Przypominam o możliwości zakupu Akademika. :) A tych, którzy przeczytali, bardzo proszę o gwiazdki i nawet bardzo krótkie komentarze. ;)
Sprawdzała Ekucbbw.
Nokaut. No i po ptokach
Chłodny
wiatr owiał jego policzki, a on dopiero zaczął sobie uzmysławiać,
co takiego właśnie robił. Nie miał pojęcia, dlaczego tu stał,
narażając się swoją twarzą dla jakiegoś dzieciaka, którego
przecież nawet dobrze nie znał. I co najważniejsze: dla dzieciaka,
który go okradł.
Zdecydowanie
zbyt wiele dzisiaj wypił. Zastanowił się jeszcze, czy ma jakąś
szansę na wybrnięcie z tego. Kiedy jednak goryl odwrócił się do
niego przodem, wiedział już, że nie. Momentalnie przed oczami
stanęły mu te wszystkie razy, gdy jako nastolatek wszczynał bójki,
a Łukasz zawsze stawał w jego obronie. Nigdy nie umiał się bić,
umiał za to dobrze kłapać dziobem, za co nie raz chciano mu
przyłożyć. Łukasz był o wiele spokojniejszy, wolał milczeć,
niż powiedzieć coś głupiego. Potrafił też na szczęście dobrze
walnąć, bo od dwunastego roku życia trenował boks. Niezbyt za tym
przepadał, jednak zawsze ratował tyłek Macieja. Wyszyński czuł
się przy nim bezpiecznie. Na tyle bezpiecznie, by zaczepiać dużo
większych i groźniej wyglądających osobników niż on sam.
Niestety,
teraz Maciej nie miał siedemnastu lat, a obok niego nie stał
Łukasz, gotowy go zawsze obronić. Był sam w jakimś zaułku
z ogromnym mięśniakiem i wątpliwym
sojusznikiem w postaci Filipa. To z pewnością dobrze nie rokowało.
–
A ty tu czego, hę? – odezwał się Goryl, ledwo co stojąc na
nogach. Może jest jakaś szansa, przebiegło przez maciejowe myśli,
uspokajając go odrobinę.
–
Niczego. Przechodziłem – odpowiedział niezwykle spokojnym tonem,
zupełnie jakby chwilę temu nie prowadził w swojej głowie
zaciekłej batalii, bilansu strat i analizy szans na ujście z życiem
albo przynajmniej z nienaruszoną twarzą.
Gdzieś
tam zza Goryla dostrzegł zaskoczoną minę Filipa
popatrującego na niego ze
zdezorientowaniem. Tak, ja też nie wiem, co robię, odpowiedział mu
w myślach Maciej, chowając papierosy do kieszeni, kiedy Błażej
zrobił krok w jego stronę.
–
Problem masz? – wybełkotał. Z pewnością sporo wypił, znacznie
więcej niż trzymający się prosto na nogach, niesepleniący i w
tym momencie w miarę logicznie myślący Maciej.
–
Nie, myślę, że nie mam żadnego problemu – odpowiedział z
uniesioną brwią. – Ale spróbuj go jeszcze raz uderzyć, to
wylądujesz na ziemi – brzmiał naprawdę pewnie i jakoś tak
lekko, a posyłane mu co rusz od Filipa niedowierzające spojrzenia
tylko dodatkowo napędzały jego nowo odkrytą,
heroiczną postawę. Jakoś nigdy wcześniej nie miał ochoty na
ratowanie słodkich, trochę może za bardzo irytujących
gejków z opresji. Tym razem jednak mógł się pobawić w bohatera,
skoro Goryl już teraz chwiał się to w jedną, to w drugą stronę,
nie potrafiąc znaleźć punktu przyczepności do podłoża.
–
Bo co,
kurwa?! – fuknął Błażej, podchodząc bardzo blisko Macieja,
który momentalnie wyczuł od niego ostry zapach alkoholu
pomieszany z duszącym smrodem potu i
papierosów. – Grozisz mi? A wpierdol to chcesz? Mordę
ci obić, pedale jebany? – Pchnął go
lekko w pierś, ale Maciej jeszcze nie zareagował. Kątem oka
widział przyglądającego im się w milczeniu Filipa. Nic nie robił,
nic nie mówił, tylko stał i obserwował.
–
Sam jesteś pedałem i wyzywasz innych od pedałów? – zapytał
Maciej, utrzymując swój stoicki spokój w głosie. Właściwie to
nawet dobrze się bawił, temu nie mógł zaprzeczyć.
–
Zamknij ryj! – krzyknął i zamachnął się. Zrobił to jednak tak
gwałtownie, że zachwiał się przy tym, więc Maciej nie miał
żadnych problemów, aby się uchylić. Sam szybko ścisnął dłoń
w pięść i posłał ją celnie w brzuch Błażeja. Drugi cios,
znacznie mocniejszy, dosięgnął już twarzy Pacuły, który w ogóle
się tego nie spodziewał. Jego głowa odskoczyła, a ciało jeszcze
zafalowało, jakby w poszukiwaniu równowagi. Niestety, nie odnalazło
jej. Runęło na ziemię niczym ogromny wór ziemniaków i już się
nie podniosło.
Maciej
z zadowoleniem spojrzał na Goryla, który musiał stracić
przytomność. To było całkiem proste, pomyślał i wyprostował
się, dobrze wiedząc, że teraz wyszedł na kogoś, kto nie tylko
wiedział,
jak używać języka, ale potrafił też się obronić. Idealnie.
Przeniósł
wzrok na Filipa w poszukiwaniu uznania. W końcu hej, był wybawcą
dzieciaka! Oczekiwał salwy oklasków albo przynajmniej – w drodze
wyjątku – kilku rzewnych słów podziękowania.
–
No i co żeś, kurwa, zrobił? – Spodziewał się wszystkiego, ale
z pewnością nie czegoś takiego. Zmarszczył brwi zdezorientowany.
–
Co? Uratowałem twoje zęby – powiedział, nie rozumiejąc reakcji
Filipa. Gdzie zachwyt? Gdzie jego wyczekiwane „dziękuję”?
–
Dupa, a nie zęby! – syknął Filip i nerwowo przeczesał dłonią
włosy, patrząc na nieprzytomnego Błażeja. – I jak ja go, kurwa
mać, przetransportuję teraz do domu?! – warknął, podchodząc do
ciała partnera i nachylając się nad nim. Maciej patrzył na
Wilczyńskiego,
niczego nie rozumiejąc.
–
Przecież on cię pobił – mruknął, zerkając to na Błażeja, to
na Filipa oniemiały. – Mógłby cię znokautować jednym
uderzeniem.
–
Poradziłbym sobie – odparł Filip z niezachwianą pewnością.
Oczy Macieja zwęziły się, zdezorientowanie zaczęła zastępować
złość.
–
Och, doprawdy? On jest trzy razy większy od ciebie. Co byś zrobił,
skoczył mu na kark i zaczął łaskotać? – Przewrócił oczami.
Naprawdę liczył na wdzięczność ze strony Filipa, a w zamian
słyszał same pretensje.
–
Chociażby to – warknął Filip przez zaciśnięte zęby i poklepał
Błażeja po policzku, jednak z marnym skutkiem. Goryl jak spał, tak
spał. – Wyciągaj telefon i dzwoń po taksówkę – rzucił tonem
nieznoszącym sprzeciwu. – Pomożesz mi go do niej wsadzić, skoro
zawiniłeś.
Maciej
bezwiednie otworzył usta, przez moment nie wiedząc,
co powiedzieć. Jakie „zawiniłeś”,
do cholery?! Uratował go! Pięknie znokautował przeciwnika, a
teraz...!
Bez
słowa wyciągnął komórkę, wykręcił numer na taksówkę i
zamówił im taryfę. W tym momencie ich współpraca powinna się
zakończyć. Sam nie wiedział,
dlaczego nie zignorował Filipa i zachowując swoją dumę, nie
odwrócił się i nie zostawił go samego z nieprzytomnym Błażejem.
–
I ty jesteś z kimś takim? – zapytał w zamian, chowając telefon
do kieszeni. – Naprawdę coś z tobą jest poważnie nie tak. –
Uśmiechnął się krzywo pod nosem, kiedy Filip spojrzał na niego z
dołu.
–
W takim razie musisz czuć miętę do chłopców, z którymi jest poważnie nie tak
– zakpił z niego.
–
A skąd niby wiesz, że czuję do
ciebie miętę? – zapytał,
utrzymując ich rozmowę w tonie, jakiej nadał jej Wilku.
Filip
powoli podniósł się z kucek, patrząc na Macieja już nie z
irytacją, a z rozbawieniem. Podszedł do niego bliżej. O wiele za
blisko. I spoglądając na niego z dołu, powiedział:
–
Bo inaczej nie ratowałbyś damy z opresji.
Wyszyński
miał ochotę się zaśmiać. Nic takiego jednak nie zrobił,
podtrzymał kontakt wzrokowy, nie myśląc już o absurdalności tej
sytuacji, bo wtedy pewnie by nie wytrzymał i parsknął śmiechem
prosto w twarz Filipa. Stali w tej mało romantycznej scenerii, z
ogromnym, nieprzytomnym dresem zalegającym na ziemi. Ten flirt z
pewnością był najdziwniejszym flirtem w całej maciejowej
karierze.
–
Coś mi się wydaje, że z damą to ty masz niewiele wspólnego –
odparł spokojnie. Wystarczyłoby tylko, że
by się pochylił i już mógłby go
pocałować. Nic takiego jednak nie zrobił. – Bliżej ci do
wkurzającego dzieciaka z przerośniętym ego.
Ten
komentarz rozbawił Filipa. Zaśmiał się, a Maciej, mając twarz
Wilczyńskiego tak blisko swojej, mógł uważnie obserwować, jak
Filip mrużył oczy, jak jego wydatne usta rozciągały się w
uśmiechu, a nos zabawnie marszczył.
–
No to jest nas dwóch z tym przerośniętym ego – powiedział,
dźgając pierś Wyszyńskiego palcem wskazującym. – Teraz tylko
trzeba się zastanowić, które ego jest większe – dodał,
zagryzając dolną wargę, przez co jego wypowiedź nabrała na
dwuznaczności. Maciej poczuł, jak robi mu się gorąco. Jak znajome
dreszcze zaczynają wspinać się po jego udach, by skumulować się
w bardzo strategicznym punkcie. Nim jednak zdążył cokolwiek
zrobić, do zaułku wleciała łuna światła. Obaj spojrzeli w bok,
na samochód parkujący przy chodniku. Filip westchnął ciężko i,
co nie umknęło uwadze Macieja, niechętnie się od niego odsunął.
– Okej, to teraz pomóż mi ze zwłokami – burknął, a Wyszyński
uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na Błażeja, który jak
padł na ziemię, tak leżał, nawet się nie poruszywszy. Faktycznie
przypominał zwłoki.
–
Twój chłopak nie byłby zadowolony, gdyby usłyszał, że tak o nim
mówisz – powiedział Maciej i pochylił się nad Gorylem. Już
wiedział, że przetransportowanie go do taksówki nie będzie
prostym zadaniem.
Filip
uśmiechnął się tylko, nie odpowiadając. Maciej spojrzał na
Wilczyńskiego, a gdzieś z tyłu jego głowy zrodziło się pytanie:
co naprawdę łączyło Filipa i Błażeja? Raczej nie prezentowali
się jak standardowa para, Wilku mówił o Pacule tak, jakby mówił
o przedmiocie. Jasne, Maciej zdawał sobie sprawę, że każdy
związek działał na innych zasadach. Jedni robili pod siebie
kwiatkami, inni zachowywali stosowny dystans. Ale ta dwójka... z
pewnością była bardzo, bardzo dziwna i trudna do umieszczenia w
jakichkolwiek ramach.
A
Maciej nagle zapragnął dowiedzieć się o nich znacznie więcej.
***
Wrócił
do mieszkania zmęczony jak jeszcze nigdy. Ściągnął buty i nawet
nie patrząc na psa, który podniósł swoje chude cielsko z
plątaniny koców służących
mu za legowisko, przetransportował się do sypialni. Zdołał tylko
rozpiąć pasek u spodni, nim opadł na łóżko. Sam nie był
pewien, co spowodowało jego nagły spadek energii; rzadko kiedy
zdarzało mu się wracać w tym stanie do domu. Czy był to
wyczerpujący tydzień w pracy? Alkohol, którego dzisiejszego
wieczora sobie nie pożałował? A może Wilku i ten jego Goryl? Albo
wszystko naraz?
Odetchnął,
zamykając oczy. Już prawie zasypiał
tak, jak się położył, w pełnym
ubraniu, nie przykrywając się kołdrą i nie przejmując się
ściągnięciem z siebie chociażby spodni, gdy nagle poczuł coś
zimnego sunącego po jego dłoni. Aż się wzdrygnął i podskoczył,
nieprzygotowany na atak. Spojrzał z przerażeniem w lśniące,
ciemne oczy, odbijające żółte światło przydrożnych latarni,
jakie wpadało do zaciemnionego pomieszczenia i w jednym momencie
przeklął wszystkie kundle wpadające pod koła samochodów
na świecie.
–
Spieprzaj – warknął, odpychając zwierzę. Chciał się
przewrócić na bok i zasnąć, nie miał siły, żeby wyrzucić psa
z pokoju. Co więcej – nie miał siły nawet na to, żeby żałować
wcześniej niezamkniętych drzwi. Gdyby tylko o nich pomyślał, nie
miałby mokrego, cuchnącego nosa na głowie...
Kiedy
już miał nadzieję, że pies sobie odpuści i zostawi go w błogim
spokoju, ewentualnie położy się pod łóżkiem, nie przeszkadzając
mu w zaśnięciu (był tak wykończony, że zniósłby jego smród),
poczuł, jak materac się ugina.
–
Cholera jasna! – wykrzyknął, kiedy oślizgły język otoczył
jego ucho. Momentalnie odwrócił się do zwierzęcia przodem, będąc
gotów złapać za jego marną sierść i wyrzucić go za okno, kiedy
pies tak po prostu położył się przy nim. Ułożył łeb na jego
piersi, a chudy ogon, jedyna z części ciała kundla, jaka
pozostawała ciągle w ruchu, zamerdał radośnie. Przez moment
Maciej nie miał pojęcia,
co zrobić. Zwierzę zamknęło oczy, a on mógł tylko wpatrywać
się w spokojny wyraz pyska i zastanawiać się, jak to możliwe, że
ten pies tak mu zaufał. Kiedy to się niby stało? Przecież prawie
go zabił.
Miał
wrażenie, jakby przestał panować nad swoim ciałem. Jego dłoń
uniosła się, a on obserwował, jak opada na grzbiet tej żałosnej
pokraki. Jak palce zaczynają mierzwić lichą sierść. Wsłuchiwał
się w równomierny psi oddech i czuł bijące od niego ciepło. Z
sekundy na sekundę sam zaczął się coraz bardziej wyciszać. Była
tylko ciemność i szybko uderzające serce w klatce piersiowej
zwierzęcia. Jego rytm był całkowicie inny od ludzkiego, a mimo to
potrafił go uspokoić. Posiadanie przy sobie czegoś żywego i
ufającego było całkiem przyjemne, przemknęło mu przez myśli,
kiedy powoli zasypiał. Nim to jednak zrobił, stwierdził jeszcze,
że musi kundla wykąpać, bo inaczej ten smród go zabije.
***
Odwiesił
smycz i spojrzał na kundla otrzepującego swoją sierść z wody.
Następnym razem będzie musiał zanotować sobie, że zabieranie
psów na spacer w deszcz nie było dobrym rozwiązaniem. I tu już
nawet nie chodziło o wilgotne ubranie, bo letnie mżawki bywały
przyjemne. Gorzej sprawa miała się z zapachem psa, który teraz
wszędzie dookoła roztaczał nieprzyjemny, duszący smród czegoś
stęchłego pomieszanego z kurzem.
Maciej
nie myśląc wiele, wepchnął zwierzę do łazienki i zamknął
zaraz drzwi, po czym zabrał się za otwieranie wszystkich okien,
jakie miał w mieszkaniu. Po chwili mógł odetchnąć przyjemnym,
zwilżonym przez deszcz powietrzem. Znacznie lepiej, pomyślał,
udając, że wcale nie słyszy żałosnych, psich skomleń
dochodzących z toalety.
Usiadł
na łóżku i zaraz sięgnął po stojącą obok butelkę wody. To,
że miał kaca, to zbyt wiele powiedziane. Czuł się w miarę
dobrze, gdyby nie liczyć nieprzyjemnego osłabienia i ogromnej
niechęci do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Najchętniej położył
by się i do wieczora zalegał w pościeli, jednak doskonale
wiedział, że takie mrzonki pozostaną jedynie w jego sferze marzeń.
Miał kilka rzeczy do dokończenia na jutro, musiał przejrzeć
projekt, jaki dostarczył mu jeden z grafików i go zaakceptować, a
następnie przesłać dalej. Pozaznaczać ewentualne błędy i dodać
swoje sugestie. Z doświadczenia już wiedział, że praca, która
wydawała się krótka, szybka, a nawet w miarę przyjemna, wcale
taka nie była.
Jak
ten kocioł się skończy, już obiecał sobie, że weźmie wolne. I
może jeszcze namówi Jakuba na wakacje za granicą, najlepiej w
jakimś gejowskim przylądku, żeby mógł się wyłożyć na plaży
i obserwować zgrabne tyłki opalonych, trochę pijanych twinków. Aż
uśmiechnął się pod nosem na samą myśl, kiedy sięgał po
swojego McBooka.
Jego
myśli zostały w jednej chwili brutalnie przerwane przez domyślny
dźwięk dzwonka telefonów Apple. Spojrzał z niechęcią na swoją
komórkę, brzęczącą i poruszającą się w takt wibracji na
stoliku nocnym, aż wreszcie wyciągnął po nią rękę. Krótkie
spojrzenie na ekran wystarczyło, żeby dowiedział się, kto
próbował się z nim skontaktować.
–
Halo? – rzucił, siląc się na w miarę przyjemny ton. Nie był
jednak pewny, jaki osiągnął efekt końcowy; głos miał
przeraźliwie zachrypnięty i zmęczony, jednak chyba nie wyszło
źle, sądząc po entuzjazmie mamy.
–
Cześć, skarbie – powiedziała mu wesoło. – Co u ciebie? Mało
ostatnio do mnie dzwoniłeś – skarciła go, a on mimowolnie się
uśmiechnął i opadając plecami na dużą poduszkę, włączył
przeglądarkę i zaczął bez konkretnego celu przeglądać strony,
na których miał konto. Mail, Fellow, Queer (dawno tu nie zaglądał,
nie przepadał za tą stroną, bo zwyczajnie niewiele się tu
działo), a na końcu Facebook.
Czasem
wciąż traktowała go jak dziecko. Podejrzewał, że dla niej nigdy
nie dorósł i że wciąż był tym samym nastoletnim chłopcem,
wpadającym co chwilę w jakieś tarapaty. Zapominała o
najważniejszym fakcie – jej syn miał już ponad trzydzieści lat,
swoje mieszkanie i naprawdę godną pensję. A mimo to wciąż
potrafiła do niego zadzwonić, żeby zapytać,
czy ma co zjeść na obiad i czy
przypadkiem nie chce wpaść do niej na weekend (przecież ostatnio
tak strasznie schudł!). Ale Maciej nie narzekał, zawsze lepszy
kontakt miał z mamą niż
z ojcem. Może właśnie dlatego śmierć taty przyjął z ulgą, a
gdy myślał, że teraz powoli zbliża się kolej jego matki, czuł
paraliżujący strach i coś zimnego zaciskającego się na jego
gardle.
–
Miałem kocioł w pracy – odpowiedział, zaczynając przeglądać
powiadomienia facebookowe. – Nie wiedziałem,
w co ręce włożyć – wyjaśnił krótko, przesuwając szybko
wzrokiem po wiadomościach, jakie dostał od wczorajszego wieczora,
nim wyszedł na imprezę z Jakubem. Odezwało się kilku mężczyzn,
z którymi Maciej już kiedyś spał, proponujących mu powtórkę.
Połowie z nich nawet nie zamierzał odpisywać, skoro ich zbytnio
nie zapamiętał, oznaczało to tylko, że seks nie był zbyt ciekawy
i godny wspominania.
–
Och, ja ci mówiłam, kochanie, przepracujesz się kiedyś. – Nawet
kiedy usiłowała go zganić, jej głos był spokojny i przyjemny,
sugerujący jedynie, że naprawdę się o niego martwiła. A zapewne
najbardziej ją martwił fakt, że jej synem nie miał kto się
zająć. Nie miał żadnej kobiety, która mogłaby mu ugotować
obiad, posprzątać, czy odciągnąć od pracy.
I
na nic zdawały się maciejowe tłumaczenia, że tak mu dobrze, że
daje sobie ze wszystkim radę i że nie potrzebuje nikogo. Kobieta i
dziecko dla pani Wyszyńskiej musi być, bo inaczej nie ma mowy o
szczęściu. Szczęście według jego mamy ograniczało się do
ślubnego kobierca, pieluch i domu z ogrodem.
–
Dam radę – powiedział. – Lubię swoją pracę. – Ile razy już
jej to powtarzał? Chyba nie potrafiłby zliczyć.
Przesunął
kursor na ikonkę zaproszeń do znajomych. Dostał trzy. Rozwinął
listę, żeby spojrzeć, jaki tym razem turek zainteresował się nim
i prosił o uwagę. Swoją drogą, to zabawne, ile zaproszeń
dostawał od ciemnoskórych, muzułmanie też się zdarzali. Nigdy z
nimi oczywiście nie pisał, nie bawiła go trudna do rozczytania
rozmowa z translatora, bo zazwyczaj jego rozmówcy ni w ząb nie
znali angielskiego.
Filip
Wilczyński.
Zapatrzył
się na miniaturkę zdjęcia profilowego, czując, jak mu serce
podchodzi do gardła, a on nie ma pojęcia, co się właśnie z nim
dzieje. Przecież to tylko durne zaproszenie. Na Fellow dzieciak też
go zaprosił, dlaczego więc...?
Mimowolnie
uśmiechnął się, nie orientując się nawet, że mama zaczęła
prowadzić monolog (i pewnie nawet jej to nie przeszkadzało), a on
nie potrafiłby powtórzyć ani jednego słowa, które wypowiedziała.
Ale to nie miało znaczenia, ten szczyl go zaprosił. Maciej
momentalnie uśmiechnął się głupio do siebie, kiedy bezkarnie
przeglądał profil dzieciaka. Na zdjęciach wyszedł znacznie gorzej
niż wyglądał w
rzeczywistości, przypominał trochę swojego bezmyślnego Goryla.
Oczywiście o wiele chudszego i bardziej cherlawego, ale gdyby Maciej
miał zainteresować się Filipem tylko po przejrzeniu jego
Facebooka, z pewnością zaraz zamknąłby kartę. Albo Wilku nie był
w ogóle fotogeniczny, albo miał naprawdę złego fotografa,
pomyślał i zamruczał do słuchawki „tak, oczywiście”, żeby
stworzyć pozory uczestniczenia w rozmowie. Nieodzywanie się bądź
ewentualne pomrukiwanie co kilka minut „mhm” było ewidentnym
plusem konwersacji ze starszymi osobami. Obie strony wychodziły z
tego układu zwycięsko – mama Macieja cieszyła się, że może
synowi ponarzekać na swoje koleżanki, a Maciej nie miał wyrzutów
sumienia odnośnie do
nieutrzymywania z rodzicielką kontaktu. Sam fakt, że raczej mało
co go obchodziły wczasy Mileny na Teneryfie, był już sprawą
drugorzędną. Mama o tym wiedzieć nie musiała.
–
A ciągle mi mówi, że ja to mam dobrze, bo mam pieniądze,
wyobrażasz to sobie? Ciągle mi zazdrości, a sama po świecie się
rozbija...!
–
Co za kobieta – skomentował Maciej, przeglądając znajomych
Filipa. Dobrze było tak zamienić role, teraz to on mógł wcielić
się w stalkera Wilczyńskiego. Nawet jeśli Facebook zbyt wiele nie
zdradzał, świadomość, że miał dostęp do jego zdjęć i postów,
trochę rekompensował braki w informacjach.
Szybko
też odnalazł tego, kogo chciał – Błażeja Pacułę, bo tak
Goryl miał na nazwisko, a Maciej musiał przyznać, że niesamowicie
do niego pasowało. Inteligencją raczej nie grzeszył, mocną głową
do używek także. Za każdym razem, kiedy Wyszyński przypominał
sobie ogromne cielsko lecące z zadziwiającą prędkością na
ziemię, nie mógł się nie uśmiechnąć. Gdyby powiedział
Jakubowi, że udało mu się znokautować taką bestię, z pewnością
by nie uwierzył. Inna sprawa, że ta bestia ledwo co stała na
nogach, do powalenia jej nie potrzeba było wiele.
–
…dlatego bym chciała, żebyś przyszedł. Przyjdziesz? –
Zmarszczył brwi, włączając się do rozmowy. Nie miał jednak
pojęcia, o czym właśnie mówiła jego mama i gdzie miał przyjść,
bo jej wcześniejsze słowa zbiły się w jego głowie w trudną do
zrozumienia papkę.
–
Gdzie? – zapytał po chwili, woląc zdradzić się swoim
niesłuchaniem, niż zgodzić się na coś, czego później będzie
żałować. W końcu opcji mogło być wiele, a jego mama, która za
wszelką cenę chciała go z kimś wyswatać, bardzo często
usiłowała umówić go na jakieś durne randki w ciemno. Jeżeli nie
chciał wylądować na jednej z nich, musiał mieć pełną
świadomość,
na co właśnie wyrażał swoją zgodę.
–
Maciej! – syknęła, a on niemal widział, jak marszczyła swoje
wyrysowane ciemną kredką brwi w geście dezaprobaty. Jako dziecko
często wykorzystywał jej nieumiejętność do denerwowania się i
przyznawania kar. Nie lubiła na niego krzyczeć, zawsze gdy była
zła, marszczyła jedynie brwi, pogadała chwilę coś pod nosem,
żeby za chwilę całkowicie zmienić temat. – Mówiłam, że Daria
na dniach będzie rodzić!
I
co z tego?, chciał zapytać, ale jedyne,
co zrobił,
to cisnął szczękę, a jego mięśnie mimiczne wyraźnie się
napięły. Nienawidził momentów, kiedy mama zwracała ich rozmowę
ku Darii i Łukaszowi. Nie mógł mieć jednak tego za złe, Daria
była jej córką, a jego
siostrą, kochała ich oboje po równo.
–
No i co z tego? Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, znając ich
płodność i niechęć do antykoncepcji – zadrwił, nie mogąc się
powstrzymać. Przełknął ślinę, czując nieprzyjemny uścisk w
gardle. Miał wrażenie, jakby jakaś dłoń złapała go za szyję,
utrudniając mu oddychanie. Nienawidził siebie za te reakcje,
niezmienne od siedmiu lat. Za każdym, kiedy tylko pomyślał o
Łukaszu, o jego dzieciach i własnej siostrze, czuł się podle.
Nienawidził ich wszystkich, sam nie wiedział,
kogo bardziej: Łukasza, tego zakłamanego skurwiela; Darię, która
właściwie niewiele zawiniła, czy te najmniej winne dzieciaki,
które – jego zdaniem – nigdy nie powinny się urodzić.
–
Maciej, proszę cię
– sapnęła mama. Pewnie spodziewała się takiej reakcji po swoim
synu, ale z drugiej strony wciąż miała nadzieję, że relacje
Macieja i Darii kiedyś znów będą tak dobre
jak wtedy, gdy byli dzieciakami i
wszędzie chodzili razem. Nie rozumiała, dlaczego nagle wszystko się
zmieniło i skąd brała się ta niechęć. – Chciałabym, żebyś
przyjechał,
jak jeszcze będzie w szpitalu. Jesteś jej bratem, powinieneś...
–
Nic nie powinienem – uciął, prawie że zgrzytając zębami.
–
To zrób to dla mnie. – Maciej zamarł. Nienawidził takiego
szantażu emocjonalnego, a jego mama doskonale wiedziała, jak go
użyć. Daria była mu obojętna, więc to jasne, że nie czuł
wyrzutów sumienia, inaczej sprawa miała się z jego matką. –
Przyjedź. Tylko raz, do szpitala. Daria tęskni za tobą, mówiła
mi, że jej przykro, że tak wasze relacje się zmieniły. Proszę,
Maciej...
Sapnął
ciężko, przymykając oczy. Z drugiego końca mieszkania co chwilę
dobiegało go ni to piszczenie, ni to mruczenie, pomieszane z
odgłosem pazurów drapiących w drewniane drzwi.
–
Zobaczę – uciął, ale podświadomie czuł, że mama wygrała.
***
Piszczący
dźwięk gwałtownie wdarł się do jego podświadomości,
barbarzyńsko wybudzając go z niespokojnego, ale mimo wszystko
mocnego, poalkoholowego snu. Filip sapnął ciężko, przekręcając
się na brzuch i usiłując zignorować nie tylko dzwonek telefonu,
ale także nieprzyjemną suchość w ustach. Był zbyt zmęczony,
żeby chociażby podnieść głowę znad poduszki. Całe szczęście,
że po chwili w pokoju znów zrobiło się przyjemnie cicho. Zza
drzwi dobiegały go tylko odgłosy jakiejś rozgrywanej wojny, ale do
tego już dawno zdążył się przyzwyczaić. W końcu w jego domu
ciągle toczyły się bitwy między piratami i szlachcicami, bo ci
pierwsi porywali im piękne księżniczki i za nic, nawet za wysoką
cenę okupu, nie chcieli oddać. Umiejętność przystosowania się
do życia w tym mieszkaniu była więc konieczna, bo gdyby tego nie
zrobił, już pewnie zdychałby pod ścianą wykończony brakiem snu.
A trzeba nadmienić, że Tomek z Gabrysią potrafili wydawać z
siebie imponująco rozległą gamę dziwnych, nieludzkich dźwięków.
Znów
zaczął zasypiać. Balansował na tej przyjemnej granicy ze snem,
kiedy to nic nie jest na tyle ważne, żeby chociaż zmienić
pozycję, o otwarciu oczu już
nie wspominając. Umysł miał przyjemnie lekki, zapomniał nawet o
swoim wysuszonym gardle. Nie przejmował się, że kiedy już uda mu
się zasnąć, przed oczami pewnie zaczną mu tańczyć butelki wody.
Odetchnął ciężko, wtulając policzek w poduszkę. Krzyki zza
ściany stały się jakby bardziej odległe, niedotyczące go,
jeszcze przez myśli przewinęło mu się, że mógłby tak leżeć
całe wieki, gdy nagle jego słodki stan otępienia po raz kolejny
został przerwany przez brutalny dzwonek.
–
Nosz kurwa mać! – sapnął, mając przez moment ochotę złapać
za telefon i wyrzucić go przez okno. Kiedy jednak za niego złapał,
coś podpowiedziało mu, że pozbycie się całkiem nowego smartfona
wcale nie jest dobrym pomysłem. Mógłby tego pożałować. W zamian
więc zerknął na ekran telefonu. – Ja pierdolę – przeklął po
raz kolejny, ale zamiast odrzucić połączenie, co miał ogromną
ochotę zrobić, odebrał. – Czego chcesz? – warknął do
słuchawki.
–
Co się wczoraj stało? – Ochrypły głos Pacuły podpowiedział
mu, że mężczyzna mógł się właśnie męczyć z przeogromnym
kacem. Ale nic dziwnego, gdyby Filip wypił – i zażył – tyle,
co on, dzisiaj prawdopodobnie nawet nie potrafiłby usiąść, o
wyciągnięciu komórki, a następnie wykonaniu telefonu już nie
wspominając.
–
Skompromitowałeś się na całego – odparł zaraz i uśmiechnął
się złośliwie pod nosem, żałując, że nie może teraz spojrzeć
Błażejowi w oczy. Nie mógł się nie zaśmiać, gdy przypomniał
sobie wczorajszy nokaut Macieja na Pacule.
–
Co? – Nic nie pamiętał, a Filip parsknął, wybitnie z tego faktu
zadowolony.
–
No to,
co mówię. Naćpałeś się, później taki jeden ci przypieprzył i
wylądowałeś na ziemi – wyjaśnił mu z ogromną przyjemnością.
– Leciałeś jak długi – dodał, nie mogąc się powstrzymać.
Kiedy jednak kolejne słowa kpiny cisnęły mu się na język, musiał
się w niego ugryźć, żeby nie powiedzieć zbyt wiele.
W
słuchawce nastała chwila ciszy, jakby Błażej musiał mieć kilka
sekund, żeby przetrawić i przyswoić informacje. Dopiero później
rozległo się pełne irytacji: „ja pierdolę”.
–
I co, stałeś i patrzyłeś?
–
Przytachałem ci dupę do domu, trochę wdzięczności – prychnął
Filip. Wczoraj, gdy już dojechał pod kamienicę, w której mieszkał
Błażej, Pacuła (całe szczęście) zaczął się przebudzać.
Dotarganie go więc do łóżka wcale takie trudne nie było, ale o
tym Wilku nie miał zamiaru wspominać.
–
A kim był ten pedał, z którym gadałeś w klubie? – zapytał
Błażej, najwidoczniej nie mając zamiaru wyrażać mu swojej wdzięczności,
której oczekiwał Filip.
–
Maciej, taki tam znajomy – odparł mało wylewnie, nie mając
zamiaru zdradzać większych szczegółów. Niezbyt dobrze by to się
dla niego skończyło, gdyby Błażej dowiedział się, że Maciej
ostatnio dość często zaprzątał nie tylko jego myśli, ale także
historię w przeglądarce. W końcu co rusz sprawdzał jego konta na
portalach społecznościowych, ciekawy, czy coś się na nich
zmieniło. A zmieniało się często – Wyszyński był zabawnym
pedałem. Bo niby za bardzo szanował się, żeby korzystać z
rozrywki dla nastolatków, na dodatek kształtował się na człowieka
inteligentnego, ceniącego dobre kino i muzykę klasyczną (w końcu
takie opisy zamieszczał na Fellow). Ale jednak, paradoksalnie, jego
Facebook pękał w szwach od wrzucanych co chwilę samojebek w
lustrze. Zresztą – nie tylko Facebook. Maciej jako post-ciota
stroniąca od portali dla gówniarzerii, miał Instagrama, no bo
jakżeby inaczej. Nie tak rozwiniętego jak Fellow, ale jednak kilka
zdjęć – w tym oczywiście zdjęć swojego jedzenia – zamieścił.
A
mimo to Filip cholernie go lubił. Po ostatniej rozmowie w Heaven i
po spotkaniu w zaułku lubił go jeszcze bardziej. Bo Maciej był tak
zabawny, tak trudny do
rozgryzienia, że po prostu stanowił idealny obiekt obserwacji. I z
każdą chwilą ciekawił Filipa coraz bardziej.
–
I skąd go niby znasz? – warknął Błażej, a tony zazdrości –
albo raczej niechęci do dzielenia się swoimi zabawkami – były aż
nadto wyczuwalne. Filip aż przewrócił oczami, siląc się na
spokój.
–
Poznałem – odpowiedział. – Wiesz, czasem dobrze wyjść i
porozmawiać z ludźmi – prychnął.
–
Coś długo rozmawialiście. – Błażej nie miał zamiaru odpuścić.
Wilku aż zgrzytnął zębami.
–
Normalnie. – Czuł, jak robi mu się gorąco od złości.
Nienawidził być ograniczany, a Pacuła coraz ciaśniej zaciskał na
nim swoje łapy, robiąc wyrzuty o wszystko
jak największa ciota.
–
I po chuja rozmawialiście? Po co ci rozmawiać z takimi cwelami?
–
Żeby móc im później obciągnąć w kiblu – wypalił, nie
wytrzymując. W słuchawce na moment nastała cisza, Filip już
niemal czuł powoli gęstniejące powietrze, zwiastujące nadchodzący
wybuch.
–
Co, kurwa?
Obciągałeś mu!?
Jezus
Maria, jak można być takim debilem?, cisnęło mu się na usta.
–
Daj spokój, co? – I najlepiej się rozłącz, bo mam już
serdecznie dość, dokończył w myślach. Całe szczęście, że
jego prośby zostały wysłuchane. Błażej chwilę jeszcze posapał,
żeby później przypomnieć sobie o swojej pustce w brzuchu. Dobrze,
że Pacuła cenił sobie bardziej jedzenie od rozmowy z nim, bo bez
dłuższego ociągania rozłączył się.
Filip
odłożył telefon i poszukał wzrokiem butelki z wodą. Prawie
przeklął, gdy dostrzegł, że została już resztka. Ostatecznie
nie pogardził nią, dopił do końca i wrócił do łóżka.
Niestety jednak, mimo jego usilnych prób, nie udało mu się zasnąć.
Sięgnął więc znowu po swoją komórkę i z braku ciekawszych
zajęć włączył aplikację Facebooka. Niebieskie tło zalało
ekran, kiedy portal powoli się ładował, by po chwili wyświetlić
mu ostatnie posty znajomych. Same gówna, pomyślał Filip, kiedy po
raz dziesiąty zobaczył u kogoś filmik ze śmiesznymi zwierzętami.
Wydął wargi, zastanawiając się,
co zrobić.
I
wtedy z pomocą przyszedł mu Maciej. Zagryzł wargę i wpisał jego
imię i nazwisko w wyszukiwarkę –
oczywiście nie robił tego pierwszy
raz. Przejrzał szybko profil Wyszyńskiego w poszukiwaniu jakichś
interesujących nowości, jednak niczego szczególnego nie znalazł.
Maciej od tygodnia przystopował ze swoimi samojebkami, ku
niezadowoleniu Filipa.
Albo
dodawał je, tyle że z zaznaczoną opcją „dla
znajomych”?
Wilku
zmarszczył brwi z zastanowieniem. Jego palec jakby samowolnie
powędrował ku przyciskowi „zaproś”.
Nacisnął.
No
i po ptokach.
Fajne. ciekawy z niego gówniarz, w sumie lubię go:-)
OdpowiedzUsuńNo no Maciej prawdziwy bohater 😄 Ale się zdziwił gdy dostał zjebki zamiast podziękowań, hehe uśmiałam się :) Widać że jego relacje z psem powoli się poprawiają, chociaż jest to naprawdę powolne. Niech on go wykąpie w końcu to zaraz zobaczy jaki pies jest przyjemny i fajny a tak się tylko krzywi. Współczuję mu sytuacji z siostrą, no ciężka sprawa, sama nie wiem jak bym się zachowała, chyba też bym się chciała odciąć... Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie ☺
OdpowiedzUsuńW końcu Filip pożałuje relacji z Błażejem, tak czuję :|
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Marcel
Dobry rozdział, uwielbiam Macieja i Filipa, sam nie wiem którego bardziej. Podoba mi się w tym opowiadaniu chyba wszystko. Zgrabnie opisujesz gejowskie życie, nie ma co ukrywać, większość właśnie żyje od piątku do piątku i liczy na wyrwanie nowej, dobrej "dupy". A rozmowa Macieja z mamą rozbawiła mnie, bo to tak, jakbym czytał o sobie. Mam wrażenie, że starsze osoby już tak mają, zamykają się w swoim świecie, mogą mówić i mówić...
OdpowiedzUsuń