Standardowo dziękuję Wam wszystkim za komentarze pod poprzednim rozdziałem. :) Cieszę się, że to opowiadanie tak dobrze się wśród Was przyjęło. Po ZTP myślałam, że będzie z tym ciężko (czułam przez to małą presję).
Kilka razy wspomniałam już Wam, czy to na blogu, czy na fanpage'u, że "Akademik" się pisze. Robi to dosyć powoli w porównaniu do "Americany", ale jestem w miarę zadowolona. Na razie wciąż jednak nie zdecydowałam co z nim zrobię, więc będę trzymać się swojego postanowienia o niepublikowaniu tego tekstu.
Jeżeli zaś chodzi o inne moje plany, takie naprawdę dalekie, to zastanawiam się, czy później nie zabrać się za poprawę, a następnie dokończenie "Nieba nad nami". Ten tekst tak sobie wisi od kilku lat, nie pamiętam jak to było z jego jakością, ale myślę, że po poprawkach może być całkiem zjadliwy. Ale jak już mówiłam - to dalekie plany. Nie mam zamiaru zawalać się tekstami, "Americana" i "Akademik" na tę chwilę mi wystarczą. ;) Chciałam Was tylko zapytać, czy podoba Wam się ten pomysł. Nie wiem czy jest sens wracać do tak starych tekstów, ale z drugiej strony byłabym dumna, gdyby udało mi się go zakończyć (a przy okazji poprawić tak, że mnie samej by się podobał :)).
Już więcej nie przedłużam, bo ostatnio strasznie się rozpisuję w tych notkach na początków rozdziału. Zapraszam do czytania. ;)
Betowała Ekucbbw. i Oni, bardzo Wam dziękuję. :)
Wieczór inny niż wszystkie
Gdy
złapał za klamkę od drzwi kamienicy, poczuł nerwowy dreszcz
przebiegający po plecach, a przez głowę przebiegło mu multum
myśli dotyczących tego, co zrobić dalej. Przyjechał tu pod
wpływem impulsu, więc nie miał żadnego konkretnego planu, zrobił
po prostu to, co uważał za słuszne. Tylko... co dalej? Zamierzał
wziąć Piotra do siebie? Ojcować mu? Przecież to nienormalne. Jak
osoba, która nie potrafiła zająć się sama sobą, miałaby niby
umieć zająć się ośmiolatkiem?
Wszedł
do kamienicy i wyciągnął rękę do znajdującego się po prawej
stronie włącznika światła. Żarówka zawieszona na ścianie
pstryknęła dwa razy, aż wreszcie rozbłysła żółtym blaskiem,
rozświetlając chłodne, nieremontowane od lat wnętrze kamienicy.
–
Aleks? – usłyszał czyjś głos. Jego wzrok momentalnie spoczął
na chłopcu siedzącym na drewnianym stopniu schodów. Piotrek
trzymał w ramionach swój niebieski tornister do szkoły, w którym
zapewne miał ubrania. W końcu Aleks kazał mu się spakować
(oczywiście wszystko to zrobił, nie poddając tego głębszym
przemyśleniom). Dziecko miało nadzieję, że... że co? Że jego
starszy brat się nim zajmie?
Na
twarzy Aleksandra pojawił się łagodny, mimowolny uśmiech. Po raz
pierwszy ktoś naprawdę na niego liczył, był komuś potrzebny. To
wcale nie takie złe uczucie, pomyślał i podszedł do dziecka,
które podniosło się ze schodów.
–
Gotowy na wycieczkę? – zapytał, dobrze wiedząc, że nic się nie
stanie, jak weźmie Piotrka do siebie na noc. Jego rodzice pewnie
nawet tego nie zauważą. Może mama, ale dopiero rano i pewnie
pomyśli wtedy, że Piotr gdzieś wyszedł, a wróci wieczorem.
Aleks
doskonale pamiętał, jak będąc w podobnym wieku do swojego brata,
specjalnie zabierał koc, coś do jedzenia oraz jakieś zabawki, a
następnie na całą noc i pół następnego dnia chował się gdzieś
na klatce schodowej (albo jeżeli było cieplej, to w piwnicy).
Koczował tam z nadzieją, że ktoś się wreszcie nim zainteresuje,
zauważy zniknięcie i zacznie poszukiwania. Na końcu jednak zawsze
się zawodził. Nikt się nim nie przejmował.
–
Gotowy! – powiedział i kiwnął głową, uśmiechając się
szeroko jak zadowolone, beztroskie dziecko.
– A
gdzie leci ci ta krew, hm? – zapytał, przypominając sobie, co
Piotrek mówił mu przez telefon. Ośmiolatek momentalnie się
zmieszał i dopiero po chwili podciągnął rękaw swojej zielonej
kurtki, pokazując mu lekkie zranienie na przedramieniu, z pewnością
nie wyglądające ani na groźne, ani na wymagające szybkiej
reakcji. Widząc to, Aleks aż się roześmiał, po czym, działając
całkowicie instynktownie, przyciągnął brata do siebie i przytulił
go. – Ty symulancie – rzucił, wcale nie będąc zły, że przez
to przerwał koncert. Nawet jeżeli Piotr trochę wyolbrzymił kilka
faktów, nie czuł nic prócz rozbawienia i chęci zabrania dziecka
do siebie. Zaopiekowania się nim. – Chodź.
–
Gdzie? – zapytał chłopiec, patrząc na Aleksandra szeroko
otwartymi, błyszczącymi, ciemnymi oczami. Jak na dłoni dało się
zauważyć, że dziecko tylko na to czekało, chciało, by Aleks po
niego przyjechał i wszystkim się zajął.
– Do
mnie – odparł. – Jutro popołudniu odwiozę cię do domu –
dodał i otworzył drzwi, przepuszczając chłopca przodem. Wciąż
nie mógł się przyzwyczaić do nowej roli. Opieka nad dzieckiem
raczej nie była podobna do zajmowania się szczurami, które
zazwyczaj do bardzo wymagających nie należały. Ale to tylko jedna
noc, pomyślał i zerknął na BMW Jasia – stojące nieopodal i
czekające na nich. Przez jedną noc nic się nie stanie, zrobi mu
jakąś kolację (nawet jeżeli w lodówce nie miał zbyt wiele
prowiantu), każe mu się wykąpać i położy go spać. Ten plan
wydawał się całkiem prosty i logiczny, najbardziej jednak
przerażała go myśl, że zaraz wsiądą do samochodu Jasia i... no
właśnie, co? Cholera, ta sytuacja była tak niezręczna, że
Aleksander nie miał pojęcia, jak się w niej odnaleźć. Nigdy by
nie przypuszczał, że razem z tym głupim szczylem pojadą po jego
brata, wcześniej przerywając koncert.
Coś
uległo zmianie w ich stosunkach, jednak Białecki jeszcze nie miał
pojęcia, co i dokąd to mogło ich zaprowadzić. Zresztą, nawet
jeżeli coś podejrzewał, tak po prostu nie chciał się nad tym
zastanawiać, odrzucał to i skupiał się na swoich aktualnych
problemach. W końcu miał ich sporo.
–
Wskakuj – rzucił, zupełnie jakby zapraszał Piotra do swojego
samochodu. Otworzył mu drzwi z tyłu i chłopiec od razu wykonał
polecenie z szerokim uśmiechem na ustach. Nim jednak to zrobił,
Aleks pomógł mu jeszcze zdjąć plecak i położył go na wolne
siedzenie pasażera. Jakoś tak mimowolnie zerknął na Jasia, który
odwrócił się do tyłu. W świetle przydrożnej lampy dostrzegł
jego lekki, bardzo przyjazny uśmiech.
–
Hej. – Usłyszał miękki, zupełnie niepasujący do Janka głos.
Nie czekając dłużej, zamknął drzwi i przeszedł do przodu, by
już po chwili wpakować się do środka wozu i być świadkiem
dalszej rozmowy Jasia z Piotrem. Sam nie wiedział dlaczego, ale
chciał ją usłyszeć. – Jak masz na imię?
–
Piotr – odpowiedział chłopiec, ściągając z głowy szarą,
bawełnianą czapkę. – A ty?
–
Jestem Jaś – odpowiedział i wychylił się, by podać dzieciakowi
rękę, którą ten zaraz uścisnął.
–
Jesteś przyjacielem Aleksa? – zapytał Piotrek, patrząc na Janka
z zaciekawieniem, czego jednak Aleksander nie był w stanie dostrzec,
gdyż starał się udawać, że wcale go to tak nie interesowało.
Specjalnie nawet wyciągnął telefon i udał, że urządzenie
całkowicie zaabsorbowało jego uwagę. Kątem oka jednak patrzył na
Janka, zdziwiony jego otwartością do chłopca i tym dziwnym
ciepłem. Kto by uwierzył, że głupi, zadufany w sobie gówniarz
będzie lubił dzieci?
–
Można tak powiedzieć – odparł z szerokim, rozbawionym uśmiechem,
doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo nietrafne było
określenie ich przyjaciółmi. – Zapnij pasy i jedziemy –
poinstruował go jeszcze, po czym odwrócił się przodem do
kierownicy. – Remek i Adam coś pisali? – zwrócił się już do
Białeckiego, zauważając, że cała jego uwaga skupiona była na
telefonie. A przynajmniej takie właśnie odniósł wrażenie, bo
skąd mógł wiedzieć, że Aleksander cały czas uważnie ich
słuchał?
–
Remek pytał tylko, czy wszystko okej. Już mu odpisałem, że tak –
mruknął, patrząc kątem oka na Janka, który tylko kiwnął głową
i odpalił samochód, a po jego ciepłym uśmiechu, jakim obdarzał
Piotrka, nie było już ani śladu. Szkoda, przebiegło przez
aleksowe myśli, za co miał ochotę walnąć głową w pulpit przed
sobą. Z jasnych przyczyn oczywiście tego nie zrobił, w zamian
wpatrzył się w mijane za oknem widoki, mając nadzieję, że podróż
minie im szybko.
Piotrek
siedział z tyłu cicho, patrząc to na swojego brata, to na
prowadzącego samochód Janka, który co chwilę rzucał mu
spojrzenia w lusterku. Chłopiec uśmiechał się do niego i za
każdym razem odwracał wzrok na okno, mnąc w dłoniach z ekscytacji
pasek od swojego plecaka.
– Ile
masz lat? – Ciszę panującą w samochodzie przerwało pytanie
Jasia.
–
Osiem – odpowiedział Piotrek jakby z dumą.
–
Chodzisz do drugiej klasy? – pytał dalej Janek, a Aleks przełknął
ciężko ślinę, zastanawiając się, czy jego wywiady mają
jakikolwiek sens. Czy Jaś chce się dowiedzieć czegokolwiek
konkretnego? A może po prostu zależy mu na tym, żeby zabić
milczenie?
– Tak
– odparł i wypiął pierś przed siebie. W końcu był już dużym
chłopcem, chodził do szkoły i się uczył. No, a na dodatek teraz
przyjaciel jego brata poświęcał mu uwagę. To sprawiało, że na
twarzy chłopca wciąż widniał szeroki, chociaż może już trochę
zmęczony uśmiech.
– I
jak? Dużo nauki? – Przejechał przez wyłączoną sygnalizację
świetlną, zwolnił i skręcił w prawo, wjeżdżając w pustą,
mniejszą uliczkę. Coraz bardziej zbliżali się do bloku Aleksa, za
co ten dziękował w myślach. Bał się, że Piotrek zaraz coś
wypali; świadomość, że Jaś mógłby wiedzieć jeszcze więcej
(mimo że i tak wiedział już stanowczo zbyt dużo) przyprawiała go
o nieprzyjemne mdłości. Sam nie miał pojęcia dlaczego, ale chciał
wyglądać w jego oczach na zwykłego, odpowiedzialnego faceta, bez
takich patologicznych problemów. Wolał po prostu, żeby Jaś
postrzegał go normalnie, nie przez pryzmat spieprzonego dzieciństwa,
które ciągnęło się za nim nawet w dorosłym życiu. Aleks już
nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak zestresowany. Serce niemal
podchodziło mu do gardła, żołądek zaciskał się nieprzyjemnie,
a skronie pulsowały tępym bólem. Przysłuchiwał się uważnie
rozmowie Piotra i Janka, zupełnie jakby zaraz miało paść coś
kompromitującego go w oczach kolegi z zespołu.
–
Tak! A pani wychowawczyni jest bardzo wredna! – odezwał się
Piotrek i kopnął siedzenie przed sobą.
– Tak
bywa – powiedział Jaś i zaśmiał się cicho. – W podstawówce
też miałem niemiłe nauczycielki – kontynuował. Dopiero kiedy
całkowicie zeszli na tematy szkolne, Aleks powoli zaczął się
rozluźniać. Bicie serca powróciło do normalnego rytmu, ucisk w
gardle ustąpił, pozostał jedynie ból głowy, który raczej już
go nie opuści do końca dnia. Zbyt wiele się zdarzyło.
W
pewnym momencie nawet uśmiechnął się pod nosem, przysłuchując
ich dalszej wymianie zdań. Było w tym coś... uroczego, ciepłego.
Sposób, w jaki Jaś zwracał się do Piotra i na odwrót, sprawiał
wrażenie, że ta dwójka po prostu złapała nić porozumienia, mimo
że nigdy by się tego po Janku nie spodziewał.
Wreszcie
zaparkowali pod wieżowcem. Piotrek aż przysunął się do okna,
żeby dokładnie obejrzeć okolicę, nawet jeżeli było ciemno.
Aleks odpiął pas, wiedząc, że teraz znowu wypada podziękować.
Jaś naprawdę wiele dla niego zrobił, należało mu się, pomyślał,
ale jeszcze, jakby dla dodania sobie czasu, zapiął kurtkę po samą
szyję, nie spiesząc się z wysiadaniem.
–
Skoczę jeszcze do sklepu – odezwał się Jaś, na co Białecki
popatrzył na niego z niezrozumieniem.
– Po
co? – zapytał niezbyt uprzejmie, na co Janek uśmiechnął się
pod nosem i przewrócił oczami, zupełnie jakby chciał mu
zakomunikować, że milszej reakcji wcale się od niego nie
spodziewał.
–
Byłem u ciebie w domu – rzucił z kpiną, rozsiadając się w
fotelu i nie spuszczając z Aleksa swoich przenikliwych oczu.
Białecki miał przez chwilę wrażenie, że Jaś go nimi przewierca
na wskroś i że już za chwilę dowie się o nim dosłownie
wszystkiego. – Wiem, jak żyjesz. Po tym, co widziałem w twoim
pokoju, nie spodziewałbym się, że w lodówce masz cokolwiek
jadalnego – zadrwił. – Co dasz dziecku na kolację? Spleśniały
chleb? – zapytał i trafił w samo sedno. Sukinkot, pomyślał
Aleks, naburmuszając się. Bo faktycznie, w szafce miał tylko jakiś
czerstwy chleb, w lodówce może ze dwa plastry sera, starą szynkę,
no i to byłoby na tyle. Nie miał się więc jak wybronić, dlatego
milczał i jedynie wzruszył ramionami. – Obok widziałem stację
benzynową, zobaczę, co mają. Będę u ciebie za jakieś piętnaście
minut, otworzysz mi, hm? – zapytał, a Aleks popatrzył na niego
niepewnie. Tak, jak jeszcze nigdy tego nie zrobił, bo chyba po raz
pierwszy czuł się przy Janku nieswojo, mimo że ten chłopak
naprawdę chciał mu pomóc. Nie dość, że pojechał z nim po
Piotra, a później jeszcze ich tu dowiózł, to teraz planował
zakupy. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak w tamtej chwili
bezbronnie wyglądał, siedząc zgarbiony na siedzeniu pasażera i
patrząc na Janka z wdzięcznością. Wcale nie wydawał się być
dwudziestoparoletnim facetem, prędzej można byłoby to przypisać
Jasiowi, który, nie ma co ukrywać, o wiele lepiej zadbałby o
Piotra. Mimo swoich osiemnastu lat był naprawdę bardzo dojrzały i
wydawać by się mogło, że Aleks dopiero w tamtym momencie zdał
sobie w pełni z tego sprawę.
I nagle
Jaś tak po prostu uśmiechnął się. Bez kpiny, bez ironii, wcale
nie złośliwie. Ale co było w tym wszystkim najważniejsze – Jaś
uśmiechnął się do Aleksa, nie do Piotrka, Remka, czy nawet Adama.
To lekkie, pełne zrozumienia i jakiegoś takiego ciepła
wykrzywienie ust było skierowane tylko do Białeckiego, którego
momentalnie oblało gorąco nieznanego pochodzenia.
–
Mieszkanie numer czterdzieści dwa, druga klatka, jakbyś zapomniał
– powiedział i sięgnął do klamki w drzwiach. Chciał coś
jeszcze dodać, nawet już otwierał usta, ale zrezygnował. Spojrzał
jeszcze tylko w te jego duże, niebieskie oczy, po czym szybko
wyskoczył z samochodu i rzucił do Piotrka:
–
Chodź, młody. – Dziecko momentalnie odpięło pas i wygramoliło
się z pojazdu, a Aleks przez ten czas stał obok i ani na chwilę
już nie zwrócił swojego wzroku na Jasia, który – tego Białecki
miał świadomość – nie spuszczał z niego oczu. Patrzył na
niego jakby zaciekawiony, a gdy wreszcie bracia ruszyli w kierunku
klatki, Janek odpalił silnik, wycofał i ruszył na stację
benzynową, myśląc o tym, że w Aleksie było coś, co przyciągało.
Sam jeszcze nie bardzo wiedział co, bo niestety momenty, w których
jego postać odpychała, przeważały wszystkie inne.
***
–
Mieszkasz tu sam? – zapytał Piotrek, rozglądając się po
zagraconym przedpokoju.
– Mhm
– odmruknął Aleks i odwiesił jego kurtkę, podczas gdy
ośmiolatek zrobił spory krok nad mieszaniną butów, jakichś
plastikowych worków po zakupach i szmat, którymi kiedyś Aleks
sprzątał mieszkanie (oczywiście w zamierzchłych czasach, kiedy
jeszcze to robił), po czym zajrzał do pokoju, ale tam wcale nie
było lepiej, jeżeli chodziło o porządek.
– Ale
tu syf – skomentował Piotr bezpardonowo, marszcząc nos niczym
rodzic wyrażający dezaprobatę.
– No
niestety – odpowiedział Aleks, wcale nie czując się ani winny,
ani zawstydzony, że coś takiego zostało mu wytknięte przez
ośmiolatka. – Ale chyba da się przeżyć, hm? – mruknął i
zdjął swoją kurtkę, po czym ruszył do kuchni, żeby wstawić
wodę na herbatę. Dzieciak powinien już iść spać, pomyślał
jeszcze, zerkając na zegarek wskazujący kilka minut po pierwszej w
nocy. Tylko że tu się rodził kolejny problem, stwierdził i wydął
wargi w zastanowieniu, zalewając czajnik wodą. Bo niby gdzie miał
położyć dzieciaka spać? Jasne, kanapa była w miarę szeroka, ale
tak... że niby razem? Zerknął kątem oka na Piotra, który
rozglądał się ciekawsko na boki. Może i w Aleksandrze przebudziły
się nieznane mu dotąd pokłady braterskiej czułości, ale,
cholera, nie wyobrażał sobie siebie śpiącego tuż obok brata,
okrywającego go kołdrą i znoszącego jego senne kopniaki. Ta wizja
stanowczo była zbyt różowa, za bardzo godziła w pielęgnowany
przez lata odpychający wizerunek Aleksa.
– Ile
miałeś lat, jak się wyprowadziłeś od rodziców? – zapytał
nagle Piotrek, przerywając rozważania brata o spaniu. Białecki
obejrzał się na chłopca, kiedy wstawiał czajnik na gaz i aż
przełknął ślinę, gdy zdał sobie sprawę, że dziecko jest
naprawdę szczęśliwe. Patrzyło na niego swoimi błyszczącymi
oczami, całe zadowolone, że znalazło się w tym małym, strasznie
zagraconym mieszkaniu.
–
Siedemnaście – odparł, odwracając się tyłem do blatu
kuchennego. – Kiedy masz urodziny? – zapytał, zakładając ręce
na piersi. Piotrek podszedł do krzesła stojącego przy wąskim
stoliku pod ścianą i usiadł na nim.
–
Miałem w listopadzie – mruknął, machając nogami w powietrzu, a
Aleks już wiedział, dlaczego nie miał pojęcia o ciąży mamy.
Wyprowadził się jakoś na przełomie maja i czerwca, brzuch musiał
nie być jeszcze duży, zresztą ta kobieta ciągle chodziła w
jakichś workowatych ciuchach. Nic dziwnego, że nie zauważył
dopiero kształtującego się, ciążowego brzucha. Ale nawet gdyby
zauważył, to co? – to pytanie pojawiło się w jego głowie, a
palce zacisnęły się mocniej na krańcach blatu. Nic, odpowiedział
sobie, nie chcąc czuć się winny. Nie był osobą, która mogłaby
roztrząsać takie rzeczy. Przecież teraz mu pomaga, zresztą, nie
ma nawet obowiązku tego robić.
Niemal
podskoczył, gdy za jego plecami rozbrzmiał pisk wskazujący na to,
że chwilę temu wstawiona na gaz woda zagotowała się. Szybko
odwrócił się, by wyłączyć palnik, po czym, jakby automatycznie,
sięgnął po szklanki i herbatę.
–
Cieszę się – usłyszał cichy głos Piotrka. – Zawsze chciałem
cię poznać. Mama ciągle mi mówi, że mamy ten sam uśmiech.
–
Kochasz ich? – zapytał i dopiero po chwili zdał sobie sprawę,
jak durne było to pytanie. Piotrek miał osiem lat, dopiero zaczynał
uświadamiać sobie to, że jego życie wcale nie wyglądało tak,
jak setki innych dzieci. Że rodzice nie byli wzorem do naśladowania
i że tak naprawdę zasługiwał na coś lepszego.
– To
rodzice... – odpowiedział zmieszany Piotrek i w tym momencie
rozległ się dźwięk domofonu.
–
Poczekaj chwilę – rzucił szybko Aleks, po czym wyszedł z kuchni,
obiecując sobie, że już nie poruszy tych tematów. Podniósł
słuchawkę, ale nawet nie zapytał, kto jest po drugiej stronie,
tylko od razu wcisnął guzik otwierający zamek w drzwiach. –
Zaraz zrobię ci kolację, później pójdziesz się wykąpać i
spać, hm? – zapytał głośniej i obejrzał się na wejście do
kuchni, w którym stał Piotrek. Chłopiec kiwnął głową i
uśmiechnął się szeroko, a Aleks odetchnął. Obaj będą musieli
jakoś odnaleźć się w tej nowej sytuacji.
Wrócił
do kuchni, dokończył robienie herbaty i już po chwili znów musiał
wyjść do przedpokoju, żeby wpuścić Jasia. Kiedy otwierał mu
drzwi, poczuł się obco. To wszystko było tak cholernie dziwne i
nieznane. Piotrek w jego mieszkaniu, Jaś przychodzący z zakupami,
pomagający mu, a może nawet... martwiący się? Nie, to niemożliwe,
stwierdził, ale kiedy spojrzał na chłopaka z zakupami w ręku,
znów się zmieszał. Który to już dzisiaj raz, holender?! Dlaczego
nie potrafił do tego podejść normalnie, z dystansem? I dlaczego,
do jasnej cholery, Jaś tak na niego patrzył? Nie ze współczuciem,
ale z rozumieniem? Jakby sam kiedykolwiek miał takie problemy! A nie
miał, żył sobie w tym cudownym świecie stworzonym przez jego
rodziców, w domu, otoczony ciepłem, wychuchany, wymuskany, bogaty i
szczęśliwy. Nie mógł mieć najmniejszego pojęcia, co przeżywał
Aleks i Piotrek, nie miał okazji tego poznać, bo posiadał normalną
mamę i normalnego tatę.
W
Aleksie znów wezbrała złość. Pojawiła się nagle, zupełnie
niekontrolowanie, a jednak miał świadomość, skąd się wzięła.
Była reakcją na jego niemoc, zawsze wolał wybuchnąć, niż
pokazać swoją słabość.
– Co
się z ciebie taki samarytanin zrobił, hm? – zapytał, nie
wpuszczając Jaśka do swojego mieszkania. Ostatnio zbyt często
pojawiał się w jego życiu. Stanowczo zbyt często, stwierdził,
patrząc na niego z nieco zadartą głową. Czasem nienawidził jego
wzrostu. Albo prędzej nienawidził swojego wzrostu, przy Janku
wyglądał na bardzo niskiego.
–
Ocknąłeś się i powracasz do żywych? – zapytał Janek i
wyciągnął dłoń z białym workiem.
– To
raczej ty zachowujesz się jak Teresa z Kalkuty – odpowiedział,
ale zabrał zakupy. W końcu musi dać coś Piotrkowi na kolację. –
Nie myśl, że przez to zacznę cię lubić. Fajnie, że pomogłeś,
ale...
–
Skończ – prychnął Jaś i przewrócił oczami, wyraźnie zmęczony
już zagrywkami Aleksa. – Nie wiem co chcesz osiągnąć, ale
„dziękuję” by wystarczyło – mruknął i wsunął ręce w
kieszenie swojej czarnej, puchowej kurtki, a Aleks zachował kamienną
twarz i udał, że wcale go to nie ruszyło. Za bardzo już się
spoufalił z tym szczylem, powinni zachować dystans do siebie, a nie
patrzeć sobie nawzajem w oczka i wzdychać, jak to miało miejsce w
samochodzie jakieś pół godziny temu.
– Ile
płaciłeś? – zapytał Aleks i już się odwracał do swojej
kurtki, z której chciał wyciągnąć portfel.
– Nie
oddawaj mi – odparł Jaś. – Napisz tylko rano, czy udało ci się
nie zabić dzieciaka – dodał, po czym odwrócił się i ruszył do
schodów. Aleks wpatrzył się w jego nieco przygarbioną sylwetkę,
która już po chwili zniknęła mu z pola widzenia.
Pogubił
się w tym wszystkim, pomyślał, kiedy zamknął drzwi i na kilka
sekund zamarł w bezruchu. Wpatrzył się w worek z zakupami, jaki
trzymał w dłoni, po czym westchnął i zawrócił do kuchni.
Może
powinien inaczej podejść do Janka? Tylko że przecież obdarzenie
kogoś zaufaniem wcale nie było takie proste, a przynajmniej nie dla
Aleksa, ale...
Dzisiaj
po raz pierwszy naprawdę czuł, że nie jest sam.
Rozdział jak miód na serce, tyle Jaśka, sama przyjemność w czytaniu. :))
OdpowiedzUsuńChoć Aleks podpadł mi pod koniec! Tak ładnie rósł w moich oczach to przypomniał sobie o swoim charakterku.
Czekam na dalszy rozwój wydarzeń i życzę weny. ^^
Ztp to moje małe kochanie ♡♡♡ ale dzięki temu po prostu Ci ufam jako autorowi, a nie zawyżam oczekiwania ;) jest dobrze jak jest
OdpowiedzUsuńCieszę się. :)
UsuńOh Alex, naprawdę? a nie pomyślałeś, że Jasiek też może być po "przejściach" ?
OdpowiedzUsuńRozdział super, życzę weny i więcej :)
Pozdrawiam
Magda
Uwielbiam to opowiadanie. Aleks fajnie się zachował...no może na początku, bo powinien być milszy dla Jasia :( Piotrek uroczy szkoda mi dzieciaka. Pisałaś, że planowałaś kilkanaście rozdziałów a ja nie wiem jak by to miało wyglądać xD Bo relacja pomiędzy Jasiem a Aleksem idzie baaaardzo powoli, więc nie wiem jakbyś to zmieściła w tylu rozdziałach. Pozdrawiam i weny życzę.
OdpowiedzUsuńSzczerze? Teraz już wiem, że na nastu rozdziałach się nie skończy. ;) Aleks to problematyczna postać, chyba jeszcze nie chce schodzić ze sceny. :)
UsuńCieszy mnie to! :))
UsuńDzięki za kolejny odcinek. Niesamowicie intryguje mnie Jaś, strasznie mało o nim wiadomości dotychczas w opowiadaniu. Niby wiadomo gdzie mieszka i czy się zajmuje, niby wiadomo że ma lot na Aleksa - ale tak na poważnie to strasznie z niego tajemniczy osobnik, nic o nim konkretnego nie wiadomo, nic o jego wcześniejszym życiu. Pojawił się na próbie i jest!
OdpowiedzUsuńOdcinek świetny, ale jakoś taki mało długi, żeby wprost nie napisać zarzutu, że jest krótki. Dzięki że jest.
Długość odcinka to relatywne pojęcie, jak opowiadanie jest dobre i wciągające, to nawet najdłuższy odcinek jest krótki i zbyt szybko się kończy.
Plany dotyczące Americany i Akademika są ok (przynajmniej,niej dla mnie), co do dalszych to wolałbym poznać dalsze losy Filipa i Gracjana czyli sztandarowego opowiadania na blogu zatytułowanym "Zostawić rzeczywistość" - to taki mały wytyk, aby nie zostawiać niedokończonych opowiadań. Tekst wcale nie jest zły jak to wcześniej pisałaś, styl jest nieco inny, ale myślę, że warto dokończyć to opowiadanie.
Pozdrawiam
Tak, o Jasiu niewiele wiadomo, ale spokojnie, myślę, że z każdym rozdziałem zarówno Aleks jak i Wy dowiedzie się więcej. :)
UsuńJeżeli chodzi o długość rozdziału, to faktycznie, jest krótszy niż poprzednie. Stwierdziłam jednak, że nie ma sensu go przeciągać, ani też na siłę czegoś dodawać, żeby tylko zyskać na objętości. ;)
Z tym "Zostawić rzeczywistość" to faktycznie mały wytyk. :D Opowiadanie siedzi mi niczym drzazga w oku, z perspektywy czasu, żałuję, że go nie dokończyłam. Może i zaczynać opowiadania umiem, z doprowadzaniem ich do końca jest już u mnie gorzej. Pożyjemy - zobaczymy. Na razie skupię się na tym, na czym powinnam. :)
Bardzo dziękuję za komentarz!
Rany, chyba będę musiała zapisywać gdzieś komentarz zaraz po zbetowaniu, bo z czasem wrażenia ulatniają mi się z głowy, a nie zawsze chce mi się czytać drugi raz. Z drugiej strony, czasem się to przydaje.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, coś mi długo nie podsyłasz następnego rozdziału. Już się zaczynam niecierpliwić xD
Jeżeli chodzi o inne opowiadanie, to jestem oczywiście za poprawieniem i dokończeniem go, ale rzecz oczywista, nie kosztem Americany czy Akademika. Mogłabyś to robić "po godzinach", czy coś.
Powiem ci, że przez niemal cały rozdział nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że pod koniec będą się całować. Jaś z Aleksem oczywiście. No aż się o to prosiło. Stało się natomiast coś zupełnie odwrotnego i z jednej strony świetnie, że wciąż mnie zaskakujesz, ale mimo wszystko miałam aż ochotę tupnąć nogą i strzelić focha xD
Nie no, wiem, że nie byłoby to ani zbyt realistyczne, ani podobne do Aleksa, ale po prostu był na początku między nimi ten nastrój, to napięcie... No cóż, może następnym razem xd
Zastanawiam się, czy w następnym rozdziale przejdziesz od razu do następnego dnia, czy będziesz kontynuować sytuację z Piotrkiem w mieszkaniu Białeckiego.
No nic, dowiem się wkrótce.
Wiem, wiem, trochę się ostatnio obijam. Ale rozdział już napisany, teraz tylko go jeszcze przelecę wzrokiem i Ci najpóźniej jutro poślę. :)
UsuńUwielbiam, uwielbiam, uwielbiam.
OdpowiedzUsuńCzekam już jakiś czas na jakąś porządną konfrontacje. Chyba już tak mam, że jestem tak bardzo niecierpliwa.. Ale co zrobić? Aleks jest taki fajny~
Weny, weny i jeszcze raz weny.