Betowała Akari
Jaki Nowy Rok, taki cały rok
–
Hej – przywitał się Sebastian, kiedy otworzyłem mu drzwi. Uśmiechnąłem się do
niego lekko i szybko obejrzałem się przez ramię, by sprawdzić czy aby na pewno
jesteśmy sami w przedpokoju. Z największego pomieszczenia w mieszkaniu
dobiegały głośne dźwięki muzyki, jakieś odgłosy rozmów, śmiechów, ale tu akurat
byliśmy tylko my. Szybko więc, korzystając z okazji, bo podejrzewałem, że przez
cały wieczór wiele takich mogę nie mieć, pochyliłem się i pocałowałem go, po
czym odsunąłem się, wpuszczając go do naszego biednego korytarza. – Mam
rozumieć, że nikt oprócz Arka i Pawła nie wie? – zapytał, kiedy ściągał buty.
–
Tak – odpowiedziałem i nerwowo potarłem policzek na którym znajdowała się
blizna.
Sebastian
odetchnął ciężko, ale kiwnął głową, odwieszając jeszcze kurtkę na wieszak
oblepiony całą masą ubrań. Gdzieś dyndał różowy szalik dziewczyny Arka, gdzie
indziej z kieszeni jakiegoś ciemnego płaszcza wystawała szara rękawiczka, na
samą górę ktoś rzucił sweter, a buty porozrzucane na podłodze pod wieszakiem
tylko dopełniały ten obrazek.
Akurat
w momencie, gdy chciałem powiedzieć Sebastianowi ciche, ale szczere: „fajnie,
że jednak przyszedłeś”, do przedpokoju wszedł Kapsel. Godzina dwudziesta, a ten
już miał nieźle w głowie. Niemal odbijał się od ścian. Coś mi się wydaje, że fajerwerków
w tym roku to ty nie zobaczysz, pomyślałem złośliwie, oceniając jego stan.
Kapsel
spojrzał na nas mało przytomnie, a jego pyzatą twarz rozjaśnił uśmiech.
–
Oo, siema! – wybełkotał i wyciągnął dłoń w stronę Sebastiana. – Ja cię skądś
znam… Ej, serio cię znam… Ty grałeś wtedy na boisku!
Sebastian
uśmiechnął się lekko i kiwnął głową. Moje towarzystwo całkowicie różniło się od
jego znajomych, jednak coś mi podpowiadało, że Seba się tu odnajdzie. Jak nikt
inny potrafił przecież dopasowywać się do sytuacji… Albo tylko tak się
pocieszałem, bo naprawdę denerwowałem się, jak ten wieczór może się
potoczyć.
Weszliśmy
do pokoju, na środku którego znajdował się duży stół, a na nim pełno puszek po
piwach, butelek wódki, szampanów i wszystkiego czego sobie alkoholik zapragnie.
Wzrok ludzi siedzących w pomieszczeniu momentalnie skupił się na Sebastianie.
Wydawało mi się nawet, że zrobiło się nieco ciszej, jakby mój facet był jakąś
wielką atrakcją. Paweł i Arek wymienili między sobą dziwne spojrzenia, a ja w
jednej chwili miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
Jednak
gdy Sebastian zaczął się z wszystkimi witać, zrobiło się nieco przyjemniej.
Kątem oka uważnie obserwowałem brata. Denerwowałem się to mało powiedziane.
Paweł przecież nie pałał do niego sympatią, nawet jeżeli prawie w ogóle go nie
znał.
Jakaś
dziewczyna, którą przyprowadził Zbychu, wysoka, pulchna, ale ładna, Ania chyba
miała na imię, rzuciła coś, że „niezłe ciacho wytrzasnąłem” i momentalnie atmosfera
stała się lżejsza. Ktoś się zaśmiał, ktoś podgłośnił muzykę, a gdy już byliśmy
po tym drugim piwie i dwóch kieliszkach wódki, zrobiło się naprawdę dobrze.
Mało
trzeźwym wzrokiem rozejrzałem się dookoła, zostawiając Sebastiana samego w
rozmowie ze Zbychem. W Sylwestra nasze mieszkanie wcale nie prezentowało się
lepiej niż każdego innego dnia. No, może było tylko nieco czyściej i poprzez
pozawieszane wszędzie balony – bardziej kolorowo. Dziewczyna Arka, niziutka,
drobniutka, ale słodka i miła Marysia (wszystko w niej było urocze, nawet imię,
no rzygnąć tęczą przy niej się chciało) zajęła się dekorowaniem naszych
czterech ścian. Nie bardzo nam na tym zależało, woleliśmy zająć się tym co
ważniejsze – alkoholem i jedzeniem.
Marysia,
wbrew naszym podejrzeniom, była ładna i towarzyska. Naprawdę dziwne, że Arek
nam jej od razu nie przedstawił. Ale co się dziwić, dziewczyna pochodziła z
„dobrego domu”. Zawsze świadectwo z paskiem, ambitne plany na studia…
Najwidoczniej przeciwieństwa się przyciągają. Trochę w sytuacji Arka i Marysi
widziałem siebie i Sebastiana. Mnie też było wstyd zaprosić go do nas na Sylwestra.
Nie wydawało się, żeby Seba był jakoś specjalnie zadowolony z wizji spędzenia
tej nocy w towarzystwie mojego brata, jednak zgodził się i tak oto teraz
siedział obok mnie i dyskutował ze Zbychem o drużynach NBA.
–
Dobra, to co? Toast? – zapytał w pewnym momencie Arek i podniósł się z
kieliszkiem wódki. Wszyscy spojrzeli na niego i na chwilę przerwali rozmowy.
Nawet Kapsel tak jakby wytrzeźwiał i również sięgnął po alkohol, jednak Paweł
dosyć szybko zareagował i odebrał mu butelkę z rąk. Parsknąłem śmiechem na
widok zdezorientowanej miny pijanego Kapsla, który już kilka minut później
zasnął na kanapie. – Za nowy rok, ludzie, żeby był lepszy od poprzedniego!
Spojrzałem
na Sebastiana, który w tamtym momencie nalewał mi wódki do kieliszka.
–
Nie jest tak źle, co? – zapytałem szeptem. Zerknął na mnie kątem oka i
uśmiechnął się, a w jego policzkach jak zwykle pojawiły się dołeczki.
Popatrzyłem na niego trochę dłużej niż powinienem i nie w taki sposób, w jaki
patrzy się na kumpla. Usłyszałem wymowne chrząknięcie, na co prawie że
podskoczyłem z nerwów, przypominając sobie gdzie jestem. Zerknąłem na Pawła
siedzącego naprzeciwko na fotelu. Momentalnie zrobiło mi się głupio. Uczucie
było porównywalne co wtedy, gdy spotkałem ojca Sebastiana w kuchni.
–
Za rok – powiedział w pewnym momencie Paweł i podniósł się z fotela razem z
kieliszkiem w dłoni. Nachylił się przez stół tylko po to, żeby przybić toast ze
mną i Sebastianem.
Przełknąłem
ślinę i uśmiechnąłem się lekko, patrząc jeszcze kątem oka na Sebę. W
przeciwieństwie do mnie, nie był w ogóle zdenerwowany. A chyba powinien, no
nie? No kuźwa! Ja bym był!
Z
jednej strony ta jego pewność siebie była irytująca, a z drugiej… Sebastian nie
byłby tym samym Sebastianem, gdyby peszyły go takie sytuacje.
Kolejka
poszła w ruch. Nie liczyłem już ile wypiłem, ale było tego naprawdę sporo. Z
każdym kieliszkiem rozluźniałem się coraz bardziej. Zacięta dyskusja, która
narodziła się przy stole i która zaangażowała wszystkich, oprócz śpiącego
niedaleko Kapsla, przybierała na sile. Już nie pamiętam o czym tak zażarcie
rozmawialiśmy, z pewnością przewinęły się tematy polityczne, sportowe,
muzyczne, a nawet coś dla Seby: motocyklowe. Przestałem się pilnować i czasami opierałem
się na ramieniu Sebastiana, innym razem trzymałem dłoń na jego kolanie, jeszcze
w innych momentach on mnie obejmował. To było takie… naturalne. Nie panowałem
nad tym. I teraz nawet nie chcę zastanawiać się, jak to musiało wyglądać w
oczach Zbycha. Przecież on, do cholery jasnej, nawet nie wiedział o mojej
orientacji!
Wszyscy
jednak zdawali się tego w ogóle nie zauważać. I może faktycznie nie zauważyli,
w końcu wódkę można było liczyć butelkami. Jedna za drugą, naprawdę mieliśmy
spust, a wchodziło nam tak łatwo, że powoli przestawałem ogarniać.
W
pewnym momencie ktoś krzyknął: „Ej! Sześć minut do północy!”. Nie pamiętam już
kto to był, wiem tylko, że jakiś damski głos. Może Marysia, może Ania. Nie
wiem, miałem wtedy już naprawdę dobrze wypite, a żeby było jeszcze fajniej –
Sebastian trzymał się całkiem nieźle jak na taką ilość alkoholu. Naprawdę,
mógłby go kiedyś szlag wziąć, bo jest idealny we wszystkim. Nawet w piciu, do
cholery.
Podtrzymał
mnie, gdy zachwiałem się przy wstawaniu. Zażartował coś, że nie powinienem już
pić i, mimo że już złapałem pion, wciąż mnie nie puszczał. Przeszliśmy do
przedpokoju, ubraliśmy się i wyszliśmy. Arek szybko zawrócił, bo przecież
fajerwerki! Jak można zapomnieć o fajerwerkach? Wrócił bez fajerwerków, ale za
to z dwoma butelkami szampana. Nikt nie zauważył, że nie ma sztucznych ogni i
że zamiast o godzinie dwunastej odpalać fajerwerki, my otwieraliśmy szampany i
kolejną butelkę wódki, którą przemyciliśmy przed wyjściem na dwór.
Wypiliśmy
i wróciliśmy do mieszkania w akompaniamencie huków.
–
Dwa tysiące czternasty! – krzyknęła Marysia, uwieszając się na szyi Arka.
Pamiętam, że w tamtym momencie spojrzałem na nich mętnym od alkoholu wzrokiem i
stwierdziłem, że naprawdę pasują do siebie. Idealna para.
–
Wesołego nowego roku! To co? Kolejeczka? – parsknął Zbychu i już dorwał się do
wódki. Zaśmiałem się i powiedziałem, że tę kolejkę przepuszczam. Poszedłem do
toalety, bo pęcherz naprawdę zaczął mnie uwierać.
Kiedy
tak stałem nad kiblem, pomyślałem, że ten Sylwester był całkiem fajny. Że Seba
świetnie dogaduje się ze Zbychem, Arkiem, a nawet, o dziwo, z Pawłem. I że co najdziwniejsze,
zaczynam uważać to za coś naturalnego.
Gdy
wróciłem do pokoju, w tle przygrywała piosenka Icony Pop „I love it”, a przy
stole zastał mnie niecodzienny widok. Przez głowę przewinęła mi się nawet myśl,
że za dużo już wypiłem i mam jakieś halucynacje alkoholowe, czy coś w ten
deseń.
Sebastian
i Paweł siedzieli obok siebie, Paweł obejmował go ramieniem i o czymś zażarcie
dyskutowali, całkowicie ignorując to, co dzieje się obok, czyli dziwne,
połamane tańce Ani, Marysi, Zbycha i Arka oraz ich krzyki do refrenu: „I don’t care,
I love it!”.
Nie
chciałem przeszkadzać Pawłowi i Sebastianowi, więc zamiast do nich, podszedłem
do grupy tańczącej i szybko zostałem wciągnięty do darcia gardła na refrenach
typowo popowych utworów. A oni dalej rozmawiali. Cholera, ciekawość zżerała
mnie od środka, ale mimo wszystko zostawiłem ich samych, bo czułem, że tak
powinienem zrobić.
Nie
wiem kiedy znalazłem się na swoim łóżku albo raczej materacu. Czy Sebastian
doprowadził mnie do niego, czy ja prowadziłem jego, a może prowadziliśmy siebie
nawzajem? Nie wiem, naprawdę, mało co już wtedy ogarniałem. Zresztą, nikt nic
już nie ogarniał. Wszyscy pozalegali gdzieś w kątach i pozasypiali, zostawiając
sprzątanie po imprezie na następny dzień. Kac już niemal wisiał w powietrzu.
Cholera, ten Nowy Rok będzie całkiem ciekawy, w szczególności, że mamy tylko
jedną łazienkę, a pijanych osób jest trochę więcej.
Leżałem
na materacu w ubraniu, bo nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym je zdjąć
i że bez spodni byłoby mi wygodniej. Tuż obok mnie zalegał Sebastian, luźno
obejmując mnie ramieniem. W tamtej chwili wszystko wydawało się takie proste,
poukładane.
–
O czym gadałeś z Pawłem? – zapytałem w pewnym momencie. Musiałem jednak
powtórzyć, bo nie bardzo dało się zrozumieć moje seplenienie. Naprawdę ciężko
było panować nad językiem, kiedy miało się za sobą tyle kolejek wódki, kilka
kieliszków szampana i dwa piwa.
–
O tobie – odpowiedział i przysunął się jeszcze bardziej do mnie.
–
O mnie? – zapytałem momentalnie w jakimś przebłysku trzeźwości.
–
O nas – sprostował. Nie, Sebastian z pewnością nie był ani trochę przytomny.
Pieprzył jeszcze coś pod nosem niezrozumiale, głaskał mnie po plecach i chyba
po chwili zasnął, gdyż zamilkł, a jego oddech ustabilizował się.
Uśmiechnąłem
się i pocałowałem go w usta. Waliliśmy alkoholem na kilometr, pewnie zapach był
porównywalny do zaprawionego w boju żula, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało.
Zresztą, zdążyłem się już przekonać, że zapach rzadko kiedy nam przeszkadzał.
Zasnąłem
z przyjemnym uczuciem, że wszystko w końcu jest tak jak powinno. Sebastian tuż
obok mnie, Paweł i Arek za ścianą. Szkoda tylko, że wszystko minie, gdy
wytrzeźwieję.
***
Ciężko
mi określić relację, jaka łączyła mnie z Sebastianem. Niby dalej byliśmy razem,
ale z drugiej strony obaj wiedzieliśmy, że jeszcze chwila, a wszystko się
skończy. Wyjedzie i co? I moje życie z powrotem będzie takie jak przed
poznaniem go? Czy może będziemy przez chwilę bawić się w związek na odległość,
w rozmowy na skypie, aż w końcu albo on, albo ja sobie kogoś znajdziemy i
wszystko się skończy? Czasem miałem ochotę to wszystko przerwać już teraz.
Wymyślałem sobie nawet dokładnie, jak ta rozmowa przebiegnie. Co powiem, jakie
postawię argumenty, wydawało mi się, że byłem naprawdę świetnie przygotowany.
„Wiesz, to nie ma sensu. Jeszcze miesiąc do matur, później drugi miesiąc
oczekiwania na wyniki i wyjeżdżasz”, a następnie coś o tym, że obaj wiemy, że
związki na taką odległość się nie sprawdzają. Jednak gdy stawałem przed nim,
patrzyłem na niego, na ten szeroki uśmiech, dołeczki w policzkach, jeszcze jak
całował mnie na powitanie, kompletnie zapominałem o tym, co chciałem
powiedzieć.
Temat
nie istniał… Tak jakby.
Spędzanie
niedzielnego popołudnia u Sebastiana w pokoju, z kontrolerem w łapie stało się
już dla mnie czymś w rodzaju tradycji. Nawet nie wyobrażałem sobie, że ten
dzień mógłby mi przeminąć na czymś innym od zabijania zombie czy ścigania się w
NFS. Nie chwaląc się, byłem w tym świetny. Początki były trudne, ale gdy już
nabrałem wprawy, Sebastian mógł tylko patrzeć, jak go wyprzedzam i słuchać
mojego triumfalnego śmiechu. Nauczył się też, że nie warto się ze mną zakładać.
Kilka razy już takie zakłady wygrałem i Sebastian wylądował na dole. Nie, żeby
mu to jakoś specjalnie przeszkadzało, w seksie też nabrałem doświadczenia.
Już
właśnie rozwalałem czaszkę dziesiątemu z rzędu zombiakowi, gdy nagle Sebastian
odetchnął ciężko, wychylił się i zastopował grę.
–
Ej! – krzyknąłem oburzony. – Wygrywałem! – Wskazałem na zatrzymany obraz na
ekranie, na którym wyraźnie było widać, że poziom został już prawie ukończony.
–
Jedź ze mną – powiedział nagle Sebastian, a mnie na chwilę zatkało. Naprawdę
długo nie poruszaliśmy tego tematu, nie byłem przygotowany, że teraz on o tym
wspomni. Odetchnąłem ciężko, nagle zły na wszystko. Na zastopowaną grę, na
Sebastiana, na jego pieprzoną maturę, a nawet na niczemu winny Nowy Jork, do
którego się wybierał.
–
Już chyba o tym rozmawialiśmy – mruknąłem i wychyliłem się do PlayStation, by
wznowić grę. Zdążyłem jednak dobić jednego zombiaka, gdy ta została znowu
zastopowana. Spojrzałem ze wściekłością na Sebę, który też nie wyglądał na
zadowolonego. Aż uniosłem w zdziwieniu brwi, bo naprawdę rzadko kiedy go
takiego widywałem. Ze zmrużonymi oczami i zaciśniętą szczęką. Na skraju
cierpliwości.
–
To porozmawiajmy jeszcze raz – warknął.
–
I po co? Nie widzisz, że to nie ma sensu? Nie zostawię Pawła tylko ze względu
na ciebie! – Odłożyłem kontroler i wstałem, nie mając najmniejszej ochoty na
siedzenie z nim w jednym pomieszczeniu. Czułem, że muszę ochłonąć, bo emocje,
które ukrywałem przez tak długi czas zaraz znajdą ujście i Seba skończy z
rozkwaszonym nosem. Och Boże, ale miałem ochotę mu przyłożyć. Tak jak kiedyś
nie przeszkadzało mi to, że był pewnym siebie dupkiem, wręcz przeciwnie, nawet
to mi się w nim podobało, tak w tamtym momencie miałem go cholernie dosyć.
–
Zawsze o nim! – warknął, również się podnosząc. – Tylko Pawła widzisz, nie
mógłbyś raz zrobić czegoś dla siebie?!
–
A ty widzisz coś innego poza czubkiem własnego nosa?! – odparowałem. Po raz
pierwszy dopadło mnie uczucie, że ze złości miałem ochotę się rozryczeć. Bo
cholera, nie chciałem, żeby mnie zostawiał! Nie, kiedy się w nim zakochałem. –
Lecisz tam tylko dlatego, bo twoja mama tak chce. Kurwa, nie mógłbyś jej ten
jeden pieprzony raz w życiu powiedzieć: „nie”?!
–
Czasem trzeba zrobić coś dla innych. – Naprawdę nie mam pojęcia, jak w tamtym
momencie się powstrzymałem, żeby się na niego nie rzucić. Żeby nie przypieprzyć
mu z trzy razy z pięści, potrząsnąć i wrzasnąć mu prosto w twarz, że jest
pieprzonym hipokrytą.
–
To zrób coś dla mnie! – krzyknąłem, nawet nad sobą nie panując. – Tak ci tu w
tej Polsce źle? Bo och, pewnie, nie ma żadnych dobrych studiów, a ty tak bardzo
potrzebujesz świetnego wykształcenia! Przecież musisz mieć zapewnioną pracę, bo
już teraz nie starcza ci na chleb! – Wpadłem w nerwowy słowotok. – Cholera, ty
nawet nie chcesz tam jechać! Ty to robisz tylko dla mamy… – Nie dokończyłem, bo
w tamtym momencie Sebastian złapał mnie za przód koszulki i przyciągnął do
siebie, całując mocno.
Chciałem
go odepchnąć, pokazać mu, że jestem naprawdę wkurwiony i że tym razem nie
pozwolę przemilczeć sprawy. Ale przy nim stawałem się typową, mało stanowczą
cipą, więc jedynie objąłem go i się do niego przytuliłem, odpowiadając na
pocałunek.
–
Chodźmy na boisko zagrać jeden na jeden – powiedział, kiedy się ode mnie
odsunął. I tak oto zakończyła się nasza jedna z pierwszych prób rozwiązania
problemu wyjazdu do USA, czyli ostatecznie stanęło na tym, na czym się zaczęło.
Sebastian wyjeżdża, a ja nie miałem żadnego wpływu na zmianę decyzji.
Może
tylko mi tak na nim zależało? Może on po prostu miał mnie gdzieś?
***
–
Co się stało? – zapytał Paweł, patrząc na mnie zza swojego kubka czarnej kawy.
Ocknąłem się z zamyślenia i spojrzałem na niego zdezorientowany.
–
Co? – Poruszyłem się nerwowo na krześle i sięgnąłem po kanapkę, którą zrobiłem
sobie jakieś piętnaście minut temu i nawet jej nie ruszyłem. Ugryzłem więc spory
kawałek, chociaż nawet nie byłem głodny. Ostatnio, jak nigdy, nie jadłem prawie
nic. Po prostu mi się nie chciało, co dziwiło każdego. Arek nawet stwierdził,
że może by mnie zabrać do szpitala na badania, bo skoro nie chcę swoich
ulubionych ciastek z czekoladą, to coś naprawdę musi być nie tak.
–
Widzę już od kilku dni, że coś się dzieje – stwierdził i wzruszył ramionami. –
Pytam więc, co?
Pokręciłem
głową i uśmiechnąłem się wymuszenie.
–
Nic – odpowiedziałem i żeby uniknąć kolejnej odpowiedzi na niezadane pytanie,
które już prawie wisiało nade mną, zapchałem się kanapką. Chodziło oczywiście o
Sebę, który właśnie teraz pisał swoją maturę z matmy i która, znając życie,
pójdzie mu zajebiście, obstawiam nawet od dziewięćdziesięciu pięciu procent
wzwyż. A później co? A później nic. Koniec.
Paweł
odetchnął ciężko. Odkąd rozstał się z Agą zauważyłem, że spędzaliśmy z sobą
jeszcze więcej czasu, niż kiedy był z nią. A na dodatek nie chodził ciągle
przygnębiony czy wkurzony, bo jego cudowna dziewczyna znowu coś wywinęła. Zaryzykowałbym
nawet stwierdzenie, że Paweł się po prostu odkochał i że teraz czerpał to co
najlepsze z bycia singlem. Był przystojny (chociaż to może mało obiektywne
stwierdzenie, w końcu byłem jego bratem), więc nie miał się co martwić, że
zostanie sam.
–
Sebastian, tak? – zapytał. Nie wiem, czy on kuźwa ma jakieś zdolności
telepatyczne, czy po prostu wie, że jak mam zły humor to zawsze wplątany jest w
to Seba, ale czasem cieszyłem się, że tak odgadywał. Jakoś nie widzę, że
miałbym teraz się tu przed nim rozmazać i powiedzieć, że nie chcę, aby mój
facet wyjeżdżał.
Kiwnąłem
więc głową, uważając, że tyle wystarczy. I wystarczyło.
–
Rozmawiałem z nim – powiedział nagle, a mnie aż zamurowało. Jasne, Paweł i Seba
ostatnio, a dokładniej od kilku miesięcy, od pamiętnego (albo raczej, ze
względu na duże ilości alkoholu, niepamiętnego) Sylwestra, całkiem dobrze się
dogadywali. Jednak jakoś nie spodziewałem się, że mogliby rozmawiać w cztery
oczy, do tej pory byłem obecny przy każdym ich spotkaniu.
–
Rozmawiałeś? – dopytałem, obawiając się, że wraz z wejściem w dorosłość mam
problemy ze słuchem i po prostu się przesłyszałem.
–
No – mruknął i odchrząknął. – To znaczy, na początku miałem ochotę mu coś
zrobić, ale powiedzmy, że rozmawialiśmy. – Skrzywił się i kiwnął głową. Nie
wiedziałem czy pytać dalej, bo to co usłyszę mogłoby mnie wprowadzić w jakiś
stan krytycznego zaszokowania. – I mówił, że chce, abyś poleciał z nim.
Sapnąłem
ze złością i podciągnąłem jedną z nóg na krzesło. Sebastian chyba będzie to
powtarzał jak jakąś mantrę. Uparta, egoistyczna łajza.
–
Jedź – powiedział nagle Paweł. – Naprawdę, Kacper, nie patrz na mnie czy na
Arka. Cholera, toć taka okazja nie zdarza się na co dzień. – Pokręcił z
niedowierzaniem głową. – Mówił, że jego ojciec ma znajomości i że wiza nie
byłaby wielkim problemem. Naprawdę, nie wiem nad czym ty jeszcze się
zastanawiasz, nawet ci przelot postawi.
Sebastian
mu to wszystko powiedział? Nawet nie chciałem dociekać, ile ta ich rozmowa
trwała i jak naprawdę przebiegała.
–
Też chcę zdać maturę – powiedziałem i wzruszyłem ramionami, dobrze wiedząc, że
Paweł tego nie zrozumie. Nigdy nie rozumiał moich chęci zdobycia wykształcenia,
co już chyba się nie zmieni. Dla Pawła szkoła była utrapieniem, czymś, przez co
trzeba jak najszybciej przebrnąć, ja to traktowałem jak szansę na lepsze życie.
No
i nawet gdyby nie chodziło tylko o tę maturę, nie mogłem ich zostawić. Tak po
prostu się odciąć od nich tylko dlatego, że przytrafiła mi się szansa
przeprowadzki do Nowego Jorku. Nie, to nie wchodziło w grę, a co najważniejsze,
Sebastian doskonale zdawał sobie sprawę z tego ile Paweł i Arek dla mnie
znaczą.
–
Pieprzysz – warknął tylko Paweł i wstał, po czym odstawił kubek do zlewu. –
Chcę tylko, żeby było jasne, nie będę miał ci za złe, jak skorzystasz z tej
szansy. – Uśmiechnął się lekko. – Może i jesteś wkurwiającym bratem, ale chcę
dla ciebie jak najlepiej. – Klepnął mnie w ramię i wyszedł z kuchni.
–
Sam jesteś wkurwiający! – krzyknąłem jeszcze za nim, ale nie mogłem nie
uśmiechnąć się pod nosem.
***
Naprawdę
nie wiedziałem co zrobić. Wszystko wydawało się tak pojebane, jak jeszcze nigdy.
Niby Paweł mnie namawiał, żebym jechał, ale coś mi się jednak wydawało, że
wcale tego nie chciał. Przecież nie mógł mi powiedzieć: „nie jedź, nie chcę,
żebyś mnie zostawił”, bo jakim wtedy byłby bratem? No i miałem jeszcze tę
maturę, dwa lata do niej albo raczej już rok, bo po raz pierwszy od sam nie
wiem kiedy, zapowiadało się na to, że klasę zaliczę bez problemów. Oczywiście
świadectwo będzie jeszcze prosiło o pomstę do nieba, średnia ledwo trzy–dwa, ale
przynajmniej zdam. Z drugiej jednak strony, to, że nie wyjadę oznacza, że ze
mną i Sebastianem już koniec. Nic nie wskazywało na to, żeby on miał zostać.
Podejrzewałem nawet, że nie porozmawiał z mamą i nie próbował jej przekonać do
studiów w kraju. Już mógłby nawet jechać na ten drugi koniec Polski, ale
przynajmniej wracałby co tydzień – dwa do miasta i mógłby się ze mną widywać.
Wydawało
mi się, że Sebastian nawet nie chciał inaczej tej sprawy rozwiązać. Stawiał na
swoje, czyli ja jadę i koniec, innej opcji dla niego nie było. Od początku tego
naszego „spotykania się”, czy jak to inaczej nazwać, jeszcze się tak nie
kłóciliśmy jak wtedy. Im bliżej do wyników matur, tym bardziej czułem, że
musimy to rozwiązać. Że to nie może się tak skończyć.
Ale
nie wiedziałem co robić. Byłem w kropce, nie miałem nawet z kim porozmawiać, bo
Arek i Paweł mówili, abym jechał, Seba mówił, żebym jechał… Nikt nawet nie
próbował mnie zrozumieć, jak starałem się im wytłumaczyć, dlaczego nie chcę,
zaczynali od początku to swoje gadanie: „no jedź, co cię tu trzyma?!”. Och,
cholera, ile razy to ja chciałem im przywalić za takie pieprzenie, to już nie
da się zliczyć. Za każdym cholernym razem, gdy zaczynali swoje gderanie,
widziałem jak rozkwaszam im nosy.
Potrzebowałem
kogoś, kto mnie posłucha. Może zaproponuje inną opcję, może nie, ale po prostu
posłucha. Znowu dusiłem to w sobie, nic więc dziwnego, że chodziłem jak taka
bomba. Denerwowało mnie już dosłownie wszystko.
Pewnego
dnia, kiedy próbowałem robić porządki w pokoju, bo już naprawdę nie dało się tu
żyć, natrafiłem na spraną, wygniecioną karteczkę i ledwo widoczne cyfry, jakie
były na niej zapisane. Momentalnie przypomniał mi się jeden z wieczorów w
klubie, kiedy Sebastian zachwycał się jakimś tam Wojtkiem, a ja poznałem
Bartka. Starszego geja, któremu zwierzyłem się chyba ze wszystkiego, co mnie
tamtej nocy denerwowało. Aż się uśmiechnąłem z zażenowaniem, jak to sobie
przypomniałem.
Nie
mam pojęcia kiedy złapałem za telefon i wykręciłem numer, zadając sobie
pytanie: „po co?”. Gdy usłyszałem dźwięk połączenia, chciałem szybko odrzucić
komórkę, czego jednak ostatecznie nie zrobiłem.
–
Halo? – odezwał się głos w słuchawce. Jeszcze mam szansę, myślałem. Przecież to
chore, dzwonić do całkowicie obcego człowieka i…
–
Bartek? Cześć, tu Kacper. Poznaliśmy się w klubie kiedyś, jakieś pół roku temu,
dałeś mi numer, jak przyszedł mój chłopak i był o ciebie zazdrosny. Pamiętasz
mnie? – Wszystko, ale to absolutnie wszystko powiedziałem na jednym wydechu.
Kiedy zdałem sobie sprawę, co tak naprawdę pieprzę, miałem tylko nadzieję, że
mówiłem zbyt szybko i bełkotliwie, aby w ogóle zrozumiał.
–
Kacper od „chłopaka, który wcale nie jest moim chłopakiem, tylko ze sobą
kręcimy”? – Zaśmiał się do słuchawki. Miałem ochotę spalić się ze wstydu. –
Jasne, że cię pamiętam. Ciebie nie dałoby się zapomnieć.
Tak się właśnie zastanawiałam, czy w ten weekend wrzucisz nowy rozdział. Cieszę się, że tak zrobiłaś :)
OdpowiedzUsuńHm... Nie dziwię się, że Kacprowi tak trudno wybrać. Niełatwo jest tak sobie wyjechać z kraju, opuścić brata (i Arka) i wracać do domu najwyżej co kilka miesięcy albo i lat. Jednak jestem miło zaskoczona zachowaniem Pawła, że tak zmieniło się jego nastawienie, a zwłaszcza zachęcanie Kacpra do wyjazdu. Odbiegając od głównego tematu, zastanowiło mnie, że Arek tak ukrywał tą Marysię, jakby to było nie wiadomo jakie wielkie halo.
Ale wracając... To słodkie, jak Kacper określa Sebastiana .
Ciekawa jestem, co wyniknie z tej rozmowy z Bartkiem. Rozmyślałam ostatnio, co zrobisz z jego wątkiem, o ile zrobisz cokolwiek.
Pozdrawiam serdecznie :)
Kocham to *.*
OdpowiedzUsuńooo staryy ! to uczucie gdy widzisz nowego posta i rzucasz wszystko by jak najszybciej przeczytać rozdział , bezcenne <3 *.*
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej widać, że to opowiadanie zbliża się ku końcowi, ale również pokazujesz droga Autorko, że to nie będzie zwykły happy end, gdzie Kacper poleci wraz z Sebastianem do Stanów i będą żyć długo i szczęśliwie, ani gorsza opcja (choć niekoniecznie niechciana), że Sebastian poleci a Kacper zostanie w PL. Na śmierć zapomniałam o Bartku, wcześniej sądziłam, że inaczej ten temat pokierujesz (albo zostawisz to w cholerę ;) ) a tu w najmniej spodziewanym momencie wyskakuje Bartek niczym królik z kapelusza! Mam nadzieję, że ta postać jedynie wysłucha Kacpra. Oj, nie chodzi mi od razu o zdradę Sebastiana, ale coś pokombinować, zadziałać, kto wie, kto wie ;)
OdpowiedzUsuńWoW! Nie mam słów, ale mimo to postaram się coś sklecić. Na początek chciałam zaznaczyć, że uwielbiam to opowiadanie i moim zdaniem jest ono obecnie jednym z najlepszych, wśród blogów M/M. Ten rozdział jest jak dla mnie, mimo pierwszyplanowego wachania Kacpra, pełen nadziei i optymizmu, np.: patrząc na sytuację między Sebastianem, a Pawłem. Jestem z każdym rozdziałem jeszcze bardziej nienasycona i żądna rozwikłania dręczących, jak myślę wszystkich czytelników, dylematów Kacpra. Cieszę się, że zadzwonił on do Bartka, bo wydaje mi się, że on mu poradzi dobrze, a także w sposób niepojęty i nie-do-ogarnięcia, darzę Bartka zaufaniem.
OdpowiedzUsuńCóż tu więcej pisać? Może tylko:
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny ;)
W.
Po pierwsze przepraszam, że ostatni rozdział nie skomentowałam ale ostatnio nie mam sił do pisania komentarzy.. Ostatnio czyli od kilku/kilkunastu tygodni ;/ Mam nadzieję, że moje chęci do komentowania powrócą...
OdpowiedzUsuńPo drugie, czy dobrze zrozumiałam, iż to przedostatni rozdział? Że ZTP już się kończy? Nastąpi koniec? NIEEE. NIE NIE. To będzie takie straszne ;c No ale mam nadzieję, że dotrzymasz słowa i dostaniemy bonusiki xD no i czekam na inne opowiadania xP
Ale wracając do rozdziału, a raczej w końcu przejdę do głównego tematu komentarza xD
Fajnie że Paweł i Seba się dogadują.. A właściwie dogadali. Szkoda, że ten czas tak szybko minął i Seba czeka na wyniki oraz wylatuje. Rozumiem Kacpra, z Seby naprawdę jest taki mami-synek ;/ A szkoda. No i przykre jest to, iż się kłócą.. Paweł chce aby Kacper poleciał? Cóż, ta jego "rozmowa" z Sebastianem na pewno była dłuuuuuuga. Aż się dziwię, że oboje wyszli z niej cali.
Znalazła się karteczka od Bartka.. Ciekawe cóż ten facet poradzi naszemu Kacperkowi. Mam nadzieję, że mu pomoże. No i proszę, nie łącz ich w parę.. Bo mi to podchodzi pod pedofilię lekką.. No i liczę, na to, że nasi główni bohaterowie się nie rozstaną.. Serce mi pęknie! xD Nie kończ tego w podobny sposób jak jedno opowiadanie. Wiesz smutne zakończenia są w porządku, ale co za dużo to niezdrowo, no i te dobre/wesołe są o wiele fajniejsze.
Jeszcze mam jedno pytanie. Ile Kacper ma lat? Bo najpierw myślałam, iż jest w moim wieku (17 lat), więc teraz (kiedy Seba napisał maturę) powinien mieć 18, prawda? A chodzi do technikum z tego co pamiętam, przez co maturę powinien pisać za dwa lata, a nie za rok... To takie moje małe spostrzeżenie..
Mam nadzieję, że mój komentarz nie brzmi jak jakaś analiza.. Bo przez 9 lekcji j. polskiego w tygodniu mam ochotę wszystko analizować, szukać drugiego dna... To naprawdę staje się coraz bardziej uciążliwe xD
No ale na tym dziwnym akcencie zakończę moje wypociny, z których możliwe, że powstało masło-maślane, aczkolwiek nie będę ich czytać (z doświadczenia wiem, że załamałabym się komentarzem i skasowała, a po sobie pozostawiła pustkę..), za co przepraszam.
Pozdrawiam i życzę dużo weny!♥
Kacper ma 18, jest w technikum, ale w 2 klasie nie zdał :)
UsuńCieszę się, że wróciłaś z komentowaniem ;D Potrafisz człowieka zmotywować ^^
PS. Ja za to wszędzie widzę analizy statystyczne. Studia mnie wykańczają, chociaż właściwie nic na nich nie robię, jak na studenta przystało.
Proszę wybaczyć autorce komentarza, jeśli będzie się powtarzać i jeśli wyjdzie jej masło-maślane.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, przykro mi, że opowiadanie dobiega końca. Naprawdę przywiązałam się do bohaterów.
Cieszę się, że Paweł, Arek i ogólnie towarzystwo Kacpra dogaduje się z Sebastianem. Szkoda, że tak się kłócą. Mam nadzieję, że się jednak dogadają i nie skończą z obitym ryjem :D. Choć w sumie czasami ma się ochotę walnąć i jednego i drugiego- tak dla zasady :).
Odkąd wprowadziłaś wątek z Bartkiem zastanawiałam się, kiedy "wyskoczy z kapelusza". Fajnie, że znalazł jego numer, ciekawe, co mu doradzi. Kacperkowi przyda się rozmowa z kimś, kto może spojrzeć na sprawę obiektywnie. No i liczę, że nasi kochani bohaterowie będą razem.
I tu nie wiem co dalej napisać. Mogę tylko wychwalać Cię do niebios za umieszczenie tego opowiadania tutaj.
Pozdrawiam i życzę weny!
PS. Nie wiem, jak będą wyglądać bonusy, ale zastanawiam się, czy zrobisz coś w stylu "myśli Sebastiana", czy tam "jeden dzień z jego życia". Mam nadzieję, (boże, za często to powtarzam) że powstanie coś w tym stylu, bo nieraz zastanawiam się co mu się roi pod kopułą.
aaa... kocham cię... nareszcie nowy rozdział... pisz, pisz... życzę weny... i czekam na dalszy rozwój wypadków... :P
OdpowiedzUsuńOj mam nadzieję, że będę już na bieżąco komentować (a muszę jeszcze po nadrabiać komentarze na innych blogach..)
OdpowiedzUsuńJa potrafię zmotywować człowieka? Naprawdę? O___O Sama siebie nie potrafię, a Ty mówisz, że Ciebie mi się udaje xD
To widzę, że obie "coś" analizujemy. Tylko, że ja filmy, wiersze, opowiadania, wydarzenia itp xD
A Ty skoro, jak na studenta przystało leniuchujesz to możesz nam swoje lenistwo poświęcić na pisanie ;D
Nie no a tak na poważnie to życzę Ci abyś dalej korzystała ze studenckiego życia, dużo imprezowała - jak na studenta przystało ;3
Tuta piszę bo później nie będzie mi się chciało za bardzo xD
UsuńDzisiaj raz jeszcze przeczytałam całe ZTP. Jejku. Przypomniałam sobie za co pokochałam to opowiadanie. Z jednej strony chcę już przeczytać ostatni rozdział, a z drugiej. Nie chcę końca. Liczę jednakże, iż napiszesz kilka "bonusów". I błagam. Nie kończ tego tak jak pewne opowiadanie. Nie możesz nam jak i bohaterom tego zrobić :c
Przy okazji wiesz, że za niedługo "rocznica" Za trzy punkty?
Hmmm.. W sumie nie wiem po co piszę ten komentarz skoro i tak nic nie wnosi... No ale jest i już xD
Pozdrawiam i życzę dużo weny <3
Oj...piękny rozdział ^^ naprawdę cudowny. Czekam na sławetny "hepi ęd", snuć przypuszczeń nie będ€, bo są one różnorakie i jak znam życie, zupełnie błędne.
OdpowiedzUsuńI ta radość, kiedy widzisz, że nowy rozdział został dodanyy *.* I ten niedosyt, kiedy się już skończy czytać.. ;) Sylwester - super, bardzo się cieszę, że Seba i Paweł się dogadali i ogólnie, że impreza się udała. To USA mnie przeraża... Naprawdę jestem bardzo ciekawa jak chłopaki sobie z tym poradzą. Boję się jedynie, że każdy uprze się i będą musieli się rozstać :c Jednak wszystko w twoich rękach :D Czekam niecierpliwie na rozdział 20. A i gdybyś mogła zdradzić ile opowiadanie będzie posiadać rozdziałów? ;)
OdpowiedzUsuńwróciłam i czytam rozdzial po rozdziale :) Marysiu, jestes coraz wspanialsza. Czekam na kolejny etap historii, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest fantastyczny... jak widać Sebastian z Pawłem się dogadywują jakoś.... jestem zaskoczona, ale i zachwycona tym, że Paweł tak zachęca Kacpra do wyjazdu.... choć rozumiem samego Kacpra... wyjeżdżać gdzieś, a potem co kilka miesięcy, a może i nawet lat móc wrócić i się spotkać z bratem.... Bardzo jestem ciekawa co wyniknie z rozmowy Kacpra z Bartkiem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Kiedy możemy się spodziewać nowego rozdziału?:)
OdpowiedzUsuńNiestety, nawet ja nie wiem.
UsuńKocham to opko i zawsze czekam z wytęsknieniem na nowy rozdzialik *^*
OdpowiedzUsuńWspaniałe wspaniałe, początki ich historii naprawdę wzruszały mnie do łez i strasznie mnie ściskało :< uwielbiam twój styl i widać, że postacie dopracowane, tak samo jak opowieść, ah <3
Ślę dużo dużo weny, ściskam cieplutko i pozdrawiam! C;
Jak tam prace nad rozdziałem. Jest szansa, że ukaże się w Mikołajki? Taki MAŁY prezencik?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :-)
O ile dobrze pójdzie, opublikuję na dniach oneshota ;) Na rozdział niestety nie ma co liczyć, bo nawet go nie zaczęłam. Mam zastój i nie ma co tego ukrywać.
UsuńCieszę się z tego one shota ( w tym stylu co ostatni ? ), niemniej jednak życzę Ci odblokowania weny w kwestii ZTP. To ma być ostatni rozdział wiec niecierpliwość jest o wiele większa, naprawdę jestem ciekawa jak zakończysz tę historię (to chyba wiesz, no chyba, że się wahasz to ja jestem za happy endem :-) ).
UsuńDzięki za odpowiedź i gorąco pozdrawiam, nie daj się Ksaweremu ;-)
Może coś w przerwie świątecznej się zrodzi :) Zawsze działała na mnie wenotwórczo ;)
UsuńKsawerego się nie boję. Siedzę w domu i nie mam zamiaru wychodzić xD
To ja Twój ulubiony hejterek dolaczam się do pytania: Jak tam prace nad rozdziałem. Jest szansa, że ukaże się w Mikołajki? Taki MAŁY prezencik? Prosimy bardzo, bardzo, bardzo...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :-)
Odpowiedz
Autorka opowiadania jest winna mojego niewyspania. To moja czwarta noc zarwana z powodu tego opowiadania. Jest tak wciągające, że "odkryte" przeze mnie 3 grudnia zostało już w całości przeczytane. Tym jednym wpisem pozwalam sobie skomentować całe opowiadanie, które jest świetnie napisane i bardzo miło się czyta.
OdpowiedzUsuńAutorce życzę wielu wolnych chwil, w których będzie tworzyła nowe odcinki.
Mam nadzieję, że przynajmniej pod choinką coś (nowy odcinek) znajdziemy skoro Mikołaj o nas (czytelnikach) zapomniał.
Pozdrawiam
ZIBI74
Wszystkie komentarze dotyczące Zielonej Papryki zostały usunięte. Proszę o rozgraniczanie tych dwóch blogów.
OdpowiedzUsuńJak coś, fanpejdż papryki dalej istnieje.
Pozdrawiam.
;_______; jak ja tęsknię za jakimś rozdziałem ;___:
OdpowiedzUsuńpiszesz kolejny czy stoi w miejscu?
Szczerze mówiąc nawet nie wiem jak trafiłam na tą stronę. Zresztą, to nie ma znaczenia. Pierwszy raz od naprawdę bardzo długiego czasu nie potrafię napisać jakiegoś sensownego komentarza, jako tako odnoszącego się do opowiadania. No problem mam, bo aż mnie palce świerzbią żeby coś napisać. Kurdę, na samym początku, czapki z głów za pomysł i umiejętność pisania. To drugie zostawię w spokoju, bo, jak dla mnie, nie podlega dyskusji. Miałam mały opór, żeby tak porządnie wziąć się za to opowiadanie. W internecie pełno gejowskiego dziadostwa (nie umiem tego inaczej nazwać), którego czasem nie powinno się publikować. Tu jednak trafiłam na tak zwaną przez niektórych- perełkę. I tu pojawia się moje cholerne niezdecydowanie, bo sama nie wiem, czemu to opowiadanie tak mnie zaczarowało. Tak, to określenie najbardziej mi tu pasuje. Nie wzruszyło, nie wstrząsnęło, nie chodziłam jak na szpilkach myśląc tylko o tym by przeczytać kolejny rozdział, nie czułam jakiegoś dziewiczego uścisku w sercu podczas (jakże oryginalnych) scen wyznawania miłości. Nic takiego. Bo stworzyłaś coś prawdziwego, może nawet do bólu, a ja bez zająknięcia kupiłam cały ten ból Kacpra jaki nam sprzedałaś w kolejnych rozdziałach. To jest cholernie dobre opowiadanie. Piszę ze słuchawkami na uszach. Nie mogłam słuchać historii Kacpra przy Red Hot'ach czy Nirvanie. You tube mnie wyręczył, znalazł mi melodyjkę, (https://www.youtube.com/watch?v=MM8SnsYkRU8) którą puszczam sobie do każdego rozdziału. Z reguły za cholerę nie pasuje, ale to właśnie przy niej widzę stare boisko, z jednym koszem, słyszę rytmiczne odbijanie piłki, widzę szarawy poranek, krwawy zachód słońca, pisk trampek, a na koniec słodką ciszę i spokój. Dziękuję za piękne opowiadanie i nic na siłę, poczekam ile trzeba na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńCześć. Tak szczerze, to nawet nie wiem, co do Ciebie napisać, lub raczej, jak Ci to przekazać. Wczoraj sobie idealnie wszystko poukładałam, lecz - tak jak to przewidziałam - zapomniało mi się to "wszystko". Miałam w planach wypisać tu, co myślę o "Za trzy punkty", plus dodać Ci weny (dobre sobie, gdybym to ja jeszcze umiała) i dodatkowo pobić swój osobisty rekord w długości komentarza, ale coś nie wyszło...
OdpowiedzUsuńMoże nie wzruszę tym nikogo do łez, ani nie przyspieszę przypływu weny, nie dodam wolnego czasu, czy nie dowiem się, kiedy zamierzasz dodać nowy rozdział, ale wiem, że to przeczytasz.
Piszesz świetnie (co zapewne już wiesz), Twoje opowiadania zwalają z nóg i ja się dziwię, że Ty jeszcze nie jesteś znaną na cały świat autorką. Z chęcią naraziłabym się rodzicom, kupując jakąś Twoją książkę. Cieszę się, że trafiłam na tego bloga. :)
Pozdrawiam!
xoxo
Sakura