sobota, 19 sierpnia 2017

Rozdział 16. (I tak wszyscy wylądujemy w McDonaldzie)

Wiem, że trochę musieliście na ten rozdział poczekać, ale no tak wyszło. ;) Musiałam mocno się zmobilizować, żeby go napisać. W ramach przeprosin, rozdział odrobinę dłuższy niż inne rozdziały McDonalda. :) 

Niebetowane

Bez żadnego alkoholu, bez żadnej trawki

Rafał wrócił do mieszkania cały nabuzowany emocjami. Cud, że po drodze nie spowodował żadnego wypadku, bo naprawdę nie potrafił się na niczym skupić. Nie wiedział jednak na kogo był bardziej zły – na Andrzeja wykorzystującego Teodora, na Teodora żałośnie zapatrzonego w Andrzeja, czy na samego siebie, przejmującego się tym wszystkim, chociaż go to przecież nie dotyczyło. Teodor go nie dotyczył, nie raz już mu mówił, że nie chce zapominać o przeszłości.
I takie jego prawo, do cholery, pomyślał Rafał ze złością, kiedy rzucił swoją kurtkę na kanapę, żeby zaraz usiąść tuż obok niej. Wpatrzył się w ścianę, dobrze wiedząc, że długo nie wytrzyma w tym małym pokoju. Aż go nosiło, czym prędzej musiał więc wyładować na czymś swoją frustrację, a niestety karnet na siłownię skończył mu się parę tygodni temu. Nie odnawiał go, no bo i za co niby? Nie spał na kasie, ledwo wiązał koniec z końcem, a siłownia, jedna z nielicznych przyjemności w jego życiu, nie licząc muzyki, musiała zejść na dalszy plan.

Gdyby miał tu bębny, pewnie wyżyłby się na nich. Pokój jednak był zbyt mały na wstawienie tu tak dużego instrumentu, poza tym, jego współlokatorzy wyrzuciliby go chyba przez okno, gdyby dawał im częste popisy swoich solówek. Bębny stały więc u Bohdana, a Rafał nie był aż tak sfrustrowany, żeby jechać na drugi koniec miasta do przyjaciela.
Wyciągnął telefon i szybko odnalazł numer chłopaka, z którym ostatnio się spotykał i z którym przyłapał go Teodor. Nie, żeby Rafał cokolwiek do niego czuł, oprócz pociągu fizycznego. Po prostu był dobrą opcją dla Rzepy, który za każdym razem, kiedy miał uskuteczniać godowe podrywy, natrafiał na wewnętrzny opór. Nie lubił czegoś takiego, nie pasował mu wizerunek typowego Alvaro, puszczającego bajerę za bajerą i przebierającego w kochankach ile wlezie. Dlatego Rafał nie miał za sobą zbyt wielu krótkich przygód, czy – jak się teraz mówiło – one night standsów. Jego kochankowie zazwyczaj zostawali na dłużej. Tak było łatwiej – zero niepotrzebnych starań, zero końskich zalotów. Rafał był prostym facetem.
„Wpadasz?” – napisał, nie przejmując się wcale bałaganem, który panował dookoła. Może i gdyby zapraszał tu kogoś innego (takiego Teodora na przykład), to jeszcze jakoś by tu ogarnął. Teraz jednak nawet nie chciało mu się starać. Umawiają się na seks, nie na kontemplowanie sypialni.
„Dzisiaj?” – brzmiała odpowiedź, która przyszła po kilku minutach.
„Nawet zaraz.” – Rafał naprawdę nie był dobry, jeżeli chodziło o podtrzymywanie napięcia i gierki słowne. Wolał krótką, szybką rozmowę prowadzącą do jednego, bez zbędnych niedomówień oraz pytań.
„Za godzinę może być?”
„Ok.”
Tyle wystarczyło, żeby Kamil pojawił się u niego o umówionym czasie. Też nie lubił tej całej godowej gry, wolał wyłożyć kawę na ławę i mieć spokój. Chodziło przecież o seks, żaden z nich niczego więcej do siebie nie czuł i obaj doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
Kamil lubił wysportowanych, dużych facetów jak Rafał.
Rafał lubił drobnych, szczupłych chłopaków.
Nic więcej im do szczęścia nie było potrzebne.

***

Popatrzył na Andrzeja, a w jego oczach odbijała się mieszanka szczęścia, zdezorientowania i strachu. Szczęścia, bo wreszcie wrócił cały i zdrowy. No, może odrobinę pokiereszowany kacem, ale jednak. Zdezorientowania, gdyż nie wiedział co powinien w tym momencie powiedzieć, w szczególności, że przed chwilą z takim zacięciem wyrzucił Rafała za drzwi. A strach rósł w nim niepostrzeżenie przez cały ten czas, kiedy Rafał opowiadał mu o tej niezbyt przyjemnej stronie Andrzeja. Teraz, gdy patrzył na Wrońskiego, wszystko wracało. Każde słowo, ukryte gdzieś w jego myślach, wypływało na wierzch, a on nie potrafił się od nich odgonić.
Co, jeśli Andrzej u kogoś był? Z kimś spał?
Niczego nie wyjaśnił, od razu poszedł się myć, a później zaległ na materacu i w mgnieniu oka zasnął, zmęczony swoją dwudniową eskapadą. Teodor siedział na łóżku, wpatrując się w jego nieruchome, pogrążone we śnie ciało. Mocne cienie pod oczami były jeszcze bardziej widoczne na tle chorobliwie jasnej, wręcz ziemistej cery, a zapadnięte policzki sugerowały, że Andrzej raczej nie miał czasu na jedzenie. Chociaż zniknął jedynie na dwa dni, wyraźnie schudł ten kilogram czy dwa, czego przy i tak niezbyt masywnej budowie ciała Andrzeja nie dało się nie zauważyć.
Obudził się dopiero późnym wieczorem, kiedy Teodor wrócił już z kąpieli i miał zamiar położyć się spać.
– Jestem głodny – burknął zaspanym tonem, jednak nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Teodor tylko popatrzył na niego krótko, żeby zaraz przedostać się do swojego łóżka. – Która godzina? – zapytał, jakby nie mógł zerknąć na swój telefon, żeby to sprawdzić.
– Jedenasta – odparł sucho, zupełnie jak nie ten sam Teodor, który jeszcze niedawno latał za nim jak pies. Nie potrafił już jednak wykrzesać z siebie chociaż odrobiny entuzjazmu. Zbyt wiele nerwów kosztowało go zniknięcie Andrzeja, by mógł przejść z tym do porządku dziennego, wiedząc przy okazji, że kiedy on odchodził od zmysłów, Andrzej doskonale się bawił.
– Idziesz jutro na uczelnię? – padło kolejne pytanie, jakby wymuszające na Teodorze większą interakcję. On jednak tylko kiwnął głową, biorąc jednocześnie laptopa na swoje kolana i dając tym samym znak, że nie ma ochoty na żadne rozmowy.
Andrzej zmarszczył brwi. Był dumną jednostką, nienawidzącą być olewaną. Tym razem jednak Teodor robił to dość ostentacyjnie, chociaż zawsze chętnie go zagadywał.
– Może skoczymy jutro gdzieś na żarcie? Znam zajebistą pizzerię – próbował dalej, starając się nie myśleć o sobie jak o psie wymuszającym atencję właściciela.
– Siedzę do późna na uczelni – odpowiedział antypatycznym tonem, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.
Andrzej pokręcił się nerwowo. No bo przecież dziwnie tak, z lekceważącym go, nieskorym do rozmowy Teodorem. Zupełnie, jakby miał do czynienia z całkowicie inną osobą. Oczywiście wiedział, co było powodem takiego zachowania Teodora, ale ani na moment nie chciał przyznawać się do winy. Nienawidził tkwić na łańcuchu, oddawać komukolwiek nad sobą kontrolę. Właśnie dlatego nigdy nie powinien brnąć w relację z Teodorem. Z każdym, cholera, tylko nie z Teodorem, na którym mu przecież zależało.
– Przyjechać po ciebie? – Rzeczywiście był jak ten pies proszący o uwagę. Na coś to upokorzenie jednak wreszcie się sprawdziło, bo Teodor oderwał spojrzenie od monitora, wyraźnie ułaskawiony.
– Czym niby? – zabrzmiała odpowiedź. Nim jednak Andrzej zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Teodor sapnął ciężko, pokręcił głową i przetarł twarz dłonią, poddając się. – Martwiłem się o ciebie – mruknął tak cicho, że w zestawieniu z odgłosami ciężkich kroków dobiegających piętro wyżej, Andrzej ledwo go usłyszał. – Gdzie byłeś? – Jasne spojrzenie zatrzymało się na nim, a on przez moment poczuł się naprawdę bardzo winny. Tylko przez moment, na szczęście, bo zaraz przypomniał sobie swoje wcześniejsze nastawienie i niechęć do bycia trzymanym pod kloszem.
– Nie bądź jak baba.
Teodor kiwnął głową. Nic nie odpowiedział, po prostu kiwnął głową. Zamknął laptopa i chcąc mieć już ten dzień za sobą, położył się do łóżka.
– W lodówce masz kanapki. Nie bądź za głośno, o szóstej wstaję – powiedział tylko, zakrył się kołdrą i skulił na boku, ignorując zapalone światło, niewątpliwie utrudniające zaśnięcie.
Andrzej bez słowa wstał. Zgasił lampę, żeby zaraz najciszej jak potrafił, wyjść z pomieszczenia.
Do jutra mu przejdzie, pomyślał, wyciągając z lodówki przygotowane przez Teodora kanapki z szynką, serem, ogórkiem i pomidorem. Uśmiechnął się do siebie zadowolony, a już po pięciu minutach wstawił pusty talerz do zlewu.
Pogniewa się trochę i mu przejdzie.

***

Wakacje dwa tysiące dziesiątego były najlepszymi wakacjami w życiu Teodora. Nigdy nie pamiętał, żeby wychodził tyle z domu. Cały czas coś robił, nawet jeżeli to „coś” ograniczało się jedynie do wałęsania się po osiedlu, a gdy pogoda nie zachęcała do przebywania na zewnątrz, też zawsze znalazło się jakieś zajęcie.
Znalazło, bo przecież wszystko robił z Andrzejem. W jednej chwili Andrzej stanął w samym środku jego wszechświata, całe życie Teodora zaczęło kręcić się dookoła tego chudego, nastoletniego, przyszłego rockmana , który miał milion pomysłów na minutę. Dosłownie. Chociaż nie lubił duchoty, nienawidził lata, żaru lejącego się z nieba, masy dzieciaków oblepiających place zabaw, to jednak wciąż zapełniał im czas swoimi pomysłami. To jechali wieczorem nad wodę, to brali gitarę i rzępolili na starej, używanej latem do dożynkowych imprez, drewnianej scenie pośrodku parku... A gdy nie chciało im się wychodzić na zewnątrz, po prostu zostawali u Andrzeja w domu i pół dnia przegrywali na PlayStation.
To zdecydowanie były najlepsze wakacje w życiu Teodora. A po wakacjach miał się rozpocząć kolejny świetny etap w jego życiu, w końcu wybrali razem z Andrzejem to samo liceum. Już bez Rzepy, bez jego idiotycznych kolegów, którzy przez cały czas prześladowali Teodora... Nowi ludzie, no i nowy on, bo przecież zaczął się odchudzać.
Odchudzanie nie przychodziło mu wcale tak łatwo, kilogramy schodziły irytująco wolno, ale gdy pewnego deszczowego wakacyjnego dnia stanął w progu Andrzejowego pokoju, przekonał się, że było warto. Andrzej zmierzył go spojrzeniem ze swojego jak zwykle rozkopanego łóżka, zmarszczył brwi, aż wreszcie powiedział:
– Chyba schudłeś ostatnio, nie? I to całkiem sporo.
Nie tak sporo, niestety. Przy jego wadze pięć kilo wielkiej różnicy nie robiło, jednak wtedy Teodor zrozumiał, że wszystkie dotychczasowe męki miały sens. Uśmiechnął się szeroko, rozpromienił się momentalnie i kiwnął głową.
– T-ak, tr-trochę tak.
– Bo nic nie jesz – zrugał go nagle, ale już nawet to nie popsuło Teodorowi humoru. Uśmiechnął się szeroko, dochodząc do wniosku, że nie przestanie. Zrzuci jeszcze z dziesięć-piętnaście kilo i wtedy może... Może Andrzej dostrzegłby znacznie więcej?
Nie. To głupie, stwierdził zaraz. Obaj byli przecież chłopakami.
– Gramy? – zaproponował Andrzej, sięgając po pada. Jego roztrzepane, trochę przydługie kosmyki włosów wpadały mu do oczu. Odgarnął je niedbale, żeby zaraz pochylić się i włączyć telewizor ustawiony na meblościance.
– Za mie-miesiąc szk-oła – stwierdził cicho Teodor, kiedy wybierali grę. Padło na ich niezniszczalne Naruto. Niezniszczalne dlatego, bo kilka tygodni temu przez przypadek Teodor wylał na płytę colę.
– Musisz przypominać? – jęknął Andrzej. – Niech te wakacje nigdy się nie kończą – sapnął jeszcze, aż wreszcie przeszedł do przerwanej ostatnio misji w grze.
Gdyby Teodor wiedział, że we wrześniu Andrzej zniknie tak po prostu, bez słowa, to również zażyczyłby sobie, aby wakacje nigdy się nie kończyły. Niestety, wtedy jeszcze nie wiedział. Żył pokrzepiającą wizją spędzenia kolejnych trzech lat u boku Andrzeja.
Skąd mógł wiedzieć, że te wakacje były ich pierwszymi i jednocześnie ostatnimi?

***

Teodorowi, ku niezadowoleniu Andrzeja, nie przeszło. Wręcz przeciwnie, rano poczuł, że teraz to on potrzebuje chwili na oddech i na przemyślenie wszystkiego. Najszybciej jak tylko mógł, wyszedł więc z pokoju, a Andrzej, który wcześniej niż o dziesiątej rano nie wyściubiał nosa spod kołdry, spał jak zabity. Tym razem Teodor nie miał jednak zamiaru narzekać, przebrał się w łazience, umył zęby, twarz i już po kilku minutach wychodził z mieszkania, wciąż niestety opierając się na kuli. Czuł, że tego dnia na uczelni nie będzie mógł zaliczyć do udanych, ale lepsze to, niż siedzenie w jednym pokoju z Andrzejem.
Kiedy stał na przystanku, czekając na autobus, zerknął na telefon. Sam nie wiedział co takiego miał nadzieję tam zobaczyć, ale z pewnością nie był to SMS od Natalii.
„Będziesz dzisiaj?” – pytała, a on zdał sobie sprawę, że ostatnio prawie w ogóle nie utrzymywali ze sobą kontaktu. I że tak właściwie trochę mu jej brakowało, bo przecież kiedy jeszcze nie miał Andrzeja, to z nią spędzał każdą wolną chwilę.
„Będę” – odpisał. – „Co ty na to, żeby olać fonetykę? Chodźmy na kawę do Karmello.”
Autobus nadjechał. Nie rozglądając się nawet na boki, wsiadł do trzysta-czwórki, jak zwykle o tej godzinie zapchanej po same brzegi. Stanął przy barierce i wrzucił telefon do kieszeni, żeby móc bez żadnych przeszkód przytrzymać też swoją kulę. Już myślał, że czeka go bardzo niekomfortowa podróż, gdy dostrzegła go młoda dziewczyna siedząca tuż obok. Wbrew temu co się mówiło o niewychowanej młodzieży, szybko wstała i z lekkim uśmiechem wskazała na miejsce.
– Siadaj.
Teodor odpowiedział na uśmiech oraz kiwnął głową w podziękowaniu. Niezgrabnie ulokował swoje cztery litery na fotelu i dopiero wtedy odczytał wiadomość od Natalii:
„Coś się stało? W sumie to nie chce mi się iść na zajęcia. Kawa i ciacho to zawsze dobra wymówka.”
Nic więcej już jej nie odpisał. Westchnął tylko ciężko, wcisnął telefon do kieszeni kurtki i powiódł spojrzeniem w stronę okna. Już zaczął myśleć nad tym, co powie Natalii, a kiedy dojechał na miejsce, miał w głowie dokładny scenariusz ich rozmowy w kawiarni.

***

– Ty głupi jesteś.
Teodor popatrzył na przyjaciółkę znad pustej szklanki po najlepszym w mieście latte.
– Głupi i tępy na dodatek – stwierdziła, marszcząc swoje idealnie wyrysowane kredką brwi. – Jednemu dajesz się wykorzystywać, a dla drugiego jesteś tak chamski, że na jego miejscu walnęłabym cię w pysk.
– Nie chcę rozmawiać o Rzepie – prychnął Teodor, urażony słowami Natalii. No bo przecież otworzył się przed nią, wyrzygał wszystko, co leżało mu na sercu, a ta – po wysłuchaniu półgodzinnego lamentu, co prawda – jeszcze go obraża!
– Ogarnij się, Teo. – Pochyliła się nad stołem i popatrzyła na niego z naganą. – Ile ty masz lat, do cholery?
Teodor momentalnie się naburmuszył, żałując, że ta rozmowa w ogóle się odbyła. Nic nie odpowiedział, tylko przewrócił oczami i dojadł ostatni kawałek czekoladowego ciasta.
– Zachowujesz się jak nastolatek. Bynajmniej dla mnie.
– Przynajmniej – poprawił od razu.
Po błysku w jej zielonych oczach (oczywiście niemających nic wspólnego z naturalnymi, Natalia zmieniała soczewki jak bieliznę – codziennie inne) mógł się domyślić, że ją zirytował. Oczywiście poprawił ją celowo, Natalia często robiła proste błędy językowe.
– Jestem filolożką angielskiego, nie polskiego – prychnęła urażona. – I rozmawiamy tu o tobie! Ten Andrzej to jakiś pasożyt, co ty w ogóle w nim widzisz?
Teodor sięgnął po serwetkę i zaczął ją nerwowo skubać. Chyba jednak nie przygotował się mentalnie do tej rozmowy.
– Nie wiem – burknął i wzruszył ramionami. – Kocham go.
– A Rafał?
– Rafał był moim wrzodem na tyłku w liceum – powiedział ostro, marszcząc zaraz brwi.
– I teraz chcesz się nad nim odegrać.
Popatrzył na nią z niezrozumieniem. O czym ona mu mówiła? Jakie odgrywanie się? Przecież od początku postawił Rafałowi sprawę jasno – nie będą najlepszymi kumplami właśnie przez ich przeszłość.
– Co ty pleciesz?
– Wiem, Teo, że zawsze jesteś miły, kochany i słodki, ale z tego co mi mówisz, dla Rafała jesteś niezłym chujem. – Wzruszyła ramionami i sięgnęła po swoją jeszcze niedopitą kawę. – A Andrzeja czcisz jak jakiegoś boga. To chore.
– Chyba nie mamy o czym rozmawiać – prychnął nagle i wstał szybko z krzesła. Zwierzanie się komuś to jedno, ale bycie po tym ocenianym nikomu nie sprawiało frajdy. – Chodźmy już, bo zaraz spóźnimy się na kolejne zajęcia.
Natalia popatrzyła na niego, a jej wzrok aż krzyczał – „a nie mówiłam?”. Teodor szybko jednak odwrócił spojrzenie, koncentrując się na tym, żeby jak najszybciej się ubrać i wyjść.
Miał nadzieję, że dzień wypełniony wykładami i ćwiczeniami skutecznie uwolni go od myślenia. Niestety, było wręcz odwrotnie, bo nie dość, że na niczym nie potrafił się skupić, to jeszcze jego myśli wciąż oscylowały wokół tego, co powiedziała mu Natalia. Rzeczywiście chciał się odegrać na Rafale, a to, co zrobił wczoraj – wyrzucił go z mieszkania po tym, jak Rzepa opowiedział mu o swojej matce – naprawdę było chamskie.
Rafał nie był tym Rafałem z gimnazjum, przecież dawno już to zauważył.
Andrzej również nie był tym Andrzejem z gimnazjum. Tylko że, cholera, Teodor wciąż go kochał. I tylko to się nie zmieniło.

***

– Nie idziesz na przystanek? – zdziwiła się Natalia, kiedy opuścili budynek ich wydziału. Wieczorne, mroźne powietrze momentalnie ich ogarnęło, więc Teodor odruchowo zarzucił kaptur na głowę, ciesząc się, że jeszcze nie wrzucił swojej zimowej kurtki na dno szafy.
– Nie, jeszcze nie wracam do domu – odpowiedział i wzruszył ramionami. – Chciałem gdzieś podjechać.
Natalia posłała mu uważne spojrzenie, aż wreszcie wzruszyła ramionami.
– Rób co chcesz. Byle to nie było nic głupiego.
Uśmiechnął się krzywo pod nosem. Nie był pewny, czy rzeczywiście nie będzie to nic głupiego, ale czuł, że właśnie tak powinien postąpić.
– Jasne.
– Odezwij się jeszcze do mnie, jak będziesz chciał pogadać. I sorry za dzisiaj, chyba było trochę za ostro, co? – zapytała, kładąc mu rękę na ramię. Obok nich przeszło kilku znajomych z roku, rzucając przelotne „pa”. Teodor popatrzył tylko na nich, nawet nie odpowiadając, aż wreszcie zerknął na przyjaciółkę.
– Dobra, lecę, bo skończy się na tym, że wrócę do mieszkania w nocy. – Ścisnął w dłoni rączkę kuli i, opierając się na niej, pokuśtykał w stronę ulicy.
– Jasne, to pa – rzuciła jeszcze Natalia, machnęła do niego i szybko ruszyła w drugą stronę, na przystanek autobusowy. On, żeby dojechać tam gdzie planował, musiał wsiąść w tramwaj. Odetchnął ciężko, już czując zdenerwowanie i niepokój.

***

Wdrapanie się po stromych, wiekowych schodach kamienicy stanowiło dla niesprawnego Teodora nie lada wyzwanie. W końcu odkąd skręcił kostkę, jeszcze nigdy nie wspinał się po nich sam. Dotarłszy na górę, czuł się wykończony jak jeszcze nigdy, w szczególności, że ostatnio kondycja mu nie dopisywała. Wziął kilka uspokajających oddechów, nie mając ochoty na stanięcie oko w oko ze swoim celem cały zziajany. To dopiero byłoby upokarzające.
Minęła może z minuta, aż wreszcie wyciągnął rękę i zapukał. Poczekał chwilę, ale nic się nie stało – żadnej odpowiedzi od domowników. Postanowił więc nacisnąć na dzwonek i dopiero wtedy usłyszał szamotaninę po drugiej stronie. Ktoś złapał za klamkę, ta zapadła się, aż wreszcie drzwi otworzyły się szeroko.
– Hej, jest...? – zamilkł, patrząc na młodego, szczupłego chłopaka, którego już dobrze znał. A raczej nie znał, ale pamiętał. – Ja do Rafała – uściślił więc szybko, nie mając zamiaru się teraz chociażby zawahać – o jąkaniu już nie wspominając. Nie chciał wyjść przed tym chłopakiem na jakiegoś nieudacznika, musiał wypaść najlepiej jak tylko mógł, nawet z tą przeklętą kulą.
– Ach, Rafał. – Ciemne oczy mierzyły go przez chwilę uważnie, jakby oceniając po co tu przyszedł. Rozpoznały go niemal od razu, co Teodor mógł wywnioskować po zmieniającej się mimice twarzy chłopaka. – Jest, ale pod prysznicem. Trochę się chwilę temu zmęczył – powiedział, uśmiechnął się wrednie i puścił do Teodora porozumiewawcze oczko, przez które nie można było zinterpretować jego słów dwuznacznie. Jasno dał znać, że przed chwilą coś robili i, cholera, wcale się to Teodorowi nie spodobało. Bo dlaczego niby Rafał wciąż utrzymywał z nim kontakt? Czy to nie był tylko chłopak na jedną noc? Wtedy, kiedy przyłapał ich razem w pokoju, Rafał niemal od razu wyrzucił go do kuchni!
– Okej, to poczekam na niego w pokoju – powiedział Teodor tak pewnie, że prawie nie poznał swojego głosu i jakby nigdy nic przekroczył próg mieszkania, zmuszając kochanka Rafała do zrobienia kroku w tył.
– Rafał może być teraz zajęty – odparował zaraz, obserwując jak Teodor męczy się ze ściągnięciem butów.
– Zajmę mu tylko chwilę. A ty możesz gdzieś iść, bo to ciebie nie dotyczy. – Dawno już nie był tak oschły i jednocześnie tak zły na kogoś, kogo wcale nie znał. Miał ochotę rozszarpać tego chłopaka, wyrzucić za drzwi i powiedzieć, żeby już nigdy tu nie wracał. Niech znajdzie sobie kogoś innego, a od Rafała trzyma się z daleka.
Nic oczywiście takiego nie zrobił. Nie zdążył nawet dłużej się nad tym zastanowić, a drzwi od łazienki, znajdujące się na wprost od drzwi wejściowych, otworzyły się. W progu stanął półnagi Rafał, z ręcznikiem zarzuconym na ramiona. Teodor mimowolnie zapatrzył się na niego, na te szerokie ramiona, lekko zaczerwienioną skórę od gorącej wody na brzuchu, no i na owłosienie. Nigdy nie podobali mu się owłosieni faceci, ale Rafał wyglądał przez to jeszcze bardziej męsko. Jakby już i tak nie miał wystarczająco dużo testosteronu w sobie.
Teodor momentalnie się zaczerwienił. Rany, na co on patrzył?! O czym on myślał?!
– Teo?
– Wpadłem na chwilę – powiedział, o dziwo wcale się nie zająkując. Serce waliło mu w piersi jak szalone, a w głowie jedna myśl goniła drugą. – Chciałem pogadać – wyjaśnił zaraz, widząc zdziwione spojrzenie Rafała.
– Um, jasne – mruknął Rzepa i zaraz zerknął na Kamila, stojącego tuż obok i niewyglądającego na kogoś, kto zaraz miał się ulotnić, żeby dać im chwilę prywatności. Wręcz przeciwnie, stał z rękoma założonymi na piersi, przysłuchując się ich rozmowie. – Kamil, mówiłeś, że musisz coś zrobić? – zagadnął, niedyskretnie dając mu znać czego właśnie oczekiwał.
– Myślałem, że jeszcze zamówimy jakieś żarcie – odparł Kamil, nie tak łatwo dając się zbyć. Frustracja w Rafale narastała – wystarczyło tylko na niego spojrzeć, żeby to zauważyć. Poczuł się jak w potrzasku, bo rzeczywiście głupio byłoby teraz tak wyrzucić Kamila za drzwi, a z drugiej strony... przecież nie odmówi Teodorowi.
– To zamów może coś? – zaproponował, drapiąc się nerwowo w bok głowy. – Jakąś pizzę czy coś – powiedział pokrętnie, mając nadzieję, że Kamil nie zaprotestuje. – Obojętne, zdam się na ciebie. A my możemy przejść do pokoju – zwrócił się do Teodora.
– To może trochę zająć. – Słowa same opuściły jego usta. Nawet nie wiedział kiedy, a już je wypowiadał, byleby tylko utrzeć nosa Kamilowi, który wciąż zerkał z niechęcią w jego stronę. Teodor nigdy nie był agresywny, ale teraz naprawdę walczył z ogromną ochotą wciśnięcia jego – co prawda przystojnej – twarzy w ścianę.
– Tak? – zapytał Rafał głupio, nie spodziewając się, że coś, z czym przyszedł do niego Teodor, może zająć im dłużej niż pięć minut. Przecież Kamiński zazwyczaj jak najszybciej uciekał z jego mieszkania, byleby tylko nie spędzić w nim więcej czasu niż to konieczne.
– Tak – odpowiedział hardo Teodor, doskonale wiedząc, że gdyby chciał, załatwiłby to w mgnieniu oka. Możliwość przetrzymania dłużej Kamila była jednak zbyt wielką pokusą. Niech sobie ten drań siedzi gdzieś tam w kuchni, przedpokoju, czy nawet w kiblu, i czeka.
– No... okej. – Czy Teodorowi się wydawało, czy Rafał się zaczerwienił? A może to tylko następstwo zbyt gorącej wody pod prysznicem?
– Chodź do pokoju. – Tylko nie zabij się na wejściu, dopowiedział już w myślach. – Sorry za bałagan, ale jakoś nie było kiedy posprzątać – dodał wyraźnie zawstydzony. Zabawne, że kiedy Kamil tu wchodził, naprawdę nie przejmował się stanem swojej sypialni... I życiem swojego tymczasowego kochanka, bo naprawdę można było się zabić zaraz po przekroczeniu progu.
– Czyli co, ja mam siedzieć w kuchni? – fuknął Kamil, zakładając ręce na piersi. – I zamawiać pizzę?
– Nie możesz poczekać? – zapytał Rafał wyraźnie zniechęcony.
– Jasne. – Wywrócił oczami, a Teodor nie mógł powstrzymać zwycięskiego uśmieszku, który sam wykrzywił mu usta. Popatrzył jeszcze na Kamila z wyższością, chociaż na co dzień nigdy się tak nie zachowywał. Był raczej spokojnym, w miarę towarzyskim, zawsze uprzejmym chłopakiem. Ten Kamil wyzwalał w nim instynkty, o jakie nigdy by siebie nie podejrzewał.
– To chodź. – Rafał zerknął jeszcze na Teodora i wskazał na pokój, wcale nie przejmując się faktem, że stał na samym środku pomieszczenia jedynie w bieliźnie. I to niezbyt seksownej, bo w jakichś szarych, bazarowych slipach. Teodor nie narzekał, bo klatka piersiowa i szerokie ramiona Rafała wszystko rekompensowały. Chociaż, rzecz jasna, starał się nie zwracać uwagi na jego ciało, tylko skupić na wymijaniu przeszkód, które znalazły się na drodze do kanapy. Musiał przyznać, że panował tu niewyobrażalny syf – jeszcze większy niż wtedy, kiedy przyszedł tu po raz pierwszy. Rafał chyba naprawdę nie lubił sprzątać.
– Czekaj. – Momentalnie wyrwał się do przodu, kiedy zobaczył, że nawet na kanapie nie było miejsca, żeby spokojnie sobie usiąść. Szybko odgarnął kołdrę i ubrania na bok (a w tym zużytą prezerwatywę, miał tylko nadzieję, że Teodor jej nie zauważył), po czym wskazał na wersalkę. – Okej, już możesz siadać. Sorry za bałagan – dodał i uśmiechnął się nerwowo.
– Nie, spoko. – Zajął miejsce, nawet nie chcąc rozglądać się na boki. – Przyszedłem, żeby przeprosić – powiedział oficjalnym tonem, zupełnie jakby mówił do kogoś na stopie służbowej, nie koleżeńskiej.
Rafał popatrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami. Nie zrozumiał.
– Za wczoraj – sprostował Teodor. – Wyrzuciłem cię z mieszkania.
– A, to. – Pokiwał głową i założył ręce na piersi, zdając sobie nagle sprawę, że nie wie co z nimi zrobić. Nie miał pojęcia dlaczego, ale denerwował się. On, ten wielki facet, denerwował się przed chudym, od czasu do czasu jąkającym się Teodorem. Zabawne odwrócenie ról. – A jak tam z Andrzejem? – zapytał, nie mogąc powstrzymać złośliwości, która wkradła mu się do tonu głosu.
– Nie wiem – odpowiedział Teodor zgodnie z prawdą. – Nie rozmawiałem z nim.
– Nie rozmawiałeś?
– Od rana siedziałem na uczelni – wyjaśnił i wzruszył ramionami. Jego noga zaczęła się nerwowo poruszać, a cała pewność siebie, z którą wszedł do tego pokoju zaledwie chwilę temu, wyparowała gdzieś w powietrze. Zapomniał wszystko, co chciał powiedzieć Rafałowi... a właściwie to nie wiedział, jakich słów mógłby jeszcze użyć – przecież „przepraszam”, zawierało w sobie wszystko.
– Okej. Więc...?
Spojrzenie Rafała wydało się Teodorowi nagle niesamowicie ciężkie. Osiadło na jego ramionach i niemal fizycznie czuł jego wagę, zupełnie jakby mogło wgnieść go w kanapę.
– Po prostu chciałem przeprosić – wymruczał, czując, że jeszcze chwila, a zacznie się jąkać. – Ale chyba ci przerwałem w czymś – złapał się jedynej deski ratunku, jaką widział. Dogryzienie Rafałowi zawsze było dobrym pomysłem. – To jednak twój chłopak? Ostatnio powiedziałeś, że gość jest tylko na chwilę. – Uśmiechnął się krzywo, ignorując nieprzyjemne uczucie narastające w piersi. Że niby był zazdrosny? O Rafała? Nigdy w życiu!
– Nie, nie... przerwałeś – zamruczał koślawo Rafał, rezygnując z dodania „jesteśmy po, więc nie miałeś już czego przerywać”. Wolał nie wciągać Teodora w swoje życie łóżkowe... to znaczy, nie, żeby Teodora w nim nie chciał, jednak opowiadanie o swoich kochankach było jednak słabe.
– To ktoś ważny? – ciągnął Teodor, wcale nie kryjąc się ze swoim wścibstwem. Przebywanie w towarzystwie Andrzeja zbierało właśnie swoje żniwo.
– Raczej nie – głos Rafała był cichy, jakby zawstydzony. Teodor aż zapatrzył się na jego kwadratową twarz, zdecydowanie daleką od czegoś, co można byłoby określić jako urocze. A jednak – w jakiejś szybkiej, trudnej do skontrolowania myśli stwierdził, że Rafał w tamtym momencie był właśnie uroczy.
– Ale chyba często u ciebie jest? – kontynuował swój wywiad.
– Zależy.
– Od...?
Małe oczka Rafała zatrzymały się na Teodorze.
– Po co ci to wiedzieć?
No właśnie, po co? Teodor sam nie potrafiłby odpowiedzieć na to pytanie, ale musiał już przed sobą przyznać – bo ile miał to w sobie dusić? – w jakiś dziwaczny sposób ciągnęło go do Rafała. A z drugiej wciąż kochał Andrzeja. To było już naprawdę nienormalne.
– Dobra, będę uciekać – stwierdził nagle, uznając, że to koniec śledztwa. Powiedział co chciał powiedzieć, zobaczył Rafała w samych majtkach – czas wracać.
– Odwiozę cię – zaoferował momentalnie Rzepa i nawet nie czekając na odpowiedź Teodora, odwrócił się w stronę szafy. Niestety, zapomniał tylko, że wszystkie rzeczy, które w normalnych mieszkaniach znajdują się w szafach, w jego pokoju walały się wszędzie, tylko nie na miejscu do tego przeznaczonym. Sięgnął więc po spodnie z podłogi, założył czarną bluzę, wytrzasnął jakieś (zapewne niezbyt świeże) skarpetki i już był gotowy do wyjścia. A Teodor nie protestował, bo przecież nie uśmiechała mu się podróż tramwajami. Ciepły samochód Rafała wydawał się znacznie przyjemniejszą opcją niż wyziębiony oraz zatłoczony tramwaj... Nie wspominając już oczywiście od tym, że przynajmniej nie zostawi Rzepy na pastwę Kamila.

***

Kiedy samochód zajechał pod blok, zakuło go uczucie deja vu. Rafał już przecież kiedyś też go odwoził o tej porze, też było ciemno i zimno, choć wtedy pora roku tłumaczyła taką nieprzychylną pogodę. A teraz, pomimo wiosny, wciąż panowała zima.
– Dzięki – powiedział Teodor, przerywając ciszę w samochodzie, bo jak zwykle podczas drogi nie za wiele się do siebie odzywali.
– Spoko. Wciąż przecież jeszcze chodzisz o kulach. – Rafał wzruszył ramionami, zerkając jeszcze w stronę Teodora. – Więc teraz czeka cię małżeńska rozmowa? – spróbował zażartować, jednak zamiast tego do głosu wdarła mu się niechęć, zdradzająca wszystkie jego aktualne emocje.
Teodor popatrzył na niego zdziwiony, na kwadratową twarz oświetloną jedynie żółtawą łuną padającą z wyświetlacza radia. Rafał był zazdrosny. O Andrzeja. Serce na samą myśl podeszło mu do gardła, a przez ciało przebiegł całkiem przyjemny, wywołujący gęsią skórkę, dreszcz.
Czas wyjść, szepnął jakiś głos w jego głowie. Już nawet chciał sięgnąć do klamki, kiedy Rafał w jednej chwili pochylił się do niego, złapał go za twarz i tak po prostu pocałował. Na trzeźwo. Bez żadnego alkoholu, żadnej trawki. Nic przecież nie pili, niczego nie zażywali, a Rafał go teraz całował. I, cholera, wiedział jak to robić, bo Teodor już po chwili odpowiedział na pocałunek, ignorując każdą ostrzegawczą myśl. Usta, język, ciepłe, ale szorstkie dłonie, które zsunęły się na jego szyję. Jak to wszystko mogło być tak sensualne? Każdy oddech Rafała wydawał się go dodatkowo pobudzać, każde poruszenie językiem, każde drgnięcie ciała. To przecież nie mogło być tak dobre – tak dobrze mogło być tylko po zielsku.
A jednak.  

11 komentarzy:

  1. No proszę ale się podziało i teraz będzie jeszcze więcej się działo:-) Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak tak tak :) Tak trzymaj Rafał! Miałam nadzieję na taki obrót sprawy :) Tylko jak się pozbyć tego szkolnego zauroczenia Andrzejem? To może nie być takie proste choć Andrzej szybko przegiął pałę. Tylko czy to dotrze odpowiednio do Teo? Na razie wydaje się że tak, ale Andrzej potrafi zmiękczyć swojego kumpla, a jeszcze jak dowie się że Rzepa startuje do Teo to może chcieć rywalizacji, no zobaczymy :) Ależ się uśmiałam przy tym rozdziale - co ta zazdrość robi z człowiekiem 😉 Ta dyskusja Teo z Kamilem była boska 😃 Super rozdział, mam nadzieję że następny będzie niebawem bo nie mogę się doczekać :) Dziękuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak! Tak! Tak po raz trzeci! Sprzedane! No gdyby nie atak rwy kulszowej to skakalabym pod sufit! Boże ale mega! #rzepateam

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie! Rafałku, wielbię twoją duszę, mój ty cudzie świata!
    Może Natalia przemówi Teodorowi do rozumu. A może ten wyskok Andrzeja w końcu otworzy mu oczy? Chociaż opcja z Rafałem, który uzmysławia mu, jaki jest naiwny, też jest całkiem spoko.
    Oh, Teo... Co my z tobą, chłopie, mamy.
    Weny życzę! ~

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, tak, taaaaak, tak! O jeju, tak! Po prostu Cię kocham! ⊙~⊙
    Nie, dobra, stop, uspokajam się. Tylko no, nareszcie, wreszcie i w końcu! Przez cały rozdział miałam wielkiego banana na twarzy! To było cudowne! W sensie rozdział, nie banan. No, nieważne.
    Ważne jest to, że Teo się w końcu ogarnął, a Rafał zaczął działać. Teraz tylko wystarczy wywalić Andrzeja z domu, zeswatać z Kamilem czy coś! I happy end. Potrzebuję go tak bardzo <3
    I em, ten komentarz nie ma sensu, więc przestaję.
    Pozdrawiam, czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłam naprawdę ciekawa czy Teo będzie przysłowiową 'cipą' i wyjście Andrzeja przejdzie bez echa czy jednak coś zrobi ^^.
    A tu proszę, foch i ostentacyjne olewanie jak się patrzy :D - może i trochę damski ten jego foch, ale przynajmniej coś. No i były w końcu te moje fajerwerki, na które tak liczyłam. I to bez trawki :)
    Powodzenia w pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
  7. Cały rozdział mogłabym podsumować jednym zdaniem: "Tego się nie spodziewałam". Serio, co chwilę miałam mindfuck, bo Teo przeszedł samego siebie i nawet przez moment nie zachował się jak Teo, którego do tej pory znaliśmy. Zaczynam się przez to do niego przekonywać, bo póki co uważałam go za taką "cipę", jak to ktoś wcześniej napisał.
    Przede wszystkim jestem z niego dumna, że wcale mu "nie przeszło", jak to stwierdził Andrzej. Wreszcie poszedł po rozum do głowy o i pokazał tej spolszczonej wersji Andiego (strasznie spodobało się to określanie :D), że tym razem tak łatwo mu nie pójdzie.
    Andrzej za to z rozdziału na rozdział jest coraz bardziej wkurwiający. Jest jak taki kot, co to znika na parę dni, a potem wraca jak gdyby nigdy nic i ma w dupie, że właściciel się martwił (dlatego wolę psy).
    Liczę, że Teo szybko się w nim odkocha, bo ta relacja z Andrzejem mu na dobre nie wyjdzie.
    Za to te niespodziewane odwiedziny Rafała i ta pewność siebie w obliczu jego kochanka były mistrzowskie :D
    Już to chyba wcześniej pisałam, ale jestem Team Rzepa, a Andrzej niech się wypcha.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bałam się, że Teodor od razu wybaczy Andrzejowi, który był bardzo nie w porządku w stosunku do niego. Podczas, gdy ten biedny się martwił, Andrzej w najlepsze hulał po imprezach i nawet nie odpisać ani razu na wiadomości Teo, wielce zajęty. Widocznie słowa Rzepy i zachowanie Wrony nie co uświadomiły mu, że Andrzej to wielki lekkoduch i raczej kiepski partner, a przynajmniej mam taką nadzieję. Andrzejowi przydałaby się lekcja pokory a Teodorowi nowa miłość, która mam nadzieję, już powoli kiełkuje. A patrząc na to wszystko, co działo się w rozdziale, jest to bardziej niż pewne.

    Niezmiernie cieszę się, że Teodor przeprosił Rzepę. Wyobrażam sobie zakłopotanego Rafała w jego mieszkaniu czy konfrontację pomiędzy Teo a Kamilem. Z zazdrosnym Teo nie ma żartów. Na dodatek wygrał ten pojedynek, bo Rafał bez mrugnięcia okiem odwiózł go do domu, pozostawiając Kamila.

    Końcowa scena lepsza niż mogłam sobie wymarzyć. Rafał zrobił pierwszy krok i pocałował Teo, który ten pocałunek oddał. I to wszystko świadomie, bez żadnych wspomagaczy tym razem, w samochodzie, przy świetle lamp ulicznych, pod blokiem Teo, na do widzenia – bardzo romantycznie! Teraz z jeszcze większa niecierpliwością będę wyczekiwała na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam,
    Aleksandra

    OdpowiedzUsuń
  9. Extra :p Brawo Rafał, moze w koncu temu glupiutkiemu Teo wybije z glowy Andrzejka :p...az nie umiem sie powstrzymac od uszczypliwosci. JESLIesliesli Teodor potrzebuje przelecenia :p zeby zrozumiec, to bardzo ma to czekam ;). Co ja pisze. Ja zawsze na to czekam :p. Pewnie teraz Andrzej skomplikuje wszystko, po powrocie Teo do domu, heh. Czekam, co dalej. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyznaję się bez bicia, że przeczytałam wcześniej, ale nie wyrobiłam się z komentarzem. Teraz nadrabiam braki :D
    Czytałam jak zwykle z zapartym tchem :D To opowiadanie mnie rozbraja, jest świetne po takich dniach w ciągłych skupieniu kiedy to można się zrelaksować :DDD
    Rafał zaszalał! Ale już węszę, że akcja dalej się będzie kręciła hihi
    Ściskam ciepło,
    Elda

    OdpowiedzUsuń
  11. Muszę przyznać, że wolę, aby Teo rzucił Andrzeja. Jak w ogóle Andrzej mógł się tak zachować? Mimo wszystko go widzę, jako przystojnego faceta, a Rafała, jak takiego przeciętnego, ale przynajmniej lepszy jest od egoisty. Akcja robi się coraz ciekawsza.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.