Betowała Akari
Piąte koło u wozu
– Kto ci to zrobił? – Tak brzmiało kolejne
pytanie, jakie zadał Sebastian. A miał przecież spojrzeć na mnie z
obrzydzeniem, może nawet coś powiedzieć, a później uciec jak najszybciej.
Chociaż sam nie wiem, czy powinienem się dziwić. Już dawno zdążyłem zauważyć,
że Sebastian nieco odbiega od norm. No i nie byłby chyba sobą, gdyby robił
wszystko po mojej myśli.
Przewróciłem oczami i dalej milczałem. Bo w
tamtym momencie nie wiedziałem co powiedzieć, a przecież mogłem ściemnić coś na
poczekaniu. Nawet głupią bajkę o wywaleniu się ze schodów. Mogłem, ale
siedziałem cicho, bo nawet coś takiego nie przychodziło mi do głowy.
– Nie uciekasz? – burknąłem jedynie, patrząc
na niego dziwnie. Najchętniej to schowałbym się za drzwiami, zamknął je na
wszystkie spusty i posiedział sam.
Może i za bardzo się użalałem. Może. Ale fakt
był taki, że wyglądałem naprawdę tragicznie, a jak sam uważałem, jeszcze przed
tą szramą, byłem dosyć przystojny. Właściwie, to lubiłem swoje odbicie w
lustrze.
– A ty nie odpowiadasz mi na pytania –
sapnął, po czym przysunął się do mnie. I, jak Boga kocham, byłem gotowy, żeby
zrobić krok w tył i trzasnąć mu drzwiami przed mordą. Ot tak, po prostu. Bo
mnie zaczął irytować tym dociekaniem.
Wiem, wiem cholera, że nie jest dobrze. Że
wyglądam jak pieprzony Quasimodo po czołowym spotkaniu z pociągiem. A on
jeszcze przyglądał mi się, jakbym był jakimś cholernym eksponatem muzealnym.
Złapał mnie nagle za podbródek i odwrócił
twarz w bok. Na krótką chwilę zamarłem, zostawiając rozmyślania o Quasimodo.
Odetchnąłem ciężko, gdy pogładził kciukiem skórę niedaleko rany.
– Zagoi się – powiedział, po czym znowu
przekręcił moją głowę. Jak jakąś pieprzoną lalkę! Już miałem mu coś powiedzieć,
a może nawet wygonić go stąd, bo co to ja, zabawka jakaś jestem? Gdy nagle
nachylił się i pocałował mnie w usta. Lekko. Tylko musnął moje wargi. Jeden
raz. Drugi. Trzeci. Nie pogłębiał tego, najwidoczniej zauważył, że moje usta
też się nie uchowały i nie wyglądały najlepiej.
Odsunął się i uśmiechnął, wpatrując we mnie
jakoś dziwnie. Aż sam się speszyłem, za co miałem ochotę walnąć głową w ścianę
i jeszcze bardziej pogorszyć swój wygląd.
– Ktoś mógł zauważyć, idioto – burknąłem,
czując, że robi mi się gorąco. Może jednak jest jakieś pozytywne zastosowanie
tego wielkiego siniaka, co to go mam na facjacie? Przynajmniej nie było, że się
rumienię jak ostatnia ciota. I to jeszcze przez co! Przez lekki pocałunek,
który z pewnością nie miał w sobie ani grama erotyzmu.
Coś jest nie tak. Coś jest ze mną cholernie
nie tak. I wcale, a wcale nie chodzi tu o moją opuchniętą mordę.
– Wpuścisz mnie? – zapytał, najwidoczniej nic
sobie nie robiąc z tego, co mu powiedziałem.
– Mam bałagan – palnąłem, zamiast od razu
kategorycznie odmówić. Czasami (a ostatnio zdarzało mi się to bardzo często)
zastanawiałem się nad amputacją języka.
– Uwierz, przeżyję – parsknął.
– To w takim razie nie mam cię po co
wpuszczać – odpowiedziałem i chyba pierwszy raz od kilku dni uśmiechnąłem się.
Nie za szeroko, bo w tym przeszkadzała mi rozwalona warga, która szczypała, gdy
rozciągałem usta bardziej niż powinienem.
– Nie byłeś taki wygadany, kiedy – nachylił
się do mnie, opierając rękę na framudze – mówiłem ci, gdzie masz go włożyć. – Ściszył
głos i uśmiechnął się nieco złośliwie, seksownie mrużąc przy tym oczy.
Momentalnie przełknąłem ślinę, patrząc na
niego z bliska. Przypomniał mi się tamten wieczór. I, o cholera, powtórzyłbym
go.
– To mogę wejść? – Drążył temat, spoglądając
na mnie wyczekująco.
Nie powinienem odsuwać się od drzwi. Nie
powinienem otwierać ich bardziej i pokazać zagraconego przedpokoju. Nie
powinienem, a jednak to zrobiłem. Naprawdę nie mam pojęcia, o czym wtedy
myślałem, wpuszczając go do mieszkania. Już jak tylko przekroczył próg, miałem
ochotę go wypchnąć. A gdy wszedł do pokoju, który w tamtej chwili przypominał
bardziej wysypisko śmieci (no dobra, nie tylko wtedy, bo praktycznie zawsze je
przypominał) niż pokój, myślałem, że zaraz otworzę okno i go wyrzucę.
Rozejrzał się zaciekawiony, jakby, kurwa,
było co oglądać, po czym zaczął uważnie przyglądać się starym plakatom
zawodników NBA, pozawieszanym na ścianach. Wyglądał tak, jakby nie
przeszkadzały mu skarpetki porozrzucane po podłodze, papierki po batonikach i
ubrania wysypujące się z szafy.
– Gdzie śpisz? – zapytał, a ja wskazałem na
łóżko stojące po prawej stronie od drzwi. Cieszyłem się przynajmniej z tego, że
panował na nim mniejszy bałagan niż na posłaniu brata. Paweł był jeszcze
większym leniem niż ja. Ja przynajmniej raz na ruski rok (który zdarzył się
dzisiaj, bo już nie miałem co robić z nudów) ścieliłem łóżko. On nigdy tego nie
robił, tak jak wstawał, tak zostawało do wieczora. I później się, kuźwa,
dziwić, że bałagan jest.
No dobra, nie żebym kwapił się do sprzątania.
Jakoś nigdy mi się nie śpieszyło, nawet, jak kiedyś przez przypadek nadepnąłem
na puszkę i jej zgnieciony kant wbił się w moją stopę. Tak, wtedy też nie
stwierdziłem: „wypadałoby posprzątać”. Ale tamtego dnia, gdy był u mnie
Sebastian, naprawdę tak pomyślałem. Żałowałem nawet, że chwilę temu, zanim
przyszedł, z nudów nie zabrałem się za to.
Wykląłem siebie od razu, gdy tylko zdałem
sobie sprawę, nad czym zaczynam się zastanawiać. Wystarczyło go po prostu nie
wpuszczać, a nie o sprzątaniu jeszcze myśleć!
– No? – mruknąłem, stojąc przy drzwiach do
pokoju i patrząc na niego wyczekująco.
– Usiądziesz? – zapytał z szerokim, nieco
dziecięcym uśmiechem. Aż uniosłem brwi, nieco zdziwiony. Raz Sebastian był
cholernie seksowny, właśnie jak taki Heath Ledger, a raz przypominał dziecko…
Albo psa. Tak, do psa było mu trochę bliżej, a w szczególności do SonGoku.
Gdyby się tak dłużej nad tym zastanowić, to naprawę można dostrzec uderzające
podobieństwo.
Popatrzyłem na niego jeszcze z obawą.
Zupełnie jakby miał się zaraz na mnie rzucić, tak jak robił to jego pies.
Usiadłem, jednak w odpowiedniej odległości.
– Chciałem zobaczyć twój pokój, to tyle –
powiedział rozbrajająco szczerze. Zapatrzyłem się na niego i gdy tylko zdałem
sobie z tego sprawę, odchrząknąłem nerwowo.
– To widzisz. Mam nadzieję, że teraz możesz
umrzeć w spokoju i… – przerwałem, gdy nachylił się do mnie i najpierw lekko
pocałował w usta, a później zsunął się wargami na moją szyję. – Co ty… –
zacząłem, ale później westchnąłem ciężko, gdy poczułem jego język. Wsunąłem
dłoń w jego nieco dłuższe włosy na czubku głowy i jakoś wcale już nie miałem
ochoty się od niego odsuwać.
– Jesteś sam? – zapytał, gdy jego ręka
wsunęła się pod moją koszulkę i zaczęła gładzić mnie najpierw pod żebrami, a
później przechodzić na wyższe partie torsu, ostatecznie zatrzymując się przy
lewym sutku. Nic więc dziwnego, że zamiast odpowiedzieć, stęknąłem ciężko, gdy
palce zahaczyły o twardniejącą brodawkę.
– Tak – sapnąłem w końcu, gładząc go po
skórze głowy. – Ale nie, czekaj – powiedziałem nagle, odsuwając go od siebie,
gdy zdałem sobie sprawę, do czego to zmierza. I nawet, jeżeli cholernie mi się
ten kierunek podobał, nie mogłem na to pozwolić. – Paweł czasem w przerwach
podczas pracy wpada.
O cholera. Gdyby mnie z nim zobaczył to… To
nawet nie chcę myśleć, co by się stało, ale cokolwiek to by nie było, nie
mogłem do tego dopuścić.
Sebastian westchnął ciężko.
– Kiedyś będziemy musieli wykorzystać twoje
łóżko – powiedział i zaśmiał się niskim, nieco ochrypłym głosem. Kurwa, kurwa,
kurwa. Już byłem twardy. Przysunął się jeszcze do mnie i pocałował mocno, ale w
szyję. Po czym odsunął się jakiś taki przerażająco zadowolony. – No to idę –
powiedział i cmoknął mnie jeszcze w usta. – Nie będę miał teraz za bardzo
czasu, więc nie będę cię nachodzić w domu. – Uśmiechnął się szeroko, jakby go
to cholernie bawiło. – Dlatego też odpisz czasem na głupiego smsa, co? Nie
mówię, żebyś od razu musiał telefony odbierać, bo widzę, że to dla ciebie za
dużo. – Zaśmiał się.
– Oj, weź spadaj – burknąłem i odepchnąłem go
lekko, ale mimo wszystko uśmiechnąłem się pod nosem, chociaż sam nie wiem
czemu.
Trochę w sumie podobało mi się, że tak za mną
latał. Chociaż, jako prawdziwy facet nie powinienem tak mówić. Paweł zawsze
paplał, że to facet powinien „polować”. Cóż, ja swojego lwa chyba miałem…
I gdy tylko zrozumiałem o czym właśnie myślę,
chciałem przypierdzielić głową w plakat Scottiego Pippena. Zaczynałem się
siebie obawiać. Lew kurwa. A ja to co, antylopa jego?
– Kiedy ściągają ci szwy? – zapytał, po czym
przesunął jeszcze ręką po moim policzku, niedaleko rany. Dobrze przynajmniej,
że nie drążył, skąd ją mam.
Trochę było mi dziwnie, gdy pomyślałem, że
robi to dlatego, bo podejrzewał jaka jest odpowiedź. Cóż, pewnie gdy tylko
przekroczył próg mojego domu, zobaczył stare, popękane kafelki w przedpokoju i
puste, betonowe miejsca, z których one poodpadały, a następnie wszedł do tego
pokoju, spojrzał na ściany z poobdzieranymi tapetami i żałośnie pozawieszane plakaty,
mające odwrócić od tego wzrok, później zerknął jeszcze na sufit, na tworzącego
się w rogu pokoju grzyba, to mógł stwierdzić, że sytuacja w moim domu nie jest
najlepsza. Zaczynało mi być wstyd. Naprawdę nie powinienem go tu wpuszczać.
Nasze domy to zupełnie dwa różne miejsca.
– Pojutrze – odpowiedziałem. Chciałem, żeby
już wyszedł. Teraz, zaraz.
– Zabliźni się. A blizny są seksowne –
parsknął i nie wiem, czy mnie pocieszał, czy po prostu miał z tego niezły ubaw.
Ale uśmiechnąłem się lekko i kiwnąłem głową.
Pół godziny po tym jak wyszedł, przyszedł
Paweł. Boże kochany, gdybyśmy naprawdę zaczęli się pieprzyć, a on wpadłby i to
zobaczył? Co bym wtedy zrobił? Może jednak mam jakieś tam (bardzo małe)
szczęście?
– Co masz na szyi? – zapytał Paweł, kiedy
siedział na swoim łóżku, opychając się drożdżówką.
– Hm? – Podniosłem na niego spojrzenie i
połknąłem Snickersa, którego wspaniałomyślnie przyniósł mi brat. Czasem to on
miał dobre zapędy. Kupił mi całą torbę słodyczy i to wcale nie byle jakich. To
się nazywa kochane rodzeństwo. W tamtym momencie, w którym opychałem się
ciasteczkami Milki, naprawdę miałem ochotę go przytulić i podziękować.
Szczęście, że ciasteczka szybko się skończyły i nie zdążyłem wprowadzić tego w
życie.
– No masz plamę – mruknął, marszcząc brwi.
Przeżuł to co miał w ustach, a później uśmiechnął się szeroko, nie przejmując
się tym, że pomiędzy zębami miał twaróg. – Był tu ktoś?
Momentalnie poderwałem się na równe nogi,
przewracając puste opakowanie ciasteczek na podłogę i rozsypując na niej
okruszki, pognałem do łazienki. Aż sapnąłem, patrząc na mocno czerwony, dosyć
spory punkt przy zgięciu szyi po prawej stronie. A niech tę piegowatą łajzę
czort weźmie.
„Zabiję cię” – wysłałem mu smsa i miałem
nadzieję, że do ściągnięcia szwów, czyli wtedy gdy po raz pierwszy wyjdę ze
swojej pieczary i ujrzę światło dzienne, a także cywilizację, malinka zniknie.
Nie zniknęła.
***
Powinienem być wdzięczny kochanej matce
naturze, że nawet jak nic nie robię, a jem tak dużo, że czasem aż mi niedobrze,
nie tyję. Normalny człowiek już by się pewnie w drzwiach nie mieścił, a ja nie
przytyłem nawet kilograma… No dobra, może i coś tam przytyłem, ale tragedii nie
było. Chyba.
Leżałem więc na łóżku i wpierdalałem
(jedzeniem tego nazwać nie można) kolejnego batona, gdy drzwi do pokoju się
otworzyły, a w progu stanął Paweł. Zmierzył mnie zblazowanym spojrzeniem i
skrzywił się. Ja, jakby wiedząc o co mu chodziło, uniosłem dłoń i wytarłem usta
z czekolady, po czym wróciłem do jedzenia.
– Przypominasz świnię – prychnął i stał
dalej, obserwując mnie. Złapałem za prawie pustą butelkę oranżady i rzuciłem
nią w niego. Niestety Paweł miał dobry refleks, dzięki któremu nie oberwał
butelką w twarz. – Ruszyłbyś dupę – mówił dalej. Szkoda, że nie mam więcej
butelek pod ręką, pomyślałem, rozglądając się dookoła.
– Nie chce mi się – odpowiedziałem zgodnie z
prawdą. Na dworze cały czas lało, tak jak to bywa w listopadzie. Na boisku już
się prawie nie pokazywaliśmy, no, chyba że mieliśmy ochotę zginąć w burzy albo
ulewie lub ewentualnie pod stertą zamokłych liści.
– Jak nie będziesz mógł sznurowadeł zawiązać,
to nie moja sprawa – powiedział i uśmiechnął się nieco chamsko. – Rośniesz w
oczach.
Prychnąłem rozdrażniony i zrzuciłem papierek
na podłogę, podnosząc się. Zmierzyłem brata niechętnym spojrzeniem. Odkąd
ściągnięto mi szwy, moje życie ograniczało się do szkoły i jedzenia, ale na
pewno nie przytyłem. Byłem przekonany, że nie było tak źle, jak to przedstawiał
Paweł. On lubił wyolbrzymiać, w szczególności jeżeli chodziło o mnie. To się
dopiero nazywa rodzina i więź braterska, cholera.
– A weź spadaj – burknąłem. – Dalej mam
cudowne mięśnie, więc możesz się zamknąć. – Uśmiechnąłem się szeroko i mało co
mnie obchodziło, że zęby od czekolady mogły być czarne. A wnioskując po
skrzywieniu Pawła, pewnie takie były.
– Dobra, mięśniaku – przewrócił oczami –
dzisiaj wychodzimy. – Zarządził.
– Co? – Zmarszczyłem brwi, patrząc na niego
zdziwiony. Owszem, trochę się w tym domu zasiedziałem. A może nawet nie
„trochę” tylko „bardzo”. No, chyba że szedłem do Sebastiana, ale to i tak nie
za często. Zadziwiające, ile to dziecko szczęścia miało obowiązków. Szczerze
mówiąc, jak się dowiedziałem, co robi całymi dniami, zaczynałem mu współczuć.
Po szkole szedł na zajęcia dodatkowe przygotowujące go do matury, następnie
leciał na trening koszykówki i wracał wieczorem zmęczony. Czasem szedł też na
judo albo naukę gry na pianinie (tak, ponoć teraz tego jego mama chciała
spróbować). Jednak co było najdziwniejsze? Sebastian nie narzekał, a chyba
powinien, prawda? Nigdy mi tego nie mówił, ale było widać, że naprawdę bardzo
kochał swoją mamę, w końcu robił to wszystko dla niej.
I pewnie jeszcze niedawno nieźle bym się z
niego nabijał. Maminsynek się znalazł. Ale teraz, gdy go poznałem, nawet mnie
to nie śmieszyło.
– No rusz swoją grubą dupę z kanapy, nim się
ona w niej odciśnie. – Zaśmiał się wrednie. Och, najchętniej zatkałbym mu gębę
skarpetką. Brudną, oczywiście. – Wychodzimy za godzinę do Bartka. Robi jakąś
tam imprezę u siebie no i… – spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie – Kamila
będzie. – Mrugnął do mnie porozumiewawczo. Prawie że jęknąłem niezadowolony, w
ostatniej chwili jednak się powstrzymałem. Niestety, w zamian skrzywiłem się,
wyraźnie zniechęcony.
Naprawdę nie chciałem tej baby na oczy
widzieć.
– Zostanę w domu – prychnąłem. Miałem ochotę
tu zostać i umrzeć z przejedzenia. Przynajmniej byłaby to całkiem ciekawa
śmierć. I smaczna. Może nawet załapałbym się do gazet. Bo chyba „Fakt” by sobie
nie odpuścił takiej sensacji? I to na dodatek, prawdziwej! – Zacząłem się
poważnie zastanawiać.
– Nie chcesz poruchać? – Spojrzał na mnie
autentycznie zdziwiony. Teraz to ja już naprawdę miałem ochotę skrzywić się,
jęknąć i wzdrygnąć na raz. Wszystkie, tylko nie Kamila!
– Daj spokój, znalazłbym sobie lepszą –
prychnąłem i przewróciłem oczami.
– To czemu takiej nie znajdziesz? – Uniósł
brew i wbił we mnie zaciekawione spojrzenie. Momentalnie zrobiło mi się gorąco
ze zdenerwowania.
Dlaczego? Bo miałem Sebastiana, który
zajebiście obrabiał laskę? Bo nawet nie chciałem nikogo innego szukać? No i nie
chciałem również, żeby Sebastian sobie kogoś znalazł? Tak, właśnie dlatego.
Tylko przecież nie odpowiem tak bratu, równie dobrze mógłbym skoczyć pod pociąg
albo znaleźć grupkę skinów i oznajmić im, że jestem gejem. To byłoby podobne w
skutkach.
Dlatego właśnie siedziałem cicho i zastanawiałem
się gorączkowo co powiedzieć. Jak na złość, nic nie przychodziło mi do głowy.
– Ty cioto. – Zaśmiał się Paweł. Spojrzałem
na niego i również się roześmiałem, ale raczej nie było w tym nic ze
szczerości. Zmusiłem się do tego, bo cholera, miał rację! Tak, kurwa, byłem
ciotą. Tak, kurwa, ciągnąłem laskę Sebastianowi i tak, kurwa, podobało mi się
to.
Boże. Jestem beznadziejny, pomyślałem i po
raz pierwszy od dawna miałem szczerą ochotę się rozpłakać. Chciałem mu
powiedzieć, ale nie mogłem. Wmawiałem sobie, że to byłoby najgorsze, co mógłbym
zrobić. Nie dopuszczałem nawet do siebie myśli, że Paweł ostatecznie pewnie nic
by mi nie zrobił. Może by się zamachnął. Obił mi kilka razy tą moją, i tak
paskudną przez bliznę, twarz. Wyszedł. Trzasnął drzwiami. Powiedział, jak
bardzo się mnie brzydzi, że chce mu się rzygać. Że jestem ciotą, pedałem,
cwelem. Ale później by wrócił, ochłonął i powiedział, że jestem jego bratem.
Tak pewnie by było, ale ja wmawiałem sobie, że nie ma opcji, aby Paweł to
zaakceptował.
– Dobra, pedale. – Zabolało, chociaż nie
powinno, nie mówił przecież tego na poważnie. – Zbieraj dupę. Idź się wykąp, a
później ubierz coś przyzwoitego. Jeszcze będziesz mi dziękować, jak Kamilę
obrócisz. – Znowu mrugnął do mnie. Odpowiedziałem mu wymuszanym uśmiechem.
Naprawdę wolałbym zostać w domu.
***
Impreza była chyba najgorszą na jakiej byłem.
W żaden sposób nie dało się jej porównać do działkowej u Natalii. W dwóch
pokojach w bloku znajdowała się cała masa najebanych, naćpanych i cholera wie
co jeszcze, nastolatków. Nawet nie wiem, czy przypadkiem Paweł, Arek, Zbychu,
Kapsel i ja, nie byliśmy najstarszymi. Bardzo możliwe, że tak właśnie było, bo
dziewczyna, która teraz rzygała do kibla (miałem na nią idealny widok z kuchni)
z pewnością na pełnoletnią albo bliską pełnoletności, nie wyglądała.
A ja? A ja byłem tylko po jednym piwie i
broniłem się jak tylko mogłem przed Kamilą, która łaziła za mną niczym pies. O
ile jeszcze na poprzedniej imprezie tak natrętna nie była, to teraz pokonała
wszystkie granice. Odgonić się od niej nie mogłem, a powiedzenie jej prosto w
twarz „zostaw mnie” też nic nie dawało. Nie chciałem przeklinać, wyzywać jej,
czy Bóg wie co jeszcze, w końcu była kobietą, a ja szacunek do kobiet miałem.
Nawet do takiej Kamili coś z tego szacunku mi jeszcze pozostało.
Siedziałem więc jak struty w kuchni, to
obserwując rzygającą dziewczynę, to wpatrując się w okno. Zabawa przednia,
pomyślałem ironicznie, popijając swoje piwo i wsłuchując się w głośne odgłosy
muzyki dobiegające z salonu. Tylko czekałem, aż wybije dwudziesta druga i
któryś z sąsiadów zadzwoni po policję. Ale będzie fajnie, myślałem dalej, banda
pijanych dzieciaków. Nawet nie chcę wiedzieć, kto wpadł na pomysł takiej
imprezy, ale z pewnością był idiotą. Bo to, że Bartek, gospodarz, był debilem,
wiedziałem, ale on sam by na aż tak głupi pomysł nie wpadł. Stawiałem na jego
dziewczynę, Anię i jej psiapsiółki.
W pewnym momencie zawibrowała mi w kieszeni
komórka. Z braku innych zajęć, szybko ją wyciągnąłem, mając nadzieję na coś
ciekawego. I wcale się nie przeliczyłem.
„Co robisz?” – napisał Sebastian.
Uśmiechnąłem się głupkowato do samego siebie i pewnie z boku wyglądałem jak
uciekinier z zakładu psychiatrycznego. Mało mnie to obchodziło.
„Nic ciekawego” – odpisałem i to była prawda.
Nudziłem się cholernie.
Poczekałem jeszcze z pięć, może sześć minut
na jego odpowiedź, aż tu nagle zamiast niej, mój telefon odezwał się dzwonkiem
połączenia zlewającym się z głośnym techno z salonu. Przecież nie odbiorę
tutaj, stwierdziłem i podniosłem się z taboretu, który oblegałem. Nawet nie
myślałem o tym, jak bardzo nie lubię z Sebastianem rozmawiać przez telefon.
Szukałem jedynie cichego miejsca, w którym mógłbym w spokoju odebrać.
Wyszedłem na śmierdzącą farbą klatkę schodową
i zamknąłem drzwi mieszkania. Tu było trochę ciszej. Usiadłem na schodach i
wpatrzyłem się w brudnozieloną ścianę, odbierając przy tym połączenie.
– No? – mruknąłem do słuchawki, a serce
momentalnie zabiło mi szybciej, jak tylko usłyszałem jego głos. Nie chciałem
się w tamtej chwili nad tym zastanawiać, bo pewnie doszedłbym do wniosku, że
jestem pieprzoną ciotą, pedałem i tak dalej.
– Masz ochotę wyjść? – zapytał. Ledwo powstrzymałem
się od krzyknięcia „jasne, teraz, zaraz!”, bo miałem już naprawdę dosyć
siedzenia na tej żenującej imprezie.
Odchrząknąłem jedynie i całkowicie obojętnym
tonem, za który sobie w myślach od razu pogratulowałem, odpowiedziałem:
– No spoko.
– Okej, to na starówce za pół godziny! –
powiedział radosnym głosem i nie czekając już nawet na moją odpowiedź, ani nie
wyjaśniając mi co, gdzie i jak, rozłączył się. Pewnie w normalnych warunkach
wkurzyłbym się i to nieźle, w końcu który to już raz ignoruje mnie w ten
sposób? Ale w tamtym momencie uśmiechnąłem się tylko do siebie. Wstałem szybko,
wróciłem do mieszkania, założyłem buty i czarną kurtkę, po czym wybiegłem,
nikomu nic nie mówiąc. A tak szczerze, to zapomniałem o tym. Nie myślałem, że powinienem
poinformować Pawła o mojej ucieczce i zmianie miejscówki.
Gdy przyszedłem na starówkę, na jednej z
ławek siedziało kilka osób. Z początku nie wiedziałem, że wśród nich jest
Sebastian, światło lamp oświetlających starówkę nie padało w tamto miejsce, a
zresztą byłem za daleko. Dopiero gdy się zbliżałem i usłyszałem
charakterystyczny, niski i nieco ochrypły głos, który chyba nawet w środku nocy
byłbym w stanie rozpoznać i przypisać Sebastianowi, wiedziałem, że on też tam
jest. Aż zwolniłem, oglądając z daleka trzy ciemne postacie. Wsunąłem głębiej
dłonie w kieszenie kurtki, zastanawiając się gorączkowo, czy chcę tam podejść i
poznać kolejnych znajomych Sebastiana.
Tak szczerze mówiąc, to trochę liczyłem na
wypad sam–na–sam. Och, oczywiście, że bym się w tamtym momencie do tego nie
przyznał! Prędzej bym sobie wmówił, że byłbym w stanie obrócić kilka razy
Kamilę i jeszcze mieć z tego przyjemność!
– No i czaisz?! – usłyszałem. Zmarszczyłem
brwi, stwierdzając, że znam ten głos. To był Oskar, który właśnie podniósł się
z ławki i zaczął wymachiwać rękami, opowiadając coś podnieconym głosem. Już z
daleka wiedziałem, że jest pijany. Pamiętałem go takiego z działki. – Ja se tu
myślę, stary, mówię ci: „facet, czy kobieta? Facet czy kobieta?!”. Bo ni to
jakiś facet, ni kobieta! Takie pół–na–pół! – I ryknął śmiechem. Mimowolnie też
uśmiechnąłem się pod nosem. Sebastian już mnie zauważył i odwrócił się do
znajomych bokiem, patrząc w moją stronę z uśmiechem. Dopiero po chwili
dostrzegłem, że on trzeźwy również nie był.
Podszedłem do nich i wymruczałem ciche, mało
entuzjastyczne: „cześć”, patrząc to na Sebastiana, to na chłopaka, którego w
ogóle nie znałem. Był o wiele niższy ode mnie, miał może jakiś metr
sześćdziesiąt, a i to dopiero w przysłowiowym kapeluszu, więc wyglądał jak kurdupel,
ale coś za coś, miał bardzo ładną twarz. Mocno zarysowaną linię szczęki, modnie
obcięte włosy, które po bokach były krótsze, a z góry lekkimi, zmierzwionymi
loczkami opadały mu na czoło. Do tego wciąż poruszał swoimi grubymi brwiami i
mierzył mnie równie zaciekawionym spojrzeniem.
Oskar przywitał się ze mną bardzo wylewnie.
Jak taka małpa na sterydach poderwał się z miejsca i przytulił mnie, prawie że miażdżąc
płuca.
– Kacper! Ty żyjesz! – załkał, a ja, jako że
właśnie byłem zgniatany i walczyłem o każdy oddech, nie mogłem się nawet
zaśmiać.
Obok Oskara pojawił się ten konus, o którym
już wspomniałem. Liliputek złapał kolegę za ramię i uśmiechając się szeroko,
odciągnął go ode mnie. Podziękowałem mu krzywym uśmiechem, ciesząc się, że to przeżyłem.
– Dużo wypiliście? – parsknąłem, patrząc na
Sebastiana, który stał w miejscu i z uśmiechem przyglądał się temu, jak ginąłem
w uścisku pijanego Oskara.
Piegowaty wzruszył ramionami i wsunął ręce do
kieszeni.
– Oblewamy, to wypiliśmy – powiedział. Oj
tak, był pijany.
– Wygraliśmy wczoraaaj! – Pochwalił się Oskar
i znowu przykleił się do mnie, tym razem zagarniając do siebie ramieniem
owiniętym wokół mojej szyi. Zaśmiałem się, patrząc na niego kątem oka. Taka
pozycja była niebezpieczna.
– Władzio – powiedział nagle liliput i
wyciągnął do mnie swoją malutką rączkę. Powstrzymałem się, żeby nie prychnąć,
rozbawiony.
Władzio? Że Władysław? O rany, nie dość że
karzeł, to jeszcze z takim paskudnym imieniem. Ale go mama pokarała.
– Kacper – powiedziałem i nie potrafiłem
powstrzymać szerokiego, rozbawionego uśmiechu, który cisnął mi się na usta.
Odetchnąłem ciężko, żeby się nie roześmiać.
Sebastian przyglądał mi się kątem oka i
najwidoczniej wiedział o co chodzi. Spojrzałem na niego porozumiewawczo, och
tak, on też miał z tego niezły ubaw. Nagle jednak Oskar znowu mnie do siebie
przycisnął i zwrócił swoją twarz w moim kierunku. Bredził coś pod nosem,
ciągnąc mnie gdzieś przed siebie, nawet nie miałem pojęcia, gdzie.
– Lubię cię – powiedział i nagle przycisnął
swoje usta do mojego policzka.
– Ej, ej. – Pomiędzy nami pojawił się
Sebastian i odsunął ode mnie swojego przyjaciela. Spojrzałem na niego
zdziwiony, nie wyglądał na zadowolonego. A gdy przyciągnął mnie do siebie
ramieniem jak swoją własność (nawet nie miałem czasu, żeby jakoś na to
zareagować), zrozumiałem o co chodziło. Nie potrafiłem opanować szerokiego,
może nawet nieco głupiego uśmiechu, który pojawił się na moich ustach. Dobrze,
że siebie nie widziałem, bo zapewne już dawno odsunąłbym się od Sebastiana i
zaczął szukać jakiegoś dołu w ziemi, żeby się w nim zakopać, tak kretyńsko
musiałem wyglądać.
Szliśmy przed siebie, co chwilę rozbawiani
komentarzami pijanego w sztok Oskara, który szedł pięknym slalomem,
podtrzymywany przez Władzia. A że niestety, z Władzia to kurdupel był i raczej
mało krzepki chłopak, latali ze strony na stronę, raz nawet przewracając się i
lądując plackiem na środku chodnika.
W końcu jednak udało nam się dojść, a kiedy
dowiedziałem gdzie, jak Boga kocham, miałem ochotę wiać jak najszybciej. Bo, do
cholery, na klub gejowski to ja się nie zgadzałem! A pewnie, gdybym tylko
wiedział, że właśnie do niego zmierzamy, nie zaciągnęliby mnie tam nawet siłą.
– Oj, uspokój się – burknął Sebastian na mój
stanowczy sprzeciw. – Co ci się stanie, jak tam wejdziesz? – prychnął, chyba
trochę poirytowany na moją wcześniejszą wzmiankę o klubie dla pedałów i
zboczeńców. Faktycznie, nie brzmiało to najlepiej, w szczególności, że sam
byłem gejem. Ale nie czułem się komfortowo, kiedy przekraczaliśmy próg, a
Sebastian odsunął się ode mnie, żeby porozmawiać z ochroniarzem.
To jasne, klub był od dwudziestu jeden lat,
żaden z nas tylu nie miał. Najwidoczniej jednak Sebastian miał tu znajomości,
bo wpuścili nas bezproblemowo. Nie chcieli nawet dowodów i nie za bardzo
obchodziło ich, że nie mam osiemnastki. Cóż, nie mogę powiedzieć, że nie
narzekałem na to. Gdyby było inaczej, nie musiałbym wchodzić do przyciemnionego
pomieszczenia z głośną, dyskotekową muzyką, grupą ludzi na parkiecie (nie
chciałem nawet patrzeć w tamtą stronę) i stolikami w jeszcze ciemniejszych
zakątkach klubu. Kiedy tak pomiędzy nimi przechodziliśmy, nie raz, nie dwa
minęliśmy całujących się facetów. Jedni wyglądali na całkiem młodych, inni
wręcz przeciwnie. Wydawało mi się nawet, że mogliby być moimi dziadkami, przez
co naprawdę zrobiło mi się niedobrze. A gdy jeden taki, siwy z wąsem i piwnym
mięśniem ciasno opiętym białą koszulą, uśmiechnął się do mnie, jakby w panice –
choć do tego nie przyznałbym się nigdy – przysunąłem się do Sebastiana. Nie
wiem, czy zrozumiał, miałem szczerą nadzieję, że nie, ale objął mnie dosyć
władczo ramieniem i przyciągnął do siebie.
– Często tu przychodzicie? – zaburczałem,
siadając na czerwonej (zupełnie jak w jakimś nocnym klubie go-go) kanapie i rozglądając
się dookoła nieco niepewnie.
– Kiedyś przychodziliśmy częściej –
odpowiedział mi Sebastian, zajmując miejsce obok. Władek posadził Oskara, który
dosyć głośno zażądał piwa. Jakiś mężczyzna ze stolika obok odwrócił się. Na
moje mógł mieć z trzydzieści lat. Pierwsze, co mi się w oczy rzuciło, to
kolczyk w prawym uchu, a następnie mocno podkreślone kredką oczy.
Spojrzał po nas i uśmiechnął się lekko.
– Ale młodzi – stwierdził i puścił oko do, no
cholera jasna, Sebastiana. Zmarszczyłem niezadowolony brwi, nawet nie
zastanawiając się nad tym, że piorunuję go wzrokiem.
– Przynajmniej nie starzy – warknąłem w
odpowiedzi.
Mężczyzna spojrzał jeszcze na mnie, po czym
odwrócił się do swojego stolika. Aż sapnąłem, zdenerwowany.
– Piwa? – zapytał Sebastian, nic sobie nie
robiąc z tego, że właśnie przed chwilą był zarywany przez jakąś ciotę z
wymalowanymi oczami. Zmarszczyłem brwi i podniosłem się razem z nim. Przecież
nie puszczę go samego, bo idiota nawet nie zauważy, jak go jakiś
pięćdziesięciolatek do kibla zaciągnie i przeleci, a przynajmniej tak sobie
tłumaczyłem moją chęć towarzyszenia mu. W końcu nigdy nie powiedziałbym, że
zrobiłem się zazdrosny.
Nie podobało mi się to miejsce. Nie tylko
dlatego, że nie przepadałem za głośnymi klubami, ale też dlatego, że co chwilę
wyłapywałem jakieś spojrzenia facetów wodzące, no cholera, za moim Sebastianem. Kiedy staliśmy przy
barze, nawet tu się bez nich nie obyło. Jakiś młody chłopak, całkiem normalny z
wyglądu, sączył powoli drinka i patrzył uważnie na Sebastiana, który w tamtym
momencie zamawiał piwo. Nie wiem co się ze mną działo, ale miałem ochotę
wydłubać mu oczy.
– Już – powiedział Sebastian, odwracając się
od baru i podając mi dwa browary. Sam wziął pozostałe dwa i gdy, ku mojemu
przeogromnemu zadowoleniu, mieliśmy odchodzić, przed nami pojawił się wysoki
mężczyzna. Uśmiechnął się szeroko do Sebastiana. Już miałem go zmierzyć
niechętnym spojrzeniem, bo naprawdę miałem tego dość, gdy facet odezwał się:
– No i kogo tu widzę! – powiedział głośno,
starając się przekrzyczeć dyskotekową muzykę. Sebastian popatrzył na niego
zdziwiony, po czym również się uśmiechnął. Aż nabrałem ochoty wylania mu na
głowę jednego z piw. Nic takiego jednak nie zrobiłem, stałem tylko obok i
obserwowałem rozwój sytuacji.
– Rany, cześć Wojtek, myślałem, że wyjechałeś
– odpowiedział. – Zamawiaj piwo i chodź, mamy stolik. – Kiwnął na niego głową,
a ja poczułem się jak piąte koło u wozu. Równie dobrze mogłoby mnie przy
Sebastianie nie być.
Przyjrzałem się uważnie mężczyźnie,
mimowolnie zaciskając dłonie na kuflach, które trzymałem. Był przystojny,
cholera. Wysoki i dobrze zbudowany. Czarny T–shirt opinał go tu i ówdzie,
uwydatniając spore mięśnie. Wyglądał na jakieś dwadzieścia dwa, góra trzy lata
i gdy tak patrzyłem to na rozmawiającego z nim Sebastiana, to na niego,
dochodziłem do nieprzyjemnego wniosku, że pasują do siebie. Ja z tą swoją
szramą na policzku mogłem się schować. Obaj byli cholernie przystojni, jakby
się z Man's Healtha urwali.
– Dobra, to chodźmy do stolika, będzie się
lepiej rozmawiać. – Zarządził w pewnym momencie Sebastian i machnął na niego,
ruszając przodem. Mężczyzna, nazwany przez niego Wojtkiem, uśmiechnął się i
poszedł za nim, zostawiając mnie w tyle. Miałem ochotę odstawić piwo z powrotem
na blat baru i sobie stąd iść. W szczególności, że Sebastian wydawał się o mnie
zapomnieć. Nawet kiedy już doszliśmy do stolika, całą swoją uwagę poświęcił
Wojtkowi. Z ich rozmowy dowiedziałem się tyle, że nie widzieli się kilka
miesięcy, bo facet wyjechał do Anglii i niedawno wrócił. Rękę dałbym sobie
uciąć, że byli kochankami.
Sięgnąłem po piwo, upijając spory łyk. Władek
i Oskar nie bardzo przejmowali się Wojtkiem, nawet się nim nie zainteresowali.
Rozmawiali tylko, całkowicie zajęci sobą. A ja siedziałem niedaleko Sebastiana
i z każdą chwilą czułem się coraz bardziej nie na miejscu.
Nonareszcie! :D
OdpowiedzUsuńAch ta zazdrość <3
Mam wrażenie, że Sebastian jest jednym z tych, którzy lubią flirtować i niczego złego w tym nie widzą, ale o swoją drugą połówkę są zazdrośni nawet gdy ta niczego złego nie robi :P Liczę na to, że Kacper nie wyjdzie obrażony z tego klubu, tylko da Sebastianowi wyraźnie do zrozumienia, że nie życzy sobie żadnych Wojtków w jego otoczeniu ^^
Osobiście myślę, że Paweł się domyśla co do orientacji brata... Takie mam przeczucie leciutkie.
Tak się cieszę, że w końcu pojawił się 15 rozdział ♥
OdpowiedzUsuńMyślałam, że Sebastian dowie się czegoś więcej o Kacprze.. Ale dobrze chociaż, że zobaczył w jakich ten drugi mieszka warunkach. A coś czuję, że o ojcu jeszcze usłyszy....
Impreza u "znajomych" Kacpra.. Rany nie dziwię się, że chłopak zwiał. Jakoś nie widzę go w takim towarzystwie. Znaczy Paweł i Arek okej.. ale inni? Ludzie podobni do Kamili? (która mnie irytuje)
Natomiast impreza z Sebastianem zapowiadała się fajnie ^^ Oskara również lubię więc towarzystwo miał fajne ^^ (o Władku wypowiadać się nie będę, bo za mało o nim wiemy)
No niestety pojawił się - Wojtek. Zastanawiam się któż to jest? Mam dziwne wrażenie, że Sebastian będzie zarzekał się, iż nic ich nie łączy, a Wojtek będzie chciał coś więcej.. Czyżby Kacper zacznie "bawić się" w lwa? To mogłoby być ciekawe xP
Tak szybko się ten rozdział czytało, tak wciągnął mnie.. A tu co? Koniec. I to jeszcze w takim momencie!
No cóż.. Wiesz zapewne, że z (nie)cierpliwością czekam na następny rozdział więc pisz go jak najszybciej ;3
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
W końcu się doczekałam. Jeeej ;3
OdpowiedzUsuńTwoje rozdziały czyta się zaskakująco lekko i szybko. Czytam czytam, a tu nagle koniec i to w takim momencie... Biedny Kacper - zazdrość by mnie wessała od środka gdybym była na jego miejscu, a głupi Sebastian pewnie nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, bo w końcu Wojtek to jego znajomy, więc nie widzi jak to, że z nim rozmawia może wyglądać z perspektywy naszego głównego bohatera.
Miło było, że obaj już byli u siebie w pokojach, ale trochę mi szkoda Kacperaa kiedy się tak nagle przy Sebastianie zaczyna zastanawiać o rzeczach, o których nigdy wcześniej, by nie pomyślał.
Tekst o lwie i antylopie mnie rozwalił :D
No nic, życzyć mi tylko pozostaje, by sytuacja skończyła się pozytywnie dla Kacpra, a Sebastian wynagrodził mu ignorowanie go, a zwłaszcza, że sam go zaprosił.
I więcej egzystencjalnych przemyśleń Kacpra - o tym, że w tej samej sekundzie ma ochotę rzucić się na chłopaka, walić głową w ścianę i znaleźć jakąś łopatę, by wykopać dół, w którym ma się zamiar schować podczas gdy będzie płonął ze wstydu - jest wtedy naprawdę uroczy ^w^
Pozdrawiam i wena życzę :)
Jest, w kocu!
OdpowiedzUsuńCzytam sobie, tak lekko i przyjemnie, atu koniec. No ej.
Dobrze chociaż tyle, że Sebastian zobaczył w jakich warunkach mieszka Kacper.
Uuuu... Zazdrość :p. Najpierw ze strony Sebastiana,a potem Kacpra ^^. Na jego miejscu dawno poszłabym z tego klubu. Chociażby pod jakimś błahym pretekstem >.>.
Ach, zastawiam się w jakich to okolicznościach Paweł w końcu pozna orientację brata i jak zareaguje.
Uwielbiam w jaki sposób opisujesz myśli Kacpra.
Weny twórczej na pisanie komentarza jak widać nie mam, ale rozdział wyszedł Ci jak zwykle genialnie i tylko czekać, aż pojawi się kolejny.
Pozdrawiam i weny życzę :)!
* w końcu >.<.
Usuń* a tu >.<.
Usuńoch rozdzialik! ja się tutaj zastanawiam, co takiego Seba wymyślił... Boję się następnych rozdziałów!
OdpowiedzUsuńWENY ^^
Oj Dream a już myślałam, że nigdy nie dodasz nowego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńBiedny Kacperek taki osamotniony... Ale mało ma tam facetów do pocieszania? dobrze by było jakby ktoś go pocieszył i to Seba był by zazdrosny ^^
Weny i następnym razem wcześniej :P
MaWi
Mam ochotę skakać z radości, że pojawił się nowy rozdział! <3
OdpowiedzUsuńAż zaskakująco dużo się w nim wydarzyło, bo biorąc pod uwagę jednowątkowość przedostatniego rozdziału, to kontrast jest niesamowity. Wzruszyło mnie zachowanie Sebastiana, nie uciekł, nie powiedział nic okropnego, nawet nie drążył tematu, kiedy zauważył, że Kacper nie chce mówić; kurczę, chciałabym przeczytać choć fragment napisany z jego perspektywy. Ale... kiedy tak dotknął twarzy Kacpra, to miałam cichą nadzieję, że go przytuli, ale no dobra, aż tak ckliwi to oni nie są. I rzeczywiście, różnica w domach, w jakich oni żyją jest ogromny, nie dziwię się wcale, że Kacper był zawstydzony.
To nie zabrzmi poprawnie, ale mnie też zabolało, kiedy Kacpra zabolało, że Paweł nazwał go pedałem. Pewnie nie zechcesz mi spojlerować, ale jestem niesamowicie ciekawa, czy wkrótce Paweł dowie się o orientacji brata.
Niesamowicie rozbawił mnie Oskar. Przez ten rozdział naprawdę go polubiłam. Ale kiedy wyjechał z tym tekstem, że lubi Kacpra, to aż poczułam motylki w brzuchu, choć wiadomo, nie chciałabym, żeby kosztem Sebastiana wynikł z tego jakiś romans. Chociaż jak widzę, Oskar jest zajęty Władziem... :)
W sumie... Rozczuliła mnie ta zazdrość Kacpra, i to jak nazwał Sebastiana ,,jego" Sebastianem... Mam nadzieję, że ten Wojtek zniknie tak szybko jak się pojawił.
Muszę powiedzieć to, co zawsze mi chodzi po głowie, kiedy kolejny raz czytam to opowiadanie, choć znam je prawie na pamięć. Jestem pod olbrzymim wrażeniem Twojego stylu pisania. To niesamowite, jak świetnie wychodzi Ci pisanie z perspektywy takiego Kacpra; biednego chłopaka, z patologicznej rodziny, zagubionego w własnej orientacji. Rzadko kiedy zakochuję się w fikcyjnych postaciach, ale wykreowany przez Ciebie Kacper jest jednym z najcudowniejszych (jego wady też wliczam w tą cudowność)bohaterów opowiadań, z jakimi kiedykolwiek miałam styczność.
Ale Ci nasłodziłam. Ale zrobiłam to szczerze, więc nie uważam tego za złe.
Hm... Wiem, że jeszcze są wakacje, i niestety nieuchronnie zbliża się ich koniec, ale muszę wiedzieć; nowy rozdział pojawi się za tydzień czy jakoś później?
Pozdrawiam serdecznie :)
Cieszę się, że tak polubiłaś Kacpra. Szczerze mówiąc, zawsze bałam się, że moje postacie są... płaskie? Że ciężko do nich kierować jakiekolwiek uczucia, bo takowych nie wzbudzają. Dlatego bardzo mi miło było przeczytać, że pokochałaś Kacpra. Ja też go kocham, ale to chyba trochę inny wymiar miłości :P Kocham każdą ze swoich postaci, niezależnie, czy była dobrze wykreowana, czy źle.
UsuńCo do wakacji, moje są trochę dłuższe i zamierzam to wykorzystać ;) Przez najbliższe dni jednak siedzę w domu, więc mam nadzieję, że coś napiszę. Problem jest tylko taki, że w międzyczasie skrobię jeszcze jedno opowiadanie, z którym wiążę nieco większe nadzieje. No a na dodatek, chcąc czy nie, ZTP zbliża się do końca. A ja tak bardzo nie chcę go kończyć :(
Ojej... To ja się chyba popłaczę, kiedy ZTP się skończy :( I niby wiem, że jak coś się przeciąga, to jest źle, i opowiadania, które mają po kilkadziesiąt rozdziałów też zwykle są kiepskie, ale no... ZTP to takie wakacyjne cudeńko, że naprawdę ciężko będzie się rozstać.
UsuńHm, ale skoro rozpoczęłaś nowe opowiadanie, to jestem nieco udobruchana, i kiedy pojawi się ostatni rozdział ZTP (o ile wtedy nie umrę z rozpaczy), to mam nadzieję, że niedługo potem wrzucisz początek nowego :)
Nawiasem mówiąc, zostajesz na studia w Bydgoszczy, UTP, UKW, czy coś równie bydgoskiego? Bo fajnie mieć świadomość, że autorka TAKIEGO opowiadania (i Kacpra) jest gdzieś w okolicy mnie :)
To nowe raczej nie jest do wrzucenia na bloga :) Myślę o wydaniu ebooka, ale no, pożyjemy, zobaczymy. Jeszcze opowiadania nie skończyłam, nie wiem więc jakie będzie.
UsuńWybieram się na UTP. Nie była to łatwa decyzja, bo kompletnie nie wiedziałam na co iść, ale stwierdziłam, że jak już nie wiem, to lepiej postawić na inżynierskie. Uwiązana przecież nie będę, zawsze mogę coś zmienić ;) A Ty? Studiujesz u nas w Bydgoszczy? :)
Liczę na to, że uda Ci się wydać ebooka :)
UsuńNiee, ja jeszcze jestem w liceum, połowa plastyka, ale w Bydgoszczy :P Ale szybko zleci (mam nadzieję), więc też będę musiała szybko zastanawiać się nad studiami, choć kierunek to właściwie już wybrałam, gorzej z miastem, bo niby prawo w Bdg jest, ale wolałabym gdzie indziej...
Ale osobiście popieram UTP :) Może się przypadkiem kiedyś zobaczymy w autobusie czy coś :P
Możliwe, że już się spotkałyśmy :P No ja w Bydgoszczy jestem raczej uwiązana, a zresztą nie wiem czy chciałabym ją opuszczać. Kocham to miasto ;)
UsuńZgrzeszyłabym, gdybym powiedziała, że nie kocham tego miasta :P Chociaż mieszkam kilka kilometrów pod Bydgoszczą, ale... zliczając ile godzin w ciągu tych dwóch lat spędziłam w własnym domu, a ile w Bydgoszczy, to w sumie moje życie toczy się w tym mieście, nigdzie indziej :)
OdpowiedzUsuńKurczę, to miało być odp, ale już za późno, żeby odwrócić, trudno :P
UsuńReakcja Sebastiana mnie powaliła. Byłam pewna, że zacznie prowadzić dochodzenie kto, jak i dlaczego śmiał tknąć jego dupę, że tak się brzydko wyrażę, a tu... Normalnie jakby to zignorował. Wydało mi się to sztuczne, ale późniejsze przemyślenia Kacpra sprawił, że jego reakcja wydała się oczywista: przecież i tak, oglądając mieszkanie Loczka (tak, Kacpra xD) pewno zrozumiał, kto stoi za zbezczeszczeniem jego antylopy (to porównanie mnie rozbroiło, ląduje w ulubionych ^^).
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Ninką - Sebastian musi być z tych, którzy nie widzą niczego złego w niewinnym flirtowaniu, ale jak chociażby Loczek jest przez kogoś podrywany, to od razu zazdrość się włącza. I dobrze :P. (Kacper by się ze mną nie zgodził.) Postacie są bardziej interesujące, gdy mają wady, a lekka "rozwiązłość" należy do nich :P.
Z każdą chwilą coraz bardziej lubię... Ee... Ekhem... *patrzy w notkę* Oskara! xD Jest zabawny, trochę kojarzy mi się (tak, mówię serio) z Arkiem. Tacy zabawni bohaterzy, zwłaszcza, gdy są pijani xD.
Włodek jest uroczy. Liliputki są urocze *__*.
Co do Wojtka... Głowę dam, że będzie liczył na coś więcej ze strony Sebastiana. I głowę dam, że Sebastian tego nie zauważy, za to Kacper ten fakt wyolbrzymi xD.
Wenki! ^^ I więcej wenki! xD
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział fantastyczny.... oby Kacper nie wyszedł z tego klubu wściekły.... że został wręcz „olany” prze Sebastiana....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Popełnię harakiri. Pokochałam opowiadanie kogoś z Bydgoszczy! Wroga! Moja na wskroś Toruńska dusza boleje!
OdpowiedzUsuń