Raczej
nigdy nie pisałam żadnych opowiadań przeznaczonych na okres świąt.
Pomysł na ten tekst pojawił mi się dość dawno, gdyż z pewnością
nie jest to tylko wymuszony bożonarodzeniowy specjal, ale pewne
dopełnienie fabuły Gówniarza.
Korzystając jeszcze z okazji, życzę Wam wszystkiego co najlepsze, obyście dobrze wykorzystali ten wolny czas, odpoczęli i po prostu cieszyli się chwilą. :)
A teraz
zapraszam Was na podróż do końcówki 2002 roku.
Nie
trzeba znać Gówniarza, aby się połapać w fabule, wystarczy
przeczytać dodatek Dom pełen wspomnień.
Betowała Ekucbbw.
Święta '02
część 1.
Grube,
zbite w nieregularne kształty płatki śniegu wirowały w powietrzu,
nadając na co dzień szaremu, niezbyt zachwycającemu szkolnemu
boisku nowego, trochę bardziej urokliwego wyrazu. Kilkucentymetrowa
warstwa śniegu pokrywała wszystko dookoła; trawniki, ławki,
drzewa, samochody. Było w tym prozaicznym widoku coś, co
przyciągało. Na moment odbierało oddech w piersi i nie pozwalało
oderwać wzroku. Sprawiało, że zdecydowanie wolał śledzić
wzrokiem prószący za oknem śnieg, niż tkwić na tym niewygodnym
krześle z przeświadczeniem, że jeszcze trochę musi tu wycierpieć.
–
Wyszyński...! – Popatrzył na kobietę w okularach o szkłach
grubych jak denka słoika. Kaczerowska marszczyła z niezadowoleniem
brwi, co wcale niczego dobrego nie wróżyło. Westchnął ciężko.
Rany, jak on tej baby nienawidził. – Jesteś tu jeszcze,
Wyszyński, czy pozwolić ci wyjść na dwór, żebyś się trochę
wybawił? – zapytała i uśmiechnęła się zaraz kąśliwie, przez
co jej usta rozciągnęły się na pół twarzy jak u ropuchy.
– Nie
trzeba, pani profesor – odparł Maciej lakonicznym tonem, raczej
niechętny, żeby wdawać się w dyskusje, co właściwie było do
niego niepodobne.
–
Kontynuuj – powiedziała Kaczerowska, mierząc Macieja niechętnym,
dość wrednym spojrzeniem. – Tam, gdzie skończyła Asia –
dodała, uśmiechając się z zadowoleniem, bo doskonale wiedziała,
że Maciej raczej nie skupił się na lekcji i nie miał pojęcia, na
jakim zadaniu skończyli.
Wyszyński
popatrzył w dół na książkę. Zmarszczył brwi, zaczynając
nerwowo pstrykać długopisem. Nie widziała mu się kolejna jedynka,
bo jeżeli tak dalej pójdzie, uwali rok z przedmiotu, z którego
przecież był całkiem niezły. Niech Kaczerowską szlag weźmie.
– Tu
– usłyszał szept. Spojrzał kątem oka na siedzącego tuż obok
Łukasza, wskazującego mu palcem na przykład, który właśnie miał
być omawiany.
– There are plenty of tomatoes in the fridge. You needn't buy any –
przeczytał zdanie, uzupełniając je o czasownik modalny i zaraz
podniósł głowę, uśmiechając się do Kaczerowskiej niczym
przykładny student. – Czytać dalej? – zapytał, na co stara
harpia (Szok, że jeszcze żyła! Ba! Że się ruszała, mówiła, a
nawet miała siły gnoić uczniów!) skrzywiła się nieznacznie.
–
Nie, wystarczy. Damian, dokończ. – Wiedząc, że skoro Maciej
szybko nadrobił zaległości, niczego nie ugra, postanowiła
podręczyć innych. Chociaż, czego Maciej nie potrafił zrozumieć,
Kaczerowska dla wszystkich innych zdawała się być odrobinę milsza
(oczywiście pomijając jej ciągłe niezadowolenie, z którym chyba
się urodziła), obierając sobie Wyszyńskiego za główny cel.
Możliwe, że to przez ostatnią akcję i jego spektakularną
ucieczkę z lekcji, kiedy to kosa nieszczęśliwie go przyłapała.
Od tamtej pory z całych sił starała się znaleźć na niego
cokolwiek, byleby tylko dopisać mu jeszcze jedną laskę do
dziennika.
Po
długich kilkunastu minutach wreszcie odezwał się dzwonek.
Irytujący, głośny, drażniący zmysł słuchu. Maciej był niemal
pewny, że niosło to za sobą jakieś negatywne skutki i że wszyscy
w przyszłości je odczują.
–
Wreszcie – sapnął, zagarniając zeszyty do torby.
–
Jeszcze dwie lekcje – odezwał się cicho Łukasz, w
przeciwieństwie do Macieja składając ze sobą równo podręcznik i
ćwiczenia, żeby zaraz ułożyć je w czarnym plecaku.
– Ale
najgorsza za nami – zaburczał, wstając.
– Te,
Wyszyński! – usłyszał i obejrzał się przez ramię. Dwie ławki
dalej zobaczył ciemną czuprynę Rafała – pryszczatego klasowego
błazna. Chłopak przyłożył dwa palce do ust, wykonując gest
imitujący palenie.
–
Koniecznie – odparł, czując nieprzyjemne ssanie w przełyku.
Wszystko przez tę starą harpię. – Idziesz też? – podpytał
Łukasza, chociaż nawet nie musiał czekać na odpowiedź, bo i tak
wiedział, jaka ona będzie. Malecki pokiwał głową.
***
Maciej
szybko przekonał się, że wyjście na zewnątrz w krótkim rękawku,
nawet jeśli nie chciał sterczeć na tym zimnisku zbyt długo, było
naprawdę głupim pomysłem. Oczywiście nic nie powiedział, objął
się tylko jedną ręką, udając, że wcale powoli nie zamarza, i
pociągnął peta, zatrzymując na dłuższą chwilę dym w płucach.
– No
i co, przesłuchałeś w końcu nową płytę Eminema? – zagadał
Rafał do Damiana. Wyszli na papierosa swoją zwykłą grupą sześciu
osób. Był on, Łukasz, Rafał i Damian z ich klasy i jeszcze dwóch
chłopaków z równoległej, za którymi Maciej nie przepadał.
–
Stary, genialna jest – odpowiedział od razu Damian. – Cleanin' Out My Closet – mistrzostwo!
Maciej
mimowolnie się zatrząsł i nie była to reakcja na wzmiankę o
Eminemie, którego ostatniego fenomenu nie potrafił zrozumieć.
Dzielnie jednak stał dalej, paląc papierosa i udając, że wcale
nie było mu tak zimno, jak w rzeczywistości czuł.
–
Masz – usłyszał z boku. Spojrzał na Łukasza, a następnie na
wyciągniętą w jego stronę rękę z bluzą. Początkowo chciał go
wyśmiać, bo przecież jak to wyglądało?! Gdy jednak zawiał
mocniejszy wiatr, wkradający się pod jego cienką koszulkę i
smagający swoimi mroźnymi mackami plecy zmarzniętego Macieja,
szybko przyjął ciepłe ubranie.
–
Dzięki – zaburczał, nie patrząc zbyt długo na Łukasza. Kątem
oka prześledził jeszcze twarze kolegów, ale ci byli zbyt zajęci
debatą na temat Eminema, żeby cokolwiek innego ich obeszło.
***
–
Wow, stary, ja to ci zazdroszczę – zawołał Rafał, pakując się
na tyły zielonego poloneza. – Mi tam ojciec nie daje nawet
poprowadzić, sknera jebany. Mówię mu: do grobu nie weźmiesz.
Wiedzie, jak się wkurwia przez takie gadanie? – zapytał i
zarechotał w ten swój irytujący sposób. Maciej nie potrafił
zrozumieć, dlaczego Łukasz godził się na odwożenie tego pajaca.
Gdyby jemu ojciec dawał samochód (co chyba, tak jak w przypadku
Rafała, też nigdy się nie stanie), na pewno nie oferowałby nikomu
żadnych podwózek. Ale Łukasz to Łukasz, wystarczyła chwila, żeby
Macieja nie było w pobliżu, a wszyscy go oblegali, wykorzystując
jego brak asertywności.
–
Rafał, przymknij się na moment – prychnął Maciej, któremu już
głowa pękała od ciągłej paplaniny szkolnego kolegi. Otworzył
drzwi od strony pasażera z przodu i zajął miejsce, zupełnie jakby
samochód należał do niego, a nie do ojca Łukasza.
– Jak
ty z nim wytrzymujesz? – zwrócił się Rafał do Maleckiego, na co
Maciej tylko przewrócił oczami. – Nie czaję, Wyszyński, jak
możesz mieć powodzenie u bab z takim ciągle niezadowolonym ryjem.
– A
ja się wcale nie dziwię, że Angela dała ci kosza – prychnął,
nawet nie oglądając się na Rafała. Poczekał, aż Łukasz odpali
samochód, a gdy to zrobił, jakby nigdy nic sięgnął do radia,
włączając je.
– Nie
dała – sapnął z oburzeniem Rafał.
– No
jasne, bo wystawienie cię z kinem wcale nie jest dawaniem kosza –
zakpił, a gdy z głośników popłynął świąteczny utwór Mariah
Carey, aż jęknął. – Wszędzie to świąteczne badziewie –
powiedział z niezadowoleniem, ale pozwolił All i want for
Christmas wypełnić swoimi skocznymi dźwiękami przestrzeń w
samochodzie.
Łukasz
uśmiechnął się pod nosem, ale nic nie powiedział, tylko zjechał
z chodnika na ulicę, szybko oddalając się od budynku szkoły.
Maciej musiał mu przyznać, że pomimo posiadania prawka od
niecałych dwóch miesięcy, naprawdę nieźle radził sobie za
kierownicą. W jego przypadku było zupełnie odwrotnie, nie
przyznawał się do tego, ale bał się prowadzić.
–
Lepsze to niż Choinka Norbiego – zaśmiał się jeszcze Rafał,
jak zwykle nie pozwalając im zapomnieć o swojej obecności. Zawsze
Macieja przerażało, ile ten chłopak mówił. – Będziecie na
sylwestrze u Anki? – zapytał.
– Nie
wiem, zobaczy się – odpowiedział, rozsiadając się na fotelu i
modląc się, aby jak najszybciej odstawili Rafała na miejsce.
Często narzekał na mrukliwość i małomówność Łukasza, ale
teraz naprawdę za tym tęsknił. Dopiero w towarzystwie paplającego,
co ślina na język przyniesie Rafała, zdawał sobie sprawę, jak
bardzo lubił milczenie z Łukaszem.
– W
sumie, ej, Wyszyński... – Rafał wychylił się między przednie
siedzenia, zahaczając łokciami o ich oparcia. Maciej zacisnął
mocno szczękę, licząc w myślach do dziesięciu i modląc się,
aby nie przyłożyć Rafałowi prosto w nos. Może jakby zaczął
dławić się własną krwią, przestałby wreszcie gadać. – Tak
właściwie to mógłbyś siedzieć na Sylwestra w domu – rzucił
wesoło, trącając ramię powoli gotującego się z irytacji
Macieja. – Będzie Angela, a ona ostatnio strasznie za tobą
obesrana jest. Wkurwia mnie to.
– Nie
mój problem – wycedził przez zęby, kątem oka zauważając
lekki, rozbawiony uśmiech na twarzy Łukasza. Drań jeden, naprawdę
dobrze się bawił, obserwując, jak Rafał swoim całym jestestwem
doprowadzał Macieja do szału. – Nie moja wina, że cię nie chce
– prychnął, wbijając Rafałowi niewidzialną szpilkę. Wiedział
jednak, że Rafał miał na nie bardzo dużą tolerancję, więc nie
poczuł się na wygranej pozycji.
– Bo
z tobą to się, kurwa, podrywać nie da – odparował zaraz Rafał.
–
Maciej raczej nie jest zainteresowany Angelą – odezwał się
spokojnie Łukasz, jak zawsze zwracając się do swojego przyjaciela
po imieniu, za co Maciej go uwielbiał. Wszyscy ostatnio wołali do
niego po nazwisku, nawet nauczyciele w szkole, a Rafał robił to
nagminnie, zupełnie jakby chciał mu jakoś tym dopiec. – Myślę,
że bardziej mu w głowie siedzi Natalia – powiedział, zerkając
na nich z rozbawieniem i zatrzymując poloneza na światłach.
Samochodów na ulicach było dzisiaj wyjątkowo sporo, wszystkim
chyba przypomniało się o zbliżających świętach i
niezałatwionych sprawach.
–
Natalia? – prychnął Maciej, aż krzywiąc się z obrzydzeniem. –
Weź, Jezus Maria.
–
Serio? – podłapał Rafał.
–
Nie, raczej nie – odpowiedział Łukasz i zaśmiał się cicho pod
nosem.
– E,
to co kit wkręcasz? Już chciałem Damianowi niusa sprzedać! W
ogóle, wiecie, że mu starzy komórkę kupili? Na mikołajki,
czaicie? Pod choinkę, spoko, zrozumiem. Ale na mikołajki? –
wypalił, aż otwierając szeroko oczy. Maciej westchnął ciężko,
opierając bok głowy o szybę. Boże, daj mu siły, bo naprawdę nie
wytrzyma. – Też bym chciał. Na pewno fajnie mieć taką komórkę.
Ojciec z pracy dostał, mega wygodna sprawa. Ty masz, Wyszyński,
nie? Mówiłeś coś chyba.
– O,
dojeżdżamy – odezwał się Maciej nagle, gdy Łukasz ruszył i
skręcił w boczną uliczkę. – Było fajnie, Rafał, ale już
spadaj.
–
Masakra, Łukasz, jak ty z nim wytrzymujesz? – prychnął Rafał, a
samochód znów się zatrzymał, tym razem na parkingu pod jednym z
komunistycznych bloków budowanych z szarych płyt. W kilku oknach
pobłyskiwały kolorowe świąteczne lampki, a niektórzy wysilili
się nawet, żeby ozdobić swoje balkony girlandami.
– Nie
jest tak źle – odparł Łukasz swoim spokojnym tonem, oglądając
się na Rafała. Jeżeli tak jak Maciej odczuwał właśnie ulgę z
tytułu żegnania się z irytującym kolegą, wcale nie dał po sobie
tego poznać. – Trzymaj się.
– No.
Mam nadzieję, że laski coś upieką i będzie dużo wpierdalania. –
Zaśmiał się jeszcze wesoło i złapał za plecak. – To nara –
rzucił, wyskakując z samochodu i pędząc przez nieośnieżony
chodnik prosto do klatki schodowej.
–
Wreszcie – sapnął Maciej, opadając na oparcie fotela, jakby ktoś
właśnie spuścił z niego całe powietrze. – Już myślałem, że
przejdę do rękoczynów.
Łukasz
zaśmiał się cicho i zjechał samochodem na ulicę.
–
Dzielnie się trzymałeś. Jestem dumny – odpowiedział z lekkim
uśmiechem, na którego Maciej chwilę się zapatrzył. Było w
uśmiechającym się Łukaszu coś, co czasem nie pozwalało mu
oderwać od niego spojrzenia. Lubił go obserwować, chociaż
oczywiście nigdy nie powiedziałby tego na głos. Kochał sposób, w
jaki układały się podczas uśmiechu jego usta, lekkie dołeczki w
policzkach i nieco przymrużone oczy. Zauważał każdy szczegół
jego twarzy, każde najmniejsze drgnięcie mięśni mimicznych i po
prostu je uwielbiał.
– Ale
serio? Natalia? – zapytał, kiedy Łukasz zerknął na niego kątem
oka, przyłapując na obserwacji. Maciej zaczerwienił się lekko,
jednak jak zwykle nie zdradził się ze swoim zawstydzeniem.
–
Robisz jej prezent na Wigilię, nie?
– Ja
pieprzę, faktycznie – powiedział, przypominając sobie nagle o
tym. – Kurwa – dodał, przeczesując nerwowo włosy, bo
kompletnie wyleciało mu to z głowy. – Ale powiedziałem matce,
więc pewnie coś tam kupiła – zamruczał pod nosem, przygryzając
dolną wargę i zastanawiając się głęboko, jak wielkie miał
szanse, że mama o niczym nie zapomniała.
– Jak
chcesz, możemy wjechać do Geanta – odparł, zwalniając, gdyż o
ile główne ulice miasta pozostawały odśnieżone, o tyle o
blokowych uliczkach nikt nie pamiętał. – I tak będziemy zaraz
przejeżdżać – dodał.
–
Poczekaj, przedzwonię do matki – mruknął, sięgając do plecaka
po swoją Motorolę.
–
Faktycznie wygodnie z telefonem, co? – zagadnął Łukasz, na co
Maciej kiwnął głową.
–
Wczoraj przez przypadek zajrzałem do szafy rodziców. Ojciec kupił
mi i Darii po nowej komórce – mruknął, wchodząc w książkę
telefoniczną i szukając na brudnozielonym, podświetlanym ekranie
numeru mamy.
– To
chyba super, co? – zagadnął Łukasz, zjeżdżając na bok i
czekając, aż Maciej w końcu wykona telefon. Nowo wybudowany Geant
znajdował się dokładnie ulicę dalej i dzięki kilku markowym
sklepom, a także stoiskom z jedzeniem, wywołał prawdziwą furorę
wśród mieszkańców miasta, którzy raczej nie mieli wcześniej do
czynienia z supermarketami, o galeriach handlowych już nie
wspominając. Ich miejscowość pod tym względem była szczególnie
opóźniona, na co zawsze psioczył Maciej. Po ostatniej klasowej
wycieczce do stolicy jego narzekania tylko wezbrały na sile.
– Nie
wiedział, co kupić, więc padło na telefony – prychnął,
krzywiąc się lekko. – Oczywiście nie pamiętał, że mówiłem
mu o GTA III.
Łukasz
uśmiechnął się lekko pod nosem, nie komentując już tego ani
słowem. Maciej przyłożył słuchawkę do ucha, czekając, aż mama
odbierze. Wyszyński był dość rozpieszczonym dzieciakiem, co
Łukasz zauważył już dawno temu. Bardzo często narzekał na ojca,
który, faktycznie wydawał się dość oschły, ale Malecki widział,
że naprawdę kochał swoje dzieci. Maciej wiele rzeczy uwielbiał
wyolbrzymiać, a Łukasz w żaden sposób się nie wtrącał, tylko
słuchał i pokornie kiwał głową. Taki po prostu był już
Wyszyński, a on uwielbiał go w całej rozciągłości, z
apodyktycznym charakterem, ciągłym narzekaniem i niezadowoleniem.
–
Czyli nie kupiłaś? – sapnął Maciej do słuchawki, aż zapadając
się w fotelu. Łukasz uśmiechnął się pod nosem, patrząc na
niezadowoloną minę przyjaciela. – Super... No nie, nic nie mam...
Tak, to jutro... Nie, nie trzeba. Podjadę do Geanta z Łukaszem i
kupię coś na szybko... Dobra, dzięki... Będę za jakąś
godzinę... Tak, Łukasz mnie podrzuci... Jasne, to pa – powiedział
wreszcie i odsunął telefon od ucha, żeby się rozłączyć. –
Nienawidzę świąt – stwierdził z niezadowoleniem, dąsając się
jeszcze bardziej. – Kto w ogóle wymyślił te wszystkie wigilie
klasowe? Na co one komu? – prychnął, wciskając telefon do
kieszeni kurtki. – Przecież i tak te prezenty wylądują w koszu.
Mogę się założyć, że znów dostanę jakiś denny kubek z
motywem świątecznym.
Łukasz
jak zwykle nie odezwał się ani słowem. Pokiwał jedynie głową,
nie wspominając nic o tym, że tak właściwie to lubił święta. W
niczym mu one nie przeszkadzały, chociaż w domu nigdy nie było
kolorowo. W przeciwieństwie do Macieja, naprawdę mógł narzekać
na swojego ojca. Nigdy tego jednak nie robił.
Ale
Łukaszowi, tak czy inaczej, ciągłe narzekanie Macieja w ogóle nie
przeszkadzało. Kochał tego malkontenta i nie zamierzał go
zmieniać.
***
Łażenie
po sklepach i wymijanie całej masy ludzi było jedną z tych rzeczy,
które doprowadzały Macieja do szału. Pewnie już pół godziny
temu stwierdziłby, że ma dość. Wszedłby do pierwszego lepszego
spożywczaka, nakupował słodyczy i wręczył je Natalii, ale
Łukasz, jako ten sprawiedliwy („Maciej, nie można tak. Musisz jej
kupić coś normalnego.”), ciągnął go dalej, przekonany, że w
końcu coś znajdą. No i znaleźli. Zestaw kosmetyków do malowania
wraz z kosmetyczką wydał się Łukaszowi idealnym prezentem.
Maciejowi oczywiście było wszystko jedno, równie dobrze mógł
kupić kostkę mydła i zapakować ją w papier ze spasionymi
Mikołajami wciskającymi się przez komin. Kiedy jednak wrócili do
samochodu, poczuł ogromną ulgę.
– Mam
dość – stwierdził, opadając na oparcie fotela. Miał wrażenie,
jakby właśnie wziął udział w jakimś wyjątkowo męczącym
maratonie. – Święta ssą.
Łukasz
pokręcił tylko głową i odpalił samochód.
– Ja
tam je lubię – mruknął po chwili.
–
Powiedz mi lepiej, czego nie lubisz.
Ojca,
cisnęło się na Łukaszowe usta, ale te wygięły się jedynie w
uśmiech.
***
–
Przyjadę po ciebie jutro – powiedział Łukasz, gdy zatrzymał
samochód – tak jak zawsze – na uboczu i w krzakach, dzięki
czemu byli praktycznie niewidoczni.
Maciej
uśmiechnął się lekko, zagarniając worek z prezentem dla Natalii.
Mimo wszystko, gdy tak dłużej się zastanowił, ten dzień wcale
nie był taki zły. Głównie dlatego, że spędził go z Łukaszem.
–
Okej. Później możemy wpaść do mnie. Mama i Daria jadą na
zakupy, a potem gdzieś na obiad – stwierdził, zagryzając dolną
wargę i patrząc na Łukasza błyszczącymi, wiele zdradzającymi
oczami. Maleckiemu aż zrobiło się goręcej od tego spojrzenia.
Niewiele myśląc, pochylił się do Macieja i złapał za niebieski
wełniany szalik. Wyszyński popatrzył na niego z coraz to trudniej
ukrywaną ekscytacją, a gdy po chwili poczuł dotyk ust Łukasza na
swoich, aż westchnął.
–
Szkoda, że nie idą dzisiaj – mruknął, kładąc dłoń na karku
Macieja, po którego ciele przebiegły przyjemne dreszcze. Nagle
zrobiło mu się tak gorąco, że przez chwilę wizja o zagotowaniu
się we wszystkich warstwach ubrań, jakie miał na sobie, wydała
się całkiem możliwa.
–
Dzisiaj w domu jest nawet ojciec – powiedział z niezadowoleniem i
pochylił się jeszcze, żeby pocałować krótko Łukasza. Nie
powinni tego przeciągać, naprawdę robiło się nieprzyjemnie
gorąco.
–
Dobra, wytrzymam do jutra. – Nie dało się nie wyłapać zawodu w
jego głosie. Maciej musiał zagryźć wargę, żeby się szerzej nie
uśmiechnąć. Łukasz czasem był słodki. – Będę o dziesiątej.
Nie spóźnij się tak jak dzisiaj – ostrzegł, na co Maciej
parsknął śmiechem.
–
Jasne, jasne. Pa. – Pocałował go jeszcze szybko. – Zadzwonię
wieczorem – obiecał, na co Łukasz kiwnął krótko głową i już
po chwili odprowadzał sylwetkę Macieja wzrokiem prosto do bramy.
Westchnął
ciężko, odpalając samochód. Lubił rozmawiać przez telefon z
Maciejem, ale fakt, że nie miał jeszcze komórki i musieli
kontaktować się przez stacjonarny, wszystko utrudniał. Z racji
tego, że w jego domu znajdowały się dwa telefony, nie mogli
pozwolić sobie na swobodną rozmowę. Cały czas trzeba było uważać
na słowa, bo gdzieś tam z tyłu głowy Łukasza wciąż pojawiało
się nieprzyjemne ostrzeżenie o drugim aparacie. Nawet nie chciał
myśleć, że ojciec podniósłby słuchawkę i dowiedział się o
wszystkich rzeczach, które robił z Maciejem.
Ojciec
by go zabił, co do tego nie miał żadnych wątpliwości.
***
– I
co kupiłeś tej koleżance? – zapytała mama, stawiając przed nim
talerz z kanapkami. Maciej od razu porwał jedną, popatrując ciągle
na zegarek. Miał piętnaście minut na zjedzenie i umycie się.
Cholerna Daria, gdyby nie zamknęła się w łazience na pół
godziny, nie musiałby teraz tak gnać i prawie dławić się
jedzeniem!
– Coś
tam. Nie wiem, co – odparł, nie bardzo chcąc (albo raczej mając
czas) opisywać mamie zakupiony zestaw. Zresztą, naprawdę mało co
go on obchodził.
– No
jak to nie wiesz? – sapnęła, dolewając mu do kubka herbaty
lepiej. – To nie wiesz, co kupiłeś?
–
Łukasz wybierał – powiedział z pełną buzią i cały czas
zerkając nerwowo na zegarek. Niby mógł się trochę spóźnić i
kazać Maleckiemu czekać (już nie raz przecież tak się zdarzało),
ale przecież mogliby jeszcze coś zrobić, zanim dojadą do szkoły.
Aż zrobiło mu się goręcej i to wcale nie przez źle przeżutą
kanapkę, która stanęła mu w gardle. Szybko sięgnął po kubek,
żeby wziąć kilka dużych łyków, nie zauważając spojrzenia
mamy. Agata oparła się o kuchenne szafki, popatrując na swojego
najstarszego syna ni to z lekkim rozbawieniem, ni z czułością.
– Co
ty byś bez tego Łukasza zrobił – powiedziała ciepłym głosem,
a Maciej popatrzył na nią bez zrozumienia.
– Jak
to co?
–
Odwozi cię do szkoły, przywozi i jeszcze o prezentach pamięta.
Dobry z niego kolega – stwierdziła, naprawdę się ciesząc, że
był w życiu Macieja ktoś, kto potrafił się nim zaopiekować. –
Zginąłbyś bez niego – dodała już z lekkim rozbawieniem.
Maciej
momentalnie się zaczerwienił.
–
Wcale nie – prychnął, wstając szybko od stołu i nie oglądając
się na mamę, pognał do łazienki.
***
Wsiadł
do samochodu Łukasza, trzęsąc się z zimna. W nocy trochę
przymroziło, przez co pod świeżym śniegiem czekała lodowa
pułapka. O mało nie wybił zębów w drodze do poloneza, nie
wspominając już oczywiście o tym, że było cholernie zimno.
Nienawidził
zimy. I śniegu. I tej przeklętej szkolnej wigilii.
– Ale
niezadowolony – skomentował Łukasz, patrząc na obrażonego
Macieja. Zawsze, gdy coś mu nie pasowało, krzywił się zabawnie, z
czego zapewne nawet nie zdawał sobie sprawy. Marszczył z
niezadowoleniem brwi i lekko wydymał usta, mierząc wszystko dookoła
nienawistnym spojrzeniem. Oczywiście Łukasz nie obnosił się ze
swoim rozbawieniem, bo wtedy to na niego spadłaby pańska złość.
–
Nawet nic nie mów – prychnął, od razu sięgając do nawiewu,
żeby skierować ciepłe powietrze na siebie. – Daria okupowała
rano łazienkę. Pewnie myślała, że makijaż cokolwiek w jej
przypadku pomoże – warczał.
– To
twoja siostra – przypomniał Łukasz, wrzucając wsteczny, żeby
wycofać.
–
Niestety. – Westchnął ciężko niczym największy cierpiętnik
świata, rozsiadając się wygodnie w fotelu. Naprawdę nie chciał
jechać na tę głupią szkolną wigilię. Nie przepadał za ludźmi
ze swojej klasy, chociaż na popularność nie narzekał. O dziwo był
lubiany, mimo że wcale przecież tego nie pragnął, a przynajmniej
udawał niezainteresowanego. Musiał jednak przyznać, że ciągłe
propozycje imprez czy darmowe notatki nie były znowu takie złe.
– W
ogóle, zobacz – powiedział nagle Łukasz i wychylił się do
schowka. Samochód odrobinę zwolnił, a Łukasz raz po raz zerkał
na pustą drogę osiedlową, na której panowało raczej słabe
natężenie ruchu. Maciej uniósł brwi, czekając, aż przyjaciel
odnajdzie pod stertą papierów to, co chciał mu pokazać. Gdy po
chwili zamachał mu pod nosem zielonkawą okładką płyty, aż
uchylił usta.
– O!
Kupiłeś! – Momentalnie wyciągnął ręce do pudełka, żeby
przyjrzeć mu się z bliska. – Ja stwierdziłem, że to głównie
remiks, więc żal kasy – mruknął i bez słowa otworzył pudełko.
–
Mnie się całkiem podoba – odparł Łukasz, koncentrując się na
drodze. – Nawet jeśli remiks poprzedniego albumu, cały czas czuć
klimat Linkin Park, więc raczej okej.
– A
masz Hybrid Theory? – zapytał, pochylając się do schowka w
poszukiwaniu innej płyty.
–
Gdzieś tam jest – mruknął Łukasz, kiwając głową i nie mogąc
powstrzymać lekkiego uśmiechu cisnącego mu się na usta. Linkin
Park był ich małą obsesją. Sam już nie pamiętał, który z nich
wciągnął w to drugiego, ale przyjemnie jest dzielić wspólne
zainteresowanie.
– W
ogóle, ile mamy jeszcze czasu?
– Z
pół godziny – odparł, kątem oka dostrzegając, że Maciej
znalazł wreszcie tego, czego szukał. Zadowolony wsunął krążek
do odtwarzacza i szybko zaczął przeskakiwać utwory, doskonale już
znając topografię płyty. Słuchali jej już tyle razy, że z
pamięci mogliby wymienić następujące po sobie utwory.
–
Skręć tu – powiedział Maciej, wskazując na mało widoczny zjazd
do lasu, a z głośników popłynęły pierwsze brzmienia In the
end.
– Tu?
– Dłonie Łukasza mimowolnie mocniej zacisnęły się na
kierownicy i pomimo niesprzyjającej temperatury zaczęły się
pocić.
–
Tak, tu. – Obiecujący uśmiech na ustach Macieja podpowiedział
mu, że nawet jeśli spóźnią się do szkoły, wcale nie będzie
tego żałować.
– A
wigilia? – zapytał, tylko po to, żeby później nie mieć
wyrzutów sumienia. – Słomicki nas zeżre żywcem, jak znowu się
spóźnimy – powiedział, ale i tak zjechał dokładnie w tę
dróżkę, o której mówił Maciej. Raczej nie wykazywał się
zbytnią asertywnością, jeżeli chodziło o Wyszyńskiego. Zawsze
trudno było mu powiedzieć innym „nie”, ale Maciejowi naprawdę
nie potrafiłby się sprzeciwić.
–
Naprawdę cię to obchodzi? – Fala gorąca zalała ciało Łukasza,
kiedy poczuł dotyk dłoni na swoim udzie. Nawet przez gruby materiał
dżinsu czuł jej ciepło, które zdawało się rozlać po całej
jego nodze.
Zatrzymał
samochód i wreszcie popatrzył w zadowoloną twarz Macieja.
–
Planowałeś to – powiedział, marszcząc brwi, ale jakoś nie
będąc złym. Wyszyński roześmiał się, rozpinając kurtkę, bo
zaraz naprawdę mógłby się zagotować.
– No
– odparł bez żadnego skrępowania. – Naprawdę nienawidzę
szkolnych imprez – stwierdził, pochylając się do Łukasza i
ciągnąc go za kołnierz kurtki w swoją stronę. Wysunął język i
drażniąco powolnie przesunął nim po wargach Maleckiego, patrząc
mu przy tym w oczy oraz napawając się widokiem zaczerwienionej,
młodej twarzy chłopaka. W przeciwieństwie do Macieja, Łukasz mógł
się już pochwalić zarostem. Niestety, jak na złość, dzisiaj
postanowił się ogolić.
–
Więc teraz chcesz sobie jakoś to wynagrodzić? – zapytał Łukasz,
nie ociągając się już i wsuwając dłoń pod szary sweter
Macieja. Dotknął jego rozgrzanego, płaskiego brzucha.
– To
jedyny plus dzisiejszego południa – stwierdził, łapiąc za suwak
od kurtki Macieja i powoli ciągnąc go w dół. – Bo jednak
popołudnie zapowiada się trochę lepiej – szepnął mu do ucha,
które zaraz lekko przygryzł. Z ust Łukasza wyrwało się ciężkie
westchnienie. Maciej doskonale już znał jego wrażliwe punkty.
Szybko nauczył się jego ciała; miał wrażenie, jakby idealnie się
dobrali.
– Na
tyły? – zapytał Łukasz, trochę nerwowo zdejmując z siebie
okrycie wierzchnie. Chciał jak najszybciej mieć przy sobie nagie,
gorące ciało Macieja. I pal licho, że poza samochodem temperatura
sięgała kilku stopni poniżej zera. Nagle wydało się, jakby w
samochodzie zrobił się taki upał, że naprawdę będą musieli się
rozebrać, żeby jakoś to znieść.
–
Nie, nie ma czasu – sapnął Maciej, a jego dłoń już odnalazła
krocze Łukasza. Nie czekając dłużej, rozpiął mu rozporek i
wyciągnął nabrzmiałą erekcję. – Tylko uważaj na włosy –
dodał, wskazując na swoją nażelowaną, układaną dokładnie dwie
minuty fryzurę. Łukasz nie był w stanie odpowiedzieć, położył
jedynie dłoń na karku Wyszyńskiego, popychając go w dół.
Było
tak przyjemnie, że piętnastominutowe spóźnienie okazało się
tego warte.
***
To było
do przewidzenia, że Słomicki się wkurzy. Maciej nie musiał być
żadnym wróżbitą, żeby przewidzieć reakcję wychowawcy. Historyk
tolerował wszystko, był całkiem przyjemnym nauczycielem, choć
młodym i świeżo po studiach. Traktował uczniów bardziej jak
kumpli, ale zawsze potrafił też postawić na swoim, więc cieszył
się w liceum całkiem sporą sympatią. Niestety jednak, nienawidził
spóźnień, a Maciej w spóźnianiu powinien zostać odznaczony
jakimś orderem. Gdyby należało to do dyscyplin olimpijskich, z
pewnością stanąłby na podium. Chociaż ostatnimi czasy naprawdę
się poprawił (o czym Słomicki wspomniał nawet na zebraniu),
jednak tutaj bez dwóch zdań była to zasługa Łukasza. Gdyby nie
to jego codzienne przyjeżdżanie oraz – nie raz też i tak się
zdarzało – wyciąganie Macieja z łóżka, z pewnością
spóźniałby się dalej. Jednak uraz po całej pierwszej klasie
pozostał, nic więc dziwnego, że wychowawca nie przywitał go zbyt
miło.
– No
proszę, jak zwykle, Wyszyński. Wracamy do starych nawyków? –
zapytał, mierząc Macieja poirytowanym spojrzeniem, a Łukaszem w
ogóle się nie przejmując. Zupełnie, jakby Maciej wszedł do klasy
w pojedynkę.
–
Sprawdzam czujność, panie profesorze – odparł jednak całkowicie
zadowolony Maciej (Bo kto by nie był? Usta Łukasza potrafiły robić
cuda.), na co nawet i Słomicki lekko się uśmiechnął. Może i
brutalnie wytykał Maciejowi każde jego spóźnienie, ale mimo
wszystko całkiem go lubił i raczej nigdy nie ganił za niewybredne
komentarze. W szczególności, że Maciej akurat z historii całkiem
wiele umiał. Historia i angielski zdecydowanie były jego mocną
stroną. Gorzej z niemieckim (nienawidził!) i biologią.
A
później zaczęła się cała ta szopka, której obawiał się
Maciej. Wiedział, czego się spodziewać, w końcu to nie jego
pierwsza (ale całe szczęście już ostatnia) wigilia klasowa w
życiu. Najgorsze było chyba dzielenie się opłatkiem. Stawanie
przed ludźmi, których tak właściwie wcale nie lubił i
wygłaszanie standardowej formułki. Bo oczywiście Maciej się nie
wysilał, zwykłe „wszystkiego dobrego” załatwiało sprawę. W
zamian otrzymywał mniej lub bardziej szczere życzenia, których
punktem wspólnym zazwyczaj było „świetnie zdanej matury”. I
mimo że słowo „matura” wywoływało u Wyszyńskiego odruch
wymiotny, zniósł to całkiem dzielnie. Kiedy jednak stanął przed
Łukaszem, dla którego czynność chodzenia od człowieka do
człowieka i składania życzeń także nie była niczym przyjemnym
(chyba nawet jeszcze gorzej przechodził przez tę farsę),
odetchnął. Bo z Łukaszem czuł się tak, jak powinien się czuć.
Mógł mu powiedzieć wszystko, zbłaźnić się pod każdym
względem, ale to w końcu Łukasz. Osoba, która była mu bliższa
niż ktokolwiek inny.
– Mam
już tego dość – sapnął Maciej, urywając kawałek opłatka. –
Jeszcze trochę i serio nie wytrzymam – pożalił się, na co
Łukasz pokiwał głową ze zrozumieniem.
–
Wszystkiego dobrego – powiedział swoim cichym, lakonicznym głosem,
który raczej nie budził w Macieju żadnych emocji, ale wystarczyło
tylko jego spojrzenie. Ciemne, mocne spojrzenie i Maciej miał ochotę
złapać Łukasza za nadgarstek, żeby zaciągnąć go do łazienki.
W pewnym momencie aż się uśmiechnął do swoich myśli.
Zdecydowanie
będą musieli kiedyś to przetestować. Najlepiej w piątek, jakoś
tak popołudniu, gdy w szkole zrobi się mniejszy ruch. Zwilżył
wargi, kiedy przed jego oczami pojawił się obraz ich dwóch
zamkniętych w ciasnej, szkolnej kabinie...
– Coś
się stało? – zapytał Łukasz, zauważając zawieszenie Macieja.
Początkowo go nie zrozumiał, ale gdy dostrzegł lekkie rumieńce na
twarzy Wyszyńskiego, a później, gdy ten popatrzył na niego
rozpalonym wzrokiem, załapał, że to musiało być coś związanego
z seksem. – Jesteś pokręcony – skomentował z lekkim uśmiechem,
gdy nagle, ku jego uldze, wszyscy dookoła zaczęli siadać.
Pierwszy
etap przedstawienia zakończony. Czas zacząć drugi, czyli
rozdawanie prezentów. Jak to dobrze, że byli już w trzeciej
klasie.
***
–
Kubek – prychnął Maciej, kiedy już siedzieli w samochodzie, z
dala od wszystkich Rafałów tego świata. Całe szczęście
irytujący kolega miał dzisiaj inne plany na spędzenie popołudnia,
więc nie wcisnął się Łukaszowi do samochodu. Cisza, jaka na nich
czekała po zamknięciu drzwi, była wręcz spełnieniem Maciejowych
marzeń. Aż oparł się z radością o oparcie, wsłuchując się
jedynie w odgłos odpalanego silnika. Nikt nie marudził, nikt nie
paplał trzy po trzy. Idealnie.
–
Całkiem ładny kubek – odpowiedział Łukasz, kiedy już włączył
się do ruchu drogowego. – Nie narzekaj, lepsze to niż skarpetki –
stwierdził z lekkim uśmiechem.
–
Akurat Rafał nie zasłużył na nic innego – odparł Maciej i w
pewnym momencie się zaśmiał. – Patrycja dostała mydło, nie? –
zapytał, dopiero teraz szczerze się z tego naśmiewając. Na forum
klasy skomentował to tylko jako „całkiem niezły prezent”, bo
uznał, że robiący podarunek Rafał nie zasłużył na żadne słowa
pochwały. Patrycji oczywiście zrobiło się trochę przykro, a może
nawet bardzo przykro, ale kto by się tym przejmował? Trzeba się
myć, a nie śmierdzieć potem już od siódmej rano.
– To
akurat było chamskie – mruknął Łukasz, zatrzymując pojazd na
światłach znajdujących się już na pierwszym wyjeździe z
osiedla, na którym znajdowała się ich szkoła. Maciej nigdy nie
wiedział, jak to się działo, że zawsze natrafiali na czerwone.
– Oj,
wyciągnij tego kija z dupy. Całkiem śmieszne. Może w końcu nie
będzie tak od niej śmierdzieć – powiedział, dźgając go lekko
palcem w udo.
– Już
w tę ostatnią wigilię to Rafał mógł sobie odpuścić – rzucił
jeszcze, a Maciej tylko westchnął. Łukasz zawsze stawał w obronie
uciśnionych... Oczywiście nigdy nie obnosił się z tym za bardzo,
ale nigdy też nie pochwalał takich zachowań. Poplotkowanie z
Łukaszem i obrobienie tyłków nielubianych osób również
pozostawało raczej Mission: Impossible. Maciej oczywiście często
na to narzekał, ale w głębi zawsze podziwiał Łukasza za taką
postawę. Wszyscy znajomi ze szkoły byli cholernie fałszywi,
naprawdę bałby się komukolwiek zaufać, ale na Łukaszu mógł
zawsze polegać. I już wcale nie chodziło o ich związek, o którym
rzecz jasna nikt nie miał prawa się dowiedzieć. Łukasz dla
Macieja znaczył o wiele więcej niż wszyscy uczniowie liceum razem
wzięci, a co najlepsze – miał świadomość, że znaczył dla
Łukasza dokładnie tyle samo.
– Od
razu idziemy do mnie do pokoju – powiedział Maciej, gdy tylko
samochód zatrzymał się pod bramą jego domu.
Malecki
zerknął na Macieja, nie mogąc powstrzymać cisnącego mu się na
usta uśmiechu. Nic jednak nie powiedział, kiwnął jedynie głową
i biorąc przykład z przyjaciela, czym prędzej opuścił poloneza
ojca. Zamknął go jeszcze centralnym zamkiem, żeby zaraz ruszyć w
kierunku niedawno odremontowanego, całkiem pokaźnego domu.
Wyszyńscy z pewnością mieli pieniądze, Maciej nigdy nie mógł
narzekać na ich brak. On oczywiście również nie mógł, nie
urodził się w biednej rodzinie, jednak jego ojciec nigdy nie był
skory do zbytniego obnoszenia się ze swoimi zarobkami. Łukasz
dowiedział się kiedyś od mamy, że tata miał naprawdę trudne
dzieciństwo, przez co do teraz została mu nerwica i częste napady
złości. Nie szczędził Łukaszowi swojej ręki, pasa, a zdarzyło
się, że też i kabla (chociaż teraz zdarzało się to już
zdecydowanie rzadziej, w końcu Łukasz miał prawie dziewiętnaście
lat). Całkiem inny stosunek ojciec jednak miał do jego brata,
Tomka, ale to głównie dzięki mamie. Jako najmłodszy syn szybko
stał się oczkiem w jej głowie. Wszystko co najgorsze spadało więc
na Łukasza i jedyną osobą, która o tym wiedziała, był Maciej.
Zresztą, kiedy rok temu ich znajomość nabrała całkowicie innego
charakteru, zdarzył mu się pewien incydent z ojcem. To był ostatni
jego tak silny szał, jaki zapamiętał, a poszło o coś naprawdę
bardzo błahego. Ukrycie siniaków na brzuchu okazało się
trudniejsze, niż myślał, w szczególności, że Maciej podniósł
mu koszulkę całkowicie znienacka. Tak przyparty do muru Łukasz nie
miał więc innego wyjścia, tylko powiedzieć Maciejowi o całym
zajściu. Do teraz pamiętał złość wypisaną na twarzy
przyjaciela, który w pierwszej chwili chyba chciał zawitać w domu
Maleckich i odpłacić się ojcu Łukasza pięknym za nadobne.
Oczywiście, nie bardzo wziął pod uwagę rozkład sił i fakt, że
jego, wtedy jeszcze świeżo upieczone osiemnastoletnie ciało, można
byłoby z łatwością przewrócić. Dopiero niedawno Maciej trochę
przybrał na masie, choć wciąż pozostawał szczupły i raczej
niegroźny dla ważącego ponad sto kilo ojca Łukasza. Do rozlewu
krwi całe szczęście nie doszło, ale od tamtej chwili miał
wrażenie, jakby Maciej przy każdym ich zbliżeniu dokładniej badał
jego ciało w poszukiwaniu jakichś oznak przemocy.
Weszli
do domu. Balustrada prowadząca na pierwsze piętro od razu powitała
Łukasza blaskiem kolorowych lampek Aż uśmiechnął się pod nosem,
chłonąc widok świątecznych dekoracji. Nawet na drzwiach
wejściowych mama Macieja (bo raczej wątpił, żeby zrobił to jego
ojciec) zawiesiła ogromny wieniec z czerwono-złotymi ozdóbkami.
– Łał
– powiedział tylko, ściągając buty i stawiając je równo tuż
przy czarnych, skórzanych butach Macieja.
–
Moja mama ma świra na punkcie świąt – mruknął, wzruszając
ramionami. – Dwadzieścia cztery na dobę kolędy, rozpoczynamy
sezon pierwszego grudnia. Katorga – sapnął.
–
Trochę jak w tych amerykańskich filmach – stwierdził Łukasz,
nie dodając, że jemu wcale ten klimat świąt nie przeszkadzał.
Pod różnymi względami był całkowitym przeciwieństwem Macieja,
nic więc dziwnego, że rozmijali się nawet jeśli chodziło o Boże
Narodzenie.
–
Nawet nie gadaj, Christmas Vacation to ulubiony film matki. W tym
roku poleciał tylko dwa razy – powiedział, ale mimo wszystko
uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem.
–
Lepsze to niż Kevin – odparł zaraz Łukasz, idąc za Maciejem
w kierunku schodów. Dom Wyszyńskich naprawdę przyprawiał go o
przyjemne dreszcze. Wydawał się oczekiwać tych trzech dni w roku i
zapowiadać niezapomniane święta.
– O,
z kolei za Kevina odpowiedzialna jest Daria. – Maciej obejrzał
się przez ramię. – Zapraszam wieczorem, pewnie puści drugą
część.
–
Biedny Maciej – powiedział Łukasz całkiem złośliwie jak na
siebie i w przypływie rozbawienia klepnął idącego przed nim
przyjaciela w pośladki, na które po chwili aż się zapatrzył. Już
przypominał sobie, jak miękkie i przyjemne były w dotyku.
Gdy
stanęli wreszcie pod pokojem Macieja, Łukasz aż nabrał głębokiego
wdechu. Musiał zagryźć wargę, żeby za bardzo nie zdradzić się
z uśmiechem, który cisnął mu się na usta. Uwielbiał sypialnię
Macieja. Całkiem dobrze się w niej czuł i miał nawet wrażenie,
że spędzał w tym pomieszczeniu więcej czasu niż u siebie.
–
Jest trochę bałagan, więc jakby co, ostrzegałem – rzucił
Maciej, a Łukasz zbył to krótkim wzruszeniem ramionami, bo już
wiedział, jak ten bałagan wyglądał. A właściwie to nie
wyglądał, bo nawet go nie było. Większego pedanta od Macieja to
ze świecą szukać.
Już po
chwili utwierdził się w przekonaniu, że jego przypuszczenia były
całkiem słuszne. Maciejowy bałagan tworzyło jedynie
niepościelone łóżko, pusta szklanka na biurku i przewieszone
przez oparcie fotela ubrania. Dobrze, że Maciej tak rzadko bywał u
niego w domu, bo wtedy dowiedziałby, co znaczy prawdziwy syf.
Nie
czekając dłużej ani nie roztrząsając domniemanego nieporządku w
pokoju Macieja, złapał gospodarza w pasie i przycisnął go do
ściany, nie mogąc już dłużej czekać. Po tym, co zrobili rano w
samochodzie, miał jeszcze większą ochotę na Macieja. Przysunął
do niego głowę i już po chwili całował jego miękkie, równie
spragnione usta. Aż zamruczał, kiedy przyjaciel ochoczo
odpowiedział na pieszczotę, poruszając przy tym biodrami i
ocierając się o niego zachęcająco. Łukasz nie potrzebował zbyt
wiele czasu, żeby się podniecić, a jak po chwili wyczuł –
Maciej również.
Zaczęli
się szybko rozbierać. Zawsze pierwsze kilka sekund ich zbliżenia
było bardzo nerwowe. Byle tylko ściągnąć ubrania, byle
zlikwidować tę barierę dzielącą ich nagie ciała, a gdy już
ciuchy leżały nieruchomo porozrzucane po całym pokoju, zwalniali.
Zaspokojenie swoich pierwszych potrzeb w samochodzie skutecznie
umożliwiło im przedłużenie tej chwili i cieszenie się swoją
bliskością. Czuł spocone dłonie Macieja na całym swoim ciele.
Jego gorący oddech drażniący delikatną skórę szyi, kiedy
składał tam lekkie pocałunki. Dłoń zaciskającą się raz po raz
na jego penisie w zwodzie...
Wolno
ale i nieporadnie przeszli w stronę łóżka, nie odrywając się od
siebie ani na chwilę. O mało co nie potknęli się o własne
ubrania, kiedy jednak już wylądowali na posłaniu, rozpoczęli całą
grę od nowa.
Jęknął
gardłowo, kiedy poczuł usta Macieja na swoim podbrzuszu. Jego mokre
pocałunki, aż wreszcie język trącający główkę penisa. Jeżeli
chodziło o sprawy oralne, Łukasz musiał przyznać, że Maciej
przez ostatni rok naprawdę sporo się nauczył. Już po chwili miał
szansę przypomnieć sobie, jak głęboko Wyszyński potrafił go
wziąć i naprawdę wymagało to od Łukasza sporego skupienia, bo
już nie raz przez takie zabawy przedwcześnie kończył. A dzisiaj
zdecydowanie nie chcieli tak szybko kończyć.
Dzięki
Internetowi, do którego miał dostęp komputer Macieja (Łukasz
niestety wciąż musiał korzystać z kafejek), dowiedzieli się, co
jeszcze może robić dwóch mężczyzn w łóżku. A, jak później
sprawdzili, były to całkiem przyjemne rzeczy. I tak też już po
chwili Maciej podał Łukaszowi najzwyklejszą w świecie oliwkę.
Próbowali kiedyś bez niej, ale okazało się to zbyt bolesne dla
obu stron; zadziwiające, ile przyjemności może dać dobry poślizg.
Rozciągnął
Macieja dość sprawnie, podziwiając wijące się pod nim ciało.
Maciej pewnie nigdy by się nie przyznał, ale wolał, gdy to Łukasz
był na górze. Podobał mu się seks od strony pasywnej, choć
oczywiście (zapewne bardziej dla zasady) często się zmieniali.
Dzisiaj jednak najwidoczniej Maciejowi nie chciało się już niczego
udowadniać. Rozchylił więc ulegle pod nim nogi, czekając, aż
Łukasz się wsunie.
A
później była tylko przyjemność i odgłos skrzypiącego materaca.
Oczywiście, gdy wiedzieli, że nie są sami, zawsze się hamowali.
Nie byli ani zbyt głośni, ani przeważnie nie robili tego na łóżku,
głównie na podłodze, bo tak ciszej. Teraz jednak żal byłoby nie
wykorzystać pustego domu.
Maciej
doszedł pierwszy, pieszczony przez dłoń Łukasza w rytm pchnięć
jego bioder. Dopiero później orgazm osiągnął Łukasz, jak zwykle
wysuwając się i pamiętając, że Maciej nie lubił kończenia w
sobie. Kilka kropli spermy ochlapało i tak już ubrudzony brzuch
Wyszyńskiego, a wykończony Łukasz opadł na posłanie, zachłannie
łapiąc powietrze w płuca.
–
Marzyłem o tym przez cały pieprzony dzień – sapnął Maciej,
przeciągając się na łóżku z szerokim uśmiechem.
Łukasz
odpowiedział mu tylko ciężkim, zmęczonym westchnięciem i
przewrócił się na bok, żeby spojrzeć w zaczerwienioną od
wysiłku twarz przyjaciela. Niewiele myśląc, wyciągnął dłoń i
odgarnął nażelowany kosmyk włosów, który akurat opadł mu na
czoło.
–
Zepsułem ci fryzurę – powiedział z lekkim rozbawieniem,
przypominając sobie o ostrzeżeniu Macieja sprzed kilku godzin.
– Za
ten seks to nawet zepsutą fryzurę mogę wybaczyć – odparował
zaraz i w pewnym momencie szybko pochylił się do Łukasza.
Pocałował go krótko, ale jakoś tak całkowicie uroczo, że Łukasz
nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu rozciągającego mu
usta, gdy tylko Maciej się odsunął.
–
Potrafisz być słodki, jak chcesz – rzucił, ani przez chwilę nie
poddając tego żadnemu przemyśleniu. Nic więc dziwnego, że Maciej
naburmuszył się, niezadowolony.
–
„Słodki”? – prychnął z niesmakiem.
–
Nie, raczej nie – odparł Łukasz, głównie dla świętego
spokoju, i nagle, jakby o czymś sobie przypomniał, wychylił się z
łóżka, łapiąc za leżące nieopodal spodnie. – Mam coś dla
ciebie – powiedział, przeszukując ubranie.
Maciej
uniósł się na ramieniu, patrząc na Łukasza całkowicie
zaskoczony.
– Dla
mnie? – powtórzył.
–
Prezent. Mamy w końcu święta – odpowiedział i usiadł na łóżku,
kiedy już trzymał skórzany portfel w dłoniach. Maciej patrzył na
niego coraz to bardziej zdziwiony i... cholera, zmieszany.
Bo on
nic nie miał dla Łukasza. Ba! Był przekonany, że nie będą
robili sobie żadnych durnych prezentów, bo przecież to takie
żałosne i bezsensowne. Idealne dla pierdzących serduszkami par, a
nie dwójki mężczyzn.
– Tak
myślałem, że fajnie będzie pojechać we dwójkę. Załatwimy
jeszcze nocleg i no. – Wzruszył ramionami, trochę zawstydzony,
podsuwając Maciejowi pod nos dwie podłużne, kolorowe kartki.
Wyszyński odebrał je i odwrócił, żeby móc przeczytać, co
takiego było tam napisane.
Najpierw
dostrzegł logo Linkin Parku, a dopiero później widniejący poniżej
napis LP Underground Tour, 27.02.2003 Hamburg.
–
Kupiłeś bilety – powiedział odkrywczo i popatrzył na Łukasza
szczerze zaskoczony. Malecki momentalnie się zmieszał, zaczynając
zastanawiać się, czy to był taki dobry pomysł. Chrząknął
nerwowo; naprawdę myślał, że Maciej się ucieszy.
–
No... jak nie chcesz jechać, to okej... – rzucił szybko, w celu
wybrnięcia, gdy nagle Maciej przyciągnął go do siebie i pocałował
mocno.
–
Nie. To świetne. Naprawdę. Jezu! Hamburg! – powiedział,
uśmiechając się szeroko i jeszcze raz zerkając na bilety. –
Boże, już nie mogę się doczekać! – sapnął, zaciskając palce
na papierze i próbując zdusić wyrzuty sumienia, że przecież nie
miał jak się odwdzięczyć. Bo w przeciwieństwie do Łukasza,
nawet nie pomyślał o prezentach.
–
Trzeba tylko pomyśleć o jakimś noclegu i... – Ich oczy
momentalnie powędrowały w stronę drzwi, za którymi usłyszeli
pośpiesznie stawiane na schodach kroki.
– No
i co on niby tam robi, Agata? – Ciszę w domu przerwało zirytowane
fuknięcie ojca Macieja, a sam Maciej zamarł w bezruchu z sercem
gardle i wzrokiem wbitym w wejście do swojego pokoju.
O MATKO.
OdpowiedzUsuń< jak zwykle pustka w głowie >
Kurczę, to było boskie.
Cudowny prezent na święta! <3
Lubię takie wspomnienia. Kurczę, ta nostalgia, Eminem, Linkin Park HYBRID THEORY <3 o jezusie <3 :3 <3 boże, cudowne.
Ale się staro czuję :3
Maciej taki fajny, rozwaliło mnie to, że "nie chciał się przyznawać, ale lubił być pasywem" <3
I Łukasz taki całkiem inny, fajny i w ogóle. Szkoda, że ojciec go lał :( i ta końcówka to już w ogóle.
I jak szukali prezentu, i wigilia klasowa, szybkie macanki i lizanki w kiblu, samochodzie i wszędzie indziej. Kurcze, napaleni nastolatkowie <3 kocham ich również w takiej wersji. Widać, jak bardzo zmienił się Łukasz.
Też niezbyt lubię święta, więc go rozumiem.
Ale oczywiście życzę Wesołych i jeszcze raz: piękny prezent!
Na początek - ślicznie dziękuję za komentarz. :D Jakoś tak zawsze miło mi się czyta te Twoje przepełnione emocjami komentarze, przy tym też uśmiechałam się jak głupia do telefonu. :)
UsuńCieszę się, że dodatek przypadł Ci do gustu. Trochę bałam się go opublikować, bo ani nie ma tu żadnych wybuchów, a i też postacie mają trochę inne charaktery niż w Gówniarzu (w końcu przez czternaście lat wiele może się zmienić), ale ostatecznie cieszę się, że udało mi się za to zabrać. Maciej i Łukasz zasługiwali na swoje pięć minut.
Ręka mistrzyni, cudeńko. Miłych, fajnych świąt!
OdpowiedzUsuńMłody Maciej :D fajnie się o nim czyta i o tym co mideli z Łukaszem,bale chyba najbardziej podoba mi się że to część pierwsza ;) czyli będzie i 2 Dzięki za ten świąteczny super prezent :
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się czytało, fajnie wiedzieć co na początku działo się u Macieja. Jak rozwijał się jego pierwszy poważny związek. Co nie zmienia faktu, że dalej nie lubię Łukasza i średnio mnie interesuje jego los :D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością w takim razie nie na drugą część, ale na kontynuację głównego wątku samego gówniarza.
Wesołych!
Łukasz jest bardzo ciężką postacią... doskonale zdaję sobie sprawę, że niełatwo go polubić, głównie przez jego życiowe wybory i brak jakiejkolwiek asertywności. No ale cóż, są też i tacy ludzie, co nie zmienia jednak faktu, że Łukasz nawet mnie momentami irytuje. ;)
UsuńMaciej taki jak zwykle, lubię go. Ale to Łukasz zyskuje coraz większą moją sympatię. I tak jak na początku Gówniarza chciałam powtarzać Łukaszowi,że gdy raz dokonał takiego, a nie innego wyboru to niech sobie dalej radzi. To teraz zupełnie inaczej na niego patrzę. A już zupełnie pogrążyły mnie wspomnienia pasa lub kabla. Przerażające. Zastanawiam się czy będzie kiedyś szczęśliwy, a życzę mu tego. Bardzo ciekawie się czytało, dziękuję i czekam na otwarcie drzwi...
OdpowiedzUsuńW nowym następnym roku życzę Ci pomysłów, weny, wytrwałości, cierpliwości i dużo jeszcze innych dobrych rzeczy. Pisz, a ja na pewno to przeczytam.
Ivona
O, jak fajnie, że jednak ktoś zaczyna lubić Łukasza. :D Faktycznie, łatwego dzieciństwa to on nie miał i z pewnością bardzo go ono ukształtowało.
UsuńDziękuję za życzenia i również życzę wszystkiego dobrego. :)
Wróżbita Maciej rozwalił system jak dla mnie :D Aż parsknęłam, jak to przeczytałam.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście Maciej i Łukasz są trochę inni niż obecnie, ale od tamtego momentu minęło wiele czasu, a to doświadczenia kształtują charakter. Ale jak Maciej powiedział, żeby uważał na jego fryzurę, pomyślałam sobie "cały on" :) Przeszłość Łukasza paskudna. Ludzie reagują na takie rzeczy skrajnie - albo wycofaniem jak on albo również stają się agresywni. Miałam w podstawówce koleżankę, która biła wszystkich i nie mogli jej opanować w szkole, a jak się później okazało, ojciec bił ją sznurem od żelazka. Tak też, patrzę na Łukasza trochę przychylniej - Ale ożenienie się z siostrą kochanka przez strach przed ojcem? Jednak nie mogę tego strawić.
Przez ten bonus przypomniało mi się moje dzieciństwo. Pierwsza komórka (jeszcze działa) itp. Wszyscy namiętnie oglądali Dragon Balla, a guma kulka kosztowała 10 gr :)
Naj, naj, naj wszystkiego! Pozdrawiam!