Znowu niebetowane, ale mam nadzieję, że wybaczycie i zrozumiecie. Dopiero dzisiaj dokończyłam ten rozdział. a nie chciałam kazać Wam dłużej czekać. McDonalda wciąż piszę, jednak może już na dniach opublikuję kolejną część (Bo tak - odrobinę zmieniły mi się plany i McDonald będzie mieć trochę ponad 3 rozdziały. Ile? Tego nikt nie wie.).
Standardowo ślicznie dziękuję za wszystkie komentarze. Jesteście najlepsi. ;)
Ach. I jeszcze serdecznie zaproszę Was na bloga mojej koleżanki, Ski: justskistories.blogspot.com. Opowiadanie Ski dopiero się rozkręca, dlatego autorka na pewno nie pogardzi Waszymi opiniami. :)
Ach. I jeszcze serdecznie zaproszę Was na bloga mojej koleżanki, Ski: justskistories.blogspot.com. Opowiadanie Ski dopiero się rozkręca, dlatego autorka na pewno nie pogardzi Waszymi opiniami. :)
Bon ton, sil vu ple
Uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem, kiedy
tuż przed nim zatrzymała się odrobinę zdezelowana srebrna skoda.
Ostatni raz pociągnął papierosa i przytrzymując dym w płucach,
wyrzucił niedopałek za siebie. Dopiero wtedy, powoli wypuszczając
nikotynowy obłok, podszedł do samochodu.
Zabawne. Nawet długo nie musiał na niego
czekać. Sławek był ostatnio na każde jego zawołane, a jemu to
oczywiście w żaden sposób nie przeszkadzało.
– Wszystko okej? – zapytał Sławek,
patrząc jak Błażej wsiada do jego auta.
– No a jak ma być? – odpowiedział,
trzaskając mocno drzwiami. Z kpiącym uśmieszkiem popatrzył na
wlepione w niego wyłupiaste oczy Sławka, który jakby na siłę
szukał u niego jakiś oznak bójki. – Daj spokój, to gówniarzeria
była – prychnął w pewnym momencie Błażej, poirytowany
robieniem z siebie ofiary. – Jak im po razie w mordę strzeliłem,
to zaraz popadali gębami do ziemi – rzucił niby zblazowanym
tonem, bo rzecz jasna, wcale się nie chwalił. To, że poradził
sobie ze szczeniakami było przecież oczywistością i Sławek nawet
nie powinien w to wątpić.
Wąskie usta Sławka wygięły się w lekkim
uśmiechu, a oczy jakby nie mogły oderwać się od widoku trochę
potarganego przez szybką bójkę Błażeja. Pacuła zawsze mu
imponował, potrafił i poprowadzić biznes, i nieźle przyłożyć.
Ludzie się go bali, ale przez to szanowali, a wszystko to wypracował
sam. I choć czasem Sławek czuł do Błażeja ogromny dystans, czy
nierzadko też strach, paradoksalnie Pacuła przyciągał go jeszcze
silniej. Wpadł po uszy, a teraz, kiedy mógł być tak blisko, kiedy
został dopuszczony do życia intymnego Błażeja, kiedy stał się
jego częścią... miał wrażenie, jakby ćpał dwadzieścia cztery
godziny na dobę. Jakby ciągle chodził najebany, a mimo to dziwnie
trzeźwy.
Nie myśląc wiele, pochylił się do Błażeja
i wykorzystując jego zawahanie, pocałował w usta. Od razu
zaatakował je brutalnie swoimi wargami, łapiąc jednocześnie
Pacułę za kark i przyciągając do siebie mocniej. Na tym jednak
pocałunek się skończył. Sławek poczuł mocny uścisk na
ramionach, a po chwili gwałtowne odepchnięcie.
– Popierdolony jesteś?! – wrzasnął
Błażej, zaczynając rozglądać się dookoła w poszukiwaniu
gapiów. Uliczka, w której stali, pozostawała jednak cicha i pusta.
Latarnia kilka metrów dalej dawała dość słabe światło, a
kamienice milczały, nie przepuszczając żadnych dźwięków z
mieszkań.
– Nikogo tu nie ma... – mruknął Sławek,
krzywiąc się nieznacznie na reakcję Błażeja. Ale mimo to ją
rozumiał. Przecież nie mógł sobie pozwolić, aby ktoś zauważył
go w takiej sytuacji z facetem.
Pacuła popatrzył jeszcze uważnie na pustą
ulicę i odetchnął ciężko. Może faktycznie przesadził?
Siedzieli w samochodzie, w zaciemnionym miejscu, istniały naprawdę
małe szanse, żeby ktoś mógł ich teraz zobaczyć. Tak uspokojony,
popatrzył na Sławka.
Nawet mu się nie podobał. Chudy i długi, z
podłużną, odrobinę szczurzą twarzą, kompletnie nie w jego
typie, bo Błażej lubił ślicznych chłopców. A Sławek ślicznym
chłopcem na pewno nie był. Ale mimo to kiedy się wypinał (a
wypinał się całkiem umiejętnie), niedopasowanie Sławka do typów
Błażeja przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie. Sławek
zdecydowanie nadrabiał swoją nadgorliwością i lataniem za nim jak
pies za właścicielem. Filip był zbyt dumny na tego typu
płaszczenie się.
W pewnym momencie Błażej złapał go za przód
bluzy i niespodziewanie przyciągną do siebie. Pocałował tak, jak
Sławek chciał być całowany jeszcze chwilę temu: mocno, męsko,
agresywnie. Wepchnął mu język do ust, odbierając oddech i
osaczając Sławka, który nagle poczuł się przy dominującym
Błażeju mały i kruchy, chociaż przecież wcale taki nie był.
Miał jednak wrażenie, jakby w tej chwili Pacuła mógł zrobić z
nim wszystko. Chciałby, żeby zrobił. Poddałby mu się całkowicie,
a później jeszcze podziękował.
W najmniej oczekiwanej chwili, kiedy Sławek
już cały buzował przez wzbierające w nim podniecenie, Błażej
odsunął się. Uśmiechnął się i pobłażliwie poklepał go w
policzek.
– Już chcesz mi się wypiąć?
Nie odpowiedział, ale całą swoją postawą
aż krzyczał, że dokładnie tak było.
– Mała kurwa z ciebie – zakpił Błażej i
zaraz roześmiał się ochryple. – Możemy pojechać do mnie, jak
tak bardzo brakuje ci chuja w dupie – dodał łaskawie, wracając
na swoje miejsce. Sławek jedynie kiwnął głową i drżącą dłonią
przekręcił klucz w stacyjce. Pacuła obserwował go kątem oka i z
każdą chwilą się upewniał, że cholera – pasował mu ten
układ. – Będę miał dla ciebie zadanie.
– Dla mnie? – zapytał Sławek, próbując
odgonić od siebie podniecenie. Zjechał z krawężnika, zaciskając
mocno dłonie na kierownicy.
– No. Mówię przecież, nie?
Sławek zwilżył wargi. Zdecydowanie ciężko
było mu się skupić na wszystkim, co nie tyczyło się teraz ciała
Pacuły.
– Jakie?
– Powiem później. Na razie jedź szybko do
mnie.
***
Otworzył dłoń, popatrzył na znajdujące się
w niej klucze i zacisnął, chowając zaraz do kieszeni bluzy.
Autobus zahamował. Jakaś pani wpadła w barierkę naprzeciwko,
innej rozsypały się jabłka z przeźroczystego worka, a on tylko
przechylił się na swoim siedzeniu do przodu.
– Jak jeździsz, debilu! – zakrzyknął
jakiś szczerbaty facet, trącący alkoholem na cały pojazd.
Kierowca nie odpowiedział; ze swojego miejsca mógł dostrzec jego
poirytowany wyraz twarzy odbijający się w lusterku. Bo czyja to
wina, że jakiś dzieciak wbiegł na ulicę? Miał go rozjechać?
Gówniarze już takie są – najpierw robią, potem myślą, a w
rezultacie zagraża im rozpędzony pojazd komunikacji miejskiej.
Wstał, bo za chwilę miał wysiadać. Autobus
zatrzymał się na przystanku, pani zbierała jabłka, pijak dalej
wydzierał się na cały pojazd, a on zostawił to wszystko za sobą,
nawet się nie oglądając.
Ruszył wolnym krokiem, mijając to nowo
wybudowane apartamentowce, to dopiero powstające szkielety, w
których wkrótce zamieszkają jakieś nowobogackie rodziny. Dzień
był przyjemny. Ani za ciepły, ani chłodny. Dzień zawsze jakiś
był: deszczowy, słoneczny, wietrzny... ten był wczesnojesienny.
Jego palce znów zacisnęły się na kluczach.
Nie oddał ich, chociaż przecież mógł. Miał do tego okazję;
jeśli nie bezpośrednio Maciejowi, to chociażby mamie czy siostrze.
Ale nie chciał oddawać. Za sprawą tych kluczy wciąż miał
nadzieję, że mieszkanie też po części było jego. Że w każdej
chwili mógł tam wrócić, pokręcić się i wyjść, pamiętając o
zamknięciu drzwi Maciejowym sposobem: na dwa spusty – górny i
dolny.
Stanął w przedpokoju. Buty Macieja już nie
walały się dookoła, stały równo ułożone przy niskiej szafce.
Ktoś tu był? Przeszedł dalej, do salonu, ignorując nieprzyjemne
uczucie pustki. Apartament nagle jakby stracił całą swoją
osobowość, którą Filip dostrzegł i dopiero teraz docenił,
spędzając w nim te kilkanaście dni wypełnionych Ciapkiem,
porannym seksem, śniadankami i oczekiwaniem na powrót Macieja z
pracy.
W salonie też jakby zrobiło się czyściej.
Ktoś starł krew z paneli, ktoś powierzchownie uprzątnął
powyrzucane z szaf rzeczy. Wciąż to jednak nie był taki porządek,
do którego zawsze dążył Maciej i którego pomagał mu utrzymać
Filip, bo przecież też lubił czystość. A jeśli chciał tu
mieszkać, to nie w takim syfie.
Zawrócił do przedpokoju, zdjął buty i
poszedł do kuchni. Złapał za miskę, szmatę i jakiś detergent.
Podłogę trzeba będzie przetrzeć jeszcze raz. Na jasnych płytkach
w przedpokoju ratownicy zostawili przecież ślady butów. Przydałoby
się też odkurzyć. I wrzucić ubrania do pralki, bo jego i Macieja
ciuchy aż wysypywały się z kosza na brudy.
Zabrał się do pracy, nie zastanawiając się
długo po co. Lubił ten apartament i lubił życie w nim. Macieja
też lubił. I porządek lubił. A że przez chwilę tu pomieszkiwał,
czuł się odpowiedzialny za pewne aspekty.
Już po chwili odgłosy pralki wypełniły całe
mieszkanie, dzięki czemu przestało być takie bezosobowe. Warkot
odkurzacza również przyłożył się do zagłuszenia resztek
panującej tu pustki, a Filip miał chwilę, aby spokojnie pomyśleć.
Zawsze najlepiej mu się myślało, kiedy miał zajęte czymś ręce.
– Tego twojego pedała pobił? – zapytał
wczoraj Andrzej, kiedy już znaleźli się w mieszkaniu, bez
towarzystwa jego dwóch kolegów. Filip opadł na kanapę, ignorując
panujący w salonie bałagan: porozrzucane zabawki zmieszane z
resztkami chrupek, czy walające się wszędzie poduszki i dziecięce
ubrania. Nie miał sił na sprzątanie, więc wolał udać, że
niczego nie widzi.
– Macieja – sprostował.
Andrzej przewrócił oczami i oparł się
plecami o framugę.
– Pedał jak pedał. Sam bym mu w mordę
przyłożył.
– Przypomnieć ci, że gdyby nie on,
szczałbyś pod siebie po tym, jak cię Pacuła urządził? – Filip
popatrzył na niego z lekką irytacją. To jasne, że Andrzej nie
czuł wdzięczności do Macieja, w końcu na pierwszy plan wysuwało
się jego pedalstwo, a dopiero później cała reszta zasług.
– To, jak mnie Pacuła urządził, pamiętam
bardzo dobrze.
– I co, zamierzasz sam mu odpłacić? Ty? –
Uśmiechnął się kpiąco, posyłając bratu sceptyczne spojrzenie.
– No przecież, że nie sam. Na debila nie
trafiło. Spychura chce się pozbyć Pacuły z innych powodów. –
Wzruszył ramionami. – I nie myśl, że wciągam się w to dla
twojego pedała – prychnął, uśmiechając się kpiąco. –
Pacule dawno ktoś powinien był wyznaczyć granicę. A że przy
okazji ty zyskasz, to chyba nie najgorzej, hm?
Filip zwilżył wargi. Mimo wszystko miał
mieszane uczucia. Andrzej był młody, porywczy i chciał zwojować
świat, jeszcze się nie nauczył, gdzie jego miejsce.
– Tylko nie skończ znowu pod garażami.
– Weź ty się lepiej zajmij obciąganiem,
bo, kurwa, mam wrażenie, że do niczego innego się nie nadajesz –
warknął rozeźlony, posłał mu jeszcze ostatnie poirytowane
spojrzenie, po czym szybko odwrócił się i wyszedł, kwitując
rozmowę trzaśnięciem drzwi od swojego pokoju.
Filip wiedział, że to może być najlepsze
wyjście... jedyne wyjście. Nie miał innego pomysłu, jak pozbyć
się Błażeja. Musiał działać szybko, bo zaraz Maciej złoży
sprawę na policję (o ile już tego nie zrobił), Pacuła podeprze
się swoimi koleżkami i nawet jeśli wyląduje tam, gdzie powinien,
nim to się stanie, może jeszcze coś zrobić.
Z drugiej strony miał nieprzyjemne przeczucie,
że z jednego gówna wdeptują w drugie. Może powinien zaufać
Maciejowi? Pozwolić rozwiązać wszystko zgodnie z prawem?
Prawie podskoczył, kiedy ktoś odłączył
odkurzacz od prądu. Obejrzał się na wysokiego, śniadego mężczyznę
o latynoskim typie urody, patrzącego na niego z wtyczką do kontaktu
w dłoni.
– Ty jesteś...? – zapytał mężczyzna,
przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami. Filip wyprostował
się, zerkając jeszcze na uchylone drzwi wejściowe.
Złodziej? Nie. Żaden złodziej nie
obwieszczałby swojego nadejścia i nie pytałby osoby w mieszkaniu,
kim jest. Nie wyglądał też na kumpla Błażeja, był zbyt
elegancko ubrany. Biła od niego jakaś taka galanteria i dobry styl.
Filip chyba jeszcze nigdy nie spotkał się z kimś, kto by w ten
sposób na niego patrzył. Jakby próbował rozszyfrować go za
pomocą samego spojrzenia, przy czym to spojrzenie w żaden sposób
nie było nachalne.
– To chyba ja powinienem o to zapytać –
prychnął Filip, zacietrzewiając się. Nie wiedział dlaczego, ale
już na starcie nie polubił tego faceta. Bon ton, sil vu ple,
cholera jasna. Wysokiej jakości garnitur, świetne buty,
elegancki zegarek i to spojrzenie, któremu nie można odmówić
inteligencji. Tylko czekać, aż facet po francusku zacznie
szprechać, żeby podkreślić swoją światowość.
– Jakub, kolega Macieja – powiedział,
wyciągając przed siebie prawą dłoń. Męską, dużą dłoń – a
kiedy Filip ją uścisnął i poczuł delikatną skórę pod palcami
– także nienawykłą do pracy fizycznej. Musiał być jak Maciej,
albo korposzczurem, albo innym nowobogackim pracującym przy biurku.
– Filip – odpowiedział, wciąż mierząc
mężczyznę podejrzliwym spojrzeniem. Jakoś mu nie ufał... lub po
prostu irytowało go, że Maciej miał kogoś takiego w kręgu
znajomych.
– Ach, Filip. – Twarz Jakuba rozjaśniła
się nagle szerokim uśmiechem. Idealnym, równym, przeraźliwie
białym i zapewne sporo kosztującym uśmiechem. – Maciej wspominał
mi o tobie.
To jedno zdanie wystarczyło, aby napełnić
Filipa poczuciem zadowolenia. No bo przecież Maciej o nim opowiadał.
A skoro opowiadał, to znaczy, że raczej nie był mu obojętny. Z
drugiej strony jednak Wyszyński słowem nie wspominał o koledze bon
ton, sil vu ple.
– O tobie wcale – powiedział, aż się
prostując.
Ciemne brwi Jakuba uniosły się lekko.
– Cóż. W takim razie musisz uwierzyć mi na
słowo. – Znów szarmancki uśmiech. – Poprosił mnie o
przywiezienie kilku rzeczy. Rozejrzę się tylko, zabiorę co
potrzebne i już mnie nie ma.
To jednak wystarczyło, aby trybiki w głowie
Filipa zaczęły pracować na najwyższych obrotach. Bo niby dlaczego
Maciej prosił jakiegoś swojego (cholernie przystojnego, nawiasem
mówiąc) kolegę o zabranie z mieszkania rzeczy, skoro mógł
poprosić jego? Dlaczego ten Maciej, prócz odpisania mu rano
krótkiego SMS-a, w ogóle się nie odzywał? Nie chciał się
odzywać?
– Co chciał? – zapytał, ściskając w
dłoniach rurę od odkurzacza.
Jakub, który już miał wejść do salonu,
zatrzymał się i obejrzał przez ramię.
– Laptopa, jakąś książkę, którą
zostawił gdzieś na wierzchu w sypialni, bieliznę i jakieś
piżamy...
Filip aż prychnął. Nie potrafił zrozumieć,
dlaczego Maciej nie poprosił o to jego, przecież znał rozkład
mieszkania, wiedział, gdzie co leżało... a w zamian wolał
pofatygować kumpla i pozwolić mu grzebać po szafkach.
Jego ciało zareagowało samo. Podszedł do
Jakuba i ignorując jego zaskoczone spojrzenie, wcisnął mu
odkurzacz w dłonie.
– Masz. Ja mu to wszystko zawiozę –
warknął, przechodząc szybko do salonu.
– Nie no, ja jestem samochodem i...
– Powiedziałem, że zawiozę? – Obejrzał
się przez ramię, piorunując wciąż zaszokowanego Jakuba wzrokiem.
– Jak chcesz, możesz poodkurzać. Jak nie, spadaj – dodał
jeszcze, nie bawiąc się już w żadne grzeczności i zaczął
kompletować wszystkie rzeczy, o które prosił Maciej.
***
Agata wiedziała, a Maciej też wiedział, że
wiedziała. Nie mogła nie wiedzieć, przecież na pewno policjant
powiedział, czego tyczyło się to pobicie. Jak Filip mógł w ogóle
coś takiego wymyślić? Na podłożu homofobicznym? Że jak? Pedał
pobił innego pedała za bycie pedałem? Toć to się kupy nie
trzymało!
No, ale oczywiście lepiej tak zeznać, niż
powiedzieć, że pedał-kryminalista pobił innego pedała za spanie
z jego pedałem.
Nic już jednak nie mógł zrobić. Mama
wiedziała i to był niezaprzeczalny fakt, chociaż ze swoją wiedzą
ani na moment się nie zdradziła. Wciąż zachowywała się
normalnie, siedziała przy nim, jakby na powrót stał się
kilkulatkiem, donosiła mu jedzenie, no bo przecież w szpitalu to
takie marne posiłki, i po prostu była. Jak to mama. Nie chciał
więc wychylać się z wyjaśnieniami. Zresztą, co tu wyjaśniać?
Wolał facetów i tyle, potrzebna była jakakolwiek rozmowa, w
szczególności, że Agata nie wyglądała na osobę skrajnie
załamaną? Zresztą, chyba bardziej martwiła się stanem fizycznym
syna, niż jego życiem łóżkowym. Priorytety.
– Widać, że już ci lepiej – powiedziała,
wciąż trwając przy jego boku, zupełnie jakby bała się zostawić
go samego. Wynajęła hotel tuż obok szpitala; wychodziła od
Macieja późnym wieczorem, a przychodziła wczesnym rankiem,
zupełnie jakby jej syn nie miał trzydziestu lat, a jakieś trzy.
Maciej jednak nie oponował, wiedział, że gdyby teraz siedziała w
domu, zamartwiałaby się jeszcze bardziej. A tak to na wszystko
miała oko, pilnowała, aby syn zjadł odpowiedni posiłek,
dowiadywała się o jego stanie z pierwszej ręki, no i jakby czegoś
mu zabrakło, zawsze była przecież obok. Chciała czuć się
potrzebna. Bycie potrzebnym nadawało życiu sensu, a osoba w jej
wieku szukała go wszędzie. Zapewnienie, że jeszcze nie jest tak
niedołężna, jakby się wydawało, dodawało jej sił, a wszystkie
niedogodności, jak promieniujący ból odcinka lędźwiowego,
drętwiejące ze starości dłonie, czy napady duszności, odchodziły
w zapomnienie.
– Jest lepiej – potwierdził jej słowa i
wcale nie chciał dodawać nic o lekarstwach, dzięki którym teraz
nie odczuwał bólu. Najważniejsze, że mama widziała to jako
poprawę.
– Ten twój kolega to o której przyjdzie? –
zapytała, a Maciej przez chwilę nie wiedział, czy dlatego, aby
podtrzymać rozmowę, czy może przez to, że nadała już „temu
koledze” swoje znaczenie. Bo skoro wiedziała o orientacji syna, to
czy nie będzie teraz podejrzewać każdego jego znajomego o jakieś
niecne zamiary?
– Powiedział, że jakoś koło czternastej –
odparł, mimo wszystko próbując zachować neutralny ton i nie dać
mamie poznać, że miał jej towarzystwa już serdecznie dość.
Najchętniej pobyłby sam, odpoczął, popatrzył się
bezproduktywnie w punkt, czy zaczął przeglądać Internet. Mama
jednak cały czas coś mówiła, jakby bała się, że milczeniem
zdradzi się swoją wiedzą.
Irytacja w Macieju z każdą chwilą rosła.
Nie miał nawet momentu, żeby móc spokojnie pomyśleć, zastanowić
się, zadać sobie kilka pytań i spróbować udzielić na nie
odpowiedzi. Mama całą swoją obecnością rozpraszała go, a
wysyłający SMS-y Filip wcale nie pomagał. Maciej starał się nie
odpisywać na wiadomości, bo wolałby, aby sytuacja między nimi
była czysta. Albo będą się spotykać, albo nie. Nie chciał ich
relacji przeciągać i przekazywać sprzecznych sygnałów, nigdy
przecież tak nie działał. Zawsze grał fair, poprzedni faceci
wiedzieli na czym stali – nawet jeśli nie wykraczało to poza
układ fuck friends. A na tę chwilę po prostu nie wiedział, czy da
radę być z Filipem. Seks – okej. Nie żyli w średniowieczu,
przed HIV można się uchronić, a gumki to wcale nie taka
najtragiczniejsza opcja. Tu jednak nie chodziło jedynie o seks, bo
seks był jedynie kroplą w morzu problemów związanych z tą
chorobą.
Miał jeden wielki mętlik w głowie i za nic
nie mógł go uporządkować, bo gdy tylko zaczynał, Agata znowu...
– A może czegoś się napijesz? Herbaty ci
przyniosę, co?
Właśnie.
– Nie. Naprawdę niczego nie potrzebuję.
Cały czas to samo.
– A zjadłbyś coś? Coś słodkiego, hm?
Zjadę na dół do kawiarni.
Męczyła go.
– Nie jestem głodny. Przed chwilą jadłem.
– No dobrze. Jestem ciekawa co tam u dzieci.
Słyszałeś, że Hania już pierwszego dnia w szkole została
pochwalona przez nauczycielkę? To taka zdolna dziewczynka, Daria
musi być z niej dumna...
Nie przerywał jej jednak, nie pokazywał
swojego znużenia podszytego irytacją. Pozwalał jej zapętlać się
w swoich monologach, mimo że na dłuższą metę było to naprawdę
bardzo denerwujące, kiedy opowiadała o czymś już któryś raz z
kolei.
Ale czas płynął, a Maciej żył nadzieją,
że kiedy wreszcie Kuba przyjdzie z jego rzeczami; doniesie mu
książkę i laptopa, będzie mógł chociaż na chwilę uciec od
męczącej paplaniny mamy. Wypatrywał więc kolegi już odkąd tylko
dostał od niego wiadomość, że jedzie do jego mieszkania. Minuty
jednak mijały, a Kuby jak nie było, tak nie było. Maciej już
sięgał do telefonu, aby zapytać, czy przypadkiem nie się nie
zgubił, kiedy tuż przed swoim łóżkiem zobaczył znajomą, niską
i szczupłą sylwetkę, która nijak nie przypominała Jakuba. Mama
oderwała wzrok od jakiegoś artykułu „Pani domu” i popatrzyła
na stojącego nieopodal chłopaka.
– Przywiozłem rzeczy – burknął Filip,
marszcząc brwi w niezadowoleniu i unosząc jednocześnie czarną
torbę, w którą wszystko spakował.
– Rzeczy? – zapytał Maciej, niemniej
zdziwiony tą wizytą niż Agata.
– Rzeczy – powtórzył Filip i położył
torbę na podłodze, żeby zaraz założyć ręce na piersi i przyjąć
jeszcze bardziej naburmuszoną postawę. – Te rzeczy, które
kazałeś przywieźć jakiemuś dupkowi ze sztucznymi zębami –
dodał, wyraźnie dotknięty. Maciej patrzył na niego przez chwilę
w milczeniu, aż w pewnym momencie parsknął zduszonym przez ból
żeber śmiechem. Obrażony i zazdrosny Filip był zdecydowanie
jednym z najlepszych widoków tego dnia.
– Ja... pójdę. Po kawę pójdę. I ciastko
jakieś – powiedziała Agata, pomimo bolących pleców zrywając
się z krzesła jak oparzona. Zerknęła jeszcze raz to na swojego
syna, to na Filipa. To dziecko i mój Maciej... Jak to w ogóle
możliwe? Odłożyła gazetę. Szybkim krokiem wyszła z sali,
już się na nich nie oglądając, zupełnie jakby się bała, że
gdy to zrobi, będzie świadkiem czegoś, co potwierdzi
najczarniejszy scenariusz. Przecież ten chłopiec jest taki
młody!
Filip wyraźnie odetchnął, kiedy Agata
zniknęła z zasięgu ich wzroku. Od razu podszedł do krzesła i
opadł na nie, ani na chwilę jednak nie porzucając swojej
niezadowolonej miny.
– Ten debil nawet nie wiedział, gdzie co
masz – prychnął, zahaczając nonszalancko łokieć o oparcie
siedzenia.
– A ty co niby robiłeś w moim mieszkaniu? –
zapytał Maciej, trafiając idealnie w punkt. Filip aż drgnął,
jakby przyłapany na oglądaniu filmików spod znaku osiemnaście
plus nastolatek. Odpowiedzi na to pytanie nie przemyślał. Po prostu
jak dowiedział się, że Maciej poprosił jakiegoś randomowego
gościa z zębami przypominającymi sztuczną szczękę (no przecież
tak idealne uzębienie było aż niemożliwe!) o przywiezienie swoich
rzeczy, wkurzył się. W dziesięć minut spakował wszystko do
torby, upchał i wyszedł, uprzednio wyrzucając natręta z
mieszkania. Nie zastanawiał się, jak to wszystko wytłumaczy, był
za bardzo rozjuszony, aby trzeźwo to obmyślić. A teraz oczywiście
wcale nie chciał przyznawać się Maciejowi, że mu tam wszystko w
mieszkaniu wysprzątał, no bo kurą domową to on nie był.
– Tak poszedłem. Zostawiłem coś – rzucił
niby obojętnie.
– I zabrałeś to? – podłapał.
– No.
– Czyli możesz już oddać mi klucze?
Oczy Filipa otworzyły się szeroko, a on sam
na kilka chwil zamarł. Oddać klucze? Nagle wszystko ułożyło się
w jedną całość, której wcześniej nawet nie chciał brać jako
coś prawdopodobnego. Nieodpisywanie na SMS-y, proszenie kolegi o
przywiezienie rzeczy, a teraz oddanie kluczy.
Poczuł, jak coś się w nim kurczy. Powoli
rozpada. Piecze, zupełnie jakby zżerało go od środka.
– Chcesz... – „Zerwać” to zdecydowanie
nieodpowiednie słowo. – Przestać... – Cholera, nawet nie
wiedział jak to określić. „Przestać się spotykać”? Nie
potrafił nazwać typu ich znajomości, właściwie to nawet się nad
tym przecież nie zastanawiał. Byli ze sobą, uprawiali seks,
jeździli do restauracji, na zakupy... ale przecież nigdy nie
zdefiniowali tej relacji.
Maciej patrzył, jak Filip się miota. I
chociaż z początku rzeczywiście chciał odebrać mu klucze, odciąć
się, dać sobie czas, to gdy widział zagubienie w tych ciemnych,
prawie czarnych oczach, poczuł dyskomfort.
– Byłeś już na pierwszej wizycie u
lekarza? – zapytał, zmieniając temat. Filip popatrzył na niego,
początkowo nie rozumiejąc, aż wreszcie pokręcił głową. Maciej
westchnął. Cały Wilczyński. Wiedział, że gówniarz nic ze swoim
pozytywnym wynikiem nie zrobił. Otworzył kopertę, zerknął na
świstek papieru i wyszedł z kliniki – innej opcji rozegrania tej
sytuacji w wykonaniu Filipa sobie nie wyobrażał. – Zatrzymaj
klucze. – Dlaczego w jego uszach zabrzmiało to jak wyznanie? –
Ale jutro idziesz i umawiasz się na wizytę.
Filip zamrugał. Zmarszczył brwi, a gdy
dotarło do niego, że właśnie został zaszantażowany, już chciał
coś Maciejowi odpyskować. Nie miał zamiaru się na to godzić,
robił co chciał i żadne szantaże nie wchodziły w grę. Aż
zazgrzytał zębami, piekląc się w duchu coraz bardziej, gdy nagle
jego spojrzenie zatrzymało się na posiniaczonej twarzy Macieja, a
dokładnie na jego oczach. Wciąż tak samo przekrwionych, chociaż
teraz spoglądających na Filipa z trudnym do opisania uczuciem. Coś
pomiędzy troską, a... no właśnie, czym? Nadzieją? A może po
prostu niepewnością?
Maciej się o niego martwił. Martwił się,
leżąc cały poobijany, mając na głowie psychopatę i całą jego
bandę nieprzyjemnych znajomych... i zamiast myśleć o sobie, myślał
o tej pieprzonej wizycie u lekarza, która w tym momencie i tak
niczego by nie zmieniła.
– Okej – prychnął w pewnym momencie
Filip, zakładając ręce na piersi. – Pójdę. Ale klucze są moje
– dodał jeszcze, zadzierając wysoko brodę, na co usta Macieja
wykrzywił rozbawiony uśmiech.
– Rozumiem, że w ten sposób oznajmiasz
partnerowi, że chcesz z nim być.
Filip momentalnie poczuł uderzenie gorąca. W
ustach mu zaschło, a serce zaczęło bić nagle tak szybko, że
jeszcze trochę i może spędzi z Maciejem romantyczne dni w
szpitalu, jako pacjent po zawale. Mimo to zalało go nagłe poczucie
radości. Prostej, prymitywnej radości wypierającej wszystkie
logiczne myśli z głowy i sprawiającej, że miał ochotę zacząć
uśmiechać się głupio, paplać co mu ślina na język przyniesie,
a później...
Stop.
Nie był przecież jakąś dziewczynką, co to
ma mokro w gaciach, bo jej obiekt westchnień przyjął miłosne
wyznanie. Zresztą – jakie wyznanie? Prędzej by sobie język
odgryzł, a później połknął, niż powiedział coś tak
żałosnego. Sprzedał sobie mentalny policzek, zaraz powracając do
siebie i udając, że słowa Macieja wcale go nie dotknęły.
Przybrał swoją na poły obojętną, na poły cyniczną postawę, od
razu czując się w niej znacznie bezpieczniej – w końcu świetnie
się w niej odnajdywał.
– A co? Liczysz na jakieś sakramentalne tak?
– prychnął, przewracając oczami.
– A zabrnęliśmy aż tak daleko? –
Popatrywał na Filipa rozluźniony i o dziwo wcale nie zmęczony,
chociaż jeszcze chwilę temu powiedziałby coś innego. Obecność
Wilczyńskiego uspokajała, czego nie mógłby powiedzieć o Agacie.
– Musiałbyś dać mi dostęp do swojego
konta – rzucił niczym niezrażony Filip, który wciąż nie mógł
uspokoić swojego szaleńczo bijącego serca.
– I przepisać na ciebie mieszkanie?
– Nie zapomnij o samochodzie.
– Jakieś jeszcze życzenia?
– Nie. W sumie tyle wystarczy. Nie potrzebuję
wiele do szczęścia. – Uśmiechnął się szeroko i, chyba pod
wpływem chwili, jego dłoń samoistnie powędrowała do dłoni
Macieja. Złapał za nią, czując dziwną lekkość. A gdy Maciej,
wciąż patrząc na niego rozbawiony, odwzajemnił uścisk, zalało
Filipa przeczucie, że wszystko się jakoś ułoży. Będzie dobrze.
Musi być dobrze.
– Pan Maciej Wyszyński? – Drgnął,
automatycznie cofając swoją rękę. A gdy odwrócił się i
spojrzał na mężczyznę w policyjnym mundurze, serce już nie biło
mu radośnie w piersi, a stanęło w gardle. Strach uderzył w jego
pierś, odbierając na moment oddech.
Chyba przez cały ten czas miał nadzieję, że
Maciej zrezygnuje z wplątywania w to policji. Nie chciał nawet
myśleć, co takiego zrobi Błażej, gdy się o wszystkim dowie.
***
– I coś miałbym więcej zrobić? –
zapytał Sławek, obserwując jak Błażej podnosi się do siadu, a
następnie sięga po swoje spodnie.
– To już zostawiam tobie – odpowiedział i
świadomy uważnego spojrzenia Sławka przesuwającego się po jego
ciele, naprężył ramiona. Dawno nie czuł się dla kogoś tak
ważny. Idealny. Najlepszy. Najważniejszy.
Oczywiście nie przyznawał się otwarcie co do
swojego zadowolenia byciem w centrum uwagi Sławka. Napawał się tym
w milczeniu, a gdy tylko miał możliwość, pokazywał Sławkowi jak
bardzo jest żałosny. Bo, rzecz jasna, był żałosny. Pozwalał
Pacule na wszystko. Seks bez gumy z wytryskiem w środku? Jak
najbardziej. Obciąganie po same jaja, odbierające oddech i
wywołujące krztuszenie? Sławek nawet teraz z chęcią otworzyłby
usta i pozwoliłby je zgwałcić. Błażej mógłby na niego
naszczać, a penis Sławka i tak sterczałby mu między nogami. Pierdolony zboczeniec.
– Zobaczę w jakim będzie stanie –
powiedział Sławek, podnosząc się wreszcie do siadu. Pochylił się
do Błażeja i pocałował go w ramię.
– Niech, kurwa, sra po nocach na myśl o mnie
– rzucił i zaśmiał się chrapliwie.
– Już sra – zgodził się. – A... Wilku?
– zapytał jeszcze, krzywiąc się z niechęcią, gdy Błażej
wstał i szybko naciągnął spodnie. Zdążył jednak jeszcze
zerknąć na lekko owłosione, choć krągłe pośladki Pacuły. Z
trudem powstrzymał się, aby nie wyciągnąć dłoni i ich nie
dotknąć. Coś mu podpowiadało, że gdyby to zrobił skończyłby z
facetem Filipa na jednej sali.
– Ta mała dziwka zasłoni się teraz
ziomeczkami brata – prychnął, łapiąc za koszulkę. – Fałszywa
pizda.
– Młody Wilczyński nie jest taki głupi...
chyba.
– Przestań pierdolić. – Błażej stanął
przed nim, zakładając ręce na piersi. – Lepiej załóż coś na
dupę, a nie wycierasz ją w moją pościel.
Sławek w odpowiedzi jedynie westchnął
głęboko, ale zaraz zaczął się ubierać, kątem oka wciąż
przyglądając się Pacule, który teraz sięgnął po piwo. Cały
czas nie mógł uwierzyć, że naprawdę wygryzł Filipa i że teraz
to on regularnie gościł w łóżku Błażeja.
Gdy już zakładał spodnie i przygotowywał
się na to, co zazwyczaj słyszał od Pacuły po seksie („spieprzaj”,
kiedy Błażej miał gorszy humor, a „leć już”, przy lepszym),
po pustym mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka. Sławek,
niczym oparzony, zaczął więc czym prędzej ubierać T-shirt, bo w
końcu to mógł być któryś z kumpli Błażeja, a sam Błażej
ruszył wolnym krokiem do przedpokoju.
Sławek, korzystając z chwili, szybko poprawił
łóżko, zacierając najbardziej widoczne ślady seksu. Zaraz jednak
zdał sobie sprawę, że to żaden z kolegów Błażeja. Aż zamarł
na kilka sekund, kiedy usłyszał męski głos dobiegający z
pomieszczenia obok.
– Starszy posterunkowy Grzegorz Bałaniuk.
Czy mam przyjemność z Błażejem Pacułą?
Coś gęstego osiadło w przełyku Sławka i za
nic nie potrafił tego przełknąć. Zacisnął dłonie na kołdrze,
zdając sobie sprawę, że teraz już wcale nie martwił się o
siebie. I choć wiedział, że Błażej potrafił odnaleźć się w
każdej sytuacji i że nie raz miał już gorsze problemy, naprawdę
się o niego bał.
No i co ludzi ciągnie do takiego Błażeja, no nie wiem ale już się martwię co dalej.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Wciągnęła mnie każda sylaba!
OdpowiedzUsuńKurcze i znowu w takim momencie gdzie chciało by się jeszcze więcej i więcej. Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę. Cicha
OdpowiedzUsuńFilip i Maciej trzymają się za rączki-sprawy ‘sercowe’ chyba się prostują XD
OdpowiedzUsuńMaciej i ten mały chłopiec??uwielbiam.
Bywają ludzie zaślepieni miłością i zrobią dużo dla tej ukochanej osoby, ale Sławek w takim razie jest niewidomy.No żal mi go, jest naiwny i zakochany.
Odbił Błażeja młodemu.dobre.
Utrzymuje, że Błażeja nie lubię, ale coś we mnie mówi ‘Zostawcie Błażeja nie wsadzajcie go’ XD Tak mnie wkurzył(nawet w tym rozdziale dał nowe ‘zadanie’ kochankowiXD(co prawda przed przyjściem posterunkowego ;) a ja chcę tylko żeby odwalił się od Sławka,Macieja, Filipa i Andrzeja.I co najwyżej dostał karę od Spychury najlepiej w postaci zamknięcia biznesu.Liczę na to, że do końca opowiadania ogarnę co o nim sądzę-chodzi o Pacułę, bo opowiadanie zacne.
Pozdrawiam.
Za takie pobicie to nawet jak udowodnią że to był on to chyba zbyt dużej odsiadki nie dostanie, poza tym to tylko wzmocni jego chęć do zemsty... Więc optuję za rozwiązaniem siłowym, w tym przypadku za Spychurą. Do takich ludzi inaczej się nie trafi.
OdpowiedzUsuńZazdrosny Filip jest naprawdę uroczy, dobrze że pojechał do szpitala, chyba pomógł w ten sposób podjąć Maciejowi decyzję co do ich związku :)
Bardzo dziękuję, rozdział świetny jak zawsze :)
Opowiadanie cudowne, ale i tak dobija mnie ta sprawa z pozytywnymi wynikami badań Filipa...
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział. Najlepiej jakby to opowiadanie nie miało końca...taka gejowska "Moda na sukces" tylko kilkanaście poziomów wyżej:P
OdpowiedzUsuńOby siła wyższa w postaci ręki autorki pokrzyżowała plany Pacuły co do Macieja i Filipa.
Niezwykły rozdział. Czytałam z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuń1. Dobrze, że jednak policja. Oj, Błażej, DOBRZE CI TAK! Dzięki bogu, że nie zdążył :D
2. Mama Macieja. Niby upierdliwa, ale jednocześnie troskliwa, jak to mama. Plus dla niej za to, że "zaakceptowała" syna. Ale to "przecież ten chłopak jest taki młody" zawsze rozbraja! <3
3. Maciej. Mam nadzieję,że już mu lepiej. Niedługo siniaki przejdą i znów będzie hot :D Ja się mu nie dziwię, że potrzebuje czasu, żeby sobie to wszystko przemyśleć. I nie chodzi tylko o HIV Filipa. ALE JEDNAK kluczy nie zabrał <3 trzymajcie się za rączki, chłopacy, tak, tak! :3
4. Naburmuszony Filip <3 aż mi się go szkoda zrobiło, gdy Maciej kazał mu oddać klucze. Tak pięknie opisała mieszanka uczuć <3 <3 jaram się.
5. Naburmuszony Filip 2.0 w wersji z Kubą <3 Już chyba pisałam, że Jakuba bardzo lubię, no to zdania nie zmieniam. Mam też nadzieję, że kiedyś pogadają sobie z Filipem dłużej :3 No bo: zazdrosny Filip <3
6. Widzę zmiana nagłówka ;)
7. Biedny Sławek, taki trochę zakochany "gówniarz". Czy też podłapał HIV? :(
8. Błażej, pierdol się :D
Rozdział cudowny, chcę więcej! :D
I jak zawsze rozdział dodany chwile po tym jak sprawdzałam i czytam następnego dnia.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział
Pozdrawiam
Akira
Szprecha to się po niemiecku, po francusku się parla (od parlez. Natomiast rozumiem użycie szprechania, to popularny zwrot, tego drugiego mało kto używa.
OdpowiedzUsuń"To dziecko i mój Maciej... Jak to w ogóle możliwe?" oraz "Przecież ten chłopiec jest taki młody!" - przemyślenia Agaty są genialne.
Cały rozdział jest świetny, a zwłaszcza zachowanie Filipa, nie będzie mu wymuskany pedał wchodził w paradę, Maciek jest jego! To jest Filip który mnie rozwalał od początku tego opowiadania. 10/10
No i widzę, ze klucze się znalazły!
Serdecznie pozdrawiam w oczekiwaniu na ciąg dalszy.
Świetnie się czytało ten rozdział, aż za dobrze :D
OdpowiedzUsuńCiągle coś się działo na różnych płaszczyznach.
Ubawił mnie po pachy tekst "pedał-kryminalista pobił innego pedała za spanie z jego pedałem" hahaha to wyszło genialnie!
I muszę przyznać, że lubię Jakuba, jest taką ciekawa poboczną postacią.
Błażej pewnie nie tylko mnie lekko przeraża. Też gdzieś się obawiam tego na jaki jeszcze pomysł wpadniesz z jego osobą :DDD
Intrygujący jest związek jego ze Sławkiem...
I oczywiście Filip i Maciej, uwielbiam ich jako parę, w dobrych i złych momentach :D mają to coś.
Muszę pochwalić nową szatę na blogu, jak zwykle bardzo przyciągająca uwagę :)
I nie powstrzymam się aby stwierdzić, że bardzo lubię jak z kilku rozdziałów robi się kilkanaście haha :D Więc niezmiernie się cieszę, że McDonald zyska jeszcze jakiś rozdział.
Pozdrawiam ciepło,
Elda
Jakoś nie za bardzo mnie zaskoczyło, że Maciej chciał pozbyć się Filipa, jak dowiedział się o chorobie. Może nie do końca pozbyć, ale jednak chciał go odsunąć. Lubię te między nimi droczenie, pasują do siebie jak nic. Jeszcze tylko muszą się pozbyć przeszkód, ale to wszystko idzie ku dobremu, skoro już wkroczyła policja. A Rrozdział skończył się w takim momencie. Czuje jednak, że Maciej pożałuje zgłoszenia tego na policje i na happy end jeszcze daleko.
OdpowiedzUsuń