niedziela, 3 lutego 2013

Kajna - Closer To The Edge (Beautiful lie)

Tym razem zapraszam na fanfika Kajny :) Jest to pierwszy ff do BL, tak więc bardzo się z tego cieszę.
***


Oparłem się wygodniej o oparcie fotela i skierowałem wzrok na promienie słońca, które prześlizgiwały się między tandetnymi żaluzjami. Kolejna noc spędzona w biurze. Jako prezes miałem przecież niesłychanie dużo roboty, ciągłe spotkania, nużące dokumenty, tony papierzysk i multum nieodebranych połączeń i nieprzeczytanych wiadomości... Zaśmiałem się gorzko i przymknąłem oczy, zbyt zmęczony, by chociażby przenieść się na kanapę. Bujda, od czego są przecież sekretarki? Nie zdołam już oszukać ani siebie, ani Felixa. Gdy zeszliśmy się na stałe, te kilkanaście lat temu, było naprawdę dobrze. Mimo pokrewieństwa i różnicy wieku, nieźle nam wszystko szło, firma prężnie działała, nawet mój rozwód z Haną przeszedł bez specjalnych komplikacji. Szczerze uwierzyłem w przychylność losu, w końcu wszystko mi się udawało, nawet Isei nie zaprzątał mi już głowy, a każdy, choćby najmniejszy ślad wyrzutów sumienia, znikał za każdym razem, gdy napotykałem uśmiech Felixa. Ostatnio wszystko się jednak pozmieniało, człowiek przecież nieustannie ewoluuje, dojrzewa i co oczywiste- starzeje się. Przekroczenie granicy pięćdziesięciu lat nie wywarło na mnie takiego wrażenia, jak
pięćdziesięciu pięciu, gdy bliżej było mi już do wieku starczego, niż z trudem już akceptowanego, średniego. Felix wchodził właśnie w taki wiek, że delikatna siwizna dodawała jedynie uroku, jego oczy zachowały z resztą wrodzony blask, wyglądał więc na mężczyznę, do którego warto wracać do domu. Wciąż atrakcyjnego, a jednak dojrzałego i doświadczonego zarazem. U mnie każdy kolejny siwy włos oznaczał jedynie krok w stronę zupełnej łysiny, a zmęczone oczy do zaklejonych, obrzydliwych powiek, które trzeba przecierać starszym każdego poranka. Nie dziwne więc, że oddaliliśmy się od siebie. Właściwie ja od niego. Czas, gdy przesiadywałem w biurze na spotkaniach, czy w delegacji, znacznie przekraczał ten spędzony wspólnie. Nie zacząłem go nienawidzić, oczywiście zazdrościłem mu urody i wieku, jednak cieszyłem się, że to on może chwalić się tym wszystkim. Po prostu wiedziałem jak blado przy nim wyglądam, wstydziłem się patrzeć w odbicie w oknie, gdy późnym wieczorem oglądaliśmy film, czy zajmowaliśmy się sprawami firmy.
Mimo, że był już całkowicie dojrzałym mężczyzną, wciąż był wrażliwy, czasem dziecinnie wręcz romantyczny. I wciąż kochał mnie tak samo mocno. Coraz częściej powracały do mnie dawne obawy. Te, gdy zastanawiałem się, czy przypadkiem nie zniszczyłem mu życia.

Z „prezesowego” fotela zwlokłem tyłek dopiero po dziewiątej, gdy obudziła mnie jedna z sekretarek, z propozycją zaparzenia kawy. Odmówiłem jej, zbierając potrzebne teczki i dopijając ostatni łyk wczorajszego napoju. Była akurat taka godzina, gdy Felix wychodził ze wspólnie wynajmowanego apartamentu hotelowego, zabierał służbowy samochód i wyjeżdżał do pracy.

Skrzywiłem się do swojego odbicia, jakie dostrzegłem w lusterku nad siedzeniem auta, po czym trzasnąłem drzwiami i odpaliłem silnik. Który to już raz, gdy miałem nadzieję, że nie spotkam go w "domu"? Tym bardziej, że wyglądałem gorzej niż zazwyczaj, nie myłem się od dwóch dni, nie chciałem nawet myśleć, co pomyślałby, gdyby zobaczył mnie w tym stanie.

Niestety służbowy fiat Felixa stał na swoim miejscu w podziemnym parkingu, nie odbiło mi jednak jeszcze na tyle, by chować się przed nim aż w takim stopniu. Wysiadłem z auta, zabierając wcześniej potrzebne dokumenty i udałem się smętnie windą na najwyższe piętro hotelu New Otani, gdzie mieściły się nasze apartamenty. Tak, wynajmowaliśmy osobne, niewiele ludzi wiedziało, że jeden z nich nie był ani razu wykorzystany. Wszedłem do mieszkania, z ulgą słysząc szelesty z salonu. Miałem więc szansę przemknąć do sypialni i łazienki bez napotykania po drodze Felixa. Tak też zrobiłem, wołając jedynie niezbyt głośne "cześć", by wiedział, że wróciłem.

Jak zwykle przy kąpieli zamknąłem drzwi łazienkowe, by Felix nie miał szans wejść do środka. Już dawno przestałem używać słowa "kochanek", nazywanie go tak byłoby bowiem dziwne, gdyby wziąć pod uwagę fakt, że nie kochaliśmy się od bardzo długiego czasu. Nie chodziło nawet o moje możliwości, potencja była jedną z niewielu rzeczy, którą czas postanowił na razie oszczędzić. Po prostu wstydziłem się przed nim rozbierać, nie chciałem by patrzył na moje ciało, a co dopiero dotykał go. Co oczywiste- nie wyglądałem tak, jak dawniej. Nie powstał mi, co prawda, mięsień piwny, jednak skóra nie była już jakkolwiek napięta, niektóre mięśnie odmawiały już posłuszeństwa, wiotczejąc. Felix już nie raz przekonywał mnie, że nie obrzydza go nic we mnie, ja wówczas śmiałem się jedynie olewczo i zbywałem go. Wiedziałem, że kłamie mi prosto w oczy. Nie miałem mu tego za złe, chciał mnie jedynie pocieszyć, jednak ja nie byłem głupi. Kto, widząc ciało blisko sześćdziesięciolatka, nie skrzywiłby się? Właśnie. A gdybym zobaczył choć cień obrzydzenia na jego twarzy, nie zniósłbym tego. Dlatego właśnie nie chciałem mu się pokazywać.

Ogoliłem i wykąpałem się sprawnie, wrzuciłem ciuchy do kosza z rzeczami do prania i przebrałem się w świeże, garniturowe spodnie i białą koszulę z wąskimi mankietami. Umyłem zęby, co niespodziewanie podniosło mnie do pionu, zupełnie jakbym nie spędził ostatniej doby w twardych objęciach biurowego krzesła. Zszedłem na parter i pewnym krokiem wkroczyłem do salonu.

Żadne z mebli, które znajdowało się w naszym apartamencie, nie było tak naprawdę nasze. Brak własnego domu był następnym aspektem, który przeszkadzał Felixowi. Dzięki dochodom z firmy było nas stać na dużo, a jednak nigdy nie zdecydowaliśmy się na oficjalne, wspólne mieszkanie. Nie chciałem się na to zgodzić. Nikt nie przejmował się mną- połowa pracowników wysłałaby mnie najchętniej na "zasłużoną" emeryturę. Nie miałem jednak zamiaru ryzykować reputacji Felixa. Był szanowany, ludzie lubili go za uśmiech i poczucie humoru, ale także za to, że był konkretny, niezastąpiony w pracy. Gdyby dowiedzieli się, że żyje z kimś takim jak ja, z własnym wujem, człowiekiem starszym o czternaście lat, z pewnością utraciłby zbyt wiele.

- Witaj, Murai - Felix zjawił się przede mną i uśmiechnął się, niewinnie jak zawsze. - Myślałem, że do nas nie zejdziesz.

Zza oparcia kanapy wysunęła się głowa najlepszego przyjaciela Felixa- Masato. Był postawnym brunetem, którego czas zdecydowanie oszczędzał. Miał czterdzieści trzy lata, był więc niewiele starszy od Felixa, a jednak jego skóra i włosy wciąż emanowały świeżym blaskiem. Poza tym był niezwykle energiczny, od kilkunastu lat czynnie trenował pływanie i choć teraz startował jedynie w zawodach seniorów- wciąż był tym, na którego nagie ciało przyjemnie było patrzeć. Poza tym był fotografem i dyrektorem artystycznym w naszej firmie. Mimo wszystko, średnio co pół roku znajdywał czas na jakąś podróż, a przy tym zawsze wywiązywał się ze swoich obowiązków. Naprawdę nie miałem mu nic do zarzucenia.

- Miło, że wpadłeś - odparłem cicho, a nawet zdobyłem się na niemrawy uśmiech.

Nie chodziło o to, że go nie lubiłem. Chciałem, by spotykał się z Felixem. Umiał go rozweselić i rozśmieszyć, do tego w pełni akceptował to, co było między nim, a mną, mimo różnicy wieku i pokrewieństwa oczywiście. Od kilku już lat wiedziałem jakim rodzajem zainteresowania go darzy, jednak nigdy nie miałem powodów do zazdrości, bezgranicznie ufałem Felixowi. Ostatnimi czasy coraz częściej jednak chciałem, by choć ten jeden raz mnie zawiódł. Byłem pewien, że Masato byłby w stanie dać mu zdecydowanie więcej, niż sypiący się, zakompleksiony starzec.

Mężczyzna wstał z kanapy i spokojnym krokiem udał się w stronę drzwi, po drodze mijając mojego partnera i klepiąc go przyjacielsko po plecach. Wyglądało na to, że chciał się z nim jeszcze pożegnać.

- Trzymaj się, Murai - usłyszałem, nim drzwi frontowe zamknęły się za dwójką mężczyzn.

Felix długo nie wracał. Na tyle długo, że bez pośpiechu zdążyłem zrobić mu śniadanie i wstawić do mikrofali swój wczorajszy obiad. Nigdy nie miałem do niego pretensji, że zbyt dużo czasu spędza z Masato. Tolerowałem to, czasem po prostu ma się potrzebę porozmawiania z kimś trzecim. Jednak ostatnio, coraz rzadziej udawało mi się ukryć ból, po prostu wydawałem się sam sobie coraz bardziej żałosny. Już nawet nie potrafiłem wywołać szczerego rozbawienia na twarzy tego, którego kochałem. Bo kochałem go jak nikogo. Nie syna Iseia, nie jego krewnego, nosiciela genów. Po prostu zakochałem się w nim- w Felixie. I choć trudno mi było zliczyć lata, odkąd to sobie uświadomiłem, byłem pewien, że moja miłość nie zblakła ani trochę.

- Mam nadzieję, że będzie ci smakowało. - Felix zjawił się obok mnie i wskazał na mikrofalówkę, gdzie grzały się wczorajsze naleśniki. - Sypnęło mi się trochę za dużo cynamonu.

Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się. Wyglądał bardzo dobrze w granatowej koszulce i szortach, które dostał ode mnie, gdy wyjeżdżaliśmy do Grecji. Ich kolor wspaniale podkreślał jego żywe, granatowe oczy. Włosy nadal świeciły złotym blaskiem i tylko gdzieniegdzie dostrzec można było większe kępki siwizny. Mimo to, wciąż wyglądał tak samo uroczo, jak dawniej.

- Z pewnością są pyszne - odpowiedziałem, podałem mu talerz z tostami i zabrałem się za nalewanie soku do szklanek.

Już po chwili siedzieliśmy naprzeciwko siebie, przy niewielkim stole w kuchni i jedliśmy w ciszy swoje dania. Jak zwykle powiedzieliśmy sobie wcześniej "smacznego" i zajęliśmy się jedzeniem.

- Jak w firmie? - zapytał.

- Dużo roboty.

- No tak.

Właśnie tego typu rozmowy przeprowadzaliśmy przy posiłkach. Byle tylko mówić cokolwiek. Żałosne próby nawiązania kontaktu kończyły się jednak niesłychanie szybko. Czasami pytałem go jeszcze jak idzie mu w dziale, zajmował się bowiem reklamą i czasem miał naprawdę zabawne historie do opowiedzenia. I o ile kiedyś mówił mi wszystko z przejęciem i zaangażowaniem, tak ostatnio jego optymizm zmalał wyraźnie. Nie chciałem go zmuszać do niczego, nie pytałem go więc już praktycznie o nic.
W pewnym momencie przestał jeść i chwilę przyglądał się swoim dłoniom, które ułożył obok talerza. Zerknąłem na niego jedynie, i widząc, że najwyraźniej ma zamiar coś powiedzieć, również przestałem jeść.

- Nie zdziwiło cię, że był tu tak wcześnie rano? - zapytał, jedynie przelotnie zawieszając na mnie wzrok.

Bogowie jedynie wiedzą jak bardzo miałem ochotę go wtedy przytulić. Wziąć w ramiona jak dawniej. Unieść lekkie ciałko i zakręcić nim, by potem pocałować tak, jak kiedyś. Wiedziałem jednak, że wyszedłbym w jego oczach naprawdę żałośnie.

- Skoro tak chciał - odparłem jedynie i wróciłem do rozpoczętego posiłku.

Naleśniki były dobre. Takie, jakie lubię. Takie, jakie robił zawsze. To Felix miał w naszym domu rolę kucharza. Mimo, że nigdy nie uczył się od nikogo, praktyka uczyniła z niego mistrza. Przynajmniej w moim guście. Rzadko bowiem zdarzało się, byśmy zamawiali coś z hotelowej kuchni.

- Miał te same ciuchy co wczoraj w pracy - dodał po chwili, jednak nie wiedziałem jaką miał przy tym minę, gdyż nawet na niego nie spojrzałem.

- Do czego zmierzasz? - zapytałem i przysięgam, że chciałem, by zabrzmiało to o wiele łagodniej.

- Do niczego. Przepraszam - odparł, a ja zastygłem na parę chwil, zupełnie nie wiedząc co zrobić.

Chciałem być milszy, chciałem pokazać mu trochę troski, oddania. Chciałem by wiedział jak bardzo go kocham, ile dałbym za niego. Był przecież moim Felixem. Tym samym chłopcem o blond włosach i zapłakanym spojrzeniu. Tym, którego przytuliłem w jego własnym pokoju, gdy miał zaledwie paręnaście lat. Tym, którego zabrałem, za którego wziąłem odpowiedzialność. Bałem się jednak, że pomyśli o powinności, dojdzie do wniosku, że jest do mnie uwiązany.

Dokończyliśmy posiłek w ciszy. Mimo, że kilka razy otwierałem usta, by coś powiedzieć, w końcu nie wydusiłem nawet słowa. Nie chciałem, by kiedykolwiek mnie przepraszał, to zawsze ja byłem winny, on jedynie starał się mi dogodzić bądź mnie zadowolić.

Reszta dnia minęła dosyć spokojnie, nikt więcej już nas nie odwiedzał, ja zająłem się papierami, a on usiadł na fotelu przed moim biurkiem i czytał bezszelestnie jedną z książek Besson'a. Zauważyłem, że ostatnio miał w zwyczaju siadanie gdzieś w moim pobliżu. Rzadko rozpoczynał rozmowę, domyślałem się, że po prostu szukał jakiegoś kontaktu. Nie byłem z resztą głupi, niewiele czasu spędzałem w domu, z pewnością chciał wykorzystać ten czas jak najlepiej.

W pewnym momencie zasnąłem z czołem na biurku i rękami smętnie zwisającymi do podłogi.

~~~

Felix siedział na kanapie i bawił się z uśmiechem bombką zawieszoną na wigilijnym drzewku. Największa choinka, jaką udało mi się znaleźć. W końcu Felix zawsze obchodził Wigilię, bardzo się starałem, by pierwsze Święta po stracie rodziców minęły mu w dobrej atmosferze. Byliśmy w moim mieszkaniu, tym samym, do którego zabrałem go po śmierci Iseia. Tym samym, w którym spędziliśmy wspólnie Święta Bożego Narodzenia te kilkadziesiąt lat temu. Pamiętliwy czas, który do tej pory - mimo wszystko - wspominałem z uśmiechem. Felix nie miał już jednak szesnastu lat. Wyglądał, jakby świeżo skończył dwudziestkę. Był wysoki, prawdopodobnie wyższy ode mnie o głowę. Odziedziczył po rodzicach wszystko, co najlepsze. Także zgrabne, a przede wszystkim długie nogi matki. Jeśli Isei by żył, z pewnością byłby już niższy od swojego syna. Mimo, że Felix wyglądał w tamtej chwili na dorosłego, jego oczy wciąż patrzyły na świat z ufnością, do której zdolne są jedynie dzieci. Gdy zostawił w spokoju choinkową ozdobę, obrócił głowę w moją stronę i na mnie również spojrzał w ten dziecinny, naiwny sposób. Światło kolorowych lampek odbijało się w jego oczach, dominując nad wrodzonym granatem.

- Jest piękna - odezwał się głosem szesnastoletniego dziecka. Nagle znalazł się tuż obok mnie i dotknął palcem mojej klatki piersiowej. Zaśmiałem się jedynie. - Jakie prezenty mi kupiłeś?

- Prezenty są nieważne. - Zachłannie wyciągnąłem w jego stronę ręce i przycisnąłem dojrzałe ciało do swojego. Pomyślałem, że wreszcie mi dobrze. Wcześniej byłem szczęśliwy, owszem. Jednak dopiero wtedy, gdy trzymałem go w ramionach, czułem bezgraniczny spokój.

Z zaskoczeniem odkryłem jednak, że jego barki zaczęły zmniejszać się z każdą sekundą, ciało Felixa kurczyło się w sobie, stopniowo wyślizgując się z moich rąk. Nie byłem w stanie nic zrobić, nie oddychałem nawet, choć czułem, że jestem tam obecny. I co najgorsze - jestem przyczyną tragedii, które działa się na moich oczach. Felix w jednej chwili miał na sobie sweter w klasyczny, granatowy serek, który dostał od mojej mamy na trzydzieste urodziny, a w drugiej leżał na podłodze w mundurku szkolnym. Oczy pozostały niezmienne, ciągle spoglądały na mnie z pogardą, a ja nie byłem nawet zdolny do logicznego myślenia.
Felix przeobraził się nagle w nieruchome, pulchne niemowlę, jakim był kiedyś i przez kilka chwil po prostu wpatrywał się we mnie, wciąż z tym samym wyrazem twarzy. Jego buzia otworzyła się nagle i spomiędzy ust wyłoniły się zdecydowanie nienaturalne dla dziecka, proste, lśniące zęby.

To chyba w tej chwili całkowicie zdałem sobie sprawę, że to sen. Było już jednak za późno.

- Wujek Murai? - zapytał, zupełnie nie pasującym, niskim głosem, tonem zbyt ironicznym, by mógł należeć do dziecka.



Obudziłem się gwałtownie i jakiś czas zupełnie nie rozumiałem co się ze mną dzieje. Dopiero dźwięk telefonu komórkowego jakoś mnie otrzeźwił. Niestety, zanim zdążyłem wyciągnąć go z kieszeni, melodia ucichła. Westchnąłem zrezygnowany i oparłem się o zagłówek fotela. Nie trudno było przyznać, że sen odrobinę mnie przeraził. Na dodatek głowa bolała mnie cholernie, już nie pamiętam kiedy ból był tak silny. Migreny pojawiły się parę miesięcy temu, wróciłem więc do moich starych, znanych tabletek, które ratowały mi życie przez kilkanaście dobrych lat. Jedyne, co zmieniło się w nich od tamtego czasu, to kolor opakowania. Były też chyba słabsze.
Ponieważ biurko było oddzielone od sypialni jedynie pół ścianką, zerknąłem z niepokojem na śpiącego na łóżku Felixa. Nie wyglądał, jakby spał zbyt twardo, dlatego prędko wyciągnąłem z dna szuflady pudełko pigułek i wyrzuciłem zawartość na dłoń. Siedem ładnych, okrągłych tabletek, które już po chwili łakomie pochłonąłem. Z reguły nie brałem ich tak dużo, najwyżej pięć. Głowa bolała mnie jednak tak mocno, że nawet nie zastanawiałem się przed połykaniem ostatnich dwóch. Poza tym, na co miałyby mi się zdać dwie tabletki przeciwbólowe?
Schowałem puste opakowanie do szuflady i rozejrzałem się po pokoju. Czegokolwiek nie można było powiedzieć o ciasnej kuchni, to sypialnia prezentowała się bardzo dobrze. Centrum pokoju było oczywiście duże łóżko. Kiedyś strasznie śmialiśmy się z jego kształtu, żaden z nas nie spał bowiem wcześniej na okrągłym posłaniu. Szybko odkryliśmy, że takie rozwiązanie niekoniecznie było wygodnie, jednak z czasem przyzwyczailiśmy się.

Na ścianie, przy której stało łóżko, były dwa niewielkie okna, które z reguły zasłanialiśmy, niechętni do oglądania sąsiednich wieżowców. Stał tam również niski regał zapełniony pierdołami i pamiątkami z różnych naszych wyjazdów. Dawno żaden z nas do niego nie sięgał.

Naprzeciwko łóżka była część "gabinetowa", oddzielona od reszty pół ścianką z lekko przyciemnianymi szybami. Składało się na nią sosnowe, niezbyt solidne biurko i dwa regały z książkami. Zaraz obok były również drzwi na korytarz i te prowadzące do łazienki. Całkiem przytulnie, z resztą projektujący to wnętrze człowiek z pewnością nie sądził, by ktokolwiek mieszkał tu więcej niż kilka miesięcy. Dlatego sądziłem, że spisał się dosyć dobrze. Mimo wszystko, nadal lubiłem to mieszkanie.

Przebudziłem się z dziwnego stanu otępienia dopiero po paru minutach, znów przez dzwonek telefonu. Odebrałem bez patrzenia na wyświetlacz.

- Witaj, Murai. - Usłyszałem głos Masato. Byłem zdziwiony, nie sądziłem, by miał sprawę, która musiała trafić prosto do rąk prezesa w sobotę po południu. - Właściwie chciałem dodzwonić się do Felixa, ale nie odbiera.

Zaśmiał się, jakby miało to zniwelować napiętą atmosferę. Właściwie nie wiem czemu, ale sam również parsknąłem cicho. To go prawdopodobnie ośmieliło.

- Masz go tam gdzieś? Umówiliśmy się wieczorem, chciałem sprawdzić, czy pamięta.

Uśmiech zszedł z mojej twarzy równie szybko, jak się pojawił. Odchrząknąłem cicho i jęknąłem, czując dziwny, przeciągły ból w skroniach. Oparłem się o blat i przyłożyłem palce do oczu. Nie pomogło ani trochę.

-Murai?

Ocknąłem się i odchrząknąłem do słuchawki.

- Śpi teraz, ale na pewno mu przypomnę - odparłem cicho i rozłączyłem się.

Nie było to może najgrzeczniejsze zachowanie, jednak mój wizerunek w oczach Masato był ostatnią rzeczą, która mnie wtedy obchodziła. Mimo, że ból był nie do zniesienia, nie mogłem pozwolić sobie na wzięcie kolejnych tabletek. Bez przesady, nie byłem przecież jakimś cholernym ćpunem.

Wstałem i powolnym krokiem doszedłem do łóżka. Opadłem na białą pościel, tuż obok śpiącego spokojnie Felixa.

Miał na sobie te same szorty, co rano i koszulkę ze Stonehege. Kupiliśmy sobie takie, gdy odwiedzaliśmy południową Anglię, kilkanaście lat temu. Felix wciąż wyglądał w niej bardzo dobrze, wciąż tak samo niewinnie i dziecinnie. Mimo tych wszystkich zmarszczek i siwych kosmyków, podobał mi się wciąż tak samo mocno.
Dotknąłem opuszkami palców jego rozluźnionego czoła. Ból skroni minął w jednej sekundzie, zupełnie jakby dotyk Felixa mógł leczyć. Nie wątpiłem w to.

Ułożyłem się obok niego, cofnąłem jednak dłoń od jego ciała. Lubiłem na niego patrzeć, gdy spał. Wiedziałem, że mogę wpatrywać się w niego bezkarnie, równocześnie samemu ochraniając się przed niechcianym spojrzeniem. Po prostu nie lubiłem, gdy na mnie patrzył.

Miał przystojną twarz, dojrzałą i wyraźnie zarysowaną, a ja kochałem ją tak samo mocno, jak jego wizerunek, gdy był nastolatkiem. Może nawet bardziej, aktualna twarz nosiła na sobie ślad całego tego czasu, który spędziliśmy razem. Na przykład niewielka blizna pod brodą. Rana powstała, gdy Felix przewrócił się podczas naszej wycieczki w górach. Krew lała się, jakby przebił przynajmniej tętnicę, a ja bałem się wtedy jak głupi, nie było przecież do niej daleko. Poza tym kiedyś uśmiechał się dużo, miał więc teraz te urocze zmarszczki w kącikach ust i oczu.

Obudziłem się w całkiem dobrym nastroju, widocznie znów przysnąłem. Felix krzątał się po mieszkaniu, najwyraźniej szykując się do wyjścia. Był już ubrany w dżinsy i fioletową koszulę, a jednak dopiero suszył włosy białym ręcznikiem. Zawsze starał się mieć je suche, gdy wychodził. Nigdy bowiem nie chciałem go puścić na dwór, gdy miał wilgotne kosmyki. Potem, gdy już przestałem mu o tym przypominać, zaczął wycierać je z przyzwyczajenia.

- Umówiłem się z Masato - odparł swoim łagodnym głosem, gdy zauważył, że wstałem. - Mogę wrócić bardzo późno.

Zerknąłem na niego krótko i jedynie kiwnąłem głową. Nie miałem nawet pojęcia która była godzina.

- Mówił, że rozmawiał z tobą, powiedziałeś, że przypomnisz mi o spotkaniu - odparł, zatrzymując się na chwilę i spoglądając na mnie. - Nie chciałeś, bym szedł?

Nie był zirytowany, czy zdenerwowany, mówił całkiem spokojnie. Gdybym miał jednak analizować sposób, w jaki na mnie patrzył, prędzej doszedłbym do tego, że spogląda na mnie z nadzieją, czy smutkiem nawet. Zignorowałem jego spojrzenie.

- Chcę żebyś poszedł i bawił się dobrze - odparłem i zniknąłem za drzwiami łazienki, nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.

Gdy z niej wróciłem, słyszałem, że Felix krząta się już przy drzwiach wyjściowych. Zauważyłem jego telefon na łóżku, dlatego wziąłem go i przeszedłem do przedpokoju. Był dosyć wąski, większość miejsca zajmowała szafa z oszklonymi drzwiami.

- Zapomniałeś. - Podałem mu komórkę akurat w momencie, gdy zakładał swój płaszcz, wzorowany na wzorze tradycyjnych mundurów marynarki wojennej.

Schował telefon do kieszeni i uśmiechnął się do mnie niepewnie. Nie bardzo wiedziałem co zrobić, czekałem przy drzwiach, by zamknąć je za nim, a on nie wychodził, jedynie opierając się o lustro i spoglądając na mnie co chwilę. Nie uśmiechał się już, dlatego ja też zachowałem neutralny wyraz twarzy.

- Nie chcesz wiedzieć gdzie idę? - zapytał cicho i wsadził ręce do kieszeni płaszcza. Prawdopodobnie nie wiedział na czym zawiesić wzrok.

- Jesteś przecież dorosły.

Pomyślałem o tym, że musiałoby mu być naprawdę ciężko, gdybym dopytywał się gdzie i z kim wychodzi. Pragnąłem dać mu jak najwięcej wolności, a Masato ufałem na tyle, by wiedzieć, że odpowiednio zająłby się Felixem. Gdybym tylko pozwolił mu zerwać się z tego cholernego łańcucha przywiązania i wdzięczności.

- Nie chcesz wiedzieć na ile idę? - zadał podobne pytanie i wreszcie spojrzał na mnie swoimi granatowymi oczyma. Jakby czekał na moją reakcję. Jakby czekał na odblokowanie kłódki.

- Możesz pójść do niego... Na noc, jeśli chcesz.

Nigdy nie planowałem powiedzieć tych słów, a jednak tuż przed wypowiedzeniem ich, zorientowałem się, że to nie będzie takie łatwe. Byłem pewien, że Felix chce pójść do Masato. Uświadomiłem sobie również, że ja naprawdę bardzo mocno nie chcę, by do niego poszedł. Nie zawahałem się jednak, mój głos nie załamał się, a ja wciąż twardo patrzyłem w jego oczy. W oczy szesnastoletniego chłopca. Oczy, które przez chwilę całkiem nieruchome, już po chwili zaszły dziwną mgłą, a zaraz potem błyszczącą wilgocią. Kilka łez spłynęło po różowych policzkach.

- To najgorsze, co mogłeś mi powiedzieć - wydusił z trudem i odwrócił się na drżących nogach. Wyszedł, nie wydając przy tym żadnego szelestu.

Dość długo stałem w jednym miejscu, wpatrując się w drzwi z dziwnym otępieniem. Gdybym pomyślał choć trochę, gdyby cholerny ból głowy nie powrócił akurat wtedy, może wyszedłbym za nim i dogonił przy windzie. Złapałbym go za rękę, tak jak kiedyś splótł palce i pociągnął do mieszkania. Potem sprzedałbym firmę, spakował nas obu i oddał kluczyki do recepcji. Kupilibyśmy dom, taki jak chciał, na zupełnym odludziu, tuż przy jeziorze. Stanęlibyśmy na drewnianym pomoście, a ja nadal trzymałbym go za rękę. I choć nie bylibyśmy młodsi ani o minutę, życie właśnie by się rozpoczęło.
Aż sam do siebie się uśmiechnąłem. Pogardliwie, z ironią. Ty starcze, powariowałeś do reszty. Teraz nic już nie możesz zrobić.

~~~

Jeszcze przed pójściem spać otworzyłem nowe pudełko i połknąłem kilka tabletek, nie było możliwości bym odpoczął z takim bólem. W nocy wziąłem jeszcze ze trzy, a jednak łupanie w skroniach jakkolwiek nie ustało. Udało mi się jednak usnąć.

Felix wrócił koło drugiej. Udawałem, że śpię, gdy przyszedł do naszego łóżka, prawdopodobnie zbyt wykończony, by wcześniej się wykąpać. Uświadomiłem sobie, że nie poszedł do Masato i nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnąłem się delikatnie. Może i mieliśmy osobne kołdry, nasze ciała nawet się nie stykały, a jednak postanowił spać właśnie tutaj, przy mnie.
Felix usiadł na łóżku i już po chwili mogłem poczuć jego palce na mojej głowie. Sunęły przez kosmyki, aż w końcu mężczyzna znudził się i odsunął ręce. Usłyszałem szelest kołdry, jego ciało przylgnęło do moich pleców, a dłonie rozpoczęły nową wędrówkę. Dotykał mojego brzucha, bioder, odważnie zahaczał o gumkę spodni i z każdym takim dotykiem zsuwał je coraz bardziej. Otworzyłem oczy i skierowałem głowę w jego stronę. Był jak zwykle piękny, miał wielkie, granatowe oczy i złociste włosy, które w tamtej chwili odbijały światła zza okna. Pocałowałem go i obróciłem się przodem do niego. Nie czułem się jakkolwiek źle, miałem ciało trzydziestolatka, czułem siłę w rękach i nogach i nie wydało mi się to jakkolwiek dziwne.

- Kocham cię, wujku Murai - powiedział i owinął drobną nóżkę wokół mojego pasa.

Uśmiechnąłem się, złapałem go w talii i zacząłem obcałowywać czule jego śniadą, gładką skórę. Odkryłem, że jest nagi, zupełnie goły przyszedł do mnie do łóżka, a jednak jego wzrok pozostał tak samo niewinny. Obdarowywałem drobnymi pocałunkami jego wąskie ramiona, a dłońmi ściskałem talię. Był chudziutki, zupełnie jakby nic nie jadł, a przecież codziennie prócz śniadania, obiadu i kolacji, dawałem mu także kanapki do szkoły.
Przestałem o tym myśleć, gdy jego drobne rączki sięgnęły do mojej koszulki i zaczęły zsuwać ją ze mnie. Pozwoliłem mu na to, chcąc zaraz powrócić ustami do jego ciała, a jednak on pokręcił powoli głową i uśmiechnął się. Wstrzymałem oddech, gdy jego dłonie znalazły sobie miejsce na moim brzuchu i poczęły bawić się krótkimi włoskami. Jego anielska twarzyczka zniknęła pod kołdrą dokładnie w momencie, gdy jedna z rąk przekroczyła granicę spodni i ujęła w palce nasadę penisa. Sapnąłem z zaskoczeniem i odchyliłem kołdrę, a jednak Felix nie pozwolił mi nic zobaczyć. Usłyszałem jedynie cichy chichot, nim druga dłoń złapała członka. Z trudem przełknąłem ślinę, gdy ręce Felixa poczęły masować mojego penisa w dość szybki, pewny sposób. Chciałem poczuć jego ciało przy swoim, a jednak obecna sytuacja była tak przyjemna, że starałem się nawet nie ruszać. Poczułem oddech chłopaka na podbrzuszu tuż przed tym, jak wąskie, gorące usta zacisnęły się na członku. Chłopak zassał się na czubku, jednak zaraz cofnął głowę. Znów usłyszałem chichot, a zaraz poczułem jak chłopak ściąga ze mnie spodnie. Pomogłem mu nogami, chcąc jak najszybciej przylgnąć do jego ciała i wcałować się w różowe usta. Gdy Felix powoli przesuwał się do góry, zorientowałem się, że nie jesteśmy już w mieszkaniu hotelowym, a u mnie, w angielskim domu, w którym spędziliśmy razem Święta. Nie zastanawiałem się jednak nad tym, gdy chłopak w końcu podsunął się do góry, wychodząc spod kołdry. Pocałował mnie zachłannie, a ja równie namiętnie mu na to odpowiedziałem.
Felix zacisnął ręce wokół mojego nadgarstka i nakierował dłoń na swój pośladek. Ścisnąłem go mocno, a on uśmiechnął się do mnie i zaraz na powrót wpił się w moje usta. Miał twardą, naprężoną pupę i gdy miałem ją w swoich dłoniach, śmiał się radośnie, zupełnie jakby go to łaskotało.
Poczułem jak drży, gdy wsuwałem w niego palec, a jednak już po chwili zaczął poruszać się niecierpliwie i wzdychać cicho. Kołysał biodrami, bezwstydnie patrząc prosto w moje oczy. Uśmiechnąłem się do niego i wycofałem rękę, by jednym, szybkim ruchem obrócić się na brzuch. Felix jakby tylko na to czekał, rozchylił odważnie nogi i uniósł je do góry, by zaraz z uroczym uśmiechem otrzeć się o mojego penisa.
Sapnąłem z zaskoczenia, jednak szybko zsunąłem dłoń po jego ciele, aż po uda i pośladki i jeszcze raz zagłębiłem pomiędzy nie swój palec. Chłopak wypuścił głośno powietrze i uniósł biodra, zupełnie jakby domagał się szybciej i więcej. Powoli wsunąłem w niego drugi palec, jednak na ten ruch nie zareagował. Patrzył na mnie i wciąż kręcił się niecierpliwie. Złożyłem krótkiego całusa na czubku jego nosa, dodałem trzeci palec i zacząłem poruszać nimi leniwie, by miał szansę się do tego przyzwyczaić. Felix zacisnął oczy i jeszcze bardziej zgiął nogi. Złapał mnie za kark i pocałował, zupełnie jakby chciał ukryć swoje zawstydzenie. A naprawdę trudno było uwierzyć, że był w jakimkolwiek stopniu zawstydzony.
Rozciągałem go jeszcze dłuższy moment, nie chciałem, by później bolało go za mocno, a równocześnie patrzenie na jego przymknięte oczy sprawiało mi niesamowitą przyjemność. Felix ściskał moje ramię, nie trwało to jednak zbyt długo. Najwyraźniej zniecierpliwił się szybko, uniósł się na jednym ręku, a w wolną dłoń złapał mojego członka i przystawił jego czubek do swojego wejścia. Wycofałem palce, oparłem się na przedramionach przy jego barkach i zacząłem wsuwać się w niego powoli. Ciągle czułem jego rękę na penisie, ściskającą go coraz bardziej. Felix zaczął oddychać szybciej, po chwili otworzył zaszklone oczy i spojrzał na mnie w rozbrajający sposób. W końcu wszedłem w niego do końca, samemu ledwo powstrzymując się od jęku. Felix oddychał głośno, zaciskał drobne dłonie na prześcieradle, a mimo widocznego bólu, wciąż wpatrywał się we mnie z tą samą pewnością i uwielbieniem. Poruszył delikatnie biodrami i jęknął, zaraz zasłaniając swoje usta. Zawstydziło go to, na polikach pojawiły się soczyste rumieńce, dłonie zaczęły mu drżeć. Nie mogłem powstrzymać się przed uśmiechem, jego reakcje, całe z resztą zachowanie było niesamowicie rozczulające.

- Wujku Murai... - wyszeptał cicho, znów łapiąc mnie za przedramiona i ściskając mocno.

Przytknąłem swoje usta do jego warg i pogłębiłem pocałunek, równocześnie wycofując się nieco. Przyciągnął mnie bliżej siebie, złapał przy lędźwiach i podrapał rozgrzaną skórę. Po chwili rozszerzył nogi i zgiął je w ten sposób, by móc dociskać moją miednicę do swojej. Pozwoliłem na to, na nowo zagłębiając się w jego wnętrzu.
Uczucie było fantastyczne, trudno było mi złapać choćby oddech, gdy patrzyłem w jego twarz i miałem jego ciało tak blisko. Nie liczyło się nic, prócz jego samego.
Zacząłem się w nim poruszać, początkowo spokojnie, by dopiero późnej dojść do trochę żywszego tempa. Felix wzdychał i jęczał pode mną, co chyba przestało go już stresować, gdyż jakkolwiek się nie hamował. Owinąłem ręce wokół jego klatki piersiowej i uniosłem się z nim do pozycji siedzącej. Krzyknął cicho, czując mnie tak głęboko, a jednak nie poczekał ani chwili, nim nie zaczął się poruszać. Unosił się i opadał, dodatkowo kręcąc się lekko, zupełnie jakby już wcześniej się tego uczył. Zaplótł ręce wokół mojego karku i uciszył nas obu głębokim pocałunkiem.

Po jakimś czasie wygiął się do tyłu i krzyknął, zaraz brudząc nasze brzuchy gorącą spermą. Doszedłem zaraz po nim i choć nie miałem takiego zamiaru, zrobiłem to głęboko w jego wnętrzu.
Oddychaliśmy parę chwil, nie mówiąc zupełnie nic, aż w końcu Felix przysunął się odrobinę i złożył soczystego całusa na czubku mojego nosa.

- Wynająłem pokój w hotelu New Otani.


~~~


Obudziłem się, drżąc gwałtownie i nie mając zupełnie pojęcia co się dzieje. Uniosłem się, jednak nie byłem pewien gdzie jestem, wszystko zamazywało mi się przed oczyma. Serce biło tak mocno, że klatka piersiowa pulsowała nieprzyjemnym bólem. W skroniach łupało mnie niemiłosiernie, nie miałem pojęcia co robić. Dostrzegłem opakowanie tabletek i już po chwili wysypałem pozostałość na pościel. Dwie? Zajrzałem ze zdziwieniem do środka i jeszcze raz potrząsnąłem pudełkiem, jednak nic nie zagrzechotało. Niemożliwe, przecież dopiero co otwierałem nowe opakowanie... Przestałem o tym myśleć, gdy nowa fala porażającego bólu przeszła przez tył czaszki. Jęknąłem i zapłakałem cicho, nie mając pojęcia jak uwolnić się od tego cierpienia. Połknąłem ostatnie pigułki i opadłem na pościel. Wynająłem pokój w hotelu New Otani... - zadźwięczało mi w głowie i zaraz - nie wiem kompletnie czemu - przed oczami pojawił się numer dwieście pięćdziesiąt sześć. Jak w transie wstałem z łóżka i rozejrzałem się po pokoju. Natrafiłem na zegarek i dostrzegłem godzinę pierwszą. Nie mogłem być tego pewien, gdyż - choć nic mnie nie bolało - świat wokół mnie dziwnie falował.
Wyszedłem z pokoju i rozejrzałem się nieprzytomnie po korytarzu. Zwykłe, oklejone granatową tapetą ściany wydawały mi się dziwnie obce, podłoga falowała pod stopami. Udało mi się jednak dojść do windy, która otworzyła się przede mną, zapraszając do środka surowym wnętrzem.
Nacisnąłem przycisk z cyfrą "jeden", opętańczo uśmiechając się do własnego odbicia. Byłem stary. Stary po prostu, nic innego nie docierało do mojej świadomości. Drzwi windy rozsunęły się zaskakująco szybko. Wyjrzałem na korytarz, a jednak nie dane było mi postąpić chociażby kroku, gdy tuż przed nosem wyrosły białe drzwi. Dwieście pięćdziesiąt sześć. To chyba tego numeru szukałem?
Wyciągnąłem rękę w kierunku zamka i nagle krzyknąłem, gdy fala zupełnie niespodziewanego, silnego bólu zaatakowała moje ciało. Zgiąłem się w pół, wypełniając korytarz głośnym, niekontrolowanym jękiem. Udało mi się jednak dosięgnąć klamki i otworzyć drzwi.

Uderzyła we mnie ściana odprężającego, chłodnego powietrza, mocne, choć nie nachalne światło przedarło się przez moje powieki. Wyprostowałem się, całkowicie wolny od bólu i dostrzegłem Ciebie, skąpanego w milionach błyszczących promieni. Uśmiechnąłem się, choć czułem jakby cała moja energia przechodziła do Twojego ciała i znikała w Twoim blasku.

- Murai? - doszło do moich uszu, powodując niekontrolowane przyśpieszenie bicia serca. - Murai...?!

Ostatni raz otworzyłem powieki i podniosłem wzrok, by móc spojrzeć na Ciebie. Byłeś daleko, choć bez problemu widziałem każdy szczegół Twojej pięknej twarzy. A potem, gdy opadłem na podłogę, nie widziałem już nic. 

1 komentarz:

  1. Na początku dosyć sceptycznie podchodziłam do tego fanfika. Nie będę ukrywać, nie lubię BL. Ale ten tekst mnie wciągnął. I przypomniał, że tak naprawdę nie lubię pierwszej części tego opowiadania, w której Felix jest jeszcze dzieckiem. Wolę go starszego, dlatego też spodobało mi się :)
    Tylko scenę erotyczną czytało mi się ciężko, gdyż jak już wspomniałam, nie lubię młodego Felixa. Zapewne gdybym teraz pisała to opowiadanie losy potoczyłyby się trochę inaczej, ale to nie miejsce na takie rozważania ;)
    Bardzo realistycznie wyszła Ci postać Muraia. No kurczę, jakbyś mi go z głowy wyjęła! A koniec, chociaż nie napawa optymizmem, bo w końcu nigdy tak naprawdę nie byli razem, idealnie domyka fanfik.
    Pojawiło się kilka błędów, największy, jaki rzucił mi się w oczy to "mimo że" rozdzielone przecinkiem.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.