czwartek, 26 lipca 2018

Rozdział 10. (Co z Oliwerem nie tak?)


Dziwny obrót sprawy

Otwierając drzwi do swojego pokoju, poczułem dreszcze wspinające się po plecach. Starałem się jednak zachować spokój, ale kiedy wyłapałem spojrzenie Oliwera, coś podpowiadało mi, że on o wszystkim wiedział. Chociaż stał pół metra ode mnie, miałem wrażenie, jakby mógł słyszeć przyspieszone bicie mojego serca... Co za idiotyzm.
Całe swoje zdenerwowanie (do którego nawet ja sam nie chciałem się przyznać) ukryłem za pewnym siebie uśmieszkiem.
– Siadaj gdzie chcesz. – „Najlepiej na łóżku”, dodałem w myślach. Oliwer jednak nic nie zrobił, oderwał tylko ode mnie swoje uważne spojrzenie, żeby zaraz z zaciekawieniem rozejrzeć się dookoła.
– Ładnie tu pachnie – mruknął cicho, nie ruszając się chociażby na krok. To jedno zdanie zwaliło mnie z nóg. Chyba na moment zapomniałem, że Oliwer nie był normalny.
– Co?

– Ładnie pachnie – powtórzył nieskrępowany. – Tobą – dodał, a ja otworzyłem szeroko oczy. Tylko on potrafił mówić tak żenujące rzeczy z takim spokojem.
– Mną? Przecież mówiłeś mi kiedyś, że śmierdzę. – Może powinienem uważać? Może i Oliwer miał słodką buźkę, ale naprawdę zachowywał się jak psychopata.
– Śmierdziałeś nim – sprostował. Już kiedyś słyszałem te słowa.
– Nim? Łukaszem?
Oliwer nie odpowiedział. Nie wzruszył nawet ramionami, jak to zazwyczaj robił, tylko skierował się w stronę łóżka, żeby zaraz na nim usiąść.
– Jesteś wrażliwy na zapachy? – zapytałem, przypominając sobie woń perfum, jakich używał Łukasz. Rzeczywiście były mocne, ale mnie się podobały. Na samą myśl aż poczułem ucisk w gardle. Chociaż próbowałem nie myśleć o Łukaszu, najlepiej zrzucić go na samo dno umysłu, to jednak wciąż miałem mu to wszystko za złe. Zdążyłem się do niego przywiązać.
– Powiedzmy. – Oliwer kiwnął głową, przyglądając mi się z uwagą, żeby zaraz zapytać, z tą swoją rozbrajającą bezpośredniością: – Pocałujesz mnie dzisiaj?
Omal nie padłem. Zamrugałem, nie spodziewając się tego. Jak to możliwe, że Oliwer raz był tak uroczo zdezorientowany, żeby po chwili zarzucić takim tekstem? Nie spodziewałem się tego, mimo że rzeczywiście zaciągnąłem go do siebie do domu w tym celu. Zwilżyłem wargi, mając pustkę w głowie. Kiedy jednak napotkałem jego zielone, wyczekujące spojrzenie, moje ciało zareagowało samo. W jednej chwili już byłem przy Oliwerze, przyciągając go do siebie zachłannie i całując mocno. Dreszcze przebiegające mi po plecach zaczęły kumulować się w podbrzuszu, a kiedy Oliwer ochoczo odpowiedział na ruchy mojego języka, miałem wrażenie, że zaraz przyprę go do łóżka i zakończymy to w kilka minut. Powstrzymałem się jednak, starając się skupić tylko na pocałunku. O dziwo Oliwer był w tym o wiele lepszy, niż ostatnim razem, choć jego ruchy wciąż były niesamowicie chaotyczne. Zdarzało mu się zahaczyć mnie zębami, czy za głęboko wsunąć język, ale mogłem mu to wybaczyć. Nadrabiał charyzmą i zaangażowaniem.
Nawet nie wiem kiedy, a poczułem, jak obejmują mnie jego silne ramiona. Momentalnie przypomniało mi się, że Oliwer, chociaż dość niski, miał się czym pochwalić, jeśli chodziło o muskulaturę. Coś się jednak zmieniło. Oliwer napierał na mnie coraz mocniej, aż, nawet nie wiem kiedy, straciłem równowagę, żeby w mgnieniu oka wylądować na łóżku. Nie spodziewałem się tego, jęknąłem zaskoczony w usta Oliwera, który teraz przyciskał mnie do materaca z niesamowitą siłą, o którą nawet go nie podejrzewałem. Wyglądał na kogoś, kto dużo ćwiczył, jednak zaciskające się na moich ramionach dłonie sprawiały mi fizyczny ból. Zupełnie, jakbym znalazł się w imadle, to już nie wyglądało na siłę zdobytą przez żmudne treningi na siłowni. Mimo wszystko chyba miałem coś z masochisty, bo poczułem tylko większe podniecenie.
Nie spodziewałem się tego. Takiej stanowczości u chłopaka, który jeszcze niedawno przeżył swój pierwszy pocałunek. Oliwer był brutalny, całował mnie coraz bardziej zapalczywie, nad czym ja nie potrafiłem nadążyć. Miałem totalną pustkę w głowie, ale z drugiej strony wiedziałem, że mi się to podobało, chociaż naprawdę nie byłem przygotowany na taki przebieg wydarzeń. To ja miałem być na górze, nie Oliwer.
Nagle, gdy miałem już wrażenie, że zaraz spłonę z podniecenia, poczułem metaliczny posmak w ustach. Mocny, bardzo znajomy smak rozlał się w naszych ustach, a mimo to początkowo nie wiedziałem czym on był. I wtedy wszystko dobiegło końca. Pocałunek, bolesny uścisk rąk Oliwera, aż wreszcie ciężar jego ciała na moim. Otworzyłem szeroko oczy, słysząc jeszcze trzask drzwi.
Byłem sam. W łóżku, w pokoju. Oliwer tak po prostu gdzieś zniknął, a ja nawet nie zdążyłem się zorientować, kiedy to zrobił. Podniosłem się zdezorientowany, rozglądając się dookoła.
– Oliwer? – zapytałem, zastanawiając się jednocześnie, czy przypadkiem coś mi się nie przyśniło. Ból ramion sprowadzał mnie jednak na ziemię – to nie był sen. Zmarszczyłem brwi, żeby zaraz zerknąć na drzwi. – Oliwer?
– Nie wychodź! – dobiegł mnie spanikowany krzyk.
– Czemu...? – miałem zapytać, kiedy poczułem, że coś spływa mi po brodzie. Odruchowo otarłem ją ręką, a następnie spojrzałem na dłoń.
Krew?
Jak na zawołanie czubek mojego języka zapiekł tępym bólem.
Ugryzł mnie?
– Ej! Oliwer! – sapnąłem sfrustrowany, bardzo powoli wracając do rzeczywistości. Podniosłem się z łóżka, ignorując swój wzwód. Jak on mógł przerwać w takim momencie?! – Co się stało?
– Nie wychodź!
Złapałem za klamkę, jednak nie mogłem otworzyć drzwi. Oliwer napierał na nie z drugiej strony.
– Co ci odwaliło?!
– Przepraszam!
Zamrugałem. Dopiero zaczynałem trzeźwo myśleć.
Oliwer musiał się po prostu przestraszyć. I nie wiedzieć czemu, całkiem mnie to rozczuliło. Był jak dzikie zwierzę, którego logiki w działaniach trudno się doszukiwać.
– Przepraszam! – pisnął ponownie, kiedy znów próbowałem otworzyć drzwi. – Nie chciałem!
Zaśmiałem się do siebie, rozbawiony tą sytuacją. Normalnie pewnie bym się przejął, w końcu taki pocałunek z krwią nie był bezpieczny, ale wystarczyło tylko na Oliwera spojrzeć – to jasne, że nikogo wcześniej nie miał. Śmierdział prawiczkiem na kilometry.
– Zawsze gryziesz ludzi? – zapytałem i znów naparłem na drzwi. Nic. – Ej no, otwórz – sapnąłem, zaczynając się irytować.
– Nie.
– Nie?
– Nie otworzę – powiedział już o wiele spokojnej, tym swoim nudnym, zwyczajowym tonem, a mimo to zabrzmiał jak dziecko.
– O co chodzi? – sapnąłem z poirytowaniem. – Okej no, ugryzłeś mnie, ale to wciąż nie był najgorszy pocałunek w moim życiu – wytłumaczyłem, sam nie wiedząc dlaczego. Nie powinno mnie przecież obchodzić, co takiego myślał sobie Oliwer, nawet jeśli w tej chwili czuł ogromne zażenowanie.
A jednak, jakoś tak zrobiło mi się go żal. Każdy przecież ma swoje pierwsze razy, ale nie każdy wie, jak się wtedy zachowywać.
– Oliwer... – oparłem czoło o drzwi, nie mając pojęcia, jak długo będę tu jeszcze sterczeć. – Otworzysz?
Cisza.
Aż wreszcie poczułem, jak drzwi ustępują, a klamka, którą najwidoczniej cały czas podtrzymywał, opada nieznacznie. Korzystając więc z chwili, szybko uwolniłem się z pokoju i już miałem rzucić jakiś niewybredny komentarz, żeby się trochę ponabijać z Oliwera (musiałem zrównoważyć jakoś tę swoją wcześniejszą wspaniałomyślność), gdy na moment zamarłem. W Oliwerze było coś innego. Dzikiego?
Nie. Gdy zamrugałem, wyglądał jak zawsze, chociaż może odrobinę bardziej pomięty. Potargane włosy, pogniecione ubrania, opuchnięte od pocałunku usta, aż wreszcie krew. Wszystko stało się jasne, stąd ta dzikość, to czerwone ślady krwi dodawały Oliwerowi zwierzęcego wyrazu.
– Chyba musisz się umyć – rzuciłem z rozbawieniem, a on przyjrzał mi się uważnie, żeby zaraz się skrzywić.
– Przepraszam – mruknął, sięgając dłonią do mojego ramienia. Powiodłem spojrzeniem za jego ręką, początkowo nie rozumiejąc skąd te przeprosiny, gdy dostrzegłem ciemne ślady odznaczające się na tle jasnej skóry.
– No... – Nie wiedziałem co powiedzieć. Różne rzeczy się zdarzają podczas takich chwil, to prawda, ale chyba jeszcze nigdy nie skończyłem z rozwalonym językiem i tak rozległymi siniakami. – Już myślałem, że nie ma w tobie zbyt wiele życia – spróbowałem zażartować. Oliwer nic jednak nie odpowiedział, cały czas wpatrując się w moją rękę. – Chyba musisz iść do łazienki – dodałem, nie pozwalając, by między nami zapadło milczenie. – Zmyć to z twarzy. A później chodźmy jeść.
– Nie – przerwał. – Będzie lepiej jak już pójdę. – Nie wyglądał na zadowolonego. Nigdy nie przejawiał zbyt wielu emocji, ale teraz zdawał się jeszcze bardziej wyciszyć, o ile to w ogóle możliwe.
– Nie przesadzaj – zbagatelizowałem. Dlaczego? Przecież każdego innego opieprzyłbym z góry na dół.
– Do zobaczenia na uczelni – powiedział jeszcze, po czym ruszył szybko w stronę schodów.
– Zmyj chociaż z siebie tę krew, bo ktoś posądzi, że... – nie dokończyłem. Przerwał mi odgłos szybko stawianych kroków na stopniach, aż wreszcie trzask drzwi.
Sapnąłem ciężko, opierając się o framugę.
Rany Boskie... nie tak miało przecież wyglądać to popołudnie.

***

Oliwer się nie odezwał, przez cały weekend nie miałem z nim żadnego kontaktu, chociaż nie raz naprawdę korciło mnie, aby do niego napisać. Oczywiście to nie byłoby w moim stylu, więc sobotę i niedzielę spędziłem na jakże twórczym przeglądaniu Netflixa. Nie potrafiłem już jednak udawać, że wcale nie ciągnęło mnie do tego dziwoląga. Ciągnęło i to cholernie, co chyba niezbyt dobrze świadczyło o mojej stałości w uczuciach. Przecież jeszcze niedawno wzdychałem do Łukasza.
Oliwer miał w sobie jednak coś innego. Za nic w świecie nie mogłem go zrozumieć i może właśnie stąd moje zainteresowanie?
Westchnąłem ciężko, wpatrując się w powoli szarzejące niebo. Deszcz dudnił w parapet i okna, a rosnące nieopodal domu drzewa wyginały się na mocnym wietrze. Jesień na dobre zawitała w Krakowie, a ja nawet nie narzekałem. Chyba po raz pierwszy było mi to całkowicie obojętne.
– A ty nie masz zamiaru zejść? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Alicji. Spojrzałem w stronę drzwi, zaskoczony. – Kolacja jest.
– Nie, nie jestem głodny – powiedziałem zgodnie z prawdą, ale spojrzenie, jakim obdarzyła mnie mama, jasno dało mi znać, że mocno ją zaskoczyłem. Prychnąłem z irytacją. – To takie dziwne?
Sądząc po jej minie, najwidoczniej tak.
– To może chociaż wycisnę soku? Z marchwi? Jeśli chcesz się odchudzać...
Przewróciłem oczami.
– Pogodziłem się już ze swoją wagą. Po prostu nie jestem głodny – burknąłem zgodnie z prawdą.
– No dobrze – skapitulowała. – Nie siedź dzisiaj długo, jutro masz wykłady – przypomniała, wpadając w te swoje rodzicielskie, pouczające tony. Znów wywróciłem oczami, chcąc ją zbyć, ale nie mogłem powstrzymać narastającej wewnątrz mnie niecierpliwości.
Po raz pierwszy naprawdę nie mogłem doczekać się zajęć na uczelni. I co najgorsze, wiedziałem dlaczego. A raczej przez kogo.

***

Nastał wreszcie, tak niecierpliwie przeze mnie wyczekiwany, poniedziałkowy poranek. Rany Boskie, nigdy bym nie pomyślał, że kiedykolwiek będzie mi się spieszyło na uczelnię. Wstałem wcześniej niż zwykle, a później szybko się ogarnąłem i już po kilkunastu minutach byłem gotów. Drogę na przystanek też pokonałem o wiele szybciej, niż zawsze, a kiedy za oknem tramwaju zamajaczył się budynek mojego wydziału, poczułem uścisk w żołądku. I nie miało to nic wspólnego ze zjedzonymi chwilę temu naprędce płatkami z mlekiem.
Chciałem go zobaczyć. To uczucie było tak dziwne i nierealne, że niemal nie moje. W końcu jeszcze niedawno unikałem Oliwera na każdym kroku, a teraz sam do niego gnałem.
Wysiadłem z tramwaju i wtedy go zobaczyłem. Nie przyjechał dzisiaj samochodem, szedł z osobliwym, zamyślonym wyrazem twarzy, nie rozglądając się nawet na boki. Wystarczyło jednak, że zrobiłem krok w jego stronę, gdy odwrócił głowę i popatrzył na mnie, z taką miną, jakby już wcześniej mnie zauważył.
– Hej! – rzuciłem nader entuzjastycznie, zupełnie jak nie ja, pokonując szybko dzielącą nas odległość. – Nikt ci nie mówił, że takie uciekanie z cudzego domu nie jest zbyt kulturalne? – Teraz już zabrzmiałem bardziej jak ja, za co pogratulowałem sobie w duchu.
Oliwer wzruszył ramionami.
– Raczej nie.
Zmarszczyłem brwi, wciąż nieprzyzwyczajony do jego dziwnego zachowania, które – Jezus Maria, weźcie mnie i zabijcie – z dnia na dzień wydawało mi się coraz bardziej... urocze? To całe zagubienie Oliwera, nieogarnięcie się w dzisiejszym świecie, relacjach społecznych, nierozumienie ironii i ta jego rozbrajająca szczerość w jakimś stopniu była właśnie urocza.
– To ja ci mówię – powiedziałem spokojnie, kiedy ruszyliśmy w stronę wydziału. – To niekulturalne.
– Dobrze – zgodził się Oliwer, ciągle na mnie spoglądając.
– W ogóle, co robisz jutro? – Mój entuzjazm zaskoczył samego Oliwera. Nawet on zauważył, że głupiałem, cholera. Chrząknąłem więc, próbując nadać swojemu głosowi normalnego tonu. – Znaczy, wiesz, mamy prezentacje z filozofii.
Oliwer kiwnął głową. Cholera, wykażże się chociaż odrobiną zaangażowania! Nie byłem przecież przyzwyczajony do odgrywania pierwszych skrzypiec, nie potrafiłem nagabywać drugiej osoby.
– Może wpadniesz? Jutro? Nie mamy przecież zajęć – Mimo że jeszcze niedawno dałbym sobie rękę uciąć, bylebym tylko wylądował w grupie z każdym, tylko nie Oliwerem, to teraz widziałem w tym wszystkim plusy. Bo żeby zrobić prezentację, trzeba się ze sobą spotkać, idealny pretekst na ponowne zamknięcie Oliwera w moim pokoju. Tylko teraz będę musiał rozważyć opcję zamknięcia drzwi na klucz, żeby ten debil znowu mi nie zwiał.
– Jutro? – zawahał się.
– No. – Przewróciłem oczami, zirytowany. Czy ja mówiłem niewyraźnie? – Jutro.
– Nie wiem...
– Przestań – parsknąłem. – Kiedyś w końcu będziemy musieli zrobić tę przeklętą prezentację, a lepiej zrobić ją jak najszybciej. – Skręciliśmy w uliczkę prowadzącą prosto do drzwi naszego wydziału. Już miałem coś jeszcze dodać, gdy nagle Oliwer zwolnił, wpatrując się w coś, co znajdowało się kilka metrów dalej, na parkingu... Powiodłem wzrokiem za jego spojrzeniem i nagle zrozumiałem, że to nie było coś, a ktoś.
Łukasz, cholera jasna. Nim jednak zdążyłem chociażby przekląć go w myślach, ten zauważył mnie. Stał przy swoim samochodzie, wyraźnie na kogoś czekając, a kiedy ruszył w moją stronę, wiedziałem już, że przyjechał tu dla mnie.
– Szlag – warknąłem pod nosem. – Idź już, dogonię cię – zwróciłem się do Oliwera, czując jak serce łomocze mi w piersi. Sam widok Łukasza obudził we mnie coś, o czym próbowałem zapomnieć.
– Hej – rzucił Łukasz z daleka, spoglądając jeszcze na Oliwera ze zdezorientowaniem.
– Czego chcesz? – fuknąłem, czując wzbierającą we mnie złość. Najpierw zostawił mnie jak psa, a teraz jeszcze tu przyjeżdżał. Co za przeklęty dupek.
– Możemy gdzieś się przejść? – zapytał, stając tuż przed nami. Oliwer mimo moich słów, nawet nie drgnął, mierząc Łukasza podejrzliwym wzrokiem. – Sami – sprostował.
Zamarłem. Jak on miał jeszcze czelność zawracać mi głowę?
– Ty chyba sobie żartujesz – prychnąłem, zaciskając nerwowo dłonie w pięści. Serce dalej waliło mi jak oszalałe, a w głowie miałem kompletną pustkę. Bo w pewnym sensie za nim tęskniłem, chociaż faktycznie nie spędziliśmy ze sobą zbyt wiele czasu. Ale dał mi nadzieję, był pierwszą osobą od dawna, na której mi tak zależało.
– Wiktor, wiem, że to co zrobiłem było bardzo... słabe. – Skrzywił się, a ja zaśmiałem się gorzko.
– Och, więc słabe?
– Tak, ale chciałbym przeprosić i...
Nagle poczułem jak coś łapie mnie za rękę. Popatrzyłem na swoją dłoń splecioną z dłonią Oliwera, żeby nagle usłyszeć pełne wrogości syknięcie:
– Zostaw już go. – Zamrugałem. Oliwer był wściekły. Jego zawsze obojętna mina zdawała się być teraz zaledwie wspomnieniem. Marszczył groźnie brwi, wpatrując się w Łukasza tak, jakby chciał go zabić. – Daj mu już spokój i nie kręć się tutaj. On jest teraz mój.
Zamarłem. Totalnie. Nie wiedziałem co powiedzieć, więc tylko poruszyłem bezwiednie ustami, nie mając pojęcia, co myśleć. Serce waliło mi w piersi już nie ze zdenerwowania, a z dziwnej... ekscytacji?
Nie miałem jednak szansy na reakcję, bo już po chwili poczułem jak Oliwer ciągnie mnie w stronę uczelni, zostawiając osłupiałego Łukasza za nami. Nie mógłbym nawet zaprotestować, Oliwer był w tym momencie niesamowicie silny, poddałem mu się więc i dopiero kiedy weszliśmy do budynku, mój mózg zaczął pracować.
W brzuchu czułem kumulujące się, przyjemne ciepło. Nikt jeszcze tak o mnie nie powiedział, nikt nie walczył o mnie z taką stanowczością... jeszcze nigdy nie byłem „czyjś”. Popatrzyłem na Oliwera, który zdawał już się uspokajać. Zerknął na mnie łagodnie, bez krzty poprzedniej wrogości.
– Co to było? – zapytałem ledwie słyszalnie, bo głos uwiązł mi w gardle.
Oliwer zwyczajowo wzruszył ramionami.
– Zdenerwowałem się.
– Ale z tym... – Zerknąłem, czy nikogo obok nas nie ma. – Że jestem twój?
Oliwer zamrugał, żeby zaraz ponownie wzruszyć ramionami.
– Bo jesteś – powiedział tylko i ruszył przed siebie. Wydawał się powrócić do normalności, znów był nad wyraz spokojny, jednak mojej uwadze nie umknęły jego gniewnie zaciśnięte pięści i spięte ramiona.
Zwilżyłem wargi, czując, jak kręci mi się w głowie. Nie tego się spodziewałem. Może i powinienem być zły, w końcu Oliwer mnie uprzedmiotowił, a już z pewnością nie „byłem” jego, ale w zamian czułem dziwną lekkość. Ruszyłem do sali szczęśliwy, chociaż po spotkaniu z Łukaszem powinienem zachowywać się zupełnie odwrotnie.
Stanąłem obok drzwi, zerkając jeszcze na siedzącego pod ścianą Oliwera. Poruszał nerwowo nogą, jakby wciąż próbując się uspokoić. Już miałem do niego podejść, kiedy mój telefon w kieszeni zawibrował, oznajmiając nadejście SMS-a.
To był Łukasz.
Nie chciałem cię dzisiaj nachodzić, ale czułem się podle po tym co zrobiłem w klubie. Miałem zamiar po prostu przeprosić i to wszystko wyjaśnić. Ale widzę, że już kogoś masz, cieszę się. Widać, że mu na tobie zależy, więc będę życzył wam szczęścia. Pamiętaj, że jeśli kiedyś będziesz potrzebować pomocy, zawsze możesz się do mnie odezwać.
Prychnąłem. Co za dupek. Szybko zablokowałem komórkę i wcisnąłem ją z powrotem do kieszeni, ani myśląc odpowiadać. O dziwo jednak Łukasz nawet nie wytrącił mnie z równowagi, chociaż jeszcze chwilę temu, po samym spojrzeniu na niego, nie wiedziałem co miałem ze sobą zrobić.
Teraz jednak moje myśli zaprzątało co innego. Uśmiechnąłem się pod nosem, ciągle zerkając w stronę Oliwera.
Daj mu już spokój i nie kręć się tutaj. On jest teraz mój.
Dziwny obrót sprawy. Ale jeśli tak to... niech tak będzie. Mogę jeszcze raz spróbować.

5 komentarzy:

  1. Jeny ale fajna niespodzianka. Bardzo fajny rozdział. Oliwek jest ewidentnie jedna z fajniejszych postaci zdudowanych na łamach tego bloga. Wogole tekst, że fajnie być "czyimś" aż zmusił mnie do refleksji. Często słyszymy głosy typu, że nie jest się czyjąś własnością ale tak całkiem serio to każdy chce do kogoś należeć. Nie wydaje mi się to skrajnie uprzedmiotowane. Pozdrawiam i czekam na Maca pani plis! #teamrzepa

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Cię za tę manne z nieba! Dziękuję za rozdział, uwielbiam ich i zawsze czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham!!! Czekam na ciąg dalszy<333

    OdpowiedzUsuń
  4. Jagsshshdh Oliwer jest taki uroczy

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.