Dziwny obrót sprawy
Otwierając
drzwi do swojego pokoju, poczułem dreszcze wspinające się po
plecach. Starałem się jednak zachować spokój, ale kiedy wyłapałem
spojrzenie Oliwera, coś podpowiadało mi, że on o wszystkim
wiedział. Chociaż stał pół metra ode mnie, miałem wrażenie,
jakby mógł słyszeć przyspieszone bicie mojego serca... Co za
idiotyzm.
Całe
swoje zdenerwowanie (do którego nawet ja sam nie chciałem się
przyznać) ukryłem za pewnym siebie uśmieszkiem.
–
Siadaj gdzie chcesz. – „Najlepiej na łóżku”, dodałem w
myślach. Oliwer jednak nic nie zrobił, oderwał tylko ode mnie
swoje uważne spojrzenie, żeby zaraz z zaciekawieniem rozejrzeć się
dookoła.
–
Ładnie tu pachnie – mruknął cicho, nie ruszając się chociażby
na krok. To jedno zdanie zwaliło mnie z nóg. Chyba na moment
zapomniałem, że Oliwer nie był normalny.
– Co?
–
Ładnie pachnie – powtórzył nieskrępowany. – Tobą – dodał,
a ja otworzyłem szeroko oczy. Tylko on potrafił mówić tak
żenujące rzeczy z takim spokojem.
–
Mną? Przecież mówiłeś mi kiedyś, że śmierdzę. – Może
powinienem uważać? Może i Oliwer miał słodką buźkę, ale
naprawdę zachowywał się jak psychopata.
–
Śmierdziałeś nim – sprostował. Już kiedyś słyszałem te
słowa.
–
Nim? Łukaszem?
Oliwer
nie odpowiedział. Nie wzruszył nawet ramionami, jak to zazwyczaj
robił, tylko skierował się w stronę łóżka, żeby zaraz na nim
usiąść.
–
Jesteś wrażliwy na zapachy? – zapytałem, przypominając sobie
woń perfum, jakich używał Łukasz. Rzeczywiście były mocne, ale
mnie się podobały. Na samą myśl aż poczułem ucisk w gardle.
Chociaż próbowałem nie myśleć o Łukaszu, najlepiej zrzucić go
na samo dno umysłu, to jednak wciąż miałem mu to wszystko za złe.
Zdążyłem się do niego przywiązać.
–
Powiedzmy. – Oliwer kiwnął głową, przyglądając mi się z
uwagą, żeby zaraz zapytać, z tą swoją rozbrajającą
bezpośredniością: – Pocałujesz mnie dzisiaj?
Omal
nie padłem. Zamrugałem, nie spodziewając się tego. Jak to
możliwe, że Oliwer raz był tak uroczo zdezorientowany, żeby po
chwili zarzucić takim tekstem? Nie spodziewałem się tego, mimo że
rzeczywiście zaciągnąłem go do siebie do domu w tym celu.
Zwilżyłem wargi, mając pustkę w głowie. Kiedy jednak napotkałem
jego zielone, wyczekujące spojrzenie, moje ciało zareagowało samo.
W jednej chwili już byłem przy Oliwerze, przyciągając go do
siebie zachłannie i całując mocno. Dreszcze przebiegające mi po
plecach zaczęły kumulować się w podbrzuszu, a kiedy Oliwer
ochoczo odpowiedział na ruchy mojego języka, miałem wrażenie, że
zaraz przyprę go do łóżka i zakończymy to w kilka minut.
Powstrzymałem się jednak, starając się skupić tylko na
pocałunku. O dziwo Oliwer był w tym o wiele lepszy, niż ostatnim
razem, choć jego ruchy wciąż były niesamowicie chaotyczne.
Zdarzało mu się zahaczyć mnie zębami, czy za głęboko wsunąć
język, ale mogłem mu to wybaczyć. Nadrabiał charyzmą i
zaangażowaniem.
Nawet
nie wiem kiedy, a poczułem, jak obejmują mnie jego silne ramiona.
Momentalnie przypomniało mi się, że Oliwer, chociaż dość niski,
miał się czym pochwalić, jeśli chodziło o muskulaturę. Coś się
jednak zmieniło. Oliwer napierał na mnie coraz mocniej, aż, nawet
nie wiem kiedy, straciłem równowagę, żeby w mgnieniu oka
wylądować na łóżku. Nie spodziewałem się tego, jęknąłem
zaskoczony w usta Oliwera, który teraz przyciskał mnie do materaca
z niesamowitą siłą, o którą nawet go nie podejrzewałem.
Wyglądał na kogoś, kto dużo ćwiczył, jednak zaciskające się
na moich ramionach dłonie sprawiały mi fizyczny ból. Zupełnie,
jakbym znalazł się w imadle, to już nie wyglądało na siłę
zdobytą przez żmudne treningi na siłowni. Mimo wszystko chyba
miałem coś z masochisty, bo poczułem tylko większe podniecenie.
Nie
spodziewałem się tego. Takiej stanowczości u chłopaka, który
jeszcze niedawno przeżył swój pierwszy pocałunek. Oliwer był
brutalny, całował mnie coraz bardziej zapalczywie, nad czym ja nie
potrafiłem nadążyć. Miałem totalną pustkę w głowie, ale z
drugiej strony wiedziałem, że mi się to podobało, chociaż
naprawdę nie byłem przygotowany na taki przebieg wydarzeń. To ja
miałem być na górze, nie Oliwer.
Nagle,
gdy miałem już wrażenie, że zaraz spłonę z podniecenia,
poczułem metaliczny posmak w ustach. Mocny, bardzo znajomy smak
rozlał się w naszych ustach, a mimo to początkowo nie wiedziałem
czym on był. I wtedy wszystko dobiegło końca. Pocałunek, bolesny
uścisk rąk Oliwera, aż wreszcie ciężar jego ciała na moim.
Otworzyłem szeroko oczy, słysząc jeszcze trzask drzwi.
Byłem
sam. W łóżku, w pokoju. Oliwer tak po prostu gdzieś zniknął, a
ja nawet nie zdążyłem się zorientować, kiedy to zrobił.
Podniosłem się zdezorientowany, rozglądając się dookoła.
–
Oliwer? – zapytałem, zastanawiając się jednocześnie, czy
przypadkiem coś mi się nie przyśniło. Ból ramion sprowadzał
mnie jednak na ziemię – to nie był sen. Zmarszczyłem brwi, żeby
zaraz zerknąć na drzwi. – Oliwer?
– Nie
wychodź! – dobiegł mnie spanikowany krzyk.
–
Czemu...? – miałem zapytać, kiedy poczułem, że coś spływa mi
po brodzie. Odruchowo otarłem ją ręką, a następnie spojrzałem
na dłoń.
Krew?
Jak na
zawołanie czubek mojego języka zapiekł tępym bólem.
Ugryzł
mnie?
– Ej!
Oliwer! – sapnąłem sfrustrowany, bardzo powoli wracając do
rzeczywistości. Podniosłem się z łóżka, ignorując swój wzwód.
Jak on mógł przerwać w takim momencie?! – Co się stało?
– Nie
wychodź!
Złapałem
za klamkę, jednak nie mogłem otworzyć drzwi. Oliwer napierał na
nie z drugiej strony.
– Co
ci odwaliło?!
–
Przepraszam!
Zamrugałem.
Dopiero zaczynałem trzeźwo myśleć.
Oliwer
musiał się po prostu przestraszyć. I nie wiedzieć czemu, całkiem
mnie to rozczuliło. Był jak dzikie zwierzę, którego logiki w
działaniach trudno się doszukiwać.
–
Przepraszam! – pisnął ponownie, kiedy znów próbowałem otworzyć
drzwi. – Nie chciałem!
Zaśmiałem
się do siebie, rozbawiony tą sytuacją. Normalnie pewnie bym się
przejął, w końcu taki pocałunek z krwią nie był bezpieczny, ale
wystarczyło tylko na Oliwera spojrzeć – to jasne, że nikogo
wcześniej nie miał. Śmierdział prawiczkiem na kilometry.
–
Zawsze gryziesz ludzi? – zapytałem i znów naparłem na drzwi.
Nic. – Ej no, otwórz – sapnąłem, zaczynając się irytować.
–
Nie.
–
Nie?
– Nie
otworzę – powiedział już o wiele spokojnej, tym swoim nudnym,
zwyczajowym tonem, a mimo to zabrzmiał jak dziecko.
– O
co chodzi? – sapnąłem z poirytowaniem. – Okej no, ugryzłeś
mnie, ale to wciąż nie był najgorszy pocałunek w moim życiu –
wytłumaczyłem, sam nie wiedząc dlaczego. Nie powinno mnie przecież
obchodzić, co takiego myślał sobie Oliwer, nawet jeśli w tej
chwili czuł ogromne zażenowanie.
A
jednak, jakoś tak zrobiło mi się go żal. Każdy przecież ma
swoje pierwsze razy, ale nie każdy wie, jak się wtedy zachowywać.
–
Oliwer... – oparłem czoło o drzwi, nie mając pojęcia, jak długo
będę tu jeszcze sterczeć. – Otworzysz?
Cisza.
Aż
wreszcie poczułem, jak drzwi ustępują, a klamka, którą
najwidoczniej cały czas podtrzymywał, opada nieznacznie.
Korzystając więc z chwili, szybko uwolniłem się z pokoju i już
miałem rzucić jakiś niewybredny komentarz, żeby się trochę
ponabijać z Oliwera (musiałem zrównoważyć jakoś tę swoją
wcześniejszą wspaniałomyślność), gdy na moment zamarłem. W
Oliwerze było coś innego. Dzikiego?
Nie.
Gdy zamrugałem, wyglądał jak zawsze, chociaż może odrobinę
bardziej pomięty. Potargane włosy, pogniecione ubrania, opuchnięte
od pocałunku usta, aż wreszcie krew. Wszystko stało się jasne,
stąd ta dzikość, to czerwone ślady krwi dodawały Oliwerowi
zwierzęcego wyrazu.
–
Chyba musisz się umyć – rzuciłem z rozbawieniem, a on przyjrzał
mi się uważnie, żeby zaraz się skrzywić.
–
Przepraszam – mruknął, sięgając dłonią do mojego ramienia.
Powiodłem spojrzeniem za jego ręką, początkowo nie rozumiejąc
skąd te przeprosiny, gdy dostrzegłem ciemne ślady odznaczające
się na tle jasnej skóry.
–
No... – Nie wiedziałem co powiedzieć. Różne rzeczy się
zdarzają podczas takich chwil, to prawda, ale chyba jeszcze nigdy
nie skończyłem z rozwalonym językiem i tak rozległymi siniakami.
– Już myślałem, że nie ma w tobie zbyt wiele życia –
spróbowałem zażartować. Oliwer nic jednak nie odpowiedział, cały
czas wpatrując się w moją rękę. – Chyba musisz iść do
łazienki – dodałem, nie pozwalając, by między nami zapadło
milczenie. – Zmyć to z twarzy. A później chodźmy jeść.
– Nie
– przerwał. – Będzie lepiej jak już pójdę. – Nie wyglądał
na zadowolonego. Nigdy nie przejawiał zbyt wielu emocji, ale teraz
zdawał się jeszcze bardziej wyciszyć, o ile to w ogóle możliwe.
– Nie
przesadzaj – zbagatelizowałem. Dlaczego? Przecież każdego innego
opieprzyłbym z góry na dół.
– Do
zobaczenia na uczelni – powiedział jeszcze, po czym ruszył szybko
w stronę schodów.
–
Zmyj chociaż z siebie tę krew, bo ktoś posądzi, że... – nie
dokończyłem. Przerwał mi odgłos szybko stawianych kroków na
stopniach, aż wreszcie trzask drzwi.
Sapnąłem
ciężko, opierając się o framugę.
Rany
Boskie... nie tak miało przecież wyglądać to popołudnie.
***
Oliwer
się nie odezwał, przez cały weekend nie miałem z nim żadnego
kontaktu, chociaż nie raz naprawdę korciło mnie, aby do niego
napisać. Oczywiście to nie byłoby w moim stylu, więc sobotę i
niedzielę spędziłem na jakże twórczym przeglądaniu Netflixa.
Nie potrafiłem już jednak udawać, że wcale nie ciągnęło mnie
do tego dziwoląga. Ciągnęło i to cholernie, co chyba niezbyt
dobrze świadczyło o mojej stałości w uczuciach. Przecież jeszcze
niedawno wzdychałem do Łukasza.
Oliwer
miał w sobie jednak coś innego. Za nic w świecie nie mogłem go
zrozumieć i może właśnie stąd moje zainteresowanie?
Westchnąłem
ciężko, wpatrując się w powoli szarzejące niebo. Deszcz dudnił
w parapet i okna, a rosnące nieopodal domu drzewa wyginały się na
mocnym wietrze. Jesień na dobre zawitała w Krakowie, a ja nawet nie
narzekałem. Chyba po raz pierwszy było mi to całkowicie obojętne.
– A
ty nie masz zamiaru zejść? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos
Alicji. Spojrzałem w stronę drzwi, zaskoczony. – Kolacja jest.
–
Nie, nie jestem głodny – powiedziałem zgodnie z prawdą, ale
spojrzenie, jakim obdarzyła mnie mama, jasno dało mi znać, że
mocno ją zaskoczyłem. Prychnąłem z irytacją. – To takie
dziwne?
Sądząc
po jej minie, najwidoczniej tak.
– To
może chociaż wycisnę soku? Z marchwi? Jeśli chcesz się
odchudzać...
Przewróciłem
oczami.
–
Pogodziłem się już ze swoją wagą. Po prostu nie jestem głodny –
burknąłem zgodnie z prawdą.
– No
dobrze – skapitulowała. – Nie siedź dzisiaj długo, jutro masz
wykłady – przypomniała, wpadając w te swoje rodzicielskie,
pouczające tony. Znów wywróciłem oczami, chcąc ją zbyć, ale
nie mogłem powstrzymać narastającej wewnątrz mnie
niecierpliwości.
Po raz
pierwszy naprawdę nie mogłem doczekać się zajęć na uczelni. I
co najgorsze, wiedziałem dlaczego. A raczej przez kogo.
***
Nastał
wreszcie, tak niecierpliwie przeze mnie wyczekiwany, poniedziałkowy
poranek. Rany Boskie, nigdy bym nie pomyślał, że kiedykolwiek
będzie mi się spieszyło na uczelnię. Wstałem wcześniej niż
zwykle, a później szybko się ogarnąłem i już po kilkunastu
minutach byłem gotów. Drogę na przystanek też pokonałem o wiele
szybciej, niż zawsze, a kiedy za oknem tramwaju zamajaczył się
budynek mojego wydziału, poczułem uścisk w żołądku. I nie miało
to nic wspólnego ze zjedzonymi chwilę temu naprędce płatkami z
mlekiem.
Chciałem
go zobaczyć. To uczucie było tak dziwne i nierealne, że niemal nie
moje. W końcu jeszcze niedawno unikałem Oliwera na każdym kroku, a
teraz sam do niego gnałem.
Wysiadłem
z tramwaju i wtedy go zobaczyłem. Nie przyjechał dzisiaj
samochodem, szedł z osobliwym, zamyślonym wyrazem twarzy, nie
rozglądając się nawet na boki. Wystarczyło jednak, że zrobiłem
krok w jego stronę, gdy odwrócił głowę i popatrzył na mnie, z
taką miną, jakby już wcześniej mnie zauważył.
–
Hej! – rzuciłem nader entuzjastycznie, zupełnie jak nie ja,
pokonując szybko dzielącą nas odległość. – Nikt ci nie mówił,
że takie uciekanie z cudzego domu nie jest zbyt kulturalne? –
Teraz już zabrzmiałem bardziej jak ja, za co pogratulowałem sobie
w duchu.
Oliwer
wzruszył ramionami.
–
Raczej nie.
Zmarszczyłem
brwi, wciąż nieprzyzwyczajony do jego dziwnego zachowania, które –
Jezus Maria, weźcie mnie i zabijcie – z dnia na dzień wydawało
mi się coraz bardziej... urocze? To całe zagubienie Oliwera,
nieogarnięcie się w dzisiejszym świecie, relacjach społecznych,
nierozumienie ironii i ta jego rozbrajająca szczerość w jakimś
stopniu była właśnie urocza.
– To
ja ci mówię – powiedziałem spokojnie, kiedy ruszyliśmy w stronę
wydziału. – To niekulturalne.
–
Dobrze – zgodził się Oliwer, ciągle na mnie spoglądając.
– W
ogóle, co robisz jutro? – Mój entuzjazm zaskoczył samego
Oliwera. Nawet on zauważył, że głupiałem, cholera. Chrząknąłem
więc, próbując nadać swojemu głosowi normalnego tonu. –
Znaczy, wiesz, mamy prezentacje z filozofii.
Oliwer
kiwnął głową. Cholera, wykażże się chociaż odrobiną
zaangażowania! Nie byłem przecież przyzwyczajony do odgrywania
pierwszych skrzypiec, nie potrafiłem nagabywać drugiej osoby.
–
Może wpadniesz? Jutro? Nie mamy przecież zajęć – Mimo że
jeszcze niedawno dałbym sobie rękę uciąć, bylebym tylko
wylądował w grupie z każdym, tylko nie Oliwerem, to teraz
widziałem w tym wszystkim plusy. Bo żeby zrobić prezentację,
trzeba się ze sobą spotkać, idealny pretekst na ponowne zamknięcie
Oliwera w moim pokoju. Tylko teraz będę musiał rozważyć opcję
zamknięcia drzwi na klucz, żeby ten debil znowu mi nie zwiał.
–
Jutro? – zawahał się.
– No.
– Przewróciłem oczami, zirytowany. Czy ja mówiłem niewyraźnie?
– Jutro.
– Nie
wiem...
–
Przestań – parsknąłem. – Kiedyś w końcu będziemy musieli
zrobić tę przeklętą prezentację, a lepiej zrobić ją jak
najszybciej. – Skręciliśmy w uliczkę prowadzącą prosto do
drzwi naszego wydziału. Już miałem coś jeszcze dodać, gdy nagle
Oliwer zwolnił, wpatrując się w coś, co znajdowało się kilka
metrów dalej, na parkingu... Powiodłem wzrokiem za jego spojrzeniem
i nagle zrozumiałem, że to nie było coś, a ktoś.
Łukasz,
cholera jasna. Nim jednak zdążyłem chociażby przekląć go w
myślach, ten zauważył mnie. Stał przy swoim samochodzie, wyraźnie
na kogoś czekając, a kiedy ruszył w moją stronę, wiedziałem
już, że przyjechał tu dla mnie.
–
Szlag – warknąłem pod nosem. – Idź już, dogonię cię –
zwróciłem się do Oliwera, czując jak serce łomocze mi w piersi.
Sam widok Łukasza obudził we mnie coś, o czym próbowałem
zapomnieć.
– Hej
– rzucił Łukasz z daleka, spoglądając jeszcze na Oliwera ze
zdezorientowaniem.
–
Czego chcesz? – fuknąłem, czując wzbierającą we mnie złość.
Najpierw zostawił mnie jak psa, a teraz jeszcze tu przyjeżdżał.
Co za przeklęty dupek.
–
Możemy gdzieś się przejść? – zapytał, stając tuż przed
nami. Oliwer mimo moich słów, nawet nie drgnął, mierząc Łukasza
podejrzliwym wzrokiem. – Sami – sprostował.
Zamarłem.
Jak on miał jeszcze czelność zawracać mi głowę?
– Ty
chyba sobie żartujesz – prychnąłem, zaciskając nerwowo dłonie
w pięści. Serce dalej waliło mi jak oszalałe, a w głowie miałem
kompletną pustkę. Bo w pewnym sensie za nim tęskniłem, chociaż
faktycznie nie spędziliśmy ze sobą zbyt wiele czasu. Ale dał mi
nadzieję, był pierwszą osobą od dawna, na której mi tak
zależało.
–
Wiktor, wiem, że to co zrobiłem było bardzo... słabe. –
Skrzywił się, a ja zaśmiałem się gorzko.
–
Och, więc słabe?
–
Tak, ale chciałbym przeprosić i...
Nagle
poczułem jak coś łapie mnie za rękę. Popatrzyłem na swoją dłoń
splecioną z dłonią Oliwera, żeby nagle usłyszeć pełne wrogości
syknięcie:
–
Zostaw już go. – Zamrugałem. Oliwer był wściekły. Jego zawsze
obojętna mina zdawała się być teraz zaledwie wspomnieniem.
Marszczył groźnie brwi, wpatrując się w Łukasza tak, jakby
chciał go zabić. – Daj mu już spokój i nie kręć się tutaj.
On jest teraz mój.
Zamarłem.
Totalnie. Nie wiedziałem co powiedzieć, więc tylko poruszyłem
bezwiednie ustami, nie mając pojęcia, co myśleć. Serce waliło mi
w piersi już nie ze zdenerwowania, a z dziwnej... ekscytacji?
Nie
miałem jednak szansy na reakcję, bo już po chwili poczułem jak
Oliwer ciągnie mnie w stronę uczelni, zostawiając osłupiałego
Łukasza za nami. Nie mógłbym nawet zaprotestować, Oliwer był w
tym momencie niesamowicie silny, poddałem mu się więc i dopiero
kiedy weszliśmy do budynku, mój mózg zaczął pracować.
W
brzuchu czułem kumulujące się, przyjemne ciepło. Nikt jeszcze tak
o mnie nie powiedział, nikt nie walczył o mnie z taką
stanowczością... jeszcze nigdy nie byłem „czyjś”. Popatrzyłem
na Oliwera, który zdawał już się uspokajać. Zerknął na mnie
łagodnie, bez krzty poprzedniej wrogości.
– Co
to było? – zapytałem ledwie słyszalnie, bo głos uwiązł mi w
gardle.
Oliwer
zwyczajowo wzruszył ramionami.
–
Zdenerwowałem się.
– Ale
z tym... – Zerknąłem, czy nikogo obok nas nie ma. – Że jestem
twój?
Oliwer
zamrugał, żeby zaraz ponownie wzruszyć ramionami.
– Bo
jesteś – powiedział tylko i ruszył przed siebie. Wydawał się
powrócić do normalności, znów był nad wyraz spokojny, jednak
mojej uwadze nie umknęły jego gniewnie zaciśnięte pięści i
spięte ramiona.
Zwilżyłem
wargi, czując, jak kręci mi się w głowie. Nie tego się
spodziewałem. Może i powinienem być zły, w końcu Oliwer mnie
uprzedmiotowił, a już z pewnością nie „byłem” jego, ale w
zamian czułem dziwną lekkość. Ruszyłem do sali szczęśliwy,
chociaż po spotkaniu z Łukaszem powinienem zachowywać się
zupełnie odwrotnie.
Stanąłem
obok drzwi, zerkając jeszcze na siedzącego pod ścianą Oliwera.
Poruszał nerwowo nogą, jakby wciąż próbując się uspokoić. Już
miałem do niego podejść, kiedy mój telefon w kieszeni zawibrował,
oznajmiając nadejście SMS-a.
To był
Łukasz.
Nie
chciałem cię dzisiaj nachodzić, ale czułem się podle po tym co
zrobiłem w klubie. Miałem zamiar po prostu przeprosić i to
wszystko wyjaśnić. Ale widzę, że już kogoś masz, cieszę się.
Widać, że mu na tobie zależy, więc będę życzył wam szczęścia.
Pamiętaj, że jeśli kiedyś będziesz potrzebować pomocy, zawsze
możesz się do mnie odezwać.
Prychnąłem.
Co za dupek. Szybko zablokowałem komórkę i wcisnąłem ją z
powrotem do kieszeni, ani myśląc odpowiadać. O dziwo jednak Łukasz
nawet nie wytrącił mnie z równowagi, chociaż jeszcze chwilę
temu, po samym spojrzeniu na niego, nie wiedziałem co miałem ze
sobą zrobić.
Teraz
jednak moje myśli zaprzątało co innego. Uśmiechnąłem się pod
nosem, ciągle zerkając w stronę Oliwera.
Daj
mu już spokój i nie kręć się tutaj. On jest teraz mój.
Dziwny
obrót sprawy. Ale jeśli tak to... niech tak będzie. Mogę jeszcze
raz spróbować.
Jeny ale fajna niespodzianka. Bardzo fajny rozdział. Oliwek jest ewidentnie jedna z fajniejszych postaci zdudowanych na łamach tego bloga. Wogole tekst, że fajnie być "czyimś" aż zmusił mnie do refleksji. Często słyszymy głosy typu, że nie jest się czyjąś własnością ale tak całkiem serio to każdy chce do kogoś należeć. Nie wydaje mi się to skrajnie uprzedmiotowane. Pozdrawiam i czekam na Maca pani plis! #teamrzepa
OdpowiedzUsuńOmg to było boskie
OdpowiedzUsuńKocham Cię za tę manne z nieba! Dziękuję za rozdział, uwielbiam ich i zawsze czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ❤
OdpowiedzUsuńKocham!!! Czekam na ciąg dalszy<333
OdpowiedzUsuńJagsshshdh Oliwer jest taki uroczy
OdpowiedzUsuń