niedziela, 5 marca 2017

Rozdział 30. (Gówniarz)

Znowu niebetowane, ale mam nadzieję, że wybaczycie i zrozumiecie. Dopiero dzisiaj dokończyłam ten rozdział. a nie chciałam kazać Wam dłużej czekać. McDonalda wciąż piszę, jednak może już na dniach opublikuję kolejną część (Bo tak - odrobinę zmieniły mi się plany i McDonald będzie mieć trochę ponad 3 rozdziały. Ile? Tego nikt nie wie.).
Standardowo ślicznie dziękuję za wszystkie komentarze. Jesteście najlepsi. ;)

Ach. I jeszcze serdecznie zaproszę Was na bloga mojej koleżanki, Ski: justskistories.blogspot.com. Opowiadanie Ski dopiero się rozkręca, dlatego autorka na pewno nie pogardzi Waszymi opiniami. :) 

Bon ton, sil vu ple

Uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem, kiedy tuż przed nim zatrzymała się odrobinę zdezelowana srebrna skoda. Ostatni raz pociągnął papierosa i przytrzymując dym w płucach, wyrzucił niedopałek za siebie. Dopiero wtedy, powoli wypuszczając nikotynowy obłok, podszedł do samochodu.
Zabawne. Nawet długo nie musiał na niego czekać. Sławek był ostatnio na każde jego zawołane, a jemu to oczywiście w żaden sposób nie przeszkadzało.
– Wszystko okej? – zapytał Sławek, patrząc jak Błażej wsiada do jego auta.
– No a jak ma być? – odpowiedział, trzaskając mocno drzwiami. Z kpiącym uśmieszkiem popatrzył na wlepione w niego wyłupiaste oczy Sławka, który jakby na siłę szukał u niego jakiś oznak bójki. – Daj spokój, to gówniarzeria była – prychnął w pewnym momencie Błażej, poirytowany robieniem z siebie ofiary. – Jak im po razie w mordę strzeliłem, to zaraz popadali gębami do ziemi – rzucił niby zblazowanym tonem, bo rzecz jasna, wcale się nie chwalił. To, że poradził sobie ze szczeniakami było przecież oczywistością i Sławek nawet nie powinien w to wątpić.
Wąskie usta Sławka wygięły się w lekkim uśmiechu, a oczy jakby nie mogły oderwać się od widoku trochę potarganego przez szybką bójkę Błażeja. Pacuła zawsze mu imponował, potrafił i poprowadzić biznes, i nieźle przyłożyć. Ludzie się go bali, ale przez to szanowali, a wszystko to wypracował sam. I choć czasem Sławek czuł do Błażeja ogromny dystans, czy nierzadko też strach, paradoksalnie Pacuła przyciągał go jeszcze silniej. Wpadł po uszy, a teraz, kiedy mógł być tak blisko, kiedy został dopuszczony do życia intymnego Błażeja, kiedy stał się jego częścią... miał wrażenie, jakby ćpał dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jakby ciągle chodził najebany, a mimo to dziwnie trzeźwy.
Nie myśląc wiele, pochylił się do Błażeja i wykorzystując jego zawahanie, pocałował w usta. Od razu zaatakował je brutalnie swoimi wargami, łapiąc jednocześnie Pacułę za kark i przyciągając do siebie mocniej. Na tym jednak pocałunek się skończył. Sławek poczuł mocny uścisk na ramionach, a po chwili gwałtowne odepchnięcie.
– Popierdolony jesteś?! – wrzasnął Błażej, zaczynając rozglądać się dookoła w poszukiwaniu gapiów. Uliczka, w której stali, pozostawała jednak cicha i pusta. Latarnia kilka metrów dalej dawała dość słabe światło, a kamienice milczały, nie przepuszczając żadnych dźwięków z mieszkań.
– Nikogo tu nie ma... – mruknął Sławek, krzywiąc się nieznacznie na reakcję Błażeja. Ale mimo to ją rozumiał. Przecież nie mógł sobie pozwolić, aby ktoś zauważył go w takiej sytuacji z facetem.
Pacuła popatrzył jeszcze uważnie na pustą ulicę i odetchnął ciężko. Może faktycznie przesadził? Siedzieli w samochodzie, w zaciemnionym miejscu, istniały naprawdę małe szanse, żeby ktoś mógł ich teraz zobaczyć. Tak uspokojony, popatrzył na Sławka.
Nawet mu się nie podobał. Chudy i długi, z podłużną, odrobinę szczurzą twarzą, kompletnie nie w jego typie, bo Błażej lubił ślicznych chłopców. A Sławek ślicznym chłopcem na pewno nie był. Ale mimo to kiedy się wypinał (a wypinał się całkiem umiejętnie), niedopasowanie Sławka do typów Błażeja przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie. Sławek zdecydowanie nadrabiał swoją nadgorliwością i lataniem za nim jak pies za właścicielem. Filip był zbyt dumny na tego typu płaszczenie się.
W pewnym momencie Błażej złapał go za przód bluzy i niespodziewanie przyciągną do siebie. Pocałował tak, jak Sławek chciał być całowany jeszcze chwilę temu: mocno, męsko, agresywnie. Wepchnął mu język do ust, odbierając oddech i osaczając Sławka, który nagle poczuł się przy dominującym Błażeju mały i kruchy, chociaż przecież wcale taki nie był. Miał jednak wrażenie, jakby w tej chwili Pacuła mógł zrobić z nim wszystko. Chciałby, żeby zrobił. Poddałby mu się całkowicie, a później jeszcze podziękował.
W najmniej oczekiwanej chwili, kiedy Sławek już cały buzował przez wzbierające w nim podniecenie, Błażej odsunął się. Uśmiechnął się i pobłażliwie poklepał go w policzek.
– Już chcesz mi się wypiąć?
Nie odpowiedział, ale całą swoją postawą aż krzyczał, że dokładnie tak było.
– Mała kurwa z ciebie – zakpił Błażej i zaraz roześmiał się ochryple. – Możemy pojechać do mnie, jak tak bardzo brakuje ci chuja w dupie – dodał łaskawie, wracając na swoje miejsce. Sławek jedynie kiwnął głową i drżącą dłonią przekręcił klucz w stacyjce. Pacuła obserwował go kątem oka i z każdą chwilą się upewniał, że cholera – pasował mu ten układ. – Będę miał dla ciebie zadanie.
– Dla mnie? – zapytał Sławek, próbując odgonić od siebie podniecenie. Zjechał z krawężnika, zaciskając mocno dłonie na kierownicy.
– No. Mówię przecież, nie?
Sławek zwilżył wargi. Zdecydowanie ciężko było mu się skupić na wszystkim, co nie tyczyło się teraz ciała Pacuły.
– Jakie?
– Powiem później. Na razie jedź szybko do mnie.

***

Otworzył dłoń, popatrzył na znajdujące się w niej klucze i zacisnął, chowając zaraz do kieszeni bluzy. Autobus zahamował. Jakaś pani wpadła w barierkę naprzeciwko, innej rozsypały się jabłka z przeźroczystego worka, a on tylko przechylił się na swoim siedzeniu do przodu.
– Jak jeździsz, debilu! – zakrzyknął jakiś szczerbaty facet, trącący alkoholem na cały pojazd. Kierowca nie odpowiedział; ze swojego miejsca mógł dostrzec jego poirytowany wyraz twarzy odbijający się w lusterku. Bo czyja to wina, że jakiś dzieciak wbiegł na ulicę? Miał go rozjechać? Gówniarze już takie są – najpierw robią, potem myślą, a w rezultacie zagraża im rozpędzony pojazd komunikacji miejskiej.
Wstał, bo za chwilę miał wysiadać. Autobus zatrzymał się na przystanku, pani zbierała jabłka, pijak dalej wydzierał się na cały pojazd, a on zostawił to wszystko za sobą, nawet się nie oglądając.
Ruszył wolnym krokiem, mijając to nowo wybudowane apartamentowce, to dopiero powstające szkielety, w których wkrótce zamieszkają jakieś nowobogackie rodziny. Dzień był przyjemny. Ani za ciepły, ani chłodny. Dzień zawsze jakiś był: deszczowy, słoneczny, wietrzny... ten był wczesnojesienny.
Jego palce znów zacisnęły się na kluczach. Nie oddał ich, chociaż przecież mógł. Miał do tego okazję; jeśli nie bezpośrednio Maciejowi, to chociażby mamie czy siostrze. Ale nie chciał oddawać. Za sprawą tych kluczy wciąż miał nadzieję, że mieszkanie też po części było jego. Że w każdej chwili mógł tam wrócić, pokręcić się i wyjść, pamiętając o zamknięciu drzwi Maciejowym sposobem: na dwa spusty – górny i dolny.
Stanął w przedpokoju. Buty Macieja już nie walały się dookoła, stały równo ułożone przy niskiej szafce. Ktoś tu był? Przeszedł dalej, do salonu, ignorując nieprzyjemne uczucie pustki. Apartament nagle jakby stracił całą swoją osobowość, którą Filip dostrzegł i dopiero teraz docenił, spędzając w nim te kilkanaście dni wypełnionych Ciapkiem, porannym seksem, śniadankami i oczekiwaniem na powrót Macieja z pracy.
W salonie też jakby zrobiło się czyściej. Ktoś starł krew z paneli, ktoś powierzchownie uprzątnął powyrzucane z szaf rzeczy. Wciąż to jednak nie był taki porządek, do którego zawsze dążył Maciej i którego pomagał mu utrzymać Filip, bo przecież też lubił czystość. A jeśli chciał tu mieszkać, to nie w takim syfie.
Zawrócił do przedpokoju, zdjął buty i poszedł do kuchni. Złapał za miskę, szmatę i jakiś detergent. Podłogę trzeba będzie przetrzeć jeszcze raz. Na jasnych płytkach w przedpokoju ratownicy zostawili przecież ślady butów. Przydałoby się też odkurzyć. I wrzucić ubrania do pralki, bo jego i Macieja ciuchy aż wysypywały się z kosza na brudy.
Zabrał się do pracy, nie zastanawiając się długo po co. Lubił ten apartament i lubił życie w nim. Macieja też lubił. I porządek lubił. A że przez chwilę tu pomieszkiwał, czuł się odpowiedzialny za pewne aspekty.
Już po chwili odgłosy pralki wypełniły całe mieszkanie, dzięki czemu przestało być takie bezosobowe. Warkot odkurzacza również przyłożył się do zagłuszenia resztek panującej tu pustki, a Filip miał chwilę, aby spokojnie pomyśleć. Zawsze najlepiej mu się myślało, kiedy miał zajęte czymś ręce.

– Tego twojego pedała pobił? – zapytał wczoraj Andrzej, kiedy już znaleźli się w mieszkaniu, bez towarzystwa jego dwóch kolegów. Filip opadł na kanapę, ignorując panujący w salonie bałagan: porozrzucane zabawki zmieszane z resztkami chrupek, czy walające się wszędzie poduszki i dziecięce ubrania. Nie miał sił na sprzątanie, więc wolał udać, że niczego nie widzi.
– Macieja – sprostował.
Andrzej przewrócił oczami i oparł się plecami o framugę.
– Pedał jak pedał. Sam bym mu w mordę przyłożył.
– Przypomnieć ci, że gdyby nie on, szczałbyś pod siebie po tym, jak cię Pacuła urządził? – Filip popatrzył na niego z lekką irytacją. To jasne, że Andrzej nie czuł wdzięczności do Macieja, w końcu na pierwszy plan wysuwało się jego pedalstwo, a dopiero później cała reszta zasług.
– To, jak mnie Pacuła urządził, pamiętam bardzo dobrze.
– I co, zamierzasz sam mu odpłacić? Ty? – Uśmiechnął się kpiąco, posyłając bratu sceptyczne spojrzenie.
– No przecież, że nie sam. Na debila nie trafiło. Spychura chce się pozbyć Pacuły z innych powodów. – Wzruszył ramionami. – I nie myśl, że wciągam się w to dla twojego pedała – prychnął, uśmiechając się kpiąco. – Pacule dawno ktoś powinien był wyznaczyć granicę. A że przy okazji ty zyskasz, to chyba nie najgorzej, hm?
Filip zwilżył wargi. Mimo wszystko miał mieszane uczucia. Andrzej był młody, porywczy i chciał zwojować świat, jeszcze się nie nauczył, gdzie jego miejsce.
– Tylko nie skończ znowu pod garażami.
– Weź ty się lepiej zajmij obciąganiem, bo, kurwa, mam wrażenie, że do niczego innego się nie nadajesz – warknął rozeźlony, posłał mu jeszcze ostatnie poirytowane spojrzenie, po czym szybko odwrócił się i wyszedł, kwitując rozmowę trzaśnięciem drzwi od swojego pokoju.

Filip wiedział, że to może być najlepsze wyjście... jedyne wyjście. Nie miał innego pomysłu, jak pozbyć się Błażeja. Musiał działać szybko, bo zaraz Maciej złoży sprawę na policję (o ile już tego nie zrobił), Pacuła podeprze się swoimi koleżkami i nawet jeśli wyląduje tam, gdzie powinien, nim to się stanie, może jeszcze coś zrobić.
Z drugiej strony miał nieprzyjemne przeczucie, że z jednego gówna wdeptują w drugie. Może powinien zaufać Maciejowi? Pozwolić rozwiązać wszystko zgodnie z prawem?

Prawie podskoczył, kiedy ktoś odłączył odkurzacz od prądu. Obejrzał się na wysokiego, śniadego mężczyznę o latynoskim typie urody, patrzącego na niego z wtyczką do kontaktu w dłoni.
– Ty jesteś...? – zapytał mężczyzna, przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami. Filip wyprostował się, zerkając jeszcze na uchylone drzwi wejściowe.
Złodziej? Nie. Żaden złodziej nie obwieszczałby swojego nadejścia i nie pytałby osoby w mieszkaniu, kim jest. Nie wyglądał też na kumpla Błażeja, był zbyt elegancko ubrany. Biła od niego jakaś taka galanteria i dobry styl. Filip chyba jeszcze nigdy nie spotkał się z kimś, kto by w ten sposób na niego patrzył. Jakby próbował rozszyfrować go za pomocą samego spojrzenia, przy czym to spojrzenie w żaden sposób nie było nachalne.
– To chyba ja powinienem o to zapytać – prychnął Filip, zacietrzewiając się. Nie wiedział dlaczego, ale już na starcie nie polubił tego faceta. Bon ton, sil vu ple, cholera jasna. Wysokiej jakości garnitur, świetne buty, elegancki zegarek i to spojrzenie, któremu nie można odmówić inteligencji. Tylko czekać, aż facet po francusku zacznie szprechać, żeby podkreślić swoją światowość.
– Jakub, kolega Macieja – powiedział, wyciągając przed siebie prawą dłoń. Męską, dużą dłoń – a kiedy Filip ją uścisnął i poczuł delikatną skórę pod palcami – także nienawykłą do pracy fizycznej. Musiał być jak Maciej, albo korposzczurem, albo innym nowobogackim pracującym przy biurku.
– Filip – odpowiedział, wciąż mierząc mężczyznę podejrzliwym spojrzeniem. Jakoś mu nie ufał... lub po prostu irytowało go, że Maciej miał kogoś takiego w kręgu znajomych.
– Ach, Filip. – Twarz Jakuba rozjaśniła się nagle szerokim uśmiechem. Idealnym, równym, przeraźliwie białym i zapewne sporo kosztującym uśmiechem. – Maciej wspominał mi o tobie.
To jedno zdanie wystarczyło, aby napełnić Filipa poczuciem zadowolenia. No bo przecież Maciej o nim opowiadał. A skoro opowiadał, to znaczy, że raczej nie był mu obojętny. Z drugiej strony jednak Wyszyński słowem nie wspominał o koledze bon ton, sil vu ple.
– O tobie wcale – powiedział, aż się prostując.
Ciemne brwi Jakuba uniosły się lekko.
– Cóż. W takim razie musisz uwierzyć mi na słowo. – Znów szarmancki uśmiech. – Poprosił mnie o przywiezienie kilku rzeczy. Rozejrzę się tylko, zabiorę co potrzebne i już mnie nie ma.
To jednak wystarczyło, aby trybiki w głowie Filipa zaczęły pracować na najwyższych obrotach. Bo niby dlaczego Maciej prosił jakiegoś swojego (cholernie przystojnego, nawiasem mówiąc) kolegę o zabranie z mieszkania rzeczy, skoro mógł poprosić jego? Dlaczego ten Maciej, prócz odpisania mu rano krótkiego SMS-a, w ogóle się nie odzywał? Nie chciał się odzywać?
– Co chciał? – zapytał, ściskając w dłoniach rurę od odkurzacza.
Jakub, który już miał wejść do salonu, zatrzymał się i obejrzał przez ramię.
– Laptopa, jakąś książkę, którą zostawił gdzieś na wierzchu w sypialni, bieliznę i jakieś piżamy...
Filip aż prychnął. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Maciej nie poprosił o to jego, przecież znał rozkład mieszkania, wiedział, gdzie co leżało... a w zamian wolał pofatygować kumpla i pozwolić mu grzebać po szafkach.
Jego ciało zareagowało samo. Podszedł do Jakuba i ignorując jego zaskoczone spojrzenie, wcisnął mu odkurzacz w dłonie.
– Masz. Ja mu to wszystko zawiozę – warknął, przechodząc szybko do salonu.
– Nie no, ja jestem samochodem i...
– Powiedziałem, że zawiozę? – Obejrzał się przez ramię, piorunując wciąż zaszokowanego Jakuba wzrokiem. – Jak chcesz, możesz poodkurzać. Jak nie, spadaj – dodał jeszcze, nie bawiąc się już w żadne grzeczności i zaczął kompletować wszystkie rzeczy, o które prosił Maciej.

***

Agata wiedziała, a Maciej też wiedział, że wiedziała. Nie mogła nie wiedzieć, przecież na pewno policjant powiedział, czego tyczyło się to pobicie. Jak Filip mógł w ogóle coś takiego wymyślić? Na podłożu homofobicznym? Że jak? Pedał pobił innego pedała za bycie pedałem? Toć to się kupy nie trzymało!
No, ale oczywiście lepiej tak zeznać, niż powiedzieć, że pedał-kryminalista pobił innego pedała za spanie z jego pedałem.
Nic już jednak nie mógł zrobić. Mama wiedziała i to był niezaprzeczalny fakt, chociaż ze swoją wiedzą ani na moment się nie zdradziła. Wciąż zachowywała się normalnie, siedziała przy nim, jakby na powrót stał się kilkulatkiem, donosiła mu jedzenie, no bo przecież w szpitalu to takie marne posiłki, i po prostu była. Jak to mama. Nie chciał więc wychylać się z wyjaśnieniami. Zresztą, co tu wyjaśniać? Wolał facetów i tyle, potrzebna była jakakolwiek rozmowa, w szczególności, że Agata nie wyglądała na osobę skrajnie załamaną? Zresztą, chyba bardziej martwiła się stanem fizycznym syna, niż jego życiem łóżkowym. Priorytety.
– Widać, że już ci lepiej – powiedziała, wciąż trwając przy jego boku, zupełnie jakby bała się zostawić go samego. Wynajęła hotel tuż obok szpitala; wychodziła od Macieja późnym wieczorem, a przychodziła wczesnym rankiem, zupełnie jakby jej syn nie miał trzydziestu lat, a jakieś trzy. Maciej jednak nie oponował, wiedział, że gdyby teraz siedziała w domu, zamartwiałaby się jeszcze bardziej. A tak to na wszystko miała oko, pilnowała, aby syn zjadł odpowiedni posiłek, dowiadywała się o jego stanie z pierwszej ręki, no i jakby czegoś mu zabrakło, zawsze była przecież obok. Chciała czuć się potrzebna. Bycie potrzebnym nadawało życiu sensu, a osoba w jej wieku szukała go wszędzie. Zapewnienie, że jeszcze nie jest tak niedołężna, jakby się wydawało, dodawało jej sił, a wszystkie niedogodności, jak promieniujący ból odcinka lędźwiowego, drętwiejące ze starości dłonie, czy napady duszności, odchodziły w zapomnienie.
– Jest lepiej – potwierdził jej słowa i wcale nie chciał dodawać nic o lekarstwach, dzięki którym teraz nie odczuwał bólu. Najważniejsze, że mama widziała to jako poprawę.
– Ten twój kolega to o której przyjdzie? – zapytała, a Maciej przez chwilę nie wiedział, czy dlatego, aby podtrzymać rozmowę, czy może przez to, że nadała już „temu koledze” swoje znaczenie. Bo skoro wiedziała o orientacji syna, to czy nie będzie teraz podejrzewać każdego jego znajomego o jakieś niecne zamiary?
– Powiedział, że jakoś koło czternastej – odparł, mimo wszystko próbując zachować neutralny ton i nie dać mamie poznać, że miał jej towarzystwa już serdecznie dość. Najchętniej pobyłby sam, odpoczął, popatrzył się bezproduktywnie w punkt, czy zaczął przeglądać Internet. Mama jednak cały czas coś mówiła, jakby bała się, że milczeniem zdradzi się swoją wiedzą.
Irytacja w Macieju z każdą chwilą rosła. Nie miał nawet momentu, żeby móc spokojnie pomyśleć, zastanowić się, zadać sobie kilka pytań i spróbować udzielić na nie odpowiedzi. Mama całą swoją obecnością rozpraszała go, a wysyłający SMS-y Filip wcale nie pomagał. Maciej starał się nie odpisywać na wiadomości, bo wolałby, aby sytuacja między nimi była czysta. Albo będą się spotykać, albo nie. Nie chciał ich relacji przeciągać i przekazywać sprzecznych sygnałów, nigdy przecież tak nie działał. Zawsze grał fair, poprzedni faceci wiedzieli na czym stali – nawet jeśli nie wykraczało to poza układ fuck friends. A na tę chwilę po prostu nie wiedział, czy da radę być z Filipem. Seks – okej. Nie żyli w średniowieczu, przed HIV można się uchronić, a gumki to wcale nie taka najtragiczniejsza opcja. Tu jednak nie chodziło jedynie o seks, bo seks był jedynie kroplą w morzu problemów związanych z tą chorobą.
Miał jeden wielki mętlik w głowie i za nic nie mógł go uporządkować, bo gdy tylko zaczynał, Agata znowu...
– A może czegoś się napijesz? Herbaty ci przyniosę, co?
Właśnie.
– Nie. Naprawdę niczego nie potrzebuję.
Cały czas to samo.
– A zjadłbyś coś? Coś słodkiego, hm? Zjadę na dół do kawiarni.
Męczyła go.
– Nie jestem głodny. Przed chwilą jadłem.
– No dobrze. Jestem ciekawa co tam u dzieci. Słyszałeś, że Hania już pierwszego dnia w szkole została pochwalona przez nauczycielkę? To taka zdolna dziewczynka, Daria musi być z niej dumna...
Nie przerywał jej jednak, nie pokazywał swojego znużenia podszytego irytacją. Pozwalał jej zapętlać się w swoich monologach, mimo że na dłuższą metę było to naprawdę bardzo denerwujące, kiedy opowiadała o czymś już któryś raz z kolei.
Ale czas płynął, a Maciej żył nadzieją, że kiedy wreszcie Kuba przyjdzie z jego rzeczami; doniesie mu książkę i laptopa, będzie mógł chociaż na chwilę uciec od męczącej paplaniny mamy. Wypatrywał więc kolegi już odkąd tylko dostał od niego wiadomość, że jedzie do jego mieszkania. Minuty jednak mijały, a Kuby jak nie było, tak nie było. Maciej już sięgał do telefonu, aby zapytać, czy przypadkiem nie się nie zgubił, kiedy tuż przed swoim łóżkiem zobaczył znajomą, niską i szczupłą sylwetkę, która nijak nie przypominała Jakuba. Mama oderwała wzrok od jakiegoś artykułu „Pani domu” i popatrzyła na stojącego nieopodal chłopaka.
– Przywiozłem rzeczy – burknął Filip, marszcząc brwi w niezadowoleniu i unosząc jednocześnie czarną torbę, w którą wszystko spakował.
– Rzeczy? – zapytał Maciej, niemniej zdziwiony tą wizytą niż Agata.
– Rzeczy – powtórzył Filip i położył torbę na podłodze, żeby zaraz założyć ręce na piersi i przyjąć jeszcze bardziej naburmuszoną postawę. – Te rzeczy, które kazałeś przywieźć jakiemuś dupkowi ze sztucznymi zębami – dodał, wyraźnie dotknięty. Maciej patrzył na niego przez chwilę w milczeniu, aż w pewnym momencie parsknął zduszonym przez ból żeber śmiechem. Obrażony i zazdrosny Filip był zdecydowanie jednym z najlepszych widoków tego dnia.
– Ja... pójdę. Po kawę pójdę. I ciastko jakieś – powiedziała Agata, pomimo bolących pleców zrywając się z krzesła jak oparzona. Zerknęła jeszcze raz to na swojego syna, to na Filipa. To dziecko i mój Maciej... Jak to w ogóle możliwe? Odłożyła gazetę. Szybkim krokiem wyszła z sali, już się na nich nie oglądając, zupełnie jakby się bała, że gdy to zrobi, będzie świadkiem czegoś, co potwierdzi najczarniejszy scenariusz. Przecież ten chłopiec jest taki młody!
Filip wyraźnie odetchnął, kiedy Agata zniknęła z zasięgu ich wzroku. Od razu podszedł do krzesła i opadł na nie, ani na chwilę jednak nie porzucając swojej niezadowolonej miny.
– Ten debil nawet nie wiedział, gdzie co masz – prychnął, zahaczając nonszalancko łokieć o oparcie siedzenia.
– A ty co niby robiłeś w moim mieszkaniu? – zapytał Maciej, trafiając idealnie w punkt. Filip aż drgnął, jakby przyłapany na oglądaniu filmików spod znaku osiemnaście plus nastolatek. Odpowiedzi na to pytanie nie przemyślał. Po prostu jak dowiedział się, że Maciej poprosił jakiegoś randomowego gościa z zębami przypominającymi sztuczną szczękę (no przecież tak idealne uzębienie było aż niemożliwe!) o przywiezienie swoich rzeczy, wkurzył się. W dziesięć minut spakował wszystko do torby, upchał i wyszedł, uprzednio wyrzucając natręta z mieszkania. Nie zastanawiał się, jak to wszystko wytłumaczy, był za bardzo rozjuszony, aby trzeźwo to obmyślić. A teraz oczywiście wcale nie chciał przyznawać się Maciejowi, że mu tam wszystko w mieszkaniu wysprzątał, no bo kurą domową to on nie był.
– Tak poszedłem. Zostawiłem coś – rzucił niby obojętnie.
– I zabrałeś to? – podłapał.
– No.
– Czyli możesz już oddać mi klucze?
Oczy Filipa otworzyły się szeroko, a on sam na kilka chwil zamarł. Oddać klucze? Nagle wszystko ułożyło się w jedną całość, której wcześniej nawet nie chciał brać jako coś prawdopodobnego. Nieodpisywanie na SMS-y, proszenie kolegi o przywiezienie rzeczy, a teraz oddanie kluczy.
Poczuł, jak coś się w nim kurczy. Powoli rozpada. Piecze, zupełnie jakby zżerało go od środka.
– Chcesz... – „Zerwać” to zdecydowanie nieodpowiednie słowo. – Przestać... – Cholera, nawet nie wiedział jak to określić. „Przestać się spotykać”? Nie potrafił nazwać typu ich znajomości, właściwie to nawet się nad tym przecież nie zastanawiał. Byli ze sobą, uprawiali seks, jeździli do restauracji, na zakupy... ale przecież nigdy nie zdefiniowali tej relacji.
Maciej patrzył, jak Filip się miota. I chociaż z początku rzeczywiście chciał odebrać mu klucze, odciąć się, dać sobie czas, to gdy widział zagubienie w tych ciemnych, prawie czarnych oczach, poczuł dyskomfort.
– Byłeś już na pierwszej wizycie u lekarza? – zapytał, zmieniając temat. Filip popatrzył na niego, początkowo nie rozumiejąc, aż wreszcie pokręcił głową. Maciej westchnął. Cały Wilczyński. Wiedział, że gówniarz nic ze swoim pozytywnym wynikiem nie zrobił. Otworzył kopertę, zerknął na świstek papieru i wyszedł z kliniki – innej opcji rozegrania tej sytuacji w wykonaniu Filipa sobie nie wyobrażał. – Zatrzymaj klucze. – Dlaczego w jego uszach zabrzmiało to jak wyznanie? – Ale jutro idziesz i umawiasz się na wizytę.
Filip zamrugał. Zmarszczył brwi, a gdy dotarło do niego, że właśnie został zaszantażowany, już chciał coś Maciejowi odpyskować. Nie miał zamiaru się na to godzić, robił co chciał i żadne szantaże nie wchodziły w grę. Aż zazgrzytał zębami, piekląc się w duchu coraz bardziej, gdy nagle jego spojrzenie zatrzymało się na posiniaczonej twarzy Macieja, a dokładnie na jego oczach. Wciąż tak samo przekrwionych, chociaż teraz spoglądających na Filipa z trudnym do opisania uczuciem. Coś pomiędzy troską, a... no właśnie, czym? Nadzieją? A może po prostu niepewnością?
Maciej się o niego martwił. Martwił się, leżąc cały poobijany, mając na głowie psychopatę i całą jego bandę nieprzyjemnych znajomych... i zamiast myśleć o sobie, myślał o tej pieprzonej wizycie u lekarza, która w tym momencie i tak niczego by nie zmieniła.
– Okej – prychnął w pewnym momencie Filip, zakładając ręce na piersi. – Pójdę. Ale klucze są moje – dodał jeszcze, zadzierając wysoko brodę, na co usta Macieja wykrzywił rozbawiony uśmiech.
– Rozumiem, że w ten sposób oznajmiasz partnerowi, że chcesz z nim być.
Filip momentalnie poczuł uderzenie gorąca. W ustach mu zaschło, a serce zaczęło bić nagle tak szybko, że jeszcze trochę i może spędzi z Maciejem romantyczne dni w szpitalu, jako pacjent po zawale. Mimo to zalało go nagłe poczucie radości. Prostej, prymitywnej radości wypierającej wszystkie logiczne myśli z głowy i sprawiającej, że miał ochotę zacząć uśmiechać się głupio, paplać co mu ślina na język przyniesie, a później...
Stop.
Nie był przecież jakąś dziewczynką, co to ma mokro w gaciach, bo jej obiekt westchnień przyjął miłosne wyznanie. Zresztą – jakie wyznanie? Prędzej by sobie język odgryzł, a później połknął, niż powiedział coś tak żałosnego. Sprzedał sobie mentalny policzek, zaraz powracając do siebie i udając, że słowa Macieja wcale go nie dotknęły. Przybrał swoją na poły obojętną, na poły cyniczną postawę, od razu czując się w niej znacznie bezpieczniej – w końcu świetnie się w niej odnajdywał.
– A co? Liczysz na jakieś sakramentalne tak? – prychnął, przewracając oczami.
– A zabrnęliśmy aż tak daleko? – Popatrywał na Filipa rozluźniony i o dziwo wcale nie zmęczony, chociaż jeszcze chwilę temu powiedziałby coś innego. Obecność Wilczyńskiego uspokajała, czego nie mógłby powiedzieć o Agacie.
– Musiałbyś dać mi dostęp do swojego konta – rzucił niczym niezrażony Filip, który wciąż nie mógł uspokoić swojego szaleńczo bijącego serca.
– I przepisać na ciebie mieszkanie?
– Nie zapomnij o samochodzie.
– Jakieś jeszcze życzenia?
– Nie. W sumie tyle wystarczy. Nie potrzebuję wiele do szczęścia. – Uśmiechnął się szeroko i, chyba pod wpływem chwili, jego dłoń samoistnie powędrowała do dłoni Macieja. Złapał za nią, czując dziwną lekkość. A gdy Maciej, wciąż patrząc na niego rozbawiony, odwzajemnił uścisk, zalało Filipa przeczucie, że wszystko się jakoś ułoży. Będzie dobrze.
Musi być dobrze.
– Pan Maciej Wyszyński? – Drgnął, automatycznie cofając swoją rękę. A gdy odwrócił się i spojrzał na mężczyznę w policyjnym mundurze, serce już nie biło mu radośnie w piersi, a stanęło w gardle. Strach uderzył w jego pierś, odbierając na moment oddech.
Chyba przez cały ten czas miał nadzieję, że Maciej zrezygnuje z wplątywania w to policji. Nie chciał nawet myśleć, co takiego zrobi Błażej, gdy się o wszystkim dowie.

***

– I coś miałbym więcej zrobić? – zapytał Sławek, obserwując jak Błażej podnosi się do siadu, a następnie sięga po swoje spodnie.
– To już zostawiam tobie – odpowiedział i świadomy uważnego spojrzenia Sławka przesuwającego się po jego ciele, naprężył ramiona. Dawno nie czuł się dla kogoś tak ważny. Idealny. Najlepszy. Najważniejszy.
Oczywiście nie przyznawał się otwarcie co do swojego zadowolenia byciem w centrum uwagi Sławka. Napawał się tym w milczeniu, a gdy tylko miał możliwość, pokazywał Sławkowi jak bardzo jest żałosny. Bo, rzecz jasna, był żałosny. Pozwalał Pacule na wszystko. Seks bez gumy z wytryskiem w środku? Jak najbardziej. Obciąganie po same jaja, odbierające oddech i wywołujące krztuszenie? Sławek nawet teraz z chęcią otworzyłby usta i pozwoliłby je zgwałcić. Błażej mógłby na niego naszczać, a penis Sławka i tak sterczałby mu między nogami. Pierdolony zboczeniec.
– Zobaczę w jakim będzie stanie – powiedział Sławek, podnosząc się wreszcie do siadu. Pochylił się do Błażeja i pocałował go w ramię.
– Niech, kurwa, sra po nocach na myśl o mnie – rzucił i zaśmiał się chrapliwie.
– Już sra – zgodził się. – A... Wilku? – zapytał jeszcze, krzywiąc się z niechęcią, gdy Błażej wstał i szybko naciągnął spodnie. Zdążył jednak jeszcze zerknąć na lekko owłosione, choć krągłe pośladki Pacuły. Z trudem powstrzymał się, aby nie wyciągnąć dłoni i ich nie dotknąć. Coś mu podpowiadało, że gdyby to zrobił skończyłby z facetem Filipa na jednej sali.
– Ta mała dziwka zasłoni się teraz ziomeczkami brata – prychnął, łapiąc za koszulkę. – Fałszywa pizda.
– Młody Wilczyński nie jest taki głupi... chyba.
– Przestań pierdolić. – Błażej stanął przed nim, zakładając ręce na piersi. – Lepiej załóż coś na dupę, a nie wycierasz ją w moją pościel.
Sławek w odpowiedzi jedynie westchnął głęboko, ale zaraz zaczął się ubierać, kątem oka wciąż przyglądając się Pacule, który teraz sięgnął po piwo. Cały czas nie mógł uwierzyć, że naprawdę wygryzł Filipa i że teraz to on regularnie gościł w łóżku Błażeja.
Gdy już zakładał spodnie i przygotowywał się na to, co zazwyczaj słyszał od Pacuły po seksie („spieprzaj”, kiedy Błażej miał gorszy humor, a „leć już”, przy lepszym), po pustym mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka. Sławek, niczym oparzony, zaczął więc czym prędzej ubierać T-shirt, bo w końcu to mógł być któryś z kumpli Błażeja, a sam Błażej ruszył wolnym krokiem do przedpokoju.
Sławek, korzystając z chwili, szybko poprawił łóżko, zacierając najbardziej widoczne ślady seksu. Zaraz jednak zdał sobie sprawę, że to żaden z kolegów Błażeja. Aż zamarł na kilka sekund, kiedy usłyszał męski głos dobiegający z pomieszczenia obok.
– Starszy posterunkowy Grzegorz Bałaniuk. Czy mam przyjemność z Błażejem Pacułą?
Coś gęstego osiadło w przełyku Sławka i za nic nie potrafił tego przełknąć. Zacisnął dłonie na kołdrze, zdając sobie sprawę, że teraz już wcale nie martwił się o siebie. I choć wiedział, że Błażej potrafił odnaleźć się w każdej sytuacji i że nie raz miał już gorsze problemy, naprawdę się o niego bał.

12 komentarzy:

  1. No i co ludzi ciągnie do takiego Błażeja, no nie wiem ale już się martwię co dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Wciągnęła mnie każda sylaba!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze i znowu w takim momencie gdzie chciało by się jeszcze więcej i więcej. Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę. Cicha

    OdpowiedzUsuń
  4. Filip i Maciej trzymają się za rączki-sprawy ‘sercowe’ chyba się prostują XD
    Maciej i ten mały chłopiec??uwielbiam.
    Bywają ludzie zaślepieni miłością i zrobią dużo dla tej ukochanej osoby, ale Sławek w takim razie jest niewidomy.No żal mi go, jest naiwny i zakochany.
    Odbił Błażeja młodemu.dobre.
    Utrzymuje, że Błażeja nie lubię, ale coś we mnie mówi ‘Zostawcie Błażeja nie wsadzajcie go’ XD Tak mnie wkurzył(nawet w tym rozdziale dał nowe ‘zadanie’ kochankowiXD(co prawda przed przyjściem posterunkowego ;) a ja chcę tylko żeby odwalił się od Sławka,Macieja, Filipa i Andrzeja.I co najwyżej dostał karę od Spychury najlepiej w postaci zamknięcia biznesu.Liczę na to, że do końca opowiadania ogarnę co o nim sądzę-chodzi o Pacułę, bo opowiadanie zacne.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Za takie pobicie to nawet jak udowodnią że to był on to chyba zbyt dużej odsiadki nie dostanie, poza tym to tylko wzmocni jego chęć do zemsty... Więc optuję za rozwiązaniem siłowym, w tym przypadku za Spychurą. Do takich ludzi inaczej się nie trafi.
    Zazdrosny Filip jest naprawdę uroczy, dobrze że pojechał do szpitala, chyba pomógł w ten sposób podjąć Maciejowi decyzję co do ich związku :)
    Bardzo dziękuję, rozdział świetny jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanie cudowne, ale i tak dobija mnie ta sprawa z pozytywnymi wynikami badań Filipa...

    OdpowiedzUsuń
  7. Kolejny świetny rozdział. Najlepiej jakby to opowiadanie nie miało końca...taka gejowska "Moda na sukces" tylko kilkanaście poziomów wyżej:P

    Oby siła wyższa w postaci ręki autorki pokrzyżowała plany Pacuły co do Macieja i Filipa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niezwykły rozdział. Czytałam z zapartym tchem.

    1. Dobrze, że jednak policja. Oj, Błażej, DOBRZE CI TAK! Dzięki bogu, że nie zdążył :D

    2. Mama Macieja. Niby upierdliwa, ale jednocześnie troskliwa, jak to mama. Plus dla niej za to, że "zaakceptowała" syna. Ale to "przecież ten chłopak jest taki młody" zawsze rozbraja! <3

    3. Maciej. Mam nadzieję,że już mu lepiej. Niedługo siniaki przejdą i znów będzie hot :D Ja się mu nie dziwię, że potrzebuje czasu, żeby sobie to wszystko przemyśleć. I nie chodzi tylko o HIV Filipa. ALE JEDNAK kluczy nie zabrał <3 trzymajcie się za rączki, chłopacy, tak, tak! :3

    4. Naburmuszony Filip <3 aż mi się go szkoda zrobiło, gdy Maciej kazał mu oddać klucze. Tak pięknie opisała mieszanka uczuć <3 <3 jaram się.

    5. Naburmuszony Filip 2.0 w wersji z Kubą <3 Już chyba pisałam, że Jakuba bardzo lubię, no to zdania nie zmieniam. Mam też nadzieję, że kiedyś pogadają sobie z Filipem dłużej :3 No bo: zazdrosny Filip <3

    6. Widzę zmiana nagłówka ;)

    7. Biedny Sławek, taki trochę zakochany "gówniarz". Czy też podłapał HIV? :(

    8. Błażej, pierdol się :D

    Rozdział cudowny, chcę więcej! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. I jak zawsze rozdział dodany chwile po tym jak sprawdzałam i czytam następnego dnia.
    Świetny rozdział
    Pozdrawiam
    Akira

    OdpowiedzUsuń
  10. Szprecha to się po niemiecku, po francusku się parla (od parlez. Natomiast rozumiem użycie szprechania, to popularny zwrot, tego drugiego mało kto używa.
    "To dziecko i mój Maciej... Jak to w ogóle możliwe?" oraz "Przecież ten chłopiec jest taki młody!" - przemyślenia Agaty są genialne.
    Cały rozdział jest świetny, a zwłaszcza zachowanie Filipa, nie będzie mu wymuskany pedał wchodził w paradę, Maciek jest jego! To jest Filip który mnie rozwalał od początku tego opowiadania. 10/10
    No i widzę, ze klucze się znalazły!

    Serdecznie pozdrawiam w oczekiwaniu na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetnie się czytało ten rozdział, aż za dobrze :D
    Ciągle coś się działo na różnych płaszczyznach.
    Ubawił mnie po pachy tekst "pedał-kryminalista pobił innego pedała za spanie z jego pedałem" hahaha to wyszło genialnie!
    I muszę przyznać, że lubię Jakuba, jest taką ciekawa poboczną postacią.
    Błażej pewnie nie tylko mnie lekko przeraża. Też gdzieś się obawiam tego na jaki jeszcze pomysł wpadniesz z jego osobą :DDD
    Intrygujący jest związek jego ze Sławkiem...
    I oczywiście Filip i Maciej, uwielbiam ich jako parę, w dobrych i złych momentach :D mają to coś.

    Muszę pochwalić nową szatę na blogu, jak zwykle bardzo przyciągająca uwagę :)
    I nie powstrzymam się aby stwierdzić, że bardzo lubię jak z kilku rozdziałów robi się kilkanaście haha :D Więc niezmiernie się cieszę, że McDonald zyska jeszcze jakiś rozdział.

    Pozdrawiam ciepło,
    Elda

    OdpowiedzUsuń
  12. Jakoś nie za bardzo mnie zaskoczyło, że Maciej chciał pozbyć się Filipa, jak dowiedział się o chorobie. Może nie do końca pozbyć, ale jednak chciał go odsunąć. Lubię te między nimi droczenie, pasują do siebie jak nic. Jeszcze tylko muszą się pozbyć przeszkód, ale to wszystko idzie ku dobremu, skoro już wkroczyła policja. A Rrozdział skończył się w takim momencie. Czuje jednak, że Maciej pożałuje zgłoszenia tego na policje i na happy end jeszcze daleko.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy nadesłany komentarz!

Mój banner:

Mój banner:
Zdjęcia opublikowane na blogu nie są moją własnością. Nie mam żadnych korzyści finansowych z powodu umieszczenia ich na stronie.