Sprawdzała Ekucbbw.
Hulk, zapędy stalkera i prawa korporacji
Maciej lubił swoją pracę, może właśnie dlatego nigdy nie miał
problemów z porannym wstawaniem, a wizja spędzenia w biurze
kilkunastu godzin wcale mu nie przeszkadzała. Zawsze chciał się
rozwijać i zapewne właśnie to było powodem, dzięki któremu nie krzywił
się na myśl o poniedziałku. Nie przeszkadzały mu nawet poranne
korki, przez które zawsze musiał wychodzić z mieszkania pół
godziny wcześniej, żeby się nie spóźnić.
Pod wysoki, oszklony budynek firmy przyjechał tak jak zawsze,
dziesięć minut przed dziewiątą. Zaparkował na swoim miejscu,
które przysługiwało mu jako dyrektorowi działu graficznego i nim
wysiadł, złapał jeszcze za swoją skórzaną, czarną aktówkę.
Lekkim krokiem ruszył w kierunku wejścia do budynku, mijając po
drodze całą masę ludzi. Agencja reklamowa Leptiz, w której
pracował już naprawdę bardzo długo, znajdowała się w ścisłym
centrum miasta. I na dłuższą metę tylko to mogło go irytować.
Nie przeszkadzały mu nawet wścibskie recepcjonistki, durny, gruby
ochroniarz, pan Jacek, czy chociażby naprawdę nierozgarnięci
stażyści, jakich mu w tym miesiącu przydzielono do działu.
Gdy znalazł się tuż pod dwuskrzydłowymi, automatycznie
otwieranymi drzwiami prowadzącymi do recepcji, poczuł czyjś uścisk
na ramieniu. Zmarszczył brwi i obrócił się, dostrzegając niską
postać.
– Szczęść Boże – przywitała się zgarbiona, stara kobieta,
opatulona chustą, mimo że na zewnątrz panowało jakieś
dwadzieścia pięć stopni.
– Nie mam drobnych – powiedział od razu Maciej, chcąc jak
najszybciej spławić żebrzącą cygankę. W tej części miasta
było ich pełno, oferowały swoje wątpliwe usługi wróżbiarskie
za drobną opłatą, naciągając naiwnych przechodniów. Wyszyński
nigdy nie dawał się takim zagadać i teraz też miał zamiar
odejść. W końcu i tak został już okradziony, nie miał zamiaru
paść teraz ofiarą jakiejś starej cyganki. Odwrócił się i już
chciał wejść do budynku, kiedy za swoimi plecami usłyszał:
– Masz smutne życie. Ale gdy już pomyślisz, że to się nigdy
nie zmieni, nie martw się. On wróci – powiedziała skrzekliwym
głosem, a Maciej aż się zatrzymał w półkroku. Rzucił jej
zdziwione spojrzenie przez ramię, by zaraz pokręcić głową,
przekląć w myślach kobietę i zniknąć za drzwiami firmy.
Już od progu powitał go szeroki uśmiech Moniki, drobnej,
dwudziestoparoletniej blondynki. Odkąd rozpoczęła swoją pracę w
Leptiz, nie dawała mu spokoju. Wyszyński wiedział jednak, że po
części sam był sobie winny, bo rok temu zaprosił ją na wesele
swojego kuzyna. W końcu wypadało wziąć ze sobą jakąś
partnerkę, skoro dostał podwójne zaproszenie. Zresztą, mama
wydawała się wtedy zachwycona, od razu polubiła Monikę i zaczęła
snuć swoje daleko idące marzenia o wnukach. Najwidoczniej dwa
potwory, jakie sprawiła jej Daria, siostra Macieja, wcale jej nie
zadowalały. Nawet to trzecie, które było w drodze, nie potrafiło
wybić z jej głowy myśli o dzieciach ze strony syna.
– Witaj. Jak dzień? – zapytała Monika, odbierając od niego
identyfikator i wczytując kod.
– Dobrze – odparł krótko, nie paląc się do żadnych rozmów z
dziewczyną. Chciał jak najszybciej zabrać się do roboty, nie miał
dzisiaj najmniejszej ochoty na flirty.
– W takim razie miłej pracy – pożyczyła mu kobieta, wbijając
w niego swoje małe, ale mocno obrysowane kredką oczy. Maciej
odpowiedział jej tylko niezbyt wylewnym uśmiechem, odebrał
identyfikator i przeszedł przez bramki, kierując się do windy.
Dopiero, kiedy znalazł się w niej z jakimś młodym, wystraszonym
chłopakiem przyciskającym białą teczkę do piersi, poczuł ulgę.
Nie lubił kobiet, co, jak zdawał sobie sprawę, było głównie
winą mamy. I Łukasza, pomyślał z krzywym uśmiechem, odwracając
wzrok na swoje odbicie w nieskazitelnie czystym lustrze.
Nie był żadnym narcyzem, ale doskonale zdawał sobie sprawę ze
swojego atrakcyjnego wyglądu. Był wysoki i wysportowany, bo dość
często odwiedzał siłownię, no i oczywiście świetnie ubrany.
Zawsze stawiał na ciuchy z najlepszych półek, nigdy nie żałował
sobie pieniędzy na dobre jakościowo koszule, buty czy marynarki.
Kierował się w życiu zasadą, że najwięcej o człowieku mówiła
jego aparycja. Nie szczędził więc sobie nie tylko ubrań, ale
również kosmetyków, by jak najdłużej zachować swój młody
wygląd. Miał na tym punkcie prawdziwą obsesję, a przybywające mu
lata w niczym nie pomagały.
Winda zatrzymała się. Wystraszony, na oko dwudziestokilkuletni
chłopak, zapewne jeszcze wciąż studiujący, wysiadł z kabiny.
Drzwi zamknęły się za stażystą, a Maciej mógł już na piąte
piętro dojechać w upragnionej samotności.
***
Spojrzał w wielkie, niebieskie oczy, a te oczy popatrzyły na niego.
Przycisnął małe ciałko bardziej do siebie, na co ono
odpowiedziało przeciągłym piskiem radości.
I już po chwili Filip pożałował swojej dobroci.
I już po chwili Filip pożałował swojej dobroci.
– Au! – syknął, gdy drobna rączka złapała za jego włosy i
pociągnęła w swoją stronę. – Ja pier...!
– Nie klnij! – Usłyszał i już po chwili został wyswobodzony z
pułapki, a mały potwór, który jeszcze chwilę wydawał mu się
całkiem przyjemnym dwulatkiem, został zabrany z jego ramion. –
Mówiłam ci, żadnych przekleństw przy Romku!
– On zrobił to specjalnie! – prychnął tonem dziecka. Maja aż
obejrzała się na niego i nagle roześmiała się głośno.
– Czasem się zastanawiam, jak to możliwe, że jesteś od niego
starszy – powiedziała z rozbawieniem i włożyła syna do
niebieskiego kojca.
– Urodziłaś potwora, nie ma się z czego cieszyć – burknął z
oburzeniem i usiadł na skórzanej kanapie, rozglądając się po
świeżo wyremontowanym salonie. – Jak znajdziesz namiary takiej
szychy jak Hubert, to daj znać. Dobrze jednak, żeby lubiła fiuty –
powiedział bez żadnego skrępowania, a w odpowiedzi w jego stronę
poszybowała żółta maskotka.
– Udawaj chociaż grzecznego i dobrze wychowanego, co? – syknęła,
na co Filip tylko się uśmiechnął i złapał za misia, którego
odrzucił w kierunku siostry. Maja była starsza od niego o pięć
lat, odkąd pamiętał dziewczyna się nim zajmowała, bo mamy przez
całe dnie prawie nie widywał. Nic zresztą dziwnego, kobieta
musiała wychować szóstkę dzieci sama. Nigdy jej nie miał za złe,
że nie miała dla nich czasu, robiła co mogła, żeby zapewnić im
godne życie. Pracowała na dwie zmiany, wychodziła wczesnym
rankiem, a gdy wracała, to wszyscy w mieszkaniu już spali. Na barki
najstarszej Mai spadła opieka nad całym rodzeństwem. Dziewczyna
była Filipowi najbliższą osobą. Zawdzięczał jej naprawdę
wiele, zawsze znajdował w niej oparcie, co zresztą działało w
obie strony. Nigdy jednak nie wyzbyli się swoich mało dojrzałych
odzywek względem siebie. W takich momentach znowu czuł się jak
dzieciak z podstawówki... a nigdy nie był zbyt miłym dzieciakiem z
podstawówki.
– Kiedy wraca Hubert? – zapytał Filip, sięgając po szklankę z
sokiem. Maja odwróciła się do niego przodem i zaczęła sprzątać
rozrzucone na podłodze zabawki.
– Jakoś za dwie godziny – odpowiedziała. – Ale nie musisz
uciekać przecież – dodała tym swoim karcącym tonem. Uśmiechnął
się pod nosem na myśl, że Maja naprawdę traktowała go jak
dzieciaka, mimo że przecież swoją osiemnastkę miał już za sobą.
Kilka lat temu jego siostrze udało się wyrwać z ich małego,
bardzo przeludnionego mieszkania. No i trafiła tutaj, do tego
całkiem ładnego apartamentu. Jej mąż, Hubert, świetnie zarabiał
w jakiejś firmie jako informatyk. Filip jednak nie znał szczegółów
jego pracy, nie interesował się tym. Najważniejsze, że Maja była
szczęśliwa. Tego obesrańca, który teraz mamrotał coś w swoim
kojcu, Filip też mógł przeżyć. Właściwie to nawet nie był do
dziecka aż tak negatywnie nastawiony, jak starał się za każdym
razem pokazywać. W końcu rozczulanie się nad jakimś smarkaczem
raczej nie pasowało do jego ciągle pielęgnowanej postawy człowieka
mającego cały świat gdzieś. I nigdy nie powiedziałby tego na
głos, prędzej połknąłby swój język, przetrawił i zakopał
gdzieś na końcu świata, ale pokochał Romka już wtedy, gdy Maja
po raz pierwszy podała mu małe zawiniątko. Wtedy bał się je
nawet objąć, miał wrażenie, że wystarczy mocniej ścisnąć,
żeby zrobić chłopcu jakąś krzywdę... Wystarczyło tylko, że
Romek nauczył się pełzać po podłodze, a podejście Filipa do
tych spraw diametralnie się zmieniło. Dzieciak był niezniszczalny,
Wilczyński by nie zliczył, ile razy pieprznął gdzieś głową i
nawet się przez to nie rozpłakał. Szybko więc Filip doszedł do
wniosku, że jego siostrzeniec był małym mutantem. Tylko czekać,
aż zaraz zmieni kolor na zielony i zacznie się nazywać Hulk.
– Niee – przeciągnął samogłoskę. – Z Pacułą się
umówiłem, wkurwi się, jak się spóźnię – wyjaśnił,
dopijając soku. Nawet nie musiał patrzeć na Maję, by wyczuć, że
to, co powiedział wcale jej nie ucieszyło.
– Fifi, mówiłam ci już coś o tym facecie... – zaczęła, na
co on przewrócił oczami. Kochał tę kobietę, naprawdę. Zrobiłby
dla niej wszystko, ale najbardziej na świecie nienawidził, gdy ktoś
wpychał swój nos w nieswoje sprawy. A mimo że Maja miała całkiem
mały i zgrabny nosek, to i tak wtykała go w każdy aspekt życia
swojego brata. Czasem naprawdę miał jej już dość, ale zbyt długo
musiał znosić jej wścibstwo (całe dziewiętnaście lat), by nie
nauczyć się z nim żyć.
– Ja też już ci coś mówiłem – mruknął, wstając. – Będę
się zmywać. Zerknij na Hulka, bo coś tu śmierdzi – rzucił z
rozbawieniem, a gdy Maja jęknęła ciężko i sapnęła pod nosem:
„co ty jesz, że tyle srasz?”, on zarechotał złośliwie. –
Nie klnij przy dziecku – upomniał ją jej własnymi słowami i z
zadowoleniem wyszedł do przedpokoju.
Kiedy zakładał swoje trochę znoszone trampki, nie odmówił sobie
możliwości ponownego rozejrzenia się po przestronnym
pomieszczeniu. Wszystko tu lśniło nowością – jasne, kafelkowane
podłogi, ogromne lustra zawieszone na jednej ze ścian (na których
już odbijały się dziecięce palce), wysokie sufity i te okropne,
czarno-białe obrazy Huberta, który po pracy realizował się jako
koneser sztuk nowoczesnych. Filip nie czuł żadnej zawiści do Mai,
cieszył się jej szczęściem i tym, że miesiąc temu wprowadziła
się do tego nowego, cholernie drogiego apartamentu. Ale skoro jej
męża było na to stać i dzięki temu Maja nie musiała się już
niczym martwić, mógł odetchnąć z ulgą. Skrycie wierzył, że
gdzieś tam na niego też czekał bogaty, zakochany po uszy
biznesmen, który zapewni mu życie jak w Madrycie. Wilku nie
wyobrażał sobie ciężkiej pracy; lubił, gdy wszystko przychodziło
mu z łatwością. Właśnie dlatego wciąż jeszcze trwał przy boku
Pacuły.
Błażej może nie wyglądał na człowieka ogarniętego życiowo,
ale zawsze potrafił skombinować hajs. A to dla Filipa było jego
największym atutem. Wilczyński dość łatwo się sprzedawał,
wystarczyło tylko, żeby jego partner potrafił sobie poradzić w
życiu. A Pacuła z pewnością potrafił. Może i jego praca
wchodziła w konflikt z prawem, w końcu pośredniczenie w sprzedaży
maryśki, dopalaczy i jeszcze jakichś innych proszków czy tabsów,
w CV raczej wpisać sobie nie mógł, ważne jednak, że zarabiał. I
to momentami dość sporo. Często też ogarniał jakąś robotę dla
Filipa, dzięki czemu całkiem dobrze im się razem egzystowało.
Ruszył wąskim, wciąż pachnącym nowością korytarzem,
przeglądając SMS-y, jakie dostał od swojego kochanka. Mieli się
spotkać już pół godziny temu, ale Wilczyński jak zwykle zatracił
całe poczucie czasu. Błażej pewnie był już dość wkurwiony,
jednak na szczęście Filip wiedział, w jaki sposób powinien
obchodzić się z tym trudnym facetem. Wystarczy, że się do niego
uśmiechnie przepraszająco, a później zaciągnie do łóżka, i
Pacuła udobruchany.
W pewnym momencie po klatce schodowej rozniosły się odgłosy kroków
i rozmowy. Wilku za pewne nigdy by się nimi nie przejął, ba, nawet
nie oderwałby wzroku od telefonu, żeby spojrzeć, kto taki właśnie
wychodził z apartamentu po drugiej stronie korytarza, gdyby nie
głos. Aż się zatrzymał, doskonale znając już ten mocny,
dźwięczny ton.
– To spotkamy się jeszcze w tym tygodniu? – zapytał jakiś
niski, szczupły i bardzo młody chłopaczek. Na twarzy Filipa
mimowolnie wykwitł drwiący uśmieszek.
– Nie wiem, czy znajdę czas – odpowiedział mu starszy o ponad
dziesięć lat mężczyzna i objął go luźno ramieniem w pasie. –
Odezwę się do ciebie, młody – dodał, mrugając do zapatrzonego
w niego dzieciaka. Co za błazenada, pomyślał z rozbawieniem Wilku,
obserwując parę z rosnącym zaciekawieniem. Ten Wyszyński to
całkiem niezłe ziółko. Musiał mieć jakiś ogromny kompleks
wieku, bo co go Filip nie widział, wciąż podbijał do jakichś
dużo młodszych, niedoświadczonych dzieciaków. Albo po prostu na
stare lata obudził się w nim instynkt ojcowski i jakoś musiał się
spełnić w roli tatuśka.
Para podeszła do windy, nie zauważając stojącego nieopodal
Wilczyńskiego, który świetnie się bawił, obserwując ich.
Wreszcie, gdy kabina nadjechała i drzwi zaczęły się powoli
otwierać, Filip nie mógł sobie pozwolić, by wciąż pozostać w
ukryciu. Cała ta sytuacja wydawała mu się przeokropnie zabawna. Bo
w końcu nie dość, że już od dawna obserwował Macieja w klubach,
później natrafiła mu się okazja, żeby go okraść, to jeszcze
teraz dowiadywał się, że mężczyzna mieszkał w tym samym
apartamentowcu, co jego siostra.
Wyszyński i jego młody kochanek wsiedli do windy, rozmawiając przy
tym o czymś związanym z seksem, na co Filipowi momentalnie zrobiło
się niedobrze. Raczej nie czerpał przyjemności ze słuchania, w
jakiej pozycji Maciej następnym razem weźmie tego dzieciaka. Nie
mógł jednak odmówić sobie odrobiny rozrywki i spojrzenia w pełną
zdziwienia, a może nawet złości twarz Macieja.
Mężczyzna był przystojny, prawdziwe gejowskie bożyszcze miasta.
Nie dość, że bogaty, to jeszcze ze świetną aparycją. Wyszyński
przyciągał spojrzenia, więc nic dziwnego, że jakiś miesiąc
temu, podczas jednej z wizyt Filipa w Heaven, przyciągnął też
jego uwagę. Wilku jednak nie miał w zwyczaju tak podchodzić i
podrywać, lubił najpierw poobserwować swoją ofiarę. A Macieja
naprawdę dobrze się obserwowało, w szczególności, kiedy
przygotowywał się do natarcia. Filip tak długo śledził już
Wyszyńskiego, że nawet rozpracował jego metodę podrywu. Najpierw
przychodził do klubu, obczajał ludzi, stojąc przy barze i
wypijając pierwsze dwa albo trzy drinki, a później dopiero ruszał.
Te jego amory zazwyczaj kończyły się sukcesem, rzadko kiedy wracał
sam do domu. Często lądował też w darkroomach... Filip raz mu
nawet w takiej eskapadzie towarzyszył, obserwował mężczyznę w
akcji z boku, nie ujawniając przy tym swojej obecności. I musiał
przyznać: Maciej nie tylko był dobry w gadce, ale pieprzyć
najwidoczniej też umiał
Tak, chyba można było już powiedzieć, że Wyszyński dorobił się
swojego skrytego wielbiciela, fana, a może nawet prześladowcę w
jednym. Filip nie wiedział, dlaczego przyglądanie się temu
mężczyźnie już od kilku tygodni przynosiło mu taką frajdę.
Nigdy przecież nie miał zapędów stalkerskich, a odkąd pierwszy
raz spotkał Macieja, tak każdy piątek i sobotę spędzał w tych
samych klubach co on.
W miniony weekend trochę za dużo wypił, dodatkowo był cały
nabuzowany po stoczonej bójce. Nawet się więc nie zastanawiał,
kiedy podchodził do Macieja i prosił go o papierosa. Ukradzenie mu
telefonu też przyszło nagle i bez większego przemyślenia. Jego
ciało zadziałało samo. Gdy znaleźli się blisko siebie, tak po
prostu sięgnął mu do kieszeni.
Ale chyba nie żałował. Maciej przez tę krótką rozmowę wydał
mu się jeszcze bardziej ciekawy. Aż miał ochotę się do niego
zbliżyć i poznać, co takiego kluło się w tej trzydziestoletniej
głowie i dlaczego Wyszyński miał takie parcie na młode dupy.
Raczej jednak nie miał zamiaru zostawać jedną z nich, zdążył
się już przekonać, że Maciej szybko się nudził. Zmieniał
swoich partnerów jak rękawiczki i co chwilę szukał kogoś nowego.
A on nie był zabawką na raz, on był ekskluzywną zabawką, za
którą powinno się tęsknić już po chwili rozłąki. Takie więc
obserwowanie Macieja, może nawet prześladowanie go, na razie
powinno mu wystarczyć. A później kto wie, może Wyszyński
zatęskni za zabawką?
Dostrzegł, że drzwi zamykają się z mozołem. Szybkim, ale dość
lekkim krokiem podszedł do windy i stanął przed nią, uśmiechając
się szeroko do Macieja, który zdziwiony spojrzał w jego stronę.
Te kręcone, ciemne włosy, zadarty nos i pełne wargi rozpoznałby
chyba wszędzie.
Filip z zadowoleniem patrzył na zszokowany, dość głupi (w tamtym
momencie Wyszyński z pewnością nie wyglądał jak pewny siebie,
pełen klasy facet, którym na co dzień próbował być) wyraz
twarzy, aż wreszcie drzwi się domknęły. Winda pojechała w dół.
***
Filip Wilku...
Brak wyników.
Filip Wilkowski...
Brak wyników.
Zmarszczył brwi. Cholera, jak ten szczyl mógł się nazywać? Od
czego mogło brać się zdrobnienie „Wilku”? Maciej aż sapnął
ze zdenerwowaniem i zamknął pokrywę laptopa, by zaraz przenieść
swoje spojrzenie na okno, za którym rozpościerał się piękny
widok na nocną panoramę miasta. Wstał powoli z biurowego fotela i
podszedł do szyby z założonymi z tyłu rękami. Ten szczyl go
prześladował i to nie tylko chodziło tu o prześladowanie w
myślach. Miał wrażenie, że dzieciak naprawdę go śledził. Bo co
niby innego robiłby w jego apartamentowcu? Przecież to jasne, że
tam nie mieszkał.
Powinien zacząć się obawiać? Może szczyl coś planował? Będzie
musiał podejść do ochrony budynku, żeby im o tym powiedzieć.
Wątpił jednak, że te stare, grube dziady, całymi dniami
wpieprzające chipsy i popijające je energetykami, cokolwiek zrobią.
Nie miał pojęcia, na jakiej zasadzie firmy ochroniarskie
rekrutowały swoich pracowników, ale jedno było pewne – miały
okropnie niskie wymogi.
Zerknął na zegarek, jaki zawsze nosił na lewym nadgarstku. Drogi,
czarny Breitling idealnie prezentował się na jego ręce. Wydał na
niego kupę kasy, właściwie to dwie swoje wypłaty, ale zawsze
uważał, że jak kupować, to tylko coś porządnego i drogiego.
Uwielbiał otaczać się luksusem i nigdy nawet się z tym nie krył.
Już jako dziecko przyzwyczajony był do wyższego standardu życia.
Odczytał godzinę – za dziesięć ósma. Chyba najwyższa pora,
żeby zaczął się zbierać do domu. W końcu ile mógł siedzieć w
pracy i zastanawiać się, w jaki sposób ten dzieciak go znalazł?
Nie, żeby się gówniarza obawiał. Filip nie wyglądał na silnego
przeciwnika; butnego i pełnego zaparcia owszem, ale nie mógł mieć
zbyt wiele siły w tych swoich cherlawych grabach. Gorzej, jeżeli
wziąłby ze sobą kolegów. Maciej naprawdę nie miał ochoty na
potyczki z jakimiś łebkami z patologii, ale też nie widziała mu
się wizja zostania okradzionym.
Nie myśląc już więcej o tej sprawie (w końcu przez cały dzień
nie dawało mu to spokoju), złapał za swoją marynarkę, zamknął
skórzaną teczkę, do której wcześniej wcisnął swojego MacBooka,
i ruszył do wyjścia ze swojego małego – ale przynajmniej
własnego – gabinetu. Od razu skierował swoje kroki do windy.
Korytarze agencji o tej porze wydawały się przerażająco puste,
ciche i ciemne. Gdzieniegdzie padała tylko stróżka światła
podpowiadająca mu, że w budynku wciąż znajdowali się ludzie,
prawdopodobnie na niższym szczeblu drabiny korporacyjnej niż on.
Czasem im współczuł, to na nich szefowie zawsze zwalali całą
swoją robotę, zmuszając ich do siedzenia po nocach i dokańczania
czyjejś pracy. Zaraz sobie jednak przypominał, że jeszcze dziesięć
lat temu sam znajdował się w podobnym położeniu. Na wszystko, co
teraz miał, musiał zapracować; też siedział po nocach i odwalał
robotę, która pierwotnie nawet nie należała do zakresu jego
obowiązków. Korporacje rządziły się specyficznymi prawami i albo
potrafiło się do nich przystosować, potrafiąc jednocześnie
obrócić te prawa na swoją korzyść, albo wypadało się z gry.
Maciej zawsze widział to na zasadzie łańcucha pokarmowego, większa
ryba zjadała mniejsze ryby, a na samym końcu znajdował się zawsze
jakiś rekin, który połykał wszystko.
Zadziwiająco szybko złapał bakcyla rywalizacji, potrafił
zaskarbić sobie sympatię osób, które znajdowały się kilka
stopni wyżej od niego, imponował swoją pracowitością i chęcią
do rozwoju. Nic więc dziwnego, że był teraz tu, na stanowisku
dyrektora działu, zarabiając naprawdę dobre pieniądze, których
już nawet nie miał na co wydawać. Żyjąc samemu, skupiając się
jedynie na pracy, zawsze w pewnym momencie natrafi się na ten
moment, w którym wszystko jest pozbawione sensu. Bo na co mu te
pieniądze i praca? Samochód miał, świetne mieszkanie w centrum
miasta również. Co więc mógłby robić ze swoimi oszczędnościami?
Oczywiście starał się nie roztrząsać tego w ten sposób, bo
wtedy miał wrażenie, że jego proces starzenia zaczynał postępować
coraz szybciej i szybciej. Wmawiał sobie, że celem jego życia było
zajście jak najwyżej w tej wspomnianej wcześniej drabinie
korporacyjnej. Był młody i miał jeszcze naprawdę sporo perspektyw
przed sobą. Zresztą, Maciej nie wierzył, że znajdzie sobie kogoś,
z kim będzie mógł dzielić się sukcesem. Maciej nie wierzył w
miłość.
Albo raczej nie wierzył, że jeszcze kiedykolwiek się zakocha.
Miłość w dzisiejszym świecie była przereklamowana, wypadała
słabo na tle co sobotnich wypadów do klubów i zaciągania młodych,
chętnych chłopaków na numerki.
Rzecz jasna zdarzało się, że taki chłopak lądował w łóżku
Wyszyńskiego częściej niż raz. Dotąd najlepiej wspominał pewną
zakochaną w nim po uszy, niedoszłą gwiazdę rocka. Aleksander
Białecki (bo tak miał na imię jego jeden z najstarszych, ale wciąż
ciekawych kochanków) był dość interesującą postacią. Barwną,
z ostrym temperamentem, ale gdy już wpadł w sidła Macieja, zmiękł.
Pech chciał, że tak szybko, jak się zakochał w Wyszyńskim, tak
też odkochał. Maciej z chęcią pobawiłby się nim dłużej,
jednak mimo wszystko nie widział sensu w zabieganiu o kogoś, komu
już dawno się odwidział.
W ogóle nie przepadał za rozgrywaniem jakichś długich i męczących
podchodów, lubił mieć wszystko podane na tacy. I zazwyczaj tak
właśnie było. Mimo że granicę „wypadania z obiegu” w świecie
gejowskim ustawiało się gdzieś w okolicach trzydziestu pięciu lat
(więc teoretycznie pozostały mu jeszcze trzy lata), cieszył się
naprawdę sporym powodzeniem. Robił dosłownie wszystko, żeby
wyglądać jak marzenie każdego młodego pedała. Chodził
regularnie na siłownię, do kosmetyczki na zabiegi odmładzające,
ubierał się w najlepszych sklepach i zgodnie z panującą modą,
nic więc dziwnego, że nie mógł narzekać na powodzenie. Jednak
myśl, że kiedyś to się zmieni, że kiedyś znajdzie się za tą
magiczną granicą, przerażała go.
Sama wizja starości była dla niego największym koszmarem. Kult
młodości i ciała w dzisiejszej popkulturze był wszechobecny, nic
więc dziwnego, że przedostał się również do gejowskiej
społeczności i puścił w niej naprawdę głębokie korzenie. Kluby
gayfriendly czy też te nastawione tylko na mniejszości seksualne
wypełnione były po brzegi młodymi, dbającymi o siebie chłopakami.
Starsi geje z góry zostawali skazani na ostracyzm. Dlatego właśnie
dla wielu osób próba zachowania młodego wyglądu i niezdradzania
się z wiekiem stała się priorytetem.
Wyszedł z budynku agencji, mijając po drodze przysypiającego w
swoim kantorku ochroniarza, grubego pana Jacka, który swoimi
żałosnymi, szowinistycznymi żarcikami sypał jak z rękawa. Czasem
aż współczuł dziewczynom z recepcji, że musiały to znosić
całymi dniami. I równocześnie podziwiał je za cierpliwość, bo
wszystko przyjmowały z lekkim, może trochę zażenowanym uśmiechem.
Wsiadł do samochodu i dopiero wtedy odetchnął. Dzisiaj pozwoli
sobie na lenistwo, zalegnie na kanapie z jakąś książką czy
filmem i po prostu bezproduktywnie spędzi cały wieczór.
Wycofał pojazd z opustoszałego parkingu, wyjeżdżając na ulicę.
Przetarł dłonią zmęczoną twarz, postanawiając, że jutro wyrwie
się z pracy trochę wcześniej. Takie harowanie całymi dniami w
robocie na dłuższą metę nie było dobre, od czasu do czasu musiał
przecież odpocząć.
Skręcił w boczną dróżkę, postanawiając nie cisnąć się przez
centrum miasta, czym tylko nadłożyłby sobie dodatkowej drogi.
Pojedzie skrótami, żeby jak najszybciej znaleźć się już w
mieszkaniu. Ciemna, wąska uliczka i piętrzące się po bokach
kamienice o tej porze dnia prezentowały się dość przerażająco,
niczym jakiś wycinek z niskobudżetowego horroru. Mimo wszystko
spokój, jaki tu panował, był dość przyjemny. Uwielbiał te
części miasta, w których zapominało się o tym ciągłym biegu i
hałasie.
W pewnym momencie jego telefon, który przy wsiadaniu do samochodu
zawiesił na stojaku przytwierdzonym do szyby, zapikał. „Jedna
nowa wiadomość” – głosił napis na ekranie, więc wyciągnął
rękę, odblokował aparat, a następnie otworzył skrzynkę
odbiorczą.
I w tym momencie zamarł. Tak po prostu wszystko nagle przestało
mieć znaczenie, serce podeszło mu do gardła, a noga, znajdująca
się na pedale gazu, mimowolnie na niego mocniej nadepnęła.
Masz czas się spotkać? Łukasz.
Jego głowę natychmiastowo zalał milion chaotycznych myśli. Łukasz. Dlaczego do niego napisał? Przecież od tamtych urodzin
mamy nie mieli ze sobą kontaktu. Nie chciał mieć z nim nic
wspólnego. Próbował wyrzucić go ze swojej głowy, zacząć żyć
normalnie. Wmówić sobie, że nigdy między nimi nic nie było. I że
tamta pamiętna noc w salonie tak naprawdę nigdy się nie wydarzyła.
Zalała go złość, gdy powoli dotarło do niego, że tak – Łukasz
postanowił mu o sobie przypomnieć. Że pewnie zdał sobie sprawę
ze swojego życiowego błędu. I że prawdopodobnie brakowało mu już
faceta w łóżku, bo ile mógł tak siebie oszukiwać?
Zacisnął mocno dłonie na kierownicy i wreszcie przeniósł wzrok
na drogę.
Zdążył tylko dostrzec jakiś ruch, ciemną postać przechodzącą
przez ulicę. Jego stopa niemal wbiła pedał hamulca do podłoża,
ale było już za późno na jakąkolwiek reakcję. Usłyszał
jeszcze pisk opon, a samochód zatrząsnął się, kiedy w coś
uderzył.
Boże, jakie to jest dobre. Węszę kolejny Twój hit, Dream. Trzymam kciuki, żeby przebiło 'Za trzy punkty'.
OdpowiedzUsuńOjeej, dziękuję. To strasznie miłe!
UsuńFilip potrącony? Tak? Nie?
OdpowiedzUsuńNo ciekawe co z tego wyniknie. Swoją drogą fajnie widzieć tą stronę Maćka - pierwszoosobową (no może nie do końca - ale z jego perspektywy). To fajna postać :)
Czekam na kolejny rozdział! (obojętnie czego, przeczytam wszystko xD)
Maciej za "Maćka" by Cię ukatrupił. :D No bo przecież to takie infantylne zdrobnienie, a on jest bogatym, poważnym panem biznesmenem. :')
UsuńA wiesz, że się dłużej zastanawiałam jak to odmienić?
Usuń"Macieja"... Nieee :D Ta odmiana jeszcze bardziej mnie bawi niż "Maciek". To takie "udawanie", że jest się poważnym... (moim zdaniem) No dobrze, on jest poważny... Jeśli bym mogła sprawić, by mógł ożyć, przyjść i mnie ukatrupić, to bym się poświęciła <3 haha
W sumie trafne spostrzeżenie z tym udawaniem. :D Ale może właśnie dlatego tak bardzo pasuje mi do Wyszyńskiego, który chce (czasem na siłę) być poważnym facetem z klasą (i kasą). Niestety, mama pokarała go Maciejem aka Maćkiem.
UsuńAAA! Co to za zakończenie rozdziału, teraz spać się nie będzie dało :D
OdpowiedzUsuńPodobał mi się tekst Cyganki :)...
Jakoś tak dobrze się czyta historię Macieja :)
Pozdrawiam ciepło,
Elda :D
Jeju! Czekanie na kolejne rozdziały to męczarnia. Nawet w wakacje trzymają mnie w niepewności i stresie, mamo. Podoba mi się sama kreacja postaci Macieja. Może dlatego, że jest ona tak realistyczna. Jak ktoś kiedyś przechodził Chmielną, to się ze mną zgodzi. Korposzczury stanowią już element wielkomiejskiego krajobrazu.
OdpowiedzUsuńMiłego pisania~
Basia
O tak, korporacje i korposzczury dopełniają wizerunek każdego większego miasta. :D
UsuńMoże nie będę trzymać Was w niepewności aż tak długo. ;)
:D Mi też spodobało się wtrącenie przepowiedni cyganki. Poznajemy tutaj Maciusia (Nie mogę się powstrzymać przed złośliwością :D) z tej wrażliwej strony, gość ma poważne kompleksy, chociaż wydawałoby się, że ma wszystko. Bardzo mi się podoba twój nowy pomysł, oczywiście na Americanę też równolegle wyczekuję :P. Ta nowa historia również ma duży potencjał. Cieszę się, czym więcej piszesz, tym lepiej :). Pozdrowienia. WilMind.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, cieszę się, że ta druga strona Macieja nie jest aż tak zła. :) W "Americanie" przedstawiałam go inaczej, tam mamy trochę inny punkt widzenia, w końcu Aleks jest tym naiwnym i wykorzystywanym. Ale każdy przecież ma swoje powody.
UsuńTeż mi się podoba :) Nie mam pojęcia czego się spodziewać ale obie postacie przypadły mi do gustu. Lubię takie zderzenia dwóch zupełnie innych światów. Ciekawe co ich do siebie przyciągnie, no oprócz oczywistego :) I następna tajemnica - kim jest Łukasz i kogo przez niego potrącił Maciej. Super rozdział. Dzięki i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKochana, zerknij sobie na dodatek "Dom pełen wspomnień", tam opisałam historię Macieja, nim jeszcze pomysł "Gówniarza" zrodził mi się w głowie. "Gówniarz", "Americana" i jeszcze niepublikowany "Kickflip" to trzy dopełniające się opowiadania, wątki się przeplatają i uzupełniają nawzajem. Trochę ciężko mi się przez to pisze, bo w końcu wiem, że każdy tekst powinien być też możliwy do przeczytania osobno, ale pewne postacie z "Americany" aż się proszą o swoje opowiadania.
UsuńSuper czekam kto nabił się na maskę:-)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne "zbiegi okoliczności" nastąpiły. Podoba mi się to.
OdpowiedzUsuńJednak zauważyłam jeden minus. Trochę męczącym jest jak w rozdziale dwa-trzy razy jest wspomniane jak to Maciej nie chce się starzeć i że chodzi na zabiegi odmładzające itp. Jeśli były bo to dwa zdania to spoko. Ale tu powstają całe fragmenty teksu, które się powtarzają. Trochę to nudzi. Jednak nie jest to zbyt duży minus patrząc pod kontem jak ładnie rozwija się akcja i budowana jest cała fabuła.
Odbieram więc rozdział bardzo pozytywnie, a ta uwaga jest do przemyślenia dla Autorki, moja droga Dream :)
Dziękuję, takie uwagi jak najbardziej są mi potrzebne! :) Ja niestety inaczej odbieram ten tekst, wszystkie więc Wasze spostrzeżenia biorę na klatę. Następnym razem trochę to ograniczę. Może faktycznie za bardzo na cel wzięłam sobie maciejowy strach przed starzeniem się.
Usuń"Gówniarz" jest naprawdę fantastyczny. Widać, jak dobrze ci się go pisze, widać, że czujesz to opowiadanie. Zbytnio się nawet nie napracowałam przy korekcie. Ale nie chodzi tu nawet o jakieś latające przecinki, po prostu sceny i dialogi wydają się takie naturalne, takie zupełnie na miejscu.
OdpowiedzUsuńTo był naprawdę dobry rozdział. Nie spodziewałam się, że Filip był Maciejem zainteresowany od dłuższego czasu. Fajnie było też dowiedzieć się o nim samym i jego życiu czegoś więcej. Bardzo polubiłam jego postać, jest naprawdę interesujący.
Ogólnie "Gówniarz" zapowiada się jako jedno z twoich najlepszych opowiadań i szczerze nie wiem, jak z niego może nie wyjść kolejny tasiemiec ;)
Fajne zakończenie. Dobrze wiedzieć, że Łukasz wciąż jest wielką słabością Macieja.
Oczywiście zastanawiam się, kogo Maciej potrącił, chociaż podejrzewam, że Filipa. Z drugiej strony to byłoby dość dziwne. Nie wiem, jak miałoby to wyglądać, szczerze mówiąc. No, ale zobaczymy, jak to rozwiążesz ;)
pozdro~
Cieszę się, naprawdę. :) Bo opowiadanie świetnie mi leży, postacie, w przeciwieństwie do tych z "Americany" załapałam od razu. Mam konkretny plan co do tego opowiadania, więc może jednak los tasiemca Gówniarzowi niestraszny. Z drugiej strony moje plany często krzyżują sami bohaterowie, sama jestem ciekawa w ilu rozdziałach się zmieszczę. ;)
UsuńA o rozwiązaniu sprawy wypadku dowiesz się jak zwykle pierwsza, może do piątku doślę Ci trzeci rozdział. :)