, ale nie mógł ukryć, że było mu
przykro. Tak najzwyczajniej w świecie przykro, że po raz kolejny
coś bardzo ważnego dla niego, zostało przez drugą stronę
przyjęte z obojętnością. Jakby nigdy się nie zdarzyło.
Andrzej
wstał i podszedł do biurka. Złapał za butelkę i w kliku
łapczywych haustach opróżnił ją do połowy. Dopiero gdy się od
niej oderwał, odetchnął z ulgą i już chciał rzucić jakiś
komentarz o Saharze w ustach, kiedy spojrzał na Teodora, zakrytego
kołdrą praktycznie po sam nos, tępo wpatrującego się w jakiś
punkt przed sobą.
Oczywiście,
że Andrzej pamiętał, co robili w nocy. Musiałby chyba doświadczyć
lobotomii, żeby nie pamiętać. I chociaż był niesamowicie pijany,
nie mógłby zwalić wszystkiego na swoją nietrzeźwość – chciał
Teodora, ale bał się konsekwencji. Nigdy ich nie lubił, dlatego
prowadził życie lekkoducha i omijał problemy szerokim łukiem, a
teraz jedna z tych konsekwencji leżała obok bliska płaczu.
Andrzej
odetchnął ciężko. Chyba tym razem nie będzie mógł zrobić
uniku, musi wreszcie jakoś skonfrontować się z rzeczywistością,
czego normalnie dla nikogo innego by nie zrobił. Ale tu chodziło o
Teodora, Andrzej naprawdę bardzo go lubił i już za czasów
gimnazjum odkrył, że łatwo było go zranić. Teodor wszystko brał
do siebie, zupełnie odwrotnie od Andrzeja, który lubił wzruszać
ramionami, wymijać przeszkodę, jakby nigdy jej tam nie było oraz
iść dalej.
Odstawił
butelkę i jeszcze nie do końca pewny, jak to wszystko rozegra, w
dwóch krokach podszedł do materaca. Kucnął, a zaalarmowany ruchem
Teodor popatrzył na niego nieco zaszklonym wzrokiem. Andrzej na
ułamek sekundy aż wstrzymał powietrze, bo Teodor z roztrzepanymi
włosami i z łzami w niebieskich oczach był widokiem, który na
długo go już chyba nie opuści.
–
S-sorry, chyba się przeziębiłem – powiedział szybko Teodor,
podnosząc się do siadu i usiłując jakoś wytłumaczyć swój
stan. Andrzej już jednak go nie słuchał. Przyciągnął go do
siebie stanowczo i tak po prostu pocałował, nie bacząc na ich
nieświeże po śnie oddechy. Teodor sapnął z zaskoczeniem i już
miał odpowiedzieć, kiedy w głowie zapaliła mu się ostrzegawcza
lampka. Jeżeli znów wylądują w łóżku, wszystko potoczy się
jak zawsze – Andrzej uda, że sprawy nigdy nie było, a Teodor
będzie się zmagać z milionem nieprzyjemnych myśli. To
wystarczyło, żeby otrzeźwiał, chociaż Andrzej całował naprawdę
nieziemsko. Momentalnie odepchnął go od siebie i popatrzył na
niego ze zmarszczonymi groźnie brwiami.
–
Będziemy się pieprzyć i co dalej? – warknął zupełnie nie
pasującym do niego, groźnym i stanowczym tonem, który zaskoczył
nawet Andrzeja. Wroński zamrugał, patrząc na Teodora ze
zdziwieniem, żeby po chwili odetchnąć ciężko. To była ta
chwila, w której nie omijał problemu, tylko stawiał mu czoła.
Cholernie irytujące.
–
Wczoraj było zajebiście – mruknął, naprawdę nie wiedząc, jak
się do tego zabrać. Podrapał się w bok głowy, chyba po raz
pierwszy w życiu tak się denerwując. Nawet nie wiedział od czego
zacząć. – Byłem pijany, ale wiedziałem co robię i...
Teodor
na ten widok zamrugał zaskoczony, bo zakłopotany Andrzej był tak
rzadkim zjawiskiem, że aż na wyginięciu. W końcu zawsze wiedział,
jak odnaleźć się w każdej sytuacji, a teraz nawet nie potrafił
dobrać odpowiednich słów.
–
Teo, cholera – sapnął ciężko, patrząc wreszcie prosto na
zdezorientowanego Teodora. – Zależy mi na tobie, okej? – zapytał
i tylko tyle wystarczyło, żeby serce w piersi Kamińskiego zaczęło
bić jak szalone. – I właśnie to mnie trochę przeraża, bo wiem,
czego potrzebujesz, a ja tego na pewno ci nie dam.
Teodor
uniósł brwi, ale przez poprzednie wyznanie Andrzeja nie potrafił
już myśleć trzeźwo. Andrzejowi na nim zależało! Rany boskie,
powiedział to! Teraz mógłby się świat walić i palić, a jego w
zupełności by to nie obeszło, bo – cholera – Andrzejowi na nim
zależało!
– A
czego potrzebuję? – zapytał, chociaż myślami był już zupełnie
gdzie indziej.
–
Stabilności.
–
Naprawdę ci na mnie zależy? – pominął wszystkie inne kwestie, o
których wspomniał Andrzej. Patrzył na niego jak dziecko, które
dostało wymarzony od dawna prezent i dopytywało rodziców, czy to
na pewno było przeznaczone dla niego. Nic innego się nie liczyło,
wszystko, co nie było wyznaniem Andrzeja, przestało mieć
znaczenie.
–
Tak, Teo, tak – sapnął Andrzej ze zniecierpliwieniem,
przeczesując nerwowo włosy. – Nie chciałem do tego doprowadzić,
przepraszam. Pod pewnymi względami się różnimy, ty szukasz kogoś
pewnego, a ja...
Teodor
nie wytrzymał. Nie słuchał. Wszystkie jego marzenia w końcu się
spełniły – spał z Andrzejem, a później jeszcze usłyszał
takie słowa. Nie czekając na nic, wychylił się i pocałował
Wrońskiego mocno w usta, chcąc mu przekazać, że jemu również na
nim zależało. Ale Andrzej nie był głupi, wiedział o tym
doskonale – jak nikt potrafił odczytywać sygnały wysyłane od
innych ludzi, a Teodor był niesamowicie łatwy do odczytania. Nie
zmieniało to jednak faktu, że Andrzej sam nie mógł czasem trzymać
łap przy sobie, Teodor miał w sobie to coś, co go przyciągało,
nie pozwalało odepchnąć, chociaż wiedział, że robi źle.
Odpowiedział
na pocałunek – bo jak miałby nie odpowiedzieć, kiedy Teodor
obejmował go tak mocno, jakby nigdy nie chciał puścić? Całował
zażarcie, ocierał się o niego swoim nagim ciałem, a Andrzej
przecież nie był robotem! Jak mógłby to wszystko zignorować?
Nawet
nie wiedział kiedy, a znowu znaleźli się na materacu. I chociaż
było mu w tamtej chwili nieziemsko (pomimo lekkiego kaca), czuł, że
zjebał. Zawalił na całej linii.
***
Teodor
popatrzył na misę pełną rosołu i chociaż nigdy specjalnie nie
przepadał za tą zupą, teraz jego żołądek na sam zapach potrawy
odpowiadał bolesnymi skurczami. Gdyby tylko mógł, zjadłby chyba
wszystko i właśnie dlatego nie chciał jeść nic.
–
Obrzydliwe – zamruczał Andrzej, mieszając chochlą i patrząc ze
wstrętem na zupę z wielkimi kołami tłuszczu unoszącymi się na
powierzchni.
– Oj,
już nie gadaj – zbył go szybko Oskar i sam sięgnął po chochlę,
żeby nalać sobie zupy. – Jestem tak głodny, że wszystko mi
jedno.
Teodorowi
też było wszystko jedno, naprawdę zjadłby tę zupę, a później
pochłonął jeszcze drugie danie, ale w jego głowie pojawiła się
nagle wizja, jak może niedługo wyglądać z kolejnymi
ponadprogramowymi kilogramami. Chciał schudnąć i to jak
najszybciej, a jedząc taki tłusty rosół na pewno nie przybliżyłby
się do osiągnięcia swojego celu.
–
Obleśne – skwitował jeszcze Andrzej i popatrzył na Teodora. –
Ty też nie jesz? – zapytał, na co Teodor zaraz pokręcił głową.
–
O-obleśne – powtórzył za nim i wzruszył ramionami.
–
Zjadłbym jakąś zapiekankę. O! Albo takiego hamburgera z Maca. –
Westchnął ciężko, patrząc jeszcze z obrzydzeniem na misę zupy.
– Mogliby nam dać jakiś wybór, a nie wciskają nam zupy, w
których nie wiadomo co pływa – narzekał dalej, na co Teodor
uśmiechnął się pod nosem i kątem oka rozejrzał po zapełnionej
stołówce. Jedni jedli zupę i niczego nie komentowali, a inni, tak
jak Andrzej, siedzieli niezadowoleni. Nikt więc nie zauważył
Teodora migającego się od posiłku. Dopiero jednak kiedy przyszła
kolej na drugie danie, zdał sobie sprawę, że coś tam musi zjeść,
bo sznycel, ziemniaczki i surówka wyglądały całkiem apetycznie.
Kiedy więc wrócił na swoje miejsce z zapełnionym talerzem
odebranym od kucharki i zobaczył Andrzeja pochłaniającego mięso,
wiedział już, że powinien trochę poudawać. Pogrzebać widelcem,
poprzewracać ziemniaki, ewentualnie zjeść surówkę... no i może
trochę mięsa? Od mięsa przecież nic mu się nie stanie, prawda?
Zajął
miejsce przy stole i już miał zabierać się za jedzenie, gdy tuż
obok przeszedł Rafał. Na całej swojej drodze od okienka wpatrywał
się w Teodora z rozbawieniem, a kiedy znalazł się niedaleko,
zachrumkał, imitując odgłosy wydawane przez prosiaka.
–
Jedz, jedz – rzucił jeszcze z rozbawieniem i ponownie zachrumkał.
Parę osób zaniosło się śmiechem, a zadowolony Rafał wrócił do
swojego stolika. Teodor automatycznie się zgarbił, czując, jak
palą go policzki. Momentalnie zapragnął zniknąć.
–
Debil – warknął Andrzej, z trudem powstrzymując chęć wstania,
złapania z misę zupy i wylania jej na głowę Rafała. – Nie
przejmuj się nim – dodał jeszcze, na co Teodor kiwnął głową.
Już wiedział, że niczego nie przełknie.
***
–
Wychodzisz? – zapytał Teodor, śledząc uważnie ruchy
krzątającego się po pokoju Andrzeja.
–
Mhm, praca – odpowiedział zdawkowo, może nawet odrobinę zbyt
chłodno, na czym od razu się przyłapał. Zerknął kątem oka na
zdezorientowanego Teodora, niewiedzącego co o tym wszystkim myśleć
i momentalnie poczuł złość. To, że zjebał, nie było ani w
jednym ułamku winą Teodora. Przecież przeczuwał, co takiego
Kamiński do niego czuje – nie był idiotą, potrafił wyłapać
wszystkie te spojrzenia i je zinterpretować. – Muszę zacząć coś
robić, nie? – dodał z lekkim uśmiechem, dochodząc do wniosku,
że nie mógł tak traktować Teodora. Każdego innego owszem, ale
nie Teodora.
– No
tak – odpowiedział, wyraźnie skonfundowany. W końcu jeszcze
przed chwilą leżeli w pościeli, powtarzając wszystko, co zrobili
w nocy, tyle tylko, że w pełni na trzeźwo. A teraz? Andrzej
wychodził, był raczej niechętny do rozmów i Teodor znów nie
wiedział co ma o tym wszystkim myśleć.
–
Idziesz ze mną dzisiaj do Rafała? Współlokatorki organizują u
niego imprezę, już mu powiedziałem, że się wpraszam –
powiedział w pewnym momencie Andrzej, nastraszając swoje czarne
włosy i ani na moment nie odrywając spojrzenia od swojego
lustrzanego odbicia.
–
Dzisiaj? – zapytał Teodor, a jego spojrzenie automatycznie zsunęło
się w dół, na zabandażowaną kostkę.
– Mhm
– zamruczał w odpowiedzi Andrzej i zerknął krótko na Teodora. –
Nogą się nie przejmuj. To tylko domówka.
–
Okej – odpowiedział niemal od razu i kiwnął głową. Teraz
poszedłby chyba wszędzie, gdzie byłby Andrzej, byleby tylko móc
spędzić z nim więcej czasu.
– No
to super. Co dzisiaj na obiad? Kupię coś, hm? – mówił Andrzej
jakby nigdy nic. Jakby znów wrócili do punktu wyjścia, a gdy tylko
Teodor sobie to uzmysłowił, skrzywił się z niechęcią. Już
zawsze tak będą się zachowywać? Najpierw pocałunki, później
seks, a później znów kumple?
Grymas
na twarzy Teodora nie umknął uwadze Andrzeja. Już sięgał po
kurtkę i miał wyjść z mieszkania, kiedy jeszcze raz zerknął na
Kamińskiego. Coś aż nieprzyjemnie ucisnęło go w klatce
piersiowej, przypominając mu, że chyba nie był takim egoistą, za
jakiego zawsze się uważał. Westchnął ciężko i pod wpływem
impulsu przeszedł cały pokój, zatrzymując się dopiero przy
łóżku, na którym siedział Teodor.
–
Kupię coś na mieście, a później się ogarniemy i podjedziemy
taksą do Rafała, hm? – zapytał. Zaskoczone i jednocześnie
roziskrzone spojrzenie Teodora zatrzymało się na nim. Andrzej
zawsze uważał że jego oczy miały niesamowity kolor, chociaż były
po prostu niebieskie. Nie tak błękitne, jak u Andrzeja, a po prostu
niebieskie.
–
O-okej – zająknął się i kiwnął głową. Andrzej znów poczuł
uścisk w piersi, którego niezbyt potrafił zdefiniować. Wiedział
jednak, że zdecydowanie oznaczał coś przyjemnego. Nie myśląc już
więcej, pochylił się, złapał Teodora za brodę i pocałował.
Krótko, ale intensywnie, a kiedy się odsunął i dostrzegł
zawstydzoną minę Kamińskiego, aż zaśmiał się w duchu.
– To
do później – powiedział jeszcze, odwrócił się i zniknął w
przedpokoju. Teodor patrzył chwilę w tamtą stronę, a kiedy
usłyszał trzask zamykanych drzwi, zrozumiał, że Andrzej już
wyszedł.
Odetchnął
i z głupim, ale szczęśliwym uśmiechem przyklejonym do twarzy
opadł na łóżko. Nie rozumiał sposobu działania Andrzeja (no bo
kto by go zrozumiał), ale chyba te wszystkie gesty oznaczały
jedno...
Wreszcie
był bliżej Wrońskiego niż kiedykolwiek wcześniej.
***
„Tylko
domówka” okazała się naprawdę dużą imprezą, z czego Teodor
zdał sobie sprawę już gdy stanął u progu klatki schodowej.
Muzyka niosła się mocnymi basami po całej kamienicy, a dźwięki
niezidentyfikowanych rozmów słychać było już na dole.
– I
sąsiedzi nie mają nic przeciwko? – zapytał Teodor, podchodząc o
kulach do schodów.
–
Rafał ma całkiem spoko sąsiadów. A jak nie to najwyżej ktoś to
zgłosi. Nie nasza sprawa – odparł Andrzej, jak zwykle nie
przejmując się niczym, co nie dotyczyło bezpośrednio jego. –
Czekaj. – No chyba, że chodziło tu o Teodora, nim akurat się
przejmował. – Nie będziesz czołgał się po tych schodach.
– Dam
radę – odpowiedział Teodor od razu, nie chcąc robić z siebie
takiej ogromnej kaleki. Chociaż już przez samą wizję dotarcia na
górę, bolały go dłonie i ramiona od wspierania się na kulach.
– Bez
przesady – mruknął Andrzej, przewrócił oczami i jeszcze jakby
bojąc się, że Teodor mimo wszystko zacznie się wspinać po
schodach, złapał go za tył kurtki. Kamiński w odpowiedzi posłał
mu zaskoczone spojrzenie, ale Andrzej już się nim nie przejmował.
Wyciągnął komórkę, wybrał odpowiedni numer z książki
telefonicznej i zadzwonił. Sygnał połączenia przedłużał się,
a co twarz Andrzeja wykrzywił grymas poirytowania i niechęci.
Teodor mimowolnie uśmiechnął się z rozbawieniem, ale grzecznie
czekał oraz nie protestował.
–
Jezu, no ile mam czekać – fuknął, gdy tylko ktoś po drugiej
stronie odebrał. – Złaź na dół, przesyłka – powiedział, a
Teodor momentalnie zrozumiał, z kim takim Andrzej rozmawiał.
– Nie
no, mogę wejść sam – zaprotestował szybko, ale Andrzej nawet
nie zwrócił na to uwagi.
–
Czekamy na dole – dodał jeszcze i się rozłączył. – A jak
niby sam chcesz lecieć po tych schodach? – zapytał, ruchem głowy
wskazując na piętrzące się przed nimi drewniane, strome i
wyraźnie krzywe stopnie. – Na trzeźwo można się z nich zjebać,
co tu dopiero mówić o wspinaczce z kulami.
Teodor
już nic nie odpowiedział. Andrzej postawił na swoim, a on po
dzisiejszym poranku i popołudniu, kiedy to Wroński wrócił z
rozmowy, głośno oznajmiając już od progu, że dostał pracę, nie
miał zamiaru mu się sprzeciwiać. Wręcz przeciwnie, z chęcią by
jeszcze pochylił się do Andrzeja i go pocałował, ale to wcale nie
przychodziło mu bez wahania. Wciąż nie wiedział, co takiego kluło
się pod tą farbowaną kopułą Andrzeja.
– Co
tak patrzysz? – zagadnął Wroński, przyłapując Teodora na
chwili słabości, kiedy to wlepiał w niego swoje maślane
spojrzenie.
–
N-nic. – Szybko odwrócił wzrok.
–
Cały dzień tak patrzysz – stwierdził Andrzej z niejaką dumą.
–
Jak? – Teodor zerknął na niego, czując, że robi mu się gorąco.
I że zaczyna tracić równowagę na tych przeklętych kulach, więc
oparł się plecami o ścianę.
Andrzej
nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko bezczelnie, żeby po
chwili przysunąć się do Teodora i pocałować go już któryś raz
tego dnia. Słyszał, jak Teodor najpierw wciąga nerwowo powietrze w
płuca, żeby zaraz odpowiedzieć na pocałunek, który nie trwał
jednak długo. Dźwięki stawianych nieopodal kroków na drewnianych
schodach skutecznie otrzeźwiły Teodora. Odskoczył nerwowo od
Andrzeja, przestraszony, że ktoś jest obok.
No i
owszem, był.
– Hej
– przywitał się Andrzej jakby nigdy nic. – Bierz go i lecimy na
górę – powiedział, wzruszył ramionami i zaczął wspinać się
po schodach, zostawiając zawstydzonego, czerwonego po same koniuszki
uszu Teodora za sobą.
–
Jasne – odparł zdawkowo Rafał, patrząc najpierw na Andrzeja, a
później dopiero na Teodora. W jego spojrzeniu było coś, co nie
spodobało się Kamińskiemu. Nie potrafił jednak określić, co to
takiego. Jakiś taki niewypowiedziany chłód, złość,
dezorientacja... zazdrość? – Jak noga? – zapytał Rafał
obojętnie, a Teodor miał wrażenie, że te spokojne, obojętne tony
wcale nie przychodzą mu z łatwością.
–
Dobrze – odpowiedział i zerknął jeszcze na schody, ale Andrzeja
już tam nie było. Pognał na górę, zostawiając ich samych.
–
Kule sprawują się dobrze? – dopytał. Sam je w końcu dzisiaj
Teodorowi podrzucił.
–
Tak.
– Daj
mi je, a ty się wesprzyj na moim ramieniu. Jakoś dotrzemy na górę.
– Teodor zawahał się na moment, żeby zaraz podać Rafałowi
kule. Nim jednak zdążył się chociażby zachwiać i runąć na
podłogę, Rzepa już go obejmował, ratując od upadku. – Dobra, a
teraz się trzymaj – powiedział tak łagodnym głosem, że Teodor
na moment aż wstrzymał oddech. Zerknął jeszcze na twarz Rafała z
bliska, ale już nic nie powiedział. Zaczęli wspinać się na górę
w milczeniu, każdy zatopiony we własnych myślach.
I tak uważam że Rzepa lepszy. I szukam jego odpowiednika w necie. Ale fakt ciężko.
OdpowiedzUsuńDaj znać jak coś znajdziesz! :D
UsuńWidać, że Andrzejowi naprawdę zależy na Teo, ale wydaję mi się, że to przeraża go najbardziej...
OdpowiedzUsuńRafał jest zazdrosny i to z jaka uwagą zajmuję się Teo jest świetne.
Nie mam pojęcia co możesz dalej wymyślić :)Cały tydzień będę się zastanawiać...
Pozdrawiam
Trochę spóźniony komentarz, ale nadrobiłam zaległości i jestem zachwycona. :D <3
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc, cieszę się że Andrzej zrobił ten pierwszy krok, bo już myślałam, że Rafał zrobi.
W sumie zgadzam się z większością, chyba Rafał bardziej nadaje się do związku, ale i tak kibicuję Andrzej x Teo :D <3 po prostu uwielbiam takie Andrzejowe postacie, no i sam mówi, że nie może dać Teosiowi stabilności itp., ale myślę, że po prostu boi się zobowiązań. :D Gdyby spróbowali, mogłoby się okazac,że nie jest tak źle. :D #sprawdzone info
Zazdrosny Rafał <3 ciekawe, jak Teo z tego wybrnie. No bo skoro Rafał czuje do niego miętę, to chyba będzie teraz oburzony. :D i ciekawe, czy zmieni się jego stpsunek do Andrzeja.
Z tą nogą to przerąbane.
Po dłuższym zastanowieniu się: chyba wolałabym Andrzeja :D
Z wyglądu też wolałabym Andrzeja... chociaż, po dłuższym namyśle, takie to chude, nastroszone i zażelazowane. Bałabym się, że w którymś momencie go zgniotę. :D
UsuńTo musi być trójkąt. Bo się obrażę.
OdpowiedzUsuńTechniczną nazwą w sumie byłoby throuple
Ale jeśli ma być trójkąt, to w jakiś sposób Andrzej i Rafał musieliby zadziałać ze sobą. :D
UsuńJa na samym początku w ogóle myślałam, że Andrzej z Rafałem to coś tego, bo tak to wyglądało. XD
UsuńJeju, uwielbiam! Strasznie się cieszę, że mimo wszystko na ten moment jest Andrzej x Teo. Mam nadzieję, że obawy Andrzeja co do samego siebie się zmienią i on sam przekona się, że nie jest takim, na jakiego się kreuje. Z drugiej strony szkoda mi Rafała, ale no nie. No po prostu no nie. Nie widzę go z Teo, bardziej pasuje mi właśnie do takiego dobrego, pomocnego męskiego kumpla:(((
OdpowiedzUsuńWeny życzę!
Nadal nie widzę Andrzeja w związku, wydaję mi się, że jeszcze do niego nie dorósł. Chociaż lubię go coraz bardziej, co jest dosyć dziwnie, ponieważ nadal mnie denerwuje swoim zachowaniem. Nie przepadam za takimi osobami ;_; Mam nadzieję, że się ogarnie, jeśli jednak skończy w związku z Teo.
OdpowiedzUsuńRafał <3 Muszę powiedzieć, że uwielbiam tego pana tak samo mocno jak motyw zazdrości/walki w opowiadaniach. Dodatkowo bardzo lubię relacje od nienawiści do miłości. Tak więc kibicuję mu. Oby chłopak zawalczył o Teo <3
Jestem ciekawa jak to wszystko się skończy. No, równie dobrze może pojawić się inny, nowy chłopak, który skończy z Teo. A Andrzej i Rafał w magiczny sposób się w sobie zakochają i będą razem. Happy end <3 Chociaż nie, dobra, stop.
Tak czy inaczej - pozdrawiam! I życzę weny <3
Haha, uwielbiam jak snujecie domysły o zakończeniu historii! Mnie to nie przeszkadza, możecie się tym ze mną dzielić. Fajnie coś takiego czytać, kiedy ma się już rozpisaną całą historię. ;)
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Rzepa, rzepa, rzepa!
OdpowiedzUsuńMcDonald jest taki lekki, uwielbiam:) Dawno nie czytałam, a teraz jak wróciłam do tego ich cudownego trójkącika to czuję niedosyt :D Naprawdę kocham to czytać, ciągle się uśmiecham. Pisz dalej <3
OdpowiedzUsuńPS Gówniarza też nadrobiłam i trochę smutno, że już koniec:( Ale w zasadzie przedłużanie ich historii nie miałoby sensu. W końcu ostatecznie wszystko skończyło się dobrze :D
Ski! Wróciłaś! (Mam nadzieję, że do swoich tekstów również.)
UsuńTeż lubię ten ich trójkąt. Zawsze jakoś mnie to odrzucało, ale tutaj po prostu mogłabym siedzieć, pisać i pisać, jak to Andrzej z Teo, a po chwili Rafał z Teo. Nie wiem czemu, może to dlatego że po raz pierwszy wykreowałam tak bardzo ciapowatą postać, jaką jest Teodor, a jednak potrafię ją polubić (zazwyczaj wszyscy moi główni bohaterowie byli wygadani, pewni siebie i aroganccy, a tutaj taka odmiana).
Dzięki za komentarz!
(I bierz się do roboty leniu śmierdzący.)
Ja póki co do pisania nie wrócę. Złapały mnie poważne problemy zdrowotne (czekam na wyniki wycinków z żołądka) + pracuję niemal codziennie, żeby jakoś ogarnąć życie :( Nie mam do niczego głowy teraz...
UsuńDlatego McDonald był dla mnie bardzo miłą odskocznią od problemów dnia codziennego :)
Podoba mi się lekkość tego opowiadania oraz świeże podejście do różnych tematów czy problemów (jak np.: dojrzewanie, dyskryminacja, kompleksy, miłość, przyjaźń), dotyczących każdego nastolatka i młodego człowieka. Retrospekcja z gimnazjum to udany zabieg, za który również to opowiadanie ma u mnie dużego plusa - pozwala czytelnikowi wczuć się w sytuacje i zrozumieć emocje bohaterów.
OdpowiedzUsuńBardzo miło czyta się historię Teo, Andrzeja i Rafała. Z końcem każdego rozdziału czuję niedosyt ~ chciałoby się czytać non stop. Z marszu polubiłam Teo oraz dojrzałą wersję Rzepy. Andrzeja wolałam jako nastolatka – wydawał się sympatyczniejszy, bronił Teo i spędzał z nim czas, nie patrząc na jego wygląd czy kompleksy na punkcie jąkania. Swoją drogą, jestem ciekawa jak to się stało, że ich drogi się rozeszły i nie utrzymywali ze sobą żadnego kontaktu, zanim nie spotkali się w McDonaldzie.
Dorosły Andrzej to lekkoduch i egoista, raczej nie typ pasujący do związków. Fajnie, że mu zależy na Teo, ale nie widzę ich razem na dłuższą metę. Niczym sam Andrzej, również mam obawy, że nieumyślnie skrzywdzi go. Natomiast Rafał to mężczyzna w miarę ustatkowany, silny. Stara się naprawić relacje z Teo, mimo nieprzyjemnej przeszłości. Podoba mi się, że on także nie pozostaje obojętny na niego.
Z jednej strony cieszę się, że spełniły się Teodorowe marzenia o Andrzeju, z którym zaprzyjaźnił się w gimnazjum i do którego poczuł swoje pierwsze miłosne zauroczenie. Jednakże, mam nadzieję, że serce Teo zwróci się ku Rzepie w ostateczności.
PS. Opowiadanie czytam od samego początku, jednak dopiero teraz natchnęło mnie na podzielenie się swoją opinią :)
Mam również pytanie, czy planujesz wydać „I tak wszyscy wylądujemy w McDonaldzie” w formie e-booka w przyszłości? Chętnie bym zakupiła by móc do niego wracać w wolnych chwilach :)
Aleksandra.
Dzięki takim komentarzom aż chce się pisać i chociaż dorosłość mnie ostatnio zabija, to zawsze znajdę to parę godzin w tygodniu żeby przysiąść i coś nasmrodzić. :)
UsuńCieszę się, że mimo naiwności McDonalda, zauważasz, że opowiadanie wprowadza jednak coś świeżego. Początkowo miała to być jedynie krótka historia pisana dla rozluźnienia, sama nie wiem kiedy tak mi to wyewoluowało, kiedy rozwinęłam te postacie, zaczęłam zagłębiać się w psychikę i tak dalej. Ja chyba nie umiem nie wrzucać powiewu realności do opowiadań i wcale nie uważam tego za atut. Przydałoby się raz napisać taki całkowicie oderwany od rzeczywistości tekst, ale chyba za mocno stąpam po ziemi. ;)
Fajnie, że zwróciłaś uwagę na zmianę Andrzeja. Bo nie tylko Rafał się zmienił, Andrzej również i już myślałam, że za słabo to podkreśliłam. Każdy z nich się trochę zmienił, jedni na lepsze, drudzy na gorsze, ale chyba takie już jest życie, prawda? Każdy się zmienia, nikt nie jest w dorosłości tym samym człowiekiem co w gimnazjum czy liceum.
Jeśli chodzi o Twoje pytanie - tak, McDonald na pewno wyląduje na beezarze, ale albo będzie dostępny za darmo, albo za drobną, symboliczną opłatą. Tekst już mam cały rozplanowany i nie ma tam już miejsca na żadne dodatkowe rozdziały, tak jak to zrobiłam w Gówniarzu czy Americanie. A jakoś nie widzę tego, żeby zbierać kokosy za już opublikowany tekst na blogu. Ściągać go stąd też nie mam zamiaru, bo to już byłby szczyt chamstwa i nieposzanowania dla czytelnika.
Dziękuję ślicznie za komentarz. Cieszę się, że jednak zdecydowałaś się go napisać, bo naładowałaś mnie taką energią i weną, że właśnie gospodaruję sobie godzinkę wolnego, siadam i piszę, żeby zdążyć z rozdziałem na niedzielę. :)
Pozdrawiam!
Uuu no to mamy akcję. Mnie też w imieniu Rafała zazdrość dopadła ;D
OdpowiedzUsuńJakoś tak martwi mnie ten związek Andrzeja z Teo. Choć różnie to może się jeszcze potoczyć: )
Ściskam ciepło,
Elda
Ostatnio nie komentowałam, to teraz wyleje swoje żale.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Andrzej jest tylko chwilowy. Może nie jest już aż takim wrzodem jak na początku, ale nadal za nim nie przepadam. Moim faworytem jest i będzie Rzepa. Hawk.
Swoją drogą, gdzieś w poprzednim albo jeszcze wcześniejszym rozdziale mignęło mi, że Teo nie czuł tych fajerwerków kiedy całował się z Andrzejem... i cały czas tkwię z nadzieją, że pojawi się to podczas całowania z Rzepą <3 A teraz w ogóle jak jest impreza i okazja to czekam na to niesamowicie.
Swoją drogą zazdroszczę weny :D Mnie moja w natłoku obowiązków opuściła, a to co mam napisane nie nadaje się w ogóle na publikacje.
No, to czekamy na rozwój wypadków :> I żeby Rzepa wykazał się większą inwencją twórczą niż dotychczas i trochę zaczął zabiegać o zainteresowanie ze strony Teo (!)
Moja wena jakoś mnie odnajduje w tym całym kotle obowiązków. Może dlatego, że pisanie to jeden z nielicznych momentów, w którym mogę usiąść, wyłączyć się z życia i po prostu wrócić do wykreowanego przez siebie świata. Gdybym mogła, chyba wcale bym z niego nie wychodziła. ;)
UsuńOd początku nie lubiłam Rzepy, cieszę się, że to Andrzej zrobił pierwszy krok.
OdpowiedzUsuńOkej, to opowiadanie jest świetne, ale tak bardzo. Najfajniejsze "trzy rozdziały", jakie od dłuższego czasu czytałam :D Teodor to najkochańsza ciapa, bardzo mu kibicuję i miło się czyta o tym, jak stanął na nogi po tym okropnym czasie w gimnazjum. Andrzeja uwielbiam i chociaż najpierw nie byłam przekonana co do tego jego imidżu ala Andy, szybko go polubiłam i teraz mogłabym ciągle czytać o tym, jak paraduje w samych gatkach po mieszkaniu Teodora, wyłudza pieniądze od Bogu ducha winnych rowerzystów i kłóci się z panią w szpitalnej recepcji. To taki chłopak, który zawsze sobie jakoś w życiu poradzi i bardzo go za to lubię. Byłoby fajnie, jakby jednak wyszło mu z Teodorem, chociaż Rafał... No, Rafał najpierw nie wzbudzał we mnie pozytywnych uczuć przez to, jak w przeszłości traktował Teodora, ale rzeczywiście udowodnił, że się zmienił, i widać, że jakoś mu na Teo zależy. Także nie wiem, który z tej dwójki wydaje mi się lepszy dla Teodora, pozostaje mi tylko czekać na następne rozdziały i zobaczyć, jak potoczą się wydarzenia. Przyznam, że opcja z trójkątem też nieźle działa mi na wyobraźnię >:)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i mam nadzieję, że następne rozdziały będą jeszcze lepsze!
Marzenie Teodora się spełniło, Andrzej jest jego XD. Ale dalej mam wrażenie, że to będzie krótki związek i Teo będzie z Rafałem.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to opowiadanie, wciągnęłam sie, jak w Gówniarza. Lubię takie historię z przemianą i starą miłością szkolną, która po latach się spełnia.