niedziela, 14 sierpnia 2016

Rozdział 6. (Gówniarz)

Przypominam o możliwości zakupu Akademika. :) A tych, którzy przeczytali, bardzo proszę o gwiazdki i nawet bardzo krótkie komentarze. ;) 

Sprawdzała Ekucbbw.

Nokaut. No i po ptokach

Chłodny wiatr owiał jego policzki, a on dopiero zaczął sobie uzmysławiać, co takiego właśnie robił. Nie miał pojęcia, dlaczego tu stał, narażając się swoją twarzą dla jakiegoś dzieciaka, którego przecież nawet dobrze nie znał. I co najważniejsze: dla dzieciaka, który go okradł.
         Zdecydowanie zbyt wiele dzisiaj wypił. Zastanowił się jeszcze, czy ma jakąś szansę na wybrnięcie z tego. Kiedy jednak goryl odwrócił się do niego przodem, wiedział już, że nie. Momentalnie przed oczami stanęły mu te wszystkie razy, gdy jako nastolatek wszczynał bójki, a Łukasz zawsze stawał w jego obronie. Nigdy nie umiał się bić, umiał za to dobrze kłapać dziobem, za co nie raz chciano mu przyłożyć. Łukasz był o wiele spokojniejszy, wolał milczeć, niż powiedzieć coś głupiego. Potrafił też na szczęście dobrze walnąć, bo od dwunastego roku życia trenował boks. Niezbyt za tym przepadał, jednak zawsze ratował tyłek Macieja. Wyszyński czuł się przy nim bezpiecznie. Na tyle bezpiecznie, by zaczepiać dużo większych i groźniej wyglądających osobników niż on sam.
Niestety, teraz Maciej nie miał siedemnastu lat, a obok niego nie stał Łukasz, gotowy go zawsze obronić. Był sam w jakimś zaułku z ogromnym mięśniakiem i wątpliwym sojusznikiem w postaci Filipa. To z pewnością dobrze nie rokowało.
– A ty tu czego, hę? – odezwał się Goryl, ledwo co stojąc na nogach. Może jest jakaś szansa, przebiegło przez maciejowe myśli, uspokajając go odrobinę.
– Niczego. Przechodziłem – odpowiedział niezwykle spokojnym tonem, zupełnie jakby chwilę temu nie prowadził w swojej głowie zaciekłej batalii, bilansu strat i analizy szans na ujście z życiem albo przynajmniej z nienaruszoną twarzą.
Gdzieś tam zza Goryla dostrzegł zaskoczoną minę Filipa popatrującego na niego ze zdezorientowaniem. Tak, ja też nie wiem, co robię, odpowiedział mu w myślach Maciej, chowając papierosy do kieszeni, kiedy Błażej zrobił krok w jego stronę.
– Problem masz? – wybełkotał. Z pewnością sporo wypił, znacznie więcej niż trzymający się prosto na nogach, niesepleniący i w tym momencie w miarę logicznie myślący Maciej.
– Nie, myślę, że nie mam żadnego problemu – odpowiedział z uniesioną brwią. – Ale spróbuj go jeszcze raz uderzyć, to wylądujesz na ziemi – brzmiał naprawdę pewnie i jakoś tak lekko, a posyłane mu co rusz od Filipa niedowierzające spojrzenia tylko dodatkowo napędzały jego nowo odkrytą, heroiczną postawę. Jakoś nigdy wcześniej nie miał ochoty na ratowanie słodkich, trochę może za bardzo irytujących gejków z opresji. Tym razem jednak mógł się pobawić w bohatera, skoro Goryl już teraz chwiał się to w jedną, to w drugą stronę, nie potrafiąc znaleźć punktu przyczepności do podłoża.
– Bo co, kurwa?! – fuknął Błażej, podchodząc bardzo blisko Macieja, który momentalnie wyczuł od niego ostry zapach alkoholu pomieszany z duszącym smrodem potu i papierosów. – Grozisz mi? A wpierdol to chcesz? Mordę ci obić, pedale jebany? – Pchnął go lekko w pierś, ale Maciej jeszcze nie zareagował. Kątem oka widział przyglądającego im się w milczeniu Filipa. Nic nie robił, nic nie mówił, tylko stał i obserwował.
– Sam jesteś pedałem i wyzywasz innych od pedałów? – zapytał Maciej, utrzymując swój stoicki spokój w głosie. Właściwie to nawet dobrze się bawił, temu nie mógł zaprzeczyć.
– Zamknij ryj! – krzyknął i zamachnął się. Zrobił to jednak tak gwałtownie, że zachwiał się przy tym, więc Maciej nie miał żadnych problemów, aby się uchylić. Sam szybko ścisnął dłoń w pięść i posłał ją celnie w brzuch Błażeja. Drugi cios, znacznie mocniejszy, dosięgnął już twarzy Pacuły, który w ogóle się tego nie spodziewał. Jego głowa odskoczyła, a ciało jeszcze zafalowało, jakby w poszukiwaniu równowagi. Niestety, nie odnalazło jej. Runęło na ziemię niczym ogromny wór ziemniaków i już się nie podniosło.
Maciej z zadowoleniem spojrzał na Goryla, który musiał stracić przytomność. To było całkiem proste, pomyślał i wyprostował się, dobrze wiedząc, że teraz wyszedł na kogoś, kto nie tylko wiedział, jak używać języka, ale potrafił też się obronić. Idealnie.
Przeniósł wzrok na Filipa w poszukiwaniu uznania. W końcu hej, był wybawcą dzieciaka! Oczekiwał salwy oklasków albo przynajmniej – w drodze wyjątku – kilku rzewnych słów podziękowania.
– No i co żeś, kurwa, zrobił? – Spodziewał się wszystkiego, ale z pewnością nie czegoś takiego. Zmarszczył brwi zdezorientowany.
– Co? Uratowałem twoje zęby – powiedział, nie rozumiejąc reakcji Filipa. Gdzie zachwyt? Gdzie jego wyczekiwane „dziękuję”?
– Dupa, a nie zęby! – syknął Filip i nerwowo przeczesał dłonią włosy, patrząc na nieprzytomnego Błażeja. – I jak ja go, kurwa mać, przetransportuję teraz do domu?! – warknął, podchodząc do ciała partnera i nachylając się nad nim. Maciej patrzył na Wilczyńskiego, niczego nie rozumiejąc.
– Przecież on cię pobił – mruknął, zerkając to na Błażeja, to na Filipa oniemiały. – Mógłby cię znokautować jednym uderzeniem.
– Poradziłbym sobie – odparł Filip z niezachwianą pewnością. Oczy Macieja zwęziły się, zdezorientowanie zaczęła zastępować złość.
– Och, doprawdy? On jest trzy razy większy od ciebie. Co byś zrobił, skoczył mu na kark i zaczął łaskotać? – Przewrócił oczami. Naprawdę liczył na wdzięczność ze strony Filipa, a w zamian słyszał same pretensje.
– Chociażby to – warknął Filip przez zaciśnięte zęby i poklepał Błażeja po policzku, jednak z marnym skutkiem. Goryl jak spał, tak spał. – Wyciągaj telefon i dzwoń po taksówkę – rzucił tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Pomożesz mi go do niej wsadzić, skoro zawiniłeś.
Maciej bezwiednie otworzył usta, przez moment nie wiedząc, co powiedzieć. Jakie „zawiniłeś”, do cholery?! Uratował go! Pięknie znokautował przeciwnika, a teraz...!
Bez słowa wyciągnął komórkę, wykręcił numer na taksówkę i zamówił im taryfę. W tym momencie ich współpraca powinna się zakończyć. Sam nie wiedział, dlaczego nie zignorował Filipa i zachowując swoją dumę, nie odwrócił się i nie zostawił go samego z nieprzytomnym Błażejem.
– I ty jesteś z kimś takim? – zapytał w zamian, chowając telefon do kieszeni. – Naprawdę coś z tobą jest poważnie nie tak. – Uśmiechnął się krzywo pod nosem, kiedy Filip spojrzał na niego z dołu.
– W takim razie musisz czuć miętę do chłopców, z którymi jest poważnie nie tak – zakpił z niego.
– A skąd niby wiesz, że czuję do ciebie miętę? – zapytał, utrzymując ich rozmowę w tonie, jakiej nadał jej Wilku.
Filip powoli podniósł się z kucek, patrząc na Macieja już nie z irytacją, a z rozbawieniem. Podszedł do niego bliżej. O wiele za blisko. I spoglądając na niego z dołu, powiedział:
– Bo inaczej nie ratowałbyś damy z opresji.
Wyszyński miał ochotę się zaśmiać. Nic takiego jednak nie zrobił, podtrzymał kontakt wzrokowy, nie myśląc już o absurdalności tej sytuacji, bo wtedy pewnie by nie wytrzymał i parsknął śmiechem prosto w twarz Filipa. Stali w tej mało romantycznej scenerii, z ogromnym, nieprzytomnym dresem zalegającym na ziemi. Ten flirt z pewnością był najdziwniejszym flirtem w całej maciejowej karierze.
– Coś mi się wydaje, że z damą to ty masz niewiele wspólnego – odparł spokojnie. Wystarczyłoby tylko, że by się pochylił i już mógłby go pocałować. Nic takiego jednak nie zrobił. – Bliżej ci do wkurzającego dzieciaka z przerośniętym ego.
Ten komentarz rozbawił Filipa. Zaśmiał się, a Maciej, mając twarz Wilczyńskiego tak blisko swojej, mógł uważnie obserwować, jak Filip mrużył oczy, jak jego wydatne usta rozciągały się w uśmiechu, a nos zabawnie marszczył.
– No to jest nas dwóch z tym przerośniętym ego – powiedział, dźgając pierś Wyszyńskiego palcem wskazującym. – Teraz tylko trzeba się zastanowić, które ego jest większe – dodał, zagryzając dolną wargę, przez co jego wypowiedź nabrała na dwuznaczności. Maciej poczuł, jak robi mu się gorąco. Jak znajome dreszcze zaczynają wspinać się po jego udach, by skumulować się w bardzo strategicznym punkcie. Nim jednak zdążył cokolwiek zrobić, do zaułku wleciała łuna światła. Obaj spojrzeli w bok, na samochód parkujący przy chodniku. Filip westchnął ciężko i, co nie umknęło uwadze Macieja, niechętnie się od niego odsunął. – Okej, to teraz pomóż mi ze zwłokami – burknął, a Wyszyński uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na Błażeja, który jak padł na ziemię, tak leżał, nawet się nie poruszywszy. Faktycznie przypominał zwłoki.
– Twój chłopak nie byłby zadowolony, gdyby usłyszał, że tak o nim mówisz – powiedział Maciej i pochylił się nad Gorylem. Już wiedział, że przetransportowanie go do taksówki nie będzie prostym zadaniem.
Filip uśmiechnął się tylko, nie odpowiadając. Maciej spojrzał na Wilczyńskiego, a gdzieś z tyłu jego głowy zrodziło się pytanie: co naprawdę łączyło Filipa i Błażeja? Raczej nie prezentowali się jak standardowa para, Wilku mówił o Pacule tak, jakby mówił o przedmiocie. Jasne, Maciej zdawał sobie sprawę, że każdy związek działał na innych zasadach. Jedni robili pod siebie kwiatkami, inni zachowywali stosowny dystans. Ale ta dwójka... z pewnością była bardzo, bardzo dziwna i trudna do umieszczenia w jakichkolwiek ramach.
A Maciej nagle zapragnął dowiedzieć się o nich znacznie więcej.

***

Wrócił do mieszkania zmęczony jak jeszcze nigdy. Ściągnął buty i nawet nie patrząc na psa, który podniósł swoje chude cielsko z plątaniny koców służących mu za legowisko, przetransportował się do sypialni. Zdołał tylko rozpiąć pasek u spodni, nim opadł na łóżko. Sam nie był pewien, co spowodowało jego nagły spadek energii; rzadko kiedy zdarzało mu się wracać w tym stanie do domu. Czy był to wyczerpujący tydzień w pracy? Alkohol, którego dzisiejszego wieczora sobie nie pożałował? A może Wilku i ten jego Goryl? Albo wszystko naraz?
Odetchnął, zamykając oczy. Już prawie zasypiał tak, jak się położył, w pełnym ubraniu, nie przykrywając się kołdrą i nie przejmując się ściągnięciem z siebie chociażby spodni, gdy nagle poczuł coś zimnego sunącego po jego dłoni. Aż się wzdrygnął i podskoczył, nieprzygotowany na atak. Spojrzał z przerażeniem w lśniące, ciemne oczy, odbijające żółte światło przydrożnych latarni, jakie wpadało do zaciemnionego pomieszczenia i w jednym momencie przeklął wszystkie kundle wpadające pod koła samochodów na świecie.
– Spieprzaj – warknął, odpychając zwierzę. Chciał się przewrócić na bok i zasnąć, nie miał siły, żeby wyrzucić psa z pokoju. Co więcej – nie miał siły nawet na to, żeby żałować wcześniej niezamkniętych drzwi. Gdyby tylko o nich pomyślał, nie miałby mokrego, cuchnącego nosa na głowie...
Kiedy już miał nadzieję, że pies sobie odpuści i zostawi go w błogim spokoju, ewentualnie położy się pod łóżkiem, nie przeszkadzając mu w zaśnięciu (był tak wykończony, że zniósłby jego smród), poczuł, jak materac się ugina.
– Cholera jasna! – wykrzyknął, kiedy oślizgły język otoczył jego ucho. Momentalnie odwrócił się do zwierzęcia przodem, będąc gotów złapać za jego marną sierść i wyrzucić go za okno, kiedy pies tak po prostu położył się przy nim. Ułożył łeb na jego piersi, a chudy ogon, jedyna z części ciała kundla, jaka pozostawała ciągle w ruchu, zamerdał radośnie. Przez moment Maciej nie miał pojęcia, co zrobić. Zwierzę zamknęło oczy, a on mógł tylko wpatrywać się w spokojny wyraz pyska i zastanawiać się, jak to możliwe, że ten pies tak mu zaufał. Kiedy to się niby stało? Przecież prawie go zabił.
Miał wrażenie, jakby przestał panować nad swoim ciałem. Jego dłoń uniosła się, a on obserwował, jak opada na grzbiet tej żałosnej pokraki. Jak palce zaczynają mierzwić lichą sierść. Wsłuchiwał się w równomierny psi oddech i czuł bijące od niego ciepło. Z sekundy na sekundę sam zaczął się coraz bardziej wyciszać. Była tylko ciemność i szybko uderzające serce w klatce piersiowej zwierzęcia. Jego rytm był całkowicie inny od ludzkiego, a mimo to potrafił go uspokoić. Posiadanie przy sobie czegoś żywego i ufającego było całkiem przyjemne, przemknęło mu przez myśli, kiedy powoli zasypiał. Nim to jednak zrobił, stwierdził jeszcze, że musi kundla wykąpać, bo inaczej ten smród go zabije.

***

Odwiesił smycz i spojrzał na kundla otrzepującego swoją sierść z wody. Następnym razem będzie musiał zanotować sobie, że zabieranie psów na spacer w deszcz nie było dobrym rozwiązaniem. I tu już nawet nie chodziło o wilgotne ubranie, bo letnie mżawki bywały przyjemne. Gorzej sprawa miała się z zapachem psa, który teraz wszędzie dookoła roztaczał nieprzyjemny, duszący smród czegoś stęchłego pomieszanego z kurzem.
Maciej nie myśląc wiele, wepchnął zwierzę do łazienki i zamknął zaraz drzwi, po czym zabrał się za otwieranie wszystkich okien, jakie miał w mieszkaniu. Po chwili mógł odetchnąć przyjemnym, zwilżonym przez deszcz powietrzem. Znacznie lepiej, pomyślał, udając, że wcale nie słyszy żałosnych, psich skomleń dochodzących z toalety.
Usiadł na łóżku i zaraz sięgnął po stojącą obok butelkę wody. To, że miał kaca, to zbyt wiele powiedziane. Czuł się w miarę dobrze, gdyby nie liczyć nieprzyjemnego osłabienia i ogromnej niechęci do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Najchętniej położył by się i do wieczora zalegał w pościeli, jednak doskonale wiedział, że takie mrzonki pozostaną jedynie w jego sferze marzeń. Miał kilka rzeczy do dokończenia na jutro, musiał przejrzeć projekt, jaki dostarczył mu jeden z grafików i go zaakceptować, a następnie przesłać dalej. Pozaznaczać ewentualne błędy i dodać swoje sugestie. Z doświadczenia już wiedział, że praca, która wydawała się krótka, szybka, a nawet w miarę przyjemna, wcale taka nie była.
Jak ten kocioł się skończy, już obiecał sobie, że weźmie wolne. I może jeszcze namówi Jakuba na wakacje za granicą, najlepiej w jakimś gejowskim przylądku, żeby mógł się wyłożyć na plaży i obserwować zgrabne tyłki opalonych, trochę pijanych twinków. Aż uśmiechnął się pod nosem na samą myśl, kiedy sięgał po swojego McBooka.
Jego myśli zostały w jednej chwili brutalnie przerwane przez domyślny dźwięk dzwonka telefonów Apple. Spojrzał z niechęcią na swoją komórkę, brzęczącą i poruszającą się w takt wibracji na stoliku nocnym, aż wreszcie wyciągnął po nią rękę. Krótkie spojrzenie na ekran wystarczyło, żeby dowiedział się, kto próbował się z nim skontaktować.
– Halo? – rzucił, siląc się na w miarę przyjemny ton. Nie był jednak pewny, jaki osiągnął efekt końcowy; głos miał przeraźliwie zachrypnięty i zmęczony, jednak chyba nie wyszło źle, sądząc po entuzjazmie mamy.
– Cześć, skarbie – powiedziała mu wesoło. – Co u ciebie? Mało ostatnio do mnie dzwoniłeś – skarciła go, a on mimowolnie się uśmiechnął i opadając plecami na dużą poduszkę, włączył przeglądarkę i zaczął bez konkretnego celu przeglądać strony, na których miał konto. Mail, Fellow, Queer (dawno tu nie zaglądał, nie przepadał za tą stroną, bo zwyczajnie niewiele się tu działo), a na końcu Facebook.
Czasem wciąż traktowała go jak dziecko. Podejrzewał, że dla niej nigdy nie dorósł i że wciąż był tym samym nastoletnim chłopcem, wpadającym co chwilę w jakieś tarapaty. Zapominała o najważniejszym fakcie – jej syn miał już ponad trzydzieści lat, swoje mieszkanie i naprawdę godną pensję. A mimo to wciąż potrafiła do niego zadzwonić, żeby zapytać, czy ma co zjeść na obiad i czy przypadkiem nie chce wpaść do niej na weekend (przecież ostatnio tak strasznie schudł!). Ale Maciej nie narzekał, zawsze lepszy kontakt miał z mamą niż z ojcem. Może właśnie dlatego śmierć taty przyjął z ulgą, a gdy myślał, że teraz powoli zbliża się kolej jego matki, czuł paraliżujący strach i coś zimnego zaciskającego się na jego gardle.
– Miałem kocioł w pracy – odpowiedział, zaczynając przeglądać powiadomienia facebookowe. – Nie wiedziałem, w co ręce włożyć – wyjaśnił krótko, przesuwając szybko wzrokiem po wiadomościach, jakie dostał od wczorajszego wieczora, nim wyszedł na imprezę z Jakubem. Odezwało się kilku mężczyzn, z którymi Maciej już kiedyś spał, proponujących mu powtórkę. Połowie z nich nawet nie zamierzał odpisywać, skoro ich zbytnio nie zapamiętał, oznaczało to tylko, że seks nie był zbyt ciekawy i godny wspominania.
– Och, ja ci mówiłam, kochanie, przepracujesz się kiedyś. – Nawet kiedy usiłowała go zganić, jej głos był spokojny i przyjemny, sugerujący jedynie, że naprawdę się o niego martwiła. A zapewne najbardziej ją martwił fakt, że jej synem nie miał kto się zająć. Nie miał żadnej kobiety, która mogłaby mu ugotować obiad, posprzątać, czy odciągnąć od pracy.
I na nic zdawały się maciejowe tłumaczenia, że tak mu dobrze, że daje sobie ze wszystkim radę i że nie potrzebuje nikogo. Kobieta i dziecko dla pani Wyszyńskiej musi być, bo inaczej nie ma mowy o szczęściu. Szczęście według jego mamy ograniczało się do ślubnego kobierca, pieluch i domu z ogrodem.
– Dam radę – powiedział. – Lubię swoją pracę. – Ile razy już jej to powtarzał? Chyba nie potrafiłby zliczyć.
Przesunął kursor na ikonkę zaproszeń do znajomych. Dostał trzy. Rozwinął listę, żeby spojrzeć, jaki tym razem turek zainteresował się nim i prosił o uwagę. Swoją drogą, to zabawne, ile zaproszeń dostawał od ciemnoskórych, muzułmanie też się zdarzali. Nigdy z nimi oczywiście nie pisał, nie bawiła go trudna do rozczytania rozmowa z translatora, bo zazwyczaj jego rozmówcy ni w ząb nie znali angielskiego.
Filip Wilczyński.
Zapatrzył się na miniaturkę zdjęcia profilowego, czując, jak mu serce podchodzi do gardła, a on nie ma pojęcia, co się właśnie z nim dzieje. Przecież to tylko durne zaproszenie. Na Fellow dzieciak też go zaprosił, dlaczego więc...?
Mimowolnie uśmiechnął się, nie orientując się nawet, że mama zaczęła prowadzić monolog (i pewnie nawet jej to nie przeszkadzało), a on nie potrafiłby powtórzyć ani jednego słowa, które wypowiedziała. Ale to nie miało znaczenia, ten szczyl go zaprosił. Maciej momentalnie uśmiechnął się głupio do siebie, kiedy bezkarnie przeglądał profil dzieciaka. Na zdjęciach wyszedł znacznie gorzej niż wyglądał w rzeczywistości, przypominał trochę swojego bezmyślnego Goryla. Oczywiście o wiele chudszego i bardziej cherlawego, ale gdyby Maciej miał zainteresować się Filipem tylko po przejrzeniu jego Facebooka, z pewnością zaraz zamknąłby kartę. Albo Wilku nie był w ogóle fotogeniczny, albo miał naprawdę złego fotografa, pomyślał i zamruczał do słuchawki „tak, oczywiście”, żeby stworzyć pozory uczestniczenia w rozmowie. Nieodzywanie się bądź ewentualne pomrukiwanie co kilka minut „mhm” było ewidentnym plusem konwersacji ze starszymi osobami. Obie strony wychodziły z tego układu zwycięsko – mama Macieja cieszyła się, że może synowi ponarzekać na swoje koleżanki, a Maciej nie miał wyrzutów sumienia odnośnie do nieutrzymywania z rodzicielką kontaktu. Sam fakt, że raczej mało co go obchodziły wczasy Mileny na Teneryfie, był już sprawą drugorzędną. Mama o tym wiedzieć nie musiała.
– A ciągle mi mówi, że ja to mam dobrze, bo mam pieniądze, wyobrażasz to sobie? Ciągle mi zazdrości, a sama po świecie się rozbija...!
– Co za kobieta – skomentował Maciej, przeglądając znajomych Filipa. Dobrze było tak zamienić role, teraz to on mógł wcielić się w stalkera Wilczyńskiego. Nawet jeśli Facebook zbyt wiele nie zdradzał, świadomość, że miał dostęp do jego zdjęć i postów, trochę rekompensował braki w informacjach.
Szybko też odnalazł tego, kogo chciał – Błażeja Pacułę, bo tak Goryl miał na nazwisko, a Maciej musiał przyznać, że niesamowicie do niego pasowało. Inteligencją raczej nie grzeszył, mocną głową do używek także. Za każdym razem, kiedy Wyszyński przypominał sobie ogromne cielsko lecące z zadziwiającą prędkością na ziemię, nie mógł się nie uśmiechnąć. Gdyby powiedział Jakubowi, że udało mu się znokautować taką bestię, z pewnością by nie uwierzył. Inna sprawa, że ta bestia ledwo co stała na nogach, do powalenia jej nie potrzeba było wiele.
– …dlatego bym chciała, żebyś przyszedł. Przyjdziesz? – Zmarszczył brwi, włączając się do rozmowy. Nie miał jednak pojęcia, o czym właśnie mówiła jego mama i gdzie miał przyjść, bo jej wcześniejsze słowa zbiły się w jego głowie w trudną do zrozumienia papkę.
– Gdzie? – zapytał po chwili, woląc zdradzić się swoim niesłuchaniem, niż zgodzić się na coś, czego później będzie żałować. W końcu opcji mogło być wiele, a jego mama, która za wszelką cenę chciała go z kimś wyswatać, bardzo często usiłowała umówić go na jakieś durne randki w ciemno. Jeżeli nie chciał wylądować na jednej z nich, musiał mieć pełną świadomość, na co właśnie wyrażał swoją zgodę.
– Maciej! – syknęła, a on niemal widział, jak marszczyła swoje wyrysowane ciemną kredką brwi w geście dezaprobaty. Jako dziecko często wykorzystywał jej nieumiejętność do denerwowania się i przyznawania kar. Nie lubiła na niego krzyczeć, zawsze gdy była zła, marszczyła jedynie brwi, pogadała chwilę coś pod nosem, żeby za chwilę całkowicie zmienić temat. – Mówiłam, że Daria na dniach będzie rodzić!
I co z tego?, chciał zapytać, ale jedyne, co zrobił, to cisnął szczękę, a jego mięśnie mimiczne wyraźnie się napięły. Nienawidził momentów, kiedy mama zwracała ich rozmowę ku Darii i Łukaszowi. Nie mógł mieć jednak tego za złe, Daria była jej córką, a jego siostrą, kochała ich oboje po równo.
– No i co z tego? Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, znając ich płodność i niechęć do antykoncepcji – zadrwił, nie mogąc się powstrzymać. Przełknął ślinę, czując nieprzyjemny uścisk w gardle. Miał wrażenie, jakby jakaś dłoń złapała go za szyję, utrudniając mu oddychanie. Nienawidził siebie za te reakcje, niezmienne od siedmiu lat. Za każdym, kiedy tylko pomyślał o Łukaszu, o jego dzieciach i własnej siostrze, czuł się podle. Nienawidził ich wszystkich, sam nie wiedział, kogo bardziej: Łukasza, tego zakłamanego skurwiela; Darię, która właściwie niewiele zawiniła, czy te najmniej winne dzieciaki, które – jego zdaniem – nigdy nie powinny się urodzić.
– Maciej, proszę cię – sapnęła mama. Pewnie spodziewała się takiej reakcji po swoim synu, ale z drugiej strony wciąż miała nadzieję, że relacje Macieja i Darii kiedyś znów będą tak dobre jak wtedy, gdy byli dzieciakami i wszędzie chodzili razem. Nie rozumiała, dlaczego nagle wszystko się zmieniło i skąd brała się ta niechęć. – Chciałabym, żebyś przyjechał, jak jeszcze będzie w szpitalu. Jesteś jej bratem, powinieneś...
– Nic nie powinienem – uciął, prawie że zgrzytając zębami.
– To zrób to dla mnie. – Maciej zamarł. Nienawidził takiego szantażu emocjonalnego, a jego mama doskonale wiedziała, jak go użyć. Daria była mu obojętna, więc to jasne, że nie czuł wyrzutów sumienia, inaczej sprawa miała się z jego matką. – Przyjedź. Tylko raz, do szpitala. Daria tęskni za tobą, mówiła mi, że jej przykro, że tak wasze relacje się zmieniły. Proszę, Maciej...
Sapnął ciężko, przymykając oczy. Z drugiego końca mieszkania co chwilę dobiegało go ni to piszczenie, ni to mruczenie, pomieszane z odgłosem pazurów drapiących w drewniane drzwi.
– Zobaczę – uciął, ale podświadomie czuł, że mama wygrała.

***

Piszczący dźwięk gwałtownie wdarł się do jego podświadomości, barbarzyńsko wybudzając go z niespokojnego, ale mimo wszystko mocnego, poalkoholowego snu. Filip sapnął ciężko, przekręcając się na brzuch i usiłując zignorować nie tylko dzwonek telefonu, ale także nieprzyjemną suchość w ustach. Był zbyt zmęczony, żeby chociażby podnieść głowę znad poduszki. Całe szczęście, że po chwili w pokoju znów zrobiło się przyjemnie cicho. Zza drzwi dobiegały go tylko odgłosy jakiejś rozgrywanej wojny, ale do tego już dawno zdążył się przyzwyczaić. W końcu w jego domu ciągle toczyły się bitwy między piratami i szlachcicami, bo ci pierwsi porywali im piękne księżniczki i za nic, nawet za wysoką cenę okupu, nie chcieli oddać. Umiejętność przystosowania się do życia w tym mieszkaniu była więc konieczna, bo gdyby tego nie zrobił, już pewnie zdychałby pod ścianą wykończony brakiem snu. A trzeba nadmienić, że Tomek z Gabrysią potrafili wydawać z siebie imponująco rozległą gamę dziwnych, nieludzkich dźwięków.
Znów zaczął zasypiać. Balansował na tej przyjemnej granicy ze snem, kiedy to nic nie jest na tyle ważne, żeby chociaż zmienić pozycję, o otwarciu oczu już nie wspominając. Umysł miał przyjemnie lekki, zapomniał nawet o swoim wysuszonym gardle. Nie przejmował się, że kiedy już uda mu się zasnąć, przed oczami pewnie zaczną mu tańczyć butelki wody. Odetchnął ciężko, wtulając policzek w poduszkę. Krzyki zza ściany stały się jakby bardziej odległe, niedotyczące go, jeszcze przez myśli przewinęło mu się, że mógłby tak leżeć całe wieki, gdy nagle jego słodki stan otępienia po raz kolejny został przerwany przez brutalny dzwonek.
– Nosz kurwa mać! – sapnął, mając przez moment ochotę złapać za telefon i wyrzucić go przez okno. Kiedy jednak za niego złapał, coś podpowiedziało mu, że pozbycie się całkiem nowego smartfona wcale nie jest dobrym pomysłem. Mógłby tego pożałować. W zamian więc zerknął na ekran telefonu. – Ja pierdolę – przeklął po raz kolejny, ale zamiast odrzucić połączenie, co miał ogromną ochotę zrobić, odebrał. – Czego chcesz? – warknął do słuchawki.
– Co się wczoraj stało? – Ochrypły głos Pacuły podpowiedział mu, że mężczyzna mógł się właśnie męczyć z przeogromnym kacem. Ale nic dziwnego, gdyby Filip wypił – i zażył – tyle, co on, dzisiaj prawdopodobnie nawet nie potrafiłby usiąść, o wyciągnięciu komórki, a następnie wykonaniu telefonu już nie wspominając.
– Skompromitowałeś się na całego – odparł zaraz i uśmiechnął się złośliwie pod nosem, żałując, że nie może teraz spojrzeć Błażejowi w oczy. Nie mógł się nie zaśmiać, gdy przypomniał sobie wczorajszy nokaut Macieja na Pacule.
– Co? – Nic nie pamiętał, a Filip parsknął, wybitnie z tego faktu zadowolony.
– No to, co mówię. Naćpałeś się, później taki jeden ci przypieprzył i wylądowałeś na ziemi – wyjaśnił mu z ogromną przyjemnością. – Leciałeś jak długi – dodał, nie mogąc się powstrzymać. Kiedy jednak kolejne słowa kpiny cisnęły mu się na język, musiał się w niego ugryźć, żeby nie powiedzieć zbyt wiele.
W słuchawce nastała chwila ciszy, jakby Błażej musiał mieć kilka sekund, żeby przetrawić i przyswoić informacje. Dopiero później rozległo się pełne irytacji: „ja pierdolę”.
– I co, stałeś i patrzyłeś?
– Przytachałem ci dupę do domu, trochę wdzięczności – prychnął Filip. Wczoraj, gdy już dojechał pod kamienicę, w której mieszkał Błażej, Pacuła (całe szczęście) zaczął się przebudzać. Dotarganie go więc do łóżka wcale takie trudne nie było, ale o tym Wilku nie miał zamiaru wspominać.
– A kim był ten pedał, z którym gadałeś w klubie? – zapytał Błażej, najwidoczniej nie mając zamiaru wyrażać mu swojej wdzięczności, której oczekiwał Filip.
– Maciej, taki tam znajomy – odparł mało wylewnie, nie mając zamiaru zdradzać większych szczegółów. Niezbyt dobrze by to się dla niego skończyło, gdyby Błażej dowiedział się, że Maciej ostatnio dość często zaprzątał nie tylko jego myśli, ale także historię w przeglądarce. W końcu co rusz sprawdzał jego konta na portalach społecznościowych, ciekawy, czy coś się na nich zmieniło. A zmieniało się często – Wyszyński był zabawnym pedałem. Bo niby za bardzo szanował się, żeby korzystać z rozrywki dla nastolatków, na dodatek kształtował się na człowieka inteligentnego, ceniącego dobre kino i muzykę klasyczną (w końcu takie opisy zamieszczał na Fellow). Ale jednak, paradoksalnie, jego Facebook pękał w szwach od wrzucanych co chwilę samojebek w lustrze. Zresztą – nie tylko Facebook. Maciej jako post-ciota stroniąca od portali dla gówniarzerii, miał Instagrama, no bo jakżeby inaczej. Nie tak rozwiniętego jak Fellow, ale jednak kilka zdjęć – w tym oczywiście zdjęć swojego jedzenia – zamieścił.
A mimo to Filip cholernie go lubił. Po ostatniej rozmowie w Heaven i po spotkaniu w zaułku lubił go jeszcze bardziej. Bo Maciej był tak zabawny, tak trudny do rozgryzienia, że po prostu stanowił idealny obiekt obserwacji. I z każdą chwilą ciekawił Filipa coraz bardziej.
– I skąd go niby znasz? – warknął Błażej, a tony zazdrości – albo raczej niechęci do dzielenia się swoimi zabawkami – były aż nadto wyczuwalne. Filip aż przewrócił oczami, siląc się na spokój.
– Poznałem – odpowiedział. – Wiesz, czasem dobrze wyjść i porozmawiać z ludźmi – prychnął.
– Coś długo rozmawialiście. – Błażej nie miał zamiaru odpuścić. Wilku aż zgrzytnął zębami.
– Normalnie. – Czuł, jak robi mu się gorąco od złości. Nienawidził być ograniczany, a Pacuła coraz ciaśniej zaciskał na nim swoje łapy, robiąc wyrzuty o wszystko jak największa ciota.
– I po chuja rozmawialiście? Po co ci rozmawiać z takimi cwelami?
– Żeby móc im później obciągnąć w kiblu – wypalił, nie wytrzymując. W słuchawce na moment nastała cisza, Filip już niemal czuł powoli gęstniejące powietrze, zwiastujące nadchodzący wybuch.
– Co, kurwa? Obciągałeś mu!?
Jezus Maria, jak można być takim debilem?, cisnęło mu się na usta.
– Daj spokój, co? – I najlepiej się rozłącz, bo mam już serdecznie dość, dokończył w myślach. Całe szczęście, że jego prośby zostały wysłuchane. Błażej chwilę jeszcze posapał, żeby później przypomnieć sobie o swojej pustce w brzuchu. Dobrze, że Pacuła cenił sobie bardziej jedzenie od rozmowy z nim, bo bez dłuższego ociągania rozłączył się.
Filip odłożył telefon i poszukał wzrokiem butelki z wodą. Prawie przeklął, gdy dostrzegł, że została już resztka. Ostatecznie nie pogardził nią, dopił do końca i wrócił do łóżka. Niestety jednak, mimo jego usilnych prób, nie udało mu się zasnąć. Sięgnął więc znowu po swoją komórkę i z braku ciekawszych zajęć włączył aplikację Facebooka. Niebieskie tło zalało ekran, kiedy portal powoli się ładował, by po chwili wyświetlić mu ostatnie posty znajomych. Same gówna, pomyślał Filip, kiedy po raz dziesiąty zobaczył u kogoś filmik ze śmiesznymi zwierzętami. Wydął wargi, zastanawiając się, co zrobić.
I wtedy z pomocą przyszedł mu Maciej. Zagryzł wargę i wpisał jego imię i nazwisko w wyszukiwarkęoczywiście nie robił tego pierwszy raz. Przejrzał szybko profil Wyszyńskiego w poszukiwaniu jakichś interesujących nowości, jednak niczego szczególnego nie znalazł. Maciej od tygodnia przystopował ze swoimi samojebkami, ku niezadowoleniu Filipa.
Albo dodawał je, tyle że z zaznaczoną opcją dla znajomych?
Wilku zmarszczył brwi z zastanowieniem. Jego palec jakby samowolnie powędrował ku przyciskowi „zaproś”.
Nacisnął.
No i po ptokach.

4 komentarze:

  1. Fajne. ciekawy z niego gówniarz, w sumie lubię go:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No no Maciej prawdziwy bohater 😄 Ale się zdziwił gdy dostał zjebki zamiast podziękowań, hehe uśmiałam się :) Widać że jego relacje z psem powoli się poprawiają, chociaż jest to naprawdę powolne. Niech on go wykąpie w końcu to zaraz zobaczy jaki pies jest przyjemny i fajny a tak się tylko krzywi. Współczuję mu sytuacji z siostrą, no ciężka sprawa, sama nie wiem jak bym się zachowała, chyba też bym się chciała odciąć... Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie ☺

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu Filip pożałuje relacji z Błażejem, tak czuję :|
    Pozdrawiam!
    Marcel

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobry rozdział, uwielbiam Macieja i Filipa, sam nie wiem którego bardziej. Podoba mi się w tym opowiadaniu chyba wszystko. Zgrabnie opisujesz gejowskie życie, nie ma co ukrywać, większość właśnie żyje od piątku do piątku i liczy na wyrwanie nowej, dobrej "dupy". A rozmowa Macieja z mamą rozbawiła mnie, bo to tak, jakbym czytał o sobie. Mam wrażenie, że starsze osoby już tak mają, zamykają się w swoim świecie, mogą mówić i mówić...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.