Sprawdziła Ekucbbw.
Stara miłość nie rdzewieje
Wystarczyło,
że na niego spojrzała, a on już wiedział i pożałował swojego
przyjścia jeszcze bardziej. Ten dzień był pasmem nieszczęść, z
każdą chwilą coraz gorzej.
–
Nawet nie próbuj – odezwał się, nim ona to zrobiła. – Serio,
nie mam ochoty na żadne kazania – dodał, krzywiąc się, co w
połączeniu z jego opuchniętą twarzą dało makabryczny efekt.
–
Jezu... Filip – wydusiła i położyła szybko swoją torebkę na
szafkę z butami. Nie przejmując się zdjęciem swoich szpilek,
szybko pokonała odległość dzielącą ją od brata i przyciągnęła
go w swoje ramiona. – Co on ci zrobił? – zapytała, przytulając
go w ten swój matczyny sposób. Maja miała to do siebie, że czasem
zapominała i obchodziła się z nim jak matka, nie jak siostra. Co
dziwne, te odruchy nie pojawiły się u niej po zajściu w ciążę z
Romkiem. Już jako dwunastolatka często wychodziła ze swojej
siostrzanej roli, stając się w oczach kilkuletniego Filipa
nadopiekuńczą, przewrażliwioną i do bólu upierdliwą babą.
–
Nic, serio, nie chcę o tym gadać – zaburczał. Najpierw Maciej,
teraz Maja... Kto jeszcze będzie się nad nim użalać?
–
Musisz się od niego odciąć – powiedziała nagle Maja, odsuwając
go na odległość swoich ramion. Spojrzała na brata nieustępliwym
wzrokiem, z groźnie zmarszczonymi brwiami, nie pozostawiając
Filipowi złudzeń, że gdyby Błażej był gdzieś obok, to z chęcią
powiedziałaby mu kilka rzeczy.
–
Maja, daj spokój – sapnął Filip. – Wrócę autobusem, nie będę
czekać na Huberta – dodał, próbując jakoś się z tego wymigać.
O niczym innym już nie marzył bardziej, niż o powrocie do domu i o
świętym spokoju. Od wszystkich. Na dzień dzisiejszy miał już
dość ludzi, a po atrakcjach, jakie zaserwował mu Romek, również
nie widziało mu się towarzystwo dzieci.
–
Nie, czekaj, cholera! – warknęła tak groźnie, że Filip aż
spojrzał na nią zaskoczony, a jej ostre paznokcie wbiły się w
jego ramiona. – Jeszcze trochę, a ten skurwiel cię zabije! –
syknęła, potrząsając nim lekko. – I ty myślisz, że ja będę
się temu wszystkiemu przyglądać?! Filip, do cholery jasnej, weź
się ocknij, zostaw go w końcu!
Filip
westchnął ciężko. Zmrużył lekko oczy, gdy jego skronie
zapulsowały tępym bólem.
– Daj
mi dzisiaj spokój, okej? Naprawdę jestem zmęczony – burknął,
nie mając nawet sił na nią naskoczyć i odparować, że przecież
nie był cipą. Potrafił sobie radzić z Błażejem. Zawsze udawało
mu się go ujarzmić.
Teraz
jednak wcale się tak nie czuł i to chyba było najgorsze. Już nie
był tak pewny siebie jak kiedyś, kiedy to wydawało mu się, że
wodził Pacułę za nos. Gdyby mógł, odciąłby się od tego już
teraz.
–
Filip, ja tego tak nie zostawię – powiedziała Maja całkowicie
poważnie, kiedy schylił się po swoje trampki, żeby je ubrać. –
Zadzwonię na policję. Wiem, co wy tam robicie. Myślisz, że jestem
głupia? – prychnęła, a Filip popatrzył na nią szeroko
otwartymi oczami.
–
Zwariowałaś? – zapytał, mając nadzieję, że właśnie tak
było.
– Nie
– odpowiedziała, zakładając ręce na piersi. – Jeżeli coś ci
zrobi, nie zawaham się. Powiedziałam już, że nie będę się
przyglądać, jak ten skurwiel robi sobie z ciebie worek treningowy –
oznajmiła szorstkim, pełnym powagi głosem.
–
Jesteś nienormalna! – prychnął Filip, upuszczając na podłogę
swojego buta, którego zamierzał założyć, żeby zaraz odwrócić
się do siostry przodem. – Nie możesz tego zrobić! Przecież ja
też w tym siedzę!
– Coś
się wymyśli. – Wzruszyła ramionami, pozostając nieugięta, a
Filip miał wrażenie, że takiej Mai nigdy nie znał.
– Coś się wymyśli? Coś? – niemal wycedził przez zęby. –
Spróbuj, ale już wtedy możesz o mnie całkowicie zapomnieć! –
warknął. Odwrócił się, szybko założył buty i z szaleńczo
bijącym z nerwów sercem opuścił mieszkanie, nie reagując już na
Maję, która próbowała go jeszcze zatrzymać.
***
Wykrzywił
usta w mimowolnym uśmiechu, popatrując przez okno kuchni na dwójkę
bawiących się dzieci i biegającego między nimi, szczęśliwego
psa. Złaknione atencji zwierzę skakało to do starszej dziewczynki,
Hani, to do jej młodszego brata, Kuby, poszczekując przy tym
wesoło.
Z
zapatrzenia się na ten całkiem uroczy obrazek wyrwał go pisk
czajnika. Momentalnie uśmiech zniknął z maciejowej twarzy,
zupełnie jakby Wyszyński uzmysłowił sobie, że przecież wcale
nie lubił dzieci. A już w szczególności nie lubił dzieci Darii.
No i za psem też nie przepadał. Nie miał się więc nad czym
rozczulać. Chrząknął jeszcze, złapał za czajnik i zalał
przeźroczysty imbryk gorącą wodą, która zaraz zabarwiła się na
zielono przez ususzone liście herbaty znajdujące się w koszyku.
Ustawił wszystko na białej tacy, złapał jeszcze za cukier i
pokrojoną w plastry cytrynę, by zaraz zabrać cały ekwipunek i
ruszyć do salonu. Kiedy jednak przekroczył jego próg, zaraz zdał
sobie sprawę, że wolał już stać jak ostatni idiota przed oknem i
obserwować bawiących się siostrzeńców, niż słuchać łkania
siostry.
– A
to drań – padło ze strony mamy. Zacisnął tylko zęby,
postanawiając nie komentować i nie mieszać się w te sprawy. Było
mu żal siostry, temu nie mógł zaprzeczyć. Po raz pierwszy od
dawna czuł względem niej coś jeszcze, prócz niechęci. Znów
obudziły się w nim odruchy starszego brata; nie chciał, żeby
miała w życiu źle, a teraz, kiedy widział ją zapłakaną,
autentycznie miał ochotę ją przytulić. Czego oczywiście nie
zrobił, bo wtedy jeszcze Daria i jego mama zeszłyby z tego świata
poprzez urazy wywołane szokiem. Zacisnął usta w wąską linijkę,
mimo wszystko dziwnie się czując, kiedy całe zło tego świata
zostało przypisane Łukaszowi. Postawił na stoliku do kawy tackę,
by zaraz usiąść w ojcowskim fotelu. – Jak on mógł? –
zapytała mama, kręcąc z zawodem głową. Wyraźnie pobladła, a
jej dłonie, które przez starość i tak często niekontrolowanie
drżały, teraz wydawały się robić to ze zdwojoną siłą.
Maciej
z niepokojem patrzył, jak mama wychyla się i nalewa sobie zielonej
herbaty do filiżanki, prawie ją rozlewając. Nic nie powiedział,
ale powoli zaczynał martwić się nie tylko o Darię. Mama w końcu
miała już swój wiek, nie powinna się teraz denerwować.
–
Przez tyle lat... – szepnęła Daria, ocierając kąciki oczu. –
Cały czas mnie oszukiwał. Mówił, że mnie kocha.
–
Drań – parsknęła matka, nawet nie kryjąc nienawiści.
–
Drań. – Daria pokiwała głową, a Maciej tylko się skrzywił.
Jasne, że teraz wszystkie baty spadały na Łukasza. Sam zresztą
przez ostatnie lata go obwiniał.
– Jak
był ze mną, to myślał pewnie o jakichś facetach. – Zakryła
twarz dłońmi. – Obrzydliwe!
–
Kochanie, nie załamuj się – mówiła mama, pocieszająco gładząc
ją po plecach. – Będzie dobrze, zobaczysz. Pomożemy ci, prawda,
Maciej? – zapytała i spojrzała na niego, na co on mógł tylko
kiwnąć głową, doskonale wiedząc, że innej odpowiedzi na tę
chwilę nie było.
– Jak
ci to powiedział? – odezwał się w pewnej chwili cichym,
opanowanym głosem. Daria popatrzyła na niego już trochę
trzeźwiej, na moment przestając się nad sobą użalać.
Zmarszczyła brwi z zastanowieniem.
– Już
chyba wcześniej chciał mi powiedzieć... ale... myślę, że po
prostu mu na to nie pozwalałam – szepnęła, ocierając jeszcze
łzy z twarzy. – Faktycznie, jak pomyślę... zawsze był taki
nieobecny – dodała i spuściła oczy na swoje dłonie.
– A
wasze pożycie? – pytał Maciej, nie zmieniając tonu swojego
głosu.
–
Maciej! – wtrąciła matka, marszcząc z oburzeniem brwi. Nie mógł
się na to nie uśmiechnąć. No tak, seks to temat tabu, nic więc
dziwnego, że później młodzi geje na siłę szukają sobie żony.
– To
dość ważna kwestia – odpowiedział jej spokojnie. – Nie
wmówisz mi przecież, że Darię wiatr trzy razy zapłodnił –
dodał z pobłażliwym uśmiechem. – Mamo, jesteśmy dorośli –
dopowiedział jeszcze, widząc całą gamę emocji na twarzy Danieli
Wyszyńskiej. – Uprawiamy seks, ty też musiałaś go uprawiać,
skoro ja i Daria siedzimy w salonie. – Nic już na to nie
odpowiedziała, zaczerwieniła się tylko nieco, a Maciej już nawet
nie wiedział, czy rumieniec wywołało oburzenie, czy może
zawstydzenie. – Więc? – zapytał, kierując swoje spojrzenie na
siostrę. – Nie czułaś niczego dziwnego, kiedy się kochaliście?
– „Kochaliście się” ledwo przeszło mu przez usta. Nawet nie
chciał w ten sposób myśleć o seksie Darii i Łukasza, a z drugiej
strony starał się zachować zimną krew. Czuł, jak powoli zaczyna
tracić cierpliwość. Miał ochotę cisnąć wszystkim, wstać i
ruszyć do samochodu, a później odwiedzić Maleckiego. Przerażało
go to, ale z drugiej strony wcale nie był zaskoczony, podświadomie
zawsze wiedział, co będzie chciał zrobić, kiedy usłyszy
upragnione „rozstaliśmy się”.
Daria
otworzyła usta, by zaraz je zamknąć. Spuściła wzrok na dywan,
zastanawiając się nad czymś głęboko, by zaraz bezradnie wzruszyć
ramionami. Jej mocne rysy twarzy trochę złagodniały i przez moment
przypominała Maciejowi zagubioną dziewczynkę, którą przecież
zawsze była. Nigdy nie robiła tego, co chciała, próbowała
sprostać oczekiwaniom ojca. Tak samo zresztą jak Łukasz. I co z
tego wyszło? Ojcowie umarli... no, prawie. Tata Łukasza wciąż
żył, przejawiał wszystkie do tego potrzebne funkcje: jadł,
oddychał, wydalał, ale niewiele myślał. Pewnie nawet nie pamiętał
już, że miał syna.
– Nie
wiem – szepnęła. – Było...
–
Płasko? – podsunął, na co Daria kiwnęła głową. – Nic
dziwnego, nagle sobie swojej orientacji nie wybrał – skomentował.
– To
przez siedem lat był kochanym ojcem i mężem, a tu nagle stwierdza,
że woli facetów? – oburzyła się mama, marszcząc groźnie brwi,
przez co jej delikatna, zazwyczaj pogodna twarz nabrała ostrego
wyrazu. – Nie broń go! Pederasta jeden!
Maciej
poczuł mocne ukłucie gdzieś tam w okolicach serca. Raczej nie
wiedział, jakie mama miała stanowisko odnośnie innych orientacji
seksualnych. Nie poruszał z nią tych tematów, bo i po co? Teraz
już wiedział, że może to i dobrze. Całe szczęście, że nigdy
się przed nią nie wyoutował, chociaż od czasu do czasu nachodziły
go myśli o wyjściu z szafy.
–
Mamo, a jak inaczej miał żyć? – prychnął. – Pamiętasz jego
ojca? Tego starego skurwiela? Wyobrażasz sobie, żeby siedem lat
temu stanął przed tym kretynem i powiedział mu prosto w twarz, że
jest gejem? – Aż pochylił się do przodu, podnosząc odrobinę
ton głosu. Nie potrafił spokojnie słuchać i przytakiwać matce. –
Zrobił źle, nie powinien brać żony, wszystkich skrzywdził, ale
nie zapominajcie, że jego też skrzywdzono. Gdyby nikt nie wmawiał
mu, że geje to degeneraci, pewnie Daria by teraz nie płakała –
warknął, czując uderzające w jego twarz gorąco. Zdenerwował
się, czego nawet nie próbował ukryć. Zazwyczaj starał się nie
dzielić swoimi poglądami, a kiedy już to robił, nigdy nie
wychodził z równowagi. Nic więc dziwnego, że Daniela zamrugała,
patrząc na syna zdziwiona, trawiąc w milczeniu to, co usłyszała.
–
A... co z dziećmi? – zapytała w końcu, nie poruszając już
tematu homoseksualizmu Łukasza. Maciej odetchnął ciężko i opadł
na oparcie fotela.
–
Powiedział, że nie ma zamiaru ich zostawić... – mówiła Daria,
a on powoli wyłączał się z rozmowy.
W
pewnym momencie wstał i nie zastanawiając się wiele, ruszył do
wyjścia. W jego głowie panował chaos, nie miał pojęcia o czym
myśleć. Wiedział, że najlepiej byłoby to wszystko zignorować,
dopić herbatę i ruszyć na górę, żeby trochę popracować,
ale...
Cholera,
czekał na to siedem lat.
–
Gdzie idziesz? – zapytała mama, oglądając się na niego.
–
Wrócę. Nie wiem o której, ale wrócę – to mówiąc, przeszedł
do przedpokoju. Założył szybko buty i wyszedł na czerwcowe,
wieczorne powietrze.
***
Nie
pytał Darii, gdzie jest. Nie miał pewności, że go tam zastanie.
Zresztą, podczas drogi łudził się, że wcale go nie znajdzie i
zostanie zmuszony do powrotu. Tak byłoby najlepiej, wszyscy byliby
szczęśliwi, jego świadomość jak i podświadomość również. Bo
przecież wcale nie chciał z nim rozmawiać, już dawno obiecał
sobie, że Łukasz dla niego przestał istnieć. Powoli zaczynał
jednak rozumieć, że można siebie oszukiwać – ale nie oszukać.
Podstawowy błąd, jaki popełniał przez ostatnie kilka lat.
Zatrzymał
samochód pod ceglanym płotem, zasłaniającym posesję przed
wścibskimi spojrzeniami przechodniów. Mógł jeszcze zawrócić,
problem w tym, że wcale nie chciał. Później będzie żałować –
tego był akurat stuprocentowo pewny.
Opuścił
samochód z jedną myślą, która, im bliżej miał do furtki,
zaczynała cyklicznie tracić na swojej prawdziwości. A kiedy
przekroczył bramę i zobaczył zapalone światło na parterze
dwupiętrowego, nieotynkowanego domu (wciąż się budowali, Daria
jeszcze niedawno z radością zdawała im relacje z postępów,
jakich dokonywała ekipa remontowa), już wiedział, że ta jedna
myśl nie była niczym innym, jak parszywym kłamstwem. Wcale nie
przyjechał tutaj, żeby wszystko raz na zawsze zakończyć. Nie taki
był jego cel w podświadomości.
A
później już w ogóle przestał myśleć. Gdyby spojrzał na siebie
z boku, z pewnością miałby ochotę przyłożyć sobie w twarz.
Zrobiłby to raz, ale solidnie, na ocucenie. Był jak ćma lecąca
prosto w ogień. Niepatrząca na skutki zaspokojenia swojej potrzeby
Nie
dzwonił. Nie zapukał. Nie dał Łukaszowi żadnego znaku, że
przyjechał. W zamian tak po prostu sięgnął do klamki, nacisnął
i pchnął drzwi. Nie rozglądał się po przedpokoju, może i gdyby
to zrobił, spojrzał na zawieszone na ścianach fotografie, małe
buty dzieci ustawione obok wieszaka na kurtki, torebkę leżącą na
szafce – może wtedy faktycznie jeszcze by się opamiętał.
Zajrzał do kuchni; dużej, jasnej, idealnej dla pięcioosobowej
rodziny. Był tam. Siedział zgarbiony przy stole, okręcając w
dłoniach jakiś duży, brązowy kubek. Tępym wzrokiem wpatrywał
się w ścianę, miał na sobie jakiś powyciągany, domowy T-shirt,
stare, szare spodnie dresowe i śmieszne domowe kapcie. Maciej
mimowolnie się uśmiechnął pod nosem. Łukasz przedstawiał jakiś
taki domowy, ale przy tym całkowicie intymny widok. Nie każdy go
takiego przecież widział.
– A
więc jednak masz jeszcze jaja – odezwał się, kiedy już
napatrzył się na jego sylwetkę. Łukasz drgnął i spojrzał na
niego zaskoczony. Zamrugał, próbując przetrawić informację, że
oto w jego domu stał ten, który nawet nie chciał kiedyś słyszeć,
gdzie kupili działkę i co na niej budują.
–
Maciej... – mruknął i mimowolnie się uśmiechnął. – Nie
wybrałeś najlepszego momentu, gdybym wiedział, to bym się chociaż
przebrał – powiedział i zaśmiał się z lekkim zażenowaniem dla
swojego ubioru.
–
Gdybym miał zapowiadać ci swoje wizyty, to pewnie bym tu nawet nie
dojechał – prychnął, a w myślach dodał jeszcze: „bo szybko
poszedłbym po rozum do głowy”.
–
Daria już ci mówiła? – zapytał, na co Maciej uśmiechnął się
kpiąco, zachowując przy tym chłodne wyrachowanie, jakim kierował
się przez życie. Nawet jeśli cały w środku drżał, nie chciał
tego dać po sobie poznać. Czuł, że wtedy by już całkowicie coś
bezpowrotnie stracił. – No pewnie, że mówiła – odpowiedział
sobie zaraz Łukasz i westchnął ciężko, wstając z krzesła.
– Nie
myślałem, że tak szybko to rozegrasz – stwierdził Maciej i
luźnym krokiem wszedł do pomieszczenia, zatrzymując się przy
dużej wyspie kuchennej. Daria miała poczucie klasy. Widocznie
wymarzyła sobie życie rodem z Hollywoodu, pomyślał jeszcze,
rozglądając się po pomieszczeniu i na dłużej zatrzymując wzrok
na dużym oknie francuskim, skąd rozpościerał się widok na ogród.
–
Planowałem to już wcześniej – mruknął, patrząc na niego tymi
swoimi ciemnymi, chociaż już nie tak dużymi i błyszczącymi
oczami jak kiedyś. Lata w małżeństwie naprawdę go postarzały.
–
Szybko się obudziłeś – jawnie z niego szydził. Może i jechał
tutaj na złamanie karku, ale kiedy go widział, nie potrafił
zrezygnować ze złośliwości. – Mogłeś zrobić to chociaż
dziesięć miesięcy wcześniej, zanim sprawiłeś sobie do kompletu
drugą córkę.
– Nie
potrafisz inaczej, prawda? – zapytał Łukasz, jak zwykle nie dając
się wyprowadzić z równowagi. Był całkowicie inny od Filipa,
który zaraz się odszczekiwał i to z nawiązką. Łukasz nie lubił
kłótni. – Przyjechałeś do mnie tylko po to, żeby krytykować?
–
Nawet jeśli?
–
Dorośnij – powiedział Łukasz poważnie. – Wiem, że ugrzązłem
w bagnie. Nie musisz mi tego uzmysławiać. Kocham moje dzieci, ale
po prostu nie mogę już tak żyć – dodał, obchodząc wyspę
kuchenną i stając po drugiej stronie. Maciej odwrócił się, żeby
być przodem do Łukasza. – Chcesz czegoś do picia? Bo chyba
zapowiada się na dłuższą rozmowę?
Maciej
zmrużył oczy. Sam już nie wiedział. Gdyby teraz wyszedł, to
prawdopodobnie później byłby z siebie dumny.
–
Może być herbata – zgodził się po chwili.
–
Mocna, z dwiema łyżeczkami cukru – powiedział Łukasz z lekkim
uśmiechem, włączając elektryczny czajnik. Maciej poczuł uścisk
w gardle.
–
Dokładnie – odpowiedział i zadudnił nerwowo palcami w kamienny
blat wyspy. – Ona naprawdę cię kochała – mruknął.
–
Wiem. – Łukasz kiwnął głową. – Naprawdę wiem o tym. –
Sięgnął po kubek dla Macieja, by po chwili wylać resztkę zimnej
herbaty ze swojego. Wszystko to robił szybko i stanowczo, ale
jednocześnie była w tym jakaś osobliwa nerwowość, której Maciej
u Łukasza wcześniej nie widział. Bo Łukasz przecież zawsze
pozostawał spokojny i opanowany. Nic jednak dziwnego, że stojąc
przed widmem rozwodu, nawet on nie potrafił zachować zimnej krwi.
Chociaż ten rozwód dla Maleckiego znaczył tyle samo, co wolność,
to przecież dla nikogo nie był przyjemną procedurą. – Mam
trzydzieści dwa lata... – mruknął, patrząc na Macieja
wymęczonym do granic wzrokiem. – To chyba najlepsza pora, żeby
się ogarnąć. Sam mi ciągle powtarzałeś, żebym w końcu to
zrobił.
–
Więc już nie jestem ten zły? – prychnął, uśmiechając się z
wyższością. Ciemne spojrzenie Łukasza zatrzymało się na nim
odrobinę dłużej, niż powinno. Maciej poczuł, że robi mu się
pod nim gorąco, ale nie było to nieprzyjemne gorąco – wręcz
przeciwnie. Doskonale pamiętał, w jakich momentach Łukasz tak
patrzył.
–
Nigdy nie byłeś dla mnie „tym złym” – odpowiedział i
uśmiechnął się lekko, a w kącikach jego oczu powstały lekkie
zmarszczki.
–
Dobrze wiedzieć – mruknął Maciej, który na moment poczuł się
jak zawstydzony nastolatek. – Ale nie mogę powiedzieć tego samego
– dodał, w tamtej chwili ciesząc się, że dzielił ich kuchenny
blat.
–
Podejrzewam.
–
Mama również nie powie o tobie tego samego – rzucił jeszcze.
– To
również podejrzewam. – Łukasz uśmiechnął się krzywo pod
nosem, a gdy w pomieszczeniu rozbrzmiało charakterystyczne pyknięcie
czajnika, złapał za niego i zalał im herbatę, dosypując jeszcze
cukru do naparu dla Wyszyńskiego.
– Co
teraz zamierzasz zrobić? – zapytał Maciej, kiedy Łukasz podsunął
mu kubek.
–
Zostawię dom Darii i dzieciom, będę zasuwał, żeby wyrobić na
alimenty i... – Zmarszczył z zastanowieniem brwi, obchodząc wyspę
ze swoją herbatą w dłoni. Kiedy znalazł się bliżej Macieja, ten
od razu poczuł się mniej pewnie.
Uderzyło
go, jak duża różnica była pomiędzy Filipem a Łukaszem. Filip
był dla niego nieobliczalny, aczkolwiek przy tym wszystkim jakiś
taki... znany? Bezpieczny? Aż miał ochotę się zaśmiać, kiedy
zdał sobie sprawę, że imię Filip i słowo bezpieczny nawet
nie powinny przy sobie stać. W końcu, hej – jeszcze nie tak dawno
ten dzieciak go okradł! Ale mimo wszystko Filipa się nie bał. To,
że nie wiedział, co dzieciak wywinie, to już inna sprawa. Łukasza
faktycznie się obawiał, Malecki był dorosłym facetem w kwiecie
wieku, nie działał jak nabuzowany hormonami nastolatek... A Maciej
zdecydowanie lepiej radził sobie z nastolatkami.
– I
poużywasz sobie trochę gejowskiego życia? – zapytał Maciej,
patrząc mu z bliska w oczy. Usta Łukasza momentalnie wygięły się
w rozbawionym uśmiechu.
–
Uwielbiam twoją bezpośredniość – oznajmił, stawiając kubek na
blacie, tuż obok kubka Macieja.
– To
nie bezpośredniość, a raczej zwykłe stwierdzenie. – Wzruszył
ramionami, próbując utrzymać na twarzy maskę obojętności i
dalej udawać, że bliskość Łukasza wcale na niego nie wpłynęła.
Że wcale nie przyglądał się jego ciemnemu zarostowi, lekko
spierzchniętym ustom i małym bliznom na policzkach po młodzieńczym
trądziku.
–
Zawsze byłeś wyszczekany – powiedział z rozbawieniem.
– A
ty zawsze apatyczny – odparł, jeszcze próbując zachować jakieś
hamulce.
– Ale
miałeś ze mnie pożytek, jak zaczepiałeś gości starszych od
siebie – dodał i zaśmiał się. Maciej też nie mógł już ukryć
uśmiechu.
–
Zbierałeś za mnie łomot. – Pokręcił głową, przypominając
sobie te wszystkie razy, kiedy Łukasz oberwał za stawanie w jego
obronie. Maciej raczej nigdy nie był dobry w bójkach, Łukasz za to
radził sobie w nich całkiem nieźle.
– A
miałem inne wyjście, skoro ci się gęba nie zamykała? –
zapytał, przysuwając się do niego, na co w głowie Macieja
zapaliła się czerwona lampka. Serce zabiło mu mocno w piersi, ale
nic z tym nie zrobił. Stał tylko, czekając na rozwój sytuacji,
chociaż wszystko podpowiadało mu, żeby to przerwać. Był już w
końcu, cholera, dorosły. Nie miał już nastu lat, potrafił
zapanować nad emocjami. – Zawsze mi się to w tobie podobało, że
potrafiłeś walczyć o swoje – powiedział Łukasz cicho, patrząc
mu w oczy. – Obojętnie, czy chodziło o niesprawiedliwie
wystawioną ocenę, czy o swoje plany na życie. – Maciej przełknął
ślinę, patrząc jak usta Łukasza układają się, gdy mówił.
Momentalnie w jego głowie zapanowała pustka. – Zawsze byłeś
pewny siebie. Dalej jesteś – dodał Łukasz, a Maciej poczuł
dotyk szorstkich, wyraźnie męskich dłoni na swoim policzku. Nie
myślał już wiele, o ile w ogóle to, co działo się w jego
głowie, odkąd opuścił samochód, można było nazwać myśleniem.
Przysunął się do Łukasza i z nerwowo bijącym sercem w piersi tak
po prostu przyciągnął go do siebie za kark i pocałował.
Znajome,
choć o kilka lat starsze usta odpowiedziały na jego pieszczotę
niemal od razu. Łukasz objął go mocno w pasie, przyciskając do
swojej piersi, a Maciej poczuł się jak nastolatek. Zupełnie jak
wtedy, kiedy pocałowali się po raz pierwszy. Pamiętał tamtą
chwilę dokładnie. Siedzieli w jego pokoju, była już późna
jesień, na zewnątrz lało jak z cebra, a oni wrócili z dworu
przemoczeni do suchej nitki. Zaczęli się przebierać, poczuł, że
spojrzenie Łukasza zatrzymuje się na jego nagim ciele odrobinę
dłużej, niż powinno... a później wszystko potoczyło się samo.
Teraz
chyba też potoczyło się samo. Czuł dłonie Łukasza wędrujące
mu po plecach, jego ciężki oddech na swoich policzkach, smak
herbaty z cytryną na ustach i brzeg blatu kuchennego wbijający mu
się w lędźwie. Pocałunek z chwili na chwilę się pogłębiał,
stawał się coraz bardziej męski, zaborczy i ostry, zupełnie jakby
Łukasz chciał mu tym samym coś przekazać. I to sprawiło, że w
Macieju wezbrała niepewność, ale jednak nie przerwał pieszczoty.
Zacisnął dłoń na krótkich włoskach na karku Łukasza, kiedy
nagle ciszę w kuchni, zmąconą jedynie odgłosami pocałunku i ich
ciężkich posapywań, przerwał dźwięk telefonu. Komórka w
kieszeni Macieja zaczęła wibrować, wygrywając przy tym jedną ze
standardowych melodii I-phone’a. I to całkowicie go ocuciło.
Odepchnął od siebie Łukasza, oddychając przy tym ciężko.
Chrząknął i żeby zrobić coś z rękami, sięgnął po swój
smartfon. Kiedy zobaczył, kto do niego dzwonił (skąd, do cholery,
miał jego numer?), tylko uniósł w zdziwieniu brwi, ale nie
odebrał. Wyciszył aparat i z powrotem wcisnął go do kieszeni.
–
Muszę jechać – powiedział, próbując się jakoś zebrać do
kupy, żeby nie pokazać Łukaszowi, jak ten jeden pocałunek
wytrącił go z równowagi.
– Na
pewno? – zapytał Łukasz jeszcze, na co w Macieju coś zawrzało.
Nie miał jeszcze do końca pojęcia, czym było owo coś, ale
wiedział, że powoli zaczynała go ta sytuacja i postawa Łukasza
irytować.
Zrobił
z siebie idiotę, przyjeżdżając tutaj. Pokazał Łukaszowi, że
jeżeli chce, to Maciej do niego wróci w podskokach. A co najgorsze
– zdawał sobie z tego sprawę od samego początku, tylko nie
dopuszczał tych myśli do głosu.
– Na
pewno – odparł stanowczo i bez słowa już ruszył do wyjścia.
–
Maciej...! – zawołał jeszcze Łukasz.
–
Zajmij się rozwodem – rzucił i wyszedł.
Zabawne,
że gdyby nie jeden telefon, dzień mógłby skończyć się inaczej.
Westchnął ciężko, wsiadając do samochodu. Rzucił komórkę na
sąsiednie siedzenie, po czym odjechał, by kilka ulic dalej
zatrzymać pojazd przy wjeździe do lasu i tam znów sięgnąć po
aparat.
Uśmiechnął
się mimowolnie pod nosem, kiedy spojrzał na ostatnie nieodebrane
połączenie. Z początku może i dziwił się, skąd miał tutaj
Filipa, ale gdy zrozumiał, że przecież dzięki Facebookowi nikt
już nie był anonimowy, sprawa się rozwiązała.
Nie
myśląc wiele, oddzwonił. Kiedy w słuchawce rozbrzmiał znajomy,
jeszcze nie do końca męski głos, sam nie wiedział dlaczego, ale
poczuł ulgę. Miał wrażenie, że znów znalazł się na znajomym
terenie... albo przynajmniej na terenie, którego część już
zdążył eksplorować. Wiedział, w jaki sposób prowadzić gry z
Filipem, jak z nim rozmawiać i nawet jeśli dzieciak go wciąż
czymś zaskakiwał, to przynajmniej miał tę świadomość, że nic
go z nim nigdy nie łączyło. Łukasz pod tym względem był
bardziej niebezpieczny. Maciej po prostu tracił przy nim panowanie
nad sobą, dawne uczucia odżywały i... Wyszyński zapominał na
moment, kim był. W swoim mniemaniu tracił godność. Był dla
Łukasza niczym więcej jak tamponem emocjonalnym, pierwszą w miarę
bezpieczną osobą, do której Malecki mógłby się zwrócić po
rozwodzie.
– To
już chyba wyższy poziom stalkingu – rzucił Maciej do słuchawki
z rozbawieniem.
–
Żaden tam stalking, połączyłem Facebooka z telefonem i mi
wyskoczyłeś – stwierdził Filip, a Maciej niemal widział ten
jego zaczepny uśmieszek.
–
Więc stwierdziłeś, że będę świetnym rozmówcą? – zapytał
Wyszyński z rozbawieniem. Momentalnie wszystkie uczucia, jakie się
w nim dotąd kumulowały, tak po prostu go opuściły.
– Jak
zawsze, Maciuś – odparł Filip, a Maciej już nawet nie skrzywił
się na znienawidzone zdrobnienie. – Nie no, żartuję. Stęskniłem
się – dodał Filip prześmiewczo. Maciej momentalnie pożałował,
że nie rozmawiają twarzą w twarz. Wtedy byłoby znacznie
zabawniej... i może bardziej ekscytująco?
– To
akurat zrozumiałe, nie widzieliśmy się kilka godzin – zakpił,
opadając na oparcie fotela i wpatrując się w zasłonięty
wieczorną ciemnością las.
– Już
odliczam dni do naszego kolejnego spotkania, Romeo – odparował
zaraz.
–
Tylko się nie zabijaj jak Julia, bo słabo na tych swoich
samobójstwach wyszli – rzucił, uśmiechając się pod nosem. –
Chociaż widzę podobieństwa. U Szekspira przeszkodą były
zwaśnione rody, my mamy twojego Goryla – dopowiedział zaraz, nie
mogąc sobie odpuścić, żeby nie wspomnieć o Błażeju.
Filip
momentalnie się naburmuszył. Nawet Maciej musiał dzisiaj zaczynać
z Pacułą? Miał już po dziurki w nosie słuchania, jaki to Błażej
nie był straszny. Był, jasne, że był, ale Filip chciał po prostu
odpocząć. Głównie dlatego wybrał numer Macieja, pragnął z kimś
tak po prostu porozmawiać i poprowadzić konwersację, która nie
zaprowadziłaby go do niczego konkretnego.
–
Gdzie w ogóle jechałeś? – zmienił temat.
– Do
mamy – odparł zaraz Maciej, nie mając nawet zamiaru wspominać o
Łukaszu. Chociaż czuł do Filipa wdzięczność, bo gdyby nie jego
telefon, nie wiadomo, gdzie by teraz skończył. Istniało duże
prawdopodobieństwo, że w łóżku, po czym odezwałby się u niego
moralny kac. Jasne, pieprzył się z całą masą facetów i raczej
nigdy tego nie żałował, ale różnica między tymi facetami a
Łukaszem była dość znaczna – ich nigdy nie kochał. Zresztą,
lubił kreować się na kogoś, kto raczej nie żył uczuciami.
Twardo stąpał po ziemi, sam osiągnął finansowy sukces, nikt mu
nie zawracał tyłka i generalnie był ze sobą szczęśliwy. Łukasz
skutecznie mu przeszkadzał w całkowitym osiągnięciu tego celu.
–
Oho, kto by pomyślał – powiedział Filip kąśliwie. W
rzeczywistości jednak uśmiechnął się lekko pod nosem, wcale nie
złośliwie. Stwierdził nawet, że takie wyjazdy w weekendy do mamy
pasowały do Wyszyńskiego. Nikt przecież nie dałby rady cały czas
żyć w samotności (nie, sobotnie wypady do klubów i faceci na
jedną noc nie stanowili argumentu przeczącemu samotności Macieja),
a sam Maciej pasował mu na maminsynka. Niemal widział, jak ze
słodkim uśmiechem wchodzi do rodzinnego domu, a później przytula
się do mamy... Maciej z pewnością by go za tę projekcję zabił,
niech więc żyje w nieświadomości i dalej udaje gruboskórnego,
chłodnego Casanovę. – A wie, że jesteś gejem? – palnął w
pewnym momencie Filip, nawet się nad tym nie zastanawiając. Po
prostu jak tylko pojawiło się w jego głowie pytanie, zaraz je
wypowiedział.
Maciej
zmarszczył brwi. Nie był przygotowany na takie przesłuchiwanie, co
zresztą dał Filipowi odczuć swoim milczeniem. Bardziej nastawił
się na falę żarcików Filipa odnośnie do bycia synusiem mamusi,
czy czegoś w ten deseń.
– A
twoja wie? – odpowiedział po chwili.
– Wie
– odparł Filip od razu. – Więc twoja nie? – wyciągnął
szybko wnioski, za co Maciej zaczął go nienawidzić. Wilczyński
potrafił go rozpracować nawet przy rozmowie przez telefon.
–
Kończę – uciął Maciej od razu, nie rozłączając się jednak.
I to był jego błąd.
–
Wciąż liczy na wnuki?
Jeszcze
się zawahał. Nie wiedział dlaczego, ale oprócz zirytowania, czuł
również zdenerwowanie. Filip coraz pewniej przekraczał granice,
których Maciej wolałby nie naruszać; o mamie i jego coming oucie z
pewnością nie miał zamiaru mu mówić.
Bez
słowa zakończył rozmowę, odkładając telefon na siedzenie obok.
I momentalnie ogarnęła go nieprzyjemna pustka. Zbyt wiele się
dzisiaj wydarzyło; jedyne na co miał ochotę, to zawrócić do
swojego mieszkania, żeby się w nim zaszyć i nie mieć kontaktu ze
światem zewnętrznym. Skrzywił się, kiedy odpalił samochód i
zjechał na ulicę. Sama świadomość, że musi jakoś wytrwać do
niedzieli w towarzystwie zaniepokojonej mamy, zapłakanej Darii i
bardzo głośnych bękartów, skutecznie go deprymowała. Z całej
tej zgrai kundel wydaje się chyba najprzyjemniejszym kompanem,
pomyślał a jego usta samoistnie wykrzywiły się w lekki uśmiech.
Rano będę płakać, ale jak zobaczyłam rozdział, nie mogłam nie przeczytać. o(-(
OdpowiedzUsuńA się porobiło u chłopców. Łukaszek nie wydaje mi się być zły i mam w sobie taki odruch, że z chęcią przytuliłabym go do serduszka. Takie zagubione dziecko w ciele dorosłego. Brakowało mi w rozdziale Filipa, który jest moim oczywistym faworytem - bo jak w ogóle można nie kochać tego typu postaci? Ale znowu skupianie się tylko I wyłącznie na nim byłoby nudne, zwłaszcza, że tak ślicznie rozwijasz wszystkie wątki. ;3;
taki jeden rozdzialik to za mało na moją ciekawość, czuję niedosyt trawiący mnie od środka.
Mam nadzieję, że jednak rano udało Ci się wstać z łóżka. :D Fajnie, że Łukasz nie jest znowu taką złą postacią, mnie jest go okropnie żal, ale ja raczej nie pozostaję obiektywna.
UsuńDziękuję za komentarz. :)
Ja tam nikogo nie przytulam sam sobie piwa naważył:-)
OdpowiedzUsuńI jak tu nie kibicować Łukaszowi i Maciejowi po takim rozdziale? Czuję się wewnętrznie rozdarta w tym momencie. Lubię takie życiowe ofermy jak Łukasz, które boją się wszystkiego i dopiero po x czasu uświadamiają sobie różne rzeczy. Ale z drugiej strony zaczęłam się przekonywać do Filipa i ech...
OdpowiedzUsuńWłaśnie dlatego nie powinnam brać się za czytanie trwających opek. Czuję niedosyt, rozdarcie i nie mogę się doczekać następnego rozdziału :(
Pozdrawiam!
Cieszę się, że jednak ten niedosyt wzbudziłam. Ale to fakt, ja też nie przepadam za czytaniem trwających opowiadań, bo chciałoby się jeszcze i jeszcze. ;)
UsuńDziękuję za komentarz. :)
A to się porobiło:D Łukasz który wreszcie się przyznaje. Jednak to odczucie pozostaje że to już "za pozno" dla nich.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział :D
Oczywiście jak zawsze :)
Trochę się obawiałam tego rozdziału, ale cieszę się, że nie jest źle odebrany. :)
Usuń