Pomyślałam, że moje e-booki zasługują na odpowiednie, osobne miejsce, żeby nie trzeba było szukać fragmentów po całym zostawic-rzeczywistosc. Zebrało mi się już trochę pozycji i powoli powstają nowe, właśnie dlatego powstało dream-wydaje.blogspot.com. Znajdziecie tam również zapowiedzi nadchodzących publikacji, a więc warto śledzić! :)
A teraz już nie przedłużając, zapraszam na rozdział.
Betowała Ekucbbw.
Kolidując z otoczeniem
Nie
miał nikogo. Przez ostatnie lata żył jedynie na trasie praca-dom,
nie utrzymywał kontaktów z dawnymi znajomymi, nie poznawał nikogo
nowego... Z Darią całkowicie zamknęli się w czterech ścianach,
sami postawili siebie w sytuacji, w której byli jedynymi osobami, z
jakimi spędzali czas. Już wcześniej wiedział, że to niczego
dobrego nie przyniesie, ale czy coś zrobił? Czy zrobił cokolwiek w
swoim życiu, prócz spłodzenia dzieci? Pamiętał, jak kiedyś w
ramach żartu powiedział, że już dziadzieją; dość nieśmiało
zasugerował także spotkanie z dawnymi znajomymi. Darii było dobrze
w obecnym układzie, chociaż pewnie gdyby bardziej ją przyciskał,
może i wychodziliby do ludzi. Jako rodzice nie musieli przecież
rezygnować z życia... Mimo to – zrezygnowali.
Oczywiście,
nawet jeśli mieliby przyjaciół poza sobą, Łukasz wątpił, że
ich małżeństwo nagle stałoby się udane. Prędzej czy później
musiało się zakończyć, rzecz jasna z jego winy – tutaj nie miał
żadnych złudzeń. Po prostu teraz, kiedy oboje przechodzili przez
trudy rozstania, nie musieliby być całkiem sami. A wątpił, że
Daria prócz mamy miała jeszcze kogoś, z kim mogłaby porozmawiać.
Zapewne nawet Maciej nie palił się do pomocy siostrze; za wyjątkiem
kilku niewybrednych komentarzy nigdy nie mieszał się do ich
małżeństwa. Przez ten czas ułożył sobie osobne, odseparowane od
rodziny życie. Wiódł je na dwóch skrajnie różnych
płaszczyznach, Łukasz nie raz słuchał jego opowieści
skierowanych do mamy i zazdrościł mu takiego postawienia na swoim.
Bo z jednej strony wciąż był ukochanym synkiem – bezdzietnym bo
bezdzietnym, ale przynajmniej bogatym, inteligentnym i, oczywiście,
w oczach matki jak najbardziej heteronormatywnym. Z drugiej po prostu
cieszył się chwilą, nie zmieniał się w kogoś, kim nie był.
Wyprowadzka z rodzinnego miasteczka z pewnością mu to ułatwiła, w
końcu czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Także
mógł się wtedy wyprowadzić. Spakować ubrania i dać się
pociągnąć Maciejowi. Mógł zrobić naprawdę wiele rzeczy;
perspektywa czasu zawsze najlepiej wytykała popełnione błędy.
Można się nad nimi zastanawiać, można gdybać i zarzucać sobie
bierność, tylko po co? Życie to nie film, nie przewiniesz go do
wybranego momentu. Albo więc weźmie się w garść, albo resztę
swojej marnej egzystencji spędzi na zastanawianiu się, co zrobił
źle. A że tych błędów było wiele – to już wiedział.
Trudno
jednak cokolwiek zrobić ze swoim życiem w niedzielę o dziesiątej
wieczorem. Mógł chyba tylko skoczyć do monopolowego, kupić sobie
karton stuprocentowego soku z pomarańczy (miał ochotę na jakąś
wodę sodową, ale skoro już chce coś zmienić, warto zacząć od
nawyków żywieniowych) i wrócić do wynajmowanej kawalerki, żeby
tam zasiąść przed laptopem.
Samotne
weekendy były najgorsze. Zawsze spędzał je z dziećmi, brał Hanię i Kubę na rowery, na basen, do kina, a wieczorami budował z nimi
przeróżne konstelacje z klocków, które później kończyły swój
żywot, rozwalane przez małe rączki. W ich domu nigdy nie panował
spokój, nawet jeśli Hania była akurat w szkole, to zawsze rozrywki
dostarczał Kuba. Maciej często powtarzał, że jego dzieci
cierpiały na choroby pokroju ADHD, ale przecież miały tylko kilka
lat. Może i Łukasz w ich wieku zachowywał się znacznie
spokojniej, to, odkąd sięgał pamięcią, Daria i Maciej już nie.
Zawsze coś robili, czy to obmyślali strategię budowy domku na
drzewie (ten jednak pozostał tylko w sferze ich marzeń, nigdy nie
udało im się tych planów zrealizować), czy zastanawiali się, jak
wykraść jajka z kuchni, żeby później ciskać nimi w mur jednego
z opuszczonych budynków. Łukasz, chociaż czasem miał ochotę
zamknąć się w cichym pomieszczeniu i odgrodzić od swoich pociech,
nigdy ich nie uspokajał. Może to i źle, ale był raczej „tym
dobrym” rodzicem, to Daria w ich małżeństwie pełniła rolę
złego policjanta, przydzielała kary i ograniczenia. Kiedy
skrzyczała Hankę i Kubę, dzieciaki zawsze leciały do Łukasza, a
Łukasz zawsze pozwalał im mącić swoją chwilę wytchnienia po
pracy.
Teraz
jednak naprawdę chciał, żeby ktoś zmącił ciszę panującą w
kawalerce. Milczące ściany już go przytłaczały, brakowało mu
krzyków, dziecięcych kłótni, odgłosów biegania po schodach i
strachu, że przez skoki z tapczanu na podłogę zaraz zarwie się
sufit. Jeżeli więc ktokolwiek stwierdziłby, że Łukasz próbował
uciec od odpowiedzialności, jaką niesie za sobą wychowywanie
dzieci, był w błędzie. Hania, Kuba i miesięczna Amelka szybko
stały się jego powodami do dalszego życia... Niestety, jedynymi.
Oprócz tych trzech plusów, Łukasz nie widział w swojej wegetacji
żadnych innych zalet. Nawet teraz, gdy już rozwiódł się z Darią.
Bardziej
dla zabicia czasu, niż przez realną chęć rozmowy z innymi ludźmi,
wszedł na gejowski czat. Wiedział, że czaty stały się już
przeszłością (chociaż jak jeszcze był kawalerem, to każdy
przesiadywał na takiej Czaterii, Wirtualnej Polsce czy innych
starych, już niezbyt modnych portalach). Nie potrafił się jednak
przekonać do tych wszystkich Tinderów czy Grindrów. To ostatnie w
szczególności go przerażało, miał wrażenie, że nie ma tam
czego szukać prócz seksu. Ilość nagich klat, przyciasnych
bokserek, czy wypiętych tyłków odpychała. Chociaż może Łukasz
powinien umówić się na jedną noc? Może powinien znaleźć sobie
jakiegoś faceta, z którym spędziłby tylko kilka godzin, a później
ich kontakt by się urwał?
Gdy się
nad tym zastanowił, szybko stwierdził, że nie. To nie dla niego.
Był starym (zabawne, że naprawdę tak się czuł, a miał tylko
trzydzieści dwa lata), stetryczałym gejem, który nie pasował do
dzisiejszej ery seksu i kultu swojego ciała. Miał wrażenie, jakby
tkwił hibernowany przez pół dekady i jakby nagle ktoś zdecydował
się go wybudzić.
Zalogował
się, przejrzał pierwsze wiadomości wypisywane przez nielicznych
(zapewne tak samo zacofanych jak i on) użytkowników, no i szybko
zamknął stronę. Nie potrafił nawet rozpocząć znajomości przez
Internet, cholera. Naprawdę zdziczał.
Następne
godziny spędził na bezproduktywnym przeglądaniu stron dla gejów.
Powoli odkrywał na nowo portal Queer.pl, chciał nadrobić stracony
czas, dowiedzieć się, czym teraz żyła społeczność polskich
homoseksualistów. Zabawne, że przez siedem lat udawał, że takie
tematy po prostu nie istnieją. I jakoś tak po prostu, od linku do
linku, od jednego przekierowania na stronę do drugiego, znalazł się
na blogu. Z początku nie chciał go nawet czytać – bo i po co?
Kolejny internetowy pamiętnik pisany przez piętnastolatka, z masą
błędów ortograficznych. Nim jednak zamknął kartę, zatrzymał
się jeszcze na krótkim, jednozdaniowym opisie autora.
Pięćdziesięcioletni
gej próbujący odnaleźć się w dzisiejszym świecie.
Zamienić
„pięćdziesięcioletni” na „trzydziestoletni” i
wypisz-wymaluj Łukasz. Zsunął suwak strony niżej, na najnowszą
publikację.
Jeżeli
już masz rodzinę, dbaj o nią – głosił tytuł. Łukasz zagryzł
wargi, mając wrażenie, jakby każde kolejne słowo tyczyło się
właśnie jego. Pięćdziesięciolatek, bo taki pseudonim przybrał
autor, był rozwiedzionym gejem z prawie dorosłą córką, którą,
jak pisał, kochał nad życie. Różnica między
Pięćdziesięciolatkiem a Łukaszem polegała na tym, że
Pięćdziesięciolatek miał bardzo dobre stosunki ze swoją żoną.
Spędzali ze sobą każde święta, traktowali się jak przyjaciele i
nigdy nie walczyli o córkę, Pięćdziesięciolatek spędzał z nią
tyle czasu, ile chciał; pomimo rozwodu, wciąż spełniał się jako
ojciec.
Łukasz
zatopił się w lekturze na dobrą godzinę. Czytał każdy z wpisów
bardzo uważnie, co zresztą wcale nie było trudne, bo autor pisał
w ciekawy, momentami humorystyczny, ale całkiem dojrzały sposób.
Inne jego publikacje tyczyły się trudności w znalezieniu partnera
oraz kulcie ciała i młodości, jaki ogarnął społeczeństwa
gejowskie. Poruszał również problemy wykluczania osób starszych,
szydzenia ze starzejących się homoseksualistów i ogólnej
niechęci, jaką takie osoby budziły. Pomiędzy Łukaszem a autorem
było prawie dwadzieścia lat różnicy, ale Łukasz naprawdę poczuł
się w pewien sposób bliski nieznajomemu mężczyźnie. Odkąd się
„uwolnił” i zaczął poznawać nową rzeczywistość, dopadły
go dokładnie te same spostrzeżenia. Ludzie troszczą się o rzeczy,
które na dłuższą metę nie mają żadnego znaczenia, bo przecież
uroda i młodość zawsze kiedyś przeminą. Taktowanie tych dwóch
cech jako karty przetargowej było zwyczajnie szczeniackie i
krótkowzroczne.
Otworzył
swoją skrzynkę pocztową, a następnie, raczej bez konkretnego
przemyślenia, zaczął wypisywać wszystko, co w tamtym momencie
siedziało mu w głowie. Z początku wmówił sobie, że chce po
prostu wyrzucić gdzieś te myśli, żeby już go nie dręczyły. I
rzeczywiście osiągnął zamierzony cel. Uzewnętrznił się tak jak
chyba jeszcze nigdy nikomu, ale skoro to tylko blog, a
Pięćdziesięciolatka może potraktować jako osobę, która nigdy
nie istniała...?
Wysłał.
Momentalnie
ogarnęło go głębokie zmęczenie. Nic dziwnego, zbliżała się
pierwsza w nocy. A jutro jeszcze będzie musiał wstać rano do
pracy.
***
Nim
zdążył przejechać, światło zmieniło się na czerwone.
Zatrzymał pojazd, dudniąc palcami w kierownicę. Spojrzał w bok –
mama właśnie malowała usta krwistoczerwoną pomadą. Spojrzał w
lusterko – Filip smętnie zerkał za okno. Opuszki Macieja zaczęły
uderzać w kierownicę jakby szybciej i bardziej nerwowo, a on wciąż
nie mógł pojąć abstrakcji wczorajszego wieczora i dzisiejszego
poranka.
Kiedy
mama obudziła ich pięknie pachnącymi pełnoziarnistymi naleśnikami
z twarogiem, spojrzał w stronę łóżka z przekonaniem, że Filip i
miniona noc pozostanie jedynie w sferze jego sennych fantazji.
Niestety, z kanapy spojrzały na niego wciąż zaspane, mocno
opuchnięte od snu ciemne oczy, a Maciej zdał sobie sprawę, że to
wszystko rzeczywiście miało miejsce. Filip do niego przyszedł,
mama zajęła się nim, jak gdyby był jej własnym synem, poszła
spać, oni sobie ulżyli, a rano nieświadoma Agata przyniosła im
śniadanie do łóżka.
Przez
moment nawet zrobiło mu się jej żal; nie chciała niczego
zobaczyć, więc nic nie widziała. Maciej był przekonany, że
niczego nawet nie podejrzewała. Na początku może trochę się
martwił; zachodził w głowę, czy nie zachowywali się zbyt głośno
– w końcu mama spała tylko w pokoju obok, a nie na drugim końcu
apartamentowca. Gdy jednak podała im talerze i świeżo zaparzoną
herbatę z miodem i cynamonem („Wiecie, ile cynamon ma wspaniałych
właściwości?”), i usiadła tuż obok Filipa – dokładnie na
tej samej kołdrze, na której wczoraj spędzili kilka przyjemnych
minut – uspokoił się. Zaczęła jakby nigdy nic rozmawiać z
Wilczyńskim. Zadawała mu całą masę pytań („Jak się czujesz?
Tata nie będzie się martwić, że nie wróciłeś na noc? Wyspałeś
się? Maciej dobrze cię ugościł?”), a gdy Filip udzielił jej
krótkich, ale chyba według niej niezbyt satysfakcjonujących
odpowiedzi, pojawiło się również i kilka stwierdzeń. („Biedactwo
moje, taki chudziutki jesteś. Dołożę ci naleśniczka.”)
Nie
trudno było zauważyć, że Agata naprawdę polubiła Filipa. Gdy
dokładała mu na talerz placka za plackiem, miał ochotę się
roześmiać, chociaż wewnętrznie zdusił w sobie lekkie ukłucie
zazdrości. No cóż, czasy, kiedy jako nastolatek obrabiał mamie
całą lodówkę i nie ponosił żadnych konsekwencji w postaci
ponadprogramowych kilogramów, bezpowrotnie już minęły. A Filip
jadł jak za dwóch. Możliwe, że zawiniło tutaj wczorajsze
popalanie trawki, bądź po prostu był zdrowym małolatem z szybką
przemianą materii. Tak czy inaczej, Maciej nie mógł zaprzeczyć –
dodatkowe cyfry na wadze z pewnością przydadzą się Filipowi.
–
Zawieziesz go do domu, tak? – zapytała Agata, chowając szminkę
do kosmetyczki.
–
Zawiozę – odparł Maciej lakonicznym tonem.
–
Wytłumacz jego tacie, co się stało. Z pewnością biedaczek się
martwił – dodała, oglądając się na Filipa i posyłając mu
pełen ciepła uśmiech, jak na dobrą babcię przystało. Maciej
popatrzył na nią ze skonfundowaniem, nie wiedząc, czy bardziej go
to rozbawiło, czy przeraziło. Przecież między nim a Wilczyńskim
było trzynaście lat różnicy – owszem, to dużo, ale mimo
wszystko nie nadawałby się na jego ojca!
Ale
na wujka już tak, podpowiedział mu jakiś niechciany, złośliwy
głos w głowie, aż za bardzo przypominając swoim brzmieniem
Filipa.
–
Wytłumaczę – odmruknął i wrzucił na pierwszy bieg, kiedy
światła się zmieniły. – Na pewno dojedziesz sama? – zapytał
jeszcze, mimo że przecież nie miał czasu na odwożenie mamy do
sąsiedniego miasteczka. Wypadało jednak się upewnić.
–
Oczywiście, kochanie – odparła. – Pociągi teraz to takie nowe
są. Wygodne bardzo. Siedzenia czyste, wszędzie czysto, a i
klimatyzację mają! – pochwaliła, a Maciej jedynie skinął głową
na znak, że przyjął to do wiadomości. – Konduktorzy też
znacznie milsi. Jak za komuny jeździłam do twojego taty, okropni
byli, mówię ci. – Zacmokała z dezaprobatą. – A tyle co ja
spędziłam wtedy w tych pociągach, to ty przez całe życie nie
spędzisz!
Uśmiechnął
się pod nosem, doskonale wyczuwając moment, w którym najlepiej się
wyłączyć i jedynie kiwać głową czy pomrukiwać „mhm” pod
nosem. Mama, jak chyba większość starszych ludzi, uwielbiała
wspominać. Opowiadała o czasach, które Maciej kojarzył jedynie z
filmów czy książek. Wciąż i wciąż dręczyła jedną historię,
mówiąc o niej tak, jak gdyby robiła to po raz pierwszy, a on nie
znał już każdego jej szczegółu. Nigdy tego jednak nie wypominał;
skoro chciała się wygadać, to komu miała, jak nie jemu?
–
Twój tata był przystojny... – powiedziała do Macieja, żeby
zaraz obejrzeć się na Filipa. – Bardzo podobny do Macieja –
powiedziała Wilczyńskiemu, który popatrzył na nią i uśmiechnął
się lekko. – Też taki wysoki. I tak samo jak Maciej ciągle się
marszczył.
–
Maciej jest bardzo podobny do pani – wtrącił Filip, zerkając na
lusterko, w którym dojrzał jasne spojrzenie Wyszyńskiego.
– Och
tak? Wszyscy mówią, że to istny ojciec – powiedziała i
wyciągnęła rękę, żeby pogładzić syna po boku głowy. Nic
nawet nie wspomniał o porannym kilkunastominutowym układaniu swojej
fryzury, bez słowa pozwolił jej ją zniszczyć.
– Nie
wiem, jak wyglądał, ale mnie się wydaje, że jesteście bardzo do
siebie podobni – odparł Filip tak niepodobnym do siebie tonem
grzecznego i dobrze wychowanego chłopaka. Maciej aż uśmiechnął
się pod nosem z rozbawieniem, przypominając sobie te wszystkie
„kurwy” wraz z innymi niewybrednymi przekleństwami, jakie padły
z jego ust.
–
Miło usłyszeć – odparła zadowolona Agata, wyraźnie odbierając
to jako komplement. Chyba każdy rodzic lubił słuchać o
podobieństwie swoich pociech do nich samych... nawet jeśli ta
pociecha miała ponad trzydzieści lat. Nie trudno było też
dostrzec więź łączącą Macieja i jego mamę. Filip przyglądał
im się w milczeniu, wysnuwając po cichu wnioski. Raczej nie odzywał
się niepytany, siedział po prostu na tyłach samochodu,
przysłuchując się rozmowie i tylko od czasu do czasu uśmiechając
się pod nosem. Matka dla Macieja z pewnością była naprawdę
bardzo ważna, Filip od razu zauważył szacunek, z jakim się do
niej odnosił. Nawet gdy coś mu się nie podobało, wszystkie
komentarze dusił w sobie i jedynie poprzez skrzywienie dawał znać,
co naprawdę o tym sądzi. A krzywił się w całkiem zabawny sposób,
marszcząc mocno brwi, czoło i delikatnie nos. To musi kiedyś
zaowocować zmarszczkami, zaśmiał się w duchu Filip, przypominając
sobie cały Maciejowy arsenał kremów ujędrniających skórę. Aż
odwrócił twarz w kierunku okna, żeby jakoś zakryć wpływający
mu na twarz rozbawiony uśmiech.
Kiedy
zatrzymali samochód na parkingu przed dworcem, Maciej postanowił
odprowadzić mamę na peron. Co najdziwniejsze, zostawił kluczyki w
stacyjce. Filip popatrzył na zwisający luźno breloczek z logiem
Mercedesa. Gdyby był w nastroju, to może usiadłby za kierownicą i
dla zabawy chociażby przestawił pojazd. Nie miał jednak ochoty na
żadne takie numery, w głowie wciąż tłukły mu się myśli o
Błażeju. Pomimo trzeźwego umysłu, wciąż nie bardzo wiedział,
jak powinien rozwiązać tę sprawę, a to powodowało narastającą
w nim frustrację. Po raz pierwszy od naprawdę dawna czuł się tak
bezsilny. Kiedy poznawał Błażeja i zyskał dzięki temu pozycję w
grupie – bądź co bądź – dość silnych ludzi, urósł o kilka
centymetrów, żeby teraz zostać brutalnie zgniecionym. Tamten, jak
mu się wtedy wydawało, awans społeczny i finansowy dodawał mu
skrzydeł. Mógł być sobą, mógł pyskować, rozstawiać ludzi i
nie bać się konsekwencji, bo przecież zawsze gdzieś tam był
Błażej...
–
Kurwa – warknął, uderzając pięścią w skórzaną tapicerkę,
żeby zaraz wyskoczyć z samochodu. Trzasnął drzwiami, czego jednak
zaraz pożałował. Spojrzał na pojazd, krzywiąc się lekko, bo
właśnie pomyślał, że wyżywa się na dość drogiej rzeczy
należącej do Macieja. I jakoś nie chciał go narażać na straty
(całkiem zabawne, biorąc po uwagę sposób, w jaki się poznali).
Bez większych ekscesów obszedł auto, żeby zaraz usadowić się na
miejscu pasażera. Wpatrzył się w nowy budynek dworca. Gdzieś
czytał, że ostatnio PKP odremontowało większość polskich
dworców, co jednak chyba nie zawsze dawało zapierający dech w
piersiach efekt. Albo raczej zapierało, ale głównie przez
zażenowanie. Zdecydowanie nie potrafili dobrać architektów, czego
idealnym przykładem była oszklona budowla wdzięcząca się tuż
przed nim. Swoim kształtem przypominała zszywacz i raczej niewiele
osób potrafiło znaleźć w niej cokolwiek użytecznego, co
pozwoliłoby tej konstrukcji przetrwać kolejne kilkadziesiąt lat.
Tylko patrzeć, jak błyszczące teraz w porannym słońcu szkło
zachodzi brudem, a budynek o kosmiczno-nowoczesnym charakterze staje
się po prostu ohydny i szpecący krajobraz. W szczególności, że
znajdujące się nieopodal, odrestaurowane przedwojenne kamieniczki
naprawdę nadawały okolicy specyficznego klimatu. Zszywacz pasował
tu jak Filipowa pięść do Błażejowego nosa.
Z
zamyślenia wyrwał go odgłos otwieranych drzwi. Popatrzył na
Macieja wsiadającego za kierownicę.
–
Szybko – mruknął, gdy Maciej zapinał pas.
–
Pociąg stał już na peronie – wyjaśnił, przekręcając klucz w
stacyjce, żeby zaraz popatrzeć na wciąż nieznośnie zasępionego
Filipa. Ten stan utrzymywał mu się od samego rana i o ile w
towarzystwie mamy Maciej jakoś dawał radę to zdzierżyć, tak
teraz naprawdę przychodziło mu to z trudem. – Chcesz gdzieś
jeszcze jechać? – zapytał jakby nigdy nic. Jakby za chwilę nie
zaczynał pracy i jakby mógł poświęcić Filipowi jeszcze trochę
czasu.
– Nie
– odpowiedział zdawkowo Wilczyński, myślami dryfując gdzieś
daleko od samochodu Macieja.
– To
gdzie mieszkasz? – zapytał, wycofując w końcu pojazd.
– Na
Sławkowskiej, wiesz, gdzie to?
–
Mhm, kojarzę. – Wyszyński kiwnął głową, zdając sobie sprawę,
że w końcu zobaczy, gdzie mieszkał Filip.
O ile
jeszcze niedawno Filip kłapał dziobem na lewo i prawo, a Maciej
nigdy nie pozostawiał tych uszczypliwości bez swoich komentarzy, to
teraz połowa drogi minęła im w milczeniu. Wilczyński wpatrywał
się w okno, a jego twarz pozostawała ściągnięta przez stres.
Trzeba byłoby być ślepym, żeby nie dostrzec jego zdenerwowania.
–
Naprawdę jest taki groźny? – zapytał w końcu Maciej,
przerywając milczenie. Filip zwrócił na niego zdezorientowany
wzrok, nie odpowiadając od razu.
– No,
trochę – odpowiedział i chciał na tym poprzestać. Raczej nie
lubił zwierzać się ludziom ze swoich problemów, a w szczególności
nie miał zamiaru robić tego Maciejowi. Nim się jednak obejrzał,
już otwierał usta. – Chodzi o to, że dzięki niemu miałem pracę
– mruknął, zaczynając gorączkowo poruszać nogą. – I ma za
sobą ludzi. I w ogóle, Jezu... – sapnął i zaczesał nerwowo
kosmyk brązowych włosów za ucho. – Przekichane – mruknął
bardziej do siebie niż do Macieja, znów odwracając spojrzenie w
stronę szyby.
Maciej
poczuł mocny uścisk w żołądku na ten widok. Zupełnie jakby ktoś
właśnie uderzył go w brzuch, tym samym powodując nieprzyjemne,
piekące dreszcze rozprzestrzeniające się w całej jamie
brzusznej. O ile jeszcze wczoraj nie czuł tego tak dotkliwie, to
dzisiaj naprawdę zaczął się denerwować. Oczywiście nie
przyznałby tego na głos, ale martwił się o Filipa. Najchętniej
zawróciłby do swojego mieszkania, ulokował tam dzieciaka i zamknął
drzwi, żeby później ze spokojną głową pojechać do pracy.
– A
może...? – zaczął i zaraz urwał, zdając sobie sprawę, co
takiego chciał powiedzieć. Całe szczęście Wilczyński nie
zwrócił na niego większej uwagi, zbyt pogrążony we własnych
pesymistycznych myślach.
Zatrzymał
samochód pod jedną z kamienic. Była szarą, bryłowatą plombą
pomiędzy jednym sypiącym się budynkiem – ale wciąż
zachowującym swój dawny, przedwojenny urok – a drugim. Plomba
zdawała się z nimi gryźć, przypominając tym samym o czarze
PRL-u.
–
Tutaj? – zapytał jeszcze Maciej, aby się upewnić.
–
Mhm, tutaj – odparł Filip, odpinając pas. – No to dzięki –
powiedział, uśmiechając się lekko i starając się za wszelką
cenę ukryć zdenerwowanie. Nie był przyzwyczajony do okazywania
wdzięczności.
Maciej
popatrzył na niego. Na jego zadarty nos, pełne usta, mocne, grube
brwi. Filip z pewnością nie pasował do tej okolicy, przynajmniej z
wyglądu. Doskonale wiedział, że za nazwanie Wilczyńskiego
„uroczym” naraziłby siebie na irytację Wilczyńskiego, więc
wypowiedzenie tego na głos nie przebiegło mu nawet przez myśli. I
tak jednak musiał przyznać, że słowo „uroczy” trochę gryzło
się z wizerunkiem Filipa. Miało zbyt słodki wydźwięk i jeżeli
by się uprzeć, to prędzej pasowałoby do Psa niż do
Wilczyńskiego. Ale mimo wszystko Filip miał w sobie coś
urzekającego, co kłóciło się z otoczeniem, w jakim tkwił. Był
trochę jak ta plomba pomiędzy budynkami, tyle tylko, że w plombie
Maciej nie potrafiłby znaleźć niczego godnego uwagi. Aż chciało
się ją stamtąd wyrwać, tak samo jak Maciej chciał wyrwać stąd
Filipa.
– Jak
coś... – zaczął, gdy Wilczyński sięgał już do klamki w
drzwiach. Rzucił Maciejowi nierozumiejące spojrzenie. – Dzwoń. –
Chrząknął nerwowo, dziwnie czując się w nowej, opiekuńczej roli
raczej. Mimo wszystkich porównań, Filip nie był mało rozumiejącym
psem. Był chłopakiem, z którym początkowo chciał prowadzić
dziwną, ale bardzo uwodzicielską grę. Dzieciakiem, który przy
pierwszym spotkaniu go okradł, dzikim i nieprzewidywalnym... aż do
czasu. Maciej złapał się już na tym, że powoli Filipa rozgryzał,
tak samo zresztą, jak Filip rozgryzał jego. Tylko co, jeżeli już
przegryzą się całkowicie i na języku zostanie jedynie słaby
posmak?
Usta
Wilczyńskiego jakby samoistnie ułożyły się w lekki uśmiech, a
on kiwnął nieco niepewnie głową. Tak samo jak Maciej nie potrafił
odnaleźć się w nowej roli, tak samo on nie wiedział, jak powinien
na nią reagować. Bo z jednej strony całkiem przyjemnie jest mieć
kogoś, kto naprawdę się o ciebie troszczy... Nie, żeby Filipowi
kiedykolwiek brakowało takich osób, miał w końcu mamę, Maję i
resztę zgrai w domu, jednak ta troska wynikała głównie z ich
silnych więzi rodzinnych. Maciej był przecież całkowicie obcą
osobą, nie musiał zaprzątać sobie nim głowy.
Nie
myśląc wiele, pochylił się do Macieja. Złapał go za kark i żeby
nie odpowiadać mu werbalnie, przyciągnął do pocałunku. Od razu
utorował sobie drogę do wnętrza jego ust. Zamruczał, kiedy poczuł
na języku miętowy smak po gumie, której chyba nie zdążył
wypluć. Nie chcąc więc, żeby Maciej się nią zadławił, no i
oczywiście mając gdzieś z tyłu głowy, że każdy mógł ich tu
zobaczyć, po kilku chwilach odsunął się. Nim jednak to zrobił,
jakby na pożegnanie cmoknął go ostatni raz w usta.
–
Pozdrów teściową – rzucił jeszcze na odchodnym i wyskoczył z
samochodu. Maciej prychnął z rozbawieniem, kiedy dostrzegł ten
jego złośliwy uśmieszek na twarzy. Lepszy on, niż bijąca na
kilometry posępność. Odprowadził Filipa wzrokiem do drzwi
kamienicy, aż wreszcie odpalił samochód i odjechał. Musiał się
pospieszyć, jeżeli nie chciał spóźnić się do pracy.
***
Wszedł
do kamienicy i z każdym krokiem zbliżającym go do drzwi
mieszkania, czuł się coraz gorzej. Jakby ktoś położył mu głaz
na piersi, który z chwili na chwilę zaczynał coraz bardziej ciążyć
i utrudniać oddychanie. Wsunął rękę do kieszeni w poszukiwaniu
kluczy. Raczej wątpił, żeby ktokolwiek był w mieszkaniu o tej
porze. Jego rodzeństwo pewnie biegało teraz gdzieś
po dworze, ciesząc się resztką wakacji, ale to może
i lepiej. Przynajmniej będzie mieć chwilę dla siebie, ugotuje im
obiad (nie przyznawał się do tego, ale gotowanie zawsze go
odprężało), posprząta i po prostu pomyśli. Kiedy wyciągnął
pęk kluczy, usłyszał trzask drzwi wejściowych. Nawet się nie
obejrzał, zbyt pochłonięty przez swoje rozważania, które zdawały
się nie mieć końca. Nim zabrał się za otwieranie zamka, poczuł
silny uścisk na ramieniu. Nie zdążył chociażby nabrać
powietrza, a ktoś już pchnął go na ścianę z zadziwiającą
łatwością. Zupełnie, jakby nic nie ważył i nie stanowił żadnej
przeszkody dla przeciwnika. Serce na moment zamarło mu w bezruchu,
gardło ścisnęło przerażenie, a żołądek zdawał się wywrócić
na druga stronę.
– Z
kim, kurwa, przyjechałeś?!
Jak można kończyć w takim momencie? :(
OdpowiedzUsuńMiałam nadzieję, że może Maciej za nim pójdzie, ale potem wróciłam wzrokiem do poprzedniego akapitu i moje nadzieje się rozwiały.
Rozdział wydał mi się zadziwiająco krótki, ale może dlatego, że poprzednim tak nas rozpuściłaś ;D Wszystkie rozdziały mogłyby być takie długie.
Podoba mi się to jak rozwijasz relacje między bohaterami. Wszystko idzie powoli, ma własne tempo, które zresztą jest właściwe. Jakoś nie podoba mi się jak w opowiadaniach w pierwszym rozdziale bohaterowie się poznają, a w następnym już jest wielka miłość.
Uwielbiam twoje opowiadania i często do nich wracam. Nadal czekam na jakiś dodatek do ZTP najlepiej kilkuset rozdziałowy (hehehe)
Dużo weny <3
Fakt, ten rozdział był wyjątkowo krótki, ale nie mogłam pociągnąć tego dalej. Trzeba budować napięcie. :D
UsuńCo do tego dodatku do ZTP, wciąż o nim pamiętam, chodzi za mną i mnie prześladuje, ale mając nowe pomysły na opowiadania, nie mogę tak po prostu się za niego zabrać. Bardzo ciężko odkopuje się stare teksty.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)
Świetne!
OdpowiedzUsuńFilip wracasz do domu ,a facet na ciebie czekaXDD
Mam wrażenie ,że dla Łukasza dobry byłby partner w podobnym wieku co on żeby Łukasz mógł się nim zaopiekować.Nie mówię ,że ten pięćdziesięcioletni mężczyzna miałby być od razu jego partnerem (dopiero Łukasz wysłał mu wiadomość),ale tak mnie naszło ,że jakby kiedyś chciał kogoś poznać to szukałby właśnie kogoś w swoim wiekuXDD
No ,ale uczucie czasami przychodzi z zupełnie innej strony niż się spodziewamy(czy jakoś tak)
Na przykład Wujek Maciej i Filip (szczeniak ,który do pewnego czasu za dużo 'szczekał' ,a już wtedy porwał serce Macieja)
To 'szczekanie' Filipa to taki żarcik ;)
Ciekawe czy Wilku i Pacuła w końcu się rozstają XD
Pacuła wyznaje mu miłość ;-; (taaak pomyślałam o tym)
Chciałabym XDDD
Psst
nie mogę się doczekać “Donikąd”
Pozdrawiam.
No to będzie Błażejada:-)
OdpowiedzUsuńSpodobało mi się to określenie. :D
UsuńW sumie to ciekawi mi, czy ten 'Pięćdziesięciolatek' to czasem nie Krzysztof. Byłoby całkiem zabawnie.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się bardzo sposób, w jaki opisujesz otoczenie (chociażby ten dworzec, czy mieszkanie Filipa), używasz całkiem trafnych prównań. Ogólnie bardzo przyjemnie mi się to czyta.
Jeszcze taki cliffhanger zaserwowałaś, że nie wiem, jak wytrzymam ten tydzień.
Pozdrawiam
Dziękuję ślicznie! :) Naprawdę cieszę się, że te moje opisy komuś przypadają do gustu i że nie są tylko "zapchaj dziurą". Dialogi to bułka z masłem przy opisach, mam więc nadzieję, że sztukę pisania opisów w końcu kiedyś opanuję do perfekcji. ;)
UsuńDopadł go dupek, ale nadzieja w tym, że go nie zabił od razu tylko wyjechał zazdrośnie kto go podwiózł. Łukasz - oby kogoś znalazł fajnego.
OdpowiedzUsuńDlaczego zakończyłaś to w takim momencie, to wyjątkowo okrutne. ;-;
OdpowiedzUsuńZnęcanie się nad czytelnikiem weszło autorce w nawyk. I tydzień czekania w niepewności, co będzie dalej z Filipem i jakim uszkodzeniom ulegnie, a może nie...
OdpowiedzUsuńNa moment pozwolę sobie wrócić do komentarza z poprzedniego odcinka;
Zamiar i stopniowanie zrozumiałem czytając odcinek, ale Filip, to nie Kacper z ZTP. Ta scena pasowałaby idealnie do Kacpra prawiczka. Filip to raczej hardcorowy przypadek, ale jak wspomniałem rozumiem potrzebę.
Podoba mi się jak Filip "dojrzewa" i nabiera rozumu co do relacji z Błażejem.
Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na cd.
PS. Nigdy nie miałem problemu z nerwowym obgryzaniem paznokci, ale przez Ciebie autorko chyba zacznę to robić.
Rozumiem o co chodzi Ci z Filipem i niestety muszę przyznać Ci rację. Popłynęłam. ;)
UsuńNaprawdę cieszę się, że "Gówniarz" potrafi trzymać w napięciu. Właśnie takie opowiadanie chciałam napisać, kiedy w mojej głowie kiełkował szkic tego tekstu. Ale nie mam zamiaru spoczywać na laurach, "Gówniarz" dopiero się rozkręca! :D
Dziękuję bardzo za komentarz!
To zbyt stresujące zakończenie rozdziału. Teraz będę zachodzić w głowę jak się to potoczy xD
OdpowiedzUsuńPrzypadła mi do gustu ta część z Łukaszem, chętnie bym i o nim poczytałam. Jak jego sprawy się potoczą ;)
Obiecuję, że Łukasz jeszcze nie raz, nie dwa się tu przewinie. :)
UsuńŁukasz porzucił żonę i dzieci, żeby teraz wypłakiwać się na blogu. Mógł to robić bez przeszkód, nadal będąc krypto. Za dużo się u niego nie zmieniło. Przydałby mu się jakiś kopniak na rozpęd. No, no Filip musi zebrać, co sam zasiał. I jeszcze Maciej został nakryty. Gościu kładący krem na noc pod oczy vs koks z ulicy to chyba będzie nierówna walka xD
OdpowiedzUsuńNie mogłaś uciąć rozdziału w lepszym momencie. Wyczekuję kolejnego rozdziału jak pies kiełbasy.
Pozdrowienia!
Oj tam, Maciej przecież raz już znokautował Błażeja. Może jakieś tam szanse ma... o ile Błażej znów postanowi się spić i spalić. :D
Usuń:) Dobry rozdział, jak zawsze!
OdpowiedzUsuńNieeee, w takim momencie! Hehe fajny rozdział, teraz bede ciagle myslec o nastepnym ;))
OdpowiedzUsuńTak sobie czytam i czytam i myślę że jakoś tak podejrzanie spokojnie i że pewnie zaraz bedzie jakieś trzęsienie ziemi no i sie nie zawiodłam ;) Oczywiscje Błażej na końcu rozdziału to pewnego rodzaju znęcanie się nad czytelnikiem ale takie już prawa autora. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuń